W Urugwaju tylko z rusztu
Wreszcie dotarł do mnie pierwszy tegoroczny numer „Czasu wina”. Jednym z głównych tematów pisma są wina i kuchnia urugwajska. Jako że jej nie znam to tym chętniej ruszyłem do lektury, która była bardzo smakowita. Oto np. fragment artykułu Jarosława Gugały, który w Montevideo mieszkał ponad cztery lata (był ambasadorem RP):
„W Urugwaju je się przede wszystkim mięso. Specjalnością tamtejszej kuchni jest parrilla (czytaj „parisia”), czyli mięsne rozmaitości z grilla opiekane nad żarem ze specjalnego drewna, które zwą tam monte. Można je kupić na wielu bazarach powiązane w pęczki lub zamówić u dostawców. Tego paliwa w żadnym urugwajskim domu nie może zabraknąć, gdyż w każdy weekend rodziny i przyjaciele spotykają się przy parrilli i biesiadują. Nie ma w Montevideo domu czy eleganckiego apartamentu bez parrilli. Na parrilli przygotowuje się tradycyjne asado, czyli mięsną ucztę.
Trzeba kupić dużo mięsa i jego przetworów, np. specjalne kiełbaski, które występują w trzech rodzajach: najbardziej typowe, przypominające naszą białą kiełbasę, z papryką, cienkie i chude, zwijane tak, jak się zwija liny na pokładzie jachtu, oraz drobiowe. Podaje się również piersi drobiowe, kotlety odpowiadające naszemu antrykotowi oraz żebra wolowe z kawałkami kości, pocięte w długie pasy. To najważniejsza część biesiady, od której bierze ona swoją nazwę, czyli asado.
Zebra wołowe są twarde i takie powinny być. Polacy często na to narzekają. U nas z niewiadomych powodów uznaje się, że dobre mięso musi być miękkie… To jednak zwyczajny przesąd i brak wiedzy. Dobre asado jest niedoścignione w smaku. Wykrawa się z niego tylko czerwone mięso. Resztę dostają psy.
Polacy wpadają jednak w zachwyt przy koronnej mięsnej specjalności Urugwaju, czyli lomo. To po naszemu polędwica wołowa. Podawana jest w dwóch porcjach: lomo (ponad kilogram czystego mięsa) oraz petit lomo, czyli mała polędwiczka dla dzieci i dam, której waga waha się od 70 do 80 dkg… Do tego podaje się jeszcze rozmaite podroby i ich wymyślne kombinacje. Na tę część asado Polacy nie chcą nawet spojrzeć. A to błąd, bo tu właśnie najlepiej objawia się geniusz urugwajskiej kuchni. Wspaniale smakuje tamtejsza kaszanka, która występuje z dwóch smakach: słonym i słodkim. Słona jest podobna do naszej, słodka jest z miodem i rodzynkami. Rewelacja!!!
Królewskim przysmakiem w kategorii podrobów jest molleja, czyli grasica. Składa się głównie z delikatnego tłuszczu. Musi być umiejętnie przysmażona, bardzo łatwo ją zepsuć. Jest droga, ale warta swojej ceny. W Polsce uznawana za niejadalną… Jesteśmy tu strasznymi ignorantami. No, ale czego można się spodziewać po narodzie, który spożywa głównie wieprzowinę, która jest nad La Platą uznawana za najtańsze i najgorsze mięso. Z jednym wyjątkiem. Jest nim lechón, czyli malutkie prosię, które ssie jedynie mleko matki. Smażone w całości i tak podawane – bywa przysmakiem asado.(…)
Mięsa się nie przyprawia!!! Za nic w świecie nie wolno moczyć go w żadnym sosie ani innym uzdatniaczu. Dobre mięso ma własny wspaniały smak. Jedynym dopuszczalnym dodatkiem jest sos chimichurri przyrzą?dzany z mieszaniny ziół, drobno posiekanego czosnku albo szalotki z dodatkiem oliwy i octu. Chimichurri podaje się razem z mięsem. Nie wolno nim mięsa smarować w czasie pieczenia! Jeśli mięso wymaga moczenia w czymś – to znaczy, że jest podłego gatunku albo nieświeże i lepiej go nie jeść.
Do takiej ilości mięsa trzeba pić dużo wina!(…)”
Druga część numeru „Czasu wina” poświęcona jest właśnie temu co pija się w Urugwaju. A tekst Gugały – przyznacie – jest smaczny. I tylko nie wie on, że i w Polsce są amatorzy grasicy, można ją kupić a także zjeść w restauracji.
Komentarze
Dzień dobry.
Pyra, jak wiadomo, jest mięsnym człowiekiem, czyli mogłaby polubić kuchnię urugwajską; tylko te twarde żeberka to już raczej nie dla Pyry (nie te zęby) Na polędwicę i prosię piszę się natychmiast.
Przysolić?
(komu? czemu? czym?)
– Mięsiwom rzecz jasna. Solą wielicką…
…byle nie przesadnie… 😉 😀
Wejście do reportażyku ze zwiedzania kolekcji solniczek oraz innych atrakcji naziemnej Wieliczki (wcześniej Niepołomic i Staniątek) — drugi link w tekście)
🙂 🙂 🙂
Słowo się rzekło,kobyłka u płota.
Co ja gadam, jaka kobyłka! Wczorajsze sushi u Krysiade :
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/WegetarianskoJaponskiWieczorUKrysiade?authkey=Gv1sRgCLqZ24r2r4K4Sw&feat=email#
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla naszej Gospodyni !
Wieczór bez mięsiwa też może być bardzo udany 🙂
Danuśka – pewnie, że może być udany – nie tylko jeden wieczór, ale i kilka dni. Natomiast na dłużej…Mnie byłoby dosyć ciężko. Dwa lata temu zrobiłyśmy sobie Młodszą wegetariański sierpień. Nie schudłyśmy, wydałyśmy znacznie więcej pieniędzy i jakoś bez żalu wróciłyśmy do normalnego jadłospisu. Naprawdę jadłyśmy smaczne potrawy.
Pyro,
coś dla równowagi 😉
Kilogram wołowiny z rusztu zawiera tyle benzopirenów co 600 papierosów 🙄
Miło znowu zobaczyć Jolinka 🙂
dionizjusz(430-367p.n.e.), tyran syrakuz, zapraszal na swoj dwor kucharzy z calego (owczesnego) swiata;
pewnego razu przybyl do niego kucharz ze sparty;
dionizjusz kazal ugotowac mu slynna polewke lacedemonska,
narodowa potrrawe spartan;
po sprobowania potrawy kazal zawolac kreatora
i powiedzial, ze tego jesc sie nie da;
a kucharz na to, ze przeprasza, ale brakuje mu spartanskich przypraw;
dionizjusz powiedzial, ze natychmiast kaze je sprowadzic niech tylko je wymieni…
na to kucharz westchnal i powiedzial:
calodzienny marsz w zbroi i dwukrotna kapiel w euratosie*…
(*rzeka na peloponezie, nawet latem niezwykle zimna)
pół soboty nart wystarczy…
ja jak hemingway – tylko sanki…
Poniedziałek.
Zimno, ale przestało wiać.
Pojechałam przywieźć córkę z Frankiem ze szpitala, wcześnie rano z nim pojechali, bo bardzo kaszlał, okazało się zapalenie krtani, mam go jeszcze wieczorem na zastrzyk zawieść.
Rolnik, od którego kupuję owies, rano zadzwonił i oznajmił, że wysmoliło mu oziminy i będzie przesiewał owsem. Czyli dla mnie już nie będzie miał. W zasadzie mozna kupić gdzie indziej, ale kłopotliwiej i koszty będą duuuuużo wyższe, poza tym dopłaty jeszcze nie doszły.
To tak od poniedziałku z rana.
nie zawiodłam się tylko zawiozłam, czyli zawieźć a nie zawieść, poniedziałek
Żabo – ja to odczytuję tak, że Najjasniejsza pożycza sobie dopłaty na nieoprocentowany kredyt srednioterminowy. W kasie brakuje gotówki operacynej, to rolnik, nauczyciel (dzisiaj ponoć pada karta nauczyciela) i inne darmozjady zapłacą.
Danuśko 🙂 spisałaś się jako dokumentalistka świetnie, natomiast my, w ferworze zachwytów nad smakowitością stołu, zapomniałyśmy o Tobie, no i mamy poważny brak w dokumentacji. Nasz błąd – niewybaczalny!
Dzień dobry,
Pozdrawiam Jolinka w nadziei, że powróci do blogowego stołu.
Danuśko, szkoda, że nie ma Cię na zdjęciach.
Nowy (5:57), ze mną jest podobnie, im dalej tym bardziej tesknię za smakami maminej kuchni a kiedy jestem w Kraju, nie pociaga mnie żadna egzotyczna kuchnia tylko nasze tradycyjne dania.
Żabo, pozdrawiam.
http://www.youtube.com/watch?v=qagzCf4qP-s
http://www.youtube.com/watch?v=qagzCf4qP-s
Przepraszam za podwójną muzykę. Wprawdzie lubię ale bez przesady! 🙂
muy salado
Krysiude gratuluje kulinarnych osiagniec.
Nemo, 🙂 (za wczorajsze jedzenie na gazecie też 🙂
Barbaro- grunt,że sushi wyszło na zdjęciach bez zarzutu.
W końcu był to pretekst nr 1 do naszego spotkania 😉
acapello, podziwiam te cudeńka z wieliczkowego muzeum, trudno oczy oderwać. Dzięki za interesującą wyprawę 🙂
Dzisiejszy temat przypomniał mi carne asada w meksykańskiej aurze. Snujący się wieczorami dymek, fiesty w przydomowych ogródkach, ale także liczne asaderias wprost przy ulicy, biesiadnicy całymi rodzinami przesiadujący do późnych godzin nocnych, oczywiście przy muzyce…
Onufry,
opowiesz coś o sobotniej uczcie?
Moich prób ciąg dalszy
Tym razem ciasto z dodatkiem oliwy, a na wierzchu małe kawałeczki gotowanej szynki, reszta jak poprzednio plus świeżo tarty parmezan. Temperatura ca 275°C, 8 minut.
Ach, Nemo, te Twoje wyczyny kulinarne, ślinka leci. Aż żal, że nie mieszkasz bliżej 🙂 Nie ma lekko, trzeba samemu zakasać rękawy! U mnie dzisiaj fasolowa z boczkiem – z mrożonki rzuconej na kurzy rosołek, ostatnio taka moda. W sklepie rozmaitość smaków zamrożonych w torebkach, do wyboru i koloru!
Przyjaciele! U mnie świta.Stoimy na kotwicy w Key West, najbardziej wysuniętym na południe miastem USA. Jetem już na nogach, bo mocny wiatr i prąd zmuszają nas do trzymania tzw wacht kotwicznych (czy kotwica dobrze trzyma) Weszliśmy tutaj po północy w mocnym wietrze i fali. Było trochę „niedźwiedziego mięsa”. Załoga po nocnych czuwaniach śpi a ja jednym okiem piszę a drugim sprawdzam czy nie zmieniają się odległości od innych jachtów. Najbliższy sąsiad to Kanadyjczk. Alicjo u nas OK. Tarasiewicze (szczególnie Jerzy) żałowali, że Was brak. Wczoraj na śniadanie była zimna jajecznica pół na pół z szynką i kawa pół na pół z mlekiem. Zimna bo akurat w porze śniadania musieliśmy forsować most zwodzony, który otwierany jest tylko co godzinę. Na lunch były owoce i grapefruit z gorgonzolą. Obiad, pasta z sosem ragout i kiełbaskami, wywaliłem na podłogę „obalony” przez falę. Ot, niezgrabiasz. Na podkurek kromka z kabanosem i pyffko 411 Steel. Takie w srebrnych puszkach. Pamiętasz Alicjo? Pozdrawiam serdecznie!
Mnie kuchnia południowoamerykańska niezbyt przemawia do smaku.
Jest w Gdynia na Kamiennej Górze restauracja w takiej kuchni wyspecjalizowana. Byłem tam kilka razy goszczony. Masa mięsiw podawanych kolejno. Mięso w bardzo dobrym gatunku. Jednak tych sosów i przypraw mi brakowało.
Znowu pojawia się dyskusja o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Jedni mówią, że mięso jest w gruncie rzeczy niesmaczne i trzeba jego smak naprawiać różnymi smakami. Inni, że mięso samo w sobie jest pyszne i nie wolno psuć go sosami. W czystej formie ta truga teoria to właśnie Południoowa Ameryka. Ta pierwsza to domena głównie źle rozumianej kuchni francuskiej. Piszę „źle rozumianej”, ponieważ francuzi wykazują wielką inwencję w tworzeniu sosów nie po to, by smak mięsa zabić, tylko w celu tego smaku lepszego wydobycia i udoskonalenia.
Kolejna sztuka udoskonalania smaku mięsa to mieszanie różnych gatunków i wspólne duszenie, ewentualnie duszenie jeszcze z różnymi warzywami. Takie wzbogacone potrawy są mi bliższe od czystego mięsa. Pyszne czyste mięso bez dodatków mogę zjeść z wielką przyjemnością, ale wieczór poświęcony kilkunastu kolejno podawanym rodzajom mięsa z paroma przerywnikami w postaci kiełbasek nie jest dla mnie zbyt kuszący. Chyba, że głównym punktem programu będą wspaniałe wina, a te mięsa tylko dla towarzystwa.
Dzień dobry 🙂
Wpadam tylko na chwilkę, bo ciągle bardziej mi służy poziom niż pion. Powoli wraca mi apetyt. Zjadłabym Nemo…
Barbaro,
pizza to takie proste jedzenie 😉
Na obiad był czysty rosół wołowy z pietruszką i koperkiem oraz „sztukamięs” z chrzanem i ziemniakami z wody. Korzeń pietruszki z rosołu zjedliśmy z wielkim apetytem (w Polsce nigdy nie jadłam – wydawał się obrzydliwy w smaku 😯 ) w towarzystwie marchewki, selera, pora i kapusty włoskiej – wszystko z własnego ogrodu 🙂 Warzywa do rosołu dorzuciłam dopiero jak mięso było miękkie, więc nie wygotował się z nich cały smak, osoliłam też dopiero wtedy. Mięso gotowało się powolutku z całą cebulą, liściem laurowym, ziarnkami pieprzu i ziela angielskiego. Jak już kiedyś wspominałam, mięso do rosołu zalewam najpierw zimną wodą, zagotowuję i tę wodę wylewam, mięso płukam, zalewam wrzątkiem, dodaję przyprawy i powolutku gotuję.
Ktoś tu kiedyś zarzucił mi, że w ten sposób mięso traci wartości odżywcze itp. Moim zdaniem ta metoda powoduje, że tzw. szumowiny czyli białko z resztek krwi i bakterii na powierzchni mięsa wraz z niezbyt przyjemnym zapachem (kura) zostają usunięte na początku procesu, a rosół jest klarowny i esencjonalny oraz bardzo aromatyczny. Wartości odżywcze mięsa nie skupiają się na powierzchniach kontaktujących się z ostrymi narzędziami i tlenem z powietrza 🙄
Haneczko,
ja bym Ci chyba zaszkodziła, to już koń z kopytami lepszy, byle młody 😉 Ale się cieszę, że apetyt Ci wraca 😀
Też się do Nemo w kolekę zapisuję : upieczesz? Poczęstujesz? A tak w ogóle, to nie wiecie, kto tu u mnie przy klawiaturze stuka. Stuka zaś burżj całą gębą, czyli emeryt zrewaloryzowany. Spojrzałam na kwitek i mówię „jak wykle 7 zł dla Pana na piwo” popatrzył na mnie spod oka „No, co Pan tak patrzy; do tysiąca brakuje jeszcze 7 zł i 35 gr. Kiedy Pan przyniesie tysiąc albo więcej, dam Panu dychę, czyli polskie 10 zł”. Obawiam się, że będzie musiał rok poczekać (na kolejną moją waloryzację o 3,1%)
Opowiadałam wczoraj o sobotniej wyprawie saneczkowej w góry i o tym, że było tam bardzo mało ludzi. Na szczyt Niederhorn wiedzie kolejka linowa z trzema kabinami na 17 osób każda. Trafił nam się taki kurs, że do jednej kabiny wsiadły 2 osoby, do drugiej – 4, a do trzeciej – nikt. My byłyśmy w tej drugiej, w towarzystwie bardzo rozmownego małżeństwa w średnim wieku. Jak się okazało – Hiszpan z Galicji i Meksykanka z Guadalajary. Poznali się w… Zurychu przed 22 laty 🙂 Pan się bardzo ucieszył, kiedy mimochodem wspomniałam o pulpo a la gallego 😉
Pizza dla wszystkich? 😀
nie mam drozdzy…
Ja nie mam tego i owego…
Mam ochotę na bicie 😎
Idę po śmietanę 😉
Tak, Nemo – dla mnie pizza. Mogę się zrewanżować żurkiem (bardzo pierwszorzędny żurek się ugotował).
Nemo-pizza dla wszystkich ? Tak 😀
Dla mnie w wersji wegetariańskiej.Zostało mi to upodobanie od wczorajszego wieczoru 😉 Tylko koniecznie podaj do niej jakieś dobre wino.A potem to już mogę z Tobą saneczkować.I przy okazji zarezerwuj od razu wszystkie trzy kabiny dla blogowego towarzystwa.Wprawdzie Haneczka dużo miejsca nie zajmuje (i jeszcze po tej chorobie),ale ekipa warszawska po tych wszsytkich biesiadach to trochę jednak waży 😉
Haneczko-zdrowiej proszę !
Sama widzisz, jaka nam się wyprawa szykuje 🙂
Ależ sympatyczne było to Wasze wczorajsze spotkania. Szkoda, że Danuśka utajniła się, ale za to Jolinek pokazała się w nowej fryzurze, muszę przyznać, że bardzo twarzowej.
Uczta wyłącznie mięsna może szybko się znudzić. Ileż można zjeść tego mięsa. Zdecydowanie wolę potrawy mieszane. Autor cytowanego przez Gospodarza artykułu – Jarosław Gugała zachwyca się kuchnią urugwajską. I to jest w porządku. Tylko przy okazji niepotrzebnie wypomina nam nasze odmienne gusty jako zdecydowanie gorsze. Nie wiemy co naprawdę jest dobre. Zachwyt zachwytem, ale obiektywizmu przydałoby się więcej.
Tez bym dlugo takiej diety nie wytrzymal: Variato delectad!
A minizjazdu zazdraszczam i pozdrawiam uczestniczki.
Pogoda wraca do normy, tzn robi sie ladnie jak w zeszlym tygodniu.
Z zyczeniami na reszte tygodnia,
pepegor
Witam Szampanstwo.
Za oknem tak ponuro, ze staram sie nie spogladac w tamta strone – lele deszcz jak w czasie listopadowej szarugi, jedyna rozniac – jest z pol metra sniegu. Wieczorem ma sie oziebiac i mrozic. Brrrrrrrrr….!
Chetnie bym sie przeleleportowala na Key West, ale stosownej maszyny nie mam 🙁 Macham do zeglarzy.
Zauwazylam, ze z wiekiem maleje zapotrzebowanie mojego organizmu na mieso, wole ryby albo cos jarskiego.
Dzisiaj salata mieszana, ziemniaki i schab ze sliwkami z zamrazarki – nie gotuje, bo mam gotowce w zamrazarce, a na mnie czeka robota. Poki co, pilnie poszukuje najmniejszego pretekstu, zeby do niej nie zasiadac, ale zdaje sie, ze lista pretekstow zostala wyczerpana.
Jutro solidny kapusniak albo fasolowka, pomysle jeszcze. Alez ponuro 🙄
Udaje sie do zajec.
Mmm… żurek 🙂 Najlepszy to mi wychodzi z… Winiar 🙄 Dodaję czosnek, boczek w drobną kostkę i ew. jajko na twardo.
Na dworze zimno, ale sucho, pułap chmur nisko, wieje przenikliwy wiatr, brr 🙁
Moja przyjaciółka z kantonu Vaud przymierza się do przyjazdu jutro, może się razem wybierzemy na narty. Zawsze jak ma ferie sportowe to tutaj jest mgła lub pada 🙁
Nemo, co z ta pizza . Jest juz gotowa ? Wrocilam z basenu i chce mi sie jesc.
Proszę siadać i zamówić coś do picia, i… poczekać 😎 Pizza i pasta nigdy nie czekają na gości 🙄 😉
Najpierw podwieczorek: mus kasztanowy z bitą śmietaną i bezami.
To ja poproszę jakiś sok i też czekam na tę wspaniałą pizzę 🙂
Spakowałam kilka słoików dla Żaby. Inka jutro jedzie do sanatorium w Połczynie, więc po drodze zabierze. Następna porcja za 2 tygodnie. Żaba i tak to potem wszystko porozdaje po ludziach, tylko najpierw napcha dobrociami. Żurek palce lizać ale na zakwasie z mąki żytniej, a na koniec podlany śmietaną. Wiecie, że w Żabich Błotach hasają już dwa nowe źrebaczki? Wcześnie przyszły na świat. Tym sposobem psy są cały zień zamknięte w domu i dopiero, kiedy źrebaki idą do stajni, psy mogą poganiać po okolicy.
To ja juz nie bede czekala tylko ide piec nalesniki i przygotowac farsz ze szpinaku i fety.
Słuszna decyzja 😀
…eeetam pizza… nawet nemo-pizza, choć mniammm :!:… — może w którymś listopadzie*, gdy misiom wolno nieco zgromadzić… teraz wiosna radosna i lżejszą podajcie mi zbroję (znaczy cięższą czyli lżejszą 😉 )… zapasy zgromadzone, start poczyniony, drugi etap od pierwszego marca, trzeci wraz ze świętym postem pańskim… potem ‚i niech tylko zamróz puści…’ — a taki auto-zamordyzm zaaplikujemy, że niech się schowają wszelkie anihilacje… 😐 😉 😀
___
*jednakowoż w 2010 było z pewnym misiem lepiej niż ok… lepiej, niż niekiedy latem…
(lekka) równia pochyła zaczęła się po połowie stycznia… te gołoledzie, siapawice i wszędzie-szalejące AH1N1 🙄
Barbaro, 😀
a capello, my tu łasuchujemy na całego, do nemo się wpraszamy przełykając ślinke, a Ty nam otręby? Ładnie to tak, dobrze, że choć dałaś oczy nakarmić (8.15). Ale trudno, życie nie składa się z samych przyjemności, może więc jaki przepisik na coś dla misia na wiosennej diecie, choćby i z tymi otrębami, byle smacznie 😀
Barbaro,
z otrębami to ja ostatnio wyłącznie zdrowotnie-prewencyjnie – np. szybkie placki a la ziemniaczane:
– 2 łyżki mąki białej (śmierci 😉 )
– łyżkę manny kukurydzianej
– łyżkę manny pszennej
– 3 łyżki otrębów
– 2-3 duże ząbki czosnku drobno posiekanego
– ok. 2 cm sześcienne imbiru drobno pokrojonego
– pół małej cebulki drobno pokrojonej
przyprawy (ja ostre – np. curry albo polskie różne… np. mieszankę do kurczaka, etc.)
suszoną nać selera, pietruszki, szczypioru, cebulki… czasem też dodaję (poczekać trzeba by napęczniały w wodzie)
sól do smaku, troszkę proszku do pieczenia, sody oczyszczonej
rozprowadzić wodą, można z dodatkiem mleka
na gorący tłuszcz (olej) kłaść łyżką placuszki jak małe ziemniaczane – jadam gorące z makrelą i odpowiednią surówką, także z różnymi innymi rybami, serami… pastami… albo tylko z sokiem z cytryny – trwa sekundy, zwłaszcza jak ktoś przyzwyczajony do wiecznego krojenia warzyw na sałatki 😉
porcja raczej dla dwojga… albo na mrozy czy po przedpołudniowych biegówkach 😉 😀
[ja uwielbiam… zimą… ale o poranku powiedziano nadto wyraźnie, co jest tym najlepszym kucharzem i apetiserem 🙂 🙂 🙂
…poza tym dosypuję otręby do ciasta naleśnikowego, do słodkiej bazy ‚czekoladowej’ dla mojego flagowego tortu jabłkowo-orzechowego, czasem na wierzch surówek (na majonez) gdy akurat nie mam pod ręką żadnago pieczywa ani pieczywo-zastępczych chrupkości… 🙄
czasem niewtajemniczone ppf-y* pytają mnie, czy w cieście jest kokos, czy coś innego… intrygującego… – a to otręby… ;D
____________
*pałaszujące potwory ciasteczkowe 😀
Proszę nie obrażać mojej pizzy 🙄
Po pierwsze primo, to moja pizza ma mało kalorii, bo jest cienka, po drugie primo – dostarcza białka i soli mineralnych, a po trzecie primo – pół godziny skakania ze skakanką i nie ma po niej śladu w organizmie 😎
eeetam, białka (roślinnego+zwierzęcego) wystarczy dorosłemu ludziowi 20-30 g dziennie* — regeneracja skóry + włosy, paznokcie… — reszta to łakomstwo przeżartej rasy północnej… dekadencja formalna i faktyczna 😉 😮 😥
minerały to insza inszość – proszę łaskawie (choć baaaardzo dyskretnie 😉 ) popatrzeć, kto i ile razy meldował tu „chorość” odkąd zaczęłam znów zaglądać (lipiec)… — brak ruchu i się-hartowania latem jesienią + zła dieta ❗ (zwłaszcza krzyczące u nie-pracujących zawodowo… mało stykających się z ludźmi… nie przeciążonych stresem, niedospaniem… 🙁 )
skakanka? 😕 — nuuuuuda piramidalnie-monstrualna… i brak czasu… to już może lepiej paluszkami po klawiaturce poskakać? na to samo wyjdzie…
teraz na próbę wyskoczyć czas… a „śpece” niech w międzyczasie (tak zwanym) wyliczą, ile spala śpiewanie… czytanie nut a vista… czytanie nut a vista podczas koncertu… czytanie podczas koncertu nut a vista z pamięci… godzinny koncert w upale, wysokich butach i z ciężką teczką…
😉 😀 😎
___________
*też jem za dużo białka, choć niby mało…
Lubię źrebaczki. Polskie, urugwajskie, w kolorze imbiru, źrebaczki jabłkowite, sycylijskie, niezgrabne, zwinne. Uczesane, rozczochrane, północne, południowe – gdy widzę klucz źrebaczków na niebie (np. Chełmońskiego), czuję zapach wiosny i mam ochotę na urugwajską pizzę.
Skakankę można zastąpić marszem, tańcem, naprawą starego mebla…
Spiewanie w kościele na stojąco – 148 kcal/h
Spiewanie z tańcem lub bieganiem po kościele i wznoszeniem okrzyków – 370 kcal/h
Skakanka, szybko – 888 kcal/h, powoli – 592 kcal/h
Paluszkami po klawiaturze – 111 kcal/h
… po klawiaturze komputera, nie fortepianu koncertowego 🙄
Gra na fortepianie lub organach – 185
Perkusja – 296
Puzon – 260
Fugi w kościele wysłuchanie – plus 383 kcal/h , fugi na organach zagranie – minus 5678 kcal/h
Wracając do urugwajskiej pizzy:
1 pizza Nemo
1 podpłomyk z ciecierzycy (faina)
biały pieprz
Pozornie dziwna kombinacja, ale bardzo smaczna, a nazwa, pizza a caballo, źrebaczkowa.
Witam wszystkich serdecznie.
Basiu dopiero dzisiaj skusiłam się na Twoją babeczkę. Jest to niewyobrażalna pycha. Po prostu mistrzostwo świata. Super.
Dorotolku (11.08) dziękuję za gratulacje i ubolewam, że Ciebie z nami nie było. Mam nadzieję, że odrobimy to następnym razem, jak Cię przywieje w te strony.
Nemo ja też zapisuję się na pizzę. Chyba jeszcze jakiś kawałek został?
Święte słowa. A Cappella – brak ruchu, rozhartowanie cielska i Pyra chorutka. Niemniej do 60-go roku życia miałam w książeczce zdrowia zajętą jedną stronicę tam, gdzie notowano l-4 ( 1 urlop macierzyński, 2 leczenia szpitalne i 3 x opieka nad członkiem rodziny) Infekcji nie miewałam i odchudzać się nie musiałam. Całe życie jadam wg wzorca północno – europejskiego i raczej dobrze mi z tym. Sałaty lubię, a na siano raczej nie przejdę. Myślę, że dobrze, jeżeli każdy z nas może jeść to, co lubi.
ja też jednak wybieram tę pizzę, jak się da, to i z deserem, a później
http://www.youtube.com/watch?v=1QQzbCmlZM4
Krysiade 😀
Posypywanie majonezu otrębami ma taki sam sens, jak zapijanie soku ze świeżej marchewki pięćdziesiątką wódki. Mam nadzieję, że majonez chociaż domowej roboty.
Smażenie na oleju placuszków z b.zdrowych składników – jak wyżej, chociaż nie neguję, obie potrawy mogą być smaczne.
Jeżeli macie Państwo kompleksy związane z tuszą, pocieszam: otyli żyją krócej, ale jedzą dłużej!
Witajcie.
Basiu A Capello,
zdjęcia obejrzałam z przyjemnością, tym bardziej, że natknęłam się na:
https://picasaweb.google.com/acappellareservata/NiepoOmiceStaniatkiWieliczka#5573266359345307298
A w chrzanowskim Fabloku pracował mój dziadek (jeszcze przed wojną) i moja mama.
Tłusty Czwartek tuż, tuż…
Macie Państwo jakiś „patent”, by wypełnione nadzieniem pączki nie otwierały się w trakcie smażenia? Co ja nie wyprawiam? Starannie je sklejam, ostrożnie smażę… I tak otwierają się, jak ostrygi.
Zjedli pizzę , krem kasztanowy, naleśniki z farszem serowo-szpinakowym i żurek. I gdzie się towarzystwo podziało? Poszli śpiewać a vista? Młodsza miała chyba atak wścieklicy – swoim maturzystom in spe, czyli uczniom 3 klasy uczącym się na fakultecie geograficznym i na kursie unijnym (w ilości 47 sztuk indywidualnych) wystawiła 40 ocen niedostatecznych i zapowiedziała, że nijak nie odpuści – albo zdadzą, zaliczą inkryminowny dział wiedzy , albo żegnaj Genia – nie dopuszcza do matury. Nikt jej nie jest w stanie zmusić. Głupie to towarzystwo nie jest (czerwony pasek na wejściu) mieli całą masę dodatkowych godzin, Młodsza robiła cudeńka, żeby zainteresować, a oni mieli znacznie ciekawsze zajęcia (cytat z delikwenta). To teraz mją 6 tygodni żeby się nudzić i chodzić na lekcje.
Pyro,
takich nauczycieli przynajmniej się potem pamięta. Wymagających i konsekwentnych. Tak trzymać 😎
Barbaro,
świetny jest ten Silvan 😀 Słyszę go czasami w radiu, ale nie wiedziałam jak wygląda. Taki szybki Szwajcar 😯
Moja przyjaciółka nie przyjedzie, mgłę ma też u siebie 🙄
Faina, farinata , znowu coś do jedzenia paluchami 😉 I wegańskie na dodatek 😎
A wszystko przez to, że większość Włochów w Urugwaju i Argentynie pochodzi z Ligurii.
Co to takiego? Rodzaj chleba?
Taki procent ocen niedostatecznych wystawia złe świadectwo przede wszystkim nauczycielowi.
Pyro,
to taki cienki placek z mąki ciecierzycowej, wody i oliwy. W okolicach Genui bardzo popularny pod nazwą „farinata”. Jada się bez niczego lub z dodatkami i focaccią.
Trudno się nie zgodzić z opinią Antoniny. Uczniów należało zdyscyplinowoć odpowiednio wcześniej, nie „za pięć dwunasta”.
Ciecierzyca czyli tzw. groch włoski jest bardzo popularna w basenie Morza Sródziemnego. Dotąd robiłam z niej hummus i sałatkę z całych ugotowanych ziaren, ale pora rozszerzyć repertuar 😉
W telewizorze podali, że Kadafi ukrywa się w bunkrach zbudowanych przy pomocy szwajcarskiego Know-how 😯
O, to go nie dostaną 😎 – skomentował Osobisty…
Idę sobie poczytać jakiś kryminał.
Dobrej nocy, Towarzystwu!
Pyro – Sam placek też jest dobry, ale a caballo znaczy, że kswałek tego placka jeździ konno na kawałku pizzy, a Nemo udaje, że o tym nie wie 🙂
Nie twierdzę, że to ze skąpstwa, ależ nie, ależ skąd, ale samą ciecierzycą się nie wyżywię, dlatego czas najwyższy na coś urugwajsko zdrowego. Być może przeraża wyglądem, ale Urugwajczycy są uparcie szczupli 🙂
Przeczytałem jeszcze raz „straszliie ignorancką” opinię pana Gugały o grasicy a sprawie polskiej i wspaniałomyślnie mu wybaczam. Nie lubię grasicy, lubię sosy, a pyzy na parze, panie Gugała – te nasączone sosem, oddałbym wszystkie grasice świata. Zakazy, nakazy, to wolno, tego nie wolno, w Polsce to jest grzechem, w Urugwaju tamto. Jadę do sklepu po mięso w sosie czekoladowym 🙂
wygląda na to, że ta farinata nie jest skomplikowana. Trudno może być jednak z tą mąką z ciecierzycy, trzeba się rozejrzeć 🙂
Placku,
dokładniej rzecz biorąc to „a caballo” znaczy „z czymś na wierzchu” np. befsztyk z jajkiem sadzonym, pizza z fainą, koń z gaucho na grzbiecie etc. 😉
Nie bardzo wiem, jak działają wpisy na tym blogu. Raz są, za chwilę znikają. Dziwne!
Dla mnie, ciecierzyca to podstawa do przyrządzenia bliskowschodnich falafli. Uwaga wegetarianie, „zero” mięsa!
… nemo udaje, że o tym nie wie 🙄
Panie Placku,
w moim piecu nie da się jednego i drugiego. Zanim faina się upiecze to pizza wystygnie 🙄 Lub odwrotnie… Więc nie będzie siodłania 🙄
Nemo – Nie jestem szwajcarskim zegarmistrzem, jestem głodny jak caballo i banda źrebaków 🙂
Ciekawostka – Urugwajczycy nie tyją od mięsa ponieważ mają skoczny hymn narodowy.
O, i jeszcze: w Urugwaju pizza nie jest okrągła i zazwyczaj jest bez mozzarelli. Jak kto chce z mozzarellą to zamawia „muzza”, a fainę wszyscy chcą z brzegiem („de la orilla”).
Mozzarella też nie jest tam mozzarellą, tylko podobno świetnym serem „fior di latte”, lepszym od zwyczajnej mozzarelli. Podobno.
Polski hymn też by się dał zatańczyć 😉
Tak, ale zapomniałem dodać – hymn+taniec+wino, a nie żołądkowa gorzka 🙂
Na dobranoc proponuję ładną piosenkę, częściowo… kulinarną 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=K61yhtVNyRs&feature=related
wyklety powstan ludu ziemi, w rytmie walca zalobnego z komisu ( moze komiksu? sam juz nie wiem ), z ziemi polski do wioski?
no dobra, mialem taki sobie dzien :-
Placku, śmiem twierdzić, że „pożerający bez umiaru ogromne befsztyki” mieszkańcy Argentyny, biją swoją urodą na „łeb, na szyję” Europejczyków, o Amerykanach z Północy nie wspominając.
Dobra noc
Dziękuję.
Nemo,
Opowiem z przyjemnością, tym większą, że sukcesem się okazała rzeczona uczta, natomiast chyba już nie dziś, bo nie dość, że padam na nos po całodziennym polowaniu na wampiry, to jeszcze na sam koniec dnia natknąłem się na coś takiego:
http://boringpic.wordpress.com/2011/02/28/not-that-long-time-ago-in-the-country-far-far-away/
I mowę mi odebrało, wymówić połowy rzeczy się nie da, zapisać tym bardziej – ale jutro tam wrócę, oj wrócę!
Poczekamy do jutra, Onufry. Dobranoc.
Krotka przerwa. Przejrzalam ciekawy sznureczek, bardzo ciekawe. Kto zainteresowany, niech zerknie.
http://capu.pl/node/271
Podczytałem do góry – kolejny minizjazd udany, też bym tam chciał być.
Jolinku – wracaj, nie tylko na zdjęciach.
Alinko 10:59,
jesteśmy z jednej gliny 😉
Placku, masz bardzo dobry ekran.
Szukałem tutaj urugwajskiego wina wielokrotnie – nie ma. A w Warszawie jest, nie wiem czy wszędzie, ale przy KEN, naprzeciw tego wielkiego kościała, jest napewno. Widziałem, przeczytałem etykiety i odstawiłem z myślą, że następnym razem. Już się nie zdarzyło. Teraz żałuję, ale co się odwlecze…
Dobranoc 🙂
Witam,
i już mamy marzec 😯
jeszcze chwila i przyjdzie wiosna 🙄
Ewo 😀
Pyro, „to” nie było do SzPaniGenerał… – znacznie młodsi, mniej „wyeksploatowani” (że tak powiem) trudami życia zdążyli zameldować o trzech incydentach ‚chorości’ już między początkiem lipca a Zjazdem… 😕
[Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wytykał bliźniemu przypadkowej zimowej infekcji… jednej a nawet drugiej… zwłaszcza w tak bogatym wirusowo sezonie, jak obecny… Co nie znaczy, że nie da się tego i owego zrobić, by jej uniknąć… ja np. chorować nie cierpię, nie mam na to czasu… zatem się staram => w tym sezonie – nie chwaląc się i odpukując – jeszcze najmniejszej chrypki nie miałam… – codziennych okazji do zarażenia nie spisałabym na wołowej skórze, więc nawet nie będę próbować… 😀 ]
P.S. Ewo (refleks szachistki korespondencyjnej 😉 – jeszcze dwa ujęcia Fablokowej lokomotywy… 😉 😀
Nb, wyprawa do Chrzanowa to była, tuż po połowie lat 70-tych, epopeja dla mnie, małego dzieciaka: po raz pierwszy dalej, niż do Krakowa*, nie z rodzicami a z wujkiem i ciocią z najbliższego sąsiedztwa… Na pierwszą komunię ich bratanicy a mojej wakacyjnej przyjaciółki (tak serdecznej, jakie ma się tylko w dzieciństwie)… i mentorki poniekąd… 😉 😀
W pociągach ścisk nieziemski, ludzie słuchają Wyścigu Pokoju (Szozda, Mytnik, nie pamiętam,czy wówczas Szurkowski też)…
Chrzanów przepięknie-wiosenny… okolice ul. Broniewskiego (ach, te setki zaadresowanych listów! 😉 )… Po południu poszliśmy wszyscy do jakowegoś domu kultury… śpiewały bardzo ładnie chóry męskie… – co pamiętam znacznie lepiej, niż stół (obfity) czy nabożeństwo 😉 😀
Tato „Martusi”** pracował całe swoje życie zawodowe właśnie w Fabloku.
_______
*mieszkałam wówczas ca 70 km na wschód od królewsko-europejskiego
**ta forma rozciągała się na sąsiedzką rodzinkę: „gdzie idziecie?” „-do Babcimartusi na dobranockę” 😀