Żurawie odleciały, gęsi szykują się do podróży, my wracamy
Udało nam się tym razem uciec z Warszawy już w piątek. I to przed południem. Dzięki temu droga na wieś trwała tylko godzinę. Mimo, iż musieliśmy ominąć Nieporęt z powodu budowy jakiegoś nowoczesnego ronda nad Zalewem Zegrzyńskim i jechać do Legionowa. Szosy były jednak puste, słonko wyszło zza chmur i droga przypominała włoską wędrówkę. Tyle tylko, że zamiast 30 stopni C. – komputer samochodowy pokazywał stopni 12.
Przywitanie z domem po trzytygodniowej nieobecności było bardzo radosne. Pod oknem kuchennym na małym wzgórku utworzonym z mchu dumnie prężyły się dwa kozaki. Natychmiast je uwieczniłem, by móc się tym widokiem podzielić z przyjaciółmi.
Kozak nr 1.
Kozak nr 2.
Dwa kozaki zerwane w naszym brzeźniaku za płotem
Wewnątrz domu też było prawie wszystko w porządku. Piszę „prawie”, ponieważ poniosłem pewną stratę. Basia odkryła (i narobiła krzyku), że w mojej ulubionej karafce do wina leży zdechła i ususzona już mysz. Biedaczka wlazła lub wpadła tam i nie potrafiła wyleźć. Nic nie pomogły moje tłumaczenia, że po usunięciu zwłok i dokładnym wyszorowaniu szkła karafka będzie do użytku. Basia kategorycznie zażądała jej usunięcia, czyli wyrzucenia na śmietnik. Powiedziała, że nie będzie piła wina z trumny. No cóż, nie takie straty już ponosiłem w życiu.
Pierwszy wiejski obiad w towarzystwie bliskich przyjaciół i na rozjaśnionej słońcem werandzie był mieszaniną dań polskich i włoskich. Z austriackim dodatkiem. Jako aperitif bowiem posłużyła nam bowiem śliwowica z 1999 r produkcji Pana Lulka. I to zapewne dzięki temu trunkowi wszystko wydawało się nam przepyszne. Zupa grzybowa z gąsek (już są, i to w znacznych ilościach) z kładzionymi kluseczkami była doskonała.
Kurczę po polsku, czyli faszerowane nadzionkiem z wątróbki, bułki i natki pietruszki domagało się także właściwego trunku. Najpierw więc wypiliśmy butelkę delikatnego, pachnącego poziomkami uhudlera, a do drugiej części obiadu – gdy na stole pojawił się toskański ser pecorino con tartuffi – zużyliśmy z radością butelkę Monetepulciano d’Abruzzo.
Przy takim posiłku łatwo nam poszło namówienie gości na wspólne wakacje – w przyszłym roku. Planujemy bowiem wynajęcie małego domku gdzieś nad Morzem Tyrreńskim (lub Liguryjskim), by spędzić tam nieco więcej czasu niż w tym roku, i to w towarzystwie rodziny oraz przyjaciół.
Odwiedziliśmy więc w Toskanii kilka biur wynajmu i handlu nieruchomościami, by zorientować się w kosztach takiej eskapady. Okazało się, że jest to znacznie tańsze niż wynajmowanie hotelu. Dom z trzema sypialniami, dwoma łazienkami, kuchnią i małym parkingiem kosztuje (miesiąc) tyle, ile zapłaciliśmy za 10 dni hotelowych. A zważywszy, że mogą w nim mieszkać trzy pary to koszty są naprawdę niewielkie.
Pewnie dziwicie się, że już teraz piszę o przyszłorocznych wakacjach. Ale wyznać muszę, że to mój stały obyczaj. Każde kolejne wyjazdy planuję natychmiast po powrocie z urlopu. I do końca roku następny urlop będzie już przygotowany, zaliczka zapłacona, a my rozpoczniemy lekturę przewodników turystycznych i kulinarnych, by wiedzieć dokładnie, co nas tam czeka. Taka przezorność ma też konkretny wymiar finansowy. Wcześniejszy zadatek powoduje, że wynajmujący oferują nam spory rabat. I dotyczy to zarówno miejsca dłuższego pobytu, jak i hoteli w miastach zwiedzanych po drodze. No i miłe są przecież godziny spędzone nad mapą, gdy decydujemy o nowej trasie.
Czego i Wam życzę!
Komentarze
Witajcie po parodniowej nieobecności mojej. Przede wszystkim gratulacje dla PraPyry. Nie przejmuj się imieniem. Nasza wnusia dostała na imię Ingrid, ale stała się Ingusią lub Ingunią, albo nawet Gunią, co juz brzmi zupełnie dobrze. Na drugie miała mieć Christine, ale nasze dziecko w tej sprawie się postawiło i jest Krystyna po obu babciach.
Moja Najdrozsza zamiesciła troche zdjęć z Maroka, niektóre chyba całkiem udane. Parę trochę przedobrzonych. Podaję adres:
http://www.kawa.fotopic.net/
A co do afer winnych, to rzeczywiście zapomniałem, ze to nie kwas dodawali w Austrii tylko glikol. A niektóre spółdzielnie winiarskie potrafią robić bardzo dobre wina. Jest jedna super od montepulciano d’Abruzzi, jeżeli takie wino pili ostatnio Gospodarze, to musiało smakować. Tylko kiedyś butelka kosztowała 2,5 EUR, a gdy odkrył je Parker podskoczyła na 20. Bardzo dobra spółdzielnią jest Geographico z okolic Raddy. Robią doskonałe Chianti kilku producentów, w tym dość znane Contessa di Radda. Ale szczególny ich wyrób do Vernaccia di San Gimignano Riserva. Vernaccia di San Gimignano jest nierówna, ale ta riserwa jest bajeczna, chociaż dużo droższa od mniej dobrych konkurentów.
Myszka w karafce to dla Mojej też byłby koszmar i karafka natychmiast myusiałaby powędrować na śmietnik. Parę razy już znaleźliśmy na wsi ususzone myszki, w tym raz po zjedzeniu najdziwniejszych rzeczy, w tym paru plastikowych. Widać dostawały się przez naszą nieuwagę przez otwarte drzwi, a potem nie umiały się wydostać, gdy już nic nie było do jedzenia. Zjadła m.in. całe opakowanie makaronu.
Bry.
O, piękne kozaki! Jak malowane. Moje prawdziwy spoczywaja w słoju, będą na Wigilię, te zwłaszcza od Was ze wsi.
A propos wakacji, podobno tanio jest też wynająć dom w Hiszpanii i Francji, taniej, niż hotele wcale nie z górnej gwiazdki. O Hiszpanii opowiadała mi znajoma, ale zapomniałam szczegółów, według niej było tanio i bardzo wygodnie.
No to zmykam do wyrka, pięknego dnia życzę!
Jeszcze raz powtórzę – mały kawałek świata wrócił na swoje miejsce wraz z powrotem Gospodarstwa do kraju i do nas.
Bardzo dekoracyjne te kozaki, tylko ja nie przepadam za tymi grzybami – są za miękkie jak dla mnie. Największym ich atutem jest wygląd i fakt, że dają się suszyć. Co innego gąski, smażone, duszone i marynowane to sam mniodzik. Tu podpowiem, że jedną z klasycznych zup eintopfowych w Wielkopolsce jest kartoflanka z gąskami (ślepe ryby z zielonkami). Zupę gotuje się na wywarze mięsnym + włoszczyzna w kostke krojona + ziemniaki też w kosteczkę + 1-2 garście gąsek w dużych kawałkach – malutkie w calości, większe w cząstkach. Zupa jest potem podbita śmietaną z rozbełtaną łyżką mąki, posypana majerankiem i zielonym koperkiem. Pychotka. Moja Teśiowa mięso z zupy (najczęściej chudy świeży boczek) kroiła w plastry 2 cm, soliła, pieprzyła, posypywała skąpo majerankiem i osmażała na patelni prawie na chrupko. Podawała przy zupie na talerzyku z kromką suchego chleba. Dobre to było.
O, zostawię sobie to Maroko na rano, bo dużo tego i ciekawie, to trzeba powoli, a nie biegiem. I teraz juz naprawdę wykopywam się.
Przeczytałam Pyrę i zgłodniałam 😯
Pora kartoflanek się zbliża, nadchodzą chłody!
Alicjo, od ładnych paru lat korzystamy z wynajmowanych apartamentów, co oznacza mieszkania lub domki. Domek jest dobry, gdy się tam zamieszka w 5-6 osób lub więcej. Wtedy hotel wypada wielokrotnie drożej. Ale 2 lata temu pod Avignonem płaciliśmy za piękny dom, po prostu marzenie, trochę ponad 400 EUR tygodniowo. Były 4 sypialnie, my wykorzystywaliśmy 2 (byliśmy z córeczka). Nad morzem lub w górach bywa troche drożej – za apartament kilkupokojowy od 500 do 1000 EUR tygodniowo – we Włoszech, Francji i Hiszpanii. Ale pod Bari 3 lata temu we wrzesniu mieliśmy cały domek (3 kondygnacje) za 250 eur za 8 dni, ale doszło kilkanaście eur za zużyty prąd. Kiedyś wynajmowaliśmy w Interhome, od kilku lat w Homelidays. Tę ostatnią firmę bardzo polecamy, bo jest znacznie tańsza. Interhome pośredniczy w całej transakcji i jej rozliczeniu, Homelidays bierze tylko jakąś opłatę od właściciela, a kontakt z nim można uzyskać natychmiast i uzgadniać warunki, w tym dni pobytu. W Interhome może być tylko od soboty do soboty. W Homelidays najczęściej też, o ile w warunkach nie ma uwagi „court sejour possible”. Ale po nawiązaniu kontaktu z właścicielem najczęściej można się dogadać co do najbardziej dogodnych terminów. Trzeba tylko wszystko załatwiać na pół roku przed wyjazdem lub wcześniej.
Pyro, toż od dziesięcioleci, czyli od własnego ślubu mam tę zupę za super rarytas. Nie powiem, że zielonki bardziej cieszą niz borowiki, ale radość sprawiają ogromną i nie marnujemy ich na zalewanie octem czy inne rzeczy, tylko wszystko idzie na kartoflankę. Część zamrażamy, żeby można było kartoflankę jeść zimą, kiedy ta zupa smakuje najlepiej.
Przez długie lata marynowane zielonki były moimi ulubionymi grzybkami w słoiczkach.
Stanisławie – zdjęcia przepiękne!
Dzień dobry.
A może ktoś wie jak się kisi zielonki? Pamiętam u nas w domu , jesienią , stojące w spiżarni w kamiennym ganrnku. Były przepyszne.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-09-29.html
My kisiliśmy zielonki w mojej młodości tak samo jak rydze. Po kilkuminutowym zblanszowaniu na małym ogniu w osolonej i lekko ocukrzonej wodzie osuszaliśmy trochę. Garnek kamionkowy parzyliśmy wrzatkiem. Teraz przy rydzch uzywam do tego celu chemikaliów stosowanych do wyjałowienia kadzi, w której robię piwo. Na dnie układamy plastry cebuli lekko osolonej z góry. Potem warstwe grzybów blaszkami do góry. Potem warstwę cebuli i tak dalej na przemian, co 3 warstwy trochę posypujemy cukrem. Gdy jest prawie pełno przyciskamy wyparzonym tależykiem, zeby ciaśniej leżało. Dalej napełniamy do końca, na górze cebula, albo nawet 2 warstwy. Dociskamy tależykiem w miarę szczelnie przykryuwając i obciążamy czymś ciężkim. Po paru dniach usuwamy pierwszy sok, żeby pozbyć się przy okazji nadmiaru wody. Co parę dni zaglądamy i usuwam ewentualną pleśń, która może pojawić się na wierzchu. Na końcu, po dwóch tygodniach mniej więcej – próbujemy na smak – przekładamy wszystko do wyjałowionych słoików i pasteryzujemy, a potem znosimy do piwnicy. Ale pewnie są i inne procedury. A propos rydzów, to kiedyś zalewaliśmy je warstwami masłem. Raz znależliśmy kamionkę z rydzami po 4 latach i były doskonałe, choć jedliśmy z pewnymi obawami.
Misiu, przypomina to Montmartre, ale Madonna w tak zlaicyzowanym miejscu? Chyba z uwagi na poblisą bazylikę Sacre Coeur.
Stanisławie, te marokańskie kozy jakoś dziwnie podobne do mnie. 😀 Zaraz zapytam znajomego kota, czy mógłby mnie nauczyć łazić po drzewach, żebym też mógł mieć taką fotkę. 🙂
Grażynko, przeoczyłem kamienny garnek w piwnicy. To prawda, że nie trzeba przekładać do słoików, jak się nie chce, ale w kamiennym garnku wytrzymają dużo krócej niż w pasteryzowanym słoju. Chyba, że piwnica wolna od plesni i niemiłych bakterii, ale to chyba rzadkość obecnie.
Bobiku, rzeczywiście kozy na drzewie średnio się udały i moga troche przypominać Bobika. Ale naśladować nie radzę, bo te drzewa mają bardzo mocne i ostre kolce. Kozie stópki nie mają z tym kłopotu, a i gruba kozia skóra jakoś daje sobie z nimi radę. Ale dla pieska nauka chodzenia po Arganii będzie bardzo bolesna.
Często kolczaste drzewa są odporne na suszę, a drzewo arganiowe jest ponoć rekordzistą pod tym względem. Znosi cztery – pięć lat suszy pozostając przez ten czas bezlistne, a po pierwszych dobrych opadach zazielenia się i rodzi cenne owoce, których pestki dają olej jadalny i kosmetyczny.
Grażyno – kiszenie grzybów za Wielką Kuchnią Polską
Kisić należy każdy gatunek grzybów oddzielnie używając kamiennych garnków, szklanych słojów lub drewnianych fasek.
Proporcja – 1 kg grzybów, 2 dkg soli, pieprz ziarnisty, ziele angielskie, liść laurowy
Z oczyszczonych grzybów odciąć albo przyciąć trzony. Opłukać, wrzucić na wrzątek, blanszować 3 min, odcedzić, schłodzić. Układać w naczyniu do kiszenia warstwami, przesypując solą i przyprawami. Na górnej warstwie obowiązkowo musi być sól. Przykryć gazą apteczną albo wyparzonym płótnem, włożyć denko albo talerz i ociążyć kamieniem. Naczynie od razu wynieść do chłodnego, suchego pomieszczenia. Po dwóch – czterech dniach powinno być już tyle soku, żeby przykrył grzyby. Jeżeli jest za mało, to dolać zimnej przegotowanej wody z solą. Często zaglądać, jeżeli na wierzchu wystąpi pleśń – uwuwać, myc denko i wyparzać gazę (jak przy ogórkach czy kapuście) .
Odmianą jest kiszenie z cebulą ( 10 dkg plastrów cebuli na 1 kg grzyb ów. Wtedy każdą warstwę grzybów przekładamy cebulą, sól i przyprawy bez zmian.
Do kiszenia nadają się borowiki, rydze, gąski i młode maślaki
Kochani,
bywajcie zdrowi i radujcie się jesienią, jaka by nie była 🙂 Nemo rusza w podróż i odezwie się najwcześniej od Pana Lulka na początku przyszłego tygodnia. Sprawdzimy, czy w Austrii obowiązuje już nowy znak drogowy: KONIEC RONDA 😉 Bywajcie 🙂
Nemo – pięknych wakacji i bezpiecznego powrotu.
Rzeczywiście zapomniałem o zielu angielskim i liściach laurowych do kiszenia grzybów. A do kiszenia jeszcze się nadaja opieńki, tylko koniecznie trzeba je blanszowac i to trochę dłużej, bo na surowo nie są zbyt zdrowe.
Pozdrawiam i idę na małe posiedzonoko – tak do siedemnastej zapewne.
Znowu się na mnie uwzięli! Tak jakby nie było innych sposobów dręczenia małych piesków, tylko nieosiągalnymi dla nich grzybami! 😯
Chyba z bezgrzybnej rozpaczy pójdę się świadomie i celowo nadziać na te arganiowe kolce. 😥
Stanisławie
czy w Twoim przepisie nie ma soli
czy tylko zapomniałeś?
czy może tak jak tą dolną warstę cebuli
każdą następną też przesypujesz solą
:::
kurka blada
nie umiem zbierać gąsek vel zielonek
przeczytalem
popatrzalem
i zapragnalem grzybkow
jeszcze tylko przekaze co mnie spotkalo w ostatni weekend. mialem odwiedziny z za odry. plci odwiedzajacej osoby nie bede zdradzal by nie wywolywac zbytnich emocji. Na pozegnanie otrzymalem flaszke o,5L wodki chrzanowej.
Co to moze znaczyc?
ja wodki nie pijam, o czym ta osoba dobrze wie.
to co? jestem do chrzanu? chrzanic nie potrafie?, mam sie odchrzanic?……
to jade do lasu na spacer. dam znac o grzybach
Jejku, jej! Pyra zapomniała o obowiązkach. Dzisiaj świętują Michały i Michaliny. Jedyny Michał o którym wiem, to Młody Haneczki. Jeżeli mamy ich więcej , to proszę dopisać do wieczornego toastu. Pyra będzie wnosić aroniówka (od Teściowej Ryby)
Brzucho – gąski trudno z czymkolwiek pomylić. Pod kapeluszem są żółto-zielone. Nie ma innych takich grzybów. Pyra zbiera jeszcze gąskę szarą, ale to już nie to i znać trzeba.
Gąski lubią piasek, chętnie rosną pod świerkami, sosnami, czasem we wrzosowiskach ale nie znajdziesz ich w trawie. Można je zbierać nawet oszroniałe w listopadzie. Mrozik im nie straszny.
Ha! Pyro!
a co ma zrobić człowiek (ja)
który ma kłopoty z rozróżnianiem kolorów?
czy te gąski mają jakieś sobowtóry?
z ktróymi możnaby je mylić?
Brzucho – właśnie nie mają sobowtórów. Pod tym względem, są jak kurki. Ty idź na targowisko i dobrze sobie obejrzyj – w lesie trafisz bez trudu. Pamiętaj – na piaskach,
Dzisiaj na blogu grzybowo, a u mnie rybnie. Mój ulubiony sąsiad – wędkarz przywiózł ogromną ilość dorszy i podzielił się z nami, więc wiadomo, co będzie na obiad, a dziesięć wyfiletowanych w zamrażarce. Mniam….
Na grzybach się nie znam, więc nie zbieram, ale chętnie jadam, jak R. przyniesie.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
na piaskach, na piaskach, na piaskach
na piaskach, na piaskach, na piaskach
na piaskach, na piaskach, na piaskach
na piaskach, na piaskach, na piaskach
na piaskach, na piaskach, na piaskach
na piaskach, na piaskach, na piaskach
:::
będę pamiętał :o)
Brzucho!
Gąska zielonka, chyba to wikizdjęcie dobrze ją pokazuje i oddaje kolor.
http://pl.wikipedia.org/wiki/G%C4%85ska_zielonka
Wcale nie wiecie, że Pyra dzisiaj prezenty zbiera. Tak bez okazji, z czystej sympatii dla psiego rodu i ludzi z psami związanych rodzinnymi więzami, Stara Żaba przysłała prezent – książkę Lorentza o tym, jak człowiek spotkał psa.
Będziemy czytali – my, czyli obie Pyry i niecnota Radek przy okazji. A dobre myśli nasze bedą towarzyszyły pamięci Krótkiego i jego mężnego serduszka.
Uciesona przesyłką od Starej Żaby zapomniałam naklepać o dzisiejszej grochówce – na wywarze z małej golonki i boczku wędzonym, z warzywami – pachnie całe mieszkanie.
Pyro!
Serdeczne gratulacje dla Prababci na okoliczność posiadania Prawnuka! 🙂
Niech się darzy obojgu!
Szukam smakowitego przepisu na nalewkę z dzikiej róży, a także z tarniny.
Może znasz?
Michaliny, to były nasze Babcie, nemowa i moja; no ale to już prehistoria …
Co prawda kielich intencyjny można wychylić! 🙂
Jak Brzucho będzie się chciał zdać na ten artykuł z Wiki, to życzę Mu dobrej zabawy! 😉 Na górze piszą, że grzyb trujący, ale kilka zdań poniżej, że jadalny. 😯 Czyli każdy sobie wybiera to, co mu w danej chwili bardziej pasuje?
Jak to bywa w Wiki. 🙁
Mnie chodziło o zdjęcie, a ono jest dobre.
Ale jak Brzucho nie rozróżnia kolorów, to zdjęcia pewnie niewiele mu dają. 🙁
W Brzuchu każdy grzyb jest szary? 🙄
no właśnie!
a ta gąska z siaczystanu?
to w końcu podobna jest czy niepodobna?
a jak skubańcy zrobią zdjęcie w tej wiki
to jadalna cała uwalana piaskiem
a niejadalna taka piękna, że jak na wystawę
trzeba jakiegoś przewodnika wziąć
andrzej.jerzy
Podawalem przepis na nalewke z glogu. Identycznie robie nalewki z wszystkich posiadajacych drobne pestki. czyli glogi, róze dzikie i ogrodowe, jarzebina, maliny, tarnina itp. Wszystko co nie jest trujace.
Owoce myje w zimnej wodzie i osuszam na sicie albo durszlagu. Wkladam do duzego sloja typu twist. Na przyklad 5 litrowego. Zalewam warstwa miodowego kremu prosto od Pani Pszczoly. Calosc zalewam wódka typu pszeniczna albo zbozowa i zostawiam na kilka dni. W tym czasie miód opada na dno. Wtedy wiruje slój trzymajac go w rekach. Powtarzam te czynnosc kilkanascie dni z rzedu. Tak zeby cukier rozpuscil sie calkowicie. Po okolo miesiacu mordegi zlewam przez grube sito albo durszlag. Po uspokojeniu sie, w ciagu dwu, trzech dni, cedze jeszcze raz przez drobne sitko i próbuje mocy. Jesli jest zbyt slaba dolewam Ansatzkornu czyli bialej gorzaly o mocy 80 %. Moze byc równiez rum o tej mocy. Mieszam wirujec w rekach slój i pozwalam sie uspokoic przez kilka dni. Przezroczysta czesc zlewam do butelek a reszta idzie do deserów i ciast albo jako poczestunek dla zdeklarowanych alkoholików.
Kiedy przyjada nemo bedzie do degustacji nalewki z tegorocznego dzikiego glogu oraz jerzyn.
Jesli przezyja, znaczy przepis byl nienajgorszy.
Jutro bede bral udzial w politycznej debacie okraglego stolu na która zaprosil mnie Pan Burmistrz. Miedzy innymi chodzi o program upiekszania miasta. Zauczestnicze i sprawozdam
Pan Lulek
Jak juz napisałem na sąsiednik blogu (u Owczarka) wróciłem juz do domowych pieleszy. Wygladało to tak:
A w Górach już jesień (a nawet zima).
Wróciłem wczoraj z Chochołowskiej. Pogoda była ?górska? czyli mgły,, mżawka, błoto śniegowe.
Wbrew przestrogą Owczarka już pierwszego dnia ?złoiłem? Grzesia. Biedny Grzesio
Dalej i wyżej to już nie było sensu. Oblodzenie Długiego Upłazu i widoczność do 15 metrów. Koleżanka-małżonka przemoczona a młiodociany kolega dostał głupawki – tak podobało mu się zjezdżanie na butach.
Następnego dnia na Trzydniowiański przez Krowi Żleb – zawsze łgodniejsze podejście. Śnieg dopiero w okiolicach kosówki. Powrót przez Doline Jarząbczą z porykiwaniem jeleni w tle.
W kolejnym dniu mieliśmy pójść do Zakopanego i zobaczyć wystawę w Cyrankiewiczówce. Uszliśmy jakiś kilometr atu jaknie lunie. Trochę przeczekaliśmy wkolebie no i wróciliśmy do schroniska.
W piatek sie trochę poprawiło to z młodym człowiekiem poszliśmy na Iwaniacką Przełęcz (szanowna małżonka dostała sensacji żołądkowych).
U bacy Andrzeja Gali ?Zięby? nabyliśmy , przed powrotem na niziny, kilka rozszczepków (zwanych też oscypkami) świeżutkich. Dosłownie z zeszłego tygodnia.
Tak oto minęło tych kilka dni.
SZkoda tylko , że była tak słaba widoczność i z panoramek nici
Nic to , może kolejnym razem.
Odnosnie jedzenia to były przecudnej dobroci palacinki (naleśniki) z serem, bigos z dużą ilością kminku.
Tuż przed Myślennicami zatrzymaliśmy się w oberży Wilczy Głód.
Zjadłem ze smakiem pomidorówkę z makaronem oraz placek zbójnicki.
Chodzi szczególnie o placek , który był sporych rozmiarów ze świetnym gulaszem. Do tego garść tartej marchewki. Sos był dość pikantny.
Jeżeli chodzi o mój ranking to mieścił się na drugim miejscu po placku w Biesisku (koło Wetliny).
Jako czekadełko chleb ze smalcem. Kupiłem słoiczek tegoż smarowidła.
Pozdrawiam pięknie 🙂
A tu mój przepis na nalewkę z owoców dzikiej róży
0,5 kg owoców umyć, rozkroić wyrzucić pestki i włoski. Wsypać w słoik. Przygotować nalew – 20 dkg cukru podzielić na połowę. Jedną część skarmelizować i rozpuścić karmel w 325 ml wrzącej, przegotowanej wody. Wrzucić 1 goździk i 2-3 ziarenka kardamonu (niekoniecznie). Po wystudzeniu zmieszać karmel z cukrem kryształem, cukier rozpuścić, potem dolać 0,5 l spirytusu. Dobrze rozmieszać nalew i wlać na owoce. Trzymać ok 3 tydodni regularnie wstrząsając słojem co 1-2 dni. Potem odcedzić przez gazę. W lejku umieścić kłębek waty i filtrować naqlewkę prosto do butelek. Trzymać w chłodnym, ciemnym miejscu. Powinna stać co najmniej 3 miesiące ale im starsza, tym lepsza.
Tarninówkę robi się tak samo z tym, że owoce trzeba wydrylować i nieco rozgnieść pałką do ciasta, na owoce wrzucić jąderka z kilkunastu pestek. Reszta bez zmian.
Kurka siwa ale piszą w tej wikipedii. Bzdury jakieś. Znaczenie prośnianki na Kurpiach ogromne. Tej zielonej i tej siwej. Zielona wcześniejsza , siwa po pierwszych przymrozkach. Kurp jak sobie prośnianek nie pojje to Kurpiem być przestaje. Zupy zje, marynowaną ma do czegoś własnoręcznie mocniejszego. Najlepsze to takie z żółtego piasku w podrośniętym chójniaku , w młodym chójniaku to same maślaki. Smażone też dobre.
Tak sie grzybowo zrobilo i nalewkowo tez, ze wybywam na tydzien na ryby i przede wszystkim grzyby, zycze milego tygodnia.
Brzuchu!
Tak naprawdę, to zbieranie grzybów na podstawie obrazków, jeżeli ich się nie zna „z natury”, jest bez sensu.
Ten sznureczek wysłałem Ci, bo akurat to zdjęcie z Wiki dosyć dobrze pokazuje, jak rosną gąski, jak są utytłane w piasku i jaki mają kolor.
A najlepiej spacerować po lesie z jakąś miłą i zaufaną osobą, z którą, jeżeli się zna na grzybach, zbierać grzyby; jeżeli się nie zna,… spacerować! 🙂
Nie pamiętacie, że w /Przepisach jest trochę o nalewkach i Pan Lulek musi sie powtarzać 😉
Jest tam także o nalewkach od Pyry. Alfabetycznie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
http://alicja.homelinux.com/news/Teresa_S.jpg
Zródło: „Obywatelka”, str.313
Autor: Manuela Gretkowska
🙂
Pyro, Panie Lulku!
Dziękuję za przepisy. Coś się wypróbuje; metodą produkcji oraz degustacji. 🙂
sucho, bardzo sucho jest w moim lesie. napotkalem tylko na jednego. już dosyc dojrzalego grzyba. lekko nacietego. siedzial i czytal ksiazke. usiadlem przy nim na lesnej lawce. podczytuje tytul … z pamietnika alkoholika > ingrid johanis.
czytajacy chetny jest do rozmowy, ale zanim zaczal na dobre, opowiadac nalal po plastikowym kubku niezlego franzuza.
O w pierwszym zyciu spotkal się z W po polaczeniu kraju. zaczeli razem inwestowac. kupowali dzialki i wyposazali je pod klucz z dojazdem pradem i woda. biznes krecil się znakomicie do momentu, kiedy rynek sie nasycil i dwoch przyjaciol, pomimo ze jeden z O drugi z W, ujrzeli plajte. brak zlecen nie ukrocilo wydatkow. O zaczal kombinowac z rachunkami, bank wyplacal. on wsiadl do samolotu i wyladowal w chile. podobnie jak jego dawny szef dedeeru. to co mial to wydal. odbierajacy go na lotnisku zelnicy we frankfurcie musieli wiedziec ze z O ostatnie pesos wyszlo i odwieziono wyglodnialego i obdartego do sanatorium, ktore utrzymuje sie ze skladek podatnikow. od momentu jak jest na wolnosci toczy się przez zycie jak walez.
drive jest droga, powiada.
na nastepne zycie brak mu jak na razie napedu.
no bo i po co?
nie tak latwo przeciez jest wejsc w posiadanie miliona euro, na ktory oczekuje bank.
co to zmieni, ze uslyszy od rodziny ze jest nieudacznikiem?
naturalnie, dobrze się domyslacie, ze jak rozmawia dwoch facetow to bez plci pieknej się nie obejdzie.
O przestal wierzyc w nieoplacane kobiety. z oplacania zycia które wiedzie już dawno zrezygnowal.
i tak dlugo to już nie potrwa. tak mowi O.
a ja, co jeszcze mogę powiedziec?
ano to, zeby Brzucho nie tragizowal!
Paul Newman tez był daltonista. a ile nazbieral zielonych?
i ze z pod moraga cyka czyste obrazki, ale nad ostroscia i nad focusem nalezaloby popracowac i ze jedno zrodlo swiatla jest w zupelnosci wystarczajace. warto pocwiczyc. to dodaje ciepla.
ze ten koniec KONIEC RONDA nie daje mi spokoju.
i jeszcze jedno. u nas w piątek jest wolne. lubie swietowac ten dzien poza krajem. znalazlem tanie loty do londynu. jeszcze tam mnie nie było.
a może i Helene tam spotkam? zna ktos może namiary Heleny? jak już tam będę, to może dam się nawet zaprosic na schabowego z kapusta.
Dzień dobry Państwu – to znowu ja,
Zjadlem wlaśnie dwa talerze zupy z chlebem i zauważyłem, że mój organizm reaguje na gorącą zupę w szczególny sposób a mianowicie otóż:
– z nosa mi cieknie jak przy katarze
– robi mi się gorąco i jakbym się pocił po plecach
Czy to może mieć coś wspólnego z zupą?
Ta zupa to kapuśniak a chleb był tym razem zwykły a nie razowiec. Bo ktoś by mógł powiedzieć, że na mnie razowiec tak działa ale ja od razowca mam czkawkę jedynie. I to tylko wtedy gdy jem razowiec i go popijam.
Przepraszam, że zawracam głowę taką drobnostką ale zaczyna mnie to zastanawiać…
P.S.
Oczywiście, że używam papierowych chusteczek do nosa – przy stole przecież siedzę.
Straszą nas deszczem i ochłodzeniem. Psiak obgryzł mi najwygodniejsze półbuty. Nie zniszczył ich definitywnie, tylko hm… nabrały patyny. Dzisiaj siedział przywiązany za rzeczony sznurek do drzewa. Sznurek długi i mógł się zdrowo nabiegać, ale skąd – siedział na 4 literach i płakał, tyle, ze nie na dywanie ani na balkonie, tylko na trawie. W ciężką nerwicę przez niego wpadnę. Jedyne co dobre, to trójka w totku. Następne dwie gry mam za frico
Kupiłam małe, czerwone pomidory i pierwszy raz w życiu zakiszę – pod warunkiem, że dostanę przyprawy. Jakby diabeł zakrył ogonem – nie ma crzanu, nie ma kopru o liściach drzew owocowych nie wspominając. Jutro poszukam.
to jeszcze raz ja
no tak, zapomnialem ze dane moga byc tajne lub poufne.
w takim razie podaje maila:
gawelga@gmx.de
Szczypiorze
czy juz po pierwszym czy dopiero po drugim talerzu?
Na grzyby?
Na ryby?
A może na lwy by?
A Heleny, gawle, nie ma teraz w Londynie. Jest w Stanach u chorej matki – już tu o tym nieraz pisano.
Oj, niedobrze, nasz Szczypiorku,
umrzeć możesz nam do wtorku,
gdy od najzwyklejszej zupy
z nosa cieknie Ci i z …pleców
i się pocisz jak przy piecu 🙁
Zbierz Ty lepiej się do kupy!
Szczypior!
Ty masz rację i się nie przejmuj! Ja też tak mam po dwóch zupach; kapuśniaku na wędzonych żeberkach i iżykowym, prawdziwym rosole! 🙂
Nawet bez razowca…
U mnie zimno, zaledwie 12C i pochmurno. W sam raz na placki ziemniaczane. Na szczęście nie mam przy nich czkawki, ani też z nosa mi nie cieknie i się nie pocę.
Natomiast szczypior, chociaż częściej cebula, szczypie mnie czasami po oczach 😉
Podobno ony tak mają, więc nie ma się czym przejmować. Chusteczki, niekoniecznie papierowe, są przydatne w takim wypadku.
Ciao,ciao!!!
Goscilam tydzien rodzine z Polski.Najwazniejsza czesc atrakcji,to zwieziony prowiant 😉 Goscie juz z wiatrem zachodnim odlecieli na wschod,a my podjadamy roznosci:a to powidla,twarogi,kiszone ogorki,konfitury,no i pyzy na parze.Tych mamy spory zapasik,wiec sezon na pyzy uznaja za otwarty 😆 No i nie zabraklo razowca i smalcu wlasnej roboty!!Nie wspominajac kabanosow,och dobre czasy nastaly 🙂
Pozdrawiam goraco!
A wakacje tyz zawsze spedzamy w wynajetym domku,zawsze taniej ,a i swobodniej.
Grażyno, mało przyjemnych tekstów nt olejów, jak margaryn, czy maseł roślinnych, widziałam już wiele. Ten który linkowałam różnił się od innych jedynie przystępnością/klarownością wypowiedzi. Wybór należy do decydenta – konsumenta. Ja się zdecydowałam omijać je szerokim kręgiem.
Haneczko, dostałam dziś pocztą nasiona od Ciebie. Serdecznie dziękuję. Wysieję pewnie wiosną, ale jeszcze poradzę się leśnika. Tymczasem mam problem, bo wywiało mi nazwę tego krzewu i nie wiem w którą stronę. Ty pamiętasz tę nazwę?
Alicjo, wtedy gdy polecałam „Obywatalkę” miałam przeczytanej książki może koło połowy, a później zostałam zaskoczona poświęceniem mojej osobie zdania, chyba nawet dwóch, przez Manuelę Gretkowską. Nb Owczarek fakt ten też odkrył i na swoim blogu wspomniał nie tak dawno, a ja się tłumaczyłam…
Co do meritum, to sprawy miały się tak, że zdecydowałam się pomóc zbierać podpisy i chciałam ich zebrać sto. Poprosiłam też kilkoro znajomych o to samo i razem spodziewałam się tych podpisów mieć zebranych ca pięćset. Znajomi nie zawiedli, a ja w obliczu nieumiejętnego zaangażowania pań z Koła, uznałam że sprawę powinnam kontynuować by tych podpisów do wymaganych pięciu tysięcy nie zabrakło. Jeśli dobrze pamiętam oddałam około 1.5 tys. podpisów i bez nich kompletu by nie było, jak to się zdarzyło w wielu innych okręgach. Przygoda życia, bo podpisy zbierałam pierwszy raz w życiu.
Druga część zdania miała związek ze stwierdzeniem jakiejś pani, że w PK szuka wsparcia. Cóż, moje zdanie jest takie, że wsparty czuje się ten kto wspiera, w wypadku przeciwnym człowieka gnębią neurozy. Rozmawiałam o tym z M. Gretkowską, gdy była po temu okazja.I to byłoby na tyle. Co z przodu nie wiadomo…
Jak książka?
Tereso,
wcześniej jesteś wspominana jako „pani Teresa z Białegostoku”, to się domyśliłam, że chodziło o Ciebie.
Książka – mam kilka nieistotnych dla sprawy zastrzeżeń co do wtrętów osobistych (po co mi informacja o stopniu wrażliwości pe*isa Piotra? I takie tam drobne… – gwiazdka, bo muszę ograć ŁotraPressa).
Poza tym polityka od kuchni wygląda jak wielkie bagnisko, ale to wszyscy wiemy. Bardzo interesujace, jak – kiedy wszystko zaczyna nabierać rozpędu i kształtu, nagle podjazdowe wojny i walka o władzę,- zamiast zrealizować cel. I uderzenie ze strony, z której najmniej się spodziewasz, ze strony najblizszych współpracowników, ba, przyjaciół!
Muszę przyznać, że ze wszystkich książek Gretkowskiej (a przeczytałam pierwsze 4) ta jest, moim zdaniem, najlepsza i to chyba był najlepszy projekt jej życia. Wyszło z tego coś dobrego – Partia Kobiet. Polecam wszystkim, chociaż za Gretkowską jako pisarką nie przepadam, ale nie każdy musi lubić jej prozę. „Obywatelkę” czyta się świetnie.
Dowiedziałam się z że disiaj przypada żydowski Nowy Rok. Wszystkim znajomym, którzy dzisiaj świętują ślę najlepsze życzenia. Nowy Rok , nowy początek, nowa nadzieja.
Tak, „Obywatelkę” czyta się świetnie. To książka jakiej nie było, to reportaż z najnowszej politycznej historii Polski. Jest to też rzecz o współczesnych nam ludziach spisana przez spostrzegawczą, mądrą i świetnie władającą piórem pisarkę. Nadal podziwiam MG za tamto jej zaangażowanie, tym bardziej że wiem aż za dobrze ile kosztuje przysłowiowe kilo cholery, jak i umiem się napracować nie oglądając na wygody i gratyfikacje.
To jeszcze o pieniądzach. Nie było ich wiele. Wysłałam maile do znajomych z prośbą by, jeśli sytuacja na to pozwala, zasilili konto Komitetu Wyborczego PK i niektórzy pieniądze wpłacili. Inni się pewnie nie fatygowali prosić… Może uważali, że nie honor? Eh!
Jeśli będziesz mieć możliwość przeczytaj jeszcze przedostatnią książkę (zbiór felietonów) Manueli Gretkowskiej, też się nie zawiedziesz.
Tytuł książki „Na dnie nieba”.
Świętującym dziś Nowy Rok życzę szczęścia !
A tu raport dla Bobika i Radyjka , oraz innych zaprzyjaznionych Braci Mniejszych 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Piesy/
O, a ja pisałam Wam o Rosh Hashanah w sobotę, bo z wyprzedzeniem lekkim obchodzilismy u przyjaciół – tylko na weekend dało się zebrać wszystkich z odległych miejsc. I okazja, żeby sie spotkać.
Wszystkiego dobrego obchodzącym rok 5769 🙂
Też bym życzył wszystkego dobrego, ale Rosz Haszana to właściwie nie jest święto radosne, tylko Dzień Sądu, czyli refleksji nad sobą i swoimi uczynkami. To ja może lepiej poreflektuję.
A zwierzęce towarzystwo odjazdowe. Ale muszę przyznać, że najbardziej szelmowski błysk w oku ma kolega Radyjko. No, ale za to ja mam i fotel, i kanapę! 🙂
Moja praca :
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/WystawaVPuKUAnW?authkey=YirXsBMzdcs#slideshow/5249583206269638578
Wszystkiego dobrego nigdy nie zaszkodzi – nawet przy okazji refleksji i reflektowania.
Jak jesteś pewna, że nie zaszkodzi – to wszystkiego dibrego! 🙂
99f9 – taki kod
Zwierzęta pyszne. Bobiku – masz swój fotel i kanapę , a czy masz do wyłącznej swojej dyspozycji taką pierś, jak na fot.3?
DOBREGO! 🙂
Nie da się ukryć, że moje rodzinne piersi bujnością ustępują tej z fot. 3, ale za to są trzy. A może nawet sześć? Jak to się liczy u mężczyzn? 😀
Brzucho,
Toć jasne, ze soli sie kazda warstwe cebuli i kazda grzybow, ale niewiele. Nie przesypujemy, jak kaza w niektórychj przepisach, bo slone sa niezbyt dobre. I oczywiscie to ziele i lisc, o ktorych zapomnialem, bo to tak bywa, gdy sie pisze z glowy. Ziele i lisc do kazdej kiszonki sie daje.
dobrze, źe tu jeszcze wpadłem na chwilę.
Bo zauważyłem, że gaweł pytał czy mi się to robi już po pierwszym talerzu czy dopiero po drugim. No po pierwszych paru łyżkach zaczyna się a potem to coraz bardziej.
A andrzej.jerzy pocieszył, że nie tylko mnie tak się robi. Z tym, że ja jadłem kapuśniak taki bardziej postny chyba, bo żeberek sobie nie przypominam.
Dobranoc Państwu, bo jutro muszę wcześnie wstać do roboty.
Bobik,
Figa naprawdę jezdzi na deskorolce, tylko nie miała się gdzie rozpędzić, a na „równe” przed kościół w Woli Radziszowskiej nie było jak wyjść, bo noc ciemna, a kiedy indziej nie było czasu.
W ogóle to wspaniały pies, ogromnie układny i ciagle coś chciałby dobrego zrobić dla ludzia. Umie liczyc do 4, czytać co nieco też, ganiałby cały dzień i cos robił, a wieczorem układa sie na tym fotelu i ma wszystko gdzieś – dajcie mi spać!!!
Zazdroszczę zawsze psom układnym, bo wszyscy je chwalą i głaszczą, ale mnie układność jakoś nie wychodzi. To znaczy, jestem grzeczny, grzeczny, a potem nagle diabeł zamiecie ogonem – i już po grzeczności. 🙁 Z uczeniem też jest bardzo różnie. Czasem mi się chce, a czasem w ogóle. Problem w tym, że łakomy nie jestem i trudno dla mnie wypracować system motywacyjny. 🙄
A na deskorolce nie wiem, czy jeżdżę – nie próbowałem. Chyba się upomnę, żeby mi kupili. 🙂
Właśnie wróciłam z ostatniej wizyty trawnikowej. Wieczór ciepły, bezwietrzny i mgła niemal namacalna. Pod butami szeleszczą pierwsze suche liście, chociaż niby jeszcze zielono
Chyba wiesz, Bobiku, jakie labradory są. Troche wybiegaja przed szereg, lubia ciagle cos robić i to tak, zeby wilk był syty, i owca cała, stąd chętnie idą na układ. O, nic za darmo!
Usmiałam sie, bo na koniec jakieś tam pozegnanie ze mną (nie ma na zdjęciu) i Figa oczekiwała, że za sztuczkę dostanie coś z kieszeni Pani… a Pani nic nie miała i głupio jej się zrobiło, więc zwróciła się do Figi – no, nic nie mam… idz sobie wez jabłko!
Słowo daję, nie łżę – Figa pobiegła pod pobliska jabłoń i podniosła jabłko!!!
Z Jagą natomiast jest wielki kłopot, ponieważ ma ADHD 😯
Jest nadpobudliwa, teraz juz troche doroslejsza, ale w ubiegłym roku nie dało sie z nia wytrzymać. Jest młoda, to i troche głupia. Państwo ją rozpuscili, pies nie wie, kto tam rządzi.
http://www.ou.org/chagim/roshhashannah/unetanehtext.htm
Osvaldo Golijov – K’vakarat – Misha Alexandrovich z Kronos Quartet – Night Prayers
K’vakarat roe’h e’dro,
ma’avir zono tachat schivto,
ken ta’avir v’tosspor v’timneh v’tifkod nefesch kol chai,
v’tachtoch kizvah l’kol biriotecha, v’tichtov et d’sar dinam.
Like a shepherd pasturing his flock, making sheep pass under his staff, so shall You cause to pass, count, calculate, and consider the soul of all the living; and You shall apportion the fixed needs of all Your creatures and inscribe their verdict.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Pyra się żegna, się „dobranocni” bo jutro znowu dostanie w stare kości. Piesek mój nie ma ADHD, to grzeczny i miły pies (pod warunkiem, że nie ma nic ciekawego do roboty)
Wiem, jakie są labradory. Całe szczęście, że moi nie chcieli grzecznego, ambitnego labradora, tylko takiego wariata jak ja. 😀 (Chociaż mama się czasem przyznaje, że zanim mnie zobaczyła, to aussie po głowie jej chodził)
Może też jestem trochę pobudliwy. Ale dobrze wiem, kto rządzi. 😆
🙂
Figa ma figlarne oczy i tylko czeka, żeby ktoś coś z nią robił. Ale jak jej sie nie chce, to udaje, ze nie widzi, nie rozumie. Rzadko jednak, bo jest pazerna na malutka nagrodę z kieszeni Pani 😉
A z Jagą, tą bokserką – na tym pozowanym portrecie widać jej powiekszone sutki. To była jej druga ciąża urojona. Miała jakąś zabawkę, która uznała za swoje szczenię i nie dała sobie odebrać przez 2 tygodnie, zajmowała się jak „swoim”, ale w końcu jakos tam udało się powolutku schować… Ja nie jestem znawczynią psów (Pani od Figi jest, moja siostra), ale żal mi takich psów trochę, w końcu natura się czegoś domaga. Dziwić się, że piesu pada na mózg?!
Moi zawsze jakoś mieli psów męskich, więc na specyfice suczek się mniej znają, ale słyszeli o zasadzie, że każdej psicy należy chociaż raz w życiu dać pomatkować, właśnie po to, żeby jej się na mózg nie rzucało i ponoć z jakichś przyczyn fizjologicznych też. Gdyby mieli taką damską bokserkę, to na pewno by jej pozwolili na prawdziwe szczeniaki, bo to i dla ludzi atrakcja, chociaż urwanie głowy jak również.
A, przepraszam, mama właściwie miała psicę, tylko nie własną. 🙂 To znaczy psica była mamy Rodziców i dwa razy zdarzyło się jej urwać i pójść w tango, co zaowocowało gromadką szczeniątek. Stąd mama wie, że radość z obserwowania domowego szczeniactwa jest większa niż jakiekolwiek związane z tym kłopoty. 🙂
Wszystkim życzącym z okazji nowego roku żydowskiego w imieniu obchodzących 😉 serdecznie dziękuję 🙂
Tak, życzy się nawet słodkiego roku, a jada się jabłka i miód właśnie dla tej słodkości. Ale również prawda, że te pierwsze dni to rachunek sumienia. Bo Rosz Haszana (dokładnie: pierwszy [dzień] w roku) jest dziś, ale następne dni to tzw. Straszne Dni (Jomim Noraim). 7 października jest Jom Kippur – dzień sądu, a 8.10. będzie się odmawiać Kol Nidre.
A Osvaldo Golijov fajny kompozytor jest 🙂