Królewski miesiąc miodowy w trudnych latach może być i postny
Przed laty wizyta królewskiej pary brytyjskiej w Polsce spowodowała lawinę publikacji na temat angielskiego dworu.
Wszystkie tygodniki i dzienniki opisywały historię rodziny Elżbiety II. Niektóre wytropiły nawet polskie krople w błękitnej brytyjskiej krwi. Z wielkim jednak trudem udało się znaleźć informacje co jada się w Pałacu Buckingham.
Równie mało wiedziano i miesiącu miodowym brytyjskiej pary, który przecież wypadł w czasie dla Wielkiej Brytanii jak i dla reszty Europy trudnym. Dopiero po wielu latach Nicholas Davies w książce napisanej – jak twierdzi – bez wiedzy i pomocy dworu podaje trochę informacji na ten temat: ” Nowożeńcy spacerowali i jeździli konno albo przesiadywali przed ogromnym kominkiem w salonie. Elżbieta miała przy sobie ulubioną suczkę corgi imieniem Susan. Żywność w Wielkiej Brytanii wciąż podlegała wprowadzonemu podczas wojny racjonowaniu, jednak księżniczce i księciu nie brakowało niczego: delektowali się bażantami, jagnięciną, wołowiną, cielęciną, słodkowodnymi rybami z rzeki Test oraz znakomitymi francuskimi winami.
Przed wieczornym posiłkiem, który z inicjatywy Elżbiety codziennie spożywali przy świecach, pili szampana.
Miesiąc miodowy w Broadlands był jedynym w zasadzie okresem w całym życiu małżeńskim Elżbiety i Filipa, w którym dzielili wspólną sypialnię.” Nie będziemy przecież zaglądać królewskim małżonkom pod kołdrę. Wystarczy, że poczytaliśmy o ich stole. Jeśli tak jadają oni w latach ciężkich wyrzeczeń to tym chętniej byśmy zapewne naśladowali ich menu w erze obfitości. Mimo, że kuchnia angielska (oj narażam się bardzo Helenie z Londynu) nie jest naszą ulubioną. Dlatego też propozycja moja w naśladowaniu kucharza Elżbiety II ogranicza się do wyboru tych samych produktów (patrz wyżej) lecz użycie ich w już nasz własny i oryginalny sposób.
I teraz już wszystko w Waszych rękach!
Komentarze
Witam wszystkich.
Wracajac do wczorajszego tematu na Zjazd pewnie nie dotre, ale cos tam pod wiatrakami jadalnego znajde i dosle.
Alicjo z A’damu od 30 marca beda latac tanie linie do Poznania. Za jakies 100euro od osoby za bilet powrotny.
Pora pózna, nikt sie nie melduje to i mozna troche pomarudzic. Na co, na caloksztalt.
Zameldowala sie u mnie firma Merlin z Warszawy. Zorganizowali sobie nawet chyba jakies lobby, bo kilka osób nawet zapytalo mnie jak mi idzie z tym Merlinem. Odpowiedzialem zgodnie z prawda, ze ja do zakupów musze dojrzec a potem to i kupuje stale. Wedlug naszych przyzwyczajen niedlugo beda Walentynki. Obyczaj przywedrowal chyba zza oceanu i doskonake zadomowil sie. Ludziska kupuje prezenty w postaci kwiatów slodyczy, ksiazek i innych drobiazgów. Sasiad kupil swojej damie w roku ubieglym nawet taki maly samochodzik. Typ Mini Morris. Jezdzi tym maluchem ta pani dumna z siebie. Musiala sie troche odchudzic bo z poczatku miala klopoty z wsiadaniem. Zdopingowany wiadomosciami, ze we czwartek jest Bal w Operze Wiedenskiej a w nastepny wtorek Walentynki, postanowilem wyslac prezent korzystajac z uslug firmy Merlin. Napisalem do nich krótki list który cytuje ponizej.
Halo Merlin !
Prosze o odpowiedz, czy mozna u Was zamówic prezent Walentynkowy z dostawa do Kanady w okolice Toronto. Platnosc z mojego konta w Austrii. Jesli trzeba podam oczywiscie mój adres i jesli tez trzeba dokonam przedplaty.
Z prosba o propozycje dla pieknej pani
Jerzy Bogdanowicz
Minelo kilka dni a tu ani widu ani slychu. Zadnej odpowiedzi ani tak ani nie.
Odnosze wrazenie, ze w tej firmie sa ludzie nastawieni tylko na nadawanie a nie na odbiór wiadomosci. Pewno Oni sa tak potezni, ze nie schylaja sie do poziomu udzielania jakichkolwiek informacji.
Mozliwe zreszta, ze klijenci po prostu tylko przeszkadzaja w pracy i tyle.
Skad ja to pamietam ?
Tym razem rozbawiony. I tak dam jakos rade.
Pan Lulek
Panie Lulek,
Sprawdź pan na wszelki wypadek:
http://www.interflora.at/Default.aspx?lang=DE
Dostawca ogólnoświatowy z renomą
Chyba, że nie o takie wysyłki panu chodziło…
Swoją drogą, to jestem ciekawa, co jada się w Pałacu! Czy to tajne informacje? Może Helena coś wie i zechce się podzielić. A czy wiadomo, co jada się w naszym Pałacu Prezydenckim?
Smakowitego dnia życzę. 🙂
Panie Lulku spiesze z odpowiedzia.
Jesli kupuje pan cos w Merlinie, to ma Pan opcje adres wysylki i adres faktury. Wystarczy jako adres wysylki wpisac adres pierknej pani z okolic Toronto a adres faktury Pana adres w Burgerlandii.
W ten sposob piekna pani dostanie ksiazke a Pan rachunek.
Pozdrawiam,
Nir
Alsa i inni zainteresowani stołem JW Elżbiety II – jest książka (autora niestety nie pamiętam) „Zycie codzienne w Palacu Bauckingham” Autor był przez 30 lat sekretarzem królowej. Jest mnóstwo i nie tylko pochlebnych informacji. Wiem, że po przeczytaniu stwierdziłam, że nic nie tracę nie będąc zapraszana na „rodzinną kolację” u Monarchini. Dwór jest w znacznym zakresie samowystarczalny – dobra rodzinne dostarczają swoistego kontrybutu. Elżbieta do smakoszy nie należy i normalna kolacja składa się z baraniny, ziemniaków albo ryżu i jarzyn (raczej oszczędnie. nie przepada) Wina też się nie leją strumieniami. Jedynym luksusem są wielkie, szkockie łososie. Obiady wystawne zdarzają się nie częściej, niż 3 razy w roku.
Jeszcze parę uwag „dworskich” – królowa jest bardzo pracowita i z silnym poczuciem odpowiedzialności ale należy do rodu skąpców. W tym „domu” nigdy się niczego nie wyrzuca i nie obdarowuje nikogo prywatnymi zasobami. W szafach, na korytarzach II ptr wiszą zjadane stopniowo przez mole mundury kilku pokoleń mężczyzn, biżuteria pozostaje w rodzinie, a darowywana młodej żonie powinna zostać po latach w skarbcu. Ostani wiek przyniósł dwie szczerby – biżuteria p Wallis trafiła na aukcję po 50 latach i to samo spotkało biżuterię ks.Diany (łącznie z brylantowo-szafirowym garniturem, darem ślubnym od Królowej). Chyba rodzina to odchorowała, bo nawet zabawki uszkodzone po dzieciach nie są darowywane. Wszystko jest gromadzone/
Masz rację, Pyro, niezbyt porywające to królewskie menu, chyba że genialny kucharz wyczarowuje z tego cuda.
No to nie dziwota, że muszą mieć duży „dom”! 🙂
Pan Lulek,
Widze, ze cos sie tu kroi… brylanty i porsche mile widziane!
Tuska
Andrzej Szyszkiewicz !
Naturalnie, ze i to sprawdze. W najgorszym przypadku jest kwiaciarnia spowinowacona z Interflora. Ja jednak chcialem cos innego. Jeszcze czekam na tego Merlina. Jak sie nie odezwa wyrzucam z komputera i juz.
Tuska wymagania masz skromne.
Jak na pierwsze Walentynki to moze byc jednak zbyt wiele i na kolejne nie starczy fantazji.
Pomijajac srodki materialne
Pan Lulek
No i teraz to czuje sie ignorowana. Panie Lulku niech pan wyzej przeczyta, merlin wysle ksiazke a Panu tylko wysle rachunek.
Nirrod, prosze, nie obrazaj sie, tylko uswiadom sobie, ze Pan Lulek nie akceptuje bezdusznych maszyn i przy kazdym komputerze oczekuje zywego czlowieka (jak dawniej karla w automacie szachowym), ktory do niego po ludzku sie odezwie i doradzi 🙂
Alez ja sie nie obrazam. Dzisiaj swiat jest zbyt piekny, zeby sie na niego od razu obrazac 🙂
Panie Lulku, jak sie Pan w jeszcze troche cierpliwosc uzbroi, to jutro z samego rana stworze instrukcje krok po kroku jak dokonac tego cudu wysylania.
Dzis niestety musze znikac.
Skad Wy Kochani macie takie zdumiewajace informacje na temat brytyjskiej monarchini? Tak naprawde wiemy bardzo niewiele na temat tego co sie jada na dworze, choc mamy drobne okruchy na podstawie niedyskretnych bylych dworzan (podpisujacych zobowiazanie, ze nie beda wynosic plotek z dworu) oraz zalecen brytyjskich ambasad w czasie zagranicznych wizyt JKM. Ambasady prosza zazwyczaj aby gospodarze nie podawali niczego z czosnkiem – ze zrozumialych wzgledow etykiety, oraz by ograniczyc do minimum niektore owoce morza – nie daltego, ze krolowa ich nigdy bie jada, ale dlatego, ze latwo jest wtedy o zatrucie pokarmowe, co mogloby zrujnowac wizyte.
Wiemy jak wyglada krolewskie sniadanie, dwa lata temu dziennikarz wyjatkowo podlej bulwarowki zatrudnil sie do palacu jako pomocnik kamerdynera i zrobil zdjecie stolu przygotowanego do sniadania. Byl na nim elektryczny czajnik na goraca wode, dzbanek z kawa, i platki owsiane do tradycyjnego angielskiego porridge’u. Byly tez jakies swieze bulki i domowy dzem truskawkowy czy pomaranczowy. Bylo tez male radyjsko Robertsa (mam w kuchni identyczne) z ktorego krolewska para slucha porannego programu politycznego Today (Kanal Czwarty BBC).
Wiadomo tez, ze Krolowa lubi tradycyjne szkockie i angielskie potrawy, na ktorych sie wychowala.I oficjalne obiady w Palacy zawsze sa okazja do zaprezentowania czegos tradycyjnego, ale reszta jest dosc kosmopolityczna – tyle, ze zrobiona z produktow krajowych.
Nie jest tez ona skapa, skad ten pomysl? Natomiast jako dziecko wojny i pierwszej dekady powojennej, kiedy w Wlk. Brytanii obowiazywaly kartki, jest przyzwyczajona do nie wyrzucania rzeczy, ktore moga sie przydac – np sznurkow po rozpakowanej paczki.To sie nazywa etyka protestancka. Prorestantyzm byl przeciez reakcja na przepuch i nieumiarkowanie Kosciola Katolickiego. I to zostalo. Wystraczy przejsc sie po protestanckich swiatyniach. Do dzis wszelkie ostetntaycyjne bogactwo jest w Anglii oznaka braku manier i prostactwa. Arystokracja ubiera sie skromnie. Kiedy sie widzi kroniki z krolowa w jej ukochanym miejscu pobytu, na wlosciach Balmoral, jest zawsze ubrana w spodnie (kiedy jezdzila konno) lub tweedowa spodnice, sweterek, barboura (nieprzemakalna wiatrowka, tez mam taka), kalosze lub „sensowne” buty, jedwabna chustke na glowie. Tak sie ubiera wiekszosc moich sasiadek-emerytek.
Krolowa nie moze sprzedawac swojej bizuterii, gdyz nie nalezy ona do niej osobioscie, tylko do Korony. Tak samo, jak prezydent Kaczynski nie moglby sprzedawac skarbow z Zamku Krolewskiego. Moze sobie stamtad wypozyczyc obraz czy mebel, ale nie pojdzie z nim do Desy, kiedy zabraknie mu pieniedzy.
Wiele starych ubran – tych oficjalnych rzecz jasna, przekazywana jest kolekcji strojow w muzeum Wiktorii i Alberta, salonu figur woskowych etc.
Co innego bylo z ksiezna Diana, ktora umarla nie bedac juz czlonkiem rodziny krolewskiej. Czesc jej sukni poszla do muzeow, czesc zostala sprzedana na aukcji. Krolowa nie moglaby niczego takiego zrobic.
Przyjechalam do Anglii bedac absolutna i fanatyczna republikanka. Z latami nauczylam sie sznowac i podziwuac ustroj konstytucyjny tego kraju i wielki skarb jakim jest krolowa, kobieta wielkiego rozumu, wielkiego politycznego doswiadczenia, przewrotnego poczucia humoru i absolutnbego oddania swej roli konstytucyjnej, ktora bedzie pelnila az do smierci, niezaleznie od tego jak sie bedzie czula. .
Parenascie lat temu mialam zasczyt byc zaproszona na doroczna letnia Garden Party w Palacu Buckingham. Moge powiedziec co tam podawano: tradycyjne kanapki z ogorkiem., lososiem, jajkiem i szynka, pociete w male trrojkaciki (przyjecie jest na stojaco), ciastka – buttenburg pociete w dwubarwne, kremowo-rozowe kwadraciki, skonsy, trzy gatunki herbaty, szampan – czyli wszystko to, co sama podalabym do herbaty. Tyle ze w ogrodach JKM bylo nas ok. dwu tysiecy, a nie 6 osob, ktore z trudem mieszcza sie przy moim okraglym stole. Przyjecia w Palacu natomiast sa wspaniale.
Na przyjecia ogrodowe zaprasza sie amsbasadorow, politykow i wojskowych, ale zdecydowana wiekszosc stanowia zwyczajni ludzie, ktorzy czyms sie w ciagu roku wykazali – jakimis osiagnieciami na polu zawodowym, dobroczynnym, spolecznym. Przyjecia te organizowane sa zawsze w lecie przez 3-4 dni, dzien po dniu. Trwaja od czwartej po poludniu do wpol do siodmej. A przewija sie przez nie co roku ok. 11 tysiecy ludzi.Jest to niezapmniane przezycie na wiele lat.
Przedtem dostaje sie z palacu sugestie jak nalezy sie ubrac i w jakim kolorze bedzie suknia krolowej – kobiety dobrze wychowane, a takie tylko sa zapraszane – straja sie ubrac w jakis inny kolor. Kapelusz jest obowiazkowy, zas rekawiczki – juz dzis opcjonalne. Nie mozna przyjsc w ostrych szpilkach, aby nie zniszczyc trawnikow, na ktorych wszyscy sie rozmieszczaja. Nie mozna tez fotografowac. Bylam rozczarowana, kiedy okazujac przy wejsciu do palacu zaproszenie, zostalo mi ono odebrane. Mialam zamiar je oprawic 🙂
A dla mnie wszelkie naśladownictwo w kuchni, bez różnicy czy noblistow, prezydentów czy królów to mało kreatywne jedzenie. Delektowanie się tylko filetem z wołowiny doprowadzić może do wypaczenia, ze krowę po ukatrupieniu rozkłada się wyłącznie na polędwice.
Patrzenie na królewskie półmiski podobnie jak i oglądanie gotowania w TV to ten sam symptom choroby współczesnej epoki. Nie jestem w stanie skumać, dlaczego miliony ludzi się temu przyglądają. Większość z nich nie potrafi gotować, w marketach kupują mist, a siedzą na kanapie i debilnie przyglądają się jak przygotowuje się jedzenie lub podniecają się niezdrowo, co zajadał XYZ. Telewizorki odkryły ze gotowanie można inscenizować. I od tego czasu każdy TV kucharz czyni to według tego samego scenariusza.
Akt I > świeże produkty
Akt II > różnorodne fazy przygotowanie
Akt III > ugotowana potrawa
Dziwi mnie to ze ludziska nie mogą się na to napatrzeć. Na całej planecie prezentuje się tak samo jak z surowego produktu powstaje gotowany produkt. Tu nasuwa mi się skojarzenie. Pornole TV również emituje a ludziska ich nie konsumują. Pewnie idzie o know how. Każdy, kto sam gotuje wie o tym wyśmienicie, ze własne przygotowywanie jest pełne historyjek. Za każdym razem przypali się cos innego, dodamy jednego produktu więcej a innego mniej. I jest to smakowo zróżnicowane. U mnie wyrównanie tego następuje po odwiedzeniu restauracji, od przystawki po espresso.
Ależ przecież wszyscy naśladujemy! Najpierw nasze matki i babki, a potem szukając czegoś w książkach kucharskich, czy oglądając te, masz racje, sztampowe programy.
Jeśli Arkady zmieni w pierwszym zdaniu słowo „wszelkie” na „tępe”, gotówem popierać. Jesli nie – nie, bo nawet bonobo uczą się łupać orzechy przez naśladownictwo.
Arkadius, ja widziałem Twój wpis u Torlina przed dwiema-trzema niedzielami. Ja wiem, jakie Tu lubisz widzieć u „rozmówcy” oczy… 🙂
Nie Tu, tylko Ty, oczywiście.
Wszystkich przepraszam, ale muszę:
A Ciebie, WordPressie kochany, niech szlag trafi!!!
I żebyś do sracza mknąc z wielką katastrofą w galotach też musiał pod klamką d1c2 wpisać i żeby ci wyswietliło, że masz spróbować ponownie!!!
A na koniec, że nie ma papieru!!!
Oddaj mój tekst pół dnia pisany, bydlaku jeden!!!
A dla mnie tępe naśladownictwo w kuchni, ……
Panie Lulku uwielbiany
Rece przy Panu opadaja. To juz nawet nie o karla za ekranem komputera chodzi, ale o cale stado lilipuciej obslugi.
Na pytania Pana to i ja potrafie odpowiedziec: wszedzie twierdzaco. Merlin przysyla mi ksiazki i plyty na Wyspe Deszczowcow, to i na druga strone Atlantyku trafi.
PRAGNE ZAZNACZYC: nie jestem z ta firma w ZADEN sposob zwiazana, jenom zadowolony klient. I tyle. Dlatego polecam. Zadnego lobby nie stanowie. I prosze mi tu nie imputowac 😉
Prosze sobie poczytac instrukcje obslugi, to wszystko jest na ich stronie:
http://merlin.pl/frontend/info/help/howtobuy.html
Jezeli wezmie Pan sprawe w swoje rece, postepujac krok po kroku wedlug instrukcji obslugi, to spokojnie zdazy Pan obdarowac mila sercu Dame (nie sadze jednak, zeby oferta Merlina byla juz rozszerzona o brylanty i porsche…).
Nirrod najmilejsza, instrukcja obslugi juz jest, wiec chyba nie musisz sie trudzic.
Panie Lulku
Jak Pan tak ceni kontakt osobisty, to zamiast stukac w maszyne i czekac na odpowiedzi, prosze zadzwonic i pogadac, miedzyludzkim ciepelkiem wzajemnie sie owionac przec sluchawke, jak to bylo w przypadku prenumeraty Polityki:
+48224608580
Jeszcze podaje Panu stronke, gdzie znajduja sie wszystkie informacje dotyczace oplat za przesylki artykulow w Europie i za ocean:
http://merlin.pl/frontend/info/help/delivery.html
Powodzenia.
Na chasse&peche pokazują czasem oberże od srodka. Pan kucharz robi np. perliczki w winie i zająca w musztardzie, a talent aktorski i szołmeństwo ma tak wrodzone, jak ja tango i walca. Nic nie rozumiem, a widowisko mam przednie. De gustibus i co komu potrzeba…
Tak mi się skojarzyło z tym co curiosa pisze:
Wieczorem, po parogodzinnym surfowaniu uzupełnialiśmy piwem płyny w organizmie. Pierwsze trzy wsiąkają w takich warunkach jak w pampersa. Z następnymi zaczyna się chodzenie. Znajomy extremista wychodząc z 00 i zauważywszy pustki w skrzynce mówi:
Mam dosyć trzymania interesu w swoich rękach. Idę oddać go w lepsze rece.
niczego sobie biznes/i/men.
Taaaa, Arkadius…
Chyba nawet Pyra wyglasila kiedys taki zawoalowany sad na temat zabiegow panalulkowych, co to kazdy swoj interes probuje oddac w lepsze rece 😉
A mnie sie to kojarzy mi sie z – kulinarnym, a jakze – angielskim wyrazeniem „spoonfeeding” oznaczajacym karmienie lyzeczka. Pan Lulek uwielbia byc po krolewsku obsluzony i swoim wdziekiem oraz czarem naklania blogowe i pozablogowe grono, aby wdziecznie wokol niego skakalo. Tu Pyra pierzynke, tu Gospodarz prenumerate, tu Nirrod instrukcje obslugi… Mysle, ze Pan Lulek pobieral nauki u kotki Muli… Jak to bylo z tymi kotami, co maja tylko personel pomocniczy?
Ale my Pana, Panie Lulku, uwielbiamy i dlatego z rozkosza poddajemy sie tej Panskiej slodkiej tyranii.
Jak sobie Pan nie poradzi z Merlinem, to chetnie za Pana te zakupy zrobie!
Wylaczam sie na dzisiaj.
Dosyc tego dobrego. Powodów mnóstwo.
Po pierwsze, wszyscy w Wiedniu rozczarowani faktem, ze Nasi Gospodarzostwo opuscili miasto i nie zaszczyca swoja obecnoscia Balu nad Balami.
Pogode na dzisiaj i jutro przygotowano wedlug zamówienia z górnej pólki.
Po drugie, odlozylem sprawe Walentynek na piatek. Ci moi zdaza napewno.
Merlina moge sobie odpuscic, przy terminach dostaw do 6 tygodni.
Po trzecie, jednak cos, czego w tak mily sposób nie spodziewalem sie. Zapytalem Tuske, czy oni tam za Oceanem obchodza uroczyscie Walentynki.
Dostalem odpowiedz godna Hrabiego Fredry. U niego w Zemscie jest taka odrobinka: ” jesli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mo luby „. Wlasnie w takim to fredrowskim stylu otrzymalem odpowiedz. „Jesli nie chcesz mojej zguby, brylant z porszem daj mi luby”. Czuje sie u Tuski to galicyjskie wychowanie w Rzeszowie. Takby Fredro dzisiaj napisal. Niestety ja nie jestem bylym dyrektorem Banku BAWAG, który przespekulowal kilka miliardów Euro na Bahamach. Za cala moja gotowizne móglbym Jej podarowac najwyzej kamyk zielony.
Dlatego wylaczam sie do jutra. Wczesnym wieczorkiem zaczne sprawozdawac z Balu w Operze. Bedzie to sprawozdanie kawalkowe nawet nie obciazone obecnoscia na tym Wydarzeniu.
Kiedys w zyciu napisalem podobno doskonale sprawozdanie z konferencji w której w ogóle nie bralem udzialu. Sprawozdawca, czyli donosiciel, strul sie a mnie przypadla rola sprawozdawcy. Jako podkladke do pracy otrzymalem kopie listy uczestników. Nikogo nie pominalem a na dokladke kazdy przed rozeslaniem kompletnego oryginalu autoryzowal swoje wypowiedzi i stanowisko w sprawie. Jeden to sie nawet dziwil, ze jest taki kompetentny.
Do jutra zatem. Gotuje sie ! Wnioski pobalowe juz przygotowane i czekaja tylko na ostateczna korekte.
Dobrej nocy przedbalowej zyczy
Pan Lulek
Dorwałam się na chwilkę i tak sobie myślę, że wybitnie śle na Was wpływa moja nieobecność. Ha, jutro w połudmoe będę miała dwie godziny.
U mnie pelna para wra przygotowania do parodniowej wizyty kumy z Gdyni. Okna pomyte, menu obmyslone, wystawy zaplanowane, bilety na probe generalna w Narodowym sa w drodze. Jestem bardzo ciekawa spektaklu, jest to „Godzina, w ktrorej nie wiedzielismy nic o sobie” Petera Handke. Nigdy nie widzialam go na scenie, choc czytalam Kaspara oraz Kobiete leworeczna, jak jeszcze w Ameryce prenumerowalam Dialog. KObiete leworeczna pamietam bardzo dobrze. Ta ostatnia sztuka tez nie ma dialogow, za to 430 (tak!) postaci i ponoc jest znakomita. No i Teatr Narodowy, ktory obie bardzo lubimy! Facet u ktorego zamawialam bilety bardzo sie usmial, kiedy powiedzialam, ze bez dialogow to idealna sztuka dla dwoch cudzoziemek, ktorym zawsze cos z dialogow ucieka.
Nie udalo sie zdobyc biletow na Trojanki (tez w Narodowym). Trojanki widzialam pare razy w zyciu i jedno przedstawienie bylo absolutnie niezapmniane – Andreia Serbana w Nowym Jorku. Poszlam trzykrotnie wtedy. Mysle, ze w Narodowym nie byloby lepsze niz w Circle on the Square w Greenwich Village.
Ciesze sie zawsze jak Renatka przyjezdza, bo wtedy zyje jak normalna kulturalna kobieta, a nie jakas pieprzona emerytka z dwoma kotami, za przeproszeniem ja kotow.
Panie Lulek, obyczaj walentynkowy moze do Polski i przywedrowal zza oceanu (jak chalwa przywedrowala z Rosji i dlatego pisze sie po polsku przez ch), ale w rzeczywistosci jest to zwyczaj duzo, duzo starszy i jesli pamietasz Pan scene obledu Ofelii w Hamlecie, to wlasnie Ofelia oszalala z bolu i upokorzenia, wyobraza sobie, ze sa walentynki. Wchodzac na sale tronowa obwieszcza w pierwszych slowach: Dzien dobry, dzis swiety Walenty. I zaczyna rozdawac „kwiaty”: Rozmaryn ku pamieci… Obyczaj pojawia sie tez w innych sztukach Szekspira. Prezenty zawsze byly wymieniane miedzy kochankami i listy milosne pisane, potem laurki.
A w Klubie Pickwicka, mojej ukochanej ksiazce wszechczasow, jest oczywiscie kapitalna scena pisania walentynki przez Sama Wellera do pewnej napotkanej wlasnie pokojoweczki.
Pamietam jakis „profesor historii kultury”, tak byl przedstawiony, plotl w Gazecie Wyborczej androny, ze walentynki zostaly wymyslone w Ameryce, zeby pieniadze zarabiac. I zaden redaktor go nie zlapal za reke.
Jeszcze o zakupach w Merlinie:
mam jak najlepsze doswiadczenia. Po prostu trzeba wybrac ksiazki, podac adres odbiorcy, zaplacic i juz. Przy okazji zalozyc konto – wtedy latwo sprawdzic i historie zakupow, i stan realizacji ostatniego zamowienia.
Kiedys napisalam do nich e-mail, odpowiedzieli szybko, sprawe zalatwili….Kupuje w Merlinie juz od 4 lat.
Odezwałam się wczoraj po roku bywania na Waszym blogu „na sucho”, wielmożny akceptator przetrzymał wpis chyba do północy /nie wiem, bo poszłam spać/ i efekt taki, że pies z kulawą nogą nie zauważył. Frustrujące. Jeszcze w dodatku Szanowna Pyra przelatuje tylko jak meteor.
Dzieki, Kucharko, za wsparcie moralne.
Jeszcze chcialabym spostrzec, ze i szanowny Gospodarz ma na swojej stronce odsylacz (sznureczek, jak ladnie mowi Alicja) do „Adamczewskich w Merlinie”.
Dlatego czuje sie usprawiedliwiona, podajac wszystkie te informacje, tym bardziej, ze Pan Lulek kilkadziesiat razy deklarowal chec wejscia w posiadanie (droga kupna) dziel wszystkich zgodnego Tandemu Adamczewskich. Probuje go wiec troche podkarmiac lyzeczka w tym wzgledzie.
Panie Lulek, jesli Pan wybierze opcje „wysylka poczta lotnicza”, to przesylka idzie za ocean od 7 do 14 dni. Jakby sie Pan sprezyl, to by Pan zdazyl.
Milych balow zycze.
Nirrod,
samolot z Amsterdamu odpada – po pierwsze, na 2 osoby warto wypożyczyć samochód, bo w krótkim czasie, niezależny od innych środków komunikacji człowiek moze więcej zrealizować. Po drugie, jak Amsterdam, to stałym punktem programu jest postój a Pn.Westfalii i odwiedziny u zaprzyjaznionych Niemców. A nie bylismy na tej trasie już 4 lata. Ale generalnie, Berlin jest najlepszy, bo najbliższy punktów docelowych w Polsce i mozna pokonać trasę Toronto – Berlin jednym skokiem. Mimo wszystko dobrze wiedzieć, co piszczy na lotniskach.
U mnie zimno lodowate, nawet jakiś lód padał wcześniej. Ponuro.
Na śniadanie rzodkiweki, biały twaróg i szczypior – znak, ze juz mam dosyć zimy. W końcu tutaj, ta śnieżna mrożna mniej lub bardziej, trwa od połowy listopada…
Alicjo, w Berlinie możesz zawsze liczyć na podłogę i krokodyla, takiego troszkę większego od slawkoewgo wczoraj. & Jerzor
krysha, witamy cieplo, badz! z nami
zaaferowani bierzaczka, zapomielismy o przywitaniu mile widzianych gosci, do natychmiastowej akceptacji, na marginesie, z jakiego landu piszesz? zrozumialem, ze pol korzeni slowenskich, co cieszy, Takiej tu jeszcze nie mamy, nie zeby zaraz trofeum, ale nowosc i chec poczytania o daniach z domu wyniesionych
Jeszcze na chwileczkę, bo mi bez Was smutno. Ostatnią godzinę głośno rżałam, bo TVP Kultura dała 2 odcinki pod rząd „Wojny domowej” Jeden o tym, jak to Anulę i jej Ciotkę Lazuka w roli instruktora yogi naciął na butelkę gorzały i 119 złotych, drugo o wizycie Babci w Warszawie, smażeniu ko nfitur i zwiedzaniu Opery/
Witamy kryshe.
Oj Pyro. Niech już Ci młodzi od składania komputra przybywają jak najszybciej! Ten sprzęt osobisty bardziej Ci potrzebny, jak Panu Lulkowi poduszki.
Arkadius,
Raz wpuściłeś za próg, ugościłeś i rzuciłeś na podłogę (jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmi) – trudno Cię będzie ominąć Co gorsza dla Ciebie – znamy namiary 😉
Zapowiedzieli wiatry wielkie, a mnie głowa zaczyna pękać. Mówię, że migrena, ale mnie wyprostowano, ze migrenę to hrabina Potocka miewała, a mnie tylko zwyczajnie łeb napieprza.
Jak zwał, tak zwał…
Paolore z Piotrem i Basią biesiadują w Gasthausie i za chwilę pojadą na dworzec. Moje plany wyjazdowe do słonecznej Italii zaczynają się klarować. Będzie sporo czasu na fotografowanie i być może na wizytę tu i ówdzie.
PaOlOre z Basią i Piotrem siedzą już w pociągu.
Syci!
Xięgarka pozdrowiona od Heleny, muzea odwiedzone, gasthaus w brzuchu, wspaniała, aczkolwiek niewydająca reszty kolorowa toaleta mistrza od krzywości ścian (Hundertwassera) zaliczona.
Tylko fotek ni mo (bo nie było z nami Misia) 🙁
Do jutra!
Się przyjedzie i się zrobi 🙂
Co zrobi? Fotomontaż? Piotra w toalecie Hundertwassera?
Chociaż w fotoszopie to my nie takie rzeczy ze szwagrem… 😉
Zaraz granica. Wyłączam się.
paOlOre, za sprawozdanie – szóstka! Za brak fotek – jedynka! A o jakiej granicy mówisz? Szczęśliwej podróży! 😀
P.S. Sugestia tego montażu bardzo, bardzo… Chętnie obejrzę! 🙂
Dzieki za przekazanie pozdrowien Zosi.
Ja sie wycofuje z tego porsche, zmieniam na gorsze. brylanty zostaja na liscie!
Tuska
Alsa,
jak to – jaka granica, toz jadą z Wiednia do Warszawy, jakaś tam granica po drodze jedna i druga jest.
Tuśka,
nie masz litości dla Pana Lulka, toż On dla Ciebie kulę (niejedną!) i książkę, obiecał Ci kamyk zielony, a Ty Go gnębisz brylantami. Trzeba w odwodzie coś mieć, bo co na następne walentynki – krokodyla daj mi luby?!
Tuska kochanie. Odrobine mi ulzylo !
Skoro zamieniasz Porsze na gorsze, to moze zostaniesz przy Syrence. Ciekaw jestem, czy jakas Syrenka jest jeszcze na chodzie. Trabi bywaja i spotykam czesto na Wegrzech. Ten model nazywaja Modior Trabi. Wymawiane z wegierskim akcentem brzmi bardzo elegancko.
Co zas tyczy sie brylantów to beda, ale nie na te Walentynki. Informacja podana przez Helene na ten temat, ze Szekspir wynalazl Hamleta razem z Walentynkami a potem wyslal do Ameryki, aczkolwiek interesujaca, nie wydaje mi sie w pelni przekonywujaca. Temat ten odkladam jednak na czas po Balu w Operze Wiedenskiej. Poniewaz Bal nad Balami zaczyna sie jutro wieczorem a dzisiaj jest dzisiaj z rana, to i pora zaczac sprawozdawac. Oczywiscie bedzie to sprawozdawanie na podstawie moich wlasnych obserwacji i mojej subiektywnej prawdy. Bal ten, poprzedzony jest jak zwykle seria bali specjalistycznych, które odbywaja sie w innych miastach Republiki. Ostatnie dwa takie mialy w biezacym tygodniu miejsce. Pierwszy, to byl Bal Mysliwski, poczas którego obowiazywaly stroje do polowania dla panów i moda typu trachten dla Pan. Piekny bal, wiele Prominencji i masa telewizyjnych plotek. Tez w Operze ale w Grazu. Drugi to bal gejów. Piekne pary pan i panów. mnóstwo polityków manifestujacych swoje liberalne poglady. Przy tej okazji malutka ciekawostka. U nas panuje zachowany stary obyczaj, ze na balach czesto tancza panie z paniami. Obyczaj ten nie jest na przyklad zachowany w Wiedniu. Po wsiach pozostal. Pytalem dlaczego. Rózne sa zdania ludzi na ten temat. Niektórzy twierdza, ze kiedys chlopy wedrowaly za praca, kobiety mialy ochote na tance to i pozostawalo tylko wspólne tanczenie.
Pora isc spac, nawet dla tych za Wieka Woda
Pan Lulek