Damy z półświatka, przekupki i hrabiowie
Przeczytałem właśnie książkę wydaną przez Iskry a napisaną przez wieloletniego dziennikarza prawnego Stanisława Milewskiego zatytułowaną „Intymne życie niegdysiejszej Warszawy”. Moje rodzinne miasto miało wielu portrecistów ale ten autor spośród nich wyróżnia się zdecydowanie. Pokazuje Warszawę jakiej nie znamy. A warto ją poznać. Zwłaszcza tę starą, która już dawno odeszła na karty historii. Stanisław Milewski – z wykształcenia polonista, z zawodu dziennikarz prawny a z zamiłowania varsavianista – czerpiąc obficie ze starych gazet, diariuszy i książek naukowych odtworzył niezwykle udatnie obraz miasta z XVIII i XIX wieku. Można więc zagłębić się w atmosferę zgromadzeń publicznych, uczestniczyć w balach bogatego mieszczaństwa, rautach arystokratycznych czy świętach i paradach, towarzyszyć mieszkańcom Warszawy lub podglądać ich na ulicach, w domach prywatnych oraz… publicznych.
Sporo miejsca w tej ciekawej książce zajmuje tematyka kryminalna. Autor przez lata pracował w redakcji „Gazety Prawniczej” i jest doświadczonym dziennikarzem. Wie jak odczytać i jak zaprezentować czytelnikom akta sądowe, protokoły policyjnych przesłuchań, grypsy czy donosy. Przedstawia więc na kartach swej książki portret warszawskiego półświatka czy wręcz świata przestępczego. Prostytutki, utrzymanki, burdelmamy i sutenerzy to egzotyczna społeczność. Kto dziś pamięta o szopenfeldziarzach, a kto wie kim byli mojkarze, a kim drzymcarze. I jak walczyli z nimi warszawscy gliniarze. Milewski świat ten opisuje atrakcyjnie i nie bez pewnej nutki sympatii. Półświatek miejski z tamtych lat miał bowiem swój kodeks i honor. Wzbudzał u jednych strach, u innych odrazę…ale i szacunek.
Relacje z katastrof, pożarów i wypadków ulicznych czytane są i dziś z chętnie. Duża to jednak umiejętność, by opisać takie incydenty sprzed dwustu lat tak, aby wywoływały i dziś dreszcz podniecenia.
Jest też w książce rozdział dla smakoszy. W rozdziale „Brzuch miasta” znajdziemy wielce smakowite opisy bazarów, targowisk, sklepów, domów zajezdnych, kawiarń i restauracji. Słowem – smakowita to lektura.
Niektóre fragmenty już tu przytaczałem.
Komentarze
Alicjo, toż piszę, że żabka pływa klasycznym.
Szopenfeldziarz – artysta grający Chopina na dworze? 😉 Wiem, złodziej sklepowy. Mojkarz – rzezimieszek używający mojki czyli żyletki np. do dyskretnego rozcięcia torebki lub kieszeni z portfelem, a czasem grożący „mojką po patrzałkach” 😎
Ale co to „drzymcarz”? 😯
Moja znajoma pracowala w sklepie (mydlo, powidlo, monopol i zywnosc jak bywala) na Pradze, ktoregos dnia otrzymawszy dostawe wyrobow alkoholowych poprosila panow, ktorzy zainteresowani dostawa pojawili sie w sklepie, aby podniesli jej skrzynke, na co jeden z panow stwierdzil: szanowna Pani jak ja Pani te skrzynkie podniose to naraze sie na problemy w „pracy”, pokazal wypielegnowane, delikatne raczki, miedzy biale paluszki wlozyl sobie zyletke i wprawnym ruchem zasugerowal czym sie para, byl to tzw. kieszonkowiec, ktory dbal o swoj „warsztat”.
W tym roku poznalam na jeziorem pana, ktory sie para handlem na Stadionie Dziesieciolecia, pan byl rozmowny i przedstawil mi swoje plany zyciowe, zarabia aby sie ozenic ze swoja ukochana i zalozyc w lubuskem hodowle ptakow egzotycznych min. pawi… widzicie od handelku do uskrzydlonego piekna.
Dziś od rana pogoda cesarska, mgły się rozwiały, niebo jak w Italii, słońce wyszło zza góry i oświetliło ostrym promieniem kurz na parkiecie, ślady kocich łap na szybie… eh, mgła jest dyskretniejsza 🙄
Delikatny kurz na parkiecie ,ślady kocich łapek, zapach kawy snujący się po salonach – dyskretny urok burżuazji 🙂
Mimo że wiem co oznaczało określenie „szopenfeldziarz” – zawsze będzie mi się ono kojarzyło z uroczym „Vabankiem”.
To co z tym drzymcarzem? Nikt mnie nie oświeci? 🙄 Może antek będzie wiedział?
Dziś spróbuję zrobić knedle ze śliwkami według przepisu widzianego w niemieckiej TV. Jak wyjdą, to go podam 😉 Najpierw muszę ugotować ziemniaki i poszukać gdzieś w zakamarkach serbskiej śliwowicy, w której namoczę kostki cukru i włożę je w śliwki na miejsce pestki, którą usunę przy pomocy trzonka łyżki. Serio, tak jest w tym przepisie 😎
drzymcarz to może włamiarz podenocny?
a co oznaczalo w warsiawskiej gwarze „alejowka” i „papierkowa robota”
„Przyuważył mnie raz gość przy placu Trzech Krzyży koło grzybka. Siada do taksówki taki trep i zarządza: ?Jadź pan na plac Konstytucji. Podjedzie pan Mokotowską do Koszykowej, a potem dalej już prosto na plac.? On mnie, uważa pan, warszawskiego rodaka, będzie uczył, jak mam jechać na plac Konstytucji. To, panie, przybysz, żłób z prowincji, co pare lat tu u nas mieszka. To nie warszawiak, to warszawianin!”
Gwara warszawska oczywiście kojarzy się z Wiechem :
”
Poszłem wczoraj z Azorem do tej całej wścieklizny,
żeby go zaszczepić w ramach akcji. Jakżeśmy dotaskali się
do Starostwa na Szmulkach,ogonek paniusieczek i starszych
facetów z pieskamy ciągnął się od bramy, przez podwórko
i po schodach na pierwsze piętro. Bo chociaż było po alfabecie,
wszyscy, jak to u nasz, czekali do ostatniego dnia.
? Rasowy ?
? Poczwórnie
? To znaczy, że jak?
? Znaczy nogi jamnika, morda buldoka, uszy wyżła, ogon
owczarka ? a razem, uważasz pan, mój pies.
”
A drzymciarz ?
Może od drzymki ?
A może od Drzymały ?
Wstąpił włamywacz, na duże jasne
I płacąc w kasie dwa złote,
Spojrzał na dzienny utarg w tem barze
I rzekł: ?mam niezłą robotę?.
Smaruje szaber, fomkę i raka,
Rajster cały klawiszy.
Przed tym meterem pęknie dziś paka
Brzęknie mamona wśród ciszy.
Bezksiężycowa, jak ciemne piwo
Noc pogrążyła w sen stróża.
Więc nasz fachowiec wknajał do baru.
Przez lufcik i od podwórza.
Wtem przez otwory swej czarnej maski,
W światełku ślepej latarki.
Ujrzał przed sobą wprost oko w oko,
Na półce … pół litra Starki.
Fomką podważył w butelce korek
I łyknął nie małą krzynę.
A chcąc coś nie coś przekąsić rozpruł
Rakiem pudełko sardynek.
Sardynki byli eksztra francuskie,
Starka najwyższej jakości.
Więc nic dziwnego, że w tych warunkach
Nie musiał sam siebie prosić.
Po Starce koniak, do niego kawior
Więc rzekł ?to prawie bankiecik,
a skoro bankiet, musi być światło?
I żyrandole zaświecił.
Potem wytrychem włączył adapter
I zagrał ?Złoty pierścionek?
I do białego bawił się rana,
Aż wszedł do baru personel.
Nie trzeba mówić, co się tam działo
Rzecz się do tego sprowadza,
Że jeszcze jeden doszedł nam przykład
Jak wódka w pracy przeszkadza!
Nic o drzymcarzu 🙁
Może to ten, co drzymie? 😀
a co to sa „gruzinki”?
Drzymie przy robocie, czy okrada drzymiących?
Czy drzymać to nie gwara poznańska?
Może Gospodarz wie, co ten drzymcarz robi? W końcu dysponuje fachową lekturą 😎
Nie mam cukru w kostkach (ani w kolankach), muszę do sklepu.
gruzinki pewnie od gruzów…
gruzinka – prostytutka najniższej kategorii (z Chmielnej)
Morąg,
znasz gruzinki a drzymcarza nie?!
Polonistki – lepsze, z hotelu Polonia…
i z Poznanskiej – panie, ktore z braku zaplecza pracowaly w gruzach, ale tego drzym nie znam,
rowniez robie dzisiaj knedle, mam nawet gotowe, konsumpcja o 16 jak przyjdzie dziecko
a „alejowka” to byla sympatia, z ktora chodzilo sie na spacery
Knedle ? Niech będą knedle.
Ale gdzie są : Pyzy,gorące pyzy !
Już nie na Bazarze Różyckiego,bo praktycznie
przestał istnieć.
A co z flakami po warszawsku ?
Gdyby najezdnicy nie pozostawili lupów to przyszloby mi wbic resztki zebów w sciane. Ratuje sie zapasami których wystarczy pewnie na dwa lata. Najgorsze, ze gdzies zapodzialem wytrych do puszek ale dalem rade
siekierka. Z tego wszystkiego nastawilem nalewke na mrozonych owocach dzikiej rózy ale to bardzo dlugi proces. Najszybciej na Sylwestra.
Od cesarskiej pozdrowienia.
Pan Lulek
A u mnie odwrotnie najeźdźcy pożarli,co mogli.
Moje byliny – takie ładne, purpurowe listki.
Wszystko pożarte,chyba przez ślimaki.
A ślimaki mają się dobrze od kiedy, w celu
ułatwienia sobie życia, zainstalowaliśmy podlewanie
automatyczne.Owszem podlewa,bez kiwnięcia palcem
w bucie. Trawnik ładny,zielony.
Ale roślinki zniknęły ! A ślimaków,co niemiara !
Pierwszy etap ogrodniczej nauki mamy za nami 🙁
Witam wszystkich,
jakieś nieusprawiedliwione nieobecności są na naszym blogu : gdzież to Stanisław ? Chyba się na nas nie pogniewał ? A Nowy też gdzieś przepadł. Źródełko wpadnie jak po ogień i już jej nie ma. Odzywajcie się częściej !
Do ARKADIUSA – Rewa,o której wczoraj pisałeś ,położona jest około 10 km ode mnie i czsami jeżdzimy tam na spacer. To obok Pucka najbardziej popularne miejsce wśród amatorów wszelkiego rodzaju desek pływających i stąd też pewnie Twoja tam obecność. Dzięki serferom miejscowość żyje także poza krótkim letnim sezonem, chociaż tamtejsza plaża,mimo że malownicza,to jednak ma gruby piach , a latem na brzegu leżą sobie martwe cierniki /małe rybki z ostrym cierniem na grzbiecie/ i kaleczą stopy.
Do NEMO, w sobotę kupiłam dziurkowaną foremkę do pizzy ,a wczoraj pizza została upieczona. Efekt bardzo dobry.
Krystyno, no to się cieszę 🙂
Stanisław przecież zapowiadał, że jedzie do Paryża.
Melduję że zdobyłem nowy zawód. Od dziś jestem dekarz. Nie od dekowania tylko od krycia dachów. Czas najwyższy było położyć nową warstwę papy na płaski dach na ganku. Dziś zmiana pogody i był to ostatni dzwonek .
Chyba zawita do nas prawdziwa jesień.
Na lepik kleiłeś czy na sucho?
misie kleja na mniod, a na sucho, to nawet ksiadz po kaledzie nie przyjdzie
Rzeczywiście,zapomniałam o wyjeżdzie Stanisława. Tymczasem jutro rano ja wyjeżdżam do mojej mamy, na Mazury. Wracam w sobotę wieczorem.Trzymajcie się zdrowo !
miodzik 🙂
kurcze, mordka mi sie smieje, bo powoli jest szansa na sukces
yyc sie klania od Zaby Starej. Duchy zjazdowe jeszcze po stajni sie kreca. Konie nakarmione, my tez pysznymi pierogami. Machajac batem pogonilem konie gdzie ich miejsce czyli na pastwisko. Usluchaly. Z Basia sie juz zaprzyjaznilem ale jej „boyfriend” ja zostawil dla mlodszej wiec pogadalem z ogierem i sie wstydzil. Teraz popijamy winko i sluchamy Zabinych opowiesci ciekawych. Kucyk jakis maly. Tyle raportu na dzis. Pozdrowienia z Zabich Blot.
Ach, gdzież są niegdysiejsze pierogi :-(:
Krystyno, jedziesz do mamy na Mazury a ja przenosze sie tam czytajac otrzymana od kolezanki ksiazke M. Kalicinskiej „Dom nad rozlewiskiem”. To na pewno nie jest „wielka literatura” ale lekka lektura, ktora zacheca mnie do poznania Mazur. Wstyd mi, ze tak malo znam wlasny kraj. Tyle jest do odrobienia, oby starczylo czasu, formy jako takiej i finansow.
Czy ktos z was robil pierogi z kasza i twarogiem? W tej ksiazce jest ten przepis jak zreszta pare innych. Taka to teraz moda na okraszanie tekstu kuchennymi przepisami a jedna z pierwszych bylo chyba „Lato w Toskanii”.
Był doktor od tej piekielnej maszyny. Podobno od czwartku mogę mieć nadzieję na własny internet, czyli przestanę podszywać się pod Młodszą. Dwa dni robota leżała martwym bykiem i teraz trzeba będzie gonić.
Chyba teraz te damy z pobocza dróg przelotowych nazywaja sie TIR – ówy.
Bywaja nawet dumne ze swego zawodu. Jedna kiedys bez zahamowan opowiadala kolezankom przy sasiednim stoliku jaki miala najlepszy wynik. Bylo to jednak na parkingu autostrady z Grazu do Wiednia.
Zawód wedlug niej jak kazdy inny
Pan Lulek
Alicja tutaj.
Kulinarnie – wątróbki kurze z jabłkami według Alsy, nie przyznam się, ile zjadłam.
Pogoda we Wrocławiu cesarska, ludzie na wszelki wypadek w jesionkach i jakichś takich, ale nas Kanadyjczyków nic nie zmoze, biegałam po wsi w krótkich portkach. Zwiedziłam aż 3 sklepy oraz jeden stragan na Placu Solnym – uśmiechnął się do mnie taki naszyjnik. Alsa twierdzi, ze przepłaciłam, ale to miało tabliczkę z moim imieniem na sobie, więc kupiłam. A teraz trzeba było zakupić drugą torbę podróżną na pomieszczenie zakupów w tych trzech sklepach. Jerzor zapowiedział, ze nie będzie nosił moich zakupów. Cwanie zakupiłam torbę na kółkach 😉
Wołają!
A propos pierogów. W czasie wakacji zwiedziliśmy kawałek północnej Polski (od Iławy po Piaski na Mierzei Wiślanej, a w drodze powrotnej Toruń.) i przeżyliśmy wielkie restauracyjne rozczarowanie.
1. Stary Tartak w Iławie – pierogi ruskie składały się z rozgotowanego ciasta, źle wymieszanego farszu z samych ziemniaków z niewielką ilością twarogu ( niedosolone, bez skwarek i pieprzu), polane cebulą zeszkloną na oleju. Całość podana na głębokim talerzu (komentarz kelnerki: „jak panu nie pasuje to może pan sobie przełożyć do tego płaskiego talerza pod spodem”). O żurku w chlebie lepiej nie będę wspominać, bo nadal mam chęć wybatożenia kucharza. Wyszliśmy stamtąd głodni i wściekli. Mój p.o.męża stwierdził, że za takie spostponowanie pierogów kucharz powinien być sądownie skazany na dożywotni zakaz wykonywania zawodu
2. Pierogarnia Stary Toruń. Serwują pierogi z wody (lepiuchy), z pieca (piecuchy) i smażone (czebureki kresowe). Pomysł świetny – zawiodło wykonanie. Znów ruskie – farsz gnieciony a nie mielony (czuć duże grudki ziemniaków). Omastę (wg karty skwarki) stanowił mielony surowy boczek, lekko podduszony w oleju. Na szczęście „skwarki” podawane są osobno, więc nie zepsuliśmy sobie do reszty posiłku.
Jako że pierogi ruskie stanowią nasze ulubione danie, w każdej kolejnej knajpie pytaliśmy o skład farszu i skwarki, i za każdym razem słyszeliśmy odpowiedź: cebula i słonina smażone na OLEJU(sic!). Bo przecież taka jest receptura. Od tej pory pierogi jadać będziemy tylko w domu.
Żeby nie było, że jestem kulinarną malkontentką, pozwolę sobie wspomnieć o kilku perełkach:
1. Przydomowy bar „KRAB” w Piaskach – syta i smaczna zupa rybna, pyszne smażone fląderki i przemiła obsługa.
2. „Kawiarnia na piaskach” – pyszne domowe ciasta i desery lodowe, ponadto lokal przyjazny dla rodzin z małymi dziećmi (placyk zabaw, w toalecie stół do przewijania niemowląt i inne udogodnienia dla maluchów).
Pozostają mieszane uczucia:
1. Restauracja „Leśna” w Iławie – zahaczyliśmy o nią po wyjściu ze Starego Tartaku. Wygląd niezbyt zachęcający i muzyka lekko ogłuszająca ale: pyszny rosół z kołduńczykami, smaczna polędwica z grilla.
2. Restauracja „Columb” w Ostródzie. Nauczeni doświadczeniem, zapytaliśmy o skład serwowanej tam uchy i dowiedzieliśmy się od kelnerki że „w Polsce uchę robi się z karpia, tylko z karpia”. Wybraliśmy inne potrawy – były całkiem smaczne.
Dochodzę do wniosku że porządni kucharze wyemigrowali, a z tych którzy pozostali żaden nie pamięta jaka była kuchnia babci – w przygotowaniu i w smaku.
Niestety nie wiem kto to drzymcarz, pierwszy raz słyszę.
Pomyślałem czytając, że to ktoś taki jak ja dzisiaj – ma chęć na drzemkę. Takie też były i Wasze skojarzenia, a może drzymcarz co jakieś przeciwieństwo jajcarza?? Jacarz, wiadomo, wesołek przeokrutny, dowcipniś i kawalarz a drzymcarz to taki to wypije ze dwa, nic mu nie smakuje i drzymie nad talerzem. Ale to takie wolne od logiki skojarzenia…
Widzisz Nemo, nie pomogę…pogrzebałem w książkach, w rozdziałach tyczących Pragi, bazarów, półświatka, ale znalazłem tylko farmazonów!
Według pamięci autora wspomnień z lat 20tych, farmazoni stanowili na Bazarze Różyckiego szajkę oszustów grasującą wśród chłopskich furmanek. Kołowali kmiotków za pomocą gier w trzy karty, czarna-czerwona lub w pasek.
Trzy karty znamy, czarna- czerwona tez do wyobrażenia, ale ten pasek?? Najprostszą była gra w cetno-licho, miała najprostsze dla bankiera zasady : Jak licho- ja wygrywam, a jak cetno- wy przegrywacie.
I nim grający zrozumiał te zasady, przegrywał już parę groszy…
A więc jak cetno? czy licho?
A może zagramy w lotto?? Jutro 40 do wzięcia!!
Sześć osób, sześć numerów, jeden zakład, ja funduję, jak wygramy oddacie!
40 minus podatek= 36, na sześć osób , będzie po sześć baniek!!
Kto gra??? ja obstawiam numer 5.
Żadne tam farmazony, pełna powaga!!
Ewo,
dzięki za raport. Może ci kucharze mieli beznadziejnie gotujące babki, takie też bywały 🙄 Jadanie w restauracjach to jest hazard, który uprawiam niechętnie, ale zawsze jest potem o czym rozmawiać 😉 Ważne, aby sztućce były czyste
http://www.youtube.com/watch?v=bfhkuXuQ9eA
Tacy kucharze nazywaja sie po warsiawsku „parzygnat”
35
33
Antku, proponuje numer 21.
46
W Łochowie przetaków nie było, ale jak czytam sprawa szczęśliwie zakończona!! Grzybów w lesie niewiele, z tych niewielu jeszcze część zostawiła Antkowa w lesie, część wyrzuciła przy czyszczeniu i część w domu przy krojeniu. Ile zostało??
Ja nie chodziłem, wkurza mnie chodzenie za grzybami, jak ich nie ma. Chodzić po lesie, to co innego, ale poczucie obowiązku grzybobraniowego jest męczące. Ja sobie kopałem, sadziłem….pogoda była piękna!
Nic nie ukradli!! Huraaaaaaa!!
Jesień już, myszy schodzą się do ciepłego, wczoraj wieczorem przyszła mysz, nikt nie widział??
Witaj myszo!
Bywała tu kiedyś myszowata, ale pewnie skusił ją serek…
Notuję 5, 21, 33, 35,46…jeszcze jeden chętny!!
Antku,
dzięki za próbę znalezienia odpowiedzi 😉 Myślę, że Gospodarz nam wyjaśni, bo chyba nie rzuca tak sobie a muzom niebezpiecznych terminów fachowych, których moglibyśmy niebacznie użyć w niewłaściwym momencie podczas wizyty w stolicy 😯
antku od dagny 43
OK, lista grających zamknięta!!!
5, 21, 33, 35, 43, 46
Teraz wpisuję na listę chętnych do noszenia nam walizek!!!
tez staralam sie znalezc odpowiedz, zadzwonilam do pani, ktora mieszkala w suterynie na Zabkowskiej, pytam sie kto to zacz ten drzymcarz a ona mnie objasnila, ze „takie rzeczy to wiedza ludzie z okreslonego srodowiska… (zaczelam sie obawiac o to czy Gospodarz nie wpadl przypadkiem w jakowes) „natomiast pani ta nie miala z tym nic wspolnego”, no coz zapomnialam, ze trafilam na warszawianina
Walizek się nadźwigałem, mam wprawę. Mogę nosić.
Proszę Szanownych Grających!
Udaję się na spoczynek, poczytam troszkę a potem razem będziemy śnić…
jak te myśli z całej Europy skupimy to….ochhhhhhhhhhhhhhhh….
Misiek, kupimy sobie autokar!!!
Warszawskie dania
Lorneta z meduzą
To tradycyjne warszawskie połączenie aperitifu z przystawką. Pod tą marynistyczną nazwą kryją się dwie setki wódki (dobrze zmrożonej!) podane z porcją nóżek w galarecie, które przyrządza się w następujący sposób:
Nóżki wieprzowe (3 sztuki) oraz 30 dag chudej wieprzowiny bez kości oczyścić.
Nóżki umyć. Mięso zalać niewielką ilością zimnej wody ? wody należy dać tylko tyle, aby przykryła mięso.
Gotować ok.2 godziny, a następnie dodać mały pęczek oczyszczonej włoszczyzny, całą cebulę przypieczoną na ogniu, 2 listki laurowe, 6 ziarenek ziela angielskiego, 2 ząbki czosnku oraz sól i pieprz do smaku. Całość gotować na małym ogniu aż do momentu, gdy wieprzowina będzie odchodzić od kości. Następnie cały wywar odcedzić. W małych foremkach ułozyć na dnie ugotowaną i pokrojoną w półtalarki marchewkę, a na niej pokrojone w kostkę mięso. Po wypełnieniu foremek wywarem odstawić je w chłodne miejsce aż do zastygnięcia galarety. Podawać z chrzanem, octem lub cytryną.
Flaki po warszawsku
Kilo oczyszczonych, gotowych mrożonych flaków zalać 2 litrami wody. Tuż po zagotowaniu należy wodę zmienić. Flaki gotować do miękkości (ok. 1 godziny).
Osobno ugotować rosół z 75 dag wołowiny, marchewki (3 sztuki), pietruszki (2 sztuki), małego selera, cebulki opieczonej na ogniu,. Do rosołu dodać przyprawy: 2 ząbki czosnku, 2 listki laurowe, 6 ziaren ziela angielskiego, 1 suszony grzybek oraz sól i pieprz. Po ugotowaniu rosołu wołowinę pokroić w kostkę, marchewkę i pietruszkę ? w słupki. Ugotowane i odcedzone flaki, pokrojone mięso i warzywa gotować dalej (ok. 30 min.) w rosole. Z mąki i masła zrobić jasną zasmażkę i podprawić rosół.
20 dag wątroby cielęcej oraz 10 dag szpiku cielęcego zmielić w maszynce. Do mięsa dodać jajko, podsmażoną cebulkę, sól i pieprz i tyle tartej bułki, by z powstałej masy można było formować niewielkie kulki. Ukształtowane pulpety włożyć na łyżce do gorącego rosołu i gotować około kwadransa.
Flaki podać wraz z pulpetami, posypane majerankiem.
Pyzy z mięsem
Kilogram ugotowanych i przepuszczonych przez praskę (lub przemielonych w maszynce) ziemniaków połączyć z kilogramem ziemniaków utartych na tarce o małych oczkach (ziemniaki mocno odcisnąć!). Do ziemniaczanej masy dodać 2 łyżki mąki ziemniaczanej lub skrobię z płynu od odsączenia. Całość wymieszać.
40 dag ugotowanej wołowiny zmielić w maszynce. Dodać 1 drobno pokrojoną podsmażoną cebulę, jajko, 2 łyżki bułki tartej; sól i pieprz do smaku.
Formować ziemniaczane placuszki, łyżką nakładać nadzienie i sklejać, aby powstały kulki.
Pyzy wrzucać na osolony wrzątek. Od momentu wypłynięcia gotować 10 min. Odcedzić.
Podawać ze skwarkami ze słoniny lub boczku.
i deser
Wuzetka
Nazwa tego popularnego ciastka pochodzi od warszawskiej trasy W-Z (Trasa Wschód-Zachód), w pobliżu której znajdowała się jedna z cukierni sprzedających wuzetkę.
Istota wuzetki sprowadza się do kakaowego biszkoptu, dżemu, kremu śmietankowego i polewy czekoladowej, jednak rozmaitych wersji realizacji podstawowego założenia ciastka jest mnóstwo ? tyleż samo, często zantagonizowanych, amatorów.
Oto jedna z propozycji przepisu:
W malakserze utrzeć na gładko 125 g margaryny, szklankę cukru, 3 łyżki kakao i dwa jajka. Następnie dodać 2 szklanki mąki pszennej, szklankę mleka i czubatą łyżeczkę sody oczyszczonej. Miksować aż nie będzie żadnych grudek. Gotową masę przełożyć do płaskiej formy i piec w średniej temperaturze ok. 40 min. Po upieczeniu przestudzić i przekroić ciasto na pół. Dolną część obficie nasączyć ponczem. Warstwy ciasta posmarować cienko kwaskowym dżemem (np. porzeczkowym) i przełożyć bitą śmietaną.
Przygotować polewę: pół kostki margaryny, pół szklanki cukru, opakowanie cukru waniliowego, 2 łyżki kakao i 4 łyżki wody wrzucić do garnka, po rozpuszczeniu margaryny całość gotować 4 min. Polać przestudzony wierzch ciasta. Gdy polewa zastygnie, ciasto pokroić ostrym nożem na mniejsze ciastka, każde z nich udekorować startą czekoladą i kleksem bitej śmietany.
O, patrzcie!
A raczej słuchajcie. Ostatni wieczór we Wrocławiu, a Alsa poszła wieszać pranie – no wiecie co?!
Ze swiatkia doliniarzy nie znam nikogo.
Ale z mojego malego swiadka, tam z mojej dzielnicy na Gornym Slasku znalem jeszcze ze szkoly podstawowej osoby, ktore potem wchodzily w konflikt prawny i tez siedzialy. Z tego czasu znam tez pewne okreslenia z tzw. grypsownicy. Chodzilo u nich zwykle o jakies mordobicia i drobne kradzieze. Jak jakies 20 lat temu, po przyjezdzie na zagranicznej rejestracji, wyprozniono mi zaparkowany samochod, bo przyjechalem pozno i zabralem tylko najwazniejsze rzeczy. Zaraz mialem pewne podejrzenia. Puscilem zwiady i co: po poludniu juz mi rzeczy zwrocono. Winowajca, moj dobry przyjaciel z dzieciecych lat wyplakal sie potem przy flaszce, na murku za szkola, gdzie i kiedys sobie popijalismy i zaklinal sie, ze mnie tego by nigdy nie zrobil. Tak sie znowu potwierdzilo: Zlodzieji niema, ludzie sami kradna.
Z pozdrowieniami
pepegor
jak to wieszac pranie? Ojciec prac? 😉
Dzien dobry Wszystkim,
Krystyno, jak milo, gdy ktos pamieta.
Moja nieobecnosc czesciowo tez usprawiedliwiona – w piatek mnie zwalilo z nog, nagle poczulem, ze kiepsko sie czuje. Pojechalem do domu, do lozka pod koldre – nic, zimno, dreszcze. Dolozylem koc – dalej zimno, dolozylem drugi, naciagnalem czapke, szalik, dopiero jakos sie ogrzalem (na dworze i w domu goraco). Sobota i niedziela tez bardzo zle, nie moglem nic pisac, bo zdania bym nie sklecil, dopiero dzisiaj lepiej. Chociaz slaby, ale musialem dzisiaj byc w pracy, dziesieciu chlopa czekalo, jakos przezylem.
Musze sie trzymac jak drzymcarz (ja tez nie wiem co to znaczy, wiec moze wyjsc cos zabawnego), a nie, jak jakis frajer.
Alinko,
Pierogi z kasza gryczana i twarogiem (bialym serem) robi od zawsze moja Mama, dla mnie to najlepsze pierogi jakie istnieja, polane tluszczem ze skwarkami. Pycha!!!!
Przegladajac stare zasoby zdjec natknalem sie na te, ktore robilem w ogrodach rodziny Rockefellerow w Kykuit pod Nowym Jorkiem – czesc swojego ogromnego majatku z domem rodzinnym, pieknym ogrodem i kolekcja rzezb, zgromadzona przez Nelsona Rockefellera, rodzina postanowila udostepnic wszystkim, zwiedzac moze kazdy. Zdjecia robilem dosc dawno, wiele w mojej pamieci juz sie zatarlo, pokazuje wiec teraz, zanim wszystko nie zniknie.
Sam ogrod, ktory projektowal William W. Bosworth, uczen i pracownik nestora amerykanskiej sztuki ogrodniczej Fredericka Law Olmsted’a (Central Park – pokazany niedawno przez Cichaja) jest tylko pieknym tlem dla umieszczonych tam rzezb. Te dwa rodzaje sztuki stanowia dopiero calosc. Zreszta kto chce, niech sam zobaczy.
Za zanudzanie Was mam wyrzutay sumienia, ale jest pozno, wiec i tak wiekszosc pobiegnie do nowego wpisu Gospodarza.
http://picasaweb.google.com/takrzy/OgrodRockefellerow?authkey=Gv1sRgCMWh0o3Kpobr-AE#slideshow/538561835675306763
Nie zanudzasz, przepiekny ten ogrod z rzezbami. I przewodzniczka mila.