Wino w garnku i inne dziwności
Wspominaliście parę dni temu o włoskiej winnej aferze. Więcej w tym krzyku niż prawdziwego skandalu. Nie ma żadnego porównania z austriackim chrzczeniem wina glikolem. Tym razem włoscy kontrolerzy zareagowali na pierwsze sygnały i skandal zażegnano w zarodku.
Tym razem oskarżano najznakomitsze winnice o to, że mieszały różne wina z różnych szczepów (co jest zakazane), by sprostać zamówieniom rynku na najwybitniejsze gatunki. A jak było naprawdę to dowiem się w poniedziałek lub we wtorek, gdyż podczas wielkiej imprezy Borsa dei vini Italiani, która odbędzie się w Warszawie, będę mówił o moich przygodach z włoskimi winami. Głównym gościem imprezy jest znakomity enolog Giuseppe Martelli. Zamiast więc plotkować lepiej zająć się samym winem.
Zacznijmy od aperitifów. Na aperitif wybieramy wino białe, pobudzające apetyt, zwiększające wrażliwość smakową, orzeźwiające czyli wytrawne bądź perliste albo nawet musujące. Te same wina białe mogą towarzyszyć lekkiej przekąsce lub też potrawom z owoców morza i ryb.
Nieco cięższe wina białe doskonale pasują do dań z drobiu i wszelkiego innego białego mięsa. Do tego typu win zaliczyć można austriackie rieslingi, francuskie sancerre czy inne wina z górnego biegu Loary. Wśród włoskich win do tej grupy zaliczamy pinot bianco czy weneckie soave.
Są też białe wina aromatyczne, które zazwyczaj dojrzewają w beczkach. Te wina to białe burgundy, alzackie gevurtzraminery, kalifornijskie chardonnay, lub muscaty. Te wina, dość ciężkie jak mówią znawcy, mogą nawet zastąpić wina czerwone i towarzyszyć wszelkim mięsom czyli uczestniczyć nie tylko na wstępie przyjęcia aż do deserów.
Wina różowe (nie powstają one ze zmieszania win białych z czerwonymi), które swą delikatną i subtelną barwę zawdzięczają krótkiej fermentacji moszczu, zanim barwnik wydobywający się ze skórki zaczął dobrze działać, są często winami – wbrew pozorom – mocnymi. Dotyczy to zwłaszcza win hiszpańskich.
Towarzyszyć one powinny potrawom z ryb i owoców morza. Doskonałe są zwłaszcza w upalne letnie dni ponieważ pija je się bardzo oziębione w niskiej (8 st. C) temperaturze.
Wielkim wzięciem w naszym kraju cieszą się wina różowe z Prowansji, Langwedocji i południowej Hiszpanii, a także lekkie i perliste różowe niemieckie.
Ponieważ wina te nie dojrzewają w beczkach miewają na ogół bardzo owocowy aromat i smak. Takie są np. różowe austriackie, które dość intensywnie pachną malinami, z którymi przecież nie maja nic wspólnego.
Wina czerwone na ogół dojrzewają w beczkach dzięki czemu mają doskonały bukiet (zapach), są dość ciężkie, skoncentrowane i pasują do czerwonych mięs, sarniny i wszelkiego dzikiego ptactwa.
Pewnych umiejętności – i znajomości win – wymaga nalewanie do kieliszków, które wydawałoby się czynnością prostą.
Tymczasem wina młode, zarówno białe, różowe jak i czerwone wymagają dotlenienia. Jeśli wlewa je się wprost z butelki należy robić to z dużej wysokości (ok. 20 cm), po to, by wino po drodze zaczerpnęło sporo powietrza. Powoduje to, że w kieliszku wina nabierają bardzo intensywnego zapachu. Innym sposobem dotleniania wina jest dekantacja, czyli przelanie wina z butelki do specjalnej pękatej karafki. W karafce zwanej dekanterką wino dotlenia się, a także łatwiej oddzielić osad, który przez dłuższe leżakowanie w butelce zgromadził się na dnie.
Czasem zdarza się, że po otwarciu butelki człowiek odczuwa przykry zapach a po spróbowaniu niemiły smak. Wina bowiem (ok. 10 proc. całej produkcji) potrafią psuć się. Jeśli z butelki wydobywa się stęchły zapach wilgotnej kory a w smaku wyraźnie czuć korek, wino takie należy wylać lub zwrócić kelnerowi do wymiany. Nie nadaje się ono nawet do kuchni.
Czasem z kieliszka wydobywa się zapach nieświeżych jajek lub kozy. Takie wino można uratować parokrotnie przelewając je z karafki do karafki. Gdy się dobrze dotleni – traci przykrą woń. Można je pić, choć zapewne już nie z taką przyjemnością.
Czasem miłośnicy wina stykają się z trunkiem pachnącym przejrzałymi jabłkami. Takie wino, po dłuższym dotlenianiu, nadaje się do spożycia.
Kolejnym trudnym do wytrzymania zapachem jest zapach octu. Takie wino należy używać w kuchni do sałat bądź też marynat. Nigdy do picia.
Wina są wrażliwe na temperaturę. Jedne rozkwitają pełnią swych aromatów i smaku w wyższej temperaturze a inne wymagają silnego schłodzenia. Wino podane w niewłaściwej temperaturze może całkowicie rozczarować, będzie całkiem inaczej smakować niż wówczas gdy jest właściwie schłodzone.
Bardzo mylące jest określenie temperatura pokojowa. Zazwyczaj bowiem w mieszkaniach temperatura oscyluję wokół 20 st. C a to jest wręcz zabójcze dla każdego wina. Określenie to ukuto w dawnych czasach gdy w pokojach panowała temperatura około 15 st.
Najwłaściwsza temperatura dla poszczególnych rodzajów wina to:
Szampana, wina musujące i białe słodkie należy podawać gdy osiągną od 6 do 9 st.C;
Różowe i białe wytrawne – od 8 do 11 st;
Młode czerwone wina o owocowym smaku – od 12 do 15 st.;
Wina czerwone, beczkowe – od 16 do 17 st.;
Porto – 18 st.
Wino w garnku
Wino w kuchni jest płynem niezbędnym. Nadaje ono smak wielu potrawom. Trzeba tylko wiedzieć jakie wina stosować do jakich dań. I tak do risotta warto wlać pod koniec szklenia ryżu kieliszek lekkiego białego wytrawnego wina . Włoscy kucharze dodają także kieliszek białego wina do rosołu.
Czerwone wytrawne doskonale nadaje się do duszenia mięs. Tu najlepsze są wina lekkie, młode np. chianti lub pinot noir.
Słynna francuska potrawa czyli kura w winie wymaga także czerwonego wytrawnego. Tu nadają się młode burgundy.
Marynaty bez wina są kalekie. Do tego celu nadają się zarówno wina białe jak i czerwone byle miały silna kwasowość. Mięso w marynacie nie tylko nabiera dodatkowego smaku lecz także robi się kruche i delikatne. Dziczyzna i ptactwo – zwłaszcza jeśli trafiły się myśliwemu stare okazy – koniecznie wymagają marynowania w winie.
Komentarze
No cóż, Pyra to też stara sztuka i bardzo dobrze jej robi marynowanie w winie. Przyznaje sie bez bicia – w zasadzie woli białe winą , chociaż i czerwonym nie pogardzi. Jak na wiek raczej taki staropolski przystało, lubi Pyra węgrzyny, rieslingi, wina alzackie i 100 innych. A w sklepach obfitość napitków z całego świata i zawsze można trafić na coś, co smakuje.
Jo tyz, Pyrecko, wole biołe wina. Bo kie wykradzionym z chałupy biołym winem zachlapie swojom kufe, to nimo problemu. A kie zachlapie se kufe winem cyrwonym – to od rozu na moik biołyk kudłak cyrwony ślad zostoje. I wte gaździna podejrzewo mnie, ze kurze ftóregoś z sąsiadów gardło przegryzłek. No chyba ze ftoś wie, jak mozno zmyć cyrwone wino z owcarkowyk kudłów. Ocywiście musi to być wykonalne moimi owcarkowymi łapami 🙂
Prostę, Owczareczku – pić przez słomkę, wtedy na kudełkach śladów zbrodni nie będzie
Wino czerwone zmywa się (byle szybko) winem białym i to nie jest żart. Powinienieś zawsze mieć białe na podłapiu, Owczarku, jeśli Ci się zdarzy wykraść czerwone.
Ale żeby nam tutaj, starym wygom, tłumaczyć jak krowie na pastwisku, że wino różowe nie powstaje ze zmieszania wina czerwonego z białym, to już obraza 😯
Idę dospać.
P.S.Panie Lulku, u mnie sie grało w noża, a nie żadne pikusie. Klipy oraz innej Zośki nie znam, kapsli też nie, natomiast znam kamyczki – musiały być stosownej wielkości i płaskie.
Z tą właściwą temperaturą wina, to w normalnych warunkach domowych mogą być problemy. 8stopni nie problem, ale 12? Obawiam się, że nie trzymam się zasad i podaję wino lekko schłodzone (czerwone) lub bardzo schłodzone (białe).
Smakowitego dnia życzę. 🙂
dla precyzji, Piotrze, ta kura, to kogut ( coq au vin )
Już o tym kiedyś pisałem ale powtórzę (a co mi tam!), bo szukać z tą wyszukiwarką to i tak się nie da.
Prostym sposobem na podawanie wina we właściwej temperaturze jest „zasada pół godziny”.
Po przyniesieniu wina z jakże obszernie zaopatrzonej piwnicy (ach ile tam było szukania, wybierania i kręcenia nosem zanim znaleźliśmy coś odpowiedniego na dzisiejszą okazję) wino białe wstawiamy do lodówki a czerwone nie. Na pół godziny przed podaniem do stołu zamieniamy je miejscami.
Oczywiście przed podaniem czerwonego należy je wyjąć z lodówki.
A to ja ten wpis z pół godziną przeoczyłam. Dzięki, Andrzeju, będę pamiętać i stosować.
Owczareczku! Sa rozne ze tak powiem „domowe” sposoby wywabiania plam z czerwonego wina: posypac sola, nalac wina bialego ( a jesli nie masz pod reka?) etc. etc, a wszystkie albo nazbyt upi..rdliwe, albo malo skuteczne.
Jednak nie w dobie rozwoju nowych technologii. Moje odkrycie (sprzed paru dni) to spray Vanish Oxi Action do dywanow i tapicerki. Zdarzylo mi sie zetrzec ze stolu lniana serwetla pozostale po mojej libacji cwierc butelki czerwonego wina. Na trzezwo z pewnpscia bym tego nie zrobila, no, ale bylo jak bylo, nowie jak na swietej spowiedzu. .
Nazajutrz z niesmakiem zobaczylam lniana serwetke, juz wyschnieta na kosc. Wlasnie mialam wrzucic ja do wiadra na smiecie pod zlewem, az wzrok moj zatrzymal sie na owym sprayu. Pour la hec spryslalam cala serwetke.
I nagle na moich oczach zaczal sie dziac CUD: plama poczela znikac, znikac az znikla zupelnie jak cheshirski kot, nie zostawiajac nawet usmiechu.
Wrzucilam ja do pralki, a kiedy wyszla, nie poznalbyc ze poprzedniego dnia serwetka uczestnuczyla w jakichs ekscesach.
Mysle, ze geste psie futro podpada pod kategorie dywanow i tapicerki. Wiec jesli sie nawet zalejesz ( w tym sensie pierwotnym) winem. to Vanish Oxi Action Stain Remower for Carpets and Upholstery (gee, to brzmi lkepiej niz Uniwresalny Morderca Bolu) wywabi Cie z klopotu, choc nie zlikwiduje bolu lba. Na to juz tylko Uniwersalny Morderca Bolu.
A ten ten cudowny srodek wyglada:
http://www.dooyoo.co.uk/household-products/vanish-carpet-shampoo/
W co grała mama?
W noża, w Zośkę i w gumę. Ta ostatnia była trudniejsza od tanga, bo trzeba było do niej trojga. A właściwie trzech, bo nigdy nie widywało się skaczących chłopaków, zawsze była to płeć nadobna.
Heleno, czy ten Uniwersalny Kryminalista robi takie cuda również z błotem? Moje stałe miejsce pod stołem to już jest plama bez dywanika i mama twierdzi, że byłaby już gotowa opłacić najemników, żeby zrobili z tym porządek, byle tylko byli skuteczni! 🙂
Pewnie tak, Bobiku. Nie probowalam na dywany, choc chodzi mi cos po glowie, ze kupilam te butelke w zwiazku z zalosna proba ocalenia persa przed kocia biegunka. Tymvzasem pers zwiniety w rulon schowal sie pod kanapa.
Chyba nie słyszałam o Uniwersalnym Mordercy Bólu. Piękna nazwa! Co to takiego, Heleno?
To jest to czym ciotka Sally leczyla biednego Tomka Sawyera, dopoki on nie wyleczyl tym jej kota.
O, rany, Tomek Sawyer! O ile pamiętam, to była waleriana, czy źle pamiętam?
Vanish dobry na dywany, chociaż perskiego to ja mam kota tylko i właśnie dwa dni temu chorował.
Acha! Owczarka upapranego czerwonym winem nalezy spryskać tym Vanishem Oxi Action, a potem wrzucić do pralki…
A co On na to? 🙂
Nie, to byly krople, ktora polski tlumacz przelozyl jako „Morderce Bolu” (Painkiller) choc w rosyjskim zostalo przelozone wierniej jako „Uniwersalnyj Boleutolitiel” – ja Tomka Sawyera czytalam po rosyjsku, jak o calego zreszta Marka Twaine’a.
Jesli dobrze pamietam Ciotka Sally uwazala, ze nalezy Tomkowi dawac Mordrece Bolu niejako profilatycznie,Tomek zas apkikowal te krople szparze w podlodze, az kiedys kroplami zainteresowal sie kot, i Tomek wlal mu to do gardla sczodra reka. Z wiadomymi skutkami: kot wyskoczyl przez okno, wywracajac po drodze sprzety i doniczki (a moze ja to sama wymyslilalm?), zas ciotka przestala dreczyc swego siostreznca diabelska mikstura.
Chetnie bym sobie poczytala Tomka Sawyera, choc sie troche wstydze.
A teraz ide robic loczki przed wyjsciem na miasto z tajna misja.
Heleno – persy, persami ale ja już rok czekam na obrazek i podobieństwo Twojego biurka. Obiecywałaś dawno temu.
Może to biurko jest jeszcze tajniejsze niż ta misja, z którą Helena wychodzi? 🙂
Bobik, Ciebie jeszcze wtedy na blogu nie było, kiedy to Helena targowała palisandrowe 180-letnie biureczko damskie, z szufladami i szufladkami wyklejonymi szarym suknem. Targowała? Prawdę rzekłszy wycyganiła za pół ceny i to jeszcze na raty. Na gębę. Bez umowy. Taka to cywilizacja nie dla Sarmatów. No i Pyra jej paskudnie zazdrościła (nie mówiąc już o tym, że sama by nawet na zadatek nie miała). I Helena rozumiejąca porywy zawistnej duszy polskiej obrazek obiecała, tylko, że aparatu wtedy nie miała i różne inne sprawy Ją absorbowały. Teraz aparat ma, sprawy przedawnione, a Pyra? Dalej zawiszczy.
OK, Pyro, OK. Ide zrobic zdjecie biureczka, ale bede musiala przeslac je Alicji, zas ona etc.
Niech mnie ktoś przytuli 🙁
Cokolwiek nie zrobię, bedę nieszczęśliwa. Klasyczne tak niedobrze i tak niedobrze, zawsze niedobrze.
W Poznaniu są targi ogrodnicze. Nie pojadę – będę żałowała. Pojadę – wpadnę w szaleństwo na widok.
Wszyscy święci i cywilni patroni ogródkowi, miejcie w opiece haneczkę (i jej portfel).
Haneczko rozwiazanie brzmi:
Pojedz, ale zostaw portfel w domu.
*Nirrod przytula*
Haneczko – znacie? Znaaamy! I jak jeszcze!
Sam nieutulony i chwilowo bez portfela,
Bobik
Nie wiem, Haneczko, czy pomoże ale dwie „florystki” uczestniczące co roku w kursach i pokazach, będą dzisiaj nocowały u Pyry. Ani nie ma, więc miejsce się znajdzie, a to są jakieś jej psiapsiółki z Ornakowego towarzystwa.
POslalam zdjecie biurka z pokoiku goscinnego do Alicji, ale ona pewnie poszla troche odespac.
Pyro,
w sobotę do późna pracuję. W tą niedzielę szczęśliwie (lub nie) mam wolne. Pojadę, wezmę odliczony portfel, kartę zostawię w domu.
W ogrodach botanicznych nigdy mnie to nie dopada. Ruszyć niczego nie wolno, więc bezstresowo podziwiam. A takie targi to tortura. Mojego połówka czekają ciężkie chwile, będę mu jęczała w gips po powrocie.
PS.Tak w ogóle to jestem prawie normalna. W zakupach mam bzika tylko na punkcie książek i roślinek.
No i nie moge wyjsc bo sie zaczela burza z piorunami i gradem. Loczki mi zmokna.
Skoro w blogu sa ogrodnicy, to donosze, ze dzisiaj kupilem 8 worków czegos co po niemiecku nazywa sie Rindenmulch. Po polsku nie znam nazwy. Skutecznie hamuje rozwój chwastów i jest wolno dzialajacym nawozem organicznym. Na jesieni posypie ogródek perelkami które nazywaja sie pewnie Polifoska. U nas Blau Korn. Nawóz mineralny do trawy i krzewów. Lepiej na jesieni bo rozklada sie powoli pod sniegiem.
Za dwa tygodnie przyjezdza z Jawy, Indonezja, skrzynia teakowa na ogrodnicze klamoty i meblowanie ogrodowe zakonczone. Jedziemy oblewac te skrzynie kawal drogi na Wegry. Piraci nie ukradli po drodze kontenera.
Pewnie mieli stracha, ze wmiesza sie w cala sprawe
Pan Lulek
Haneczko, mam propozycje kompromisowa i nieco mniej zalosliwa niz dotychczasowe wpisy.
Ty se jedz na te targi i kup jedna rzecz – biala pelargonie. Kazdego stac na biala pelargonie. Nie bedzie latwo, bo w Polsce trudno jest o biala pelargonie, ale biale pelargonie sa czyms absolutnie boskim, zwlascza kiedy wychodza z wieku mlodzienczego i wchodza w wiek dojrzalej, zmeczonej pelargoniowosci.
Odkrylam to przypadkowo. Kiedys zobaczylam skromny wiktorianski obrazel, jakich pelno w tym kraju, przedstawiajacy stara metalowa balie (pewnie przeciekajaca) wypelniona bialymi pelargoniami. To musial juz byc chyba koniec lata, glowki pelargonii byly ciezkie, czesciowo przekwitle, ale jakies nieslychanie zmyslowe. Staly sobie na ziemi, przytulone do sciany drewnianej zabudowy. Nie moglam oderwac oczu.
Od tego czasiu zawsze trzymam w domu biale pelargonie i nigdy nie przestaja one mnie cieszyc i wlewac ukontentowanie do serca i zgode na rozne rzeczy, ktore niech pozostana tajne, jak moja niespelniona dzis misja.
Też nie wiem jak jest po polsku Rindenmulch, ale to jest po prostu siekana kora drzewna. Nie stosuję, bo mi wygląda jakoś brzyćko i jak na skwerze, za przeproszeniem, publicznym. Wolę jak się zieleni i w stronę dżungli idzie, nawet za cenę częściowego zachwaszczenia. Ale że te okłady z kory roboty oszczędzają, to prawda. Za Blaukorn moi ekologiczni sąsiedzi by mnie pewnie zatłukli, bo ich ogród mógłby się zarazić, więc odpada. 🙁
Zmysłowe pelargonie, Heleno? Mmm, coś się we mnie budzi… (kod 22ee) I czemu pozbyłam się balii!? Człowiek był młody i żałośnie głupi.
Bobiku, trudno, będę miała u ciebie minus ujemny – korę stosuję. Mamy nawadnianie pod każdy krzaczek (ręką połówka uczynione) i kora zapobiega wysuszaniu. Nawożę zielone nawozem do pomidorów.
Panie Lulku, nie mogę zwalczyć mchu, poprzedni rok był bardzo wilgotny. Sypaliśmy i dziabałam a on ciągle bardzo żywy. Co Pan mu robi? Oczywiście jeżeli mech ma odwagę u Pana się pokazać.
Zlosliwi? Kto zlosliwy?
Jeszcze oprócz gumy grało się w klasy! I skakanka obowiązkowa była.
Ja bym tam przeczytała Sawyera, sama dwa dni temu przeczytałam „Tabliczkę marzenia” Haliny Snopkiewicz i choć to infantylne i szczeniakowate, ale czytało mi się niemal tak samo dobrze, jak 40 lat ( 😯 ) temu. A rok temu latem podczytywałam stare książki mojego syna – Wyspa Złoczyńców, Wakacje z duchami, kilka Panów samochodzików… 😉
Uwaga uwaga, biurko Heleny:
http://alicja.homelinux.com/news/Biurko_w_pokoju_dla_gosci.jpg
Nirrod. Gdzie widzisz o złośliwych? Bo ja nie widzę.
Całkiem nikt. Niczego takiego nie poczułam.
Nirrod, ogrody w Holandii są przepiękne. Dziecko twierdzi, że na Wyspach jeszcze piękniejsze. Mój dopiero raczkuje.
Biurko! Biurko! Jasny gwint i tak bym miejsca dla niego nie miała. Perswaduję sobie jak Haneczka targi ogrodnicze. Dla pocieszenia pogryzam koryntki od Nemo. Trochę pomaga.
Spotkała mnie siupryza na blogach. Otóż niezwykle rzadko wpisuję coś u prof Bralczykla, bo nie mam cierpliwości na Jego wagary. Dzisiaj napisałam pyszną anegdotę nt „Obywatel – Pan Władza” Temat mi się spodobał, dyskusja mi się spodobała i nie muszę nawet pisać, że najbardziej mi się własny wpis podobał. Rzadko piszę, więc 4 godziny wisiałam na „akceptacji”, a po tym czasie zginęłam dokumentnie. Więcej nie piszę, bo mam coś innego do roboty, a anegdotę schowam na inna okazję.
Bobiku,
ja od jakiegoś czasu stosuję ten „mulch”, czyli drewniane chipsy, najpierw stosowałam sosnowe, z kory, prezentowały się ładnie, ale są kosztowne. Od 2 lat stosuję zwykły siekaniec, drobnica, a pobieram z takiego miejsca, gdzie ludzie wywożą to, co im zbywa, na przykład po ścinaniu drzew (drobne gałęzie sieka się na takie chipy). Ma to swoją dobrą stronę, bo z czasem rozkłada się. I nie tyle tu o chwast chodzi, tylko o to, że jak przykryjesz glebę czymś takim, to zatrzymuje to wilgoć i nie trzeba tyle podlewać. U mnie latem wilgoć to raczej w powietrzu, a ziemia schnie okropnie. A dżunglę to ja mam, będę referować całe lato 😉
Biurko. Heleny.
Zazdrość to zielonooki potwór…
A ile szufladek ma to biureczko! Ale to nie z niego chyba koresponduje z nami Helena…
Heleno, biurko przepiękne.Proszę przyjąć i moje wyrazy zazdrości.
Mnie też ciągnie do dawnych lektur i często tak naprawdę wypożyczam dla dziecka książki które sama z radością znów czytam.Dwa lata temu spełniłam swoje postanowienie sprzed wielu lat, ze gdy będę miała dziecko muszę mu przeczytać Dar rzeki Fly M. Kruger .Nie powiem, dużo mnie fatygi kosztowało by ją zdobyc bo o zgrozo! w bibliotekach jej nie było.
Z tym Tomkiem Sawyerem to też dobry pomysł….Dzieki Heleno. Zresztą u nas to rodzinne, moja mama też zaczytywala się wraz ze mna w Siesickiej, Snopkiewiczowej ,Ozogowskiej itp
Mech to chyba sprawa PH. W doniczkach zwalczyłam sypiąc startą kredę, z dzieciństwa pamiętam, że mój dziadek obsypywal czymś białym ziemie .Ale nie jestem ogrodnikiem choć kwiaty kocham i ostatni mój sukces to ręczne pozbycie się wełnowca z prawie dwumetrowego podwójnego beniaminka (dwie rośliny w jednej donicy) a pani w kwiaciarni polecała chemię!Slabszy srodek mógł być nie skuteczny a silniejszy miał prawo uśmiercić mojego kwiatka wraz z robalami. Boże chroń od takich fachowców!!!
Nie wiadomo od czego zaczac. Chyba od ogrodnictwa. Ja nie podam po raz kolejny, ze urodzilem sie w ogrodzie i przypadkiem mam zielone palce. Zaczynam jednak od mchu. U mnie rosnie mech po pólnocnej stronie. Jak glupi. Wcale nie zwalczam, wychodzac z zalozenia, ze jak nie mozna zwalczyc, to trzeba polubic. Po tej stronie w mchu rosna rosliny które lubia cien. Na przyklad liguster, koreansku sosna, odmiana jalowca, funkia. Po pewnym czasie zaczela wracac trawa. Najbierw niesmialo a teraz jest prawdziwa wojna biologiczna. Na mchu rosna kepki trawy. Wcale mi to nie przeszkadza bo jest zielono. Mam maszyne do rozdrabniania galazek i suchych ziól w tym nawet sloneczników i dziewanny. Dziewanna rosnie do wysokosci dwu metrów. To co maszyna pogryzie na wiosna idzie na kompostowisko. Jeden kompost zrobiony z plastikowej beczki jest na drobna sieczke. W drugi o wymiarach metr na metr i wysokosci dwa metry laduja czesci drewniane, których nie da sie posiekac bo sa zbyt duze i trawa z kosiarki. Uzywam organicznego przyspieszacza i co tylko urosnie górka to po pierwszym deszczu zapada sie. Bedzie kiedys koniec tej zabawy. Wtedy rozbiore boki i pozostanie górka dobrej ziemi. Posadze cos co bedzie sie wspinac i zakryje wszystko. U mnie jest bardzo gliniasta, ciezka ale urodzajna ziemia. Na przyklad jagoda ogrodowa która wymaga kwasnej ziemi posadzilem wykopawszy duzy dolek z ziemia o PH 7. Zobaczymy co z tego wyrosnie. Te sieczke z kory wysypalem na kwietnik który znajduje sie wokól domowego smietnika. Tam rosnie co chce. Za kilka lat bedzie wszystko pokryte zielenia a pnacza wleza na dach.
Skads ptaki przyniosly nasiona brzóz i dwie zaczynaj rosnac. Bedzie dzungla. Brakuje chwilowo malp.
W osobnym komentarzu dam wyraz zazdrosci z powodu pieknego biurka Heleny, dodajac, ze mam autentyczna szafke nocna rodem z Tyrolu.
Pan Lulek
Dzieki Alicji za publikacje zdjecia, a Wam, Inne Dziewczynki, za slowa uznania w sprawie biureczka. Kupilam je sobie zeszlej wiosny na okragle urodziny, a przedtem chodzilam kolo niego chyba ponad miesiac, sledzac czy juz ktos je kupil. A im wiecej chodzilam, tym bardziej mi sie marzylo. Wreszcie zobaczylam wlasciciela sklepu i zaproponowalam mu bezczelna cene, tlumaczac, ze zapewne biurko jest warte znacznie wiecej, ale tylko na tyle mnie stac. I on po dlugich oporach wreszcie sie zgodzil.
Ono jest rozkoszne i bardzo wygodne – zwlaszcza te plytkie szufladki z prawej strony, ktore sa kartoteka na wszelkie dokumentu: rachunki, ubezpieczenia, bankowe kwity. adresy, inwestycje-pozal sie Boze, wyniki badan, gwarancje i instrukcje obslugi, etc etc. Moglam dzieki temu wywalic z domu metalowa szafke z szfladkowa kartoteka.
A juz nieustajacym powodem do radosci jest kolor tego biurka – gleboko miodowy, zlocisty. Taki kolor osiaga drzewo dopiero po wielu pokoleniach troskliwej opieki. Tylko skora na blacie jest nowa. W srodku wszystkie szufladu obite sa szarym (moze iedys bialym) suknem (baize), takim, jak sie obija stoliki do gry w karty. Przy tym biurku odpowiadam recznie na listy i wypelniam rachunki. PO lewej stronie od biurka na trzech polkach na scianie trzymam wszystkie slowniki, zeby sie nie plataly po mojej bibliotece.
Komputera w sypialni goscinnej nie trzymam. Jest w mojej „duzej” sypialni na starym francuskim stoliczku, kupionym przed laty u tego samego faceta, co to biurko.
Pyro, polazlam do prof. Bralczyka, aby poczytac Twoj wpis, ale chyba jeszcze jest w poczekalni, czekajac na akeptacje.
Pogoda sie uspokoila, wiec moze wyjde.
Obiecałam zdać sprawę z czyszczenia sreber – to, co widać, czyli aluminium+sól+woda. Zostawiłam to na parę godzin, jakiś chlorek czegoś się robił, bo chanel no.5 o zdecydowanej nucie zgniłego jaja (siarkowodór!).
Nie wydziwiać mi, bo żadnych sreber rodowych nie mam, to posrebrzane. Lyżeczki kupiła mi przyjaciółka, która uparła się, że musi mi coś dać „na pamiątkę” (u Jubilera we Wrocławiu), a noże moja Mama kupiła „u Ruskiego”, też się uparła, że musi mi coś dać. Niestety, „Ruski” nie miał całej zastawy.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Czyszczenie_srebra/
Heleno – mojego wpisu nie przeczytasz, bo nie „przeżył” akceptacji. Był co prawda zabawny ale całkiem przyzwoity a dwa brzydkie słowa były tylko zamarkowane. Nie wiem dlaczego utrupiono mnie.
Panie Lulku,
u mnie jest jak na patelni. Trochę cienia daje północna strona domu, ale to dom, nie pałacysko. I w tym pełnym nasłonecznieniu mech rośnie jakby mu ktoś płacił 🙁
Alicja – co do srebra, bom jeszcze nie wczytala sie w dzisiejsze „gadulenie”: pamiatkowe medale wspaniele oczyscily sie w coca-coli. To nie bujda. Lecz medale rzecz niewielka, ze sztoccami tak widoma rzecz nie postepuje.
Oto podano mi sposob szybki, latwy, tani i bez ubocznych efektow zapachowych. Do zlewu, miski czy co tam kto ma na podoredziu wlewamy ciepla wode oraz niewielka ilosc (tak na oko lyzka dwie) Domestosu. Srodek dostepny jest u nas, w Polsce to i w Kanadzie powinien byc.
Zostawiamy na kilka minut (~10-ciu) i wylwamy roztwor. Sztucce dopbrze pluczemy w cieplej wodzie i wycieramy do sucha. WAZNE – uzywac podczas pracy rekawiczek.
Ten srodek jest tez doskonaly do mycia wszystkiego – omal. Wzielam sie na sposob – jako ze plyn jest skoncentrowany, do butelki ze spryskiwaczem wlewm prawie do pelna wody, dolewam w/w i stoi sobie na podoredziu. Gdy potrzeba spryskuje zabrudzona powierzchnie, zostawiam na kilka minut i zmywam czysta woda. I co wazne nie uzywam ostrych szmatek czy zmywakow. UWAGA na napisy – latwo schodza.
Pyro – to tez wspaniale czysci powierzchnie zewnetrzna garnkow, przybrudzony blat kuchenki, zlewozmywak itp. UWAGA na napisy – latwo schodza.
Pozdrawiam o mej polnocy (po)
Echidna
Haneczko – będziesz na targach, zapytaj specjalistów. Ja już się przekonałam, że kiedy Anka mi ściąga do domu kolejną trudną w hodowki roślinę, to ja dzwonię np do palmiarni i proszę o rozmowę ze specjalistą. Oni się wręcz cieszą na zainteresowanie. Tak było, kiedy rok temu przyniosła okazała melinillę . Miała 6 pięknych kwiatów, po 4 dniach zrzuciła wszystkie. Pisałam na blogu, zadzwoniłam jak wyżej i pan mi powiedział, że one się rzadko udają, bo to kwiat – histeryk, nie znosi zmian. No nic , była bez kwiatów ale nadal duża i liście wypuszczała. Trzymała się tak do stycznia i potem traciła liście jeden po drugim aż zostały suche badyle. Obcięłam. Nic nie pomogło. Zdechła całkiem. Wyrzucając zauważyłam, że ona całą nasadę korzeniową miała ujętą w ciasny, metalowy kołnierz. Ki diabeł? dO TERAZ NIE WIEM, A PYTAć JUż NIE MAM PO CO.
najpierw jakas paskudna literowka jak „byk” jaki sie wkradla, potem powtorka z rozrywki. Chyba pora isc spac
Pozdrawiam
Echidna
Echidna – Domestos, tak? Była kiedyś taka reklama : blondynka myła sedes domestosem, a potem na mokrej desce sadzała dwulatka , ciesząc się, że żadna zaraza dziecku nie grozi. Zawsze byłam ciekawa, co za idiota t ę reklamę nakręcił i czy jakaś początkującą mama naśladowała blondynkę
Zapomniałam napisać, że zupełnie nieźle czyści łyżeczki z osadami od herbaty woda z gotowania ziemniaków. Odcedzając ziemniaki do miski czy garnka wrzucamy w nią wszystkie będące w codziennym użyciu łyżeczki i zostawiamy na kilka godzin. Potem suszymy i wycieramy. Są jak nowe
Brzydkie uczucia szarpia moja dusze. Chodzi oczywiscie o biurko Heleny. Przy tym biurku Ona pracuje jak mrówa a kiedy jest padnieta, to prosto do loza. Niema nic lepszego jak praktyczne rozwiazania. Kocham stare meble i czasami bawie sie sam a czasami daje odbudowac. Mam przyjaciela, który na swój emerytalny czas zajal sie rekonstrukcja staroci. Nie moze opedzic sie od klientów. Same szychy a slowa heban teak, cis sa na porzadku dziennym
Byla kiedys praca w organizacji SOS Kinderdorf. W Innsbrucku i plany przeniesiena sie do Tyrolu. Potem byla straszna choroba i nic z tego nie wyszlo. W starym domu, niedaleko dworca kolejowego bylo piekne mieszkanie. Pokoje ponad cztery metry wysokosci, piec na drzewo i ponad 100 metrów kwadratowych. Pelno zakamarków, bo czesc pomieszczen miala dodatkowy sufit. W jednym z tych zakamarków znalazlem szafeczke zrobiona z bardzo zwyklego drewna, tyle, ze bardzo sekatego. Stan oplakany. Zabralem do Perchtoldsdorfu i dalem przyjacielowi zeby cos z tym zrobil. Zrobil z tego cacko. Ta szafka ma takie dziwne proporcje, ze nie mozna od niej oczu oderwac. Stoi w sypialni na honorowym miejscu.
Tak jak te biurko Heleny. Nie mozna od niego oderwac wzroku. Niby takie tam zwykle drzewo.
Gdybym kiedys zawital do Twojego domu Heleno, to pilnuj tego biurka i pokazuj mi tylko z daleka.
Pan Lulek
Nie wyobrazam sobie, Pyrenio, zebys powiedziala cos gorszego niz „je..ne pavulony” – cytat z wpisu blogowicza- policjanta, ktory zacytowal slowa, jakimi pijany obywatel zwrocil sie do lekarza pogotowia. Mnie te „je..ne pavulony” wprawily w tak szczery zachwyt , ze natychmiast powtorzylam to za policjantem. No i nic, przeszlo. Sposob jest taki – najpierw sie przyczaic, a jak juz system Cie wpuszcza, mozesz zaczac rzucac miesiem.
Siostra mojego szwagra postanowiła wymyć domestosem wannę.Na dłuższą chwilę zapomniała o spłukaniu i teraz muszą sobie podkładać ręcznik bo wanna zamienila się w tarkę i grozi uszkodzeniami skóry. Pyro, zgadzam się , niektóre pomysły reklamowe powinny być zabronione.
Domestos ma wlasciwosci bakteriobojcze – to fakt. Reklamowka wyjatkowo glupawa, zgadzam sie z Toba. Nie pierwsza i zapewnie nie ostatnia z serii takich „perelek”.
Podalam zas sposob bom sama wypraktykowala i dziala. Nie bede ukrywac iz poczatkowo sama mialam niejakie opory, az pomyslalam: „A co mi szkodzi sprobowac”.
Dziala? Dziala. Nie trzeba szorowac? Nie trzeba. To gdy co bardzo zbrudzone – uzywam. Nie codziennie oczywiscie. Kiedys nawet sprobowalam umyc okana – krysztal. To i dziele sie swym doswiadczeniem.
Prysznic – niezla sumke wydalam na srodki do mycia. Takie, smakie i jeszcze inne. No niby dzialaly, niektore taka chemia, ze az w gardle dusilo i to w kilka godzi po myciu i do tego jak mam godzinki spedzac na czyszczeniu – to nie, dziekuje. A w/w wspomnianym sposobem: popryskam, zostawie na kilka minut, splucze – krysztal. I o to chodzi. Cena niezbyt wielka, wydajne i dziala.
Ja tez dzialam – zdecydowanym krokiem udaje sie do lozeczka
Dobranocka z mojej strony globu
Echidna
Heleno,
Mordercę Bólu pamiętam jako Mordercę Cierpień, a ciotka Polly wystukala naparstkiem po glowie biednego Tomka za to, że poczęstowal tym wspanialym lekiem kota.
Malgosiu – proporcje, proporcje. Okolo litra wody i 1- 2 lyzki Domestosu, Umyje i nie zniszczy. To bardzo silny srodek i mocno skondensowany, dlatego samego nie powinno sie uzywac. A juz na powierzchniie emaliowane lub sztuczne – bardzo ostroznie i jesli juz to w w/podanych proporcjach.
Zmykam
E.
domestos czy inna cholera, u nas też są różne zajzajery, kwasy i tym podobne, które zeżrą wszystko ze szczętem, ale czasami bez takiego zajzajeru obejść się nie da, pamiętam, jak 15 lat temu wprowadziliśmy się do tej starej chałupy i trzeba było DOSZOROWAC.
Nikt tu nie mieszkał przez jakieś 4 lata, a jak się nie mieszka, to dom marnieje.
Co do srebra, po co traktować chemią, jak mozna zrobić swoją, prostą – micha, sól, kawałek folii aluminiowej – w każdym domu pod ręką, i jak prosto, a skóry bynajmniej nie żre. Powiem Wam, że zamiast wszelkich proszków do czyszczenia kupuję zwyczajną sodę oczyszczoną, tanie to jak barszcz, krzywdy nie robi i nie rysuje, a działa świetnie. No, chyba że coś jest dokumentnie zapuszczone. W ogóle używam mało chemii gospodarczej. Proszek do prania, płyn do mycia okien, naczyń, więcej grzechów nie pamiętam. Jak sobie przypomnę, to i tak się nie przyznam.
I też chętnie bym sobie poczytala Tomka Sawyera. 😀
Wino wypite, łyżki czyste, talerze umyte. A jak już o myciu mowa, to powiedzcie czym czyścicie – myjecie piekarniki swoje? Nie od ciasta ale od pieczenia mięs mam na dnie 0,5 cm warstwę nagaru. Kapie mi spod pokrywy rondla albo ja naświnię przy podlewaniu albo jeszcze inna przyczyna po temu. Początkowo czyściłam po każdym użyciu, ale teraz trudno mi się schylać na dłużej i przy piecyku który myje się bardzo łatwo samą wodą (nalać trochę, poczekać, wytrzeć do czysta) mam dwie enklawy zarosnięte tłustm brudem : po pierwsze górny ruszt, na którym stawia się garnki i po drugie piekarnik. Ruszt po prostu któregoś dnia kupię nowy, a ten wyrzucę, ale piekarnik?
Heleno, korzystam z burzy i Twojej obecnosci na blogu i chcialabym o cos zapytac, jako ze „udzielasz rad wszelakich”. Pisalas cos kiedys o rosyjskim kawiorze leczacym z anemii ?
Chłopaki zabrali stare rzęchy i przywiezli pralkę- suszarkę 🙂
Przygotowałam górę kanapek, rzecz tutaj nie jest znana, ale ja propaguję i Roger zawsze pyta, czy będą „sofas”. Podoba mu się, że stoi przed nim góra takich różności, malutkie, na dwa kęsy, a on tylko zajada i nie musi się głowić, jak to sobie skomponować samemu.
Obiad będzie w niedzielę, dzisiaj tylko szybka przegryzka, bo nikt nie ma czasu.
Przy okazji, temat kanapek to nie taki głupi temat, GOSPODARZU! Warto zwrócić uwagę…Wpis jakiś?
Gospodarz nas coraz bardziej puszcza samopas i myśli, że my się będziemy dobrze prowadzić?! Proponuję jakiś rokosz! Ruję i porubstwo!
Lecę chłopakom zaserwować żarcie.
Echidna,
masz racje.Podejrzewam,że oni po prostu poleli z butli.Chodzi mi o to, że trzeba być ostrożnym ze stosowaniem takich specyfików i nie pod pupcię dziecka, ale ty już o tym też napisałaś( rękawiczki i rozcieńczenie)
Jestem zdecydowanie bardziej za porubstwem anizeli za rokoszem.
Przed kilkoma laty posadzilem magnolie. Pamietam piekne magnolie w Szczecinie. Magnolia najpierw kwitnie a potem dopiero ma liscie. Kolory sa rózne. Poczynajac od bialego a konczac na krwisto czerwonym. Moja magnolia byla malutka. Posadzilem ja za parkanem wdzierajac sie na gminne grunta. W ubieglym roku kwitla skapo ale rosla. Teraz jest juz wieksza ode mnie. Jeszcze nie dwa metry. Bedzie pieknym drzewem. Przechodnie zatrzymuja sie i ogladaja ja bo w roku biezacym zakwitla jak z obrazka w fioletowym kolorze. Znajomy ogrodnik powiedzial, ze u nas ten kolor nie wystepuje. Nasze magnolie sa rózowe. Tez kwitna wszystkie wkolo.
Teraz juz nie mozna odwolac wiosny bo kwitna wszystkie drzewa, wylecialy pszczoly a nawet pojawily sie baki. Jakas olbrzymia odmiana.
Ciekawe, czy w roku biezacym beda tez cykady. Jesli sa, to graja tak glosno, ze spac nie mozna.
O dziwo, niema jeszcze jaskólek. Nawet tej jednej co to zwiastuje
Pan Lulek
Biureczko Heleny rzeczywiście cudne, ale gdybym je ukradł i postawił u siebie w domu, to musiałbym mu poobgryzać nóżki, żeby pasowało do innych mebli. 🙂
Z tą korą to ja się zgadzam, że ona jest pożyteczna, tylko w mojej okolicy cała zieleń miejska jest nią zasypana i już patrzeć na toto nie mogę. Jakbym sobie dał u siebie w ogrodzie, to by mi się wydawało, że nie jestem u siebie w ogrodzie, tylko całkiem gdzie indziej. 🙁
Z brzydkimi słowami to niestety nie takie proste, że jak się sytem do kogoś przyzwyczai, to przepuszcza. Przedwczoraj chyba pisałem tu (w którymś już komentarzu tego dnia) o bogatych takich synach, którzy podbijaniem ceny na kość słoniową przyczyniają się do uśmiercania słoni. Tyle że takich synów dałem w wersji wykropkowanej. I co? Dwa razy zeżarło, a trzeci już nie próbowałem. Ten system to chyba nie logiką żadną się rządzi, tylko po prostu nos czyjś mu się podoba albo nie. Ale co on może mieć do nosa w postaci czarnego, wilgotnego guziczka? 😯
Dobry wieczór kto / co to jest „pavulon” ?
KoJaKu – pavulon to jest medykament powodujący zwiotczenie mięśni. Wściśle określonych przypadkach stosuje się np przed intubacją nieprzytomnego pacjenta (żeby łatwiej te rury wchodziły itp)O ile wiem dawka musi być obliczona dla wielu czynników – wieku, wagi pacjenta i co tam jeszcze. Tymczasem była sobie banda „łowców skór” w łódzkim pogotowiu, która starych albo w ciężkim stanie pacjentów uśmiercała pavulonem . I natychmiast zgłaszała zgon do zaprzyjaźnionego zakładu pogrzebowego. Za prowizję. Udowodnić coś jest strasznie trudno, bo pavulon szybko rozpada się w organizmie.
@Domestos (jak już to już…prowizja?)
Marylka gdzieś, kiedyś przeczatyła, że koszule przed praniem należy potraktować wyżej wymienionym środkiem. Zrobiła to bez konsultacji, miała być niespodzianka, i była. Biała koszula „wyszła” ażurowa (koronka brukselska) „prawie” jak nowa, ale przed tą operacją koszula była błękitna (no jak teraz pomyślę, to może i dobrze się że tak wyszło…):
Witam i zmykam….
Byście się nie niepokoili 😉 , moją nieobecnością informuję że spadamy na wieś. Pogoda jest zachęcająca, las pewnie pięknie szumi, ptaszki spiewają…trzeba sprawdzić jak i co rośnie.
No bo wiecie….
Chłop śpi a mu rośnie.
Do napisania!!
I wielu fajnych tematów życzę!
Ja jestem po stronie Alicji w sprawie Domestosu. Jest to brutalny srodek i nie mysle, ze mozna nim myc wazne srebra, a juz z pewnoscia nie rzeczy posrebrzane. Nawet rozpuszczony w duzej ilosci wody, kiedys kapnal mi na nowiutkie sztruksowe spodnie i wyzarl w nich dziure.
Domestos pewnie jest dobry kiedy trzeba poradzic sobie z paroletnim CUDZYM brudem, ale w normalnuch warunkach rzadko jest potrzebny.
Pyro w sprawie wymycia przywartego w piecu tluszczu. Jest taki stary sposob. Do goracego ale wylaczonego piekarnika wstawiasz talerz napelniony octem, zamykasz dzrwiczki, zostawiasz na noc, a rano wszystko zmieknie i powinno byc latwo scieralne. Moze trzeba operacje powtorzyc drugi raz.
Ten sposob podaja wszystkie stare ksiazki. Sama tego nie probowalam. Bowiem od lat myje piec Paniom Dochodzacom, ktorej kupuje wszysto co zechce i obsypuje laskami (to procz honorarium). Ona sie sama domaga, ze umyje mi piec, kiedy potrzebuje abym napisala list do kwaterunku and such. I dwa razy na rok mi w zupelnosci wystarczy jesli chodzi o higiene piecowa.
@Pyro
Dziękuję! 🙂
Akurat o moich problemach z „nowomową” napisałem u Owczarka!
I znowu się wstydzę 😉
KUcharka: tak pisalam, ze kawior jest dobry na anemie. Tak dwa lata temu zalecil mojej Mamie amerykanski lekarz, kiedy stwierdzil u niej anemie. Juz jest wyleczona. Ale tez brala jakies inne srodki procz kawioru.
HOrtensjo! Oczywiscie!!! Ciotka byla Polly, a nie Sally!
Co za hanba! Przeciez ja to kiedys na pamiec znalam!
– Tom!
Niet otwieta.
-Tom!
Niet otwieta.
-Tooom!
Pewnie tez masz racje z Morderca Cierpien, a nie Bolu. Bo ja to wiem z drugiej reki. Sama po polsku nie czytalam.
Matomiast inna postac (drugoplanowa), na ktora czesto sie powolujemy w moim domu to jest wdowa Watson (z Hucllelburry Finna). Wdowa Watson byla ta kobieta, ktora zajela sie Huckiem, kiedy Huck i Tom znalezli skarb w pieczarze. Wdowa Watson memorably wsadzila Hucka w ciasny kolnierz, krawat i inne wredne wynalazki klas posiadajacych i zasadzila za studiowanie Biblii.
Kiedy moj Kot Pickwick dostaje nowa obrozke z dzwonkiem i elektromagnetycznym kluczem do klapki wejsciowej, to nazywa mnie wdowa Watson i tak ja sie czuje.
Kucharko,
na anemię dobra jest wątróbka, raz w tygodniu. I pasztet gdy jest na niego chęć, także kaszanka (z kaszą gryczaną).
Alicjo, płyn do mycia okien jest zbędnym wydatkiem. Kilka lat temu kuma mi doradziła mycie tychże „cudowną” ściereczką z mikrofazy, która myje samą wodą. Spojrzałam, jak na … (jak napisałam na co, to mi wpis zeżarło) i oczywiście nie skorzystałam. Potem przypadkiem dostałam ściereczkę, spróbowałam i od tej pory płynu do naczyń nie kupuję. Ściereczki mam dwie – małą (15 x 15) do mycia na mokro i dużą (50 x 50) do wycierania na sucho. Pięć dużych okien w domu, jedno małe i lustra przelatuję w pół godziny, a okna muszę myć co dwa tygodnie, bo nie mam firan (nie lubię). Mycie okien od tej pory jest przyjemnością. Pocieszam się, że Twego spojrzenia jak na … nie zobaczę.
Oczywiście okien a nie naczyń miało być.
czuje niedosyt, foty od Misia dzis nie bylo, jeszcze z plecakiem walczy?
najlepszym sposobem na anemie jest jej nieposiadanie, kawior i kaszanka, a ja sie pytam, kogo na to stac? drogi Watsonie
Ja w sprawie pavulonu.
Istotnie jest to środek zwiotczający, o długim czasie działania. Ze względu na czas działania przydatny jest bądź na oddziałach intensywnej terapii, bądź ewentualnie do zabiegów operacyjnych, choć preferowane są środki o krótszym czasie działania.
Do samej intubacji nie, zdecydowanie środki krócej działające.
A już szczytem idiotyzmu było wyposażanie w pavulon karetek. Do intubacji ulicznej, z ryzykiem zachłyśnięcia, stosuje się z wyboru środki bardzo szybko i bardzo krótko działające
Kiedy skończyła się wojna miałam 6 lat i nie miałam ani jednej książki. Rodzice też nie mieli ani jednej. Spaliło się mieszkanie, spaliły się książki. Czy czytano mi wcześniej? Nie pamiętam, raczej opowiadano, bo wyrzucani byliśmy kilkakrotnie i byc może książek już nie było w tym spalonym mieszkaniu. Potem zaczęłam chodzić do szkoły – w dużym mieście, przez ruiny 3 km w jedną stronę. Dalej nie miałam książek, aż pod koniec 1945 Ojciec ogromnie przejęty przyniósł trzy egzemplarze – „Starą baśń”, „Z dziejów ojczystych – opowieści dla młodzieży” i „Poematy o generale Świerczewskim” (być może, że było to o rok później) Zakochałam się w „Starej baśni” i w Świerczewskim. Specjalnie nauczyłam się czytać, żeby nie być zależną od dorosłych. Dlaczego jednak w Świerczewskim? Nie mam pojęcia. Może spodobał mi się portret na pięknym, kredowym papierze? Jak teraz rozumiem, było to pokłosie konkursu literackiego i w tomiku były poematy Broniewskiego (I nagroda) Woroszylskiego, Jastruna i kogoś jeszcze. Nie wierzycie, że 8 latka mogła zakochać się w takiej poezji? Ależ tak. Na dowód (do dzisiaj umiem całość na pamięć) f-gnt Broniewskiego
„Nie o każdym śpiewają pieśń,
nie każdemu stawiają pomnik.
Pieśni czasem historia przekreśli,
pomniki zburzą potomni.”
No i dobrze, że mnie fachowiec poprawił. Ja to powtarzałam po informacjach prasowych. Tak uzasadniano potrzebę pavulonu w karetkach.
Mojej mamie lekarz na anemię kazal pić Byczą Krew.
znam jedna faze, 10 za godzine, mikra nie jest, przyjemnosci zero 1,67x 90
szyby chetniej wybija, niz myje, odkurzacz doprowadzila do ruiny, stluczek nie licze, o piecu, nawet gadac sie nie chce, taka ona biala hortencja, moze ja tym wanish?
a co dzis jemy? bialo-czerwone?
Sławek – Pyra dzisiaj korzystając z nieobecności młodszej zrobiła sobie klasyczny kotlet karkowy saute, praktycznie bez przypraw tylko skąpo posolony do tego pomidor hojnie potraktowany szczypiorkiem, kromka razowego chleba przypieczona przy tym kotlecie i w butelce było jeszcze trochę wina. Wypiłam. Dobre, prościutkie, chłopskie jadło.
Pyro, Broniewski byl jednak genialnym poeta, jesli przewodzial co sie stanie z pomnikiem Swierczewskiego.
Moim ukochanym bohaterem historycznym w wieku lat osmiu-dziewieciu byl Julius Fucik (Reportaz spod szubienicy). Do dzis sni mi sie czasami, ze jeste w celi smierci. I dlatego bylam „od zawsze” goraca przciwniczka kary smierci.
Kiedys w sklepie Polski Len w Warszawie stalam w kolejce czekajac na obsluzenie, w towarzystwie Marysi Przelomiec, naszej warszawskiej korespondentki i rozmawialysmy o G.W.Bushu, ktory byl wtedy kandydatem na prezydenta. Powiedzialam cos z dezaprobata, ze jest on wielkim zwolennikiem KS. I nagle jakas nieznajoma baba stojaca za mna, wtracila sie do naszej rozmowy i zaczela wykrzykiwac, ze kara smierci jest absolutnie niezbedna i cos tam i cos tam. Na mnie to podzialalo jak czerwona plachta na byka. -A do kosciola pani chodzi? – zapytalam groznym glosem. – I do kosciola chodze i jestem za kara smierci – odpowiedziala baba chelpliwie.
– To na kolana i plackiem przed oltarz – wrzasnelam – za to, ze tak pani nienawidzi naszego ukochanego Ojca Swietego, ktory jest przciwko karze smierci!
Zostalam natychmiast obsluzona przez pania kierowniczke, ktora chciala zapobiec chyba mordobiciu w sklepie! Maryncia P. biedna o malo nie umarla ze wstydu za moje zachowanie.
krysha ,
tylko teraz wytłumacz mi, co to jest ta mikrofaza? A swoja droga pamietam czasy, kiedy okna sie myło octem i błyszczały pięknie 😉
Ja jeszcze do szkoły nie chodziłam, a zaczytywałam się w baśniach Janiny Porazińskiej – nie pamiętam tytułów, ale pamietam, że bardzo lubiłam, nawet pamiętam, w jakim stylu były ilustracje.
A Broniewski to nie ha ha i nie byle. To był (MOJE zdanie) świetny poeta, poczytajcie sobie jego erotyki.
Acha, kiedyś już tu pisałam, że jednym z najbardziej wiarygodnych erotyków jest Broniewskiego „Ze złości”
„Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha…
To dzień biały, to miasteczko…”
Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,
po gruzach biega naga, ruda Ryfka,
trzynastoletnie dziecko.
Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
(Uciekaj, uciekaj Ryfka!)
„Mama pod gruzami, tata w Majdanku…”
Roześmiała się, zakręciła się, znikła.
I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa:
„Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa…”
Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami:
„Ja zaniosę tacie i mamie.”
Przejeżdżał chłop, rzucił grosik,
przejeżdżała baba, też dała cosik,
przejeżdżało dużo, dużo luda,
każdy się dziwił, że goła i ruda.
I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,
SS-mani go wiedli na męki,
postawili ich oboje pod miedzą,
potem wzięli karabiny do ręki.
„Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden,
za koronę cierniową, za te włosy rude,
za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,
obojeście umrzeć powinni.”
I ozwało się Alleluja w Galilei,
i oboje anieleli po kolei,
potem salwa rozległa się głucha…
„Słuchaj, dzieweczko!…Ona nie słucha…”
„Kochałbym cię psiakrew, cholera…” ? 😉
Ze złości – Władysław Broniewski
Kochałbym cię (psiakrew, cholera!),
gdyby nie ta niepewność,
gdyby nie to, że serce zżera
złość, tęsknota i rzewność.
Byłbym wierny jak ten pies Burek,
chętnie sypiałbym na słomiance,
ale ty masz taką naturę,
że nie życzę żadnej kochance.
Kochałbym cię (sto tysięcy diabłów),
kochałbym (niech nagła krew zaleje!),
ale na mnie coś takiego spadło,
że już nie wiem, co się ze mną dzieje:
z fotografią, jak kto głupi, się witam,
z fotografią (psiakrew!) się liczę,
pójdę spać i nie zasnę przed świtem,
póki z grzechów się jej nie wyliczę,
a te grzechy (psiakrew!) malutkie,
więc (cholera) złości się grzesznik:
że na przykład, wczoraj piłem wódkę
lub że pani Iks – niekoniecznie.
Cóż mi z tego (psiakrew!), żem wierny,
taki, co to „ślady po stopach”?…
Moja miła, minął październik,
moja miła (psiakrew!), mija listopad.
Moja miła, całe życie mija…
Miła! Miła! – powtarzam ze szlochem…
To mi życie daje, to zabija,
że ja ciągle (psiakrew!) ciebie kocham.
Moja mama chodziła do szkoły podst. im. Broniewskiego i niemal etatowo obsługiwała szkolne akademie recytatorsko. W związku z tym nieraz jak ktoś w rozmowie użyje całkiem z pozoru niewinnego słowa, to mamie natychmiast automatycznie dopisuje się ciąg dalszy:
ulicą – Miłą nie chodź moja miła…
wiesz – powiada, w Magnitogorsku…
szeroka – szeroka jest ziemia, gdy myślą ogarnąć ją lotną…
dom – ten, w którym mieszkasz
adresy – się mylą
itp., itd. Nawet przy myciu szyb jej się jakoś kojarzy „szybie milczący i czarny”, chociaż po tylu latach już nie ma pewności, czy ten szyb jednak nie był ciemny. 🙂
Szyb ciemny czy zielony, ja Broniewskiego lubię za wiele wierszy, choć niekoniecznie za wszystkie.
A mnie sie placze po glowie: „Luscinia cantat noctu – powiada slownik”. Tylko nie pamietam z ktorego to wiersza Broniewskiego.
Wiecie kto pisal dobre eroyki, z takich nietypowych poetow?
Konopnicka!
Zdumiewajace. Ta sama, co napisala prymitywna Rote!
Heleno – zaskoczyłaś mnie. Nie miałam pojęcia, że pani K. pisywała erotyki. Wiedziałam, że (podobnie jak Orzeszkowa) była wredną paniusią dla służby, a pozytywistką tylko na papierze, ale erotyki?
Heleno,
to wcale nie takie nieprawdopodobne, bo przecież Broniewski tez pisał wiersze na tzw. zapotrzebowanie społeczne, czy raczej partyjne, a przy okazji wiele innych pieknych wierszy. To i Konopnicka mogła 😉
Tak Pyro. Niestety ostatnio czytalam je ponad 40 lat temu, ale kraza mi po glowie jakies takie okruchy:
I mowie – odejdz i wracam sie cicha
By spojrzec jeszcze na stop twoich slady….
Cos tam, cos tam
I mowie – zostan i sama odchodze…
Ale pamietam, ze bylam zdumiona, ze ta nudna pila tak tego… Przeczytalam wtedy bardzoi duzo jej erotykow.
Bo poproszono mnie abym czytala jej wiersze na jakims koncercie organizowanym przez klub wielbicieli Konopnickiej. Tuz przed wyjazdem z Polski. No to zabralam sie do czytania i bardzo sie zdziwilam.
Czasem poetom uda się taki jakiś pojemny skrót, co to się do człowieka przyczepi na życie całe. Nie wiem czy pamiętacie K.I.G. „Inge Bartsch”? i jak ta Inge żyła z Finkiem, który „przez snobizm komunizował (są tacy też na Mazowieckiej). I podsumowanie Fincka …” a Finck był oszust i blondyn” Może ja dlatego tak raczej do szatynów, brunetów, rudych, siwych i łysych (w różnym czasie) ?
I jeszcze cos. Kiedy czytalam te wiersze, mialam nieodparte wrazenie, ze sa one pisane do… kobiety. Bardzo silne wrazenie. Bo staranne unikanie formy meskiej. Ale moze sie mylilam, Musialabym je na nowo przecztac.
Tyle znalazłam:
http://www.poema.art.pl/site/sub_4355.html
Nic nie pobije „staruszek-portier z usmiechem dawal klucz”.
Ilekroc slysze slowo „staruszek”, zawsze dopowiadam w myslach „portier”.
Albo : Kochany moj kotek, staruszek-portier ( z usmiechem dawal klucz)…..
Dzieki, Alu. No wlasnie, jest ten wiersz:
I mówię: odejdź! -i wracam się cicha,
By spojrzeć jeszcze na stóp twoich ślady,
I słucham wiatru ,co w dali gdzieś wzdycha,
I na kwiat patrzę więdnący i blady,
Na jeden z kwiatów tych,co mają duszę-
I nie wiem ,co mi jest -i płakać muszę.
I mówię: zostań!- i sama odchodzę,
I drżąca idę w ciemności przed siebie,
I czuję ciernie kolące w tej drodze,
I słyszę dzwony na serca pogrzebie,
I widzę czarne snów ludzkich mogiły-
I nie wiem,co mi – i iść nie mam siły.
Dwie różne drogi – a jedna tęsknota,
Dwie różne drogi – a jedno cierpienie.
Na jednej zorza wygasa mi złota,
Na drugą schodzi noc i smutków cienie..
I późna chwila jest-i rosa pada,
I nie wiem,gdzie mi iść-i stoję blada
Kod eead? Ten zapamiętany przez Ciebie fragment Heleno szalenie przypomina wersyfikację Maryli Wolskiej. Nie chce mi się teraz szukać bo na gości noclegowych czekam, ale mam gdzieś tomik z białej serii właśnie Wolskiej. Taka podobna.
No, czy same nie uwazacie, ze kluczem do tego wiersza jest to, ze jest on do kobiety, a nie do chlopaka?
Jesli do kobiety, to jest mniej irytujacy niz jak do chlopaka – mowie to z perspektywy 40 lat.
Boooobik, jak tam na Twoj psi wech?
Zaraz cholera mnie wezmie. Chciałam zrobić przyjemność Helenie i wrzucić sznureczek do „Pamietasz, była jesień…” w wykonaniu Sławy Przybylskiej i 4 (CZTERY) razy mi wywaliło wpis.
Heleno,
wklep w google „pamiętasz była jesien” i tam powinno Ci sie to nagranie łącznie z viedo i Sławą Przybylską pojawić. Nie wiem, co za fenomen, dotychczas sznureczki z youtube działały dobrze…
*video, miało być…
Mnie też wyrzuciło.l Przed chwilą przyszły moje florystki (już uciekły na piwo) Dostałam piękną białą azalię w prezencie.
A poprzedmio pisałam, że takie wielosłowie jest dość manieryczne. To ja wolę, kiedy łka Pawlikowski :Nie ma listów. Listonosza nie ma”
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz – Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą –
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Tyle mniej wiecej pamietam z Broniweskiego. Jeszcze byl taki jeden o Leninie. Jak mi sie przypomi to dodam.
Alicjo mikorfaza to po waszemu Micorfiber
Dzisiaj na obiad byla chinszczyzna
Nie dalej jak tydzień temu pijałem wina, których aromat i smak bardziej kojarzę z kamieniami lub szlaką. Tak przynajmniej oznajmiał mi mój zmysł smaku. I to nie po flaszce, lecz już po pierwszym łyku. Całe szczęście, ze nie potęgowało się to z kolejnymi łykami. Wina są wrażliwe na temperaturę otoczenia, o tym przekonałem się niejednokrotnie pijąc napój bogów w miejscu ich produkcji. Z dotychczasowych doświadczeń extremalnym przeżyciem było wypicie flaszki produktu w Egipskiego. Tamtejsze towary nie zasługują na więcej słów. Dodam tylko, ze dobrze wypełniają lukę towary z Rosji. Mają wdzięk i wzięcie, to klasa planetarna. Putin może być dumny ze swoich dziewcząt.
Celowo nie nazywam toto mianem wina. Mogłoby być to uwłaczające dla winiarzy, którzy tworzą dla nas napój będący nie tylko gaśnicą pragnienia. Wino wpływa na nasze zmysły. Wyzwala pożądanie i jest bodźcem do przeżycia wielu przyjemnych chwil we dwoje.
Z czasem zacząłem powoli wierzyć w te wszystkie bajki o wrażliwości winorośli na panujące w winnicach temperatury. Ale nie tylko. Po ostatnich doświadczeniach jestem przekonany, ze również wpływ otaczającego ich środowiska ma ogromne znaczenie. W tym przypadku smak kamieni i szlaki wulkanicznej pozostał mi do dzisiaj.
Ale może to tylko autosugestia, popatrzcie sami: http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/SmakWina02/photo#5188071921689410514
Czy azalie (jak Pyry) można wysadzać skutecznie do ogródka? Czy za rok w gruncie znowu zakwitnie?
Arkadius,
wina basilicata (italiańskie, mogę zle napisać, bo z głowy) Gospodarz przywiózł na Kórnicki zjazd, a wcześniej wiele o nich rozprawiał. Ześmy próbowali. Smak zacny, ja akurat lubię takie esencjonalne, gęste, a jeszcze z domieszkami okolicznych ziem? Jak najbardziej! U nas się to nazywa „earthy taste” 🙂
…(jak Pyrową)… – winno być
P.S. Arkadius,
jesteś nam winien opowieści – gdzie byłeś, jakie wiatry i tak dalej. I nie wymiguj się tutaj byle czym!
Teresko, azalie mozna jak najbardziej. Tylko ziemia musi byc dosc kwasna. Po przekwitnieciu nawozic i wtedy wysadzic. Azalie dobrze znosza mrozy – Nowy Jork tonie w azaliach na wiosne, tam jest dobra ziemia do tych co lubia kwasna. A juz w Londynie – nie.
A ja swoje – biale pelargonie! W wysokich doniczkach (long tom, po naszemu tu). I na sloneczne okno, ale moze byc osloniete cienla firanka. I obrywac przekwitle glowki. Wtedy kwitnie do poznej jesieni. Poten nalezy dac odpoczac i podlewac bardzo rzadko, a w marcu-kwietniu podlewac normalnie i nawozic co tydzien w czasie sezonu.
Sami zobaczcie, przed chwilą wysłałam tutaj i word-taka-tam-jego odrzucił :
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Foto.jpg
W ramach tematu glownego doloze wam jeszcze, ze Holenderski wina rowniez istnieja. Prym w nich wiedzie Apostelhoeve z Maastricht. Dodam jeszcze, ze wbrew wszelkim pozorom (klimat kiepski itp) jest smaczne i rozchodzi sie w tempie blyskawicy, wiec trzeba sie regularnie dowiadywac, kiedy otworza kolejna beczke.
Alicjo, zafascynowalo mnie w tym wpisie co innego. Mianowicie wlaczony angielski korektor, ktory podkresla na czerwono wszystkie slowa oprocz „wscieklam sie”. Ciekawe co to jest „wsczeklam sie” po angielsku? Znasz takie?
Tereso – Białystok chyba za daleko na wschód (suche mrozy) w książkach piszą, żeby zadołować w ogrodzie w półcieniu aż do paździenika. Potem wstawić w jasne, chłodne pomieszczenie. Nie znoszą wody z wapniem, przeciąów bezpośredniego słońca. Wolą światło rozproszone (wioęc nir nsa parapet ale w jasne mioejsce. Kiedyś udawało mi się przechować przez 3 lata zanim padła. Ale też piszą, że w naszych warunkach te doniczkowe, pędzone, traktować jako jednoroczne.
Tam chyba nie jest taki kiepski klimat, a i teren nie jak cała niemal Holandia, z tego co pamietam. Nie widzę przeciwskazań, troche bardziej na południe (rzut beretem) jest Rheinland 😉
Alicju, w tym tygodniu byłem zarzniety. Po pierwsze po każdym tego typu wypadzie dochodzę długo do siebie. Secundo przez okres mojej nieobecności w Berlinku nawaliło się tyle spraw na raz, ze dopiero dziś mogę pozwolić sobie na flaszkę we dwoje. I z tego mieć pełną przyjemność, jak klepałem u góry. Mam parę załączników i planuje zrobienie małego filmiku. Było by źle bym się powtarzał po pierwszej pięćdziesiątce.
Pijano pijano vaj dontano.
…aaaa, Heleno, nie wiem, o co z podkreślaniem chodzi, ja kombinuję znaki diakrytyczne, mając bardzo prostą „międzynarodową” klawiaturę. Może to-to głupieje? Bo najpierw myślałam – podkreśla słowa z polskimi znakami diakrytycznymi, potem , że odwrotnie, ale teraz widzę, że reguły nie ma. Zerknij:
http://alicja.homelinux.com/news/Foto1.jpg
Arkadius – a ta lawowa plaża to gdzie? Kanary? Baleary?
Nirrod – a dlaczego trzeba czekać na otwarcie beczki? Nie butelkują?
Arkadiusu,
tylko żebyś sobie nie myślał, że Ci się upiecze. Odwlec i owszem, ale nie upiec.
Ja dziś tylko doskakuję, pobieżnie obwącham i dalej lecę, ale na wezwanie Heleny odpowiedziałbym, że podejrzenie Jej wydaje mi się nader prawdopodobne. Nie znam akurat żadnego historycznoliterackiego podparcia dla tej tezy, ale czysto na nos – owszem, owszem. Bo w wierszach, zwłaszcza dawniejszych, pisanych przez kobiety do facetów, wyczuwa się jednak ten tonik – ja,słaba, wrażliwa istota i on – mocny, opoka albo podlec, co porzucił i nie wrócił.A tu i autorka i adresat(ka?) wydają się być na jednej fali, dwie wrażliwe, rozdarte istoty, ani zbyt silne, ani zbyt słabe, ale połączone jakąś fatalistyczną niemożnością. Tak, mogła to być kobieta, ale mógł być też np. o wiele młodszy ukochany, z którym związku otoczenie by nie wybaczyło. Albo miłość do homoseksualisty, z którym harmonia dusz pełna, ale nic więcej w grę nie wchodzi – znam takie przypadki.
Ha! Bobik. Tak wlasnie.
Pyro obydwa załączniki to ta sama winnica. Pierwszy zał. robiony z daleka. ? Lanzaroty /Kanary/ wygląda podobnie. Na ziemi czarno, na niebie błękitne, a miedzy tymi dwoma płaszczyznami wiatr zapieprza jak zwariowany. Zieleni praktycznie żadnej. Musze przyznać ze czułem się wam fantastycznie. Pomimo otaczającej cię czerni ma się poczucie czystości i świeżości.
Czyli doniczkowej azalii w ogrodzie na dwoje się wróży? Pozostaje próbować.
Kiedys wsadzilam piekna azalie do ziemi i po godzinie mi oklapla kompletnie i nie moglam jej juz uratowac. W Nadrenii widzialam juz od wiosny azalie rosnace normalnie w ogrodkach, w Polsce jednak chyba trzeba trzymac w kuble.
Owszem butelkuja, po otwarciu beczki a nastepnie wszystkie butelki sprzedaja i trzeba czekac pare miesiecy do otwarcia kolejnej…
Heleno – Maria Konopnicka i Maria Dulebianka. Ta druga byla malarka i portretowala Konopnicka.
Magdaleno – no i gdzie się włóczysz? Pół wieczoru nam pani K z D zajęły, a posiadaczka istotnych wieści pałęta się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, wisdomo, że w złej intencji, bo bez nas.
Ach, soooo? Napisz wiecej!. Czy to gdzies ktos opisal? Co wiemy na ten temat?
Mnie to uderzylo kiedy mialam 20 lat! Nie pamietam juz dokladnie co, ale bylo to do odczytania z wierszy. Fascynujace, po uplynieciu tylu lat.
… mnie się wydaje, że nam tę poezję dozowano jak pasowało. Wielkopatriotyczne i tak dalej.
Szukajac pod Dulebianka dowiedzialam sie, ze byla ona takze znaczaca polska feministka i pojechala zamiast zaproszonej Konopnickiej, ktora byla zbyt chora w 1908 r. na zjazd kobiet, gdzie omawiane byly kwestie praw.
Ale taka wzmianeczke zobaczylam w zapowiedzi Festiwalu Tolerancji w Krakowie:
„The Karol Szymanowski Philharmonic Hall stands in the centre of Kraków. But is the homoerotic subtext of Karol Szymanowski?s art officially considered a part of the great composer?s musical legacy?
And what about Polish 19th c. writer, Maria Konopnicka and her relationship with a painter, Maria Dulebianka? Many more examples of the kind can be found./
Upiekł mi się królewski (spróbowałam jeszcze ciepły) boczek szpikowany czosneczkiem, z trochą soli i majerankiem. Warto było.
Helenko, proszę bardzo – http://www.innastrona.pl/kult_ludzie_konopnicka.phtml .
Jeszcze to – http://www.serenissima.pl/prace/pliki/160_Maria%20Konopnicka1.doc
Teresko! No, dzieki wielkie. Przeczytalam z wypiekami. Patrze teraz zupelnie innymi oczami na Nasza Szkape niz do tej pory. LIberalka! Feministka! Niemal zydokomuna!
Wszystkich namawiam do przeczytania. Ze tez nam w szkole takiej ciekawej biografii nie ukazano. Tylko caly czas te koszmarne wierszydla i nowelki.
Ja chyba wroce do tych innych wierszy. Cos mnie jednak poruszylo, ze zostaly w pamieci okruchy jej liryki – po 40 latach.
Tego drugiego linka (serenissima.pl) nie moge otworzyc. Sprobuje jutro. Dzeki Teresko, dzieki Magdaleno!
Helenko, w szkole? Wyobrażasz sobie ? Może za sto lat?
Szukałam jeszcze obrazów Marii Dulębianki, ale niczego nie udało mi się wyświetlić. Najwięcej ich ponoć w muzeum w Żarnowcu.
Czy mojego komputra za młodu też karmiono jakimiś koszmarami Konpnickiej i się na nią zareagował? Absolutnie nie zgadza się współpracować z tymi linkami podanymi przez Teresę i przerywa połączenie z internetem za każdym razem jak próbuję. 🙁
A szkoła w ogóle dziatwie wodę z mózgu często robi. Różnych autorów kazano czytać kawałki nudne jak przepraszam-flaki-i-co-ma-do-tego-olej i dopiero jak się na własną rękę dogrzebało nielekturowych dzieł, to się okazywało, że ci nudziarze to właściwie zupełnie fajni goście.
Na ten drugi link trzeba cierpliwie czekać, długo się uruchamia.
PS. Jestem już po śniadaniu i to obfitym. Niebanalnie… Obiad o 15:00, koleżeństwo zaprosiło na pierogi z mięsem.
Bobiku, może łącza się zatłoczyły?
Ja tu jakies 15 lat temu zabralam sie za czytanie nowelek Orzeszkowej, ktorej w szkole unikalam jak diabel swieconej wody. Zabralam sie. No i nie dalo sie. Nie dalo. To grafomania czystej wody.
Ale troche inaczej z Konopnicka. Dwa-trzy lata temu bedac w gosciach u Renaty, wyciagnelam do poduszki i przeczytalam pierwszy raz w zyciu ( choc gralam to w teatrze) Medla Gdanskiego. I bylo to objawienie. Bo to jest swietnie napisana mala powiesc. Swietnie. Az sie prosi o ekranizacje. Nawet mialam ochote abysmy razem z Renatka napisaly scenariusz. Mysmy juz robily wspolnie rozne rzeczy ( w tym – trzymajcie sie – ksiazke o papiezu, ktora wyszla w Nowym Jorku, 6 miesiecy po wyborze JPII). No, ale potem pochlonely nas inne rzeczy i sie rozeszlo.
Podejrzenia i sugestie co do charakteru związku Konopnickiej z Dulębianką pojawiały się już wśród im współczesnych, i pojawiają się do dzisiaj, np. w „Damach, rycerzach i feministkach” Sławomiry Walczewskiej.
Dobry pomysł ten scenariusz, Krauze mógłby zrobić z tego film, albo Agnieszka Holland. Kina pełne. I dobrze.
Dopiero teraz udało mi się ściągnąć jedną z tych Konopnickich. Bardzo ciekawe. Te związki – z kobietą albo nieustannie z młodszymi mężczyznami – i ta neuroza ucieczkowa mogłyby świadczyć o tym, że nawet niekoniecznie homo- albo biseksualizm był tu centralnym punktem, tylko jeszcze coś innego. Lęk przed ponownym oficjalnym „uwiązaniem się”? Przed dominacją? Przed rolą? Przed starzeniem się? Nie wiem, węszę trochę na oślep, ale w każdym razie osobowość to była chyba znacznie bardziej skomplikowana niż jej wiersze.
Spicie?
No właśnie. Konopnicka, Orzeszkowa, Nałkowska, Dąbrowska i tak dalej. Bobiku, nie węsz za bardzo, bo to chyba wiadomo. Zycie jest cholernie skomplikowane, a wrażliwość ludzka i nawet pieska jest, jaka jest. Wszytskiego nie pojmiesz, ale ważne, żeby się starać.
P.S. Nie śmiejcie sie, ja „Nad Niemnem” i inne Orzeszkowej czytałam. Oraz wszystko Zeromskiego, Wierna Rzeka i tak dalej. I wtedy podobało mi się, nie łżę! W wiejskiej bibliotece nie było nic, tylko lektury, i to nie dla gówniarzy z podstawówki, tylko dla tych z ogólniaka, którzy w 3-ciej klasie *przerabiać* mieli pozytywizm 😉
Tereso,
czy do tej azalii nie byla dolaczona jakas „instrukcja obslugi”? W Ameryce takie domowe, wylacznie doniczkowe maja informacje, jak podlewac itp. i zastrzezenie, zeby nie wysadzac do gruntu. A te „gruntowe” sa zielone przez caly rok i kwitna wiosna, i to tak, ze chyba bija rekord w kategorii „ilosc kwiatow na jednostke powierzchni”.
Fe fe feministki z prawej i z lewej,a swiat sie kreci dalej.Podobno w 2045 roku ma nie byc mezczyzn,maja wyginac w wyniku ewolucjii-no i dobrze.
Ale co po nich nastanie? Pewnie mroczne lata bezwladu,kobiety sa piekne ale spelniaja okreslone funkcje,jak w matematyce.
Kobieto! Tobie potrzeba uczucia w kuchni,dotyku i zapachu ktory wprowadza w stan ekstazy a bez mezczyzn to nie mozliwe.
W 1908 roku spadl meteoryt Tunguski,pewnie mial wlpyw na poezje z tego okresu,badzmy wiec wyrozumiali dla feministek.
Wszystko spakowane i czas w drogę.
Zdjęcia czekają na publikację .
Codziennie o 7 rano nowe zdjęcie.
http://www.kulikowski.aminus3.com
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień.
http://www.biol.uni.wroc.pl/obuwr/wojs/arboretum/ Miłośniczkom azalii przesyłam ten link. Alicjo, czy wiesz, że to Twoje okolice? Za jakiś miesiąc zaczną kwitnąć i wtedy widoki będą bajkowe!
Żeby długo nie szukać – trzeba kliknąć na „widoki” i ewentualnie „azalie”, ale zdjęcia nie oddają ich uroku w pełni kwitnienia.
Alicjo, Nad Niemnem mi tez bardzo się podobała. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego byłam jedyna w klasie, którą ta książka zachwyciła.Podobnie było z Lordem Jimem, ale to już inna para kaloszy.
A Prusa Lalka czy Faraon? Szkoda by było, gdyby wyrzucono z lektur szkolnych powieści pozytywistyczne i młodopolskie.
A swoją drogą -jak inaczej patrzy się na twórczość znając życiorys pisarza….
Kucharko,
dzięki, instrukcji nie ma. Nie pierwszy raz, to reguła. Kiedyś się doczekamy poprawy sytuacji. Zdarzyło się i tak, że kupiłam azalię na targach, zapewniano mnie, że nadaje się do gruntu, a ona nie przezimowała ani jednej zimy. Taka piękna…
Moje florystki już pojechały na targi. Śniadanie zjadły, wrócą wieczorem.
Wczoraj Konopnicka, azalie i wino, dzisiaj od wczesnmego ranka mieliśmy tu burze z piorunami, a teraz pada. Nic już nie chcę mówić, ale za miesiąc niecały będzie tydzień azalii i różaneczników w Kórniku. Wtedy, w ten jeden tydzień, otwiera się kolekcję dla zwiedzających. A jest to kolekcja największa w kraju, większą ma tylko jakis ogród w UK. Widok jest niesamowity, co każdy może obejrzeć na stronie internetowej Kórnika.
Tereso – mnie też się ten drugi sznureczek nie otwiera. Do Koniopnickiej raczej nie wrócę ale do Orzeszkowej wracam chętnie – do „Nad Niemnem”, „Wacławy”, jeszcze jakiaś powiastka mi się czasem plącze. Ogólnie jednak pozytywistów nie lubię. Może w ogóle nie lubię literatury z tezą. Wiecie, Dzieci moje, jaka lektura otwierała mój szkolny kanon w 1953 r? Nie wiecie. To był Wilczek „Numer 14 produkuje” – o fabryce karmelków i klasie robotniczej.
Alex,
polecam trzecie zdanie w tekście – http://partnerstwo.onet.pl/1477594,3505,,matematyka_picia,artykul.html .
Czy nie śmieszy?
Bobik, i znowu strzelasz w dziesiatke! Absolutnie slusznie. Takie zwiazki nie koniecznie sa skutkiem „biologicznej” czy „psychologicznej” sklonnosci, ale ucieczka przed innymi sprawami, ktore dopiekly lub wzbudzaja lek. POdobno jest spory odsetek kompletnie heteropseksualnych kobiet, ktore w okolicach tak 40+ lat wchodzi w zwiazki jednoplciowe. Nie ma to wiele wspolnego z „hormonami”, tylko z jakims zyciowym doswiadczeniem. Czytalam kiedys na ten temat duzy esej socjologoczny, tej takiej znanej amerykanskiej socjolozki na H, ktptrej zanzwisko kompletnie wyparopwalo mi ze starej glowy.
PS: Alex – na drzewo!
Postanowilem w biezacym roku calkowicie zmienic koncepcje ogrodu. Do czerwca nie bede kosil trawy. Tylko dookola krzaków rozsypuje kompost. Rosna krzaki i zielsko. Zaczal sie czas kwitnienia mniszka lekarskiego. Piekne zólte kwiaty. Poza tym ruszaja mlecze. Dlaczego ludzie uznaja to za zielsko. Jest co prawda agresywne i dowiedzialem sie, ze przeciwko mchom na odslonietych slonecznych miejscach dobrze jest zahodowac wlasnie mniszek lekarski. Podobno po pewnym czasie zalatwia mech, tyle ze z kolei jego nie mozna zalatwic.
Marek wyszedl za solidnego fachowca. Wyjezdza ale maja byc wysylane fotogramy. Szerokiej drogi Marku i przywiez zapas nowosci które bedziesz nam pokazywal kazdego ranka.
A tak przy okazji podrózy. Co i czy w ogóle powinien zabierac cos w podróz nowoczesny obiezyswiat. Mialem kiedys szefa który byl wiekszym wlóczega ode mnie. On zabieral w droge tubke pasty do zebów i szczoteczka. Byl zdania, ze najzdrowiej jest jadac miejscowe jedzenie, Dwa dni biegunki i kuracja odchudzajaca a potem spokojnie mozna rozkoszowac sie kuchnia. Ja w droge nie zabieram nigdy jedzenia tylko wode mineralna do picie i jesli trzeba myciy rak. Trzymam sie twardo zasady zatzymywania sie przed lokalami gdzie stoja TIR – y. Chlopaki wiedza gdzie mozna dobrze i tanio zjesc.
TIR – ówki na ogól nie stoja w poblizu zajazdów i przydroznych restauracji. Tam gdzie stoja nie warto sie zatrzymywac. Zawsze jest zle jedzenie bo kucharz jest zajety czyms innym a nie gotowaniem
Pan Lulek
Nic się nie martw Alex, mnie też wysyłano na drzewo. A ja śmiałem tylko napisać, jaką rolę na kobiety nałożyła ewolucja. I to była ta moja zbrodnia.
Dzień dobry.
@Pyra 2008-04-11 o godz. 14:52
„(…) Spotkała mnie siupryza na blogach. Otóż niezwykle rzadko wpisuję coś u prof Bralczykla, bo nie mam cierpliwości na Jego wagary. (…) Rzadko piszę, więc 4 godziny wisiałam na ?akceptacji?, a po tym czasie zginęłam dokumentnie. (…)”
Pyro, jeżeli jesteś Jarutą, to Twój wpis jest widoczny:
http://bralczyk.blog.polityka.pl/?p=48#comment-27642
Wspaniałe! 🙂
Panie Lulku, ta koncepcja z niestrzyżeniem może być bardzo urodziwa. W naszym starym domu przez pewien czas tak było i zwłaszcza w czasie jak kwitły mlecze, a potem jaskry, było cudo. Tylko mamie się potem zachciało różnej kwiatowej drobnicy, która konkurencji nie wytrzymywała i musiała koncepcję zmienić. Ale jak się ma same krzewy, albo wysokie byliny, co się przebiją (np. wierzbówka, tylko z nią ostrożnie, bo się potrafi wściekle rozpanoszyć), to z wysoką trawą potrafi być naprawdę pięknie i łąkowo.
Helenko,
H jak Horney, Karen Horney?
KoJak M. – dziękuję za informację, anegdota „wisi” u prof.Bralczyka, a jeszcze wieczorem jej nie było. Jest zapisem jednej z zabawniejszych sytuacji, jakich byłam świadkiem. Do dzisiaj mi się gęba śmieje na samo wspomnienie.
Karen Horney to raczej psychologia niż socjologia, ale na w/w temat pisać mogła. 🙂
Już miałem zamiar udać się do pilnych zajęć, bo oczekuję odwiedzin przyjaciela z Polski i muszę go uczcić kulinarnie i w ogóle, ale czy można zostawić w spokoju kod 1111 ? Więc tylko jeszcze dopisuję, że z Pyrowej anegdoty też okrutnie się uśmiałem i lecę do sprzątaniopichcenia. 🙂
Bobiku,
konkretnie to psychiatra. Czytałam niektóre książki tej autorki, bardzo zajmujące.
Nie, nie, nie Horney. Zaraz jej poszukam.
To ja uzupełnię swoją anegdotą sprzed wielu lat, z moich czasów studenckich. Siedziałam sobie w nocy na przystanku autobusu nocnego przed kościołem św. Anny, wyszedłszy z jubelka w Dziekance. Podjechał radiowozik i panowie grzecznie mi zaproponowali, że jeśli mam jeszcze dużo czekania na autobus, to chętnie mnie podrzucą. Jako dziewczę naiwne i prawomyślne, a przy tym lekko na bani, skorzystałam, panowie zresztą wyglądali sympatycznie. Mieszkałam wtedy na Pradze i trzeba było przejechać przez tunel. Jak podjeżdżaliśmy, okazało się, że to była akurat ta jedna na dłuuugi czas noc, kiedy tunel było myty. „O k…” wyrwało się panu kierowcy, po czym spłonił się i jąknął „…bardzo panią przepraszam”. Już dziś widzę, jak ktoś w takiej sytuacji przeprasza… 😀
Shere Hyte.
No, nareszcie! Przeczytałam wszystko.
Z Konopnickiej bardzo lubię Krasnoludki (nasze małe, o dziwo, nie cierpią). Czytałam kiedyś o jej życiu prywatnym i byłam mocno zaskoczona, podobnie jak Orzeszkową.
Proszę mnie nie szczuć Kórnikiem i Wojsławicami. Azalie zawsze będą mi się kojarzyły z pierwszą miłością. Przed jego domem rosły ogromne, różowo-liliowe krzewy.
Trzy lata temu dostaliśmy pod choinkę dwa maleńkie cyprysiki ochrzczone naszymi imionami. Wiosną wysadziłam do gruntu. Ja zmarniałam, z tego drugiego wyrósł chłop na schwał.
Pyro, ja też mam tutaj Macondo 🙁
Heleno,
masz rację. Calkiem niedawno czytalam chyba w POLITYCE, że Konopnicka należala do kochających inaczej. To byl artykul nawiązujący do dyskusji na temat homofobii w Polsce.
Heleno, Hite, nie Hyte:
http://en.wikipedia.org/wiki/Shere_Hite
Zgoda, Hite. Pisalam z glowy (czyli z niczego, jak mowiono u nas w redakcji)
Hortensjo, kocha sie tak samo, tylko nie tych co „trzeba”.
Sorry za malostkowa pryncypialnosc.
Oczywiscie w moich czasach szkolnych zycie uczuciowe pisarzy i artystow omawiano tylko w kontekscie roznych tam Delfin Potockich czy innych Marii Kalergis. I wszystko moglo byc tylko po bozemu. Zadnych wystawania ponad tapete.
Cos ostatnie zdanie mi nie wyszlo, ale wymowa mam nadzieje jasna?
Heleno – takie powiedzenia znaazły się w naszym języku prześmiewczym od czasu wynalezienia „poprawności”. Kiedy zadecydowano, że szlaban na słowo „kaleka” bo raczej „niepełnosprawny” ( ale pozostaje „okaleczyć”, „kalectwo”, „kaleki”, zaczęto tez pisać o „sprawnych inaczej”, a potem prześmiewcy wymyślili „kochających inaczej”, „Myślących inaczej” itp. Więc nie podejrzewaj Hortensji o debilizm, tylko o dobra pamięć.
Dziewczęciem będąc chodziłam na mecze Lecha, jeszcze na Dębiec. Sama. Nigdy, przenigdy nie spotkała mnie żadna przykrość. Panowie z rewerencją robili mi miejsce i proponowali kropelki. Tłumili dziwencje w zarodku, co w przypadku meczów z Legią udawało się tylko częściowo, ale dobra wola była.
Heleno, Słowacki w czarno-srebrnym stroju, obstalowanym specjalnie w celu godnego zdobywania alpejskich „szczytów”, też byłby nie po bożemu 🙂 Wyobrażam sobie tak odzianego Kordiana w monologu na M.B.
Ja wiem przeciez, Pyrencjo. Nie jestem wrogiem zastepowania slow ktore nabraly obrazliwych lub pogardlowych konotacji innymi wyrazeniami, ale niektore sa mniej udane niz inne. Kiedys przeczytalam w tytule GW o bezrobociu wsrod „widzacych w ciemnosci”. Myslalam, ze chodzi o bezrobocie wsrod kotow i nietoperzy, ale chodzilo o niewidomych.
„Kochac inaczej” mi sie nie podoba w kontekscie zwiazkow homoseksualnych. Milosc jest milosc jest milosc. Norwida do Kalergis czy Konopnickiej do Dulebianki. Jak sie ma tyle lat co my z Toba, to sie juz wie, nie?
Więcej informacji – http://kobieta.onet.pl/13,198,1333854,1,ciagle_pisze_i_mowi_o_seksie,kiosk.html .
Przyznaję, ze do dziś nie słyszałam o Shere Hite.
Haneczko – nie chcę być jak ta ciotka, co to „za moich czasów…” ale, że obyczaje nam nieco spsiały, to fakt. Moje bliźniaczki miały (jak to wcześniaki) kłopoty z krzywicą, więc od 3-go roku życia, a nawet nieco wcześniej, jeździliśmy z nimi na basen przy Chwiałkowskiego. Scenariusz zawsze taki sam – na 8.30 na basenie do 9.20, potem bachory ubrać, włosięta wysuszyć, zabrać do bufetu na śniadanie z wielką, gorącą parówką i albo do domu (jeżeli Pyra miała rodzicielski, niedzielny dyżur) albo na 10.00 na mecz (stadion Warty), jeżeli dużur miał Tato. Chodził z nimi na mecze niedzielne przez 3 lata bez jakichkolwiek obaw. Były traktowane jak maskotki stadionu, żadnych brzydkich słów (bo dzieci słuchają), żadnych złych sytuacji. Konia z rzędem temu Ojcu, który dzisiaj z małymi dziewczynkami będzie na mecze chodzić.
Ha, wszystko pieknie, tyle, ze „The Shere Hite Reader” to nie „Portret czytelniczki Shere Hite” tylko „Czytanki Shere Hite”. Podstepny jezyk – angoelski!
A to – Hominis est errare , insipientis in errore perseverare? ?
Pyro – może chciał, ale by się bał…
A że obyczaje nam spsiały to fakt. Paradoks: za czasów mojej młodości faceci ustępowali mi miejsca, teraz – dużo rzadziej… Pewnie myślą, że co baby rozpieszczać, chciały równouprawnienia, to niech mają. Fizjologia, jak mówi Torlin @ 9:51, stworzyła je do określonych celów, więc niech cierpią. Nawiasem mówiąc na swoim blogu wcale nie o tym napisał, tylko właśnie o tym, że babom się w głowach przewróciło, że wcale molestowane nie są i bynajmniej nie są gorzej traktowane w pracy, a mówienie o tym jest obrzydliwą poprawnością polityczną. No i, o zgrozo, kobiety nie chcą wyglądać jak kobiety:
http://torlin.wordpress.com/2008/01/24/uniesmy-sztandary/
I co, na drzewo czy nie na drzewo?
Szkoda, myślałam, że po dyskusji coś zrozumiał. Ale po dzisiejszym zdaniu widzę, że nic.
cd33. ? Poprawka, do link nie wyszedł – http://www.bycrodzicem.pl/index.php?id=103 .
Nareszcie obejrzałam Piotra z Karolem Okrasą, o sznyclach było. Prawie pachniało z ekranu, sukces ewidentny. Panierowanie kotletów w ziołach, serach ( a także w orzechach) to faktycznie świetny sposób.
Słuchajcie, macie doświadczenie z tamarind chutney? Proszę o podzielenie się doświadczeniem! 💡
Zaczelam to czytac (u Torlina) i poprzestalam po dwoch ustepach. Co sobie glowe zawracac przemysleniami, jesli mozna to tak nazwac, troglodytow? Zejda z drzewa, to porozmawiamy.
Nie leiej prozmawiac o tamarind chutney? Marialko, chcesz zrobic, czy chcesz jesc? Chutneye zazwyczah uzywa sie do wszelkich kari i innych potraw kuchni polwyspu Indyjskiego. Spoecjalistka od robienia chutnieys jest zona sasiada, ktora tu czasem wpada, ale ostatnio jej nie widze.
I to – http://partnerstwo.onet.pl/1473389,3502,1,artykul.html .
Heleno! Mam tamarind chutney kupiony w ” sklepie egzotycznym”. Mam też soczystą młodą marchew, zamierzam ugotować ją wstępnie na parze, z przeznaczeniem do dalszej obróbki. Miód i tamarind chutney?
Zasadniczo jadam, droga Heleno, warzywa i czasem ryby. Zatem…? 🙄
Marialko, paskudnie trafiłaś dzisiaj. Kiedyś Nemo pisała coś o tym (ona stara się urozmaicić posiłki swojej domowej wegetariance) ale Nemo w podróży. Z peqwnościa będzie coś wiedział Arkadius, Sławek (miłośnik przypraw i sosów) i ASzysz. Żadnego z nich nie ma dzisiaj na blogu.
Właśnie wróciłam ze sklepiku z chlebem. Paskudny, zimny deszcz i na dodatek wiatr.
Teresa Stachurska 12:30 – U licha, chyba ja nie jestem kobietą, bo jakoś kiedy widzę dziewczynę, która pięknie wygląda w pięknym ciuchu, wcale nie myślę, że chciałabym ją zabić 😆
Helenko,
dziękuję za Shere Hite. Zaniosłam na stronę PK. Nie dziwię się, że jest u nas mało znana skoro tak kontrowersyjna, by nie powiedzieć – rewolucyjna.
No paskudnie dziś, paskudnie. Do tego na 15 idę do pracy, internet limitowany ( uczę się), doprawdy wysypiam się tak jak sobie pościeliłam 🙁 Żeby nie było niedomówień, ogółnie jestem szczęśliwa i zawstydzona swoim narzekaniem 😳
Dzisiaj w wyborczej dodatek książka o czekoladzie. dałam się namówić sprzedawczyni z monopolowego na parterze mojej kamienicy.
Marialko, czasem odrobina narzekania bardzo dobrze robi. Zauważ jak często szczęśliwe mężatki narzekają na swojego męża. To, poniekąd, wzmacnia poczucie przynależności (mój ci jest, ja mogę po łbie dać, a innym wara) Twój stosunek do medycyny jest podobny. Ucz się Dziecię, żebyś z czystym sumieniem te poarę dni urlopu we wrześniu mogła wziąć.
Pani Dorotko z sąsiedztwa,
nie dziwię się, ja też. Karen Horney opisała syndrom pn nerwica sprowadzając ją do trójkąta (bermudzkiego, dopisek mój), w którego boki wpisują się zawiść, mściwość i duma, żywiąc się sobą wzajemnie. Im więcej nerwicy, tym więcej zawiści, mściwości i dumy. Ciekawy punkt widzenia?
A owszem na drzewo. Nie dosc, ze 8h w robocie zasuwam, to jeszcze w domu tez jak jasnie pan martini popija i cygaro pali? Wala. I z feminizmem nie ma to az tyle wspolnego. Zwykly zdrowy rozsadek.
Gwozdzie wpijam konkursowo a Ulubiony genialnie gotuje i jeszcze to go relaksuje. To co mam z kuchni wygonic, bo paru „geniusiow” jeszcze z jeskini nie wyszlo i zyczy sobie, zeby im kapcie przynosic?
Zebym takim zasciankiem sie przejmowala, to by u nas wszystko krzywo wisialo i kazdy obiad byl przypalony.
Wiwat Konopnicka!!! Precz z „Grazyna” Mickiewicza!!!!
Taki ładny kod, cbdd – co było do… dowiedzenia 😉
Do tego trójkąta w przypadku babeczek zazdroszczących innym wyglądu trzeba byłoby dopisać czwarty bok – hormony… 😆
Dziś tu też jakoś kaprawie. A miałam nadzieję na wiosenny spacer do lasu…
Nirrod – mądrze robisz. Każdy powinien robić nie tylko to, co musi, ale i to, co robi dobrze. Niech on gotuje, Ty wbijaj gwoździe. Ps. Twoje koryntki służą mi za cukierki. Bardzo wygodne w użyciu cukierki.
Tym „na drzewo”, to przepraszam że przepraszam, ale chętnie posługują się tak kobiety, jak i mężczyzni, którzy po prostu nie potrafią żyć w związku partnerskim, a jak nie potrafią, to nie muszą, prawda? I niech nie opowiadają, jak to jest zle i jak ta przeciwna płeć ich gnębi.
Torlin ameryki nie odkrył, ze NATURA ustawiła nas tak, a nie inaczej. Torlin jest starej daty 🙂
Szarmancki i tak dalej względem kobiet – mnie to wcale nie obraża, też jestem starej daty. Nie ma powodu Torlina wysyłać na drzewo, to nie jest wróg.
Przypatruję się młodemu pokoleniu, tym moim najbliższym. Jest jeden ziemniak do obrania, to jedno obiera połowę, drugie swoją. Nie żartuję, no dobra, dwa ziemniaki.
U mnie z panem J. układ jest taki od 35 lat (niepisany), że ja robię to, co umiem najlepiej i odwrotnie. Inna sprawa, że czasami muszę nawrzeszczeć na pana J. żeby raczył ruszyć dupsko 😉
To już staje się nudne. Co za podział ról? Ganc pomada ewolucyjnie uwarunkowany, czy jakoś inaczej. Człowiek dzieli się z człowiekiem nie rolą tylko sobą, z całym dobrodziejstwem (i nie) inwentarza. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że mam coś robić ze względu na płeć. Połówkowi też nie, bo po co nam takie komplikacje. Każde robi, co umie i od drugiego się uczy i tyle.
Zresztą moim zdaniem zjawisko podziału ról jest bardziej wpierane niż realnie istniejące.
Zazdrość, zwłaszcza o wygląd, jest kompletnie bez sensu. Znaczy co, jak pozazdroszczę to kłak mi zgęstnieje na blond, nogi się wydłużą i talia wetnie? Już to widzę 😆
… raczył ruszyć dupsko i robił, co miał zrobić, a nie jakieś tam… tego… 🙂
Przed chwilą dzwonił Marek z drogi (mija Inowrocław – tam też pada). Prosił pozdrowić od niego – pozdrawiam.
A zupełnie prywatnie się prtzyznam, że zmokłam, zziębłam i nalałam sobie kubas herbaty , a osobno 40 ml likieru malinowego na rozgrzewkę. Chyba to nie jest alkoholizm?
Pyro, to pierwsza pomoc w nagłych wypadkach. Możesz zaserwować sobie także drugą, bez obawy.
Nirrod, alez feminizm to jest w 99% „zdrowy rozsadek”, a nie palenie biustonoszy. Jak Cie razi slowo „feminizm” to mozna to zastapic slowem fair play, sprawiedlowosc, szacunek do czlowieka, do jego pracy – zalezy od kontekstu.
Wspomniana przez mnie wczoraj moja kolezanka Marysia P., wypowiedziala do mnie kiedys slowa:
-Nie jestem feministka, ale szlag mnie trafia, ze RK, ten obibok i len, zarabia znacznie wiecej ode mnie!
– Bo ma fiuta, Marynciu, a ty nie – odpowiedzialam jej rozumnie. – I dlatego mu sie nalezy. To nie ma nic wspolnego z feminizmem.
Jaka szkoda, że nie wytrzymuję przy komputerze tak dlugo jak Wy, można by wtedy coś odpowiedzieć na czasie, ale nie daję rady, spać mi się chce okrutnie już od godz. 20-tej. A jeszcze trzeba poczytać i tygodniki, i trochę zerknąć do książki, stąd też niektóre moje komentarze są tak spóznione. 😳
Pyro, 40 ml to chyba ze dwa naparstki, pijaczko jedna?
Tez uważam, że feminizm to zdrowy rozsądek i dążenie do równuprawnienia. Ale wiem, że ludzie ( głównie kobiety ) etykiety feministki boją się bardzo. Więc łączą całkowicie feministyczne poglądy z przekonaniem , że feministkami nie są.
Ale ja bardzo bardzo proszę o porady w sprawie tamarind chutney! 🙂
Alicjo, „szarmancki i starej daty” – ja też tak dawniej myślałam. Ale jak się dokładnie przeczyta wpis pod linkiem, jaki podałam wyżej… Jak już się zaczyna wmawianie czegoś, czego nie ma, i – co gorsza – odwrotnie, wmawianie, że coś, co jest, to wymysł, to w tym momencie szarmanckość i stara data się kończy. Nie będę mówić, co się zaczyna. Dodam tylko, że to jest właśnie antypartnerskie ustawianie.
Hortensjo, spóźnione to może byłyby gdyby się pojawiły po zmianie przekonań… Zawsze można wskazać wpis, do którego komentarz się ma się odnieść. Ryzykuje się, że dyskusji się nie zawróci, jeśli daleko od wątku odbiegła, ale ryzyko mamy na stałe, jak to w zyciu. Tak?
Śniadanie tuż po pólnocy zdało egzamin, drugie nie było potrzebne. Idę na proszony obiad.
Marialko – moja encyklopedia sztuki kulinarnej podaje tylko, że tamaryndowiec albo powidlnik indyjski służy do sporządzania past, które służą jako przyprawa i proszków, też preparowanych w tym celu. Nic więcej nie wiem/
Pewnie masz swoją rację Doroto – każdy z nas ma jakiś czuły punkt, na który reaguje, mnie to specjalnie nie ruszyło, przeczytam pózniej jeszcze raz.
I dopiszę.
Marialko, nie „ludzie (glownie kobiety)” tylko „Polacy (glownie Polki)”.
Bo gdyby np ktorykolwiek z z brytyjskich politykow, obojetnie ktorej partii albo duchowny jakiegokolwiek wyznania chrzescijanskiego lub mojzeszowego, zadeklarowal „nie jestem feminista”, to nie pozostawiono by na nim suchej nitki. POlityk zostalby wysmiany i przegral nastepne wybory, zas duchowny bylby bardzi surowo ofukniety i kazano by mu wyjasnic jak sobie wyobraza lad demolratyczny bez rownosci plci. Och, strach pomyslec ile wiader inwektyw polalo by sie na glowe takiego duchownego!
Oczywiscie duchowoni muzulmascy sa na specjalnych papierach, traktowani czesto jak niedorozwiniete dzieci, , ale i tym nie wolno byloby publicznie glosic, ze zona musi byc cwiczona rozgami zeby byla posluszna. MOga to tylko robic na falach Al Dzaziry i nie z tego kraju.
Tamarind chutney! Mozesz jesc z rybami, a nawet jarzynami. Mozesz jesc z papadamem – znasz papadamy? Tfu! Mamadamy! Takie cieniutrkie bardzo kruchem szeleszczace placki podawane do kari. Kawalkiem takiego mamadamu nabiera sie chytneya i do buzi!
Ziemniaki jak obieram to wszystkie i nie ofukuje jednostek plci meskiej za otwieranie mi drzwi. Jak sobie zyczy mi udowodnic, ze on uniesie ciezka torbe, to prosze bardzo, niech udowadnia. Ja nie bede twierdzic, ze sily mam tyle co przecietny chlop. Jak mnie kto do kuchni wysyla ze wzgledu na brak pewnych organow, to mnie ch. bierze i juz.
Nie mowiac juz o tym, ze zamiast wysylac, cieszyliby sie, ze nie siedze na kanapie i nie smece, ze mam globusa.
Marialko przykro mi ale cale moje doswiadfczenie z tamarind chutney ogranicza sie do dokonania zakupu w sklepie sloika. Za chutney nawet ulubiony sie nie zabiera.
Tereso,
chodzi mi o to, że nie nadążam za Wami. Czasem żeby odpowiedzieć gdy przeczytam któryś z komentarzy, lecę szybko do tablicy, wysylam odpowiedz i w tym momencie /gdy nacisnę „wyślij”/ przychodzi mi do glowy, że ktoś już mógl odpowiedzieć mniej więcej podobnie i ja się niepotrzebnie powtarzam. 😳 😀
P.S. Pyro ciesze sie, ze ci smakuja.
P.S.II ide odnawiac lazienke…
P.S. III Heleno jak nie przez Polskie uklady slowa feminizm nie lubie, ale przez Holenderskie, bo tutaj, jak to Alicja ladnie ujela, kazdy swoja pyre obiera a na takie pierdoly, to ja cierpliwosci nie mam.
Hortensjo a jak sie powtorzysz to co? znaczy zgadzasz sie z przemowca i juz. Internet tak juz ma, ze inni moga o ulamek sekundy wczesniej odpowiedziec. Normalka.
Jak =ja
Nie obierac Pyry! Sama sie obierze jesli bedzie miala taka fantazje.!
Jako zdeklarowany feminista nie mogę wziąć udziału w dyskusji, bo nie mam chwilowo czasu na uczciwe przeczytanie komentarzy i pomyślenie, a nie chcę potraktować tematu lewą nogą (jeszcze nie daj Boże podniesioną?), więc milcz serce. 🙂
Ale tak na chybcika wrzucam Marialce: tamarind chutney można używać po prostu jako dipu, można też z niego robić sos do jarzyn, ryb lub mięs, po rozrzedzeniu wywarem z jarzyn, ryb lub mięs i ewentualnym zaostrzeniu innymi indyjskimi przyprawami. Dobrze się komponuje z mlekiem kokosowym (sos albo zupa), sezamem, miód, jak kto lubi (ja nie w nadmiarze), też dobrze toleruje. B. smaczna zupa rybna ze świeżym chili i domieszką pasty tamaryndowej.
I wracam do obowiązków 🙁
Dzięki Bobiku!
Właśnie o radę z czym łączyć najtrafniej mi chodziło.
A teraz zmykam do pracy! pa!
Szalenie ciekawa dyskusja! Zaluje oczywiscie, ze wczoraj wieczorem padlam jak kawka a dzis od rana nie bylo mnie w domu.
O MK i MD dowiedzialam sie w ….podstawowce, bynajmniej nie na studiach. Ale mialam w podstawowce bardzo madra polonistke, za madra jak na te szkole, wiec szybko dziewczyna (wtedy) zmienila prace i zawod.
Nirrod, bardzo bliskie mi jest Twoje stanowisko w wiadomej kwestii, wiec nie bede powtarzac tego, co Ty napisalas. Podpisuje sie pod tym, jesli moge.
A na koniec uprzejmie donosze, ze z racji pobytu „na miescie” zjadlam OGROMNEGO Wiener Schnitzla. Wystawal oczywiscie ze wszystkich brzegow talerza. Czuje sie najedzona tak do jutrzejszego popoludnia.
A jutro Klosterneuburg i hazard ciasteczkowy najprawdopodobniej.
Pyra stanęla w mojej obronie.
No, prawdę mówiąc, tego się w ogóle nie spodziewalam. 🙂
Hortensjo, słoneczko. Twój komplement wygląda ogromnie podejrzanie (z przynajmniej dwuznacznie) – tu mordka usmiechnięta
Mili moi blogowicze, trafiłam dziś w swoim warzywniaku na bataty i znając je tylko ze słyszenia nabyłam 2. Powiedzcie proszę, co można z nimi zrobić.
Pyro,
nie doszukuj się dwuznaczności. Niczego podejrzanego tutaj nie ma, po prostu bylam zdziwiona. 😀
MałgosiuW, może to Ci coś da?
http://zajadamy.blox.pl/2007/06/Bataty-Slodkie-Ziemniaki.html
http://zajadamy.blox.pl/2007/06/Bataty-Slodkie-Ziemniaki.html
dla Malgosi, na moj gust nieco za slodkie, ale moze polubisz?
krysha, czujna, jak wazka 🙂
Nie mogłam równie szybko zareagować, bo ten bandyta WordPress zganił mnie, że wysyłam komentarze za szybko i kazał zwolnić. Oburzające! Sławku, to trzeba będzie opić!
krysha, powiedz tylko czym, a bedzie zbawiona dusza moja, bo gdzie i kiedy to juz przeciez wiemy
Pięknie dziękuję Kryshy i Sławkowi. Zacznę zaraz to zgłębiać, ale teraz muszę głodnym dać obiad.
Malgpsiu, ja kocham bataty i robie je bardzi czesto. Sa nieslychanie zdrowe.
Obierz jak ziemniaki. Pokroj na mniejsye kwalki i ugotuj w wodzie z sola, jak ziemniaki. Uwaga: one sie gotuja krocej niz ziemniaki. Sprawdz widelcem.
Poki sie gotuja usmaz na patelni w masle (lub tluszczu gesim) spora cebule – na zlocisto brazowo. Posiekaj spora garsc kopru.
Ugotowane bataty utrzyj na miazge z dodatkiem usmazonej cebuli i kopru (ktrego powinno byc naprawde duzo!). Gotowe. Znakomicie sie odgrzewaja nazajutrz w piecu, w naczyniu zaroodpornym.
Inny sposob. Pokroj bataty w takie kawalki jak na grube fryty. Wrzuc do brytfanny, dodaj oleju i starnnie wymieszaj reka, aby kazdy kawalek sie natluscil. Posyp grubo mielona sola, pieprzem i drobno posiekanym swiezym rozmarynem (lub jakims innym zielem). Wstaw do moco nagrzanego piekarnika. Powinny byc gotowe za ok. 20 minut (sprawdzaj woidelcem).
Babaty sa idealnym jedzeniem dla diabetykow i ludzi na diecie niskoweglowodanowej. Maja bardzi niski ideks glikemiczny.
Powiedz gdzie w Polsce sprzedaja bataty, bo musze przywozic do Gdyni z Londynu.
Nie wiem, czy dobrze robię. Lubię pangę. Mam przestać, czy mogę jeść nadal? Ona podobno podejrzana i niepoprawna. Pytam kulinarnie i politycznie.
Who or what is panga?
Heleno http://en.wikipedia.org/wiki/Pangasius_hypophthalmus
Sławku, najchętniej kieliszeczkiem słoweńskiej domowej śliwowicy, ale z dobrego źródła.
A właśnie, przypomniało mi się, że już dawno miałam szanownych blogowiczów, zwłaszcza winno-piwnicznych wyjadaczy zapytać, czy próbowali kiedyż takiego specjału z wieprzowej skórki. Zaproszeni zostaliśmy kiedyś do znajomych w Słowenii do winnej kleci na młode wino, nalewane do karafki prosto z beczki. Za zakąskę robiły: chleb, pokrojona w piórka cebula oraz właśnie skórki wieprzowe, jakoś tak przygotowane, że były bardzo chrupkie, jak prażona kukurydza. Zdrowe to pewnie nie było, ale jakie pyszne! I jeszcze te śpiewy, na głosy, przepięknych, bardzo melodyjnych ludowych pieśni. Cudo!
http://ma-tvideo.france2.fr/video/iLyROoaft4Ei.html
fimik o rybce, niestety po francuzku, ale obrazki mowia za siebie, hodowla karpia, przy tym, to jak zubrow w Bialowiezy,
Sławek, zerknij do poczty
przetlumacze tylko ostatnie zdanie z reportazu: bez smaku, bez osci, za to tanie, nawet wietnamczycy niechetnie spozywaja
Sławek, bardzo Cię przepraszam. Pomyliłam imiona ale nie ludzi. Zrozumiesz?
Kryshka, nie wyczaruje, zmien trunek
Ach, jak przyjemnie! Faceci sprzątają, matka jeszcze przed chwilą się makijażyła, a piesek myk, myk, na blog 😀
Haneczko, jak się lubi pangę, to można zrobić tak jak ja: zwalić wszystko na rodzinę, która pangi domaga się wielkim głosem, i niejako ubocznie samej też uprawiać rozpasaną konsumpcję. 🙂
Nie bardzo rozumiem niepoprawność polityczną pangi, skoro jest to ryba hodowlana 😯 Na mój rozum jak się ryby hoduje, to się przynajmniej w spokoju zostawia zasoby morskie, co dla mnie jest dość OK. Ale może coś przeoczyłem? A może niepoprawne z definicji jest to, co przeszkadza Ameryce?
O, już wyczaili, że się uchylam. Muszę wracać.
potem dopisze o co biega bo sie dopiero ucze wstawiac obrazki
http://www.berlin-polen-info.de/webgalerie_sciece-tunnel/
Dobra, zmieniam, może być wino wg Twego wyboru (mam rada czerwone).
Na smak nie narzekam, w przyprawach poleży różnych i już. Wygodna jest bardzo. Sposób hodowli koszmarny, ale brojlery też nie mają życia. Nie tylko one zresztą, a jemy. Rodzinnie jesteśmy wszystkożerni. O pandze słyszałam wiele złego, ale nie wiem, czy to nie zwykłe zwalczanie konkurencji.
Ryby ,które za zycia mają „puszkowy metraż”,drób,krowy i świnie nie mogące za bardzo okręcić się wkoło….Przypomniała mi się pewna rodzina, która na krótko mieszkała ze mną po sąsiedzku.Było wtedy cudowne lato, a ich dwie piękne, małe, zdrowe córeczki nie mogły wychodzić z domu. Głupi zakaz rodzicielski. Mamusia( w zaawansowanej ciąży) lub tatuś też jeśli wychodzili to prawie zawsze po siatę piwa i papierosów. Nieraz o nich myślę (o tych biednych , bardzo cichych dzieciach), choć to już 9 lat minęło….
Znajoma była w szoku po wizycie u nich.Zażartowała w pewnym mimencie, że dzieci są tak piękne, że je zapakuje do wora i weźmie je ze sobą.I w tym momencie zobaczyła nadzieję w oczach…
Czy ci, którzy nie dbają o własne dzieci, pomyślą o potrzebach ryb?
Dodam jeszcze, ze rodzina była znana opiece społecznej, a z sąsiadką sprowadziliśmy też policjantkę.Na drugi dzień po naszej interwencji rodzina znikła kradnąc z wynajmowanego mieszkania wszystko co się dało w tym aluminiowe sztućce czy stare żaluzje…
* Bardzo dobrze zarabiać
* Mnóstwo na nie wydawać
* Wydawać rozsądnie
* Żyć z gestem
* Żyć oszczędnie
* Dużo pracować, aby coś osiągnąć w życiu i mieć dużo pieniędzy
* Mnóstwo czasu poświęcać jej
* Przestać się interesować piłką nożną, hokejem, koszykówką, piwem, innymi dziewczynami, kolegami
* Wiedzieć od razu, o czym ona pomyślała.
Powiedzmy sobie szczerze, kobietom w głowach się przewróciło od sukcesów i niezależności. I to byłoby w porządku, gdyby nie te sztandary feminizmu.
ODSZCZEKUJE, co w obronie. Tekst mówi sam za siebie.
To, jakie są układy damsko-męskie w związku, to jedna sprawa (sami sobie pozwalamy, same sobie), Helena wspomniała wyżej, dużo wyżej o sprawie zarobków. Tutaj jest to ciągle na tapecie i jeszcze nie ma równości, pomyślcie, w takim kraju jak Kanada! Tu jest wszystko z wierzchu „politycznie korektne”, a pod stołem swoje.
Pytanie zasadnicze: KTO TYCH FACETOW WYCHOWAL?
Kobiety Alicjo, kobiety.
Alicjo ,podpisuję sie pod twym komentarzem 17:07 rękoma i nogami.
Mąż ma być partnerem ale syn- książątkiem. Tylko, ze potem ci młodzi książeta zakładają własne rodziny…
Tu z kolei przypomina mi się pewna znajoma , matka dwójki dzieci płci różnej.Mąż zawsze jeździł „za robotą”, syn sprzątał dom i zajmował się ogrodem a ona z córką- leżaczki,soczek, pogaduchy…Dodam,że dzieci od małego były przyzwyczajone do suchego prowiantu! Po co komu obiad?…
Czy to nie jest również przegięcie?
Z Pyry niezła uzurpatorka! Więc uzurpuję sobie prawo wygaszenia dyskusji na ten temat, bo za chwilę będziemy jak zbiorowisko Dulskich. Wyobrażacie sobie jaki straszny byłby sabat np 20 mam – Dulskich? No więc tak, lepiej się pośmiać, poszczypać co nie co, ale zdecydowanie przestać się oburzać i gorszyć. Świat jaki jest, każdy widzi.
Sluchalam niedawno wywaiadu z facetem (farmerem), ktprego bardzo znany ojciec pierwszy wprowadzal i opracowywal w Wielkiej Brytanii procedury intensywanej hodowli kurczat. Bylo to zaraz po wojnie, wiekszosc produktow byla tu jeszcze na kartki, spoleczenstwo bylo wyglodzone i rzadowi zalezalo na tym, by rozpoczac jak najszybciej produkcje wysokohgatunkowego miesa dla mas.
Otoz syn tego hodowcy powiedzial w wywiadzie, ze jego ojcu nawet nie snilo sie, ze jego metody hodowania drobiu na masowa skale przybiora fornmy tak niehumanitarne i okrutne jak obecnie.
Pare lat temu amerykanscy naukowcy z jakiegos uniwersytetu przebadali jakosc hodowanych m.in w Europie lososi i pstragow. Okazalo sie, ze mieso tych ryb zawiera takie ilosci substancji toksycznych, tak dalece przekraczajace dozwolone normy, ze brytyjskie ministerstwo zdrowia po zapoznaniu sie z amerykanskim raportem i zamowieniu wlasnych badan, wydalo zalecenie, aby nie jadac lososia hodowlanego czesciej niz 3 razy w miesiacu. Wiecej mozna jesc lososia z hodowli organicznej i bez ograniczen -morskiego.
Wiele lat ( a wlasciwie cale zycie od 7 roku zycia do niedawna ) hodowalam rybki tropikalne w akwariach. Zawsze staralam sie miec mniejsze zarybienie na litr wody niz zalecaja ksiazki. A wiem ile mimo to trzeba bylo dawac do wody srodkow chemicznych, aby nie rozmazaly sie grzybki czy bakterie, aby woda nie porastala glonami, aby szybciej w niej nastepowala wymiana gazow (choc moje akwaria, w odroznieniu od tych zbiornikow hodowlanych zawsze mialy zywa roslinnosc) . Wystarczy ze jedna ryba zachoruje, a juz trzeba potraktowac caly zbiornik. Kiedy zas tych ryb kisza sie w zbiorniku tysiace, to do wody trzeba dodawac strasznie duzo srodkow chemicznych (czegos co sie nazywa methylene blue) i antybiotykow.
Wlasciwie przestalam kupowac ryby z hodowli nieorganicznych. Podobnie z drobiemm hodowanym intensywnie w ciagu 28 dni od jajka do zabicia, drobiu ktore podovnie jak ryby z hodowli dostaje nieslychane ilosci antybiotykow. A i smak te kurczaki maja rozgotowanych pilek tenisowych.
Jesli intensywnie hodowanego kurczaka w calosci mozna kupic tu za dwa funty (ponizej 10 zl), to mozna sobie latwo wyobrazic w jakich warunkach sa one hodowane, aby sie to oplacalo hodowcy, posrednikowi oraz supermarketowi, ktory te kurczaki sprzedaje. A hodowany w lepszych warunkach, ale nie organiczny kosztuje ok. 8 funtow. A organiczny 10-12. I oczywiscie samotnej matki z trojka dzieci nikt nie namowi na kurczaka nawet za 8 funtow. Ona kupi za 2 -2.50. Jest to bardzo smutne.
Pyro – pośmiać, poszczypać, poszczekać… 😀
Zaraz się rzucę w wir przyjemności towarzyskich i zapewne na blog już nie będę wchodzić, więc życzę Wam już teraz przyjemnego i zabawnego wieczoru. 🙂
Jest też coś takiego, że zazwyczaj my kobiety mamy „oczy naokoło głowy” i żeby nie wiem co, więcej przykładamy się do wychowania, niż ojciec. My kobiety po prostu więcej widzimy.
U mnie „książątko” było leniwe przeokropnie, ale miał swoje obowiązki do spełnienia, musiałam się wydzierać, teraz wystarczy, że synowa spojrzy na niego znacząco…
No to chyba dobrze wychowałam?!
Wzory powiela się z domu. W moim domu Ojciec bardzo często był „na zawołanie, telefon”, i jak usiadł przy stole do niedzielnego obiadu, albo do wieczornej kolacji, to siedziało się ze dwie godziny, albo i więcej.
I chciało nam się siedzieć i pogadać.
Jakie będzie nowe pokolenie, nie wiem, po swoich Młodych widzę, że sytuacja wymusza takie czy inne zachowania i oni bardzo dobrze sobie radzą. W ogóle maja jakoś tak… letko? 😉
Uff, rodzina nakarmiona (pieczona pierś indyka, ryż z cebula i chili, kapusta kiszona dla teścia i mizeria).
Heleno, bardzo smacznie brzmią te Twoje przepisy. Powiedz mi jeszcze proszę z czym to się dobrze komponuje, mięso? ryba? A kupiłam je jak pisałam wcześniej w swoim warzywniaku, na tyłach Hali Wola na warszawskim Bemowie. Nigdy ich tam wcześniej, ani gdzie indziej, nie widziałam, nie wiem więc czy nie będzie to jednorazowa efemeryda. Ale spróbuje je sobie jutro!
… ja kiedyś ogladałam program o hodowli kurczaków tutaj, i odechciało mi się jeść, na chwilę.
A teraz trochę zimnej wody na głowę – jest nas coraz wiecej na tej planecie i oczekujemy, że co dnia swieża wątróbka w supermarkecie i tak dalej. Przestańmy być hipokrytami. Albo wódka, albo zakąska. Albo oba samce, tylko nie płaczmy nad sposobami hodowli, bo nikt by nie chciał mieć kurnika czy swiniarni w swoim sąsiedztwie. A foie de gras to co?! To jest dopiero ale znęcanie się nad ptakiem, nie wspominajac już o tym, co Gospodarz napisał o cielątku, żeby się mleka dobrze napiło, to potem flaczki będą lepiej smakowały.
Jeszcze szybciutko, bo przeczytałem kilka komentarzy – oczywiście, że jestem za humanitarną hodowlą, ale widzę problem właśnie w tym, że większości ludzi nie stać na morskie, organiczne, itp. Nawet nie dlatego, że są tacy niewrażliwi, tylko dlatego, że muszą wybierać, z grubsza mówiąc, między dobrem ryb, a własnej progenitury. Poza tym morskie są teraz poprawne, bo ze względu na cenę nie wszyscy kupią, ale wyobraźmy sobie- że wszyscy nagle rezygnują z hodowli i jedzą tylko morskie – to by dopiero była katastrofa ekologiczna. Jak mamy z jednej strony los stłoczonych pang, a z drugiej los delfinów ginących w sieciach na tuńczyki, to nie zawsze można jednoznacznie powiedzieć, co poprawniejsze. A jeść się chce! 🙁
Uprzedzam, że jak za tę opinię dostanę w tyłek, to i tak przeczytam dopiero jutro! 🙂
Bobik,
Ty kości żeberkowe, czy ryby? Przyznawaj się zaraz!
A na moim kontynencie nie ma pangi (pytałam). Są łososie atlantyckie i *pacyficzne*, pstrągi i inne halibuty czy dorsze. Ryby nie są tutaj tanie, jeśli porównywać mozna ceny do wysokiej jakosci mięsa wołowego czy wieprzowego, o cielątku nie wspominając.
A prawdę powiadasz: JESC SIE CHCE !
Heleno, z tymi antybiotykami to niby ” oczywista oczywistość” ale nie zawsze refleksja pojawia się w głowie.Przynajmniej mojej. Przekonałaś mnie, chyba panga w mojej zamrażarce będzie ostatnia.Sama się sobie dziwię bo nie kupuję tanich wędlin, najtańszego pieczywa, jaj z ferm, puszkowego jedzenia, napojów gazowanych itp ze względu na te ” dodatki”. Wszystko by minimalizować ilość spożywanej chemii.
Że też nie spojrzałam na ryby w ten sposób…
http://www.berlin-polen-info.de/webgalerie_sciece-tunnel/
Wiem, ze jestescie Panstwo przy kobietach, hodowli itd. ale ja chce wrocic jeszcze do stwierdzenia na poprzednim temacie, stwierdzenia Heleny, z PB udaly sie koty, oczywiscie ze ma racje! Potem Bobik wymienial co sie jeszcze udalo na swiecie ale nikt nie wspomnial o czlowieku. Bylam na wystawie, na ktorej byly przedstawione ludzkie komorki, raczej ich przekroje i fotografie przy pomocy jakis specjalnych wspolczesnych ustrostw optycznych, ktore daja taki wglad w organizm ludzki. I okazuje sie, ze organizm ludzki jest przemyslnie i wspaniale skonstruowanym pieknym zywym komputerem. Tak wiec prosze nie traktowac w sposob pogardliwy swoich czeci ciala np. kiszek tylko sie cieszyc jacy jestesmy piekni. Na wystawie chodzilo tez o badania nad regenaracja komorek dlatego ta rybka, poniewaz ona jest jedynym stworzeniem na swiecie, ktore potrafi regenerowac czesci swojego ciala. Prosze sie wiec poklepac po brzuszku i myslec jestem taki piekny taki wspanialy. Pozdrowionka ale koty sa tez wspaniale i czule.
Oczywiście Doroto I, że jesteśmy wspaniali, bywamy piękni, madrzy , a z rzadka nawet dobrzy dla siebie i otoczenia. Pewnie dlatego każda niedoskonałość szarpie nam trzewia. Możemy jedmak popatrzeć na koty, pobawić się z psami i podziwiać sarny w biegu.
ale jesli uswiadomimy sobie i bedziemy to czynic czesto, ze natura zadala sobie tyle trudu i tyle finezji aby nas wykonac to moze zadbamy o to aby nasze piekne trzewia nie byly przez nas szarpane
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead33&news_cat_id=1152&news_id=251182
Na drzewo!-krzyknela dama i poleciala sama.
Coz ,pomyslalem zdziwiony ze kobiety to demony.
A moral z tego taki,ze nie ma to -jak chlopaki.
Drogie panie, psie Bobiku i kto tam tu jeszcze zagląda,
W poczuciu człowieczej wspaniałości, świadom mej profeministyczności a także miłości do wieprza oraz z reporterskiego obowiązku donoszę bez ogródek, że:
Na obiad-kolację była pieczona szynka. Nauczyłem się znów czegoś nowego: do żaroodpornego naczynia na dno daje się połowę soli i przypraw (pieprz, szałwia, rozmaryn i tymianek) na to szynka surowa ze skórą, już w sklepie opatrzona taką elastyczną siatką-pończochą aby mięso w czasie pieczenia trzymało fason posypana z wierzchu pozostałą połową przypraw. Wbić termometr i do pieca.
Z tego co uzbiera się na dnie naczynia zrobić sos (nieco śmietanki, pól kostki rosołu z cielęcia, odrobina majzeny) pełen smaku.
Do tego ryż basmati ugotowany według zasad sztuki i dużo młodej cebuli przysmażonej na oliwie oraz jakiś pomidor.
Skórę z szynki odkroić na talerzu i dać sprawiedliwie każdemu z pięciu psów wywołując je kolejno po imieniu.
Do picia dzbanek wody z kranu – czy ja wspominałem, że mam niezłą wodę w studni?
Czego człowiekowi więcej trzeba?
P.S.
Stacey Kent śpiewa „Day In – Day Out”
ASzyszu – już wiem dlaczego nie mam psa. Wiem. Otóż nie muszę dzielić się z ukochanym towarzyszem skórką na szynce, na boczku, na łopatce. Skórki należą się kucharce, jak psu miska.
Bobikowi to się nie spodoba, ale popieram Pyrę. Bardzo, bardzo lubię skórki.
Bardzo chętnie czytam o tych ekologicznych kurach, jajkach, mięskach tylko, jeśli nie hoduje się tego samemu i nie ma znajomego rolnika ekologa i mieszka tak jak ja w wielkim mieście to gdzie to kupić. Patrzę z zazdrością jak moja siostra, mieszkająca na wsi w Anglii, biegnie do stoisk z napisem organic w Tesco. W Polsce tej sieci, zresztą innym też, nie przyszło to jeszcze do głowy, że na takich klientach też można zarobić, a nie tylko sprzedawać badziewie. Są oczywiście sklepy „ekologiczne” w Warszawie, ale handlują nabiałem, wędlinami, jajami, warzywami, ale nie mięsem czy rybami. Muszą chyba nasi handlowcy do tego dorosnąć! 😡
Proponuję używającym zwrotu * kochać inaczej * posiedzieć inaczej.
O, na tym:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/PosiedziecInaczej/photo#5188420071738424322
… w jeżyny nura daj
lub usiądz na mrowisku,
to może nie jest raj
lecz trwaj tam, trwaj
w jeżynach trwaj…!
Wiosna, maj, a ty trwaj!
Bo to jest w koncu.. WSZYSTKO !
…żeby tak dopełnic Arkadiusowy obrazek 🙂
Nie rozumiem dlaczego to szczenie B., tak wydawaloby sie rozumne i rezolutne, uwaza, ze musi dostac w tylek za wyrazanie opinii. W dodatku podejrzewam, ze sie domyslam o kogo moze chodzic, jesli chodzi o dawanie w tylek. O osobe nad wyraz pokojowo nastawiona do swiata, wyrozumiala i pelna chrescijanskiej wrecz- moznaby powiedziec – dobroci, zawsze i wszedzie szukajacej zgody i kompromisu.
Well. No pewnie, ze majac do wyboru dobro ryb a dobro wlasnej progenitury matka wybierze progenitrure. Powiem wiecej – majac do wyboru dobro ryb i dobro takich, dajmy na to kotow, matka wybierze dobro kotow.
Ale czy naprawde jest to dobro? Jedzenie naszpikowane wszelkim gownem sprawia nam coraz wiecej klopotow. W ubieglym tygodniu ogloszono w Londynie raport, ze dodatki skrywajace sie pod kodami E102, E110 oraz E122 pwoduja nie tylko hiperaktywnosc wsrod dzieci, ale dzieci odstawione od tych dodatkow wrecz na oczach madrzeja, ich IQ gwaltownie sie podnosi juz po dwoch tygodniach. I ze warto byloby, mowil ten raport, aby rzad jednak zwrocil sie do producentow zywnosci z uprzejmom prosbom aby E102, E110 oraz E122 wsadzili sobie w d.. a nie do produktow, ktorymi sie karmi dzieci. To znaczy raport to ujal jakos oinaczej, ale taka byla jego wymowa.
Pamietam tez co sie dzialo w Polsce w polowie lat 70-tych, gdyz pisal o tym NYTimes. A mianowicie malym chlopcom z dosc zamoznych domow na Slasku zaczely wyrarastac piersi jak u panienek w okresie pokwitania.
Powstala nawet pewna panika wsrod rodzicow chlopcow, choc polska prasa o tym starannie milczala.
Rozne badania zaproszonych radzieckich specjalistow wykazaly, ze powodem zmiany atrybutow plciowych u malych Slazakow, byly dowozone w duzych ilosciach tam kury z intensywnej hodowli, ktore dostawaly spore ilosci hormonow, aby im przybywalo na wadze.
Czy dzisiejsi hodowcy produkujacy kurczaki, ktore oplaca sie sprzedawac po 2 funty w supermarkecie, nie dodaja do karmy troche hormonow? Z cala pewnoscia nie – odpowiedza producenci kur, – bo przeciez Unia tego zabrania.
To niech mi kto wytlumaczy jak z pisklecia, ktore sie wlasnie wyklulo z jajka moze w 27-28 dni powstac tlusta dwukilogramowa kura, ktorej nogi lamia sie pod wlasnym ciezarem ciala, bo nie zdazyly sie wzmocnic?
To jest zagadka.
Ide teraz ogladac Britain’s got talent. Nie ma mnie przez poltorej godziny.
Arkadius – kochamy Cię wprost i na opak, zwyczajnie i inaczej i jak tylko chcesz, razem z Twoim przewrotnym poczuciem humoru.
Poczytałem anegdoty doroty z s…. i P Lulka o mchach i pytanie na gotującym blogu nasuwa się samo:
Dlaczego nasi przodkowie na mchu jadali?
Najsampierw zrobię to 😯
Idę do drugiego pokoju, zeby Jerzu cos wytłumaczyć (a Jerz siedzi przed swoim komputerem) i patrzę, naturalnie, w okno, a tam MORDERSTWO na moich oczach. To zwierzę wytargało myszę czy jakieś cos takie podobne z bleby i na moich oczach wcięło, aparat miałam w moim biurze przy komputerze, zanim złapałam, to bydlę sie na pierwszym zdjęciu oblizuje po uczcie, a potem niespiesznie hyc, za dom i do lasu 😯
I tak to działa, panie i panowie – zjedz albo będziesz zjedzony!
http://alicja.homelinux.com/news/Rudy_lis/
ASzyszu!
Twoja pieczona szynka, palce lizać, ślinka leci od samego czytania! 🙂
Ale niestety zaraz potem można poczytać, cytuję:
„Jedzenie naszpikowane wszelkim gownem sprawia nam coraz wiecej klopotow. W ubieglym tygodniu ogloszono w Londynie raport, ze…”
No i odebralo mi apetyt! 🙁 Spadam (jeszcze nie na drzewo!)!
a.j
*gleby, miało być.
Heleno,
jak juz wrócisz, to może wiesz, jaka jest potoczna nazwa berberysu zwyczajnego (berberis vulgaris) po angielsku? Uparłam sie na ten krzak, a tu nazwa łacińska nic nie mówi. Zwyczajowa potrzebna.
Alicjo, a może to tylko lis, a Rudego to ma slawek?
podpórka dla Bobika:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Delfinek/photo#5188435331757227042
Alicjo, w świetnym miejscu mieszkasz – Józefina Cię odwiedza, pani lisica (tak mi się wydaje, że dzieci będą i ti wkrótce) i chipmunki i w ogóle. Pozazdrościć. Tylko, cholera, daleko ten róg, za którym sklep
Miła Pyro, poczekaj jeszcze tydzień z gotowaniem jajek. Te tutejsze bandyty życzą sobie za przesyłkę kosmiczna kasę. Za tydzień spadam nad morze i stamtąd puszcze do Ciebie Eierpikser.
3311 <– tego nie moge zmarnować!
Ja nie narzekam na ten „za rogiem”, bo nie daj P.B. żebym usiadła na tym, co tam Arkadius podsuwa, ten zydelek pikny, dziękuję 😉
A to zwierzatko wcale a wcale sie nie przejęło, ze tuż za nim (zdjęcie nr.1) przejechało z 10 samochodów.
Arkadius – nie mam tyle lat, mogę nie mieć jeszcze trochę. A bandyci są na wszystkich pocztach. Pisałam wszak o przesyłkach i taryfach. Pisał też PaOLOre, a Alicja zeszłego roku zadzwoniła i pytała czy może zapłacić za Zjazd na miejscu, bo za przesłanie 150 czy 170 dolców , chcieli ją skasować na 50 – to doszła do wniosku, że lepiej kupić za to coś do picia na Zjazd. I miała świętą rację. A jak jak poskąpiłam na priorytet do Echidny, to grzyby wędrowały za karę” 3 miesiące.
Pyro,
a to mozliwe z ta lisicą… obserwowałam, co tam na Górce, a to pobiegło pod garaż sąsiadów z góry, tam za garazem są rózne paki drewniane i tak dalej (jednym słowem, nieporządek , który my tylko widzimy, sąsiad z góry upchnął sobie z drogi) i tam gdzieś zniknęlo zwierzę. Ja bym sie załozyła, że lisia jama jest gdzieś tam.
Zapomniałam dokończyc z tym „za rogiem”, bo tu przybiegł ten biegajacy i mnie wytrącił z pisania – no wiec na bieganie i takie inne się nie piszę, ale 5 km szybkim krokiem to i owszem, póki mogę. A nawet, jak Arkadius pogoni po Berlinie, to i 20 km 😉
Trenuj, trenuj Alicjo > do Berlina czasowo niedaleko. Jest sporo nowego do oglądania i gdzie pójść. Zaplanuj trochę czasu w dwie strony na Berlin. W te i nazad.
ASzyszu, siedzisz cicho. Czyżbyś pękł po szyncce? A co było dzis na deserek?
Mam w tej chwili w domu pracownię florystyczną. Dziewczyny owijają obręcze w różne trawy i zielska, tną kartony w dwóch pokojach na podłodze itd. Alicja mogłaby skorzystać. Ja nie. Bozia dała dwie lewe.
Dorota L organizuje swoją stronę. Vivat, niech żyje. Namawiam na dwie wersje: niemiecką i polską.
Pyro, zrobisz „temu” zdjęcie?
Trenujem trenujem, Arkadius!
Planujemy, kawałek podłogi u Ciebie wspominałam z rozrzewnieniem i treaz co, adres znamy, zapukamy, nie wyrzucisz? 😉
Berlin to jest dobry adres chocby dlatego, ze do Tereski i Mariana z Pomorza blisko, a to baza rodzinna.
Z tym ganianiem po Berlinie, to dzieki temu, ze Arkadius i Marylka „ganiali”, to obejrzelismy wiecej, niz konstytucja pozwala w ciagu niecałych 2 dni. Nie do przecenienia, tacy PRZYJACIELE z blogu.
Małgosiu – nie zrobię fotki. Młodsza zabrała aparat, po drugie nie będzie u mnie pełnej prezentacji. Kwiaty w samochodzie i w chłodni, u mnie robi się osprzę i tzw „sztywną florystykę. Komponować będą na pokazach, na targach od 10.30 – 13.00
Alicjo ja tez zapraszam i mieszkam w tej samej dzielnicy co arkadius
Pyro, a te Twoje florystki będą „to” osobiście wystawiać na targach? Profesjonalistki zamieszkały u Ciebie?
To może zrobimy jakiś przed-Zjazd w Berlinie?! I po-Zjazd też 😉
Alicjo, a może Ty wiesz do czego pasują bataty?
Małgosiu, obie Warszawianki nie mają kwiaciarni ani ogrodnictwa, tylko „pracownie florystyczne”. czyli obsługują zjazdy, dekoracje weselne, duże imprezy itp. W jednej firmie sa pracownicami, drugą małą mają osobiście. Tu nie mają stoiska, tylko codziennie dwa półgodzinne pokazy – jak komponować bukiety, rzeżby kwiatowe itp
Pyro, no to profesjonalistki, tylko inne niż myślałam. Bardzo lubię patrzeć jak w kwiaciarni robione są bukiety, tu kwiaty, tu dodatki i wychodzi cudeńko, też bym tak chciała!
Link do artykułu, który podawała Dorota L, a który się nie chciał uruchamiać – http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead33&news_cat_id=1152&news_id=251182&layout=18&forum_id=14633&fpage=Threads&page=text . Zobaczymy, czy teraz się uda,
Tereso,
nie przy weekendzie! Po cholerę nam się straszyć dodatkowo?! Gdzie nie spojrzysz, jakiś „disorder”, cos nie tak działa. Ja juz chyba jestem za stara, co miało zadziałać, zadziałało 😉
Alicjo, 🙂 .
Malgosium przepraszam, ze Cie porzucilam z batatami.
Bataty tak, jak Ci podalam, uzywa sue w zastepstwie ziemniakow – a wiec mozesz praktycznie do czego chcesz – mies, drobiu, ryb, grylowanych jarzyn, albo bez zadnych innych dodatkow.
Pierwszy raz jadlam bataty wiele lat temu w Nowym Jorku – na slodko! Jako deser! W domu aktorki Ewy Krasnodebskiej, ktorej maz J. Zakrzewski byl dziennikarzem TVP przy ONZ, a ich syn Andrzej byl moim kolega z uniwersytetu.
Wlasnie te podane na slodko bataty zrazily mnie do tej jarzyy na wiele lat i dopiero sprobowalam je robic sama pare lat temu. Jest to rewelacyjna jarzynka, ktora mozna wcoinac bez poczucia winy, jak w przypadku ziemniakow.
Dobry wieczór.
doroto l.,
czy ta czwarta fotka od góry (DSCN0876.jpg) to jest specjalnie „spreparowana” płyta wycięta z meteorytu (żelazo-niklowego)?
Ta struktura bardzo przypomina tzw. „Widmannstättschen Figuren”.
Moje kwietne panny właśnie padły i się położyły. Za chwilę i ja się położę Stelaże sobie trzy wyszykowały – jeden to potwornie wielki krąg 90 cm średsnicy, 4 cm wysokości, ze zwijanej (a przedtem wycinanej pracowicie nożykiem do tapet) spirali kartonowej. Spinane to wszystko szpilkami tapicerskimi, na zewnątrz ozdobnymi sztyftami. Kwiaty i liście będą przez to przeciągane. Ma to być kompozycja w kolorze pomarańczowym, bladym fiolecie, amarancie i bieli. Drugie cudeńko to obręcz ściśle okręcona liśćmi, na to pędy widłaka też ściśle, potem lśniąca bordowa cienka nitka i z tej samej nitki zrobiona pajęczyna w środku obręczy. Kwiaty pójda w tę pajęczynę, bukiet do powieszenia w pionie, trzeci stelaż wykonany został z gałęzi częściowo okorowanych, przycinanych, przeplatanych żarnowcem, kwiaty będą tworzyły kompozycję trójpłasszczyznową. Fotki zrobią i dadzą mi w czasie majówki, to potem opublikujemy via Alicja. Teraz teŻ się już żegnam.
Jo ino fciołek piknie podziękować Pyrecce, Alecce, Helenecce i Andrzejeckowi za rady, jak poradzić se z cyrwonym winem. Postarom sie piknie je zastosować, to mom nadzieje, ze więcej ani gaździna, ani baca mnie nie nakryjom.
Dobrej nocki syćkim współłakomcuchom 🙂
Dobranoc, Pyro. Chyba tylko my jeszcze na posterunku. Czy myslisz, ze zawiany Bobik padl gdzies pod plotem czy tez mama, niewatpliwie trzezwa, zaniosla go na poslanko?
Alez Owczareczku, po rady do nas jak w dym.
Moj bl.p. Ojciec uwazal, ze powinnam byla dac ogloszenie do NYTimesa:
„Rad udzielam. Will travel to China”.
Dobranoc, Piesku. Pilnuj obejscia.
Kto spi, to spi a kto czuwa, to nie spi tylko czyta.
Spijcie spiochy calym spiochowaniem
Pan Lulek
Panie Lulek! Tylko mnie tu nie od spiochow, per favore!
Ja moze jeszcze spie, ale juz za pietnascie minut zadzwoni budzik 😉
Dziecko moje znowu wyprawiam w swiat. Musi byc o 5:45 na lotnisku.
Tym razem jako delegacja do Sztokholmu (EP, Committee on Foreign Affairs) z misja:
The question of the relations between the European Union, China and India in the light of their increased influence in the world
Niech sie hartuje 🙂
Cholera mnie zaraz… przez te kody.
Wy sobie tam nie czuwajcie, ale my i owszem. Obejrzeliśmy z Jerzorem film pod tytułem „Sztuczki”. Nie wydziwiac mi tu, oczywiscie, że z sieci sciągniety, inaczej nie mielibyśmy okazji.
Całkiem niezły film, a Jerzor się najeżył, że dlaczego taki syf pokazują . Ja już wolę taki syf, niz tych polskich nowobogackich. Rozpoznaliśmy Wałbrzych i okolice. Film smutny, ale nie aż tak smutny, moim zdaniem, jak film Doroty Kędzierzawskiej „Jestem”.
Pa0l0re,
odpowiedz na to pytanie jest jedna, oczywiscie, że CHINA! Oni bedą decydować o przyszłosci świata. Nie jest to najgorsze, bo Chińczycy sa pracowici i religia ich obchodzi jak zeszłoroczny snieg.
A poleciłeś dziecko ASzyszu?!
Ale mam nadzieję, że nie pomyślałaś, jak większość po obejrzeniu filmu, że cały Wałbrzych jest taki. Podobne syfy są wszędzie, w Warszawie też, a ja uważam, że Wałbrzych jest piękny i podejmuję sie to udowodnić (mieszkam tu).
Arkadius,
Na deser była szklanka herbaty.
Cejlońskiej (albo ze Sri Lanka). Kupowanej w takim dużym grubocelofanowym worku – przynajmniej z litr pojemności – z napisem „kurda”. Importowanej prosto do Szwecji. Taniej ale dobrej. Ani Twinings ani Lipton nie zarobił na niej prawdopodobnie grosza.
Królowa angielska prawdopodobnie pija podobną ale z większym szpanem i z porcelany a ja lubię ze szklanki. Bez cukru oczywiście – jakźeby inaczej wieczorem…
P.S.
Nasze psy pięciokrotne:
Iisa
Sune
Mattis
Trina
Hilda
obruszyły się wręcz na pomysł zawłaszczania skóry po pieczonej szynce przez personel gotujący. Jednogłośno wyraziły zadowolenie z tu panującego porządku.
Panie właśnie pojechały do roboty zabierając ze sobą cały majdan (trzy duże kartony, 2 role kartonu falistego, warsztat w 3 torbach średnich i własny bagaż w 2 torbach dużych. I torebki oczywiście. Śmiałam się, że pluton wojska mniej zabiera na manewry. Okazało się jednak, że Pyra jest nie tylko za Murzynami, ale nawet za pingwinami. Na niczym się nie zna. Nie miałam pojęcia jaką arystokrację gościłam : panie mają v-ce mistrzostwo Polski we florystyce (seniorów, bo i juniorzy startują), a mistrzostwo przegrały o 12 sekund . O 12 sekund za długo wykonywały jakąś czynność. Jedna skończyła kwiaciarstwo na SGGW i 4-letnie studium florystyki prowadzone przez Niemca, wielkiego mistrza świata (co kwartał 3 dni ćwiczeń i wykładów + egzamin), druga jest plastyczką, a szkolenie przeszła identyczne u Krzyżaka. Po targach za kółko i powrót do stolycy, jutro do roboty, a przez ostatnie 5 dni spały po 4 godziny. Może i dobrze, że Pyra za pingwinami? Nie wytrzymałabym takiego tempa. Już nie. W podzięce za gościnę zostawiły mi czerwonego Jasia Wędrowniczka, więc do barku odkładam następny kartonik do którego zajrzymy Bóg wie kiedy. Dobrze, że Ziobro przestał robić programy tv, bo pewnego dnia moglibyście zdumieni oglądać dowody przestępstwa Pyry (jak u dr G) – kartonik od Jerzora z Alicją, kartonik od Sławka, kartonik od Grażyny i drugi od florystek, a do tego butelki w różnych fazach opróżnienia – Lulkowa śliwowica, Alicjowy absynt i Pyrowe nalewki w butelkach po szlachetnych trunkach.
Heleno, 11.04. g.11;20
Przepraszam, ale nie mialam nic zlego na myśli. Powtorzylam slowa, być może bez zastanowienia, których powszechnie używają media. Nie mialam zamiaru nikogo krytykować, jeśli tak to zostalo zrozumiane – przepraszam.
Piszę tak pózno, gdyż wczoraj mialam bardzo malo czasu i tak na dobrą sprawę, nie zastanawialam się nad komentarzami.
Hortensjo! NA KOLANA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I przepraszac, przepraszac, przepraszacm dotykajac czolem zimnej kamiennej posadzki!
PS. A za co mnie przepraszasz?
Trzeci raz opisuje bo mi zrzera.
Moguncjuszu, tak ma Pan racje to jest kawalek meteorytu. Wystawa jest tak oszalamiajaca, ze powinnam pojsc tame jszcze raz. Infromacje na temat wystawy mozna znalezc na google i w materiale prasowym Max Planck Institut. Odnosnie Figuren…. czy Pan sie interesuje chemia czy kuriozami z tzw. Wunderkammer? Pozdrowienia
Uwaga! Uwaga! kod CBA3 Grzech marnować, grzech śmiertelny. U p.Olejnik w Zet-ce politycy zastanawiają się, czy p red Kotecka była agentem CBA.
Pyrę w agenty zagnał kod antyspamowy. Nawet zastanawiać się nie trzeba.Heleno, Twoje koty by się przydały w charakterze kotów – przewodników.
aaam tam, zaraz agentem. To co Pati Koti robila z CBA i panem Ziobrem to sie u nas na podworku zupelnie inaczej nazywalo.
Helenko – tak coś mi się widzi, że żadna Pat z p.Z pożytku by większego nie miała. Czy nie masz wrażenia, że jest on ukrytym homo? Takim, co to się nawet przed samym soba nie chce przyznać i odreagowuje na innym polu?
No, tak sie o nim mowi. Ale ambitny chlopiec, choc Pani Sroda uwaza go za biednego matola. Pani Sroda rzadko sie myli.
Dzień dobry.
@dorota l.
Kiedyś w Instytucie Maxa Plancka zajmowałem się badaniami meteorytów, dlatego to zdjęcie zwróciło moją uwagę. Takie struktury posiadają tylko meteoryty i tylko ich specjalny rodzaj: żelazowo-niklowe. Struktura ta uwidacznia się dopiero po specjalnej chemicznej „obróbce” przy pomocy kwasów.
PS. Per „Pan” to tylko do Pana Lulka 🙂
Matoł to on jest i nie trzeba p.prof Środy, żeby się zorientować. Wystarczy opinia jego profesorów z uczelni. Na dwudziestu kilku uczących (?) p.Z pozytywną ocenę jego intelektowi wystawia jedewnm! I musi biedak tkwić w polityce, bo w zawodzie raczej dobrze nie rokuje.
Moguncjuszu, ciekawe i pomyslec jakie to ludzkie doswiadczenia, zainteresowania oraz Kapazitäten spotykaja sie na takim niby niewinnym choc szczegolnym blogu kulinarnym.
Slonce zawitalo w Berlinie i ide nad jezioro i do lasu, gdyz mamy ich tu w okolicy duzo i piekne sa.
Alicjo!
Film zadałem moim domownikom dużym i małym i wszystkim się przy nim tak miękko zrobiło, że zażyczyli sobie repetę. Osobiście także oglądałem dwa razy. Okazuje się, że można robić świetne filmy z low budgetem. Jak się coś takiego ogląda, to ma się ochotę wdeptać Cholyłut w glebę. Po prostu poezja.
Dziecku ASzyszu i trawki białowieskiej nie poleciłem, ono zresztą pali tylko SzyszAh (jak dotąd). A jakby zobaczyła tego ubłoconego rumaka i pięć psów skórkami rozpieszczonych, i jeszcze spróbowała wypieków ASzysza, to mogłoby dziecię zachcieć drogą prośby o azyl wolność wybrać, a przecież to szesnastka dopiero.
A z Chinami, to może lepiej nie krakać, właśnie dlatego, że oni tam tacy pracowici i, jak wiemy niestety, nie tylko religia ich tyle, co zeszłoroczny śnieg obchodzi.
doroto l.
Czyli jak w piosence Connie Froboess:
„… Pack die Badehose ein, nimm dein kleines Schwesterlein
Und dann nischt wie raus nach Wannsee
Ja, wir radeln wie der Wind durch den Grunewald geschwind…”
Przyjemnego dnia 🙂
No pewnie, ze nie trzeba byc pania Sroda, ale ona jest jakas taka… zabojcza w tej swojej lagodnej, pelnej wyrozumialosci pogardzie dla pana Ziobry. Dla niej jest po prostu nieszczesnym uposledzonym chlopcem, przed ktorym trzeba chowac zapalki i ostre noze.
Policzyliśmy meteoryty, wzruszyliśmy się w czasie „Sztuczek”, PaOLOre odrobił zadania domowe, blogowisko jest wielkie (z definicji). A Pyra wzywa „Panie, Panowie do garów”! Co gotujecie dzisiaj? Pyra została ze spora miską mielonego na kotlety. Zrobionego z myślą o gościach, bo to łatwe do zrobienia w ostatniej chwili, uniwersalnew (na gorąco do obiadu i na zimno do chleba) mało kłopotliwe w drodze. Panny zaprotestowały – tylko ogórki, pomidory, inna zielenina. Zostałam z ta miską. Posmażę, zamrożę, nic innego mi nie pozostaje
Cóż, ja to rozumiem. Tak czytam i się dziwuję, jacy Wy (nie wszyscy, ale większość) mięsni jesteście. I te skórki, a fe! 😆
Dorotko z sąsiedztwa – kochanie, jakieś wady musimy mieć, dla równowagi chociażby. Trudno by Ci było wytrzymać z aniołami
Czy ja mówię, że to jakieś wady? Po prostu mamy chyba różne brzuszki 😆 A aniołkiem sama nie jestem, ot co! 😉
KoJak_u, z sieci mi spadłeś.
Lubię kamienie. Od czasu do czasu daje wyraz tego w filmikach. Ich forme i farbe. Naturalnie, najprzyjemniejsze są te ciepłe. Nagrzane słońcem. Niektóre akumulują tego ciepła tyle, ze nocą na wskutek różnicy temperatur strzelają, pękają. Mają cos w sobie. Tylko jak to rozpoznać? Od lat jest to dla mnie zagadka nierozwiązana.
Widzę nieraz na jarmarkach pocięte w plastry. Jak salceson. Te struktury, te kolory, o jej. Stoję i patrzę. Nieraz wiszą obok siebie i wydają niespotykane dźwięki, mimo ze kamienne to przyjemne dla ucha. Patrzę na nie jak szpak w gnat i nie mogę się na nie napatrzyć, za każdym razem inaczej działają na wyobraźnie. Odciągnąć mnie od ich oglądania to niełatwe zadanie.
Ot taki świr.
Jeszcze raz pytanie. Jak rozpoznać, którego kamula można ciąć? Jak ustalić, ze w środku cos jest?
Przed chwilą zadzwonił Marek z drogi. Jest o ok 130km przed Paryżem, a jedzie od 30 godzin. Pogodę ma cesarską, słońce piękne, Marek podejrzewa że dlatego, że kupił w ostatniej chwili wielki parasol. Przejechał przez Brukselę i jest zachwycony. Przybyło mu nowe , piękne miasto jako cel polowania z obiektywem.
Prosił pięknie p.t. Blogowiczów pozdrowić, co niniejszym czynię.
Obiadu nie będzie.
Jadę zaraz do koleżanki, razem uczymy się do kolokwium. Zjadłam surówkę z czewonej kapusty, w nadziei, że szybko nie zgłodnieję. Koleżanka niegotująca, jadę do niej pierwszy raz, więc niezręcznie byłoby mi w kuchni u niej rządzić ( poza tym bardzo dba o linię- może niegotowanie to tajny sposób 😯 ). Zatem przywiozę jakieś ciasto z przyzwoitej cukierni.
Żal mi z domu wyjeżdżać. Ale obie liczymy, że razem skuteczniej powtórzymy 💡 Ostatni raz uczyłam się z kimś… w podstawówce 😆
Arkadius – musisz jednak przyjechać do Pyrlndii i poznać i obejrzeć „kamiennego świra” Młodszej Pyry. Tyle, że ona nie tylko ogląda, ale i kupuje, a potem jęczy i ma „wyrzuty na sumieniu”. To samo u Alicji i we Wrocławiu też taka jedna jest. A rozpoznawać to się jednak trzeba trochę nauczyć. Prawie wszędzie są jakieś stowarzyszenia miłosników mineralogii i prowadzą ćwiczenia; musiałbyś nawiązać kontakty.
Pyra !
Ja nie wtracam sie do Twojej kuchni, ale uczono mnie, ze mielone nie moze czekac dluzej anizeli dobe. O zamrazaniu mielonego nie slyszalem w okgóle. Moje pytanie, czy zamraza sie tylko mieso czy tez gotowe na przyklad kotlety. Zamrazanie golabków po nadzieniu gotowym farszem tak, ale dopiero po ugotowaniu. Po wyjeciu z zamrazalnika natychmiast odmrozic i w zadnym przypadku nie zamrazac ponownie.
Dzisiaj wykonalem dobry uczynek. Wczoraj odwiedzilem moja przyjaciólke w domu spokojnej starosci której wczesniej podarowalem osobiscie wyhodowana pelargonie. Kwitla w czerwono krwistym kolorze i pieknie pachnie. Zyczeniem pani bylo uzyskanie jeszcze jednej pelargonii, tym razem w innym kolorze. Mialem taka która bedzie kwitnac w kolorze amarantu. Korzystajac z okazji, ze jej dzieci jada dzisiaj w odwiedziny poslalem te nowa jako niespodzianke.
Na skutek mojego dobrego uczynku ustal deszcz i pokazalo sie slonce.
Popatrzcie sami jakie proste zaleznosci.
Pan Lulek
skoro Marek w milowych butach zbliża się do Paryżewa, to pewnie i Sławuś szuka już tabliczki „Zaraz wracam” na drzwi, żeby klienci w niedźwiadkach z Misiem nie przeszkadzali 😉
Alicjo Berberis vulgaris= European Barberry
Ryb nie jemy czesto, ale jak juz to staram sie kupowac odpowiedzialnie.
Ostatnimi czasy glownie bojkotuje dorsza. Z ciezkim sercem dodam, bo to taka pyszna ryba.
W okolicy dobrego rzeznika nie mamy, wiec mam do wybory supermarket albo marokanski sklepik i zazwyczaj wybieram to drugie. zycie i jedne i drugie kury mialy takie samo, a przynajmniej te srugie zabito rytualnie a nie maszynowo. Roznica? 2 euro na kg. Na ulicy nie lezy.
deficyt snu rzucił się mię chyba na szare komórki: nie wziąłem pod uwagę, że i we Francji dzisiaj niedziela…
Jak Mis planuje Bruksele, to Gent i Brugge tez powinien zaliczyc. jede fyrtel a ile pieknych zdjec mozna zrobic… a jedzenie jakie dobre…
Ide robic racuchy…
Pan Lulek – oczywiście, że zamrażam usmażone kotlety mielone, nie surowe. Potem ich nie odsmażam tylko zagrzewam w sosie (odsmażane są i niezdrowe i niezbyt smaczne, w sosie np grzybowym – pychotka). Że też Ty mnie, Lulku, w blondynki zaliczasz.
Też mrożę gotowe kotlety i lubię mieć ich zapas w szufladzie. Podobnie jak białej odgotowanej kiełbasy wyrób własny. Ostatnio na próbę zamroziłam trochę smażonej wątróbki, do której po rozmrożeniu dosmażę cebuli z jabłkiem (myślę, że można dołożyć jeszcze kawałek pomarańczy). Nie bardzo lubię stać w kuchni, więc jak już to już: robię dużo i jest zapas.
Nic to te zapasy. Dziś jest zajefajny dzień i to bez związku z pogodą. Pochwalę się. Poszerzyły mi się kontakty z @Magrud. Rozmawiałyśmy długo z Magrud telefonicznie. Będą następstwa. Szampan by się zdał. Ktoś by się przyłączył?
arkadius’u
„… Jeszcze raz pytanie. Jak rozpoznać, którego kamula można ciąć? Jak ustalić, ze w środku cos jest?”
Jak rozpoznać.. nie wiem, to jest pytanie do geologów (chyba są na blogu?).
Jak rozpoznać meteoryty:
1. Obojętnie jakiego rodzaju (chondryty – po niemiecku: Chondrite, achondryty – Achondrite oraz żelazowe? – Eisenmeteorite): wszystkie mają ciemnoszarą/czarną otoczkę – Schmelzkruste (około 0,5mm grubości).
2. Meteoryty żelazowe (wysoki ciężar gatunkowy!): są cięższe niż „normalne” ziemskie kamienie.
3. Jednoznaczną identyfikację gwarantują badania:
– geologiczno-mineralogiczne, wizualnie najciekawsze: z
meteorytów „wycina” się bardzo cieniutkie (około 0,001mm) płytki (Dünnschliff) i analizuje pod mikroskopem: furia kolorów i struktur.
– chemiczne (analiza ilości poszczególnych pierwiastków chemicznych).
– fizyczne (rozkład trwałych isotopów poszczególnych pierwiastków).
Meteoryty łatwiej można znaleźć na Antarktydzie. Tutaj w latach 80-ych XX wieku naukowcy międzynarodowej ekspedycji (również z Moguncji) znaleźli meteoryty z Kziężyca i z Marsa. Czarna powierzchnia meteorytów akumuluje promienie słoneczne, nagrzewa się i powoduje topnienie lodu w którym się znajdują.
Również w pustyniach łatwiej można zauważyć / znaleźć meteoryty: ich czarny kolor kontrastuje z kolorem otoczenia.
Przepraszam za ten dosyć szczegółowy wywód, ale meteoryty mają z kuchnią wiele wspólnego, są po prostu zgęstniałą „zupą” wczesnej materii naszego układu słonecznego czyli danie jednogarnkowe – Eintopf. 🙂
Arkadiusie,
jak zawadzimy o Berlin, to Ci przywieziemy takiego kamola rozciętego i zobaczysz, co w srodku, mikroskop by sie przydał, ale nic nie szkodzi – przecież Jerzor zajmuje się dokładnie właśnie tym, rozcinaniem kamoli, robieniem z kamola płateczka cieniutkiego, ze Warszawę widać, a potem w szybkę, pod mikroskop, i co tam je w środku 🙂
Przy okazji – a oglądał ktoś filmiki Arkadiusa? Ja sobie onegdaj odświeżyłam Teneryfę. Polecam, nie tylko zreszta ten filmik („Dwa Wulkany”).
Pa0l0re,
jeżeli podobał się ten film, bardzo polecam wspomniany wyżej „Jestem” Doroty Kędzierzawskiej. Podesłałabym Ci kopię, ale poszło w pozyczki i ktoś mi bezczelnie nie oddał, a ja durna, nie zapisałam w Czarnej Książce, komu pożyczam, moja strata. BARDZO polecam, a para smarkatych, która tam gra, powinna dostać oskary za role.
krysha,
no co Ty, nie mam nic do Wałbrzycha, toż to moje byłe miasto wojewódzkie, zanim na powrót Wrocław został stolycą woj. Dolnośląskiego 😉 Muszę powiedzieć, że w samym Wałbrzychu nigdy nie byłam, chociaż wiele razy przejeżdżałam (pamiętam dworzec kolejowy i parowozownię, bardzo charakterystyczną). Moje koczownicze tereny to Złoty Stok i okolice.
Moguncjuszu,
każdego kamola można ciąć, tutaj piły diamentowe zabieraja sie do roboty, a to nie żarty 😉
Moguncjuszu,
tutaj nazywa się to „thin section”, taka płytka, co to Warszawę przez to widać. Kolory niesamowite pod mikroskopem i nikt by nie uwierzył, ze to taki byle jaki kamol, a tu masz! Mamy znajomego, który ma hopla na punkcie meteorytów, jezdzi po całym świecie i zbiera, wymienia się z podobnymi świrami, a jak uda mu się dostać cos ekstra, to ho-ho. No, oni tak mają 😉
A Twój wywód bardzo piękny, zwłaszcza zakręcenie kuchenne 🙂
Kotlety mielone usmażone zamrażam, a potem wsadzam do mikrofalowego piecyka do rozmrozenia i podgrzania, jak ktoś nie ma mikrofali, wystarczy piekarnik. Przecież nie będę dla 2 osób robiła mielonych na 1-2 dni, zawsze wychodzi fura, więc najprościej zamrozić nadwyżkę w porcjach.
Jeszcze cos niemądrego chciałam napisać, ale pogubiłam się między kromuchą, a herbatą 🙁
Alicjo,
ja wiem, że każdy kamień można rozciąć, ale pytaniem jest czy warto, czy coś „nowego”, ciekawego jest w środku?
😉
PS. „… robieniem z kamola płateczka cieniutkiego, ze Warszawę widać, a potem w szybkę …”
Naprawdę w szybkę? A może taki płatek zalewa się płynną, szybko twardniejącą masą żywiczną i szlifuje, szlifuje, szlifuje, poleruje i … pod mikroskop (metoda prześwietlania, czyli że Warszawę widać). 🙂
Nigdy nie miałam w ręku meteorytu, widziałam tylko te wydłubane z ziemi w okolicach Poznania (spadł taki jakiś wielki, znaleziono kilkadziesiąt odłamków, niektóre o wadze 100 kg z hakiem, powybijał kratery, w których teraz stoi woda. Spadł na miejsce bezludne, w lesie, a w kilkadziesiąt lat później miasto buduje tam w okolicy nowy campus uniwersytecki. Praktycznie niemal cały uniwerek wyniósł się już tam. Miejsce upadku ogłoszono strefą rezerwatu ale to i tak nie powstrzymuje amatorów skarbów. Ludzie włażą w błotniste doły, uczelnia nie ma środków, żeby postawić strażników. Ponoć dwa lata temu amator znalazł kilkudziesięciokilogramowy odłamek i usiłował znaleźć kupca. Swoją drogą gdyby ten kosmiczny włóczęga spóźnił się o kilkadziesiąt lat, mogłaby być niezła jatka.
Kiedy ktos z moich znajomych jedzie do Polski i zapyta czy nie chcialbym zeby cos przywiózl odpowiedz jest jednoznaczna. Chleb, prosto od piekarza. Przed chwila mialem niespodziewana wizyte. Zatelefonowal mój przyjaciel, zakonnik, franciszkanin i zapytal, czy moze podjechac. Oczywiscie mówie, zawsze. Przyjechal z prezentami. Prosto z Katowic z tamtejszego klasztoru franciszkanów z dwoma róznymi bochenkami chleba. Z klasztornej piekarni. W Panewnikach, dzielnicy Katowic tamtejszy klasztor obchodzil 100 lecie. Przed stu laty, po wielu zabiegach miejscowej polonii ówczesne wladze pruskie zezwolily na budowe polskiego klasztoru. Zbudowany z czerwonej klinkierowej cegly w duzym parku. Cegla ta byla specjalnie wypalana i kazda byla wtedy owinieta w gazete. Budowa byla dosyc szybko zrealizowana silami miejscowych górników. Obiekt duzy o burzliwej chociaz krótkiej historii. Dostalem zatem dwa bochenki chleba. Specjalnie dla mnie upieczonego wedlug slaskowych recept. Napilismy sie wspólnie wegierskiej kawy i ojciec Marceli pojechal prosto do szpitala. Do jakiegos naglego wypadku.
Do dzisiaj dyskutujemy, czy przypadkiem wykreslenie z rejestru swietych Swietego Jerzego, nie zastapic przypadkiem imieniem
Pan Lulek
Alicjo,
wspomniany „Jestem” widziałem, bardzo dobry. Jest jeszcze podobny w klimacie króciutki film polski „Męska sprawa”. Absolutnie ścina z nóg. Niech się przereklamowane „Pręgi” schowają. W tej chwili zauważyłem dopiero, że był nominowany do Oskara: http://www.imdb.com/title/tt0304394/
Albo klasyka w tym genre: angielski film „Kes” sprzed 40 lat http://www.imdb.com/title/tt0064541/
Ja mogę takie filmy oglądać w ilościach dowolnie ponadhomeopatycznych. „Sztuczki” niewątpliwie bardziej przyswajalne są dla mojej młodzieży (9 i 16), więcej humoru sytuacyjnego, no i HAPPY END 🙂
Niezbadane są wyroki Opatrzności. W ub.tygodniu wyczytałam na Onecie, że dwie panie, Szwedki , w moim wieku, wybrały się do lasu na jagody (obydwie miłośniczki minerałów – amatorki zresztą). Jagód nie nazbierały, skąpo coś było, to zaczęły oglądać skały i skałki.Jedna z formacji je zainteresowała. Pobrały próbki, wysłały do oceny – złoto , bogate znalezisko 28 g na tonę skały (bardzo wysoki wynik), zaraz wykupiły 800 ha działki górniczej i w trzy miesiące później miały już oferty kilku firm z całego świata. Przetarg wygrała firma kanadyjska, a Szwecja okazała się najbogatszym w złoto krajem europejskim.
ale ze mnie gapa dzisiaj 🙁
wkleiłem z rozpędu dwa sznureczki i zawisnąłem w oczekiwaniu na akceptację.
W takim razie powtarzam wpis, ale drugi sznurek doślę w osobnym komentarzu:
Alicjo,
wspomniany „Jestem” widziałem, bardzo dobry. Jest jeszcze podobny w klimacie króciutki film polski „Męska sprawa”. Absolutnie ścina z nóg. Niech się przereklamowane „Pręgi” schowają. W tej chwili zauważyłem dopiero, że był nominowany do Oskara: http://www.imdb.com/title/tt0304394/
Albo klasyka w tym genre: angielski film „Kes” sprzed 40 lat.
Ja mogę takie filmy oglądać w ilościach dowolnie ponadhomeopatycznych. „Sztuczki” niewątpliwie bardziej przyswajalne są dla mojej młodzieży (9 i 16), więcej humoru sytuacyjnego, no i HAPPY END 🙂
Obiecany sznurek do „Kes”: http://www.imdb.com/title/tt0064541/
Pan Lulek. Za 2 godziny zajrzyj do poczty, bo mam zamiar popsuć Ci humor. O.
Kojaku,
ja tego nie robię, tylko Jerzor, ale w domu mam kilka… zrobić Ci fotkę? 😉
Jak to nie jest szkiełko, to ja nie wiem co – no przecież ten płatek, co to Warszawę widać, umieszcza sie miedzy cieniutkimi, ale jednak, szkiełkami!
Tłumaczysz mi jak krowie na pastwisku, a ja w tym laboratorium bywam często i wiem, na czym proces polega, od rozciecia kamola po płatka między dwoma szkiełkami, co to pod mikroskop… a jak inaczej byś to ogladał? 😉
Zywica i pod mikroskop? Myślę, ze wątpię.
A po co oni te kamole rozcinaja i po co się to powtarza, nie wiem. Może po to, żeby wydział geologii działał 😉
Geologia-bajkologia…
Pa0l0re,
my chyba oglądamy te same filmy 😯
Na „Męską sprawę” mało kto zwrócił uwage, a to taki poruszający film!
Otworzylam swoje oczeta, pogoda CESARSKA, wpisow tak duzo , ze chyba mi zejdzie dwie godziny by to przerobic, a , a widzialam, ze bylo wczoraj dosc feministycznie….
Zjem sniadanko i wbijam sie w lekture.
Tuska
Zaglądam sprawdzić co słychać na blogu a tu meteoryty i mielone na tapecie.Mielone też mrożę choć potem już nie takie…Meteoryty widziałam i miałam w rękach u koleżanki.Znalezione na polu.Zwłaszcza jeden miał piękne, mieniące się iskierki i niebieskawe plamki( pamiętam bo to mój ulubiony kolor 😉 )
Ze dwadzieścia lat temu spędziłam parę dni u mojej przyjaciółki na wsi.Miała malutkie prosiaczki, którym trzeba było dawać mleko, również koło północy.Gdy wychodziłyśmy z domu dokonać ostatniego karmienia maluchów, przez niebo przeleciało coś świetlistego.Przecięło niebo i znikło za stodołą.Nawet nie było szans przyjrzeć się ale jakby ….Mógł to być meteoryt….Moja przyjaciółka zapytała ,czy pomyślałam marzenie 😀
To ułamek sekundy.Żal, ze nie połaziłyśmy wtedy po okolicy z nosem przy ziemi, choć spaść mogło i kilkadziesiąt km dalej.Słychać nic nie było.
Mam pytanie do ekspertów, które sama zadawałam sobie gdy widziałam trzyletnią bratanicę koleżanki bawiącą sie koło meteorytu.Czy takie coś nie może zawierać jakichś pierwiastków szkodliwych?
Alicjo,
nie tłumaczę jak …. tylko opisuję to co znam (nieraz za mało, często źle, … ale nieraz i ślepej kurze ziarno się trafi 🙂 )
A jeżeli już to jak tej, Was nieraz odwiedzającej (wspaniałe zdjęcia!) 😉
Alicjo,
gdyby tak mocą jakieś dekretu zabronić wyświetlania w kinach produkcji Cholyłuta, to okazałoby się, że jest cała masa wartościowych, dobrze zrobionych filmów, lepszych w każdym razie od tych jednokopytnych mutantów z Los Angeles. Najlepiej potraktować jako GMO i nie importować zza Kałuży. Wtedy świat przypomni sobie np. o Kieślowskim & Co. i że film może być poezją. Ostatnio znalazłem „Podwójne życie Weroniki” na DVD i kazałem rodzinie (z wyjątkiem 9-ciolatka) porównać z tym chłamem, który ciągną z telewizora. Rezultat trudno mi teraz ocenić, ponieważ szczęśliwym zbiegiem okoliczności popsuł się nam telewizor i jako tyran zadecydowałem, że teraz spróbujemy żyć bez. Co najwyżej oglądamy filmy na monitorach komputerów. I okazuje się, o dziwo, że Pies Szarik albo Cywil nie gorsze są od Kommissar Rex 😉
Dla Moguncjusza, żeby nie myślał, że ja jakieś bajki…
Nie szkiełko? Oczywiście, że szkiełko, i nawet dwa.
http://alicja.homelinux.com/news/Widac_Krakow/
Dla Alicji,
wierzę że na szkiełku, a może i międza szkiełkami, ale do mikroskopowania (jeżeli w „Kunstharz”) to niepotrzebne (może być).
http://de.wikipedia.org/wiki/D%C3%BCnnschliff
KoJak_u, dzięki. Nie zanudzasz. To jest interesujące. Tyle tylko, ze dalej nie wiem jak można takiego kamula rozpoznać. Zaczynam podejrzewać ze jest to zawikłane i może być to podobnie jak z zapachem u ludziny. I nie idzie mi tu o deos, perfumy, wodę po goleniu, szampony, których używają ludziska w naszym otoczeniu. Z niektórymi obcuje się krotki czas i wiadomo, czym to śmierdzi. Z innymi dłuższy czas i dalej nie jestem w stanie nic wyczuć.
Czyżby z kamulami było podobnie? Czyżby potrzebny był psycholog do czy do kamuli?
Wróci nemo i wyjaśni.
Alicju, ty mi nic nie przywóz. Żadnych durnostujek do odkurzenia i przestawiania. Kiedyś przywoziłem cos innego, charakterystycznego czy interesującego. Po czasie poszedłem po rozum do głowy i wszystko zmieniło właściciela. Reszta spadla do śmietnika. To wszystko jest piękne na miejscu gdzie się znajduje, w swoim naturalnym otoczeniu, klimacie i kulturze. To ze mi się cos podoba lub mnie zachwyca nie oznacza jeszcze ze musze mieć to w posiadaniu. Nieraz sama chęć bardziej mnie rajcuje i działa na wyobraźnie. Ale pewnie tak maja tylko faceci ….
Moguncjuszu,
a jak myślisz te zdjęcia zostały zrobione? Toz to próbki miedzy dwoma szkiełkami. Pod mikroskop nie wrzucasz czegoś w tej parszywej żywicy, której nikt palcem nie chce tknąć, ma byc pomiędzy szkiełkami. Ja tam się spierać nie będę, ale J. jest specem od tej roboty. 25 lat w petrologii chyba coś znaczy.
@paOlOre
.. jak również:
„Podróż za jeden uśmiech” Adama Bahdaja 🙂
kto pisze jeszcze takie książki, kręci takie filmy (bez brutalności, bez akcji grozy, …)?
Arkadius!
Miałeś nie patrzeć na kurz! Przywiozę Ci, bo to malutkie, takie szkiełko, popatrzysz i możesz wrzucić do kosza, a co tam w środku, to Ci Jerz wytłumaczy – dlaczego oni katują te skały, to nie wiem, podobno DLA WIEDZY!
Zdjęcia, które podrzucił Moguncjusz, odpowiadaja temu, co sie widzi pod doskonałym mikroskopem, wielkim jak jasna cholera, nie tym, co tam u mnie na biurku (plus kurz). Kolory, że gały wyskakują na wierzch, a to wszystko w tym malutkim płatku pomiedzy dwoma szkiełkami.
@arkadius
„… tylko, ze dalej nie wiem jak można takiego kamula rozpoznać. Zaczynam podejrzewać ze jest to zawikłane i może być to podobnie jak z zapachem u ludziny…”
I w tym jest cała tajemnica, nie wiadomo, czyli tak do końca zawsze jakieś napięcie jakaś niepewność co jest w środku. Podobnie jak z bigosem w co niektórych restauracjach.
Arkadius – Pyra nie jest geologiem, tylko matką geologa. Coś tam jednak wie, bo nie sposób z kimś mieszkać i nie wiedzieć niektórych ciekawych rzeczy.
To jest najogólniej tak – jak jesteś w górach młodych, albo na skalistym wybrzeżu albo pod wulkanami, to od razu widzisz wszystko – od granitowej skały oberwał się kamień i w tym kamieniu na pewno nic innego nie ma, jak taki sam granit, albo bazalt, albo tuf wulkaniczny. Natomiast jak widzisz skały osadowe, różne wapienie, piaskowce, łupki, a jeszcze jest to w starych górach (U Ciebie Hartz, Wogezy, góry w Anglii i w Skandynawii, częściowo w Hiszpanii, Nasze Sudety) i w tamtych skałach wśród płaskich i potrzaskanych bloków tkwi tobie kamień okrągły, niby taki sam, ale przecież nie otoczak ze strumienia, to warto go wyłuskać, rąbnąć młotkiem albo przeciąć i zobaczyć co w środku siedzi. Mogą sobie siedzieć jakieś siaerczki czy fosforany , jakaś dziura brudna ale może być piękny agat, druza kryształu górskiego czy innego barwnego kwarcu. To w jakiejś pustej przestrzeni przez długi czas albo w specjalnych warunkach część skalnej „zupy” wykrystalizowała, albo osadzała się jak warstewki na perle i na tej samej zasadzie – np w agatach.
„Podróż za jeden uśmiech” (książkę, był film?) mam, „Wakacje z duchami” i takie rózne, co wyzej wyzej wspominałam, że z przyjemnością sobie odświezyłam te szczeniackie lektury. A czy ktoś z Was wie, co na rynku wydawniczym nastolatkowym dzisiaj jest? Ja nie.
Moguncjusz, nostalgia, nostalgia 😉 A to se ne vrati:)
Na rynku nastolatkowym jest Harry Potter, o reszcie nie wiem. Moi sąsiedzi 11 i 17 lat nie czytają nic, poza lekturami albo brykami. Moje wnuki nie czytały też (przepraszam wnuk czytał magazyny motoryzacyjne, wnuczka czasem jakiś magazyn kobiecy, plotkarski) Kiedy wyrastał wnuk miałam jeszcze złudzenia. W antykwariacie kupiłam Czterech pancernych (chętnie oglądał) naszykowałam półkę z domowymi młodzieżówkami. Bez rezultatu.
Alicjo-Harry Potter jest oraz” Seria niefortunnych zdarzeń”.To drugie tuż przed wpuszczeniem na rynek było czytane we fragmentach w radiowej trójce.To taki dreszczowiec, horror 😯 ! Historia trójki nagle osieroconego rodzeństwa, które trafia do strasznego wuja Olafa jeśli dobrze pamiętam.Przestałam słuchać po fragmencie , w którym piła tartaczna miała pociąć na kawałki jednego z chłopców.Nie oglądam i nie czytam horrorów. Wystarczą mi Wiadomości 😉
Witam, ze spaceru wrocilam na czworakach choc bylo rodzinnie, gdyz wszyscy obecni na parkingu pomogali mi pchac moj pojazd czterokolowy i prowadzili ze mana dyskusje na temat, ze kabla do startowania nie trzyma sie, tak ja to czynie, w szafce w kuchni. Tak poznaje sie kraj i ludzi.
A teraz bede okrutna, nie wytrzymala i kupilam szparagi z importu i udaje sie do pokoju tzw. mieszkalnego w celach konsumpcj.
Moi mali kuzyni Gosza i Andriusza (13 i 11 lat) z bardzo dobrego (czytajacego) domu, mieszkajacy w Walii, absolutnie nie wezma zadnej ksiazki do reki. Chyba, ze o samolotach.
W zeszlym roku na spacerze w miescie z ich rodzicami wstapilismy do ksiagarni, bo matka ich czegos szukala. Poki ona latala po pietrach cudowenj ksiegarni Hatchards na Piccaddilly, mysmy czekali kolo pieknego stolu z wylozonymi ksiazkami.
– A znacie Sherloka Holmesa?” – pytam chlopcow.
– Nie znamy- odpowiedaja glosem, w ktorym slychac obawe, ze zaczne namawiac. Ale ja oczywoscie nie jestem w stanie sie powstrzymac i zaczynac opowiadac jaki to wspanialy detektyw i jak potrafi wszystko powiedziec o czlowieku jak popatrzy na jego parasol czy buty, jakiego ma fanego przyjaciela-lekarza i jakie to niesamowite tajemnice rozwiazuje.
Twarze moich kuzynow sa bardzo uprzejme, a usta zacisniete.
– Czy moge wam strzelic Sherloka Holmesa?
– Niee!!! – chorem.
POtem mlodszy Andriuszka sie zlitowal nade mna i pozwolil kupic sobie ksiazke o samolotach, ktora sam wybral.
Ucza sie swietnie. Same celujace. Ja nic z tego nie rozumiem.
… mnie Harry Potter nie strzyka, nie moja półka, chociaż Alsa namawiała wersja książkowa). Natomiast (bo musi byc jakieś „natomiast”) jak Alsa na moja osobistą prosbę „Dzieci z Bullerbyn” mi przysłała, książkę, to przeczytałam ze łzami w oczach i pchnęłam do mojej ciotecznej wnuczki. A ona, ze nie lubi czytać książek, zadnych, i niech jej lepiej filmy wyślę, takiego Harrego Pottera. Ręce mi opadły. 🙁
…Panie Lulek,
Jerzor Wojciech stanowczo protestuje. 23 kwietnia ma być, jak jest. Nie ruszać, co nie zepsute i działa!!!
Heleno, kultura obrazkowa. By przeczytać nawet cienką pozycję ok. 150 stron to trzeba trochę wysiłku. Mój kuzyn wprawił mnie w zadziwienie oświadczeniem, że przeczytał Harrego Pottera. Po moich nieśmiałych dopytywaniach okazało się, ze miał na myśli broszurkę streszczającą.Powinien być zakazany handel ściągami, streszczeniami lektur itp. ❗
Moja pierwszoklasistka nie wyobraża sobie położenia się do łóżka bez porcji czytania.Ale sama średnio się rwie do książek.Ostatnio obie śmiałyśmy się przy Koszmarnym Karolku- ona mi czytała. Ale co będzie gdy podrośnie?
Do tego czy kiedyś ktoś słyszał o szybkim czytaniu- gruba „cegła” w jedną chwilę 😯 ?Ja tam lubię celebrować lekturę, delektować się każdym zdaniem.To co mi się podoba czytam starannie (dziecko płacze,że głoduje, kwiatki schną, robota leży- ja pogrążam się lekturze aż nie skończę, ale nie jest to przelecenie po łebkach!) Czy można wejść w klimat każdej sceny w ułamku sekundy?
Ja swojemu synowi czytałam wiersze Tuwima jak był niemowlakiem. Potem całymi latami celebrowaliśmy rytuał wieczornego czytania. Odkąd nauczył się sam czytać dużo i chętnie czyta, od Panów Samochodzików, przez Harrego, Tolkiena po Dostojewskiego. Mój angielski, 11-letni siostrzeniec też bardzo dużo czyta, czasami trzeba mu wyrywać książkę, żeby go ściągnąć na obiad. Ale moja siostra też codziennie wieczorem czyta jemu i jego siostrze. Może to jest metoda?
Małgosiu W. – ależ właśnie mowa o czytających rodzinach. Też czytałam dzieciom i one czytają, a najmłosi niestety nie.
Pocieszyłaś mnie, Małgosiu. Tak właśnie jest u mnie.Obiekcje mojej córy do samodzielnego czytania wynikają z tego ,że nie zawsze dokładnie rozumie co sama czyta i woli mnie jako lektora.
Jerzy Wojciech, jesli chodzi o dzien 23 kwietnia to zostanie zaskoczony pytaniem. Jakiego kalendarza On uzywa. W polskim i austriackim kalendarzu Georg czyli Jerzy, ale bez Wojciecha przypada na dzien 23 kwietnia. Mój tesc oraz szwagier, obydwaj dumni Wegrza o imieniu Gyoergyi, czyli Georg alias Jerzy maja imieniny w dniu 24 kwietnia. W zawiazku z powyzszym w wegierskiej galezi rodziny byla i jest nadal obchodzona dwudniówka.
Mnie jednak chodzi o cos zupelnie innego. Zasiegnalem wiadomosci w dobrze poinformowanych zródlach, które jednoznacznie zakomunikowaly, ze Swiety Jerzy byl rozbójnikiem, zle sie prowadzil pod kazdym wzgledem i zostal skreslony z listy swietych. Nie poinformowano mnie jakie dokladnie byly to grzechy. Szkoda, moznaby niewatpliwie pójsc utarta sciezka.
Co zas dotycz Pana Lulka jak na razie stanowisko jest jednoznaczne i niepodwazalne. Wnioskowanie o powolanie w sklad blogoslawionych moze rozpoczac sie dopiero w piec lat po rozstaniu sie ze swiatem doczesnym. Moze trwac latami i jest bardzo kosztowne. Istnieja wyjatki ale niewatpliwie zainteresowany nie ma najmniejszej szansy na przyspieszenie procedury.
No to by bylo na tyle na dzisiejsza niedziele
Pan Lulek
Heleno,
zrobiłam według Twojego frytkowego przepisu bataty, zgodnie z zaleceniami dodałam świeży rozmaryn i jeszcze posypałam mieszanka bazylii i tymianku. Z pewną nieśmiałością brałam do ust i bardzo mi się spodobały, a co ważniejsze reszcie mojej rodziny też. A do batatów był pieczony schab ze śliwkami, troszkę podsmażanych ziemniaków i surówka z czerwonej kapusty. Jutro idę za ciosem i jeśli jeszcze znajdę to warzywko w swoim zieleniaku to zrobię to pure z koperkiem i cebulą. Jeszcze raz bardzo dziękuję za przepisy.
W czasie poszukiwań w internecie znalazłam jakiś wpis, gdzie ktoś informował, ze kupuje bataty w sieci delikatesów Piotr i Paweł, a na północy Polski to oni maja sklepy w Tczewie i Szczecinie
A my Harrego nie czytamy, odstawilysmy go na bok od samego poczatku, nie mamy zapotrzebowania na dziwy i jakies tam zajwiska, moja corka mowi, ze ja ta ksiazka straszy. Ma 10 i pol. Przygod Mikolajaka tez nie lubimy bo w sumie autorytatywne i juz staroswieckie, czytamy duzo i namietnie np. Tam nieposkromiony. Ostatnio wlasnie jest odwrotnie i czyta sie mnie na dobranoc i sadze, ze tak zostanie ale oprocz mojej inicjatywy szkola tworzyla konkursy na czatanie, specjalne grupy robocze itd.
Mój syn miał bardzo dobrą nauczycielkę na początku szkoły. Wszystkie dzieci jako codzienna pracę domową miały 15 minut głośnego czytania, rodzice sarkali, bo codziennie trzeba było w specjalnym kajeciku potwierdzać podpisem, że dziecko rzeczywiście czytało. Ja na szczęście zostałam szybko z tego obowiązku zwolniona, bo Piotrek czytał płynnie, ale inne dzieci do 3 klasy prowadziły te nieszczęsne kajeciki. Myślę, że bardzo ważna rzeczą jest znalezienie takich lektur dla dzieci, które je rzeczywiście zainteresują. Dziećmi z Bullerbyn zaczytywała się moja siostra, a ja potem wielokrotnie musiałam czytać to swojemu. Ale podobała mu sie także Pippi, jakaś seria z Emilem, Babcia na jabłoni. Natomiast rzeczywiście trudno jest coś znaleźć ciekawego dla nastolatków.
Dawno temu, kiedy moje dziecko miało parę lat, odbywało się wieczorne czytanie Dzieci Kapitana Granta. Czytanie czasami kończyło się zasypianiem. 😉 Nieodłącznym rekwizytem były śliwki w czekoladzie; do dzisiaj w rodzinie nazywają się Grantokami. 🙂
mozecie sobie prychac na Harrego, mnie on sie podoba. Moze to dlatego, ze naleze do tej czesci czytelnikow, ktorzy wychowali sie na Tolkienie, zaczytuja sie Terry Prachettem i graja w AD&D. Nadal czasem mi sie marzy troche magii.
I jesli kedys bede miala dzieci i one beda wolaly „a seria of unfortunate events” od dzieci z Bullerbym, to mowi sie trudno. Grunt, ze beda czytac.
musze zaczac czytac teksty przed wyslaniem, bo wlasne literowki mnie zaczynaja irytowac…
Dorotko,
Myślę , że twoja latorośl jest chyba jeszcze troszkę za młoda na Harrego. To książki miejscami okrutne, ale jak widać po ogólnoświatowej potteromani jednak trafiły w potrzeby czytelnicze nastolatków. Przyznaję się , że jak pojawił się pierwszy tom to oczywiście jak pochłonął go syn to też z ciekawości się za niego zabrałam. I też mi się podobał. Następne też oczywiście przeczytałam, a Piotrek, ponieważ polskie wydania pokazują się prawie rok później to niektóre czytał w oryginale. Pamiętam, jak spędzając wakacje na Cyprze na co drugim leżaku widziałam opasły to Harrego!
MalgosiaW – nooo! to swietnie, ze bataty smakowaly. Ja nawet wole te wersje pierwsza – pure z koprem i cebula.
A ja mysle, ze nastolatkom najlatwiej podsuwac lekture, nie musza to przeciuez byc ksiazki o nastolatkach – tyle jest dobrej literatury swiatowej, ze szkoda czasu na ksiazki pensjonarskie -ja tam tych nie znosilam, natomiast uwielbialam ksiazki przygodowe (Verne, F.Cooper, Maine Reid), angielskie powiesci (caly Dickens, Thackeray, Wilkie Collins)i, ksiazki o przyrodzie i nauce (Lowcy mikrobow!) , no i wiersze, ktrorych chetnie i latwo sie uczylam.
A Tuwim byl i moim pierwszym poeta, ktorego recytowalam ( w tlumaczeniu) juz chyba w wieku trzech lat:
Szto slucilas? Szto slucilas?
S pieczki azbuka swalilas!
Bolno wywichnula nozku propisnaja bukwa M,
N udarilos niemnozko
Ju rozsypalas sowsiem….
A potem zaraz czytano mi Puszkina ( U lukomoria dub zielonyj, zlataja cep’ na dubie tom…)
Sama kiedys nauczylam dwu i pol-letnia coreczke przyjaciol w Ameryce:
„Na galazce usiadl ptak”.
Wymyslila sobie do tego melodie i spiewala na caly glos na ulicach Connecticcutt: …ze jom tak rozplomsal cz-piot!
Panie Lulek!
W POLSKIM (a w jakim niby miało by być?) kalendarzu od zawsze 23 kwietnia to Jerzy Wojciech, Wojciech inaczej znany jako Adalbert. Tak mu dali, tak ma i tak obchodzi 😉
Na pewno to nie był Jerzy Teodor, niech Pan Lulek łaskawie sprawdzi.
Ja nigdy nie mówilem, ze to jest Jerzy Teodor. Tylko wzialem to z rodzinnej historii i nie jest moja wina, ze tak oni na Wegrzech sobie obchodza. Przeciez ja nikomu nie bronie obchodzic jak mu sie zywnie podoba. Poza tym nie o to chodzi.
Pan Lulek
… nie ma sie co oszukiwać. Wyrastamy z książek, z pokolenia na pokolenie. I nie ma sie co dziwić. Ja do Bullerbyn (Hałasowo) wracam z łezką w oku, moje dziecko przeczytało chetnie, ale moja cioteczna wnuczka ma to gdzieś, Fizię Pończoszankę także zarówno, natomiast Harry ją i owszem kręci. Jako film, bo czytać nie lubi.
Jak nie lubi czytać, to trudno. Filmów nie mam na zawołanie.
Panie Lulku,
a o co chodzi?! Moj J.W to nie Węgier i to Pan zapytał mnie, według jakiego kalendarza, no to ja, ze niby według jakiego miałoby być?! Toż my nie rodzeni na Madagaskarze, na litość!
Przez pół godziny pisałam do Was rzewną historię moich bojów lekturowych z moimi dziećmi – i – pożarło. Nie. Nie Łotrpress (jak slicznie pisze Dorota z s…) tylko mój komputer, Nie zauważyłam, że znowu mam czerwone kwadraciki czyli brak łączności. Teraz już jest, ale ja nie mam już veny.
Hm… Owszem, ciekawie o czytelnictwie piszecie. Ale ja bym prosiła, żeby tak, dla podkreślenia miejsca i celu naszych spotkań, o czytaniu książek kucharskich? O kulinarnej lekturze do poduszki… 😈
Zajrzałem tu dziś rano o dziesiątej.
Najpierw opadła mi szczęka. Potem zacząłem szukać w mym słowniku kuchennym „ukrytego homo” – bez skutku. Pomyślałem sobie, że może przez pomyłkę wlazłem do magla ale w ostatniej chwili spojrzałem na tytuł i wyszło mi, że to chyba te „inne dziwności” które można znależć obok wina w garnku.
Wieczorem wróciliśmy i zrobiłem na szybko ratatouile. Robiłem je już poprzednio dwa razy ale nie miałem pojęcia, że to właśnie tak się nazywa. Tym razem wyszło tak jak trzeba bo była również papryka. Do tego resztka wczorajszej pieczonej szynki i dzbanek kranówy.
Skórki oczywiście dla psów – i nikt mi nie przetłumaczy.
Poczytałem resztę wpisów i wyszło na to, że muszę i ja zaimponować incydentem kamiennym:
W miasteczku naszym niewielkim mieliśmy krawca który z zamiłowania był astronomem. Któregoś dnia w miejscowym „PeDeKu” odbyła się wystawa kamieni z księżyca które onże krawiec w jakiś sposób wyprosił od Amerykanów po jednej z pierwszych misji księżycowych.
Ten człowiek miał koneksje! W latach osiemdziesiątych odbywał się w Sztokholmie kongres astronomów. Pan Adam mieszkał u mnie a dni spędzał w towarzystwie światowych znakomitości. Kongres uwieńczony został galową kolacją w sztokholmskim ratuszu (tam gdzie te noblowskie bankiety) w obecności miejscowego monarchy. Moje dzieci dostały w podarunku plakietki od amerykańskich astronautów które Pan Adam wraz z munduramio tychże astronautów dostał w podarunku od kolegów na tym zjeździe. Ja dostałem litrowy słoik miodu a mojej żonie Pan Adam uszył garsonkę.
Takich ludzi już nie ma…
P.S.
Podoba mi się prośba Marialki…
Andrzeju Szyszkiewiczu!
jesteś, zatem powracam do wczorajszego mojego pytania: czy i jak stosujesz tamarind chutney?
Biedna Marialka!
Marialko – czy jesteś spragniona kuchennych wrażeń po odchudzającej niedzieli? Nie czytam dzisiaj książek kucharskich, bo natychmiast robię się bardzo głodna, a nie chcę już jeść. Jeszcze tylko usmażę klopsy kiedy Ania wróci. Może jakiegoś zje, reszta wystygnie i powędruje do zamrożenia.
Heleno, proszę Cię!
Użyłam do marchewki, razem z piklami z zielonego chili, wysło przyzwoicie. Ale szukam dalej!
Pyro, ja się nie odchudzałam tylko uczyłam czyli pasłam 💡 umysł. Poza tym ja się nie muszę odchudzać, co miesiąc jestem najmniej 1 kg szczuplejsza, odkąd pracuję w mej wciąż nowej pracy.
… a jak, łotrpress wciął mi dwukrotnie wpis! Cholera by go….
U mnie ziemniaki sie pieką w piekarniku – oliwa, ziemniaki malutkie, pokrojone na pół, rozmaryn, tymianek, siekany czosnek, sól, pieprz, no i zaraz idę włozyć mielone, rozmrożone, niech dojdą.
D’Abruzzo do popicia.
P.S. Andrzeju Szyszu, garsonkę? nizej podpisana 15 lat przepracowała w Haute couture, jako główna od szycia. Też dałabym radę 😉
ASzyszu. Twój krawiec był sławny. Nie pamiętam która gazeta rok temu zamieściła wspomnienia o nim jego „wychowanków”. Piękna postać.
I przepraszam Cię za „maglowe” wpisy ale czasem coś nas ukąsi i odreagować trzeba. Poprawimy się.
Sorry, Marialka 🙁 ;(
„Sławni krawcy” nie zasiadają do maszyny do szycia. Od tego maja szwaczki
(nigdy „szwaczy”, nie spotkałam się) bardzo sprawne. Diabeł siedzi w szczegółach, tu zakładke trzeba rozprasować, tam szew, tu przyfastrygować, tam fastrygę wyciagnąć. Co rusz od maszyny do szycia do dechy do prasowania, a gdzież by się sławny krawiec takimi przyziemnymi sprawami zajmował.
Wszelki duch, czterysta wpisow na tematy kulinarno literacko pedagogiczne w jeden week-end…
Z literatura jak z muzyka, cos rwie za serce a inne nie, czasem literatura jak muzyczne przboje sie tez starzeje.
Mysle, ze Dostojewski, Steinbeck, Hemingway (uwielbialam we wczesnej molodosci) sie zestarzeli. Podobnie jak nieszczesna Orzeszkowa.
Ale nie jestem ekspertem w tej sprawie…
Za to jestem ( a przynajmniej tak sie czuje) ekspertem w sprawie jedzenia.
Odkrylam na nowo zalety jaja w koszulkach, zamiast sadzonych czy gotowanych w skorupce.
To byl dzisiaj nasz lunch.
A na obiad ziemniaki, pieczen wieprzowa i surowka z kwaszonej kapusty.
Nie wiem czy bataty to to samo co yams, takie pomaranczowe w kolorze.
My je jadamy rzadko, na swieta jako puree z maslem i odrobina galki m.
Na poludniu Stanow, robi sie z tego taki placek na slodko.
Yams maja wiecej skrobii od ziemniakow, wiec lepiej na nie uwazac…
ciao,
a
Marialko,
Ten tamarind chutney to chyba nie ja. Nie stosuję.
Alicjo,
Z tą garsonką to było tak, że on chciał się odwdzięczyć za gościnę.Wziął miarę z mojej Finki nie mówiąc po co.. Garsonka przyjechała pocztą w parę tygodni po jego wyjeździe.
jajo w jednej koszulce oczywista oczywistosc
A ja z rzewnoscia wspominam jajka po wiedensku podawane na malej ochydnej stacji dworcowej na ktorej czekalam na pociag do domu w relacji dom-szkola.
Alicjo – ten krawiec był sławny nie poprzez fałdy, zakładki i baskiny, tylko dzięki astronomii i temu, że potrafił zgromadzić kilkunastu młodych i jeszcze młodszych ludzi, że ich zaraził swoją pasją (są dziś matematykami, astronomami itp) A było to w latach 60-tych 70-tych. Krawiec budował sam lunety i proste teleskopy, urządził sobie w Szczecinku (?) obserwatorium, mimo naszej cenzury pisał po całym świecie, korespondował z fachowcami jak równy. Andrzej Ci to napisał.
Alicja, sa szwacze a mianowicie Turcy uprawiaja chetnie to rzemioslo, tutaj wszyscy tacy niby krawce od przerobek to Turcy i szyja sami, poza tym jak bylam w Paryzu w dzielnicy Hal czyli Dwojka, bylo tam pelno nedznych sklepikow z arabo-tureckim projektami tandetnej odziezy, byszczaca i z platiku i oni tez sami tam szyli czyli tzw. mezczyzny
… a nazwisko Krawca? Ja z doskoku i może cos przeoczyłam, w końcu krawiec czy astronom?! A tu jeszcze dorota l. o tych Turkach 😯
Andrzeju, nie mówi się „wziął miarę” tylko „zdjął miarę” 😉
ha! Doroto l,
z tymi Tureckimi szwaczami… otóż w Peru Indianie robia na drutach, a kobiety co najwyżej rozplątają włóczkę, zeszyją do kupy i posprzątają! Moja znajoma miała interesy(druciane) z Indianami znad jeziora Titicaca, kiedyś nagrała film.Panowie, każdy kłębek włóczki w kieszeni, druty i robota w rękach, spacerowali sobie w centrum placu wioskowego, dumni i bladzi, a kobiety siedziały gdzieś tam pod murkiem z kamieni i zszywały do kupy to, co panowie udziergali. 😯
Alcjo,
Charles Aznawour haftował. Nie słyszałam, by swoje prace wystawiał, nie wiadomo czy kończył co zaczął, ale w wywiadach mówił że lubi.
Ba. Mój wujek zgorszony partactwem krawcowej, która uszyła jego żonie suknię na bal, postanowił że odtąd sam ją będzie obszywał. Dotrzymał słowa i uszył wiele sukien na świątek i piątek z powodzeniem. Niestety, tylko żonie, mówił że na więcej czasu nie ma.
Komunikat do Młodej Pyry – zaglądnij do poczty. Moi znajomi właśnie wrócili z New Mexico i texasu, podesłali zdjęcia, moze coś Cię zaciekawi. Masz pozwolenie wykorzystać.
Podeślę Ci za chwile Nepal i te rzeczy. Też ten sam Autor zdjęć.
kojacy obrazek na sen: oliwa i ocet balsamiczny z Bolonii
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/RudyWrocil
O, rany! Real mnie wciągnął, a tu tyle wpisów, że nie wiadomo, do czego się odnieść, tyle fascynujących tematów! No to tylko smakowitych snów wszystkim życzę. 🙂
Nasz Rodak biegał w maratonie jak co roku, New Mexico. 78 na liście (ok. 3000 uczestników) 59 na karku. Lat, nie kilometrów, maraton kapkę krótszy 😉
http://alicja.homelinux.com/news/CIMG3158-WSMR-Q-Finish.JPG
Nawiązując do dyskusji u Owczarka ( jakoś ta myśl sama wredna przyszła 👿 )powiem krótko i ratuję sie przed gromami szybko wyłączając komputer-W PORZO ZIOMAL 😀
Alicjo nie bij 😕
Mam znajomego, który lubił zajmować się haftem krzyżykowym (nie wiem, jak teraz, bo dawno go nie widziałam). Żeby nie było wątpliwości, całkowicie męski mężczyzna, ma dwóch dorosłych synów.
Poza tym miałam dwóch wujów krawców. Jeden z nich uszył mi kiedyś płaszcz zimowy, w życiu nie miałam zgrabniejszego i wygodniejszego 😀
Alicjo,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Giedrys
Andrzeju,
dzięki. Bardzo ciekawa postać, astronom – amator, i do tego krawiec 🙂
Mój dziadek potrafił wszystko. Tzw. złota rączka. Przynoszono do niego wszystko co popsute do naprawy.Wśród licznych talentów umiał robić buty, szyć ciepłe kapcie z filcu, futra i kurtki, dowolną dzęść garderoby.Jak z siostrą byłyśmy małe dziadek poszył nam kompleciki halka+figi wszystko obszywane pięknymi drobniutkimi falbankami wykończonymi koronką.
No i znał się na kuchni!!!! Gotował i wypiekał. Miał swój wspaniały przepis na paluszki drożdżowe z kminkiem lub z makiem, które mogły rekordowo długo leżeć i były coraz lepsze. Nikt nie umiał zrobić ich tak samo.
Nie haftował i nie robił na drutach, ale czym w końcu miałaby zajmować się babcia?…
Dorzucę jeszcze jednego krawca:
Był w Częstochowie dobry krawiec Pinkus Einhorn. Starszy jeg syn Jerzy próbował jako nastolatek sił w warsztacie ojca ale ten stwierdził po jakimś czasie, ze na krawca syn się nie nadaje będzie więc musiał zostać lekarzem.
Rodzina przeżyła częstochowskie getto a po wojnie Jerzy zaczął studiować medycynę w Łodzi. Dokończył w Uppsali. Po latach w autobiograficznej książce pisał wspominając o ojcowych ambicjach, że syn Nagrody Nobla wprawdzie nie dostał ale zdarzało się, że przyznawał ją innym.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Einhorn
Takich ludzi już nie ma….