Nie mów fu na tofu
Choć nazywany bywa ?serkiem tofu?, nic bardziej błędnego niż ta nazwa: tofu to nie ser, lecz wytwarzany z soi produkt, który jedynie wyglądem przypomina masę serową. W stu procentach substancja roślinna, tofu doskonale zastępuje mięso w diecie wegetariańskiej, gdyż zawiera mnóstwo składników koniecznych w żywieniu człowieka, takich jak białko, żelazo, wapń czy witaminy z grupy B. Dodaje się je do sosów, potraw z jaj, owoców i warzyw. Tofu bywa miękkie i twarde, a także jedwabiste, które po zmiksowaniu można podawać jako sos do sałatek warzywnych. Szczególnie ważną rolę tofu odgrywa w kuchni chińskiej i japońskiej, przyrządzane bowiem bywa na różne sposoby.
Sos z tofu do gotowanych warzyw
(6 porcji)
25 dag miękkiego tofu, 2 łyżki soku cytrynowego, 3 łyżki sosu sojowego, 2 – 3 łyżki oliwy z oliwek, pół łyżeczki do kawy świeżo zmielonego pieprzu
Pokroić tofu na drobne kawałeczki, dodać oliwę oraz sos sojowy, na chwilę odstawić. Zmiksować, dodając pieprz i sok cytrynowy do smaku. Podawać na zimno.
Paella z tofu dla wegetarian
(4 – 6 porcji)
25 dag długoziarnistego ryżu, 2 szklanki rosołu warzywnego z kostki, 1 cebula, 2 ząbki czosnku, 2 – 3 łyżki oliwy, 1 puszka (45 dag) krojonych konserwowych pomidorów, 1 puszka konserwowej ciecierzycy, opakowanie (25 dag) tofu, 1 szklanka konserwowej zielonej fasoli, pół strąka czerwonej papryki, po 1 łyżeczce suszonej bazylii i tymianku, świeże oregano do przybrania
W szerokiej głębokiej patelni lub specjalnym naczyniu do przygotowywania paelli rozgrzać oliwę, dodać posiekaną cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek i posiekaną paprykę. Smażyć 2 – 3 minuty, dodać pomidory z puszki, bazylię i tymianek. Smażyć dalsze 5 minut. Dodać rosół, osączoną z zalewy ciecierzycę i ryż. Pod przykryciem gotować 20 minut, kilka razy wymieszać, aby ryż gotował się równomiernie, dodać fasolkę i pokrojone w drobną kostkę tofu. Dusić 10 minut, po czym odstawić z ognia, przybrać gałązkami oregano i podawać.
Komentarze
Dzień dobry.
Czy Pyra może nie lubić tofu? Pewnie może, wszak wolność i demokracja. Pyra co prawda mężczyzną nie jest, a to właśnie mężczyzn ostrzegają naukowcy przed spożywaniem produktów sojowych. Ponoć pożeracze soi nie mogą liczyć na sukcesy ojcowskie, bo jakiś tam enzym niszczy plemniki. Więc niech tam sobie Piotr jada sałatki z tofu, ale lepiej niech ich Kubie nie podsuwa.
Fu!
No to skąd Chińczycy i Japończycy biorą dzieci? Z kapusty pekińskiej? 😯
To niewykluczone, Kapitanie!
Np. taki estragon jest rozważany jako ersatz testosteronu. Taka jest „pułęta” wczorajszego wątku 😉
Bardzo mi sie podoba protest Brytyjek przeciwko kawie. Pasuje do dzisiejszego tematu. Tofu według wyjasnień wydawnictwa do książeg Murakamiego jest potrawą z wodorostów. Rzeczywiście technologia produkcji ma pewne podobieństwa twarożkowe, bo to proces koagulacji. Produkuje się z ziaren sojowych, prawie wyłącznie albo wyłącznie z roślin genetycznie modyfikowanych. Przeciwnicy takich roślin odkryli ostatnio, że mężczyźni odżywiający się soją wytwarzają tylko połowę ilości plemników wytwarzanej przez osoby unikające tej rośliny. W rezultacie mają nikłe szanse na potomków. Stąd wniosek (już mój własny), że Chiny i Japonia wyludnią się w krótkim czasie. Czy Anglia wyludniła się od barów kawowych? Być może śmieję się niepotrzebnie, bo soja genetycznie modyfikowana pojawiła się na bardzo późnym etapie spożywania tofu, które jest jadane od 164 roku naszej ery. Może trzeba jeść modyfikowaną soję przez 40 lat, żeby stać się bezpłodnym. Ponieważ jest ona, podobnie jak kawa w Anglii, szkodliwa tylko dla mężczyzn, trzeba w trybie ustawowym przygotować jakieś rekompensaty.
Pan Lonzio podesłał wiersz trochę mylący czytelnika. Zatknięcie sztandaru na barykadzie chyba nie oznacza wstąpienia na tę barykadę, tylko pozbycia się sztandaru z rąk, żeby zdobyć możliwość popatrzenia z dystansem na sens swojej walki i próbę popatrzenia na tę walkę oczami przeciwnika, czyli całego świata. Bardzo to aktualne, bo tych bojowników zmieniających świat według własnych pomysłów osobiście mam dosyć.
Chińczycy nie jedzą estragonu 🙁 Gdyby nie tofu, to może byłyby ich 2 miliardy 😯
bezsmakowy tofu
to jakby jeść a nie jeść
mówię to wam ja ..ojciec trójki dzieci
i dodam jak minister zdrowia
„wybór należy do ciebie”
Napisałem, że tofu wytwarza się z ziaren sojowych, co było skrótem myślowym. Po drodze jest mleczkosojowe, które dopiero poddaje się właściwym procesom. Ale bezsmakowe tofu jest rarytasem przy befsztykach i kotletach sojowych, które entuzjaści kuchni wegetariańskiej proponują zamiast mięsa. Nie mam nic przeciwko kuchni wegetariańskiej. Jeszcze w moim okresie licealnym przez rok mniej więcej mieszkał z moją rodziną i stołował się wegetarianin z Indii. Wszystkie posiłki były dostosowane do jego wymagań i zapewniem, że dania były bardzo smaczne, choć moja mama sporo czasu poświęcała na planowanie posiłków tak, aby były ciekawe. Hindus jadał o tyle tylko inaczej niż moja rodzina, że do wody dosypywał sól, a do wszystkich innych rzeczy ostrą paprykę. Szczególnie dużo papryki sypał do zup. Tymczasem kotlety sojowe pry pierwszym kęsie wydają się niezłe, przy drugim nabieramy wątpliwości, a trzeci staje nam w gardle. Tofu można zjęść więcej, szczególnie, jeżeli jest podane jako dodatek do prawdziwego mięsa i pokryte dobrym sosem. Niektórzy twierdzą, że chińskie tofu jest lepsze od japońskiego, bardziej twardego. Różnica polega na technologii produkcji mleczka sojowego. W Japonii rostarte z wodą drobinki ziaren sojowych gotuje się, a potem filtruje, w Chinach gotuje się już przefiltrowane. Na miękkość chińskiego wpływa też piana powstająca przy gotowaniu, do której w Japonii się nie dopuszcza stosując odpowiednie dodatki.
Szczypior pytaja cie o testosteron, bo sie boja, ze nam blog babieje.
Ide po kawe. Spalam 5h i padam na pysk, a tu jeszcze tyle do zrobienia.
Tofu należy jeść jako tofu, a nie podróbkę czy substytut tradycyjnych potraw mięsnych typu kotlety 🙁 Na przykład plastry tofu przypiec na grillu lub na patelni w oleju arachidowym, następnie wcisnąć ząbek czosnku i polać dobrym sosem sojowym (Kikkoman). Albo w woku czy na patelni przysmażyć krótko mieszankę posiekanego czosnku, peperoncino i świeżego imbiru, dorzucić tofu pokrojone w małe cienkie romby, smażyć chwilę mieszając, dodać sosu sojowego. Jeść z ryżem i warzywami (marchew, por, cebula, kiełki soi, shiitake, kapusta pekińska) usmażonymi w woku w ten sam sposób. Można przyprawić sosem ostrygowym.
Nirrodzie,
Zaczynam pomału się orientować z tym testosteronam. Pytanie do ciebie:
po co ty tyle spalasz a potem jeszcze padasz na pysk?
Bardzo przepraszam,
miało być „testosteronem” i „Ciebie”. Ja nie jestem specjalnie przyzwyczajony do pisania na komputerze.
Szczypiorku drogi spalam 5h, bo nie posiadam polskich znakow. Bozia nie dali. Od torlina dostalam link do „spolszczacza”tekstow, ale zazwyczaj zapominam go uzyc.
Padanie na pysk jest wynikiem braku snu, znacznych ilosci alkoholu wczoraj wieczorem i niecheci do opracowania reklamy, ktora musi dzisaj zostac oddana do druku.
Jest jeden wielki plus: od jutra mam wakacje!!!
Szczypiorku uszczypliwy,
wczoraj zadałeś pytanie na temat irlandzkiego pochodzenia pewnego specjału, wzbudziłeś ożywioną dyskusję, a dzisiaj na ten temat ani be, ani me, ani kukuryku 😯 Wypadałoby się odnieść, wyciągnąć wnioski albo chociaż podziękować, albo od razu poinformować, że wrzucasz temat, ale jego dalsze losy są Ci obojętne 🙁
heh. ja na takie drobiazgi nawet nie zwracam uwagi. To pewnie przez to, ze jestem mlode, rozpasane pokolenie, bez szacunku dla ortografii i wielkich liter 😉
Nowy dowód wszechpożyteczności blogu Piotra Gospodarza:
Szczypior używa go do nauki pisania systemem dziesięciopalcowym.
No, może przesadziłem z tym „dziesięcio-” 😀
Nemo,
Reakcja na moje wczorajsze pytanie o „Irish coffee” była dość gwałtowna a odpowiedzi różne. Chwilowo miałem wrażenie, że kilka osób zaczęło się nawet spierać to wolałem zamilknąć, żeby nie było na mnie.
Odniosłem się oczywiście, wyciągnąłem wnioski a teraz skorzystam z okazji i podziękuję wszystkim którzy mi odpowiedzi udzielili.
Dziękuję bardzo.
Lubie spalać 9 godzin, ale to się udaje raz w miesiącu najwyżej. Z piatku na sobote udaje się czasem 8. Zazwyczaj przestaje spalac około 6-6:30. W związku z tym zazdroszczę tych 5, na codzień trzeba sie zadowolić 4-4,5 jak dobry diesel. Rano jakoś tam jest, ale pod wieczór zaczyna się faktycznie lecieć na pysk, by około północy wrócić do pełnej sprawności i niechęci do spania. Wtedy można się zająć czymś, co wymaga sprawności. Proszę się więć nie śmiać ani z tych co spalają mało, ani z tych co dużo. Jedni i drudzy mają powody do narzeknia.
Staszku,nie jestem mocna w wojskowosci, ale sztandar zatyka na barykadzie ta strona, ktora ja, barykade zdobyla. Czyli zwycieska. Inaczej po jakie licho wtykac sztandar w barykade? Zeby cie wrog lepiej mogl zlokalizowac? Sztandar zatyka sie na tym co sie juz zdobylo: Reichstag, monument Saddama i takie tam. A nie zeby reka byla wolna.
Reakcja byla gwaltopwna? Jestes chyba mlodym Szczypiorkiem. Czy kto jeszcze tu pamieta te reakcje jako gwaltowna?
Heleno, mądry inaczej nie jestem aż do takiego stopnia, żeby nie wiedzieć, że zdobywca barykady zatyka sztandar. Dlatego uważam, że wiersz jest trochę mylący. Myślę, że autor miał na myśli kogoś, kto wymachuje sztandarem na barykadzie przez siebie wznoszonej. Ma przestać wymachiwać, zatknąć i trochę pomyśleć. Widocznie wymachiwanie przeszkadza w myśleniu, a na pewno w refleksji. Jeżeli dostrzegasz inny sens tego wiersza, będę wdzięczny za wytłumaczenie. W każdym razie zatykając sztandar mamy przerwać naprawianie świata i stąd moje rozumienie. Poza tym już się niepokoiłem, co z Tobą.
Byla mala potyczka o kubek, 2 lub 3 cytaty z wiki, podpieranie sie knajpa z Kaliforni… hmm.. gwaltowna? nie. Mysle, ze wszystko w normie.
Zatykanie sztandarow, to jedno, ale czy ktos ma jakies glebokie mysli na temat kruszenia kopii? Czy wiaze sie ono ze spadanie z wysokiego konia?
Czy tez przeciwnie wchodzeniem pod stol i odszczekiwaniem? I co to wszystko ma wspolnego z tofu?
Takie pytania egzystencjalne mnie dzis mecza.
Zainteresowanym – http://www.dobrametoda.com/ARTYKULY/artykuly-prawdaosoi.htm .
Masz rację Heleno – przy gwałtownej reakcji aniołom pióra ze skrzydeł lecą,a awantura trwa do chwili, aż się ludzie albo przeproszą albo wybiorą chwilową emigrację na chójce. Swoją drogą jestem niezwykle ciekawa wrażeń z siedzenia na chójce i nawet wierzę PaOLOre, że Misio niejaki zamienił chójkę w miotłę do polotów.Nosi chłopa po Europie bez granic, a co lepsze nie przeszkadza to w pracy zawodowej. Trafił Marek w dziesiątkę z robotą.
Nirrod, nie na wszystkie pytania znam odpowiedź, ale mogę tylko zapaewnić, że u mnie odszczekiwanie nie ma nic wspólnego z kopią. Jest absolutnym oryginałem! 😀
Nirrod,
mnie takie egzystencjalne pytania nie męczą, ja sobie ich nie zadaję (na wszelki wypadek!).
Ja dzisiaj spalałem 4 godziny, bo robiłem drop-down-menus do małego portalu. Trochę jestem więc (ś)cięty dzisiaj. Ale zadowolony 🙂
Dlatego też nawet do (ze?) Szczypiora się śmieję, mimo że on z natury swej łzy wyciska 😉
Nirrod – kruszenie kopii miało miejsce w dwóch okolicznościach :
a/ w turnieju rycerskim kopia służyła do wysadzenia przeciwnika z siodła. Jak przeciwnik twardy, to drzewce „puk” i nie ma,
2/ były formacje kopijników wtedy jeden szereg muru z tarcz najeżony kopiami, nacierał na drugi taki sam mur. Drzewce nie wytrzymywały i też „puk”
Sama teraz zgadnij, który sposób walki zastosowali ci, ze sztandarem, co to na barykadzie….
Już Ty lepiej, moje dziecko, odwal tę reklamę, żebyś od jutra mogła złapać za krem do opalania albo inszą babską broń.
Koniecznie z filtrem UV 30-krotnym!
I nadaj wreszcie, czy odebrać Cię z lotniska w Warszawie!
Wczoraj bylem na zakupach w Grazu. W oddziale firmy w którj wiele lat pracowalem. Kupuje tam chetnie bo ludzie zapamietali mnie jako bylego kolege. Wiem gdzie leza jakies towary. Oruchowo sprawdzam termin waznosci.
Oczywiscie wywolalem awanture. Niechcacy, ale z rozmyslem. Na jednym z regalów „wyszla” biala polewa do tortów. Odnalazlem operatora ze sztaplarka i poprosilem o zdjecie z górnej pólki nowej palety. Ten niedawny pampersiak, powiedzial mi, ze niema tego gatunku a bedzie jutro. Poprosilem go, naiwnego, o pistolet do skanowania. Nastawilem na odczytywanie stanu magazynowego i odczytalem mu ile kartonów jest na stanie.
Rozumiem, ze sa wakacje, ze na dworze panuja upaly, ze jest zbyt nisko platny ale na szczescie jeszcze nie bezrobotny. Pokazalem mu wskazania skanera i i powiedziale, ze albo za piec minut bedzie paleta na miejscu albo ja pójde do kierownika zmiany z prosba o pomoc. Przypadkowo znalem nazwisko kierownika zmniany i powiedzialem temu pampersowi ze nie popuszcze. Za piec minut regal byl wypelniony tym co nalezy. Podziekowalem mu serdecznie i razstalismy sie jak dobrzy przyjaciele no i koledzy z pracy.
Dokonalem zakupu dla mnie czegos, co jak przezyje, przyjedzie na Zjazd, czyli octu. O octach mozna nieskonczenie. Tak jak o winach. Co kraj i region to inne octy. Nie watpie, ze kiedys Gospodarz napisze o tym wiekopomne dzielo zaczynajac od historii, poprzez przeglad gatunków az po szkodliwe i lecznicze dzialanie. Nie dajac sie naciagac na reklamiarstwo wspomne tylko, ze jest to austriacka firma a z calej palety w koszyku znalazly sie nastepujace rodzaje.
Delikatny, aromatyczny jablkowy z kwiatowym miodem
Owocowy, delikatny z malinami, aromatyczny
Czysty gatunkowy z czerwonego wina gatunku Zweigelt
Lezakowany, jablkowy typu barique.
Gatunków bylo wiele ale ograniczylem sie do tych czterech.
Zobaczymy co na to powiedzy mistrzowie kuchni którzy przybeda na Zjazd. Oczywiscie jezeli Gospodarz zezwoli pokosztowac a nie zostawi na lepsze czasy
Jutro zas jest dzien 1 Sierpnia i w 1944 roku,
byly sztandary na barykadach Warszawy. I taki wiersz.
Pierwszy sierpien dzien krwawy,
powsal naród Warszawy,
by stolice uwolnic od zla.
I zatkneli na dachy, barykady i gmachy,
bialoczerwonych standarów las.
Pieknego dnia zycze
Pan Lulek
Pan Lulek wrzucił następny kamień na szaniec. Boję się pisać na ten temat, bo Warszawianie stanowią znaczącą większość na blogu, ale… Ja jestem z ziem, gdzie powstania były choćby w części zwycięskie, przygotowane, przeprowadzone w dobrym momencie. Mam do tego stosunek osobisty, bo mój Ojciec ze swoim Dziadem i starszym Bratem walczył w III powstaniu śląskim, a Mąż mój miał trzech wujów w powstaniu wielkopolskim (jeden poległ). Powstanie warszawskie widzę zawsze w dwóch perspektywach : romantycznej, krwawej, z barykad, „Parasola”, „Zośki”, Kedywu, Baczyńskiego i tego Dziecka – Powstańca w za dużym hełmie, czyli widzę je po polsku. I Chwała tej młodzieży i sława i wieczna chwała Poległym. Z drugiej strony widzę powstanie w perspektywie politycznej, wojskowej, międzynarodowej. I na ten temat pisać nie będę. Stara jestem ale mi życie miłe.
Z tym zgubnym wpływem soi na panów nie jest taka prosta sprawa.Nie wystarczy nie sięgać po tofu. Niedawno słuchałam wywiadu z uczoną w tym temacie osobą. Badania wskazują na zgubny wpływ dużej ilości soi chociażby w wędlinach 😎 Tofu niestety nie lubię. Jesli- to wędzone, albo hamburgery (z wystarczająco okazałą bułką i ilością warzyw oraz majonezu czy keczupu zagłuszajacą smak tofu 😆 ) Może nie miałam szczęścia jeść je dobrze przyrządzone.
Niektórzy lubią tofu.
No, bywa –
de gustibus…
Lecz dla mnie
rzecz to obrzydliwa.
Ze ma zdrowotne walory?
Też coś!
Nie używam
i nie jestem od tego chory.
Choć wiem, że cenią je w Chinach,
w Japonii,
nawet w USA,
to mnie na widok tofu
nie cieknie ślina,
jakoś w nim brak
tego, no…
gustibusa. 😀
Więc gdy tofu handlarzy
zatrzyma się we wsi bus,
o tym, żebym ja kupił
nie mogą nawet marzyć.
Sorry –
nie mój gustibus! 😆
Od razu upraszam wszystkich obecnych na blogu łacinników o niebicie mnie po głowie tablicami deklinacyjnymi. Od tego futro się mierzwi! 😀
Tofu jest mi obojetne, jak podadza zjem jak nie podadza tez nie placze. Na to, ze powoduje bezpolodnosc, demencje i 7 plag Egipskich tez jakos nie zwracam uwagi. Szczegolnie, ze Chiny sa znane z bezplodnosci i demencji. 😉
Paolo jutro dam znac.
Reklama wyslana teraz bede delegowac.
Bobiku,
skąd takie uprzedzenie do blogowych łacinników? 😯
U mnie po obiedzie. Była zupka jarzynowa i boczek z łososia duszony w chardonnay oraz mizeria. Teraz odpocznę i ruszę z drabiną na zbieranie fasolki tyczkowej Neckarkoenigin, która wyrosła ponad 4-metrowe tyczki 😯 Upał dziś niemożebny, ma być 33 stopnie w cieniu, pod wieczór tradycyjna burza, a jutro – front burzowy od rana 😯 Wczoraj już podtopiło niektóre okolice, przywaliło gradem (15 km stąd) i piorun walnął w grupę wędrowców raniąc 2 osoby 🙁
Nemo,
u nas grom z jasnego nieba wykazał się jeszcze lepszym celownikiem, bo trafił motocyklistę na drodze.
Pyro,
z tą rzekomą znaczącą większością warszawiaków na blogu to ja jednak popolimeryzuję. To co najwyżej jedna ze znaczących mniejszości tutaj.
Witam,
Za soją nie przepadam więc używam rzadko, jednak śmieszy mnie nazewnictwo typu „gulasz sojowy”, „schabowy z soi” itp. tak jakby wszystko musiało się u nas kojarzyć z mięchem aby się sprzedało. Zastanawiam się jakie propozycje marketingowcy jeszcze wymyślą.
Co do potencji i płodności – bratowa jako posiadaczka syna stwierdziła ostatnio , że moje dwie córki to wpływ mojej zbyt długiej pracy z komputerem. Faktu posiadania trzech córek przez naszego pradziadka nie była w stanie równie bystro skomentować i zmieniła temat rozmowy 😉
Pawle, 😆
mój ojciec miał 3 córki, jego brat – 4 synów 😉 Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte ubiegłego wieku stały pod znakiem chińskich prób atomowych w atmosferze i moja babcia Michalina tłumaczyła tym wszelkie anomalie, zwłaszcza pogodowe, do końca swojego długiego życia (zmarła w 1981 w wieku 94 lat). Za jej czasów bowiem pogoda była stabilna, lato było latem, a zima – zimą. Dziś w telewizji Polonia starszy pan twierdził zaś, że 30-40 lat temu nie było takich skoków temperatury i podtopień, jak teraz, a lato było latem, zima zaś – zimą…
Kruszenie kopii miało ze spadaniem z wysokiego konia bardzo wiele, jak już to potwierdziła Pyra przy opisie kruszenia kopii uprawianego na turniejach typu rycerz konny na rycerza konnego. Z wchodzeniem pod stół ma też bardzo wiele. I z tofu. W powieści Murakamiego o ptaku nakręcaczu (warta przeczytania) bohater po zjedzeniu tofu włazi nawet nie pod stół, a do głębokiej studni. I to nie jednorazowo.
Pyro, to rzeczywiście nie jest fair. Dobre przygotowanie powstania to zasługa nie tych, którzy walczyli, tylko tych, którzy przygotowali. Czy można mieć za złe Powstańcom Warszawskim, że ich najwyżsi przywódcy nie wiedzieli o nagłym wzmocnieniu sił niemieckich i nie przewidywali zachowania Sowietów? Z mojej rodziny pare osób walczyło o wyzwolenie Wilna we współpracy z Armią Czerwoną. Działania były uzgodnione. Dwóch moich kuzynów zapłaciło bardzo wysoką cenę, choć od strony militarnej wyzwolenie Wilna było przygotowane dobrze. Obaj mieli po 17 lat i obaj zostali potem aresztowani przez NKWD. Ich walka nie miała wpływu na ukształtowania granic w przeciwieństwie do walki Powstańców Wielkopolskich. Ale jedni i drudzy wykazali najwyższy patriotyzm. Wielkopolscy chociaż cieszyli się poważaniem powszechnym. Śląscy, którzy do ukształtowania granic też się przyczynili, nie byli potem zbyt hołubienie, patrząc chociaż na losy Korfantego. A wracając do 31 sierpnia, daty młodym mieszkańcom Warszawy w większości nieznanej, chyba nie było sposobu, żeby tego zrywu uniknąć.
Stanisławie – ja gębę w kubeł na ten temat. Już mówiłam.
Nemo : chyba Chyła, co? (Śliczna asocjacja)
„Chyba to wszystko
bez te atomy,
że waryjota
momy!”
Mojej Teściowej wydawało się, że wszelkie zło i zepsucie ma związek ze…. związkami zawodowymi. Była ich śmiertelnym wrogiem. Pochodziła z rodziny robotniczo-chłopskiej, pracowała zawodowo od 14 roku życia i wydawało by się, że należy do naturalnego zaplecza związków. A skąd. Nie cierpiała działaczy, idei strajkowych (chełpiła się, że potrafiła zorganizować udaną akcję łamistrajków) „Lenie, robić nie chcą i innym nie dają”. Skąd taka żywiołowa niechęć, to ja nie mam pojęcia. Władzy ludowej też nie lubiła ale jednak mniej, niż związków.
Chyba Grześkowiak. „Może to bez te nawozy śtucne…” 🙂
O, o tę piosenkę chodzi, tylko wykonawcy mi się pokręcili.
Pyro,
nie obawiaj się komentować Powstania. Teraz już podobno można.
Na pewno pojawią się w jutrzejszej prasie krytyczne komentarze. To już nie jest temat tabu.
Strasznie rozzłościła mnie jednak hipokrytyczna farsa polskich mediów i polityków z okazji 60-lecia Powstania w 2004r. To była szopka bijąca na głowę pospolite ruszenie medialne (czytaj: fałsz) towarzyszące ostatnim wojnom na Bałkanach oraz amerykańskiej inwazji na Irak.
Dowiedziałem się podobno dopiero wtedy, że Powstanie Warszawskie to nie to samo co Powstanie w Getcie, że przez 60 lat o Powstaniu wolno było jedynie milczeć pod groźbą represji i że trzeba było dopiero zmiany ustroju, żeby oddać należną cześć Powstańcom i napisać prawdę o Powstaniu.
Wyszło mi, że muszę oddać się w ręce dobrego psychiatry, bo odkąd pamiętam (czyli od początku lat 60-tych) temat Powstania pojawiał się w szkole, w literaturze, w kinematografii a datę 1 sierpnia zawsze konotowałem w kontekście patriotycznego zrywu.
Jako dziesięcioletni chłopak znałem przebieg Powstania dzień po dniu (za Kirchmayerem).
Przecież to nie organizujący obchody 60-lecia i fokusujący na sobie cały splendor Lech Kaczyński wydał pierwszą obszerną dokumentację Powstania w 1957r, tylko wcześniej na dożywocie skazany Kirchmayer, nie Kaczyński napisał „Kamienie na Szaniec”, nie on nakręcił „Kanał”, nie on dawał mi znicze, które 1 sierpnia i Wszystkich Swiętych paliło się pod tablicami pamiątkowymi, a czasem zamiast nich, nie on uświadomił małolatowi, dlaczego Sowieci zwlekali z ofensywą, nie on wychował mnie w kulcie Szarych Szeregów.
Ale to właśnie tacy jak Kaczyński & Co. chcieli mi wmówić, że mnie się to wszystko przywidziało i że dopiero teraz można wreszcie mówić i pisać prawdę.
Skutek? Małgosia pisała niedawno o ankiecie przeprowadzonej na warszawskich ulicach.
Czy nie można wysnuć wniosku, że komuna lepiej zabalsamowała Powstanie w świadomości społeczeństwa niż nowa demokracja?
Nemo,
własnie policzyłem – w rodzinach mojej i mojego rodzeństwa własnego i ciotecznego mamy obecnie 10 dzieci, w tym 7 dziewczynek i 3 chłopców. W moim pokoleniu jest nas 11 chłopaków i 1 jedna dziewczyna- część jeszcze jest w wieku „nieprodukcyjnym” 😉 więc co dalej z tego będzie jeszcze nie wiadomo.
A anomalie pogodowe są faktem, pamiętam śnieg sięgający po szyję a miałem wtedy jakieś 6 lat 😉
PaOlOre,
Wybiorę się z Tobą do tego psychiatry, może będzie taniej 😉
Też od paru lat przecieram oczy widząc, jak się obecnie przedstawia historię. To by jednak potwierdzało moją tezę, że Kaczyńscy i S-ka są z innej planety i w związku z tym ich historia może się od naszej różnić.
Co do jutrzejszej rocznicy mam mieszane uczucia. Doceniam poświęcenie i daninę krwi, ale nie zrozumiem nigdy, dlaczego na nie się zdecydowano. Mam jednak nadzieję, że nasze i przyszłe pokolenia wyciągną z tego dobrą lekcję.
Pyro, może nie przez Atomy a przez zbyt dobrą pogodę. Jeszcze raz przeczytałem Twój komentarz i to nie jest ten, który ja komentowałem. Odszczekuję spod chojki. A ten hałas wokół Mylenia Powstania Warszawskiego z Powstaniem w Getcie dotyczył zagranicy, gdzie to drugie rzeczywiście było znane lepiej poza kręgami poskimi. Bardzo mi się podoba focusowanie na sobie. Świetnie oddaje istotę. Natomiast lepiej przebieg nie tylko Powstania, ale i całej okupacji przedstawia Bartoszewski. Kirchayer co nieco poprzeinaczał świadomie. Pewnie musiał. Był znajomym paru osób z mojej rodziny, z jedną bardzo zaprzyjaźniony. Ta moja rodzina spędzła wspólnie z nim urlop (ja wakacje) w Jastarni lub Juracie zaraz po ukazaniu się książki i zapamiętałem straszne awantury toczone na plaży na temat tych przeinaczeń, którym nie zaprzeczał. Przyznam się, że po tych awanturach nie przeczytałem ksiązki. Oczywiście były to awantury ludzi kulturalnych, bez rękoczynów i zbyt brzydkich słów.
Stanisławie,
Powstańcom nie można brać tego za złe, natomiast ich przywódcom jak najbardziej.
Myślę, że jutro już będziemy mogli poczytać kontrowersyjne komentarze o kulisach wydania rozkazu, który kosztował Warszawę 200 tys. istnień (w większości cywilów, których nikt nie pytał, czy są gotowi ginąć) i zrównanie miasta z ziemią.
W moich oczach i z dzisiejszego dystansu był to piękny patriotyczny zryw.
Nieracjonalny, okrutnie kosztowny i bezsensowny w obliczu ofiary, jaką przyszło ponieść, chociaż można i trzeba było go uniknąć.
Ale za to piękny i patriotyczny…
Historię wreszcie przedstawia się prawdziwie. Mamy do tego IPN z najlepszymi historykami znającymi wszystkie spiski i wszystkich zdrajców. I są oni napisać jedyną prawdziwą historię ostatniego 80-lecia, ale i następnego.
IPN? Niech zgadnę: Instytut Prawdy Najsłuszniejszej?
Myślę, że przeczytam lub usłyszę jutro, iż za upadek PW odpowiadają autentyczni protoplaści PO (m.in. dziadek w Wehrmachcie) oraz duchowi protoplaści PO, którzy nie potrafili dogadać się ze strategicznymi sojusznikami i nie zapewnili odpowiedniej tarczy. Jeśli któś uważa, że to niesmaczny żart, niech mi to zarzuci jutro wieczorem.
Dulce et decorum est…?
Moj ulubiony, choc dzis niemodny Bertolt Brecht wylecial jako 15-latek ze szkoly za to, ze nie byl laskaw sie zgodzic z lacinska maksyma dot. pro patria mori.
Inny moj Ukochany – Jan Karski, ktory byl i jest moim Autorytetem nad Wszystkie Autorytety, mowil, ze wydanie decyzji o Powstaniu bylo glupie i zbrodnicze. Tymi slowami, wtedy kiedy nikt nie mial jeszcze odwagi cywilnej kwestionowac tej decyzji. On sie jej sprzeciwial, wtedy kiedy byla podejmowana. Uprzedzal, ostrzegal, odmawial. I za to go Nowak, ksywka „legendarny kurier”, nie znosil.
Właśnie mi zżarło dłuższy wpis. To nie łotr. To moja niestabilna łączność. mam stałe kłopoty – co chwilę „nie można połączyć” i „połączenie jest podłączone”. Jak się na chwilkę zagapię to „połączenie zostało zrezsetowane” Dlatego siwieję coraz bardziej.
Tofu?! FU!!! I nawet moja chińska synowa tak uważa!
Schabowe – a , to inna sprawa 🙂
Najpierw śniadanie – kromucha z serem, pomidorem i Szczypiorem ( 😉 ) i poczytanie komentarzy.
p.s. Tłumaczę Szwedu jak krowie na pastwisku, że na upały ciepła herbata miętowa, a on się wykrzywia, ze to *yuck*. To cierp Szwedzie, i nie narzekaj, że po szklance zimnej wody zaraz znowu chce ci się pić.
Łatwo wszystko oceniać z perspektywy historycznej. Zresztą i tak nie łatwo. Wówczas ocena była niesamowicie trudna. Jan Karski dysponował wiedzą nieporównywalnie szerszą od Jana Nowaka. Miał doświadczenia, które pzwalały jednoznacznie ocenić poziom etyczny sprzymierzeńców, przede wszystkim amerykańskich czyli jedynych decyzyjnych. Pro Patria można dużo – pracować organicznie i umierać. Brecht chtyba nie identyfikował się ze swoją ojczyzną już w szkole. W wojnie takiej jak w Matce Courage chyba nikt nie chciałby brać udziału, nawet nosząc przydomek „Fajeczka” (Pamiętam w tej roki Herdegena). Ale do końca pierwszej połowy XX wieku oddawanie życia za ojczyznę było kwestionowane raczej wyjątkowo. Odmowa oznaczała hańbę. Można mieć wielkie pretensje do tych, którzy takiej ofiary wymagali, ale w wojsku oficerów uczono zarówno metod oszczędzania życia żołnierzy jak i przełamywania oporów w wysyłaniu ich na śmierć. W tej chwili możemy mówić, że nie ma wojnu usprawiedliwionej. Usprawiedliwić można obronę. Ale też nie wszyscy taki pogląd (potępienie kazdej wojny) podzielają. Wstyd mi było za naszych przywódców wysyłających naszych żołnierzy do Iraku. Nie głosiłem tego zbyt głośno, bo zapasy broni chemicznej, prace nad bronią jądrową i tak dalej były argumentami poważnymi i nie byłem w 100% pewien, że mój sprzeciw jest uprawniony. W tej chwili już żadne rewelacje nie przekonają mnie do jakiejkolwiek wojny. Jak znamienna była rezygnacja Mazowieckiego z dalszego pełnienia funkcji w byłej Jugosławii. Ale teraz inaczej patrzymy na świat. Nie możemy oceniać z naszej perspektywy zachowania przed 64 lat. Przecież decyzja została podjęta w kraju, w warunkach niedostatku informacji. Czy lepiej należy ocenić postawę Sosnkowskieg, który schował głowę w piasek i uciekł do Włoch, żeby decyzji samemu nie podejmować. A gdyby zakazał powstania, byłby potem przez rodaków oceniany dobrze? Nie mówionoby, że on ponosi winę za poddanie Polski Sowietom? To była sytuacj krańcowa. Konflikt racji nierozwiązywalny. Tragedia grecka. Ciekaw jestem, czy ktokolwiek z potępiających tych, którzy o powstaniu zadecydowali, wie na pewno, jaką decyzję sam by podjął w takiej sytuacji będąc ukształtowanym tak, jak wtedy ukształtowani byli polscy patrioci.
Doczytałam.
Zgadzam się z Pawłami – 1 sierpnia było niemal swiętem „za moich czasów” i pamiętam, że w podstawówce urządzano apele, a nie tylko o powstaniu przypominano. Recytowalismy wiersze ku czci i tak dalej. Mam „Powstanie 44” Normana Daviesa, które czytam wyrywkowo od czasu do czasu. Nie jestem historykiem , ale na podstawie tego wszystkiego, co o powstaniu wyczytałam, zgadzam się z paOlO z 14:49.
Do palców przymarzły struny
z cienkiego krzyku roślin.
Tak się dorasta do trumny,
tak żeśmy w czasie dorośli…
(k.k.b)
Wy litosci nie macie? Powstanie Warszawskie?
Ja tutaj o mordowaniu kurczakow czytam, pomyslalam sobie: a rozerwe sie troche, a tu o zgrozo PW.
To ja sobie chyba pojde zrobie miso soup z kawalkami wodorostow i tofu. Jak mi zycie skroci, to moze i dobrze. Przestana mnie przesladowac ulubione narodowe dyskusje.
Jak juz skonczycie o powstaniu, to proponuje analize strategii Jagielly w czasie bitwy pod Grunwaldem.
Nirrod,
miso i owszem, z wodorostami, ale ja kostkę tofu w miso pomijam 🙂
A jak sama robię, to nie dodaję do swojej miski miso 😉
Przed Jagiełłą na chwilę zmienię temat – cukinie rosną mi jak głupie i zastanawiałem się jak je przyrządzić. I właśnie znalazłem na adamczewscy.pl przepis na placuszki z sera i cukini. Moją dzisiejszą kolację widzę w bardzo jasnych barwach 😉 czego i Wam życzę
fakt w miso latwo tofu pominac. Jeszcze musze kiedys sprobowac chrupkie wersje tej bialej galarety.
Nirrod, sorry, masz racje, Juz nie bede 🙁 🙁 🙁
To z nudow. Sorry.
Z cukinii mozna zrobic tez chleb. Naladowac do nich miesa obsypac serem i do piekarnika. pokroic na cienkie kawalki, polozyc na grill podawac aldente z oliwa z oliwek i swiezymi ziolami.
Takie placuszki tez bym sobie zjadla.
To ja tu Wam zadam zadanie…
1. Kto jest narratorem i kim są pozostali bohaterowie poniższego fragmentu powieści sensacyjnej?
2. Jaki jest tytuł tej powieści?
3. Kto jest jej autorem?
Ty mnie Heleno nie przepraszaj. Mnie dyskusje nie przeszkadzaja, byle nie o historii.
Mialo byc „nie przepraszaj, bo nie ma za co”.
Jakiej powiesci?
Alicjo,
ciut już przesadziłaś, 1. sierpnia nie było w szkole apelu, były wakacje. Telewizja zaś obowiązkowo pokazywała szeregi brzozowych krzyży i znicze. Również 1. listopada pokazywano te krzyże, a wszyscy młodzi czytali wtedy książkę „Kolumbowie rocznik 20”. W dzieciństwie śpiewałam „Pałacyk Michla” mieszkając 400 km od Warszawy.
diabli…nemo, przestałabyś być taka czujna, zwarta i gotowa! To w takim razie musiała być to inna data (jak nie 1 września, to Dzień WP), a powstanie i tak było omawiane, poza tym telewizja, prasa itd.
A teraz proszę się zająć zadanym powyżej zadaniem, zanim ja się ogarnę, chcę widzieć jakieś rezultaty 😉
a gdzie ten fragment?
Nirrod,
prawie dobra odpowiedz, ale niezupełnie 😉
*Ocknąłem się w ciemnawym, nieco zatęchłym pomieszczeniu. Wyglądało na wiklinowy szałas; przez niedoploty sączyły się niemrawo smużki dziennego światła, ale w środku nie było żadnej żarówki. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do półmroku dostrzegłem, że oprócz mnie w szałasie znajduje się niezbyt młoda, szczupła inaczej osoba odziana w brązowawe łachy i dwie raczej młode dziewczyny, na oko siostry, różniące się tylko kolorem włosów. Jedna była blondynką, chyba naturalną, druga była ufarbowana na ostry, pomarańczowy odcień rudości. Sprawiała wrażenie punkówy, nie tylko przez kolor, ale i przez rozwichrzenie fryzury. Niezbyt mi się podobała. Wolałem blondynkę, w jakiś niewytłumaczalny sposób czułem w niej bratnią duszę. Ale najgorsza była ta pękata. Musiała chyba od dawna się nie myć, bo nawet spod kilku warstw odzieży przedzierał się ostry, nieprzyjemny zapach jej ciała. Pękata, Blondynka i Ruda i żadnego faceta oprócz mnie! Czy w tym zestawie mieliśmy jakiekolwiek szanse wymknięcia się naszym prześladowcom? Zanim straciłem przytomność widziałem obok siebie kilku chłopaków o poczciwych, kartoflanych obliczach, ale teraz z całą pewnością ich tu nie było.
– A to feler! – westchnąłem niemal bezgłośnie.
Ale Ruda miała dobry słuch. Odwróciła się do mnie i zapytała kpiąco:
– Coś ci się nie podoba?
Nie miałem ochoty na kłótnie. Najważniejsze w tej chwili było, jak możemy się stąd wydostać. Gdybym był Jamesem Bondem użyłbym swego samostrzelnego zegarka, albo po prostu wsiadł w BMW z rakietowym napędem i odjechał, ale cóż… Nie byłem Jamesem Bondem.
Nagle, pod wpływem potężnego wstrząsu, szałas zadrżał i przewrócił się, tracąc przy tym dach i dosłownie wysypując nas na granitowe urwisko. Przed nami piętrzyła się całkiem pionowa ściana, z tyłu, za niewielkim spłachetkiem płaskiego, widać było bezdenną przepaść. Kątem oka dostrzegłem uzbrojoną postać, która zbliżała się do nas w ewidentnie złych zamiarach.
– Ratuj się, kto może! – krzyknąłem rozpaczliwie do moich towarzyszek niedoli.
W tej samej sekundzie ujrzałem stalowy błysk i poczułem ból tak silny, że zwaliłem się bezwładnie na prawy bok, roztrącając przy tym Rudą i Pękatą, które straciły równowagę i potoczyły się prawie na sam brzeg urwiska.
– Ty chyba jesteś sieknięty! – wrzasnęła Ruda. – Albo pijany! Nie umiesz się prosto utrzymać?
Nie zdążyłem jej odpowiedzieć. Nade mną pochylała się fanatyczna, wykrzywiona żądzą mordu twarz, zbrodnicza ręka wymachiwała jakimś narzędziem, które wyglądało na świeżo naostrzone…
Tracąc kolejne płaty skóry traciłem czucie i świadomość. Usiłowałem odnaleźć w pokładach pamięci jakieś zdanie, którym można by się godnie i podniośle pożegnać z życiem, ale w mojej, niepodobnej już wcale do ludzkiej, głowie kołatały się tylko urywki jakiegoś idiotycznego, dziecinnego wierszyka: „na cóż nasze swary głupie”,,,”i tak się znajdziemy w zupie…”. Zanim oprawca zadał mi decydujący cios, zdołałem jeszcze, w ostatnim odruchu śmiertelnego przerażenia, pomyśleć: „ząb, zupa, dąb”…
Prawidłowa odpowiedź na pytanie drugie brzmi: autor sam nie wie, a na pytanie trzecie: w zasadzie nikt, bo powieść, poza tym fragmentem, jeszcze nie powstała. 🙂
Do roboty! Kolejne fragment proszę poprzedzać gwiazdką, zeby było wiadomo, co je co, OK? 😉
Tofu to fu!
kod: e666 – nie jest dobrze…
Narratorem jest oczywiście Seler 🙂
Ale jeszcze trzeba odpowiedzieć kim są narrator i pozostali bohaterowie.
no to dorzucę bohaterów: Marchewka, Pietruszka i Kalarepa 🙂
Narrator brzmi troche jak Pan Samochodzik 😉 ale moge sie mylic.
Pękata nazywa się Miss Onion 😉
zamienię kalarepę na cebulę.
kalarepa nie cuchnie 😉
Kalarepa też cuchnie na swój sposób, ale nie ubiera się „na cebulkę” w brązowe łachy 😉
A Miss Onion cuchnie?! To czemu jej tyle w kuchni, ha?!
właśnie chmura się oberwała na moją córkę.
dziecko przybiegło 100 metrów od metra,
a wygląda, jakby w ubraniu przepłynęła Dunaj.
gdzie ta chmura się oberwała?
Oddam wagon cukini za oberwanie chmury 30 km na wschód od Warszawy, nie musiałbym dzisiaj podlewać ogrodu 😉
A to nie Miss Onion autor miał na myśli?:
„Musiała chyba od dawna się nie myć, bo nawet spod kilku warstw odzieży przedzierał się ostry, nieprzyjemny zapach jej ciała.”
Ja oddam kosz cukinii i codzienne oberwanie chmury za darmo 😎 I jeszcze dołożę ogórków.
We Wiedniu, Pawle.
Z rana nic tu się nie chciało obrywać, było grubo ponad 30 stopni. Dziecko jechało 10 minut metrem. Wsiadło na stacji Patelnia, wysiadło na stacji Potop.
Niech to piorun strzeli. Oops! Właśnie strzelił.
Mój Osobisty strasznie wkurzony 😯 W dzisiejszej poczcie znalazł list od policji kantonalnej. 120 Fr za jazdę 6 kmh za szybko 😯 Namierzyli go 1,5 km od domu, w drodze do warsztatu odległego o 2 km. Jechał z kołem tracącym powietrze, co stwierdził po powrocie z grzybobrania i chciał zdążyć, zanim będzie miał kompletnego kapcia. Drogie te dwie garsci kurek 😉 A wkurzony jest niemożebnie, bo zawsze jeździ przepisowo 🙁
Nieważne jak pachnie, tylko kto wącha. Moja mama uwielbia zapach Miss Onion, a ja nie znoszę. Za to jak ja się wytarzam… no, mniejsza o to, w czymś bardzo pysznie pachnącym, to mama nos zatyka i ładuje mnie pod prysznic. 🙁
Musi ten Seler tę Pękatą tak odbiera, jak moja mama… no, mniejsza o to. 😀
Sprawdziłem prognozę i u mnie najwcześniej na oberwanie chmury zanosi się w sobotę, do tego czasu podlewanie rano i wieczór ;-(
Wczoraj się przez to spóźniłem do pracy – prawdę mówiąc zaspałem ale cukinia i reszta nie mogły przecież z tego powodu cierpieć.
Niech piorun strzeli te upały
nemo, a nie można napisać odwołania, powołując się na działanie w stanie wyższej konieczności? U nas taki numer miałby nawet szansę przejścia.
nemo,
przyjmij wyrazy. Nic gorszego, jak niemozebnie podkurzony Osobisty, znam z autopsji! Raz na 100 lat, ale się zdarza i wtedy… 🙄
Pamiętajmy, że puchali wielka rocznica dzisiaj, czyli i 20-tej – wiadomo!
I jeszcze pytanie: Autor, autor fragmentu?!
miało być „o 20-tej”, oczywiście!
Sa ludzie, którzy maja poczucie misji. Wtedy nawracaja Bogu Ducha winnych ludzi na swoje przekonania. To samo dotycza kofu. Kiedys, jeszcze w czasach kiedy pracowalem zarobkowo, biegajac po hali i kompletujac dostawe zostalem zaczepiony przez czupiradlo plci odmiennej i brutalnie przesluchany na temat, na którym regale znajduje sie kofu. Nie bylo to zbyt daleko a czupiradlo wygladalo na calkiem sympatyczne. Prosze bardzo powiedzialem i pokazalem miejsce gdzie znajdowal sie wspomniany produkt. Wystartowala profesjonalnie. Ogladala opakowanie, przeczytala skladniki. Nie wiem czy w jezyku europejskim czy chinskim. Potem zadowolona zabrala produkt. Po kilkunastu minutach znowu mnie naszla z prosba o wskazanie kilku kolejnych produktów. Pokazywalem, bo prawde powiedziawszy mialem troche czasu a ona trajkotala co to jest to tofu, jak sie przyrzadza i jak wspaniale skutkuje. Moje zmiana konczyla sie, bylem chwilowym singlem i tak jakos od slowa do slowa namówila mnie na wspólna próbe przyrzadzania tego tofu. Skonczylo sie nastepnego ranka. Wymaszerowalem prosto po sniadaniu skladajacym sie miedzy innymi z tofu do pracy, metnie tlumaczac sie dlaczego nie odbieralem telefonu.
Potwierdzam teze, ze spozywajac tofu, pierwsza czesc znajomosci przebiega bez zaklócen, natomiast mezczyzna po spozyciu stosownej kolacji produkuje zdecydowanie mniejsza ilosc plemników i stad obawa przed alimentami jest stosunkowo niewielka.
Jak zwykle praktyk.
Pan Lulek
Alicjo – bać się nie było czego, bo u podnóża urwiska rosła tyczkowa fasolka Nemo, co to miarę zgubiła. Czepiając się bujnej fasoli Seler pełznął powoli w dół troszkę wyłysiały, bo jego bujna, zielona czupryna pozostała w ręku okrutnego osobnika z nożem w ręku.
A Panu Lulkowi wierzyć we wszystko nie można. Ja nie wierzę, że poświęcił się osobiście na opłtarzu zdrowej żywności.
Alicjo,
tak się dopytujesz o tego Autora, jakbyś sama nie wiedziała 😉
Mam powody przypuszczać, że fragment jest autorstwa Kapitana Passpartout.
Np. taki, że Miss Onion zna „od podszewki”.
PaOlOre,
jesteś w mylnym błędzie, próbuj dalej 😉
Pyro,
co racja to racja, ja tam jestem kapkę sceptyczna 🙂
Nemo,
dawaj te cukinie i ogórki (wstrzymaj oberwanie chmury, u mnie prawie dzień w noc pada!!!) – PaOlOre, nie da sie tego jakoś skompresować i wsadzić na dysk? 😉
Miejsce przy stole dla Flo i Pawła, przesuńmy się trochę, rozgośccie się 🙂
Ja też chcę cukinie, ogórki i deszcz! Biorę wszystko w pakiecie. Kapusty nie chcę, nawet pekińskiej, fasola może być, ale z drabiny? Co ona (fasola) zwariowała?
No to wychodzi mi tylko taka słuszna racja, że sama ten fragment napisałaś.
Czy coś wygrałem? 😉
Tym razem czwartkowa zagadka. Co przygotowywano w domych na Sluzewie Poludniowym na dzien wybuchu Warszawskiego Powstania.
Kto odgadnie, upowazniony jest do przyslania stosownej nagrody na mój prywatny adres.
Niema Gospodarzostwa, to i wszystko stoi na glowie.
Pan Lulek
soja jest smaczna i zdrowa ale jest jeden problem . W sklepach na opakowaniu nie pisze czy jest modyfikowana genetycznie a często jest. Na stoiskach ze zdrową żywnością taką spotkałam. Jakoś to odstręcza od jej jedzenia. Soja dodawana jest często do pasztetów wędlin i słodyczy ..
wstyd sie przyznać ale nigdy nie jadłam tofu. Jutro zjem na cześć bloga bologa blogu no nie wiem czego kogo?
PaOlOre, strike 2. Taka zdolna to ja nie jestem, próbuj dalej 😉
Ja owszem, posekretarzuję, pozbieram (mam nadzieję, ze będziecie kontynuować powieść?!) i ładnie zamieszczę w sieci, ale to nie ja napisałam. Moze nabiorę śmiałości, nie zarzekam się!
Do roboty!!! Pisać następne odcinki, tylko proszę o * na początku tekstu, żebym wiedziała, co archiwować jako naszą wspólną powieść 🙂
101
Alicjo,
głupio będzie, jak zacznę teraz wymieniać wszystkich podejrzanych o Autorstwo. W końcu przecież bym trafił. Ale już nie byłoby to za pierwszym razem.
Odpuszczam więc. Możesz pozostałej Gawiedzi zdradzić, czy Autorem jest Ludź, czy raczej jakiś Ludziolubny Zwierz?
Tak to będzie wyglądać:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Powtarzam, do roboty, bo Gospodarz 2 tygodnie zanurzony w herbacie, mamy czas, zeby to pięknie rozwinąć 🙂 I nawet skończyć!
PaOlO,
tu już jakbyś trafił 🙂
Ci z blogowiczów, co sie szlajają po blogu Doroty z sąsiedztwa, znaja koncept.
Do pierwszego fragmentu dokleiłam fragment z Pyry:
„U podnóża urwiska rosła tyczkowa fasolka Nemo, co to miarę zgubiła. Czepiając się bujnej fasoli Seler pełznął powoli w dół troszkę wyłysiały, bo jego bujna, zielona czupryna pozostała w ręku okrutnego osobnika z nożem w ręku”.
Łamcie sobie głowę, co dalej z tym zrobić 😉
Zeby nie tylko o powstaniu i o tofu… To ja dla „odmiany” 😆 o medycynie niekonwencjonalnej.
Odwiedziłam dziś kolegę. Opowiedział mi, że jego sąsiad przedmuchuje płuca oraz sprawdza swym klientom wahadełkiem leki przepisane przez lekarza, celem ustalenia ich faktycznej użyteczności.
Czy ktoś chce namiary?
Helenko, mam prośbę. Może zechcesz opowiedzieć o edukacji dzieci mniejszości narodowych w Anglii (dzieci romskie, polskie,…) na blogu red. Szostkiewicza? W „Dzienniku” ukazało się kilka artykułów o fatalnym obchodzeniu się ze społecznością romską w polskiej oświacie, np. – http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article216285/Romowie_niemile_widziani.html .
Ja tu wyczuwam pazur Bobika 😉
* Towarzysze, tędy! – opasły typ o byczym karku i buraczkowych policzkach szarpnął mnie wskazując drogę. Poniżej krawędzi granitowego urwiska znajdowało się na wpół wysunięte ze ściany drewniane koryto najeżone błyszczącymi ostrzami. Zawahałem się i zbladłem, ale typ bez wahania pchnął mnie i dziewczyny na kraciastą tkaninę niedbale rzuconą na narożnik koryta. Lądowanie było dość miękkie, skok na gładką płaszczyznę poniżej – bardziej bolesny, ale wizja wolności dodała nam skrzydeł.
– Botwinnikow jestem – szarmancko zasalutował Byczy Kark i pociągnął nas za sobą w ciemność rozpościerającą się na końcu wzorzystej posadzki.
O, i jeszcze coś. Tytuł. Ja rzuciłam cokolwiek, to tytuł roboczy, a przydałby się jakiś… kulinarnie zakręcony może?
Helenko, jeszcze to – http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article214821/Segregacja_klasowa.html . Alicjo, może Ty też coś w sprawie kanadyjskich doświadczeń możesz opowiedzieć?
Tereso,
napiszę trochę pózniej, bo to jest temat spory, ja mieszkam w kraju, gdzie ludziska mówia ponad 180 językami 😯
A do tego mam synową Chinkę 🙂
*Zza ośnieżonych górskich grzbietów wychynęło na niebo poranne słońce i oślepiającym blaskiem uderzyło w moją pokiereszowaną czuprynę. Nasza grupka uciekinierów wzbogacona o zielonkawego na twarzy Chudzielca (przedstawił się jako Herr Lauch) i okrąglutkich pięciu braci Piselli odpoczywała po trudach nocnej wędrówki. Stłoczeni pod wąskim skalnym nawisem czekaliśmy na dalsze posunięcia samozwańczego przywódcy.
Towarzysze, jesteśmy w niebezpieczeństwie! W tej okolicy nikt z nas nie może liczyć na nienaruszalność jego ciała i honoru, mówiąc brutalnie – grozi nam niechybna śmierć! Czy jesteście gotowi poddać się bezwzględnie moim rozkazom? Ostrzegam, że nawet 50 procent z nas może po drodze zginąć!
– Cha cha, przecież nas wcale tyle nie ma – zachichotała Blondyna.
*
Jednym zgrabnym ruchem skalpla pozbawiony skalpu Seler nie miał czasu cieszyć z błyskawicznie wyleczonego łupieżu.
Botwinnikow turlał się w oszałamiającym tempie wykorzystując zalety swej fizjonomii. Selera, choć pozbawionego bujnej fryzury, cechowała nieregularność krzywizn powodująca bolesne uderzenia o posadzkę przy każdym obrocie. Ale nawet, gdyby mógł toczyć się prędzej, nie chciał zostawić Rudej i Blondyny na pastwę oprawcy, który, odwróciwszy się na chwilę w poszukiwaniu innych narzędzi tortur, jeszcze nie odkrył ich ucieczki. Dziewczyny zostały gorzej wyposażone przez naturę, przynajmniej na okoliczność szybkiego przemieszczania się ruchem obrotowym. Miały bowiem dość szczupłą budowę ciała, czyli niewielką średnicę i przy jednym obrocie pokonywały zaledwie jedną siódmą dystansu Selera, ale przede wszystkim ich nieprzystosowany do ruchu postępowego lekko stożkowy kształt prowadził do ciągłego skręcania z kursu. Seler nawet w obliczu śmiertelnej grozy okazał się być dżentelmenen. Bo a nóż widelec wyjdą cało z opresji? Ten obraz ujrzany oczyma duszy podtrzymywał go na duchu i dodawał nieziemskiej odwagi: Ruda, Blondyna i on, Seler w romantycznej scenerii na jednej grządce. Nic to, że już bez czupryny. Eunuchy nie łysieją.
Oops! Wątek się cuś rozdwoił 😉
I co teraz?
IF (WątekNemo) THEN
CiągDalszy1
ELSE
CiągDalszy2
ENDIF
???
Otrabko nie wiem gdzie mieszkasz, ale w europie GMO nie sa dopuszczone do handlu. W tych wyjatkowych sytuacjach, gdy sa sprowadzane musza byc oznakowane i nie moge byc mieszana z innymi rodzajami soi lub produktow sojowych. Innymi slowy jesli na opakowaniu nie jest napisane, ze zawiera GMO, to na 90% modyfikowanej s. w produkcie nie ma.
Alicjo,
proponuję wstawić wpis PaOlOre między moje.
PaOlOre,
to jest znany problem wieloautorstwa 😉
I nie zapominaj, że narratorem jest Seler 😎
Nemo,
masz rację. Zasugerowałem się wpisem Pyry i tak już pociągnąłem.
Jak redakcja zechce, to przerobię. Ale wówczas poprośmy też Pyrę, żeby dopasowała tekst do Narratora.
Zerknijcie na moje uzupełnienia, nemo i PaOlO, czy może tak być – a poprawki zawsze można zrobić.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Oj! chyba nie tak?! 😯
No, biegam miedzy kuchnią a komputrem, nie dziwota!
Teresko, o sprawie edukacji i dyskryminacji w systemie oswiarowym Romow w Polsce pisalam i robilam programy radiowe wielokrotnie. W archiwun on line Rzeeczypospolitej jest moj reportaz sprzed paru lat, w ktorym opisywalam moje wizyty w trzech szkolach z romskimi dziecmi w Nowej Hucie – w szkole „integracyjnej”, w szkole „specjalnej” i w normalnym przedszkolu z normalna mila i madra kierowniczka, ktora zawolala pare romskich dzieci aby porozmawialy ze mna po angielsku i zaspiewaly mi Three blind mice .
Nie mam sily rozmawiac z Polakami na ten temat wiecej, poniewaz nie jestem w stanie przebic sie przez mur ksenofobii, uprzedzen i nienawisci. Zadna racjonalna publiczna rozmowa na tem temat nie wychodzi. Tu juz przestaja obowiaztywac nawet pozory jakiejs politycznej poprawnosci, ktorej jeszcze trzymaja sie tzw. warstwy wyksztalcone w rozmowach o antysemityzmie.
W szkole integracyjnej mialam dluga rozmowe z dyrektorem, ktory zapewnial mnie, ze „dzieci wchodza w te mury Romami, ale wyjda prawdziwymi Polakami” i cieszyl sie z kazdego blondyna wsrod Romow.Na moje pytanie czy szkola majaca ok. 30 dzieci romskich myslala o wpraowadzeniu chocby paru godzin w roku zajec dotyczacych historii i kultury Romow, zachnal sie i powiedzial: A po co? Im szybciej te dzieci zapomna, ze sa Romami ty, lepiej i dla nich i dla nas. Zakazal im takze porozumiewania sie na pzrerwach czy na boisku w jezyku romanez.
W szkole „specjalnej” wszystkie dzieci romskie,jakie spotkalam byly kompletnie normalne, inteligentne i bardzo cyniczne, poniewaz wiedzialy, ze po ukonczeniu tej szkoly nikt ich do pracy nie przyjmie.
Po moim reportazu w Rzepie, nowohucki zasluzony dzialacz romski Marian Gil, ktory pokazal mi dokumentacje dotyczaca sytuacji Romow w szkolach na jego terenie, mial wiele nieprzyjemnisci od lokalnych wladz i cofniecie jakichs niezbednych dotacji, z ktorych dzieciom romskim, mieszkajacym wowczas jeszcze przweaznie w barakach postawionych, kiedy budowana byla N. Huta, kupowala spolecznosc ubranka, aby w szkolach nie wygladaly biednej niz najbiedniejsze dzieci polskie.
A corka mojej przyjaciolki, studentka, piszaca na ten temat prace semestralna na socjologii, uslyszla od dyrektorki szkoly integracyjnej , ze „romskie dzieci sa genetycznie nizszego gatunku niz polskie”.
Jak to wyglada tutaj? Normalnie. Dzieci romskie, hinduskie, afrykanskie chodza do tych samych szkol co wszystkie inne. Nie sa to szkoly ani „integracyjne”, ani „specjalne”. Normalne. Jesli dziecko potrzebuje dodatkowej pomocy, bo np. nie zna jezyka, to ja dostaje. Jesli zaczyna opuszczac zajecia, to szkola przychodzi do domu, aby sprawdzic co sie dzieje i czy dziecko nie potrzebuje pomocy, bo rodzinne obowiazki odciagaja je od nauki (pilnowanie mlodszego rodzenstwa, pojscie z matka do szpitala i bycie jej tlumaczem etc). Dziecko romskie nie jest stygmatyzowane i nie musi ukrywac swojej cyganskiej matki.
Wszystkie dzieci romskie z Polski , ktore znam tutaj koncza lub pokonczyly szkoly, zarabiaja na zycie. To co mi opowiadaly o swych przezyciach w Polsce jest po prostu tragiczne.
Ale rozmowy na ten temat na jakichkolwiek forach internetowych sa dla imnie na tyle przykre i bolesne, ze nie zamierzam podejmowac rekawicy, bo jest to rzucaniem grochem o sciane. A potem zasnac nie moge.
pisało na opakowaniu ; modyfikowane genetycznie. To było w Krakowie. O czym Oni piszą tę powieść bo taka gęstwina że przeciętny czytelnik /ja / i tak nic nie zrozumie. * i oto zza plota pojawił się jakiś pełzający cień. Wszyscy podnieśli z zaciekawieniem głowy. Ruda, Biała i Chudy z Grubym. OOOOO! wyrwało się z młodych piersi .To jakiś ogromny stwór.! Gruby roześmiał się nerwowo.. Spokojnie, to tylko moja siostra , zmodyfikowana genetycznie Soya. Zaprośmy ją do stołu to fu.!
Heleno piszesz :(20:59) cytuję : „Nie mam sily rozmawiac z Polakami na ten temat wiecej, poniewaz nie jestem w stanie przebic sie przez mur ksenofobii, uprzedzen i nienawisci. Zadna racjonalna publiczna rozmowa na tem temat nie wychodzi. Tu juz przestaja obowiaztywac nawet pozory jakiejs politycznej poprawnosci, ktorej jeszcze trzymaja sie tzw. warstwy wyksztalcone w rozmowach o antysemityzmie.”
Uważam ,że ten Twój wpis jest obliczony na sprowokowanie zaglądających
tutaj POLAKÓW . Twoje generalizowanie uważam za bardzo krzywdzące , ponieważ jest to zwykła dezinformacja i manipulacja.
Alicjo,
możesz podmienić. Zmieniłem Narratora.
*
Jednym ruchem skalpla pozbawiony skalpu nie miałem czasu cieszyć się z błyskawicznie wyleczonego łupieżu.
Botwinnikow turlał się w oszałamiającym tempie wykorzystując zalety swej fizjonomii. Nieregularność moich krzywizn, nieznacznie zniwelowana utratą bujnej fryzury, powodowała bolesne uderzenia o posadzkę przy każdym obrocie.
Ale nawet, gdybym mógł toczyć się prędzej, nie chciałem zostawić Rudej i Blondyny na pastwę oprawcy, który, odwróciwszy się na chwilę w poszukiwaniu innych narzędzi tortur, jeszcze nie odkrył naszej ucieczki. Dziewczyny, z wyjątkiem Pękatej, zostały gorzej wyposażone przez naturę, przynajmniej na okoliczność szybkiego przemieszczania się ruchem obrotowym. Przy szczupłej budowie ciała, czyli niewielkiej średnicy, za jednym obrotem pokonywały zaledwie jedną siódmą dystansu Pękatej, lecz przede wszystkim ich nieprzystosowany do ruchu postępowego lekko stożkowy kształt prowadził do ciągłego skręcania z kursu. Postanowiłem, nie bacząc na śmiertelne zagrożenie, okazać się dżentelmenen. Bo a nóż widelec wyjdziemy cało z opresji? Ten obraz ujrzany oczyma duszy mojej podtrzymywał mnie na duchu i dodawał nieziemskiej odwagi: Ruda, Blondyna (Pękatej zabrakło punktów za pochodzenie) i ja, Seler w romantycznej scenerii na jednej grządce. Nic to, że już bez czupryny. Eunuchy nie łysieją.
+
Mówiąc nawiasem Ruda była nie od tego. Sytuacja była groźna, a przyszłość niepewna i właśnie dlatego Ruda marzyła o szybkim kochanku. Może to ostatnia szansa? Może nawet powie jej „Moja Wonna?”
Jako Prawdziwy Pies odnoszę się z najwyższą nieufnością do POLAKOW pisanych wołowymi literami. Z wołowych wolę kości. A za takim napuszonym liternictwem często kryje się coś, co mi nie najładniej pachnie. 🙁
Dzieki, Pieseczku. Sama bym tak ladnie nie odpowiedziala 🙂 🙂 :).
*
Herr Lauch mógł coś czuć do Miss Onion, a ściślej mówiąc od niej, bo spod brązowej wierzchniej warstwy dochodził go powiew feromonów. Dziwnie swojskich. Biedny Chudzielec! Nie wie, ile straci na wadze, zanim rozwarstwi Pękatą. Ale to już nie moje zmartwienie. Przecież wciąż czyha na nas olbrzymie niebezpieczeństwo.
Pyro,
nie Ruda, a Miss Onion 😉 Ruda to Marchew!
*No tak. Pachnidło! Zdobyć, się pokropić… i przydałoby się trochę potorturować tego szybkiego kochanka, niech sobie nie myśli, że całkiem taki cacy i OK. To ja tu dyktuję warunki – stwierdziła Ruda.
* Tymczasem bracia Piselli niebaczni zewsząd czyhającego zagrożenia krążyli podskakując wokół Rudej. Czarując gestami i uśmiechami sugerowali, jak bardzo harmonizowałaby z nimi wszystkimi.
– Signorina, bella carotina – podśpiewywali przymilnie.
🙂
Uporządkujemy potem, nemo 🙂
Na razie dobrze nam idzie i jak widzę, łajzy się mijają 🙂
Ja największa łajza 😯
to opowiadanie pachnie nie onionem a zazdrością a to już nie przystoi w blogu o żywności świeżej i zdrowej. Widzę że chciało by się chciało .. ale nogi nie dają. dobrej nocki bez zazdrostki/ poetką chyba będę/
No właśnie trzeba zmienić Rudą na cebulkę. To potem. Kwasiłam w międzyczasie ogórki i mi się pozajączkowało.
Moi Drodzy – a gdzie raport toastowy?
Ja piłam truskawkówkę na pomyślność Puchali i jej Wybranego. Młodsza się tylko oblizywała – trudno, jak chora, to o suchym pysku.
Dziękuję bardzo Helenko. Zaniosłam Twój wspaniały komentarz na blog red.Szostkiewicza, ukaże się może za parę godzin, albo i jutro. Mam nadzieję na wpis Alicji, marzę o kolejnych. W końcu w tak wielu krajach są polskie dzieci emigranckie, a nie są traktowane szkołami dla upośledzonych dlatego, że chcą wraz ze swymi rodzinami zachować polskie tradycje. Najwyższa pora, skoro nie wcześniej, byśmy się od lepszych uczyli cywilizowanych zachowań wobec mniejszości narodowościowych, czy religinych.
Bobiku, Nirrod, Panie Lulku, AnrdzejuSz., Ano, paOLOre, nemo-Kapitanie, Alicjo (180 języków!), Magdaleno, Sławku, Leno, Aniu Z., wszyscy – proszę, zabierajcie głos, piszcie o swoich doświadczeniach, niech się to dziadostwo tu wreszcie skończy.
To ja też się napiję, za Puchalę. Potem za Romów w polskiej szkole. Rumu.
* W naszym kierunku zbliżały się z dużą prędkością dwa dziwaczne pojazdy w kształcie rozdeptanych i poszarpanych na brzegach pantofli. Nie było czasu do stracenia! Gibnąłem się w stronę dziewczyn, aż stęknęło podłoże i zasłoniłem własnym korpusem eteryczną Blondynę. Tymczasem Ruda nagłym ruchem wyszarpnęła nie wiadomu skąd sex pistols i poleciała z grubej rury. Botwinnikowa odrzuciło na kilka metrów. Spadając jęknął żałośnie
– Diewuszka, nu czto ty? Nie mogłaś z innego kalibru? Ałła, boli!
Ruda obrzuciła go pogardliwym wzrokiem i machnęła wojowniczo strzępiastą czupryną.
– Delikacik się znalazł! Ciesz się, że nie mam przy sobie armaty! Ale jak przyjdzie pora to i po nią sięgnę. Dobrze ją ukryłam, w kwiatach, nikt się do nie nie dobierze.
Botwinnikow zaczął wachlować liściem rozgorączkowaną głowę. „Ej, gdyby teraz na brzeg wyszła moja Katiusza” – myślał. „Pokazałbym ja tej zołzie!”
Grażyna pisze:
Uważam ,że ten Twój wpis jest obliczony na sprowokowanie zaglądających
tutaj POLAKÓW . Twoje generalizowanie uważam za bardzo krzywdzące , ponieważ jest to zwykła dezinformacja i manipulacja
Pani Grażyno tekst nie na miejscu 🙁
Zanim się napisze trzeba pomyśleć.
Niby my „innostrańce” A POLACY tylko zaglądają?
Wstyd…
Za Puchalę wznoszę (sto lat, sto lat!) i na jakiś czas się oddalam. Ale wrócę! 😀
No pięknie się Grażynie udało zacytować i… skomentować.
Tylko rezultat taki, ze „zaglądający” tu, wyraźnie właśnie wpisem Grażyny czują się sprowokowani.
No ale może to nie POLACY… 😆 😆 😆 i dzięki temu teza nie upada?
+
Botwinnikow dumał ponuro
„Nu, kak Kociołkiewicz egzekutywę zwoła, to i armata nie pomoże. Oj, nie pomoże”
* Panie Seler – Herr Lauch dyskretnie odciągnął mnie na stronę. Czy my temu Czerwonemu możemy zaufać? Znałem jednego Botwinnikowa, a właściwie Botwyniuka z białoruskiego oddziału OBWW (Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy między Warzywami). Jakiś czas temu Botwyniuk związał się z mafią barszczową i po tym, jak sprzedał im dwóch braci Borowików, zniknął z międzynarodowej sceny. Można by rzec, że przepadł jak niejaki Węgierka w kompocie. I teraz ten typ…
*No masz. Pugaczowa! Wiadomo, że zołza. Czym ją zdmuchnąć i lekutko oddalić, rozmyślał Botwinnikow.
To znowu ja, tym razem wpadłem zakończyć ten dzień w miłym towarzystwie. Od dawna tu zaglądam ale dopiero teraz ośmieliłem się aby się dołączyć. W wolnej chwili postaram się nieco bliżej przedstawić.
Alicjo,
Dziękuję bardzo za zaproszenie do stołu, ja zawsze chętnie, obowiązkowo z home-made wiśniówką 😉
Po wieczornych obowiązkach typu podlewanie, karmienie kota, psów, królików i rybek 😉 zrobiłem wreszcie placuszki z cukini z serem wg przepisu Gospodarza. Pochłonąłem to właśnie w ilości zakrawającej na grzech obżarstwa z dodatkiem pomidorów w śmietanie i szklanki piwa i jestem szczęśliwy i spełniony.
PS. Kończąc ten wpis niechcący wypiła mi się druga szklaneczka 😉
UWAGA:
Do wszystkich nowych na blogu, to jest zbierane przeze mnie i będzie publikowane w miarę napływania wpisów do powieści , koniecznie opatrzonych *, jak juz wcześniej zaznaczałam 🙂
DoBobika i Pana Lonzio :………. szubrawca , łajdaka , gnidę , i swołocz – znajdzie się w każdym narodzie – ale generalizowanie i
ubliżanie całemu narodowi ,jest właśnie nie na miejscu panie Lonzio a tym
bardziej próba zawstydzenia mnie. To Pan się powinien wstydzić Panie
Lonzio , że mi ubliżasz.W Polsce kogoś takiego nazywamy damski bokser
.
Mnie nie uczono dezinformacji i manipulacji – ale potrafię zauważyć
tego typu działania . To co zrobiła Helena to przykład sprytnej
manipulacji. Najpierw więc była teza- jacy to są Polacy a potem opowieść
, która faktycznie zasługuje na krytykę i chciałam się w tej sprawie również wypowiedzieć – ale ważniejsze wydało mi się zajęcie stanowiska w sprawie polskiej. Słowo Polacy napisałam świadomie dużymi literami . Zresztą byłam przekonana ,że właśnie Polacy ?innostrańce? przede wszystkim zareagują na zniewagę .
Marialko – dziękuję.To prawda , nie przewidywałam takiej reakcji.
A nie. On już z mafii barszczowej usunięty został, bo sól ponoć zakosił co na rynek iść miała. Zamiast soli chciał wrzucić im proszek do prania, że niby pieniądze wyprać trzeba. Chcieli go nawet na susz przeznaczyć , ale dmuchawa właśnie się zepsuła, a innej nie mieli. Jak to na Białorusi. On teraz bezprizornyj znaczy się.
p.s. Podkreślam, że dopiero co z obiadu, i nie doczytałam wszystkiego do końca, ale nie bójcie żaby! 😉
Zwłaszcza Starej Zaby 🙂
Tereso,
w Austrii nie obserwuję problemu edukacji dzieci polskich.
Polacy nie mają tutaj statusu mniejszości narodowej czy etnicznej, więc jako goście nie stawiają też żadnych roszczeń. Ale cudzoziemcy w szkołach są tutaj zjawiskiem normalnym i nie ma mowy o dyskryminacji. Chyba, że jakiś nauczyciel okazuje jakieś osobiste animozje (na swoje prywatne ryzyko) w klasach z nadreprezentacją turecką lub bałkańską.
Przy tym mamy tu do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym: im większa jest to grupa, tym mniej zależy jej na integracji z resztą, co okazuje czasem w ostentacyjny sposób. Im mniejsza reprezentacja grupy etnicznej, tym lepsze ich (i vice versa) traktowanie. To dotyczy także Romów.
Dodatkowy apekt pojawia się (w niektórych mikroregionach kraju) w przypadku Słoweńców, Chorwatów oraz Romów. Tu napięcia wynikać mogą z niedostatecznego wywiązywania się organów władzy terenowej z przywilejów przysługujących tym grupom z tytułu statusu mniejszościowego. Np. nie wszędzie dostatecznie zabezpiecza się dwujęzyczność w programie szkolnym. Chociaż w ostatnich latach nie słyszałem o problemach. Są wprawdzie tarcia w Karyntii (ale nie w szkole), gdzie nawiedzony populista Joerg Haider wbrew konstytucji bojkotuje wprowadzenie dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości. Dotyczy to raczej tylko sfery urzędowej.
Hej, gwiazdki zapomniałam przed powyższym wpisem. Tu chcę powiedzieć, że nam się utwór rozwija bez opamiętania – mamy już wątek kryminalny, romansowy, przetwórczy, partyzancki i mafijny. Brakuje jeszcze damy z różdżką
Obawiam się, Grażyno, ze nie powinnaś mi dziękować.
Ale: proszę bardzo!
No litości to wy już całkiem nie macie! Odpadnie człowiek na trochę i potem goni z wywieszonym ozorem.
Od jutra mam urlop, to znaczy już mam urlop. I powoli dochodzę do siebie po dzisiejszym szaleństwie w pracy. Maluczko, a wysłałabym zwierzchność na chójkę. Ale chójki byłoby szkoda 🙁
Moi panowie od dwóch dni pedałują przez Szwecję do Norwegii w celu zobaczenia fiordów na żywe oczy. Strasznie się oburzyli niedźwiedzimi łapami i choćby im niedźwiedź nie wiem jak się pchał, do ust go nie wezmą!
Za to ja wezmę druga szklaneczkę. Za Puchalę, blog i Pawła!
Marialko, Haneczko – a co pijecie dziewczyny? Bo moja butelczyna jest pusta już. Nie wiem, czym ewentualne przyszłe toasty będę wznosić. Same krepkie napoje zostały.
paOLOre, dziękuję bardzo. Komentarz zaniosłam na blog red. Adama Szostkiewicza, bardzo tam się przyda.
Piwo, Pyro.
A jak wreszcie się zjawisz, potraktuję Cię czym tylko zechcesz 😀
Słuchajta, nie kłóćmy się – jest powieść do pisania!
Ojej, Pyra ma pusto w kielichu i spizarni z nalewkami?! 😯
Pyro, krepkiemu może lodu dołożysz, ew. cytryny i zsubtelnieje. Ja rum wypiłam na „sucho”, pierwszy raz w życiu. Dotąd rumu używałam do maku…
PS. A ginu do sernika.
Grażyno,
Wyluzuj proszę i przeczytaj wpis Heleny parę razy aby go zrozumieć. Ja akurat takie informacje przyjmuję z pokorą i wstydem, bo wielokrotnie byłem świadkiem podobnych sytuacji i mogę potwierdzić, że tacy Polacy się zdarzają. I co? I nic.
Jeszcze wiele wody upłynie w Wiśle zanim Polska stanie się krajem bardziej tolerancyjnym. Staram się zmieniać sposób myślenia i uczyć tolerancji moich najbliższych – przynajmniej tyle mogę zrobić – i będzie to długa praca, ale na pewno się uda.
I tofu i Powstanie i Romowie i powiesc. Gospodarz nas nie cenzuruje, ale to blog kulinarny, przypominam to czesto sama sobie, bo lubie bladzic po tematach. Przez te blogowe dygresje i dywagacje dowiedzialam sie sporo interesujacych rzeczy… Ale sie zdyscyplinuje i wroce do tofu… Miekkie tofu lubie pokrojone w drobna kostka w zupie miso. Tylko w tej jednej formie. Choc miso to chyba przefermentowana soja, a jak jest smaczne. Moj sasiad Japonczyk je miseczke zupy miso codziennie przed obiadem. Pewnie bedzie zyl 150 lat, choc nie wielodzietnie.
Pyro,
z krepkiego możesz zrobić mniej krepkie i łatwopijne 🙂
Pyro!
Nie mam nic do „picia”, tj mleko i herbatę mogę ale w gruncie rzeczy nie mam na to czasu bo sprzątam łazienkę i doprawdy nie wiem co robię przed komputerem 🙄
I a propos tofu- byłam kiedyś w chińskiej restauracji. Serwowano tam danie „kociołek tofu” ( czy o jakimś podobnym tytule ). Zamówiłam. Kelner na to: ” Tego niech pani nie bierze, to niedobre! Tofu niedobre!”.
Co się uśmiałam to moje. Ale „kociołka” nie odważyłam się zamówić.
Nalewki się dopiero robią, a truskawkową oszczędzam na zjazd. Trochę wypiłyśmy i właśnie się ta butelka opróżniła. A w barku zostały koniaki i wiskacze tudzież reszta Lulkowej śliwowicy – napoje godne ale nietoastowe i w żaden sposób nie nadają się do wysubtelniania.
Tofu nie jadłam, łazienka posprzątana, kelnerom ufam, Pyro rozcieńczaj, Paweł dobrze radzi.
Paweł ok… 🙂
Zaraz się przyłączę do pisania powieści Alicji , ale na razie nalałam sobie szklankę zimnego piwa z lodówki – i wcisnęłam pół cytryny ,żeby mi nie było do śmiechu , jak wypiję 😀
Pyro, z lodem. A cytryna na eksperyment, na moją odpowiedzialność, trudno.
Wiesz Haneczko, w tej anegdocie z kociołkiem było z czego się śmiać.
Otóż w restauracji byli liczni chińczycy ze smakiem rzeczone danie zajadający. Kelner zaś był jedynym kelnerem Polakiem w chińskim zespole. Myślę, że „bardzo osobiście” tofu mu nie smakowało.
I śmieję się też oczywiście sama z siebie, że nie spróbowałam!
Grażyno – miło mi się zrobiło 🙂 , dziękuję.
Tereso, trochę się boję załatwiać tak rozległy temat w kilku zdaniach, bo wtedy cokolwiek się napisze, to ktoś może powiedzieć „a nieprawda, bo…” i też będzie miał rację. No, ale bardzo generalnie – oficjalnie w niemieckich szkołach panuje absolutna poprawność polityczna i jakiekolwiek podejrzenie o dyskryminację z powodów narodowościowych powoduje wielką burzę. W praktyce w każdej grupie zawodowej są ludzie i ludziska, więc pod stołem zdarzają się przypadki dyskryminacji albo – częściej – paternalistycznego traktowania, ale są one chyba nie do końca świadome. Odzywki o genetycznej niższości są zaskarżalne, więc żaden ze znanych mi nauczycieli by sobie na nie nie pozwolił. Instytucje oświatowe są w ogóle wiele bardziej poprawne politycznie niż politycy, którzy czasem z lubością rozpętują dyskusje na temat np. „wiodącej kultury”.
Nauczanie języka mniejszości (w szkole, na prawach przedmiotu nadobowiązkowego) jest – przynajmniej w mojej okolicy – kwestią raczej ilościową, tzn. jak zbierze się tyle a tyle dzieci i znajdzie się nauczyciel, to nie ma sprawy. Ale problem zachowania równowagi między integracją a pielęgnowaniem własnych korzeni istnieje i tutaj, nie ma co ukrywać i dyskusje na ten temat toczą się od wielu lat i na wielu płaszczyznach. Tylko akurat w oświacie o tym problemie dyskutuje się z dużą delikatnością i zwykle bez sięgania po nacjonalistyczną pałkę.
Ale jeszcze raz mówię – to jest duży skrót i moje doświadczenie zgeneralizowane – sam znam wyjątki od tych zasad, na szczęście nieliczne.
Pani Grażyno, powtórzę to co napisałem wcześniej: POMYŚLEĆ potem PISAĆ
Kto jak kto , ale Helena zna się na tematyce romskiej. Wśród Romów ma wielu przyjaciół , pisała o tym wielokrotnie . Mogę nie zgadzać się z jej wieloma ocenami społeczności Romskiej mieszkającej w Polsce czy Angli , ale są to oceny wynikające z głębokiego stosunku emocjonalnego. Na całe szczęście stosunek nas Polaków do Romów się zmienia tak jak zmieniają się sami Romowie. Coraz więcej wsród nich osób wykształconych świadomych swej wartości i tego co mogą zaoferować nam wszystkim. Potrzebny jest ogromny takt i zrozumienie, chociaż nie jest to ani łatwe , ani proste. Wiele zachowań , które nam się nie podobają, często wynika z desperackiej próby ratowania tożsamości , która jest zagrożona jak nigdy dotąd. Trzeba to rozumieć i starać się akceptować…
Ostatnio wracając autobusem z Londynu do Polski podróżowałem wspólnie z grupą Romów , którzy zachowywali się skandalicznie . Czy na podstawie tego mam negatywnie i z niechęcią podchodzić do całej społeczności?
Nigdy nie napisałbym tego co Pani. Bokserem nigdy nie byłem , nie mam zamiaru ,chęci , odwagi nim zostać…
Tereso 🙂
Dzięki Grażyno 😉
Ja też ufam kelnerom / barmanom. Ostatnio w Toruniu „U Szwejka” barman namówił nas na zimną Żołądkową popijaną mlekiem. Rewelacja z kilkoma powtórkami, choć byliśmy bardzo sceptyczni. Polecam!
Marialko,
jak wspominałam wyzej, tez ochoczo próbowałam tofu, ale nie weszło, a po mojej synowej widzę i wiem, ze dla niej pies drapał tofu (czyzby Bobik?), ona uwielbia żurek z białą kiełbasą i jajkiem. Nie wierzycie?! Zdawałam z tego sprawę ostatniego września!!!
Paweł – kiedyś piłam Żołądkową. Z tego co pamiętam jest lekko słodkawa. Ale z mlekiem ( podobnie jak malibu ??) 🙄 Może być bardzo interesujący smak. A to mleko „kartonikowe” czy jakie ??
Alicjo, ja drapałem tofu? Swoje zdanie na temat tego specyjału wyraziłem o 12.44 i do tej pory go nie zmieniłem. W okolicach tofuj nie uświadczysz nawet mojego kłaka! 🙂
Bobiku, pięknie dziękuję. Wkleiłam do poprzednich. Popracuję dziś w słusznej sprawie, mam nadzieję, że jeszcze ktoś będzie uprzejmy. Bardzo proszę, u red.Szostkiewicza albo tutaj. Bez informacji nie ma organizacji, tym bardziej zmiany.
mleko było kartonikowe, łaciate i u-ha-te w ilości identycznej co żołądkowa, tzn. 50 na 50 (ml)
Marialko, mam swoją knajpkę i swój sklep ( oczywiście w pazurkach). Grzechem byłoby nie ufać 🙂
Żołądkowej nie piłam od wieków. Mleko krowiaste dzisiaj.
Bardzo pitecznie się zrobiło.
W miejsce mleka sprobujcie śmietankę, dopiero przysmak z tą żółądkową.
Mleko mam. Kartonikowe i łaciate. Mogę je sobie zrobić 50 na 50 mleka z mlekiem. Najbliższa żołądkowa z sklepie 24h.
Marialko, można zamówić u taxi, dowiozą.
Ja też mam mleko i śmietanę i niezbyt daleko stację benzynową , na której są też różne alkohole..
Tereso, podczas najbliższego weekendu przetestuję to na sobie, czego się nie robi dla dobra ludzkości 😉
Marialko, po mleku z mlekiem na pewno możesz usiąść „za kółko” i dojechać do sklepu 24h 😉
Tereso – ależ Marialka mieszka tuż przy tym sklepiku alkoholowym i stąd ma rozliczne okazje do ratowania niedopitych klientów.
A teraz dobranoc. Rano muszę wyprowadzić psa.
Jakoś bez tej żołądkowej przeżyję. Karmię się mlekiem i grzecznie pójdę spać- nie to, żeby mi się chciało ale logika każe- jutro ( dzisiaj) wstaję o 5.00. Najpierw zrobię to, co mogę tylko rano. A potem pójdę do pracy. I będę baaardzo trzeźwa! Do znudzenia trzeźwa!
O nie, Pyro.
Mieszkam nad sklepem monopolowym zamykanym o 22 🙁 Do 24h sklepu mam całe 50 m pieszo…
Wracając do zupy, Jennifer zajada w Krakowie (Chłopskie jadło) żurek, o którym wspominałam. Gdzie tylko bylismy – żarła żurek. Najbardziej smakował jej w Krakowie. Ale flaki mojej siostry Danki – jejku! To była poezja dla niej! Jen powiada, że dobrego kucharza po zupie poznasz… jest w tym coś?
http://alicja.homelinux.com/news/img_2725.jpg
Wiecie co? Teraz pójdę spać. Obudzę się nie wiadomo po co, przed szóstą. Wstanę (bo nie umiem leżeć). Całkiem spokojnie wypiję pierwszą kawę, zrobię rzeczy konieczne i z całej siły zacznę celebrować mój piękny (aczkolwek domowy) URLOP 😀
Jeden Cygan (sam się tak określił) zapytał mnie raz: Wiesz kto w taborze cygańskim ubiera się najładniej? Ten, kto najwcześniej wstaje 😉
W Helwecji problem Romów, a właściwie osobnej grupy Cyganów szwajcarskich zwanych Jenischen lub Fahrenden, jest dość delikatny, bo aż do roku 1972 zdarzały się przypadki odbierania nomadyzującym rodzinom małych dzieci i umieszczania ich w „normalnych” szwajcarskich rodzinach zastępczych, aby wyrosły na „pełnowartościowych” obywateli. Zasłużyła się w tym szczególnie organizacja Pro Juventute mająca na swych sztandarach dobro dzieci i młodzieży.
W 7-milionowym kraju z 2 milionami cudzoziemców w szkołach nie rozróżnia się między dziećmi „swoimi” i obcymi. Do szkoły muszą chodzić wszystkie, aż do ukończenia 9 klas. W aglomeracjach z dużymi skupiskami cudzoziemców zdarzają się konflikty, gdy np. w jednej klasie jest jedno dziecko szwajcarskie i dwadzieścioro bałkańskich bez elementarnej znajomości języka niemieckiego czy francuskiego. Zatroskani o postępy pociechy rodzice szwajcarscy starają się wówczas o przeniesienie ich dziecka do klasy z większym udziałem tubylców i sprawa trafia do mediów wzbudzając dyskusję o gettoizacji, przemocy wśród młodzieży etc.
Jenischen są chronioną mniejszością narodową, poszczególne kantony są zobowiązane zapobiegać ich dyskryminacji i dbać o zapewnienie wolności gospodarczej i edukacji ich dzieci, szczegółów niestety nie znam 🙁
Bobiku,
wiadomo, że klepię w klawiature 😉
Figure of speech z tym drapanie 🙂
Haneczko, dziś taki dzień piteczny… Psom upał tak doskwiera, że już od tego wariują i wierszyki o pijaństwie zaczynają pisać. Retriever zza żywopłotu jeden mi zacytował, a ja prawie całkiem wiernie przetłumaczyłem:
Spragnionym swym psim ciałem,
wykończony upałem,
nareszcie się dorwałem
do miski z hadwałem.
I żłopałem z zapałem,
niemal jakbym był na Łem-
kowszczyźnie. A jak miałem
już dosyć, to przestałem.
O! 😆
Nemo, dziękuję bardzo. Zaniosłam gdzie trzeba, z pożytkiem, jestem pewna.
Paweł, proszę o stosowne sprawozdanie. Dobrze?
Polityczna poprawność idzie czasami aż za daleko.
To, co napisała nemo, tutaj też…
Ale, wracając daleko do wpisów, Teresa pytała, jak to było z nami w Kanadzie. Już klepałam nieraz, ale powtórzę.
Dziecko do 5-tego roku życia było w domu i obydwoje bardzo dużo z nim rozmawialiśmy po polsku (zawsze, teraz jest Jen, więc inna para kaloszy, rozmawiamy po angielsku). Poszedł do szkoły – bardzo szybko nauczył się języka angielskiego.
Gdyby miał problemy, na pewno byłaby jakaś pomoc, ale … ja w ogóle nie widzę takiego problemu, bo dzieciom wystarcza 2-3 miesiące, żeby załapać!
Dzieki temu, ze ciagle ze smarkatym rozmawialismy po polsku, smarkaty mówi po polsku tak, ze w Polsce kto nie wie, to nie podejrzewałby, że smarkaty 26 lat swojego zycia (z 28) przeżył poza Polską.
Tereso, a o tych sprawach to pisałam u Owczarka… mniej więcej.
Alicjo, kiedy u Owczarka? Dzisiaj?
Nie znalazłam. Rano wstaję jutro, więc z przymusu idę lulu. Dobranoc.
Jutro też 🙂
A ja dalej mówię FU na TOFU!
O, wy spanko, a ja robota?! Niesprawiedliwość na świecie jest!
Jakie spanko, jakie spanko? Się obejścia pilnuje. Hau, hau!
Bobiku,
na Ciebie zawsze można liczyć 🙂
Niedawno w TVN był program na żywo z małej szkoły, w której zrobiono oddzielne wejście dla Romów. Było ,ze dyskryminacja, bo potem one się uczą wszystkie razem jednocześnie, gorsze warunki itd. Okazało się jednak ,że dzieci te nagminnie opuszczają zajęcia, można powiedzieć, że praktycznie nie chodzą na lekcje, nie noszą podręczników bo im się nie chce. Rodzice- Romowie nie umieli wytłumaczyć sensownie czemu ich dzieci nie chodzą regularnie na zajęcia, stwierdzili, że w szkole zimno i ich pociechy nie będą marznąć. 😯 Każde polskie dziecko wie, że w szkole bywa zimno, ale to nie oznacza, że nie chodzi się na lekcje!
Myślę, że to zaklęte koło. Może i te dzieci sa pokrzywdzone, ze oddzielnie się uczą, z drugiej strony- pokrzywdzone byłyby dzieci sumiennie się uczące, gdyby część romska zaniżała drastycznie im poziom (ciągłe wracanie do dawno przerobionego materiału). Jak wybrać między krzywdami?
Na koniec okazało się, że do oddzielnego oddziału nie chodzą tylko dzieci romskie, ale i polskie, a w” normalnych” klasach też sa i jedne i drugie….
Więc jest dyskryminacja w tym konkretnym miejscu czy nie?
Mam kolegę Roma. Wielka miłość mojej koleżanki, brak zgody (delikatnie określiłam!) rodziców, wspólna ucieczka do innego miasta, zaczęcie wspólnego życia, dziecko.Minęło parę lat od chwili, gdy dziadkowie zobaczyli swoją malutką wnuczkę. Zięć obecnie jest ukochany, bardzo dba o rodzine, pracowity, nic złego nie można powiedzieć. Życie i upór tej pary zburzyły mur nieufności.
Myślę, ze jesteśmy za bardzo jednolici narodowościowo i czasem ludzie się boją inności. Mieszamy się, wyjeżdżamy i przez to oswajamy się z innymi nacjami czy rasami.Jeszcze będąc w szkole, na dyskotece, moja przyjaciółka wprawiła mnie w osłupienie uwagą, że nie powinnam tańczyć z takim jednym bo to Ukrainiec. Odpowiedziałam jej, ze dla mnie to nie problem bo w moich żyłach trochę ukraińskiej krwi też płynie (mój pradziadek) i czy w związku z tym ona nie będzie się już ze mną zadawać?…Zresztą mając w zyłach krew ukraińską część rodziny padła ofiarą rzezi na Wołyniu 😉 Czy to coś w ogóle oznacza? 🙂
W pierwszym przedszkolu , do którego poszła moja córka, w jej grupie zreszta była Mulatka. Tatuś jej – czarny jak noc. Byli to bardzo pogodni ludzie, noszący wysoko czoła, nie czujacy sie w jakikolwiek sposób zażenowani. Wszyscy traktowali tę rodzinę bardzo przyjaźnie, a malutka Basia była pupilką zarówno wychowawczyń jak i innych dzieci.Może ich pewność siebie?…No bo co- w tym miejscu akutat zebrali się sami tolerancyjni? 😉
Nastepny przykład- lekarz- Arab. Myślałam ,zę akurat do niego nigdy nie ma kolejki- pewnie dyskryminacja. Poszłam sama z dzieckiem dwa czy trzy razy i przestałam. Niedość , że gburowaty to na medycynie sie nie zna! Mnie laika jego diagnozy zszokowały.
Mogłabym tak jeszcze parę przykładów i chyba każdy z was. …
Musimy się poznawać , ale przedtem – otworzyć swe serca na odmienność.
Tylko kto ma tego uczyć? Tyle lat walczono z wszelkimi odstępstwami od „normy”, ze wyrosły całe pokolenia lubiące urowniłowkę 🙂 Jak przekonać, ze inne też piękne?
Ojej!
To juz ta godzina?! 😯
W takim razie spadam, ale podkreślam, że jestem sumiennym sekretarzem i pilnuję kolejnych odcinków Powieści, teraz mi się gęba drze (ktoś nie śpi, zeby spać mógł ktoś, ale ileż można?! 😯 ), pozbieram w odpowiednim czasie i umieszczę, gdzie należy, nie bójta się!
p.s.
Tereso Stachurska,
szczegóły w Twojej skrzynce mailowej.
Małgosiu,
to jest trudny problem i ogólnoświatowy, można rzec, z aprobatą „innego”. Jak nie kolor skóry, to wiara, poglądy i co tam jeszcze. W razie draki (czyt. własnego niepowodzenia) zawsze na innego mozna zwalić, nie?
I jeszcze parę słów w sprawie Powstania Warszawskiego.
Osobiście nie pamiętam uroczystych obchodów w PRL-u, ale nie można powiedzieć, ze sie o tym nie mówiło. Natomiast zdecydowanie sie nie zauważało roli Stalina i Armii Czerwonej, co było istotne i w znacznym stopniu decydujące dla powstania, prawda? Ołdakowski stworzył coś wspaniałego- dużo więcej niż muzeum i za to mu chwała. Jesli chodzi o nieistnienie powstania w świadomiości to odnosi się do „zagranicy”. Wczoraj słuchałam rozmowy na ten temat i jeden z rozmówców (przepraszam, nie pamiętam ,w którym roku)szukał informacji o powstaniu na stronach , czy przez wyszukiwarkę ? BBC i znalazł dwa odniesienia , ale oba do Powstania w Gettcie. Szerzenie informacji na temat 1 sierpnia 1944 r. jest naszym narodowym obowiązkiem, by świat wiedział,. ze oprócz powstania Żydów w gettcie był też zryw mieszkańców stolicy.A czy było warto? Przecież chodziło o honor, dumę narodową, patriotyzm……Nie można w tych kategoriach w ogóle patrzeć. Ci wszyscy ocaleni mówią, że trzeba było!
Tereso,
Przepraszm że dopiero teraz ale wczoraj wieczorem już odpadłem, to chyba przez tą drugą szklaneczkę piwa 😉 Stosowne sprawozdanie zamieszczę po weekendzie.
Pawel zawsze mozna na ciebie liczyc twoja pani.
cotojest za strona poeiecćie mi bo powiem co wam zrobi muj brat natym mam login 6578 a hasło jej