Zgadnij co gotujemy?
Dziś – mam nadzieję – zakotłuje się poczcie mailowej ponieważ nagrodą jest opracowana przez Agnieszkę Kozłowską książka pt. „Zapomniana kuchnia polskich kresów”. A te przepisy wśród bywalców blogu mają wielu zwolenników. Kto więc odpowie prawidłowo na trzy pytania ten otrzyma księgę zawierającą kilkaset przepisów ze starym rodowodem a wśród nich receptury blinów, cepelinów, rejbaków, kołdunów, kindziuka i innych przysmaków. Oto dzisiejsza porcja pytań:
1 – W 1919 roku otwarto w Warszawie restaurację „Kresy”, kelnerkami były ziemianki ze wschodu, a jaki był adres tego lokalu ?
2 – Co to za potrawa – tykwiennik?
3 – A kulicz to…?
Proszę szybko łapać myszkę w rękę i wysyłać dobre odpowiedzi na adres: internet@polityka.pl Kto pierwszy ten lepszy.
Komentarze
Ha, książkę to bym chciała, ale adresu „kresów” nie znam. Przyjdzie obyć się smakiem. Może wygra kolega Stanisław, przywiezie na Zjazd i pozwoli przejrzeć?
Niestety, kolega Stanisław wysłał dopiere przed chwilą, bo wcześniej obowiązki nie pozwoliły zajrzec. Ponadto nie jestem pewien, czy dobrze pamiętam nr domu. Ulice na pewno, to jedna z lepiej znanych ulic warszawskich. Właściwie kuchnia kresowa to moja domowa, ale za życia rodziców niewiele się przepisami interesowałem. Było parę wyjątków. Kołduny, mazurki, kluski. O tykwienniku się w domu mówiło, ale nie jadło. Ale jadłem kiedyś u rodziny.
Przeczytałem, com napisał, i się rozweseliłem. Brzmi to, jakbyw w „Kresach” bywał. Pamiętam ten lokal z czytania o nim oczywiście.
Nie znam specjalnie kuchni kresowej. A restauracja Kresy była w przewodnikach z tamtego okresu zaliczana do pierwszorzędnych razem z restauracjami: Varsovie, H. Lijewski i S-ka, Astoria, Gastronomia, Empire i Winiarnią Wł Millera 🙂
„Zupełnie tanie restauracje i mleczarnie” to: Zgoda na Podwalu, tania kuchnia dla inteligencji na Mazowieckiej, Kuchnia Akademicka na Koszykowej i Gospoda Żołnierska – Al. Jerozolimskie 🙂
Rok 1922 oczywiście 🙂
Nie moge zlapac tej myszki w reke. Ciagle mi sie wymyka.
Dobrze mieć taki przewodnik. To kopalnia wiedzy. Lubię przeglądać nie tylko stare przewodniki, ale także na przykład stare rozkłady jazdy. Jako dziecko naciagałem rodziców na nowe pełne rozkłady jazdy PKP. Zestawiałem sobie połączenia i sprawdzałem, ile czasu trzeba na podróż i dostęp do wagonu restauracyjnego albo sypialnego. Żałuję, że dawno zostały wyrzucone. Ale pamietam, że w latach 50-tych mieliśmy duzo więcej połączeń międzynarodowych niż obecnie.
Stanisławie, też lubię stare przewodniki, czasopisma. Niestety nie mam zbyt dużo takich rzeczy. Czasami udaje się coś znaleźć w antykwariacie. Na szczęście są teraz biblioteki cyfrowe, do których często zaglądam. Coraz więciej książek i czasopism jest już dostępnych.
Dzień dobry Wszystkim,
Znowu ładny dzień, dobre śnadanie, z dobrą lekturą. W papierowej wersji „Polityki” znalazłem np. przepis na wykorzystanie produktów z koszyka Kaczyńskiego z poprawiającym humor zakończeniem, oczywiście pióra naszego Gospodarza.
Danuśka – (do wczorajszego) – mam Twój numer, zadzwonię.
Dużo dobrego na dzisiaj dla Wszystkich życzę.
Lubię stare przewodniki, stare gazety, śmieszą mnie reklamy sprzed więcej niż 100 laty. W Muzeum Archikatedralnym w Poznaniu natknęłam się kiedyś na mini-plakat? Ulotkę? Na różowym byle jakim papierze formatu A5 było zawiadomienie o koncercie sopranistki JO Wandy Jaruzelskiej (kuzynka ojca Generała) który odbędzie się w salonach JO hr Bninskiej przy placy Nowomiejskim. Dochód z koncertu przeznaczono na „wspomożenie narodowe i biblioteki włościańskie”. I jak tu nie kochać starych szpargałów?
Pomyślałam,że powędruję śladem tanich,warszawskich restauracji z roku 1922,wymienionych przez Asię i spróbuję pomyśleć z czym teraz w roku 2011 kojarzą mi się te adresy. I tak :
ul.Podwale
Na Podwalu to mamy w dzisiejszych czasach bardzo modną ?Kompanię Piwną?Może i nie jest taka bardzo droga (jak na tamtejszą lokalizację )
ale przyznam,że to niekoniecznie moje klimaty.
tania kuchnia dla inteligencji na Mazowieckiej
Na Mazowieckiej tanio nie jest,a już na pewno nie w ?Kuźni Smaku?.
Ale kuchnia smaczna,a wnętrze urządzone ze smakiem,co niektórzy blogowicze mieli okazję sprawdzić 🙂
kuchnia Akademicka na Koszykowej
Na Koszykowej owszem w pięknym budynku Wydziału Architektury
mieści się ?Apetyt Architektów?. Karnet na lunch 18,00 zł.Zatem można
uznać, że na Koszykowej dalej jest to znalezienia tania kuchnia akademicka.Oprócz tego na drugim końcu Koszykowej wykwintna ?Prowansja? z równie wykwintnymi cenami 😉
Al.Jerozolimskie
A w Al.Jerozolimskich różnych knajp dostatek,od wytwornej restauracji ?Strauss?w Hotelu Polonia po Mc Donalda na parterze Domu Towarowego ?Smyk?.Natomiast żadnej Gospody Żołnierskiej nie uświadczysz 🙁
Natomiast a propos dzisiejszego tematu napomknę,że bardzo smaczną kuchnię kresową serwuje w stolicy ?Kamanda Lwowska? na Foksal,też dobrze znana,niektórym blogowiczom zza kałuży 🙂
Oczywiście! Jako,że tekst pisałam w wordzie wszystkie cudzysłowy
łotr pozamieniał na znaki zapytania !
A Nemo w konkursach już nie startuje i w ogóle,chyba znowu postanowiła
pomilczeć 🙁
Pisałam już kiedyś, że do niedawna przy Starym Rynku w Poznaniu mieściła się restauracja „Kresowa” znana z dobrej kuchni i będąca jednocześnie ostoją bardzo prężnego u nas środowiska : owarzystwa Miłośników Wilna i Kresów.; to najczęściej repatrianci (i ich potomkowie) którzzy osiedli nad Wartą. Im zawdzięczmy huczne Kaziuki i oni założyli – klub-restaurację. Wykończył ich rynek i czynsze. Szukali nowej lokalizacji – czy znaleźli – nie wiem.
Danuśka 🙂
Dzień dobry 🙂
Nemo pewnie sieje, sieje, sieje…
Gospodarz poleca „Wytworne placki ziemniaczane dla niebogatych” 🙄
Haneczko =- Gospodarz jest figlarz i niecnota. ydzień temu polecał sery z mleka renifera i innych zwierząt, co się raczej z mlecznością użytkową nie kojarzą. Jak kiedyś napisze, że adł ser z mleka waleni (też ssaki) albo mysy, to ja okiem nie mrugnę.
No, co jest – nie odbija mi duże „t” i z też dwa razy padło? tam miała być „mysz” nie mys
Wytworne placki dla niebogatych ? Dlaczego,nie ?
Dla bogatych z kawiorem,dla tych bez grosza tylko z wytworną kwaśną
śmietaną oraz pachnącym,wiosennym koperkiem dla okrasy 😉
Haneczko-jeśli Nemo sieje,to nich chociaż w skrócie sprawozda :
co ? gdzie ? kiedy ?
Danuśka, prezes nie kupił ani śmietany, ani koperku. Wytwornym dodatkiem są smażone plastry jabłek 😆
Nie mam wieści od Nemo, tylko życzliwie podejrzewam 🙂
I mnie nie odbilo wczoraj „f”. Napisalem Strogono(v), a powinno bylo byc „ff”. Placek wie dobrze. Pozno juz bylo i powinienem byl juz byc w lozku, zamiast pisac glupoty!
A tykwiennik to wskazuje na tyki – wiec napoj z chmielu – jasne.
Nadal nieprzyzwoicie ladnie i deszczu pomalu brak.
I Wam tak zycze posylajac moj wyz za Odre!
pepegor
O wytwornych plackach ziemniaczanych to ja juz dawno donosiłam 🙄
To muszą być malutkie, chrupiace placuszki, na to łyżka gęstej, kwaśnej smietany i kawioru łyżeczka. No dobra, nie ten szlachetny, czarny astrachański, niech mu będzie ikra pomarańczowa, z górnej półki, i tak tańsza, niż droższa. Smakuje znakomicie, a danie serwujemy, ile razy się z Leolą spikniemy. Rzadko ostatnio, bo onaż w Atlancie.
Co ja tu o tej porze robię – nie wiem, przechodzę mimo i zerknęłam, a jak zerknęłam, to…
Idę deczko dospać.
Tym razem najszybsza była Ewelina z Chrzanowa. Gratulacje!
A odpowiedzi są następujące:
1. Nowy Świat róg Wareckiej;
2. Rozgotowana do konsystencji zupy dynia z tłuszczem wieprzowym i śmietaną;
3. Rosyjska baba paschalna.
Książka w drodze. Następne nagrody szykowane na kolejne dni quizowe.
Dziędobry na rubieży.
Właściwie to cały czas byłam na rubieży, tylko dalej na południe. A nawet raz ją przekroczyłam, żeby skoczyć do Harrachova – nie na narty, a do sklepiku szklanego. Nabyłam piękne kieliszki do wina na niebotycznych kobaltowych nóżkach, cienkie jak skorupka jajka. Do moich zeszłorocznych szampanek. Mają tam miły zwyczaj polegający na tym, że wzór kupiony w zeszłym roku nadal stoi na półce i czeka na klienta, który chciałby dokupić coś, bo potłukł albo koncepcja mu się urodziła Te same kielichy co rok temu stoją w tym samym miejscu. Niektóre są arcydziełami rzemiosła, leciutkie i delikatne. Pyszny sklep dla kobitek. I nie tylko zresztą.
Kulinarnie nie pohulałam specjalnie, bo pod Karkonoszami w przedziwny sposób tuła się duch peerelowskich jadłodajni. Jest na przykład – to w Szklarskiej Porębie – nowa gospoda typu wielkie stoły i ciężkie ławy – dostałam tam rosół, do którego ktoś chlusnął szczodrze maggi i dwa gołąbki jak dla kierowcy TIRa, ugdulone, bez specjalnego smaku (poza tym że słone jak cholera) i zalane krwawą mazią robiącą za sos pomidorowy. Żurki, w których łyżka staje (sama mąka), pierogi jak pociski armatnie i całkiem sympatyczny karpik usmażony po prostu.
W niektórych miejscach te rzeczy można jednak zjeść z bajkowym widokiem na calutkie pasmo Karkonoszy – jest na przykład taki zajeździk na drodze nr 3, między Jelenią Górą a Szklarską Porębą. Są też różne liczne smażalnie – w Podgórzynie, nad stawami, w których te góry się odbijają, mają chyba najlepszy widok.
Bo góry piękne były – z wyjątkiem soboty – nadzwyczajnie. Śniegu mniej niż w niektórych latach, ale wciąż sporo białego na szczytach. I tak to lśniło w zachodzącym słońcu, kiedy wyjeżdżałam…
To ja teraz doczytam zaległości.
Gratulacje dla Eweliny! 🙂
W „Przewodniku po Warszawie na rok 1905” widnieje reklama: „Szkoła Rysunkowo-Malarska dla kobiet ? St. Adamczewskiego ? z kierunkiem klasycznym. Oddzielne kursy wieczorne dla mężczyzn. Zapisy codzienne od godziny 11 do 1. ul. Trębacka nr 10” 🙂
Dodajmy dla sprawiedliwości dziejowej, że wielką pociechą podróżującego po Polsce jest kawa na orlenowskich benzyniakach. Zazwyczaj biorę espresso doppio – naprawdę dobre!
Hej, Nisiu – witaj z drogi. Jeszcze nam Nemo się gdzieś zapodziała.
Niestety to nie moja rodzina Asiu.
Jeden z dziadków był dyrektorem fabryki uzbrojenia a drugi lekarzem. Pradziadek zaś (i prapra też, bo on założył firmę) miał zakład produkujący broń myśliwską i wielki sklep ze swoimi wyrobami. Było to przy ulicy Trębackiej. A zakład nazywał się Torchalski i synowie. To – jak łatwo się domyslić – był pradziadek mojej Mamy.
Jak widać wszyscy moi przodkowie pracowali z konkretnych zawodach. Nikt nie miał artystycznych talentów. A szkoła rysunku dla pań to piękna idea.
Gospodarzu, Asiu,
Dziękuję 🙂 .
Wracam do pracy.
Gratulacje dla Eweliny.
Rodzina Torchalskich uprawiała rusznikarstwo od wieków. O rodzie rusznikarzy pisał Z.K Jagodziński. W miedzywojennym dwudziestoleciu opinię doskonałego rusznikarza miał Ryszard Torchalski. Skład broni R. Torchalski reklamował się w Kalendarzu Mysliwskim z 1928 roku.
Rusznikarstwo jest na pewno sztuką.
Sztuką jest prowadzanie mojego psa; ciągnie, jak Ursus na dopalaczu; puszczony luzem nie chce wracać. Ciepło, słoneczko, bez wiatru, a tu albo na sznurku, albo już do domu. No, wieco co? Zamiast brać żywego jamnika, trzeba było sobie maskotkę kupić.
Widzę, że Stanisław zaczyna upodabniać się do Nemo.
To naprawdę nic trudnego popisywać się „swoimi” wiadomościami. Wystarczy odrobina umiejętności w posługiwaniu się internetowymi przeglądarkami:
http://www.nid.pl/UserFiles/File/Publikacje/Muzealnictwo/Muzealnictwo%2050/muz_50-18.pdf
http://allegro.pl/1928-kalendarz-mysliwski-i-moscicki-na-polowaniu-i1524455559.html
…i już uchodzimy za baaaardzo mądrą osobę. Proste?
Doczytałam.
I pomyślałam sobie, że może odwieczny spór o to: Strogonow czy Stroganow wynika z jednej cechy rosyjskiej wymowy, która każe „o” poza akcentem czytać jak „a”. W oryginale pisze się „strogonow”, a czyta „stroganow”. Jedni zapisali ze słuchu, inni przepisali literki…
Na zasadzie „On ukradł, czy jemu ukradli”, długie lata wyobrażałam sobie adm H.Nelsona, jak to w kambuzie dusi wołowinę z ziemniakami i grzybkami, bo lubi zrazy. Przykro mi było, że ktoś tan odarł mnie ze złudzeń – to kolejny kucharz, kolejny raz, podlizał się kolejnemu możnemu panu. Z kobiet chyba tylko Melba dostąpiła tego zaszczytu, a i tak tylko w deserze.
Ewo śląska nasza – gratulacje.
Stanisławie, znam ten tekst i mam w domu druk. Ilustracje są z naszego domowego archiwum.
Ten dom przy Trębackiej ma ciekawą historię. Podczas wojny Torchalscy prowadzili tam sklep z wyposażeniem kuchennym a na zapleczu był stały punkt spotkań AK. Korzystano także ze strzelnicy, która mieściła się w piwnicy pod sklepem. Wszystko zostało zburzone i spalone.
Teraz jest tam dom mieszkalny i skwerek.
Wprawdzie nie pradziadek,ani dziadek,
tylko ojciec,
Wprawdzie nie we własnej fabryce,
ale w cudzej,
wprawdzie nie w Warszawie,
a w St Etienne ? ufff !
Cher Papa,Ojciec Osobistego był bardzo cenionym fachowcem
u napotężniejszego producenta broni myśliwskiej w St Etienne.
A to miasto słynęło kiedyś i jeszcze trochę słynie z tej właśnie produkcji.
ewa gratulacje … 🙂
wróciłam ze swojego bazarku .. szłam wte i wewte piechotą bo pogoda cudna .. na bazarku już wiosenno-świątecznie .. odkryłam stoisko bardzo miłego pana, który przywozi specjały z Litwy: wędliny, sery i pieczywo .. ceny nawet przystępne .. kupiłam dwa kawałki sera z kminkiem i z ziołami (pycha) – kg 35 zł i 2 małe bułeczki z ciemnego pieczywa z kminkiem po 50 gr (też pycha) .. wędliny od 35-45 zł .. spróbowałam i jakość bardzo dobra ..
bluzka wiosenna też zakupiona .. 🙂
Nisiu odetchłaś? .. 🙂
Odetchłam, Jolinku. Miło popatrzeć na górki jeszcze ze śniegiem, jaśniejące w wiosennym słońcu. A kiedy zajeżdżałam w piątek do mojej Bacówki, wylazł na mnie koleżka koziołek cudnej urody – one tak czasem łażą po ulicach Karpacza wieczorami… poczułam się godnie przywitana. A zaś potem stałam sobie na szczycie schodków (takie żelazne, zewnętrzne, trochę jak przemysłowe), a przed moim nosem kilka metrów dwa kowaliki łaziły po brzozie, całe zadowolone, i wpierniczały robale…
Wiosna jest, masz rację!
o w Karpaczu też byłaś … na mnie też te okolice dobrze działają … to teraz wenę na papierze i w ogródku wykorzystasz .. i nam trochę podrzucisz .. 🙂
No bo ja właśnie do Karpacza odwiecznie jeżdżę i mieszkam sobie w goprowskiej bacówce naprzeciwko wyciągu na Kopę.
Miło mieć takie archiwum, które szczęśliwie uniknęło spalenia. Ile się w Polsce spaliło w wojnach i powstaniach.
A St. Etienne, jak i Macyw Centralny w ogóle to niegdysiejsze centrum (nomen omen) francuskiego przemysłu ciężkiego, więc i militarnego. Historia przemysłowa miasta zaczyna się od pasmanterii, ale już w czasie Rewolucji Francuskiej zostało przemianowane na Armeville.
Mało kto pamieta (wiem, że tutaj wszyscy pamiętają, ale tak na wszelki wypadek), że St Etienne to inaczej St Esteve, jeszce inaczej Stephen. Do dzisiaj mieszkańcy noszą ksywkę Stephanois i mieszkają w aglomeracji Stephanoise. Na pozór Masyw Centralny oferuje turystom mało atrakcji w porównaniu z innymi francuskimi regionami, jest jednak naprawdę wart zwiedzania. Wody mineralne, zabytki, góry powulkaniczne i taka trochę przedwojenna atmosfera.
Nisia odetchnięta,a Jolinek w nowej bluzce 🙂
A kapelusz,Jolinku ?
Też się wybieram na wiosenne zakupy : do kupienia mop do mycia
podłogi na wsi 🙂
No dobra ! Mop też,ale ciuch nowy,wiosenny o b o w i ą z k o w o !
No, ja większości nie wiem, a pozostałą mniejszość sukcesywnie zapominam 😕
Ewo, niech Ci półek nigdy nie zabraknie 😀
Środa to jedyny dzień, kiedy Młodsza o ludzkiej porze wraca do domu. Żurek zjedzony, a na deser były dzisiaj ciastka francuskie (znaczy z fr.ciasta) – rurki z kremem i ciastka z owocami – po 1 sztuce. Owocowe b. dobre, ale rurki znakomite – żadnych kremów budyniowych : śmietana świeża, zimna i puszysta. Zjadłam, a teraz zastanawiam się kto zmiecie tony listeczków ciasta obłamanych w konsumpcji. Są wszędzie wokół mnie.trzeba było w śliniaczku i z podstawką pod brodą.
Stanisławie- ten rejon jest bardzo piękny i nie brakuje tam atrakcji do zwiedzania. Ciekawostką jest,że Stephanois nie darzą sympatią mieszkańców Lyonu i na odwrót.Lyon duża metroloplia,a oddalona jedynie
o 60 km od trochę prowincjalnego,ale jednak miejskiego St Etienne.Stąd pewnie te animozje.
Pyro-okruszki zje Radek 🙂
Osobisty jest mocno spolonizowanym Stephanois 😉
Radek – odkurzacz?
E.
Łeeeee….-3C u mnie, chociaż piękne słońce 🙄
Uderzam w zajęcia (końcówki, końcówki), na obiad będą schabowe, panierkowane chyba nie za bardzo, bo jajec nikt nie zakupił 😯
p.s.
I Jerzor nie naprawił mi tego, co to zepsute nie było, a on mi chciał ulepszyć nie wiem, po co, teraz sie nawet nie mam czasu porozglądać po ustrojstwie, ale pokazałam mu to i owo, niech wie, że schrzanił (kulinarnie).
„Ale bo ja myślałem…” Nie myśl, dopóki nie zawołają, naprawiaj sobie swoje 🙄
Danuśko, masz zdrowe priorytety (ten ciuch i ten mop…)!
Kochani,
Raz jeszcze dziękuję, a szczególnie Haneczce – za piękne życzenie 🙂 .
Czas na spełnianie zamówień – Gdzie jest KrysiadeG Gdzie zginęła jak ta Anna M?
Dobry wieczór Szanownemu Blogowisku. 😆
Dzisiaj rano wyszłam, wieczorem przyszłam. Poszłam kupić bakalie i inne rzeczy na święta (mopa nie 😉 ), jak już zjadłam sobie obiadowe naleśniki, to mając sporo czasu do odjazdu autobusu, postanowiłam zajrzeć do „C & A” i niemal od progu „rzuciły się na mnie” spodnie. 😉 Oczywiście nie mogłam ich zignorować. 😆
Ewo, przesyłam Ci radosne gratulacje. 😆
Pepegorze (wczoraj 23:41), to nie inny blog podpowiedział nam o Twoich urodzinach, tylko kalendarz Echidny. 😉 😀
Zaraz przyjdzie do mnie sąsiadka, żeby skorzystać z komputera, dlatego muszę na teraz zakończyć. 😀
Witam wszystkich.
Jestem, Pyro, jestem. Tylko mam napad drutodłubania i oddaję się temu z pasją. Stąd brak czasu na wpisywanie. Tylko czytam.
Ewo – najserdeczniejsze gratulacje.
Jestem na etapie przygotowywania, aby się udać w stronę Nemo. (Trochę bardziej na zachód.) W związku z tym, tak jak Zgaga udałam się do C&A i tam napadł na mnie całkiem udany płaszczyk. Uległam, nabyłam i jestem bardzo zadowolona. A teraz odpoczywam.
Jej, Dziewczyny! Dlaczego na Was napadają spodnie, płaszcze i inne bluzki, a na Pyrę tylko wirusy i zarazy?
A mnie spotkał dramacik: byłam u mojego ukochanego kamieniarza półszlachetnego – i NIC nie kupiłam! Wszystko co chciałam, to mam! Dwadzieścia lat u niego nabywam i się zacięło. Wisiorki, pierścionki, naszyjniki – mam! Wszystkie ulubione minerały – mam!
🙄
Pyro , bo dajemy im szansę.
Nisiu – doszłaś do sytuacji Młodszej – trzeba przejść na handel wymienny. Kiedy jest się za daleką zagranicą trzeba u jubilera wymienić niektóre własne kamieniarstwo półszlachetne w oprawie, na ichnie (tym sposobem jakieś opale płomieniste albo i tanzanit można mieć)
Piekę właśnie ciasto na piątkowe urodziny syna – metrowiec, czyli właściwie dwa ciasta. To jego ulubione, ale pewnie zostanie pożarty przez urodzinowych gości. Całość jeszcze nie gotowa, bo muszę te dwa ciasta/ jasne i ciemne/pokroić na kromki i posmarować kremem, potem wszystko skleić i polać polewą czekoladową. Bardzo lubię to ciasto, ale dużo przy nim pracy.
A o zakupach wiosennych też już myślę. Podobno wkrótce ma być bardzo ciepło, więc nowa sukienka jest mi koniecznie potrzebna.
A ja wracając do domu wstąpiłem do sklepu z winami na KEN na Ursynowie, o którym już kiedyś wspomniałem. Znowu spędziłem tam bardzo miłe chwile gaworząc z właścicielem, a w wyniku pogawędki napadła na mnie butelka urugwajskiego Tannat z 2008 roku, bezskutecznie poszukiwanego w Stanach.
Nieśmiało też przypominam, że Gospodarz obiecał nam jeden specjalny wpis o winach urugwajskich.
Dla wszystkich chętnych podaję sznureczek do sklepu, dla mnie to najlepszy sklep z winami, jaki w Polsce spotkałem, chociaż niewielki, a właściciel zna się na tym, co sprzedaje. Nadmieniam też, że nie mam jakiegoś wielkiego porównania, ale takie jest moje zdanie.
http://www.cantina.pl/index.php?dzial=informacje
Nisiu,
polecam również targi minerałów i skamienialin. Poza ciekawymi okazami w stanie „surowym” można się również natknąć na ciekawe okazy w stanie nadającym się do noszenia.
Właściwie, to ten sznureczek powinienem podać. Przepraszam.
http://www.cantina.pl/
Zmiana plana. Pokroję schab na cieniutkie paseczki i zrobię w woku pomieszanie z poplątaniem, czyli dużo warzyw szybciutko pożenionych ze schabem. Podleję sosem sojowym i kapką rosołku. Rzucę to na ryż.
Spieszę donieść,że mop kupiony oraz ….dwie bluzki (w tym jedna za bezcen,bo tylko 35 zł) też 😀
Uznałam,że zakupy wielce udane i dorzuciłam do nich jeszcze białe,letnie spodnie,bo świetnie pasują do tej bluzki za 35 zł.
Przypominam,że na weekend zapowiadają prawie lato i trzeba być przygotowanym 😉
Ech,dziewczyny,jak ja lubię wiosnę 🙂
Nowy-namiary na sklep z winami na ul.KEN odnotowane !
Nie mam ani jednej bluzki, tanzanitu nie widziałem od 2005 roku, od lubelskich i warszawskich restauracji dzieli mnie ponad 6000 kilometrów.
Tyle życiową prozą – jadę po wino 🙂
Ewo, ja już mam w domu mały kamieniołom…
Nisiu,
To jak przypadkiem wybiorę się do Szczecina, przywiozę Ci swój kamieniołom i zrobimy „machniom ” 😉
Kolejny kamieniołom czeka na ysiąclecia w Pyrogrodzie
Wszyscy sobie poszli? to ja też idę. Kto zostaje przy lampce?
Jak to kto? Ja. Dopiero skończyłam robotę (22:30).
Zerknęłam z niechęcią na okoliczności – jutro czeka mnie gruntowne sprzatanie. Nic mnie dzisiaj nie zaatakowało, bo nie ruszałam się z warsztatu, ale z letnich ciuchów udało mi się onegdaj kupić dwie pary spodni. Teraz przydałoby się zrobić polowanie na bluzki.
Jestem tak zmęczona (chciałam dzisiaj zakończyć i mieć z głowy), że chyba zrobię sobie herbatkę i poczytam coś, zanim pójdę kimać. Gaszę lampkę,
dobranoc!
Odgłosy
dzień dobry …
Danuśka ten kapelusz to mi musi sam na głowę wskoczyć .. 🙂
Alicjo zdjęcie prosimy finałowego rezultatu robótek ręcznych …
a u mnie na osiedlu zaczęły się dywanić krokusy na trawnikach i pięknie jest .. 🙂
Nisiu ja to od jakiegoś czasu stwierdziłam, że już wielu rzeczy nie potrzebuje .. starość mnie dopada co chwilę ale bronię się ręcami i nogami … 😉
Głosy, odgłosy, wiosna już całkiem zdecydowana trochę u nas pomieszkać. Kawa na stole – zabieram się za prasówkę.
Witam.
Jolinko
Uświadom sobie,że każdy się starzeje. Doceniaj to co masz,że żyjesz.
yurek świadoma jestem w tej sprawie już od paru lat ale dopiero od niedawna doceniam to, że wiem i się staram .. .. pozsdrawiam serdecznie .. 🙂
Popatrzyłem, dużo ciekawych informacji, bardzo niewiele na temat tego, co mają w sprzedaży. Widać, że właściciel bardziej kocha wino niż handel. Ale ceny, które można sprawdzić, nie są zbyt niskie. Wiele informacji bardzo pożytecznych, niektóre nieco bałamutne.
Amarone ma być podawane w temperaturze 16 stopni, a ja radzę pić cieplejsze. Ciężkie, mocne wina w temperaturze 20 stopni oddają smak i bukiet. Szczególnie, gdy mają już sporo lat leżakowania. Ciepło szkodzi winom, które mają coś do ukrycia, np. zapach alkoholu.
Mam też zastrzezenia dla temperatur dotyczących win hiszpańskich i win z Nowego Świata. Wydaje mi się, że to próba zapełnienia pól w tabelce bez większego wysiłku, który tutaj byłby potrzebny. Rioja czy Valdepenas to apelacje tak zróżnicowane, że jedna temperatura dla wszystkich to duże uproszczenie.
Moje marudzenie tutaj nie przekreśla wielkiego uznania, jakie mam dla tego sklepu na podstawie tego, co przeczytałem. Marudzenie to moja natura.
Doczytałem wczorajsze. Danuśko, wiem, że jest tam dużo atrakcji, bardzo lubię atmosferę Masywu Centralnego. Zachwycaliśmy się między innymi tamtejszymi serami, nie tylko pleśniowymi. Wiele pięknych miasteczek, np. Saint-Nectaire. Rzeki w kanionach. Mało autostrad i bardzo dobrze, bo i dzięki temu jest tam szczególna atmosfera przeszłości. Inna rzecz, czy na takiej atmosferze zalezy mieszkańcom.
Stanisławie-przenieś proszę Twój wpis pod dzisiejszy artykuł Gospodarza
i pod dzisiejsze komentarze. Rozumiem,że pisałeś o sklepie polecanym przez Nowego.Dzisiaj też winny temat-wina włoskie.
Jak już ktoś się wybiera w okolice Puy-de-Dome, musi zawadzić o Świętego Saturnina. Koniecznie.