Nos w sos (mój nos a sos chiński)
I nos będzie zadowolony. A i język powinien dobrze zareagować na ten smak. Przynajmniej mój język.
Sos sojowy jest pochodzenia chińskiego. Zaczęło się to dzięki zamiłowaniu do potraw poddawanych procesowi fermentacji. Były one znane mieszkańcom tego regionu od około 1000 roku p.n.e. Dokładna procedura przygotowywania shó – chińskiego sosu sojowego została sporządzona około II w. n.e. W Japonii tę formę przyprawy nazywano hishio. O jej popularności świadczy wiersz, znajdujący się w antologii Man’yóshu. W kodeksie Yóró ritsuryó zostaje wymienione jako jedna z trzech przypraw stosowanych w owym czasie na dworze cesarskim. Pozostałe dwie to miso oraz Icai – sfermentowane rybie mięso. W okresach Nara i Heian ceniono hishio nie tylko za ciekawy smak, ale również za właściwości konserwujące.
Nowa nazwa shóyu pojawiła się dopiero w XVI wieku i wtedy bardziej odnosiła się do miso niż do sosu sojowego. Dopiero od XVII wieku termin ten zaczął być używany w znaczeniu takim, w jakim występuje obecnie.
W epoce Edo mianem shóyu określano rodzaj sosu podobny do octu ryżowego, ale bardziej słony. W owym czasie zaczęto go produkować w całej Japonii, a od 1668 roku sos sojowy z Nagasaki eksportowano do Holandii, gdzie używany był jako przyprawa do potraw. Dzięki Holendrom ten japoński specjał dotarł również do Indonezji i Indii. Pod koniec XVII wieku shóyu dodawano do zup, a także grillowanego drobiu i ryb, zaś od około 1736 roku używano go jako jeden z sosów, w których maczano sashimi.
Dziś sos sojowy jest chyba najbardziej znanym azjatyckim sosem na świecie. Pełni też funkcje wielorakie: jako dodatek do sałat, przyprawa do ryb i mięs, wreszcie jako ważny element towarzyszący sushi, sashimi i wielu innym daniom. Trudno sobie wyobrazić zarówno kuchnię chińską, jak japońską, tajską, indonezyjską, koreańską i parę innych bez obecności sosu sojowego. Jak można bowiem np. poczuć smak stuletniego jajka bez kilku kropli tego sosu?
Komentarze
Dzień dobry.
Znam, mam, używam, chociaż przede wszystkim do marynat, w których dojrzewają mięsa i ryby. Trochę dodaję do sosów z warzywami, a całkiem sporo do tzw „chińszczyzny”. Kupuję w buteleczkach 200 ml i takie opakowanie wystarcza mi na długo. Do sałat nie dodaję. Robiłam eksperymenty i nie były udane. Natomiast pół łyżeczki sosu sojowego w sałatkach rybnych znacznie podnosi smak całości.
jajo 100 letnie to i z sosem chyba mi nie pochodzi .. ale sos sojowy używam .. jestem ciekawa czy sos sojowy tak jak nasze magi nabiera smaku lepszego wraz z czasem jego stania w naszej kuchni .. ???
nemo pisałeś o patelniach teflonowych, że te porysowane nie szkodzą na zdrowie .. ja to nawet nie myślałam o szkodliwości teflonu tylko o szkodliwości tego co jest pod teflonem .. bo jaki tam jest materiał metalowy? ..
o Panu Lulku mało wiemy oprócz tego, że się bada w szpitalu pod Wiedniem i dlatego Ojciec Marceli ma mało wiadomości bo trochę daleko od klasztoru ten szpital ..
Dokończę tytułowe powiedzonko Gospodarza. W Pyrlandii mówią
‚Nos w sos, a giry w pyry”. Co to pyry, każdy wie; girami zaś nazywa się wdzięcznie dolne kończyny.
Sos sojowy znamy od początku lat 70-tych, gdy Ukochana przywiozła ze Szwecji. W odmianie „grzybowej”. Starczyło butelki 0,5l na wiele lat. Potem już nie było problemu z nabywaniem u nas.
Luksusowe wnętrza oferują różne ciekawe akcesoria. Widelec do serwowania mięs najbardziej podoba mi się w wydaniu Paula Bocuse – w parze z nożem. Mamy tej firmy gilotynkę do natki – w parze z wgłębioną podstaweczką drewnianą. Panie Piotrze, czy Paul Bocuse (chyba ma już z 90 lat?) ma czas na prowadzenie firmy produkującej gadżety stołowe czy też ją tylko firmije, jak gwiazdy filmowe firmujące kosmetyki i biżuterię? Nieraz przejeżdżałem pod Lyonem, ale jakoś do słynnej restauracji nie zajrzałem na zupę truflową choćby. Do tak zwanych piwiarni w Lyonie też nie. Głównie ze skąpstwa.
Ach, pamiętam, jak wchodziłam w tematykę (jakieś 14 lat temu): dark soy sauce, light soy sauce, Thai fish sauce, oyster sauce (i że nie ma zapachu ‚rybnego’ 😉 )… chilli sauce, sweet chilli sauce, chilli and ginger sauce, teriyaki sauce, (Wyspiarze do niektórych ‚wschodnio-inspirowanych’ kompozycji dodają nawet worcestershire sauce… a nawet-nawet barbecue sauce 😉 )
O, i jeszcze dark bean sauce sobie można kupić jako gotowy produkt! I red bean paste… 🙂
…Brandy sauce, plum sauce, sherry, dry sherry… (do kompletu)…
i oczywiście mieszanki przypraw (np. podstawowe five spice powder)… –
Rozmarzyłam się… skojarzenia poszły ‚po całości’ 🙂
💡 Chyba faktycznie pora na coś takiego, rozgrzewającego – np. dziś wieczorem?!… – żeby i nos i kubki smakowe ‚miały robotę’ (a wcześniej ręce) 😀
Btw, Jolinku – one wszystkie, te sosy, mają daty przydatności do spożycia 🙂
Jeszcze o Paulu Bocuse. Lubi on ponoć mawiać, że to w stosunku do niego i jego uczniów zaczęto używać terminu Nowa Kuchnia. A naprawdę jest to pojęcie całkiem leciwe, stosowane od XVIII wieku. W miarę współcześnie i do tego jednolicie termin ten stosowano w stosunku do Fernanda Point i jego uczniów, do których Paul Bocuse należał. Lżejsza od bardzo tradycyjnej znana jest m.in. z tak obecnie modnego nadawania potrawom pięknej formy.
Chciałem przypomnieć Pointa, ponieważ zasłynął nie tylko mistrzowstwem kulinarnym, ale także postawą w czasie II wojny światowej, gdy zamknął restaurację po pojawieniu się w niej niemieckich oficerów. Znamy może większe przykłady bohaterstwa, ale i z takiego kpić nie należy, bo tak naprawdę, jak wykazują badania, po zakończeniu działań bojowych regularnego wojska w czynnym oporze wobec najeźdźcy w najbardziej bohaterskich narodach bierze udział maksymalnie 2-3 % obywateli.
A mnie te akcesoria kuchenne Bocuse’a nie zachęcają do odwiedzenia jego przybytków. Do tego syn prowadzący restaurację Bocuse w amerykańskim Disnaylandzie. To jest czerpanie zysków z renomy. Niby nic w tym szczególnie nagannego, ale jakoś tak mnie nie zachęca.
mają te daty .. mają .. ale się okazuje, że po czasie są jeszcze lepsze jak wystana wiśniówka …
Jolinko, sos sojowy po sześciu latach dojrzewania w naszej kuchni, od czasu do czasu otwierany, był po prostu znakomity.
Co to jest data przydatności do spożycia? W programie studiów miałem towaroznawstwo, czegoś tam się uczyłem, ale czegoś takiego nie pamiętam. Uczyłem się raczej o kryteriach, które pozwalały ocenić, czy coś się do spożycia nadaje. A te daty na etykietach to pójście na łatwiznę. W dobrym sklepie to po czasie badają, czy się nadaje do spożycia i naklejają nową datę, jeśli się nadal nadaje. Jak nie, to przekazują do domów dziecka na przykład 😳
w kiepskich placówkach handlowych naklejają nowe daty bez sprawdzania zawartości. Przecież nie mogą być stratne
Ponieważ już bywało, że moje wywnętrzenia się brano poważnie, wyjaśniam, że pojęcie „dobry sklep” użyte powyżej ma charakter względny.
warto wiedziec ze prawie wszystkie sosy soyowe i maggi zawieraja MSG, co okrutne zle dziala na uklad nerwowy wszak podnosi walory smakowe
Coś rozgrzewającego wieczorem, do tego kojące nie tylko dla wnętrza, ale i dla nosa oraz kubków smakowych? Przychodzi mi do głowy herbata z malinami. Ostatnie zajęcia domowe – wysprzątanie i uporządkowania całej sporej piwnicy z różnymi szafkami i zakamarkami, uszczelnienie szpar wokół domu – przy „fartuszku”, uporządkowanie własnego biurka, przyklejenie kilku kafelków córeczce w łazience, wyniesienie pozostałości rozebranego domku na narzędzia i tp. Potem już zupełnie nie ma ochoty na żaden alkohol, nawet na piwo. Chociaż przy okazji porządkowania znalazłem jeszcze butelkę piwa własnego warzenia sprzed roku i po pracy wypiłem nie patrząc na datę ważności. Było znakomite.
Stanisławie- przesyłam Ci zatem zupę truflową Paula Bocusa
wirtualnie :
http://www.bocuse.fr/upload/File/auberge/FR_01-MENU_GRANDE_TRADITION.pdf
Ma taką sympatyczną czapeczkę z ciasta francuskiego 🙂
Nie dziwię się,że na nią do tej pory nie wpadłeś,skoro figuruje
w menu za 220 EURO !
robię eksperyment .. nadziewam oliwki zielone śliwkami w occie i wrzucam do zalewy po śliwkach .. postoi tydzień i popróbuje .. napiszę jak smakuje ..
Przyznam, że w odniesieniu do przypraw i niektórych koncentratów spożywczych (tych suchych) mam w nosie oficjalne terminy przydatności do spożycia. Od 1990r minęło 20 lat Po moim krótkim epizodzie z prowadzeniem sklepiku spożywczego, a którym to Pyra zbankrutowała z hukiem, pozostały w piwnicy jakieś tam produkty, których nikt nie chciał, albo ja nie umiałam ich sprzedać. Gumy do żucia zjadły wnuki, konserwy się jakoś tam wykorzystało, wydawało się, ż już nic nie ma, a jakoś rok temu trafiłam na zapomniane pudło, w którym były trzy opakowania „babki cytrynowej” (produkt suchy0 I KILKANAŚCIE torebeczek mielonego cynamonu. Terminy ważności minęły lata świetlne temu. Z czystej ciekawości odżałowałam 7 jajek i kostkę margaryny, babkę dużą upiekłam. Była bardzo dobra. Co niby miało się tam zepsuć, jeżeli wilgoć się nie wdała i mąka nie zapleśniała? Cynamon jest też aromatyczny, suchy. Dałam Lenie dla niej i dla Teściowej (obie pieką) a i mnie wystarczy chyba do końca życia – tyle, że z pudła przepakowałam w słoiczki. Dwudziestoletni cynamon.
Danuśka , Ty nie strasz ludzi. Te 220 jewro to za cały zestaw : razem z piersią kaczą, granito z winogron, filetem soli i czym tam jeszcze – aż do serów na deser
Pyro- tak właśnie napisałam,że zupa figuruje w menu za 220 euro.
Wiem,w takim wypadku wychodzi za grosze 😉
Jolinku – gratuluję cierpliwości !
Sos sojowy stanowi też jeden ze składników mojej marynaty do
drobiu lub polędwiczek wieprzowych przeznaczonych potem
albo na grila,albo na patelnię : oliwa,sos sojowy,musztarda,
czosnek,ocet balsamiczny i miód.
Toż napisałem, że ze skąpstwa tam nie wpadłem. Granito to nazwa nieco pretensjonalna, bo vignerons to producenci wina. Zamiast napisać sorbet z winogron gamay piszą granit winiarzy z Beaujaulais.
Ale zdarzają się głosy krytyczne o słynnej restauracji pod Lyonem. Nie na tyle krytyczne, żeby uznać jedzenie tam za kiepskie, ale na tyle, że nie warto aż tyle płacić, bo nie zawsze i nie wszystko jest na najwyższym poziomie, a 3 gwiazdki i tytuł Meilleur Ouvrier de France (od 1961) to już jazda na dawnych zasługach. Zresztą Meilleur Ouvrier de France jest chyba przyznawany raz na zawsze.
Ocet balsamiczny i sos sojowy rzadko używamy razem. Ale czasami tak i nie do końca jesteśmy zdecydowani, czy lepeiej z oboma czy tylko jeden z nich stosować.
Sprawdziłem. Zupa truflowa poza kompletnym menu kosztuje tylko 80 EUR. Nadal jestem zbyt skąpy.
Wcielo mnie raz, poprawilem bo tekst mialem zabezpieczony i co?
Lotr grzecznie zwraca mi uwage, ze sie powtarzam. Sprawdzilem na te jego fanaberie i tez niczego nie widze. Sprobuje trzeci raz nie korygujac znakow interpunkcyjnach i akceptujac te irytujace znaki zapytania.
Dzień dobry Szampaństwu!
Sos sojowy odkryłam dopiero jakieś 28 lat temu. Mnie się kojarzy z maggi, podobnie jak Jolinkowi. Dla Jerzora życie (a zwłaszcza zupne) bez maggi nie istnieje 😯
Jeszcze nie spróbuje, a już sięga po maggi, na wszelki wypadek chwaląc, że oczywiście pyszne-pyszne, to co podano na talerzu, ale maggi trzeba kapeczkę…
Jarku
nic, co dobre, nie jest zdrowe, nie wiesz jeszcze o tym? 😉
No, nie daje za wygrana, lotr przeklety
Stanisławie,
Ty skąpcu 😯
Żyje się raz… 😉
Wyznania Pyry na temat nieudanej „próby samobójczej”, jak niektórzy mogliby określić eksperyment z babką, potwierdzają, że nie data się liczy tylko stan produktu. Nie radzę jednak przenosić takiego podejścia na leki czy przedmioty służące bezpieczeństwu (gaśnice, kamizelki ratunkowe). Ciekawostkę stanowi sprzęt wspinaczkowy, gdzie w przypadku lin nie upływ czasu jest istotny tylko liczba odpadnięć z daną liną. Ale są i liny wielokrotnego odpadania wytrzymujące ich ponad dziesięć 🙁
Zastanawiam się – Gospodarz kupował kiedyś trufle w Warszawie – 3 w opakowaniu, coś za 20,- złotych. Na zaromatyzowanie 1,5 l – 2 l.zupy wystarczy; niech inne składniki tej zupy kosztują jeszcze ze 20 zł. to razem 40 złp. opakowanie ciasta francuskiego – starczy na 2-3 kołnierze -5,70. Doliczmy zatem 12 zł. Wypada 52 za 4 porcje. Myślę, że większość osb „gotujących” na blogu, z przepisem (są w starych książkach, są) śpiewająco sobie z taką zupą poradzi. Wyjdzie 3 euro za porcję. Robimy na któryś mini – zjazd?
Mnie się maggi źle kojarzy, bo była taka przyprawa w kostkach i płynie za socjalizmu. Z firmą Maggi niewiele miała wspólnego. Sos sojowy może się z maggi kojarzyć, jeżeli jest jakościowo taki sobie. Dobry naprawdę pomaga, tylko nie może dominować.
ryby są zdrowe i przepyszne
owoce morza takoż
świeże owoce i warzywa – o, i jak jeszcze
kasza gryczana (ma ulubiona)
indyczę, kurczę – uwielbiam (10X bardziej, niż wieprzowinę)
sport (ruch, aktywność) i endorfinki z tym związane – też zdrowe bardzo (niezawodowo)
…i jeszcze wiele jest zdrowych i przepysznych rzeczy na tym najlepszym ze światów…
😉 😀
Jarku – wiemy, wiemy (dozujemy) 😀
Wszystko można co nie można
byle mało i z ostrożna
(maksyma pewnego leciwego dra med z mojego towarzystwa) 😀
Nie ukrywam przed blogiem, że jestem sknerą. Ale udaje mi się to ukrywać przed najbliższymi
Wybaczcie, ja dalej o swoim, ale czegos podobnego jeszcze nie mialem.
Teraz rozebiore ten tekst na odcinki i bede wklejal kawalek po kawalku!
Sosu sojowego nie moze umnie zabraknac, nie preferuje jednak czegos markowego, a stosuje go tak jak Pyra. Nie tak dawno pisalismy tu o tym zreszta.
Wroce jednak do wczorajszej patelni cieszac sie, ze potrafilem wyciagnac z rezerwy nemo, ktora ostatnio jakos nieczesta tu bywa. Wytlumaczyla jak zwykle sumiennie i z nakladka, co to ten teflon.
Zaskoczyla mnie jednak brakiem odrobiny dla niej zwykle tak charakterystycznego krytycyzmu, chociazby w obec badan nad patelniami, jakie przytoczyla.
O ile sobie przypominam, główne zadanie sosu sojowego nie polega na dodaniu do potrawy własnego smaku,choć i to ma miejsce, tylko na zwiększeniu efektu smakowego innych składników. Oczywiście mówimy tu o prawdziwych sosach sojowych produkowanych metodą fermentacyjną a nie o ich surogatach pędzonych chemicznie i utrwalanych alkoholem.
A ja nie bardzo pamiętam, czym różniła się maggi socjalistyczna od tej tutejszej, bo zawsze używam jej bardzo mało. Podobnie jak soli – aby-aby, żeby tylko nie czuć, że jest niesłone. To jest zresztą bardzo indywidualne odczucie. Dla mnie w sam raz, a ten sięga po sól i na mój pytający wzrok powiada – no co, przecież ja tracę sól, pocąc się na rowerze! Prawda, niejeden raz widziałam sól nad brwiami 😯
Natomiast pieprzyć, to i owszem, bardzo lubię 😉
Tylko bez skojarzeń pozakulinarnych proszę! Chodzi mi o pieprz każdego koloru oraz ostrą paprykę 🙂
I koniec, znowu odrzuca. Sprobuje z nastepnym ustepem.
Nie wydaje mi sie wiec, azeby patelnia teflonowa, zapomniana przez chwile na palniku (np. gazowym), ktora w wyniku tego nabierze na trwale wyraznie brazowego koloru, byla jeszcze tym samym produktem co przedtem.
Nie przejmowal bym sie wiec Jolinku co to za metal pod spodem, bo metal to metal, bardziej nurtuje mnie to, jakie zwiazki fluorowo-weglowe powstaja w mojej patelni w czasie wyprobowania co raz to nowych dan.
Stanisławie,
też mi się wydaje, że kapka tego sojowego (albo maggi) podnosi smak. Broń Boże dominować ma.
Cztery kapki to już dominacja, ale przetłumacz to Jerzoru 🙄
Jak lubi… niech se ma…
Za oknem wyraznie lepiej niz wczoraj, czego i Wam zycze
pepegor
Stanisławie – już przy cenach przekraczających 15 euro budzi się we mnie sknera poznańska, przy 20 euro zastanawiam się, czy i centuś się jaki w rodowód nie wmieszał, powyżej mogę przodków szukać w Szkocji albo w Szwabii.
Chyba nie będzie łatwo zrobić zupę truflową, o jakiej dyskutujemy. W szczytowym okresie rozkwitu talentu Bocuse umiał wszystko pięknie doprawić i chyba tamten standard trwa do dzisiaj w tej restauracji. A składają się na to trufle i przyprawy najwyższej jakości, o które może być u nas trudno. Chciałem napisać, że trufle z pewnością tylko świeże, a właśnie uświadomiłem sobie, że przecież oferują tę zupę w dzisiejszym menu, a sezon truflowy jeszcze się nie rozpoczął. Może więc Pyra ma rację, że da się to powtórzyć w warunkach zlotowych
Świat się kończy! Mój świat! Orbis wniósł o ogłoszenie upadłości – biuro podróży, nie hotele. Nasze wieloletnie i jedynie dostępne okno na świat. Smutno mi.
No właśnie, Pyro, nie mogę uwierzyć, przecież Orbis był zawsze!
-Czy to „Orbis”?
-Tak, proszę pana.
-Gdzie jest Ciemnogród?
-Stacja nieznana.
Jak to nieznana?
Tak to nieznana.
-Czy to „Orbis”?
-Tak, proszę pana
Gałczyński pisał to w 53 roku.
Danuśka oglądam film i nadziewam .. i już po robocie … 🙂
pepegor a mnie chodzi o to co jest pod teflonem bo np. aluminium żle wpływa na jakość potrawy ..
Pepegorze,
nie wiem, jakiego krytycyzmu wobec testu patelni oczekiwałeś z mojej strony 🙄 Przykro mi, jeśli zawiodłam oczekiwania 😉
Patelnie teflonowe produkowane są zazwyczaj z aluminium. Jeśli powierzchnia aluminium pod teflonem pokryta jest dodatkowo warstewką tlenków glinu i tytanu, to taką patelnię nazywa się tytanową. Warstwa tych tlenków zwiększa wytrzymałość patelni na uszkodzenia mechaniczne.
Pustych patelni teflonowych nie należy rozgrzewać („zapominać”) powyżej 260 st. bo to szkodzi teflonowi, a w jeszcze wyższych temperaturach powstają trujące gazy 🙁
Patelnie typu Greenpan, Cera Protect (Silit), CeraDur (WMF) nie zawierają teflonu, są pokryte ceramiczną warstwą tlenku krzemu i mogą być rozgrzewane nawet do 400 stopni.
Jarku,
jeśli komuś szkodzi MSG to nie powinien jeść dojrzałych pomidorów i parmezanu, które zawierają więcej tej substancji, niż sosy sojowe, ostrygowe etc.
Za kilka dni jadę do Włoch. Tym razem będę się bacznie przyglądać stanowi nerwów tej nacji. Może uda mi się powiązać ich temperament ze spożyciem twardego sera, a sycylijską tradycyjnie lekką rękę do lupary z zamiłowaniem tamtejszych ludzi do sugo 😉
Chińczycy mieli więcej czasu to i przyzwyczajeni, nerwy im nie kołaczą, serca nie palpitują 🙄 Albo nic po sobie nie pokazują 😎
Niestety, spółki skarbu państwa nie zawsze górują nad konkurencją. Dlatego z niepokojem śledzę sprawę zakupu Energi przea PGE. Co prawda Orbis Travel był akcyjną spółką giełdową, ale stare przyzwyczajenia zostały. Kiedyś Orbis jako komunikacja autokarowa był monopolistą. Po uwaolnieniu rynku jego udział kurczył się błyskawicznie i obecnie odgrywa rolę bardzo skromną, gdy większość przewozów wziął pod skrzydła belgiski Eurolines.
Również w biurze podróży ciężar uprzedniego monopolu sprawił, że Orbis przegrywał z konkurentami. To samo hotele. Mariaż z Accorhotels, najagresywniejszym potentatem hotelowym w Europie, który przejął już prawie wszystko, co było do przejęcia, nie wyszedł Orbisowi na zdrowie. Dawne prestiżowe hotele Orbisu stały się w większości kopciuszkami. Wygląda na to, że Francuzom bardziej zależało na przejęciu klienteli niż na przywróceniu świetności hotelom Orbisu. Pewnie zapewnienie odpowiedniego standardu dawnym perłom hotelarstwa byłoby kosztowniejsze niż nowe inwestycje. Ale hotele Orbisu sprzedane nowym firmom pojedyńczo są w świetnej formie jak np. Bristol w Warszawie.
Sąsiedni Europejski, który pozozstał jako Orbis poza sieciami Accorhotels, jest od 5 lat wynajmowany na biura, a Victoria, włączona przez Accorhotels do sieci Sofitel, ma się dobrze.
Nemo – jeżeli trafisz na Sycylii na gorzkie pomarańcze, kup ze 2-3 szt. dla mnie. Miąższ możesz wykorzystać, mnie są potrzebne skórki (te, którymi są aromatyzowane herbaty El Grey) Mogą być suszone. Jakieś grosze potrzebne zapłacę oczywiście.
Dzien dobry,
Sos sojowy uzywam, jak Danuska, do marynat ale zamiast octu balsamicznego dodaje soku z cytryny. Czasami odrobine do winegret, zeby zaostrzyc smak. Mozna tez dodawac do zup zamiast soli.
Czy zauwazyliscie na koncu tego menu Bocusa (Danuska 9:38) cytat przypisany V. Van Gogh: „Comme il est difficile d’etre simple”? (Jakze trudno byc prostym (nieskomplikowanym)) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=AeERZVe0FxE
Kochani,
Spokojnie, to nie ten „Orbis”.
Nasze okno na świat wciąż otwarte.
Upadł „Orbis Travel”.
A swoją drogą, żeby taki znak nie był zastrzeżony.
A propos Orbisu cytat z portalu Trójmiasto: „Orbis Travel był w złej kondycji finansowej już od dawna. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że członkowie rady nadzorczej spółki już kilka miesięcy temu złożyli w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Jednak z powodu braku kontaktu z osobami jakie wymienione zostały w doniesieniu prokuratura zawiesiła śledztwo”
Prostaota w odróżnieniu od prostactwa jest rzeczywiście trudna. Wystarczy poczytać niektóre dzieła naukowe i niektóre inne, również naukowe, żeby przekonać się, że sztuka prostego wyłożenia rzeczy skomplikowanych występuje niezmiernie rzadko. Einstein uważał, że wszystko należy przedstawiać w sposób możliwie najprostszy, ale nie wolno schodzić poniżej tego poziomu. Sęk w znalezieniu właściwego „możliwie”.
No właśnie Alino- też czasem dodaję kilka kropel do winegreta.
Albo do duszonych na patelni pieczarek – trochę sosu
sojowego oraz śmietana dają ładny grzybowy kolor 🙂
Mój kolega zawsze dodaje do każdego rodzaju grzybów podsmażanych czy przyduszanych kapkę sosu sojowego, ja też, jak mi się przypomni 🙄
I faktycznie – kolor kolorem, ale smak na pewno lepszy. No przecież trucizna, to musi smakować 😉
Córeczka kupiła 2 atlasy grzybne i konsternacja. Zielonki pod wesołym Rogerem występują. Roger szczerzy zęby w trupim uśmiechu, ale nam niezbyt wesoło. Wiem, że spożywając kilogram zielonek dzień w dzień przez dwa tygodnie można doprowadzić do zaniku mięśni, ale coś takiego chyba raz się zdarzyło w stosunku do kilkulatka, któremu przez parę tygodni niczego innego do jedzenia nie dawano. Podejrzewam, że gdyby taki eksperyment przeprowadzić z wieloma innymi potrawami, wiele kolejnych rzeczy uznano by za trujące.
Pyro,
chodzi Ci zapewne o pomarańcze bergamoty (krzyżówkę gorzkich i cedrowych), które rosną tylko w Kalabrii na niewielkim odcinku między morzem Jońskim i Tyrreńskim. Rozejrzę się, oczywiście, ale sezon na dojrzałe bergamoty jest dopiero od listopada do marca. Czy, w razie braku owoców, zadowoli Cię olejek bergamotowy? Ten, którym perfumują Earl Greya.
Z grzybami mam tak, że nie zbieram niczego, co mam choćby cień wątpliwości, że to być może jest, a może nie jest. Wydaje mi się, że tylko kurek i purchatek nie da się pomylić. Atlasy mam w głębokim poważaniu – zbieram tylko te grzyby, które ktoś mi pokazał w naturze i nauczył, że to je to. W sumie moje zbieranie grzybów ogranicza się tylko do kilku rodzajów. Tak bezpieczniej…
Stanisławie – tę wiedzę chyba o kolano potłuc. Zielonki zbieram całe ŻYCIE, A WYSTĘPUJĄ W CZASIE, GDY INNYCH GATUNKÓW JUŻ PRAKTYCZNIE NIE MA, więc w garnku – na patelni, w słoiku, czyli w rezultacie na talerzu, są tylko zielonki. Nigdy nie słyszałam, żeby komuś zaszkodziły. Przecież zjadane są 2-3 razy w sezonie, kiedy znowu ma się to coś trującego skumulować? A trujące z pewnością nie są. Śmiertelne zatrucie mogą spowodować 2-3 gatunki grzybów występujących w Polsce i nie należą do nich zielonki. Są też odmiany szkodliwe albo niejadalne. Też częso dyskusyjne np olszówki. Rodzina mojej Teściowej uważała je za najlepsze grzyby, zbierali je masowo, jedli chętnie, dożywali pod 100-tkę (98 -96 lat) Ktoś mi kiedyś zawile tłumaczył, że to zależy gdzie i przy czym taka olszówka rośnie. Na wszelki wypadek nie zbieram, ale w jej szkodliwość wierzę w bardzo ograniczonym zakresie.W szkodliwość zielonek nie wierzę wcale – chyba, że ktoś ma chorą wątrobę, wrąbał słoik marynowanych, nie pogryzł dobrze i popił wódą. Wtedy może i chleb zaszkodzić.
Tak Nemo – była bym Ci wdzięczna.
Nemo,
nie musi byc Tobie przykro i nie zawiodlas mnie. Najwyzej mnie nie zrozumialas. Chodzilo mi o zwrocenie uwagi na slaba strone tych praktycznych skadinad patelni teflonowych, wlasnie na ich wrazliwosc na cieplo. Dlatego argumentowalem, ze w tym wypadku stawiam na tansze modelle, ktore potem czesciej zmieniam. Tymi ceramicznymi modelami ktore wymienilas postaram sie jeszcze blizej zapoznac.
Uciekam, na razie.
Jeśli chodzi o gąski zielonki, to chyba nie ma ich zbyt wiele . Trzeba znać konkretne miejsca w lasach, aby na nie trafić. Ale ja już dałam sobie spokój z grzybami w tym sezonie. Za to mam sporo pracy z papryką marynowaną. Właściwie pozostało już tylko pasteryzowanie słoików. Papryki miałam 3 i pół kilo, więc całkiem sporo. Dziś też skończę sprawę z częścią śliwek marynowanych. Dobrze, że obiad mam od wczoraj – żeberka i buraczki, więc tylko ugotuję ziemniaki. Używanie sosu sojowego na razie nie jest przewidziane.
Ale najważniejsze, że dziś już nie pada deszcz, a nawet zaświeciło słońce.
Zielonki jadamy z przyjemnością, największa w przypadku kartoflanki zielonkowej. Ale parę lat temu rzeczywiście miał miejsce przypadek zaniku mięśni kończyn górnych u pięcioletniego bodajże malucha, któremu przez parę tygodni dawano do jedzenia wyłącznie zielonki. Poddano wówczas zielonki bardzo dokładnemu badaniu i stwierdzono, że w samej rzeczy zawierają one substancję, która podawana w dużych ilościach przez parę tygodni może taki skutek wywołać. I oficjalnie zielonka stała się grzybem trującym. Na ludzką głupotę nie ma lekarstwa. Mam na myśli oczywiście urzędników a nie zielonkożerców.
Aha, półtora tygodnia temu zebraliśmy zielonek całkiem sporo. Będziemy je zbierać do listopada, więc zagrożenie jest jakieś. Ale tych wypadów będzie maksymalnie 3.
Nie wiem czy Bocuse nadaje się jeszcze do spożycia, ale ja nawet metki z datą nie mogę na sobie znależć. Instynktownie czuję, że jestem w sytuacji cynamonu Pyry – istnieję, Towaroznawstwo zna termin przydatności do użycia lub datę minimalnej trwałości. Co do trufli, nie czekają na festiwal, chyba że Bruksela ograniczyła ich wolność stosownym prawem. Urodziłem się we Wrocławiu, mogę jeść ołów i popijać kwasem solnym.
Czytałem wspomniany przez Gospodarza wiersz o hishio. Jest bardzo prosty, co jeszcze bardziej utrudnia jego tłumaczenie „Mam ochotę na rybę z dodatkiem maggi a ty mi tu zupę z porów wciskasz”. Tyle lat temu, a taki brak ogłady.
Według moich konserwatywnych obliczeń przedawniłem się w 1889-tym roku,
Pepegorze – Pięknego okna 🙂
Przeczytałem dobrą wiadomość. Agencja Rozwoju Przemysłu, która posiada prawie 85% akcji gdyńskiego Radmoru sprzedaje te akcje prywatnej firmie z Ożarowa. Wiadomość dobra, ponieważ Minister Skarbu planował włączenie Radmoru do kulejącego Bumaru. Dobrze prosperujący Radmor podtrzymywałby rachitycznych kolegów. Po sprywatyzowaniu już tego zabiegu zrobić się nie da.
Placku, i Ty traktujesz poważnie to, co piszę? Wiadomo, że towaroznawstwo zna różne rzeczy. Pisałem, że ich nie pamiętam, w domyśle „bo nie warto”.
Trufle znają półki magazynowe. Najlepiej ponoć przechowują się w oliwie po obraniu i wyczyszczeniu lub odwrotnie raczej. Najgorzej chyba w formie suszonego proszku. Ale świeże są najlepsze, jak prawie wszystko z wyjątkiem sera i wina.
Witam,
czy moglabym prosic o dane tego podwiedenskiego szpitala, gdzie Pan Lulek jest?
zimnica na dworze … brrry ..
ale ludzie się nie przejmują i kupują a kraj rośnie w siłę … 😉
http://demotywatory.pl/1869667/Spokoj
ja niestety nie znam danych Magdaleno .. może Paweł ma namiary od Ojca Marcelego to zadzwoń do niego …
Stanisławie – Tylko siebie traktuję niepoważnie. Co do Radmoru, próbuję się cieszyć, ale idzie mi to jak po grudzie, być może dlatego, że zdalnie sterowane wyrzutnie rakietowe budzą we mnie sprzeczne uczucia. Nazwę programu odrodzenia polskiej armii – Tytan także traktuję bardzo poważnie, MON zawsze kojarzył mi się z glęboką znajomością mitologii. Feniks to także dobra nazwa, a Syzyf już nie bardzo.
Jestem bardzo poruszony najnowszym odkryciem tutejszych naukowców – jednak trzy solidne posiłki dziennie są najzdrowsze. Gdy czytam „naukowcy stwierdzili”, wyobrażam sobie Pawła i Gawła i przepowiadam, że niedługo sałatka z płatków teflonu z sosem sojowym będzie najlepszym lekarstwem na amnezję.
Niestety, nie mam danych Pawla. Ani telefonu ani maila, bo stracilam onegdaj razem z komputerem.
Moze Pawel albo Marek maja moje, to prosze o sms. Telefonu nie moge odbierac, jest wyciszony.
Pepegorze,
przecież wspominałam wczoraj, że teflonowym szkodzi wysoka temperatura 🙄
Moją patelnię Greenpan kupiłam na chwilowej promocji za pół ceny i nie żałuję, bo świetnie się rozgrzewa i znakomicie nadaje do ostrego smażenia np. befsztyków. Przy następnej okazji kupię większą.
Do sosów z pomidorami etc. używam francuskiej patelni ze stali chromowej Cybernox , która po wielokrotnym użyciu nadal ma lustrzaną powierzchnię. Trochę ciężka, ale nie tak jak żeliwna.
Magdaleno – z namiarami nie pomogę, ale słyszałam, że to znany ośrodek kardiologii, w miejscowości na „G” (niestety, nie pamiętam w jakiej)
Magdaleno,
napisz do mnie na: nota7@o2.pl
przekażę Ci maila do Pawła 🙂
Ok, znalazlam w necie o. Marcelego, zadzwonie do niego i zapytam 🙂
poki co byl w Eisenstadt, zaraz sie dowiem czy nadal
Skąd my to znamy? 😉
Jeszcze wczoraj pługi na bagnety i kosy na sztorc, a dzisiaj teflonowe bypas-sy i tytanowe implanty dla użytkowników Radmoru 🙄 Swiat idzie naprzód.
Jadamy trzy razy dziennie. To i napisać o czymś do jedzenia można parę razy. Zwłaszcza gdy pamięć zawodzi. A w dodatku można w ten sposób sprawić komuś przyjemność.
Gospodarzu,
to nie był wyrzut. Po prostu tak mi się przypomniało, że już o tym sosie dyskutowaliśmy. Ja tam mogę co roku o tym samym 😉 Może grono było wtedy troszkę inne…
Uprzejmie proszę nie imputować mi, jakoby przypominanie (wytykanie, jak to niektórzy postrzegają 🙄 ) sprawiało mi przyjemność, chociaż… Dobra pamięć czasem się przydaje, na ogół jest jednak uciążliwa 🙁 Z ulgą rejestruję, że mi się pogarsza 🙄
Nie imputuję, ani nie amputuję niczego i nikomu. Cieszę się życiem czasem nieco marudząc i ględząc w gruncie rzeczy stale o tym samym. Czyli o smaku. Mam nadzieję, że dobrym smaku. Choć przecież każdy z nas ma nieco inne tego wyobrażenie.
Dawno, dawno temu żył redaktor Grydzewski, szef „Wiadomości Literackich”, który mawiał swoim pracownikom, by nie dążyli do nadmiernej perfekcji. Czytelnicy znacznie lepiej się czują gdy podczas lektury wyławiają błędy. Szybciutko o tym informują redakcję i w ten sposób ich więź z redaktorami i pismem wzmacnia się.
Jak widać – pochlebiam sobie – jestem uczniem Grydzewskiego. A to była postać!
Tak mi jakoś mruczno i do tyłu, najchętniej do norki i w kłębek 😕
Patelnie zanotowałam.
To ja jestem nietypową czytelniczką, bo gdy widzę błędy (nie drobne literówki czy przejęzyczenia, choć i te świadczą o pośpiechu i niestaranności) to czuję się gorzej 🙁 Tak już mam i to mnie dręczy 🙁
Poza tym boli mnie głowa, jest halny i zamiast marudzić na blogu powinnam się zacząć pakować… I pranie, co łopocze na wietrze, zebrać… I podatki zapłacić przed wyjazdem… Eh… 🙄
Nemo – Tak, świat sobie maszeruje, a ja siedzę na ławeczce i czekam. Naukowcy mówią, że świat jest okrągły, a zatem niedługo będę w awangardzie 🙂
Co do trzech posiłków, naukowcy z Purdue University in West Lafayette, Indiana twierdzą, że 3 a nie 6 posiłków dziennie pomoże nam stracić na wadze. Przy odrobinie szczęścia jadam raz dziennie, ale nie imputuję, że przez to Amerykanie się mylą. Traktuję czytanie o rozkoszach kulinarnych jako placebo, a i statystycznie rzecz biorąc jem więcej 🙂
Tak jak wszyscy myślę o panie Lulku, o rybach, grzybach i sensie życia. Od czasu do czasu wzdycham, ale każda dobra wiadomość mnie cieszy.
Jeśli stąd zniknę, bądżcie Państwo zdrowi i szczęśliwi. To nie prożba lecz rozkaz 🙂
Daniel P. wie czego chcą Polacy, a ja nawet nie wiem dlaczego nagle zebrało mi się na osobiste wyznania. Z pewnością nie lęk przed śmiercią, bo jeśli uwertura nie przeraża, to i opera może być niezła. Być może jestem Państwu wdzięczny za chleb, sól i symbol kapitalistycznego upadku – cynamon Pyry. Jestem wdzięczny, ale nie wiem jak to wyrazić.
Jeśli zupa truflowa pana B. i jego syna B. nie zawiera świeżych trufli, a jej smak jest niebiański, bojkotu z mej strony nie będzie. W skąpstwo Stanisława także nie wierzę, bo zdrowy rozsądek to cnota.
Nemo – życzę Wam tak pięknych wakacji, że nie wiem 🙂
Placku mroczny,Placku jesienny (wspominałam, że przez park? idzie jesienny, smutny Pan Ty się lepiej nie wybieraj w nieznane i niepoznane. Każdy tam trafu – chce, czy nie i najczęściej czasu sobie nie wybiera. Wczoraj cudownie optymistyczny Mozart, a dzisiaj Sibelius?
http://www.youtube.com/watch?v=t1I8DDL6haU&feature=related
Właściwie to „wydanie” lepsze… moje kanadyjskie klimaty 😉
http://www.youtube.com/watch?v=AubjoBhtQro&feature=related
Napisałem „prożba”, ale nie po to by Nemo dręczyć, ale z czystej, powolnej głupoty. Początkowo chciałem zrzucić winę na moja ukochaną polonistkę, ale nadal jest moją ukochaną polonistką. To długa, romantyczna historia.
Jeśli wspomniany redaktor Grydzewski to Mieczysław, ten od „Polskich Wiadomości”, kłaniam się Jego pamięci.
Tak, to ten Grydzewski. Był szefem „Wiadomości Literackich” gdzie pisywał Tuwim, Słonimski, Wierzyński, Boy i inne tuzy przedwojennej literatury.
Placku,
w Twojej „proźbie” zabrzmiała mi groźba i to mnie też dręczy 🙁 Ja Cię bardzo proszę, nie znikaj tej jesieni. Masz być, jak wrócę z cytrynami, jak spadnie śnieg i jak zakwitną krokusy… Latem pogadamy o dalszym ciągu, byś się nie zniechęcił 😉
Jeść 1-3-6 razy dziennie? Podobno bilans dobowy się liczy. Są tacy Amerykanie, co jedzą raz dziennie, tyle że ten posiłek zajmuje im cały dzień 🙄
Czasem dobrze jest nie wiedzieć.
Być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
stale jedną herbatę ustawiać na stole
mieszać jedną łyżeczką
kupić jeden bilet
samemu odwiedzać w ZOO gruboskórne słonie
pocieszać się że zając biega pojedynczo
że czasem narzeczony całuje jak ryba
tymczasem ten co kocha prosto z nieba idzie
białe kwiaty poziomek niesie w głębi lasu
drozda borówki koźlaki życzliwe
tymianek co podobny wciąż do macierzanki
ciszę która nawet każdy grzech poprawia
stworzył dookoła pięć miliardów ludzi
i stale jednego szuka aby z nim się spotkać
być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
żeby było do twarzy zasypuje śniegiem
stara się o choinkę niby od nikogo
mówi że trzeba odejść żeby nie przeminąć
zaprasza na spotkanie prawie po kryjomu
nad wodę w noc jesienną gdzie cieplej niż w polu
i opera żab swojskich niewielka lecz piękna
i księżyc przypadkowy co nie wie co będzie
prócz jednego że nigdy nie powtarza się szczęście
być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
lecz samotność to kuzynka najbliższa miłości
a miłość wciąż za duża by całą ją widzieć
i już nie wiesz do końca bo wszystko jest obok
a śmierci nigdy nie można uwierzyć
Jan Twardowski
Placku 16:13, to rozkaz, nie prosba: nie znikaj!
Alina,
nie bój Żaby… Placka mam o rzut beretem (kanadyjskie odległości)… niech tylko spróbuje zniknąć, to ja mu dopiero, o! 👿
I odszukam, doprowadzę 😉
Nemo – Pamiętaj o bateriach do aparatu, a resztą, poza esencją pomarańczową dla Pyry, się nie przejmuj. Pozwól, że zacytuję pana Grydzewskiego cytującego Bena Akibę – „to wszystko już było” i samego pana Grydzewskiego – „Moi drodzy, tak bardzo za Wami tęsknię”. Pierwszy nie miał na myśli sosu sojowego, drugi zwracał się do Kazia i Leszka, czyli chodzi mi o to, że protestanci nigdy nie grożą 🙂
Wyobrażam sobie pierwszą sojową myśl – „Bambusowy szałas jest, pyszny ryż jest, telewizja kablowa jest, a jednak czegoś mi brak. Mam lekko nieświeżą rybę, trochę soli, zmielę to wszystko i zrobię nalewkę ( w tym momencie żona odkrywcy popadła w zachwyt i ofiarowała mu ostatnie ziarenka soi). Oboje byli tak zajęci, że zapomnieli o znudzonym wnuczku, a ten z kolei wynalazł proch, papier i makaron włoski. Białe plamy w historii można sobie dopowiedzieć, do smaku 🙂
Kto umie niech mi proszę wrzuci „Jesiennego pana” Młynarskiego – Orłowa; śpiewać może Banaszak albo Konarska. Ja to bardzo lubię, a nie umiem.
Pierwsza? o to szlo?
http://www.youtube.com/watch?v=aXtJWa4Y83w
Gospodarz 15:35 i red. Grydzewski, bardzo mi sie to podoba.
Tylko dzieki temu moge tu cos od czasu do czasu napisac i nie czuc na sobie zbyt duzej presji. Kilka miesiecy temu, po jednej z moich „wpadek”, Pan Piotr mial bardzo sympatyczna reakcje i od tej pory czuje sie troche swobodniej, no troche…
Dziękuję, Wando. Dokładnie o to szło. Okazuje się, że pan był śmieszny, nie smutny, jak zapamiętałam. Widać kojarzył mi się sentymentalnie.
Gdzie byłaś Wando, tyle czasu? Od wyprawy Basi nie zaglądałaś do nas.
zagladalam Pyro, tylko zapominam, ze z tamtej strony szkielka mnie nie widac o ile nie dam glosu 🙂
Placek, Ty mnie dzisiaj denerwujesz. Wracam od kardiologa i czytam jakieś gupoty. Uważaj, bo naślemy na Ciebie Alicję, która sprawi Ci słuszny wpiernicz. Z kłuciem drutami w pewne miejsce włącznie.
Mozart, tylko Mozart!
http://www.youtube.com/watch?v=49wbYpG2PYM
A za mną to chodzi też, chociaż Czesiek z mimozami na po pierwsze.
http://www.youtube.com/watch?v=pIcEj9O6Z88&feature=related
Irena Santor nigdy nie wydziwiała z głosem… śpiewała po prostu.
Nisiu…
tak zaraz Placka nie będę tymi drutami kłuć, najpierw obadam delikutaśnie 😉
Alino – bowiem errare humanum est, o czym starożytni Rzymianie wiedzieli doskonale. A Ty jako Osoba piękna, pełna uroku i wdzięku powinnaś się czuć swobodnie w każdym towarzystwie. Mówię Ci to z siostrzanym wręcz obiektywizmem, bo nie będąc facetem, nie podlegam działaniu Twojego uroku!
Alicja, tylko nie daj mu się wyprowadzić na manowce! Placek nasz jest osobnikiem nieprzewidywalnym!
Ależ kod dcdd czyli dalszy ciąg do d…?
No,no miałam pięć głosów damskich i 5 interpretacji. Zachcianka, dzięki Wandzie, spełniona. A druga Wanda? Nasze Zwierzątko australijskie też się przyczaiło ostatnio? Już nie mam cierpliwości Was pilnować wszystkich.
Pyro,
som wakacje i inne okoliczności jesieni, trza brać poprawkę na towarzycho i współczynnik mniej więcej 5 na 10, albo coś takiego. Pełnia księżyca i tak dalej 🙄
Nisia,
osobniki nieprzewidywalne nie wyprowadzą nas na manowce, to wiadomo 😉
Tam gdzie Irena Santor, tam Zubin Mehta, a gdzie Zubin, tam Vivaldi. Nie tyle przewidywanie, co żelazna logika
Logika, logika… tkliwa dynamika, angelologia i te rzeczy 😉
Żelazo nie pasuje tam wcale.
Mozart, Mozart… 🙄 Dobry na wszystko, idealny na pogrzeby 🙄 Pomijam Requiem, bo to oczywista oczywistość ale to Andante jest w mojej rodzinie preferowane na smutne okazje.
Zmierzcha.Niebo pociemniało i nadciąga front ciemniejszych chmurek na tle takiej leciutko zaróżowionej poświaty. Nastrój mam raczej cieplutki taki, lekko nostalgiczny (ale bez przesady) taki, jak piosenka kiedyś tam przez Santor śpiewana, że : „Leciutko, na palcach, jakby tańcząc walca, w zapomnianym rytmie, na trzy…” Jednym słowem dobrze mi.
ps : czy wiecie, że kara winna spełniać przesłanki sprawiedliwości redystrybutywnej i dystrybutywnej? Ja nie wiedziałam.
To prawda, wyskoczyłem z żelazną logiką jak Filip z konopii, nawiasem mówiąc tajemnica poczynań Filipa fascynowała mnie od dziecka.
Zubin Mehta podróżuje ze srebrnym puzderkiem w którym przechowuje wysuszone papryczki, suche jak pieprz i gorące jak Carmen (to jego carmenowanie za mną chodziło, ale temat jest jesienny, nie chciałem być obrzucony pomidorami) i jeśli na deser w Wiedniu trafia na sernik, kruszy paprykę i je jak maharadża. Może nieco przesadzam z sernikiem, ale z łososiem już nie. Łatwo z Indii wyciągnąć Hindusa, niemożliwym jest wyciągnięcie Hindusa z Indii.
Muszę sprawdzić czy znajomi Chińczycy i Japończycy czynią podobnie, przepraszają na minutkę by łyknąć sobie coś z Domu. Proponuję byśmy czynili podobnie. Odradzam pierogi i kluski – plamią kieszenie i niepokoją faunę. Może flaczki w kryształowej fiolce lub kabanos w opakowaniu od bardzo, bardzo drogiego cygara ? Co tylko sercom drogie, nawet naleśnik z serem.
Andante „Rodziny Nemo” słuchałam pasjami (10 i więcej x dziennie) jakieś 20 lat temu (LSO, Abbado, Serkin)… Nie mając jednakowoż żadnego pogrzebu na uwadze 🙄
(Na mój poproszę – nieoryginalnie – Agnus Dei altowe z Mszy h JSB… względnie sześciogłosowe z L’homme arme s e x t i toni Josquina… – tylko i wyłącznie w topowych wykonaniach live – coś w końcu musi być (tam) żywego… 😐 )
…A teraz żwawo pomykam na żywy dżezik do kotleta (dobrego, miejmy nadzieję 😀 )
To wyciąganie Hindusa z Indii przypomina mi trochę historię ze szpakiem i bocianem 😉
W razie braku gilzy od cygara (Churchill ma ładne i szczelne 😉 ) mogą być plasterki kindziuka w portfelu ze świńskiej skóry 😉
A cappello,
kiedyś też tak miałam z tym Andante. Teraz już mi się inaczej kojarzy 🙁
Już miałam się skupić, wrócić do porządku i wejść na tory codzienności (staram się, bez rezultatu), a tu nagle zadzwonił Kapitan Marek.
W niedzielę o 11-tej wypływamy w rejs pod tytułem – Jesień.
A potem jacht na zimowanie…
Pozdrowienia od Kpt.Marka dla Kpt.Janusza i Ewy! 🙂
Nemo – W imieniu Litwy, dziękuję 🙂
Żywy Bach, co fuga, to piwo, i tatar, ale cenzura wycięła go z Rejsu.
Dziękuję.
Nasi niemieccy przyjaciele, ci, co podróżowali do Patagonii w trakcie trzęsienia ziemi w Chile, donoszą, że utknęli na Skiathos bo prom nie ma paliwa 😯 Strajk.
Kiedyś na Sycylii był strajk kierowców cystern. Pierwszy i jjedyny raz w życiu spędziliśmy tydzień na plażowaniu 🙄
1112 – o, takie kody…
Chciałam jeszcze powiedzieć, że dzięki blogowi naszego kochanego Piotra A. i jego Basi wzbogaciło nam się tak szalenie, że to się w pale nie mieści.
Choćby takie coś – gdyby nie blog, nie znałabym Cichala, który ….itd, a potem przybył do mojego miasta, udaliśmy się do portu, Kpt.Marek nas podsłuchał (Polacy!), zaprosił na rejs… i reszta jest historią!
W niedzielę, powiada Kpt.Marek, pogoda ma być cesarska. Fotozdam sprawę! Już się cieszę niebywale 🙂
Hinduska pułapka na Nemo nie zdała egzaminu, szpak już drapie bociana, kolejny dzień, kolejna klęska. Spokojnej nocy 🙂
Jjuż się jjąkam z tych nerw 🙄
Tempus fugit.
W poprzednim życiu chyba pływałam z tratwy na tratwę po oceanach, bo po Bartnikach to w teraźniejszym, tylko lata temu 🙄
Nemo potrafi osłabić.
Piękne, pogodne andante z pięknego pogodnego koncertu.
http://www.youtube.com/watch?v=cpmVE-Pa8d8&feature=related
Przypadkiem trafiłam na pianistę, którego raz w życiu słyszałam na żywca, w naszej filharmonii – grał któryś z burzliwszych koncertów Beethovena, trzeci albo piąty – i walczył z dyrygentem, który był uroczym człowiekiem, ale temperamentu nie miał wcale. Biedny Kerer męczył się i męczył, aż skapitulował. Na bis zagrał nie pamiętam co, ale niesłychanie brawurowe – pewnie chciał pokazać publiczności, że on UMIE grać.
Doskonały to był pianista, wbrew nazwisku, podobnie jak Gilels, człowiek radziecki.
W tym sezonie sporo będzie u nas w Szczecinie muzyków rosyjskich (mamy dyrektora artystycznego z Ukrainy) i to mnie cieszy, bo lubię r5osyjski stosunek do muzyki.
Nisia,
kurdę! Szkoda, że nie będzie Ciebie w niedzielę w Kingston!
Nemo osłabia, Nisia zapewnia happy endy i tak równowaga w przyrodzie jest zapewniona 😉
….und Ora et labora 🙂
… und Mozart Uprasza się nie brać dosłownie 😉
Bona Notte liebe Lotte 😉
Witajcie.
Ostatnia grecka opowiastka.
W końcu musieliśmy opuścić Grecję. Na koniec postanowiliśmy zobaczyć Xanti. Miasto zamieszkałe przez mniejszość muzułmańską ? Turków i bułgarskich Pomaków, wg przewodnika ma nietypową (jak na Grecję) architekturę, a mieszkanki ponoć mają zwyczaj chadzać na co dzień w strojach regionalnych. Postanowiliśmy skonfrontować opisy przewodnika z rzeczywistością.
Wjechaliśmy do miasta i… architektura zupełnie normalna, apartamentowce. Kobiety też ubrane normalnie. Zajrzeliśmy do hotelu, recepcjonista bardzo uprzejmie podał nam mapę miasta na której zaznaczył drogę do old town. Dotarliśmy do old town i… znowu apartamentowce 😯 . No dobra, co któryś budynek to kamienica w stanie nie nadającym się do zamieszkania. Zastanawiam się czy to nie sprawka deweloperów ? czekają aż się budynek rozsypie a następnie stawiają… apartamentowce.
Spacerując wśród apartamentowców, wypatrzyliśmy wieżę minaretu. Postanowiliśmy tam zajrzeć. I tak trafiliśmy do dzielnicy muzułmańskiej. Architektura faktycznie się zmieniła. Budynki niższe ale zdecydowanie sympatyczniejsze w odbiorze. Im wyżej, tym bardziej malownicze acz zamieszkane rudery, za to obowiązkowo z anteną satelitarną ;). Zdecydowanie sympatyczniejsza okolica 🙂 .
Stroje regionalne i owszem były, ale odniosłam wrażenie są one również ?regionalne? w wielu miastach Europy zachodniej: długa spódnica, bluzka zakrywająca ramiona, chusta zasłaniająca głowę. I wierz tu człowieku przewodnikom!
CDN.
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/GrecjaXanti#
Ewo,
toż to piękne!
A propos anten satelitarnych… chyba wszędzie tak samo mają 🙁
Ja mam tylko internet – i to wystarczy 😎
Cóż za czarujące towarzystwo: nawet do salonowych przepychanek używają Mozarta z pieśniczkami na zmianę. Kocham Was. Idę zrobić jakąś kolację. Kupiłam dziś kawałeczek okazałej i bardzo zachwalanej kiełbasy „na spróbowanie”, a cudo owo nazywa się „kiełbasa ze spiżarni” (?) Więc bułka z tym czymś , ogóreczek, talerzyk obranych i pokrojonych w części jabłek, herbata i przeżyjemy.
O masz… zerknęłam na wiadomości… „Bonnie and Clyde” i „Mały wielki człowiek” (zwłaszcza), to moje ulubione filmy z najwyższej półki, tej naj-naj.
Nemo Andante,
Pyra Młynarski,
Alicjia Twardowski,
A Placka Vivaldi !
To są te nuty,które tak lubię !
Ja się nie czubię,
tylko Was lubię !
Blog nasz hołubię !
Cytujcie jeszcze,
mogą być wieszcze,
niech rym szeleszcze
i da nam dreszcze !
Kurdę, Alicja, a co masz w Kingston w niedzielę???
Ewo, bardzo ładne zdjęcia. Miasto sprawia wrażenie dość czystego, poza tym jednym miejscem z rozrzuconymi kartonami. A anteny satelitarne to, niestety,znak czasu, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma telewizji kablowej.
Dzisiejsza noc ma być bardzo chłodna, więc proszę się dogrzewać na różne sposoby, żeby znów blogowisko sie nie rozchorowało.
A toast ?
Za Pana Lulka oczywiście! Magdaleno-dzięki ! Mamy nadzieję,że przekażesz
nam dobre wieści.
Za wędrowców w drodze! Cichaly ciągle na wakacjach,staramy się za bardzo
nie zazdraszczać,ale z trudem nam się to udaje.
Za internet-by przestał świrować u Żaby i Eski !
I za wszelakie sukcesu kulinarne- z sosem sojowym lub bez,z patelnią teflonową,żeliwną lub jaką kto ma 😀
http://alicja.homelinux.com/news/img_4256.jpg
Kurdę, Nisia… rejs po Ontario! Pod żaglami!!! Przybywaj!
A i toast za żeglarzy !
Krystyno,
Bo Xanti jest czyste, tylko … ma swój własny specyficzny i sympatyczny klimacik…
Jak już się wyjdzie z tych apartamentowców 😉
O, dostojnie tutaj…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4253.jpg
Ale to mi się podoba najbardziej:
http://alicja.homelinux.com/news/img_4279.jpg
Toast może być też za wszelakie Michaliny i Michały; nawet za samego archanioła i za rozliczne urocze miejsca pod jego wezwaniem – chciałam wymieniać, ale machnęłam ręka. Atlas mam czytać? Cyrk na kółkach, Prezes zabrał się za odezwy do sojuszników natowskich i unijnych. Tylko patrzeć, jak wyznaczy ambasadorów PIS przy stolicach europejskich i euroatlantyckich.
To Wy też jesteście frajerzy? 😉
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=555
Pyro, dziekuje za Michalow! Jest ich w domu dwoch. Dzisiaj Saint Michel 🙂
Dobrej nocy Wam zycze.
Jezdem frajerka!
Zabrakło maggi… poszłam do ogródka po lubczyk, przecież o to biega 🙂
W międzyczasie ściskam wszystkich znanych i nieznanych mi Michałów (Alsy) i Michaliny (znam!) i lecę do kuchni 🙄
A dobre rzeczy tam wyprawiam (że się pochwalę), z wszystkimi owocami morza.
Ło, Alicja, nie dojadę, będę leczyć kaca po piętnastych urodzinach naszej szczecińskiej tawerny folkowej – dwudniowych urodzinach, dodajmy: w piątek szanty, a w sobotę folk.
W piątek będzie mniej więcej tak:
http://www.youtube.com/watch?v=oFT45NcRjgE&feature=related
Doroto z Sąsiedztwa: oczywiście, że jesteśmy frajerzy!
Alicjo, czy masz na myśli MOJĄ Michalinę??? Poznałaś ją, prawda?
Poznałam 🙂
Ło, Alicja, nie dojadę, będę leczyć kaca po piętnastych urodzinach naszej szczecińskiej tawerny folkowej – dwudniowych urodzinach, dodajmy: w piątek szanty, a w sobotę folk.
Tyle na tę chwilę, to wpis Nisi.
Wróciłem ze sportu, oglądałem przy tym roztrzaskanie Werdy Bremen przez Inter Milan i nie doszedłem do końca wpisów. Powiem, że nasza strona przegrała w siatkówce dwa sety, z niemałym przy tym udziałem mojej skromności. Przez pobyty gdzieś tam i choróbsko jakieś nie grałem przez 5 tygodni
Pepegorze, czyżbyś się wybierał do nas pośpiewać? Blisko masz!
Wybaczcie,
nie jestem w stanie wszystkiego doczytac to znaczy: Zgadzam sie ze wszystkim i na razie nie protestuje.
Pepegor 😉
zgadzaj się i nie protestuj!
Dzień dobry.
Wczoraj wieczorem nie mogłam wysłać żadnego komentarza. Komputer mnie informował, że „siła sygnału bardzo niska” i tak godzinami. W rezultacie ani na blogu sobie nie pogadałam, ani po necie nie mogłam buszować. Niby miasto, a internet jak w Żabich Błotach. Pada.
dzień dobry .. 🙂
Danuśka z okazji imienin buziaki i wszystkiego najlepszego … 🙂
o rety to dopiero jutro imieniny Danuśki .. jeden dzień mi gdzieś uciekł … za długo spałam …
u mnie w domu też jeden Michał .. 🙂
poczytam przy kawie a Wam miłego dnia .. 🙂