Kurczę wcale nie blade
Bitwa pod Marengo w pobliżu stolicy Piemontu – Turynu 208 lat temu miała miejsce decydująca bitwa drugiej kampanii włoskiej Napoleona. Armią austriacką dowodził generał Michael Friedrich von Melas. Bitwa zakończyła się zwycięstwem Francuzów, a jej następstwem było wycofanie się Austriaków z Włoch.
Generał von Melas miał do dyspozycji około 31 000 żołnierzy i 100 dział, jego siły rozciągały się w kierunku na wschód od Aleksandrii wzdłuż rzeki Bormida. Francuzi dysponowali 23 000 żołnierzy i 15 działami. Centrum francuskie znajdowało się w okolicy wsi Marengo, oddzielone od Austriaków strumieniem Fontenone
Około godziny 11 Napoleon zorientował się, że może przegrać bitwę. Wydał rozkaz obrony do upadłego, mobilizując jednocześnie do walki wszelkie rezerwy jakie posiadał.
Około piętnastej Melasowi wydawało się, że bitwa jest wygrana i – jak się okazało przedwcześnie – wysłał kuriera do Wiednia z wiadomością o zwycięstwie. Armia Bonapartego cofała się stawiając rozpaczliwy opór, Austriacy szykowali się do zadania decydującego ciosu. W tym samym jednak czasie w sztabie Bonapartego zjawił się francuski generał Louis Charles Desaix z informacją, że jego dywizja w sile 5 000 ludzi i 8 dział jest w odległości około godziny marszu od Marengo. Francuzi musieli wytrwać jeszcze dwie godziny.
Około szesnastej Francuzi byli gotowi do kontrataku. To, co nastąpiło później, znawcy sztuki wojennej opisują jako najlepiej przeprowadzoną w całej historii wojen operację taktyczną połączonego działania piechoty, artylerii i kawalerii.
Wkrótce kolumna Austriacka przestała istnieć, dowodzący nią generał Zach, któremu Melas zdał dowództwo nad całą armią dostał się do niewoli. Około 18 było właściwie po bitwie.
Austriacy stracili 15 sztandarów, 40 armat, 6 000 zabitych, 8 000 jeńców, straty francuskie wyniosły do 7 000 zabitych i rannych. Śmierć poniósł natomiast generał Desaix. Napoleon płakał nad jego ciałem i był to pierwszy raz, gdy żołnierze widzieli łzy w oczach „Boga wojny”‚.
Po tej bitwie kucharz Napoleona – Charles Durand dostał rozkaz przygotowania posiłku.
Nie było to proste, Napoleon miał zwyczaj nie jadania niczego przed walką, był więc bardzo głodny. Wszyscy wiedzieli też, że cesarz Francuzów nie lubił czekać.
Tymczasem tabory znajdowały się daleko, a on kucharz dysponował wyłącznie kurczakiem, czterema pomidorami, trzema jajkami, czosnkiem i paroma rakami i odrobina oliwy. Spryciarz i ryzykant zarazem usmażył kawałki kurczaka, podlewając go koniakiem z manierki Napoleona. Dodał do tego trochę chleba, który dostał od żołnierzy i ułożył obok na tym samym talerzu usmażone jajka, pomidory i raki. W tamtych czasach połączenie kury i raków było całkowitą ekstrawagancją.
O dziwo cesarz Napoleon zjadł potrawę z wielkim smakiem i polecił, żeby gotować ją po każdej bitwie.
Przy następnej okazji Durand zmienił recepturę i zastąpił raki truflami, aby danie było bardziej eleganckie. Napoleon zauważył różnicę i kazał przywrócić pierwotna wersję dania, był bowiem przesądny, a połączenie kurczaka i raków skojarzyło mu się ze zwycięstwem.
Oczywiście dociekliwi historycy znaleźli rzekome dowody na to, że Durand zaczął gotować dla Napoleona dopiero w 2 lata po bitwie, a pierwsze wzmianki o tym daniu czyli kurczęciu Marengo, pojawiły się dwie dekady po bitwie. Nie bądźmy jednak zbyt dociekliwi. Historyjka jest po prostu smakowita. A jeśli chcecie zobaczyć ją we współczesnym wydaniu to zapraszam do „Kuchni z Okrasą” w sobotę 3 maja przed południem.
Komentarze
Historycy zawsze wynajda pewne niezgodnosci czasowe. A przeciez smakowitosc przytoczonej dykteryjki i w kuchni ww moze zapachniec az slinka pocieknie sama.
Rakow nie podam bo nie jadamy lecz kurczak z grila w marynacie sojowo-miodowej z ziarnem sezamu od dawna „chodzi” za mna. Kto wie , moze dzisiejszy obiad bedzie pod znakiem tej potrawy. A do tego salatka z pomidorow, papryki, szalotki, salaty, oliwek i fety – tej slonej.
Ach, az nie chce mi sie pisac – dochodzi 17-sta, ja ciagle w pracy i zanim zakasze rekawy w kuchni minie nieco czasu. A glodnam okrutnie.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
No nie! Wcięło mi wpis!!!!
Historia pasjonująca i nie ma znaczenia jaka była prawda historyczna wobez nowego , mniemam pysznego dania.
A propos historii to jeszcze 20lat temu wszyscy z mniejszą ,większą lub zupełnie bez radości szliśmy w pochodzie, a z radia płynęły piosenki rosyjskie(m.in.)
Ja przekornie w innym rytmie:
http://bogsiel.wrzuta.pl/audio/JUXGy8wmqB/ lube_-_bereza
Miało być http://bogsiel.wrzuta.pl/audio/IUXGy8wmqB/ lube_-_bereza
Echidna!
A dlaczego raków nie jadacie?
Ostatni raz i poddaję się.http://bogsiel.wrzuta.pl/IUXGy8wmqB/ lube_-_bereza
Idę do okulisty (
Paryż został dawno zdobyty ale my szykujemy się do ataku. Plan w ręku.
http://www.kulikowski.aminus3.com
Raki są smaczne ale jak pomyśleć o sposobie ich gotowania i ilości mięsa zdatnej do jedzenia….
Uparta jestem jak osioł:
http://www.wrzuta.pl/audio/tvwpviEodX/ lube_-_pozowi_mienia_po_imieni
Choć jeszcze daleko do zakata….ale też lirycznie
A ja odkad jestem w Anglii bardzo polubilam 1 maja. Bo jest to swieto obchodzone tu bardzo spontanicznie przez, za przeproszeniem, lud pracujacy i jest to swieto autentycznej, za przeproszeniem, robotniczej dumy.
Wiec niech sie swieci 1 Maja!
Raki to groźne i przebiegłe bestie. Potrafią pudło, w którym zostały przyniesione, zrzucić ze stołu i rozleźć się po całej kuchni. A jak się je próbuje złapać, to w futro się wczepiają i jeszcze chrzęszczą. Odkąd mi się to przydarzyło, nie jadam raków innych, niż już obrane. Smak smakiem, ale taki głupi to ja nie jestem, żeby dla smaku życiem ryzykować!
Udało się! Niech zyją wszystkie uparte osły 😀 Brzozy sa niżej po prawej stronie….
Heleno, masz rację.Ja nie świętuję choć sentyment po tylu latach jest chyba w każdym.Nikt nie zaprzeczy ,że było kolorowo i radośnie ,sezon na lody się zaczynał….No właśnie, idę dziś z córką na lody. Ale najpierw trzeba popracować, zrobić choć pół normy bo więcej nie da rady.Po południu idę w gości
Nie, Malgosiu, ja nie mam zadnego sentymentu do obchodow pierwszomajowych w PRL, bo nie bylam wolnym czliwiekiem, uczestniczylam pod przymusem, raz mi obnizono stopien ze sprawowania za nieobecnosc na pochodzie ( w szkole kanoniczek!, niech sie smaza w piekle), a kiedys moja ukochana dyrektorka teatru, stara kobieta i wielka aktorka, jedyna w tamtych czasach o slawie miedzynarodowej, mowila do mnie: „pojdz Helenko na ten cholerny pochod, bo ja nie moge i nie chce, a jak mlodzi nie pojda to beda mnie wzywali do minsiterstwa”, to czulam , ze mi serce peknie… Lody moge sobie kupowac kiedy chce.
Wiec nie mam najmniejszych sentymentow do tego swieta obchodzonego w Polsce, w tamtych latach.
Natomiast mam duze do obchodow w Anglii, bo tu sie zaczela rewolucja przemyslowa, tu powstawaly pierwsze zwiazki zawodowe w Europie (bo naprawde pierwszu zwiazek zalozyly kobiety amerykanskie zatrudnione w przemysle tekstylnym), tu ludzie poczuwaja sie do tradycji walki robotniczej o prawa i w to mi graj. Nie mam tez nic przecowko dzisiejszym obchodom 1 maja w Polsce. Nalezy to swieto przywrocic w sensie tradycji.
Zastanawiam się, czego brak jest człowiekowi, który wymordował w tak krótkim czasie 13 tysięcy istnień ludzkich? Po krwawej jatce, kiedy zapach krwi unosi się jeszcze w powietrzu i do uszu dochodzą jęki tysięcy rannych, on malutki człowieczek udaje się czym prędzej na obfite śniadanie, jak gdyby nigdy nic. Zjada potrawę z wielkim smakiem. Mnie skręca juz na sama myśl o tym. O jej, coraz gorzej. O jej, i pewnie nie będzie to bażant doroty l. Tylko coś pokrewnego. Juz mnie bierze …….
Na szczęście najlepsze wspomnienia z 1 Maja mam z okresu kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Tak więc pamiętam jak z babcią szłam oglądać pochód, uwielbiałam papierowe chorągiewki, dostawałam balonik na drucie no i zawsze szliśmy z rodzicami na kiermasz książki i dostawałam nową książkę. Poza tym jak było ciepło to dostawałam pozwoleństwo na pierwsze w danym roku założenie kolanówek Nie mam wspomnień kulinarnych (typu kiełbaski na papierowej tacce itp., może jedynie lody). Jak byłam starsza to nikt mnie nie zmuszał (z czego się cieszę) do pierwszomajowych pochodów (chociaż chyba raz byłam z harcerzami – ale pamiętam to bardzo słabo). Tak więc to „przymusowe” oblicze 1 Maja znam raczej z relacji innych.
Wysłuchałam brzozy i niektóre inne. Przyjemnie się słucha no i stwierdziłam, że jeszcze pamiętam cośkolwiek po rosyjsku.
Kurczak dziś u mnie całkiem normalny – z ziołami. Po przeczytaniu tekstu”Kurcze wcale nie blade” zaczęłam szukać czegoś bardziej ekstra (lub ekstrawaganckiego) co można by do gara dorzucić i… znalazłam. na działce wyrosło mi 8 smardzy! A to dobry grzyb jadalny (i chroniony, chociaż ostatnio dosyć „chętnie” rośnie w ogrodach, na klombach ściółkowanych korą itp.). Moich smardzy nie mam jednak serca zjeść. serca jednak i
Powtarzam, choc nikt mi nie wierzy, ze najlepsze danie swiata z kurczaka jest po zanizbarsku – moje absolutnie popisowe, ktorego recepte dlama kuz kilkunastu osobom i wciaz prosza. Przepis ten schomikowala zapobiegliwa i nieoceniona Alicja, ale nie bardzo wiem jak sie tam dostac, do gromadzonych przez nia przepisow.
Do kurczaka po zanzibarsku nalezy faktycznie kupic rozne przyprawy, ktorych nie trzymamy w domu, ale sie to oplaca, poniewaz po przepis ten chetnie i czesto siegamy, jak sie juz raz odwazymy zrobic. Jest bardzo, bardzo satysfakcjonujacy, zarowno dla kucharza jak i konsumenta. Warto go robic na co najmniej trzy osoby, choc ja zazwyczaj robie dla 4-5.
Po prostu nie istnieje kurczak lepszy niz po zanzibarsku.
Tak mnie pochwały kurczaka po zanzibarsku zaintrygowały, że dotarłam do przepisu zapisanego przez Alicję. http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Kurczak_po_zanzibarsku_Heleny.html
Nie bardzo wiem skąd wziąć krem kokosowy, ale się dowiem.
Aż mi wstyd, że mój kurczak dusi się dziś z tak pospolitymi przyprawami!
Już wiem co to krem kokosowy i skąd go wziąc.
Jedna wszakoz poprawka. Cumin przetlumaczylam jako kminek, bo sadzilam wowczas ze jest to to samo. Ale chodzi oczywiscie o kmin, a nie kminek, czyli te takie ziarenka proste a nie zakrzywione. Co dzis wiem dzieki dyskusji na tym forum. To sa pokrewne przyprawy, acz nie te same.
Obiecywałem kiedyś pokazać pączki mojej glicynii z bliska. Nie jest to łatwe, bo one się lubią wspinać i siedzieć na wysokościach, ale kilka udało mi się upolować:
http://www.wowil.coldlight.pl/rudera/img_dom/4325smoki2.jpg
Pączki glicynii śliczne, „wypasione”, chętnie zobaczyłabym je też po rozkwitnięciu. 3 lata temu posadziłam glicynię przy drewnianym łuku i czekam teraz na zwieszające się z tego łuku kwiaty (podobno kwitnie po 3-7 lat od posadzenia). I moja cierpliwość wystawiona jes tu na próbę.
Dorota z Poznania,
proszę o informacje w sprawie kremu kokosowego. Nadal nie wiem…
Jak się już ma w domu mleko kokosowe (najlepiej zaopatrzyć się od razu w duże ilości), to można zacząć z nim radośnie eksperymentować, dodając tam, gdzie prawdziwy Polak dodałby śmietany. Zyskuje się całą litanię nowych potraw z egzotycznym powiewem, zwłaszcza jak się ma pod ręką jeszcze sos sojowy i kilka wschodnich przypraw. Drób, wieprzowina, ryby, jarzyny, wszystko to się nader chętnie w mleku kokosowym pławi i śpiewa hymny pochwalne. A jak Wam się już eksperymenty trochę znudzą, to podam Wam przepis na jeszcze innego kurczaka, ukradziony znajomemu Nigeryjczykowi. 🙂
Arkadiusie, nad Twoim komentarzem głęboko się zadumałem. Obawiam się, niestety, że Dżyngis Chanowi i paru innym też apetyt dopisywał. 🙁 Ale gdybyś chciał spróbować kurczaka Marengo bez żołądkowych sensacji, to donoszę, że Marengo jest również nazwą karmy dla psów. Mnie wchodzi bez żadnych problemów, więc może i Tobie taki kurczak Marengo wejdzie gładko. 🙂
Heleno, moje wspomnienia dotyczące pochodów są różne od twoich bo ja w 1989 zdawałam maturę a to był pierwszy rok bez pochodu. Choć w pełni podzielam twoją opinię na temat przymusu świętowania…
Przepis na kurczaka przepisałam ,ale też nie znam kremu kokosowego.Czym ew. można go zastąpić?
Psiak był dzisiaj po raz pierwszy wyprowadzony z domu skoro świt i był to spacer dziewiczy – tak go fascynowały trawki i gołębie, że zawartość brzuszka doniósł z powrotem do domu i udekorował Ani panele podłogowe. Daję słowo, że kiedy zrobi coś takiego, to mu sie mordka śmieje.W tej chwili śpią zgodnie obydwoje: Ania przyrzucona kocem, a Radek na jej udach dupsia, a łebek zwieszony na dół. Dziwnie, że mu tak wygodnie. Zrywa ją ostatnio o 4 rano, więc nic dziwnego, że w południe trzeba dospać.
Glicynie – stare wille z XX-lecia są często oplecione glicynią ale u nas kwitną znacznie później, dopiero w czerwcu. Widok jest oszałamiający. Ja mam tylko jeden szkopuł glicyniowy – kochają ją pająki, a ja mam dwóch wrogów śmiertelnych – pająki i chrabąszcze. Wolałabym spotkać lwa alibo i tygrysa nawet. Moje szaszłyki już nanizane na pręty ze starych drutów dziewiarskich. Za godzinę włączę piekarnik. Truskawki pokrojone i przesypane cukrem – inaczej nikt by tego rarytasu w usta nie wziął.
Mój kolega dawno temu wprawił mnie w osłupienie, gdy wyznał ,że (jest prokuratorem)gdy pierwszy raz zobaczył zwłoki poczuł wielką chęć na napoleonkę.Oczywiście po opuszczeniu miejsca zbrodni.Sam się dziwił….Może Arkadiusie, niektóre typy tak mają?
Witam,
Wzmianka o kminie (kuminie jak kto woli) podsunela mi pomysl by zaproponowac przepis na kurczaka w rozmarynie.
Skladniki:
4 piersi kurczaka bez skory
maka – 2 lyzki
cumin (kmin) – 1/2 lyzeczki
tumeric (tumerik?) – 1/2 lyzeczki
plynny miod – 2 lyzki
sok z jednej cytryny
rozdrobniony rozmaryn – 1 lyzka
kilka lyzek smietany
ryz
troche soli
Sposob przyrzadzania:
Do woreczka wsypuje make, tumeric, cumin oraz sol i po kolei panieruje piersi kurczaka.
Wczesniej robie zalewe z miodu wymieszanego z sokiem z cytryny oraz rozmarynem.
Obsmazam szybko piersi kurczaka z obu stron.
Polewam zalewa i dusze na malym ogniu 15 minut.
Po wyjeciu kurczakow z patelni wlewam smietane, mieszam z sosem i polewam piersi kurze, ktore najlepiej tutaj smakuja z ryzem.
Najczesciej przygotowywuje ciut wiecej sosu niz to jest podane w przepisie, ale to juz zalezy od tego co kto lubi.
Krem kokosowy kupuje sie w tym samym miejscy na polce sklepowej co mleko kokosowe, takze w Polsce, a co najmniej w Gdyni, gdzie kupowalysmy niejednokrotnie. Nie mylic ze skremowanym kokosem (creamed coconut). Jesli ktos nie dostanie kremu, to chyba nie bedzie wielkiego dramatu jesli sie da troche wiecej mleka kokosowego, ale wtedy gotowalabym troche dluzej PRZED wrzuceniem kawalkow kurczaka. Chetnie zapoznam sie z kurczakiem po nigeryjsku.
Ten przepis po zanzibarsku ogladalam w TV BBC robiony przez kucharza z Zanzibaru, ktory mowil, ze jest to jego klasyczny przepis robiony rzez jego matke i on osobiscie nie zna lepszego. Potem zajrzalam na jego strone internetowa i sciagnelam.
W tym celu kupilam nawet (ale zawsze chcialam) duza zeliwna kokote (co tak swego czasu rozsmieszylo ukochana Pyre) made in France.
Dzień dobry Szampaństwu w ten zimny poranek.
A cóżeś Ty Arkadiusie taki obrzydliwy, chłopcy się pobawili, nic dziwnego, że zgłodnieli!
Teraz nie inaczej, tyle, że do zabawy maja bardziej wyrafinowane zabawki, a nie szable, rapiery, muszkiety czy co tam. I też płaczą współcześni Bogowie Wojny nad chłopcami wracającymi z pola zabaw w body bags, publicznie ocierają sobie łzy we falgi państwowe, a potem na wyżerkę.
Ostatnio trochę uzupełniam i porządkuję nasze przepisy (adres podaję poniżej, Heleno) i znalazłam kurczaka po zanzibarsku, sama się zdziwiłam, ze jeszcze tego nie zrobiłam, u mnie kurczę występuje w kuchni najczęściej, po rybach. Drugim takim przepisem, o którym „myślę” od długiego czasu, jest indyk w czekoladzie, jak na razie, na myśleniu się kończyło, ale może będzie okazja, musi być duża, na odpowiednią ilość osób.
Kucharko, z tym zielonym pieprzem chyba trafiłaś, rozejrzę się po naszych delikatesach, dzięki.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Aha, aha! Turmerik to kurkuma. Bloody hell!
A ja lubiłam 1-Mqajowe pochody. Najpierw chodziłam z Rodzicami i dostawałam baloniki, chorągiewki i wietraczki na patyku. Potem chodziłam z moim liceum i wypracowaliśmy sobie obyczaj przeniesiony potem w dorosłość, czyli spotkanie wsystkich pod szturmówkami, sprawdzenie listy obecności, przejście jakicś 200 metrów i pojedyncze urywanie się z pochodu. Spotykaliśmy się po pół godzinie w ulubionej kawiarni na lodach i pogaduchach. Potem, przed powrotem do domu trzeba było zaliczyć wielką, soczystą parówkę z musztardą (nigdy nie smakowała tak, jak ta „pochodowa”, kupić do domu coś, co aktualnie „rzucili” (czasem nawet cytryny) i potem jeszcze kiermasz książki. W domu lądowałam ok 15.00. Tato robił to samo i w rezultacie rodzina była nieźle obkupiona po 1-Maja. Mama nam kupowała sandałki albo bluzki. Książki znosili wszyscy.
Potem chodziłam ze swoimi dziećmi i schemat był ten sam. Dramatyczny był pochód tuż po stanie wojennym, chyba w 1983r. i to za sprawą pogody. Mój Ojciec zawsze twierdził, że św.Piotr jest komunistą – 1 Maja pogoda jak drut, a w oktawę bOżEGO cIAłA leje regularnie. A wtedy święty się widać zapisał do Solidarności. Było chłodno ale słonecznie. Ja miałam kurtkę z kapturem, dziewczynki pełniły ze swoją drużyną harcerską służbę porządkową. W mundurkach, bez kurtek. Nagle zaczęła się mokra śnieżyca. Śnieg walił tonami. Panny dotarły do domu sine i mokre do skóry. Tato je tak jak stały w mokrych ciuchach pakował do wanny z ciepłą wodą żeby się rozgrzały, matka naszykowała herbaty z rumem i zapakowała druhny do łóżka. I co? I nawet kataru nie dostały. Wstały po 2 godzinach, jak te skowroneczki. I chyba był to ostatni pochód, w którym brałam udział.
Małgosiu,
napoleonkę? Nie idzie mi o nazwę, ale o zawartość cukrów w dziele. Cukrów, którymi się „owocnie” odżywiają komórki nowotworowe i pasożyty. Pozostańmy przy pasożytach. Może Napoleon był zarobaczony?
PS. Nadmiar białek organizm człowieka przetwarza na cukry. Sprawdzałam w „Biochemii” Harpera.
Ja tez po kazdym „wymordowaniu 13 tysiecy ludzkich istnien” zwyklem zawsze pogryzac sobie kurczaczka i nie wiedzialem, ze to plagiat.
Ty, Arkady, w dryf idziesz, ja tak patrzé.Taki rygoryzm moralny, choc ladny i nawet estetycznie zaangazowany, to wiedzie na cywilizacyjne manowce. Gdzie wtedy te piramidy i wiszace ogrody, waly hadriana i termy dioklecjana, co? Gdyby nie podobni temu „malutkiemu czlowieczkowi”, pewnie nadal siedzielibysmy na palmach usilujac przegryzc kokosa? Moze u dolu chodziliby samopas kurczaki, nie wiedzac, ze to zanzibar? Taaa… Alternatywna historia, to jest to, tylko kto produkowalby wtedy deski i zagle? 😉
Wskazówek co do kremu kokosowego udzieliła już Helena (podobne dostałam od koleżanki, tylko oczywiście nie mogłam sprawdzić jeszcze w sklepie czy w Poznaniu osiągalne).
Doroto z Poznania – w Starym Browarze na piętrze, prawie na przeciwko tych krakowskich delikatesów jest sklepik „kuchnie świata” – tam są wszystkie możliwe przyprawy i ingrediencje. Zajrzyj. Mają też stronkę internetową. Możesz sprawdzić ceny. Marialka korzysta i czasem coś mi kupi kiedy poproszę.
Pyro! Dziękuję za wskazówkę, coś mi sie wydaje, że jutro do tych „kuchni świata” zajrzę.
Pozazdrosciwszy Bobikowych glicynii, poslalam do niezmordowanej Alicji kilka zdjec z kwiatkow wlasnie zasadzonych przed moimi drzwimai i przed drzwiami (niebieskimi) E. Duza donica przezd jej drzwiami zostala zainstalowana po to by ona sie mogla trzymac wychodzac za prog i nie wygladalo to jak udogodnienia spolecznej sluzby zdrowia. W na stale rosnie w niej wyhodowane przeze mnie „drzewko” lawendowe pod ktorym wysadzam co roku przelewajace sie z donicy pelargonie i inne kolorowe pieknosci. Ale jeszcze sie nie przelewaja… Watch this space!
Nie ma glupich! Nikt mnie juz do rozmow o 1 maja w PRL nie sprowokuje. Ja tam chodze na manifestacje w sprawie praw czlowieka w Chinach. O tym jest naklejka na moim oknie kuchennym (musialam przeprosic dwoch milych chinskich studentow, mieszkajacych za sciana u E., ze to nie jest przeciwko nim, tylko przeciwko wladzom w Pekinie. Zmilczeli.)
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kwiaty_Heleny/
Ha, dzieki Alu!
Niech się święci 1.Maja! Mnie się kojarzy z kwitnącą aleją czereśniową koło mojego domu rodzinnego. 3 kilometry pobielonych pni i ukwiecone korony pełne brzęczących pszczół. Pamiętam tylko jeden „przymusowy” pochód, na którym dziewczyny ze szkoły musiały przed trybuną robić pokaz gimnastyczny ćwiczony na kilku lekcjach WF, ale i tak nie bardzo wyszedł 🙁 Nie pamiętam rosyjskich piosenek w radiu, jak tu ktoś wspominał, ani jakiegoś szczególnego nacisku na udział w pochodach. Pamiętam jednak tzw. wyprzedzające posłuszeństwo czyli zgadywanie życzeń sekretarzy partyjnych i pilny udział niektórych w nadziei, że zostaną pozytywnie zauważeni i łatwiej będzie uzyskać wymarzone talony na różne dobra. Przez 5 lat studiów wszystkie 1.Maje spędziłam maszerując o 5 rano z ciężkim plecakiem przed umajoną ale pustą trybuną w Olsztynie k. Częstochowy, gdzie tradycyjnie spotykali się speleolodzy z całej Polski. Spotykalismy się oczywiście nie na trybunie lecz w okolicach ruin zamku olsztynskiego 😉 Pamiętam jedno przeżycie kulinarne z tego czasu. Jeden z kolegów przywiózł ze sobą papierową torbe wądzonych szprotek luzem, które okazały się niejadalne. Rozeźlony odrzucił tę torbę wraz z zawartością z tak wielkim rozmachem, że ta zawisła na rozłożystej sośnie i przez kilka godzin spadały z niej rozgrzane słońcem i niezwykle „aromatyczne” pojedyncze rybki…
U mnie po obiedzie. Jedliśmy mlode ziemniaki w mundurkach z twarozkiem ziarnistym (cottage) ze szczypiorkiem oraz solonym śledzikiem z dodatkiem sosu z majonezu, jogurtu, czosnku i zielonego pieprzu. Przed obiadem byliśmy na spacerze w nadjeziornym lasku i znalezlismy jednego (!) smardza. Moja przyjaciółka z kantonu Vaud doniosła wczoraj, że w tym sezonie zebrała już 100 sztuk! Nasz waży 45 gramów i będzie jedzony na kolację.
… między kromuchą a parzeniem herbaty.
Heleno,moja synowa jakoś nie zapaliła się do rozmowy o Tybecie, kiedyś tak z rozpędu zaczęłam – zdziwiło mnie, bo wydawało mi się, że urodzona tutaj, a i poglądy ma *tutejsze*, radykalna w wielu sprawach, przecież interesuje się polityką (miała zamiar studiować nauki polityczne) a tu ją nagle zastopowało. Nie wiem, może przypadek, ja nie drążyłam tematu, ale zdziwiło mnie, że ta gaduła nie podjęła, jak to w jej zwyczaju. Zaczepię ją przy okazji, ciekawa jestem, co naprawdę o tym myśli.
Ludzie ratunku, mam chwilę, bo ruch wściekły.
Nie mam w domu chleba, a co gorsza także mąki. Jedynie kilogram krupczatki, nędzne resztki zwykłej i trochę ziemniaczanej. Mam też drożdże. Jaką namiastkę pieczywa mogę z tego wykonać? Musi być w miarę normalne (teściowa).
Zeliwna kokota moje serce też uradowała 😀
Przepis na kurczaka podaję z zastrzeżeniami.
Zastrzeżenie pierwsze: ponieważ gotuję praktycznie wyłącznie na oko, to i przepisy podaję z głowy, czyli z niczego. Jak ktoś chce koniecznie wiedzieć ile czego, to musi przyjechać, spoglądać mi przez ramię podczas akcji i notować.
Zastrzeżenie drugie: nazwanie tego kurczaka „po nigeryjsku” byłoby pewnym nadużyciem, bo ten sposób przyrządzania mięs i ryb zna chyba cała Zachodnia Afryka. Ja mówię „kurczak Nickiego”, żeby w ten sposób uhonorować dobrodzieja, któremu ten przepis wyniosłem.
Do zrobienia potrzebne są przede wszystkim tam-tamy. Przy pomocy tychże zawiadamia się bliższą i dalszą okolicę, że będzie dużo dobrego jedzenia i należy wyruszyć w drogę, żeby zdążyć przd zmierzchem i samemu nie stać się posiłkiem lwów. Ostatnio i w Afryce tam-tamy coraz częściej zastępuje internet, ale nie jest to nadmiernie stylowe. Następnie potrzebny będzie kurczak podzielony na średnie kawałki (np. z jednego ptaka 8 kawałków). Kurczaka należy obsmażyć na oleju, to samo zrobić z cebulą i papryczką chili, wrzucić wszystko do gara, podlać wodą albo bulionem, dodać pomidorów z puszki albo koncentratu, czosnek, z przypraw trochę papryki, kmin (od biedy parę ziarenek kminku)i pieprz, a potem dusić. Jak kurczak będzie prawie miękki, dołożyć niesłodzonego masła arachidowego, a jeszcze lepiej wytropić w sklepie ekologicznym nie masło, tylko krem z utartych lub posiekanych fistaszków bez dodatków. Od biedy można te fistaszki siekać własnoręcznie, ale serdecznie odradzam, bo musi to być bardzo, bardzo drobno. Dodusić i tyle. Cały wic jest w wypracowaniu sobie właściwych proporcji między pomidorami i masłem fistaszkowym, ale to daje się zrobić poprzez dodawanie trochę tego, trochę tego i próbowanie. Ma być ostre, więc w razie czego dosypać chili w proszku!
Teraz jak to się je: na stole stawia się jedną miskę z kurczakiem w sosie i drugą z fufu. Każdy dostaje na swój liść bananowca (no dobra, ja wiem, że weźmiecie zamiast tego talerz, ale correct to nie jest) kawałek mięsa, następnie nabiera w prawą dłoń sporą grudkę fufu, macza w sosie i zjada, przegryzając od czasu do czasu mięsem, również maczanym w sosie. Czyli nie je się z jednej miski, a z dwóch.
Pewnie jeszcze mam powiedzieć, co to jest fufu? Proszę bardzo. Fufu to jest rodzaj puree z manioku, czyli kasawy. Nieliczni nieszczęśnicy, ktżrym kasawa nie rośnie na poletku za domem, mogą to zastąpić puree ziemniaczanym, zagęszczonym dodatkowo mączką ziemniaczaną – chwilę pogotować razem, solidnie wiosłując kopyścią, żeby straciło posmak surowizny.
Nie twierdzę, że to jest lepsze od kurczaka po zanzibarsku, ale sytuuje się gdzieś około tego poziomu. 🙂
Już mi lepiej. Rżnę i ja. Krew sika po ścianach. Flaki leżą na blacie i śmierdzą. Mi morda się śmieje. Wszystko wraca do normy. Tylko łuski po siejach zapchały zlewozmywak. Woda leje się na podłogę gdzie rusza się jeszcze dwuipółkilogramowy sum. Dam mu tylko w łeb i do lodówki. Wystarczy roboty, paluchy oklejone plastrami. Ale śpiewać mogę:
Obłudzie zdzierców, rządom kata
wyzwania zgodnie rzucim krzyk,
co wojsk szeregi z ludem zbrata:
Hej, kolby w góre, łamać szyk.
I żołnierz, wiedząc przeciw komu,
a z kim o lepszy walczy los,
bratobójczego sprawcom sromu
śmiertelny jutro zada cios.
Dziś lud roboczy wsi i miasta
W jedności swojej stwarza moc,
Co się po ziemi wszerz rozrasta,
Jak świt łamiący wieków noc…
Precz darmozjadów rodzie sępi!
Czyż nie dość żerów z naszych ciał?
Gdy lud wam krwawe szpony stępi,
Dzień szczęścia będzie wiecznie trwał
To raczej w imie pokoju w rodzinie nie radze wyweszac tybetanskiej flagi… Ja zamowilam. Mam tez piekny znaczek – „team tibet” na tle tybetanskiej flagi i kolek olimpijskich. Poszukuje takiego znaczka z kolkami olimpijskimi z kolczastch drutow, ale nigdzie w internecie dotad nie znalazlam, choc widzialam na zdjeciach. Tybetanczycy nie maja najwyrazniej tak dobrej przewodniczacej kampanii propagandowej, jak ta ktora organizowala obchody katynskie w 40 rocznice w Nowym Jorku…. Nikt nie zostal wtedy bez znaczka i plakatu.
A tu – nalepeczka jak znaczek pocztowy!
Torlinie – bo ten „specyjal” nie na nasze podniebienia. Podobnie jak owoce morza. Acha – coby nie bylo niedowmowien: probowalam – zdecydowanie nie dla mnie. Wombat podziela moje zdanie.
Heleno – chyba przeoczylas moje zachwyty nad daniem jakie juz dawno polecalas, czyli zanzibarskim kurczakiem (albo jak wolisz kurczakiem po zanzibarsku). Zrobilam juz dwa razy – za kazdym razem smakowalo wysmienicie. Jedyny szkopul – choc smakowite, nie mozna podawac zbyt czesto. Syte okrutnie. Jak to w Albionie mawaja: very rich.
Mimo tego polecam zanzibarskie danie milosnikom kurczaka.
1 Maja kazdy swietowal jak potrafil lub chcial. I zapewnie nikogo nie zdziwi, ze i w Polsce byli ludzie jacy spontanicznie obchodzili swieto robotnicze. Dla wielu byl to moze i przymus, dla innych nie. I tych ostatnich mi bardzo zal. Ich spontanicznosci, wiary i co tu duzo ukrywac naiwnosci.
A z ta wolnoscia Heleno… Ja tam bylam wolnym czlekiem w PRL-u. Nawet dyplom zdobylam. Przedszkola. Panstwowego.
Choc ni razu na pochodzie nie bylam. Szkoda. O to jedno doswiadczenie jestem ubozsza.
Echidna
Juz spiesze wyjasnic co to jest fufu. Fufu to ja robie, kiedy ktos bez nalezytej troski i delikatnosci usiluje wyszczotkowac mi koltuna pod ogonem albo zbliza sie z odkirzaczem do mojego fotela, kiedy ja na nim wlasnie wypoczywam. Wtedy robie straszne okragle oczy i mowie: Fu! Fu!
Co do kurczaka Nicky’ego . Nie jestem pewien tego ostrego dodatku, ale reszta wyglada mi na calkiem jadalna. Zamowie u Naszej przy najblizszej okazji. Ona jest wprawdzie od wczoraj pod specjalna ochrona, ale jest to tymczasowe i zanadto nie bedziemy sie z nia ceregielic. Czas zajac sie kotami, a nie tylko kwiatkami w skrzynce od strony kuchni.
A to swietnie, Echidno, to swietnie. Ja sie czuje bardzo ewangelicznie w sprawie tego kurczaka. Ide i nauczam.
U nas w ogólniaku było obowiązkowe uczestniczenie w pochodach, a poza tym te idiotyczne pokazy gimnastyczne na stadionie. Naszą wychowawczynią była pani od wuefu – trzeba więcej dodawać?! 🙄 Dziewczyny ubrane w krótkie, granatowe spódniczki, białe podkoszulki, podkolanówki, chłopaków jakoś nie pamiętam w tych ansamblach. O ile sobie przypominam, byłyśmy z tego zwolnione jedynie w klasie maturalnej, z tych durnych ćwiczeń i pokazów, ale nie z uczestnictwa w pochodzie. Urwaliśmy się grupą po sprawdzeniu obecności. Potem był jarzębiak na winiaku i nieszczęsna ratafia pod korniszony 😯 , nauczka zapamiętana na całe życie! Było nas wtedy sporo do tych dwóch niewielkich przecież butelek, ale dla niektórych skończyło się rewolucyjnie.
Poniżej dla Nemo, fotka z podróży dziecka lata temu. Chyba się dobrze domyślam (dziecko nie podpisywało), bo nie jest to Ogrodzieniec, na Chęciny mi nie wygląda, więc pozostaje Olsztyn, bo tam też się włóczyli z Dziadkiem.
http://alicja.homelinux.com/news/Olsztyn.jpg
Mniam! Po tradycyjnym pochodzie pierwszomajowym w Lesie Kabackim, w poczuciu dobrze spełnionego robociarskiego obowiązku objadłam się właśnie szparagami z dodatkiem serka szczypiorkowego oraz truskawkami w jogurcie z odrobiną amaretto. A teraz do arbeitu, bo w Święto Pracy się pracuje.
Alicjo,
dzieki 🙂 To jest Olsztyn.
Haneczko,
focaccia, chalka, bulka…
Wiśnie kwitną , słońce grzeje tylko pszczół nie widać zupełnie. Chyba wszystkie wyginęły 🙁
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/NowyFolder7
Czy kasawe da sie zastapic batatami? Bo jestem daleko od sklepu, gdzie to sprzedaja.
PO angoelsku to sie jeszcze nazywa tapioca. Dziwne, bo widzialam to w puszkach, ale muslalam, ze to jakis slodki syrop, nie wiem skad to skojarzenie.
Przypominam sobie natomiast program o survival w Afryce, gdzie jakies bardzo egzotyczne plemie wykopywalo korzonki dzikiej kasawy z ziemi i tym sie zajadalo.
Jest tu facet, ktory robi fenomenalne programy telewizyjne z survival w roznych czesciach swiata, np w puszczy brazylijskiej czy na jakichs zasniezonych wertepach w Islandii, a nawet spotkal sie ze starymi zydowskimi partyzantami na Bialorusi, ktorzy w czasie wojny ukrywali sie w lesie i nigdy nie zagladali do zadnej wsi. Uczyli go jak przyrzadzac jedzenie z kory brzozowej i innych smakolykow dostepnych w zimie.
Misiu, olsniewajace zdjecia!
Pickwicku, nie wydaje mi się, żeby nadmierne wymachiwanie łapami było w tej chwili dla Waszej szczególnie wskazane, a jak grać na tam-tamach bez wymachiwania? Może odczekaj jeszcze kilka dni, kurczak nie zając, nie ucieknie. Ale za parę dni ją pogoń, bo końcu po odbębnieniu na tam-tamach musi przyrządzić jeszcze tylko mięso, fufu przecież Ty jej dostarczasz. A najcięższa robota w tym wszystkim to jest właśnie tłuczenie manioku na fufu.
Toz mowie. Dzien-dwa i koniec taryfy ulgowej.
tak Alicjo
to jest Olsztyn ale pod Częstochową
bo już raz dałem się nabrać na ten mój czyli warmiński
Ja byłam na pochodzie raz w latach siedemdziesiątych. W moim liceum wysyłano trzecie klasy na ten spęd. Można było nas to tego zmusić, bo za rok matura i nie należało się narażać. Czekało się godzinami na Grzybowskiej, żeby ruszyć, listę sprawdzano na początku, więc wszyscy, którym udało pozbyć się szturmówek i innych transparentów dyskretnie znikała, mnie się udało. Tak się zakończył ten jedyny pochód w moim życiu.
A dziś na obiad pieczona jagnięcina, jeszcze się marynuje.
Heleno, tapioka to nie to samo, ona się nadaje chyba tylko do deserów. Ale w tajemnicy Ci się przyznam, że ja kasawę zastępuję oprócz ziemniaków ryżem, kuskusem, makaronem, a łapę widelcem i w każdej postaci mi smakuje. 😀
Z kawałkiem bagietki też można! 🙂
Brzucho,
toż to się rozumie, że Jura!
Misiu,
ja u siebie w ubiegłym tygodniu widziałam parę pszczół na ogródku, ale zrobiło się zimno i pochowały się. Podobno 90% północnoamerykańskich pszczół znikło. Jedni winia jakąś zarazę, inni twierdzą, ze to kombinacja kilku rzeczy do kupy, w każdym razie pszczelarze pomstują. Co będzie, pozyjemy, zobaczymy.
Alicjo, a u mnie od czasu do czasu, bez roznicy na temperature pokazuje sie cichy motylek.
Swiętujcie do upadu, majówkujcie się ile wlezie, a ja w ramach tradycyjnej przyjaźni krakowsko-warszawskiej lecę pomóc mamie witać z dawna obszczekiwanych Gości Ze Stolicy. 😀
Alicjo, ale czy wyjdzie z krupczatki? Nie mam czasu was poczytać 🙁
Haneczko – wyjdzie z krupczatki. To jedna z dwóch najlepszych mąk prócz tortowej.
Takiemu cielęciu nie powinno wyjść nawet z manny niebiańskiej.
Dziekuję. Co za karuzela!
Haneczko,
jeśli jest możliwość zemleć można dodać ze 100 g mąki gryczanej (kaszę gryczaną zemleć) na 400 g krupczatki. Można zrobić nie na wodzie a na soku/przecierze pomidorowym z dodatkiem żółtego sera i oliwek. Można dodać ziaren różnych i śliwek suszonych, albo suszonych jabłek. Końca nie ma.
Wyszłam przed południem, żeby zrobić parę zdjęć, mimo słońca zmarzłam, jest przenikliwe zimno.
Górka miała zostać dzika, jaką zastaliśmy (konwalie, trillium, wszędobylski barwinek, paprocie etc.), ale jak zasadziłam tulipany i narcyze z przodu domu, wiewióry zaprotestowały. Nie było po ich myśli i prawie wszystkie narcyze przeniosły na górkę. Z przodu zostało zaledwie kilka. Postanowiłam w tym roku wykopać i przenieść z przodu domu, tam gdzie były. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku i kto wygra. Kilka fotek z kwitnących teraz w domu.
Wracam do roboty. Miłego świętowania!
http://alicja.homelinux.com/news/Wiosna/
Gorka sliczna. Kot moglby tu byc bardzo szczesliwy, miejsce lowne, zaloze sie, ze ciekawie pachnace, no i te wiewiorki i chipmunki – ze wszechmiar warto sie z nimi blizej zapoznac. Moglbym nawet porozmaoiwac z niejedna wiewiorka w sprawie cebulek roslinnych.
Alicjo, u mnie właśnie kwitnie hoja różowa, równie piękna. Biała dopiero się szykuje.Bardzo lubię te kwiaty choć zapach mógłby być mniej intensywny.
Co do owadów, to spotkałam dziś w lesie wielkiego trzmiela, różne takie gryzące oraz motylka (więcej ich było, ale na tego zwróciłam uwagę), jakiego dotąd nie widziałam: niewielki, mniejszy od bielinka, biały i z ostro pomarańczowymi plamami na skrzydłach.
Zainteresowanym – http://zdrowie.onet.pl/1484221,2039,,,,oszustwa_medycyny_alternatywnej,profilaktyka.html .
1 Maja w Lesie Kabackim:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Kabaty1Maja
Oooooooo!!! Na mój nos to już pachnie (czeremcha!), a zielono, że hej! Moja czeremcha dopiero pąki liści wypuściła, kudy jej do kwitnienia! A zawilce w mojej przyrodzie nie wystepują 🙁
Za to inne wystepują, ale jeszcze troche czasu musi upłynąć i cieplej się zrobić.
U mnie w lesie za domem też młode kloniki, latem tworzą prawdziwą dżunglę i hotel dla komarów. Latem do lasu wejść nie można, tego za domem. Teraz i jesienią odpowiednia pora na spacery – inaczej żywcem komarcy zeżrą człowieka, i bez przypraw!
Boże, jaki piękny ten wiosenny las. I te wonie – fiołki, czeremcha, lada dzień klina i pełen pewnie świergotu ptaków.
Piekny wyjazd. Wszystko takie swieze.
A na samym koncu cos jakby uliczne haiku, ale nie do konca haiku, chyba, ze po polsku sa troche inne reguly?
Fajnie jest polaczyc graffitti i haiku, nie?
Ach, zwłaszcza jeden był taki Wielki Improwizator – kos, chciałam go sfotografować, ale mi nawiał 🙁
Czy myslicie, ze biedny Woyzeck jeszcze sie doczeka w tym roku zony? Ja troche trace nadzieje, bo inne panie juz dawno wysiaduja jajka.
Podgladam go czasami w nocy i widze jak smutno kreci sie po gniezdzie. Jest mo okropnie zal biednego ptaszka. Takie nieszczescie w zeszlym roku, a w tym roku zadnej do tej pory narzeczonej.
To jest faktycznie bardzo pózno. W zeszłym roku przyleciały wcześnie, 6 kwietnia, no ale połowa kwietnia to zwyczajowa pora. Może jeszcze jakaś młodka się zjawi i przynajmniej sobie poromansuja, umówia się na przyszły rok? Polatałby trochę za panienkami, może by znalazł jaką na mokradłach?
Czeka mnie noc na posterunku przed telewizorem, bo o wpol do dwunastej naszego czasu mozna bedzie odbierac pierwsze wyniki glosowania w dzisiejszych wyborach. Trzymajcie kciuki aby burmistrzem Londynu wybrano Borysa Johnsona, a nie czerwonego Kena, przyjaciela wszystkich radykalnmych imamow marzacych aby nas wysadzic w powietrze. Wyglada na to, ze POlacy beda glosowac na Kena bo obiecal im gruszki na wierzbie, ktorych i tak nie ma prawa zrywac, ale oni o tym nie wiedza. A ja kurde, glosowac nie moglam, bo mi nie wolno, nie jestem z UE. Dobrze ze E glosowala jak nalezy.
Chyba pojde sobie zrobic potrojna margarite.
Kciuki za Borysa trzymane. Nie przesadz z tymi margaritami, dopóki nie poznasz wyników – i oby było za co pić!
Borys, Borys, Borys!
:::
dobranoc na blogu
Brzucho pożegnał sie równo z Waszą godziną duchów.
Wszyscy śpią? I Pan Lulek coś długo nie sprawozdaje.
A ja pracuję. Już mnie rąsie bolą…