Sama słodycz
Grzebiąc przed wyjazdem w swoim archiwum znalazłem tekst (niestety bez odnośnika czyj to i gdzie drukowany) o Lardellich. Przeczytałem go i uznałem, że bardzo jest ciekawy. Lardelli zaś to rodzina szwajcarska bardzo zasłużona dla rozwoju polskiego cukiernictwa. Prawdę powiedziawszy to własśie im oraz Semadenim, Bliklem, Loursom zawdzięczamy dzisiejsze sukcesy polskiego cukiernictwa na arenach międzynarodowych. Warto więc o tych ludziach coś wiedzieć.
„Rodzina Lardellich wywodziła się z miasteczka Poschiavo, położonego w szwajcarskim kantonie Graubünden, i zarazem była pochodzenia włoskiego, jak na to wskazuje nazwisko. Kanton Graubünden dał Europie, a w niej i Polsce, wiele dynastii wyśmienitych cukierników wyznania ewangelicko-reformowanego, prawdziwych mistrzów w swym zawodzie, między innymi: Lourse’ów, Semadenich, Minich, Tourów czy Zambonich. Ciekawa była rodzina z tych Lardellich. Wywędrowawszy w 1770 roku ze Szwajcarii, znaczyli swą drogę cukierniami zakładanymi od Kopenhagi przez Pampelunę, Palencię i Granadę w Hiszpanii, następnie Hamburg, Rostock, Warszawę i ponownie aż po Hiszpanię – Madryt, Burgos i Bilbao. Coś ich ciągnęło do dalekiej Polski już dawno, przeglądając bowiem akta stanu cywilnego w Kielcach, pod datą 20 października 1837 roku napotykamy akt zgonu czterdziestopięcioletniego Giovanniego Giacomo Lardellego, tamże zmarłego, mistrza kunsztu cukierniczego, żonatego z Janiną Konstancją z Kapuścińskich. Tu urywa się na pewien czas informacja o losach rodu Lardellich w Polsce. Kolejnego przedstawiciela rodziny spotykamy dopiero w wiele lat później, bo w roku 1884, w Lublinie. Nosił on te same imiona, co poprzednio odnotowany, którego był może wnukiem, czego nie da się, niestety, ustalić. Ten drugi Giovanni Giacomo Lardelli (1870-1941) zjawił się w Królestwie Polskim na zaproszenie wuja, Andrzeja Semadeniego (1802-1886). prowadzącego dobrze prosperującą cukiernię „Regionalną” w Lublinie oraz – w spółce z braćmi – kawiarnię w Ogrodzie Saskim w Warszawie. W 1886 roku wuj zmarł przejąwszy się nagłą śmiercią syna, Kacpra (1836-1886). Młody Lardelli nie został jednak pozostawiony swemu losowi, gdyż warszawscy bracia wuja Andrzeja sfinansowali jego dalszą praktykę, początkowo w Lublinie, później zaś w Berlinie, Paryżu i Mediolanie, a w końcu dopomogli mu w usamodzielnieniu się.
Z Lublina Giovanni Lardelli wyruszył na podbój Warszawy, gdzie konkurencja wśród cukierników była ogromna z powodu osiedlenia się tutaj wielu cudzoziemskich mistrzów. Nie zrażony przeciwnościami, w 1902 roku otworzył przy ul. Kruczej 49 swój pierwszy lokal pod nazwą „Pastisseria di Milano”, który tak charakteryzuje Wojciech Herbaczyński w książce W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich: „… uderzył iście szwajcarską schludnością: śnieżna biel fartuchów personelu, szczypce do układania ciastek w pudełkach, ciastka za szklanymi szybami, a wszędzie emblematy firmy – sylwetka mediolańskiej katedry – na ścianach, serwetkach, pudełkach i na niektórych wyrobach…”
Do specjalności tego zakładu należały tartoletki z owocami, eklery z kremem z żółtek zaprawionym kawą lub czekoladą oraz typowe dla Paryża briosze o wyglądzie babeczki śmietankowej i smaku przypominającym drożdżową bułkę. Jako jeden z pierwszych wprowadził Lardelli całą gamę herbatników deserowych, ponadto – wcześniej nie stosowaną – sprzedaż „na wynos”.
Następna jego cukiernia powstała przy ul. Marszałkowskiej 80, lecz w dwa lata później została niespodziewanie odstąpiona Karolowi Wiśniewskiemu. Dążąc do powiększenia swojego przedsiębiorstwa, już w 1905 roku Lardelli nabył kamienicę przy ul. Boduena 5 (u zbiegu z Jasną) i urządził w niej supernowoczesną cukiernio-kawiarnię, której ściany aż po sufit wyłożone były kafelkami, a podłoga – terakotą. Ogromne lustra bez ram, przeszklone bufety na metalowych nóżkach i stoliki z blatami z marblitu dopełniały wystroju. Produkcja odbywała się na miejscu. W cukierni obowiązywał zakaz palenia papierosów, aby, jak głosiła stosowna tabliczka, „dym nie psuł ciast”. Niebawem stała się ona ulubionym miejscem spotkań wykwintnego towarzystwa, a o jej wnętrzu mówiło się, że jest utrzymane w „stylu lardellowskim”.
I tyle o wspaniałych cukiernikach i ich słodkościach.
Komentarze
a wyglądało to tak: http://madein.waw.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=64&Itemid=107
A dzisiaj świeto czekolady 🙂
Wszak E. Wedel – dawniej 22 Lipca – dawniej E. Wedel.
Smacznego 😉
Pada, a tu Młodsza wybrała się z kwiatami z wizytą do swojego Ojca. Pierwszy raz od miesięcy. Wyraziłam stanowcze życzenie, aby szczątki moje doczesne w razie czego spopielić i więcej sobie nimi głowy nie zaprzątać, bo i tak nikt, nigdy nie ma na to czasu. Jeżeli nie zostanę we wdzięcznej pamięci potomków, to wymuszane obyczajem latanie na cmentarz jest mi potrzebne, jak dziura w moście. Doczytałam wczorajsze wpisy. Wiadomo, że morskie robactwo nie dla mnie, ale kto lubi, to niech tam…. Będę gotowała jarzynówkę czyli rumpuć, czyli eintopf ze świeżych warzyw, a ponieważ nie umiem ugotować zupy na dwa talerze, domowa zamrażarka wzbogaci się o pojemnik z zamrożoną zupą „na zaś”.
Wszyscy wymarli czy co?
To ja wracam do ukochanych kurek Przepisów na te grzyby jest multum i ten Sławkowy jest też w moim domu wykorzystywany, chociaż z innymi przyprawami; a właściwie jedną przyprawą. Kurki kochają majeranek. Dużo majeranku i zestaw przysmaczań w mojej kuchni jest prościutki – trochę cebulki (niezbyt wiele) sól, pieprz (sporo) i majeranek. I potrawy też proste :
– Zupa ze świeżych kurek ala flaczki,
– jajecznica na kurkach,
– kurki smażone z patelni,
– kurki duszone w śmietanie
– kurki zapiekane w śmietanie i jajkach,
– pierogi z kurkami (ale w kawałkach, nie mielonym farszem)
-omlet z kurkami,
– rolada cielęca z kurkami albo górka cielęca z kurkami
I to już właściwie wszystko, a ja mogę jadać na okrągło. Jest jeden warunek – kurki smaże, gotuję etc krótko – pół godz max. Lepiej 20 minut. <uszą być jędrne i pełbe aromatu.
–
Pyro, nie wpadłbym na to, żeby majeranek do kurek, ale mam dzięki Tobie motywację pozbierać i spróbować, mimo że w lodówce darowiznowy słoik spsutej (w sensie sensowności takiego rozwiązania) kurkowej marynaty rzekomej, zużywanej po trosze względem zup i eintopfów.
Od razu wymarli. Nie wymarli, tylko zaczynaja miec klawiaturowstret. Poza tym pogoda do kitu, na rynek nie poszlam, wiec kurek nie bedzie i nic mi sie nie chce…
Nirrod, jutro wyślę Ci list osobisty ; tym razem o Tobie, nie o mnie, więc bądź łaskawa zajrzeć jutro do „skrzynki”
Jest godzina 4:50 rano. Kilkanascie minut temu, czyli dla mnie srodkowy srodek nocy, zadzwonila kolezanka nz Polski, zebym jej zalatwil nasiona laki dla kogos! Ja ja bardzo lubie, ale do szesciu to ona zliczyc nie potrafi.
Dlatego Pyro nie martw sie, wszyscy nie wymarli, ale niektorzy spia. Ide dospac, jak mowi Alicja.
Ja też nie wymarłem ale padł nam w pracy express do kawy i życie płynie jakby trochę wolniej 😉
Ja kurki lubię w każdej postaci. Zazwyczaj nie mam ich zbyt wiele więc na ekstrawagancje typu pierogi z kurkami sobie jeszcze nie pozwalałem 😉 pozostałe warianty przerabiałem. A z majerankiem spróbuję, już teraz mi to nieźle pachnie.
a na dzisiaj planuję coś takiego:
http://www.wedlinydomowe.pl/articles.php?id=1613
już dostałem ślinotoku 😉
A wracając do daty 22 lipca to ja chodziłem do szkoły im. 22 lipca i to na dodatek cukierniczej 😉
Ja wrocilam ze spaceru nad brzegiem Atlantyku. Czy Pyra probowala owoce morz czy jak dziecko mowi nie na cos czego nie jadlo ? Niech sie pocieszy, ze nie jest sama; jutro mam Polakow na kolacji i oni tez zrezygnowali z tego dobrodziejstwa a nigdy nie jedli. Ja jak tutaj przyjechalam to wszystko probowalam. Fakt, ze ostrygi zaczelam jesc po latach. Przyznam sie, ze jest cos czego nie moge przelknac to mozdzek. Sam wyglad przyprawia mnie o mdlosci, ale reszta moze byc. U mnie dzisiaj ciag dalszy golonki + ogorki kiszone prosto z Polski.
sposoby Pyry robienia pierogów z kurkami z 2006-12-22 o godz. 10:19
sposobów robienia pierogów z kurkami są dwa – klasyczny, który podaje m.in J.Chmielewska w swojej ?Książce poniekąd kucharskiej? (czyli farsz z ugotowanych, osączonych kurek, 3- krotnie zmielonych z dodatkiem bardzo drobnych skwarek ze słoniny i podsmażonej cebulki, z przypraw sól, pieprz i sporo majeranku), drugie to preferowane przez moją rodzinę ?pierogi męskie? – kurki krojone niezbyt drobno, duszone w sporej ilości tłuszczu z cebulą, majerankiem, solą i pieprzem, osączone z tego swojego sosiku i pakowane w ciasto cięte na ok 10 cm kwadraty, lepione w trójkąty i po ugotowaniu polewane tym tłuszczem grzybowym. Pycha, a roboty dużo mniej. Spróbuj. Takie same delicje można zrobić z rydzów albo zielonych gąsek czy innych twardych grzybków o zdecydowanym smaku.
ja robię tak jak Chmielewska … z pieczarek robi się tak samo … 😀
słodkiego życia kto lubi … 😆
Melduję,że jestem i żyję ! Ostatnio nie odzywałam się za wiele
z powodu nadmiaru obowiązków.
Kurki bardzo lubię,a takie obsmażane na patelni
z dodatkim czosnku i zielonej pietruszki są chyba najlepsze.
Ten majeranek to rzeczywiście ciekawy pomysł.
Pamiętam,jak kiedyś w szkolnych czasach zwiedzaliśmy
fabrykę Wedla. Najpierw pokazali nam produkcję wszelakich
herbatnków,a jak już wszyscy najedli się czasteczkami
(można było jeść ,ile kto zdołał !) to zaprowadzili nas
na produkcję czekolady i czekoladek.I o to chodziło-
by zwiedzający nie jedli za dużo czekolady.
No i nie jedli za wiele,bo już nie byli w stanie !
Tym niemniej była to bardzo udana i „‚smaczna”wycieczka !
http://www.youtube.com/watch?v=OenpSsGNO2k
Nowy, dzieki za Jef’a
Dzień dobry Szampaństwu.
Przeszedł deszcz, ale obiecany mamy drugi na noc. Pochmurno jest.
Wy to jesteście bachory jakieś takie nieusłuchane*, temat zadany, a wy o kurkach. Może przynajmniej kurki w czekoladzie?! Albo z cukrem-pudrem 😎
*copyright Babcia Janina
Pyro czy ja mam sie zaczac bac?
W czekoladzie to mogłaby być dobra kurka marynowana 😉
Danuśka, ja przeszedłem na początku przez to samo, z tym że my zaczęliśmy od cukierków typu landrynki (za moich czasów ciastka były już produkowane w Płońsku). Na szczęście przez parę lat miałem tam 1 dzień w tygodniu praktyki i wtedy już nie dawaliśmy się wpuszczać w maliny 😉
Nie bój Pyry, Nirrod 😉
Wracając do tematu, ze słodkich lubię czekoladowe fondue (gorzka czekolada) z owocami, a sama rok temu zrobiłam suszone śliwki w czekoladzie. Zanurzałam w roztopionej czekoladzie (obowiazkowo gorzka, jak dla mnie), na papier albo folię – wychodziły z tego takie fajne „zółwiki”, artystycznie nierówne 😎
Nirrod – bać się Pyry? Której nawet własny jamnik się nie boi? Robię tak, jak Alicja – w końcu w coś muszę te owoce alkoholizowane wpakować.
Pyro, te wiśnie z pestkami zanurzasz w czekoladzie?
Pyro,
świetny pomysł, tylko małolatów nie częstuj 😉
Ja następnym razem zrobię śliwki suszone zanurzone w brandy, a potem w czekoladę, a co!
Bardzo dobrze widzę też suszoną żurawinę w czekoladzie… o, to jest myśl! Trochę roboty, bo to maleństwo w porównaniu ze śliwką suszoną, ale już czuję ten smak.
Alicjo- to prawda czekoladowe fondue to rozkosz dla podniebienia.
Ostatnio, jak zauważyłam, jest to modny deser na polskich weselach.
Tu występuje w postaci czekoladowej fontanny podawanej z zestawem
różnych owoców. Jakże miło zanurzać i zajadać 🙂
Pawle- masz rację, przez produkcję landrynek przez nas przeciągnęli !
Danuśka, to był standardowy wybieg w czasach powszechnych braków, ale landryny też były dobre. W pewnym wieku człowiek zeżre każdą słodycz, dopiero z czasem zaczyna być wybredny i trafia na takie blogi jak ten 😉
ja akceptuję fondue tylko z gorzką czekoladą, mleczna jest do kitu, po prostu taki słodki ulepek
Pyra ma większość wiśni w nalewkach bez pestek, a w ogóle się uchytrzyła – topi gorzka czekoladę, na patyczki do szaszłyków ładuje owoce jakie tam z nalewów ma, polewa to-to roztopioną czekoladą, a w lodówce jest mocno schłodzony talerz. Jak zastygnie warstwa czekolady na patyku, to do lodówki do utwardzenia. Potem robimy coś z Anią albo oglądamy i matka wyciąga po patyku, a za pół godziny następny. Te z pestkami też mogą być, jak dla domowników – byle nie strzelać pestkami w żarówki
Pawle-oczywiście,landryny też się jadło. U mnie w domu rodzinnym
były praktycznie stale „pod ręką”. Ojciec kupował je z upodobaniem,
bo były tanie,a Tata należał do osób raczej oszczędnych.
Ja wyjadałam te białe 🙂
Szaszłykowy patent Pyry smakowity !
Fontanna czekoladowa, w której macza się owoce i różne takie, jest od paru lat przebojem Gali Paszportów „Polityki” 🙂
Oooooo…! Ja mam takie cienkie, okrągłe, mocne i szpiczaste bardzo wykałaczki, które używam do spinania czego tam trzeba, rolmopsów na przykład – dobry pomysł na żurawinę i inną drobnicę!
Zamieszanie w biurze jakiego jeszcze nie bylo. „Houston we have a problem” chcialo by sie rzec. Zapowiedziano wylacznie w wody o 9.00 na reszte dnia. I panika ogarnela „office” komputery sie zagrzaly od przesylanych e-maili. Zamowiono przenosne toalety i przywieziono pare kartonow wody pitnej. Mowie Wam jakby sie do oblezenia przygotowywali. Zbaraz jakis. Wszyscy dyskutuja, co to bedzie. Jeden dzien i to nawet nie caly bez wody!!!! A ja sobie wspominam czasy PRL-u gdzie nie raz nie dwa wode nam wylaczali i przezylismy. Lecialo sie na druga ulice z wiadrami i z powrotem. I tak z kilka razy a moze i kilkanascie. Dobrze, ze byla na drugiej ulicy bo czasem sie zdarzylo ze i tam wylaczyli i wtedy byl klops.
Wlasnie ogloszono, ze jesli ktos ma jednak problem z tym wszystkim za duzy to moze pojechac do naszego biura w innej czesci miasta i tam popracowac dzisiaj. Ha moze sie wybiore na wycieczke 🙂
A u mnie problem z kurkami jest taki ze ich nie ma, tych kurek znaczy sie nie ma a jak sa to suszone i potwornie drogie a ja nie Rockefeller, zeby parafrazowac Pyre. No i co ja z suszonymi zrobie, jajecznice??. Wez dwa wysuszone kurki i dwa jajka w proszku, dodaj wody i do mikrofalowki … pychotka, co?
Za to sa wspaniale rydze i to wysoko w gorach. Trzeba wiec sobie polazikowac narazajac zycie, zeby zjezc rydza. Ale co to za rydz. Piekny kolor lososiowy wpadajacy w pomaranczowy, zadnych robali, jedrny i smaczny ponad miare jesli to mozliwe. Nawet miejscowi raczej nie grzybowi jedza chetnie jak im sie poda. To tyle poki co. Ide zobaczyc bo wlasnie przywiezli 6 toalet i teraz dumaja gdzie to postawic no i cysterna z woda przyjechala ale niepitna, nie bardzo wiem po co wiec trzeba sprawdzic.
yyc,
brzmisz jak morąg przez ostatnie dni z Warszawy 😉
Ja MIEWAM kurki (notka: wysłać chłopa do lasu, przecież dużo padało ostatnio!), rydze są trochę dalej, ze 100 km na wschód ode mnie, kosić można, ale przestałam wierzyć w powiedzenie „zdrowy jak rydz”.
Na 100 zebranych – 75 robaczywe. Poza tym w tej rydzarni są węże, a ja mam do nich stosunek – odstosunkujcie się i z daleka ode mnie! Owszem, nie gryzą i nie atakują, ale NIE CIERPIĘ i już!
W Polsce nigdy nie widziałam robaczywych kurek. Tu sporo się trafia. Żarłoczna ta fauna kanadyjska… czy ontaryjska raczej.
Wracam do praca… (żeby się rymowało).
te białe landrynki to były „migdałki”. Ja tych akurat nie lubiłam.
Odebrałam laptopa z naprawy, teraz staram się coś niecoś powgrywać i posprawdzać czego nie ma a co jest.
jakaś trochę inna = gorsza czcionka się zrobila, gorzej się czyta.
Zabciu a moze jak odwrocisz do gory nogami ? Obawialem sie ze Zabie Blota wyschly albo co ale widze zes cala i zdrowa.
Właśnie przegalopowałam po zaległych komentarzach. teraz lecę do koni dać wieczorny owies. Raptem trzem. siano mi moknie, dobrze, ze to tylko kilka hektarów. A nie tak dawno narzekałam, ze sucho i nie rośnie. Teraz tyle wlało, ze urosło prawie jak nigdy.
Rolnikowi zawsze pod górkę
Witam!
ST.Spróbuj
Ctrl++ Powiększanie tekstu.
Alicja tu masz przepis na drobne owoce w czekoladzie pod tytulem „Jagodowe zolwie” albo inne owoce
1 szklanka swiezych jagod (najlepiej borowek amerykanskich
120 g ciemnej czekolady (70%)
Na blasze rozloz papier do pieczenia albo folie aluminiowa
roztop czekolade
wrzuc jagody do cieplej czekolady i zamieszaj, aby zostaly nia calkowicie zakryte, wybieraj lyzka po 6-8 jagod i sformuj z nich na papierze zolwie
wstaw na 45 min. blache do lodowki, przeloz zolwie na talerz i podawaj
bylam dzisiaj pod Warszawa min. podziwialam oczko wodne gdzie mieszkaja male, przesliczne zabki, zielone z pieknymi na czarno-zolto pokropkowanymi nogami, jedna z nich nigdy nie chowala sie do wody i byla dla odmiany turkusowego koloru przygladala sie na ze stoickim spokojem, jesze nigdy nie widzialam tak pieknych zab.
Bo żaby są piękne. Zwłaszcza młode.
To stad ten zwyczaj calowania zab przez arystokracje ?
Ja się skaleczę!
Nie mam Worda, dokumenty w nim zapisane są nie do odczytania, poczta nie chce się wysyłać, a i tak adresy wszystkie poginęły, więc co mi po niej.
Drukarka nie chce się zainstalować, powinna automatycznie a tu trzeba płytę znaleźć, powinna być na dole. Chyba zabiorę to ustrojstwo do Warszawy, niech dziecko w nim grzebie, w końcu po coś się te dzieci chowało. Jadę we wtorek, bo na środę mam umówioną tomografię kolana.
yyc, zdaje się, że to całowanie żab jest zastrzeżone tylko dla książąt i księżniczek :), ale jam nie taka
Morągu,
jak klapniesz taką zanurzona w czekoladzie śliwkę o glebę, to ona się sama zrobi żółwiopodobna, nóżki rozejdą się spod wypukłej wierzchniej skorupki, nic nie trzeba formować, się same robią 😯
Nie bardzo rozumiem, po co jeszcze zapiekać w piekarniku, nie wystarczy, żeby czekolada zastygła? 😯
Swieże to ja bym od razu zeżarła, w stylu fondue … a reszta, jak Pyry wiśnie czy suszone owoce – to jak śliwki w kompot, pardon, w czekoladę gorzką 😉
Ksiaze caluje a zaba ma byc po prostu zaba…Byle sie po tym calowaniu zamienila w cos milego 🙂
Tu jeszcze raz koniki dla zaby
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/CalgaryStampedeVideo01#5358124103294287762
Poczytałam Was trochę w środku upalnej lipcowej nocy.
Uśmiałam się z wpisu Alicji.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1021#comment-159072
Alicjo te blachie to sie w tym przepisie uzywa jako tacy, nie do piekarnika tylko do lodowki, to ja grzebie tutaj w przepisach, bo mnie czekaja urodziny dziecka, przy okazji wynajduje cos dla Ciebie a Ty mnie blacha po glowie chlastasz
yyc-u, to jakieś stworzenie do zaprzęgu, były pokazy wozów i powozów?
Cięgiem mi pisze, że mam kod niepoprawny!
Zabo to Ty sie przenosisz do oczka wodnego w Warszawie a na jak dlugo to dlaczego Miki ma jechac z Milusiem w niedziele rano do Blot, nic nie rozumiem????????????????????????????????????????? A Ala z kim jest od wtorku na Blotach???????????????????? Zadzwon jutro.
albo zadzwon teraz bo sie juz obudzilam
Ala i Dagny siedzą z Tobą do czwartku rano, to oczywista oczywistość
Zabo tu jeszcze zdjecia z info o koniach, nie wiem czy widzialas no i czy w sumie Cie to zainteresuje.
To byl pokaz tzw: „heavy horse”. Jak zobaczylem takie po 2.5 tys funtow to sie zdziwilem bo nie wiedzialem ze az takie wielkie moga byc,
W czasie rodea ciagle sie cos odbywa, ja bylem tylko pare godzin (trwa 10 dni) i wtedy tylko same konie prezentowali ale z lat poprzednich pamietam rozne bryczki i ciezkie wozy itd byly prezentowane. No i wystawy krow i bykow i owiec itd. W sumie bardzo ciekawe. Pozniej wrzuce cos z samego rodeo ale chcialem zebys i Ty zobaczyla a nie bylo Cie wiec zwlekalem 🙂
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Konie#slideshow/5357995240621260754
Skąd mi się blacha do piekarnika wzięła, a nie do lodówki? 😯
Ah… bo ja to na dechie do krojenia walę taką większą 😉
Poza tym rozpędziłam się z oknami nieodpowiedniej porze. Komarzyce wampirzyce, babo durna…
Na dzisiaj skończywszy, zaraz sobie piwa marki Tatra poleję, bo między rozlicznymi robotami domowymi, takie niby to nic-drobiazgi, a pełno tego i jak trzeba to trza, niektóre czlowieka wołają gromkim głosem, zdobyłam się na wyjazd rowerem za róg. Grunt to dobra motywacja 😉
To se idę nalać do kufelka z Kruger Park 🙂
a ja ide spac dobrej nocy i sza….
Dobranoc, Moragu.
Ja robię zazdrostki do łazienkowego okna. Patrzę w zasuszone, a mam tylko bougenvillię, ale kolorystycznie akuratna. Może coś tam jeszcze znajdę na dnie miski z zasuszonymi, ale notka dla siebie:
ZASUSZYĆ jakieś, bo już wyszły, a zima tuż! A zazdrostki raz na kwartał, i na pewno przed Bożym Narodzeniem i Wileką Nocą należałoby zmieniać. I skąd ja wtedy wezmę suszone?!
Papieru zabrakło na zazdrostki, pojechałam, zakupiłam, przy okazji 2 kg. ogórków na małosolne. Zanim moje zejdą z drabiny, to ho-ho, zresztą tyle ich będzie, co tylko zerwać i zjeść. Ewentualnie mizerna mizeria na dwoje. Ale jakie przeżycie 😎
Do dzieła!
Powiesiłam zazdrostki. Pod bougenilleą znalazłam białe i filoletowawe orchidee, i zasuszone listki kolendry. Były też konwalie i białe fiołki, ale nie wspisywały mi sie w ten obrazek.
http://alicja.homelinux.com/news/img_9912.jpg
Całkiem spokojnie dopijam moje piwo…zdjęcie potrzebuje światła dziennego z zewnątrz, a tu ciemności egipskie o tej porze. Jutro zrobię lepsze może.
Taki wieczorny lekutki koncert…nie jest to wersja, która chciałabym podać, ale innej nie ma na youtube.
http://www.youtube.com/watch?v=Aso4qltChjM
O, na tym nie koniec, a co sobie myślicie! Nagadaliśmy się o czekoladzie, wczoraj o jarzębiaku na makaronie, no to czas na …
http://www.youtube.com/watch?v=4pAE5G5OBzw&feature=related
No, trochę poeksperymentowaliśmy, teraz trzeba obejrzeć się do tyłu…
http://www.youtube.com/watch?v=79NiN7ISW7E
Alicjo,
dzieki za koncert. Ja dzisiaj siedze nad zleconymi, wiec sie w niczym nie udzielam. Wpadlem tylko na chwile zobaczyc co sie dzieje. Ten blog potrafi bardzo wciagnac.
Po dzisiejszym wpisie Gospodarza – slodkich snow dla Wszystkich.
Dobranoc, ja musze niestety dokonczyc swoja nocna zmiane.
Dobranoc, Nowy.
Ja jeszcze zajrzę do wiadomości – pewnie złe, ale nawyk… Poniżej ilustracje z mojego i yyc kraju, komu za goraco – polecam 😉
http://www.youtube.com/watch?v=-2ohGF0K4AI
Lepiej posłuchać, niż czytać wiadomości… słucham.
Zasnąć by się nie dało, ale dzięki Satchmo, jakos człowiek nabiera nadziei, ze świat swiatem, polityka polityka, a w sumie to własne podwórko świadczy o nas – niby nie rządzimy, ale rządzimy. Tak powinien wygladąć świat. Nigdy do tego nie dojdziemy, ale dążyć należy.
http://www.youtube.com/watch?v=vnRqYMTpXHc
Macham ręka na dobranoc i gaszę światło po mojej północy.
q