W Dolinie Wachau i okolicach
Lenz z „Dziadkiem Grunerem” i nieodłączną butelką swego wina
Nie jeden raz pisałem o cudownym austriackim białym winie grunerveltliner. Ostatnio miałem okazję poznać jednego z najlepszych producentów tego wina Lenza Mosera z cyferką V. Takie cyfry świadczą o królewskości rodu. I wszystko się zgadza Lenz jest z królewskiego rodu winiarzy. Co udowadnia jego nota biograficzna.
Laurenz Maria Moser urodził się w Rohrendorf, (Dolna Austria) w 1956 roku. W produkcję wina zaangażowany był od chwili narodzin, jako że należy w prostej linii do piętnastego pokolenia rodziny Moser i piątego pokolenia Lenz Moser.
Kiedy jego ojciec, Laurenz IV, sprzedał w 1986 roku winnicę Lenz Moser grupie inwestorów, Laurenz Maria V został dyrektorem zarządzającym Weinkellerei Lenz Moser (1982-1997).
W 1997 roku posłuchał rady Roberta Mondaviego i szerzej wszedł ze swoimi produktami na rynek europejski. Po kupnie firmy Roberta Mondaviego przez Constellation, Laurenz Maria powrócił do wytwarzania win w Austrii i w 2005 roku założył firmę LAURENZ V. Całkowicie poświęcił się schedzie po „Dziadku Grunerze”: szczepowi Grüner Veltliner.
Jego flagowym winem jest Charming Gruner Veltliner, który jest w kartach win najlepszych restauracji na całym świecie, między innymi Nobu w Londynie, Bellagio w Las Vegas, Hotelu Zacher w Wiedniu czy w Zuma w Dubaju.
W przyszłości do rodzinnego interesu winiarskiego dołączą dwie córki Laurenza, bliźniaczki Sophie i Anna, którym dedykował wina: L Sophie i Gruner Und Anna.
HISTORIA RODU
1124 Członek rodziny Moser pojawia się w zapisach historycznych jako postać zarządzająca dwustuletnią wówczas piwniczką w Rohrendorf, położoną dosłownie o dwa kroki na zachód od Wachau i na wschód od Kamptal. W Średniowieczu wino było produkowane głównie przez klasztory i szlachtę. „Zwykli” ludzie mogli w najlepszym razie zarządzać piwniczkami, winnicami itp.
Annemarie Moser, odnalazła w zapisach historycznych 15 pokoleń rodziny Moser, zamieszkujących tę samą wioskę – Rohrendorf – i żyjących z uprawy roli, w tym także winorośli. Zapisy te można było sprawdzić dzięki bardzo dobrze prowadzonej dokumentacji kościoła i administracji Habsburgów.
1849 Anton Moser kupuje piwnicę i rozpoczyna winiarski interes rodzinny, w skład którego wchodził między innymi szereg winnic. Dopiero w 1848 (w Austrii także miała miejsce rewolucja) pojawił się zapis prawny pozwalający na kupno nieruchomości rodzinom nie związanym z klerem i arystokracją.
1880 Syn Antona, Lorenz I (1830-1913) przejmuje piwnicę i rozwija firmę.
1913 Lorenz II (1868-1938) idzie w ślady ojca. To ostatni rok przed I wojną światową.
1929 Prof. Dr. hc Lorenz Moser III (1901-1978), zwany „Dziadkiem Grunerem”, jako pierwszy zapisuje na dobre nazwisko Moser na winiarskiej mapie świata. Jest on powszechnie znany z tego, że w latach 30-tych XX wieku zrewolucjonizował nowoczesne procesy produkcji wina dzięki „systemowi szpalerów Lenza Mosera”. Kiedy poszukiwał idealnego szczepu do uprawy według swojej metody, spośród ponad stu gatunków wybrał właśnie Grüner Veltliner, który stanowił wówczas zaledwie około 1% austriackich upraw (dziś jest to mniej więcej jedna trzecia) (źródło: Statistik Austria).
1953 Poza odegraniem zasadniczej roli w sukcesie najlepiej znanej i największej winiarni w kraju, „Lenz Moser Weinkellerei”, Laurenz Moser IV założył także pierwsze w Austrii winnice biodynamiczne – „Rycerzy maltańskich” (Malteser Ritterorden) na północ od Wiednia, w Weinviertel w roku 1978 roku. Otworzył także przed Austrią rynek międzynarodowy i po II wojnie światowej eksportował swoje wyroby do 40. krajów świata.
Do tych wszystkich historii dodać muszę, że pierwsze spotkanie z Lenzem odbyło się oczywiście przy jego winach. A najstarsze liczyło 30 lat. I było ciekawe. Ale najlepsze były te z lat 2004, 2005, 2006 i 2009. Zaś dania do tych win były równie królewskie: sandacz i pstrąg glazurowany auszpikiem oraz wienerschnizel z sałatką ziemniaczaną. Przyrządzone i podane w leżącej blisko mojego domu ale wcale nie dlatego ulubionej, restauracji „Merliniego 5”. To było popołudnie!
Komentarze
Od lat się upieram, że wina środkowo europejskie są bardzo dobre (podłe bywają też; jak wszędzie) Przypomnę też świetne lekcje austriackiego winiarstwa, jakie nam zafundował Pan Lulek kilka lat temu, kiedy jeszcze był w pełni sił, brał sąsiedzki udział w winobraniu, potem w całej obrzędowości winiarskiej. Dobrze, że i Gospodarz nie tylko wina znad Mare Nostrum promuje.
A ja się dzisiaj chcę podzielić wczorajszą wieczorną lekturą i własnym (wstydliwym nieco) zaskoczeniem. Prawdę mówiąc zaskoczenia były dwa : po pierwsze primo wyciągnęłam z własnej półki pięknie wydaną książkę, o której zupełnie zapomniałam, a nawet nie pamiętam, żebym czytała.
Po drugie primo , stojąca w domu od 1984r książka (rok zakupu w antykwariacie) zawiera informacje dla mnie wstrząsająco nowe. A to „nowe” zdążyło z lekka pożółknąć.
Książkę „Szkło europejskie” napisało dwoje Czechów : Olga Drahotova i Gabriel Urbanek, a ja sobie ją kupiłam w edycji niemieckiej. Tu chcę się przyznać, że moja znajomość niemieckiego jest szczątkowa, ale podpisy pod obrazkami zrozumiem. Tekstu zwartego raczej nie ruszam. Jak powiedziałam, kupiłam w antykwariacie i to w dwa lata po jej wydaniu – widocznie nie znalazła łaski na rynku i ktoś oddał do antykwariatu. Poziom edytorski b.wysoki, reprodukcje, że hej, no i uroda obiektów fotografowanych. Nie pokażę, bo nie umiem – wierzcie na słowo.
Czy ktoś z Was słyszał o szkłach śląskich w XVI – XVIII w.? Ja nie słyszałam. A tu przepiękne puchary, wazony i szklanice; emaliowane, szlifowane, szkła uranowe, rubinowe i opalowe, piaskowane i trawione, zdobne w portrety i scenki alegoryczne. Znane są nazwiska mistrzów, są dokładnie datowane (np na zamówienie…. wykonano w r 1700 w Petersdorfie czyli w Piechocicach) Skąd u mnie te wykopki? Albumy są duże; kiedy przynosiłam do domu znikały w czarnej dziurze pokoju córek. Teraz u Młodszej zostały geograficzne, resztą oddała. I ja się dokopuję z zaskoczeniem i radością.
no to teraz Piotrze skrzynkę wina na urodziny i Święta powinieneś dostawać za takie pochlebstwa dla wina … 🙂
słonce nad morzem .. słońce w górach .. a środkiem idą chmury bure …
dzisiaj kalafiorowa i paszteciki grzybowo-jajeczne oraz kompot ze śliwek i jabłek ..
Już kiedyś pisałem, że ceny są tam dość wysokie. Ale w Warszawie ogólnie są wyższe niż w Trójmieście czy Krakowie, choć mw tym ostatnim dla tego samego wysokiego poziomu gastronomicznego są restauracje cenowo umiarkowane jak La Fontaine czy Piwnice Pałacu Pokutyńskich oraz niezbyt umiarkowane, których nie będę wymieniał.
Osobna kategoria to Copernicus, gdzie podobno cenom odpowiada zupełnie wyjątkowy poziom gastronomiczny. Może kiedyś wypróbujemy, chwilowo jesteśmy na etapie oszczędzania. Pamietam, że można pójść i wybrać z karty tylko zupę czy gorącą przystawkę aby spożyć cos pysznego bez nadmiernego wydatku, ale jakoś nie bardzo tak potrafimy. Jak już gdzieś jesteśmy, wybieramy, na co mamy ochotę, choć ochota na pozycje najdroższe jest z natury nieco mniejsza.
W uzupełnieniu podam, że wina dedykowane bliźniaczkom nazywają się Laurenz & Anna Sunny Grüner Veltliner oraz Laurenz & Sophie Singing Grüner Veltliner. Sobie Laurenz V zadedykował aż 3 wina: Laurenz V. Friendly Grüner Veltliner, Laurenz V. Charming Grüner Veltliner i Laurenz V. Silverbullet Grüner Veltliner. Nie wątpię, że są dobre.
Najlepiej moja rodzina poznała białe wina austriackie w roku 1981 przy okazji awarii samochodu Fiat 125P, w którym urwała się jedna z płyt akumulatora (co okazało się dopiero w Polsce) i właściciel pobliskich winnic udzielił bardzo daleko idącej pomocy. Nie tylko holował przez kilkanaście kilometrów (cały czas wzdłuż swoich winnic) samochód aż ten zapalił (teoretycznie niemożliwe przy wspomnianej awarii), ale jeszcze potem trzy dorosłe osoby obficie częstował własnymi produktami w swojej winiarni, w której podawały polskie kelnerki. Jako kierowca nie mogłem w tym brać udziału, czego do dziś bardzo żałuję.
W ogóle do Austrii byliśmy nieco zrażeni bardzo niemiłymi doświadczeniami z różnymi funkcjonariuszami. Ale kraj bardzo piękny i wielu przemiłych ludzi, którzy chyba jednak przeobrażają się jakoś zaraz po założeniu munduru. W czasach, gdy nie tylko przejeżdżaliśmy przez Austrię, ale tam także bawiliśmy, kursy walut nie zachęcały do przesiadywania w wniniarniach. Ale teraz coraz częściej nachodzi taka myśl, żeby jeszcze wypróbować atrakcje dzielnicy Grinzing, w tym którąś heurige.
Świętującym Dzień Indyka wszystkiego pysznego .. 🙂
Śmieg pada!
( Pisownia zgodna z wymową miego sąsiada )
Przed chwilą wymyśliłem hasło na przyszły rok:
Prezesa wyprowadzić, sztandar do Sulejówka.
Stanisławie teraz ceny porównywalne a czasem taniej jest .. ludzie też bardzo mili .. warto pojechać ..
A nie mówiłem , żeby w nocy nie oglądać telewizji…
Litery mi uciekają.
Misiu – mniodek lejesz w serdce moje.
Śląskie szkło ma wielkie tradycje. Szklarska Poręba (stąd jej polska nazwa, niemiecka brzmiała Schreiberhau) i Piechowice nie tylko szczyciły się warsztatami zdobienia szkła z ręcznym rzemieślniczym wytopem, ale i hutami (Julia w Piechowicach, Josephine w Szklarskiej Porebie), które powstały w XIX wieku na bazie warsztatów, a w dwudziestych latach XX połączyły się w jedno przedsiębiorstwo. W hutach wytwarzano piękne rzeczy, które teraz możemy oglądać na wystawie w Zielonej Bramie w Gdańsku. Po przyłączeniu huty w Sobieszowie sudecki ośrodek stał się najważniejszym producentem pięknego szkła kryształowego w Niemczech i jednym z najwazniejszych w Europie.
Po wojnie ambicje bardzo podupadły. Nazwę Julia przyjął kompleks Szklarska Poręba i Piechowice. Wzornictwo stawało się coraz mniej ciekawe. Wreszcie hutę w Piechowicach wydzielono i sprzedano międzynarodowej firmie szklarsiej produkującej w Piechowicach pod szyldem huty Julia oddział Piechowice. Huta w Szklaerskiej Porebie popadła w ruinę, ponieważ kolejny nabywca nie był już zobowiązany do dbania o zabytek, jaki stanowiła huta. Teraz włada nią miejscowy prawnik działający z pełnomocnictwa amerykańskiego polonusa. Zastanawiają się ponoć, czy ruinę sprzedać, czy też urządzić w niej muzeum wypędzenia kresowian.
W czasach świetności oprócz projektantów niemieckich duży udział w tworzeniu nowych wzorów mieli Czesi. W istocie trafniej jest mówić o szkle sudeckim niż o niemieckim i czeskim. Oczywiście można analizować cechy czeskiego i niemieckiego, ale tradycje wykłuwały się wspólnie.
Żaden dzień dobry, że się tak z wdziękiem przywitam 👿
Doigrałam się tymi żartami z narzekania/marudzenia.
Za oknem owszem, ładnie, pobielone śniegiem dachy domów. W domu owszem, ciepło i miło.
Tyle, że mnie mowe odjeno, kolcy w gardło nawkładało, świeczki pod nosem zawiesiło – wrażliwym: sorry za naturalizm – poniżej gardła łaskocze, ataki kaszlu wywołując. Złe jakie czy co? 🙄 Na cztery dni przed wyprawą za wielką wodę? 😯
Kto mi to złe podesłał? Niech ono lepiej wraca tam, gdzie jego miejsce 👿
Recepty na błyskawiczne „stawianie na nogi” mile widziane” 🙂
Wierzę z zasady Jolince51. Za błędną deklinację przepraszam, ale nie wiem, jak to powinno być. Po takiej zachęcie nie wypada nie pojechać. Ale nie wiem, kiedy teraz będziemy w Warszawie. To, że ludzie mili, na pewno zachęca.
Witam, ale dzisiaj jest zimno 🙁
Coś na rozgrzewkę 🙂 http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,107454,8605609,Quiz_dobrze_przyprawiony.html
Jolince bardzo ładnie .. 🙂 ..
dzisiaj Katarzyny patronki między innymi piekarzy i kolejarzy .. jak tu mamy Katarzynkę to wszystkiego dobrego .. „dawniej w Polsce istniał zwyczaj, że w dzień św. Katarzyny dziewczęta i chłopcy wróżyli, kto pierwszy wyjdzie za mąż lub się ożeni” … 🙂
no moje głosowanie się udało .. w Warszawie 26 kobiet na 60 radnych .. i moje kobiety wszędzie wygrały .. 🙂
pora na 2 kawę i naleśniki z jogurtem i jagodami ..
Stanisławie – o to chodzi, że o XIX w Szklarce, Szklarskiej Porębie, Julii (nb mam kabaret – rozetę z Julii dawnej. Trochę już nadwyrężony) to my wiemy „od zawsze”. Tu chodzi o warsztaty o 200 – 300 lat wcześniejsze.
Asiu – mam 8/10 – kiepska forma dzisiaj.
Też głosowałem na kobietę do rady miasta. Niestety, zabrakło około setki głosów.
Jolinku- dzisiaj u Ciebie wegetariański jadłospis.Czy to wpływy Krysiade?
Dzięki za przypomnienie tradycji związanych ze Świętą Katarzyną.
Tu trochę więcej na ten temat.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/katarzynki_zapomniane_swieto_170490.html
To swięto jest nie tylko słowiańskie.We Francji do dzisiaj w wielu
miejscowościach panny w wieku do 25 lat zakładają na głowy
25 listopada fikuśne kapelusze w kolorach zielono-żółtych.
Sympatyczny powód do świętowania w te listopadowe szarugi 🙂
A tu zdjęcie Katarzynki w kapeluszu,nawiązującym do starych,
średniowiecznych tradycji :
http://www.navi-mag.com/fete-de-la-sainte-catherine-le-25-novembre–la-catherinette-est-a-l-honneur-lors-d-une-tradition-medievale-id-1955.html
Pyro, niby wiemy, ale w latach 60-tych i później pisano u nas o pięknych ówczesnych wyrobach ze Szklarskiej Poręby, a nijak się one miały do tych z drugiej połowy XIX wieku, gdy robiły furorę w Anglii i Stanach Zjednoczonych.
A nie wzięło się to z niczego tylko właśnie z długich tradycji sudeckiego szkła artystycznego powstającego w małych warsztatach rzemieślniczych. Nie są to moje strony rodzinne, ale mieszkałem tam w latach 1946-1961, a moi rodzice do lat 80-tych.
W quizie zaproponowanym przez Asię miałam taki sam wynik,
jak Pyra 🙂
Akurat wczoraj wieczorem oglądałam reportaż o zbiorach szafranu
i jego zawrotnych cenach.
Jotko- imbir,cytryna,miód,sok malinowy,herbata z rumem.
Ten rum to już będzie przygotowanie do wyjazdu na Kubę 😉
Danuśka,
słyszałam, że dobrze robi rumJanek 🙂
Niestety nie mam dostępu do Janka a nie wiem czy zamienniki będą równie skuteczne? 😆
W międzyczasie dowiedziałam się, że u koleżanki/sąsaiadki, z kubańskiej ekipy, było w nocy pogotowie. Trzecia z załogi zawozi ją za chwilę do lekarza rodzinnego.
Danuśka na razie czytam o tym .. 🙂
Też miałam 8 na 10. Jolinku jak robisz te paszteciki?
Stanisławie – to właśnie mnie zaskoczyło we wspomnianej książce – otóż pisze się tam o szkłach czeskich, „na północ od Alp”, irlandzkich, niemieckich i śląskich. Rozumiesz? Nie czeskich, nie niemieckich, a po prostu śląskich. To wyodrębnienie w typologii mnie zaskoczyło. I wiek.
Jotka – Rumianek bez Janka się w ogóle nie liczy. Mleko, masło, czosnek, miód. Imbir, cytryna, miód.
9/10. Ta czubryca mnie zalatwila.
Witam Sz.P. U nas dzisiaj dzien grecki. Ulubiony znowu kogos na obiad do domu sciaga a samochod nadal jak nie odpala tak nie odpala. Mechanik mial byc, ale go jeszcze nie ma. Piwa z tej okazji tez nie. Gosc Ulubionego, to niech on sie martwi jak samochod mi porwal. Ja sie dzisiaj ogranicze do postawienia obiadu na stole.
Asiu ja robię paszteciki w naleśnikach czyli powinnam napisać chyba krokiety ..
nadzienie to pół na pół pieczarki podsmażone i ugotowane jajka przekręcone przez maszynkę na grubo .. do tego dużo natki i pieprzu ziołowego .. potem wbijam jeszcze jajo surowe i duszę na patelni .. oczywiście sól a czasami trochę majeranku i ze 3 grzyby suszone ..
z tego nadzienia można zrobić takie niby jajka faszerowane tzn. zrobić kulki położyć na sałacie i polać gorącą bułką tartą z masełkiem .. podawać na zimno ..
ale kod cccc
Jotko, sytuację masz podbramkową, zareagować trzeba drastycznie i natychmiast!
Nie wiem, jak „znosisz” czosnek.
Drobno go posiekać, rozsmarować na kromce (dwóch) chleba z masełkiem, posolić i zjeść. Ja taką kurację uwielbiam, moje otoczenie – nie zawsze.
Kaszel: cebulę drobno pokrojoną (jedną, dwie sztuki) zasypać sporą ilością cukru i odstawić w ciepłe miejsce. Powinno z tego powstać ok. 1/4 szklanki syropu. Odcedzić, wypić, nie „ciurkać” po łyżeczce, tylko całość od razu. I tak trzy razy dziennie. Każdorazowo świeży syrop.
Syrop pachnie okropnie, macerująca się w nim cebula – jeszcze gorzej. Trzymaj całość w naczyniu z pokrywką, a po wypiciu – cebulę w kanał.
Czasu masz mało, dołóż jeszcze do tego „Coldrex-grip”. Serię siedmiu saszetek (SASZETEK!), wg wskazań na opakowaniu.
MUUUUSI puścić!
Jedyną gwarancją w/w kuracji są moje osobiste doświadczenie.
10/10
Przypruszylo sniegiem, szaro i buro.
Z tym szklem to tu jest tak, ze zwykle mowa o czeskim szkle (böhmisches Glas), lub slaskim szkle (schlesisches Glas). Nie wnikalem nigdy w to, czym sie istotnie roznia od siebie, ale historycy sztuki te roznice podkreslaja. Maja na pewno wspolna geneze i wychodzi na to, ze szklarze przeszli kiedys z poludnia na polnocna strone Karkonoszy. Wystarczy dzis ze Szklarskiej Poreby wyjechac na przelecz do Jakuszyc, aby zaraz sie znalezc w Jabloncu, z ruinami wielkich hut szkla. A to tam bylo kiedys tez znane jako Jablonex (chyba).
Z zasobow tych produkcji powszechnie znane i jako, tako zachowane sa duze zyrandole. Charakterystycznym elementem tych form wyrazu sa girlandy wisiorkow, szlifowanych na wzor diamentow. Nalezaly kiedys do podstawowego wyposazenia sal palacowych. Kontrastem dla tego rodzaju ekspresji sa zyrandole weneckie, z charakterystycznami elementami szkla dmuchanego.
Milego dnia dla wszystkich!
Suplement.
Widzę, że i z gardłem kłopoty.
Jeżeli to nie jakaś infekcja (wymagająca antybiotyków) spróbuj zwykłego płukania gardła solą. Co ciekawe, kiedyś, w młodości nigdy mi ten sposób nie pomagał. Całkie niedawno spróbowałem – bez wiary w sukces – raz jeszcze. Na drugi dzień, gardło było „jak nowe”.
Mnie też coś gardło od rana drapie 🙁
Szkło, szkło, a mnie się smutno zrobiło. Mama wiele lat pracowała w Dziale Ceramiki i Szkła w Muzeum Narodowym i właśnie zajmowała się szkłem.
Bardzo dziękuję za wszystkie rady. Zaraz będę je „wdrażać”.
Sytuacja faktycznie nie jest wesoła
Małgosiu W. – cóż za piękna praca! Gdybym jeszcze raz miała wybierać zawód to tylko historia sztuk użytkowych. I chodzić i gładzić meble i podnosić szkło do światła i piórami muskać bibeloty. Nic, tylko się rozmarzyłam.
Jotko – Nie masz nic do stracenia – terapie Zet i Danuśki z pewnością pomogą, tak jak i nasze dobre życzenia, ale na Kubie trzymaj się z daleka od brodatych osobników i cygar. Rum nigdy nie zaszkodzi, ale powinien być sącząny w winnym spa.
Jose Marti powiedział „To prawda, że nasze wino jest gorzkie, ale to nasze wino”, ale obecnie to luksusowe wdychanie olejków eterycznych i zwalczanie oksydantów których wtedy nie było.
Zdrowiej, proszę 🙂
Małgosiu – Z pewnością szklane wspomnienia są nieskończenie piękne.
Pyro – Na pieszczoty użytkowe nigdy nie jest za póżno, ale może lepiej zostań bogatą ziemianką – hobbystką 🙂
Dzień dobry Wszystkim,
Jestem za Wodą, najpierw musiałem odpocząć po urlopie. Już jest lepiej.
Nie chciało się wyjeżdżać, ale jak trzeba to trza, jak mówi Alicja.
Jestem jak magnolia, bardzo źle znoszę przesadzanie, chociaż kiedyś było znacznie lepiej. Starość, czy co?
Jeszcze raz wszystkim minizjazdowiczom, którzy odwiedzili nasze niskie progi – bardzo dziękujemy. Zostawiliście niezapomniane wrażenia.
Przy okazji prośba od Anki do krysiade o przepis na pyszny pasztet. Z góry dzięki.
Dzisiaj Thanksgiving Day, ładne amerykańskie święto w którym jednak komercja zasłoniła sens powstania i tradycji, podobnie, jak to się dzieje ze wszystkimi świętami.
Pokażę się wieczorem, bo zaraz wyjeżdżam do znajomych.
Placku kochany – uprzejmie proszę o przepis, jak zostać bogatą ziemianką. Odpadają warianty typu : bogaty mąż, zarabianie ciałem, znalezienie nafty na balkonowej działce. Masz pomysł?
Dla Jotki moja niezawodna recepta:
gardło:płukanie roztworem kropli propolisowych lub roztworem z olejku z drzewa herbacianego.Są to naturalne antybiotyki. Na jakiś czas,po płukaniu propolisem,gardło robi się aksamitne.Kiedyś był produkt „propolan” produkcji Herbapol Wrocław ( sprawdzali aktywność propolisu ) ale zaprzestali produkcji bo rejestracja była za droga.Ostatnio używałam „propolisol” produkcji Apipol .Olejek z drzewa herbacianego mam dobrej jakości , z firmy ACT z Poznania.
niedrożność nosa:parówka z kropli drzewa herbacianego ( nalać do miseczki gorącej wody,parę kropli olejku ,zakryć się ręcznikiem i wdychać -od razu w nosie jest „przewiew”
Można też skropić np.chusteczkę tymi kroplami i wdychać .Albo wlać krople do nawilżacza .
Powtarzać, bo cudów czyli „jak ręką odjął ” jednak nie ma.
Czy ktoś ma jakiś patent na to jak znieść nie lubianą rodzinę na jutrzejszym pogrzebie niestety seniorki rodu 🙁
każdy ma pretensje do każdego o coś, przerasta nie to 🙁
będę musiała wziąć syna ale co mam się go wstydzić? co to to nie, niech się patrzą, miejsce- podradomskie okolice…niby mnie nie obchodzi a zdrugiej strony, no nie wiem
zamierzam nic nie mówić, taki mam patent na dziś a jutro może być różnie
przepraszam za taką prywatę
Witaj w rubieżach Magnolio 🙂
Śląsk miał wszystko potrzebne do produkcji szkła – Ślązaków, gęste lasy na opał i mineralne skarby, a tam gdzie złoto i drogie kamienie, tam i poszukiwacze, wino i śpiew. Antoni Medycejski był takim schatzgraberem i także dziwił się, że szkła było tam co niemiara. To produkowane w lasach zwane jest zielonym (piękno prostoty), a z czasem lokalni brodaci i pobożni książęta zaczęli na nich zarabiać (franchise). Pierwszą udokumentowaną hutką szkła na Dolnym Śląsku (jednak w okolicach Szklarskiej Poręby) zbudował niejaki Kung Kone (1364), a po paru latach przejął ją Sydil Molstein. Ówczesny książe, Bolek, był specjalistą od wydawania pozwoleń na działalność gospodarczą, huty szkła zaczęły rywalizować z ilością grzybów – Batorów, Stronie Śląskie, Kłodzko (Gladz – coś glazurą pachnie). Nieważne – wszystkie piękne, a gdy lasy wyrąbano, nastąpiła era węgla, czyli hutnicza rozpusta.
Najważniejszą cechą śląskiego szkła jest dobre wino które można z niego pić. Najlepszym tego przykładem jest historia cudu nad Odrą związanego z patronką Śląska, Jadwigą. Była właścicielką trzech takich szklanych kusztyczków z których piła wyłącznie wodę. Zmartwiony i brodaty mąż, książe Henryk, namawiał ją na coś bardziej konkretnego, ale po skosztowaniu wody ze śłąskiego szkła odkrył, że przednim winem się stało. O tym czy było to wino Dziadka Grunera historia milczy.
Jotko – dużo płynów i relaks 🙂
Na gardło pić sok z buraków. Dużo.
Katarzyny dzień wróżebny, ale wygląda, że będzie jak z Gromniczną w tym roku – trudno było ustalić, czu odwilż jest, czy jej nie ma, czy mglisto, czy słonecznie. Z późniejszej pogody wynikało, że była i odwilż, i słonecznie.
Dzisiaj tez nie wiadomo czy jest mróz, czy go nie ma. Nieco pobieliło śniegiem, ale spod niego błoto tryska. Na termometrze tak zwane zero ujemne. Za miesiąc pewnie będzie wiadomo, czy to oznacza mróz, czy nie mróz.
Marzeno – wstydzić się? Dziecka? A niby dlaczego? Ty nie nerwujsja niepotrzebnie; Ty z uśmiechem (tfu, nie ta okazja) ze spokojem patrz ludziom w oczy. Nikogo Twój Syn w pijanym widzie samochodem nie przejechał, za niczyją żoną z siekierą nie latał, żadnym robotnikom za żadną pracę nie jest nic winny. Wyrósł na okazałego młodzieńca. Jeżeli Bogu taki wystarczy,. to i ludziom musi. Dictum.
Marzeno, piekło jest dobrymi radami wybrukowane, trudno radzić, ale ja bym ich po prostu potraktowała jak powietrze. W koncu na pogrzeb idziesz nie dla rodziny a dla seniorki.
Marzeno – Ubierzcie się ciepło i z góry się nie martw. Głowa do góry. Ty wiesz najlepiej.
Pyro – 5, 13, 15, 27, 37, 38 minus koszt butelki Charming Gruner Veltlinera i biletu do Poznania, bo do lustra pić nie chcę 🙂
A propos Radomia,
kiedyś, prawie pół wieku temu Radom czymś w kraju podpadł, bo krążyło wiele dowcipów o Radomiu.
Jeden z nich:
przychodzi facet do lekarza.
– Panie doktorze, nie mam syna i to chyba dziedziczne, bo mój ojciec nie miał syna i dziadek nie miał syna…
– Panie, a pan skąd?
= Ja? Z Radomia.
We Wprost przeczytałem o pierogach z kaszanką. Czego to ludzie nie wymyślą.
Na złość Marynie zrobię z białą kiełbasą. Pieczarki nadziewane białą kiełbasą zapiekane z parmezanem parę razy próbowałem. Było bardzo bardzo …
Placek, masz, jak w banku, ale dopiero na sobotę wyślę. Dzisiaj nie dam rady. Ty swoje, a ja Samorodni.
Misiu- pierogi z krupniokiem to chyba śląska kuchnia.
Nasze Ślązaczki może się wypowiedzą.
JOTKO,
słuchaj zeta, cebula to świetny patent, u mnie działa na gardło, bo nie umiem płukać solą 🙁
To z kolei działa zawsze na Jerzora, dzień-góra dwa i po sprawie. Pół szklanki letniej wody, do tego chyba dwie łyżki stołowe soli, zamieszać i płukać.
A na resztę – faktycznie, imbir, miód i cytryna, czyli kuracja Heleny:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Dobre_Rady/Imbirowa_kuracja_Heleny.html
Nowy,
witaj na naszej rubieży 🙂
Wszystkim naszym Yankees najlepszego w dniu dzisiejszym, zdrowia i pomyślności wszelkiej oraz smacznego turka z konfiturą żurawinową!
Toast w godziwej porze oczywiście.
Marzeno tacy ludzie, ktorzy troszcza sie o swoje dzieci niepelnosprawne sa na calym, innym swiecie traktowani z sympatia i wielkim szacunkiem, wiec glowa do gory!
Wszystkim świętującym Dzień Dziękczynienia składam najlepsze życzenia. 🙂
Leczę się intensywnie, stosując się pilnie do Waszych rad 🙂
Placku,
z relaksem będzie kłopot. Weszłam na stronę hotelu, w którym będziemy spali dwie pierwsze noce w Hawanie. I znalazłam tam taka opinię: nie zatrzymuj się w tym hotelu, jeżeli nie jesteś wenezuelskim żołnierzem albo prostytutką.
Nie jestem! I co mam teraz zrobić? 🙄
Brak mi tutaj Pana Lulka, który chorobą złożon, nie może wypowiedzieć się w temacie. Ale już się wypowiadał niejeden raz.
To proponuję zajrzeć do:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/01.Maj-2007.html
Akurat drugi wpis traktuje o winach Dolnej Austrii, gdzie swego czasu rok przemieszkałam, wino piłam, w winobraniu uczestniczyłam itd. 🙂
Zaryzykować! 🙂 Na pewno będzie ciekawie i więcej zobaczycie niż w zamkniętym kurorcie
Jotko,
względem tego hotelu…chyba trzeba się przekwalifikować albo co?! 😯
Albo udaj Greka 😉
No właśnie,właśnie : Happy Thanksgiving !
I opowiedzcie,jak smakował indyk oraz co oprócz indyka będziecie
jedli.
Pan Lulek też pisał rok temu o wróżbach na Dzień Św. Katarzyny .. nawet wsadził do wody gałązkę wiśniową ale niestety nie zakwitła …
Alicjo,
przekwalifikować się? A co na to Związki Zawodowe Żołnierzy Wenezuelskich? 😯
Pozostaje wersja z Grekiem 😉
Marzeno,
przecież Ty jesteś „ponad to”. Po prostu nie pozwól sobie o tym zapomnieć. To plus blogowe kciukotrzymanie i do przodu 🙂
ja składałam życzenia o 9.55 .. a Asi odpowiedziałam o 11.53 .. to tak jakby ktoś nie zauważył ..
do Misia przytul się bo dziś jest Dzień Pluszowego Misia .. 😀
Jotko, to tylko dwie noce. Taki hotel może być ciekawy.
Kocham misie; wszystkie, a szczególnie pluszowe; ach! I jednego kurpiowskiego też.
Policzmy Amerykanów naszych do toastu :
Cichal z Ewą,
WandaTX z Basią i resztą,
Nowy,
Orca,
Okoń vel Kleofas,
Yota gazowa,
Kucharka (dawno jej nie było)
więcej nie papiętam.
Małgosiu,
jakie są szanse na używanie w hotelach suszarek do włosów?
Czy wszędzie jest 110V?
Dziękuję Jolinku! Wypróbuję to nadzienie 🙂
Jotko,
pamiętam, że przed wyjazdem do Chin także byłaś chora. Ale teraz taka niezdrowa pogoda. Płukanie gardła słoną wodą mnie pomaga. I ssanie chlorchinaldinu. Możesz jeszcze natrzeć się Amolem no i koniecznie leżeć pod ciepłym kocem.
Imieniny Katarzyny są aż 17 razy w roku.
Pyro,
w moim laptopie także często tak mam, że pod obejrzeniu zdjęć lub wysłuchaniu piosenki nie ma powrotu do tekstu podstawowego, tylko trochę dalej. Myślę, że to zależy od jakości naszych maszyn. W komputerze syna / znacznie lepszej jakości/ nigdy tego nie ma. A kiedy mówię o tym synowi , on na to, że najwyższy czas, abym kupiła sobie lepszy sprzęt. Tyle to i ja wiem, ale nie wyrzucę porządnego laptopa.
Jotko, w hotelach, w których byłam, suszarki były, a ładowarki telefonów działały, ale one na ogół są na dwa napięcia. W zasadzie we wszystkich hotelach od 4* powinny być suszarki. Na wszelki wypadek weź przejściówkę na gniazdka amerykańskie.
Ja bym sie hotelem nie przejmowal. Taki kubanski koloryt. Na dole bar w nim panienki snuja sie w zadymionej sali, mojito sie leje, cygarem pachnie, muzyka powoli nabiera ksztaltu, panienki pupami kreca salsa. Paru wenezuelskich zolnierzy czysci kalsznikowy…tylko zdjecia robic a rano isc spokojnie na plaze. i nie zalowac rumu.
http://www.youtube.com/watch?v=BB1uCtQUATc
Wczoraj otrzymałam przesyłkę od Aliny – silikonową foremkę keksową. Nigdy takiej jeszcze nie widziałam. Wykonana z miękkiego „lejącego się ” tworzywa. Bardzo jestem ciekawa, jak sprawdzi się w użytkowaniu. Ale z tego co pisze Nisia, chleb udał się bardzo dobrze w takiej foremce. Nowoczesność w mojej kuchni z trudem toruje sobie drogę.
Jotko, można też kupić w elektromarketach adapter, który jest też na ogół z przejściówka amerykańską.
Przypomnialo mi sie. Nisiu jaki silnik ma twoj KitchenAid bo zdaje sie sa rozne a jestes zadowolona jesli dobrze czytam? Musze sie zdecydowac co kupic a u nas teraz przeceny przedswiateczne wiec mozna zaoszczedzic ze 2 stowki.
Poczytałam Wasze odpowiedzi i nabrałam wiary, ja co niby powinnam być jak skała,no jestem…ale nadal łatwo mnie zranić, skaleczyć, spowodować potok łez, ale z drugiej strony moja druga natura mówi,bierz swoje ładne dziecko(bo taki obiektywnie jest) i niech komentują, obiecał,że ładnie będzie siedział 🙂
a tak na poważnie to chcę aby ludzie w tej małej wsi skupili się na ceremonii a nie na dewagacjach co może dolegać temu chłopcu 🙂
ktoś słyszał o autyźmie?
sama seniorka miała „specyficzny” pogląd skąd ta niepełnosprawność…
i ludzie się dziwią, że nie przepadam za radomskimi okolicami 😉
pozdrawiam ciepło
Marzeno,
nie masz wpływu na to co myślą inni ludzie. Zadbaj i siebie i o syna.
Małgosiu,
dziękuję 🙂
yyc,
martwić to sie nie martwię, ale … 🙄
Krystyno,
faktycznie przed Chinami tez kwękałam. Może to taku syndrom przed podróżą? Jak go zwał, tak go zwał, ale miły nie jest.
Gorzej, że nie wiadomo co z sąsiadką/koleżanką. Problem z sercem. Jutro lekarz zadecyduje czy nie powinna zrezygnować z wyjazdu. I tak to się plecie.
Witajcie,
Jotko – może akurat w ten sposób przechodzisz reisefieber. Skoro w Chinach przeżyłaś to i na Kubie przeżyjesz 🙂
Marzeno – pogrzeb to nie wesele,nie trwa do białego rana.
Przepraszam,bo może to brzmi trochę obcesowo,ale na pewno dasz radę 🙂
A propos noclegów w hotelach.Opowiem o pewnej rozmowie w recepcji hotelowej, ale najpierw muszę wyjaśnić niezorientowanym pewne szczegóły techniczne.
Otóż Francuzi często zamiast na poduszkach opierają głowę na wałku,
(czego zresztą osobiście bardzo nie lubię).
Wiele lat temu Osobisty zawitał do niewielkiego hotelu na południu Francji,
gdzie zarezerwował pokój podczas swojej podróży służbowej.
A pani w recepcji pyta : Wałek czy poduszka ?
On przyzwyczajony od kolebki do spania na tym wałku odpowiada grzecznie-
wałek.W nocy zorientował się,że nocuje w hotelu,gdzie pokoje są wynajmowane głównie na godziny.Z racji różnego rodzaju odgłosów dochodzących zza ścian oraz hałasów z korytarza prawie nie zmrużył oka.
A to pytanie recepcjonistki,to był po prostu kod :
poduszka = pokój na godziny,wałek=zwykły,beznamiętny nocleg !
Osobisty utrzymuje,że już nigdy więcej nie zatrzymywał się w tym hotelu.
Wierzę,że mówi prawdę 🙂
Z innej beczki: koleżanki właśnie mi podesłały obyczaje świąteczne na świecie wg Francuzów. Właśnie się dowiedziałam że na Boże Narodzenie palimy ognisko i wcinamy kiełbachę:
http://www.joyeux-noel.com/noeldanslemonde3.html
„Pendant Noël on aime se promener en traineau dans la campagne toute blanche et on organise un pique-nique. On allume un feu et on fait cuire des saucisses.”
Chyba żyję w innej Polsce…
Ja bym sie nie martwil czy ion sie tam potem zatrzymywal tylko co wybral: walek czy podzuszka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=1gTGmbA40ZQ
Przynajmniej po tej stronie kaluzy wiadomo. Indyk na kazde swieto wiec sie pomylic nie mozna. Jak sie czlowiek uprze to zamrozi z Wielkiejnocy i na gwiazdke gotowe 🙂
Ewo- ale poza tym wszystko się zgadza,bo i sianko pod obrusem,
i opłatek, i kolędnicy…
yyc- no wybrał wałek,czyli po bożemu !
jotko,
w wiekszosci kubanskich hoteli sa takie gniazdka, ze nawet europejskie wtyczki dzialaja. Mialam przejsciowke, ale uzylam jej moze raz. Suszarki byly wszedzie. W Hawanie spedzilam SAMA prawie tydzien i bylo przemilo. W hotelu tez czulam sie tam bardzo bezpiecznie.
A teraz to Ci po prostu zazdroszcze! Przejsc sie Maleconem, wypic mojito na Plaza de la Catedral… eh!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za!
I Pana Lulka
Żabo,a jak Twoje kolano ?
Myślę,że kolejny toast zań nie zaszkodzi !
Za Pana Lulka!
Za Zaby kolano!
Za zdrowie wedrowca!
Powoli sie jakos doczytan wstecz.
Po zdjęciu szwów zdecydowanie mi się poprawiło. Dzisiaj sie zebrałam i nieco sprzątnęłam na dole: odkurzyłam,umyłam podłogi i je nasmarowałam nabłyszczaczem. Potem zażyłam tabletke przeciwbólową i się położyłam. Oglądanie czystej podłogi też mi poprawiło humor. Znacznie.
Na dworze wciąż biało, już jest leciuteńki mróz, więc psy błota nie naniosą.
Jutro rano Sylwia jedzie ze swoją suką do lekarza, na mnie wypada odwieźć dzieci do szkolnego autobusu. Jadzia jedzie do szkoły o 06:40, Józek do przedszkola 07:20.
Za Żabę, Pana Lulka, Jotkę i wszystkich Amerykańców blogowych – jeżynówką.
Jotka, Ty nie pytaj o rady tylko szoruj do medyków niech Ci sprawdzą co za
złe w gardle nosisz …angina uwielbia słońce.
Toast za trosk rozproszenie i myśli pogodne.
Naprawdę bez tych szwów duzo lepiej 🙂
Też coś łyknę 😀
Podobno po Irlandii biega 20 000 koni wypuszczonych przez właścicieli, których kryzys dopadł? Czytał to ktoś, podobno dzisiejsza GW to podała, ale ja nie mogę znaleźć.
Odwilz. Kapie z drzew. Jednego dnia -35C, nastepnego +1C. Samo zycie. Sushi dzisiaj w planie. Sake. Japonki na nogach. Sayonara.
Zabo nie wiesz, ze prasa klamie. Ja bym jednego konika przygarna. Ale zeby byl niewyrosniety i malo jadl za to duzo mowil. nakrece z nim film i pokaze tutaj.
O.K. znalazłam
Żaba się umartwia wieczorem? Mam żelazną zasadę : wieczorem nie oglądam horrorów, filmów ze scenami okrucieństwa, nie czytam o hekatombach takiej, czy innej rewolucji. Nic, null i zero. Wieczór życzę sobie miły, łagodny, taki ciut pensjonarski – psychoterapia przedsenna. Wierzcie, albo nie : ja dosyć lubię tę Pyrę, więc po co mam jej na złość robić.
To ja już lepiej pójdę na mój materacyk po kordełkę
Jutro muszę przed świtem wstać, a tak się już ostatnio rozpuściłam, ze nawet jak się wcześnie zbudziłam, to nie wstawałam (bo i po co?) tylko cichutko leżałam i rozkoszowałam się ciepłym łóżkiem i tym, że nic mnie nie boli (ale żyje, mimo, że po 40.),
dobrej nocy…
Nowy, światełko zapal…
yyc, już był jeden taki koń w Ameryce
http://www.youtube.com/watch?v=gGZwmelwnBU&feature=related
A co na katar?!
Mówiłam Jerzoru, przy temp.-2 i zimnym wietrze się nie jeździ rowerem 30km.
Se wziął i pojechał, bo nie takie ze szwagrem, a teraz mi tu siąka i pyta o remedium. Chyba go zaraz walnę!
Chrzan powąchać, o! Właśnie mi to przyszło do głowy, ale już jest ciemno i dzisiaj nie pójdę tego chrzanu kopać. Albo i pójdę, bo wiem, gdzie jest.
Wracając do problemów Marzeny , ktos napisał, chyba Dorotol, że świat jest przychylny osobom niepełnosprawnym. Ja się bardzo z tym zgadzam, bo kawałek świata widziawszy, zawsze tak jest, uśmiech, i zrozumienie dla tych, co się taką osobą opiekują. Widzimy to raz na jakiś czas i nie musimy się z tym borykać.
Co innego rodzina i bliscy, którzy niby powinni wspierać…to już inna para kaloszy. Mam znajomych (Polacy), których jedno dziecko jest autystyczne, a starsze – schizofrenia. Rodzina zamiast wspierać, szuka winnych, dlaczego te dzieci takie się urodziły. Mąż-ojciec poddał się sugestiom swojej rodziny, że to musi być jakiś feler matki (niedobre geny?), że takie dzieci.
No jasne, przecież nie jego. Ona boryka się ze wszystkim, on coraz bardziej zostaje z tyłu, bo trudno mu się z tym pogodzić. Wolałby, żeby tego nie było. Każdy by wolał. Sytuacja nie jest tragiczna, żadne z młodych nie musi być w zamkniętej instytucji, radzą sobie, to już dorośli ludzie. Potrzebują wsparcia i doglądania, bo nigdy nie wiadomo, co się zdarzy.
Trzeba się pogodzić, że są, jacy są. Tata ma wielki problem – ja takich dzieci bym nie zrobił. Niemożliwe.
Możliwe, i nie należy szukać winnych, bo winnych nie ma. Ale jemu nie przetłumaczysz.
Marzeno,
Ty też nie czuj się winna (mam nadzieję, że nie czujesz się!) i tak jak napisała Pyra wyżej-wyżej…
Coś jeszcze miałam napisać, ale mi wypadło z głowy.
Żabo, zapaliłem.
napisałem krótkie podsumowanie pobytu w Polsce i mi zżarło. Muszę nauczyć się pamiętać robić kopie, bo jest to denerwujące. Jutro może coś odtworzę.
🙂 Dobranoc 🙂