Basia na targu staroci, ja przy garach
Normalna kolej rzeczy w niedzielę, którą (z musu) spędzamy w mieście. Basię nosi. Nie może wysiedzieć na miejscu. Obserwuję to z anielskim spokojem, bo wiem co będzie koło południa.
Dochodzi 12 i Basia zaczyna się zbierać do odlotu. W końcu anonsuje wyjazd na Koło. Tylko popatrzeć co tam jest. I po chwili już jej nie ma.
Zanim wróci chcę przygotować obiad. Tym razem będzie nas nieco więcej, bo to imieniny naszej wnuczki Zuzanny. Prawdę mówiąc przygotowania zacząłem już dwa dni temu. Niemal czterokilogramowy udziec jagnięcy zamarynowałem w czosnku, cebuli, marchewce, soku z cytryny i posypałem solą, pieprzem, cukrem i pokruszonymi liśćmi laurowymi. Co 12 godzin udziec przewracałem na druga stronę i odkładałem do winiarki, która o tej porze roku na niektórych półkach świeci pustkami, bo jej normalna zawartość jest w wiejskiej piwniczce.
Udziec w marynacie
W niedzielne południe więc musiałem oczyszczony z marchwi, cebuli i liści laurowych udziec mocno podsmażyć na wielkiej patelni z oliwą i ułożyć w brytfannie, by po chwili wpakować do rozgrzanego piekarnika na co najmniej trzy godziny.
Potem zabrałem się do przygotowywania zupy z patatów, marchwi i imbiru. Opisu nie będzie, bo proces produkcyjny tej delikatnej zupy już zamieszczałem.
Po zupie zająłem się oczyszczaniem (nie obieraniem) przy pomocy nowej ostrej zmywaczki młodych kartofli. Po umyciu wrzuciłem je do garnka z wodą i odstawiłem.
Teraz nadeszła pora na szparagi. Oskrobane z twardej skórki wsadziłem do wąskiego a wysokiego rondelka z wrzątkiem, który posoliłem i lekko posłodziłem. Szparagi błyskawicznie zrobiły się miękkie. Teraz mogłem je odcedzić i ułożyć na półmisku z peltry, który kupiliśmy w Chile. Będą szparagi podane na zimno z domowym majonezem.
W chwilach przerwy czytałem „Pamiętniki Fryderyka hrabiego Skarbka”. Pasjonująca lektura. Znacznie ciekawsza niż współczesna beletrystyka. Za jakiś czas podzielę się z Wami tą frajdą i przytoczę kilka fragmentów zwierzeń hrabiego Skarbka.
Nowości z rynku staroci
Po dwóch godzinach Basia wróciła z Koła przywożąc osiem talerzyków, dwie zupierki i sosjerkę z angielskiego fajansu marki Ridgway Staffordshire . To wszystko co widzicie na zdjęciu kosztowało zaledwie 60 złotych. To wprost niebywałe.
Udziec już na półmisku
Tymczasem zupa została zmiksowana i doprawiona. Nawet wystygła i lekko zgęstniała. Przed podaniem odgrzeję ją i ozdobię każdą porcję łyżeczką gęstej śmietany. Pieczeń prawie upieczona. Wino oddycha w dekanterce. Słowem goście mogą nadchodzić. Mam nadzieję, że też czujecie ten zapach i smak.
Imieniny godne solenizantki.
Komentarze
Basia chyba postępuje jak prawdziwa kobieta i podaje ceny akceptowalne przez męża … 😉
4-kilogramowy udziec 😯 Niezły spaślak z tego barana 😉
Jestem znowu w domu. Przestało padać. O podróży opowiem, jak ochłonę po tych deszczach i powodziach po drodze 😯
Witałam się wczesnym rankiem pod wcześniejszym wpisem, ale dobrych życzeń nigdy za wiele, więc Dzień dobry!
Mój ranny apetyt pobudziły dwie pozycje : najświeższy zakup Basi i pamiętnik Fr.hr.Skarbka. Obiadowo jeszcze nie myśle, właśnie jem śnaanie.
Jolinku – z ust mi to wyjęłaś. Moja koleżanka przynosząc nowe pantofle do domu czekała, a jej Olek podniesie jeden z nich pytając o cenę. Podawała uczciwie cenę tego jednego, a mąż się cieszył, że żona i modna i oszczędna
Nemo – witaj w domu. Pozdrowienia dla Blogowiska przekazałam, chociaż póżno, bo siedziałam w krzakach Dorotola albo w dorotolskim Berlinie
o nemo witaj .. 🙂
Nemo witaj i nadawaj czym predzej
Kochani,
nie wiem, kiedy przeczytam zaległości i dowiem się, co tu się działo pod moją nieobecność 🙄 Na razie rozpakowuję łupy i próbuję przypomnieć sobie najważniejsze przeżycia z ostatnich 10 dni naszej podróży oprócz tysięcy kilometrów w deszczu… 🙄
O, już wiem. Byliśmy w Poysdorfie i nabyliśmy zielone weltlińskie i takie tam zweigelty 😉 Widzieliśmy hotel, w którym staje Gospodarz, ale nasz piknik spożyliśmy wśród winnic i dzikiego kwiecia, z którego bukiet dostarczyliśmy do Rybnika, gdzie wzbudził zachwyt mojej przyjaciółki i był ciągle jeszcze piękny po naszym powrocie z Bieszczad. Bukiet składał się z czerwonej koniczyny o oryginalnych podłużnych kwiatostanach, rumianku, maków, czegoś niebieskiego i gałązek różowego tamaryszku jako obramowania, aż szkoda, że nie zrobiliśmy zdjęcia 🙁
Witajcie, życzę Wam pogody zupełnie przeciwnej, niż u mnie. Od wczorajszego popołudnia z przerwami leje, chmurzyska wczorajszego wieczora były tak nisko, że mnie przymuliło, i poszłam spać po ….21 godz. Rety, nie pamiętam, kiedy ostatnio o tak wczesnej porze poszłam spać. A dziś zamiast wstać niczym szczygiełek, jestem 👿 jak ten czort.
Jolinku, trzymam teraz przede wszystkim za podopiecznych Żaby jakoś nie pomyślałam, że za utrzymanie ładnej pogody też mogę. 😉 O ładną pogodę zawsze prosiłam tych, którzy jej mieli dużo, żeby „dmuchnęli” – co się sprawdzało (prędzej czy później). 😀 Niestety u jednej i drugiej córy pogoda się też pogorszyła a już nie mam odwagi prosić Kapitana-Cichala o dmuchanie, bo przed zjazdem musiał się fest nadmuchać, bo przecież odległość wielka a i tak cesarska dotarła na czas. 😆
Nemo, Dorotol, cieszę się, że już wróciłyście w blogowe pielesze.
W Polsce przywitały nas wezbrane wody Odry i Olzy oraz woda w piwnicy domu mojej przyjaciółki 🙁 i… deszcz, który przestał padać na 3 dni naszego pobytu na Podkarpaciu. Spotkanie było bardzo miłe, mimo wielkich odległości i utrudnień w podróży pojawiło się 25 osób. Mieszkaliśmy w dworku z parkiem i stadniną koni (na wybiegu po pęciny w błocie 😯 ), w dzień program kulturalny (muzeum i skansen przemysłu naftowego w Bóbrce, Iwonicz Zdrój, Rymanów), wieczorami balanga i śpiewy przy płonącym kominku, a w parku koncerty żab przy prawie pełnym księżycu… Po zakończeniu zjazdu dorzuciliśmy sobie jeszcze zwiedzanie byłych cerkwi łemkowskich (piękne), Biecza (dobre lody w rynku) oraz cmentarzy z I wojny światowej. Potem krótko odwiedziliśmy rodzinę i pojechaliśmy do Pana Lulka zwiedzając po drodze Ołomuniec (bardzo dobre lody). U Pana Lulka nie padało, więc w poszukiwaniu wilgoci pojechaliśmy do wód 😉 Wraz z nami pojechał śląski gość Pana Lulka i razem wytaplaliśmy się w wodach o temp. max. 38 stopni Celsjusza 😎 Gość nie dał się namówić na saunę i potem chyba trochę żałował, bo była rzymska, kamienna i ziołowa, ale trzeba się było pokazać w stroju adamowym w mieszanym towarzystwie… 🙄
Nowy, dzięki Tobie zobaczyłam kawałek świata, który znam tylko z różnych publikacji i to przeważnie w kolorach sepii. Nie wiem dlaczego myślałam, że tak duże skupisko ortodoksyjnych Żydów, można spotkać tylko w Izraelu. Nowy Jork kojarzył mi się zawsze z wręcz nieortodoksyjnymi Żydami.
Dzięki Ci, że obaliłeś następny mit, któremu ulegałam.
Zgago – kiedyś Helena pokazała, czy opisała kawałek chasydzkiego Londynu. Jeszcze więcej nastroju galicyjskiego miasteczka, bo małe domki w tle, a panie – po staremu – w wielkich, rudych perukach.
Miło powitać Nemo.
W sobotę wizytowaliśmy Świbno. Wisła w momencie najwyższego poziomu przy ujściu nie wylała, jeżeli nie liczyć zalanych fragmentów ścieżki biegnącej wzdłuż brzegu jeszcze pomiędzy korytem a wałem.
Niczego szczególnego rzeka nie niosła poza brudem objawiającym się poprzez zmętnienie wody. Bywałem tam kilkakrotnie, ale nigdy nie było tak ładnie, jak przy najwyższym stanie wody. Mewia Łacha pełna kormoranów. Wody rzeki mieszają się z morzem w wirach i kaskadach. Od wschodu dość wysokie fale załamują się na nurcie rzeki i nikną. Do tego bystrość prądu robi wrażenie.
Pyro, to musiało być przed tym, gdy się o Was dowiedziałam, bo czytam wszystko, bez względu na to, czy zaległości są tygodniowe. 😆
Pierwszy raz chasydów w większej zbiorowości widziałem w Antwerpii w 1967 roku. Ale wówczas widziałem ich w miejscach ich pracy, więc widziałem tylko strój codzienny, choć dla mnie niecodzienny. Ciekawe, że w Polsce, gdzie do roku 1956 było ich przecież sporo, takich strojów nie widziałem.
Wiele lat później w tej samej Antwerpii trafiliśmy w sobotnie późne popołudnie na ulicę Długą. Chasydzi po szabasie mieli jeszcze na sobie modlitewne szale i, czego jeszcze nie miałem okazji widywać, słynne lisie czapy. Wyglądało to bardzo malowniczo. Szkoda, że nie można było ich fotografować, czego nawet nie próbowałem.
Jeszcze później w Jerozolimie i Haifie. Ale to już zupełnie inna historia. Ale na pewnoi żadne z tych miejsc nie przypominało miasteczek galicyjskich. W żadnym tez nie zwróciłem uwagi na peruki pań. Pewnie jako mężczyzna, czyli osobbnik pozbawiony w tych sprawach spostrzegawczości, nawet ich nie zauważyłem.
Dziędobry na rubieży!
Jakoś tak jest, że nie wiem, czy to dobra pogoda, czy nie? Nie pada. Wczoraj lunęło porządnie i podlało ogródek. Słońca nam teraz trzeba!
Matka Urszula Ledóchowska pięknie mi zakwitła… jakby się kto pytał to biały klematis o wielkich kwiatach. Fotkę zrobię potem…
Kawa!
Nisiu, jako była (1-roczna) wychowanka Urszulanek, jestem pełna podziwu klematisowego.
Słońca! Słońca! Słońca! A tu leje, zimno, szaro i ponuro!
Nawiązując do letnich klimatów zrobiłam wczoraj ogromny gar leczo i gar jest już pusty. Gdzie zniknęła jego zawartość?
Stanisławie,
a propos spostrzegawczości męskiej i damskiej, to sądzę, że rozbieżności wynikają z różnic w funkcjonowaniu naszych organizmów 😎
Ten i następny obrazek 😉
nemo napisz jak Pan Lulek się czuje bo mi na pytania odpowiada wymijająco …
Alicjo dzięki za informację o aparacie …
Pyro – a więc będzie to klematis imienia Pyry. Ten ładniejszy, bo Matki Urszule mam dwie.
Nemo – GENIALNE!!!
Jolinku,
Pan Lulek zapewnia stale i wszystkich, że ma się znakomicie, poza tym świat ma funkcjonować tak, jak jemu pasuje, a nie na odwrót 😎 Chwilami musi walczyć z oporem materii, na razie jest górą 😉
Czy mogłabyś podać mi swój adres internetowy? Jak zwykle pod
kapitan.nemo@op.pl
nemo napisałam do Ciebie …
Nemo, rewelacyjne !!! 😆 😆 😆 Wręcz następne cudeńko.
Pozwolisz sobie skopiować, te dwa „obrazki” ? Chciałabym moim dzieciom pokazać.
Witajcie! Stęskniony za Wami i… nocą wróciłem zza koła polarnego czyli z permamentnego dnia. To męczące już po dwu dniach. Wszystko opiszę później.
Teraz obowiązek czyli wyniki quizu. Prawidłowe odpowiedzi to:
1 Curnonsky był Francuzem;
2 Gotował cesarzowi Aleksandrowi i Talleyrandowi Marie-Antoine Carem;
3 Kucharzem i przyjacielem Potockich w Krzeszowicach był Antoni Teslar.
Gratulacje! Nagroda wysłana. To książka dr Łukasza Łuczaja „Dzikie rośliny jadalne w Polsce”. Interesująca i skłaniająca do poszukiwań na łąkach oraz eksperymentów. Powodzenia (i ostrożności!).
ale kto wygrał?
witaj Piotrze .. 🙂 …
Witam z Żabiego przysiółka na rubieży. Od wieczora do północy lało jak z cebra, ale deszcz był w miarę ciepły, więc kwiatki się ucieszyły. I może jeszcze żaby, i na tym by staneło. Miałam jechać po belki do tartaku, ale dziecko (drugie z pierwszego małżeństwa) zadzwoniło, ze musi do lekarza po zwolnienie (tak bedę je wozić do listopada?). Nastawiłam sobie budzik (od kolegów mojego pierwszego dziecka z pierwszego małżeństwa w ramach podzieki za gościne dostałam budzik, który nie dzwoni tylko żabio rechocze), żeby nie przegapic godziny wyjazdu, ale w końcu za mnie pojechała Sylwia. Sobie zrobi zakupy, a dla mnie kupi paczuszkę wkrętów do drewna, bo wszystkie jakie miałam stosownej długości do produkcji, powyżej opisywanych, skrzynek (bez dna) wczoraj zużyłam. Jak zrobię kolejną skrzynkę, to będe musiała nabyć kwiatek do niej. Sylwia mnie namawia, żebym zrobiła jeszcze tych skrzynek z dziesięć, bo według niej łatwiej zrobić skrzynkę niż znalerźć wygniły pieniek. Zdaje się, ze ma rację. Niby takie pieńki się widuje, ale jakoś są już zajęte. Przez dwa lata zdobyłam raptem trzy takie – używam je jako doniczki i punkty graniczne na czworoboku. Tłumaczę: czworobok to jest prostokątny plac o wymiarach 20 x 60 metrów (dla kucyków 2/3 długości), na którym konie (dyscyplina: ujeżdżenie) poruszają się w sposób zaplanowany 🙂 . Żeby było wiadomo gdzie i jak, i skąd dokąd, jest na nim oznaczonych literami 15 punktów, na bokach są tabliczki a literki po środku są wirtualne. Wymyśliłam sobie, ze tak będzie ładnie i rustykalnie jak te litery przyczepię do pełniących jednocześnie rolę doniczek dość masywnych pniaków, tylko pniaków mi brak!
Jak zrobię skrzynki, to powsadzam w nie kwiatki możliwie jaskrawe i niesmaczne dla koni, dotąd to były czerwone pelargonie, ale tegoroczne już jakiś źrebak nadgryzł. Czy jest jakiś repelent dla koni?
Z tymi kwiatkami i skrzynkami to zapewne będzie jak z tym staruszkiem, który miał zwyczaj w południe zachodzić do cukierenki na rynku, zjadał ciasteczko i popijaj je herbatą. Pewnego dnia kelner niosący ciastko i herbatę, potknął się i ją wylał. Postawił ciastko przed staruszkiem, przeprosił i wrócił po herbatę. Jednak nim ją przyniósł staruszek już zjadł ciastko. poszedł więc po następne, tak żeby staruszek miał swoje ciastko z herbatą, jak zwykle. Niestety staruszek już zdążył wypić herbatę, więc kelner poszedł po następną, lecz gdy ją przyniósł ciasteczko już było zjedzone. Zawrócił po kolejne ciasteczko…. Przy pięćdziesiątym ciasteczku i kolejnej herbacie zaczeli się gromadzić gapie, przy setnym przyjechała lokalna telewizja, a przy stopiędziesiątym staruszek już tak się rozbestwił, że trzeba go było odstrzelić!
Zapewne mnie też to czeka 😀
Dzięki Jolinku za uwagę. To wpływ białych nocy. Wygrał OCZYWIŚCIE Stanisław. Jeszcze raz gratulacje i przepraszam za dodatkowe emocje!
czepnę się – pytanie brzmiało: czy był naszym rodakiem, a nie jakiej był narodowości
Gospodarzu- zastawa bardzo ładna-uwielbiam targi staroci a udziec wyglada smakowicie!!
Placek- Niebieski Pociąg faktycznie pieny- lubie putta i barokowości czasami. Pieknie piszesz o wszystkim.
Jolinku- zajrze na linki jak będe na jakimś stałym łączu- dziękuję.
Cichal- za rock end rollem nie przepadam- za leniwa jestem- Ojciec mi opowiadał jak tańczył z Mamą i te halki, pierzaste kiecki… Nie lubie cieżkiego metalu i hip-hopu, disco-polo i bezsensownego strojenia instrumentów. Jazz sam przyszedł z młodzieńczą milością i został. W jazzowym zakręceniu wypadłam na jakis czas z muzyki mi współczesnej ale nadrobiłam zaległości w ostatnich latach. Też dużo wspaniałych utworów.. Z równą przyjemnością słucham rozrywkowej z nutką jazzu i klasyki. Lubię też etniczną.
Wpisalam do wczoraj a tu już nowy wątek więc jeszcze z uzupełnieniami.
Nowy- świetne zdjecia.Brooklin jest ciekawy- szkoda tylko,ze taki brudny… Tu widac jak ludzi ciagnie do korzeni – z jednej stony wyjeżdżają z rodzinnych okolic a z drugiej nie potrafią żyć w innym srodowisku i szukają tego co opuścili.
Część moich przyjaciół, którzy wyjechali – mając odpowiednie wykształcenie i stosowne predyspozycje psychiczne, a zatem wysokie dochody rozsypało się po świecie i wtopiło się w międzynarodowe kolaże. Odwiedzaja stare kąty ale bez żalu wracają do swych nowych domów. Pozostali z braku języka (czytaj lenistwa) i siły przebicia mają pracę, która często nie daje widoków na podróże czy nawet na pójścia z kimś do kawiarni na dobra kawę, zmuszeni są do obracania się tym samym zakletym kole.
Tradycja i religia wiąże w grupie bardzo silnie i daje poczucie bezpieczeństwa.
Wystarczy zajrzeć do Gafield gdzie mówi się po polsku. Ludzie sami tworzą grupy etniczne – jak ta żydowska- tak dla nas ciekawe bo zwarte i inne. Wystarczy zobaczyc paradę na Fifth Avenue lub przejsc z Lower do Harlemu. Manhattan gdzie uslyszec można pono ponad 90 jezyków jest dla mnie taką swoistą wieżą Babel.
Lubię zwiedzać i poznawać nowe miejsca ale cieszę się, że mogę robić to kiedy chce i gdzie chcę. I lubię być w moim kraju- u siebie – nawet jak nie wszystko mi się podoba.
Alicjo- Jerzor Cie kocha i chciałby żebyś wyglądała pięknie. Ciesz się, ze nie mówi Ci dokladnie w co się masz ubrać- i nie wymusza na Tobie chodzenia w ciuchach, które mu się wydają lepsze od tych, które masz. Np. nie czepia się długości nogawek czy głębokosci dekoltu.
Jest Ci swietnie w jeansach ale i w mini. Lepiej ze zdecydowanym dekoldem czy łódka pod szyją niz mocno zabudowanym wykończeniu- i z grzywką i podpiętymi włosami do góry lub krotszymi jak na zdjęciu z Twojej strony. Wydłuża to szyje i całą sylwetkę. Sportowo- miejski styl pasuje Ci jak najbardziej i widac tez w tym duszę artystki.
Jeśli masz w konstrukcji dachu drewno sprawdźcie czy nie ma grzyba! Może siedzieć i pojdzie również w ocieplenie!
Tatara też lubie- nie przejmuj się- Jerzor to napewno powiedział z troski o Ciebie.
Witam wszystkich, ze szczególnym uwzglednieniem tych co to na blogowe łono powrócili 😆
Doczytałam, sprawozdawać będę po odrobieniu kolejnego zestawu obowiązków.
Alicjo,
zmiłuj się, ja Ciebie, moją ulubioną Blogowiczkę, po nocach straszę? 😯
A swoją drogą, to myślałam od rana o tym żeby opracować i ogłosić Manifest Wakacyjny 💡 💡 💡
Miałby on na celu ustrzec przed takimi snami o nieproszonych gościach. Ośmielić zaproszonych. Zbiór informacji pozwalających bezpiecznie poruszać się po wakacyjnych i weekendowych szlakach bez wpędzania w nerwicę tych co w domu, poczucie winy i niepewność tych co na szlaku ❗
Dzisiaj ostatni dzień maja. jaki był, taki był, ale można za niego wychylić toast 😉
Dzisiejszy dzień jest też DNIEM BEZ PAPIEROSA 😎
Ktoś pisał o otrębach:
1 łyżka stołowa otręb pszennych
2 łyżki otręb owsianych
1 jajko lub samo białko
1 łyżka białego chudego serka
wymieszac
usmażyć na kropli oliwy roztartej na patelni.
Nie zjadać więcej niż 1 szt dziennie zamiast 1 z 5 posiłków.
Jotka bez papierosa ale z kielichem od 12:19! A pamiętacie jak w PRL-u
wolno było od 13.00 !.
Na mecie można było kupić wszystko ( mowa o papierosach i alkoholu) i o każdej porze. Drzwi mety otwierały się na umówione hasło, stawki na towar były ustalone i jakoś sobie wszyscy radzili.
Zawsze mi te kartki – ku uciesze przyjaciół – zostawały!http://www.youtube.com/watch?v=T8K7DXFpeNY
http://www.youtube.com/watch?v=0hX1WMzZLzw&NR=1
http://www.youtube.com/watch?v=Kr24WtWpxHU&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=Q1uwuqTJotU&feature=related
Otrąb owsianych zdatnych do jedzenia przez ludzi nie bardzo umiem sobie wyobrazić. Sam ziarniak owsa jest miekki i właściwie bez wyraźnej okrywy jak żyto, czy pszenica. Te otręby owsiane jakie są do karmienia zwierząt to własciwie łuska i trochę rozdrobninego na mąkę ziarna.
Muszę kupić i zobaczyć.
A może odchudzająco by podziałały otręby jęczmienne, hi, hi, tyle w nich włókna 🙂
Apaw droga, w USA też alkohol sprzedają w określonych godzinach, nie ma się co śmiac z PRLu
Żabo te otręby owsiane do jedzenia to wyglądają jak grubo zmielone płatki i są spreparowane chyba bo miękkie są … 🙂
Stara Żabo – otręby są zupełnie znośne- np posypuję biały ser. Może to nie zachwyca szlachetnością smaku ale też sie nie przeciwia.
Z PRL-u się nie śmieję- to moje dzieciństwo, 3/5 życia i wspominam z rozrzewnieniem- a, ze byliśmy traktowani czasami jak idioci ….. taki był czas i dobrze, ze minął. Doceniam też elementy dobre. Pamiętacie kolonie? Za grosze- kogo dzisiaj stać na wysyłanie dzieci na 2 miesiące? Ilu ludzi z kurnych chałup poszło do nowoczesnych mieszkań (myślę o porzadnym budownictwie a nie klitkach z wielkiej płyty). Dużo by tu pisać – wyścigu szczurów od przedszkola nie było…itd.
Nie chodzi o to czy są znośnie, ja jem płatki na surowo i bardzo je lubię, tylko zastanawiam sie na d technologią produkcji otrąb. Juz sobie poczytałam o składzie chemicznym i tej diecie Dukana. Jako zootechnika mnie to trochę bawi
Żabo- nie wiem co będzie dalej ale się trzymam dzielnie- od czwartku- czyli w 5 dniu mam ustabilizowane 2,3 kg mniej.nie ma już skoków na wadze, czuję się świetnie. przeszło mi zmęczenie i wiazanie butów ni eodstrasza. Na ciastka, które normalnie pochłonęłabym w biegu popatrzyłam bez zainteresowania.
Piję więcej i jest super.
Sprawozdaję starannie i sumiennie :
w piątek wieczorem udało się nam spędzić spokojny,romantyczny
wieczór we włościach około wyszkowskich.Sielanka nie trwała długo.
W sobotę Osobisty od rannego świtu zaczął realizowaś swój plan dnia,
w którym byłam przewidziana jako pomoc do cięcia różnych starych
desek, spróchniałych pólek oraz innych rozsypujących się szaf.
Te wszystkie rupiecie zostały pocięte na zgrabne szczapy przewidziane
do kominka. Świeżo zakupiona piła zdała egzamin na 5+.
Ja w roli pomocnika drwala też wcale nie wypadłam najgorzej.
W niedzielę odpalony został nowo zakupiony gril,odkrokowane
zostało chilijskie czerwone i wznieślismy parę stosownych toastów
w sympatycznym gronie naszych przyjaciół.Przy deserach lunęła
porządna ulewa.Daliśmy odpór przenosząc się w pobliże kominka.
W kominku jest czym palić- patrz wyjaśnienia powyżej.
Dzisiaj o 5 rano ruszyliśmy w kierunku Warszawy.O tej porze
udało się uniknąć korków po-weekendowych oraz poniedziałkowo-
porannych. Piję trzecią kawę i na razie trwam na posterunku.
Ciekawe jak długo ?
PS.Jotko-kwiaty posadzone.Wielkopolskie byliny pięknie prezentują
się na mazowieckich włościach.Dzięki raz jeszcze 🙂
Muszę jeszcze nadrobić zaległości i pcozytać wstecz.
A propos PRL-u :
Lata 70-te.
Przychodzi facet do sklepu z samochodami i pyta, czy może kupić
Skodę 105
– Tak, proszę bardzo, czerwona. Proszę wpłacić pieniądze, odbiór
za 10-lat.
– No dobrze – mówi szczęśliwy klient – ale za 10 lat rano czy po południ ?
– Panie! Coś pan, będziesz pan czekał 10 lat i nie jest panu obojętne, czy rano czy po południu?
– Nie, dla mnie to ważne. Więc kiedy mogę odebrać tę Skodę rano
czy po południu?
– Panie! Przyjdź pan rano !
– Rano nie mogę, będą zakładać mi telefon.
Danuśka- piekne….
Telefon faktycznie założyli mi po 10 latach! Za to teraz – na wiosce nie ma pary i czekałam od złożenia papierów 5 lat „bo nie ma miejsca na parę” na słupie ale zrezygnowałam. Komórka wystarcza- tyle, ze z netem kłopot.
Zgago,
kopiuj sobie, co chcesz 🙂
Stanisławie,
gratulacje!
Jolinku,
odpowiedziałam.
Opowiem Wam teraz o naszej jeździe polską autostradą pierwszy raz w życiu, 11 dni temu. W okolicach Gliwic wjechaliśmy na to cudo polskiego budownictwa drogowego i niebawem dotarliśmy do kasy pobierającej myto. Po uiszczeniu opłaty, otrzymaniu biletu i przeliczeniu reszty, do czego zobowiązał nas napis wyświetlony na monitorze ruszyliśmy w dalszą drogę. Wkrótce, w okolicach Krakowa zatrzymał nas kolejny szlaban i kolejna kasa. Podjechawszy bliżej pokazaliśmy pani w okienku nasz dowód uiszczenia opłaty, a ona, że jeszcze raz mamy zapłacić. Jeszcze raz? 😯 Okazało się, że to pierwsze to tylko zaliczka albo pierwsza rata czy co… 🙄
i jeszcze…. komuś w PRL- ukradli Syrenkę. Całe życie na to pracowałem….To po cos se Pan takie drogie drogie auto kupił?
Własciciel nowego samochodu,wracająć z pracy w Niemczech uległ wypadkowi. Leży w rowie .
Podchodzi do niego człowiek.
Poszkodowany mówi do siebie w szoku: tela lot żech robił, nowy mercedes, piernika, telo lot żech robił….tela lot, nowy mercedes….
Człowiek pochla się nad nim i woła- chopie, ale ci rynka utargało!!!!
Jernika – przeklina mercedesiarz- nowy złoty zygarek! Złoty zygarek! tela lot żech robił….
nemo bardzo dziękuję .. też odpisałam .. 🙂
Nemo- opłata jest podzielona na pół ponieważ po drodze jest wyjazd/zjazd do Chrzanowa i jadący połowe drogi płaca tylko na jednej bramce.
Swoją drogą cena – jak na długośc trasy i ciągłe wyłaczenia pasów jest zbójecko wysoka
Witam,
czy ktoś z was konsumował świnki wietnamskie ? Wczoraj u nas była bardzo przyjemna pogoda,więc po obiedzie spacerowaliśmy po okolicy, ale na spacerze się nie zakończyło, bo sąsiedzi w naprzeciwka zaprosili nas do swojego ogrodu. Seniorka rodu świętowała przesunięty Dzień Matki. Były bardzo dobre ciasta , a atmosfera jeszcze lepsza. I rozmowa zeszła właśnie na te świnki. Synowa starszych państwa zamówiła u jakiejś swojej znajomej kilka takich świnek, gotowych już do pieczenia. Ktoś hoduje te zwierzęta i sprzedaje je. Nawet o tym nie wiedziałam. Takie świnki ważą kilka kilogramów. Zamawiająca prosiła, aby tuszki były bez głów. Odebrała zamówienie, każda świnka zapakowana w odzielną papierową torbę i zawiozła to swojej mamie w celu upieczenia, nie zaglądając już do tych toreb. Mama widząc te świnki przeżyła spory szok. Widocznie jest bardzo wrażliwa, ale miała bardzo niemiłe skojarzenia. Zdołała się przemóc i upiekła tylko jedną. Rodzina musiała uspokajać ją. Pozostałe świnki zostały wyrzucone. Ale pani, która mi to opowiadała, mówiła, że mięso było bardzo delikatne i smaczne. No cóż, zjeść można wiele potraw, ale przygotować je nie każdy jest w stanie.
Dlatego ciekawa jestem, czy ktoś piekł albo tylko jadł świnkę wietnamską.
Witam serdecznie panie Piotrze. Obrazanie Syrenki z trudem, ale znioslem. Zniewazenie Janosika odbije sie na moim zdrowiu.
Sam, Norweg i Bialy Niedzwiedz wchodza do baru…Nie umiem opowiadac kawalow:)
z internetu – savoir vivre – J. Kamyczek z rozsądnym komentarzem :
?Czy wolno przyjść do restauracji z własną szynką, przysiąść się do obcych ludzi, zamówić bułki i zrobić sobie kanapki, a potem wyjąć z torby owoce i je skonsumować??
„Oczywiście przysiąść się do obcych ludzi wolno, bo przecież w restauracjach przeważnie nie ma wolnych miejsc. Kanapek z własną szynką nie należy jeść w kawiarniach. Własne owoce można zjeść wszędzie”.
„A propos kanapek. Jesteśmy dziś przyzwyczajeni do jedzenia ich na śniadania i kolacje. Kroimy chleb, smarujemy kromkę masłem, nakładamy plasterek wędliny lub sera, bierzemy kanapkę w rękę i odgryzamy kawałek po kawałku. Wszystkie te czynności są całkowicie niezgodne z zasadami savoir vivre`u. Nikt tak na całym świecie nie robi. Nikt tak nie postąpiłby w okresie międzywojennym. To PRL wymusił na nas takie zachowania i utrwalił je przez dziesiątki lat w świadomości społecznej. Takie postępowanie brało się stąd, że wszystkiego wtedy brakowało, a jak coś było to brakło pieniędzy. Przede wszystkim brakowało wędlin, ale i masła. W małych mieszkaniach nie było też często miejsca, żeby cała rodzina mogła usiąść przy stole. Nie było tyle talerzy, talerzyków i sztućców. Nie było na nie miejsca na ławie.”
Takie świnki są bardzo przyjacielskie- znajomi mają- to trochę jakby zjesc psa albo ulubionego króliczka.
Placek- kto by śmiał obrazac Syrenke- jeżdziłam- nawet na Mazury – z dwoma noclegami po drodze. Z pierzyną przyjaciół i ich psem na kolanach.
Jesli ktos napisze ze ta szynka byla zrobiona z przyjaciela Kubusia Puchatka, serce mi peknie.
Pierzyny tez bym do ust nie wzial. Ciekawe co jest przysmakiem roku za kolem polarnym.
Placek- z Kubusia Puchatka nie ale z Prosiaczka może 😉
Krystyno – świnki wietnamskie są mniejsze, ale to nie prosięta malutkie, Żaba Ci napisze ile dorosła waży – ten smalec na Zjeździe Eska zrobiła z wietnamki, czy jakiegoś mieszańca z wietnamką. Na moje oko będą miały z 35 – 40 kg
http://www.odyssei.com/pl/cuisines/norwegia.php
…ktory byl przyjacielem KP 🙂
Apaw – Dziekuje za usmiech.
Placek- masz rację, nie doczytałam- sorki 😉
Gotuje się gar sosu do makaronu (wstyd powiedzieć spaghetti). Sos jest bowiem gotowany metodą tego Cygana, co to gotował zupę na gwoździu – czyli tego, co było w lodówce. Po zasmażeniu 0,5 kg mielonej łopatki wieprzowej, dołożyłam, 2 posiekane ząbki czosnku, jedną dużą cebulę, 0,5 paczki mrożonej włoszczyzny, 2 łyżki kostek z chudego, wędzonego boczku, 3-4 łyżki kiełbasy wędzonej, która wyschła na wiór i teraz ją tarłam na tarce, puszkę pomidorów, dyżurne, pokruszony mały laurowy listek, oregano, bazylię, majeranek i teraz się to dusi. Nawet smaczne przy próbowaniu. Za chwilę nastawię wodę na makaron. I taki obiad przewidziano na dzień dzisiejszy.
Przez las pędzi wielki kosmaty dzik, spocony, zmierzwiony i cuchnący. Dopada drzwi domu stojącego nieopodal i gwałtownie naciska dzwonek. Otwiera mu młody człowiek.
– Czy zastałem Kubusia Puchatka? – wysapuje zdyszany odyniec.
– Nie, wróci dopiero wieczorem. Czy coś przekazać?
– Proszę mu powiedzieć, że Prosiaczek wrócił z wojska!
Swinie wietnamskie czystej rasy mogą osiągnąć wagę do 60 kg.
Nemo – to niezupelnie prawda. Bralem juz prysznic, ogolilem sie.
A to, ze od zapachu sosu z gwozdzia slina z ryja cieknie to juz nie moja wina.
Spokojnego dnia.
Witam, pada i zimno, latam i zalatwiam.
Dagny przeszla na nastepny etap dorastania dostala klamre na zeby.
Hlip, hlip my tez jestesmy pozbawieni prezydenta przez nastepne 90 dni…
O wietnamskich świnkach słyszę po raz pierwszy. Pamiętam za to chińskie. Schabowym nic nie pomagało. Tawarde jak podeszwa. Inne mięsko podobnie. Dopiero długotrwała obróbka cieplna pozwalała spożywać danie bez obawy utraty zębów.
W czasach tzw kartkowych, w sklepie mięsnym na ulicy Tamka, po słusznym odstaniu w tasiemcowej kolejce, wreszcie znalazłam się przy ladzie. Na plastikowej tacy leżały dorodne kawały schabu. Pięknie się prezentowały – takie fioletowo-różowo-zielonkawe pasma na każdym . Nie muszę chyba dodawać, że ani na hakach, ani też w ladzie chłodzącej nic nie było. Na pytanie: „Czemu to mięso takie tęczowe?” słusznej postawy sklepowa, odziana w brudny kitel (gdzie niegdzie prześwitywała biel) lecz z obowiązkowo czerwonymi paznokciami i migającym złotem na co drugim palcu, zmierzyła mnie od stóp do pasa* i rzekła: „Bierze?”.
„Nie bierze!” powiedziałam ze złością i wyszłam ze sklepu. Ludzie! Stałam prawie 2 godziny!
*dociśnięta do lady napierającą masą, widoczna byłam dla królowej zza lady jedynie do tej części ciała
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
UWAGA – proszę nie czytać podczas konsumpcji czegokolwiek!!!
Oto cytat komentarza – strona fotografii czarno-białej. Komentarz odnośnie aktów (studio i plener)
„muj brat oglonda zdjencia kobiet ale jak ja i anusiak paczyliśmy na … na okronglo taki nudny to zazneliśmy”
E.
errata
gdzieniegdzie
E.
Witaj Zwierzaczku chodzący do góry nogami. Coś Ciebie przymało przy stole. Ortografia mnie nie dziwi od czasu podpisu pod fotosem „Czerwony iaszczomp” (Staś, 4-5 klasa)
Na weekend, który minął planowaliśmy: wyjście do kina, oddanie do oprawy obrazków przywiezionych jesienią z Chin, zadbanie o kwiaty w domu, kupno kwiatów do donic na zewnątrz domu, koszenie trawnika, czytanie, pogaduszki z sąsiadami przy małym co nie co.
Kiedy Żaba opisała swoje wędrówki: na zachód, na północ … i tak dalej, obudziła się we mnie, nieco uśpiona przez brzydką pogodę, żyłka włóczęgowska. Zamieszczone przez nią zdjęcie szparagów, nadało kierunek rozbudzonej potrzebie.
Zapakowaliśmy co trzeba i nie trzeba do samochodu. Telefon do pani dochodzącej, że wyjeżdzamy i bydlątkom potrzebna opieka. I już nas nie ma.
Jechaliśmy niespiesznie krętymi drogami Pojezierza Drawskiego zachwycając się piękną majową zielenią w wielu odcieniach. Łąkami pełnymi różnokolorowych kwiatów. Jezaiorami i stawami, lasami i polami kwitnącego rzepaku. Radością witalśsmy każdego bociana, czy to w gnieździe czy na łące. Podziwialiśmy grę świateł, zmienne kształty chmur, szaleństwo bzów i monumentalnych kasztanów. Cieszyły nas stada krów na łąkach. Patrzyliśmy z uznaniem na wsie, które wolno, bo wolno, ale jednak pieknieją.
Nigdzie nam się nie spieszyło. Liczyliśmy się z tym, że możemy pocałować klamkę Żabinych włości i plątać się dalej po okolicy.
Żaby nie było, przyjęła nas panienka Sylwia wyrażając gotowość poczęstowania kawą. Przycupnęliśmy na drewnianych ławach, wyjęliśmy termos ze specjalną Włodkową kawą – a co ma się marnować – i popijając niespiesznie kawę z korzeniami, paśliśmy oczy, serca i dusze widokiem rozległych przestrzeni, wolno chodzących stad koni, zaprzyjaźniając się równocześnie z psami.
Nam było dobrze a Żaba była zaskoczona. Powiedziała, że jestem taka sam, jak Nisia, co przyjęłam za komplement i poczułam się jeszcze lepiej. Żaba napiła się własnej kawy z czegoś, co być może robi za poidło dla źrebaków, sądząc po rozmiarach.
Potem przyjechał pan kowal, bardzo miły pan Łukasz i zaczęły się rozhawory o sztuce, o historii i dyplomacji i jakże miłej memu sercu Norwegii. Zobaczyliśmy jak pan Łukasz robi koniom manicure, obejrzeliśmy włości, pogadali o biznesach nie tylko końskich, tradycji rzemiosła, plusach i minusach Unii Europejskiej.
I tak gwarzylismy niezobowiąqzujaco, ale ciekawie. Po paru godzinach Żaba powiedziała panience Sylwii, że koniom trzeba dać jeść. Pozwoliło mi to niewinnie i apropos nadmienić, że je również jestem głodna.
Pan kowal udał się do domu, panienka Sylwia do koni a my w trójkę do kuchni, w której to kuchni Żaba nadmieniła, że gość nie w porę gorszy od Tatarzyna. Jako znana erudytka, dodałam kilka sobie znanych porzekadeł z tego zakresu. Jako osoba wrażliwa i dobrze wychowana zapytałam Żabę czy powinnam się czuć winna z powodu najazdu. Usłyszałam, że nie powinnam, wyrażone w poetyce mniej salonowej, bardziej ułańskiej. Moje sumienie uspokoiło się całkowicie. Umościwszy się wygodnie w kuchni, przyglądaliśmy się z całym spokojem jak Żaba, nie dopuszczając nas do pomocy, przygotowuje wspaniały, pracochłonny obiad. Szanując Żabine obyczaje, do żadnej roboty nie rwaliśmy się. Trzeba pozwolić ludziom być sobą we własnym domu.
Obiad był wspaniały. Pięciogwaiazdkowy.
Na nocleg udaliśmy się do Toporzyka. Dostaliśmy pokój z zadatkiem na taras. Przez okno tarasowe niemal wchodziły nam do pokoju kwitnace jabłonie i inne cuda natury. Spało nam się fantastycznie.
Śniadanie zaordynowane na ósmą, podane w dobrze urządzonej stylowej, rustykalnej jadalni było znakomite. Podał nam je pan, który administruje ośrodkiem na czas nieobecności właściciela. Oczywiście przy dobrym jedzeniu godzi sie porozmawiać. Pan opowiadał bardzo ciekawe rzeczy. Między innymi o sierpniowych zlotach, organizowanych przez miłośników militarii, w Bornem Sulimowie. Postanowiliśmy wobec tego wracac do domu przez Borne Sulimowo i okolice. Po śniadaniu, w towarzystwie wielkiego psa Nikodema, poszliśmy na spacer nad stawy.
Poczem udaliśmy się do Żaby z zamiarem odbycia niezobowiązujących pogaduszek i udania się na ciąg dalszy włóczęgi.
U Żaby czekał na nas jeszcze ciepły, pyszny placek, na który to placek Włodek rzucił się bez godności za to z gołymi rencami. Łamał go, jadł i kruszył ku uciesze Żabinych psów. Mnie to nie robiło, bo juz jakiś czas temu odkryłam, że facet jest dorosły i sam odpowiada za siebie.
U Żaby czekała też na nas wiadomość, że Nisia o nas pytała.
Z wdziękiem rozstaliśmy się z myślą o Bornym Sulimowie i postanowiliśmy sie udać w kierunku Nisi. Nie mieliśmy jej adresu a komórka gadała z nami za pośrednictwem automatu.
Żaba zapakowała ciepły placek, pozostałe tony szparagów. Otworzyła spiżarnie i zapytała: co chcesz? odpowiedziałam: wszystko. Żaba oświadczyła: to lubię i napakowała cały karton dóbr wszelkich. Odlała, rencami Włodka, trochę gruszkówki Pana Lulkowej a na koniec goniła jeszcze za nami do bramy z jakąś niesłychanej dobroci kiełbasą.
Wyściskaliśmy się gorąco i w drogę.
W tym czasie na blogu pomagano nam nawiązac kontakt z Nisią. Od czego potem Alicja miała złe sny ze mną w roli głównej.
Kiedy mieliśmy podjąć decyzję: kierunek dom czy kierunek Nisia, łączność z Nisią została nawiązana. Adres podany, GPS kotem nakarmiony. Radość obopulna była tak wielka, że z tego wszystkiego zapomniałam się zachować asertywnie i poprosić o grila. Na szczęście Nisia sama wpadła na ten pomysł.
Spędzilismy kilka przeuroczych godzin w ogrodzie Nisi. Jej mały domek to absolutne mistrzostwo świata w funkcjonalnym i estetycznym wykorzystaniu przestrzeni. Zaprzyjaźnilismy się z kolejnymi dwoma psami. Następne półtorej godziny zeszło nam na pożegnaniu, które polegało na wspólnym słuchaniu „jeszcze tego utworu” i kopiowaniu dla nas płyt. „Jeszcze jednego” kolejnego kawałka postanowiliśmy wysłuchać jednak podczas następnej wizyty.
Pomachaliśmy Nisi na dowidzenia. Mając na zmianę deszcz, słońce, opary mgły unoszące sie lekko nad łąkami i pomiędzy drzewami – projekt gorliwego, romantycznego scenarzysty – w niecałe trzy godziny byliśmy w domu. Sunia się ucieszyła a Sokrates nie chciał się przywitać i nie przyszedł tej nocy do mojego łóżka. Musiał mi wystarczyć sam Włodek.
Radość z włóczęgi wielka a serce tak napasione dobrem wszelkim, że gdyby stanął mi na drodze któryś z „ulubionych” polityków, okazałabym mu łaskawość na miarę Stalina („a przecież mógł ubić”).
Maksyma: co masz zrobić dziś zrób jutro kolejny raz okazała się nadzwyczaj słuszna 🙄 🙄 🙄
Jotko – Żaba mówi c.d. porzekadła „trzeciego dnia może zjawić się ktoś, kto to zrobi za ciebie”
Apaw i Placek. Przyjacielem Kubusia Puchatka był Krzysiu! Smacznego:))
Jejku jej! Kogo to też Pyra wychowała (a jutro Dzień Dziecka). Przyszedł synuś. Oświadczył stanowczo, że on zje tak, jak lubi. Efekt – sos łyżką z kromką chleba. Makaron powiedział, że zje z cukrem i cynamonem. Sobie potem odgrzeje. Skandal po prostu.
Się nie ma co śmiać z tymi świnkami. Już kiedyś pisałam… ale powtórzę, otóż moja młodsza siostra zaprzyjaźniła się z prosiaczkiem, nazwała go Pimpkiem.
Prosiaka, zazwyczaj jednego, Rodzice hodowali w wiadomym celu. Waga akuratna, w łeb i na przerób, żeby wystarczyło na cały rok. Tylko jedna Danka nie była tego świadoma, szczawik taki.
Przyszedł czas na Pimpka, nie pamiętam szczegółów, ale niestety, Pimpek już był zawieszony w stosownym pomieszczeniu za tylne nogi i sprawiany. Danka to podejrzała i jedzenie mięsa przeszło jej na wiele lat. Ale wróciło, wróciło!
No i ja wracam do zajęć.
Witaj Gospodarzu! Czekamy na relacje.
Jotko- piekana opowieść- już widzę Żabę jak serwuje 5* obiad i Nisię z płytami w ręce.
Cichal- zrozumiałam, ze Placek chce zjeść Kubusia Puchatka, rozmawialiśmy o świnkach więc Prosiaczek pasował bardziej.
Dalej wieczorem bo teraz praca.
inaczej – że Placek się boi , że ktos zechce
Sos z chlebem – popieram. Makaron z cukrem – tego specjału z dzieciństwa nie jadłam wieki całe. Cynamon zawsze był dla mnie bee.
Pyro – w wigilię Dnia Dziecka narzekać na pociechę? Pamiętasz powiedzenie – czy dziecko je ręką czy nogą nieważne, byleby jadło.
Skandal wtedy gdy grymasi na wszystko.
A do stołu zasiadam, zasiadam ino gębuli nie otwieram.
Dobranoc
E.
Dzieci grymaszą, gdy im się na to pozwala. Nie dawać jeść i już. Same przyjdą, sprawdzone 😎
Tutaj święto – Memorial Day, który Amerykanie zamienili na radosny dzień powitania lata. Pogoda dopisuje. Sam też zaraz gdzieś wybywam.
Podczytałem do tyłu. Dzięki za miły odzew Blogowiska na moje zdjęcia z Brooklynu.
Zgago, takich miejsc jest tutaj dużo, niekiedy całe miasteczka, np. w stanie New Jersey. Na północy stanu Nowy Jork jest też miasteczko Monticello – jakby dzisiejsza Anatewka.
Placku,
nie widzę związku pomiędzy Twoimi marzeniami, a moją wizytówką.
Apaw,
ja też wolałbym mieszkać w Kraju, ale nie zawsze się układa tak jakby się chciało, chociaż podobno każdy jest kowalem swego losu.
Alicjo,
obejrzałem Twoje wczorajsze zdjęcia. Rób ich jak najwięcej, przynajmniej nieobecni mają lepsze wyobrażenie jak tam mieliście miło.
Widziałem też, że Starbucks Coffee wdarło się do Polski (tutaj firma przeżywa trudności finansowe). To ma tyle samo wspólnego z kawiarnią, co McDonald z restauracją.
Wybywam.
Do później.
🙂
Nowy Alicja Ci napisała zaproszenie … przeczytałeś? … czy przeoczyłeś?
jotka super mieliście wyprawę …
Nowy a co sądzisz o naszej z Alicją propozycji wspólnych odwiedzin wyż.wym?
Nowy,
kiedyś wstąpiliśmy do Monticello… jakieś 20 lat temu. Zupełnie przypadkiem, i nic o tym mieście nie wiedzieliśmy. Inny świat! W tej chwili skojarzyło mi się z Lanckoroną (nie dlatego, że podobna do Monticello, nie!) – dlatego, że w obu tych miasteczkach czas jakby się zatrzymał i człapie sobie niespiesznie. Na pewno jest tysiące takich miejsc, ale nie zwracamy uwagi, bo na ogół to czas nas pogania.
Aha… i odnieś się do propozycji cichala!
Jolinku, Alicjo, cichal,
Ja coś naprawdę chyba przeoczyłem.
Przyznam się, że od jakiegoś czasu planuję bardzo krótki wypad na północ.
Cichal, napiszę do Ciebie maila.
Alicjo,
dzięki.
Wiecie, kto czyta naszego bloga? 😯 JK – himself lub jego sztab wyborczy, bo ledwie opublikowałam mój adres na łamach, a już dostałam maila „Porozmawiajmy o Polsce” 😯 W Burgenlandii przed niedzielnymi wyborami jacyś Austriacy w żółtych koszulkach partii ludowej wciskali nam ulotki i długopisy, mimo że jasno powiedzieliśmy, że nie możemy głosować 🙄
Wróciłam ze sklepiku. Na cześć Gospodarzy (coś mi się mętnie wydaje, ze Piotr pisał, że lubi???) nabyłam winko Valpolicella niejakiego pana Zardini, też Piotra zresztą. Ze swoich ulubionych kupiłam różowe, ale tym razem reńskie, nie z Anjou, a poza tym czerwoną (była też „złota”, oro, czyli biała) marsalę, bo jeszcze nigdy nie kosztowałam. Trzy nowe smaki.
Oraz kupę żarcia bardzo dobrego, bo odwiedziłam „Piotra i Pawła”. Wypakuję, zjem coś i doczytam.
Coś: wątróbka indycza z jabłkami i cebulką.
Nabyłam też nóżki od blondynki (tak powiedziała pani sprzedawczyni) i postanowiłam je zrobić z dodatkiem kurzęcych żołądków. Powinno być dobre!
Kto wie (może Apaw) jak jest po angielsku „antrykot i rozbratel”?
Nowy jestem też pod telefonem 914 316 0416
Ja to mówię tak: co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, będziesz mieć dwa dni wolne
Więć udaje się do robót stolarsko-ciesielskich…
i, co, nemo? nie będziesz rozmawiać? 😀
nemo to raczej mój operator Cię do bazy wpisał … 🙂
Trzeba by jakąś ochronę blogu przed zakusami polityków sobie zafundować. To my uciekliśmy od wszystkich wieców do stołu, a oni za nami? Non possumus!
Rozmawiałem z Cichalem.
Pierwszy raz rozmawiałem z kimś pierwszy raz w życiu tak, jakbyśmy się znali od wielu, wielu lat, tylko dawno nie widzieli. Bardzo miłe uczucie.
Alicjo
Jesteśmy z Nowym po słowie (telefonicznym) Kumulujemy siły do ataku na Kingston! Bar (u Ciebie) będzie wzięty! urrrrraaaaa
antrykot= rib, rib-eye, club, Scotch fillet, or Delmonico.
rozbratel = roastbeef
To dla Cichala 😉
Nemo, dziękuję za pozwolenie.
Jolinku, Tobie i innym polecam pocztę http://www.gmail.com jest na prawdę dobra, nie przepuszcza żadnych reklam a jeśli pojawi się jakiś mail, którego nie ma na liście kontaktów, to od razu ląduje w spamach. Mam tam konto od 2,5 lat i ani jedna reklama nie zawitała na moim koncie. Jeśli robiąc zakupy w internecie nie wpiszecie tego konta, to nie ma takiej możliwości.
Korzystam z niego tylko podając go rodzinie i przyjaciołom. Na zakupy mam inne konta na onecie lub o2, gdzie przychodzą do mnie reklamy i dziwne propozycje od firm, z którymi nigdy nie miałam nic wspólnego.
Ale się naklepałam. 😯
W domu czas na sniadanie.
http://wdfw.wa.gov/wildwatch/eaglecam/video_lw.html
Cichal, Nowy,
kumulujta się… nie takie ja ze szwagrem 😉
Na razie kumuluję się na przylot starego przyjaciela z Polski, wpadnie na chwilkę dosłownie, parę dni, potem dalej.
Lubię gości – i lubię w gości, co rusz gdzieś bywam i spijam miody, dzięki rodzinie, przyjaciołom, no i rozszerzyło się to znacznie dzięki środowisku blogowiska. U mnie kurna chata otwarta poza czasem, kiedy nas nie ma, i każdy, kto ma ochotę wpaść – jest witany.
Bar stosownie zaopatrzymy, żeby było co do wzięcia, a do jedzenia też coś się rzuci 🙂
Mnie również JK zaprosił do rozmowy o Polsce via onet 😯
Dziekuje Nemo. Tutaj rib to żeberka. Najlepsze baby rib. Przedwczoraj zięć robił na grilu na pożegnanie
Alina pisze:
2010-05-30 o godz. 18:56
Rzeczywiscie ‚Into the Wild’ nie jest filmem rozrywkowym.
Autobus, nazwany ‚Magic bus’ nadal znajduje sie w tym samym miejscu na zyczenie rodziny.
Jotko, sprawdziłam, na moim onecie też się pokazał – zgłosiłam jako spam. 🙁
A na gmailu spokój. 😀
Ten mały nachalnik pisze chyba do wszystkich!
Też dostałam.
👿
Usmazyłam wątróbki na tym sklarowanym maśle z Mlekowity, co to miałam napisać, jak się sprawdza, ale dopiero teraz go użyłam. Nie powaliło mnie. Robi swoje, ale co do zapachu – wolę usmażyć na czystym smalcu i dodać masła odrobinę pod koniec dla zapachu.
A w ogóle pan doktor mówi: nie smażyć.
Juści.
👿
Teraz odsmażam sklepowe leniwe na masełku irlandzkim – efekt jak najbardziej godny polecenia.
Kupiłam masło irlandzkie, duńskie i włoskie. Polskie mam. Zrobię ranking czy może casting…
Hej, masełka, zgłaszać się!
😆
Witajcie,
Nemo,
Wychodzi na to że przejechałaś blisko mnie (Chrzanów). Na temat pseudoautostrady A-4, ceny za przejazd i zbójów ze Stalexportu nie będę się wypowiadać. Powiem tylko że miejscowi korzystają głównie z dróg alternatywnych… Biorąc pod uwagę korki na autostradzie wcale nie wychodzi to wiele dłużej.
Alicjo,
Lanckorona niestety wygląda tak:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7910584,Katastrofalna_sytuacja_w_Lanckoronie__Grozne_osuwiska.html
…wiem, Ewo, już oglądałam 🙁
To rzut beretem od mojej siostry podkrakowskiej i jak u niej bywam, obowiazkowo do Lanckorony, połazić sobie…
Od pierwszego razu, jak zobaczyłam – i to nie tak dawno, z jakieś 20 lat temu – magia jakaś czy co…
http://www.youtube.com/watch?v=rWkBUu9d9ws
Najlepsze imieninowe zyczenia dla wnuczki Zuzanny! A co bylo na deser i czy jeszcze sie zmiescil?
Zakupy na Kole wspaniale, gratulacje dla pani Barbary. Ja zupelnie nie umiem sie targowac .
Jolinek (czy Jolinku?) – jestes mila D
mial byc usmiech 😀
Zachęceni opowieściami o rewelacyjnym smaku mięsa świnek wietnamek
zakupiliśmy te ,,przeurocze” zwierzątka.
Mięso jest rzeczywiście bardzo smaczne tylko pooootwornie tłuste!!i, Smalczyk ze słoninki i boczku to prawdziwy rarytas, wrześniowi zjazdowicze mogą potwierdzić.
Trzeba kupić tonę chudego mięsa z dzika i jelenia przrobić towarzystwo na kiełbasy i dać sobie z bractwem spokój.
Dorosłe wietnamki osiągają wagę do 60 kg.
Mięso młodych sztuk jest nie smaczne.
O nadzwyczaj ,,łagodnym ” charakterku i agresywności tych zwierzątek nawet nie wspomnę.
Jolinku, ja też uważam, że jesteś miła.
Alino – Ty również.
Poza tym, oczywiście, Żaba, Pyra, Zgaga, Danuśka, Krystyna, Echidna, Alicja i Wszystkie Pozostałe Damy – też miłe, a jakże.
No i Panowie: Cichal, Nowy, Placek i Kto Tam Jeszcze – sam mnód.
I Państwo Gospodarstwo – także samo do zjedzenia.
BO TO JEST PO PROSTU BLOG MIŁYCH LUDZI.
😆 😆 😆
Eska, gdzie Ty się ukrywasz? Kiedy Cię pokrają?
Poczułam duszną potrzebę podkreślenia faktu jak wyżej!
Nisiu – z pewną taką nieśmiałością zapytywywuję : czy te obiecane głosniczki to idą piechotą do Poznania? Jak nie idą, to trudno, przeżyję bez póki co.
toast że by nie padało i za Pana Lulka by wytrzymał do następnych gości … 🙂
ale miło się zrobiło dziewczyny … 😀
Nisiu, a zrobiłaś ranking chlebowy z zakupionych mieszanek?
Toast, żeby dalej było Tu tak miło!
Alicjo fajne zdjecia, czesc ludzi juz znam z widzenia a te az (nie mam lit eki obok e w tastatu ze, bo moj kompute obsiedli goscie) mialam okazje poznania via siec Kystyny. Fajne dziewczyny z Was moje Panie.
Panie Gospoda zu, 15 euo za fajans to udana cena. Jak Panstwo mocujecie Wasze tale ze na scianie, kiedys mialam „mieszczanskie” ale skuteczne umocowania z dutu niestety wybyly mi po zmianie mieszkania i nie wiem czym umocowac moje fajansy na scianie
A wiecie, ze Py a nie tylko mnie nie wyleczyla z moich dolegliwosci zoladkowych to jeszcze odchudzila o 2 centymet y
Pyro, przepraszam Cię nadzwyczajnie, ale te głośniczki, o których myślałam, okazały się nieżywe, niemniej już są inne i powinnaś dostać je w sobotę, bo ja przez chwilę będę w Poznaniu, w przelocie do Chodzieży (z Warszawy), to postaram się podrzucić. Jakby nie, to początek przyszłego tygodnia. I raz jeszcze strrrrrrrrasznie przeprrrrrraszam!
Zdrowie!!!
…i wracam do zajęć, a właściwie to lecę za róg, bo zabrakło mi marjanka oraz ziemniaków młodych (kto by chciał stare!). U mnie słońce i upał, chętnie bym się podzieliła, tylko jak?! Wymyślcie coś!
MałgosiuW, nie mogę zrobić rankingu chlebków, bo za rzadko piekę. Zanim upiekę kolejny, już zapominam, jak smakował poprzedni… skleroza jakaś… Na pewno „wiejski” jest pyszny. „Szkarłat” również. W zasadzie wszystkie one smaczne są.
eee1 – kod mówi Alicjo, że przecież wiesz jak nam podesłać słońce i ciepło – dmuchaj, dmuchaj w naszą stronę Cichal dmuchał i mieliśmy. 😀
Usiłuję też zrobić ranking podwędzanych pasztetówek, wątrobianek i leberek od „Piotra i Pawła” – i też zapominam… i też w zasadzie wszystkie dobre.
Robiłam ranking kaw i na pierwszym miejscu ex aequo wyszły mi różne włoskie Lavazze, zwłaszcza taka jedna, co się nazywa bodajże Grand Crema coś tam, coś tam. Brązowa paczka kilogramowa, ziarenka. Arabika. Kolumbijskie dla mnie zbyt mocne.
Zadzwoniło dziecko z informacją, że w radiu nagrywa Trelę. W słuchowisku. Jakoś mi się fajnie zrobiło, że dziecko nagrywa jednego z najbardziej ulubionych aktorów mamuni.
Fajnie jest mieć stare dziecko.
Świętowałyście, szanowne koleżanki, Międzynarodowy Dzień Bez Biustonosza?
Ja i owszem. Wszystkie okoliczne ptaszki uciekły 😯
cd.
Tylko po jajka nie mogę dziecka wysłać, bo mi daje odpór i mówi, że w tym studio to on od rana do nocy.
Niby prawda, ale zapomniałam kupić jajka!!!
Alicjo, jak się ma figurę, to się takie święta świętuje!
Ja mogę Dzień bez Papierosa.
Dzień Dziecka już mi nie wyjdzie, bo dziecko jak wiadomo, w studio od rana do nocy.
Święto Lasu zawsze zostaje…
Nowy- każdy decyduje o swoim losie i miejscu gdzie chce mieszkać. (Z wyłączeniem przypadków losowych- wypadek, klęska żywiołowa, zanik pamięci i podobne).
Nemo- ciekawe czy nasze maile też są podgladane … to sa uroki internetu…
A teraz zrobię sobie kawuni i przy perkociku zimnych nóżek, aktualnie gorących, a wręcz się gotujących, obejrzę pisemka ogrodnicze z obrazkami…
Zdrowie wszystkich, którzy świętują MDbB oraz DbP oraz Całej Reszty.
deseczki na skrzynki mnie wyszli, mogę się uspokoić. Impregnant też mnie wyszedł. Z prac recznych mogę jeszcze się wziąć za skręcanie drzwi, z wieszaniem gorzej, bo zawiasy w Polczynie też wyszli. Co robić, kiedy deszcz pada?
Pomyślę o tym jutro.
Apaw Bym świętował, bo pierwsze lubię a drugiego nie używam!
„Pano Monika to jest taka muzyka” Czechowicz
Czy ktoś ma niepotrzebne zatyczki do uszu? Maszyny warczą i wyją. Pies się denerwuje, przychodzą zaprzyjaźnieni i radzą, Mój Staś mówi bardzo głośno. W tej chwili mówi jednocześnie troje ludzi. Ten okres, jak wojnę – trzeba by podwójnie albo potrójnie liczyć do emerytury.
Pyro,
jedyny raz w życiu użyłam zatyczek do uszu (zakupionych w aptece na krakowskim Kazimierzu), bo w Krakowie nawet w dzień trudno wytrzymać, a co dopiero spać z oknami na ulicę Kościuszki 🙄 Ale nie wiem, gdzie teraz są 🙁
Karczowałam chaszcze w ogrodzie i jestem cała w bąblach od pokrzyw, bo piekły nawet przez rękawice i rękawy 👿 Porzeczki czerwone, choć jeszcze zielone, to już się uginają i łamią pod ciężarem owoców. Jest też dużo zielonych czereśni. Walczyłam też z powojem oplatającym co popadnie 🙄 Lubię jego kwiaty, ale jak oplącze i zmiesza maliny z jeżynami tak, że nic nie widać, to ja się z nim nie patyczkuję 😎
Na kolację delektowałam się czarnym austriackim chlebem z ziarenkami fenkułu, kolendry i kminku. Do tego gęsty austriacki kefir oraz zeschnięta na kość kiełbasa myśliwska, która towarzyszyła nam od Rybnika przez Bieszczady, Podhale, Dolny Sląsk, Czechy i Austrię i jakoś nie było kiedy jej zjeść… No i sałata z ogrodu.
Uwaga!! Uwaga!! Eska przysłała mi zdjęcia wietnamek i pieczeni z tychże. Puściłam przetartym szlakiem do Alicji, bo to najszybciej (Alicjo, miej pozór na pocztę 🙂 ), a jak nie, to pchnę moją picasą, ale ona jest wolna w takich wypadkach.
Po polskiej autostradzie jechało nam się znakomicie, chociaż nasz GPS co chwila kazał nam skręcać w prawo lub lewo, gdy zoczył jakąś polną dróżkę, bo odcinek do Tarnowa nie był mu znany 🙄 Daję słowo, że co i raz było widać ślady opon skręcających w stronę ścian osłaniających okolicę od hałasu autostrady… 😯 Cały „nadgoniony” na autostradzie czas odzyskaliśmy stojąc godzinę w korku przy zjeździe na Rzeszów, na końcu rozbudowanego odcinka …
Potem, gdzieś koło Jasła, udało nam się przewrócić autobus, który z tyłu naciskał, choć było ograniczenie do 50 kmh. Gdy niespodziewanie z jadącej naprzeciw kolumny samochodów jakiś niecierpliwy idiota wychynął na środek drogi i Osobisty szybkim manewrem kierownicy uniknął czołowego zderzenia, kierowca autobusu powtórzył nasz manewr, ale jechał już chyba zbyt szybko, by udało mu się utrzymać równowagę, więc widzieliśmy w lusterku, jak przewraca się do rowu, to było jak na zwolnionym filmie 😯 Koledzy jadący w jakiś czas po nas opowiadali o leżącym na prawym boku autobusie…
Właśnie przeczytałam, że Capella Cracoviensis przygotowała program pieśni Monteverdiego (dyr. Adamus) z solistami oraz Janem i Marią Peszek.
Przedstawienia koncertowe obęą się w znanym, krakowskim barze mlecznym (?)
Bar mleczny NIE. Ja tam jestem tradycjonalistka. W najbliższy piątek w Filharmonii Narodowej chór i orkiestra Teatru „Bolszoj” – dają koncertową wersję „Jolanty” Czajkowskiego. Obiecuję sobie mnogo, mnogo przyjemności!
A oto świnki wietnamki od Eski
http://picasaweb.google.com/zabieblota/SwinkiWietnamkiIPieczenZNich#
Bardzo apetyczna pieczeń
Ale nam się blog zaprzyjaźnia na wszystkie strony.
A to po krzakach się dziewczyny odwiedzają,a to kumulują się
za wielką kałużą,a to ryby po oceanach wspólnie łowią…
Maj sprzyja podróżom i więzy zacieśnia.A jakby w tym naszym kraju
kochanym były prawdziwe autostrady,pociągi z prawdziwego zdarzenia
to dopiero byśmy uprawiali wędrówką narodów.
Śniadanie u Nisi,podobiadek u Żaby,obiad u Pyry,kawa u Haneczki,
kolacja u Gospodarza,drobne co nieco przed snem u Zgagi.
I długie Polaków rozmowy,albo dobra nie przesadzajmy-
po prostu babskie ( i nie tylko,bo chłopy też plotkują) ksiuty.
Potem by się wyskoczyło na te wszystkie te ekologiczne sałaty
i rzodkiewki do Nemo,na dobre trawienie na nalewkę do Lulka,
do Aliny na wołowinę po burgundzku ….. itd
Długo by jeszcze opowiadać !
Zauważyliście,że Krystyna swoim niewinnym pytaniem wywołała
całodzienne świn-tuszenie ? Co by nie było,na smalec Eski już
ręce zacieramy.
Oj, Danusko, brawo za to swin-tuszenie!
A swoja droga zdjecia ciekawe. Temat zaledwie wspomniany i juz gotowa ilustracja.
Zdjecia Nowego z Brooklynu przypomnialy mi podobne obrazki z samego centrum Strasburga. I duzo kobiet w perukach (rzadko rudych!).
Moje 11-letnie bliźniacki zabrałam do Opery na „Złotego kogucika” Rymskiego – Korsakowa. Myślałam sobie, to przecież bajka – kupię program i wszystko wytłumaczę. Panny ubrałam w świeżo odebrane od krawcowej czarne, aksamitne bezrękawniki i pod nie szkolne, białe, koszulowe bluzeczki. Taki miałam pomysł na wieczorowy strój wizytowy smarkatych. Spódnice były (jak na mój gust) przydługie jeszcze, ale miałam nadzieję, że na 2 lata wystarczą na „gale”. W antrakcie panny wyszły do górnego holu i natknęły się na grupę Rosjanek goszcących na przedstawieniu. Panie były w długich, wieczorowych sukniach (bez wyjątku pastele, dziwnie przypominająe negliże). W pewnym momencie ja i mój szef, z którym rozmawiałam usłyszeliśmy, jak bliźniaczki przed wielkim tremo- wykrzykiwały oburzone jedna do drugiej : „Zobacz, no zobacz, a jej (!) się wydawało, że za długie” Obydwie z zazdrościa patrzyły na Rosjanki.
Krystyno napisz nam jak po festiwalu? .. jak się gala udała?
ASzy zamilkł .. antek milczy .. Nirrod zajęta dzieckiem .. Tambylka wybyła .. Elap też chyba zapracowana .. Koteko chyba plażuje .. i parę innych osób brak …
Dzięki Nisi to już nawet nie potrzeba na sąsiedni blog muzyczny
zaglądać. Będziemy na bieżąco.Na dodatek pójdzie nam jak
po maśle najbliższe podsmażanie kopytek 😀
Nisiu- prosimy podać wyniki castingu maślanego.
Osobisty stale narzeka,że kupuję niewłaściwe masła,bo podsmaża się
nieodpowiednio 🙁
Więc albo wykaże zimną krew i przetrzymam kolejną krytykę,
albo nauczę się właściwe masło kupować !
Danuśka – bo smażenie klusek wcale nie od masła zależy, tylko od temperatury. Trzeba bardzo silnie podgrzać tłuszcz (smalec, oliwa, zwykła margaryna) na to kluchy, a potem trochę masła dla smaku i zapachu. Masło ma zbyt niską temperaturę topnienia czy tam smażenia.
nemo pisze:
2010-05-31 o godz. 21:17
czy to było w ostatnim czasie?
Tak, Matahari – to było w maju. Nemo dopiero wczoraj wróciła z podróży.
Miałam troche zajęć niespodziewankowych, na szybko wrzuciłam przed momentem – i idę doczytać.
http://alicja.homelinux.com/news/Piggy/images.html
Oj, dużo by o tym naszym blogu. Niestety muszę przygotowywać dokumentację na „walne” a potem sprawozdanie do sądu. Sprawozdania i plany na obu uczelniach, Jak ja nie lubię kwitologii stosowanej
Jak zauważyliście mnie nie trzeba dwa razy powtarzać: zapraszają i jestem. Nasz dom też jest otwarty. Zapraszamy. Warto się wcześniej upewnić czy jesteśmy w domu. Z noclegiem nie ma problemów. 😆
Pepegor,
awizowałeś się i co? 🙄
Szlaban na blog i do kwitów marsz koleżanko Jotko 👿
Jotka,
gdyby był czasem zamkniety, to wyważymy drzwi 🙂
Witam Wszystkich! Wiem, że kiedyś już o tym pisaliście, ale nie chce mi się szukać 🙂 Czy możecie podpowiedzieć jak przechowujecie otwarty syrop klonowy. Czy w lodówce? Pozdrawiam
Jotka – zajrzyj do poczty
Pyro,
dziękuję. To bardzo przykre, o czym myślą kierowcy 👿
Wtedy się udało, wszyscy przeżyli, ale wczoraj już nie 🙁 … i znowu autobus.
Żałuję, że nie wiedziałam, że Nemo będzie w „moim” rejonie – wszyscy blogowicze mile widziani
Asia. najnormalniej w lodówkowych drzwiach. Cukier go konserwuje znakomicie
Jagusiu! Cichale się piszą późnym latem, po Zjeździe…
bardzo dziękuję za odpowiedź 🙂
Pyro droga – osobiście kluchy wszelkiego rodzaju odsmażam WYŁĄCZNIE na maśle i to nie żadnym klarowanym, tylko jakim bądź 82%. Tylko trzeba uwazać. Po pierwsze, żeby masło osiągnęło swoją najwyższą temperaturę, tuż przed spaleniem. Na takie rozgrzane masełko wrzucamy zimne kluchy (owe dzisiejsze leniwe, makaroni różni, kładzione, kopytka etc.) i też pilnujemy, żeby się masło zanadto nie rozgrzało, bo się sfajczy, tylko żeby wciąż było na tej niebezpiecznej granicy. I klusięta nam się smażą na złoto i chrupko. Podobnie ziemniaki, ale tylko sypkie, nie sałatkowe. Rewelacyjnie wychodzą niemieckie szpecle.
Można też na smalcu, nawet bez dodawania masła. Oliwa – nigdy! (Ja nie lubię oliwy, ale jak kto chce…).
Uwaga: jeśli w czasie smażenia odejdziemy na chwilę, żeby zajrzeć do blogu – te cholery spalą się jak amen w pacierzu.
W takie dobrze odsmażone można wrzucić jajka i zrobić posilną jajecznicę, do której już nie trzeba nic więcej.
Delicje!
Jeszcze jedno ważne: masła nie należy żałować. To, co zostanie – wyrzucić.
Pyra pytala mnie kiedys jak przyrzadzam lososia. Tu jest jedna z metod. Nigdy nie przyrzadzalam lososia w ten sposob, ale ze smakiem zjadlam. Co roku uczestnicze w obchodach swieta plemienia Makah. Indianie ze wszystkich plemion w tym rejonie przyrzadzaja lososia w ten sposob od setek lat.
W czasie tej uroczystosci podawano duzy kawal upieczonego lososia. Do tego upieczona kukurydza i ziemniak. Jeden talerz kosztowal blade twarze $10.00. Oczywiscie Indianie jedli bez oplaty.
Pokazywalam kiedys na blogu ten film, ale moze nie wszyscy widzieli.
http://www.youtube.com/watch?v=aCv7EQsZOLQ
Operowo jeszcze – bo wpis Pyry przywołał wspomnienia…
Zabrałam kiedyś dawno temu dziecko na Straszny Dwór. Synuś miał może dziesięć, może dwanaście lat. Naopowiadałam mu, oczywiście, różności, żeby go zaciekawić i byłam zachwycona, bo przez cały pierwszy akt siedział jak zaklęty, pilnie słuchając i bacznie obserwując scenę. Już się ucieszyłam, że dziecko tak chwyta muzykę, ale jak tylko akt się skończył, padło pytanie: Mama, gdzie oni mają mikrofony?
No i poszło dziecko w dźwiękowce… a w co miało iść?
Trochę zdjęć z Kuby, tym razem okoliczności przyrody
http://picasaweb.google.pl/Malpiszka/KubaPtakiRybyNieboWoda#
Oliwy nie oliwy…
ja lubię od czasu do czasu coś na smalcu czy maśle – inaczej nie smakuje. Jerzor się naczytał jakichś bzdur, co szkodzi, a co nie szkodzi – cholera, życie szkodzi!!!
Ale dał się przekonać, że te ilości smalcu, masła czy czego tam, co ja używam, nie szkodzą mu. Nie należy czytać bzdur, tylko iść swoim torem i już. Przeżyliśmy… to dojdziemy, życie jest po to, żeby się nażyć i nacieszyć. Martwić będziemy się w czyśccu 😯
Orca – widziałam poprzenio i teraz z zainteresowaniem obejrzałam. Nie wiem tylko, jak oni mocują te kije pionowo.
Małgosiu W – zdjęcia spod wody też tu są? Oj, będziesz pamiętała te wakacje.
Moje ulubione kolory ze zdjęć Małgosi…
Tak Pyro, podwodne też 😀
Pyra,
Po prostu wbijaja w ziemie wokol ogniska. Kij jest zaostrzony na jednym koncu.
Te kije sa z drzewa cedrowego.
Tu widac to lepiej. Moze nie wbijanie kija, ale proces pieczenia ryby.
http://www.youtube.com/watch?v=6XDrgjkT9fc&feature=related
Orca, a czy wcześniej jakoś się te ryby przyprawia, marynuje ?
Pan Lulek
Oj, milutko wyglądają te salmony! Już czuję ten zapach…
Człowiek to jest bardo dziwne stworzenie – zawsze chce mieć to, czego nie ma. Ciągnie go za horyzont, jakby tam było, ja wiem? Lepiej?” Ciekawiej? Inaczej? Więc wlecze się na własnych nogach albo jakimś mechanicznym wynalazkiem i już jest, tam, gdzie go wczoraj nie było i znów przed nim nieznane… A po jakimś czasie chciałby być tam, skąd wyruszył, ale nie zawsze to możliwe, a jeżeli i wróci, to wróci w inne miejsce, do innych ludzi, bo sam jest już inny. I tak całe życie.
MałgosiaW,
Mieso ryb nie jest przyprawiane, Rozcinaja rybe, usuwaja kregoslup i osci przymocowane do kregoslupa. Reszta miesa nie zawiera osci. Losos ma bardzo male i malo lusek. Skora ryby nie jest czyszczona z lusek.
Oleje z drzewa cedrowego daja swoj efekt smakowy. Do tego dochodzi naturalny tluszcz z ryby.
Przyznam Tobie, ze tylko w niektorych restauracjach losos jest przyprawiany ziolami. Najpopularniejszy losos to upieczony lub usmazony bez przypraw. Lub surowy.
Chętnie bym spróbowała takiego łososia!
Pyra,
Wydaje mi, ze mialam szczescie znajdujac to miejsce na mapie. Nie oznacza to, ze Ty czulabys sie tu dobrze.
Nisia i MalgosiaW,
Zapach i smak rzeczywiscie unikalny. Do tego tereny Makah sa polozone w nad brzegiem Pacyfiku. Moglabym duzo pisac o znaczeniu historycznym tego miejsca i wielu tradycjach, ale Was uspie bo u Was prawie polnoc.
Pisalam jednak kiedys, ze Wy macie dostep do potraw, ktorych tu nie ma i nidgy nie bedzie.
Nisiu, ja od kilku lat używam do smażenia tylko masło sklarowane z czterech powodów:
1) Jeszcze mi się nigdy się nie spaliło
2) Nie podnosi poziomu cholesterolu we krwi (co w pewnym wieku jest nie
do przecenienia) – nie cierpię żadnych tabletek, dlatego wolę „musik”
przesunąć w czasie o ile tylko się da.
3) Kotlety, ryby, pierogi są pięknie spieczone na brązowo.
4) No i można go przechowywać bardzo długo w lodówce.
Dlatego jak tylko zobaczyłam, że nareszcie i u nas produkują to masło, to byłam cała „w skowronkach”, że już nie muszę sama wytapiać. 😆
Teraz idę grzecznie do wyrka, bo jutro mam pracowity dzień – przygotowanie żarełka na wyjazd w krzaki.
Życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocy i słoneczno-ciepłych snów. 😆
Alicjo, podmuchasz ???? No chociaż ociupinkę dmuchnij. 😀
Orco – pewnie nie. Nigdy nie ciągnął mnie Nowy Świat na stałe, ani tropiki, ani arktyka. Tak na dobrą sprawę mogę siebie wyobrazić na angielskiej albo francuskiej prowincji (z sąsiedztwem) a w moim wieku jeszcze na dodatek z większą gotówką, bo zarobić to ja już nie zarobię za granicą, a nie wyobrażam sobie być skazaną na opiekę obcych (swoich też nie). Chciałabym jednak być, posmakować obejrzeć. Tego jednego mi w realsocjalizmie brakowało.
Zgago – pewnie masz rację. Jednakowoż nic tak pięknie nie pachnie i nie chrupie jak kluchy odsmażone na złoto na zwykłym maśle…
I w zasadzie oprócz nich i jajek niewiele rzeczy da się na maśle usmażyć, za szybko się pali.
Odsmaż sobie kiedy odrobinę makaroniku, to zobaczysz…
Pyra,
Wiem, ze moje tereny nie sa dobrze znane turystom, dlatego o tym pisze i pokazuje zdjecia. Wiem rowniez, ze Ciebie i innych to interesuje. Mam nadzieje, ze takie podroze tez moga byc przyjemne.
Oj Nisiu, uwielbiam odsmażony na maśle makaron z tartą bułką i posypany zimnym białym serem.
Ja z jajkami 🙂 Żyję i jutro będę 🙂
Orca – pewnie, że tak. Dlatego zawsze naciągam Cię na opowiastki i zdjęcia. A to i owo o Twojej okolicy wiem, bo pasjami oglądam programy edukacyjne i podróżnicze na Discovery i innych stacji też. I za każdym razem, kiedy geologowie martwią się wulkanami w Twoim sąsiedztwie (że to niby lahary dochodziły do S, a nawet niżej, za każdym razem pokazują Twoje miasto.
O, wyciszyłam się jakoś, nabrałam sił na jutro i na pojutrze i… I idę spać.
Dobranoc.
Orca – jestem gapą, pewnie już o tym pisałaś sto razy… ale powiedz, gdzie mieszkasz?
Małgoś, z bułką? To ja nie wiem jak. U mnie chrupią same kluchy.
Ja też oddalam się w objęcia Morfeusza. Dobranoc!
Nisiu, najpierw na suchej patelni lekko rumienię bułkę, a potem dodaję masło i makaron.
Spieszę jeszcze donieść, że zimne (jeszcze ciepłe, ale do czasu, do czasu!) nóżki z kurczaczymi żołądkami wyszły nieźle. Dałam, jak zwykle, dużo warzyw rosołowych i ten rosołek do zastygnięcia ładny, złoty wyszedł… Nie klarowałam, bo nie umiem, ale i tak jest przezroczysty.
No to kto do mnie wpadnie jutro na nóżki?
😆
Chiiiiiba jednak pójdę lulu.
Dobrej nocki, Blogu.
Małgosiu, przy najbliższych kluchach spróbuję… dzięki!
Pa.
Oh te lososie Orki! Mniam wygladaja
Nisiu, w stanie Waszyngton. Północny zachód USA
Momy juz 1 cyrwca! No to nie wiem jak inksi, ale jo se myśle, ze dzisiok to Pon Pieter powinien napisać o takik kapecke mniejsyk, dziecinnyk porcjak 😀
Nowy – wybacz, prosze. Mylalem, ze jestes zawodowym artysta-ogrodnikiem, stad me zdziecinniale marzenia:)
Dodatek do listy marzen – prywatny samolot lub ges odrzutowa, by moc skorzystac z Nisi smakowitego cieplozimnonozkowego zaproszenia.
Dziecinnieje na starosc, a zatem dzien dzisiejszy to i moje swieto.
Wycofuje oszczednosci z banku i ide na lody z zielonej herbaty, a jesli wydadza mi reszte, na wate z cukru. Zycie jest piekne.
Pyra pisze:
2010-06-01 o godz. 00:02
To chyba o tym wulkanie mowili – St. Helens. Ostatnio wybuchl 30 lat temu, zabral zycie 57 osobom i zamienil niedzielny poranek w noc.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/StHelensWebcam#5477644737332075634
Na zdjeciu widzisz odbicie St. Helens w oknach Visitor Center, a nad oknami sa dwie kamery dzieki ktorym mozesz zobaczyc ten wulkan na zywo (jesli pogoda dopisze).
W stanie Washington jest jeszcze kilka innych wulkanow.
Link na zywo do St. Helens oddzielnie.
Kamera na zywo do wulkanu St. Helens
http://www.fs.fed.us/gpnf/volcanocams/msh/views/java-highdef-medium.php
Nisia pisze:
2010-06-01 o godz. 00:18
Cichal juz odpowiedzial na Twoje pytanie. Stan Washington nazywany jest rowniez Evergreen state, poniewaz przez caly rok jest tutaj zielono. Klimat jest lagodny i wilgotny.
WandaTX pisze:
2010-06-01 o godz. 00:26
Znam ludzi, ktorzy mowia, ze juz przejedli sie lososiem. Nie wiem jak to jest mozliwe…
Orco piekielna Helena ponoc drzemie, ale oni się martwią aktualnie McKinsleiem (nie wiem czy dobrze zapamiętałam nazwę, a nie chce mi się sprawdzać) ponoć groźniejszy eksplozyjnie, chociaż to Helena lahary aż na wysokość śródmieścia Seatle wylewa.
Pyra,
Ty jeszcze nie spisz, czy juz nie spisz, czy jakies wulkany Ciebie rozbudzily?
Placku,
nawet jeśli kiedyś byłem zawodowym artystą ogrodnikiem, to dzisiaj już nim nie jestem. Duszę się. Pani Tumanek z nisiowej literatury. Lepiej nie mówić.
http://www.youtube.com/watch?v=EcipyROBOeI
To bardzo lubię.
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
Wszystkie Nasze i Wasze Dzieci Kochane ściskam świątecznie !
Moje ściskam tylko na odległość,bo pojechało na szkolną wycieczkę.
Sama też dzisiaj popołudniu wyruszam z Osobistym na wycieczkę
nad Morze Jońskie.Właśnie zabrałam się do pakowania walizki.
Klapki i szorty przygotowane.Mam nadzieję,że chociaż tam jest ciepło !
Orca – nie śpię, obudziłam się przed 6.00 ale obowiązkowo utnę drzemkę po obiedzie. Może by zrobić placki z młodych ziemniaków? Są wyjątkowo delikatne; tak z gęstą śmietaną?
Pyra,
Placki ziemniaczane juz dawno chodza mi po glowie. Teraz musza przejsc do kuchni i na patelnie.
Przyjemnego dnia tam – wszystkim dzieciom
i dobrej nocy tu.
Dobrej nocy wszystkim za kałużą. W normalnej rodzinie Dzień Dziecka trwa nieustannie. Nie lubię tego dnia od chwili, kiedy mój Ojciec, Hiniutek, postanowił opuścić ten świat właśnie 1 czerwca.