Kto ma rację ten funduje kolację
Zgodnie z tym polskim porzekadłem nie tylko zafundowałem kolację ale ją także przyrządziłem. A właściwie przyrządziliśmy. Basia bowiem upiekła sernik, tort makowy i zrobiła sałatę z winegretem. Sernik był świetny a tort – robiony po raz pierwszy, goście wystąpili w roli królików doświadczalnych – w smaku też doskonały lecz kompletnie rozsypujący się już podczas krojenia. W kolejnej wersji cukierniczka musi mu dodać czegoś do związania maku.
Moje przygotowania trwały kilka dni. Kupiłem bowiem prawie dwa kilogramy udźca sarniego i już we wtorek, po rozmrożeniu, zamarynowałem go. Użyłem jako marynaty wytrawnego czerwonego wina (węgierski kekfrankos połączony z odrobiną merlota) wrzucając do tego pokrojone w plasterki marchewki, pietruszki, cebule oraz dolewając kieliszek koniaku i sporą łyżkę oliwy. Wyciąłem też mojej balkonowej hodowli ostatni pęk tymianku. Trzymałem mięso w tej zalewie aż do piątku rano przewracając je co 12 godzin.
Sarnina już gotowa
Po wyciągnięciu z marynaty udziec otrząsnąłem z przypraw i obsmażyłem na okrągło. Potem posoliłem i ułożyłem w brytfannie. Piekłem pod przykryciem w temperaturze 180 st. 120 minut. Nadmiar sosu spod mięsa przelałem do garnka, w którym już trzymałem przecedzoną zużytą marynatę. Ostatni kwadrans piekłem sarninę bez pokrywki.
W tym czasie zająłem się sosem. Zagotowałem marynatę zmieszaną z sosem z brytfanny, dodałem kilka czubatych łyżek konfitury wiśniowej i użyłem miksera, by owoce całkowicie rozdrobnić. Doprawiłem go szczyptą soli i niewielką ilością octu winnego. Na koniec dodałem łyżkę mąki kartoflanej w charakterze zagęszczacza. Gdy sos zagotował i zgęstniał był gotowy. Sarnina też.
A podawana była z kluskami wdzięcznej nazwie papardelle. No i oczywiście z winem. Był to medoc z Chateau David.
Znacznie mniej roboty miałem z foie gras tylko lekko przysmażając ją na oliwie z rodzynkami i kieliszkiem koniaku. Na półmisku obok wątroby leżały pokrojone świeże figi.Do tego klasycznie czyli sauternes Mouton Cadet.
Pomiędzy foie gras , które stanowiło przekąskę zimną, a sarniną były świeże rydze prosto z patelni.
Rozmowy przy stole były równie smaczne jak i dania. Tematy zmieniały się jak w kalejdoskopie: od kulinariów, przez wojskowe lotnictwo, wędrówki po świecie dyplomatycznym, teatr aż do wolności prasy i wyczynów pracowników mediów uznających się za dziennikarzy.
Był więc to wieczór smakowity w każdym rozumieniu tego słowa. Polecenia blogowiczek ( co to Panie wiedzą a ja rozumiem) – wykonałem.
I na koniec uzasadnienie tytułu: miałem rację zapraszając takich gości, bo dzięki nim kolacja była bardzo udana.
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-10-29.html
wszystko wygląda wyśmienicie, tylko do foie gras podałabym konfiturę z fig, zamiast świeżych owoców. ale to pewnie dlatego, że mam w lodówce dwa słoiczki takiego specyfiku (domowej roboty!) i tylko czekam, aż będę mogła z nich skorzystać…
O, jaki świątobliwy początek dnia!
Od samego czytania niezwykle zgłodniałam.
Ostatnio Eska na usilne prośby młodszego syna zrobiła kaczkę z konfiturami wiśniowymi. To tak na temt konfitur wiśniowych do ciemnych mięs.
Katasia_k, a po kiego Ty konfiturę trzymasz w lodówce? Czy ona jest niskocukrowa?
eb74
Ja trzymam w lodówce chleb, pomidory i paprykę, bo mi kot wyjada, ale konfitur się jeszcze nie nauczył otwierać 😉
Takie ilości na kolację? A co na to żywieniowcy? 😀
Torlinie, nie podano liczby biesiadników 😉
Pomidory w lodówce? Ignorancja i grzech!
Oj, Żabo- świątobliwy !
Nie wiadomo,czy najpierw się żegnać,
czy oblizywać na myśl o tje kolacji Gospodarza 🙂
Moje konfitury są niskocukrowe w proporcji 3:1. Konfitura z fig i tak jest słodka. Napoczęte słoiki trzymam zawsze w lodówce.
nemo, to przez Vikcia, albo w lodówce, albo nie mam pomidorów (raz 2 kilo zjadł)
napoczęte do lodówki of course
pluszak,
nie masz zamykanego koszyka?
nie mam, muszę sobie sprawić; po prawdzie to z Vikciego powodu nie przechowuję pomidorów, tylko kupuję tyle, co na zejście/zjeście, ale raz dostałem prezent ze wsi, nagły, niespodziewany i pomidorowy, i to był ten lodówkowy raz
zresztą on i puszki blaszane otwiera, koszyk mógłby przegryźć 😉
Może zacznij go karmić?…
pomidorami? 😉
chociażby 🙄
Jestem już po śniadaniu.
Dziś do serrano dodatkiem był kawałek chrupiącej bułki. W zasadzie to nic szczególnego. Często ją jadamy nawet bez pieczywa. Niekiedy zawijamy w nią kawałki koziego sera i po umoczeniu w olivie tez działa wspaniale na kubeczki smakowe. Faktem jest, ze jest to unikalna szynka, ale to przecież nic nadzwyczajnego, ze ja zjadam szynkę na śniadanie. W każdym przyzwoitym barze, który nawet lekko nawiązuje do hiszpańskich tradycji, parę takich szynek dynda pod sufitem. Za każdym razem jak zjadam tą wspaniałość przypomina mi się serrano legenda. Czas już dojrzał do tego, by i inni legendę o najwspanialszej szynce, szynce, która ma wszystkie inne szynki pod sobą poznali.
Rzecz dzieje się w okolicach Jabugo. Mała osada niedaleko portugalskiej granicy, kiedyś w XVIII wieku.
Dwóch pasterzy, Ramon i Juan, znaleźli świnie. Zwierz ten jest topielcem i pływa do góry brzuchem w słonym bajorze. Chłopaki nie byli przesadnie wrażliwi, głód zaglądał im do oczu. Od tygodni nie jedli mięsa, a w rejon Huelva na krańcach południowo zachodniej Hiszpanii, w którym przyszło im żyć nie należał do bogatych. Wobec tego wzięli topielca, wrzucili na ogień i byli zachwyceni. Skorupa z soli i jednorodny za życia świni pokarm, cała masa żołędzi w jej wnętrzu dały mięsu szczególny aromat. Ale nawet największy głód nie jest w stanie pomieścić całej świni w żołądku. Ramon i Juan zapakowali resztę do worka i po paru tygodniach ponownie byli zachwyceni, jaki to smakołyk powstał z wysuszonego na powietrzu mięsa. Chłopaki zwietrzyli interes i od razu zaczęli zarzynane świnki solić a następnie suszyć na powietrzu.
Tak wiec utopione w stawie zwierze nie poszło na marne. Wraz z jego śmiercią narodziła się nowa tradycja, a mieszkańcy biednego rejonu odkryli ich osobista żyłę złota.
Za co i ja jestem im bardzo wdzięczny 😆
Czy to nie o tej szynce śpiewaja w muzykalu „Chess” ?
Jak przez mgłę pamiętam. Śpiew chór cały, na głosy a potem nawet męski solista chwilami sie wtrąca. Bardzo rytmiczna piosenka, niemal marszowa….
„Śpiewa chór cały” miało być. Potem nawet chwilami gwiżdżą…
serrano zasługuje na to by i cale chóry o niej śpiewały. a co zaś tyczy sie muzykalu w wersji angielskiej, to nie wszystko jestem w stanie dosłyszeć. ale to już zupełnie inna historia
No i znowu znęca się Gospodarz nad nami biednymi. Sarninę, sernik i wątróbki bym Mu może i darowała, ale rydzę? Nie będę się umartwiała patrząc na te półmiski i patery. Nic z tego. Przesiadam się do bezinternetowego komputera.
Nawet po szwedzku 😉
http://www.youtube.com/watch?v=kgJKZldBzFo
To dla Aszysza 😎
Było nas sześcioro Pluszaku. A z żywieniowcami Torlinie to ja nie rozmawiam. Zwłaszcza gdy mam gości, apetyt i gotuję kolację. W dodatku jadam tak, by nie wstać przejedzonym od stołu.
Dzień dobry Szampaństwu!
U mnie jeszcze ciemno, 7:15 🙄
Pyro,
a co Ty tak oryginalnie protestujesz, do bezinternetowego kompa sie udajesz? 😉
Dla mnie te rydze trochę blade jakby – u mnie rydz jest rudy jak należy! No i przeżarty przez robaki 😯
Rydzów nie jadam, znielubiłam 🙄 Czasem pojedyncze, ale nie większe niż moneta 5 Fr. (3 cm) . Wątróbki bym zjadła…
Opis smakowity, a ja w pracy mam tylko śniadanie mistrzów, czyli suchą bułkę i banana.
Pociesza mnie tylko myśl, że dziczyzny i tak nie lubię.
Stara Żaba: trzymam w lodówce, bo nie dorobiłam się piwniczki, a tu, gdzie mieszkam, jest strasznie gorąco i nie wiem, czy konfiturze, owocowi mojej ciężkiej pracy, to nie zaszkodzi. hm. zdradzę ignorancję: zaszkodzi, czy nie?
Katasiu,
do temperatury +25 st. a nawet wyżej nie powinno szkodzić konfiturom zamkniętym szczelnie w wysterylizowanym słoiku. Wystarczy słoik wyparzyć wrzątkiem lub wygrzać w piekarniku, napełniać wrzącymi konfiturami i zamykać szczelną zakrętką. Po napełnieniu stawiam słoiki dnem do góry do ostygnięcia i tak je przechowuję w piwnicy.
Gdzie jest tak gorąco? Na Bliskim Wschodzie, w Indonezji czy gdzieś w Azji?
Jeśli we Francji, to nie ma tam okolicy za gorącej na konfitury
Dzisiaj to wszystko jakieś dziwne, albo ja się czepiam (czepia się jak Żaba blogu) i to nie wiedzieć czemu: najmniejszy kucyk wazl mi rano na podwórze i po prostu wsiąkł. Teoretycznie mógł wyskoczyć, ale on raczej tego nie robi. Mogła go zjeść owczarka, ale to chociaż kawałek by został, poza tym on jest taki bojowy, że prędzej to owczaka by poległa – to ten kucyk co ugryzł wielkiego doga.
Napoczęte słoiki to ja też trzymam w lodówce, nawet te prawdziwe konfitury, co to konserwantem jest cukier a nie jakiś inny wynalazek, głównie dlatego co by były pod ręką jak są już zaczęte i nie zaczynać nowych przez pomyłkę, ale takie zrobione i nieskosztowane to może w lodówce z braku innego schowka?
Arcadiusie, na Litwie w onegdajszych czasach zalecano bić młode wieprze (dwuletnie!) karmione jesienią żołędziami. Pewnie się konserwowały od środka za życia.
Czepiania się ciąg dalszy: Hiena nie lubiąca dziczyny, hi, hi
Kolacja rzeczywiście wygląda wspaniale i na pewno tak samo wspaniale smakuje. A ja mam dzisiaj na obiad a właściwie kolację, gołąbki, które przygotuje mój tata, a zawijać będzie moja pięcioletnia siostrzenica, która uwielbia to robić, a jeszcze bardziej lubi je jeść 🙂 już nie mogę się doczekać powrotu do domu. A to jeszcze parę godzin 🙁
Bardzo dziękuję za pomoc, już wszystko wiem o konfiturach (tak, tak, to moje pierwsze :)). Trochę przesadziłam z tym gorącem – pogodynka podaje, że 18 stopni (na południu Francji, w Juan-les-Pins), ale w słońcu wydaje się, że jest dużo cieplej.
W telewizji pokazali, że hieny ostatnio polubiły polowania na flamingi 😯
Jadę do ARiMRu do Świdwina dopytać się o wiosek o zwrócenie części koszów kontroli. W przysłanym piśmie jest ogólna informacja skąd ten wniose sobie wziąć, ale nie mogę się pod wskazanym adresem go dopatrzeć. Poza tym nie ma informacji do kiedy należy go składać. A już z nimi miałam w tej materii problemy.
Katasia_k – wiele miłych doświadczeń przy robieniu kolejnych konfitur! Te prawdziwe, robione metodami ortodoksyjnymi, którym ja hołduję, nawet na zimno złożone do słoików i obwiązane pergaminem (albo moczyło się prawdziwy celofan, nakładało na słoik, wygładzało, obwiązywało sznureczkiem i ja wysechł wystarczał zamiast nakręki) nie psują się latami.
Najwyżej stracą kolor.
Flamingi też dziczyzna, tyle, że różowa
Spadam,
bęc
bęc
bęc
Cóż poradzę, nie lubię dziczyzny, dziwnie mi pachnie.
Najbardziej rozczarowana byłam na przyjęciu z okazji 50-lecia ślubu moich dziadków: podano pasztet z dzika, comber zajęczy w sosie śmietanowym z kurkami, pieczoną kaczkę i kotlety z jelenia. A ja wsuwałam ponuro puree ziemniaczane i buraczki, oraz surówkę z kapusty. Przynajmniej desery były bez dzikiego zwierza…
Flamingów też bym raczej nie zjadła, wolałabym pograć nimi w krykieta 😉
Biedna Hiena 🙁 Ta kaczka też była dzika?
Przecież:
„Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.”
Kaczki były prezentem od znajomego myśliwego…
Comber z zajaca…hm, pamietam jest cos takiego. Dzieckiem bedac na kazde swieta, mlodziencem bedac na kazde swieta, na studiach bedac na kazde swieta….od 30 lat w gebie nie mialem. Moze kiedys…
Witam wszystkich. Srodek nocy czyli 7:22 na przedgorzu. Sniegiem nieco w nocy sypnelo bo musialem samochod odsniezac a nawet troszke poskrobac. Planow jedzeniowych zadnych na dzisiaj wiec pewnie wyladuje w knajpce.
Z dzieciństwa pamiętam wyszukiwanie ziarenek śrutu w combrze zajęczym (jak pan zje, to pan zajęczy 🙄 ) i kuropatwach, ale potrawy z dziczyzny smakowały mi zawsze. Do czasu, aż dostałam mięso z kozicy, które miało tak specyficzny zapach, że nic nie pomagało 😯 W końcu ugotowałam je kotom i bardzo sobie chwaliły 😉
Jezeli Kot Vikcio domaga sie pomidorow, to nalezy mu je bezwzglednie podawac – najlepiej codziennie. Nikt jeszcze nie zbiednial od tego, ze sie z kotem podzielil pomidorem.
Organizm kota wie najlepiej czego mu potrzeba. Znalem kota, ktory codziennie mial przed wlasciwym posilkiem kilka plasterkow swiezego ogorka (swiadczace o slabynm wchlanianiu przez organizm zweiazkow magnezjium, wiec musial sam sobie uzupelniac). Inny lubil gotowana kukurydze i potrafil wywrocic caly duzy smietnik, aby wyciagnac z niego obgryzionego kaczana i go sobie possac.
Osobiscie mam wielka slabosc do swiezych croissantow i sconsow (byle bez bakalii).
Vikciowi wyraznie czegos brakuje, wiec jesli to cos jest w pomidorach czy papryce, niechze zwierze ma! Byc moze chodzi o blonnik, ktory pomaga w wydalaniu zlizanej siersci, byc moze o to czerwone co jest w pomidorarch i czerwonej papryce.
A ja mam bardzo dobre wspomnienia związane z sarniną.
Nasz znajomy,który kiedyś polował ( już nie poluje )
przywiózł nam już zamarynowany udziec sarni.
Nam pozostało go tylko go upiec i …zaprosić gości
na wspólną ucztę. Po raz pierwszy wtedy piekłam
sarninę. Udało się 🙂
Z bażantami już tak dobrze nie poszło 🙁
U nas kojoty polubiły polowanie na ludzi… zagryzły parę dni temu jakąś młodą piosenkarkę, spacerujacą po parku.
Dziczyznę lubię bardzo, a ostatnio nawet przyrządzałam dzika i co niektórzy chwalili 😉
Też go marynowałam z różnymi, w tym sporo czerwonego wina odżałowałam, żadne wielce szlachetne, raczej z nizszej półki.
Dziczyzna przyjemnie pachnie, tylko po pierwsze primo, musi skruszeć (wzglednie być zamrożona i rozmrożona), po drugie primo musi być dobrze zamarynowana z ziołami i innymi, plus wino, oliwa i tak dalej. No i nie może to być stary cap 😯
Po 2 miesiacach mam wreszcie czas na internet w ilosci wiecej niz 5 min na sprawdzene maila i co mnie wita w Wyborczej? Iza M. deklarujaca, ze jadla „lobstera”, ktory wg. tego orla intelektu jest duzym rakiem…
Ja chyba przestane gazety czytac. Jak juz musiala, to mogla tego biednego homara nazwac duza krewetka….
W ten oto przyjazny sposob oznajmiam, ze chyba wrocilam i raczej bede dawac znaki zycia.
Dzień dobry Wszystkim,
Już na walizkach przeczytałem dzisiejsze smakowitości. Kiedyś wspomniałem, że w dzieciństwie i młodych latach dziczyzny u nas było mnóstwo, bo Ojciec polował, polował ciągle, ale sarnina była tylko raz. Pierwszy i ostatni. Mama zagroziła Ojcu rozwodem, jeśli jeszcze raz takie ładne stworzenie zabije i, co gorsza, do domu przywiezie! Kilkanaście zajęcy, kilkadziesiąt kaczek lub kuropatw, dzik – w porządku, te mogły ginąć, sarna nie, bo ładna. Do dzisiaj tego nie rozumiem.
Wcielo mi sprawozdanie z pobytu w Wiedniu. Wieden wziety byl od poludnia i jako zdobycz wywieziono bochenek pysznego, pokrojonego chleba dla ubogich. Po drodze zjedlismy polowe bez zadnych smarowisk.
Moze wieczorem nie bedzie tak wcinac to napisze skad wzial sie ten obyczaj.
Kultywowal go jak wiadomo Nastepca Tronu Arcyksiaze Rudolf wpadajac na kontrole jakosci do uroczej piekareczki.
Pan Lulek
Witaj Mordechaju. Dawno Cię tu nie było. Może będziesz wpadał częściej?!
Zwłaszcza, że lobby kocie jest tu potężne. A pomidorów skąpią nieliczni.
Mojego kolegi kot kiedys dawno temu jak bylismy calkowitymi dzieciakami tzn mlodziencami sie upil (ten kot sie upil). My sobie kupilismy wino marki wino pod nieobecnosc rodzicow a kotu oczywisci glupim zartem na talerzyk tez zdziebko. I on ten kot chlapnal sobie calosc a potem dziwnie chodzil chwijac sie na czterech lapach az sie wreszcie polozyl i zdrzemna. Potem chodzil nadasany wiec mial pewnie kociego kaca. Trzeba mu byla pomidora w zamian dac.
Nie pöwtarzam poprzedniego komentarza bo tresc mniej wiecej zapamietalem ale slów nie.
Za czasów dawnych wprowadzono moca cesarskich decyzji które przetrwaly kilka wojen swiatowych i dziesiatki ekip republikanskich. Wymienie tylko kilka nie zaglebiajac sie w szczególy. Jej Cesarska Najwyzszosc wziela pod ochrone panie które zajmowaly sie najstarszym zawodem swiata regulujac w nastepujacy sposób czas pracy. Od zmierzchu do switu. Tematu rozwijac nie bede, faktem jednak jest, ze wielu panów powracalo i nadal powraca do domu po odpracowaniu stosownej liczby godzin nadliczbowych.
Drugi obyczaj polega na tym, ze w sklepach spozywczych a szczególnie branzy piekarniczej do ostatniego momentu przed zamknieciem musi byc pelen asortyment wyrobów. Wielkim zwolennikiem tej decyzji byl Nastepca Tronu Arcyksiaze Rudolf który osobiscie nadzorowal jakosc wyrobów, pelnie asertymentu, wpadajac czesto do mlodej piekarzówny tuz przed zamknieciem interesu.
Zwyczaj ten rozwinal sie w ten sposób, ze organizacje dobroczynne damskie wydaja sniadania a meskie glównie klasztorne, obiady. Pieczywo jest dostarczane gratis. Stad mój prosto z pieca chleb. Na caly posilek czyli zupe nie zdecydowalem sie tym bardziej, ze i w domu czekaly mnie pysznosci.
Tekst tego rodzaju nie uznaje osobiscie za naruszajacy dobre obyczaje i dotad dziwie sie dlaczego mi wcielo.
Z wieczornym pozdrowieniem wlaczajac nalesnika z marmelada pozostaje
Pan Lulek
Pieczeń z sarny przyrządzona przez Gospodarza wygląda smakowicie. Próbowałam kiedyś upiec sarninę,ale chyba za mało się postarałam,bo była za sucha.Najchętniej dodaję dziczyznę do bigosu i pasztetu ,bardzo podnoszą walory potraw. A obecnie mam w domu pyszną kiełbasę myśliwską z dzika. Leży sobie i obsycha ,ale chyba do końca się nie ususzy,bo nie zdąży.
Alez Wy dzisiaj checi robicie. Poczawszy od Gospodarza do Was wszystkich. Slinka leci a tu w sklepie sarny nie kupisz, dzika nie kupisz, jedynie bizona i strusia. To ostatnie to oczywiscie lokalna zwierzyna na ktora indianie od stuleci poluja (stad pioropusze i kankan). Polowac oczywiscie wolno ale srzedawac nie i jak sie nie ma znajomych to po ptakach. A propos ptakow to pyszne kiedys kanadyjskie gesi jadlem i gluszce (jarzabki?). Same piersi, bo ci co poluja to ponoc tylko tyle wycinaja z ptaka nie bawiac sie w reszte. Ponoc wystarczy naciac i pociagnac i piersi same wychodza jak filety. Nie wiem nie poluje. Najlepsza jednak dziczyzne jaka pamietam zrobilem sam tzn zamarynowalem na pare dni w czerwonym winie i roznych innych roznosciach jak oliwka i sos sojowy, jalowiec, czosnek, cebula, marchewka, rozmaryn, etc. Poczem wzialem do kolegi speca od grila. Pocielismy na steki i bylo niebo w gebie a do tego moj pierwszy w zyciu los (albo klepa). Losina jest fantastyczna i dla mnie nieco jakby slodkawa. Kawalek miesa jaki dostalem byl wyborny odpowiednik tego z czego robia tutaj tzw. New York Steak (NY cut) czyli striploin. Najbardziej kruche po poledwicy miesko (zdjecia normalnego steka zalaczam). I taka pieczen dostalem. No juz Wam nie bede dalej checi robil. Kiedys do Polski zabralem podobna pieczen z bizona, cale 5 kg zamrozone dojechalo. Niestety steki spapralem. Bylo 16 osob i to za duzo wiec i steki cienkie i kucharz do de… 🙂
http://www.yeoldebutchershoppe.com/oscommerce/catalog/images/nysteak.jpg
NY Steak to u nas się nazywa antrykot (entrecote).
Osobisty testuje nową zabawkę, Bluebird Pidion BIP 5000 i trochę marudzi, że literki takie małe 😯 Proponuję okulary do czytania, a on nie chce 🙄
Ta zabawka jest służbowa i powinien ją opanować w sensownym czasie, więc co chwila przysyła mi jakieś SMS-y i dzwoni 🙄 Po co komu takie ciężkie urządzenie skoro dotychczasowe formy komunikacji też się sprawdzały 🙄 Przenośny komputer-komórka-skaner w jednym i znowu gdzieś ubędzie miejsce pracy…
Głuszec jest dużym ptakiem – 100 cm długość tułowia i 135 cm rozpiętość skrzydeł. Jarząbek o połowę mniejszy: 48 cm długości i 60 cm rozpiętości skrzydeł. Ale oba ptaki z rodziny kurowatych nie są w zasadzie do kupienia w Polsce. Podobno czasem na nie jeszcze można polować.
Krystyno,
dziczyzna z natury jest sucha. W wielu przepisach spotkałam się z radą, żeby naszpikować słoniną lub tłustym boczkiem.
Ja zamarynowałam – chyba im dłużej w marynacie, tym lepiej, ale ja miałam tylko dobę na takie wygibasy. O ile pamietam, chyba nawet przytargałam zdziebko na III Zjazd.
U mnie nadal ponuro, własnie wzniosłam toast za Nowego szczęśliwą podróż do Ojczyzny i udany pobyt, nic to, ze krótki – ale zawsze to coś.
WYSOKIEGO NIEBA< NOWY !
pyszna kolacja … 🙂
… ja dziczyznę to tylko gościnie ze dwa lub trzy razy jadłam … ale może kiedyś zaszaleje … 😀
podróżnikom lekkiej drogi … 🙂
Sage-Grouse, wood grouse, ruffed grouse, sharp-taild grouse (ponizej zdjecie) Nie znam sie do konca na tym ale te wszystkie „grouse” to takie kurowate i w rodzinie z bazantem. Na wszystkie sie poluje z wyjatkiem zdaje sie sage grouse bo jest zagrozona. Nie pamietam ile rodzajow jest w Albercie ale na pewno z kilka. Te ktore ja pamietam to (ptaka samego nie widzialem) mialy piersi wielkosci gesiej. Jeszcze jest cos na co mowia „prairie chicken” czyli kura preriowa i jest bardzo kolorowa jak bazant. O i mam zdjecie
http://farm4.static.flickr.com/3425/3376688194_1ccd87f6b3_o.jpg
sage grouse
http://www.kristenmagno.com/wp-content/uploads/2009/08/sage-grouse.jpg
wood grouse
http://www.np-gesaeuse.at/download/pressebilder/Kersch_T_00_229.jpg
sharped-tailed grouse
http://robmckayphotography.com/wp-content/uploads/2009/05/sharp-tailed-grouse-a.jpg
ruffed grouse
http://www.audubon.org/news/pressroom/CBID/Hi_Rez_images/Ruffed_Grouse_Laura_Erickson.jpg
Nie tylko smaczne ale i ladne ptaki 🙂
Nie wiedzieć czemu wszyscy się uczepiliście co by dziczyznę marynować w winie .Proszę spróbować kiedyś namoczyć mięso w serwatce lub zsiadłym mleku (szczególnie tyczy to sarniny i zająca ,a właśnie jak nazwać mieso z zająca-zajęczyna ? ) na dobę,po wyjęciu opłukać ,wysuszyć ściereczką, natrzeć oliwą i potraktować innymi przyprawami wedle uznania.Wino oczywiście i to w dużych ilościach jako wdzięczny dodatek co by zwierz nie pomyślał ,że go pies
pożarł jak mawia mój ślubny,a i u pana Lulka takie powiedzenie wyczytałam
….ślubny w związku z tym bratnią duszę w Panu Lulku odnalazł ,a i śliwowica też zrobiła swoje.
Z ta sarną… Nowy pisze, ze nie rozumie, a ja mam Szwagra , który jest byłym wojskowym i myśliwym, i szefem kola łowieckiego, toz chleb z masłem… Ale już zapowiedział, że sarny to nigdy. Raz nie wyszedł strzał, gdzieś tam rykoszetem… sarna płakała. Wystarczyło.
Ale to tez taka hipokryzja, jak nadmienia Nowy. Przynajmniej taka sarna uzyła sobie troche, biegając po lesie, czego nie mozemy powiedzieć o drobiu na farmach drobiu, prosiakach na farmach, rogaciznie, hodowanych i tuczonych niemal na siłę – o, foie gras słynne!!! Tu popatrzyłam ze zgrozą na zdjecia Gospodarza.
No dobra. W życiu obowiazuje zasada –
ZJESZ ALBO BĘDZIESZ ZJEDZONY.
Dotyczy to mrówki, wołu, płotki, jabłka , pietruszki i także zarówno pomidora 😯
Osobiscie nie wiem w czym marynowac i zaczalem w winie bo jakos tak sie to naturalnie wydawalo i do tego rozne jalowce i czosnki i rozmaryny. Potem ktos powiedzial o cebuli i marchewce i tak u mnie zostalo. Kiedys barana robilismy na ruszcie i byl wtedy chyba ze 3 dni w kwasnym mleku kapany ale to kolega sie bawil to i szczegolow nie znam.
Chcialem znalezc w sieci tlumaczenie gluszca na angielski i powiedzialo co wiedzialo czy gluszec = grouse. Tyle to i ja wiem. Dalej mi sie nie chce szukac a grouse’ow roznych to tu jak mrowkow wiec musi cos jeszcze byc.
Esko,
w winie, bo u mnie serwatki czy zsiadłego mleka, naturalnie zsiadłego nie uswiadczysz. I to mleko kupne nie da się usadzić tak, zeby się zsiadło – wy macie wymogi Unii, ale „od znajomego chłopa” mozna nabyć, u nas żaden chłop by się nie ośmielił, chociaż Unia daleko i nie obowiazuje.
Co robić… trzeba poswięcić wino 🙄
Ciekawym czy maslanka sie nadaje?
Mieso z zajaca to comber albo pasztet 🙂
Czy w Polsce sie jeszcze poluje zajace czy juz ich nie ma?
albo jogurt lub kefir … ????
yyc,
masło ubijało sie w takim czymś drewnianym (nemo ma stosowna fotkę) ze smietany – śmietanę uzyskiwało się, zlewając mleko krowyMinki do kamiennego gara, tam stało to pomieszczeniu nienasłonecznionym dzień, dwa. Smietana na górze, od Minki była taka, jak u Eski (jadłeś przecież na pewno!). Najpierw zbierasz smietane, wyrabiasz to masło i masz maślankę – nie jest to takie cos, co kupujesz u nas w sklepach pod nazwą buttermilk! Tamta prawadziwa nadałaby się do marynowania.
Dalej – serwatka. Jak juz sie zebrało śmietane, lekutko podgrzewało się, bardzo powoli, to co pod smietaną było. I zbierał się ser. No i tak sie zbierał do kupy, zbierał, zlewało sie to do płóciennego worka, spoko z worka serwatka najpierw strugą, a potem kap-kap.
I to jest dla mnie naturalny proces wytwarzania tych produktów.
Mięso z małych zwierząt to po prostu kurczak, królik, zając itd. łatwe dość do zidentyfikowania. Końcówki -ina zarezerwowano dla dużych zwierząt sprzedawanych w małych kawałkach. Tak mi się zdaje 😉 Zwierzęta przyrządzane w całości, a więc rozpoznawalne nadal nazywa się np. pieczonym baranem czy prosięciem.
U mnie w domu królika moczyło się w kwaśnym mleku, dla skruszenia, ale zająca to już w marynacie z dodatkiem wina i octu.
..o, i właśnie Jerz przyniósł z Polskiego sklepu kefir.
Skład:
milk
skimmilk powder
active bacterial powder
Taki sam skład brzmi na maślance 🙄
To co to jest, do cholery?!
Nie powiem, że złe w smaku, ale nie jest to to, co było maślanką czy kefirem (dla mnie – zsiadłe mleko) w oryginalnym znaczeniu.
Ja kupuje buttermilk na targu z farmy gdzie kupuje 52% smietane i mleko pelnotluste. Przyznam, ze mi bardzo wszystkie ich produkty smakuja. Maslanka akurat jest chyba najlepsza z tego wszystkiego i jak wspomne znajomym, ze mam zamiar sie wybrac na targ to zawsze prosza o maslanke. Nie znam sie na procesie produkcji. Domyslam sie ze pozostaje po zrobieniu masla (nazwa) i tak pewnie jest teraz.
Moze zmienie pytanie czy w sklepie zakupiona maslanka nadaje sie na marynowanie dajmy na to jagniecia bo to najlatwiej dostac. Wiem, ze moge sobie zalac tylko po co jesli to nic nie da a tutaj moze ktos juz to robil. Najpierw mi od samego switu checi narobili na dziczyzne a teraz narzekaja na sklepowa maslanke 🙂
Cos dzikiego kupie sobie w weekend. Na targu cos moga miec bo sa farmy tylko to juz nie dokonca takie samo bo i karma inna. Jelenie (wapiti – takie wielgachne, albo bizon) napewno sa. Moze jaki dzik sie trafi. Wszystko tylko hodowane bo ustrzelonego nie wolno sprzedawac. Trzeba bedzie znowu poszukac znajomego mysliwego i moze co skapnie.
Skladnik smietany z targu to: smietana i tak samo z maslanka. W sklepie nie wiem bo nie kupuje.
Pamiętam, jeszcze z dzieciństwa ten „proces wytwarzania” u rodzinki na wsi.
Ostatnio załapałam się na dostawy sera wytwarzane właśnie w ten sposób.Tak zwana „baba” przynosi takie do pracy. Nie ma porównania do sera, który można kupić w sklepie.
Głuszce (Western Capercaillie (Tetrao urogallus), also known as the Wood Grouse, Heather Cock) występują tylko w Europie i północnej Azji. W mojej okolicy można ich sobie posłuchać jak tokują, ale polować nie wolno.
yyc,
Jagnie jest młode i delikatne. Oliwa, cytryna, czostek, rozmaryn, sól morska, pieprz czarny.
Po co tu marynować?
Dla smaku?
Od 25 sierpnia do 15 października można tu polować na głuszca czy cietrzewia. Jest sporo przedsiębiorstw turystycznych organizujących takie polowania.
Moja znajoma (ta co hoduje psy i ma zamrażarkę pełną łosiny) ustrzeliła w ubiegłym roku pierwszego cietrzewia. Była dumna jak paf…
Co ja widzę…? Kot Mordechaj nas nawiedził. Witaj Kocie, rozgość się przy kominku. a zachodź częściej. Jak ja lubię kociska!
Ktoś tu pisał /Eska?/ o marynowaniu w zsiadłym mleku, to ja o dorszach zaraz pomyślałam. W czasach, kiedy w sklepach rybnych były wyłącznie śledzie solone i dorsze, moja Mama wkładała \dorsze w mleko, zwykłe, słodkie mleko; dorsze sobie w mleku stały, póki mleko nie zsiadło; wtedy się je wyjmowało, myło pod kranem, osączało, panierowało i na patelnię rzucało. Snakowały jak najlepsze ryby słodkowodne, zdążyły stracić morski „chuch”.
Niestety Ci mysliwi ktorych znam zaparli sie na duzego zwierza, jelenia, niedzwiedzia czy losia a na ptaki to mi mowia zebym sobie sam poszedl. Tylko z czym, z proca? Opowiadali, ze na grousy (jakie by nie byly) to mowia raz strzelic i od razu pare pada. Potem tylko piersi wyciagali reszte zostawiajac dla kojotow itp. No ale mi sie udalo wyprosic moze ze dwa-trzy razy zeby zmienili amunicje w swoich karabinach. Zreszta i tak kontakty pogubilem wiec z dziczyzna u mnie kryzys powazny.
Nie wiem, jak jest w Albercie, yyc, ale u nas na targu to nie ma takiej smietany smietany, ani maślanki maślanki. Każda prowincja ma swoje przepisy BhP, u nas nie wolno na Targ przyjść sobie z takim, co kto potrafi i WIE, jak robić. Dobrze mieć znajomego chłopa albo babę gdzieś w okolicznej wsi , ale to tak po wielkiemu cichu…
Esko, właśnie.
Zająca, albo i zwykłego królika kładę do dziś do maślanki, tej kupnej, bo innej nie dostanę ? i działa.
Do tego w zalewę cebula, listek, ziele angielskie, do tego trochę czosnku, bo u nas są wrażliwcy. O tej porze roku trzymam dwa dni, bo raz jeden latem, to mi sie zepsuło. Wydaje mi sie, że im dłużej, tym lepiej. Tak bym też spróbował i z sarną, lub z dzikiem.
Ktoś, któremu sie zasłużyłem objecał mi, że dostanę z daniela. Chciał dawać zaraz, ale że rozmawialiśmy akurat o diecie, której i jemu było trzeba. Podziękowałem więc i zgodziliśmy sie na to, że dostanę na Święta.
pepegor
Można polować nawet tak.
Alicjo,zastąp wino octem odpowiednio rozcieńczonym,Można sobie w tym celu gruszki i śliwki w occie zrobić..ten z owoców jest kapitalny do marynaty.
Mój śp .Tata , zapalony myśliwy, tez mawiał,że sarny płaczą i niechętnie do nich strzelał .
Ale dzik też płacze.ale ze śmiechu.Kiedyś Tata wybrał się na polowanie,patrzy w krzakach stoi zwierz ,wiatr wieje w moim kierunku-myśli tata -to dobrze..Składa się więc do strzału ..pach dzik stoi. drugi raz to samo,trzeci i nic.Na dodatek okazało się,że tylko te trzy kule miał przy sobie.Pędem wraca do domu…Leszek szybko jedziemy bo tam dzik ranny.Przyjechali dzik stoi jak zły ,wypuścili więc psy…okazało się,ze dzik był podwieszony i zamotany w sidłach i pewnie już pierwszy strzał pozbawił go żywota.
…odin , dwa, czetyrie, piat’
wyszoł zajczik poguliat.
Wdrug ochotnik nadbiegajet
i zajczika ispugajet.
Pif-paf , ojojoj…
paduchajet zajczik moj.
Z dzieciństwa pamietam, że różne ustrzelone zające, ptaki i tym podobne wisiały za oknem dla skruszenia. Oczywiście na zimnicy, okolice świąt, takich czy innych. A szukanie śrutu… no jasne, chyba, że ktoś chciał spożyć albo ząbka sobie uszkodzić.
Czy to jest gluszec?
*nadbieżajet (albo jakos tak)
Alicjo! Piszesz o maślance a nie wiesz, że to znakomity zakwaszacz. Od lat robimy własny twarożek, bo ichni farmer cheese jest niekonsumowalny. Do mleka z uniwermagu dodaję 2 łyżki buttermilk, tyż z supermarketu i po dwuch dniach mam kwaśne mleko. Częśc odlewam na kaca a resztę ogrzewam i serek sam sie robi. Potem na chlebuś i… niebo w gębie. Czasem robię smarowidła z czosnkiem, albo ze szprotkami wędzonymi (z ruskiego sklepu) albo z czym tam podleci
A sarny bym nie zabił. Jakie one mają oczy! To tak jakby do Penelopy Cruz…
Alicjio kiedys zdjecia tu dalem bo chodzilo o te orocenty w smietani (dla aby) i tam stalo skladniki: heavy cream, 52% i nic wiecej. Podobnie z maslanka. Przepisow nie znam i jak robia tez nie, ale widac mozna. Przydatnosc do uzytku jest oczywiscie krotka (kolo tygodnia).
Dobra lece do domciu..
Głuszec zwyczajny Tetrao urogallus
Mój Tatuś, całe życie polujący, puszył się niepomiernie, że on „tylko na komorę”, a śrutu to nie używa, bo jest za leniwy, żeby się za drobnicą uganiać Kaczki i zające przynosił tylko z wymiany – on pół dzika, kumpel mu to i owo No i zdarzyło się, że wyłamał ząb na śrucinie ukrytej w sarninie. Widać ktoś strzelał zająca, a trafił w większy cel. Kozioł /bo to sarni pan był/ przeżył oczywiście, śrucina zarosła i dopadła „leniwego Henia”. Tu muszę na uicho Wam powiedzieć, że Henio – wojownik odwieczny, co to i w Powstaniu Śląskim i na barykadach i w podróży do Brygad Międzynarodowych i na frontach itp, na zwykły życiowy ból odporny nie był nadmiernie i kiedyś Mama mi się zwierzyła, że woli chorobę trojga dzieci, niż jednego ślubnego -mniej roboty, nerwów i narzekań. No i przez tę śrucinę Rodzice się pożarli nie na żarty, bo Ojciec sugerował, że Mama mu ten kawałek specjalnie podsunęła.
ASzyszu, 😯
Ja tam sie nie znam, co to jest, ale o głuszczach i tych innych, co to mysliwym towarzyszą, często rozpisuje się autor wielu książek, Roman Bratny, zapalony myśliwy.
Toż ten ptasior ryczy! Może nie ryczy, ale jak warchlak dziki daje głos. Albo jakies inne takie…
Oj, jestem tu do tylu,
te sprawy juz sie wyjasnily.
przestane chyba z tymi dia…, bo moje klopoty z ofice 2007 nadal powazne i zabiera mi to za duzo czasu.
Dziesiec lat temu, jak spedzalismy parokrotnie w tym samym miejscu w Dani, mialem taki kontakt z chodowca krow, ze wymienialem codziennie litrowa butelke mleka wprost od krowy. Ludzie, to jednak bylo cos innego. I komu to przeszkadzalo.
Informuję wszystkich blogowiczów z Pyrlandii (trochę nas tu jest) że ponoć przy ul Piekary, zaraz za narożnikiem św. Marcina jest sklep z dziczyzną, Właśnie się dowiedziałam.
Cichal…
ja to wszystko wiem, tylko ja tego sklepowego zakwaszacza nie chcę, bo nie wychodzi, zeby nie wiem, co – dodajesz i otrzymujesz gorzkie świństwo (przepraszam świństwo), które nigdy się nie skwasi nalezycie – zaznaczyłam, że naturalne produkty to naturalne, a nie sklepowe. W koncu się na wsi wychowałam i miałam z tym do czynienia przez 20 lat i wiem, jak to sie dzieje. Tutejszego mleka sklepowego nie zakwasisz za cholerę, a tutejsza maślanka to tez nie maślanka 🙄
…Pepegor…bo teraz PAŃSTWO sie uparlo dbać o Twoje zdrowie, a kiedys nikt tym sie nie przejmował, tylko mama i tata, ewentualnie sąsiadka, która czasami sprzedawała mleko, jak aktualnej Minki nie było. Było czysto i była naturalna bakteria, a nie jakieś nie wiadomo co, „bacterial culture”, bo mleko pasteryzowane i jak z czegos takiego zrobic cos.
Oczywiscie rozumiem, ze kiedyś mozna bylo sobie krówke czy swinke, ptasiorki jakieś w malym gospodarstwie… no ale wolno człeku westchnąć?! Wolno.
Ja bym chetnie nabyła taki cymes od „baby” ze wsi, tylko Państwo pilnuje, zeby baba nie sprzedawała.
Alicjo. zaraz piszę do Watykanu, że cuda czynię. Zawaszamy mleko 2x w tygodniu. Bez białego sera nima żywota! Używam od lat tego samego. Najpierw Buttermilk a potem zostawiam troszke z kacowego i da capo (al finem). Dwa, trzy razy w roku zdarza się, że mleko robi się ciągliwe. Wtedy do picia nie lubie (robię suhyj zakon) ale na serek idelane. Bez zakwaszenia mleko gorzknieje bo po prostu gnije świństwo! Czasem kupuje w polskim sklepie jogurt albo kwaśne, ale pracuje tak samo. Mleko z supermarketu i obojętnie jakie. Robiłem też z Fatfree!
Cichalu…
ja idę na łatwizne i kupuje jedno, drugie i trzecie w polskim sklepie, bo mi nie wychodziło ani-ani. No to dla siebie kefir, maślankę, jogurt i pół kg. białego sera raz na tydzień – poza mna nie ma amatora. Tym lepiej dla mnie 😉
…i jeszcze śledzie na *różno* 🙂
No bo też ja jedna do jedzenia, chyba, ze jakieś zbiegowisko ludzi, swieta albo cuś.
Alicjo,
tu też są głuszce. Posłuchaj, one naprawdę tak tokują, a nie „ryczą” jak niektórzy bajarze-myśliwi twierdzą
http://www.youtube.com/watch?v=_xSj5XcByuA&feature=fvw
Gospodarzu.
Jak mozesz propagować foie gras? Czy nie masz w sobie poczucia elementarnej empatii ze zwierzeciem?
Jestes w moim wieku i zapewne pamietasz film o róznych dziwacznościach w kapitaliżmie „puszczany” w kinach glebokiej PRL (nie pamietam tytulu). Tam tez pokazywano tucz gesi na stluszczone watroby. Wowczas w to wierzylem, potem, po dojściu do krytycznego rozumu, uważalem za propagandę, ale teraz wiem, że to akurat byla prawda.
Tez jestem miesozerca, ale to robi sie z gęsiami, aby im sie wątroba stluscila, wola o pomste do (nieba, rozumu, czlowieczenstwa). Czy na tej samej zasasadzie akceptujesz Gospodarzu obcinanie rekinom pletw grzbietowych przez Japonczykow (ichni przysmak) i puszczanie ich (rekinow) wolno, przeciez umrą.
Czytam wpisy Twoich fanów, na ogól wydaja sie być ludźmi na poziomie, chociaż często specyficznymi. I nikt z nich, z wyjatkiem niesmialego wpisu Alicji, nie oburzyl sie twoim menu.
Nie oczekuje odpowiedzi. Porozmawiaj jedynie o tym problemie ze swoją Basią i rodziną, w szczegolności z dziecmi i ewentualnie z wnukami (jesli je masz i uczysz je milosci do pieskow, kotkow i innych swinek morskich).
Jesli natomiast pojawisz sie w moim Wroclawiu na jakiejś snobistycznej imprezie-pojawie sie na niej i zadam Ci te same pytania, więc przygotuj sie.
Bez powazania.
Uff, pokroiłam gruszki i zasypałam cukrem. Eska się pyta czy spodziewam się jakiegoś najazdu. E, tam, spodziewam się, ja po prostu wiem, że ile bym nie zrobiła to i tak się rozejdzie…
Byłam w Arimirze. Dostałam dwa różne wnioski, które mam wypełnić i wysłać do Szczecina, bo tutaj tego nie załatwiają. Do tego instrukcja, nawet dwie, wielokrotnie grubsze od tych wniosków. Jeszcze muszę zadzwonić do Szczecina i się dopytać, czy te wnioski mam wysłać razem, czy naprzód jeden a po otrzymaniu odpowiedzi drugi, bo ci tutaj nie wiedzą i chyba boją się sami zapytać. Dotąd żadne takie wnioski nie były potrzebne, dotacja przychodziła urzędowo i już.
Ola, lek.wet., nie pozwlała psu jeść surowych pomidorów, bo są dla psa mocno szkodliwe, wręcz letalne.
Dodam, że robia to wbrew sobie, bo bardzo tego psa nie lubiła.
nemo,
Toż ja te programy religijnie, i wiadomo, ze jeśli Attenborough robi godzinny program przez minimum 2 lata, to dopilnuje, zeby wszystko było jak należy. A kto NAPRAWDĘ wie, jak to jest?
Bajarze-myśliwi udają się na łów w różnym stanie i o różnych porach nocy, poranku, na pewno też nie maja ekipy filmowej ze soba. Ja bym to wzięła przez współczynnik jakiś…
Należałoby być w lesie switem bladym, białym ranem w lesie i posłuchać niejeden raz chyba.
Ja znam parę odgłosów. Kaczka-dziwaczka-dzika loon, bo sporo ich na Collins Bay. Gęś kanadyjska , bo wiosna przylatuje, teraz juz odleciały. Poznać po spiewie, inny jest wiosenny z powrotem, inny jest jesienny, kiedy lecą na południe. Robina spiew na wiosnę, skrzeczenie blue-jay’a (kolorowa sroka), kardynała zaśpiewy, straszliwe kruki, no i walenie w drzewo tego tam pileated dzięcioła!
Nie wspominając o warczeniu podkurzonej wiewióry!
http://alicja.homelinux.com/news/Niech%20mi%20tu%20ktos%20podskoczy…jpg
Przeleciałam jeszcze raz po komentarzach i tak mi wpadło do głowy, ze ta utopiona świnia w słonym bajorku to może ta fermentowała jak harkal?
Oglądałam kawałek jakiegoś programu w TV, blondynka (?) zadawała pytania, możliwe 4 odpowiedzi, pytała się własnie co o jest harkal i czemu krokodyl płacze. Krokodyl też zwierzyna łowna i płacze a nikt go nie żałuje. Ja już pisałam że gdyby sarna była podobna do (pardon!) hieny to nikt by jej nie żałował.
Leśniczyna ostatnio mówiła, że jej mąż strzelił łanię i dwa cielaki, Sławek Barwicki tez mnie pytał czy nie chcę wątroby z łani albo cielaka, więc się zaczęłam dopytywać co oni tak łanie strzelają, dotąd o tej porze to tylko w jelenie i kozły walili. Okazuje się, że tej dziczyzny płowej i nie tylko,tyle się ostatnio namnożyło, że nadleśnictwa nawet płacą myśliwym w swoich kołach za odstrzał.
Stara Żabo 😯
Kiedyś było „śmiertelnie”, teraz jest „letalnie”?!
No to ja już jestem Latarnicą stojącą na straży polszczyzny-ojczyzny, albo co 🙄
No to będzie burza…Paweł (na pewno nie Szaweł) się oburzył…Cisza na morzu… No, ale nous revenons a nos moutons, czyli ptaszków. Alicjo! gęsi szarych nie znosze bo paskudzą okrutnie. Moje wnuki nazywają je (uczciwszy uszy Pańskie) sraluchy. Gdzie nie staniesz a o rozłożeniu koca nie wspomnę to…gęsie bombki. Wszystkie o których piszesz u mnie tyż rajcują. Najfajniejszy jest taki co naśladuje inne. Nigdy nie pamiętam jak sie zowie. Ma takie białe paski pod skrzydłami. Nagrałem jednego i zrobiłem z tego dzwonek do telefonu
Mi się też udało w USA zakwasić sklepowe 4% za pomoca kwaśnej śmietany, ale nie za pierwszym razem. Ona niby była kwaszona niebakteryjnie a enzymatycznie (tak stało na opakowaniu), ale widać jakaś jedna bakteria się uchowała i rozmnożyła. Potem to już miałam swój zakwas, aż pewnego dnia wypiłam wszystko i garnek umyłam. Potem już mi się nie chciało, bo i tak wracałam do Polski i do własnej krowy.
Sorka, Alicjo, to skrzywienie zawodowe – o genach. które powodują śmierć osobnika w łonie matki, lub takie powikłania, lub brak jakiegoś organu, ze noworodek nie jest w stanie żyć, mówi się „letalne” a nie „śmiertelne”. Również o trucinach i skażeniach, podaje się DL-50, czyli jest to dawka powodudąca śmierć 50% populacji.
Jestem letalnie przerażony co to będzie jutro!!!
Znaczy, ile pomidorów – na sztuki, czy na wagę? – to jest DL-50 dla dużego psa?
…czyli… nie ma się czego bać.
http://www.youtube.com/watch?v=oWHGqXY5jCk
Żabo …;)
Ja dbam o młodzież, żeby nie przejęły (w tym „sorka”!), a sama sie juz gubię w języku polskim, bo jak przyjeżdżam, to czesto słyszę coś, co mi nie pasuje i zastanawiam sie, skąd sie w języku polskim wziął taki naworodek-wyrodek 🙂
Za czasów moich weterynarzy się używało śmiertelne. No a jak zwierzę zeszło, to – zdechło.
Ale… nie myslisz Żabo, że żadne zwierzę nie wezmie do pyska tego, czego nie powinno, chyba, że faktycznie ma potrzebę? Zwierzę nie takie durne 😉
Jak pomidor pasuje, to niech je!
A czy aligatory placza bo jadlem ale oczu nie widzialem? Ostatnio salata mi sie na talerzu poplakala a ja razem z nia. Pogadalismy troche i sie okazuje, ze jej chodzilo, ze ona tego vinegretu nie lubila wolaby w smietanie, po naszemu staropolsku. Jutro ide do psychologa na leczenie bo w depresje wpadlem jak mi sie ziemniak zaryczal kiedy go zywcem na surowo ze skory obdarlem. Mowie nastepnym razem ugotuje w mundurku (on wojskowy byl) ale juz nie chcial ze mna gadac. Dostal letalna dawke wrzatku i zaniemowil. Cebula za to odplacila pieknym za nadobne i mnie lzy wycisnela podajac sprawe do Europejskiego Sadu Praw Warzyw i Owocow z powodztwa cywilnego. Oskarzyciel stary Karczoch juz mi wezwanie przyslal. Posilkowy oskarzyciel Burak Pastewny popijajac gorzka kawe zywcem wypalona przez kanibali z Wenezueli sam sie broni przed stawianymi mu zarzutami kawobujcy. Ponoc maja mi dolozyc sprawe o znieslawienie bo nazwalem ogorka kwasnym a on byl tylko malosolnym bo uciekl z transportu i nie zdazyl skwasniec. Jak oni sie jeszcze kapna ze ja pije wino z pomordowanych nieludzko winogron to leze. Ponoc bakterie maja wniesc sprawe o uznanie antybiotykow za nielegalne i niehumanitarne ich traktowanie. O pradkach juz nie wspomne co one maja wniesc. Smacznego.
Alicjo gdyby tak bylo to zaden szczur nie zjadlby trutki, tak mi sie wydaje.
yyc.Pies nie jest tak perwersyjny jak człowiek, który potrafi tak dosłodzic, że się zje..
11aa
Zaczęłam szukać, czemu pomidory psu szkodzą (nie mam Oli pod ręką) i doczytałam się różnych zabawnych rzeczy. Na jednych stronach od czci i wiary odsądzano dietę psią gorąco zachwalaną na innych stonach. Podobno pies zdycha po winogronach i rodzynkach, także po cebuli i czekoladzie. Jedni zalecają kości, ale tylko surowe, inni zabraniają. Jedni ryby tak, drudzy nie. Nawet pomidory zalecają. Najbardziej mnie ucieszyło, że należy psom dawać surowe jarzyny, ale miksowane, bo pies nie trawi błony komórkowej. Że nie trawi to ja wiem – ile komórek można rozbić mechanicznie skoro nawet zwierzęta roślinożerne zaopatrzone w zęby do rozcierania pokarmu, nie są w stanie tych komórek rozgryźć i posiłkują się bakteriami?
Dopytam się Oli o te pomidory
yyc… o tych trutkach?
No my ludziska, spożywamy trutki dobrowolnie (i jakie smakowite!), ale sami je sobie przyrzadzamy i jemy/pijemy w ilosciach, a szczurowi specjalnie takie, na które on się złapie, bo przecież sam by sobie nie przyrzadzał cykuty 🙄
…o, proszę, myszka złapała sie w piwnicy (łapka myszna) na kawalątko penut butter (rozgryzlismy od lat, ze zaden serek, to działa najlepiej.).
Ja bym ją chętnie zdrowiem darowała, ale jak mi włazi w gary (umyte), na stół, pozostawia bobki, no to ja sobie wypraszam.
Krokodyl to zjada Murzyniatko i płacze.
yyc, te cholerne szczury nie chca jeść trutki, strasznie długo się zastanawiają nim zjedzą, a te trutki są tak pomyślane, zeby działały z opóźnieniem kilkudniowym.
Podobno pół tabliczki czekolady może spowodować śmierć dużego psa. Nie wierzę, ale nie będę próbować. Jeden mój pies napewno był odporny na kakao, bo za czekoladę był w stanie wszystko zrobić.
Sorka, Alicjo, wpuściłam Cię w maliny tą „sorką”, ale wiedziałam, ze Cię to ruszy i nie mogłam sobie odmówić 🙂 🙂
i nadal nie mogę 🙂
Z tą czekoladą to było coś na rzeczy, tylko nie wiem, w którym kościele rozdawano i ostrzegano, żeby piesom nie.
Chyba mnie szlag… *peanut.
W przyszłym tygodniu muszę zakupić klawiaturę, albo mnie szlag trafi, a wcześniej moje paluchy od uderzania weń 🙄
Dzisiaj jechałam do Świdwina drogą przez bukowe lasy. Przepięknie. Rudo, żółto, zielonkawo. Teraz idzie wyż, w nocy ma być przymrozek a w dzień słonecznie. Chyba wezmę Forever’a i w niedzielę pojadę w Wilcze Jary.
Obcieli fundusze na operacje i chyba mi w tym roku kolana nie poskładają. Co prawda gdyby się połamało, to w ramach wypadku może by znaleźli miejsce. Więc się bardzo nie przejmuję, chociaż połamać się nie chcę, bo bardzo boli i niewygodnie. Moja córka twierdzi, ze na natychmiastową pomoc z pełną rehabilitacją mogą liczyć jednie pijacy, którzy sobie rozbiją głowę w pijanym widzie. Patrząc po sąsiadach, chyba ma rację.
Moja klawiatura też siada, ciągle nie wybija jakiś liter i nie ma w tym żadnej logiki. Niby czytam tekst przed wysłaniem, ale tak jak ciapki i ogonki nie są mi potrzebne do zrozumienia tekstu, to brak litery też mi nie przeszkadza. I potem mogą wyjść dziwne rzeczy.
Tyle, ze ja nie badzo mogę zmienć klawiature, bo mam starego latopa po pierworodnym.
a czemu nie „masło orzechowe”? jak już taka Latarnia jesteś, hi, hi, hi
chwilowo spadam
bęc bęc
bęc bęc
bęc bęc
bęc
i Żaba jest na parterze
http://new.meteo.pl/php/meteorogram_id_coamps.php?ntype=2n&id=1747
Alicjo chodzilo mi o to ze gdyby zwierzeta wiedzialy co dla nich dobre i jadly tylko to, to trutki by nie zjadly a jedza.
Aczkolwiek cichal ma racje. Ale przeciez sa przypadki ze same sie nazra zwierzaki czegos co im szkodzi, bez pomocy czlowieka czy nie?
O! Masło orzechowe!
W zamierzchłych czasach PRL było takie coś, jak masło orzechowe, potem margaryna czekoladowa… pamieta ktoś?
Raczej nie porównywałabym do *peanut butter (nazwa zastrzezona chyba), ale pamietam, jak TAMTO smakowało, może dlatego, że jadłam tylko kilka razy. Orzechów arachidowych nie znoszę, wiec wystarczyło spróbować.
Jeden pies… jak powiem teraz w Polsce, ze masło orzechowe, to kazdy patrzy na mnie, jak na durną. No dobra – nie każdy, ale młodzież i owszem. PEANUT butter. 🙄
Siwego mowisz wezmiesz w Wilcze Jary. Pozadny kon. Mnie zawiozl i przywiozl w jednym kawalku. Rozumne zwierze. Co to byla za przejazdka. Jeszcze raz dzieki Zabo, przypomnialas mi te Jary, ide zdjecia obejrzec.
Dobrej nocy wszystkim zycze bo chyba sobie do wyrka wskocze i poczytam.
Zabo czy ten obrazek co link do niego dalas to moze Twoje proby malarskie?
Każda żywioła, w tym człowiek, zje wszystko, byle odpowiednio podane i przyrządzone, i w odpowiednim czasie.
Kotek „przyrzadza” złapaną przed chwilą myszkę przez jakieś pół godziny, zanim naprawdę się zabierze za jedzenie. Myszka w tym czasie się poci i ma nadzieje, że się wyrwie z łapek kota… a kot ja wypuszcza na moment, łapie z powrotem i to jest dokładnie to, co my nazywamy marynowaniem mięsiwa.
Zjesz… albo ciebie zjedzą 😉
O matko! 😯 Idę sobie nalać jakiegos czerwonego, o czym my gadamy, o myszach?! 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=Y7_XYM9xiWs
Dobranoc
Czemu ja nie śpię, pytam się?!
Poszłam poczytać do tyłu (wyrywkami).
yyc,
juz napisałam, na czym polega róznica między maślanka w jej pierwotnym znaczeniu, a tą, którą dostaniesz w sklepie w Kanadze, ten słynny „buttermilk” – milk, skim milk, bacterial culture… <–skład.
To jest taka maślanka, jak z margaryny masło, o!
I teraz wyobraz sobie, że jagnię (a jest ci to kawał spory) chcesz na rożnie i w całości…marynujesz w maślance, zalewasz taką maślanką, u nas w najtańszym (No Frills) sklepie 2.09$ za litr. Ile litrów na wanienkę potrzeba, żeby bydlę było mniej wiecej zanurzone, no – ile?! DUŻO, i przy takich cenach – z torbami by można, boso i bez skarpetek, robiąc rzeczone jagnię uczciwie.
Wspominając z westchnieniem najprawdziwszą maślankę, w której czasem pływały przeoczone grudki masła… eh!, co to był za smak!
Z definicji „odpadek” przy produkcji masła i często przeznaczana na świńską kolacyjną bryję, u nas w domu nigdy nie dotrwała – schłodzona w sieni, natychmiast wypijana z dodatkiem siekanego koperku czy bez, co kto lubił.
Ja miałam także zboczenie na serwatkę 😯
Mleka jako takiego nie cierpiałam i do tej pory mi przez gardło nie przechodzi – ale wszystkie pochodne i owszem, z największą chęcią. A smak serwatki z najdalszych zakamarków pamięci…
Następną razą, jak będę w okolicach Żabich Błot, i jak Stara Żaba bedzie akurat ser robiła… 😉