Życie trutnia nie jest całkiem fajne
W dawnych latach, a dokładniej w 1982 roku, gdy przez pewien czas nie uprawiałem dziennikarstwa, zapisałem się do szkoły pszczelarskiej, na dowód czego mam stosowny dyplom. Miałem sześć uli i usiłowałem żyć z produkcji miodu. Dość szybko jednak zorientowałem się, że to nie takie proste. Ule podarowałem sąsiadowi na wsi ale miłość do pszczół pozostała.
Ostatnio coraz częściej słychać o zagrożeniu losu pszczół. Convivium Varsavia Slow Food organizuje na ten temat sesje i spotkania. Trzeba pszczołom ruszyć na pomoc. Zwłaszcza jeśli lubi się miód. A my lubimy.
W wielu pismach pojawiły się interesujące artykuły o życiu i hodowli tych fascynujących owadów. Przytaczam więc dziś niewielki fragment tekstu Grzegorza Kapli z miesięcznika „Wróżka”:
„Pszczela fizjologia jest fascynująca. Z tego samego zapłodnionego jajeczka może urodzić się robotnica albo królowa. Tę pierwszą czeka 21 dni krótkiego i bolesnego żywota pełnego pracy. Tę drugą pięć lat przyjmowania hołdów.
Oj, biedny ty choć śliczny, trutniu!
Truteń urodzi się z takiego samego jajeczka, ale niezapłodnionego, dlatego nie ma ojca, ale ma dziadka. Jego rolą jest wypełnić worek nasienny królowej. Gdy to zrobi, umiera. Pszczela królowa pozwala pszczołom przestać go karmić i poić. Truteń odleci w poszukiwaniu wody i nie będzie miał siły wrócić. A jeśli mu się powiedzie, strażniczki nie wpuszczą go z powrotem. Jest zbyt duży, żeby go karmić przez całą zimę.
Larwa karmiona miodem, wyrośnie na robotnicę…
…jeśli mleczkiem – stanie się królową. Rozmnażanie królowych to sztuka skłonienia pszczół do tego, żeby karmiły larwy mleczkiem.
Ostatnia grupa robotnic, wrześniowa, będzie żyć kilka miesięcy – aż do wiosny. Będą musiały wykarmić pierwszą, noworoczną grupę czerwi.
Ale wcześniej, kiedy nadejdą mrozy, robotnice zbiją się w kulę, by swoimi ciałkami ogrzewać królową. Potrzebuje takiej temperatury, żeby nie zginęły plemniki w jej worku nasiennym. Jeśli wymarzną, wiosną nie urodzą się nowe larwy…”
Tyle o smutnym losie trutni. I ciężkiej pracy pszczół. Cieszę się natomiast, że tak wiele osób z naszego grona pomaga pszczołom hodując kwiaty i uprawiając ogrody. Największym bowiem dla nich zagrożeniem są uprawy monokulturowe ogarniające coraz większe obszary wiejskie i oczywiście chemia stosowana w walce ze szkodnikami.
Zapraszajmy więc pszczoły do naszych ogródków, a nawet na balkony i parapety. One są naprawdę sympatyczne.
Komentarze
Z Berlina raportuje Pyra
Nie pada, pachnie kwiatami i nie umiemy zlokalizować źródła tej kwietnej woni, bo to jednak ścisłe centrum miasta, balkony mniej ukwiecone, niż w Polsce, lipy przed kamienicami jeszcze nie kwitną, a tu jakby maciejka z czeremchą. Decyzja Dorotola jest taka, żeby w krzaki jechać jutro. Pyra wytarła nabytą za 3 euro torbę – plecaczek (włoski wyrób, skóra mięciutka) mlekiem, potem jakimś ekstra tłuszczem i teraz plecaczek jest w znakomitym stanie. Balowiczki jeszcze śpią? Tylko Jolinek już sprawozdawała.
Zeby to dluzej trwalo a sil starczylo to bym sobie chetnie potrutniowal.
Skakalbym tylko od królowej do królowej i przy okazji pouczal. Pytanie przy okazji co wyrosnie z osobnika karmionego kremem miodowym. Sadze, ze co najmniej ksiezniczka.
Dnia pogodnego z wietrznej choc Poludniowej Burgenlandii
Pan Lulek
Dzien dobry blogowisko, dzien dobry Gospodarzu.
Temat ciekawy i prawdziwie stolowy. Cieszy mnie kazda pszczola, ktora widze w moim ogrodku. Nie ma ich niestety jednak juz wiele na obrzezach naszego miasta. Dlugo zadawalem sobie pytanie, skad one sie wogole pojawiaja, skoro nikt ich prawie juz nie trzyma. Potem przeczytalem, ze w pewnej szkole, duzej, o ogolnym profilu, tzn. od podstawowki do liceum, maja nie tylko ogrodek szkolny, ale i pasieke. Jest tam nauczyciel ktory sie na tym zna i prowadzi odpowiednie kolka zainteresowan. Teraz wiem, skad one przychodza. Ogladam tez pod tym aspekten krytycznie moj ogrodek i stwierdzam, ze niewiele tam kwiatkow na ktore pszczoly maja ochote. W przeciwienstwie do wszedobylskich na szczescie jeszcze trzmieli, pszczoly zdaja sie byc wybredniejsze.
Wysadzilem zeszlej jesieni pare roslin dziewanny i spodziewam sie tego lata czesciejszych odwiedzin ze strony tych sympatycznych owadow.
pepegor
Balowiczki już nie śpią, wstały o poranku,bo dzień mamy piękny.
Spotkanie rozpoczęło się z lekkim poślizgiem. Jolinek z Krystyną
dotarły spóźnione,ale ze wszech miar usprawiedliwione – w ostatniej
chwili przed wyjściem z domu rozwiązywały problemy hydraliczne,
co by móc po powrocie do domu zmyć warszawski kurz z oblicza.
Jolinek przeżyła rewolucję uszczelkowo-kranową,ale wyszła z niej
zwycięzko.Ja też dotarłam „z wywieszonym językiem” zablokowana
po drodze w totalnych korkach,zdecydowanie większych niż zwykle.
Małgosia,mimo korków dotarła punktualnie,a Alicja czekała cierpliwie
i „bez nerw ” na nas wszystkie.
Po tych przygodach ruszyłyśmy w końcu na nasz spacer Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem do Rynku Starego Miasta.
Plotkując i w przerwach opowiadając mocno skrótowo o mijanych
zabytkach dotarłyśmy do celu- to znaczy do staromiejskiego, kawiarnianego ogródka.Alicja i Krystyna pstrykały zdjęcia i jeśli uda się pokonać przeszkody techniczne będą rzecz jasna pokazane na blogu.
cdn…
Wyorażacie sobie oczywiście,że pięć bab może gadać w zasadzie
o wszytkim i bez końca. I tak właśnie było !
A jakie to jest przyjemne 😀 Gdyby nie zmęczenie Alicji ( w końcu
nie spała całą poprzednią noc z racji swej podróży) to zapewne
gadałybyśmy do rana. Ale trzeba było jednak pozwolić Alicji
w końcu się wyspać.Zatem rozstałyśmy się przed pólnocą.
Wieczór był ciepły,prawdziwie majowy,na ulicach sporo turystów
z różnych stron świata,dużo młodzieży. Eh, udała nam się ta
wczorajsza Warszawa by night !
I uwaga komunikat : zawiązał się społeczny komitet !
Do organizacji corocznych,majowych zjazdów warszawskich.
A o czym to świadczy ? Że takie wieczory trzeba powtarzać,
by móc wspólnie popijać dobre wino i gadać o życiu i o naszym
blogu,rzecz jasna 😀
Tu Pyra
Zazrośnica jestem! Tych pogaduszek Wam zazdroszczę, ale tak nieszkodliwie; będę cierpliwie czekała na sprawozdania.
Dziękuję za informacje o Trzebieży i o Karczmie nad jeziorem, gdzie pewnie zawitamy w czasie pobytu.
U ludzi też czasami można dostrzec związek pomiędzy pokarmem w dzieciństwie a stopniowaniem trudów życia potem. Nie zawsze się sprawdza, ale dość często.
Wczoraj bardzo miły wieczór a to z racji przecięcia kabla od TV, telefonu i internetu. Przeciąłem osobiście wycinając suche pędy rdestu na wysokości 8 metrów nad poziomem tarasu. Nie było drania widać – okręconego dokładnie suchymi pędami. Dziasiaj maja naprawić. Zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej z tydzień odczekac i mieć więcej przyjemnych wieczorów bez TV.
Zgodnie z zaleceniami Alicji zapakowałam trzy pary majtek i trzy biusthaltery a do tego … całą walizkę rzeczy „absolutnie niezbędnych”, z których, jak dobrze pójdzie, jedna trzecia będzie wykorzystana
Te typy tak mają. Nie wszystkim jest dana łaska dokonywania cudownego przemienienia. Widać pisane jest mi już do końca życia katowanie kręgosłupa dźwiganiem zbędnych ciężarów 🙁
GPS kotem pachnącym zaraz będzie nakarmiony.
Drogie Koleżanki Warszawianki informuję, że na dzisiejsze spotkanie wieczorne przywożę blachę ciasta rekomendowanego przez haneczkę, Pyrę i Pania Basię. Ciasto jest tak kaloryczne i sycące, że chyba warto ograniczyć, na dziś, Wasz zapał do wypiekania.
Danuśka,
nadłubałyśmy całkiem sporo bylin. Czeka Cię trochę sadzenia.
Czy ja o czymś nie zapomniałam? Prosze mi przypomnieć 🙄
Jotko – życzę Wam zatem dobrej drogi i oblizuję się już na myśl
o tym cieście ! Stokrotne dzięki za byliny !
A Koleżanki Warszawianki proszę, wobec powyższego, o wykonanie
w miarę możliwości sałatek i innych przekąsek.Tak pysznych, jak zwykle. I niech cały blog zazdraszcza 😀
Pozdrawiam wszystkie krolowe, pszczolki i pracownikow zaopatrzenia.
Pszczolki to sie wczoraj podczas deszczyku w Bydgoszczy uwijaly jakby z nieba lecial kwas.
A na blogu miodzik.
Tu Pyra
Jakość Jotkowego placka potwierdzam, nawet zjadłabym kawałeczek. Co do pakowania – moje turystyczne Córki czy jadą na 3 dni, czy na 3 tygodnie, za każdym razem mają plecak typu szafa trzydrzwiowa, a zestaw stały : portki na zmianę, polary na zmianę, t-shirty z 6 szt, skarpety, buty, ręczniki, spiwory, karimata, bielizna. Ja tam nie mam nic przeciwko, ale wnosić to-to 8 km na własnych plecach na Ornak? Nie dla mnie takie numery
Skoro Jotka zapowiedziała to historyczne ciasto, to ja nie będę wychodzić przed szereg i zrezygnuję z mojego mniej kalorycznego 🙂
Dzień dobry, obiecywałam ciasto rabarbarowe na dzisiejsze spotkanie, ale wobec zalecenia Jotki wstrzymuję się z tym wypiekiem, a zajmę się bardziej konkretnym daniem, zrobię rożki z francuskiego ciasta ze szpinakiem i serem feta, do tego sałatę 🙂
Przykro mi, że nie mogłam uczestniczyć we wczorajszym zjazdowym podboju Warszawy, tym bardziej – czytając entuzjastyczne sprawozdania!
Jotko, do pakowania to rzeczywiście trzeba mieć talent Alicji, ja podobnie jak Ty biorę tylko najpotrzebniejsze rzeczy, po czym dźwigam prawie całą szafę, bo przecież wszystko się może przydać 🙂
A nawiązując do dzisiejszego tematu, bardzo lubię miód, szczególnie gryczany. Wielu ciekawych rzeczy o pszczołach nasłuchałam się od mojego Teścia – pszczelarza amatora.
Dziędobry na rubieży!
Na północnym zachodzie pięknie jest, tylko chyba nadchodzą burze, bo moja biedna Beta cała się trzęsie od rana.
Wodo- i ognioodporna Szanta ma to w nosie.
Gospodarzowe wspomnienia dowodzą, jak bardzo stan wojenny urozmaicił życie dziennikarzom… Ja zmieniłam zawód na nauczycielski, mój kolega został taksówkarzem (na Florydzie), ktoś tam lody sprzedawał.
Miodu nie lubię od urodzenia, ale lubię pcioły, dopóki nie siadają mi na głowie. Beta za nimi lata i łapie je, okropnie kłapiąc paszczą.
Hoduję dla nich kwitków ile wlezie!
Wyspanam, wypranam, susze wlosy.
Wczorajszym przyjaciolkom przy stole serdecznie dziekuje za spotkanie, odstawily mnie do chalupy po niewypowiedzianych godzinach niewyspania,Dalej jestem niedospana, ale dosypia sie w domu! MalgosieW nie wiem, jakim cudem rozpoznalam, ale rozpoznalam, albo ona mnie, bez trudu! Krystyne, Danuske znalam z wczesniejszych spotkan,Wyobrazcie sobie cieply wieczor na rynku w Warszawie w takim towarzystwie, przy butelce wina, piwa, co tam kto chcial. I te pogaduchy!
Poezja!
Warszawy prawie nie znam – jest kameralna, o Starowce mowie, Piekny byl ten wczorajszy wieczor przy winie, i Lysy taki kapke w lisiej czapie i polowa tylko, ale byl, a mysmy – no co?! Mysmy oczywiscie plotkowaly przeokrutnie na wasz temat! Oczywiscie byly to plotki serdeczne.
Odespalam troche. Musze sie wysztafirowac conieco, bo dzisiaj nastepne plany.
Co jak co, pogode wam przywiozlam do Stolicy 🙂
O psiakosc… sie chmurzy… ale wczoraj tez tak bylo, i w koncu z duzej chmury zadnego deszczu. Tyle na razie! Ide poczytac do tylu.
Delicjo: plotki to sól życia…
😆
Piotrze –
miast cytować fragmenty z Wróżki, zapoznaj nas ze swoją przygodą pszczelarza. Zaciekawiłeś mnie. Miałeś tę śmieszną puszkę co dym robi? Pewnie tak, bo bez tego żaden pszczelarz nie obędzie się.
Gdzie praktykę prowadziłeś i czy kiedy jaka Twa podpieczna w ramach wdzięczności za podbieranie plastrów nagrody, w postaci żądła nie zostawiła.
Takam jest ciekawska.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Zadzwonil gospodarz mieszkania i powiedzial – Alicjo, campari (odtrutka na naduzycie) jest w tej i tej szafce. Ja chyba tu zostane albo co?
😉
Matematyczny kod mi wyskoczył. Ni mniej ni więcej , a8b4.
Aż takiej precyzji w wędrówkach po Warszawie i Targach Wam nie życze. Jakakolwiek przygoda, wądrówka, spotkanie z marginesem na niewiadomą jest ciekawsza(y).
E.
Skoro nikt nie przypomina co jeszcze powinnam zabrać, to zamykam komputer.
Pyro,
ciasta zjesz jeszcze nie jeden kawałek, nie ma sprawy 😆
No dobrze, skoro tak dopytujecie, to owszem, potwierdzam, Włodek zwany dla niepoznaki Pasztetnikiem, upiekł wczoraj pasztet. Już jest w bagażniku 😎
Odmeldowuję się 🙄
ab … ee
no pewnie i stąd errata
wędrówka
E.
jotka –
TOREBKI, TOREBKI!!! I pilnuj jej!
E.
Echidno, tu Pyra
Piotr na swoich pszczołach wyszedł tak, jak mój Brat na królikach. Do dzisiaj nie mogę patrzeć na króliki (po 4 latach) po pieczeniach, pasztetach i potrawkach, bo trzeba było wykorzystać…. Sprzedał bodajże ze 4 zwierzaki, wydał na weterynarzy co najmniej ze dwie swoje emerytury i jeszcze użerał się z Rodziną (tzn ze mną) żeby chciała te króliki jeść.
Barbaro,
chodzi o to, ze wszystko, co nam ma sie przydac, jest gdzies tam do kupienia, nie musimy tego ze soba targac. Nauczona doswiadczeniem, zabieram minimum, a i to zabieram za duzo!
Z powrotem – i owszem, lubie targac 🙂
Echidna,
🙄 🙄 🙄
Nisiu,
a Ty kiedy wyruszasz? Pomyślnych wiatrów 🙂
Włodek również ma doświadczenie w hodowli pszczół 🙂
Targi to jest taki sygnal, zadnej pprecyzji, toz ja nie matematyczna dusza!
Wszystko donisoe 😎
Foto ten tego tam 😉
*doniose
No dobra…
sie przyznam. Zezarlam do konca galarete, ktora przyrzadzila Basia, wlascicielka mieszkania. Mogli zostawic pusta lodowke – zostawili pelna. Jajka faszerowane…lodowka malutka, ale wypakowana i ja mam to wszystko zjesc 🙄
Alicjo – Delli(cjo) –
Odrobina kalkulacji przy zakupie tych tam co to Johann Guttenberg światu udostępnił niewątpliwie przyda się.
Pyro –
ja nie o finansową stronię przedsięwzięcia lecz przygodę z pszczelarstwem pytam.
jotko –
skrótem myślowym poleciałam. Czego nie zapomniałam wziąć? Torebki!
E.
Jotko, ja startuję o 15.35, moim ulubionym środkiem lokomocji czyli samolocikiem. W Wawie będę ok. 17-tej, więc jak tylko otrzepię się w hotelu, to do Was dobędę.
Muszę poprosić panią o miejsce A, przy oknie z lewej strony – stamtąd będzie widać Wisłę! Oraz falę…
Delicjo, ja bym w pierwszej kolejności zeżarła te jajka…
:roll
🙄
pepegor –
dobrze się domyśliłeś. Jak masz problemy z tym drugim filmikiem (zupełnie nie rozumiem dlaczego, niemieckiego nie kumam niestety), sprawdź otwierając pierwszy. Na górze ponad okienkiem filmowym powinna być informacja o ilości filmów autora. Spróbuj tę opcję. Może pomoże.
Echidna
Tu Pyra – Dorota pognała „w miasto”, przedtem jednak zrobiła na obiad chili con carne, a Pyra na życzenie Gospodyni zrobiła pleśniowca z powidłem śliwkowym. Czy się upiecze i jak się upiecze, to wielka tajemnica piekarnika, który odmawia posłuszeństwa.
Głodna nie jestem, ale jak pomyślę o cieście Jotki, rożkach Barbary, węgorzach Nisi, to mnie ssie i zaczynam być zła – jak to Polka.
Pyra nie doszacowałaś mojego plecaka 😀 Jutro wyprowadzam się do Jareckiego, więc nie będzie sprawozdań z remontu. Radzio po 2 dniach strachu przed płytkami na podłodze teraz biega po nich ślizgając się na zakrętach…. idę myśleć co zjem na obiad
tu dorotol, my sie tutaj szykujemy na ciasto ciast, Pyra zrobila plesniak bardzo wypracowany i ze wszystkimi szykanami, ciasto w podziekowaniu wyroslo po pulap piecyka i teraz czekamy czy oklapnie mu czy nie
Witam o świcie. Cieszę się, że moje dmuchające starania przyniosły Zjazdowi rezultaty. Tylko po co ta woda? Uważajcie na siebie. Mnie eksperymentalny chlebuś z cranberries (Nemo mnie nauczyła, że to żurawiny) wyszedł nad podziw smaczny. Ogóry się kiszą. Za dwa jedziemy do wnucząt. Będzie radocha!
http://picasaweb.google.com/cichal05/Chlebus#
Zabieram kiecę i lecę!!!
Tu Pyra
„Ogórki w słojach się kiszą,
wasy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń”
Chleb piękny, Cichalu.
Echidno, przypomniałaś mi o tej śmiesznej puszce co to dym robi i służy pszczelarzom, mam takową, jest rzeczywiście śmieszna, zakończona niby lejkiem, przez który dym wydostawał sie na zewnątrz, a z drugiej strony jest mieszek skórzany, którym żar się podsycało i uwalniało kłębki dymu. Tylko uli już dawno nie ma…
Robota wre, jaki nie przymierzając w ulu.
Nasze dwie pszczółki MałgosiaW i Barbara pichcą odlotowe dania
na dzisiejszy wieczór. Nasze specjalne wysłanniczki Jolinek
i Krystyna przemierzają stolicę w roli wytrawnych turystek.
Alicja w dniu dzisiejszym oddelegowana do zajęć własnych.
Z rubieży dalszej i bliższej nadciągają kolejni zjazdowicze z walizami
pełnymi wszelkiego dobra.
Oficjalne otwarcie kolejnej imprezy majowo-blogowej o 19.30.
A nieoficjalne ? życie pokaże !
Biorę szpadę i jadę. Na działkę. Skontrolować stan mojej populacji ślimaków, ostatnio było ich zatrzęsienie. Melduję, że w Poznaniu słońce pomalutku wychodzi zza chmur.
Zaczarowana Wielkopolska
Zaczarowana Pyra swojska
zaczarowany blog…
a piecyk dymi 🙂
Samochodzik stoi gotowy do zabrania. Bedzie to cos w rodzaju „Uprowadzenia z Seraju”. Przypominam, ze byl to swego czasu pierwszy sprzedany samochód tego modelu w calej, podkreslam wyraznie, w calej Austrii. Za nami poszli inni.
Prawie jak stachanowiec
Pan Lulek
wulkan dymi
Wiecie co? Ja na bardzo poważny temat. Otóż obserwuję od tygodnia Dagny, uczennicę niższego gimnazjum w 13 wiośnie życia i dochodzę do wniosku, że nasze, polskie, dużo gorzej zorganizowane społeczeństwo zapewnia swoim dzieciom znacznie szczęśliwsze dzieciństwo. Dagny zaczyna naukę o 8.00 i lekcje ma do 15.30 (raz w tygodniu zaczyna o 7.15). W domu rozwiązyje zadania na wydrukach komputerowych i tak też pisze wypracowania. Żadnych telefonów od koleżanek, żadnego wpadania po zapomniany zeszyt, zero kontaktów prywatnych. Owszem – rodzaj klubu dyskusyjnego w internecie. Nie widać dzieciaków na podwórkach, na ulicach. Dagny jest pilnie obserwowana, bo samodzielnie jeździ autobusem. Inne dzieciaki są przywożone i odbierane z punktualnością zegarka. Wczoraj zaś dowiedziałam się o curiosum : tuż za roigiem mieszka zamożna dziewczynka z klasy Dagi – ona jest nie tylko wożona… ona jest karmiona w samochodziwe (!) Matka wozi rodzaj mikrofalówki i daje dzieciakom (dwoje) obiad w samochodzie , w drodze na dodatkowe zajęcia (języki, taniec, chór, malarstwo). To ja wolę nasze nastolatki drące się z trawników.
Tu Pyra
Przepraszam za błędy. To z przejęcia. Odezwał się w Pyrze stary belfer.
Jeszcze do powyższego – okazuje się, że owszem, zapraszają się na urodziny. Jak dorośli : lista gości, zaproszenia, zgoda rodziców, przyjęcie od godz. do godz….. Ja jestem staroświecka
Pyro. Kwestia wyboru. Rzetelna nauka czy szwendanie się po supermarketach. Widziałaś film „Galerianki”?
Cichalu – ja nie o ekstremach, tylko o obyczajach. Czy Ty sobie wyobrażasz jak potężna luka społecznościowa zostaje przy takim wychowaniu? Jak zatomizowane społeczeństwo?
korzenie sie licza
http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2105101515?pli=1&gsessionid=1cnSnp-BsoClyMwEOxbFXA#
badz staroswiecka
Sławuś – czy t o ten figowiec, który z jednego drzewa cały las daje?
Takitam,
ale korzeń. Aż dziw bierze, jak ta budowla pod spodem to wytrzymała.
Albo to jest kadr z jakiegoś Avatara albo z H.Pottera?
Na blogu teraz kolej na dziadki. Ale lepiej dzieci niż ilość par majtek w bagażu, jak było do południa i już dużo wcześniej. A o pszczółkach nic a nic!
Spadam by zrobić coś pożytecznego z reszty dnia i zajrzę po zmroku.
Pyra ma całkowitą rację.Czas chodzenia do szkoly,to nie tylko
pochłanie wiedzy,ale nauka bycia wśród ludzi i z ludźmi.
To nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami,które często trwają
przez długie lata po zakończeniu szkoły.
Moja nastolatka uczy się,ale jednocześnie prowadzi normalne życie towarzyskie,spotyka się z rówieśnikami na codzień, nie tylko z okazji urodzin. Do domu wpadają jej koleżanki i koledzy.Bardzo mnie to
cieszy.Zdarza się,że czasem dostanie z czegoś dwóję albo nawet jedynkę,
ale to się da przeżyć i nie jest to najważniejsze w życiu.
Biedne te zatomizowane, jak okresla Pyra, dzieci. Moje wnuki też organizują imprezy z zaproszeniami. Niech się uczą porządnych obyczajów. Koleżanki i koledzy lawinowo przelatują przez dom. Na trawniku ryczą (z radości życia) całymi tgodzinami, ale znają umiar i jednocześnie ciężko pracują w szkole i na wielu zajęciach (umysłowych i sportowych) Zdarza im się zjeść coś w przelocie, w samochodzie, ale nie jest to reguła, raczej ewement.
ewenement!
Bawta się Mileńkie(cy) dobrze w Warszawie. Ja spać idę – odpowiednia pora nedeszła.
Miłego i udanego weekendu życzy
Echidna
Alicja już tu nie mieszka. I to nie jest tytuł filmu amerykańskiego lecz informacja o tym, że Alicja zjadła co podano, opowiedziała co należy, przekazała książkę Jerzego Tarasiewicza, którą przesłał w prezencie Cichal i poszła spać. Nie tyle poszła ile Basia ją odwiozła z Mokotowa do Śródmieścia. Ale rozstaliśmy się do jutra. A szczegółowe sprawozdanie z fotografiami będzie później.
Tymczasem nabieram sił na spotkanie z 18 paniami w „Różanej”. To będzie przeżycie!
ea21
Co ja tam bede gadal : jest pieknie !
Pogoda cesarska , swieci slonce, ze dwadziescia piec w cieniu. Lato w miescie i poza miastem . Ide sie wyprac;
Od niedzieli Okonie i inne Grube Ryby moga czuc sie zagrozone…
Plotek nie ruszam 🙂
Dopiero dzisiaj, gdy przeglądałem blog wstecz, zauważyłem nową blogowiczkę. Witaj Allgo. Jest tu sporo miejsca i dla Ciebie. Jeśli czytasz to i wypowiadaj się częściej. A gdy będziesz wybierać się w drogę na południe to, drogą pozablogową, służę precyzyjnym drogowskazem.
Drogi Gospodarzu- nie wiem,dlaczego naliczył Pan 18 dam
na jutro w „Różanej”. Ja doliczyłam się 14 biesiadników płci
obojga.Ale może są przewidziane jakieś siurprizy?
Czekam na zjazdowiczów.Zastawa rodowa na stole.
Niebo błękitne,pogoda,jak marzenie.Właściwie to można by zrobić
garden party. Tym bardziej,że nawet pies sąsiadów przestał ujadać
z wrażenia.
Jestem burak cwikolwy bez chrzanu. Wszystko z zabiegania przedwyjazdowego.
Panu Piotrowi wszystkiego najlepszego.!!! Sto lat !!!
Czyli bedziemy lowic podobnego sledzia: tyle ze ja w tlantyku
Ty w tlantyku a ja już w Morzu Północnym. I nie śledzia a dorsza. Ty ze Sławkiem, a ja z Basią, która nie znosi kołysania fal. Zobaczymy kto lepiej na tym wyjdzie.
A za życzenia dziękuję Ci raz jeszcze. I twierdzę, że kto się spóźnia ten zyskuje. Bo nie jest w tłoku, a solenizant cieszy się (już) potrójnie.
Nie moge sie polapac, czy Pyra ze swoja deska, miejsce zamieszkania i te inne na zachód od Wierzycy az do Swinoujscia to jest morena denna czy czolowa. Dzisiaj wychowywalem pania z Caritasu. Te z Filipin. Moja wieloletnia przyjaciólka z Warszawy, gwiazda warszawskiej palestry konsultowala mnie na okolicznosc rozwodu pani Caritasówki. Pani tak sie wzruszyla, ze az jej pociekly lezki po pieknej egzotycznej buzi.
Ja tylko zaznaczam, ze jak to mówili moi przyjaciele z Kijowa.
„Jeszczo nie wjelsia, jeszczo nie wpilsia.”
Mam na mysli pierwszy zalew orzechów na czerwcowa orzechówke
Juz nie pedzacy tego co to rozumiecie
Pan Lulek
Tu Pyra
Żebym nie smędziła nt Warszawy, Dorotol zabrała mnie na wycieczkę : byłyśmy w Centrum Italia – wielkim sklepie włoskim z włoską żywnością, winami, itp. Przytargałyśmy stamtąd znakomity, pszenny chleb, krojoną na przezroczyste arkusiki szynkę suszoną i salami peperoncino. Wszystko to plus czarne oliwki mamy teraz na talerzu, mamy też jeszcze pół butelki hiszpańskiego wina i bardzo dobre nastroje. Potem posiedziałyśmy godzinę w dzielnicowym parku, obserwując kaczki, ptaszki, dzieci i dorosłych, psy i co tam jeszcze było żywego.
Blog się międzynarodowo pasie 😀
Tu inwazja meszek ❗ Dołączyły do wściekle rozżartych komarów.
Wczoraj odnotowano jednego chrabąszcza majowego na haju 🙄
Stolyca mie zaskakiwa. A nawet zaskakuje. Kompletnie nieprzyzwyczajona, czy to czas taki, czy siaki (kto by sie tam przyzwyczajal, czas goni, czas goni!) wrocilam do domu w porze bardzo, z jedzenia nie powiem (foto-relacja bedzie).
No to „se” teraz dospie, pomyslalam. A guzik dospie! Pochwalilam sie dziewczynom, jak to w samym centrum, i jak tu cicho…no wiecie co?! Skaralo mnie za takie, w mieszkaniu pietro nizej REMONT, wala w moja podloge, a ich sufit jak w nie wiadomo co, zabralam sie za gazety,
A, dodam, ze komputer – myslalam – jest ugotowany, I bede musiala do kafejki. Normalnie goraco mu sie zrobilo 😯
Rozpalon, jak nie przymierzajac, Azja na Basie (rycerzy trzech…) 🙄
Zastanawiam sie, czy nie ubrac sie i nie wyjsc na spacer Nowym Swiatem. Do cholerska, chyba nie beda tlukli sie do polnocy?!
…no tak…boruja czyms w sufit albo co, slowo daje – rozbolaly mnie zeby! Tylko o tej godzinie to juz dawno powinno byc po pracach domowych…
Alicjo, wolno hałasować do 22. To teoria. Poznasz praktykę 😉
tu doku
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/PyraWBerlinie#
Haneczko,
u nas do 23-iej nawet halaski!
Ale ja tu, durna taka – no cicho tam, chce spac! Przed chwila z synem wlascicieli mieszkania rozmawialam, przyszywanym synem-Wojtkiem (Ottawa). Sie ucieszyl.
Alicjo,
A co Ty w domu robisz? Nie jesteś u Danuśki?
o diabli!
Zapukal ktos do drzwi (nie listonosz, nie o tej porze, ale dwa razy!)
No to w szlafroku … i usmiech, i pytanie – CZEGO?!
Szanowna pani, my tak bedziem do dziesiatej wieczorem walili, caluje raczki 😯
…ale bardzo ladnie, ze zawiadomil!
Jaka miła praktyka 🙂
dobrze że Pan napisał o pszczołach. Gdy one są zagrożone , zagrożony jest też człowiek. Są przecież naturalnym barometrem środowiska naturalnego. No i ta pszczółka Maja… 🙂
Czy Alicja już śpi? Haneczko – trzeba by opracować teorię do tej praktyki (tu mordka)
Alicja jest chyba jeszcze trochę między Światami 😆
Teoria? Uprzejmość nic nie kosztuje, a korzyści ogromne 🙂
Smętnie jakoś.
Wszyscy gdzieś są albo się wybierają, a ja robię w ogródku i przerywam oglądając serwisy informacyjne. Przykro patrzeć. Pięć kilometrów od wsi rodzinnej mojej LP puścił wał na Wiśle. To miejsce jest niżej biegiem i wyliczyli, że to jakieś dwa metry w poziomie do tej wsi, o którą drżymy. Planuje się ewakuować 1500 osób. Starczy? A ja przez godzinę podlewałem, bo przez ostatnie trzy tygodnie nie spadło tu nawet 20 mm. Przez suszę, ale przede wszystkim chłód ostatnich tygodni nic nie wzeszło z moich zasiewów. Trzeba będzie przekopać i siać od nowa. Ach, co wam będę …. zawracał.
Bawcie się dalej, a ja poczytam indziej gdzie.
Boruja to niech im idzie na zdrowie bo na rozum zbyt pózno. Marek dal noge no to moze byc zaskok. Nie moja sprawa. Ojciec Marceli byl krótko bo tylko jedna noc w laboratorium snu. Nie dacie wiary kto mu sie snil. Postac znana na blogu.
Plci damskiej. Przyniósl ksiazke na ten temat. Rozumiem teraz dlaczego on trzy razy powtarzal pozegnanie i udzielal blogoslawienstwa.
Wyrozumialy ale tylko z lekka
Pan Lulek
Tu Pyra
Wszyscy śpią, a mnie się nie chce spać. Wyłączyłyśmy już radio (dzisiaj był wieczór bluesa) spakowałam większość rzeczy, rano korzystając z ciepłej wody urządzę sobie jeszcze kąpiel (w Ośnie cd awarii), ponoć wyjedziemy dopiero po 16.00. Wygląda na to, że we wtorek mam autobus przed 6 rano, wtedy w domu będę ok 9.oo i wtedy zacznę koczowisko remontowe. Usunąć się z domu nie dam. Nie ma mowy. Jeżeli zacznę przeszkadzać, to się pospieszą z robotą.
Jotka
zakończyliśmy biesiadę w składzie: Danuśka, Barbara, Nisia, Jolinek, Krystyna, Małgosia, Włodek i ja.
Objedliśmy się jak bąki. Jedzenie i napitki przednie. Śmiechu i pogaduszek ciąlge nam nie dość, ale jutro też jest dzień.
Jutro na targach punkt kontaktowy przy stoisku Nisi.
To się Młodsza ucieszy 😉 Dobranoc.
Obecna!
Cały dzień nie miałam internetu, bo cos sie pozajączkowało, ale już jest.
Poza tym ogólnie się wszystko pozajączkowało.
Strzyga mi siadła na obfitym biuście i dusi. Albo cisnienie nie takie.
Czy ja już pisałam, ze szpital umieścił mnie (albo moje kolano) na liscie, znaczy jestem w kolejce do operacji kolana. Nawet termin wyznaczony. Dokładnie! 13 marca 2014. Muszę sprawdzić, czy to aby nie niedziela, chyba nie, bo w tym roku 13 marca wypadał w sobotę. Zdaje się, ze z powodu osiągnięcia wieku emerytalnego już mogę cierpliwie czekać. Śmiać się?
Tak, Żabo. Sardonicznie 👿
Juz od ponad 25-ciu lat pszczoly maja sie dobrze na dachu paryskiej Opera Garnier, a od konca kwietnia zamieszkaly na dachu nowej Canadian Opera Company w Toronto. Najstarszy tu hotel, Royal York, od lat juz oferuje swoj wlasny miod. Ciekaw jestem jaki bylby w smaku Miod Jontkowski czy Warszawsko-Jesienny. W koncu czerwca – Festival Zapylaczy, tutejsze pszczol, i nie tylko swieto.
Stara Zabo – bardzo Ci wspolczuje. To bedzie w czwartek. Dla pocieszenia dodam ze czasami ktos z operacji rezygnuje i zwalnia sie miejsce wczesniejsze. Poza tym, kto wie, moze w 2014-tym roku modele kolan beda nie z tej ziemi, napedzane energia sloneczna ? Cztery lata w kolejce to granda, nawet dla tych ktorzy biegaja zawodowo. Nic tylko bic i patrzec czy rowno puchnie. A zeby sprawiedliwosc byla, oplac swe podatki nie wczesniej niz w srode, 12-go marca, 2014.
Kurka siwa,,,
Srodek nocy, a ja sie obudzilam i nie wiem, co robic 🙁
Remonciarze faktycznie zakonczyli dzialalnosc okolo 23-ciej, *se* poszli, ja zasnelam na chwile, ale teraz gotowa na latanie po miescie 🙄 bylo jechac ze mna!
Jerzor napisal, ze „charuje” ciezko, spuscilam lagodne oko blekitu na to „c”, nie wiem, co on tam wydziwia, a bylo jechac ze mna!!!
Jak ja mam spac?!
http://www.youtube.com/watch?v=wsuRbAKgtF4&feature=related
A mowilam….
smutek ciazy na sercu jak kamien….
jedno serce, a smutku tak wiele.
http://www.youtube.com/watch?v=ajxXqYimorw&feature=related
Wyrwana z rytmu, tutaj 2-ga w nocy… chyba pojde dospac?
Jutro (dzisiaj) rano poszukam kolezanek na Targach i zebyscie sobie nie myslaly – juz ja was znajde!
AQle poki co – wyrko.
A ja slyszalem ze pszczoly emigruja z ula,jak sie sytuacja pogarsza.
O matko z curko , spac nie dajo!!!
Ja sie pochlastam tempym scyzorykiem,
Ide sie napic kawy , A co!
Caluje raczki !
Witam, życzę wspaniałego dnia i już lecę do pociągu Nie byle jakiego.
Tu Pyra
Żabo, przecież mówiłam, że miotła jako środek lokomocji pewniejsza, niż NFZ. A teraz serio – ponoc są centralne rejestry oczekiwania na zabiegi i np może się okazać, że w Pyrogrodzie, w szpitalu Degi czeka sie tylko rok, a w Zabrzu tylko pół roku. Trzeba (pogoń Szwagra) sprawdzić te rejestry.
Pyra zafundowała sobie noc z przygodami. Po pierwsze wypiła kawę szatana późnym wieczorem i potem nie była senna. Z rozsądku położyłam się o 1.00 i nawet zadrzemałam, nawet okno otwarte na przejezdną ulicę mi nie przeszkadzało. Nagle przyśniła mi się scena , jak z „Czterech pancernych” – huk, Berlin bombardowany. Zerwałam się, drugi huk , Światło! nikt nie bombarduje. Na stole leży przewrócony słoik z czarnymi oliwkami i blaszane pudełko z papierosami. Tak, tak, a ja dokumentnie zasnęłam ok 3.00.
Tu Pyra
Nocne bombardowanie Berlina urządził kot, którego nie wyrzuciłam wieczorem z pokoju, bo tak pięknie spał koło mojego tapczana.
Matka ty nie przesadzaj z tą 6 rano. Po południu też masz autobus. Z domu Cię wyrzucać nie będę – chyba że sama będziesz chciała się wyprowadzić 😉 Do twojego powrotu 1/3 remontu będzie skończona 😀 tak że zdążysz się jeszcze nacieszyć wdychaniem pyłu itp. I nie myśl, że będziesz sobie pichcić w kuchni – płytki tam położymy dopiero po twoim powrocie. Nastaw sie na jedzonko ze słoika 😀
Tu Pyra
Dziecię moje – Dorota nie znalazła innego autobusu, ale sprawdzimy na stacji wB. Mam co godzinę pociąg – nawet z czasem dojazdu 1 godz 13 min. ale za 159km życzą sobie 77 zł (z miejscówką) Za groma nie dam PKP 80 zł za odległość niecałych 160 km.
paOlOre ulegl poswieceniu. To znaczy poswiecil sie i na miejsce przywozi przyjaciela Marcelego. Odbiór goscia z glowy. Marcelego przebadali juz w laboratorium snu. Uparciuch powiedzial tylko, ze snila mu sie znana nam obydwu osoba plci damskiej.
Pogoda jak marzenie ale wieje z pólnocy
Pieknych swiatecznych dni zyczy
Pan Lulek
Pyra wysyłam Ci na pocztę rozkład jazdy PKS z Ośna
spotkanie było super … 🙂
napiszę jutro więcej bo w niedoczasie jesteśmy …
Marek wszystko załatwione … Twój telefon niedostępny …
W Warszawie slonce wstaje o wiele za wczesnie. Poza tym pelno go naokolo, wlazi we wszystkie trzy okna. Kordelka na glowe tez niewiele pomogla. W nocy pol Lysego, w dzien slonce – a mowilam, ze przywioze pogode!
Zamiast spac, zabralam sie za biblioteczke moich Gospodarzy. Maja wszystkie ksiazki Konwickiego, ktore ja mam (a mam chyba wszystkie!) oraz wybor pod redakcja Lubelskiego – „Wiatr i pyl”. No to sie do tego przyssalam, zamiast spac. A Pan Tadeusz mieszka tuz obok, jak mnie poinformowano tajnie przez poufne.
Wczoraj bylam na znakomitym obiedzie. Nie powiem, kto byl Gospodarzem a kto Gospodynia, zawiezli, odwiezli, a jakie szparagi zaserwowali (i nie tylko!), to ho-ho! Takich u mnie nie ma – bialych grubaskow, u nas o to nie dbaja i zazeramy sie zielonymi, bo nikt tego nie przykrywa. Roznica w smaku – kolosalna!
Fotorelacja bedzie po powrocie. Troszke sie zgapilam, bo powinnam byla poprosic moich gospodarzy o zostawienie kabelka, zebym mogla wrzucic zdjecia od razu…
O, kabelkow to ja tu widze od licha i troche, tylko sie nie znam, co od czego 😯
Jerzor jakby byl, to by sie rozeznal. Teraz mu zal, ze nie jest w Warszawie. A mowilam!!!
W mailu mi napisal, jak to ciezko pracuje w domu i co pod moja nieobecnosc (zaledwie dwudniowa, no, dzisiaj trzeci dzien) porobil.
Z listy wynika, ze powinnam wyjezdzac raz na kwartal, bo jak chlop sie nudzi, baby pod bokiem nie ma, to wtedy zabiera sie za robote. W przeciwnym razie liczy na to, ze baba sie zabierze. Za robote.
O masz… po dziesiatej, a ja jeszcze pod prysznic nie weszlam!!!
Lece!!!
Tu Krystyna
Przebywam od czwartku pod opiekuńczymi skrzydłami Jolinka i jest to sytuacja bardzo komfortowa . Nie znałam do tej pory Warszawy, a Jolinek jest doskonałą przewodniczką. Przy okazji odwiedza miejsca dawno przez nią nie widziane . Odwiedziłyśmy m.in. Park Łazienkowski, gdzie w kawiarni wypiłyśmy doskonałą kawę i zjadłyśmy naleśniki i truskawkami. Odwiedziłyśmy też restaurację ” Fiszer” przy placu Bankowym. Zamówiłyśmy szparagi z krewatkami i kaparami, ale okazało się, że są do krewetki, a szparagi są tylko dodatkiem. Ale danie było bardzo dobre, a przy okazji ustaliłam, że nie mam już uczuleniana krewetki.
Spokanie wieczorne u Danuśki było przeurocze. Wszelki opisy nie oddadzą atmosfery.
Dziś kolejny aktywny dzień . Zaraz wyruszamy na targi książki.
Do usłyszenia.
Ja tylko na chwilę. Ta śmieszna, dymiąca puszka do pszczół to podkurzacz. Mój tata jest pszczelarzem-amatorem od jakiś 30-tu lat a teraz zaraża tym Witka. Powoli, ale skutecznie…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Podkurzacz
Pyro, Cichalu- dziękuję za pamieć w podróży- cała i zdrowa na Podhalu- ale w przelocie. Miałam akcje u ojca ze strazakami- opowiem jak siędę przy kompie na dłużej.
Jak nadrobię zaległosci w czytaniu stuknę więcej. Pewnie koło srody.
Miejcie się dobrze.
Tu znowu ja. Wrzuce jakas urode na twarz i udam sie na poszukiwanie niejakiej Nisi.
Aparat nosze i przy pogodzie.
Jak przygoda to tylko w Warszawie, w Warszawie…:)
Lece!
Pyra odbierz pocztę
Pyro Młodsza – odebrałam, odpisałam. Bank będę załatwiała dopiero w Polsce, po 18 – 19.00
Tu Pyra
Ogłaszam, że Pyra z Dorotolem biorą urlop blogowy na kilka dni. Za chwilę przepakuję swoje lary i piernaty do innej torby, zmienię odzienie na wyjściowe i – żegnaj Berlinie, żegnaj Charllotenburg do następnego razu.
Pa.
tu dorotol, moze niekoniecznie urlop blogowy bo bierzemy sprzet i moze nam sie uda podlaczyc do internetu sasiadow
Donosze, ze od rana (przedpoludnia tutejszego, a od mojej nocy) ganialam z dziewczynami. Owszem, bylysmy w Palacu, ale glownie po to, zeby Nisi poprzeszkadzac w zajeciach (chwilke bylysmy, trzasnelysmy fotke) – targi zostawiam sobie serioznie na jutro, dzisiaj trzeba bylo sie nagadac – no i znowu czasu nam zabraklo 😯
Lece, bo jestem umowiona z towarzystwem blogowym u Bliklego (zaraz obok), a potem bierzemy taksowke i jedziemy na Rozana.
Se nie myslcie – czarne nylony i szpilki, a jak! Co prawda niby sie na burze zbiera, ale najwyzej zmokne i bedzie wesolo…
Donosicielstwo potem.
Puk, puk.
Jest tam kto?
Tylko ja…
Chwileczkę. Ja też jeszcze jestem ale za chwile ruszam do boju czyli do „Różanej”. W odróżnieniu od dziewczyn z Berlina swoje Lary i Penaty zostawiam w domu , by strzegły domostwa i spiżarni.
Apaw! Rany Boskie! Czy Jasiek się palił?
Marku. napisałeś, że „caluje raczki”. Ja je wolę jeść! Chyba, że chodzi o „te” Raczki… no…bo ja wiem…:))
A, witam czeredo!
To tylko z doskoku, bo jestem an tarasie i buduję moją pergolę.
Cichal, mieszkasz wysoko i woda tam nie podejdzie, ale tu w TV pokazują obrazki, że niech to jasny gwint. Apaw miała nie z jaśkiem, ale na pewno z jakąś przeprawą. Ciekawym co tam u Nemo, z jej podróżą da Sanoka, bo wszedzie wysoka woda.
Uciekam do pergoli.
Korzystam ze stałego łącza więc prostuję.
Nikt się nie palił- wręcz odwrotnie- Ojciec mógł się najwyzej utopić – ale jakby się położył na podłodze. Żart, ale na poważne – mieszkając na górce wcale nie jest bezpiecznej niż w dolinie. Duże opady spowodowały, ze w zaoranych polach- powyżej działki uworzyły się tory wyścigowe dla wody, która gnała w wielka prędkością prosto na podwórko- do garażu i domu. Gdyby nie zrobił ganka od frontu wystarczyłoby otworzyc drzwi na przestrzał i niechby umyło podłogę… ale perspektywa gonienia za gankiem na sasiednie pole nie wydawało się zachęcajace więc już lepiej było kopać całą noc w kamienistym podwórku. Nad ranem przyjechali strażacy i dokończyli dzieła. Powyżej działki powinien być rów odprowadzający wodę na boki. U sąsiadów osunęła sie ziemia i jechali z garażem jak na sankach. Dużo skarp w okolicy pourywanych. Najgorsze to, ze znowu leje.
Dorotol- lubię Zaczarowaną dorożkę.
a tu inny – mało powodziowy ale zawsze.
Niedziela nad Wisłą
Już się wezyscy zgodzili:
szwagier, ciocia, teść,
że w niedzielę najmilej
po tym moście się przejść,
a ja mówię do Zośki,
że też zgadzam się z tym –
i na Śląsko Dąbrowski
co niedziela jak w dym:
Wisła płynie, płynie, płynie,
pod mostami srebrzy się.
a wiatr gra na okarynie
dla kochanej rzeki swej;
chodzi słońce po wiklinie,
błyska słońce znów i znów;
Wisła płynie, płynie, płynie
jak melodia do twych słów.
Mnie nie trzeba za wiele,
taki jestem od lat:
trochę słońca w niedzielę,
żeby słońce i wiatr;
lubię patrzeć z uśmiechem,
lubię w dal i na wprost,
lubię z mostu na rzekę,
lubię z rzeki na most:
chodzi słońce po wiklinie,
błyska słońce znów i znów;
Wisła płynie, płynie, płynie
jak metodia do twych słów.
Pod Krakowem – przez wioskę,
pod Toruniem – przez las;
nie najlichsza – Pod Płockiem,
nie najbrzydsza – gdzie Gdańsk;
gada falą złotawą,
taką znaną – jak twarz;
ale tu, pod Warszawą,
jak pod sercem ją masz:
Wisła płynie, płynie, płynie,
pod mostami srebrzy się,
a wiatr gra na okarynie
dla kochanej rzeki swej;
Konstanty Ildefons Gałczyński
Apaw! A dajże jakieś zdjęcia, bo wiem żeś w tej materyji jesteś majster nielada!
Pozdrowienia dla Majowego Zjazdu Warszawskiego. Zdrowie Uczestników !
Cichal- nie pisze się ewenement tylko Ewanement 😉 Młodzież mam ok byle wnuki też miały kindersztubę. Ale to lata pracy….
Już kocham Cię tyle lat naprzemian w mroku i w śpiewie.
Może to już jest osiem lat…
Tez KIG
Cichal- jesteś zawsze elegancki w stosunku do dam – ale z góry dostać taką wysoką notę! Dzięki. Nie wiem jak to się robi i nie mam foto- skrzynki.
Tak samo jak po śląsku nie pisze się jo, Anna, ino Joanna…
Apaw. Zainstaluj sobie Picasa3. To samo robi!
Najbardziej na miejscu to będzie jakaś prośba o słonko
Pieśń o pogodę
Autor: Karpiński
Dosyć, Boże, deszcze lały!
Twoje się dzieci zebrały,
Proszą od ciebie pogody:
Błyśnij słońcem, spłyną wody!
Spojrzyj na niwy zgubione,
Na sługi Twoje strwożone,
Wróć plon, który nas posili,
Ażebyśmy Ci służyli.
Idzie dysc, idzie dysc, idzie sikawica
Idzie dysc, idzie dysc, idzie sikawica
Uleje, usiece, uleje, usiece, uleje, usiece Janickowe lica
Uleje, usiece, uleje, usiece, uleje, usiece Janickowe lica
Nie lej dyscu, nie lej, bo cie tu nie trzeba
Nie lej dyscu, nie lej, bo cie tu nie trzeba
Obejdź góry lasy, obejdź lasy góry, obejdź lasy góry, nawróć się do nieba
Obejdź góry lasy, obejdź lasy góry, obejdź lasy góry, nawróć się do nieba
http://www.foto.podhale.pl/ jak komu się chce ogladać powodz
http://praktycznyprzewodnik.blogspot.com/2010/05/zdjecia-wisly-powodz-2010-krakow.html
Gości wyprowadzić – krzyknął Alain – i „Różana” opustoszała. A co tam było i kto tam był, a także co się jadło i piło, będzie w spec-relacji ze zdjęciami. Jedno Wam powiem: żałujcie, że Was tam nie było. Takiego towarzystwa dotąd „Różana” nie gościła. Ale odtąd będzie. I pewnie co roku będzie coraz większe. Ale powściągam reporterskie zapędy, by mieć o czym pisać w relacji. A chyba nie będę jedyny.
Gospodarzu- z zaciekawieniem przeczytałam dzisiejszy wątek. Wyglada na to, ze ludzie mają się lepiej niż pszczoły. Nie każdy „truteń” jest mordowany i mało pracowite okazy przetrwają pomiędzy robotnicami. Królowe wszędzie mają się jednakowo dobrze.
Za wikipedią- przepraszam za użycie niezrozumiałych słów
Truteń – samiec pszczoły miodnej. Zwykle trutnie rozwijają się z jaj niezapłodnionych i są haploidalne.
Trutnie mogą się jednak również rozwijać z jaj zapłodnionych, z zygot homozygotycznych pod względem alleli płciowych i są wówczas diploidalne. Ich rozwój zarodkowy przebiega normalnie, larwy nie są mniej żywotne od larw trutni haploidalnych, ale wkrótce (ok. 6 godzin) po wykluciu się z jaj zjadane są przez pszczoły robotnice.
Masa ciała trutnia wynosi ok. 260 mg, długość 15-17 mm. Trutnie pojawiają się w ulu na wiosnę i są usuwane przez robotnice na jesieni; średnio w ulu jest ich ok. 2,5 tys. Do czasu lotu godowego pozostają zupełnie bezczynne, nie pełnią żadnych funkcji społecznych. Ich jedyną funkcją jest dostarczenie królowej nasienia. Odbywa się to w czasie lotu godowego, 6-20 metrów nad ziemią (czasami podawana jest wysokość do 50 m), zwykle w pogodny wiosenny dzień. Trutnie żyją w lecie 2-3 miesiące, gdy zaczynają się chłody, są przepędzane i w krótkim czasie giną z głodu i zimna. W normalnej rodzinie pszczelej trutnie nie zimują.
Tylko toast wznieść- niech żyją !
Tak się tym wszystkim podkręciłem, że rzuciłem się w piekarnictwo. Pierwszy raz zrobiłem pszenno-żytni chleb z zielonymi oliwkami (z czarnymi to rutyna) i ciasto drożdżowe z żurawinami i suszonymi śliwkami. Dorzuciłem trochę imbiru, gwozików, wanilii, kardamonu, gałki muszkatałowej i wanilii. Wszystkiego śladowo ale i tak pachnie jak port na Arubie!
http://picasaweb.google.com/cichal05/ChlebOliwkowy#
http://www.truten.pl/multimedia.html
fragment 2 występu dla pijących
Łod dzisiok jezdem cłek z dusom! Hej
Cudowny kabaret. Prawdziwy Truteń. Na jednym ze zdjęć ks. Biskup i Kwaśniewski. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Natomiast z satysfakcją zobaczyłem Czubrnatkę. Hej! Zbójowało się ze śterdzieści roków temu…
Czubernatkę. Tak popularnie nazywano góralską poetkę, pisarkę aktorkę estradową, Wandę Czubernat
W tfurczej męce zaczyniłem następny chleb (oszalałem) pełnoziarnisty na kwaśnym mleku z oliwkami(?)
Apaw,
Moja p.o. teściowej mieszka we Wrocławiu na Kozanowie…
Jeszcze jej nie zalało.
A swoją drogą, ludzie nie przestają mnie zadziwiać:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7920657,Powodz_we_Wroclawiu___relacja_na_zywo.html?as=1&startsz=x
19.00 Gapie, grillujący i ci bez rozkazu
Na Kozanów, może z powodu wyjątkowo ładnej pogody (po raz drugi Wrocław zalewa powódź w słoneczną, ciepłą sobotę), ściągnęło mnóstwo osób, które nie chcą pomóc, a tylko sobie popatrzeć. Jedni to nawet rozłożyli się w dobrym punkcie obserwacyjnym i grillowali w najlepsze.
Przyjeżdżają całe rodziny z dziećmi na rowerach.
Albo żołnierze. Widzieliśmy ich grupę odpoczywającą na trawie. Godzinę, drugą, wreszcie spytaliśmy, czy nie mają co robić. „Rozkazu nie było” – odpowiedzieli.
Z drugiej strony – mieszkańcy Kozanowskiej walczą przez cały czas o swoje domy. I bardzo by chcieli, by ktoś nimi pokierował. Ale nikt nie tego nie chce podjąć.
fraszka rubaszna
dla gospodarza
(spoznione,acz serdeczne zyczenia zdrowia i niejednego trojniaka)
sursum corda trutnie!
w ciechocinku albo brudnie!
acz bezwzglednie i wiertunie
los dotyka nas okrutnie!
siup i morda!
sursum corda!
Dzięki za życzenia byku. Dziękuję jakem Byk (zodiakalny).
Żeby utrzymać sie w temacie:
Żyj Piotrze lat 100
Jak rybka w H2O
A gdy życie będzie dla Cię jak macocha
Utop swe troski w C2H5OH*
*moze być z sokiem malynowym…
zodiakalny Blyźniak!
U nas stan tez zwiekszony, Jeszcze nas nie zalalo ale wszystko jest na najlepszej drodze. Gumowce i buty do szyi zaczynaja byc w cenie. Nie takie numery mysmy odstawiali, odstawimy i to. Koniec konców w poblizu stacjonuje pulk saperów. poOLOre zainstalowal kamera dzieki której moze zdalnie lustrowac stan zapasów w lodówce i zamrazarce. Na dokladke w przyszym tygodniu przyjezdza zagraniczna ekipa celem doprowadzenia ogródka do wzorowego porzadku.
Zycie trutnia pod opiekunczymi skrzydlami Caritasu jest zupelnie znosne. Pytanie brzmi natomiast co wyrasta z owadów karmionych kremem miodowym.
Z moim przyjaciele Kazimierzem z Katowic usilujemy rozwiazac ten problem metoda eksperymentalna
Z zyczeniami dobrej nocy, kresle sie
Pan Lulek
Baba durna 🙄
Napisalam sprawozdanie, nie skopiowalam, no to mam, ze nie mam 🙁
Melduję się pozjazdowo – było „odjazdowo”, wprost cudownie. 😆 Dziękuję za cudowny dzień. 😆
Całe Blogowisko jest wspaniałe – proszę mi nie „furczeć”, że uprawiam lizusostwo. Mądre Blogowiczki z p.Basią na czele stwierdziły, że trzeba mówić ludziom jak bardzo się Ich ceni. A ja od kilkudziesięciu lat robię to, co mi radzą mądrzy Ludzie, o !
Już żałuję, że Żabie Błota są tak bardzo daleko. 🙁
Pociąg miał jechać do Bielska-Białej ale, niestety, Katowice były stacją końcową (podmyło tory) a pasażerów do B-B, obsługa pociągu zaprowadziła do podstawionego autokaru. Chwała Inter-City za dobrą organizację.
…tak czy owak posprawozdawam wczesniej czy pozniej, i naplotkuje, jak to ja 😉
Ale pieknie dzisiaj bylo i wszystkim bardzo dziekuje za wszelkie okolicznosci blogowego zycia.
Kilka osob znalam z wczesniejszych zjazdowych, ale jakze milo bylo poznac nowych!
I wspominalismy dzisiaj pierwszy Zjazd z Kornika – i komentarz Pyry – wiecie co? Te ludzie sa takie, jak pisza!
Cos w tym jest… jak sie siedzi przy stole 😉
O matko! polnoc minela, mam spac!
Ja nie pamietam, z kim sie naumawialam (Jolinek), ale zywa bede mniej wiecej po 10-tej.
…Zgago… a treaz mnie piecze, bo moj organizm tego nie przyjmuje, chocby najlzejszego slodkiego. Piotr namowil do grzechu!
Alicjo, sorry, to niechcący. 😉
A teraz też już idę pospać. Życzę wszystkim Blogowiczom dobrze wyspanej nocy – bez względu na długość i szerokość geograficzną. 😆
Dzięki Cichalu. Także za książkę. Już mnie wciągnęła na oceany świata.
Dzień dobry, zanosi się na naprawdę piękny, słoneczny i ciepły 🙂
A co do spotkań zjazdowych, to słów brak żeby opisać, było wspaniale, było pysznie, wesoło i gwarno! Dziękuję Wszystkim 😀
Znów ożywił się gościnny stół Danuśki, rozciągający się stosownie do okoliczności, tym razem przyjął ośmioro gości i jeszcz było trochę luzu.
Jak zwykle pyszności kusiły, świeżo wędzone rybki od słynnej pani Zosi, przytargane przez Nisię, pasztet – dzieło równie słynnego Włodka-Pasztetnika, urocze miniaturowe przekąseczki na koronkowo zapieczonym parmezanie – dzieło Małgosi, sałatka ryżowo-jarzynowa i wspaniale zapiekane szparagi – dzieło Danuśki, no i zapowiadane moje rożki szpinakowo-fetowe, w nieco innym kształcie. Deser przyćmił wszystko – ciasto orzechowo-miodowo-kremowo-budyniowe, z ciemną czekoladową polewą, przybrane wiśniami, pycha, nad pychami, dzieło Jotki, która jadąc do Warszawy jeszcze zdążyła gdzieś w rowach nazbierać dorodnych truskawek 🙂
A wczorajsza „Różana”, to wzruszenia i radość spotkania, smakowanie, łasuchowanie, a wszystko w niezwykłych, prawdziwie różanych okolicznościach. No po prostu brak słów… A, to słodkie – co to Alicja tak niechętnie – to był tort bezowo-daktylowy i bezowo-kawowy – poezja smaku i popisowy deser Różanej 🙂
Dzień dobry,
Ja już nie jestem zielony, jestem siny z zazdrości, że mnie tam nie ma. Trudno, sam jestem sobie winien, że w pewnym okresie życia pomyślałem, żeby sobie wybrać zawód, który dla innych jest przyjemnościowym hobby.
Czuję stały niedosyt sprawozdań z majowego zjazdu, dla uczestników wszystko jasne, ale dla nas, oddalonych, za mało z waszej strony donosicielstwa.
Nawet nie ma pełnej listy uczestników. Co z Aliną? Miała być. Nie odzywa się na blogu. Dojechała?
Tutaj 4-ta rano. Dopiero dojechałem do domu. Idę spać.
Zrobiłem sobie wycieczkę do City, niestety nie do City of Warsaw. 🙁
Dobranoc, Dzień dobry. 🙂
ja tylko zamelduję, że Krystyna odprowadzona na pociąg jedzie do domu …
przeczytam zaległości i może dodam swoje 3 grosze …
2010-05-23 o godz. 10:16
Jest, jest Alina. Będzie ją widać na zdjęciach z ?Różanej?. Przyjechała objuczona prezentami (dziękuje za Prunelle de Bourgogne) i była towarzyszką rozmów z Alainem, ponieważ wśród nas francuskojęzycznych jest niewielu (Basia A. siedziała na końcu stołu). A teraz lista obecności: Danuśka z Alainem, Alina, Zgaga, Jolinek, Basia A., Nisia, Włodek, Małgosia W., Barbara, Krystyna, Alicja, Jotka i ja. Razem powinno być czternaścioro.
Każdy jadł co chciał czyli wspaniałego tatara z żółtkiem i dodatkami, grzankę z móżdżkiem cielęcym, naleśniki z krewetkami, pierogi z cielęciną, placki ziemniaczane na chrupko z kawiorem i łososiem, filet z suma na szpinaku, karp królewski z prawdziwkami na śmietanie, złocisty kurcak faszerowany no i wspominane już wcześniej przez innych torty.
widzę, że mało było sprawozdawane … a właściwie każdy powinien coś napisać bo spotkanie przebiega w podgrupach … wspólne było tylko biesiadowanie w Różanej … Piotr obiecuje, że je opisze to się na razie powstrzymam ze swoim komentarzem by uzupełnić potem wpisami moje warażenia … jedno mogę napisać … spotkanie było urocze, sympatyczne, wesołe, smakowite, i bardzo blogowo rodzinne … 🙂
Krystyna też na pewno napisze jutro o swojej wycieczce do Warszawy to ja na razie tylko napiszę, że bardzo się cieszę z tego, że mogłam gościć Krystynę … myślę, że miałyśmy szansę się lepiej poznać i szczęśliwie dla nas obu nasze charaktery się uzupełniały co dało nam możliwość spędzić razem bardzo ciekawie i intensywnie ten krótki czas jej wizyty u mnie …
wieczorem w planie teatr z Alicją i Danuśką …
Oj, było naprawdę miło i sympatycznie, no i oczywiście pysznie. Ja jeszcze dodam do wczorajszego menu z Różanej mleczna cielęcinę w wieńcu z marchewki i pierożki.
Po tym obfitym obiedzie 8 osób udało się jeszcze na spacer na Plac Zamkowy, po drodze zbaczając na most Śląsko-Dąbrowski by zerknąć na wezbraną i groźną Wisłę, a potem dokończyć plotki przy winie i piwie.
Uwaga … Uwaga …
jutro, w poniedziałek nasza Nisia będzie w telewizorze …
o godz. 7.40 w programie pierwszym TVP w „Kawie czy herbacie” Nisia da wywiad dla mas …. 🙂
Nowy, masz towarzystwo, też zieleniałam.
No i zrobiłam się wściekle głodna ❗
Jolinku, masa dziękuje za informację 😀
jeszcze jedna informacja ..
idziemy sobie całkiem spokojnie Nowym Światem … Krystyna, Małgosia i ja by odprowadzić Alicję do domu a tu Miś dzwoni z daleka i melduję, że jest w siódmym niebie … a potem mój telefon komórkowy na Nowym Świecie w Warszawie połączył Alicję z Kanady z Misiem we Francji … 🙂
Jolnku, jednym słowem same miłe sploty okoliczności zjazdowych 😀
Witam i życzę wszystkim tak słonecznego dnia, jaki ja mam za oknem. 😯
Właśnie przed chwilką skończyłam zdawanie relacji (pół godziny) mojej Starszej, która mnie, przez ostatni miesiąc, stale dopingowała do udziału w zjeździe. Zawarły z Siostrzenicą „tajny pakt”, żeby mnie wreszcie wypchnąć z domu. Tym bardziej, że stale słyszały, jak jestem zachwycona ludźmi z blogu. Faktem jest, że jeśli „Bóg da a partia pozwoli”, to w przyszłym roku już sobie zorganizuję kilkudniowy pobyt, bo mam ogromny niedosyt słuchania i gadulenia z pozostałymi „podgrupami”.
Jeszcze raz dziękuję Zjazdowiczom warszawskim za dobrą energię, którą naładowali blogowego „ćwoczka”.
Żeby sprawozdawczości stało się zadość, to uprzejmie donoszę, że dzięki Jotce mogę odłożyć kroplomierz do pigwówki. 😆 Dzięki Danuśce będę miała okazję poznać smak cytrynówki 😆 Dzięki Alinie mam zapas ziół prowansalskich. 😆
Teraz już lecę do zamrażalnika podeliberować, co miałabym ochotę zjeść na obiad. 😆
Cichal, Twoje dzieła piekarnicze, to istny majstersztyk.
Kapitanie Cichalu, dziękuję Ci za wysiłek włożony w zdmuchnięcie cesarskiej w naszą stronę. 😆 😆
Tym bardziej, że oprócz nas przyda się ona i reszcie Kraju, bo wody zaczynają nareszcie opadać.
Właśnie czytałam, że w Warszawie przy ul,Zamoyskiego powstała wyrwa w wałach.
Zgago, trochę tej dobrej energii przenika przez ekranik komputera i wywiera
pozytywny wpływ również na nieuczestniczących w zjeździe,acz kibicujących
życzliwie bywalców blogowych. Miło jest czytać Wasze sprawozdania! Miłego dnia i pięknej pogody Wszystkim.
Już wiem co będzie na obiad, dlatego pozwolę sobie jeszcze nastukać coś z „innej beczki”. Kilka dni temu usłyszałam w TOKu i przeczytałam w GW, że w Warszawie odbywa się kongres „Wolność w nowoczesnym świecie”, gdy przeczytałam jakie tematy będą poruszane na tym kongresie i że jest to kongres otwarty, czyli za niewielką opłatą możę przyjść każdy, to bardzo zazdrościłam mieszkańcom Warszawy. A dziś trafiłam na stronę kongresu i już nie zazdroszczę, bo mogę posłuchać. 😯 Dla zainteresowanych podsyłam sznureczek :
http://wyborcza.pl/0,106790,7898278.html
Wiwat internet !!!! Już idę posłuchać.
A w Warszawie właśnie sobie popadało 🙁
Tylko przestałem dmuchać i masz ci, deszcz.
Po wczorajszych opowiadaniach o trutniach i Panalulkowym wpisie a propos, przypomniałem sobie, że parę miesięcy nazad, szeroko opowiadałem o tym jak się sporządza Zemstę Szalonego Kapitana Trutnia. Jest to nieswoista mieszanina 50% rumu Kapitan Morgan (mój serdeczny przyjaciel) z miodem, ale nie spadziowym, bo się słoik roztłukuje ładnie (nawet jak Ci łyżka spadnie) Dodać można parę kropel limonki. Nazwa tego specyjału jest autorstwa miłości mego życia, która niewiele godzin później rzuciła mnie jak psa w ciemną listopadową noc…
Nic to! W ramach tłumienie zielonej zazdrości wykonałem jeszcze dwa wypieki: chleb na kwaśnym mleku z oliwkami i ciasto drożdżowe z żurawinami. I co się porobiło. Pomimo identycznej receptury i wypieku, to drugie wyrosło 2x mniejsze! Dlaczego???
http://picasaweb.google.com/cichal05/Chle#
Cichalu,
a jakiej mąki używasz do pieczenia chleba?
nota bene:
wg niemcow pszczoly atakuje grzybica;
tej zimy wymarla jedna czwarta stanu.
Małgosiu. Pszennej, razowej i żytniej. Tutaj się nazywają: All Purpose Unbleached lub Bread Flour, Whole Wheat i Rye Flour. Żongluję proporcjami w zależności od przepisu lub fantazji. Najlepsze wychodzą z 1cz. żytniej + 2cz. pszennej i 1cz. razowej, pełnoziarnistej.
Apaw – dzieńdobry! Co nowego u Młodzieży? Jak Tato zza Działu?
No, szkoda, ze mnie tam nie bylo. Poczekam do wrzesnia.
Teraz u mnie pracowicie, bo szykuje gril na czwarta, u corki.
Szaszlyki w zalewie, zaraz zaleje swierze sardynki. A to mowie wam, pychota!
Jak stare chlopy na weselu wzielim z Kazikiem po jednym zubrówki z trawka w srodku, potem dla uzyskania pelnej równowagi po drugim a na koncu dla zlapania pelnej równowagi poprawilismy. Teraz ja przeszedlem na z góry upatrzona pozycje a Kazik poszedl na lów. Maskujaca nazwa, jak jezdza autobusy za tydzien.
Cesarska ale spod jednej chmurki kapnelo kilka kropel.
Pan Lulek
Widzę, że liczba zzieleniałych stale rośnie. Nic dziwnego, zwłaszcza po opisach Gospodarza, Zgagi, Jolinka, Małgosi – wszystkim dzięki… , a jeszcze nie było fotek.
Ale u mnie nawet krzty zawiści, przeciwnie, cieszę się bardzo, że Wam tak dobrze i smacznie.
Ja dzisiaj mam gości na kolacji, niestety zbyt dla mnie ważni, żeby eksperymentować, a jednocześnie mało wybredni. Pojadę więc jakimś pieczonym kurczakiem z czymś tam.
Jeśli się uda, to zrobię jakiś fotodowód.
Wróciliśmy na własne śmieci. Było wspaniale. Niech świadczy o tym fakt, że mój Pasztetnik zaczął się już umawiać z Paniami Blogowiczkami na zjazd wrześniowy. Zupełnie zdaje mu się nie przeszkadzać, ze ja w tym czasie mam konferencję 😯
No, nie wiem czy mam się z tego cieszyć? 🙄
jednak mając do wyboru cieszyć się czy sie nie cieszyć, wolę to pierwsze 😆
Jotko, popieram Twój wybór ale ….. tę konferencję masz w sobotę i niedzielę? Może tylko w sobotę i będziecie mogli choć na niedzielę podjechać do Żabich Błot ?
A’propos, Żabo, gdzie jesteś ?!?!?!!! Ogromnie się stęskniłam za Tobą. Mam nadzieję, że czujesz się dobrze.
Za dobre zdrowie całego Blogowiska przy wtórze pięknie śpiewających różnych ptaszków, których śpiewy słyszę dzięki „cesarskiej” ! 😆
Ale mam koncert. 😎
Danuśka, cytrynówka jest doskonała. 😆
W ramach deszczowej poezji
Adam Asnyk (1838-1897)
Ulewa
Na szczytach Tatr, na szczytach Tatr,
Na sinej ich krawędzi
Króluje w mgłach świszczący wiatr
I ciemne chmury pędzi.
Rozpostarł z mgły utkany płaszcz
I rosę z chmur wyciska –
A strugi wód z wilgotnych paszcz
Spływają na urwiska.
Na piętra gór, na ciemny bór
Zasłony spadły sine,
W deszczowych łzach granitów gmach
Rozpłynął się w równinę.
Nie widać nic – błękitów tło
I całe widnokręgi
Zasnute w cień, zalane mgłą,
Porżnięte w deszczu pręgi.
I dzień, i noc, i nowy wschód
Przechodzą bez odmiany –
Dokoła szum rosnących wód –
Strop nieba ołowiany.
I siecze deszcz, i świszcze wiatr,
Głośniej się potok gniewa,
Na szczytach Tatr, w dolinach Tatr
Mrok szary i ulewa.
(30 VII 1879)
a tutaj jeszcze piosenka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WKxYZeMWxtE
Z listy wynika, ze Kapitan ma jutro urodziny
Jako, że jutro będe w pracy dzisiaj już wznosze Cichalu toast urodzinowy za Twoje zdrowie- dużo radości i wspaniałego przyjęcia z Wnukami (bo juz chyba dotarliście).
Na południu nie pada to i humory dobre, Młodzież ok
Miłego wieczoru Wszystkim Blogowiczom
Kiedy uśpiłam Zazę powiedziałam do doktora „ale przynajmniej konie zdrowe”,
chyba w złą godzinę.
W ubiegłym tygodniu Silver miała paskudny ropień (-nie) na szyji (oficjalna terminologia: w części przedniej), w piątek wieczorem doktor jej to poprzecinał, ropa siknęła, od razu zaczęła lepiej oddychać i poweselała. Dzisiaj rano kucyk Szronek, wydawałoby się zwierzątko nizniszczalne i pancerne, leżał na pastwisku plackiem, nie reagując na zaczepki kolegów. Z dużym trudem udało się go sprowadzić do boksu, potem trzy godziny szukałam sprawnego weta. W końcu jeden przyjechał, coś tam dał (nawet wiem co), wyglądało, ze może pomoże, ale za chwilę znowu było źle. Kucyk próbuje wstać, podnosi się na przednich nogach i przez tłusty zad wywraca się na grzbiet, czterema nogami do góry. W końcu udało mi się dodzwonić i ściągnąć mojego najbardziej uważanego doktora, z którym znam się od czterdziestu lat ( minus dwa i pół), jeszcze z epoki PGRowskiej. Ten orzekł, że te zaburzenia nerwowe mogą być albo od kopniaka (w głowę np), albo może być to tężec, ale raczej nie, chociaż objawy podobne. Kucyk przy próbie zmierzenia temperatury wypadł z boksu na podwórko i dość dużo czasu i wysiłku zajęło mam wsadzenie go do boksu na powrót. Porusza się głównie do tyłu, fikając koziołki przez zad.
Przy tym wszystkim jest potwornie silny i sprężysty, nie dało rady zrobić mu zastrzyku dożylnie. Ja rozumiem, ze jak się nic nie hoduje to nic nie choruje i nic nie zdycha, ale już mam nieco dosyć!!!!
O, Żabo, jak mi ogromnie przykro. Faktycznie o wiele za dużo paskudnego w tak krótkim czasie Cię spotyka. Będę zapamiętale „trzymać”, żeby Twoi wszyscy podopieczni wyzdrowieli i już w tym roku, nie przysparzali Ci żadnych zmartwień.
-szyi – miało być
Oj Żabo, jak nie urok to przemarsz wojsk! Trzymaj się, jutro będzie lepiej!
👿
I jestem znowu, i mam cioś na temat wpisu Gospodarza.
Zajechaliśmy pod dom córki z rzeczami do grilowania, a tam rój pszczół. Na świerku nieopodal całe chmary tego i odpowiedni szum. Ani chybi, pszczoły się roją, bo ciepły i słoneczny dzień. Mimo, że to typowa szeregówka, to nikt z sąsiadów tego jeszcze nie zauważył. Zadzwoniłem pod 112, to jest ten alarmowy u nas i przekazuję co widzę. Gość z drugiej strony się pyta, czy jest jakieś zagrożenie i domaga się moich danych. Przekazuję i tłumaczę, że zagrożenia nie widzę, ale że nie można niczego wykluczyć. A on mi, że wysyłał dziś już nie jeden raz pszczelarza do podobnych akcji, a potem się okazało, że pszczoły pociągnęły dalej. Zgodziliśmy się na to, że on zadzwoni gdzie należy. Za kwadrans była odpowiedż, że pszczelarz jest w drodze. I przyjachał faktycznie, a pszczoły jeszcze były. Sąsiad miał drabinę na osiem metrtów, specjalista przywiózl kontenerek na jakieś 50 l, wlazł na drabinę, zawiesił w gałęziach kontener, pobrał królową, włożył do kontenera i nakrył pokrywą. Kontener, taki jak do śmieci miał nawiercenia, dla dostępu powietrza, ale przedewszystkim na dole duży otwór. Widać było, jak pszczoły tam wchodziły, do ich królowej. Jak ok. 20.00 odchodziliśmy, stale jeszcze krążyło parę pszczół, a pan bartnikjuż był w akcji w następnym miejscu. Przypuszczam, że wieczorem odbierze nową rodzię.
A gril jak gril. Kilo sardynek poszło jednym cięgiem.
A „coś” mi mówiło, że Żabia oszczędność w blogowych wpisach, nie wróży nic dobrego. Miałam tylko nadzieję, że „coś” mi głupio podpowiada.
Cholera, Żabo,
czego to można przeżyć z końmi?
Mam nadzieję, że przejdziesz wreszcie na prostą.
W tym sensie życzę wszystkiego najlepszego.
Dziekuję Apaw. Jesteś Pierwsza! Jestem z Krakowa i w zasadzie urodzin nie obchodzę, ale jak się weszło między wrony?Przyjechaliśmy już do wnuków. Na podjeździe przywitał nas napis: Happy Birthday Dziadzia (tak mnie ochrzciły wnuczęta) Wieczorem ma być uroczysty spęd okolicznych sąsiadów pt Grill of Dziadzia?
Kapitanie Cichalu, ale jutro będzie tęgie picie blogowe. 😆 😆
Cichal, awansem wszystkiego najlepszego, silnych wiatrów!!!! Niech Cygnet Cię jeszcze długo nosi po falach!
Jutro będą życzenia właściwe i toast 🙂
Pepegor, to tak jest – kilka lat spokoju, nic się nie dzieje, albo bardzo mało a potem – łup! – akumulacja! Trzeba to przeczekać i przeżyć, ale trochę trudno.
Dla Kociarzy! Nazywa się Maki-Maki (?) Kot wnuków. Abisyńczyk.
http://picasaweb.google.com/cichal05/Kotka#
Dorota z Poznania u Ewy z P.
Żabo, pozostaje mieć nadzieję, że to koniec złej passy. Życzę wytrwałości i hartu ducha mimo wszystko (chociaż Tobie go chyba akurat nie brakuje). Będzie dobrze!
Cichalu, jak przystało na kociarę, bez kotów, jestem zachwycona wszelkimi kotami, kotkami i kociętami. No może poza tymi zupełnie łysymi, choć podejrzewam, że jakby mi się taki trafił, to po kilku dniach też by mi się spodobał. 😆
Od kilku lat, mam tylko kalendarze z kotami – jak nie mogę mieć żywego, to przynajmniej mam co miesiąc innego. 😉
Bardzo fotogeniczny kotek Cichalu!
Wracając do mąki chlebowej, ja też często piekę z takiej gotowej mieszanki pszenno-żytnio-orkiszowej.
Wskakuję w nocny garniturek i życząc Blogowisku spokojnej nocy i dobrych snów, idę spać. 😀
Małgosiu! Przy mojej produkcji (przyjacioły się podpinają) bym nie wyrobił na kupnych mieszankach. Kupuję duże wory na promocjach. Jam emeritus, Młoda damo…
Cichalu, jam dopiero początkująca piekarzowa 🙂
Nareszcie udało mi się usiąść przed komputerem.
Tyle się działo przez te ostatnie dni ! Dzięki tym wszystkim blogowym spotkaniom jestem w iście majowym nastroju. Po prostu radośnie mi w duszy gra !
Jotko- cieszę się, że dotarliście szczęśliwie na miejsce, bo martwiłam się jednak trochę z powodu tych klocków hamulcowych. Takich gości jak Jotka i Pasztetnik, to każdy chciałby przyjmować w swoich progach. Lodówka do tej pory pełna, bo i pasztet (wiadomo !) i jotkowe ciasto i wielkopolskie wędliny .Truskawki przetwarzam na konfitury,naleweczkę właśnie popijam ?sam cymes !Jotka obiecała podać dokładny przepis , a główny składnik to młode pączki brzozy, do zbierania jedynie w kwietniu .
A na dodatek Jotka, jak się okazało ma artystyczną duszę i nie wręcza w prezencie butelczyny -ot tak, po prostu. Ozdabia ją ziołami i robi z niej takie drobne rękodzieło.
Zostałam obdarowana mnóstwem bylin do posadzenia na włościach około wyszkowskich. Zostałam przeszkolona ogrodniczo i teraz?? muszę się wykazać .Póki co, zgodnie z naszymi ustaleniami, cala kolekcja czeka na przesadzenie w naprędce przysposobionych skrzynkach.
Alino- wzruszyłaś nas wszystkich tymi sympatycznymi prezentami dla całej naszej biesiadno-różanej kompanii ! Całujemy Cię serdecznie, raz jeszcze, w podziękowaniu za tak miły gest 🙂
Zgago- Twoje ciasto jedliśmy razem z Jotką i Pasztetnikiem na śniadanie,
a ja również na podwieczorek.Koniecznie podaj przepis. Pyszne !
Cieszę się, że cytrynówka dojechała szczęśliwie do Katowic i że Ci
smakuje !
Jolinek- to ma drugi fach w ręku. Już za chwilę dostanie dyplom przewodnika po Warszawie.
Małgosiu ? wielkie dzięki za Twoje przysmaki i za przytomność umysłu w każdej sytuacji.Kombinujemy, czy uda jeszcze uda się zorganizować jakiś wspólny wieczór w poniedziałek albo we wtorek. Wiemy, że prawdopodobnie możemy liczyć na Twoją obecność.
Jesien w „Ateneum” bardzo rosyjski i bardzo udany.
http://www.teatrateneum.pl/#/opis-spektaklu/19
Alina,która obejrzała ten spektakl dwa dni wcześniej, też była przekonana,
że będzie nam się podobało.
A zdjęcia zjazdowe na pewno będą.Jeszcze trochę cierpliwości.
Kopiowałam tekst z worda,więc oczywiście porobiły się znaki zapytania
tam,gdzie zupełnie nie mają sensu.
Jestem zmęczona – oczywiście nie Jesien w „Ateneum”,
ale Jesienin. Idę spać.
Dobranoc!
Dzień dobry …:)
cichalowi słodkiego, miłego życia z okazji urodzin … 😀
ja za chwilkę do wnuczki bo dzisiaj zostaje w domu …
miłego tygodnia … 🙂
Zuzanną i Joanno wszystkiego najlepszego … 🙂
Cichalu – stopy wody pod kilem (to na morzu), twardego gruntu pod nogami (to na lądzie), słońca i przyjaciół (w każdej sytuacji)!
I dobrych zakąsek (to za stołem)!
Witam, jest za wcześnie żebym dokładnie widziała co za oknem, czyli na jaką pogodę dzień dzisiejszy się zdecyduję. Jak już szerzej otworzę oczy, to poczytam wpisy, a teraz tylko :
Cichalu życzę Ci z całego serducha wielu dziesiątków lat w doskonałym zdrowiu, szczęściu, radości i wspaniałych podróży tak morskich jak i lądowych.
W odpowiednim czasie pijąc Twoje nieustające zdrowie :
http://www.youtube.com/watch?v=pKxXfqT8FKc
😆 😆 😆
Od wczoraj jestem pod nieustanna kontrola stanu lodówkowegocalusy. paOlOre
przywiózl nie tylko autentyznego ratownika i rebajle przodków z kopalni „Wójek” ale zainstalowal kamere dzieki której zdalnie kontroluje i widzi na wlasne oczy stan zapasów. Powiedzcie sami, czy w tej sytuacji moze czlowiek umrzec z glodu.
Z zyczeniami pieknego tygodnia, jednym zawsze stopy wody pod kilem, drugiemi twardej ziemi pod nogami a wszystkim solenizantkom i solenizntom najpiekniejsze zyczenia. Na niebie ani kawalka chmurki ale nie bede chwalil dnia przed zachodem slonc
Za literówki i nieco pogmatwany tekst przepraszam ale sadze, ze domyslacie kto porwal tekst przed naniesienie poprawek.
Pan Lulek
W takiej sytuacji czlowiek nie moze:)
Pieknego tygodnia i niezmiennej temperatury w lodowce.