Listopadowe smuteczki
Wyjazdy na wieś zawiesiliśmy na pewien czas. (Prawdę mówiąc co dwa tygodnie jeździmy, bo nie umiemy już żyć bez jajek z kurnika sąsiadki.) Nie można też całymi dniami pracować. Do opery wybierzemy się gdy przywrócony po dwuletniej przerwie Mariusz Treliński znów coś wystawi. W kinach zostały tylko horrory lub inne huki („Mamma mia” – zaliczona, „Tajne przez poufne” też). Została więc lektura. Nie jesteśmy miłośnikami nowej polskiej prozy, z wyjątkiem Chwina, Huellego i Pilcha. Zdecydowanie wolimy dzienniki, pamiętniki, biografie. Wybrałem się więc do Iskier, by uzupełnić o trzy brakujące tomy „Dzienniki” pochowanego przed kilkoma dniami MFR. Brakowało mi tomu 4 (łobuz, który go zwędził niech się smaży w smole, bo był to, tom z serdecznym autografem Autora) i dwóch ostatnich czyli 9 i 10.
Przy ulicy Smolnej gdzie mieści się wydawnictwo Iskry nie znalazłem wejścia do księgarni więc obszedłem cały kwartał budynków i znalazłem się w Al. Jerozolimskich vis a vis Muzeum Narodowego. Obok knajpy (dawna Sofia potem przechrzczona na Gastronomię) zamiast sporej księgarni (był tu salon Książki i Wiedzy z kątem dla Iskier) jest i owszem niemały sklep z…biustonoszami. To ważny szczegół garderoby ale żeby miał mi zastąpić książki?
Wróciłem więc na Smolną i zadzwoniłem do drzwi wydawnictwa. I tu szczęście się do mnie uśmiechnęło. Brakujące tomy były, po znajomości rabat dali i prezes Wiesław Uchański do gabinetu na pogwarkę wciągnął. Obejrzałem jego najnowszy nabytek – XVII wieczny portret ukrzyżowanej księżniczki portugalskiej, która nie chciała wyjść za mąż za króla Sycylii, bo był niewierzący a ona przecież szczerą katoliczką. I tatuś najpierw nieposłuszną księżniczkę zamknął w lochu, by po pewnym czasie (gdy urosła jej broda) – ukrzyżować. Podziwiałem także kryształową kulę warszawskiej wróżki, która w piątek, 13 listopada czy grudnia zginęła pod kołami warszawskiego tramwaju numer 13. A było to jeszcze w ubiegłym wieku. I parę innych cudowności z kolecji.
Tuż przed pożegnaniem prezes powiedział: – No nie mogę cię wypuścić z pustymi rękami.
I dał w prezencie książkę Mariusza Urbanka (w związku z tym pozdrowienia do Wrocławia wysyłam i gratuluję kolejnej świetnej biografii Mariuszu!) – „Waldorff. Ostatni baron PRL”.
Mimo, że książka liczy 345 stron odłożyłem ją na półkę dopiero po przeczytaniu wszystkiego, włącznie z indeksem i notami na okładce. Chwile oddechu łapałem oglądając zdjęcia, których tu sporo i wszystkie archiwalne, więc bardzo cenne. Tak jak i całe dzieło Urbanka, który obdarzył nas wspaniałymi biografiami rodu Kisielewskich (osobno samego Kisiela), Tyrmanda, Tuwima.
Nie będę recenzował dzieła ani tym bardziej go streszczał. Sami przeczytajcie, bo naprawdę warto. Dla zachęty tylko przytoczę fragment i to stosowny do tematyki blogu. Nasz bohater w nagrodę za maturę wysłany został na kilka dni do Warszawy. Przyznać muszę, że opowieści o stole szukać musiałem z lupą. Choć wiem, że Waldorff jadał, i to jak, a tu ledwie ślad po tych ucztach pozostał. Oto on:
„Samolot odlatywał o trzeciej po południu z lotniska na Polu Mokotowskim, a o pierwszej Jerzy zaproszony został na obiad do ciotki Zofii Kurmanowej. Był vol-au-vent z móżdżkiem, consomme z pieczarkami, kurczęta z mizerią, a na deser – tort hiszpański. „Jedz, moje dziecko, bo jak się raz znajdziesz w powietrzu, Bóg jeden raczy wiedzieć, dokąd was zechcą wiatry zagnać i co tam będziesz mógł dostać do zjedzenia” – słowa ciotki i tak nie mogły uspokoić przerażonego młodzieńca.
Na lotnisko odprowadzało Waldorffa kilkanaścioro kuzynek i kuzynów, chcących choć pośrednio zaznać lotniczych emocji. Z jeszcze liczniejszą świtą przybył drugi pasażer „stalowego ptaka”, jak wówczas pisano, ponad siedemdziesięcioletni grubawy staruszek, który też postanowił zaznać rozkoszy lotu w przestworzach.
Byli jedynymi pasażerami ośmioosobowej awionetki marki Farman. Wreszcie wystartowali. „Podczas gdy farman przeskakiwał z jednej fali powietrznej na drugą, zapadał się w „dziury” i podrywał wzwyż, twarz moja poczęła szarzeć, żółknąć, aby wreszcie zzielenieć” – wspominał Waldorff. Staruszek z drwiną przyglądał się, jak współtowarzysz podróży rozstawał się ze zjedzonym obiadem, zaś po wylądowaniu matka zakazała synowi opowiadać sobie, jak było na górze, bo bała się, że nie zaśnie przez całą noc.”
O kolacji w poznańskim domu nie było już mowy.
Komentarze
Kochałam teksty Waldorfa, jego bon motty („Stałem się specjalistą od Pasji Pendereckiego, do Kasji Sobczyk”) Ubarwiał mi, podobnie jak Kałużyński, Sandauer, Kisiel, lekturę naszej prasy. Dzisiaj trudno uwierzyć, że czytanie tygodników mogło kiedyś uchodzić za fragment edukacji kulturalnej.Pewnie, że p.J>W. lubił zjeść – omawianie proponowanej kolacji było nieodłączną częścią negocjacji warunków finansowych przy angażowaniu p. Jerzego do jury albo na cykl spotkań autorskich. Nieudany posiłek mógł nieodwołalnie zepsuć stosunki z p. Jerzym. Wiedząc o tej i innych słabostkach, zapewnialiśmy zawsze J.W. stałą asystentkę – opiekunkę na czas jego pracy kilkudniowej. Do jej zadań należała kontrola warunków zakwaterowania i stołu, zanim p. Jerzy zrobi awanturę. Gwoli ścisłości należy przyznać, że taka asystentka obdarowywana była wszystkimi kwiatami jakie p. Jerzy otrzymywał.
Witam, listopad wcale nie jest smutny, i teraz pytanie dlaczego w Polsce wyrazem troski o bliskiego jest karmienie go, czestowanie go, szykowanie dla niego przysmakow, patrz slowa cioci mlodego Waldorffa – od lat mowia mnie tutaj, ze my w ten sposob nadrabiamy jakies deficyty wychowaczo-rodzinne, moze nie „jestesmy w stanie przekazac wiecej.”
Morag,
karmić jest prościej, niż rozmawiać 😉 Talerz zupy czy vol-au-vent jest namacalnym dowodem troski o podstawowe potrzeby gościa, a wiadomo, że jak Polak głodny, to zły. Jak już poziom glukozy wzrośnie i błogość ogarnie, to gościowi odejdzie agresja, depresja czy inna melancholia i taki gość jest łatwiejszy w obsłudze 😎
Karmią nie tylko Polacy i nie zawsze z powodu deficytów emocjonalnych 😉
U mnie od wczorajszego wieczora pada śnieg, najpierw zadymka, teraz wielkie, ciężkie płatki. Jest biało i cicho, wszystko jakieś przytłumione.
Dziwne, ja to zawsze odbieralam jako troska plus podstawa do komunikacji, bo przy stole sie rozmawia, ale ci co mi mowia o deficytych to nie wygladaja na to, ze z nimi rozmawiano
tu nic nie pada, ide podpisac liste obecnosci do starej roboty na caly tydzien a co jak komuna to komuna a my tutaj taka w berlinie mamy
Chciałem się dowiedzieć, co dokładnie po francusku znaczy „vol-au-vent”. Nie wiem dlaczego, wydawało mi się, że to latawiec.
Popytałem googlowego tłumacza. Odpowiedział; vol-au-vent znaczy … vol-au-vent. 😉
Tak, to ja sam mogę wszystko tłumaczyć! 🙂
„Maître, il vole au vent!” – Mistrzu, to fruwa! – miał wykrzyknąć kuchcik mistrza Careme na widok leciutkich francuskich pasztecików w formie kominka wykreowanych przez słynnego kucharza 😉
Gotowe volauventy można kupić u nas w sklepie, podpiec w piekarniku i napełnić wedle życzenia. Bardzo popularne. Pytać o „Pastetli”.
Napisałam i sama sobie skasowałam, bez pomocy Łotra nawet.
A oto jaki program rozrywkowy spotkał mnie dzisiaj :
sucho, przymrozek, wieje. Stałam w alejce parkowej rozmawiając z inną właścicielką psa, zwierzaki na długich smyczach bawiły się. Stałyśmy plecami do wiatru i nie zauważyłyśmy, że z tyłu podchodzi pani, której blokujemy przejście./ Zamiast „przepraszam, chcę przejść”, usłyszałyśmy gniewne „Zabierz, pani, to g–o, bo przejść nie można” i ruch nogą w kierunku psów. Zbaraniałyśmy dokumentnie, słowem się nie odezwałyśmy, szarpnęłyśmy każda swojego psa na bok, gniewna osoba przeszła. My też poszłyśmy, bo jakoś straciłyśmy ochotę do spaceru. Resztę programu załatwił mi już mój jamnik indywidualnie. Podchodząc z północnego szczytu do bloku , po prawej mam jezdnię, za nią śmietniki, garaże i las, po lewej blok, na wprost za uiliczką dojazdową potężny parking. Weszłam do sklepiku po chleb, smycz jak zwykle zaczepiłam na zewnątrz. Po 2 minutach wychodzę, smycz wisi, na smyczy szelki mojego psa, tylko psa nie ma. Te nowe ustrojstwo trochę luźne, Radyjko wylazło i poszłooo. Następne 20 minut to było polowanie – dwóch panów z grabiami do liści zgarniania, ja i młodzian ze swoim psem, który też biegał sobie i też nie słuchał. Psy oszalały ze szczęścia : tyle przejeżdżających samochodów do obszczekania, tyle miejsca do gonitwy. Co powiedzieć : była obława , podchody, zapędzenie przy pomocy grabi w kąt przy schodaCH WEJśCIOWYCH, młodzian swojego wpędził do sieni, ja przy pomocy panów od liści swojemu założyłam szeleczki i zabrałam do domu. Teraz ta bezkurcyja śpi, a ja przy kawie nabieram koniecznej równowagi.
Ale jakie fajne sny ma teraz Radek, po takiej przygodzie, i co sobie pobiegał na luzie, to jego! 🙂
Piękna zima na Kaszubach. Śnieg powyżej kolan przy temperaturze -3 w dzień i w nocy – bez różnicy. Sosny nasze aż przysiadły pod ciężarem. Dało się opatulić róże i płotki z pnączami przy pomocy włókniny, ale o wyprawie do lasu po gałęzie świerkowe na rabatki nie było nawet mowy. Do zakręcania wody najlepiej było pójść boso, bo najwyższe kalosze i tak napełniłyby się śniegiem. Do tego prąd wyłączali co chwilę. Lepiej było wrócić zaraz po obiedzie, co też uczyniliśmy, i słusznie. W domu wzruszająca opowieść z TV o bohaterstwie tego, co się kulom nie kłaniał, jak ładnie napisano na blogu. Całe szczęście (dobrze, iż nieprzypadkowe), że reporterzy tam byli i mogli sfilmować. Szkoda tylko, że świat nie daje się nabrać.
Mam nadzieję, że Alicja już wyleczyła gardło. To pewnie od tych pięknych zdjęć w kusym szlafroczku. Chyba trzeba się postarać o jakiś długi i ciepły. Szwed i w takim doceni.
Vol-au-vent było chyba dziełem mistrza Marie-Antoine Car?me, który gotował Napoleonowi, Talleyrandowi, Jerzemu IV, Rotschildowi i Aleksandrowi I. Zmarł w wieku 48 lat, a tyle dworów uświetnił. Nazwa nie jest łatwa do rozszyfrowania i często jest kojarzona z drobiowym nadzieniem, ale skojarzenie z latawcem jest chyba bardziej prawidłowe i wywodzi się z nadzwyczjnej lekkości zarówno francuskiego ciasta jak i nadzienia w formie ragout lub bardzo delikatnego pasztetu. Ponoć jeden z kucharzy krzyknął do mistrza Car?me: „to fruwa na wietrze” gdy podmuch przeciągu poderwał w górę taki pasztecik. Dla uściślenia prawidłowy pasztecik vol-au-vent składa się z wielu (od 5 do 11) kręgów. Każdy może być napełniony innym nadzieniem. Przy większej liczbie części, górne są węższe od dolnych.
Łotr zamienił mi Careme z daszkiem nad pierwszym e na Car?me.
Niedługo o przygodach Radyjka film będzie można nkręcić. Trochę już się tego nazbierało. Zastanawiam się tylko, czy damę przepychająca się przez psy warto umieścić w scenariuszu.
Ja jak czytam o przygodach tego psa to włosy dęba mi stają.
Mam nadzieję, że będzie żył długo i szczęśliwie – w najgorszym wypadku, że szczęśliwie…..
Stanisławie, to nie Radzio ma tyle przygód, to jego leciwa współwłaścicielka traktuje go jak wdzięczny obiekt obserwacji pedagogicznej. Osoba młoda i zdrowa bierze psa na smycz i na długi, forsowny spacer i już. Ja wychodzę na spacer 200 metrowy (czasem pomnażany dzięki ławkom kilkakrotnie) i to wszystko. Mam za to sposobnośc do oglądania wyczynów młodego stworzenia z bliska. Normalnie Babcie mają wnuki, ja mam psiaka.
Pyro dwoch panow z grabiami i jeszcze potrafiacych je uzyc to luksus.
A ja dzisiaj w pociągu, w drodze do pracy widziałem dwie panie rozmawiajace ze sobą. Jak jedna mówiła to druga słuchała – i na odwrót. W dzisiejszych czasach to też luksus….
W dodatku siedziały naprzeciw siebie a na podokiennym stoliczku miały termos, jakieś kanapki, parę filiżanek oraz maleńką świeczkę pośrodku tego. Świeczka wprawdzie była na baterię (całkiem udana imitacja) ale całość sprawiała bardzo miłe wrażenie.
Na zewnątrz zaśnieżona, zimna rzeczywistość a w środku jakże miło. Karmiły się (jadły sniadanie?) i jednocześnie rozmawiały. No tak, kobiety tak potrafią, mają tę zdolność symultanicznego wykonywania kilku czynności na raz.
A chłop to zawsze jakieś „masło maślane” wlepi i nawet nie zauważy. Nawet jak zauwaźy to i tak za późno żeby poprawić…
Dzień dobry.
Nie smarkam i nie kicham, ale ogólnie jestem połamana „grypowo” jakby. Zaaplikowałam aspirynę, herbatkę miętową (żołądek nie wiedzieć czemu niedomaga) i czekam, aż mi przejdzie.
Właśnie wróciłem z niedługiego posiedzenia. Mój wpis może nie całkiem jednoznaczny. Przez „damę” rozumiałem oczywiścię tę od „zabierzcie to g…”. A film może być przygodami Radyjka lub Pyry, jak kto woli.
Andrzej Szyszkiewicz zwraca uwagę na wyjątkowość rozmowy, podczas której mówi się i słucha naprzemiennie. Niestety, na ogół w rozmowie każdy chce coś powiedzieć nie będąc w ogóle zainteresowany opinią rozmówcy. W programie kabaretowym z lata, ale powtarzanym w sobotę, oferowano nagrodę złotej kaczki (szpitalnej) za powiedzenie „ja panu/pani nie przerywałem”. A propos TV. Na dworze śnieg po kolana i nie ma, gdzie wyjść z domu. I jest się zdanym na TV wyłącznie publiczną, bo inna nie dociera bez satelity. Nie da się tego znieść. To koszmar po prostu.
Jezeli maslo ma przyprawe, a w tym wypadku dowcip, to prosimy o wiecej.
Alicjo, zaladek niedomaga po aspirynce.
Slawek dziekuje za wizualne podzielenie sie ze mna musztarda, robie dalsze eksperymenty truflowe, dzisiaj nadzialam sie w sklepie na piers z kaczki (podobno wloska) z dodatkiem trufli i kupilam troszkie, byla tez z pomarancza, wiec mam piers, kaczke i trufle, ktore tutaj zostaly uzyte fachowo i ten trojkat jest smaczny.
Dzień dobry,
W Łodzi śnieg i mróz, w pracy atmosfera senna i nawet telefon nie dzwoni. Wczoraj humor poprawili mi Starsi Panowie, których szczęściem Kino Polska nie tnie barbarzyńsko jak jedynka i dwójka, tylko emituje całe programy wraz z napisami końcowymi. Chwała prywatnym nadawcom!
Chudy i ja nie mogliśmy wyjść ze zdumienia, że kiedyś aktorzy otwierali buzię, jak mówili, a jak aktor śpiewał, to wszystkie głoski było słychać. Zaskakujące.
Dziś mam do pokonania indyczą pierś, może zrobię roladki z jabłkiem i majerankiem? A potem wrócę do Kindheitsmuster Christy Wolf, uwielbiam urodę jej frazy.
Pozdrawiam,
Hiena
morag,
ta aspiryna jest ze specjalną ochronną osłonką, a żołądek mi niedomagał jeszzce zanim wzięłam. Przejdzie… od tego się nie umiera, mam nadzieję.
to sie poloz i naciskaj sobie brzuch i podbrzusze ruchem kolistym i zegarowym, takie kolko od prawej strony do przepony potem dalej zakrecik na dol w kieunku pobrzusza, to pobudza prace zoladka
Alicjo, a może to grypa żołądkowa?
Kiedyś aktorzy otwierali usta, gdy mówili. Miałem kontakty z aktorami jako chłopiec nawet kilkuletni i często zwracono mi uwagę na dykcję. Teraz też niektórzy aktorzy otwierają usta. Np. panie Dykiel, Seniuk, Lipińska, Lipowska i wiele innych z tamtego pokolenia, a także młodsze jak Ścibakówna czy nawet zupełnie młoda Jungowska. Panów też wielu można wymienić. Najciekawsze, że otwierają usta nawet, gdy symulują mówienie niewyraźne. Niby niewyraźnie, a wszystko się rozumie. Większość młodych mówi tak, że na żywo jeszcze coś się zrozumie, ale w kinie czy TV trzeba się domyślać i to tam, gdzie dla mówienia niechlujnego brak jakiegokolwiek uzasadnienia. Czy tak teraz uczą w szkołach aktorskich? Był okres, gdy w filmach amerykańskich niechlujne mówienie było regułą, takim modnym stylem, że niby mowa naturalna nie teatralna. U nas to przejęto. Ale ostatnio coraz częściej w filmach amerykańskich i francuskich można wyróżnić każdą zgłoskę i aż z przyjemnością się słucha starannej mowy. Np. zwróciłem uwagę na szczególną staranność wysławiania się w trylogii o piratach z Karaibów, którzy nie musieli być wzorem poprawności. Chyba goniąc nowoczesność znów zostaliśmy w tyle.
Zdaje się, że żołądek domaga się kromuchy 😯
I to wyraznie…
Nieprawda, Jerzor jak zsiadzie z roweru to ma Ci ugotowac rosolek i podac w filizance.
On jeszzce nie wsiadł na rower… zastanawiam się, czy ja mam w zamrażarce coś na rosół, zdaje się, że pustki. Są kurczacze piersi, dwa schabowe z kością i bób mrożony z Hortexu! Chrzanić rosół, ugotuję bób!
Witajcie po weekendzie,
Alicjo,
Z tym bobem to będzie tak, że teraz przynajmniej będziesz wiedziała czemu żołądek niedomaga 😉
Mój znajomy w przypadku bólu głowy – grypowego lub zatokowego lub innego – wypija parę kielichów i wtedy mówi, że teraz wie przynajmniej od czego ten ból 😉
Ja mam rosół 😎 Ugotowałam wczoraj na szkielecie z kurczaka, któremu amputowałam udka i piersi. Szkoda, że do Alicji tak daleko 🙁
Moja kapusta zaczyna bąbelkować. Sok wyciekający na talerz odlewam do słoiczka, zrobiłam też kilka dziur do dna przy pomocy trzonka od kopystki, od razu poszły banieczki…
Na dworze przestało padać i asfalt robi się czarny, gór nie widać, mgła i ponuro 🙁
Nic dodać, nic ująć. Paweł trafił w sedno. Ale żołądek domagający się kromuchy, to dobry obiaw, tylko nie można przedobrzyć. Rosół na grypę żołądkową nie musi być najlepszym panaceum. Ewentualnie bardzo chudy, czyli z kurczakowych piersi może być. Ale jak brak na to apetytu, to widać organizm woli posilić się czymś innym. Ale na pewno nie bobem. Lepiej zjedz coś lekkiego i poczytaj wiersz Bobika.
Morag, zgadzam się z Tobą, mam podobne obserwacje co do załatwiania wszystkiego przy pomocy pełnej michy. Głównie przez teściową. Moje babcie też nie są lepsze. I jeszcze teksty – „nie wiem dlaczego tak sie dzisiaj źle zachowują, przecież był taki dobry obiad”. Albo molestowanie dzieci owocami albo kanapką 15 minut po obiedzie. Tylko jak się stoi przy garach cały dzień i to jest priorytetem nr 1, to nie ma czasu na inne ważne rzeczy. Potem cały wieczór serial za serialem i te wzdychanie, że tam to ludzie tak ładnie ze sobą rozmawiają i rozwiązują problemy 😉
Ale taki zielony bób jest pyszny! I jeszzce masełkiem czosnkowym trochę go potraktować… mniam!
Narobiłam sobie ochoty!
Rozszerzylem stosunki sasiedzkie. Zapasowy klucz od chaty jest pod numerem 2. Znajomi maja prawo zameldowac sie i poprosic o klucz kiedy mnie niema w domu. Potem moga wejsc do kurnej chaty a tu zaskok. Kompletny. Zamrazarka pusta. W lodówce nie lepiej. Trunków kompletny brak. Jest kawa i herbata, cena nie gra roli, Kilka miejsc do spania i pelno kwiatów do podlewania.
Z tym prosze nie przesadzac.
Juz nie cesarska ale ani grama sniegu a na laki przylecialy wrony czy tez kruki.
Pan Lulek
Alicja zielony nie zielony nie wolno, to zrob sobie przynajmniej bulion z kostki.
Ot i wszystko jasne : dlaczego nieznośne stworzenie wyszło z szelek przy sklepie, a potem 2 razy w domu – pasek napierśnika trzymał się na słowo honoru, bo pękło kółko przy zamku łączącym. Potem ząbki dokonały reszty. Tym sposobem szelki nie przetrwały miesiąca. Zrobiłam przedziwną, asymetryczną uprząż, żeby tylko wytrzymała na drogę do sklepu – wytrzymała. Pani pokazałam towar dopiero co kupiony i po półgodzinie dobierania Radyjko ma nowe, kolejne szelki Tym razem odbaskowe (jakby się wieczorem w krzewach schował, czy coś,. Dostałam rabat. Wolałabym bez rabatu i bez kolejnego wydatku.
Pawel jak moja corka byla u cioci w Wa-wie przez dwa tygodnie to co pol godzinny, obok normalnych posilkow, dostawala buleczle i jadla to bo nie chciala odmowic, od tego czysu zaczelo sie tycie dziecka, z Ktorego „napewno wyrosnie”
Cicho sza.
Przylecialy pierwsze mallutkie platki sniegu.
A róze juz przyciete i opatulone.
Pan Lulek
A kto nie ma róż do opatulenia ten zatroszczył się o balkonowe
pelargonie.Śnieg nie zdążył ich przysypać i przed mrozem też
udało nam się zdążyć.Uff! Teraz kwitną sobie dalej na parapetach
klatki schodowej 🙂
A jak przeczytałam o tym bobie i masełku czosnkowym to zaraz
przypomnial mi się przepis oglądany w czasie weekendu w
telewizji.Przysmażyć na maśle czosnek,dodać bób, a potem…
ślimaki (już bez skorupek).Domyślacie się,że był to przepis
z telewizorni francuskiej. Oczywiście !
A Alicji życzę zdrowia !
Morag,
U mnie to wygląda w ten sposób że po całym domu babcia biega za dzieciakami z talerzykami, na których sa a to małe kanapeczki (takie na raz do buzi), albo obrane pokrojone jabłka, kawałki banana, a to kawałek ciasta, ew kisiel lub galaretka.
Dzieciaki mają jej dosyć, skarżą się, że babcia je zmusza do jedzenia. Przez to też (chyba) ciężko je zagonić do normalnego wspólnie jedzonego posiłku, bo zwyczajnie nie są głodne. Jak powiedziałem żeby dała sobie spokój bo one na pewno potrafią się upomnieć o jedzenie, to się obraziła. 15 minut potem w rozmowie przy kawie obgadywała moją bratanicę, w wieku zbliżonym do jednej z moich kóz, że taka gruba, sama podbiera jedzenie z lodówki, będzie musiała się odchudzać, itp. Zapytałem, czemu ją to dziwi i oburza, przecież ona chce tego samego dla moich dzieci. Była oburzona i nie widziała żadnego związku 😉
Danuśka,
U mnie żona zaordynowała wniesienie pelargonii do garażu. Zgodziłem się pod warunkiem, że to jej samochód będzie stał na mrozie, bo przez te donice nie ma dla niego miejsca 😉 Teraz albo jej się uda je sensownie zabezpieczyć na zewnątrz, albo zginą na mrozie. Życie jest brutalne.
Nie ma to jak zyczenia zdrowia – bób zjedzony (połowę uczciwie zostawiłam dla J.), głowa przeszła, robię pranie – i do tego wyszło słońce!
No i Pan Lulke zadowolony ze śniegu.
Eeee… tego… ślimaczki to niech sobie żyją, w skorupkach 😉
Młoda przyszła i od razu zlitowała się nad płaczącym o wyjście psem. Na pół godziny, bo jeszcze musi coś zjeść, a na 17.00 przychodzi uczennica. Ja jadłam wczorajszą pieczeń, ona nie chciała, bedzie jadła bigos z bułką. Na kolację chleb z masłem i miska surówki wiosennej – sałata, rzodkiewki, zielenina
Pawle,
pelargonie na dworze nie przeżyją, a auto – tak 😉 Moje wstawiam do ciemnej piwnicy i podlewam raz na miesiąc. Przedtem usuwam wszystkie kwiaty i pączki. Na wiosnę wyciągam, przycinam i stawiam w cieple przy oknie, podlewam i czekam, aż się ładnie zazielenią, wówczas przesadzam do świeżej ziemi i na dwór.
Drogie Panie a tu przepis na nas same
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,78524,5877603,Jak_wzmocnic_seksualna_pewnosc_siebie_.html
… z tym, ze to pic na wode…
Nie będę wzmacniać swojej seksualnej pewności siebie i już!!!
Z pracy wróciłam podminowana ( zmęczenie narastające ), ale nie kopałam staruszek w tramwaju, wildeckich psów na chodnikach. Na nikogo się nie wydarłam i nie wchłonęłam całej zawartości lodówki ( ani nawet dziesiątej jej części ).
Prawda, że pięknie 😈 sobie radzę z emocjami? 😆
A na obiad zupa-krem z brokułów…
pieknie ale czy zdrowo?
No proszę Cię, Morag, OCZYWIŚCIE, że zdrowo! 😆
ja staram sie ludzi nie kopac, choc sasiadom to czesto grozi, mam na szczescie taka kanape z przyczepionymi do oparcia poduchami i te poduchy ciagle sa oklaple, zeby usiasc trzeba je potraktowac albo sierpowym albo z obucha i juz od samego wysilku mi wszystko przechodzi
Może by się chłopaki wypowiedzieli? Bo ja mam wątpliwości co do tego, że mężczyzni lubią kobiety pewne siebie („Nie całuj mnie pierwsza…”). Mężczyzni się takich kobiet boją, zauważyłam 😯
A już nic mnie tak nie wkurza jak „najpierw pokochaj siebie… zapisuj codziennie, co w sobie kochasz…” i podobne dyrdymały. Olewam, nie wzmacniam! 👿
Ładny kod 77 ee
Przodkinie nasze ukuły świetne powiedzenie : kAżDA POTWORA ZNAJDZIE AMATORA. i PRAWDA. wYSTARCZY SIę ROZEJRZEć. mOJA PSIAPSIółKA MIAłA KOMPLEKS KRZYWYCH ZęBóW. jEJ oSOBISTY ZAWSZE TWIERDZIł,żE WZRUSZA GO TA śMIESZNIE KRZYWA GóRNA DWóJKA (nikt wtedy dzieciom klamerek na zęby nie zakładał) W pracy miałam dziewczynę tak szczupłą i płaską, że jak żartowaliśmy przód od tyłu odróżniamy u Alino po medaliku. Miała wielkie powodzenie u płci przeciwnej, zaś bardzo muzykalny członek mojego zespołu ożenił się z dziewczyną o której opowiadał, że rozpoznaje hymn państwowy po tym, że wszyscy wstają, Wiec spoko, kobiety : każda potwora itd
To wszystko wyjaśnia.
http://portalwiedzy.onet.pl/filmy/1290,4030526,odtwarzaj.html
Dzisiaj wyszedl z wiezienia Christian Klar terorysta z RAF-u ….. ciekawe jak on sie bedzie czul
morag
tak jak inni RAF mordercy bezbronnych ludzi przypadkowych ofiar
czy on Doroto powiedzial PRZEPRASZAM ?
Morąg – on miał kilkakrotne dożywocie (6 udowodnionych zabóstw). Nie wien co czuje po 26 latach więzienia : zmęczenie czy nienawiść.
wracajac do potwora z amatorem, kiedys, to nawet kaszaloty mialy cztery konczyny i jednak sie jakos rozmnazaly, bez zapiskow typu: za co siebie dzis kocham?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Kaszalot#5272277088752710994
dla mnie kazdy string ma swoje ucho, ale zeby zaraz zapisywac?
ten z RAF jeszcze nie widzial, moze bedzie chcial wrocic do celi?
Panie Piotrze, owoc mojej ostatniej wyprawy:
jeśli będzie Pan kiedyś przejeżdżał przez Firlej (LU), serdecznie polecam nowo otwarty Zajazd Szlachecki. Nazwa ciut pretensjonalna, ale: otoczenie na 5+, aranżacja terenu wokół zajazdu na 5+, aranżacja wnętrza na 6, kuchnia – cud miód. Po zajęciu miejsca za stołem goście dostają po „gryczańcu firlrjskim” – to taki pieróg z kaszą i serem na słodko, maczany w śmietanie (prawdziwej!) z cynamonem. Dania są wyśmienite (sam jadłem placki ziemniaczane przekładane kawałkami kurczaka, w ziołach prowansalskich, z sałatą z sosem balsamicznym). Jedzenie jest przepyszne, zaś ceny umiarkowane. I można zostać na noc. Serdecznie polecam – Panu i każdemu kto tam zawita 🙂
Siedzę tu sobie cichutko, uczę się o areozolach, zupę zjadłam. Resztki crumble też. I kawy się napiłam. Teraz czekam aż odezwie się skype’m koleżanka z Czech w bardzo ważnej sprawie…
http://wiadomosci.onet.pl/1868450,11,item.html
Alicjo,
Nie wiem jak dokładnie określić, jak pewna lub niepewna siebie wybranka być powinna. To wszystko na wyczucie. Zależy kiedy, zależy kto. Chociaż sam byłem (z naciskiem na słowo „byłem” 😉 ) raczej nieśmiały intuicyjnie ciągnęło do bardziej pewnych siebie dziewczyn. Niańczenie bezradnej sierotki jest fajne może przez chwilę, potem się robi irytujące. Chociaż zbytnia pewność siebie, taka bezczelna, nonszalancka i hałaśliwa też była łokrutnie męcąca. Trzeba po prostu znać umiar.
Teraz można to oceniać trochę inaczej niż wtedy, ale i doświadczenie życiowe jest większe i człowiek wie więcej o sobie i innych ludziach. Wie ile jest wart i ile mogą być warci inni. Czy pewność siebie albo bezbronność są faktyczne, czy to tylko taka poza?
Nie będę tego rozwijał, bo patrząc z dzisiejszej perspektywy wstecz, nie wszystkie zachowania wobec płci przeciwnej, ale nie tylko, były racjonalne i dające się wytłumaczyć. Hormony, wpływ środowiska, kolegów, itp. robiły swoje. Nie chce mi się tego analizować i drążyć. Ot, głupi wiek i tyle. Jakby można było to zacząć od nowa sto razy, to za każdym razem możnaby znaleźć coś do poprawki. Chyba frustracja byłaby większa.
Przychylam się do słów Pyry – każda potwora itd.. i niech tak już zostanie.
po to mamy dane wczesne lata by sie wyeksperymencic. dostrzec czy dostrzega sie te same wartosci, czy ma sie te same oczekiwania na przyszlosc.
z dwoch stron budowany jest most w takim przypadku. kazda strona natrafia na przeszkody zanim bedzie mozna na moscie tanczyc bez obawy ze dookola trzesie sie ziemia.
Johnny wyjdz na -damm i zrob zdjeca bo mamy juz swiateczna iluminacje nawet od placu Adenauera w tym roku. Jest pieknie!
przepraszam, mała korekta: gryczak firlejowski. Odmiana gryczaka janowskiego, o którym można przeczytać tu:
http://polskalokalna.pl/news/gryczak-doceniony,977681
Na temat terorystow mi wcielo, na zdjeciach Klar wyglada b. dobrze ani nienawisci ani zmeczenia, pewnie przewiduje ktos dla niego uzycie go w telewizji i zrobienia na nim forsy, niewatpliwie bedzie cele wspominal z rozrzewnieniem.
A tu nasz reporter donosi http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/081207#slideshow/514191772210654657
http://www.faz.net/s/RubD5CB2DA481C04D05AA471FA88471AEF0/Doc~E6B7F86AB379849E289358158F5AE9CA3~ATpl~Ecommon~Sspezial.html
Dobry wieczor…
Ja bym tam sobie wzmocnila pewnosc siebie, jakakolwiek…
A poki co zajadam chleb z powidlami sliwkowymi, pyszna sprawa. I jadlam juz pierwsze pieczone kasztany.
Chyba dosyć szczodra ręką posoliłam tę moją kapuchę kiszoną… zastanawiam sie, czy na tym etapie (dopiero kilka dni) mogłabym dorzucić do słoja ze trzy garście, wymieszawszy z tamtą, to sól by mi się trochę rozłożyła na większą ilość. A i w słoju ubiła mi się była ta kapucha i jest miejsce na 3-4 przygarście. Co wy na to, eksperci?
Morag,
zdjęcie pikne – nie było więcej? Prosiemy o więcej!
Alicjo,
Antkowa z pierwszą zbyt słoną kapuścianą produkcją poradziła sobie w sposób następujący : ręką przełożyła zawartość gara do foliowej torby, ważne ręką, by nie uszkodzić torby, w torbie ugniotła, zawiązała torbę na supeł, włożyła w drugą by nie ciekło, odstawiła na szafkę w kuchni.
Na jakąś godzinkę. Nie przy kaloryferze!!
Potem wychodząc z domu zabrała pakunek ze sobą
i wypieprzyła w całości do śmietnika.
Następnego dnia poszatkowała nową głowę kapuścianą, posoliła w proporcji 2 deko/ kilo i było ok. 😉
2 deko to taka nieczubata zupowa łyżka soli.
Jeśli mało przesoliłaś, spróbuj jak tam kombinujesz, jeśli za wiele, polecam przepis jak wyżej.
Tylko nie do kompostu!!!
Antoś, ja jestem dosyć czuła na sól i to co ja uważam za lekko przesolone, Jerz uważa za w sam raz i inni też. No to… pokombinuje, bo mam miejsce w słoju i zobaczymy. No właśnie te proporcje… dzięki, bo ja robiłam na oko, a na oko to wiadomo…
Dobranoc wszystkim spiochom 🙂
Sniegu dopadało,
Stanisławie, jedyna rada co by się śnieg w cholewy nie sypał, to zrobić getry, znaczy getry naciągnąć na cholewę – po pierwsze się nie sypie do środka, po drugie jak sucho w butach to cieplej. Ja właśnie zrobiłam sobie nową parę z nogawek od legginsów. Bardzo praktyczne
@ Stara Żaba
leginsy to takie skórzane nogawice, używane przez Indian a potem również amerykańskich pastuchów jako ochrona nóg podczas jazdy konnej.
Oczywiście można z nich zrobić getry, ale skąd wziąć taki zabytek i czy nie szkoda historycznych ubrań na getry?
Pickard, tamte, używane przez Indian, to były dwie osobne nogawki podtrzymywane paskiem, a te o których ja mówię, to teraźniejsza nazwa na coś w rodzaju obcisłych i elastycznych kalesonów, albo grubych rajstop bez stóp, nosi się to np. zamiast dresów przy joggingu
@Pickard, wrzuć w Google hasło „legginsy” albo „leginsy” i będziesz miał pełen obraz co to jest,
pozdrowienia
Stara Żaba
Odnalazla sie Magdalena. Pewnie u niej w Wiedniu juz iluminacja w pelni a w pracy ruch na calego i palca niema gdzie wetknac. Mial byc snieg a znowu pada deszcz. W domu nie podlewac kwiatów czesciej jak raz na trzy tygodnie.
Szykuje wyprawe do Polski. Wyjazd w poniedzialek ale dopiero 6 grudnia.
Pan Lulek
Panie Lulku, jakieś koniki polskie objawiły się w okolicy
O rany dziecko dzisiaj o 7.00 do szkoly awantura na cale siedlisko, pojechala na rowerze oczywiscie bez swiatla, pomimo, ze wyposarzylam ja w dwie lampy, jedna stala a druga taka co innych po oczach.
Alicjo, to byl szbki wrzut zapozyczony od kolegi, jak kolega nie dorobi to sama dzisiaj pojde na miasto ale ja prosze o Wasze iluminacje, jak bedzie oswietlony Nowy Swiat to bardzo prosze kogos z tamytch okolic o impresje. No i z Widnia tyz.
@Stara Żaba
Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, że to co opisujesz, to są poczciwe RAJTUZY, tylko tak się ze mną przekomarzasz 🙂
Picard, to sa niby rajtuzy ale bez stop i tutaj na niby zachodzie nosza je najchetniej panie o wadze 130 kg. do tego przykrutka bluzeczka i…. odbija sie im co nie co i z przodu i z tylu, najlepszy widok jest z przodu, odbijajacy sie wzgorek venery, siegajacy do kolan
rajtuzy – coś co wygląda jak kalesony, noszone w Europie co najmniej od początku XIX wieku (kto ciekaw, nich obejrzy ilustracje z epoki Empire)
rajstopy – jak rajtuzy, tylko ze stopami
legginsy – jak opisała Stara Żaba – skórzane nogawice, przywiązywane rzemykami do pasa
getry – coś jak skarpety, od kolana do kostki, nosiłem takie w harcerstwie.
Wiem, czepiam się 🙂
Ale staram się być purystą językowym. EOT 🙂