Zgadnij co gotujemy? (75)
Dobre kolacje często kończą się podaniem deski serów. Można kupić w polskich sklepach sery niemal ze wszystkich krajów Europy. Jeśli zważy się, że w samej tylko Francji produkowane jest ponad 500 gatunków sera i doliczyć do tego jeszcze przysmaki serowarskie z innych krajów to ile jeszcze quizów może być na ten temat – ho, ho. Oto dzisiejsze pytania:
1. Najstarszy francuski ser – dzieło zakonników – wyprodukowano w 962 roku i nazywa się on…?
2. W jakim kraju produkują przysmak pod nazwą Parrano Robusto?
3. Nawet Anglicy potrafią wyprodukować dobry ser, ich pyszny pleśniowiec nazywa się?
Odpowiedzi proszę przysyłać na adres internet@polityka.com.pl
Jak zwykle kto pierwszy ten lepszy. Trzy prawidłowe odpowiedzi umożliwią wysłanie nagrody. A dziś nagroda to książka Barbary Adamczewskiej z cyklu Encyklopedia Gotowania opublikowana w wydawnictwie Prószyński i S-ka pod tytułem „Drugie dania”. Oczywiście z autografem autorki i moją dedykacją. Czekam więc!
Komentarze
No i masz! Nagrode juz zaposiadam i po co bylo tak rano wstawac 🙁
Widzisz Nemo – te środowe ranki to już przzwyczajenie. Wstaję zwykle wcześnie i b.rzadko odpowiadam w poczcie na zagadki. Czekam na inne tytuły. Taki człek jakiś zachłanny na niektóre dobra, np.książki.
Tej nie zaposiadam, odpowiedziałam, ale się machnęłam i musiałam słać poprawkę. I nie jest gwarantowane, że się nie machnęłam drugi raz, bom juz mocno śpiąca. Padam na twarz, dobranoc.
I oczywiście dzień dobry drugiej stronie Wielkiej Kałuży!
Mam i polecam. Kuchni książka może i nie wywróci, ale napewno uporzadkuje. A feministyczną lekko myśli autorka w przedmowie, celowo lub mimo woli zawarła. a przecież „co gotować?” to nie tylko niewieści problem.
Nie dane mi było onegdaj dokończyć, więć się skopiowałem i dopisałem. Choć tekścik głupstwa dotyczy, to im więcej przeszkód po drodze, tym bardziej zaczęło mi zależeć 🙁
O najpierwszej zupie świata, czyli
O rosole, czyli
zupie banalej, jak jogurt z z chrupkami nesquicka?
Najpierwszej z powodów dwóch, bo w niej wszystkie początek biorą i tylko mlecznej z niej nie zrobisz, oraz że najprzód homo wrzuciło ścierwa do gliniaka z wodą, po czym wyjadło mięso, a dopiero potem popiło tą dziwną po nim wodą, by stać się sapiensem.
Kuchnia, powiedzmy to sobie, idzie w poprzek światopoglądom, bo na początku nie było ani słowo, ani wodór. Na poczatku był rosół!
Zeby zrobic dobry rosół, przede wszystkim trzeba mieć?, co? Dobrze. A herbatę? Świetnie! A piwo? No, naprawdę! Się wprost nie posiadam! Albo pytania są nie na poziomie, albo ten rosół jest taki banalny. Żeby zrobić dobry rosół, trzeba mieć dobrą wodę i dlatego wyjechawszy gdziekolwiek, rozpływacie się nad byle kompocikiem.
Do gara nalewamy wody i wkładamy nasze mięso. U mnie szponder jest Szurkowskim, a indycze skrzydła Szozdą, lecz prawie zawsze jadą jadą w tandemie. Może być pręga, może i łata, ale rosół pochodzi od wołu, choć etymologia nam tu nie dorasta. Ważne, aby mięso było? tłustawe. Kochani! Gońcie dietetyków, jak komiwojażerów i namolnych objawiaczy jedynej prawdy o życiu w niebie. Się podoba czy nie, ale smak mieszka w tłuszczu. Nie mówię – jedzcie tłuszcz, z resztą – o tem, potem. Nadużywajcie roweru, podnoście ciężary, gnijcie podkowy i naprzykrzajcie się tym, jak Lepper, opalonym tytanom inteligencji od fitnesu. Gubcie i roztrwaniajcie te funty i kilogramy, ale nie słuchajcie żywieniowych kaznodziei! Żyjecie raz, więc carpe diem, a nie ?dietem?, bo i tak memento mori!
Wkładamy więc nasz szponderek i skrzydełka do wody, króej mamy więcej niż. Się przygotowując patrzymy we własne w garze odbicie (lub liczymy te szklanki) i dumamy ile ma być rosołu, wody zaś dajkemy więcej, bo – i tu, łup!, łbem w dzwi – rosół gotowany bez pokrywki się nam wygotuje.
Mięso ma być oczywiście świeże, ale? dobrze!, dojrzałe. Wołowina jest mięsem dojrzewającym i pytajcie rzeźnika, dlaczego przed wyłożeniem na ladę, mięso wisiio i najjpierw samo w sobie gryzie i nadżera.
Żeby ono było jeszcze lepszym, należy je zamrozić. Kruszenie mięsa poprzez naturaną działalność enzymów wspomagamy w ten sposób rozsadzającą mocą zararzającej w komórakach wilgoci i jesli kiedyś mysliwi wieszali zająca za oknem, to dla mrozu, nie ozdoby. Dzioś, w dobie zamrażarek, zdarza się to rzadko i dla względów estetycznych, choć i z ryzykiem, że eko”leleko”logdzy kamień w szybę poslą.
No to gleboko mrozimy, po tygodniu rozmarażamy i widzimy, ze mięso, co było czyste i suche pusciło krew z jakimś osoczem. Ano własnie! Komórki nam spękały.
Wkładamy mieso do gara (który to już raz?) zalewamy zimną wodą i na gaz. Liść, zielę, pieprz i sól w wodę i powolutku ogrzewamy. Ja lubię jeszcze goździka, a jak dużo rosołu to nawet i dwa wrzucić. Jadłem i z cynamonem, ale nie pasowało, bo gotujący z ilością przerzeźbił. Istotą przyprawy jest wszak, że przyprawia i gdyby chodziło o zdominowanie smaku i zapachu, toby się to zaprawą zało. Tu zaprawą jest mięso, więc ostrożnie, bo rodzajów pilników wyróżniamy cztery: zdzierak, równiak, gładzik i jedwabnik i nasz goździk tej ostatniej kategorii odpowiada.
Woda powoli, bardzo powoli sie ogrzewa. Jeśli garnek wyraźnie rosieje od zewnątrz, tzn. że była odpowiednio zimna, ale skąd w tych waszych blokach zimnej (i jeszcze dobrej?) wody… Teraz tak – płomień grzeje gar, gar wodę, a woda mięcho, prawda? Prawda. Pies pogrzebion został w tym, żeby to ogrzewanie trawło możliwie jak najdłużej, bo tu o chemię idzie. Nasypaliśmy soli, która osmotycznie wyciąga wilgoć z mięcha, a wraz z nią wszystkie te smaki, frukta i łakocie. Jesli temp. skaczy nam zbyt szybko pow. zaklętych 42 st.C, to białko się ścina, kolageny galarecieją i koniec z dobywaniem smaku! Tradycja mówi, że rosół ma ledwie pyrkać, bo wtedy jest ładny i klarowny? Heh, 🙂 To wszystko prawda. Medycyna późnego średniowieczna kazała leczyć choroby weneryczne związkami rtęci, bo rtęć przyporządkowała była Wenerze. Efekty leczenia były, choć wnioskowanie dzisiaj śmieszy. Rosół gotujemy powoli dla esencjonalnego smaku, a klarowność jest efektem ubocznym. Zresztą na jego oczyszczenie jest 100 sposobów. Można zresztą wrzucić mięsa w nadmiarze, a esencjonalny i tak nie będzie.
Powtórzmy: ogrzewamy powoli i jeśli biała pianka pojawia się zbyt szybko i obficie, to znak, że trzeba zwolnić. Kto ma termometr? No tak! Jak tylko Nokia wypuści kolejną komóre z wodotryskiem i studnia artezyjską, wszyscy lec do sklepu… Szumówka w ruch i zbieramy pianę, co sama do szumówki chętnie przywiera. Proces ten trwa marudnie aż do pojawienia się pierwszych maluchnych kropelek tłuszczu. Wtedy wrzucamy warzywa, a są to marchew, puietruszka, seler i por. Trzy pierwsze w kawałkach takich, aby starczyło na dwa kęsy. Por to te liście szkaradne, dobrze oczyszczone i umyte, które na koniec lądują na kompoście. Po ttym zabiegu temp. znów nam spada i proces dobywania smaku rusza od początku. mięso i warzywa poddajemy kilkugodzinnemu moczeniu w gorącej wodzie, a kto szuka w rosole witamin, niech gotuje marchewke na parze. Na palniku obok węglimy cebulę – mały płomyczek liże nam rozkrojoną na pół i niedokrojoną na ćwierć cebulę z ogonkiem, a gdy na brzegach rozcapierzonych i zczerniałych piórek pojawia sie szarawy popiół – wrzucamy ja do rosołu i odłożoną czystą (bo wewnętrzoną) łupinę.
W jednej z książek o kuchni francuskiej autor pisze, ze do robienia sufletów, prócz dobrtych produktów, dobrego pieca dobrych kilku lat praktyki, potrzebana jest „mocna wiara w końcowy efekt” 🙂 Ja tę wiarę rozciągam i na rosół, bo to nie byle zupka, którą zawsze można śmietaną zachlastać. Tłustych oczek, potem ok, a jeszcze później jeziorek i jezior przyrasta. Pod jego powierzchnią widać delikatne prądy wznoszące, które niosa ku powierzchni chusteczki i ręczniki, a czasem dywany szarych farfocji. Nie przejmujemy sie tym wcale, bo im wieksze są owe ściery i dywany, tym więcej miały czasu by sie łagodnie posklejać, ergo – lepiej gotowalismy nasz rosołek. Jak juz wszyscy w domu (nawet koty i pies) po trzy razy powiedzili, że ładnie pachnie, a zegar pokazuje, coś zupełnie innego, niż na poczatku gotowania – odstawiamy nasz rosół do ostygnięcia.
Następnego dnia zbieramy większą część tłuszczu. Jesli jest on kremowo-białawy – rosół wyszedł wołowy, jesli żółtawo-zielony – mamy drób w przewadze. Nas interesował stan pośredni i ten stan posredni w większości, jako sie rzekło, wyrzucamy.
Teraz rosół podgrzewamy, a gdy jest gorący sypiemy natkę pietruszki i pieprz dla uwypklenia smaku. Próbujemy i winien być lekko odmarchwiowo słodkawy, ale to nie marchwianka! Reszta przypraw, szlify i podbarwianie smaku to już osobnicze skłonnosci, ale jesli:
1. mięso dobyte z zupy, na talerz rzucone z musztardką czy chrzanikiem, smakuje nam wybornie, znadź d* z nas nie kucharze! Mięso ma być wiórem i sieczką o lekkim jedynie smaku wołu i gulana i dlatego do pierogów jedynie sie nadającym.
2. warzyuwa dobyte z zupy, na talerz rzucone samotrzeć smak z aromatem zachowały, snadź d* z nas nie kucharze, co do sałatki warzywnej narządzania sie nadają. Warzywa te w rosole jedynie smakować mają.
Rosół podajemy z makaronem, który z ciasta naleśnikowego z bazylią smarzymy, a po zwinięciu w ruloniki na zgrabne wstążki krolimy i z zachowaniem formy zwiniętej na talerz kładziemy. Dzieciny przy stole zgromadzone obrączkami w talerzu na staropolski sposób zabawiamy, a to przez upuszczanie z łyżki kropelki zupy w srodek rosolego oka. wtedy kropelka zupy pływa na tłuszczu, a ten na zupie. Kto więcej obrączków uczyni, ten wygrał, aż do zupy ostygnięcia zupełnego.
Jeszcze to powiem, że dobry rosół łacno poznać można po zjedzeniu. Jeśli po zjedzeniu, gęgy utarciu i uwagach celnych kilku o Blechaczu i Dojcze Gramofon czujemy, że usta kleją nam się samowolnie, znak to, że rosół nasz był bulią.
I M P O N U J Ą C E !
Iżyku – wysmażyłeś nam tu niezły rosół w stulu godnym Wielkiego Nadwornego Rosolnikowa.
Zamilknę już – bo cóż tu można dodać?
Może jedynie jeden „biały” rządek po każdym – ach jakże smakowitym – akapicie.
Szapo!
W „stylu” a nie „stulu” ślepowronie!
A ten „rządek” można – a nawet należy – zastąpic „linijką”
Izyku, ode mnie tez chapeau bas, az od czytania slina leci, upaskudzilem klawiature, ide sie oporzadzic
😆
😯
Mam już woła odpowiedniego idę robić rosół.
Iżyku!
Superprzenadzwyczajny przepis! 🙂 Mogę go buchnąć?
Nie jestem poetessą żeby z Iżykowym opisem rosołu konkurować, aleć kilka podpowiedzi stareńkich dopiszę. Rady rosołowe to mojej Teściowej i całe życie trzymam się ich, bo są doskonałe. Nie mamy już w kuchniach glinianych saganów, co to do rosołu służyły, nie mamy i kuchni z płytą żeliwną, na której rosół z boku postawiony „mrugał” sobie do skutku. Musimy radzić sobie inaczej. Też za rosół przedni uważam rosół wołowy albo wołowo-drobiowy z tym, że bez indyka a z kurą czy nawet kurczakiem (skrzydła, pudło, szyjka). Indyk ma jak na moje potrzeby zapach zbyt intensywny. Zgodnie z radami Teściowej wkładam mięso do gara z minimalną ilością wody – tylko tyle, żeby przykryła mięso. I zaczynam warować, a na podorędziu , w lodówce mam dzban lodowatej wody. Kiedy to co w garnku zaczyna perlić i lada moment ma się zagotować, dolewam ok 1/4 litra tej zimnej wody. Dalej czatuję – i znowu dolewam i znowu, aż wody nie będzie tyle, ile ma być rosołu. Teraz pozwalam się zagotować, odszumowuję, wrzucam przyprawy, sól i jarzyny. Z warzyw stosuję pietruszkę i seler z nacią, marchew (bez naci i niedużo – 1 średnią) por zielony, przypaloną cebulę. Z przypraw lubczyk (sporo), 4-5 ziaren ziela angielskiego, kilka ziaren pieprzu czarnego, liść laurowy nalusieńki albo kawałeczek większego. O, wtedy już może się gotować na minimalnym podgrzewaniu (jak ktoś ma płaski kawałek cegły szamotowej to może pod garem położyć. Rosół gotuję ok 2 godzin, jeżeli jest go więcej, mięsa dużo to do 3 godzin. Teraz gotowego rosołu nie studzę, ale przelewam przez gęste sito do innego garnka i na czysty już płyn albo wlewam kilka łyżek b.zimnej wody, albo wrzucam kilka kostek lodu. Powoduje to wypłynięcie na wierzch tzw pozłoty, czyli tłuszczu. Część zbieram z wierzchu, część zostawiam. Rosół podgrzewam do wrzenia prawie i można już lać na talerze na to, co tam jest w planie : makaron, lane ciasto osobno ugotowane, kaszka manna w kwadraty cięta czy wytworny makaron naleśnikowy jak Iżyk pisał. Zieloną pietruszkę drobno usiekaną, gotowaną marchewkę i pieprz podaję osobno na talerzykach, miseczkach itp. Każdy sypie sobie na talerz sam, ile lubi.
Wróciłem a tu wita mnie poezja kulinarna w wykonaniu MIstarza Iżyka. Aż zazdrość bierze. Gdy już Iżyk uzbiera podobnych szkiców kilkanaście to wyślemy je do wydawcy!
Natomiast Kochani słabo spisujecie się w quizie. Odpowiedzi przyszło ponad dwadzieścia ale wszystkie mają błąd w pierwszym pytaniu. To nie roquefort ani brie. To zupełnie inny ser mnisi francuscy wymyślili w 962 r. Jego nazwa (tu obrzydliwa rzecz czyli podpowiedź) zaczyna się na literę „.M”. Czekam nadal.
I kolejna sprawa: bardzo proszę o nadsyłanie zgłoszeń na II Zjazd( tą dwójkę na jedynkę zmienił samowolnie komputer, mam na dowód swój plik bezbłędny)na mój adres redakcyjny: p.adamczewski@polityka.com.pl
To ważne bym mógł się zorientować w liczbie chętnych. Od tego zależy dalsza organizacja. Oczywiście będą możliwości zrezygnowania (tylko z ważnych powodów) i dopisania się w czasie późniejszym. Ale muszę znać liczbę spiskowców w przybliżeniu, by móc zorganizować kontrspisek z mieszkańcem Kurpi czyli Misiem2.
PS.
Ułatwiamy dojazd z Warszawy (pytała o to Helena z Londynu) pod Pułtusk.
Tylko brakiem kawy moge wyjasnic moja dzisiejsza pomylke przy odpowiedziach. nic to…
Jutro Bal w Operze, to i czas rozpoczac sprawozdawanie. Badzie sprwozdawane po kawalku.
Poczatek, to jednak zgloszenie Zjazdowe. Po pierwsze, odczuwam zbawienne skutki mojej niesubordynacji polegajace na zwalaniu wszystkiego na innych. Pan Gospodarz, tez zwalil blad w numeracji na komputer. Ja posunalem sie dalej i zwalam wszystko na W.P.
Z nadzieja, ze jednak nie wetnie. zglaszam dwie osoby plci wzajemnie odmiennej. Przy okazji prosze, zeby to odmienna plec nie chrapala. Jezeli zas tak, to albo cichutka albo melodyjnie. Przedkladam Mozarta albo Straussów. Raczej unikalbym chrapania nowoczesnego lub atonalnego.
Jesli jednak nie bedzie innego wyjscia, na wszelki wypadek zabieram czopki do zatykania uszu.
POWTARZAM JESZCZE RAZ DWIE SZTUKI ( 2 ), OSOBNIKÓW RODZAJU LUDZKIEGO.
Dalszy ciag sprawozdawania w miare rozwoju sytuacji
Pan Lulek
No to jeszcze raz i poprawnie. Odpowiadać można parokrotnie byle poprawnie.Nirrod – do roboty!
Tak jest Kapitanie.
A przy okazji prowizorycznie zglaszam swoj udzial. Zalezy od dni wolnych, nawalu pracy i Ulubionego.
Jezeli moja poprawka tez byla zla, to niestety chyba sie poddam… Za to wreszcie dotarli do nas z kawa.
Merde !
I tyle
Pan Lulek
1. Le Manchego Oro
2. Holandia
3. stilton
ugh…
pozdrawiam.
a
Manchego jest serem hiszpanskim?
Podaję swoje typy:
1. Munster
2. Holandia
3. blue Stilton
Pozdrawiam,
Ewa
Co to za zgadywanki? 😯
Francuski ser jest tutaj:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Maroilles_%28fromage%29
Innymi slowy ser zgadlam dobrze. przynajmniej ten pierwszy
A tu sa wszystkie plesniowe, w tym pare angielskich 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Category:Blue_cheeses
Izyku, poeto kuchenny! Czy „smarzyc” to od marzenia czy smarowania (patelni ciastem nalesnikowym)?
Po przeczytaniu izykowej instrukcji stwierdzam, ze ze mnie nie kucharka, bo mieso z rosolu wychodzi mi delikatne i smaczne, a i warzywa tez 🙁 To moze moj rosol jest do chrzanu 😯
No i znowu sukces. Aż trzy prawidłowe odpowiedzi przyszły niemal jednocześnie. Pierwszą przysłała o godz. 12.42 Joanna z Holandii i ona jest właścicielką nagrody. W dziesięć minut później równie dobrze zgadł Paweł z Wiednia czyli paOLOre. Ale on nagrody nie dostanie by nie podnióśł się krzyk, że kumoterstwo. W dodatku wiem, że wybiera się do wydawcy i tam może przebierać w książkach. Trzecia dobra odpowiedź przyszła od Kamili o godz. 13.19 lecz książka już miała nową właścicielkę.
A teraz prawidłowe odpowiedzi:
1 – Maroilles to ser francuski z 962 r.;
2 – W Holandii robią ten ser i hiszpańskiej nazwie;
3 – Stilton to nazwa angielskiego pleśniowca.
Ten komputer wyrywa się spod kontroli. Jeszcze pisałem gratulacje gdy on już wrzucił tekst do blogu.
Prosiłem też o mailowe zgłoszenia zjazdowe ale on i tego nie słuchał. Więc na koniec aby Was rozbawić opowiem co mi ostatnio ten drań komputer wykonał. Napisałem felieton do papierowej polityki o poście. Było w nim zdanie o śledziach matjasach. Komputer uznał, że nie znam ortografii, tekst poprawił i sekretariat redakcji czyli Grażyna Musiałek przeczytała: „Wymoczone tłuste majtasy” i zataczając się ze śmiechu ganiał po redakcji pokazują co ten stary świntuch Piotr wypisuje! Nikt nie przyjął usprawiedliwień! Uważajcie na te maszyny!
Najwazniejsza sprawa na balu to oczywiscie towarzystwo.
Nawet nie tyle kto jest, ile, a czasami o wiele wazniejsze, kogo niema. Na tegorocznym Balu e Operze Wiedenskiej nie bedzie: podaje w kolejnosci waznosci.
Barbary i Piotra Adamczewskich. Redakcja macierzystej „Polityki” wyraznie lekcewazy rynek czytelniczy. Zamiast wynajac loggie i wyslac stosowna delegacje pod wodza Redaktorostwa Naczelnych z asysta Piotrostwa i jako podrecznego Pana Lulka, nie zaistnieje w biezacym roku. Szkoda. Warto jednak pomysle o latach przyszlych.
Ambasadora Zwiazku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Sa tacy którzy twierdza, chwilowo. Przyjdzie czas, to wróci. Byc moze pod innymi tytulami ale napewno w pelnej Gali Orderowej. Ostatni widziany przeze mnie udzielal wywiadu i znakomicie wygladal. Albo robil dobra mine do zlej gry.
Mausi Lugner w towarzystwie Wielkiego Muratora. Czy ta pani pojawi sie pomimo wszystko, pokaze dzien jutrzejszy. Plotki mówie, ze Pan Lugner wystapi z nowa pania, nieco starsza od ostatniej osobistej córki. Tej od Mausi. Podobno Pani Nastepczyni Tronu liczy sobie 22 lata ale to chyba nie jest ostatnie slowo Pana Lugnera który przed kilku laty obchodzil jubileusz lat 70 w zdrowiu i pomyslnosci.
Dalszych nieobecnych nie bede chwilowo wymienial, zeby nie nudzic.
Pozostalo niewiele ponad jedna dobe do otwarcia tego najwazniejszego wydarzenia roku. Poza tym, ze Karajan von móglby obchodzic 100 rocznice urodzin a Pan Lulek obejdzie 70. Jak dozyje ma sie rozumiec.
Sily wzmocnione sznycelkiem z cebulka. Danie udane, jak trzeba przepis stoi do dyspozycji.
Ciag dalszy nastapi
Pan Lulek
Moj ty Boze ja nawet cos wygralam!!!
*Nirrod klania sie gleboko*
To dopiero początek pasma sukcesów. Reszta nadejdzie po Zjeździe!
O, jaka „śliczna” pogoda u nas! Snieg pada poziomo a w porywach w różnych kierunkach, tak duje (70km/godz.). Moja wczorajsza *migrena* wydaje się być usprawiedliwiona.
Do roboty. Najpierw przepisy na rosoły (pamiętajcie, że w /Przepisach jest także Pyry przepis na klarowanie rosołu!), a potem powrót do skanera.
Jak trzeba, to trza…
P.S. Właściwie temat II Zjazdu już jakby jest. SPISKOWANIE !
Alicja !
Czy ja Ciebie dobrze zrozumialem s PIS kowanie ? To chyba powinno zatwierdzic prezydium Zjazdu.
Pan Lulek
Panie Lulku,
o knowaniach i spiskowcach wspominał sam Gospodarz. O jakim prezydium Pan wspomina, Panie Lulku?! Wszak Zjazd ma nierządem stać… eee… czy ja się dobrze wyraziłam?!
Jestem obezwladniona Izykowym rosolem. Jak tylko wroci mi pelna sprawnosc fizyczna biegne do zaufanego rzeznika po „skruszonego” wola!
O, majtasy…. You made my day, Gospodarzu. 😀
Pewnie wyladuja majtasy w kronice sekretarza redakcji.
Kiedy jeszcze jako studentka dorabialam sobie w ten sposob w pewnej redakcji, rozne takie zlotouste pomylki trafialy do naszego wewnetrznego jezyka.
Jednym z nich byl wyraz „PSOTKANIE”, ktory oczywiscie pierwotnie mial byc spotkaniem, ale autor sie „machnal”. Psotkanie zaleglo sie odtad w naszym jezyku i oznaczalo spotkanie, na ktorym mozna nieco popsocic, calkiem jak szykujacy sie II zjazd blogowiska.
A wiec, psotkajmy, Panie i Panowie!
Oczywiscie, ze Zjazd winien stac nierzadem !
W ramach dyskusji przedbalowej byl wczoraj w telewizji wywiad z nowa szefowa Balu. Piekna Pani. Klasa w kazdym calu. Pokazywala akcesoria jakie beda nosily jutro mlode balowniczki czyli czlonkinie tak zwanego Komitetu. Kazda w bialej sukni. Na glowie koronka. Takie korony od wielu lat produkuje firma Svarowski z okolic Innsbrucka. Jedna z pan z tej rodziny wyluskala z polityki bylego ministra finansów Grassera. Jak on rzadzil pieniedzmi to zawsze budzet byl w porzadku. Ludzie zartowali, ze dokladal do interesu zeby nie podpasc. Korony maje srednice okolo 12 centymetrów i kazdego roku jest inny model. W tym roku korona jest szlifowana z jednego kawalka górskiego krysztalu. Oczywiscie najpierw jest odlewana a szlifowanie potem. Jak jest taka korona umocowana na glowie pozostaj tajemnica mistrzów grzebienia. Tradycja szlifowania górskich krysztalów to dawna czeska specjalnosc która rozprzestrzenila sie na cale okolice Sudetów docierajac na poludnie do Alp i dalej do Wenecji ale, to juz inna technika. W Polsce to oczywiscie okolice Jeleniej Góry. Korona panienki na balu musi lsnic i rzucac iskry. Poza tym kazda mloda dama bedzie miala atlasowy woreczek w bordowym kolorze, pelen niezbednych drobiazgów dla utrzymywanie urody w stanie niezbednej swiezosi.
Piekny byl ten wywiad, szalenie spokojny. O tej nowej szefowej jej maz mówi, ze ona mna takie hobby.
Dzisiaj przybywaja kolejni goscie. W telewizji pokazano Jose Careras, który tradycyjnie zwiazany jest z Wiedenska Opera.
W Wiedniu i okolicy w liczacych sie hotelach nawet nie mozna wetknac palca. Goscie, skoro juz przyjezdzaja to na kilka dni i nic dziwnego, ze panowie niezbyt licza sie z wlasnymi portfelami.
Poza tym, nasza Panda, pierwsza urodzona w naturalny sposób w Europie niedlugo bedzie tez miala inauguracje na forum publicznym ale jeszcze nie bedzie balowala.
Ciag dalszy jak zwykle nastapi
Pan Lulek
Panie Lulku
Ja tu tylko o psotkaniu, a Pan o nierzadzie!
😉
Będziemy psotkować i nierządzić. A co nam szkodzi 😉
Gdyby dobry pan Bóg dal nie tylko checi ale równiez sily na psotkowanie i nierzadzenie! Poczekamy, zobaczymy.
Nasza malutka Panda w ogrodzie Zoologicznym Schoenbrunn pokazala sie publicznie. Publicznosc i srodki masowego przekazu w pelni dopisaly. Uczy sie zajadac swieze bambusy. W telewizji byl wywiad z jej opiekunka, czy lepiej powiedziec wychowawczynia. Trudno powiedziec która bardziej atrakcyjna. Mala panda po urodzeniu miala 5 centymetrów dlugosci i wage 100 gramów. Teraz juz zaczyny wlazic na drzewa. Pochyle.
Jesli chodzi o Bal, jest malutka przerwa na ostateczne skompletowanie oprzyrzadowania. W nastepnym wydaniu dziennika bedzie dyskusja najbardziej znanych balowych prominentów. Odczekam, nie zaspie i sprawozdam.
W Jerozolimie spadl swiezy snieg a u nas po chlodnej nocy, jutro po poludniu ma byc slonecznie. Bal rozpoczyna sie wieczorem, to i z powrotem bedzie chlodno.
Ten nastepny raport bedzie zapewne ostatnim w dniu dzisiejszym. Przed Balem trzeba sie wyspac.
Pan Lulek
Po przeczytaniu przepisu,a wlasciwie przepisow ,na rosol,wyciagnelam wniosek,ze przez te wszystkie lata mego kucharzenia,gotowalam zupe……
………….hmmmmm,cos á la”,cos na ksztalt,cos,co przypominalo tylko slynny rosol Izykowy,czy Pyrowy!! No smialam to „cos” jeszcze nazywac
ROSOLEM 🙁
😯
A propos Izyka. Poezja w czytaniu, ale tutaj wczesniej byla dyskusja na temat karmelizowania cebuli, a nie spopielania tejze! Co kucharz, to inna szkola.
Co mamy zrobic, jesli nie mamy plomienia, jeno kuchenke elektryczna? Opalac glowke cebuli nad swieczka? 😉
Czekajac na drugie wydanie ZiB i wypowiedzi prominentów na temat Balu w Operze, zagladnalem do Enzyklopedii Brockhausa w sprawie Walentynek i oto co znalazlem.
Podaje w moim niedoskonalym tlumaczeniu.
Walentinstag, 14 lutego. Dzien swietego Walentego z Terni ( w Italii ).
W Anglii i Francji od konca 14 wieku swietowany jako Swieto Mlodych i Zakochanych. Potem jednak bardziej popularny w USA, jako dzien przajazni i obdarowywania sie kwiatami. Po Drugiej Wojnie Swiatowej poprzez Szwajcarie przeniesiony do Niemiec i Austrii gdzie cieszy sie wielka popularnoscia. ( Obecnie rozprzestrzenia sie na terenie innych krajów Wspólnoty Europejskiej, mój komentarz ).
Zródlo Encyklopedia Brockhaus tom 23, strona 39.
O ile sobie przypominam, to Hamlet wysylal te Bogu ducha winna Ofelia do klasztoru uzywajac slów: ” idz do klasztoru, idz do klasztoru”. Dziewcze owo mialo ochote na wiele róznych rzeczy ale nie na kariere zakonnicy. Specjalnie jednak zasmucona byla rozkazami w dniu imienia Walentego.
W tej sytuacji, aczkolwie sklonny jestem zgodzic sie, ze Szekspir dokonal wynalazku Hamleta, to jednak zupelnie przypadkowo zalapal sie na tego Swietego. Oczywiscie pod warunkiem, ze ten Szekspir istotnie istnial. Zdania na ten temat sa bardzo podzielone
Chyba, ze sa inne bardziej wiarygodne zródla na temat Walentynek.
Pan Lulek
Jak tylko oko z Was spuszcze to Wy od razu i majtasach i nierzadzie, a fe!
Tuska
curiosa, cebule przypiekam wlasnie na plycie kuchni elektrycznej, jak dawniej moja Mama na zeliwnej plycie kuchni weglowej. Plycie nic sie nie stanie, a cebula powinna byc obrana, ale nie krojona. Przypieka sie boki lub plaski czubek po odcieciu czesci korzeniowej, az nabierze jasnobrazowego koloru i ladnie zapachnie.
Ja przypiekam na elektrycznej kuchence – przecinam obrana cebulę na pół i *przeciętym* przypiekam na niewielkim ogniu, żeby nie przedobrzyć.
Moja kuchnia jest stara i nie ma płyty, a grubą, metalową spiralę. Wystarczy, że przypiekanie mi wyjdzie w te paski.
A no, bo Izyk cos tam spopielal nad palnikiem… 😉
Dowiedzialem sie z dobrze poinformowanych zródel, ze Walentynki sa jednak w dniu 14 lutego czyli w imieniny Walentego. Cale szczescie, jest jeszcze troche czasu. Tuska nie walkuj bieliznianych tematów. Szef wie co robi, nawet jak podpuszcza przez przypadek.
ZiB zameldowal, ze przygotowania do Balu zakonczone. Maja byc nawet pilkarskie akcenty wykonywane przez balet. To na jutro. Przedstawiono równiez oficjalnie prezenterów. Jeden pan i dwie panie. One napewno jutro beda zupelnie inaczej ubrane. Po balowemu.
Nasz Fun Long czyli mala panda w dalszym ciagu prezentowala sie publicznosci. Sadze, ze gdyby przyjechala koronowana glowa jakiegos mocarstwa, to zainteresowanie nie byloby wieksze. Koniec konców stoi za nia nowe mocarstwo czyli cale Chiny.
Za chwile obiecana dyskusja wielkich balowników operowych i moja krótka notka.
Pan Lulek
A kto pamieta „Piknik pod wiszaca skala”? Tamta historia wydarzyla sie w dzien sw. Walentego 🙁
http://youtube.com/watch?v=Usn-RxTemdE
Walentynki sa dzis strasznie skomercjalizowane i przez wielu ludzi swiadomie ignorowane, ale mlodzi potrafia wykrzesac z siebie romantyczne uczucia i wykazac fantazja w ich okazywaniu nie gorzej, jak za czasow Szekspira. Kiedys wspominalam tu chyba, jak Geolog oczarowal moja corke sciezeczka z platkow tulipanow, usypana przez 3 ulice i prowadzaca wprost do miejskiej kanalizacji, gdzie po kretych schodach ozdobionych plonacymi swieczkami panienka dotarla do amanta z gitara 🙂 Teraz mija juz rok, a on nadal z ta gitara… Dzis byl u nas na kolacji z okazji urodzin mojego Osobistego, ktory zabiera go ze soba do jaskin i juz prawie adoptowal 😯 Na kolacje byly udka kurze marynowane (sos sojowy, miod, czosnek, chili, sambal oelek) i pieczone. Do tego warzywa po chinsku, makaron orecchiete i salata. Do picia krymski szampan, na deser rolada czekoladowa z bita smietana i wisniami.
nemo, wszystkiego najlepszego dla Osobistego! 🙂
Pani Dorotko, bardzo dziekuje w imieniu 🙂 Osobisty juz w pieleszach 🙂
Żurnalista i smakosz z Powiśla
Postne menu dla gazet wymyślał
Wśród jałowych frykasów
Na stół parę majtasów
Wymoczonych zalecał, jak uściślał.
Przepraszam, nie mogłam się opanować.
😉
Nie daje sie sprawozdawac !
Dyskusja gniotowa. Obecni, Dyrektor Opery, jedyny na poziomie, który nie wrzeszczal tylko mówil. Mistrz murarski, Lugner, który posrednio robil z ludzi kwadratowe jaja, podajac tak obrazliwa informacje, ze zaczynal w zburzonym Wiedniu bez grosza przy duszy a teraz moze robic ze swoimi pieniedzmi to na co ma ochote. Wynikalo z jego wypowiedzi, ze niema ochoty dzielic sie swoimi dobrami z nierobami i nieudacznikami. Ponadto, prowadzacy i grono najrózniejszej szeregowej umyslami prominencji intelektualnej.
Ten mistrz murarski Lugner, taki jakis podobny do mojego ojca, który po Rewolucji Pazdziernikowej sprzedawal w Charkowie gazety, tyle, ze nie wiedzial jakie bo czytac nie potrafil po rosyjsku.
Dyskutanci wrzeszczeli na siebie cale dwie godziny ale pomimo tego Bal w Operze Wiedenskiej, pozostanie tym czym jest dotychczas i bedzie tylko zmienial sie z roku na rok. Zupelnie jak Koncert Noworoczny.
Pora spac, bo juz za kilkadziesiat godzin rozpoczne na swój wlasny sposób balowanie.
Pan Lulek
Pan Lulek,
Prosze na mnie nie krzyczec, o majtasach i nierzadzie bylo, ja tylko zareagowalam jak DAMA.
Tuska
curioso,
tak i bigos jak i rosol, ekspertow masa, ale swoj i tak najlepiej smakuje.
Izykowa poezja rosolowa nadzwyczajna, ale warianty na pewno dopuszczalne. Ja na przyklad dodaje na kociol rosolu tylko jedna marchew za to duzo pora, selera i kapusty wloskiej (ta kapusta to po tesciowej). Jarzyny dodaje w polowie gotowania (za wyjatkiem przypalonej cebuli i przypraw).
Dla mnie rosol a kury przede wszystkim, pozniej wol, a jeszcze pozniej mloda indyczka…
Mozna tez debatowac o wyzszosci bulionu nad rosolem.
Jesli chodzi o majtasy to w wersji sledziowej kojarza mi sie z filmem Olle The Conquerer, gdzie sa serwowane sluzbie ad nauseam, nawet w wigilie.
Ale majtasy zawsze mi sie beda kojarzyc z Bridget Jones- Pamietnik.
a.
Co prawda, to prawda. Ale przydadzą się różne podpowiedzi. Tymczasem oglądnęłam dzisiejszy Teleexpress i przypomniano mi, że jutro Tłusty Czwartek! No to trzeba będzie zakupic jutro w „Bałtyku” pączki ze dwa 🙂