Szybka relacja ze skróconego kursu gotowania
Na trzy dni Dom Pracy Twórczej „Polityki” w Niborku koło Nidzicy zamienił się w szkołę. Dziesiątka bardzo młodych ludzi z jednej z większych na świecie kompanii piwnych postanowiła zgłębić wiedzę dotyczącą kontaktów z mediami, fotografii, nowych technik funkcjonujących w Internecie i paru innych dziedzin, bez których nowoczesny pracownik PR obejść się nie może.
Taki pobyt i szkolenie bywają bardzo wyczerpujące a czasem wręcz stresujące. Nic zaś lepiej człowieka nie odstresowuje niż praca w kuchni. Na zakończenie każdego dnia piwowarska młodzież zakładała (przyznać trzeba, że twarzowe i eleganckie) fartuchy i udawała się do kuchni. Tu pod moim okiem przechodziła szybki kurs gotowania.
Wprawdzie kuchnia była dość ciasna jak na tak dużą ekipę ale udało się wygospodarować trzy oddzielne stanowiska pracy, tak usytuowane, by adepci kucharscy nie przeszkadzali sobie nawzajem. Wszyscy dostali niezbędny sprzęt najwyższej jakości. Były to garnki, patelnie, durszlaki, obieraczki, deski i – co napawało mnie sporym niepokojem – noże. Zwłaszcza, że te Fiskarsa wyróżniają się niebywałą ostrością.
Jak twierdzili moi uczniowie ich umiejętności kulinarne były bardzo ograniczone, by nie powiedzieć żadne. Pełni jednak byli zapału i dobrych chęci. Zwłaszcza, że przez godziny wykładów zdążyli mocno wygłodnieć. A kolacja zależała od sprawności ich działania.
Aby jednak tortury głodowe ograniczyć do minimum zaproponowałem zrobienie najprostszej przekąski jaką jest pasta jajeczna. Jej produkcję nieco przyspieszyłem gotując wcześniej jaja na twardo, które kandydaci na kucharzy bardzo sprawnie przy pomocy widelców połączyli w jedną masę z topionym białym serkiem i drobno posiekanym szczypiorkiem. Niektórzy ową pyszną pastę (kto nie wierzy niech sam spróbuje) podostrzali pieprzem samodzielnie utartym w wielkim kamiennym moździerzu. Posmarowane kawałki bagietki zaspokoiły pierwszy głód i pozwoliły dalej pracować bez trzęsących się rąk i rosnącego groźnie apetytu.
Kolejnym wyzwaniem była zupa pomarańczowo-pomidorowa na bulionie, doprawiana imbirem i na koniec odrobiną cynamonu w proszku. Ponieważ pracowały trzy drużyny i gotowały w trzech sporych garnkach, powstały trzy trochę od siebie różne zupy. Jedna była nieco bardziej kwaskowa (przewagę tu miały pomidory), druga – słodka (przewaga pomarańczy) a trzecia – pikantna (to zasługa startego imbiru). Wszystkie trzy były nie tylko jadalne ale po prostu smaczne.
I wreszcie danie główne: risotto ai funghi porcini czyli risotto z prawdziwkami. I tę barierę zawieszoną wysoko (zwłaszcza dla niewprawnych gotujących) zespół pokonał gładko.
Szkód nie zanotowano. Uszkodzeń ciała też nie. A ocena umiejętności adeptów była taka: – Tak pysznej kolacji jeszcze nie jedliśmy!
Prawdę powiedziawszy i mnie kolacja smakowała. A jestem dość wybredny. Ale zważywszy, że daniom towarzyszyły naprawdę doskonałe wina (niektórzy z poczucia zawodowego obowiązku sięgali po piwo) to nie mogło być inaczej.
Po kolacji, przy tiramisu, rozmowy o gotowaniu, produktach dostępnych na naszym rynku i historii kuchni świata trwały do późnej nocy.
Kolejny wieczór był – jak sądzę – jeszcze bardziej ekscytujący, bo dotyczył historii wina, jego doboru do dań, metod przechowywania i picia. Punktem kulminacyjnym wieczoru była tzw. ślepa degustacja czyli próbowanie win nalewanych z butelek z przesłoniętymi etykietami i porównywanie indywidualnych wrażeń z powszechnymi ocenami poszczególnych rodzajów.
Myślę, że dzięki szkoleniu w Niborku grupa smakoszy i miłośników gotowania powiększyła się o tę dziesiątkę. Przybyło także amatorów dobrych win. A to mnie cieszy.
Zdjęcia: Karol Woźniak
Komentarze
o to dzień dobry powiem .. 🙂
bardzo dobry i fajny pomysł z tym kucharzenie na imprezach integrujących załogę .. pewnie było smacznie i wesoło … 🙂
chmury wiszą nad Warszawą i się zanosi …
Gratulacje dla Gospodarza za nieustajacy entuzjazm, ktorym na pewno zarazil mlodych stazystow.
A w wolnej chwili moze kilka szczegolow na temat zupy pomaranczowo-pomidorowej?
podobno uczeni odkryli prawdziwy sens przysłowia „Przez żołądek do serca” … Mężczyźni z nadwagą są wierniejsi … 🙂 .. prawda to czy fałsz ….
Alinko spakowana już? .. Warszawa czeka na Ciebie …:D
Pomysłu na integrowanie załogi w swojej kampanii nie mam. Kucharzenie wieczorem na trzech stanowiskach kuchennych też odpada. Pozostaje samotne smażenie kaszanki na jednej fajerce. Ale co to była za kaszanka! Usmażona w na chrupko i podana na plastrach również zrumienionych jabłek z dodatkiem rodzynek w koniaku. Co ja wam będę opowiadał … Proste chłopskie jedzenie.
Tiramisu – też coś – każdy (prawie) potrafi…
Czy chciałbym pójść do szkoły w Niborku ? Tak.
Zanim to nastąpi poddam się próbie, zrobię pastę jajeczną.
Każdy wpis to quiz. Noże Fiskers, ale która to piwna firma ?
Duża – Anheuser-Busch ? Ale to nie piwo, to nie woda, to nie sok. Hmmm…Kto ma najwięcej piwa w Polsce ? Kulczyk. Gdybym był Kulczykiem, chciałbym posiadać butelkę z porcelanowym kapslem, czyli Grolscha. Kto kupił kapsle ? SABMiller, Duży ten Miller ? Ogromny. Kto wykupił akcje Kulczyka w Kompanii Piwowarskiej. SABMiller. Pojęcia nie mam która to kompania piwowarska, ale jeden z uczestników szkolenia stwierdził – „Piotra Adamczewskiego bardzo fajnie słuchać…mniam” (Twitter -2010).
Pewnie, że fajnie. Najchętniej poddam się szkoleniu w porze letniej. Bardzo tam ładnie 🙂
A miałem wątpliwości, czy można nauczyć się gotowania w 24 godziny. Okazuje się, że i 4 wytarczą 🙂
Ale gotowanie zupy na pewno jest dobrą podstawą na początek i pozwala na samodzielne rozpoczęcie kuchennych eksperymentów. Mam tylko zasadnicze pytanie – bulion powstawał dzięki ciężkiej pracy kursantów, czy też stanowił gotowy półprodukt. W tym drugim przypadku miałbym zastrzeżenia.
Łoj Misiu, Misiu tiramisu to betka lecz to Twoje proste, chłopskie jedzenie kunsztu niebywałego wymaga. Ot choćby te rodzynki z koniaku: na jabłkach?, na kaszance? czy po prostu obok? A koniak jako popitka czy do wąchania tylko?
Jolinku51 – myślę, że wątpię. Zupełnie jak z „bydlądynką” z dowcipów.
Zadatków na szkoleniowca kulinarnago nie posiadam. Z tej prostej przyczyny, że nie znoszę gdy mi się kto po kuchni pałęta. Wyjątek – Wombat.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Wielkich tajemnic w zupie pomidorowo-pomarańczowej nie ma, ale podejrzewam, że Gospodarz ma jakiś przepis szczególny. Imbir cos znaczy. Ja znam tylko bez imbiru, ale za to z jabłuszkiem, paprykami i na bazie świeżych pomidorów a nie jakiegoś przecieru. Do tego cebula, warzywa, czosnek, jak zwykle. I jako zupa mięsna, oczywiście. Właściwie jestem pewien, że Gospodarz ma lepsze rozwiązanie i czekam z utęsknieniem na wyjaśnienia.
Witam serdecznie. 😀
Gospodarzu, pozwolę sobie, „podpiąć” się do prośby Aliny o przepis.
Pomarańcze są moim ulubionym owocem i chętnie spróbowałabym jak smakują jako podstawa zupy. 😀
Nemo, dzięki za pyszną wczorajszą kolację z „Twoimi” kartofelkami. Tylko pachniały „malizną”. Zrobiłam sobie ich tyle ile zwykle zjadam tradycyjnie gotowane a zjadłabym „Twoich” 2 razy tyle. Już drugi raz tego błędu nie popełnię. 😉
Misiu, jeśli chodzi o tiramisu, to nie jestem „każdy”, nie umiem robić tiramisu bo nie chcę. Gdybym się nauczyła, to byłaby to istna katastrofa dla mojego organizmu. 🙁 Jestem tak niepoprawną chytruską, że nie poprzestałabym na jednej porcji a tak, gdy siostrzenica robi tiramisu, to jest do tego tylu chętnych, że musi mi wystarczyć rozsądna porcja. 😆
Zupa pomarańczowa
2 duże pomidory, 2 pomarańcze, kostka rosołowa lub 1/2 l bulionu, korzeń imbiru ok. 4 cm, masło, sól, pieprz, cynamon, mały pojemnik gęstej śmietany
Najpierw zrobić bulion z kości wołowych. (Prawdę mówiąc może być i z kostki to wersja dla leniwych). Niezbyt intensywny, by nie zabił smaku owoców. Płynu pół litra. Do garnka z bulionem wkroić dwa pokrojone duże pomidory (wraz ze skórką, bo na koniec będzie miksowanie i odcedzanie zupy) i też pokrojoną wielką pomarańcz. Owoc obrać z wierzchniej skórki dokładnie lecz biały miąższ znajdujący się pod spodem zrywać tak, by resztki pozostały dla zwiększenia aromatu i pewnej delikatnej goryczki. Gdy zupa zagotuje się wyłączyć grzanie i dokładnie zmiksować. Powstały krem – niezbyt gęsty ? winien być w kolorze intensywnej pomarańczy. W zapachu przebijają też pomidory. Kilkukrotnie dosypywać po odrobinie soli i cukru do smaku. Dodać dużą łyżkę masła. Gdy zupa ma smak niemal idealny dodać troszkę świeżo zmielonego czarnego pieprzu. Więcej startego świeżego imbiru. Rant zupierki wysypać cynamonem a do środka dodać 1 łyżeczkę gęstej śmietany.
Wczoraj gotowałam pomidorową na dzisiaj. Pomarańcze leżały obok. Imbir wyszedł, a kiedy wróci nie wiadomo, bo Pan Mąż nie przepada. Moja pomidorowa lubi bazylię 🙂
Gospodarzu, wielkie dzięki ! 😀
Haneczko, ostatnią pyszną zupę pomidorową jadłam u Mamy, kilkanaście razy robiłam niby tak samo (setki razy pomagałam Mamie) a jednak moje zupy pomidorowe nawet w przybliżeniu nie przypominały pierwowzoru, dlatego nie robię jej zupełnie. 🙁 Było mi łatwiej zrezygnować, bo moje dziewczyny nie chciały jeść zup, za wyjątkiem rybnej i czerwonego barszczu.
Dzień dobry!
Na dworze nagłe słoneczko, od razu cieplej na duszy 🙂
Już wiem, co odpowiem mojemu jednemu szwagrowi, gdy będzie marudził przy jedzeniu: A cmoknij ty mnie w rant zupierki 😎
A propos bazylii i marudzenia odbyliśmy wczoraj następującą
rozmowę z Osobistym :
-Nie,ja ne będę jadł tego makaronu z pesto.Nie lubię zielonego pesto.
-No tak,skoro nie lubisz bazylii,to i pesto Ci nie odpowiada
-Bazylię lubię,tylko pesto mi nie pasuje
-Przecież kiedyś nie jadałeś bazylii ?
-Lubię bazylię i jadam,ale nie nie lubię pesto
– ??? Dobra,to nie jedz tego makaronu
Dwie godziny później :
-Głodny jestem,co jest do jedzenia ?
-Makaron z pesto
-Spróbuję
Spróbował,w rezultacie zjazdł cały makaron,który miał zostać
ewentualnie jeszcze na dzisiaj 🙂
A jak będę zniechęcona nadmiarem czegoś, to już nie powiem, że mam potąd, lecz po rant zupierki 😉
No, podoba mi się. Jak bramaputra i chorał gregoriański u Kofty i Friedmanna 😉
A rant zupierki rzeczywiście piękny 🙂
Czasami przez chmury przedziera się słonko i od razu raźniej człowiekowi na duszy. Słonecznego dnia Wszystkim życzę! 🙂
Wstyd się przyznać ale nie powiedziałem całej prawdy 🙁
Wszystko polałem sosem czekoladowym ( Jedyna rozpuszczona w mleku – dwie łyżki) i posypałem odrobiną cynamonu ( jabłka) .
Dekoracja : kilka listków mięty.
Zgrzeszyłem i to ciężko. Taki zestaw.
Dobre było …
Kaszanka musi być najwyższej jakości. Z byle czego zrobić się dobrego nie da.
Opowiadałam kiedyś o jubileuszowej kolacji w firmie Osobistego, gdzie podano zupę pomidorową z ginem. Kelner wlewał każdemu prosto do „zupierki” trochę ginu. Niektórzy nie chcieli, jeden gość zażyczył sobie ginu osobno. Smak pomidorowej z ginem bardzo interesujący, ale w domu nie powtarzałam. Pomidorową gotuję bowiem tylko na sposób włoski, z bazylią i kawałeczkami mozzarelli na koniec, i tylko jak nasze dziecko jej sobie zażyczy. To jest tzw. pappa al pomodoro na bazie oliwy, czosnku, pietruszki, pomidorów i suchego białego chleba oraz bulionu drobiowego lub warzywnego.
Guten schmorgasbord.
Wpisałam się pod poprzednim (dla Aliny, względem markujących po nocach), widzę, na mniej już zaspane oko, że dyskusja na stronie nowego dnia.
Misiu,
dawaj tę kaszankę! U nas się trafia, ale zawsze od innego dostawcy i nie można liczyć na tego jednego, od którego naprawdę smakuje znakomicie.
Taka kaszanka na chybił-trafił, ale zwykle dobra, mniam mniam, idę sobie pół kromuchy zrobić, nieważne, że noc ciemna…
Przyznam się do jeszcze jednej zbrodni : Wywaliłem olej z kuchni.
Używam słoniny i własnoręcznie zrobionego smalcu.
Naleśniki wychodzą delikatne jak nigdy.( tłuszczu ilości śladowe ) Kotlety smakują niebiańsko. Placki ziemniaczane smażone na smalcu nie powodują , że kuchnie trzeba wietrzyć z dziwnego zapachu.
Oczekuję, że Kujawski poda mnie do sądu.
O Margarynie nie wspomnę…
Zgago,
przepraszam, zapomniałam uprzedzić, że ziemniaków „po mojemu” nigdy nie jest za dużo. Nawet z największej blachy zostaje najwyżej kilka sztuk, które Osobisty „utylizuje” przy zmywaniu 😉
Pomidorową gotuję na sposób paryski. Najpierw dobry rosół , potem pulpa di pomodoro i kawałeczki kurczaka sporo marchewki , potem własoręcznie zrobiony makaron trochę ryżu .Na koniec posypane parmegiano reggiano gratugiato i zapieczone w piecyku aby na serze zrobiła się crosta dorata.
Łyżka staje 🙂
Nemo, zupełnie niepotrzebnie się mitygujesz, bo summa summarum, wyszedł mi ten niedosyt na zdrowie. Wczoraj wstałam wcześnie, wróciłam późno, i dzięki niedosytowi mógł się nocą mój organizm zregenerować bezstresowo. 😉
Teraz muszę lecieć za dwa rogi, no w lodówce hula wiatr. 😆
Korekta
Parmigiano reggiano grattugiato
Zgago, 😀
tak pieczone ziemniaki lubię również w towarzystwie serka wiejskiego z rzodkiewką i szczypiorkiem albo innego twarożku lub choćby dobrego tureckiego jogurtu.
Dziędobry na rubieży, słonecznej jesiennie.
Misiu, jestem pod wrażeniem Twojego chłopskiego żarcia. Tą czekoladą wykończyłeś mnie ostatecznie. Jak sobie wyobraziłam chłopków w białych sukmanach nad michą kaszanki na jabłuszkach, z rodzynkami, polaną czekoladą… Rozumiem, że to na co dzień, od święta mieli wytworniejsze dania?
Co do smalcu, to podpisuję się obiema ręcami. Tylko smalec, oliwa wyłącznie do sałatek i to w małych ilościach. W większych do śledzia w słoju. Jest to po prostu smaczniejsze, a kto wie, czy i nie zdrowsze, bo smalec można rozgrzać do wyższej temperatury. Bracia Węgrzy smażą tylko na smalcu, całe życie.
Dziekuje Gospodarzowi za przepis na zupe.
Zgago, pomidorowa mojej Mamy tez nie do odtworzenia. Moja to taka namiastka…
Co do ziemniakow na sposob nemo, zrobilam je tego samego dnia co wskazowki, byly pyszne, chrupiace i nie tak tluste jak na patelni.
Wczoraj usmazylam placki ziemniaczane, tarte recznie, bez cebuli, tylko z jajkiem, sola, pieprzem, na oliwie z oliwek (kupuje taka specjalna do podgrzewania). Byly smaczne.
Jolinku, nie, jeszcze sie nie spakowalam. Bardzo tego nie lubie i zawsze jakos tak wychodzi, ze pakuje sie w ostatnim momencie i denerwuje.
Do zobaczenia za kilka dni 🙂
Kaszanka Misia mniam mniam (wyobrazam sobie 🙂 )
Nemo,
co to są te „plemniki” na zdjęciu polędwicy ze smardzami? 😯
Widywałam takowe na różnych fotografiach i bardzo mi się podobały. Ale nie wiem co one zacz i jak je zdobyć 🙄
Taki chłopek – że rozwinę wątek – – dostawał przy niedzieli od swojej baby michę pomidorowej a la parisienne, przebijał się przez crosta dorata kosą przekutą na sztorc i już spokojnie drewnianą łychą wybierał marchewki i wyrzucał, bo nie lubił… Potem ewentualnie tłukł babę, bo makaronik nie dość cienki. I w końcu zjadał, więcej nie grymasząc.
Misiu, masz u mnie obiad za te wizje o poranku (licentia poetica, u mnie poranek)… gdybyś pojawił się w okolicy.
Nisiu 🙂 🙂
Jotko,
to są kiełki cebuli. Można kupić albo wyhodować samemu Pewnie hodowałaś w domu rzeżuchę, robi się podobnie. Najlepiej mieć specjalne pojemniki z sitkami, bo trzeba przepłukiwać, aby nie zapleśniało. Bardzo dobre są też kiełki lucerny (alfalfa), rzodkiewki, słonecznika etc. Że zdrowe to wiadomo.
Takie kiełki smakują bardzo dobrze na chlebie z twarożkiem. Lepsze niż szczypiorek.
Alicjo, wiem, ze to nie jest zabawne nie moc spac, miec tak przestawiony tryb zycia. Ale tu, na blogu, to czesto noca dzieja sie najciekawsze rzeczy. Czytam Was zza Duzej Kaluzy i europejskich insomniakow nastepnego dnia, kiedy emocje bezposrednich rozmow juz opadly. Odbiera sie je wtedy inaczej ale zawsze z przyjemnoscia. Milego dnia 🙂
Nemo,
dziękuję 😆
Na pewno sobie te kiełki wychoduję.
Nisiu,
a może to bicie baby sobie odpuścisz z tej poetycznej licencji? 🙄
uwentualnie wy h oduję 😳
to wszystko bez to bicie baby 👿
Jotko,
baby-masochistki specjalnie ten makaron za gruby robią 🙄
Nemo,
no chyba że tak! Choć teraz jest trendy żeby to baby biły chłopów. Podobno prym wiodą Niemki 😯
Piotrze,
te warsztaty, to znakomity pomysł, gratuluję 😆
Michę pomidorowej zjadłem , marchewki nie wyrzuciłem.
Tylko makaranu nie było bo to dzień powszedni. Znaczy pomidorowa z ryżem co to to gotuję go w chińskim garnku.
Makaron musi poczekać do niedzieli.
Marchewka dobra jest – na oczy, nie należy wyrzucać.
Pomidorów przerobiłem w tym roku tylko 14 kilo . Tyle było w skrzynce . Złoty za kilo. Ale do końca zadowolony nie jestem bo kupiłem w październiku gdy dojrzewały bez słońca.
Adio pomidory.
Chlip, chlip…
http://www.youtube.com/watch?v=JzLGTBOs0LQ
Mus posłuchać o tej porze…
W menu na dzisiaj pomidorowa :
bazyliowa,
pomarańczowa,
marchewkowa,
ginowa,
ryżowa,
makaronowa,
kluseczkowa,
Kto wie, może jeszcze
paprykowa,czy też
dyniowa.
To żadna zmowa
to zupa jesienna,letnia
i zimowa.
Co jakiś czas
smakujemy ją od nowa.
Ta u bratowej
niech się schowa,
bo tylko Mama wie
jaka jest ta najlepsza,
domowa pomidorowa !
Za reklamę na naszym blogu Fiskars mógłby zasponsorować fartuszki do wygrania, granatowe, jak ten Gospodarza 😎
Misiu, naraziłeś mi się 👿 Nie mam kiedy pochodzić za porządną kaszanką 👿 A ona tak pachnie i kusi… Ale czekolada osobno 😉
Tluszcze, oj tluszcze?
Jezeli pijesz Misiu, do tego artykulu o zgubnym wplywie tluszczow roslinnych, co do niego ktos tu w zeszlym tygoniu podrzucil sznurek, to dygocze jeszcze teraz ze strachu i nie wiem, czy jest dla mnie jeszcze jakis ratunek. Nazarlem sie tego paskudztwa juz w zyciu tyle ze nie wiem, dlaczego jeszcze dycham i czy warto zaczynac jeszcze raz wszystko od nowa. Dopadla mnie jeszcze przed koncem panika i nie doczytalem, co pani profesor poleca w miejsce fatalnego oleju slonecznikowego. Czas zadecydowac, bo butelka mi sie konczy, a marza mi sie placki ziemiaczanne. Niema faktycznie zadnej alternatywy do smalcu wieprzowego?
Przynajmniej sie wypogodzilo, czego i calej reszcie zycze!
pepegor
Biedne te narody, co to im religia nie pozwala nic ze świni 🙄 Albo wegetarianie 🙄
Usmażyłam wreszcie te pomarańczowe konfitury. Długo trwało, bo najpierw cienko pokrojone i zalane wodą owoce stały sobie 24 godziny. Potem były przez godzinę gotowane i ponownie odpoczywały jedną dobę. Dziś dodałam cukru i gotowałam do odpowiedniej konsystencji. Teraz sobie stygną. Na dworze słonecznie, ale zimno, pewnie w nocy znowu będzie przymrozek 🙁
…minął sierpień, potem wrzesień,
znów październik i ta jesień…
rozpostarła melancholii srebrny woalll…. 🙁
U mnie na termometrze (a ranek, prawie dziesiąta) jest 16C 😯
Słońce lekutko zamglone, ale jest.
Pepegor,
czym Ty się chłopie przejmujesz? Smaż placki (byle nie Placka!) na czym Ci pasuje, ja też używam oleju, do smażenia najlepszy każdy inny, tylko nie z oliwek. Chyba, że Jerzor smalec zakupi, ale ja to zazwyczaj szybko utylizuję, na kromuchę, posolić i zjeść, a co zostanie, to do ewentualnego smażenia (już klepałam o tym). No co, mam słabość do smalcu i już!
Chleb ze smalcem… skwareczki… mniammmmm!
Jeszcze żyję, chociaż dużo tego zjadłam (od niepamiętnych lat był zawsze w domu), nie z musu, tylko z łakomstwa, do czego się przyznaję bez bicia 🙄
Eski smalec to je to zapamiętane z dzieciństwa 🙂
Lece *se* kromuchę jakąś wyrychtować, smalcu niestety, nie mam 🙁
Będzie zakupiony w czwartek. Już klepaliśmy o tym – jesień, więc zupowy czas, zamiaruję gulaszową, a tam łyga smalcu niezbędna.
Przypominam o krupnikach, fasolówkach, grochówkach…
Witam, z pomidorami to mam dzisiaj ratatouille.
Rano dodzwonilam sie do Zaby, ktora wlasnie siedziala juz w szpitalu i czekala na zaczekowanie, trzymajmy kciuki, Zaba bedzie jutro operowana, oby ta operacja przyniosla ulge Zabinym dolegliwosciom.
Trzymamy kciuki za Żabine łapki.
Nie no żebym taki genialny był. Kaszanka w czekoladzie. To jest zgubny wpływ francuskiej telewizji. Ot co.
Reszta moja.
U nasz kaszanka dobra jest. Sławek świadkiem.
Francuską boudin noir oglądałem w najlepszym sklepie przy Pont Neuf po 25 za kilo. Złoty medal. Jak nie zamkli to następnym razem wezmę pięć deka
A tak w ogóle to świnia nie jest zła. Można się nawet zaprzyjaźnić.
Chrum chrum. Kwiiiii kwiiiii.
Witajcie,
Ja również zaliczam się do miłośników domowego smalcu do smażenia mięsa. Masła używam do ciast – zarówno do pieczenia jak i do mas , oliwy z oliwek do surówek i odrobiny oleju z pestek winogron do naleśników.
Z oleju zrezygnowałam kilka lat temu a margaryna to przednie świństwo w smaku i ponoć rakotwórcze więc omijam z daleka.
Alicja wspomniala o jesienno-zimowych zupach. A mnie sie zamarzyl kapusniak, o ktory poprosilam Mame i bede go jadla w czwartek wieczorem. Cos mi sie wydaje, ze przygotowuje go inaczej niz w tym przepisie . Wypytam ja dokladnie 🙂
Mysle o Zabie i kciuki juz zaczynam trzymac.
Misiu, francuska boudin noir dodaja czesto do alzackiego bigosu czyli choucroute. Oprocz miesa, kielbas. Te boudins sa male, pyszne 😉
Ewo,
ja tam sie nie znam, ale Jerzor kiedyś mi podsunął artykuł na temat tłuszczów takich i śmakich (to było dobrych parę lat przed powstaniem tego Blogu). Jakaś dyskusja ze znawcą w temacie – i on powiedział, że pierwsze, co by wywalił z kuchni/lodówki każdego domu, to margaryna. Proces utwardzania i tak dalej powoduje, że to paskuda wredna podobno.
Mnie nigdy nie „leżała”, a że jestem wychowana na maśle i smalcu, to tym bardziej.
Nie mamy domowego (świnki brak!), ale smalec z polskiego sklepu u nas jest taki, jak domowy. Aczkolwiek w domu smakuje lepiej, może nie domowy z mojego domu, ale od Luśki albo Maryny, a one robią tak, jak babcia, mama… i tak dalej. Ciekawa jestem, czy ich młodzi (wiek naszego młodego) przejmą to, jak już mamuśkom nie będzie się chciało, albo nie będą mogły robić.
Pod wpływem Blogu – nie jestem pewna, czy pozytywnym, czy negatywnym (kardiolog zabrania mi kontaktów ze świnią!) zrobiłam zakupy typu zapasy na zimę.
Będę smażyć smalec – słonina już mielona w sklepie, do tego boczek pokroję na skwareczki…
Dwa solidne plastry świniowatej łopatki – podsmażę (zgadnijcie na czym), uduszę z cebulką i suszonymi grzybami – będzie rarytet. Ale najpierw zamrożę, do tego musi być parę osób przy stole.
Kurczaka zagrodowego – podobno nie jadł żadnej lewej paszy – przerżnę na dwie połówki i zostawię na lepsze czasy, do upieczenia. Może go nawet od razu doprawię.
Gęsie pałki od skrzydeł (więcej gęsi nie było) zamrożę, będą do uduszenia.
Z gęsich żołądków zrobię krupnik, a potem oneż żołądki wpakuję w sos koperkowy… albo chrzanowy, zobaczę. To jutro.
Dziś mam energię na odgrzanie pierogów z kapustą Malmy… są całkiem dobre. Okraszę skwarkami z boczku PMB, pieknie się zesmaża na chrumsko.
Chrum, chrum, Misiu, jak najbardziej.
No, może jeszcze nastawię zacier. Pardon, zaczyn. Kupiłam bowiem stosowne mąki różne, a z internetowego sklepu przyszły koszyczki do rozrostu chlebka.
Aha – jeszcze śmietankę 36-procentową nabyłam z myślą o masełku domowym.
Czuję się jak prawdziwa ochmistrzyni domowa.
Nisiu, to teraz moze nadejsc sroga zima a Ty jestes zabezpieczona 🙂
Szkoda, ze mieszkasz tak daleko (albo ze ja tak mieszkam) bo wygladasz mi na przednia kucharke i ochmistrzyni!
ochmistrzynie
Nisiu,
malutki słoiczek tego smalcu ze skwarkami (chrum-chrum) schowaj gdziesik w piwnicznej izbie. No schowaj, co Ci zależy… zajadę (może nie po północy, jak ostatnią razą, a tem bardziej nie o poranku, Boże broń!), to sobie walniemy kromuchę z rzeczonym. Pod czerwone, oczywista 😉
Alicjo, zajeżdżaj, kiedybądź! Nie boję się Ciebie! Alino, Ciebie też, też zajeżdżaj! Tylko dajcie znać wcześniej, bo ten smalec co go zrobię… no, widziałyście, żeby taki smalec kiedy stał??? Zrobię nowy! Mnóstwo smalcu! Ze SKWARKAMI.
Pozdrowienia od Pyr.
Już im lepiej,właścieie już zupełnie dobrze, a od poniedziałku Pyra ma nadzieję znowu nadawać.
Tak, margaryna wraża. Nietylko, że nieźle smakuje, to w przeciwieństwie do masła, daje się rano porządnie rozsmarować na bułce i nie wstrzymuje przy robieniu kanapek .
Ale, „…dynda, dynda stryczka cień, więc póki czas się mień”.
Jedno wiem na pewno, wiem skąd ta pani profesor na te czteroletnie badania wyższości masła nad margaryną z całą pewnością pieniędzy nie brała.
Pepegorze, masło irlandzkie, a ostatnio i rodzima osełka górska smarują się nieźle nawet tuż po wyjęciu z lodówki…
Nisiu, z przekory trzymam tu za margaryną.
Powoli mam dosyć tych co raz nowych winowajców na mojej drodze do szczęścia, a obłuda wśród ekspertów jest mi znana. Czasem zdenerwuje tylko wieksza niż zwykle doza tupetu.
Trudno się mówi, odwiedzę Nisię ze swoją własną świnią.
Przewrotność ludzkiej natury. Smalec zabija, smalec przywraca do życia, a prawda środkiem płynie. Co jest zdrowsze – smalec z wypoczętej świni stołującej się w browarze, gorzelni czy mleczarni czy smalec z elektrowni atomowej ? Odpowiedź na to pytanie znajdą państwo w mej najnowszej książce – „Placek – Świnia czy Nie ?”. DVD ekstra.
A prawda, toast!
Dzisiaj w prywatnej intencji,
piwem.
Placku,
wypoczęta,a nawet szczęsliwa świnia to też nie to.
Najlepsza jest ta dobrze podłożona! Ona jest największym przyjacielem człowieka.
Z przekory trzymam tu z Pepegorem. Zbyt dużo prywaty w tych śwńskich rewelacjach. Przykład – próbuję obrzydzić smalec Nisi, nie chcę by Jej smalec był na kartki. O jedno niezmiennie proszę – Oszczędźcie Prosiaczka, a żywnościowe manipulacje wrażych sił smakoszom nie straszne. Niech żyje łój, niech żyją organiczne żołędzie.
Pepegorze – Kiedy świnia jest najbardziej szczęśliwa ? 🙂
Żabo,jesteśmy z Tobą ! Życzymy wszystkiego dobrego na szpitalnej
drodze i wracaj,czym prędzej do swych koni oraz do naszej
blogowej braci !
Dzisiaj stojąc przy kuchni pomyślałam właśnie o Żabie,która twierdzi,
że im więcej osób przy stole, tym łatwiej się gotuje.
My mamy teraz nieustająco w domu Ukochanego mojej latorośli,a zatem
zdecydowanie jest nas więcej do obiadu.A poza tym jest z niego,tegoż Ukochanego, wdzięczny materiał do kulinarnego rozpieszczania-na ogół wszystko lubi,chwali i je za dwóch.
A zatem zrobiło nam się 5 i 1/2 ( bo Piksel) osób przy stole 🙂
Trochę więcej zakupów,a potem nie wiadomo kiedy wszystko znika !
Ale gdzie nam do tych obiadów na Hubertusa,szykowanych przez Żabę
na ponad 20 osób….
I nic sobie nie robię z tego, że argumenty za tluszczami roślinnymi są podejrzanej prowiniencji.
Jeszcze raz chciałam zaznaczyć,że toast za Żabę i Jej kolano
oraz za Pyrę,od wielu dni nieobecną.Wracajcie do nas !
Wywiad na temat tłuszczów, o którym tu wspominacie przeprowadzony był z prof. Grazyną Cichosz w „Dużym Formacie” GW nr 872 z 1 kwietnia b.r./ ale nie był to oczywiście żart/. Z poglądami pani profesor polemizowała dość ostro dr Małgorzata Kozłowska – Wojciechowska z Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Madycznego w Warszawie, uznany autorytet w żywienia. Wywiad został zamieszczony także w ” Duzym Formacie” GW z dnia 13 maja tego roku.
Warto do niego sięgnąć. Ja tylko króciutko zacytuję dr Kozłowską : ” Do smażenia jest albo oliwa, albo olej rzepakowy. Smalec może być. Alenie masło..”
Pisze też , po czym poznać dobrą margarynę / do smarowania/ – ” Jeśli na opakowaniu jest napisane, że na 100 gramów produktu zawartość kwasów trans jest poniżej 0,5mg, to te margaryny sa dobre.”
A pani doktor sama w ogóle nie smaruje pieczywa. Warto poczytać sobie dokładnie ten wywiad, bo sprawy tłuszczów są często bardzo upraszczane, tak jak w tym wywiadzie z prof. Cichosz.
W każdym razie wolno smalcu używać, byle z umiarem, jak wszystkich tłuszczów, także tych najlepszych.
No właśnie Placku, jak została dobrze podłożona.
Pepegoru,
to o czym wspominałam wyżej, to nie badania jakiejś określonej z nazwiska i imienia pani profesor, ale ogólne zdanie fachowców od.
http://www.youtube.com/watch?v=Pvgm3rXc7tA
Krystyno, dziękuję, Twoje wyjaśnienia tą sprawę jakoś tam wyprostowały. Musiałem się wyzbyć trochę tego co się nazbierało, a zaraz wtedy kiedy to przeczytałem nie dało rady.
😯
http://www.youtube.com/watch?v=vjlluR_DsDw&NR=1
A ja trafiłam na inny wywiad z prof. Małgorzatą Kozłowską-Wojciechowską.
Zdrowie Żaby – Mam nadzieję, że nie będzie w szpitalu sama, i wkrótce będzie jak nowa. Zdrowie Pyry.
Nadchodzą bardzo ciężkie czasy. Wespół, smarując masłem, smalcem i margaryną, i to przeżyjemy. Najbardziej szkodliwy jest brak żywności, a z dodatków do niej, podatki. W tym momencie mam ochotę powiedzieć – „Pani Zosieńko, jeszcze jedną galaretkę z nóżek i piędziesiątkę, na strach”.
Wespół wzespół.. 🙂
Ale margarynę ja pomijam. Nie kocham, nawet platonicznie 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=yQNVB1ghR9c
Placku,
jakie znowu ciężkie czasy?
Dziękuję Ewo za wywiad.
Trochę mnie uspokoił bo upewnił w tym co od dawna przeczuwam, że moja margaryna to tylko czubek góry lodowej.
Ja również przeczytałam ten artykuł. Pani profesor wspomina po czym poznać dobrą margarynę, po czym zgadza się z dziennikarką że na opakowaniach polskich margaryn na ogół trudni znaleźć tę informację gdyż w Polsce nie ma obowiązku jej umieszczania. Pisze też: „Więc jak nie ma informacji o zawartości kwasów trans, to nie kupujmy takich margaryn”.
Czytając ten artykuł, odniosłam wrażenie że niby polemizowała, ale nie do końca…
Dzisiejszy wpis Gospodarza zmobilizował mnie do zakupu nowego durszlaka, bo stary wprawdzie nadal dobrze służy, ale nie spełnia już zupełnie standardów estetycznych . 🙂
Alicja wspomniała o treściwych jesiennych zupach. Też o tym pomyślałam i ugotowałam na jutro bardzo treściwy krupnik. Jutro rano jadę do Gdyni, więc po powrocie będzie tylko do odgrzania. Przy zupie takiej jak krupnik jest sporo pracy, więc z kawałkiem dobrze ugotowanej kiełbasy i z chlebem bedzie to całe danie obiadowe.
Tak w ogóle jestem przyzwyczajona do obiadów jednodaniowych.
Alicjo – Zapnijcie pasy. Wieczorem pogoda z Chicago będzie u nas. Groch z kapustą. A ciężkie czasy poznaję po objawach historycznych. Pani Obama założyła warzywny ogródek, tam już raz rosła marchewka.
Przyznaję, że to są wyłącznie moje darmowe refleksje, a nie stypendium naukowe, na chleb ze smalcem. Poza tym, w każdej szanującej się powieści występuje kraczący starzec z rozwianą brodą – gdy smalec był potrzebny do produkcji materiałów wybuchowych, stał się niezdrowy. Tak było, słowo honoru 🙂
„W każdym razie wolno smalcu używać, byle z umiarem, jak wszystkich tłuszczów, także tych najlepszych.” – i do tego nie trzeba ani Pani dr. ani Pani prof. ani rozpraw naukowych ani nawet artykulow. Najlepiej nic na ten temat nie czytac i tak jest najzdrowiej i bez wpadania w depresje sama w sobie bardzo niezdrowa. Niech zyje swiat wolny od expertow zywienia.
Jeden expert od katastrof lotniczych powiedzial, ze samolot ma wiecej paliwa jak startuje niz podczas ladowania. I Bogu dzieki. Ciekawe jak na to wpadl.
Kolejny raz podłożyłem świnię i to co z niej można zrobić.
Smalec wśród współczesnych kucharzy nie cieszy się zbytnią popularnością. Może dlatego nasz gospodarz pisał o wszystkich produktach, a o smalcu ani troszkę. A może się mylę i nie doczytałem . Kto z młodych kucharzy słyszał o fryturze z łoju nerkowego? Najbardziej szlachetny rodzaj tłuszczu zwierzęcego o najwyższej temperaturze spalania. Idealny do smażenia pączków i faworków .
Olej roślinny można filtrować i używać wielokrotnie . Coś się doda i znowu jak nowy . A to że nadaje się do przerobionego disla … Kogo to obchodzi. Już za chwilę większość dzieci karmiona chipsami będzie chorowac na różnego rodzaju alergie. Jeszcze w latach sześćdziesiątych niewiele osób o nich słyszało . Nie przypominam sobie z czasu gdy chodziłem do podstawówki by ktoś z mojej klasy na to chorował. Teraz to norma. Oleju roślinnego w domu prawie się nie używało. Jak mi ktoś powie, że kanapka z margaryną smakuje bardziej niż z masłem to jestem w stanie komuś takiemu zrobić straszne rzeczy. Dla mnie nawet najlepsza szynka czy kiełbasa w połączeniu z margaryną smakuje jak trawa. Na koniec pytanko czy ktoś z państwa używa w kuchni klarowanego masła. np do robienia sosów czy zasmażek?
Kulinarni blogowicze przyznawać się i to już 🙂
Margaryna? – apage satanas! 😈
Nie smaruję pieczywa. Gorzej, bywają całe tygodnie, że się zupełnie bez pieczywa obywam (węglowodanizują mnie sypkości śniadaniowe (=obrok 😉 ), gdy zimno – śniadaniowa „polenta po mojemu”; ryże, kasze, makarony, mączno-otrębowe ‚wynalazki’ różnych ludów, ziemniaków trochę – kilka razy mniej, niż statystyczny Polak…)
Gdy koniecznie potrzebuję tradycyjnej jesiennej „bomby kalorycznej” – smarowidłem jest mi (być mi może) gęsty majonez własnej produkcji (olej rzepakowy – spoko… albo słonecznikowy), na to (lub pod to) pomidor + jakiś ser pleśniowy…
albo pesto na chlebie królewskim (ciemny, zioła, ziarna)… mniammm! 😀
Niewiele, bo często nie ma czasu na ‚odkupienie’ tego, ale tę kromkę-dwie jakoś odpracuję… 😎
Misiu, mam w lodówce masło klarowane i go używam!
Misiu, a mi smalec po prostu „śmierdzi” (zwł. w smażeniu, na zimno mniej), olej zaś – „pachnie”…
a już oliwa – najlepsze skorzarzenia na sam widok butelki!…
Ludzie zostali różnie uwarunkowani… lub też sami się uwarunkowali 🙂
Wiem jedno – Jeśli ktoś rzuci się na Pepegora, własnym ciałem Go zasłonię, a rady by czytać nalepki to dowód głebokiej prostolijności naukowca. Nalepek nie potrafimy sfałszować, chiński miód zmieszany z polskim ostrzeże mnie po chińsku ? Tak, stres zabija, receptą na szczęśliwe życie jest kochająca rodzina, grono przyjaciól, dobra praca, odrobina świeżej wody, powietrza i koniecznie babcia która nawet w hipermarkiecie ten miód otworzy, skosztuje i powie nam co i jak.
(Wiem jak fałszować nalepki, ale powiedziałem nie)
Przyznaję się dobrowolnie, że klarowanego masła nie używam, ale zasmażek także nie robię. Do sosów uzywam niewielkiej ilości świeżego masła.
Na naklejkach na słoikach z miodem nigdy nie jest napisane, że miód pochodzi z Chin, tylko że jest to mieszanka miodów z krajów UE i spoza UE, czyli właśnie z Chin. Może nie nigdy, ale przeważnie.Kiedyś kupowałam miód w sklepach i akurat w tym wypadku czytałam etykiety,żeby nie kupić chińszczyzny. Teraz mam dobry miód z pasieki na Kaszubach.
Z butelką w dłoni czy puszką, piwem mi sąsiad śmierdzi, ale nic to, co do jednego naukowcy są zgodni – bez zmysłu powonnienia nawet skradającej się świni byśmy nie wyczuli.
W morzu sprzecznych i przerażających informacji dobra wiadomość – okazało się, że nawet w płucach posiadamy zmysł smaku. Co prawda tylko na to co gorzkie, ale cieszcie się astmatycy astmatycy, nowa nadzieja na horyzoncie. Nie, litr Campari dziennie nie wystarczy.
Widziałam, jak Mama robiła zasmażki (dawno, potem przestała bo ją ‚wytresowaliśmy’ 😉 )…
Masło? Skoro już mamy z dobrego źródła (kosztowało(by) krocie), to najlepiej na surowo, ew. do ziemniaczków (puree) z gałką muszkatołową, lub szczypiorkiem, lub szpinakiem, lub… (łyżkę do zupy, lub sosu jakiegoś, lub (więcej, wedle przepisu) do kremu słodkiego)
Nie wiem, co tracę (oprócz czasu), nie klarując… 😀
A ja muszę najpierw poinformować Gospodarza i Blogowiczów, że zupa pomarańczowo-pomidorowa to taka pychota, no taka pychota, że hej ! 😆 A jak wspaniale rozgrzewa od środka. 😆
Musiałam się najpierw podzielić tą radosną wiadomością, póki jeszcze żyję, bo Miś tak groźnie rozkazał ; „przyznawać się i to już”, że mogę już po misiowych mękach nie mieć sił na „stukanie” o tym radosnym fakcie. 😆 😉 😆
Misiu, jak się domyśliłeś, używam masła sklarowanego do zasmażek i smażenia mięs, z tej prostej przyczyny, że ma bardzo wysoką temperaturę spalania a kotlety panierowane smażone na nim mają piękną, chrupką panierkę. Gdy smażę lub duszę delikatniejsze mięsa, to używam masła sklarowanego z odrobiną oleju rzepakowego.
Krystyno, a’capello, u nas w domu nigdy nie robiło się tzw. ciemnych (tzn. przypalonych) zasmażek. Jak mi się zdarzy, że nie dopilnuję i staje się lekko beżowa, to wywalam.
Za powodzenie i zdrowie naszej Żaby, wypiłam drugą miseczkę zupy rozgrzewającej niczym koniak.
A capello – Jeśli po sklarowaniu masła nic Ci nie pozostanie, było w nim zbyt dużo wody, ale instynktownie czuję, że nie chciałaś wiedzieć co tracisz 🙂
Gdy za 60-70 lat będziesz miała ochotę na nieodseparowany od siebie sos, nie miej do mnie pretensji, wiń arogancję młodości.
Zgago, nie wpadłabym na pomysł, że istnieje hipoteza jadalności spalonej zasmażki… się człowiek wciąż dowiadauje 🙄 😀
Placku, za 50 lat moda na pracochłonne, skomplikowane sosy całkowicie ustanie w dobrych towarzystwach… 😐 a ja będę robić tylko sos bananowo-truskawkowo-jogurtowy do sałatki owocowej… mikserem, tuż przed konsumpcją 😛 😀
😳 – coś literak za literakiem mi tu dziś wpada 😳 … może brak magnezu? albo witaminy E?… 😀
a’capello, tak sporządzoną zasmażkę widziałam na własne oczy, gdy sąsiadka usiłowała mnie przekonać, że taka jest najlepsza w smaku do zagęszczania sosów. Przecież ciemnobrązowy kolor ma przypalona mąka. Tak mi się zdaje, może jestem w „błędnym błędzie” ?
Wegańskim skrytożercom mówimy stanowcze NIE.
Jak sobie kupię krowę , centryfugę i maselnicę to prawdziwe masło macie jak w banku. Mogę nawet wysyłać co tydzień w czwartek transportem kolejowym do Londynu , jak mała przedwojenna mleczarnia w Brudnicach nad rzeką Wkrą.
( Byłem na herbatce u Pani dziedziczki to wiem )
Wiecie, mam masło klarowane w lodówce, ale nie mam do niego jakoś serca…
Co do frytury z łoju – ba gdzie go znaleźć? Zrobiłabym klasyczne frytki. Takie dwa razy smażone, puchate. I z pyry, nie z pulpy pyrczanej.
Do szału mnie doprowadzają poematy na ziemniakach. Takie, siakie, obiadowe, grilowe, sałatkowe, z samego serca Wielkopolski. Czerwone. Widzę, że czerwone. Dlaczego, do diabła – do diabła, mówię! – nikt nie pisze na pyrach nazw odmian? Plus mała informacja: sypkie albo zwarte, albo jeszcze jakieś. Ale ta nazwa najważniejsza. Nie ma. No, nie ma. I potem w domu jest loteria: wyjdą te fryty, czy nie?
A capello – Brakuje Ci selenium, w smalcu je znajdziesz 🙂
Nauko, Ty śpiąca królewno, Ty głazie omszały
Naukowcy całują Cię w usta, taternicy się na Cię wspinają
A Ty, jak milczałaś, milczysz.
Świnia jesteś, nie nauka.
Zgago – Kolor zasmażki zależy od rodzaju tłuszczu, czasu zasmażania, temperatury. Biała, jasnozłota, złota, jasna, ciemna, wszystkie mają rację bytu, ale dobra sąsiadka to skarb. Nie drażnijmy sąsiadek zasmażką 🙂
Placku, barki mam szerokie i wezmę na nie, ale dziękuję.
Miodu natomiast mam w piwincy najwyżej jeszcze pół tuzina słoików i trudno będzie coś w tym zmienić, bo liferant już nie żyje, a tylko jemu ufałem. Pasieka stoi tam jeszcze, ale kupię już od kogoś innego. A co do miodu to mam wrażenie, że tam i tak oszukuje każdy.
Takie moje zdanie a poza tym, to muszę się położyc,
dobranoc
Smalec sklepowy może brzydko pachnieć . To fakt.
Ale jak sam przesmażę słoninę grubą na dwa palce. Tak by tłuszcz wytopić a skwarek nie zrumienić to mi nic nie śmierdzi.
A potem jajecznica z prawdziwych jajek ze szczypiorkiem na tych skwareczkach . I chleb prawdziwy z najlepszej piekarni w mieście , lekko jeszcze ciepły z masełkiem…
Czy może być coś lepszego. Teraz to większość nawet jajek nie potrafi usmażyć .
Może dlatego że potrafię do cienkich nie należę i życia z Margalyną sobie nie wyobrażam.
Idę sam spać .
Dobranoc bardzo .
Irgi . almy , apudaty, irysy.
A Pan Piotr o kartoflach pisał?
Nisiu, ciesz się, że chociaż takie wskazówki masz. U nas w sklepach nazwane są tylko ziemniaki czerwone (hi,hi) i kilka lat temu były sałatkowe a teraz zniknęły. Reszta ziemniaków ma karteczki z nazwą „ziemniaki”. 🙁
Tak nawiasem mówiąc, to sama nazwa odmiany nic by mi nie mówiła – musiałabym wrócić do domu i sprawdzić w internecie, bo wieś widziałam ostatnio, przez 3 tygodnie, wiele dziesiątków lat temu.
Pisał. Tylko nie zapamiętałem.
Nie mogę się dodzwonić do Żaby, a obiecałam 🙁 Pewnie przez pomyłkę wzięła inny telefon 🙁
Mam kaszankę, mam smalec, mam miód z pasieki. Nie mam sklarowanego masła, ani łoju, ani wołu, ani osła, ani wielu rzeczy, które innych są. Ogólnie więcej nie mam, niż mam, ale to co mam – lubię 🙂
Pepegorze, Misiu, śpijcie spokojnie. 😀
Haneczko, masz tyle pyszności, to po co Ci reszta ? Jak bym miała tę całą resztę, to chętnie bym ją zamieniała na miód z zaprzyjaźnionej pasieki. 😀
Smalec ładnie pachnie, jeśli jest ze słoniny, a nie z tłuszczu międzyjelitowego. W fabryce wszystko przerafinują i odwonią 🙄 Gdzie są świnie z prawdziwą słoniną? Na Ukrainie? We Włoszech widziałam prawdziwą, grubą, białą słoninę od specjalnych świń, przyprawioną do jedzenia na surowo.
W domu mam zawsze masło klarowane, kupuje się gotowe. Osobisty smaży na nim roesti, ja czasem racuchy z jabłkami. Mięso smażę na ogół bez tłuszczu lub na oliwie z dodatkiem świeżego masła. Zasmażkę robię chyba tylko do beszamelu (na świeżym maśle). Inne tłuszcze w domu to olej z pestek dyni, ostu, arachidowy, smalec. Ostatniej zimy robiłam dwa razy pączki – raz na tłuszczu kokosowym, raz na smalcu. Nie wiem, które były lepsze albo zdrowsze 🙄
Margaryny nie używam. Chleba na ogół nie smaruję, a jeśli smaruję to jakimś serkiem, majonezem, kremem chrzanowym… Osobisty smaruje masłem, najchętniej takim prosto z hali alpejskiej.
Miody kupujemy w pasiekach, ostatnio w górach Abruzzo natrafiliśmy w parku narodowym na „Azienda Apistica” prowadzoną przez starszą panią. Miód był wspaniały, z okolicznych górskich łąk, nabyliśmy 2 kg i już żałujemy, że tak mało 🙄
Miody spoza UE niekoniecznie pochodzą z Chin. Mogą być z Ameryki Południowej np. Gwatemali albo Meksyku.
Agresywne bydlę z tego smalcu, skacze na człowieka i cała kuchnię jak popkorn. A przecież pomięszać trzeba.
Zrobiłam w wariancie z cebulką i skwarkami rumianymi.
Zaczyn nastawiłam. Będzie świeży domowy chleb – jak wyjdzie! – ze smalcem. Nie ma nic lepszego pod słońcem.
A – plus ogóraski mojej bratowej.
Albo z pomidorkiem na wierzchu kromuchy, jak powiada Alicja.
Nisiu, ale masz pyszną perspektywę. 😀
Teraz już pójdę sobie do wyrka. Życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocy i smakowitych snów. 😆
Alicjo, gdzie jesteś ?!?!?!?!?!?!?!?!?
Jezdem, jezdem… zaczytawszy się…
Jest nieprzyzwoicie ciepło, jakieś blisko 20C, bo już ciemno, a 20C było za widoku, straszą jakimiś wiatrami i być może burzami.
Choć burza huczy wkoło nas
Do góry wznieśmy skroń!
Nie straszny dla nas burzy czas,
Bo silną mamy przecież dłoń!
Weselmy, bracia, się,
Choć wicher żagle rwie!
Kto pracą święci każdy dzień,
Ten smutku nie zna, nie!
Choć słońce skryje chmury cień,
My w lepszą przyszłość patrzmy się!
Weselmy, bracia, się,
Choć wicher żagle rwie!
Zasmażki-fraszki. Dla mnie nie ma kapuśniaku bez zasmażki jasnozłotej.
Musi być, no – musi!!! Nie przypominam sobie, żebym robiła zasmażkę do czego innego, ale kapuśniak obowiązkowo z towarzystwem zasmażki na koniec. Inaczej to nie jest kapuśniak.
Już drugi dzień paraduję z brązowymi włosami – jednak wyraźny brąz wyszedł, koniec końców. Chłop nie zauważył. Czas poszukać sobie kochanka chyba albo co?
dzień dobry .. 🙂
ciemno i mgła jakaś za oknem ..
po francusku to nawet zwykła kaszanka nazywa się jak jakaś luksusowa czekolada .. 🙂
Misiek tak propagujesz to smaczne, zdrowe i proste chłopskie jedzenie ale zważaj na to co Twój lekarz Ci mówi … jedz co lubisz ale z umiarem .. 🙂
za Żabę dzisiaj ściskamy mocno kciuki …….
głowa mnie boli od rana .. chyba na mróz idzie ze wschodu …
Dzień dobry Jolinku,
Trzymam kciuki za Żabę!!!! Będę trzymał cały czas.
Dzień dobry Wszystkim! Też trzymam kciuki za Żabę jak najmocniej!
Przysiadam się do Państwa. Będzie dobrze.
musi być dobrze ..
a mnie coś w nocy obudziło i włączyłam o godz 3 TV a tam już prawie kultowy film czeski „Rok Diabła” z Jaromirem Nohavicą.. to obejrzałam a teraz idę dospać po śniadanku zdrowym … 🙂
Haneczko, Zaba wziela ze soba telefon, z ktorego normalnie korzysta (662…), dzwonic mozna bedzie do niej od czwartku jak sie pozbiera troche po operacji.
Wychowana jestem na maśle (w niewielkich ilościach) i początkowo smalcu, od którego szybko Mama uciekła do oleju/oliwy… Była to ucieczka na tyle spektakularna, że gdy po 10-ciu czy 15 latach wieprzowego odwyku (przez nas wymuszonego) Mama postanowiła (uparciuszek!) sprawdzić, czy „jeszcze” potrafi ‚uchować’ dziewięćdziesięciokilowego „bekona”* — litrowe słoiki z wytopionym smalcem (skwarki na dnie) czekały na darbiorców dość długo… zutylizowaliśmy je w końcu wspólnie… jakoś.
C.a. dekadę temu miałam okres (kilka sezonów), że… 😳 wylewałam śmietanę zbieraną z domowego mleka postawionego na zsiadłe (dużo tego było; ostatnia krówka daje znacznie chudsze mleko, dzięki PB!)… i dopiero gdy mnie koleżanka ochrzaniła* – nawróciłam się… — nie tylko tłuszcze makrelowe, orzechowe i oliwkowe są zjadliwe…
Gdy nie mam dostępu do masła z jedynie słusznego źródła – wystarcza mi własnoręcznie miksowany majonez. Może być z oleju rzepakowego, no problem.
Nie obserwuję u siebie jakichś przypływów tęsknoty do kalorycznych potraw… ani tych ‚zakazanych’, ani „nostalgicznych”, związanych z ciepłem i bezpieczeństwem dzieciństwa. Gęś – dwa razy tu ostatnio wspominana – owszem kojarzy się wspaniale z dwiema (bodaj) okazjami bożonarodzeniowymi… ale w sumie Mama była bardziej zniesmaczona, że takie duże ptaszysko, a tak się ten tłuszcz wytopił, mięsa prawie wcale nie zostało – niż zachwycona wspaniałym melanżem gęsio-jabłkowo-czosnkowo-przyprawowym. Nam-dzieciom wolno było odsmażać „to tłuste” z cebulką, dodatkowym czosnkiem i żółciutkimi ziemniaczkami, „bo i tak wszystko spalimy”, goniąc przez całe ferie (i dzień w dzień po szkole) na narty i sanki… a wieczorem na wędrówki kolędnicze (ze zdzieraniem gardeł na mrozie)… – Mama, choć ciągle w ruchu, unikała/unika tłustości, Tato chyba „nie lubił”… 😀
Gdzieś czytałam, że na 1984 przypadł w Polsce „punkt przegięcia” świadomości zdrowotno-żywieniowej — jakaś odpowiednio-duża „masa krytyczna” Rodaków zaczęła „inaczej myśleć” o zdrowiu, masie ciała sylwetce itd., by mądrzy mogli mówić o przełomie… Ha, to były dokładnie czasy (trudne i kolejkowe), gdy zaczynały się kształtować moje priorytety odżywczo-estetyczno-lajfstajlowe, poza tym od dzieciństwa z wszystkich tłuszczyków świata najbardziej lubię tłuściutką makrelę (i podobne)… niech nawet tuńczyk z puszki, czy tani pink salmon (big tin, UK) – to jest moje łasuchowanie, gdy dyscyplina na moment padnie; o tym marzę, gdym głodna i wycięta (np. w górach). Łasuchować potrafię też na serach pleśniowych, ale co 300-400kcal to nie 700+ (i wredny cholesterol) – pocieszam się wtedy 😀
(Na krewetkach też by się dało łasuchować, czemu nie?! 😆 )
_____
*w dzieciństwie w przyrodzie były dwa „gatunki” świnek: pękate ‚tuczniki’ i dłuuugie ‚bekony’ z mnóstwem potencjalnego chudziutkiego boczku… okoliczni (już) wiedzieli, że lepiej postarać się o te długie chudzielce (jarmarkowi sprzedawcy czasem oszukiwali), skup je też wolał…
nb, zupełnie niedawno Mama opowiedziała, jak to dalszy sąsiad doprowadził świnkę do 180kg „i co oni zrobią z tym garem smalcu?!” (co za cofnięcie się w rozwoju!? totalny regres! – śmialiśmy się z rodzeństwem – w któreś święta – z tego njusa… a przecież słyszy się, że można utuczyć prosię jeszcze „gorzej”… 🙁 )
**dając za przykład jej młodą rodzinę i męża przyzwyczajonego przez mamusię do „treściwych” zup podbijanych mąką+śmietaną… – całe studia gotowałyśmy w akademiku z przyjaciółką pyszne zupy „wodzianki”, więc nawet podbicie jej łyżką mąki w pół-szklance mleka to wyczyn w stylu „you naughty girl! 😆
Kciukotrzymanie za Żabę? – dołączam się!!! 🙂 🙂 🙂