Ramowy szkic projektu planu II Międzynarodowego Zjazdu Smakoszy na pograniczu Mazowsza i Kurpii
– przygotowany i zatwierdzony przez Gospodarza i skierowany do powszechnych konsultacji
Jako wieloletni pracownik propagandowego frontu często mylnie zwanego dziennikarstwem dobrze zapamiętałem jak przygotowywano dokumenty kolejnych zjazdów. Pracowały nad nimi liczne zespoły KC, Sekretariaty a nawet Biura Polityczne. I ja bezczelnie postanowiłem zastąpić wszystkie te instancje. Po długich przemyśleniach postanowiłem przedstawić taki dokument:
I Zjazd Smakoszy(oczywiście także Międzynarodowy jak i pierwszy, ten w Kórniku) odbędzie się w dniach 6 i 7 września 2008 roku pod Pułtuskiem. Dokładny adres chwilowo zachowujemy w tajemnicy, by żaden wróg nie pokrzyżował nam planów. Dopuszczamy myśl, że pierwsi goście mogą przyjeżdżać już wieczorem dnia poprzedniego czyli w piątek 5 września.
Główne wydarzenia Zjazdu czyli obrady plenarne w okolicznych restauracjach oraz na polu należącym do Gospodarzy ( w razie niepogody na werandzie lub nawet dwóch werandach) odbędą się w sobotę i niedzielę. Przewidziano także wycieczkę do dwóch muzeów: Romantyzmu w Opinogórze i Szlachty polskiej oraz Pozytywizmu w Gołotczyźnie.
Przewidziano także ogniska, saunę i wycieczki piesze nad Narwią, która w tym miejscu jest rezerwatem ptactwa wodnego.
Wyboru władz blogu „Gotuj się!” nie będzie ponieważ władza w tej organizacji jest całkowicie samozwańcza i niepodzielna.
Na czym więc mają polegać konsultacje? Objaśniam. Każdy uczestnik może i powinien zgłosić swój udział w zjeździe. Od tego bowiem zależy organizacja zakwaterowania a to problem ważny.
Po wstępnych obliczeniach liczby uczestników nastąpią dalsze konsultacje czyli podawanie dokładnego adresu (każdemu osobno a nie na blogu z przyczyn jak wyżej). Równocześnie konieczne będzie poważne potraktowanie zgłoszeń, by nie powodować niepotrzebnego zamieszania organizacyjnego. Przedpłat nie przewidujemy. O kosztach poinformujemy w kolejnym komunikacie (po zorientowaniu w liczbie uczestników). Bez wątpienia nie będą wyższe niż w roku ubiegłym. Mimo inflacji ponieważ procesowi temu podlega tylko gotówka a nie przyjaźń!
Tu część zjazdowiczów znajdzie nocleg i miejsce do knucia spisków
Komentarze
Nareszcie cos sie dzieje !
Prezydium otworzylo dyskusje Przedzjazdowa. Jak zwykle palnelo cos albo myszy zjadly numeracje. O który numer Zjazdu chodzi. Wedlug mnie pierwszy ( I ) mial miejsce w Kórniku. Chyba, ze to byly przedbiegi.
Oczywista oczywistoscia jest brak zmian w skladzie wladz. To sie zalatwi na Zjezdzie XIX albo pózniej, jezeli w ogóle.
Tymczasem na powitanie Wladz Zjazdowych w Wiedniu odwolano zawieruche redukujac predkosc wiatru do drobnych 100 kilometrów na godzine. Pozostawiono troche, zeby bylo jednak zadecie.
Dobrze byloby aby w miare postepu dyskusji kazda z grup uczestniczacych wstepnie okreslila z czym przyjedzie. Nie chodzi tu o postulaty ani najrózniejsze odchylenia frakcyjne. Te chyba beda tolerowane a nawet mile widziane, tylko o przygotowanie na miejscu spizarni i ewentualnie piwnicy. Oczywiscie gospodarze beda tak laskawi aby obydwa pomieszczenia mialy wydzielona czesc na to co ludzie wymysla w ramach Czynu Zjazdowego. Pytanie przy okazji czy na miejscu bedzie przewidziane równiez czynowanie, czy tylko wieczenie zasluzonych wyników przedzjazdowej dyskusji. Ze swej stony proponuje jednak wytypowac zjazdowego Skarbnika lub Skarbniczke, która nie pusci imprezy z torbami.
Moze i wartoby aby prezydium zaczelo prowadzic cos w rodzaju spisu tego co chcieliby przywiezc uczestnicy dla przygotowania bazy logistycznej.
Ze swej stony poza jedna panie, która mam nadzieje przyplynie, kajak wysle poczta, zastanowialbym sie, czy nie zabrac tez szwagra który odsiaduje zasluzony wyrok w kamieniolomach. Gdybym to ja mial takiego szwagra. Poza tym kamieniolomy sa ostatnio calkowicie zmechanizowane.
I to by bylo na tyle.
Pan Lulek
Ludzie – nocleg, jak nocleg (pamiętam, że ostatnio kilka osób uznało, że szkoda czasu na spanie) ale te spiski. Ja się piszę. Na specery chodzić nie będę z przyczyn oczywistych więc spiskować mogę do upojwnia. Też pamiętam jak się zjazdy przygotowywało, a Pan Lulek ostatnio nawet usiłował narzucić protokołowanie obrad. A fe!
no dobra, ale niech Ktos powie, czy Basia i Piotr dojechali? Pawel nie badz wisnia!
Pyra !
Ty mnie tylko niczego nie amputuj. Amputujesz mi jakies protokolowanie. Mnie tylko chodzi o to, zeby przypadkiem na Zjezdzie nie okazalo sie, ze niema soli, bo Slawek zapomnial przywiezc albo nie daj Panie Najswietszy miodu, bo Lulek nie dowiózl. Zjazd to jest cos jak impreza publiczna gdzie Ordnung muss sein i tyle.
Wichura odpuscila. zadnych negatywnych komunikatów, znaczy dojechali a paOlOre jest caly w nerwach i tyle.
Pan Lulek
Ha! Z tym przywożeniem może być różnie : jak Pyry załatwią sobie transport (a chyba załatwią jakoś) to pół biedy; w innym wypadku kiedy to bilet kolejowo-autobusowy w zęby, kij podróżny w jedną rękę, w drugą torba z niewymownymi na zmianę co najwyżej butelczyna jakiejś naleweczki w ręczniki owinięta może zostać zataskana (a że jakaś będzie, to jak w banku) Cóż jeszcze przez calą Polskę „na durch” można przywieźć latem? Chyba tylko pudło z domowymi ciasteczkami , bo to lekkie i trwałe.
A Pan Lulek niech się nie wyzwierza za bardzo, bo wiadomo, że reisefieber ma najwyższego gatunku.
Dojechali 🙂
Pociąg opóźnił się tylko 13 minut.
Śniadanie zaaplikowaliśmy sobie w Cafe Schwarzenberg z widokiem na Ringstrasse leniwie budzącą się do życia.
Ustaliliśmy szczegóły natury organizacyjnej i udaliśmy się z wizytacją do Billi Corso. Ale nie poszaleliśmy zbytnio, tzn. poprzestaliśmy na wrażeniach wizualnych. Lepiej poszło nam u Meinla na Graben, skąd wynieśliśmy torbę zakupów wzbogaconą o siurpryzę.
Po czym skierowaliśmy kroki, a właściwie koła mojego Wozu Ludowego, w stronę Hotelu, wykonując 3/4 rundy po Ringu wokół City, czyli wiedeński standart wycieczkowy. Po wczorajszym huraganie pozostały jedynie wspomnienie i gdzieniegdzie połamane gałęzie. Już tylko ledwie podmuchy, ale za to bezchmurne niebo i niskie poranne słońce wydobywające z cieni gzymsów dusze okazałych patrycjuszowych kamienic.
Umówiliśmy się na jutro, aby wspólnie odwiedzić Zosię w Xięgarni (pozdrowić od Heleny!) , zjeść małe conieco w porządnym wiedeńskim Gasthausie i pojechać na dworzec, a nawet dalej, bo jedziemy tym samym pociągiem do Warszawy.
http://picasaweb.google.at/picasso739/PiBWien200801
Ulżyło mi. Dojechali, są pod serdeczną opieką PaOLOre, nic im na głowę nie spadnie. Hosanna Spokojnie możemy zająć się planowaniem.
paOlOre pięknie sprawozdał. 🙂 Na pierwszym zdjęciu widać dokładnie, kto płacił za śniadanie! 😉 Zwróciliście uwagę, jak pięknie wyglądają Gospodarze mimo nocy spędzonej w pociągu?
PaOlOre, jeśli można prosić, to proszę o więcej zdjęć jutro. A czy Pan Lulek wybiera się do Wiednia?
Przeciez pisalem, ze Europa jest odcieta od Poludniowej Burgenlandii. Skoro Oni maja tak napiete terminy, to móglbym pracowac w charakterze kuli u nogi. Od kul to specjalistka jest Tuska. Jedna kula jest u jubilera i bedzie gotowa na Wielkanoc biezacego roku. Druga, granitowa, jest w moim ogródku i wazy okolo 50 kilogramów, trzecia jeszcze w kamieniolomie i ma srednice 188 centymetrów. Jak tu zatem dokladac Adamczewskim kolejna kule do nogi. Przyjdzie czas to sie dolozy. Ja juz obmyslam jak to zrobic i pewne mysli zaczynaj kielkowac w glowie.
Wiele pomyslnosci i radosci z pobytu w Wiedniu i spokojnego powrotu w domowe pielesze zyczy z Poludniowej Burgenlandii.
Pan Lulek
Ja w sprawie organizacyjnej. Zgłaszam kontyngent kanadyjski w ilości dwie sztuki.
Data jak najbardziej przykładna. Pogodę już oczywiście zaklepuję.
Jestem po gościach. Bycie „po gościach” oznacza wypuszczenie party, jakieś tam spełnienie i wciąż nawracające „co można było lepiej?”. Recenzje łechtały lecz to łechtanie zawsze brżeczek niepokój budzi.
Może tu łbem drzwi otworem stojące wraz połową ściany wysadzę, ale będzie
O najpierwszej zupie świata, czyli
O rosole, czyli
zupie banalej, jak jogurt z z chrupkami nesquicka…
Najpierwszej z powodów dwóch, bo w niej wszystkie początek biorą i tylko mlecznej z niej nie zrobisz, oraz że najprzód homo wrzuciło ścierwa do gliniaka z wodą, po czym wyjadło mięso, a dopiero potem popiło tą dziwną po nim wodą, by stać się sapiensem.
Kuchnia, powiedzmy to sobie, idzie w poprzek światopoglądom, bo na początku nie było ani słowo, ani wodór. Na poczatku był rosół!
Zeby zrobic dobry rosół, przede wszystkim trzeba mieć…, co? Dobrze. A herbatę? Świetnie! A piwo? No, naprawdę! Się wprost nie posiadam! Albo pytania są nie na poziomie, albo ten rosół jest taki banalny. Żeby zrobić dobry rosół, trzeba mieć dobrą wodę i dlatego wyjechawszy gdziekolwiek, rozpływacie się nad byle kompocikiem.
Do gara nalewamy wody i wkładamy nasze mięso. U mnie szponder jest Szurkowskim, a indycze skrzydła Szozdą, lecz prawie zawsze jadą jadą w tandemie. Może być pręga, może i łata, ale rosół pochodzi od wołu, choć etymologia nam tu nie dorasta. Ważne, aby mięso było… tłustawe. Kochani! Gońcie dietetyków, jak komiwojażerów i namolnych objawiaczy jedynej prawdy o życiu w niebie. Się podoba czy nie, ale smak mieszka w tłuszczu. Nie mówię – jedzcie tłuszcz, z resztą – o tem, potem. Nadużywajcie roweru, podnoście ciężary, gnijcie podkowy i naprzykrzajcie się tym, jak Lepper, opalonym tytanom inteligencji od fitnesu. Gubcie i roztrwaniajcie te funty i kilogramy, ale nie słuchajcie żywieniowych kaznodziei! Żyjecie raz, więc carpe diem, a nie „dietem”, bo i tak memento mori!
Wkładamy więc nasz szponderek i skrzydełka do wody, króej mamy więcej niż. Się przygotowując patrzymy we własne w garze odbicie (lub liczymy te szklanki) i dumamy ile ma być rosołu, wody zaś dajkemy więcej, bo – i tu, łup!, łbem w dzwi – rosół gotowany bez pokrywki się nam wygotuje.
Mięso ma być oczywiście świeże, ale… dobrze!, dojrzałe. Wołowina jest mięsem dojrzewającym i pytajcie rzeźnika
do jutra
Also!
Nie miałem czasu przy pomocy fotoszopy wyjąć Piotrowi z rąk tego plastiku 😉
Obiecuję poprawę!
Więcej zdjęć na razie nie będzie, bo Basia z Piotrem na resztę dzisiejszego dnia oddali się pod opiekę trupy muzycznej, na próby i koncert której wybrali się do Wiednia. Spotkamy się znowu jutro, ale chyba nie będzie okazji wrzucić ewentualnych fotek do sieci, bo po spotkaniu jedziemy razem do Warszawy. Zaległości nadrobimy pojutrze.
Z racji napiętego, a dopiero ad hoc uściślanego harmonogramu, nie fatygowałem Pana Lulka. Ale na wszelką ewentualność mogę zdradzić, że jutro przed odjazdem pociągu, mniej więcej od 19:00, posilać się będziemy w Gasthausie Schilling: http://www.schilling-wirt.at/anfahrt.htm
Kto chce, niech wpada 🙂
Panie Lulku, oczywiście że będziemy czynować, bo przecież ten płot woła choćby o lekkie sprostowanie!
Teraz już wiemy, po co Gospodarz urządza II Zjazd u siebie – przyjedziemy, a na miejscu się okaże, że stodołę trzeba postawić i ze dwie ziemianki wykopać.
Gotujmy się!
Zapomniałam o sznycelkach. Otóż z sześciu biustów, czterech cebul, 6 jajek i sporej ilości pieczarek wyszła mi ilość na kompanię wojska. Dodałam składników, bo zaczęłam od krojenia cebuli i zrobiłyby się z tego czterocebulki kurczaka, a przez dodanie tego i owego uratowałam proporcje. Chyba nie muszę mówić, że smakowało. I jeszcze sporo zostało na dzisiaj, a nawet na jutro. Goście sobie folgowali i jedli do woli.
A Pultusk to gdzie? Czy ma miedzynarodowe lotnisko laczace je z Zachodnim Londynem?
PaOlOre, TAKI plstik to każdy chciałby wyjąć i to najlepiej z PIN-em! 😀
A tak na serio, to Ty niczego nie poprawiaj, bo to jest przecież Blogowa Dokumentacja Historyczna, a Historii lepiej nie poprawiać!
Zanim zaczniemy kopać ziemianki u Gospodarza, to może pognamy do Południowj Burgenlandii uwolnić Pana Lulka! On sobie da radę bez Europy, ale Europa bez Niego nijak. Gdzie fachowcy od siekierezady? 🙂
Alicjo, miał być serwis fotograficzny i co? Ciekawa jestem, czy to wyglądało tak, jak u mnie i co na to Pyra?
Also – nie myśl sobie, że Ci Zjazd przejdzie w tym roku ulgowo. Za kudły i w trasę.
Heleno – do Pułtuska to może i nie ale ze wsi Warszawa to Cię do miasta Pułtusk (lekko licząc starszy o kilkaset lat) zabierze może Antek, a może inny blogowicz.
Pyro, jeśli zdrowie pozwoli, to oczywiście będę. I tak sobie myślę, że skoro niektórzy zjazdowicze będą nocować w prywatnych domach, to trzeba będzie zabrać ze sobą własne pierzyny, bo chyba żaden dom nie ma aż tyle, żeby wszystkich okryć. No, ale to pewnie Gospodarz ogłosi w stosownej chwili.
Teraz lecę do kuchni – dzisiaj paprykarz z ryżem.
Pyro kochana !
Nie bede ryzykowal zabierania wlasnej ciezko uratowanej pierzyny w tak daleka podróz. Pomyslmy o tym, czy przypadkiem inni blogowicze nie zamiaruja nabyc droga kupna analogicznego sprzetu w znanej wytwórni w Poznaniu. Gdyby ten poznanski wlasciciel zdecydowal sie na zorganizowanie w poblizu, Targów Pierzyniarstwa, to ja od razu nabywam dwa egzemplarze targowe w formacie malych pierzyn zwanych potocznie poduszkami. Format standardowy mniej wiecej 60 X 70 centymetrów.
Gdyby udzielano rabatu poczynajac od trzech sztuk, to biore trzecia dla kotki Muli. Jak na razie to ona uwielbia spanie na srodku dotychczasowej pierzyny. Jakie zabrac przykrycia to chyba sprawa gospodarzy którzy winni postawic sprawe calkiem jasno. Osobiscie uwazam, ze lekki deficyt w zakresie okryc moze sprzyjac zaciesnianiu interblogowych wiezi.
Na najblizszy czas wichury nie przewiduje sie ale usuwanie szkód potrwa jeszcze kilka tygodni.
Pomimo odciecia od swiata, zaopatrzenie nie ucierpialo i o dziwo wszystko funkcjonuje.
O czym donosi dzisiejszy nabywca w miejscowym sklepie
Pan Lulek
Panie Lulku – rozumiem, że mam dla Ciebie kupić poduszki sztuk 2? Zrobię to oczywiście ale tylko w wypadku jeżeli będę miała czym owe poduszki przywieźć. O ile wiem, w Pułtusku też można chyba takie cudeńka nabyć.
Kucharce jest bardzo przykro, ale na Zjazd nie przyjedzie choc bardzo chcialaby.
Po prostu rozne okolicznosci zyciowe uniemozliwiaja zaplanowanie podrozy do Polski z paromiesiecznym wyprzedzeniem. Nie wiadomo czy w ogole uda mi sie pojechac do Polski w tym roku….
Pyro droga, Marialka zeznala swego czasu, ze transport Twojej zacnej osoby na Zjazd to jest do niej nalezacy zaszczyt. Prosze zatem zeby byla ona tak laskawa i potwierdzila ówczesna obietnice. Pultuskowe poduchy bada napewno tez niezle, ale, to nie bedy te od Pyry z Poznania. Jest jeszcze troche czasu ale niechaj nie wpadnie Ci przypadkiem do glowy wysylanie poduch poczta, bo wtedy automatycznie znowu powstanie problem na czym zloze swoja skolatana glowe w przerwie obrad zjazdowych.
U nas zaczelo padac ale jest cieplo. A jak tam w Wiedniu ?
Pan Lulek
Wiedziałam, że jak zaczniemy o Zjezdzie, to Pana Lulka od razu zniesie na temat pierzyn. Teraz mu się poduch zachciewa. Najlepszym rozwiązaniem byłaby stodoła, a w niej siano. Byłoby spać w czym, na czym i pod czym.
Kucharko,
ja tam sobie planuję wyjazd do Polski tak, żeby wyszło w okolicy Zjazdu. Planować luzno można, co to szkodzi. Pewnie bilety kupię gdzieś na 2 tygodnie przed wyjazdem, i pewnie też znowu do Berlina czy jakoś tak, chyba, że przydarzyłby się jakiś tani lot do Warszawy. Ale to mocno wątpliwe. I tym razem – żadnych rowerów.
Na sianeczku sianie, na sianie kochanie….
Oj Baby, Baby nad Babami ….
To chyba Ernest Bryll, na Szkle Malowane.
U niego tez bylo o Vidniu. Takie tam k.u.k. i tyle.
Mnie nigdzie na pierzynowe tory nie znosi, ale co mam wygode, to mam i szlus.
To niema tanich lotów do Warszawy ? Skoro jednak do Berlina to pewnie i do nas do Wiednia. Koniec konców, tosmy sroce spod ogona nie wypadli.
Z Wiednia do Warszawy 700 kilometrów, z Berlina troche blizej. Macie czas na myslenie. Dobrze Wam tak. Myslcie sobie myslcie. Ja tam wiem swoje.
Do Warszawy jezdze za jednym zamachem, z Kórnika tez przyjechalem bez zadnych postojów. Jak trzeba to da sie rade. Ma sie rower albo samochodzik Nazareti, jezdzacy na Duchu Swietym.
Zobaczymy co powie Szefostwo jak przeczyta wszyskie komentarze popelnione pod jego nieobecnosc.
Sadze, ze sprawozda jak tam bylo a ja tylko czekam z mokra sciera, zeby mu odpalic saznisty komentarz.
Jak to zwykle, niepokorny
Pan Lulek
Matko kochana, to już rok? Jak zaczęłam /całkiem niedawno/ zaglądać na Wasz blog, to były przygotowania do zjazdu w Kórniku, a teraz już się szykujecie do następnego? Nie żałuję, bo z paru przepisów skorzystałam ku zadowoleniu rodziny. Specjalne podziękowania dla Alicji za genialną, szybką i smaczną zupę rybną.
Panie Lulku, w kraju rodzinnym mojej mamy /obecnie Słowenia/, również kwitnie domowa produkcja różnych płynnych specjałów /ze śliwek, gruszek wiliamówek/, ale ja niestety, jako ta gorsza płeć, nie zostałam dopuszczona do tych tajemnych misteriów, które odprawiał mój ojczym w miedzianych kotłach, wysypanych na dnie piaskiem – żeby sie zacier nie przypalał. Niestety, ojczym już nie żyje, ale na pozostałą rodzinę w dalszym ciągu mogę liczyć względem ewentualnego nabycia specjałów drogą darowizny. Pozdrawiam wszystkich blogowiczów – krysha
/tak mówiła do mnie moja mama we wczesnej młodości/
Nikt nie pyta, jak w Kingston, ale i tak Wam powiem – szarawo, śnieżno i około zera. Wilgoć w powietrzu, ponurawo.
Warszawa jest stosunkowo małym lotniskiem, jak na Europę. Najlepiej nam latać do Amsterdamu, bo najtaniej i bardzo dużo lotów czarterowych. Potem Niemcy – też można bez trudu znależć czarter dostępny na kieszeń. LOT jest drogi. A jeszcze jak w grę wchodzi wypożyczenie samochodu, to ani Holendrów, ani Niemców nikt nie pobije w szerokiej ofercie cenowej. Do Wiednia czy Pragi nigdy nic taniego nie wypatrzyłam, a swego czasu wymyśliliśmy, że czemu nie Wiedeń właśnie i stare kąty w Styrii. Trochę to kosztowne było i już do tej opcji nie wracaliśmy.
Czasy, kiedy do Amsterdamu leciało się za 299$ tam i z powrotem, minęły dawno. Teraz to na dzień dobry tyle wynosi podatek, jak nie więcej, a do tego opłaty lotniskowe i jeszcze Bóg wi co. Coraz droższe te wycieczki, no ale przecież nie będziemy w domu siedzieć. A swoją drogą chętnie bym popłynęła. Szkoda, że żaden Batory już nie pływa 🙁
W końcu po kilkunasto godzinnej przerwie działa internet. Dostałem ciekawą propozycję od meg_mag i czekam na telefon by omówić szczegóły. Może z tego coś wyjdzie i za dwa tygodnie zahaczę o Wiedeń. Mój telefon to 48 22 3825002
Nadal potwierdzam, że Pyrę gotowa jestem nieść w rękach jako nasze blogowe serce ( nie z piernika tylko z materii żywej i iskrzącej ) ale przemyślę wygodniejszy dla niej sposób.
No i prosze !
Jak pomyslec, to wszystko mozna zorganizowac. Potem wnosi sie tylko poprawki. Marialka, zalóz prosze, platnosc za Pyre. U mnie zwrot masz jak w chinskim banku. „Nie propadiosz i nie poluczysz”.
Pyra ci przetlumaczy z jezyka radzieckiego.
Pan Lulek
Marku, jak już się megimagi dodzwonią, to zwróć im uwagę, że ogłosiłem wszem i wobec (70 cm powyżej), gdzie mogą jutro dopaść Piotra przed odjazdem pociągu. Niewykluczonem, a nawet całkiem prawdopodobnem jest, że będzie poruszany również temat sztuk plastycznych. Pan Lulek zapowiadał kiedyś, że da im moje koordynaty, więc mogą mnie w razie potrzeby o drogę zapytać.
paOlOre !
Powtórzylem dla meg_mag jeszcze raz Twoje koordynaty. Teraz ich sprawa, czy zechca z tego skorzystac.
Pozdrowienia
Pan Lulek
Pierzyna jak pierzyna, ale jak się jest wieczną dziewczyną (albo chłopakiem), to można wziąć śpiwór 😉
Ja spojrzałam w kalendarz. Jedyne, co by mogło mnie powstrzymać przed nawiedzeniem Zjazdu, to atrakcja we Wrocławiu: w ramach Wratislavia Cantans koncert plenerowy z Muzyką na wodzie i Sztucznymi ogniami Haendla. Ale na Wratislavię pewnie pojadę w poniedziałek 😀
Wszyscy do tego Widnia. Szkoda, że nie ja…
Dziekuje za wszystkie informacje, mialam w planach jutrzejsze spotkanie w Wiedniu, ale niestety zaraz wsiadam do samochodu i mam przed soba ponad tysiac kilometrow. Male szanse, ze wroce na jutrzejsze popoludnie.
Prosze przekazac Gospodarzowi uklony od nas i kazac wrzucic pieniazek w stosowne miejsce, zeby szybko odwiedzil Wieden znow!
jestem w pospiechu, wiec tylko narobie Wam slinki, na marginesie, dzieki Klulu za sprawozdanstwo, ktore uspakaja,
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/RybkaNaJutro/photo#5160644101184928434
Panie Lulku, dla Pana juz sie powoli tez warzy
Klul, to tak jak, krol, sepleniacy, a niech ma i tak jestem wdzieczny za wiesci, mimo wredoty wrodzonej, buzki
meg_mag,
ukłony już zaczynam ćwiczyć i jutro przekażę Gospodarzowi.
Pieniążek mu chyba dam do rzucenia, bo on ma tylko kartę plastikową, tej lepiej niech nie wyrzuca. Gute Fahrt und komm gut heim!
A ja idę odpocząć, bom zbity jak pies – odwiózłszy Basie i Piotra do hotelu poświęcałem się pracy zarobkowej, co mi do teraz czas zajęło.
a cóż to Sławuś, krokodyl?
Pawelku, toz Ty jeszcze kijanki nie ogladal?
idz w encyklopedie, tudziez spytaj niedzielnego wedkarza, ten przynajmniej ksiazki przewertowal, Cieniasie! z calym przyjacielstwem i przyjemnoscia polezam!
i tak spisales sie, jak szef, dopilnuj reszty
oj, pospiech mnie sie zwolnil, kierownictwo postanowilo, ze…, wiec stukam dalej, szukajac recepty na szczupaka, wyglada, ze mam czas
Krokodyl jak nic, rozpoznaję. Zapytajcie Arkadiusa o ekspertyzę, on się zna na krokodylach.
Pyra spełniła swą grozbę i zamilkła. Mam nadzieję, że nie na 2 tygodnie?!
Alicja, cos z oczamy?
krokodyl ? moze wiec szachownica? aspekt zblizony, argumentow nie posiadam,
mowilem, ze mam czas, tyko, kurde, dlaczego wykorzystuje go na wredoctwo?
poza tym, na serio, mam pytanie, dla wiedzacych, jak pozbyc sie osci ze szczupaczka specjalnie nie naruszajac smaku, zwierze ok. 2kg po wypatroszeniu, mam plan zrobic filety, a reszta?, ocet? szczaw?, czy sitko? po wygotowaniu na bezsmak?, kto ma patent?
do tego, samica sztuka byla byla, wiec przechwycilem tez ikre i solidna watrobke, chlopaki twierdza, ze mozna z tego zrobic super sos do rybki, a ja zeby calkiem na durnia nie wypasc nie smialem pytac o szczegoly, ratujcie! przeciez nie wyrzuce, a do tego nie chce tego robic, chocby z respektu dla zywiny, tyle jaj, potencjalnych noworodkow w lodowce cierpiacych, pomorzecie?
pomozecie? no przeciez mowilem, tylko to rozwarstwienie jazni, darujcie
wyglada, ze stukam sam do sie, sprobuje wiec nawiazac kontakt z kierownictwem w ramach akceptacji zdan niedopowiedzianych i ichnich analiz,
nocy sympatycznej zyczac
to chyba już tylko pierwszy ichtiolog kolejnych Rzeczpospolitych, czyli profesor Krzysztof Skóra z Helu może pomóc. Może chycisz go teraz na skypie? Ma kamerę na monitorze, to nawet na gestykulację się załapiesz 😉
Sławek, na ości niweiele poradzisz, bo one są nie tylko szkieletowe. Najlepiej odfiletuj kregosłup, a z reszta niech już sobie radzą konsumenci 🙂
Arkadius serwował pysznego krokodyla, ale nie smażonego, tylko była to b.gęsta zupa. Bardzo dobra. Ale zapomniałam zanotować przepis 🙁
znalem Go jeszcze jako doktora, oceanografa, z gorzalka w garsci, ichtiolog moze zabrzmiec dla K. jak potwarz, sadzisz, Pawel, ze gestami przed kamera o szczupakowych osciach mnie opowie?, ze o sosie nie napomkne, On, mam nadzieje, dalej chroni foki ( bez podtekstow ) baltyckie i chwala Jemu za to, nie smialbym nawet tym talerzowym tematem Goscia niepokoic, no chyba, zeby dal sie skusic, ale to juz Tobie powierze
czuj duch
Widze, ze juz wszyscy zyja zlotem. Ha!
Poduszki, pierzynki, jedzonko, to jeszcze pol roku!!!
Czekajta, bo sie wypalimy!
Tuska
Tuska nie narzekaj !
Kazda rzecz zeby sie dobrze urodzila musi odczekac swoje 9 miesiecy. W przeciwnym razie jest cos niedonoszonego. Podobno tylko ciaze wielorakie, poczynajac od dwu, jednojajowe, maja w sumie staly i podzielny przez liczbe sztuk IQ. My przeciez szykujemy sie na jeden zjazd to i nic dziwnego, ze od chwili ogloszenia Tezy Zjazdowej, wszystkie wysilki skierowane beda na jeden swiatly cel. Trudnosci juz sie zaczynaja i beda niewatpliwie narastaly z czasem. Batory juz nie plywa a Alicja zamiast do Warszawy przyleci zapewne do Amsterdamu lub Belina albo Frankfurtu na Menem i co Ty wtedy zrobisz. Z kim sie zalapiesz. To samo dotyczy Heleny, dla której pewnie nie zdazy sie zbudowac lotniska a nemo podobno zaczyna budowe tunelu za Szwajcarii prosto do Pul Tuska. W najgorszym przypadku do Pultuska.
Tak to rzeczy skromnych ludzi momentalnie mieszaja sie z wielka polityka.
Pan Lulek