Łyżką po mapie
Podrzuciłem poprzednio parę moich ulubionych adresów stołecznych knajpek, to pora na tyleż zajazdów i gospód i w dalekiej Polsce. Co jakiś czas będę podpowiadał gdzie są miejsca, w których warto jadać. Dziś kierunek północno-wschodni.
Małdyty, „Zajazd Pod Kłobukiem” ul. Zamkowa 1, tel. (089) 758 61 25, www.klobuk.pl
W ocalałej oficynie wielkiego pałacu należącego niegdyś do Augusta II Mocnego od 20 lat egzystuje hotel i restauracja. Nazwę zawdzięcza 400-letniemu dębowi rosnącemu w parku. Doskonałe miejsce startu spływu kanałem elbląsko-ostródzkim. Zwłaszcza po posiłku, na który można zamówić dobrze przygotowana dziczyznę lub – jeszcze lepiej – żur na zakwasie i sandacza gotowanego w warzywach z jajkiem na twardo i roztopionym masłem.
Godkowo „Młyn Klekotki”, tel. (055) 249 77 00, www.hotelmlynklekotki.pl
Niedaleko Pasłęka, w hotelu, który szczyci się doskonałym ośrodkiem SPA jest też restauracja ze znakomitą piwniczką winną i kilkoma potrawami godnymi kulinarnego Nobla. Są to: kulebiak z kurkami, ulubiona zupa kanclerza Bismarcka czyli węgorzowa, a także szynka pieczona w chlebowym piecu.
Górowo Iławeckie „Natangia”, ul. Kościuszki 9, tel. (089) 761 14 48, www.natangia.pl
Restauracja specjalizuje się w czterech kuchniach: ukraińskiej, litewskiej, niemieckiej i polskiej. Godna polecenia, absolutnie unikalna, pruska zupa weselna a także klopsy królewieckie oraz pampuchy z gotowanych kartofli w sosie grzybowym.
Ogonki „Stara Kuźnia”, tel. (087) 427 0090
Nad jeziorem Święcajty w autentycznej starej kuźni ulokowano wspaniałą restaurację rybną. Węgorz w sosie koperkowym i lin w śmietanie to delikatesy.
Wyszowate k. Giżycka „Myśliwska”, tel. (087) 421 1550, www.hotelmysliwski.pl
Pięknie położona nad jeziorem Buwełno restauracja proponująca same przysmaki: zupę z raków, przepiórki, bażanty lub sandacza w jogurcie.
Rydzewo k. Giżycka „Pod Czarnym Łabędziem”, tel. (087) 421 1252, www.gospoda.pl
We wsi nad jeziorem Niegocin, którą tu założono w 1571 r., mieści się restauracja podająca dania pruskie, litewskie i polskie. W sezonie letnim najlepsze we wschodniej Polsce pierogi z jagodami.
Białobrzegi „Stary Młyn”, tel. (087) 644 9270, www.starymlyn-zajazd.com
Lokal czynny od maja do października. Doskonałe miejsce dla tych, którzy chcą spłynąć Kanałem Augustowskim. W karcie królują oczywiście dania rybne, w tym wyśmienity lin w śmietanie.
Kruszyniany „Tatarskie Jadło”, tel. (085) 710 8460
Autentyczna kuchnia tatarska, w tym rewelacyjny pierekaczewnik czyli strudel z kilku warstw ciasta przypominającego francuskie z mięsem lub z serem. Doskonała także kiszka ziemniaczana.
Sejny „Karczma Dom Litewski”, ul. 22 Lipca 9, tel. (087) 517 3300, www.litewski.polturizm.ru
Niewielki lokal obok konsulatu litewskiego ma w karcie oczywiście dania litewskie. Godne polecenia pierogi z serem lub jabłkami (na słodko) lub mięsem o nazwie czebureki. Są także kartacze (pyzy faszerowane mięsem) i soczewiaki (pierogi z soczewicą). Kuchnię żmudzką reprezentuje świńskie ucho z grochem.
Ostróda „Gospoda Pod Mariaszkiem”, tel. (089) 640 5603, www.mariaszek.pl
W tym miejscu przed laty młynarz grał z diabłem w mariasza o swą duszę. Widać wygrał, bo stanęła tu gospoda a w pobliżu pensjonat Młyn Pod Mariaszkiem. Wspaniałe położenie ściąga turystów na równi z kartą dań, w której godne polecenia są kluski ziemniaczane z twarogiem i skwarkami, pierogi ruskie i pierogi z kaczką.
Komentarze
Pątek. Piękny dzień. No to się poczepiamy 😉
Najpierw coś dla Torlina. Ziemiaństwo. Ładne słowo i ładnie się kojarzące, tylko co to znaczy? A vita rustica, co znaczy? Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Niby, że oba na wsi, ale dworek i kurna chata to dwie różne rzeczy. Mimo to w Natangii jest sala „ziemiańsko-rustykalna”, a w Gospodzie pokoje komfortowe i rustykalne zarazem. Jak oni to zrobili? Chyba nieźle, bo mozna ten zwrot przeczytac trzy razy. Gospoda zmieniła chyba stronę. Poprzednia była ładniejsza.
U Mariaszka są pierożki i żurek, co mi gra bez dysonansu, bo pierożki sa pewnie małe, a żurek to zwyczajna nazwa, tak jak barszczyk, czy ten pieszczotliwie traktowany wideluszkiem „śledzik”. Ale… jest tez chlebek, masełko, salcesonik i juz widzę, jak kelner o uroku i zapachu fryzjera biegnie po obiadziku z rachuneczkiem, a toaletka, proszę pani, na prawo pod schodzikami.
W karcie (zupełnie zgrabnej) jest „kapusta smażona”. Pardą że sie obnażę, ale co to jest?! Może zasmażana albo duszona, to bym kojarzył, ale jak tak, to ja za wsi. „Sandacz po cypryjsku”… Pamięci, mojej akurat, to ja niechętnie dowierzam, więc na wszleki wypadek aż żem do wiki zajrzał. Nie, na Cyprze sandacz nie wystepuje, zatem cypryjskim się staje przez oliwę, masło, i pietruchę.
No to se pomarudziłem, a tera powiem, że tylko ten Mariaszek poleca innych. Ile jeszcze musi popłynąć europejskich euro przez szkolenia, by pojęli, że to ma być sieć? Sieć usług i sieć na klientów zarazem. Za postawę Mariaszkowi należy się „piątka”, no chyba, że to, co poleca, też jest mariaszkowe 🙂
Izyk, nie badz malcontento, adresy, adresy (adresiki?) wazne. Toz to pora pospolitego ruszenia w Polske sie zbilza i godne polecenia restauracje wazna czescia skladowa wakacyjnych planow sa.
Mnie to nie dotyczy, na polskie szlaki sie nie wybieram, ale inni…
I tu przechodze do sedna sprawy.
Drogi Gospodarzu, Szanowne Blogowe Towarzystwo, z przykroscia donosze iz i w tym roku Silnej Grupy pod wezwaniem Zjazdu swa osoba nie zasile. Pragnienia i checi to jedno, a realnosc ustawia po swojemu.
Coby jednak nie stac na boczku, chetnie bede uczestniczyc w Zjezdzie w charakterze dokumentalisty. Wy dostarczycie fotografie – ja w forme graficzna je przerobie. Jako np kalendarz Zjazdowy. Szczegoly do umowienia blizej terminu tego donioslego spotkania blogowego.
Panie Lulek – czemu dzien klamczucha? Prosze wyjasnic, nie „kumam”.
Lena – zdrowka zycze.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Omowienia, omowienia, a nie umowienia. Ot literowa „gaffa”.
E.
Poszłam już spać z godzinę temu, ale nagle sobie uzmysłowiłam, że już dawno nie kopiowałam danych na dysk – a zebrało się tego, choćby wszystkie zdjęcia z wakacji i od tamtego czasu i różne inne rzeczy.
Odpukać w niemalowane, a jakby tak coś, to wszystko by diabli wzięli – nie do odzyskania! Pot mnie oblał zimny, natychmiast wstałam i pozbierałam do kupy 4GB nieskopiowanych danych, nagrałam na dysk, otarłam pot z czuła i spokojnie mogę się udać.
Macham tym, co już wstali, a Pana Lulka pytam – czy musimy mieć Dzień Kłamchucha, skoro mamy Prima Aprilis?! Podobnie jak moje dane komputerowe, należy dublować dzień kłamczuchów na wypadek, gdyby pierwszy dzień kwietnia kiedyś się nie pojawił? Wykluczone, takiego wypadku w przyrodzie nie przewidujemy!
I tym akcentem bye bye.
*czoła… ofiaro!
Iżyku,
obawiam się, że po obiadziku u Mariaszka dostaniesz jednak rachunek, nie rachuneczek. W odwecie za śledzika, salcesonik i chlebek z masełkiem możesz co najwyżej zostawić napiweczek zamiast napiwku 😉
Ze wszystkich opisanych przez Piotra lokali znam tylko ten w Małdytach. Wielokrotnie przejeżdżałem mimo i nie przyszło mi na myśl, żeby zaryzykować, bo pałacyk jakoś tak zbyt blisko szosy, a jego czerwonoceglaste mury kojarzyły mi się bardziej z (po)pruskim budynkiem gospodarczym niż z pałacem jakiego ci kolwiek Augusta.
Zatrzymawszy się tam kiedyś z cudzej woli, poprawiłem natenchmiast moje zdanie o obiekcie. Przed budynkiem piękny, otoczony starym murem skwerek z parkingiem. Taki mały park z wygrzewającym się w promieniach słońca kotem. A może psem? Nie pamiętam. Pamiętam, że żarcie było bardzo wporząsiowe i ładnie podane, a sam obiekt pieczołowicie doprowadzony do extraklasy. Polecam!
Z innej beczki. Co z Oskarem Kulinarnym? 21 lutego miała być gala w Hotelu Ossa pod Rawą Mazowiecką z wręczeniem trofeów. I co? Wie ktoś coś bliższego poza tym, że Makłowicz, któremu przez pierwsze tygodnie wolniej rosło niż Adamczewskim i Brodnickiemu, teraz prowadzi i chyba wciąż zbiera punkty w (chyba już) zakończonym konkursie? A może kapituła przedłużyła konkurs, żeby jej „członek mógł się rozkręcić” 😉
Szanowny Gospodarzu, dziś urodziny Rossiniego (rzadka okazja, raz na cztery lata 😉 ) i rano w radiowej Dwójce usłyszałam, że przypisuje mu się wynalazek bitej śmietany. Czy to prawda? Ja tylko słyszałam o tournedos a la Rossini.
Oj tam zaraz malkontent. Po prostu źdzbło w cudzym oku lepiej widać, niż belki tu i ówdzie. Czepiam się zresztą treści stron, a nie samych obektów, a tym bardziej kuchni, co nie?
Prima Aprilis zestarzal sie i dlatego jest zuzyty. Trzeba z mlodymi naprzód isc. Po zycie siagac nowe.
No to i nowe swieto. Latami liczac calkiem olimpijskie.
Echidno, nie popuszcze. Sam nie robie fotografii ale dopilnuje, zeby reszta nie lenila sie i podrzucila Ci tyle materialu, zebys miala co robic. Jak do tego dodasz swoja pomyslowosc a Slawek technike wydawnicza, to napewno za ten produkt mozna bedzie w prenumeracie kasowac co najmniej 100 Euro za egzemplarz. Blogowicze pokrywac beda tylko koszty wlasne w gotowiznie lub naturaliach.
Ja zas skromnie pozostane przy dwu autorskich, bezplatnych, egzemplarzach. Autor w sensie pomyslu ma sie rozumiec.
Ciekaw jestem, czy Adamczewscy maja juz bambusowa deske kuchenna.
Pan Lulek
Pozdrawiam rano i polecam wizytę w Piotrowych restauracjach. Jak się opatrzy kuchnia miejscowa to polecam zakupy na mercato w Bolonii. Podróż pociągiem z Warszawy przez Wiedeń od 60 euro.
http://kulikowski.aminus3.com/
Panie Lulku drogi – autor pomyslu finansowego rozumiem, bo reszta „to moje” jak mawiala Krolowa u Gombrowicza („Slub”), fotografie wylaczajac.
tuptam do kuchni poki co, barszczyk z wlasnorecznie wychodowanych buraczkow (tego ptaszkowie-niecnoty nie ruszyly), pieczen rzymska i jakowes desery przygotowac.
witam blogowisko
coś się mi wydaje, że Dzień Kłamczucha to jest cały rok
jakoś nie zauważyłem dnia, żeby mi ktoś nie wkręcał filmu
z kompletnie pogiętą fabułą
jeden z moich ulubinych opisów na GG brzmi
wProJeKTowuJąC paRaNoJę oPerATorowi prOJeKtoRa
ustawiam go jak odczuwam kulminację procesu wkręcania
:::
natomiast mam coś co będzie idealnie pasować do dzisiejszego tematu
tematu odwiedzania kilinarnych przybytów
****Dzień Łakomczucha****
(może akurat nie w poście)
otóż przed laty w Szczecinie
udało się nam coś takiego zorganizować
Dzień był obchodzony w pierwszą niedzielę czerwca
a polegał na tym, że szczecińskie lokale przygotowywały promocję
ale i promocje były zakręcone, i beneficjenci równie dziwnie dobrani
atrakcje były proponowane dla czasami kompletnie absurdalnych grup klientów
np kobiet w ciąży, łysych, rudych, o imionach takich samych jak właściciele lokali, albo tegoż dnia w kalendarzu, dla dziennikarzy, dla ludzi w trampkach, dla ubranych na niebiesko…
oferowano upusty, specjalne dania, extra przystrojone stoliki, upominki
a wszystkie te zasady, co, gdzie i za co
były ogłoszone drukiem w trzech szczecińskich dziennikach ..bodajże dwukrotnie
no i w niedzielę, zaczynał się gremialny spacer po lokalach
a zaczynał się odpaleniem imprezy pod kultowym dla szczecinian lokalem
Pasztecikiem na Bramie Portowej
(tu wyjaśniam że byliśmy pierwsi i nigdzie paszteciki nie osiągnęły takiego statusu)
co było piękne, to to, że tego dnia, spacerowicze zachodzili do lokali
do których jeszcze nigdy nie zachodzili, gastronomicy starali się ponad wszelką normę, zabawa, smakowanie, spacery sprzyjały poznawaniu nowych smaków, nowych znajomości, wiedzy o lokalach itp itd
:::
i trwało to tak z siedem chyba lat
i nawet przeniosło się do kilku pobliskich miast i miasteczek
no i potem umarło
:::
tak sobie myślę, że jak będę w Szczecinie
koniecznie muszę pogrzebać w redakcyjnych archiwach
i opisać to fascynujące zjawisko
a i wypytać Rysia Kwapisza
bo on był sercem tegoż przedsięwzięcia
Izyku, korniszonka nie dopatrzyles, u mnie tez dzis piatek
Sławek:)
Fakt. Korniszonek mi umknął ale że piątek, to się Brzucha czepnę.
Patrzaj sławek, jaki jego dzisiejszy wpis w prawo ładnie wydęty. Nie na treść patrzaj, ino na układ graficzny. Zawsze to tak zgragnie wierszem gada. Rónwiutkie zdanka, jedno pod drugim zgragnie przytwierdzone i jeszcze…
:::::
refren czytaczom wskazuje. A dzis co?! Ledwie o dniu łakomczucha zaczął i zaraz zapomniał w ten enter bębnić, aż Mu wpis pogubiał w części brzusznej. Dopierio na koniec się opamiętał i „stepem akremańskim” zakończył. Ale „Kwapisza” z „przedsięwzięciem” nie zrymował! Tu i Nemo pewnie nie poradzi. 😉
Ach, piątek 🙂
Izyku, czy to prowokacja? 😉 Na razie gotuje obiadek…
I nastal nam dzien nadzwyczajny! Przedwczoraj konkurs, a dzis juz wygrana w moich rekach 😯 Koszulka XL + 50 przepisow na wiosne 2005 😉 Dzieki serdeczne! Dziecko powiedzialo, ze da sie umundurowac, ale zazadalo koszulki w rozmiarze S. Czy sa jeszcze takie w magazynie?
:o)
…bo Wam powiem
jak w 2000 roku, 29 lutego
zrobiliśmy Stypę po Starych Dobrych Czasach
i podjeliśmy próbę bicia rekordu
rekord miał brzmieć
2000 Wściekłych Psów na 2000 rok
na drugi dzień, kiedy zeszliśmy się regulować rachunki
(nad ranem nikt nie był w stanie)
dowiedzieliśmy się, że niestety wypiliśmy całym lokalem tylko 901
(miny nam tu posmutniały)
– ale panowie! wy w pięciu wypiliście 300! – zakrzyknął barman
Jaka znowu prowokacja?! My (cały blog, bo wszystkich przed chwilą pytałem) zgodnie stwierdzilismy, że Kapitan kwapiszowi z przedsięwzięciem nie poradzi i tyle. Ja, jak nie poradzę, to zupełnie przypadkiem przewracam wszystkie figury na szachownicy, a korpus oficerski szuka wymówki w obiadku. Zupełnie niepotrzebnie, bo i tak uważamy, że nie poradzi…
Od tych waszych wódek codziennych az kupiłem śledzie!
Dorota z sasiedztwa sprowokowala mnie do grzebania w mojej nadwatlonej nieco pamieci. Sprawa z Rossinim jest berdziej skomplikowana anizeli znana szerokiej publicznosci. Uchylam zatem rabek tajemnicy. Urodzil sie o ile pamietam w Pesaro, w Italii oczywiscie. Piotr od razu zacytuje caly zestw miejscowych smakolyków a Marek dolaczy stosowne fotografie. To, ze ewentualnie w innym miescie zrobione nie odgrywa najmniejszej roli, jako, ze dzisiaj jest Dzien Klamczucha. Rodzice chrzestni dali mu na chrzcie dwa prezenty na zlotym lancuszku. Jednym przedmiotem byla miniaturowa zlota kusza a drugim zlote jablko. Zyczenie brzmialy nastepujace. Kusza strzelaj prosto w cel a zlotym jablkiem sprowadzaj ludzi na droge rozrywki czyli Opery Buffo. Zyczenia byly trafne albowiem w wieku 18 lat skomponowal pierwsza opere pod tytulem „Tancredi”. Potem przyszly nastepne dziela, ze wspomne tylko te które najbardziej zapamietalem jak „Cyrulik Sewilski”. Jezdzil w tym czasie po calej Europie a takie miasta jak Wieden i Paryz zachwycaly sie jego talentem. Do ukonczenia 37 roku zycia skomponowal 40 oper i innych utworów orkiestrowych i kameralnych. Pozostaly, do dzisiaj wystawiane, „Wloszka w Algierze” czy „Otello”. Caly czas jednak przeszkadzal mu ten wiszacy na szyi lancuszek z kusza i jablkiem. Raz, nagle, jadac do Paryza z Wloch albo na odwrót przez Szwajcarie uslyszal historie tego kraju. Nagle olsnienie spowodowalo ekspresowe skomponowanie „Wilhelma Tella”. Podobno tak szybko pisal muzyke, ze librecista nie mógl nadarzyc z tekstem. Kiedy zakonczyl pisanie partytury, zlamal gesie piór i powiedzial, ze juz niczego w zyciu nie skomponuje bo nareszcie wyzwolil sie z moralnego ciezaru tych chrzcinowych prezentów.
Tyle podpowiedziala mi moje pamiec wyzwolona z wiezów prawdomównosci w tym Dniu Klamczuchów. Co do kulinarnej oprawy zycia Mistrze nie smiem zabierac glosu, zeby nie narazic sie Gospodarzowi Blogu, który bylby gotów pomyslec a co gorsze zapodac, ze wypisuje blagi.
Gdyby ten Rossini zyl w naszych czasach to by tak nie zmarnowal talentu i komponowal w stylu Modern Buffo.
Pan Lulek
Brzucho, Kwapisz, przedsiewziecie,
daly nam to wpisowzdecie
teraz Izyk juz wiesz lepiej?
Brzuch, posiadam niewiedze odnosnie Wsieklych Psow, uchyl rabka
zreszta, coby to nie bylo 60 na twarz i tak mi imponuje
Przedsięwzięto przypuszczenie
(Iżyk, w okolicy Pisza)
Przedsięwzięcia niemożenie
Zrymowania do Kwapisza.
Juz tu Sławek, co obiadu
Rodzinie nie musiał podać,
Doszedł z rymami do składu,
Więc nie muszę nic rymować 😉
Najpierwe sprawy ważne i poważne. Rossini urodził 29 lutego w Pesaro – to prawda. Ale pierwszą skomponowaną przez niego operą był „Demetriusz i Polibiusz”. Kompozytor miał wówczas 14 lat. Dzieło poszło w zapomnienie.
Także i z bitą śmietaną było inaczej. Wprawdzie niektórzy przypisują ten smakołyk autorowi „Wilhelma Tella” ale wymyślił ten sposób Domenico Barbaja. Ma to o tyle związek z Rossinim, ze Barbaja jako dyrektor La Scali wystawiał jego opery, zachęcał kompozytora do kontynuowania pracy oraz…był pierwszym kochankiem śpiewaczki o pieknym imieniu Olimpia, którą wyswatał właśnie Rossiniemu. Kompozytor spędził z nią wspaniałe i ciekawe życie. A Barbaja – jak twierdzą historycy – zbił majątek nie na operach wystawianych w Mediolanie lecz właśnie na bitej śmietanie.
To była ta poważna część wpisu. A teraz sprawy zabawne, odpowiedź na pytanie paOLOre: Oskary rozdane. Wygrał Makłowicz. Wejście na strony głosowania w ostatnim dniu były zablokowane. A na uroczystość nie zaproszono innych uczestników ani ich wydawców. Tak jak nie poinformowano nikogo, że jego praca kandyduje do nagrody. I tak należy się cieszyć, że wzorem wielu innych nagród, nie żądano pieniędzy za start po te laury. Wiekszość nagród biznesowych jest (całkiem oficjalnie) kupowana przez późniejszych laureatów. Ale cośmy się pobawili – to nasze.
Piotrze, a ja znalazlem tak:
http://www.restaurantfp-chantilly.com/img/creme/creme_chantilly.pdf
i tak:
http://www.jedecouvrelafrance.com/f-3368.oise-creme-chantilly.html
i tu tez:
http://www.la-seine-et-marne.com/histoire/vaux-le-vicomte-vatel.html
I co sie okazuje? Vatel byl Szwajcarem i wymyslil krem z bitej smietany z dodatkiem cukru i wanilii. A kto pierwszy wpadl na pomysl bicia smietany? Tego nie wiemy nadal 🙁
w tym ostatnim, wspominaja nawet, ze ciastkarze Katarzyny Medycejskiej juz ubijali smietane rozgami,
i wez tu sie polap, jedno jest pewne, najwiekszym konsumentem byl Ch. Chaplin
Gospodarzu,
Barbaja zyl w latach 1778-1841. Francuzi jedli wtedy juz od ponad stu lat creme Chantilly, czyli bita smietane z cukrem i wanilia. wykreowana przez Vatela ze skwasnialej smietany. Vatel zyl w latach 1631-1671. Zyl krotko. Rzucil sie na swoj miecz, bo opoznil sie transport ryb na przyjecie przygotowywane przez niego dla krola Ludwika XIV 🙁 O jego zyciu nakrecono w 2000r. film „Vatel” z Gerardem Depardieu, nominowany do Oscara.
Barbaja, z zawodu kelner, zaslynal podobno z czekolady do picia (ze smietana).
I tak nie jest źle. O Homera walczyło siedem miast, a Szekspira poprostu wcale nie było!
Jak ta bita śmietana nas roznamietnia. Ale czy nie uważacie, że spór o słodycze jest też słodki. Zwłaszcza jeśli się zajrzy na blogi polityczne. No to pozostając przy swoim dzisiejszym jubilacie, wielkim Gioacchino dopuszczam możliwość innych opowieści ze śmietaną w roli głównej.
Psiakrew, znowu wyszlo na moje.
Zrobilem i uruchomilem zabawe z glosowaniem i zostalem wyhamowany. Przy okazji, gdzie móglbym nabyc droga kupna dla siebie nagrode za caloksztalt i ile to kosztuje. Jako jeszcze nigdzie nie nagrodzony licze na zdecydowana znizke ceny.
W dalszym ciagu nie wiem czy Adamczewscy maja bambusowa deska w kuchni a tu jarmark zbliza sie wielkimi kroki.
Piotr wsadzil do kata wszystkie znane mi zródla historyczne.
Wie rzeczywiscie wszystko i nie potrzebowalby specjalnych sluzb donosicielskich. Byloby oszczedniej.
Pan Lulek
Panie Lulku drogi, bambusowej nie mam. Mam dwie z drewna oliwnego. A w sprawie nagród śledź pisma biznesowe, tam ogłaszają się instytucje przyznające nagrody pt. Lew Biznesu albo Demon Handlu i jawnie piszą ile to kosztuje. Aczkolwiek nazywa to się, że 3 czy 5 tys. zł wpłacasz na koszty organizacji konkursu i różne związane z tym bajery. A na koniec przychodzą dziennikarze fotografują uroczystość i publikują laureatów z wieńcem na czole i pustym portfelem. Oczywiście od tej chwili utytułowanych.
Przy okazji: pracodawca Vatela, pan na zamku Chantilly, ksiaze Ludwik II Bourbon-Conde, to nikt inny, jak ow Kondeusz – francuski kandydat do polskiego tronu, o ktorym rozprawia pan Zagloba przed elekcja w Warszawie (1669)
„Chodziły słuchy, że elekcja będzie burzliwą, bo cały kraj był rozdarty między trzech głównych kandydatów: Kondeusza, księcia Neyburskiego i Lotaryńskiego. Mówiono, że każda partia będzie się starała choćby siłą przeprowadzić swego kandydata.”
Sławku
Wściekły pies to taki mini drink
25 g czystej wódki
25 g syropu wiśniowego
3-4 krople Tabasco
wygląda to warstwowo
podaje się w kieliszku
wychyla na raz
wchodzi gładko, aksamitnie, z piernym ogonkiem
niestety, upija jak każdy inny alkohol
:::
Wściekły pies, zwany też pieszczotliwie wścieklakiem
został po raz pierwszy podany w Świnoujściu
w Cafe Teatralna, w roku bodaj 1995
a potem bezczelnie podprowadzony pod flagę Bolsa
:::
ostrzegałem, że Oskary Kulinarne to (na)dymana impreza
zazwyczaj odbywają się w terminie targów gastronomicznych
i pomyślane jako kolejna impreza pijarowska dla Nestle
ze źródeł dobrze poinformowanych wiem
że Kapituła to się nigdy na oczy razem nie widziała
co najwyżej ze dwa wykonane telefony
a i to nie wiadomo o co organizatorowi chodziło
nie dajcie się nabrać na hasło Oskar
:::
najzabawniejsza dla mnie to kategoria
„promotor kuchni regionalnej”
nie, żebym miał coś przeciw regionalnym specjałom
ale temat okazuje się nośny to i kategoria musi się znaleźć
teraz uwaga!
żeby nie było, że nie mówiłem
:::
„Po raz pierwszy wszyscy zwycięzcy Kulinarnych Oskarów pozostawią po sobie ślad w postaci odciśniętych dłoni w odlewie z brązu, które utworzą Aleje Gwiazd Nestle Professional”
:::
boki zrywać
Brzucho, a ten wisniowy jest oprocentowany?
twierdze i mury pewnikow sie wala z tym Rossinim, moze mu choc W. Tell sie ostanie.
Tournedos, tez nie jego, choc dla niego
Sławku
nie, normalny wiśniowy syrop, jaki stoi na barze do piw
(dla kobiet chyba)
a tak na post scriptum Oskarom
oczywiście ucieszłbym się gdyby jednak laureatem został
nasz szacowny Gospodarz
:::
ot wkurzam się tylko na ten cały marketingowy kontredans
jak to potrafią skurczybyki odebrać ludziom radość
istnieje tutaj zwrot: „couler un bronze”, co w wersji nestla moze korespondowac z odlewem raczki, nie bede jednak paskudzil blogu tlumaczeniem
Na wyspie Helgoland, na zachód od Jutlandii jest bar, tuz przed zaokretowaniem w powrotna droge do Hamburga. Wpada sie tam na ostatniego drinka w narodowych kolorach wyspy. Drink jest trzykolorowy. Zapomnialem tylko w jakiej kolejnosci sa te kolory. Wiem tylko, ze jest zólty, czerwony i zielony. Pije sie gladko i wtedy zadne kiwanie na morzu nie jest grozne. Poklad kolysze sie tak czy tak pod nogami.
Pyra popadla w klopoty. Po pierwsze cos szwankuje jej server. Do mnie prywatnie melduje sie bez klopotów. Polityka jest nieosiagalna. Napewno wyreperuja i doprowadza wszystko do porzadku. Druga, powazniejsza rzecz, mój talent wciskania kitu odniósl skutek. Nieoczekiwany. Pyra kupila dla mnie trzy poduchy o znanych wymiarach, najwyzszej jakosci. Co miesiac ma byc jedna gotowa do odbioru. Przed Zjazdem zdazy napewno.
Potem przyjdzie zapewne moja kolej. Zastanawiam sie czy te poduchy próbowac pojedynczo, czy tez wziasc wszystkie od razu i zalozyc sobie taki poduchowy harem.
Caly w rozterce bo jest nad czym myslec.
Pan Lulek
nemo,
Twoje dziecko nie chce koszulki w rozmiarze S, moja rodzina została cała umundurowana, dostały nam się 3 koszulki L oraz jedna M (byliśmy ostatnimi przybyszami na Zjazd). Ta M była z lepszego, naprawdę fajnego trykotu i pasowała jak ulał na moją synową, która jest rozmiarów XXS czy jakoś tak i z tego powodu sama sobie często szyje, bo nie ma gdzie kupić coś *dorosłego* na siebie (w Kanadzie to rzeczywiscie problem!).
A co do Oscarów kulinarnych, to teraz Piotr widzi, że nie było się o co strachać, mogliśmy sobie dalej z nich „ciągnąć łacha”, jak to dawniej młodzież mawiała.
Pies ich drapał, zastrzeżenia mam też do członków Kapituły, którzy sami sobie rozdają nagrody.
Po mojemu, jeśli ktoś dostał nagrodę, niech zasiada w Kapitule i niech już nie startuje, tylko godnie nagradza innych.
Wstałam, popatrzyłam na termometr za oknem, trochę idzie w górę, ale w nagrodę znowu po południu ma być śnieg.
Alice’s Restaurant funkcjonuje, ale nie ma pomysłu na dzisiejszy obiad. I najmniejszej ochoty robić cokolwiek – także samo…
Już dłużej nie mogę czekać więc pytam: Arkadius gdzie się ukrywasz, czemu umilkłeś, czy znowu pognałeś na nieznane wyspy nad nieznane morza?
Pytałam,
nawet prywatnie emilem. Cisza. 😯
Alicjo, mowisz ze M jest takie male? Na razie mam L (mi pasuje) i XL – jeszcze nikt nie wyprobowal, ale moze robic za pizame 🙂
No, wlasnie, co z Arkadiuszem? Zaszkodzili mu ostatni goscie? 🙁
Oj, tego się obawiam. Choć nam się zdawało, że było bardzo przyjemnie!?
Alicja !
Jesli Tobie nie pasuje cos wymiarowo. Mam na mysli koszulki, to prosze zabrac ze soba. Reflektuje na dowolny wymiar. Podczas pierwszej wizyty meg_mag zakochala sie w koszulce i tyle te koszulke widzialem. Pasowala na nia jak ulal. Tak bardzo, ze spala w niej. Chwala Bogu uratowalem pierzyne. Podczas drugiej wizyty Marek polamal lózko skladane. Pierzyna tez pozostala w nienaruszonym stanie. Twoje nie pasujace zagospodaruje. Jeszcze nie wiem w jaki sposób ale znajdzie sie optymalne rozwiazanie.
Piotrze nie przejmuj sie. Po Waszej wizycie nabral Arkadius takiego szwungu, ze go po prostu wywialo. Wywialo, to i przywieje. Cierpliwosci i tyle.
Tuska tez kiedyc zachorowala i musialem uruchomic pól Kanady, zeby ja postawic na nogi. Teraz tylko zadala sie z jakims Grypem. Co za typ, nie mam pojecia.
Tylko spokój moze nas uratowac
Pan Lulek
Witam w łykend, bo już się chyba zaczął? Ja tylko na chwilę, bo zaraz będę miała gości i trzeba będzie rozstać się z komputerem. Czekamy w nocy na wichurę, mam nadzieję, że internet nie padnie a i Wojtkowi z Przytoka prądu nie zabraknie. Smakowitego wieczoru życzę.
Uprzejmie informuję, że od dwóch dni PYRA nie może sie „dodzwonić” do Polityki – otrzymuje informację, że nie ma połączenia z serwerem; podczas gdy gdzie indziej może sobie swobodnie surfować
To jakiś dziwny przypadek. Działają wredne moce ale tylko mają zakusy na Pyrę. Jutro bedzie lepiej.
Paolore i wszyscy znający się na komputerach, Pyra prosi o pomoc!
Rozmawiałam z nią przed sekundą. Jest jak pisze Ryba. Brak połączenia z Polityką. Jak temu zaradzić? Prosi o wsparcie.
U mnie skromnie kulinarnie, sos pomidorowy ( bazylia, czosnek, dobra oliwa) i dobra „pasta”. Czekam na D., coraz bardziej głodna…
Moze Arkadius ma podobne klopoty jak Pyra !
A kysz ! , a kysz ?, moce piekielne i tyle.
Pan Lulek
Żeby to na „akysze” działało, Lulku drogi. Albo na czosnek. Ale tu fachowca trzeba od nowoczesności. Czy ktoś się zgłasza? Oferuję talerz makaronu w zamian.
Na wszelki wypadek zapalilem swieczke. Pomóc moze nie pomoze ale i zaskodzic nie moze.
Pan Lulek
Witajcie Klamczuchy-Lasuchy!!!
Brzucho- wspomniales szczecinskie paszteciki!!! Na ich wspomnienie lza sie w oku kreci!! Opowiadam o pasztecikach i barszczyku moim „chlopakom”.Bardzo bym chciala,zeby mogli je tez kiedys sprobowac,ale one chyba juz nie wroca 🙁 ,oj chyba nie……………
Alsa,
Łykend się zacząl – w bardzo miły sposób.
Przyjechałem po pracy do domu. Moja pani natychmiast udała się do Uppsali, bo świętują coś tam w muzeum i wróci pewnie po północy. Na szczęście syn -obieżyświat przygotował obiad. Cus-cus wzbogazony cebulą przez godzinę przynajmniej piekącą się w łuskach w piekarniku (100 Celsjuszy) i całą masą różnych rzeczy, Do tego mielone nadziewane i przyprawiane prowansalsko. Z sosem. Oraz butelka południowoafrykańskeigo wina z shiraz/cabernet z górnej półki. Plus przynajmniej pół godziny serdecznej rozmowy.
Mmmmm….
Teraz siedzę przed komputrem, klepię w klawiaturę i popijam irlandską whisky”Tullamore Dew”. W słuchawkach duet „Un Di, Felice Eterea” z „La Traviatty” w wykonaniu jakiegoś faceta i niezrównanej Marii Callas.
Mógłby łykend zacząć się był o wiele gorzej.
Niestety – w tym błogostanie nie podejmuję się pomóc Pyrze za co serdecznie was – wszystkie Panie – przepraszam. Panowie oczywiście zrozumieją i bez przeprosin.
Chciałoby się zakrzyknąć „akysz!! akysz!!” pomimo wszystko…
Czy Pyra probowala zainstalowac inna przegladarke? Nie wiem, czy bedzie potrafila sama to zrobic 🙁 Ja mialam wczoraj klopoty z polaczeniem sie z serwerem Polityki, Alsa tez sygnalizowala jakies dziwne „wstawki”. U mnie byl jakis network na zmiane z errorem. Dalam sobie spokoj na kilka godzin i… przeszlo 🙂
Pyrze nie pomogę. Makaron już zjadłem. 😉
A może została wpisana na Polity-czny indeks i odstawiona na półkę?
Znaczy się do spiżarni. 😉
W nocy będzie wiało, pokolebie tymi róznymi drutami, światłowodami, wstrząśnie posadami gmachów w których stoją odpowiedzialne za Pyry kłopoty serwery i jutro już będzie!!!
Wzejdzie nam jak marcowa jutrzenka!! 🙂
A ja jako że nie dojdzie do jutrzejszej, zaplanowanej wiejskiej wyprawy
( ot! życie, ciągle niesie jakieś niespodzianki), muszę rozprawić się
z pracowicie peklującymi się w piwnicy golonkami. Za chwilkę je przyniosę, wrzucę do gara i będę pomalutenieńku gotował. I albo znajdzie się ekipa która się nimi we właściwy sposób zajmie, albo zostaną zamrożone i za tydzień poddadzą się naszym apetytom, po uprzednim podpieczeniu, podchrupieniu, podbrązowieniu. Z oczywiście stosownym w trakcie zabiegów, polewaniem piwem.
A więc ruszam do garów
A może na golonkę jest ktoś chętny? 🙂
Za ile lat taki piątek się zdarzy, już wiecie.
A macie już jakieś pomysły na tegodniowy obiad? 😉
Plan minimum…….doczekać cierpliwie.
Może być i golonka.
Antek,
Ty opanuj się – nie przystoi wręcz.
Szczerzysz się tymi emotikonami (po naszemu – mordkami) jak nie przymierzając panienka-trzpiotka. Odrobinę godności w kuchni – jeśli można prosić!
Poza tym bezczelnością niemal jest pytać o plan na tegodniowy obiad o 20:24. Ja nie wiem o której u was się jada ale – na mój rozum -zdecydowanie za póżno.
Golonka może byż (i)…
Whooops!
Może być – miało być….
Chramolę te niepoprawne kody – nie dość, że zanim wpiszę komentarz, to najpierw kod – to potem przed wysłaniem patrzę, czy się zgadza. Zgadzał się, a tu na mnie warknęło, że niepoprawny. A wpis w przestrzeń kosmiczną.
Co Wy wszyscy z tym makaronem? U mnie też – zażyczono sobie pomidorówkę na kawałku wieprza z kością i koniecznie makaron do tego. A proszę bardzo!
Nemo,
ta podkoszulka M naprawdę tylko na moją synową rozmiarów XXXS się nadaje – bo trykot inny, delikatny „ściagaczowy” i jakość bawełny lepsza, to się czuje w palcach. Panu Lulkowi nie dam, bo to mojej synowej!!!
A poza tym rzeczywiście ponuro dzisiaj jakoś takoś.
Kazałam zaopatrzeniowcowi wstąpić po drodze do sklepu i uzupełnić zapasy w piwniczce, dobrze byłoby się czegoś napić wieczorem.
Masz Pan racje, jak na to spojrzałem..panieński oblał mię rumieniec….
Tfu….ja cofam te mordki. Ja cofam wszystkie mordki świata.
Andrzeju, pisząc tegodniowy, miałem na mysli obiad 29.02.2036 roku.
A cóż znaczy tajemnice (i)?
Bez mordek.
Cytuję Ciebie samego:
Może być (i) golonka
mnie?
(i) nie było!
Golonka może byż (i)? – kopiuje Ciebie.
Myślałek że idzie o jakiś dodatek…
Za 28 lat dobrze będzie i bez (i).
bez Pyry, jak bez nogi, padaja juz propozycje dwudziestoosmioletnich golonek, Pyro wroc i doprowadz nas do ladu,
krwiste dochodzi, pa ka
W golonkowym garnku pojawiają się wodne wiry….
prądy wywarowe…
pyr…pyry…
bylgoty małe wielokrotne
BULGOTY większe pojedyńcze
Wszystko zgodnie z planem.
Taki meldunek z trasy gotującej się golonki.
Tu helikopter, tu helikopter, jak mnie słyszycie??
Sławku
Dojechała redukcja Nikon/Mamiya , kolega pożyczył obiektyw Mamiya 80/2,8 i pierwsze fotki zrobione . Jakość super. Będzie zabawa . Wszystko na manualu ,ale w cyfrze nie przeszkadza. Rano biegnę w plener ze statywem.
No i ten magiczny niewyobrażalny bokeh 🙂
Slawek
28 letnia….. ty Wiesz o czym piszesz??
Zaraz się oberwie.
Do pionu! koniecznie.
Marku, chciałeś napisać magiczny, niewyobrażalny boczek??
Bez mordeczek.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bokeh,
ale z musztarda niechetnie
do pionu? juz peklujesz, a nawet pyrczysz, a myslisz o kolacji 2036?, mnie wypadlo, jak w kalendarzu Nemo, a Ty mnie tu z jakims aliby, helikopter, helikopter, 5/5
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bokeh
…hi hi! Skanuję zdjęcia z Paryża 🙂
Alsa, pamiętasz?!
Antku, Ty garkotluku niekumaty 😉 Marek nam tu po japonsku, a Ty zaraz – „boczek” 🙂
Dzieki, Marku. Teraz wiem, jak sie te plamki na zdjeciach nazywaja i zaskocze znowu jakiegos fachowca 😉
A skąd ja mam japoński!!
Jedżcie sobie na czisburgera….
http://youtube.com/watch?v=YId_ArKyoYs
Pytanie KULINARNE:
Ma ktos pod ręką przepis na pomidory suszone słonecznie w oliwie i z przyprawami?
Dostało mi się pomidorów w ilości, gdzieś były przepisy, umknęły, w razie draki spróbuję jak zwykle na oko.
Ja jako niekumaty blogowicz
-znałem faceta co mówił o sobie jaja kobyły-
zapytowywuję Alicję czy Ona chce pomidory suszyć? czy w słoiki już umieszczać?
A ten jaja kobyły to był kombatant. Ja jako były………
Miał do siebie dystans.
Nikogo nie obraziłem?
Po raz *ftóryś* dzisiaj mimo poprawnie wpisanego – i sprawdzonego, czy poprawnie… wcięło mi.
Bata na Was nie ma, Pyro, wracaj!!!
Jak pytam kulinarnie, to wody w gęby nabrali. Atoś, mam suszone na słońcu pomidory, dosyć sporo, wolę je w zalewie oliwnej. Zalewę sama wykomponuję, bo wiem, co tam chcę, tylko zagwozdka, czy nie powinnam na chwilę przed zalaniem tych pomidorów sparzyć, bo tak mi się cos wydaje, że całkiem suchych na śmierć to ja nie zalewałam.
Jak mi jeszcze raz wpis wetnie, to robię rewolucję!
Fragment obrazu „Róże na politurze” oświetlenie zastane czyli żyrandol powiększenie 1/4 klatki http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/0055/photo#5172530073286789058
Balans bieli do poprawki …
Alicjo, te pomidory, to zywe, do suszenia itd, czy juz wyschle do zalania?
Ok , Misiu.
Rama cudna.
A gdzie boczek?
O w mordeczkę, powstrzymuję się od używania mordeczek….
Ma się gust jak młoda Dulska, a co 🙂
Wyschłe na wiór! Toż piszę…
A!
Chcesz i masz…na ten przykład :
http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/1,58941,2682445.html
Nie robiłem. Uzywałem takich już zasłoikowanych.
Boczek będzie jutro, skończyłem dziś z carbonarą. Makaron robiony temi ręcyma…
Kurcze !
Misiu, to i TY dzisiaj makaron.
Co się porobiło?
A jak robisz pene, tymi ręcyma?
Alicjo, moj patent, jak Antkowy, tyle, ze bez octowej gry wstepnej, konieczny czosnek i te chaszcze, plus na co masz kaprys, typu bazylia, czy inny tymianek zalane oliwa po 3-4 dniach mozna probowac, zywotnosc w lodowce: pare tygodni
Misiu ostro idzie ta Dulska, az poczerwieniala od satysfakcji
Impreza na sąsiednim blogu, Wy gapy! Owczarek ma urodziny!
Antku, pewnie robi jak wszyscy: ciasto zamrozone w walkach, wiertarka na statywie i wio, a z odpadow kuskus
Antku,
o to mi szło – mniej więcej. Doimprowizuję zalewę wg. siebie. Miałam wszystkie fajerki zajęte, więc dlatego nie szukałam po sieci, a zapytałam blogowiczów.
Idę wypić zdrowie Owczarka Podhalańskiego. Sypie śnieg 🙁
antku,
ten obiad z golonka, dodalabym do tego tluczone ziemniaki i zasmazana kapuste… Pewnie bedzie mi sie snic po nocnach. Lubie takie sazniste dania od czasu do czasu, szczegolnie zimowa pora… A u mnie, u zagrypionej Leny i u Alicji kolejny sniezny zawal…
Drogi Panie Lulku,
Prawda jest, ze spotkalam tego Grypa i wstyd sie przyznac , nie myslac zadalam sie z nim! Poszlam w dluga. Wie Pan co on, ten ostatni cham mi zrobil? Polamal mi kosci, doprowadzil do bialej goraczki, kazal mi ze soba spac na okraglo przez dwie doby, potem mnie doprowadzil do udreki (katar i kaszel), juz sie zaczelam przyzwyczajac do tego gbura…a On mowi, ze ma mnie dosc, i dochodzi do innej (a kto wie, moze innego). Juz nie wierze meszczyznom. Wszyscy tacy sami, jak Gryp.
Tuska
To był jak nic ten Grypa, co szalał w Naprawie.
Jeszcze raz podpowiadam przepis Heleny na dojście do siebie po różnych takich – herbatka imbirowa, poszukać w /Przepisach!!!
Lena odnalazla sie, teraz trzeba odkopac Arkadiusza. Jaja kobyly móglbym pogadac czy nie wyslac szpiegowskiego satelite a potem go kazac zestrzelic. W najgorzszym przypadku moze poslac kogos znajomego pod wskazany adres.
Z Owczarkiem Podhalanskim nie zadaje sie, tym niemniej serdecznie gratuluje podsylajac internetowa kosc.
Tusce wybaczam caloksztalt uprzejmie proszac o niekomplementowanie nas mezczyzn in corpore.
Ty mialas Grypa a do mnie zaczynaja sie meldowac komary. Pewnie nawiedzi mnie jakas miejscowa Mala Donna. To po Horwacku a oznacza malutka dziewuszka. Tylko uhudler móglby mnie uratowac.
Ide dalej usilowac spac.
Pan Lulek
P.S. Czy ja dobrze zrozumialem Alicje, ze koszulka tylko z synowa. Jak juz dostane od Pyry te poduchy, to moge isc na calosc.
P.L.
Poniżej dla leny, przepis Heleny:
*Posiekany imbir (1 cm kłącza na szklanke wody) z miodem zalany wrzątkiem i ?naciagniety? przez parę minut jest od lat moim podstwowym lekarstwem na kaszel i przeziębienie. Bardzo łagodzi podrażnione stany zapalne w gardle. Można dodać soku z pół odciśnietej cytryny.
Zaś podobny napar imbiru z miętą jest lekarstwem na gniecenie w żołądku i stany wymiotne. Podała mi to kiedyś chinska pielegniarka i natychmiast pomogło. Wykonać, wypić!*
Do Pana Lulka:
Ja Pana rozgryzłam dawno i nie dam się nabrać na ten kit, kit to my, a nie nam! Ani koszulki samej, ani z synową, jasne?!
A na spanie melatonina, może być popijana uhudlerem (chyba?).
Leny – miało być,
moja klawiatura juz nie działa jak nalezy, trzeba w nia walić silnie w klawisze.
P.S. A mówiłam, że szaleniec z Naprawy…
Pyro,
przez blechtrottela na bocznicę odstawiona, pies go… tego, no… Zdrowie Owczarka! 🙂
Niech Tobie Pyry Młodsze, Marialka albo i inne dobre dusze doniosą:
primo: nie pękaj!
secundo: rano od 9-tej mogę zająć się Twoim blaszakiem, co go polityka.pl nie lubi.
Teraz zdrzemnę się pół minuty…
http://www.youtube.com/watch?v=mDzagmJbwtY
🙂
Panie Lulku,
a gdy ta melatonina popijana uhudlerem nie pomoże, to ja służę schilcherem z 1973 roku, który z ciekawości właśnie otworzyłem i teraz się zastanawiam, co by tu upichcić, żeby można było dolać zawartość flaszki. Pić nie zamierzałem. Chociaż aromat mimo nadwyrężonego zębem czasu korka zupełnie poprawny… No, ale w smaku kein Genuss. Jeszcze mam Oggauer z 1968. Jeśli korek wytrzymał, to może nawet da się wypić, choć po 40 latach to pewnie też raczej do rondla niż do kieliszka 🙁
Butelka pochodzi z piwnicy rzeźbiarza Gustinusa Ambrosiego http://members.aon.at/gustinus-ambrosi/
Wiedział, co dobre. Ale mimo to odebrał sobie życie…
Pan Lulek chyba zartuje,..KOMARY? W zimie? Ha, juz wole snieg i Grypa niz komary i sepsuta pralke Alicji.
Alicjo, Ty mi narobila smaku , czyli zrobie rosolek (kura + wol + Pyrowe grzybki) z niedomowym makaronikiem, ale z malej wloskiej piekarenki, a robia makarony – pychotka.
Cos potem z tym miechem musze zrobic, ale skoro moj ukochany molodieniec Grypa odchodzi, to bede miala nieprzespana noc w udrekach, tudziez we lzach, i bede miec czas na myslenie. Moze w sosie chrzanowym? Rady, porady. Czekam.
Acha, Pan Lulek, Tobasco sos jest czerwony i do tego ostry. Gdyby co, to prosze uwazac z iloscia.
Buzia,
Tuska
U nas sypie.
PaOlO, znamy Basię T. 🙂
Nie polecamy dobrych win pod melatonine , bo szkoda – przy dobrym winie to by się chciało siedzieć i gadać, a nie spać. Uhudler może byc do popicia melatoniny. Nie wypominając Panu Lulkowi, poślednie takie 😉
Leno,
mięcho w sosie chrzanowym – jak najbardziej na Twoje udręki, jeżeli ciągle masz problemas z oddychaniem i nie tylko. Chrzanos jest dobry na wszystko!
To podsyłam a propos, co Sławek opowiadał o zimnie, zdjęcia niesamowite, zjawisko takoż, ale to okołozerowe temperatury, jedno tę, drugie tę, pół na pół…
My tu w Kanadzie znamy marznące takie.
http://alicja.homelinux.com/news/Lody/
Udaję sie poczytać, dobranoc.
Jesli tobasco jest tylko czerwone, to ja wyprowadzam sie na Marsa. Tobasco jest równiez zielone. Jak marsjanskie ludziki.
Uhudler, to jest uhudler i tyle. J-23 tez nie bylo delicjami i wszyscy a przynajmniej wielu zapijalo sie nim. Niektórzy nawet na smierc.
Do nas maszeruje Emma. To taka pelna temperamentu dama. Bedzie dmuchac na wszystko w tym na zimne. Zeby tak przeszla przez Kanade, to po sniegu nawet nie byloby sladu. Marznacy deszcz, nie tak gruby, bywa i u nas. Maly kraj, ciensze warstwy. Pytanie jesli laska. Jak uruchamia sie tak opatulony samochód. Bo chyba nie siekera.
Lece na zakupy, bo po tej Emmie, moze zabraknac chleba a co gorsze mleka i wolowego mielonego
Odszukajcie Pyre.
Pan Lulek
Posłałem umyślnego do Pyry, żeby ją powiadomić o mojej gotowości bojowej. Nie mam numeru telefonu, więc goniec jest epocztowy. Teraz czekam na odzew. Może ktoś jej podszepnie, żeby włączyła kompjuter?
Skaranie boskie z tą Emmą! Fajna dziewczyna. Misi2 poznał ją nawet przelotnie w trakcie zajadania gołąbka w Wiedniu. Jej tata ma kilka restauracji Sushi w Londynie. Nie dalej jak dwa tygodnie temu wsadziłem ją wraz z moją córką w samolot do Londynu. Jutro córka wraca, ale nic nie wspominała, że Emmie spodobało się u nas i tak szybko znowu wpadnie 😉
Alicjo jesli nie jest za późno to proszę:
Pomidory…suszone
Paczka suszonych pomidorów, ocet winny, oliwa z oliwek, oregano, sól, pieprz ziarnisty, czosnek
Trzeba doprowadzić do wrzenia roztwór octu winnego i wody w proporcji 3/4 octu i „mało” wody. Ocet może być z wina czerwonego lub białego. Jak się zagotuje to trzeba wrzucić pomidory, gotować ok 5-6 minut, po czym wyjąć i dokładnie rozłożyć na jakiejś szmatce żeby się wysuszyły. Trwa to około 30-40 minut. Jak już się „wysuszą” to się je wkłada do słoików: warstwami zalewając oliwą, dokładając oregano, soli, pieprzu w ziarenkach i jeśli się lubi to ząbki czosnku.
Muszą być całkiem zalane tj. ostatnia warstwa musi być zanurzona w oliwie.
Zanim się je zje to musza być w tych słoikach co najmniej miesiąc.
Jeśli się z góry wie, że się je będzie jadło szybko, do 2 – 3 miesięcy to roztwór (ten od gotowania) może mieć „więcej” wody a mniej octu, jeśli natomiast chce się je jeść później to roztwór musi mieć „więcej” octu bo się lepiej konserwują.
O, dostrzegłem, że Antek dostarczył Ci mój przepis wiszący w Kuchniach świata w TOK FM. Ale tu też zostawiam. Może komus się przyda a łatwiejszy dostęp.
Panie Lulku,
u mnie tez wieje i lasy szumia zlowrogo. Potem ma przyjsc snieg i ochlodzenie do +2°C. Te oblodzone auta na obrazkach u Alicji, to nie Kanada, a Genewa i jezioro Lemanskie i to w marcu!
Z sosami tabasco masz oczywiscie racje, jest ich wiele i maja rozna ostrosc. Klasyczny sos tabasco jest czerwony i zostal wynaleziony w 1868 roku. Jego ostrosc w skali Scoville’a wynosi 2500-5000. Zielony powstal dopiero w 1993 roku na bazie papryczek jalapeno i jest slaby (600-800) 🙁 Porzadny habanero ma 7000-8000.
Ceny serów w Polsce doganiają ceny we Włoszech . Większość pracowników w polskich mleczarniach zarabia niewiele więcej niż płaca minimalna. Masło w Niemczech można kupić taniej niż u nas.
Dowód na zdjęciu: Offerta…
http://kulikowski.aminus3.com/
Sprawdziłem w lodówce,
Pecorino po 14 Euro z kilo…
Odkryłem tam również torebkę pod tytułem „Zielone Jalapeno” zawierającą dwie papryczki koloru czerwonego.
Idę usmażyć sobie omlet na śniadanie. Z tym pecorino – jak szaleć to szaleć!
Nie mam akurat pecorino 🙁 Ale mam Le Basque, tez owczy, w przeliczeniu 13,75 euro/kg. Pecorino jest na ogol tanszy.
Andrzeju,
moje jalapenos w ogrodzie tez byly dlugo zielone, a potem poczerwienialy, ale dopiero w lodowce 😯
Nazbieralo sie tematów.
Po pierwsze, Marek ma zdrowe nerwy. Zamiast sprawozdac w calosci podsyla nam po obrazku za slina cieknie na ten widok. Podsylaj dalej. Potem, kiedy bedziesz we Francji tez mozesz po kawalku, tyle, ze Wieze Eiffla w calosci. Luk Tryumfalny zostawmy na potem, kiedy Piotr bedzie juz bawil z oficjalna wizyta jako Glowa Panstwa.
Ja mysle, ze to chyba nie ta Emma wraca do nas z Londynu. Ta pochodzi gdzies z zachodniego Atlantyku a moze nawet z Kanady. Po prostu zeslali ja na banicje a moze poklócila sie z zazdrosci z tym Grypem.
Pomylilem Jezioro Lemanskie z Ontario i tyle. Znaki rejestracyjne tez oblodzilo. W bierzacym roku wszystko co sniezyste kojarzy mi sie z Kanada
Do Pyry wysylam natychmiast list, zeby wlaczyla komputer.
W oczekiwaniu na duza Emme z zyczeniami dla paOlOre, zeby i jego odwiedzila.
Pan Lulek
Przyleciały żurawie . Na łąkach nad Narwią wydzierają się tak ,że słychać je przed moim domem. Pewnie z głodu. Skoronki też słychać . Co będzie gdy w marcu powróci zima?
Emma przyleciała.
Szyby w oknach wyginają się jak wielkie membrany niskotonowych głośników.
U sąsiada pękła framuga okna.
Pourywane kable anten fruwają za oknem.
A ja muszę wyjść, żeby odebrać Osobistą i Młodszego ze stacji metra, bo inaczej nie dadzą rady przebyć tych trzystu metrów.
Jalapeno czerwienieje ze złości, że gospodarze o nim zapomnieli i dziwią się, iż tam leży.
A mnie się udało kupić piekny manchego, wonny roquefort a w chłodziarce z winami leży Kracher i twardy kozi. To na wieczór do Santo Spirito Frescobaldiego. A pić będziemy za pierwszy odcinek gotowania z Okrasą. I następne by każdy kolejny był lepszy.
Pierwsza nawałnica już za nami. Rodzina dowieziona. Na ulicach pełno świeżo odłamanych gałęzi. Wiatr się uspokoił, prysznic też stracił na mocy, tylko temperatura, która spadła w ciągu kilku minut o ca.8 stopni, jakoś się nie podnosi.
Pyra wciąż milczy…
Piotrze, pamiętasz, żeby Krachera nie kroić i nie dziobać, tylko skrobać gładkim nożem tak, jak przyzimne masło, ostrze skierowane odwrotnie do kierunku jazdy 😉 I do tego koniecznie słodkie wino (Eiswein albo Baerenauslese) – miałeś kiedyś takie odpowiednie od Reinischa (JR).
Paolore. Informuję Cię uprzejmie, że Pyra nadal ma kłopoty pojawia się taki oto napis „polączenie z serwerem zostało zresetowane”. Nie wiem dlaczego. Co więcej, mamcia ma dwie przeglądarki – foxa i internet explorer. Może wejść na każda stronę z wyjątkiem polityki 🙁 i zupełnie nie rozumie dlaczego – ja też.
Panie Piotrze! Ale kiedy to z Okrasą gotowanie?
A tak przy okazji mniemam że pan Karol musi być w dużej potrzebie finansowej. Buduje coś?
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Ariel/photo#5172745499596262914
A kiedy Pan? Były już propozycje…?
Ok, rozumiem, dyskrecja !
Pytanie do blogu:
Co może rekomendować na stosownym banerku nasz Gospodarz?
Proooszę publicznie porozważać!!
Wsadziłbym w ten tekst parę różnych mordek, ale
nasz Człowiek w Upsali
znowu mi dowali.
Nie chcę już….
My na prowincji jestesmy jak zwykle spóznieni w faze. W Wiedniu Emma zrobila swoje a do mnie wlasnie dociera. Zaczyna duc. Zaluzje opuszczone. Najlepiej wlezc pod lózko. Tak orzekla Muli i dala stosownego drapaka. Siedzi pod otomana jak trusia i usiluje przespac zle czasy. O godzinie pietnastej przewidziany jest wyjazd w odwiedziny do domu spokojnej starosci. Przygotowano woreczek suszonej lawendy z laskami cynamonowymi. Przyjemny zapach i podobno dobre na sen. Chyba, ze ta zazdrosnica Emma zrobi droge nieprzejezdna. Jeszcze godzina i pól. Moze do tej pory wydmucha sie. W Wiedniu co miala popsuc, to popsula.
No i kto temu winien, ze tak duje od zachodu.
Pan Lulek
Karol rozmnaża się i buduje własne imperium. A nasze gotowanie jest w każdą sobotę o 12.30 (dziś już było).
PaOLOre – oczywiście, że pamiętam Twoje instrukcje serowe. Frescobaldi jest słodki jak miód. Wszystko będzie jak trzeba. I mam nadzieję, że kolejne nagrania będą coraz lepsze i lepsze. Zobaczymy do czego to dojdzie.
A u nas owa Emma jakoś się utemperowała. Więcej kłopotów sprawia zmiana kierunków jazdy na Mokotowie. Po mojej ulicy auta walą pod prąd, bo jeszcze nie wszystkie znaki odkryte z pokrowców. I jest tak jak w Anglii gdzie mieli zmienić ruch na prawostronny ale zaczęli od ciężarówek.
PaOlOre, z jakiego niedzwiedzia to „Baerenauslese”? Jak Eiswein, to pewnie z polarnego? 😉
U mnie Emma w porywach 🙁 Co sie zbiore w sobie i chce wyjsc (do chlopa po jaja) to zaczynaja latac galezie i deszczem siecze 🙁 Moj osobisty dzis w jaskini (ostatni raz w sezonie), dziecko hula w stolicy, a ja czekam, az wichura ucichnie na chwile…
Pan Lulek, Trzymaj pierzyne, bo Emma zabierze ze soba!
Tuska
Miejmy nadzieję, że Emma już sobie odleciała i nie wróci. Załatwiła obroty przedsiębiorcom pogrzebowym (na razie 3 ofiary w samej Austrii), murarzom i stolarzom.
Rybo, namów proszę mamcię, żeby przeczytała dzisiejszą pocztę elektroniczną. Ta chyba nie ma nic wspólnego z Polityką?
Teraz muszę wybyć po zakupy, ale około 15:30 mogę się zająć waszym kompjutrem. Jeśli macie problemy z e-pocztą, to poproszę o telefon do Pyry, jeśli nie na blogu, to emailem do office@con.at
Dzień dobry z mojego rana, jest dokładnie 8:13, a 5 minut temu zrobiono poniższe. Bajka, co? ALE MNIE SIE JUZ NIE CHCE W TO BAWIC !!!
Jak ktos nie wierzy, to niech spyta Tuśki, czy łżę i wyciągnęłam jakieś archiwalne zdjęcia.
http://alicja.homelinux.com/news/1.03.2008/
Nemo, to ja się wszem i wobec teraz zmeaculpuję:
Asche auf mein Haupt!
Ale przecież mogło być to po prostu wino, które Misie lubią najbardziej. Słodkie jak mmmmniód albo inny Haeppchen, i o to właśnie chodzi 😉
PaOlO,
pocztę odebrałeś?
Pan J sie obraził, że przecież on teraz śnieg zamiata, a ja mu zdjęcia nie robię. No to idę, idę…
A co się tyczy miodu, Piotrze, to mnie korciłoby również wypróbowanie jakiegoś półtoraka do tego Krachera.
Dzięki Alicjo!
Wykorzystam za godzinę. Teraz znikam. Gdzie moja czapka niewidka?…
Moze Pyra powinna po prostu zameldowac sie jeszcze raz w blogu Piotra, jezeli sie do niego dostanie. Chyba, ze ja zresetowalo do imentu.
Pytanie oczywiste. W nagrode, czy za kare.
Skoro juz jestem przy klawiaturze a w kolo szaleje Emma podeslana z Wiednia, to kilka miejscowych ciekawostek. Pierwszy dzien miesiaca, to u mnie doprowadzanie kalendarzy do aktualnosci. Zmieniam strone w kalendarzu Towarzystwa Upiekszania Miasta. My mamy prawa miejskie, prosze nie zapominac. Aktualna strona czyli marcowa, to blizniaki Florian i Paul. Historia tych blizniaków jest o tyle ciekawa, ze sasiedzi, wlasciciele malego pensjonatu, przed kilku laty zatrudnili nielegalnie panienke z sasiedniego, wegierskiego miasta Savaria. Po naszemu Steinmangel.
Od lat ludziska mówia w tej okolicy wymiennie róznymi jezykami. Tak jak i u nas gdzie oficjalnie uzywane sa cztery jezyki. Niemiecki, chorwacki, wegierski i roma. przez lat dwadziescia nie nauczylem sie wegierskiego ale teraz sam wlazi do glowy chorwacki jaka, ze znaczna czesc audycji radiowych jest nadawana w tym jezyku, naprzemian z innymi.
Panienka rozpoczela prace w pensjonacie ale jakos, dzieki synowi wlascicieli zagniezdzila sie i przed kilku laty, jeszcze przed otwarciem granic powila blizniaki. Chodza do miejscowej szkoly ale od poczatku sa dwujezyczne. Tatus od kilku lat pracuje w warsztacie ojca mamy blizniaków jako mechanik samochodowy w Savarii. Pomimo zabiegów ksiedza proboszcze rodzice blizniaków nie wzieli slubu. Podobno lepiej na tym wychodza pod wzgledem finansowym. Ktos tam kiedys powiedzial, ze jak ksiadz proboszcz taki skory do zeniaczki, to niech ozeni sie za swoja wlasna przyjaciólka a nie zyje z nia na kocia lape.
Emma wscieka sie i ryczy. Czuje sie jak piszacy repoztaz spod huraganu.
Pan Lulek
No dobra, zamiata. Ale jedno przyznam, ze słońce świeci i jest zero na termometrze. Za godzinę wybiorę sie do sklepu za rogiem, to będzie więcej ilustracji. A do Pyry zaraz dryndnę, żeby zajrzała na pocztę, toż skajpem prawie nic nie kosztuje…
http://alicja.homelinux.com/news/Zamiatanie-1.03.2008/
Zagoniłam Pyrę do poczty.
Dziwnie to wygląda, że lata po całym internecie, a Polityki na nim ni ma, dla Pyry przynajmniej. Może PaOlOre coś wymyśli.
Trzymajcie się poręczy, niech Was ta Emma nie zmiecie!
i pomyslec, ze kiedys chcialem do Kanady?
brrr. pozdrowienia dla J.
u nas od wczoraj podobnie, jak w Wiedniu, wiatr wyciska nawet paste do zebow z tuby w lazience, co Wam bede opowiadal, sami juz wiecie,
co z Pyra?
Arkadiusz tez jakos nieobecny, ze o Wojtku nie wspomne,
wyraznie druty we wlosach potargal wiatr
Kochana Alicja mowi calutenka prawde. Ja snieg odstapie po zanizonej cenie, Echidna ma wielka szanse bo tego Tam nie ma! Ja tez mam tej zimy po dziurki w nosie, a moze jeszcze wyzej.
Pan Lulek, jezeli mam 1/2 cm warstwe lodu na samochodzie, to mam zawsze (90%) pod reka butle tzw. rozmrazacza, czyli psik, psik po dzwiach, chwile odczekac, lod sie roztapia, drzwi sie otwieraja bracie, ja szur do srodka bracie, wlaczam silnik i grzanie bracie…no i Pan Panie Lulek wie. Tramwaj odjedzie.
Acha Alicjo, w chinskich sklepach sa wspaniale „cherbatki – instant” imbir z miodem, dobrze, ze mi przypomnialas!!!!!
Dziecie przyturla sie za minute osiem, odsniezy i wtedy pojade po wiktualy na rosol.
Tuska
Pojechalam rowerem 😯 Najpierw pod gorke i pod wiatr, do chlopa. Jechalo sie ciezko, ale wiatr jakis cieply, szosa sucha. Powrot z gorki i z wiatrem tak mnie rozochocil, ze pojechalam jeszcze kilometr dalej w dol, do sklepu. Nabylam golonke (eh, ten Antek 😉 ), kapuste kiszona, wedzonego lososia, chavroux, jogurt i smietane do bicia. W drodze powrotnej (pod gore i pod wiatr) zlapal mnie deszcz, wielkie cieple krople 🙁 A teraz znowu przestalo, ale jest jakby ciemniej od zachodu… Nic to. Zaraz sie wezme za ciasto czekoladowe dla glodnych grotolazow.
Ja przeszłam się za róg, musiałam poczekać, aż pług przejedzie i odśnieży pobocza, bo iść drogą niebezpiecznie, nikt nie spodziewa sie przechodnia – jak to, na nogach?! Samochód się zepsuł czy co?!
Sławku,
dzisiaj jest bardzo przyjemnie, brrrrr to było wczoraj z rana przy -20C czy ile tam dawało, teraz jest chyba z +3C czy coś koło tego. Aż kurtkę rozpięłam z wrażenia, gdyby nie ilości białości, pomyślałabym , wiosna za rogiem czy co?!
Drogą kupna nabyłam bagietkę, pasztet obłożony kolorowym pieprzem, ser gouda i old cheddar oraz boursin , jeden z czosnkiem i ziołami, drugi pieprzny.
Zerknęłam do gazet, a tam artykuł (GW) o Emmie w Austrii, ofiary śmiertelne, w Wiedniu też narozrabiała, a PaOlOre wyszedł i nie zameldował się z powrotem.
O Burgenlandii nic nie wspominali, mam nadzieję, że Pan Lulek skorzystał z pomysłu Muli i bezpiecznie pod łóżkiem leży, może nawet z pierzyną.
Chciałam zadzwonić do Arkadiusa, a tu mam i owszem, telefon, tylko na jego polską komórę. Tak mniemam, bo kierunkowy *48 to na Polskę, prawda?
On sie chyba bawi naszym zaniepokojeniem albo co, przewrotna dusza jedna!
Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego to wieczorem mają oficjalnie ogłosić że będziemy mogli, przez trzy miesiące, jedynie turystycznie, więc nie można nam płacić, odśnieżać w Kanadzie!!
Bez wiz!
A więc Drogie Panie, szykujcie łopaty!
Lecimy!!!!!
Moje golonki już wystudzone, popakowane w woreczki, czekają na wizytę w komorze niskich temperatur. Muszą się poddać temu zabiegowi aby dotrwać następnej soboty. Taka golonkowa mikrokrioterapia.
Konsultowałem przypadek Pyry ze znającym lepiej niż przeciętnie temat. Powiedział, że sama nie mogła, nawet nieświadomie zablokować sobie dostępu do stron Polityki, ale mógł to zrobić ktoś z zewnątrz!!! Ktoś z dostepem do Pyrowej, niezabezpieczonej, domowej sieci wi-fi.
Złośliwy sasiad? Ktoś zamachnął się na Pyrową internetową niezależność!!
Trza tam posłać CBŚ.
Cztery Butelki Śmietanki.
albo
Czterech Blogowych koreŚpondentów.
Wyjaśnią sprawę na miejscu.
Alicjo : 48 to to właśnie.
Akcja ratowania Pyry rozwija sie. Wszyscy chca pomóc za wyjatkiem administratora systemu, który dla zatarcia sladów zmienil numer telefonu. Nowi wlasciciele numeru nie maja pojecia jak go dorwac. W zwiazku z powyzszym oglaszam nastepujacy list gonczy.
Poszukuje sie administratora systemu komputerowego który obsluguje tygodnik „Polityka”. Tygodnik ten maskuje sie pod nastepujaca strona internetowa. http://www.polityka.pl
Kto znajdzie wspomnianego administratora winien zmusic go, uzywajac wszelkich dostepnych srodków do natychmiastowego zameldowania sie w blogu kulinarnym z prosba o uzyskanie dostepu do paOlOre, który wyda kolejne rozkazy.
Ukrywanie poszukiwanego jest karalne do kary wyrzucenia z grobu wlacznie. Zakonczenie akcji sygnalizowac bedzie pojawienie sie Pyry na blogu. Nowe przepisy kulinarne mile widziane.
Jeszcze nie Glówny Koordynator
Pan Lulek
Panie Lulek, nie strasz publiczności. paOLOre ma wszystko w swoich rękach. I telefony najtajniejsze też. Pewnie Pyra jeszcze dziś się pojawi.
Z czasem czlowiek dowiaduje sie nowych rzeczy.
Okazuje sie, ze Tuska ma dziecie, które trzeba odsniezac. Do tej pory wiedzialem, ze ma tylko syna, który juz jest na swoim. A tu nagle dziecie do odsniezania. Wszystko wskazuje na to, ze mialem nosa kiedy prosilem Pyre o trzy poduszki.
Burgenlandia, szczególnie ta Poludniowa jest pancerna i wyjatkowo odporna na zachodnie podmuchy wiatrów. Damy rade. Niemnie jednak z dwu faktów jakie ostatnio zaistnialy na swiecie a mianowicie, odciecie swiata od Pyry i wizyta Emmy w Europie, nalezaloby wyciagnac daleko idace polityczne wnioski.
Przemyslcie, zapodajcie a ja napisze podsumowanie dolaczajac nawet niezgloszone wnioski.
Tymczasem oczekuje zakonczenia akcji „Ratuj Pyre”
Pan Lulek
Powodzenie akcji „Pyra” chwilowo w rekach Pana Marka Scibiora, do ktorego wystosowalem poczwornej objetosci SMS-a. Ma wszystkie dane i moje namiary, gdyby trzeba bylo sobie cos wyjasnic. Ja teraz jestem w rozjazdach towarzyskich, ale jak wroce kolo polnocy, to skrobne jeszcze moje refleksje na temat, bo pewne rzeczy trzeba nazwac po imieniu…
dziekuje wszystkim, ktorzy zaopatrzyli mnie w numer telefonu do Pyry 🙂
Wizy do Kanady zostały zniesione, możemy zacząć planować Zjazd za Wielką Wodą.
Zjazd czy Najazd oto jest pytanie?!
Wieści od Pyry.
Raczej dzisiaj nie wejdzie. Słuszne okazały się podejrzenia Pana Lulka, że założono Pyrze szlabanik na „Politykę”. Pana od usunięcia szlabanika nie ma, wszak weekend. PaOlOre zrobił, co mógł, teraz wiemy, że Pyra zgrzeszyła przeciwko! Nie chce się przyznać, zaraza, czym zgrzeszyła, zaklina się, że nigdy w życiu nic a nic, ale my wiemy lepiej – nie ma dymu bez ognia!!!
Oczekując w czyśćcu, skruszona Pyra zrobiła dzisiaj 6 kg kiełbasy, część uwędzi, część będzie na święta robiła za białą. Zeżarły już trochę z Anią 😯
Poza tym kazała przekazać, że tęskni za naszą bandą przeokrutnie i nawet soli do tej kiełbasy nie musiała dodawać, bo wszystko z odzysku poszło, z łez.
I uściski przekazuję serdeczne Pyrowe.
Teraz tylko Arkadiusa odnalezć (Wojtek nie ma komputra w chałupie, tylko u sąsiadki, czyli on nie zalicza sie do grona zagubionych!)
Tzn. WordPress? Ten od kodów, co piąty raz sie re-wklejam, tak się mści?
Alicju 🙂
Jak se tak zaglądam do Kanady (co śniegiem ją czuć, nie żywicą), to myślę że ten Pan Jerzor, to jest jakiś strasznie zloty chłop. Nie biada, nie jęczy i nie sarka, ino cięgiem tyra. Ta nasza słaba płeć… 😉 Na rękach trzeba by nosić.
Indor w koperkowym pożarty, sześc pętek białej w kiszonej kapuście czeka, śledź z cebulą, jabłkiem i śmietaną też się niecierpliwią, a wichury nie ma… Stodołę zabiłem dechami na cztery spusty, chałupa upalowana, gromnice w pogotowiu, a tu ledwie „kędy chce, tam tchnie” zephyrek wątły taki. Kierownictwo niezdecydowane czy Ono (Kierownictwo znaczy) robić ma to ciasto, czy to drugie na Sąd Ostateczny i świętych obcowanie, a armagedon zwleka. Wszystkie grzechy wyznałem… O?! Zelmer zajazgotał! No tak, pewnie Koniec Świata odwołany. Skąd One zawsze pierwsze o tym wiedzą?
Drodzy kulinariusze,
Sytuacja Pyry nie daje mi spokoju. Gdyby ktoś chciałby mi wyjaśnić.
Pyry komputer kontaktuje się ze światem przez komputer Ani (?). Czy z komputera Ani można połączyć się z „Polityką” czyli blogiem czy też niekoniecznie?
Doszedłem ponadto do wniosku, że porównywanie cen sera pecorino w różnych miejscach na ziemi nie ma sensu. Bardziej miarodajne byloby porównanie cen miejscowego sera żółtego, masła i mleka.
Tu za kołem polarnym kilo reprezentatywnego sera
http://sv.wikipedia.org/wiki/Prästost
kosztuje od 7 do 14 Euro zależnie od miejsca kupna, opakowania i stopnia dojrzałości.
Litr mleka to 0.7 Euro
Kilo masła to ok 4.5 Euro w wersji solonej i opakowaniu półkilowym i więcej w opakowaniach mniejszych.
Nie mam pojęcia ile zarabiają pracownicy mleczarni ale wydaje mi się, że ceny mleka, masła a więc i serów zależą w dużej mierze od poziomu subsydiów unijnych.
Ten WordPress jest głupi!
Co on wyprawia z moim sznurkiem/odsyłaczem?
Iżyk,
Ty mnie tu nie obrażaj, bo że chłop machnie parę razy szuflą, to mu nie zaszkodzi, przynajmniej nie jest to para w gwizdek, a zazwyczaj jest, co może potwierdzić Alsa, która rzeczonego zna od prawie tak samo długo, jak ja. Rower, tenis, bieganie – a niech pomacha czymkolwiek pożytecznie! „Złoty chłop” a ja słaba płeć?!
No, tak się wściekłam na podobne insynuacje, że aż podsyłam poniższy sznureczek. Pan J. grał w tenisa i jezdził na rowerze, a „słaba płeć” robiła co następuje:
http://alicja.homelinux.com/news/Renowacja/
Kochani,
Bylam w sklepach, i zeszlo mi zeszlo pozbierac wiktualy na rosol. Wszystko zakupilam : kurczaka, wolowine z paska, marchewke, i…tu stanelam. W kanadyjskich sklepach (tych w okolicy nie uswiadczy pora (korzen) i takowej pietruszki. Zezlilo mnie przeokrutnie i pojechalam do polskiego jarzyniaka, no jedyne 10 km w jedna strone, no i stanelam w krainie szczesliwosci. Wszystko ale to wszystko tam maja!
Zakupila, przyjechala do domciu, nastawila rosolek, nawet dodala ku honorze ukochanej Pyry, pyrowe grzybki dla smaku i koloru. Dziecie odszuflowalo mamuske, pojechalo na calotygodniowe zakupy do naszych sklepow (Julia juz przeszla na polskie smaki), wpadna wieczorkiem po walowke czyli rosolek. Cale szczescie, ze nastawilam ogromny gar.
W sklepie podpowiadano mi, by dodac do gotowania kawalek buraka…czy ktos o tym slyszal???
Aaaa…, !@#$%!!! To do piwnicy ten rower! Na stojak i niech kręci, aż dynamo pół osiedla rozświetli! A biegi tylko z taczką! A, co? Niech ma, jak reszta brzydszej połowy świata. Cofam, wszystko cofam ale innych można nosić.
Lena
O buraku to ja nie. Wcale. Ale czy mogłabyś coś więcej o tym korzeniu pora? Bardzo to frapujące 🙂
Iżyku
Kobietom zdarza się mylić korzenie.
Selerowy z porowym.
I Lena też tak pewnie ma!
Chłopom też się myli, dodaję zawczasu nim krzyk się podniesie.
A Pyra jednak….na Polity-cznym indeksie.
Już wczoraj tak podejrzewałem.
Aj, Antoniuszu, popsowałeś wszystko, a Lena z wdziękiem sama by se poradziła.
Ty zerknij jakie Alicja rzeczy potrafi zrobić. Jak pierwszy raz do niej wlazłem na stronę, to myślałem, że tylko kreacje, tkaniny i takie te inne damskie i trudne do pojęcia sprawy.
Nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby „polityczni” mogli coś blokować ze swego widzimisię. I to jeszcze kogo? Madamę, która pocztą w Poznaniu trzęsie?!
Podobało mi się wczorajsze wasze ze sławkiem o produkcji makaronu wiertarką. U nas bierzemy podłużne dziury i zwyczajnie oblepiamy ciastem 😉
Alicjo, sliczna ta firanka…
Leno, w zyciu ( a zyje 53 lata) nie slyszlam o buraku w rosole. Jak dodasz maly kawalek to pewnie smaku nie zepsuje za bardzo, ale na tej zasadzie mozna do rosolu dodac kawaleczek wszystkiego…
Na przyjazd syna na week-end robie zupe pomidorowa (z wlasnych zamrozonych latem pomidorow Roma) i leniwe pierogi…
Tez krewetki z patelni, jak to Izyk sie podsmiewal, po Cypryjsku…
a.
Burak? Może dla koloru?
Ja kiedyś wspomniałem o kawałku wołowej nerki dodawanej na targu do rosołowego mięsnego zestawu. Też nie wiem po co?
Pewnie po to by się tych nerek pozbyć.
Tz. sprzedać w cenie mięsa rosołowego.
A.Sz.
Zólty ser taki do zjedzenia, to ponad 20 złotych za kilogram.
Jest i taniej, jest i ponad 30. Ale większość 20-30 zł.
Masło extra to jakieś uśrednione 3,50 za 200 gram.
Mleko w kartonie, do szybkiego zużycia 2,40zł/litr, 2% tłuszczu
Te UHT są droższe.
A wiecie, że to co kiedyś nazywało się smacznie Masłem śmietankowym, teraz nazywa się bardzo technicznie : Tłuszcz mleczny śmietankowy!
Prawie jak towot.
Jakis ciemny uklad z ta Pyra i koniec.
Jak sie chce zrobic komus w brew, to wypadaloby uprzedzic albo w ramach centralizmu demokratycznego uzgodnic z szefostwem czyli wiadomo z kim. Pod obrady Zjazdowe przedkladam do przegadania, czy nie najwyzsza pora zalozyc wlasne ugrupowanie w wiadomym celu i uwolnic sie od cenzury i stalego wcinania napewno slusznych pogladów. Pyra jest pod ochrona i moze troche posiedziec w swoim komputerowym czyscu. Po smierci jak znalazl przy rozliczaniu grzechów doczesnych. Teraz wartoby zajac sie Arkadiuszem i zobaczyc, czy jego przypadkiem nie wywiala ta Emma. Nie wiem jaki status ma Arkadius. Mam na mysli obywatelstwo bo od tego zalezy jakie wladze wlaczyc i pogonic do galopu.
Na wszelki wypadek gromko wolam.
Arkadiusz odezwij sie bo porusze niebo i ziemie i bedzie jak z Pyra. Czapke sprzedam, pas zastawie Arkadiusza skads wydlubie. Beda potem o tej sprawie na wolowej pisac skórze. To taki kawalek z Fredry. Wszak on prawie nasz, Galicjanin.
Dla Tuski dobra chyba rada. Do rosolu mozna wrzucic kawalek buraka cukrowego jest wtedy odrobine slodkawy.
Zapowiadaja, ze jutro dalsza czesc zawieruchy. Sasiad, ten strazak pelni sluzbe i gdzies sie zawieruszyl. Sasiadka nieutukona z zalu.
A ja gore.
Pan Lulek
Szanowne Blogowisko!
Dzwonilam do Pyry bo wymyslilam podstep.
Niech pisze na nasze email, a my bedziemy wlepiac jej wpisy u Pana Piotra.
Przeslalam jej up to date blogowiskowe wpisy, niech sobie Pyrunia poczyta
Rozmawialam z nia dwa razy ale cos jest z telefonami bo long dystans dziala na 2 minuty i przerywa.
Buziuchna,
Tuska
Gdzie djabel nie moze, tam baba pomoze!
Dalszych komentarzy nie bedzie
Pan Lulek
Iżyku
Tak, Alicja uśmiechnięta, to ma talenta!!
Na trzech blogach się udziela, gotuje, orły w śniegu odbija, za róg do sklepu chadza, meiluje, telefonuje, rad blogowych udziela, sekretarzuje, archiwizuje a w wolnych chwilach chałupę remontuje!
Ale i nie sypia też prawie wcale! Bo i kiedy???
W Iżykówce pewnie by się nadała?
Pan Lulek pisze:
Jak sie chce zrobic komus w brew…
Gimnastyka przyrządowa to rozumiem , ale boks?
Izyku,
No i widzisz co taki szatan (na czasie, ha!) Grypa robi z porzadnej matrony? Zaczyna opowiadac o korzeniu pora!
Jeszcze kilku takich grypow to caly swiat mi sie wymiesza.
Acha tego buraka nie dodalam do rosolu.
Buzka,
Tuska
Antku,
Towot- tawot
Nerka- rosol
byle zjadl
i nic nie pocul
Lena i cale szczescie, buraki dodaje sie do stadionow
Aniu Z.
Na *firankę* przepis prosty 🙂
Papier woskowany, wymierzasz, ile tam trzeba, składasz wpół, w środek roślinki czy co tam chcesz, potem żelazkiem to lekutko zaprasowujesz – i gotowe 🙂
No. Wreszcie mnie docenili nie jako słabą kobietkę!
Lena… ja Ci zaraz zrobię zdjęcia pora (pory?!) i korzenia pietruszki, bo nie zdzierżę, jak mi tu takie, że nie ma w Kanadzie. Nawet u mnie na wsi jest w sklepie pod tytułem „no frills”, czyli „bez wymagań”!!!
I jaki „korzeń pora”?! Por to por!
tak, a s por t, to papieros?
po prostu kwestia pory
Widzi?! Akurat seler mi wyszedł, też bym dorzuciła. KORZEN selera, a nie łodyga, podkreślam.
http://alicja.homelinux.com/news/img_3874.jpg
UWAGA, UWAGA, PYRA PISZE!!!!!!
Moi Kochani
To Pyra jest do ostatniej kosteczki swojej g??boko nieszcz??liwa.
Jakie?
paskudztwo odci??o mnie od „Polityki” w pi?tkowe popo?udnie. Stan ten
niestety nie uleg? zmianie. Mog? w necie do woli czyta? sobie :
– „Nasz dziennik” o. Rydzyka,
– Pudelka (stronka plotkarska o celebrytach. Mój Bo?e!)
oraz ka?dy inny ?mie?. Nie mam tylko „Polityki”
Ale mam Przyjació?! PaoLOre, Pan Lulek, Lena, Marialka, Alicja – ka?dy
stara si? pomóc. Mo?e co? z tego wyjdzie, bo podpa?? Word Pressowi
raczej nie podpad?am. Niewinnam, jako ta lelija bia?a. Trzymajcie za
mniwe kciuki.
List ten odb?dzie podró? do Kanady , sk?d na blog ode?le go Lena czyli
Tu?ka.
Pa, na razie.
Pyra
tez macie klopot, u mnie za pietruszke robi pasternak i dziala, bo wyjscia brak,
dzis zas mam taki przypadek:
Rudy dwa dni wstecz nabyl banany, bardzo ladne, bo prawie czarne, byl pomysl, zeby do wazonu, ale jokos nieporeczne teraz robia, poszlo wiec w ocene organolepna, okazalo sie, smakuja, jak plyta wiorowa polana gipsem, kamien przy nich to mieczak, konsultacja z guglem, a tu pisza, ze w Ekwadorze niektore typy tak maja, proponuja, zeby ugotowac, usmazyc, albo nie jesc, Rudy wlasnie z Mlodym polecieli do kina, a ja postanowilem ujadalnic rosline, jesli sie nie odezwe, znaczy byla tylko dekoracyjna
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/BoLadne/photo#5172882422413634978
pomysl dla Alicji
Slawku jesli wieksze niz zazwyczaj banany, to kupiles „plantain”. nie wiem czy to ma polska nazwe. pyszne jest smazone lub tez smazne po obtoczeniu w ciescie.
Pyro, trzymaj sie dzielnie. Polityka wroci. Trzymam kcuki, zeby wrocila jak najszybciej.
Pyra narozrabiała!
A mówiłam! Niewinna lelija taka… skąd my to znamy? 🙂
Zarty żartami, niech tam się Pan Lulek i nemo odezwą, czy ta cholerna na E. sobie poszła.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Dla_Pyry.html
Ale mam zagadkowy kod, 69cc.
6×9 czyli co ?
Ale smakowita slawek ta kromka….
Slinka cieknie.
Przewiozłem pierworodnego z wnuczką do domu, dostałem za to słoik rydzyków ( nie ojców!!) prosto spod Gubałowki!
Bedą jutro na śniadanie smażone na masełku.
Wisi wam wara? 😉
A jeszcze w kwestii porów.
W starej książce kucharskiej jest przepis na brukiew z porami.
Na końcu autorka dodała :
cytuję! : ”’Brukiew można przyrządzać bez porów.”’
Pewnie szczególnie latem, jak gorąco, przy kuchni bez porów troszkę przyjemniej.
.. wy madrąle, dlaczego nikt mi wczesniej nie podrzucił tego pomysłu, tylko sama, zajęta wieloma innymi sprawami, wreszcie wymyśliłam?!
Wreszcie Pyra sobie poczyta, i będę donosić jak wyzej, aż szlabanik Pyrze otworzą.
bo jesli pory, to… sztruksowe
wyglada, ze zyje, te banany, to jak kartofle, tylko gorsze
Antku? CC 69 przy wnukach?
Alicjo, nikt z nas nie miał pomysłu na takie kombinacje.
Za leniwi umysłowo dzisiaj jesteśmy!
A Ty!? Owszem. Talenta Twoje są wielkie!!
Z należnym pokłonem.
a.
Slawek…
No gdzieś przy drobiazgach!!
Oni u siebie.
My u siebie.
Więc można!
no chyba, ze tak, ale i tak uwazaj, to wciaga, jak rzut mlotem i kto potem rydzyki opanuje?
Sztuka na tym polega by młot w odpowiednim momencie puścić!!!
Jak nie puścisz , wciągnie jak nic!
Jak słowo daję, ja chyba za Pyrę tu zadziałam i zakrzyknę na Was, chłopaki – siana trochę sobie dajcie, odpuście młoty, bo Wam na paluszki spadną!
I kto Wam będzie w te paluszki chuchał i lodem okładał?! Ja nie.
dobry wieczór wszystkim
właśnie wróciłem z pracy
za którą tak dzielnie trzymaliście kciuki
zmęczony ale z pozytywnym nastawieniem
:::
czy widzieliście dzisiaj naszego Gospodarza
w programie z Okrasą?
bo z tego co powidział na koniec
i gdzieś tam tu z wpisu powyżej
wynika, że ma zamiar czynić częściej wizytowanie Karola
Piotr z Okrasą w TV
U mnie na późną kolację gorące ciasto drożdżowe z rewelacyjnym świeżym dżemem pomarańczowo- jabłkowym. Palce lizać , a Brzucho rośnie 🙂
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/NowyFolder4/photo#5172903542168012770
Ja mam wielki dystans do kucharzy wszelkiego rodzaju.
Wolę łasuchów, jak słowo daję. Wiedzą, co chcą na talerzu.
Oliver jakmutam też mnie nie podnieca, Ameryki (Anglii?) nie odkrył. Nie smiałam pytac, jakim prawem w konkurencji oskarów kulinarnych polskich występuje…
Choc burza huczy wokol nas… Na dworze +13°C, szum i huk, ale nic nie widac, bo ciemno 🙁 Grotolazi podzialali przez zaskoczenie, wrocili z jaskini zanim roztopila sie czekolada z maslem, nie mowiac o rozbiciu jajek i posiekaniu chili… W ramach szybkiej improwizacji podsmazylam cukier na maselku, az sie lekko skarmelizowal, na to kilka jablek w cienkich plasterkach, zamieszac, posypac cynamonem, przykryc, niech zmiekna. W tym czasie usmazylam nalesniki (po 2 na twarz), na to gorace jablka, zlozylam w chusteczke, polalam syropem klonowym i poproszylam lekko cukrem-pudrem. Do tego goraca herbata z cytryna. Goscie powiedzieli, ze podwieczorek byl „mega-fein” i postanowili zostac na kolacje 😯 Byly ziemniaki pieczone z czosnkiem, oliwa, ziolami prowansalskimi, szparagi zielone, losos wedzony, salatka z jajek z winegretem, salata zielona, serek ziarnisty cottage cheese, wino Sablet z okolic ujscia Rodanu. Na deser ciasto czekoladowe.
Biedna Pyra, niech sie ma na bacznosci! Niech nie otwiera nikomu, zwlaszcza o 6 rano 😎 To jest jakas grubsza sprawa 😯 Jakby co, to bedziemy slac paczki i zaalarmujemy Amnesty International.
Alicjo! To Ty jeszcze nie wpadłaś na to, że z Pyrą to nasza robota?!
Byśmy mogli poswawolić i pohasać!
Do tej pory ( znowu one!!) to Pyra lała kubeł wody na gorące głowy.
A teraz i TY!?
slawek! już nie ma się gdzie schować…
Misiu? Jak robiłeś dżemik? Własnorącznie?
Antkowej bardzo podoba się Twoja ciachowo-porcelanowo-tacowa fotka.
Smaczna jest.
Tylko zastanawia się czy serweta jest bawełniana?
Emma zaczyna pukać do naszych okien. Nocna jakaś, ta dziewczyna.
Dżemik to 5 dobrych jabłek, jedna duża pomarańcza trochę cukru. Jabłka obrać pokroić w drobne kawałki . otrzeć skórkę z pomarańczy dodać do jabłek, pomarańczę również . Do tego garść cukru . Garnek na ogień i za 10 minut świeży bardzo aromatyczny dżem. Wychodzą trzy półlitrowe słoiki. Można dodać sok z cytryny.
Serweta bawełniana, niestety fabryczna . Klockowej nie posiadam.
Marku!! Dzięki za przepis!
Szybki taki i łatwy – trzeba będzie spróbować.
Ale jednak bawełna.
Porcelana to Bavaria?
Dobranoc!
Mój ulubiony komplet do herbaty. Bardzo dobra gatunkowo porcelana. Oczywiście Bavaria. Lata 60.
http://www.porzellansammlung.de/marken.htm
Drogi Brzucho, jestem tam na stałe. Przynajmniej do końca roku. Mam nadzieję, że da się to oglądać.
Tymczasem ode mnie wyszli goście i jest smutno. A było wesoło. Byli sami najbliżsi przyjaciele i to z żonami. I do tego prawdziwi artyści. Jeśli widzieliście serial „Kariera Nikodema Dyzmy” albo „Bona” albo „Rodzina Połanieckich” lub też dwie części „Dezeterów” i sto (dosłownie sto ) innych wybitnych polskich filmów to dzieło scenograficzne Andrzeja Halińskiego. A scenariusze i sztuki dramatyczne Michała Komara – mam nadzieję – tez są Wam znane. I książki tego autora. A w dodatku wiedzą co jedzą i potrafią gotować. A jak cudownie dobierają trunki i piją.
No dobrze. Już wyszli, posprzątane. Poczytamy i śpimy. Jutro zacznie się dzień pracy i przygotowywanie tekstów na kolejne dni.
Moc Przeznaczenia w Operze Wiedenskiej a Emma szykuje sie na jutro. Zapowiedzieli, ze odpuscila na noc a jutro zacznie od nowa.
Ma byc jarmark a Pod Bocianem wiedenski sznycel w cenie 5,9 Euro.
Syn mojego przyjaciela, mlody zapowiadajacy sie informatyk, jest zdania, ze Pyra uruchomila nowego kompa w systemie bezprzewodowym. Komp ten zameldowal sie u administratora systemu jako nowa siec lokalna. Administrator nalezy zapewne do tych, których nie chcieli w Irlandii ze zrozumialych powodów, nie mogac znalezc wlasciwego rozwiazania wylaczyl Pyre i na wszelki wypadek poszedl do domu nie zainstalowal sobie przy tym Hot Line, zeby klijenci nie przeszkadzali w pracy a co nie daj Panie Boze w weekendowym wypoczynku.
Niepotrzebnie ruszono pól swiata. Jedynym, czesciowym, usprawiedliwieniem moze byc ucieczka przed Emma na z góry upatrzona pozycja. Obejsciowa technologia utrzymania Pyry przy internetowo politykowym zyciu jest do uhonorowania specjalna Nagroda Roku. Wystepuje do Bill Gatesa ze stosownym wnioskiem. On jest ostatnio nieco ubozsza bo musial zaplacic mandat karny w wysokosci 900 milionów Euro ale sadze, ze mu starczy.
To jeszcze nie jest ostateczne podsumowanie akcji.
Dalszy ciag nastapi
Pan Lulek
dzień dobry
drogi Gospodarzu, zbędna obawa
oczywiście, że da się oglądać
ma Pan uroczy uśmiech
(a oglądalność wpływa na oglądalność)
i wiedzę, której i Karol może pozazdrościć
Karol na ogół razi mnie strusiopędziwiatrostwem
więc będzie Pan świetną przeciwagą
proszę tylko się odważyć i czasami zabrać mu nóż czy inne narzędzie
jednym zdaniem
więcej miejsca dla Piotra Adamczewskiego!
Tak jest! Bardzo dzielnie Brzucho to ujęło – więcej miejsca! Ja bym dodał jeszcze jakieś spory w scenariuszu między obiema postaciami, ale więcej miejsca, choć to jego program.
Ale nasz miły Gospodarz sam z siebie niewiele miejsca zajmuje… Jego „Politykowy” wspólnik prof. Andrzej Garlicki – o, ten to całkiem co innego… 😀
Jezdem, jeste, jestem. Tyle tylko, ze ostatnio pochłonął mnie całkowicie real, ot taka odmiana.
Niewątpliwie nie ma w tym nic złego. Tyle tyko, ze to, ze było się na odwyku czuć dopiero jak się tutaj ponownie powraca.
Od wczoraj do dzisiaj jesteśmy na wyspie. Emma dała wczoraj to co miała, w rezultacie czego ja do sieci mogę wejść dopiero teraz.
W realu miałem parę spotkań, w tym jedno szczególnie wyjątkowe. Role gospodarza i gościa na krotki czas odwróciły. O tym, ze miałem przyjemność gościć Gospodarza wraz z małżonką i wnukiem, to czytaliście na blogu. Z mojej strony do berlińskiej relacji + ze ja _ dałem plamę na całym polu. Począwszy od źle położonych sztućców / nóż po lewej widelec po przeciwnej/ poprzez dopasowanie kieliszków do wina. No właśnie, jakie podaje się do różowego? Osobiście nie wiedziałem tego i na wszelki wypadek postawiłem na stole cztery różne, każdy z innej parafii. Ale gdyby Cuba miał ochotę na kieliszek zbyt chłodnego wina to plama byłaby jeszcze większa. By nie dostał. W owym czasie na stanie były tylko cztery. Dziś uległo to już zmianie i jest ich już tylko trzy. Alicjo ten twój na krzywej nodze odstawiłem głęboko do szafy. Czeka na Ciebie jak zawitacie do Berlina. Teraz już są tylko dwa. Jeśli się ktos wybiera do nas to proszę o tym pamiętać.
Z tym chłodnym winem to moja wina. Raz chciałem zrobić tak, jak ktoś poleca. Na etykietce podana była temperatura serwowania i do takiej flaszka została schłodzona dzięki ociepleniu klimatu. W lutym na balkonie było +9°C. Jak się okazało zbyt chłodno, nie tylko dla mnie.
Postanowiłem nie czytać więcej etykietek na flaszkach. Dosyć czytania zbędnych informacji na opakowaniach produktów żywnościowych. Wszelkich użytkowych textów. Powrocilem z zakupów i dopiero w domu, po wyciągnięciu korka i głębokim oddechu wzrok mój utknął na napisie. Co się okazało?
*Dieser Wein passt sich den Erfordernissen einer modernen Gastronomie an.*
To przeczytałem na etykietce: *wino to sprosta wymaganiom nowoczesnej gastronomii* w szybkim tłumaczeniu.
Według mnie, po skosztowaniu zawartości, napis powinien brzmieć: napój ten smakuje za niczym. Ale flaszka była już kupiona i otwarta.
Ta sytuacja uzmysłowiła mi, ze w czytaniu jest siła i poświęcić temu należy więcej uwagi bez popadania w przyzwyczajenia. Tyle tylko, jak to skumać > wymaganiom nowoczesnej gastronomii?
No i odnalazł się Arkadius. Co prawda trochę biada nad ubytkiem w domowym szkle ale i tak dobrze, że dał głos. A dzięki tym informacjom wszyscy teraz wiedzą co mu kupować i podsyłać do Berlina.
A Kuba wizytę u Arkadiusa do dziś wspomina (mimo, że nie pił wina) z wielkim sentymentem.
W nocy padnięty byłem wielce i nie dałem rady sprawozdać akcji „Ratatuj Pyrę”. Nadrabiem zaległości niniejszem 🙂
Włamawszy się (z Pyr skuteczną pomocą) do Pyrowego Kompjutra, „powziąłem wiedzę” nt adresu IP oraz sprawdziłem, gdzie jest ta Nirwana, w której przepadają Pyro-Bity. Otóż spacer bitów wysyłanych w stronę serwera http://www.polityka.pl urywał się na routerze firmy ATMAN, która, jak można się łatwo osobiście przekonać patrząc na dolną partię witryn Polityki, jest dostawcą internetu dla redakcji. Natomiast Pyrę w internet zaopatruje firma ICP. Wiedziony odruchem warunkowym próbowałem zadać temat administratorowi którejś z tych firm.
Zacząłem od Polityki. Niestety, Polityka nie przewiduje, że ktoś może chcieć w trybie pilnym zameldować o problemach technicznych i nie podaje kontaktu do supportu. Czyli, gdyby np. ktoś włamał się do serwera www i rozsyłał masowo spam z wirusami, to nie ma dyżurnego, który zechciałby się tym zająć. Trudno. Idę więc na stronę firmy ATM, operator pełną gębą, więc na pewno będzie kontakt do supportu technicznego. Na pewno? Ja chyba naprawdę straciłem kontakt z polską rzeczywistością. Niente. Zero kontaktu technicznego. Ale jeśli chciałbym kupić łącze dzierżawione, to owszem, mogę zostawić wiadomość i jakiś salesman do mnie oddzowni. Nie, dziękuję!
Nie odpuszczam. W bazie danych RIPE.NET (organizacja czuwająca nad przydzielaniem klas adresowych IP) sprawdzam adres IP Polityki i dostaję telefon do administratora sieci ATM. Miły pan dyżurny wysłuchał cierpliwie, sprawdził adresy, potwierdził, że to ich pula (zarówno Polityka jak i ICPNET to ich klienci), ale ogłosił, że ATM w żaden sposób nie filtruje pakietów swoich klientów. I żebym zgłosił się do administratora Polityki. Ja na to, że to właśnie ten orzech nie na moje zęby, bo administrator Polityki się nie ujawnia. No, ale skoro to ich klient, no to ja poproszę o miłego rozmówce o telefon, by móc postąpić zgodnie z jego sugestią. Kosa na kamień! Ochrona danych adresowych! Nie może! I już! Kwadratura koła, mówię. Polityka odsyła mnie do ATM, ATM ode mnie zgłoszenia nie przyjmie, bom dlań nie klient, odsyła do Polityki, ale namiarów do admina nie poda.
Dzwonię więc do Piotra po pomoc. Dostaję po znajomości telefon do szefa redakcji internetowej. Dzwonię. Zagajam. Pan w słuchawce grzecznie przerywa i pyta, czy ja dzwonię do pana Marka. No tak, mówię. Ale pan Marek zrezygnował z abonamentu i operator zaraz sprzedał kartę SIM z jego numerem następnemu klientowi, czyli mojemu rozmówcy. Reklamuję u Piotra. Dostaję inny telefon. Tym razem się zgłasza się automatyczna sekretarka, której wszystko wyłuszczać byłoby trudno. Piszę więc mega-SMSa i liczę na reakcję.
W tak zwanym międzyczasie próbowałem też dotrzeć do działu technicznego „kablówki” Pyry, czyli ICPNET. Przełączyli mnie do firmy Inea. Jest tam Infolinia ale tylko do 17-tej, już za późno, szukam więc jakiegoś formularza kontaktowego w nadziei, że ktoś mnie przeczyta. I szok. Nie wierzę. Powtarzam operację. Znowu. Program antywirusowy melduje, że kod strony zawiera niebezpiecznego exploita.
Odważni mogą sprawdzić pod adresem http://www.inea.pl/strony/1/i/5.php
Odpuszczam.
Czekam więc na ruch pana Marka i zastanawiam się, jak to możliwe, żeby na trzy serwisy publiczne o dużym zasięgu (Polityka, ATM, ICP) wszystkie trzy ewidentnie ignorowały potrzebę uruchomienia możliwości kontaktu na wypadek awarii. Co robią ottonormalni Polacy w takiej sytuacji? Bo ja jestem tylko dziwolągiem z Austrii i może to ja nie wiem, jak należy postępować w razie potrzeby.
Poirytowany
paOlOre
PS Kopia idzie epocztą do Pyry
Ojoj, Arkadius, ojojoj… Ajn biedronisze wajn, znaczy?! Wszyscy się tu zamartwiają, o zdrowie, ba – życie! pytają, a Tyś po prostu ze wstydu i sromoty o mało nie wykitował, tak?! Trzeba sparafrazować Pawlaka – Mój boże, Arkady, jak to dobrze, że to na Ciebie padło, a nie na mnie…
Taaa. Trzeba zapamiętać, że jakby miał nadjeżdżać, to wino wyszło, szkiełka wytłukły sąsiadów bachory, a w ogóle to my tera do koszenia, to może Gość nam co naszykuje? 🙂
Nowoczesna gastronomia… Brzucho, słyszysz?
PaOlOre,
zajrzalam na te strone firmy Inea, ale mnie niczym nie straszylo. Czy to dlatego, ze mam Mac’a? Czy moj Mac mogl sie od nich czyms zarazic? 😯
PS. Poczta austriacka dochowuje przyrzeczenia, zadnej przesylki jeszcze nie dostalam 🙁 Ze wsi wielkopolskiej paczka z „Przekrojami” szla 6 dni. Zwykla poczta.
Witaj Arkadiusie!!
Już odchodził blog od zmysłów, rwał włosy z powodu Twojego zagubienia!
A Ty się plączesz po realu?!
Pyra tak się Ciebie zaszukała, że sama aż zaginęła w cyberprzestrzenii.
I dzisiaj więc trzecia część serii: Poszukiwacze zaginionej arki.
Brakowało Twojego kontrsprawozdania, ale już jest!
Potwierdzasz! Było dobrze.
A wino co ma sprostać wymaganiom nowoczesnej gastronomii, to pewnie takie które można, a nawet należy, serwować w plastikowych kubeczkach.
Gbybyś kupił to wino wcześniej, nie miałbyś opisanych problemów z tradycyjnymi, nienowoczesnymi kieliszkami.
Pozdrawiam wietrznie!
Pyra zapodaje:
Do pieczeni zrobię sałatkę z sałaty
lodowej, szczypioru, cykorii i połówki czerwonej pomarańczy. W
kieliszkach będzie dzisiaj „Dusza monacha” wino bułgarskie, które nam
smakuje. Trzeba tylko uważać, żeby nie wybierać półsłodkiego zamiast
półwytrawnego Już nie mogę się doczekać kiedy odzyskam „wolność
polityczną”.
Pozdrawiem
Pyra uziemiona internetowo
Troche powtórzyłam, ale macie co macie (w tomacie).
http://alicja.homelinux.com/news/Dla%20Pyry2.html
Nemo!
Mój antywirus mówi, że chodzi to „einen heuristischen Treffer”, czyli kod podejrzany, ale jeszcze nie zarejestrowany w bazie danych jako znany szkodnik.
Wstyd mi za czerwono-biało-czerwonych.
Być może ci „Rodacy”, na których czekałem w grudniu cały miesiąc, także przeleżeli trzy tygodnie w austriackiej sortowni.
Chyba czas pomyśleć o kolejnej emigracji…
Swiat komplikuje sie i tyle.
Wszystko jednak znajduje sie predzej czy pózniej. Zginela Pyra, znalazl sie Arkadius. Narobil klopotu bo teraz musze odwolac cala akcje poszukiwawcza. Jeden wynik juz zameldowali. Na Antarktydzie nieobecny. Sprawdzili cale poglowie ludzkie a przy okazji policzyli pingwiny. Dane te pozostana jedna niedostepne az do ostatniego pingwina.
Sprawozdanie paOlOre pelne realiów. Gdyby oni zatrudniali mnie jako psuje systemów, to wszystko by funkcjonowalo jak w zegarku. Wymaganie, zeby service komputerowy funkcjonowal w niedziele i swieta jest po prostu sprzeczny z ostatnimi dezyderatami wladz niebieskich i tyle. Jak swieto, to swieto a nie to co u nas. U nas byl dzisiaj jarmark. Malutki z dwu powodów. Po pierwsze konkurencja supermarketów zostala wzmocniona otwarciem granic. Nic juz nie jest zagraniczne w promieniu kilku tysiecy kilometrów, to i czym tu zaimponowac. Po drugie zapowiedziano nowa zadyme Emmy. Takie ostatnie tchnienie. Mialo zaczac sie o godzinie 14.00 i zaczelo sie ale slabiutko. Skoro jarmark, to i oczywiscie spotkanie Pod Bocianem. Jeszcze nie przylecial ale podeslal tak zwany Riesenschnitzel. Czyli w tlumaczeniu duzy sznycel wiedenski. Szkoda, ze nie bylo Marka ze jego armata. Mialby co utrwalic. Do picia o dziwo, podstawki do piwa marki Budweisser. Gdzie piwo pytam. Na razie Czesi rozdaja w lokalach podstawki pod kufle, zeby narobic gosciom apetytu. Nastepny krok to beda kufle i szklanki. potem pojawi sie piwo. Ci Czesi to sa chytrusy tak jak ten ichni Topolanek, który zalatwil im jazdy bezwizowe do USA. Kwiat miejscowej prominencji poruszal najwazniejsze tematy miejscowej i swiatowej polityki. Biedna Afryka. Znowu musi zaplacic Unii Europejskiej 900 milionów Euro. Podaje cyframi:
900.000.000 Euro.
Niezla suma. Bierze sie stad, ze Microsoft zostal skazany na zaplacenie tej sumy za popelnione grzechy. Nie umiem powiedziec jakie ale fakt jest faktem. Tak jak to, ze ukarano Pyre, po prostu za caloksztalt.
Bill Gates przeznaczyl 30 miliardów dolców na pomoc dla Afryki a teraz z tej sumy zostanie potracona wspomniana kara. Niby niewiele w procentowym udziale biorac ale ja postanowilem nie placic dalej zadnych skladek pomocowych. Niech placi Bruksela.
paOlOre dochodzi powoli do slusznego wniosku, ze nalezaloby wyemigrowac. Prosze bardzo. Poludniowa Burgenlandia stoi otworem. Ode mnie do Kanady list idzie tez miesiac, no moze troche szybciej. Trzy tagodnie.
Pogoda cesarska a jedyna troska to zapewnic dla Pyry polaczenie w technologii obejsciowej.
Pan Lulek
Gotowac dzisiaj i jutro nie bede, powczorajszych szalenstwach jestem zaprowiantowana na nastepne 2-3 dni.
Z czesci rosolu zrobi sie pomidorowa, potem moze barszczyk ukrainski z wkladka miesna.
Jade w tzw, sklepy, moze sie na cos skusze.
Acha, Alicjo. U mnie w Nofrills, Food Basics i Price Copper nie ma pietruszki, sprawdzalam osobiscie i naocznie. Oczywiscie, czesto jest, ale wtedy ja nie mam zapotrzebowania.
Ide cos przetracic, i choduuuu!
Pan Lulek, co to za drugi nawal Emmy? Ona sie paczkuje?
Tuska
Tuska kochana !
Czy Ty przypadkiem nie wiesz, ze nieszczescia chodza parami. Nasza Emma nabrala wczoraj powietrza w pluca i dmuchnela. Tak poteznie, ze az ja zatkalo. Odetchnela troche i dzisiaj od godzina 14.00 zaczela od nowa. Nie ma juz tej sily co wczoraj ale jeszcze da popalic.
Na jarmarku oczywiscie dokonalem zakupów. Piotr doniósl, ze posiada dwie deski oliwne do krojenia wiktualów. Alicja doniosla, ze jej synowa ma rozmiary XXS i pochodzi z Panstwa Srodka. Rozgladnalem sie po stoiskach i co znalazlem. No zgadnijcie. Bambusowe deski. Dwa rózne modele.
Pomyslalem sobie, ze dobrze byloby dozbroic kuchnie Barbary i Piotra nabywajac obydwie droga kupna. W zwiazku z powyzszym uprzejmie prosze Piotrostwo, gdyby doszli do wniosku, ze musza miec tez deski bambusowe skonsultowac ze mna wymiary, zeby przypadkiem nie popelnic plagiatu. Dostawa desek moze byc na rózne sposoby. Od dostawy osobistej az do podeslania bociana albo zurawia czy innego labadka. Na poczte byl bym sie nie spuszczal. Zbyt ryzykowne i powolne. Chyba, ze ktos ze znajomych wpadnie po drodze, to wysle przez umyslnego.
Przyjazd Piotrostwa po deski najbardziej mile widziany.
Pan Lulek
Redakcja internetowa Polityki w osobie Pana Marka przejęła pałeczkę w sztafecie „Ratatuj Pyrę”, o czym Pan Marek poinformował mnie osobiście telefonicznie przed kwadransem. Dalszy rozwój wydarzeń zapewne dopiero jutro.
Panie Lulku,
nie jesteśmy aż tak rozpuszczeni by domagać się jakichś wymiarów. O poczcie też nie myślimy ciepło. Zjazd zaś może się zamienić w bazar, na którym prowadzony bedzie handel wymienny: jedni drugim paciorki, a tamci z kolei – perkaliki. No to llu go deską!
Zdaje się, że afera Pyry wkrótce dobiegnie końca. Ale tu moja firma okazała się tak sprawna jak poczta polska. Tylko paOLOre jest na poziomie. Reszta – dno!
Dziekuje Piotrze za komplement. Cytuje. Reszta – dno!
Jak bedzie trzeba, to ja jednak zawsze wystartuje. Czuje sie jak 007 na emeryturze czyli a.D. jak to u nas mówia.
Bazaru prosze nie organizowac. Mozna by zrobic loterie fantowa czyli tombole. Korespondencyjna tombola. Te deski to jednak nie do tomboli ani nie do lania. Aczkolwiek dla Barbary przygotowalem model poreczny zaróno do do lania ale i do rzniecia czyli krojenia. Pozostaje do rozwiazania problem czym kroic. Na czym kroic i serwowac, zalatwione. Teraz problem jak i czym. Sadze, ze moznaby pójsc na klasyczne rozwiazanie. Wyslac kogos na ksiezyc, zeby kupil a jeszcze lepiej otrzymal w prezencie od Mistrza Twardowskiego karabele. Jemu tam juz nie potrzebna. Jesli chodzi o robienie niebianskich serów, to Droga Mleczna znajduje sie nieco dalej.
Jak wiadomo w kostelacji tej drogi znajduje sie najbardziej znana mleczarnia wszechswiata. A gdzie mleko, tam i sery. Moze by na Zjazd zaprosic po prostu Mistrza Twardowskiego osobiscie i niechaj on zademonstruje jak sieka sie karabela sery na bambusowej desce.
Na miejscu w dalszym ciagu stan najwyzszej gotowosci i usuwanie szkód.
Emma tylko wieje i daje sie zyc.
Pan Lulek
Panie Lulku,
jak Pan nie wysyła listu pocztą lotniczą (jest różnica w cenie, mieszkałam w Austrii, wysyłałam listy, to pamiętam) to on sobie płynie morzami i oceanami ile mu się chce. Lotniczy list idzie 5(w porywach, zdarzało się) do 10 dni góra.
Na pierzynę Pana stać, a na lotniczy znaczek nie?! 😉
PaOlO,
przecież ktos przy tych maszynach (serwery Polityki) siedzi i nie może znalezć zabanowanego IP Pyry teraz, już?! Poniedziałku trzeba? Pewnie siedzi i dłubie w nosie, albo ogląda niedozwolone strony 🙂
Ale swoja drogą, my się w kapustę wypuścić nie damy, akcja była doskonała, mimo podmuchów Emmy czy jak jej tam!
Manipulacja Panie Lulku to nie zadanie dla smakoszy. To dno (a nawet poniżej dna) to moja firma i firmy informatyczne. Pan Lulaek zaś – co ogłaszam publicznie – to wyżyny, to nawet Himalaje! A czego dotycza te komplementy wyzna sam delikwent. No i co?!
Juz sadzilem, ze jestem a.D. Chyba wycofam sie z tego sadzenia. Trzeba myslec o przyszlosci. Gdyby przyszla Glowa Panstwa miala jakikolwiek wplyw na obsadzanie niekonwencjonalnych posad, to ja melduje sie do roboty jako Wielki Manipulator.
A jak na razie to sobie flirtuje z Emma. Moze oszczedzi mój ogródek.
Pan Lulek
Droge Alicjo !
Znowu trzymasz mnie za cos za co nie powinnas. Mam na mysli, ze trzymasz mnie za idiote, który ma IQ ponizej 180. Zanim zaczalem korespondowac droga pocztowa z innymi kontynentami jak na przyklad Ameryka, od Ziemi Ognistej po Alaske, ze nie wspomne o Kanadzie podleglem konsultacji w Urzedzie Pocztowym mieszczacym sie przy placu glównym naszej metropoli. Poinformowano mnie, ze czasami ludzie myla Austrie i Australie i wtedy listy lataje tu i tam. Jesli chodzi o przesylki listowe, to jest takie których ciezar nie przekracza 2 kilogramów, to po pierwsze nie podlegaja one ocleniu i poza podaniem zawartosci nic wiecej nie potrzeba. Listy te sa wysylane z Europa zawsze samolotami. Gdybym mial zamiar wyslac Tobie cala na przyklad szafe albo skrzynke wyskokowych napojów, to wtedy moze wchodzic w gre transport morski. Lekkie przypadki automatycznie lotnicze. Dalsza droga zalezna jest od Poczty Jej Królewskiej Wysokosci, Królowej Wielkiej Brytanii. Oczywiscie trudno wykluczyc pomylki poczty po kanadyjskiej stronie. Tuska mieszka w miescie Missisauga gdzie znajduje sie lotnisko znane w swiecie pod nazwa Toronto.
Gdyby Was tam tak bardzo nie zawiewalo i nie próbowalibyscie sprzedawac swojego zeszlorocznego sniegu, to list winien trafiac do adresata w przeciagu 12 do 14 dni. Podobno rok biezacy jest wyjatkowo bogaty w snieg i jego zbiory przekraczaja srednia wieloletnia.
Przepraszam za otwarte postawienie sprawy ale osobiscie sadze, ze dwukrotna róznice oplat pocztowych lepiej przeznaczyc na inne cele na przyklad na ratowanie bialych niedzwiadków podobna zagrozonych wyginieciem.
Pan Lulek
… a mówiłam Wam, ze jak padnie serwer Polityki, to serwer „alicja” będzie działał?!
No to tak wespół w zespół, jakby co, to jesteśmy samowystarczalni 🙂
P.S. Ja też chcę mieć jakieś stanowisko w rządzie. A co!
U mnie piekny zachod slonca, rozowe chmurki na blekitnym niebie, Emma cos ucichla. Przed poludniem padal deszcz, wiec nici z biegowek, ale po obiedzie sie przejasnilo i wycieczka rowerowa po okolicy przy +16°C w cieniu byla tak przyjemna, ze objechalismy ponad 25km. Na lakach pelno przebisniegow, w lesie az fioletowo od przylaszczek, wezbrane potoki niosa wode z topniejacego w gorach sniegu. Po drodze jakis jogger-gapa czlapiacy lewym skrajem sciezki skrecil nagle w prawo wlazac mi prawie pod kola, nazwalam go brzydko, ale na szczescie nie slyszal, bo mial sluchawki na uszach. Nie poznalam go od tylu w tym obrzepionym dresie, a byl to ordynator chirurgii naszego szpitala 😯 bardzo dobry fachowiec i mily gosc. Wiecie ile zarabia taki lekarz? Ponad 800 000 Fr rocznie.
… no tak. Znowu dostało mi się. Ja sobie wypraszam, Panie Lulku, ani nie uznałam Pana za te tam IQ ani za żadne takie.
Napisałam, ze jak z Austrii wysyła się list pocztą normalną, to nie należy oczekiwać cudów, ze za chwilę będzie. Nie moja wina, ze w Pańskim kraju takie różnice opłat.
Z durnej Kanady list zamorski kosztuje tak samo, jak niezamorski. Po prostu wiadomo, ze musi lecieć, bo świat jest wielki. Ważne jest dopiero wtedy, jak się wysyła przesyłki, większe listy, wręcz paczki.
Idę popłakać w kąt. Może nawet wezmę i sie zepnę i ten test na inteligencję (IQ) zrobie. Pewnie sie okaże, że mam 63 albo cos koło tego.
Z tymi listami to tak bywa. Niektore do Switzerlandu przychodza przez Swaziland 🙁 Kiedy wprowadzono dwie taryfy: priority i economy, to na listach krajowych trzeba bylo obok znaczka pisac A lub B. Niektore listy wedrowaly wtedy przez Austrie lub Belgie, az wprowadzono niebieska nalepke „priority” 😉
… a lotnisko nie nazywa się Toronto, tylko Pearson.
Alicja !
Jak sie razem dobierzemy do zloba, to napewno doprowadzimy caly swiat do Konca Swiata.
A potem to bedzie tylko Sad Ostateczny.
Pan Lulek
W związku ze zniesieniem wiz do Kanady, zaproponowałem jeden z kolejnych zjazdów w krainie śniegu i Indian. Niestety cicho sza i nie spotkałem się z ciepłym przyjęciem mojego pomysłu. Trudno. Będę musiał sam przemierzyć trasę z Montrealu do Vancouver. Koszt przejazdu od tysiąca $. Cztery dni w pociągu to i tak połowa tego co na trasie Moskwa Pekin.
Na razie poczytałem , kiedyś obejrzałem film. Teraz czas na bogatego nabywcę obrazów 🙂
http://www.koleje.usa.martel.pl/print.php?type=A&item_id=2
Panie Piotrze, Ja dno tez? Ja dno?
Ide poplakac.
A tak przed tym plakaniem, Panie Lulku jak to bylo z tym czyszczeniem sreber? Moze Pan pamieta?
Dzwonic dalej nie moge do Europy, przerywa, albo jest zajete. Moze da sie pozniej polaczyc.
Buzka,
Tuska
Marku, czyzbys proponowal odbycie zjazdu w pojezdzie kolejowym, na dodatek kanadyjskim?! Czy wiesz, ze to bardzo niebezpieczny pociag? Kazdy, kto widzial film „Niewygodny swiadek” (Narrow Margin), wie, ze jezdzi nim mafia i platni mordercy 😎 Moja siostra i jej maz nie wiedzieli i przejechali te trase i to tam i z powrotem 😯 ale oni slabo znaja angielski i nie wiedzieli, o co chodzi tym, biegajacym po dachu pociagu, facetom 😎
ze zacytuje ostatnie zdanie:
W okresie od ko?ca wrze?nia do pocz?tku pa?dziernika barwy kanadyjskiej jesieni s? naprawd? urzekaj?ce.
znaczy co, punkt o polnocy? , no chyba, ze polarna, jak te misie, a co daja jesc za 1000 papierow ?
u mnie chyba jeszcze piatek
Misiu nie zrazaj sie, On musi przyjsc
Lena,
salaterka, ciepla woda, folia aluminiowa na dno i garsc soli. Srebra wlozyc do roztworu i wyjac po chwili.
Panie Lulku,
nie czytałam żadnych komentarzy po Pana wpisie z 19:11 i myślę sobie, że takich dwóch jak my są to nie ma, ale dajmy pożyć, niech sie jeszcze ten świat kręci 🙂
Alicjo, potwierdzam to, co mówi Pan Lulek.
Środek lokomocji dla przesyłek listowych (<2 kg) to samolot.
Piorytet to dwukrotnie większa opłata.
Problem wg. mnie plega na tym, że poczty nie wywiązują się ze zwykłych zobowiązań.
Ja kiedyś wysłałam do Pani Doroty w Warszawie płytkę CD w normalnej kopercie z Warszawy i przesyłka szła 3 tygodnie.
Tu trzeba zmasowanej, sądowej akcji klientów albo dopuszczenie konkurencji na rynek.
Na ogół państwowe molochy mają tyle majątku na karku, tylu pracowników za grosze, tak rozbuchaną administrację ( nie za grosze), że niczego do0brego z tej strony spodziewać się nie należy.
Takich trzech, jak was dwoch, to nie ma ani jednego 🙂
Misiu,
jesteś zapraszany jak najbardziej, gdziekolwiek wylądujesz( Toronto-Pearson czy Montreal-Pierre Elliott Trudeau (dawniej Dorval), to Cię odbierzemy i ugościmy, a potem wyślemy w świat. Najdalej (na zachód) znajomych mamy w Edmonton, ale oni pewnie mają znajomych w British Columbii i tez Cie moga pchnąć.
Kanadę przejechaliśmy na piechotę samochodem dwa razy, marzyła nam sie wyprawa pociągiem. Niestety, teraz to nie jest tak łatwo, a DROGO jak cholera.
Kiedys kolej gnała przez całą Kanadę, ale juz za naszego tutaj pobytu zniesiono niektóre odcinki i teraz to juz nie to.
Natomiast jest taka możliwość, ze wykupujesz bilet autobusowy na miesiąc, i sobie jedziesz – wysiadasz, kiedy chcesz, zostajesz we wsi ile Ci sie podoba, wsiadasz za pare dni i tak dalej. Musiałabym zerknąć do szczegółów, ze 3 lata temu patrzyłam, bo zapowiadal się biedny student kolega z Belgii – ten miesięczny bilet chyba nie przekraczał dwóch stów czy jakoś tak, było to naprawdę bardzo tanio i chyba jest.
Nemo sieje wrażą propagandę o Kanadzie, toż to kraj spokojnych ludzi!!! Nikt nikogo nie zarzyna i nie lata po dachach wagonów !
Autobus za dwie stówy i kilka tysięcy kilometrów 🙂
Ja do Paryża za półtorej stówy i do przejechania mam w obie strony 3500 km. Ceny chyba podobne ale nie można wysiąść gdzie się chce 🙁
Zjazd w roku biezacym musi zostac w Polsce u Gospodarzostwa.
Nie mozna ich oszczedzac. Rok przyszly proponuje zeby byla Kanada. W ramach blogu oglaszam jednoosobowo utworzenie odlamu Kanadolubych. Przewodnictwo proponuje zlozyc w rece Alicji, która wszystko zorganizuje równiez pod wzgledem finansowym. Od jutra odkladam w swiezo uprana skarpetke. Druga ulegla podarciu. W te skarpetke bede skladal cent do centa i jak dozyje, to w polowie 2009 roku powinno byc dosyc.
Marka wpakujemy do autobusu i niech sobie szaleje po calej Kanadzie ze swoja armata. Kotka Muli wyrazila zgode a sasiadka dopasuje sie pod warunkiem, ze bedzie miala czas na przygotowanie sie do nowych zadan.
Na wszelki wypadek nie zabiore jednak ze soba samochodziku Nazareti.
Przyszloscia zyjacy
Pan Lulek
Jak mi jeszcze raz niepoprawny kod wyskoczy, to juz naprawdę robie rewolucję, a nie tylko zapowiadam!!!
Marku, dla zachęty podsyłam skany (ostatnio mam tak skanuję stare zdjęcia) z naszej najpierwszej wyprawy dookoła Ameryki. Zrobilismy wtedy 17 000 km plus i mniej więcej zorientowalismy sie, o co chodzi na tym kontynencie 🙂
Nie żartuję z tym biletem autobusowym, jest taka mozliwość.
http://alicja.homelinux.com/news/Wyprawa-I.10.1985/
Pewnie, ze zjazd w Kanadzie bylby do zorganizowania (ja sie zglaszam) i atrakcji jest tu niemalo.
Podroz przez Kanade zapewne zdecydowania tansza autobusem (tez i mniej komfortowa). Z autobusu mozna wysiasc w dowolnym miescie i potem znowu wsiasc (pod warunkiem, ze sa miejscowki, a zwykle sa). Bilet kolejowy VIA RAIL Toronto Vancouver Toronto kosztuje $1000, klasa ekonomiczna. Wliczone sa posilki chyba, a jedzie sie trzy bite dni. Mozna tez wykupic taka salonke (dwie lub trzy sypialnie, salon i lazienke).
Najwygodniej po Kanadzie sie jednak jezdzi samochodem (bo to jest tez taka jedna wielka torba ze wszystkim co potrzebne) i samolotem.
Cale szczescie, ze te glupie wizy nareszcie zniesione…
Przyznaje sie, ze moje leniwe pierogi mi nie wyszly. ugh…
Leniwe pierogi nie wyszły?! 😯
Od razu przyznaję, ze nigdy w zyciu nie robiłam i nie cierpię leniwych, a zwłaszcza tych, które kiedys serwowali w barach mlecznych typu „Miś” we Wrocławiu. Jak Sławek powie, ze były świetne, to mu nie wierzcie, łże!
Najwygodniej samochodem, ale Aniu, mam rozeznanie w tym temacie autobusowym sprzed jakichś 3 lat – fantastyczna opcja dla turystów, ta na miesiąc. Niedużo kosztuje, a do celu można zdążyć i wrócić, wysiadając po drodze tu i tam.
A co do Zjazdu w Kanadzie – ja za, tylko nic w to cholerne lotto nie wygrałam, a przeciez kogo na to stać, na taki wyjazd? Bardzo by sie zawęziło grono zjazdowiczów, a tego nie chcemy!!!
Szybciutko obliczyłem ,że w ciągu ostatnich 10 lat przejechałem po Europie autobusem ( nie licząc Polski ) ponad 60 tysięcy kilometrów. Do tego trzeba doliczyć 400 tysięcy po kraju różnymi środkami lokomocji i od 3 do 5 tysięcy rocznie rowerem. Ale ze mnie włóczykij 🙂
Marku, robiles dziennie 127 km (3875 km/miesiac) Jak jakis akwizytor 😯 . Czy Ty w ogole bywales w domu?
Koryguje. 4200 km/miesiac, 136 km dziennie.
Przyjaciel mojego syna, weteran wojny w Kuwejcie i amerykanski obywatel, ma zwyczaj mówic. Jest idea, teraz trzeba zobaczyc jak z tego zrobic pieniadze. Jezeli zalozymy, ze zlot w roku 2009 bedzie za 500 dni, to odkladajac dziennie 1 Euro ma sie przed wyjazdem 500. Przy oszczednosci 2 wychodzi juz 1000 okraglych. Wystarczy miec na dojazd w jedna strone liczac na to, ze w najgorszym przypadku dojdzie do ekstradycji albo zalapie sie czlowiek na lodowa skrzynke.
Moja wnuczka Aga wyjechala kiedys do Australii majac pieniadze w jedna strone. Wrócila bez pieniedzy ale z chlopakiem z którym jest do dzisiaj.
Proponuje powoli rozpoczac urabianie opinii publicznej na zasadzie jak sie o czyms nie mówi, to tego nie ma a jak sie mówi to moze z tego cos bedzie
Dobranoc
Pan Lulek
Teraz to już nie jeżdzę tak często, ilość kilometrów znacznie spadła, Wszystko załatwiają firmy kurierskie. Do stolicy jeżdzę dwa, trzy razy w miesiącu. Kiedyś ja biegałem za klientami, dziś oni biegają do mnie … Teraz prowadzę tryb życia osiadły.
Większość moich znajomych prowadzących różne firmy przejeżdża autami 40- 80 tysięcy km rocznie.