Kuchnia na sportowo (Kulinarne pasje 4)
Rozmowa z Robertem Sową, szefem kuchni w hotelu Sobieski, kiedyś także kucharzem reprezentacji Polski w piłce nożnej.
Rozmowa z Robertem Sową, szefem kuchni w hotelu Sobieski, kiedyś także kucharzem reprezentacji Polski w piłce nożnej.
Komentarze
Ale śmieszne o nic nie widać. Oj, nie udało się p.Sowie. Prawie, jak w Korei – pojechał jako kucharz reprezentacji i było z nim mnóstwo wywiadów. A to o lekkiej kuchni (kurczaki, ryba, indyk) a to o tym , że Czarny nasz piłkarz chce jeść wyłącznie makaron z warzywami, a to , że na sniadanie jogurt. Pomóc to im nie pomogło. Piotr jest wierzący.
Nie na temat:
Pare dni temu obejzalem film „Ratatouille”.
Wychodzi na to, ze gotowac kazdy moze, nawet szczur.
A dokladniej (ukryty przekaz do podswiadomosci widza):
1. kazdy moze byc wielkim szefem, nawet (a moze przede wszystkim) jesli chodzi o francuska haute cuisine.
2. Nie wierzcie krytykom gastronomicznym, bo to dziwacy pozbawieni smaku (kulinarnego), torpedujacy dla wlasnego widzimisie, z sardoniczna przyjemnoscia, prawie kazdy przejaw orginalnosci gastronomicznej tylko po to, zeby ulzyc wlasnej miznatropii.
Wyglada na to, ze to wyjatkowo szkodliwy film 🙂
Kazdy moze gotowac nie znaczy, ze kazdy powinien. To tez z filmu „Ratatouille” 😉
Video pojawilo sie jednak, a w nim rewelacje: Kotlet schabowy wsadzony w recznik papierowy smakuje inaczej 😯 Pasta al dente nie tuczy! 😯
Do Nemo: sporo czasu mi zajęło zgłębienie tematu taurasi. W Polsce jest to wino niemal nieznane. Nazwa zaś to nazwa miejscowości w Kampanii. Winnice są na glebie wulkanicznej (Wezuwiusz). Szczep, ku mojej radości, to aglianico. Dzięki temu wino, tak jak moje ukochane wina z Basilicaty, pachnie (przed dekantacją) smołą. W księgach winiarskich znawcy piszą o winach z tego regionu z najwyższym zachwytem. No i znowu mam przed sobą cel: zdobyć i wypić nowe wino.
Znalazłem też importera, który na witrynie chwali się, że ma wino z Taurasi ale przyciśnięty o ceny i terminy dostawy wyznał, iż bedzie je miał. Poczekam, kupię, spróbuję i opiszę.
ludziska tu chwala taurasi, ale i pieniadz zan wolaja niemaly
http://www.thecellardoor.it/wines/48/Taurasi_D.o.c.g.2000.html?gclid=CJbkkpbN848CFRFBZwoddGAfFA
o i Ci tez
http://www.vivinum.fr/Taurasi-DOCG-Vigna-Andrea.html
Ja znalazłem takie :
http://www.systembolaget.se/SokDrycker/Produkt?VaruNr=98073
kolor ciemnoczerwony
bukiet:
„Pełne niuansów, dojrzałe, pachnące przyprawami, o zapachu zwierzęcym, odrobina beczki, suszonych żurawin, wiśni, majeranku, rodzynek i czarnej herbaty”
smak:
„Dojrzały, korzenny, beczkowy, wiśnie, suszone żurawiny,czarna herbata, rodzynki, zioła i ciemna czekolada”
Darmowe to nie jest ale może się skuszę o ile uda się znaleźć, bo jest w asortymencie „chwilowym”.
Też mnie uderzyło w tym wywiadzie, że makaron al dente nie tuczy! 🙂
Co to znaczy ‚o zapachu zwierzęcym’? To wino pachnie mokrym psem czy spoconym koniem? Niechże ktoś to wypróbuje i da znać. 🙂
A u mnie takie :
http://dekanter.pl/?part=25&zobacz=Radici_Taurasi__Mastroberardino&item_id=be0aebffb0935fcda7f3e80da2ac4530
też darmowe nie jest….
Jak to wino ma zapach psa mojego brata to odmawiam spożycia!!!!!!!!!! :???
I za to płacić 30 euro?!
To mój zajzajer jest lepszy, żadnym skunksem nie pachnie, tylko lekko malinami!
Jak to makaron nie tuczy, ejże! Na moim italiańskim makaronie wypisane jak byk *nutrition facts*:
85 gram suchego makaronu (nieugotowanego, dorozumiewam się) zawiera 300 kalorii.
Reszty *faktów* zaoszczędzę, bo to nieistotne.
To co, po ugotowaniu al dente te kalorie wsiąkają w wodę? A tu jeszcze oliwa i parmezan! I kto się naje taką porcją makaronu, pytam się? Z 85 gram naprawdę niewiele wychodzi.
Znowu wrócę do tematu obiadu. O której?! O dwunastej w południe?! Zanim ktoś mnie zacznie pouczać, że lunch to obiad, niech zajrzy w południe do naszych knajp. Nikt nie je lunchu składającego się z: przystawki, zupy, drugiego dania, deseru. Nie ma na to czasu, wpadł do knajpy z pracy na lekki posiłek, ma tylko godzinę czasu łącznie z dojściem do i wyjściem z, obiad zje w domu o 18-19tej czy coś koło tego i nazywa się to DINNER !
A całkiem pozniej, jeśli mu mało, może sobie walnąć supper, czyli kolację. Biorę pod uwagę, że sportowcy potrzebują więcej, ale lunch to lunch. Nie obiad.
Apel do Urszuli!!
Pisz, pisz!! o tym czego nie wiemy.
O duńskiej kuchni wiemy mało.
Za to więcej o filmie. Teraz pojawił się u nas ?Klasztor. Pan Vig i zakonnica?.
Pisz więc o kuchni.
Pan Robert z filmu ma na rękach bardzo fajne, dyskretne ozdoby.
Jedna pewnie służy do pomiaru czasu przy gotowaniu jajek na miękko.
A druga? Kombinuję, że może po zdjęciu z przegubu, do dyscyplinowania podległych kuchcików. Ciach przez kark….
Czepiam się. 😉
Apel do Urszuli!!
Pisz, pisz!! o tym czego nie wiemy.
O duńskiej kuchni wiemy mało.
Za to więcej o filmie. Teraz pojawił się u nas ?Klasztor. Pan Vig i zakonnica?.
Pisz więc o kuchni.
Pan Robert z filmu ma na rękach bardzo fajne, dyskretne ozdoby.
Jedna pewnie służy do pomiaru czasu przy gotowaniu jajek na miękko.
A druga? Kombinuję, że może po zdjęciu z przegubu, do dyscyplinowania podległych kuchcików. Ciach przez kark….
Czepiam się. 😉
Apel do Urszuli!!
Pisz, pisz!! o tym czego nie wiemy.
O duńskiej kuchni wiemy mało.
Za to więcej o filmie. Teraz pojawił się u nas ?Klasztor. Pan Vig i zakonnica?.
Pisz więc o kuchni.
Pan Robert z filmu ma na rękach bardzo fajne, dyskretne ozdoby.
Jedna pewnie służy do pomiaru czasu przy gotowaniu jajek na miękko.
A druga? Kombinuję, że może po zdjęciu z przegubu, do dyscyplinowania podległych kuchcików. Ciach przez kark….
Czepiam się. 😉
Apel do Urszuli!!
Pisz, pisz!! o tym czego nie wiemy.
O duńskiej kuchni wiemy mało.
Za to więcej o filmie. Teraz pojawił się u nas ?Klasztor. Pan Vig i zakonnica?.
Pisz więc o kuchni.
Pan Robert z filmu ma na rękach bardzo fajne, dyskretne ozdoby.
Jedna pewnie służy do pomiaru czasu przy gotowaniu jajek na miękko.
A druga? Kombinuję, że może po zdjęciu z przegubu, do dyscyplinowania podległych kuchcików. Ciach przez kark….
Czepiam się. 😉
Trzykroć się czepiam, jak niewierny Tomasz.
Bylem i sprawozdaje.
Szkola byla wybudowana w roku 1970. Ostetni remont w roku 2000. Teraz totalna przebudowa. Liczba uczniów 136. Wielkosc klasy 11 uczniów. ❗ Jedenascie. Nauka w dwu jezykach do wyboru. Niemieckim i Kroackim.
W zaleznosci od wybranego jezyka drugi jest jezykiem obcym. Proporcja jezykow 1 : 1. We wszystkich przedmiotach. Uroczystosc odbyla sie w sali gimnastycznej o takim wyposazeniu, ze ja zostalbym w moich mlodych czasach, w gimnastyce przyrzadowej mistrzem swiata. Lacznie z centrum odnowy dla trenujacych. Druga specjalnosc szkoly to informatyka. Kazdy uczen ma wlasnego satelitarnego laptopa. Laptopy sa regularnie wymieniane i wysylane do krajow wschodnich. 😐
Krotkie przemowienia ze stony prominentow ktorzy chcieli sie pokazac. Oczywiscie przedstawiciele miejscowej prasy. „Polityka” niestety nie byla oficjalnie reprzentowana. 😳 Koszt przebudowy nieco ponad jeden miliom Euro. Wiekszosc ze srodkow panstwowych ale i sponsorowanie przez miejscowe firmy. 😮
Rodzice grali i spiewali dla uczniow i odwrotnie. Wiele dobrej, roznej muzyki. Szczegolnie dobry byl flecista ktory przyjechal z Wiednia i gra u Wiedenskich Filharmonikow. Dal krotki koncert. Bedzie rownierz gral na Koncercie Noworocznym. Podkreslal w rozmowach kuluarowych. Program oficjalny trwal jedna godzine. Potem tradycyjny poczestunek przy profesjonalnej muzyce zespolu ktory zawsze gra przy wszystkich uroczystosciach. Bufet na stojaco. Wygodnie bo i okazja spotkac znajomych i poplotkowac. Ksiadz po cywilnemu ale przy kolratce. Jego pani, sliczna mloda dama pieknie ubrana zadawala szyku. 😆 Publika ubrana w bardzo rozny sposob. Od garniturów poprzez sweterki a nawet dresy.
Do picia miejscowe wina czerwone i biale oraz napoje bezalkoholowe. Zadnych mocnych trunkow. Znakomicie przygotowane kanapki. Bardzo rozne. Byloby to niewatpliwie w guscie Piotra. Zapytano mnie czy ja zawsze bede sam przychodzil. Odpowiedzialem, ze jesli jedna pani przyjedzie z Ameryki Polnocnej, to bedziemy przychodzili we dwoje. Pelne zrozumienie. Od nas w poczatkach XX stulecia byla wielka emigracja do USA i Kanaday i po wojnie emigranci zafundowali miejscowosci pomnik Matki Boskiej. Stoi przed kosciolem i chyba Mis 2 zrobil jej zdjecie.
Po uplywie 1 3/4 godziny zwinalem sie po angielsku zeby na zywo sprawozdac. Oby jak najszybciej tylko lepiej w Polse
Pelen wrazen
Pan Lulek
Jeszcze nikt nie użył tego.
Będę pierwszy.
Antek!!
ok! ok!! Wyjeżdżam. Wracam w niedzielę.
Pa.
Miłego łykendu, Antek. Ale łykaj tylko to, co ładnie pachnie. 🙂
Bardzo bym chciała, żeby moja wnuczka chodziła do takiej szkoły, jak u Pana Lulka.
Powiecie, że się czepiam, ale w ogóle nie zauważyłem wpisów dotyczących kuchni na sportowo. Mnie na przykład to bardzo interesuje, co należy jadać na śniadanie, jeżeli zaraz potem idzie się biegać do lasu.
A zupy uwielbiam, gotuję je zawsze, jem każdego dnia, dla mnie obiad bez zupy nie jest prawdziwym obiadem.
A słodkości nie jadam, raczej rzadko.
Panie Lulku,
te jedenaście osób to norma? Same rewelwcje, księdza nie pomijając. Katolicki?
„Oby jak najszybciej tylko lepiej w Polsce”. Może powinniśmy tak sobie przepowiadając/życząc dodawać tu sobie wzajemnie otuchy ? Jak Pan i Państwo sądzicie?
Pozdrawiam, Teresa
Torlinie, bo tutaj większość sportowców biesiadnych! Komu by się chciało biegać do lasu?! I to po śniadaniu zaraz! Chyba tylko Andrzej Szyszkiewicz uprawia takie ekstremalne sporty, ale i on raczej chodzi, a nie idzie pobiegać.
😀
Alsa – jesteś cudowna. „Sportowiec biesiadny” – cudowne, wspaniałe.
Torlinie, przed bieganiem polecam müsli: swieze owoce, orzechy, rodzynki, platki zbozowe, jogurt naturalny, troszke miodu. Müsli jest dobre na wszystko:figura, cera, zdrowie 🙂
Wracajac do Taurasi, to wino zaczyna mnie fascynowac. Jego opisy wskazuja na swietny trunek z wloskiej superligi. Optymalne do spozycia w wieku 5-8 lat (to od Feudi San Gregorio) Okolice Wezuwiusza fascynowaly mnie od dawna, a zapach smoly i piekla jest tam zupelnie naturalny, zwlaszcza w Pozzuoli 🙂
Nemo!
Mam müsli własne w słoiczkach i sam sobie robię. Pzdr.
Torlin,
przypomniała mi się książka „Pamiętnik Feliksa Stamma”. On startwał jako bokser, bo uwielbiał ten sport – no to chyba oczywiste. Otóż była jakaś ważna dla niego walka (daleko nie zaszedł w tej części kariery jako bokser), więc doszedł do wniosku, że musi się porządnie najeść, zeby mieć siły. Zjadł jajecznicę z 12 jajek. Co się stało na ringu, kiedy przeciwnik prawym sierpowym trafił w żołądek – nie powiem. Zakończyło to karierę Stamma jako zawodnika, a zaczęła sie kariera legendarnego trenera, który pilnował swoich zawodników, co i kiedy mają jeść.
Co do biegania, to mam znajomego wariata, który rocznie zalicza przynajmniej 2 maratony, w porywach 3. Dzienna dawka biegania to zwykle 10 km. Wiele razy byłam świadkiem i uczestnikiem śniadań w tym domu. Nic nadzwyczajnego, to co wszyscy, i wcale nie więcej, niz wszyscy. Pieczywko, masełko, dżemy, jajeczka, szynka, sery, kawa, herbata. Wszystko do wyboru. Kromucha z tym, kromucha z tamtym, popił herbatką i *poleciał biegać* te swoje 10km.
Przyleciał z powrotem w niecałą godzinę. Moje obserwacje dotyczą śniadań poimprezowych, dodam, ale są rzetelne.
Wróciłem ze sportowej biesiady u sąsiadów było trzy rodzaje ryby wspaniały makowiec oraz Pana Lulkowe wino z Niemiec oraz Bordeaux Rotschilda oraz jedna wolna dama. Postanowiła jednak jechać do domu nocą przez gęsty las. Chyba nie mam takiego daru przekonywania jak Lulek 🙁
Najwazniejsze jest, zeby dosyc pic i nie obciazac zoladka bezposrednio przed biegiem, bo mozna dostac zgagi 🙁
Alicjo, zdradź mi, jakie masz kontakty z ruchem, z jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym (tylko nie pisz mi o sprzątaniu i chodzeniu po zakupy).
Misiu 2, a może to nie o dar przekonywania chodzi, a o PIERZYNĘ? Że nie wspomnę o kulach u nóg i na międzybiuściu. 😀
Torlin,
tylko chodzę. W sprzyjających porach roku mniej więcej codziennie 5 km (tak jest, na zakupy do sklepu za rogiem, czyli 2.5 km w jedną stronę, a chodzę szybko, nie spacerkiem), w porach niesprzyjających, jak wczoraj i dzisiaj rzadziej, i raczej jestem wyciągana za włosy przez tego tutaj… że nie wymienię imienia, bo jeszcze usłyszy.
Kiedys dużo pływałam i chodziłam nawet na pływalnię zimą przez 2 lata, ale od czasu kontuzji w kolanie nie pływam systematycznie. Samam sobie winna, ambicja, ścigałam się z takim jednym, bo przecież na pływalnię nie chodzi się pluskać w chlorowanej wodzie, tylko zasuwać ile wlezie. Przed kontuzją moje *wyciągi* były 2.8 km na godzinę (na pływalni jest zegar i można policzyć metry) jak na kobietę moich lat nie jest to zle.
Karierę pływalniową zakończyłam dwie zimy temu, od tej pory z nikim się nie ścigam i pływam szybko, ale bez ekstremy.
Inne wysiłki fizyczne poza sprzataniem? A co byś powiedział na renowację całego (oprócz pokoju na gorce) domu? Pomijając drobniejsze, przygotowawcze sprawy, żeby pomalować chałupę wewnątrz i z zewnątrz (a jak, malowałam tzw. siding, bo stary), trzeba sie niezle namachać rączkami, hantelki niepotrzebne przez długi czas 🙂
A jeszcze mi się coś przypomniało w związku z tą pływalnią – otóż przychodziła tam kobieta, która miała zarezerwowaną dla siebie linię. Nie miała lewej ręki. To ja tu opowiadam o moich 2.8 km na godzinę… Próbowałam kiedyś obok, czy wytrzymam tempo. Gdzie tam! I chodząc do sklepu za robiem czasami widziałam i widzę ją, jak biega. Wiek nieokreślony, powiedziałabym, pomiędzy 40-50.
Droga Alicjo!
Moje pytanie nie było w najmniejszym stopniu złośliwe, chciałbym powiedzieć – że miało być dobrotliwe. Jak później przeczytałem swoją notkę, to mi zabrzmiała tak sucho. Nie gniewaj się.
Ja jestem przerażony współczesną młodzieżą. Ze sportu – nic, zero. Wszędzie samochodem, windą, odżywianie się byle jakie, wychodzą bez śniadania, coś wyskoczą zjeść w przerwie. A trafia mnie, jak przyjdą do domu i słyszę: „Na kolację to myśmy sobie kupili”. Wchodzę, a oni siedzą nad całym kubłem nóżek z KFC. Przez całe życie na kolacje były w naszym domu sałatki i jaki jest tego efekt? Żaden. Mówię, pojedźcie chociaż na rower.
Bratanica mojej byłej ma 29 lat i z powodu bólów kręgosłupa nie może siedzieć w pracy, tylko musi stać. Córka mojego brata ciotecznego, 28 lat, nie może się przeciągnąć, bo mówi „że tak by została” i „tak z wyciągniętymi ramionami zawieźli by mnie do szpitala”. Ale jak prowadziłem szkolenie w pewnym budynku na parterze, a kawa była na piętrze, to na przerwie po wypiciu kawy cała młodzież czekała na windę, aby to jedno piętro zjechać w dół.
Mówię wszystkim dobranoc.
Torlinie,
ja potraktowałam Twoje pytanie dosłownie, że może jesteś ciekawy, i dlatego tak się rozpisałam, ale bynajmniej nie pomyślałam sobie, że złośliwe 🙂
Sprowokowało mnie do myślenia – a co ja właściwie robię względem ruchu? No i wyliczyłam na piśmie, co robiłam i co robie teraz.
A co do nowej generacji, to tylko można westchnąć.
Ja jestem bardzo aktywna fizycznie kobieta w porównaniu z większością współczesnych nasto – i nie tylko nastolatków. Nie będę plotkować o młodych ludziach, ale jak mi się przypomni Praga, to mnie diabli biorą. Mozna było obejrzeć więcej, gdyby nie młodzi „zmęczeni”, musieli sobie uciąć drzemkę w środku dnia. No wiecie, co?!
Arkadius świadkiem, że 20km maszerowania (około, plus minus) to ja mogę znieść. No, zaprotestowałam w końcu, bo ileż można, ale to było po miesiącu wakacji i różnych przebieżek tu i tam 🙂
Nasz ksiadz jest oczywiscie katolicki. ❗ Pochodzi z Zagrzebia na Kroacji. Mlody i dynamiczny zawodnik. Gra z chlopakami w pilke. Bardzo otwarty czlowiek. Ludzie przyjmuja to jako norme, wychodzec z zalozenia, ze ksiadz tez cos z zycia i do zycia ma. 🙂 Jestem tego samego zdania. Ona jest pielegniarka i pracuje w szpitalu w miescie powiatowym. Do nas przyjezdza czasami diakon z sasiedniej wsi, ktory przeciez oficjalnie ma zone i dzieci i wszyscy go bardzo lubia. Poza tym nad wszystkim czuwa przeciez osobiscie Swiety Michal. 😆
Ostatnio przyjeta norma jest 25 dzieci w jednej klasie szkolnej. W naszej szkole liczylem w klasach liczbe stolikow. Najwiecej bylo 18 w pomieszczeniach typu laboratorium. Tak duza liczba dzieci w klasie jest w wiekszosci szkol we Wiedniu. Sa szkoly gdzie liczba uczniow w klasie jest wieksza. Czasami rownolegle w jednej sali i czasie ucza sie dzieci z roznych klas i jest dwoje nauczycieli. Najwiekszym problem w szkolach i przedszkolach, sa dzieci ktore nie znaje jezyka niemieckiego, Bywaja klasy, w ktorych wiekszosc dzieci to obcokrajowcy. Tworza sie getta obcej mlodziezy.
U nas od wielu pokolen mieszka calkowicie mieszana ludnosc. Wielcy panowie to byli Wegrzy na zamkach, wokol byla ludnosc niemiecka z Saksonii a po wsiach mieszkali osadzeni na straznicach Kroaci. Stad wiele wsi ktore maja w nazwie slowo „Wart” czyli straznica.
Na przyklad obok nas nad jeziorem, „Rauchwart”. Z moim nazwiskiem poczatkowo sadzili, ze jestem Kroatem. Burgenland, to od zamków czyli „Burg”. Nasza szkola jest szkola zbiorcza dla kilku wsi. Kiedys bylo o wiele wiecej dzieci. Teraz liczba dzieciaków od lat zmniejszyla sie a wielkosc szkoly pozostala. Stad i ten eksperyment. Specjalny autobus ciagle jezdzi, zwozi dzieciak do szkoly i odwozi do domow. To jest norma. Poza tym nie zapominajcie, ze my jestesmy wsia graniczna a ostatnia fala uchodzcow byla niezbyt dawno bo w roku 1956. Najpierw uciekali. Potem pomieszkali, czesc ruszyla dalej na zachod, czesc wrocila na Wegry. Ci i ci zabierali ze soba nasze kobiety bo bardzo im sie podobaly i sa doskonalymi zonami. 😉 Taka to z nas mieszanka. Sa jeszcze i inne narodowosci, Niemcy z bylego NRD, Roma i niestety resztki Zydow których chowali sasiedzi przez cala wojne.
Unia Europejska finansuje nadal Burgenlandie jako obszar zagrozony wyludnieniem. Poza tym sa osoby pracujace w Wiedniu i codziennie dojezdzajace do pracy. Weekend jest swietym czasem rodziny a miejscowa restauracja nie narzeka na brak gosci. 😐
Znalazlem rozwiazanie dla nagrody która wygrala Lena. 😈
Ale to juz inna historia
Pan Lulek
Przejedzona.
Indyk wypadl znakomicie, to swietny pomysl aby go piec nogami w dol, bo faktycznie piersi byly bardzo soczyste i smaczne choc to najnudniejsze mieso w indyku.
Nadzienia wyszlo cala duza zeliwna cocotte, robilam znacznie wiecej niz kazano na te wage ptaszyska, a mimo to dokladki starczylo tylko dla paru osob. Jest to rewelacyjne nadzienie, najlepsze jakie jadlam do tej pory (francuska bulka obsmazona w masle. seler i cebula obsmazone w masle. duzo orzechow, duzo rodzynkow, kwasne jablko, dwa peczki pietruszki, sol. pieprz). Nadzienia nie wklada sie do ptaka, tylko robi obok przez ostatnia godzine. Dziesiec osob przy stole. Indyka jeszcze zostalo, ale w czwartek poszlysmy do NAJLEPSZEJ restauracji w Gdansku, Kresowa na Starym miescie. Wlascicielami jest Polak, Pan Marek i jego olsniewajacej urody zona Tatiana z Nowosybiska. Przyszli do nas do stolika w czasie zamawiania i przegadalismy TRZY godziny. Doniesli butelke wina i monstrualnych rozmiarow Pawlowa. To przezycie kulinarne jest na oddzielny wpis i jeszcze do tego wroce.
Jutro (sobota) Renata uczy, zostawiajac mnie w domu z poleceniem upieczenia torty de ricotta, czyli wloskiego puszystego sernika bez spodu, zato z duzo iloscia zlotych rodzynkow nasiaknietych nalewka z czarnej porzeczki.
Dzis zapadla decyzja zakupu oblednie pieknego materialu na zaslony do jadalni Renaty, wloski jedwab w niezwykle zielono-zlotawo-czerwone pasy plus podszewka zielona, plus nowy karnisz. Bardzo dorosly zakup i podlapujacy wszystkie kolory jakie ma w jadalni – zielonego kaflowego pieca, jasno brazowego dywanu z zielonymi liscmi, zlocistego koloru drzewa framug i czerwonej chinskiej szafki na sprzet stereo, a takze kolekcji czerwonego szkla . Zaslony beda olsniewajace.
Ide spac bo wstalysmy switem – chcialam wysluchac Tuska. Nie wierzylam wlasnym uszom, ze gadal ponad trzy odziny. Krolowa czyta w Parlamecie plan rzadu (nawet nowego) przez gora 20 minut (4-5 kartek z tekstem z podwojnym odstepem), cala ceremonia nie przekracza 30 minut i JKMosc zdejmuje gronostaje i korone, przebiera sie w krotka sukienke i pedzi na wyscigi konne, ktore sa tego samego dnia i na ma tam swoje lub zaprzyjaznione konie.
Dobranoc, Najmilsi. Suszy mnie.
Witajcie! Wreszcie udało mi się wejść do internetu na dłużej niż chwilę.
Dzisiaj na sportowo? Tak? Bo ja mam właśnie sportowy raczej tydzień, taki maraton:
wtorek – Wiedeń,
środa – Graz,
czwartek – Częstochowa,
piątek – Warszawa,
jutro Łódź,
potem znów Warszawa i tak pracowicie do końca listopada.
Na kuchnię nie ma co narzekać, jak dotąd godne odnotowania było:
– pomidorowa z makaronem plus strucla ze szpinakiem i serem owczym
– carpaccio ze styryjskiego wołu z mozzarellą, do tego vogerlsalat (?) pokropiona słynnym styryjskim olejem z pestek dyni
– panierowane bakłażany z sosem tatarskim
– jajko sadzone na filecie z indyka z zapiekanymi ziemniakami
– fantastyczne ruskie pierogi z pieca
do tego można doliczyć muesli na śniadanie i kilka jabłek.
Resztą nie wypada się chwalić ;-(
Z ciekawostek wypada może wspomnieć tzw. bufet sałatkowy w Zajeździe Kasztelańskim (na południe od Częstochowy), w którym nadzieje moje na obfitość wyboru rozwiane zostały brutalnie przez panią wydzielającą porcje, rozmiarów skromnych boleśnie zresztą, a repertuar ograniczał się do 2 (słownie: dwóch) rodzajów sałatek.
Pan Lulek nie zmyśla w temacie szkoły. W Wiedniu nie można jednak wybrać sobie chorwackiego jako języka nauczania, bo regulacje odnośnie mniejszości narodowych istnieją tylko dla części Burgenlandii oraz Karyntii. Moje dzieci, mimo że chodzą do bardziej renomowanych i obleganych szkół w Wiedniu, mają niż demograficzny. Jest ich poniżej 20 na klasę. Pełen luz, bez szykan, bez drylu, szkoły całodzienne (od godz. 8 do 17/18). Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że z polskich szkół uczniowie mimo wszystko wynoszą więcej wiedzy.
W przyszłym tygodniu mam nadzieję otrzymać wprost spod prasy pierwsze, pachnące farbą drukarską egzemplarze „Rodaka”, któremu nie żal. A może żal?
O matko!
Nieuważnie czytałam dzisiejszą prasę, a właściwie nie czytałam, bo moje oko padło na zdjęcie ziewającego… no, jednego z tych dwóch, i zamknęłam prasę na cały dzień, wszak piatek, po co się denerwować. No i włączyłam dostępne w internecie *Fakty*, oczekując na załadowanie się codziennej pigułki lekkiej, czyli Teleexpresu.
3 godziny?! 3 godziny?! To nie było komu go uprzedzić, że to bardzo złe wejście?! Pół godziny to absolutna góra, ABSOLUTNA !
hm… nie dziwię się ziewającym, niechby i tym tam, ostentacyjnym, ja bym zasnęła po 45-tej minucie!
Helena,
mam nadzieję, że pamietasz o nowym ślicznym aparacie foto i robisz zdjęcia, jak przystało na dziennikarkę?! Gdybyś zapomniała, przypominam!
paOlOre,
czym Ty się trudnisz, że Cię tak nosi po świecie?
Co do „Rodaka”, mnie żal, że nie podwójnie, a tak w ogóle co do żalu rodaka, to Wy tam macie żabi skok, ja muszę plany wielkie z wyprzedzeniem, a nie wsiąść do pociagu byle jakiego, nie dbając o bagaż, bilet trzeba zapłacić, nawet w tramwaju we Wrocławiu nagle pan niepozorny wstał, wystawił legitkę i zaczął sprawdzać, czy odstemplowany.
Ale generalnie nie żal. Opowieść na inne czasy, dlaczego.
Cale szczescie, ze znalazla sie Helena w znakomitym humorze i zdrowiu oraz paOlOre, odwieczny tulacz. 😀
Byl w Grazu a nie zawadzil po drodze. Jednak mozna zrozumiec 😐
Sluzba nie druzba. Nie potrafie porownac poziomu szkól w Polsce z innymi krajami. Jesli w Polsce jest lepiej to duze brawa. 😀
Napewno Helena opublikuje wiele nowych zdjec a moze napisze jakis reportarz tak troche prywatnie dla nas.
Uszom nie wierze, zeby expose moglo trwac wiecej jak pol godziny. Przeciez program rzadowy powinien byc na papierze, jak kto chce niech czyta. 👿 Potem mowia o austriackim gadaniu. W austriackim parlamenci szef partii politycznej tworzacej klub poselski ma prawo przemawiac 15 minut, posel natomiast minut 5 😥 Chyba, ze ten Tusk chcial przejsc do historii. Juz przeszedl na calego. Beda teraz ludzie mówili o tuskim gadaniu. ❗ Przeciez w WordPress tu by jemu ten wpis wcielo.
Nie moja sprawa chociaz nie glosowalem
Wydawalo mi sie, ze to ja gledze a tu sa lepsi ode mnie. 😎
Pan Lulek
Torlinie, nie nalezy generalizować. Jeśli stale będziesz powtarzał: och ta dzisiejsza młodzież, to uznają Cię za conajmniej takiego starucha jak ja (albo i starszego). A przecież tak nie jest. Mam wokół siebie młodych ludzi stale uprawiających sporty. Moja córka, jej dzieci czyli moje wnuczęta i bardzo duża grupa ich przyjaciół i znajomych uprawiają narciarstwo, łyżwiarstwo, pływanie, tenis, jazdę konną, jazdę na rolkach, na rowerze. A oprócz tego mają czas na śpiewanie (chóralne), muzykowanie oraz – co niebagatelne- nauke i pracę. Niektóre te czynności robimy razem: pływanie, rower, narty biegówki, wędkarstwo (wbrew pozorom sporo ruchu).
No i teraz staje się zrozumiałe dlaczego rozmawiałem z Robertem Sową. Bo przed i po sporcie co jeść to sprawa podstawowa. a rodzinni sportowcy lubią metę ustawiać za moim stołem.
Piotrze chyba Ty cos pokreciles. Powinno byc sadze stol za meta. Przeciez na ogol biega sie do koryta. Tak robia swinki mojego sasiada a ma ich ponad piecset (500). 😐 Jesli zas jestesmy przy sprawie koryta, to na Praterze jest lokal ktory nazywa sie Schweizerhaus, nemo ❗ Wlascicielami od pokolen jest Kucharik i chlopcy. Maja wlasna hodowle swin, podobno cztery tysiace i szynki te serwuja we wlasnym lokalu. 😐 Ponadto do picia sa rozne rodzaje piwa w tym Budweiser. Mozna zamówic piwo mieszane. Mozna zamowic stolik a kelner i tak sadza gosci tam gdzie altualnie sa wolne miejsca. Stoly sa dlugie, wielgasne cale pachnace piwem. Mozna zamowic tez inne napoje, w tym mocniejsze. Nie widzialem jaszcze zeby ktos pijal wino. To nie ten typ lokalu. Porcje sa ogromne. Na ogol zamawia sie jedna szynke na dwie, trzy osoby. Reszte, jesli ktos nie zje pakuja w folie aluminiowa. 💡 Przyprawy to swiezo tarty chrzan, rozne gatunki musztardy, ketchup i rozne salatki. Róznorodne pieczywo, zawsze prawie prosto z pieca. Do tego lokalu na ogol chodzi sie raz, dwa razy do roku. chociaz na Prater czesciej, szczegolnie z malymi dziecmi, bo tam jest dla nich wiele radochy. Obowiazkiem i przyjemnoscia jest jazda na Wielkim Kole „Riesenrad”. Z gory widac caly Wieden, prawie tak jak z wiezy telewizyjnej. U nas Prater, to jak u Urszuli Tivoli. Tez wiele radosci i calorodzinna zabawa. Slychac rozne jezyki, oglada sie rózne stroje i jest pelen luz.
Teraz Prater usnal na zime. 😉
Bo tam w Wiedniu, to oni nie maja takiego klimatu jak u nas.
O czym donosze.
Pan Lulek
Witam . Na ich miejscu też bym metę robiła za Piotrowym stołem. Teraz wybieram się kupić jeszcze jakieś mięsiwo na dzisiejszy i jutrzejszy obiad. Reszta zakupów już w lodówce i w szafkach. Kupiułam m.in kilka klementynek i mam zamiar dodac je do duszonego indyka – może wyjdzie mi odmiana sosu morney . On przecież występuje w dwóch odmianach – zimnej i gorącej, a ja lubię do mięs dodawać owoce (stąd nie gorszy mnie przepis na baraninę z agrestem) Jak wrócę to sprawozdam ( język P.Lulka) co kupiłam i co z tym zrobię.
Wreszcie poczytałam wszystkie wpisy urlopowe (bo czytałam pobieżnie podczas wakacji w Polsce) i wyłapałam coś, co mi umknęło. No i pomyślałam, trzeba to zachować i może rozwijać. Co Wy na to?
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Poezje/Wrzesien-2007
Zbytkowaliście tu sobie niezle, co poniektórzy!
Panie Lulek – Pan ględzi?! Pan raczy żartować! No ale widzę, że korzysta Pan z samouczka obficie 🙂
Idę dospać.
Nie kupiłam indyka – nie podobały mi się proponowane kawałki. Kupiłam kawał wątroby ze „świni ekologicznej” więc na obiad będzie wątróbka saute , jak Bozia przykazała – z duszoną cebulką i smażonymi jabłkami. Na jutro schaboszczaki, papryka w diabelskim sosie (dzięki, Sławku)io ryż zasmażany. Niby się planuje, a potem robi się coś z tego, co się ma.Chybs jeszcze raz zrobię foremkę placka ala Nemo, bo jest pyszny. Może przyjdzie Marialka albo Synek mój, osobisty czyli łasuchy moje dwa. Jeżeli nikt nie przyjdzie, to mamy z Ania deser na trzy dni. Czytam sobie „Dzienniki” Jana Kotta i ciężko myślę nad dziejową głupota Polaków. Czy to człowiek nie mógł się urodzić w jakimś nudnym, zdyscyplinowanym i wolno reagującym narodzie? Musiał wśród Polaków?
Dziękuję Panie Lulku. Opowieści przeczytałam z zajęciem i posłałam je w drogę na inną stronę internetową: http://www.polskajestkobieta.org/phpbb/viewtopic.php?p=19479#19479 .
Nie ma Pan nic przeciwko upowszechnianiu wiedzy o naszym świecie?
Pozdrawiam
Panie Redaktorze,
skoro chodzi o to co warto jeść przed i po sporcie to interesujące byłoby co na ten temat wie lekarz, konkretnie Jan Kwaśniewski, którego zdaniem makarony i ryże, produkty wysokowęglowodanowe, są zbędnie za wysokim obciążaniem ciężką pracą organizmu człowieka.
Sama na tej teorii skorzystałam, a i wiem, że trochę lekarzy ją upowszechnia, inni uważają że nie muszą urabiać sobie rąk (i głowy) przy uczeniu pacjentów jak warto jadać, ale na własne potrzeby się obkuli dokładnie. Oczywiście najwięcej doktorów nie czytało, nie widziało, nie słuchało, ale wie że J.Kwaśniewski jest be.
Jan Kwaśniewski mieszka w Ciechocinku lub jego okolicy, a w wielu miejscach kraju są ośrodki „Arkadia” (w Białymstoku nie ma),w Warszawie jeden spośród kilku prowadzi dr nauk medycznych Mariusz Głowacki. Mam adres: homooptimus@op.pl
Na drugiej Pólkuli spia, a u mnie wiosna na calego. 🙂 Donosze, ze zachodnia pólkula jest od bieguna pólnocnego do poludniowego i tyle. Mozna sobie spokojnie dosypiac ale to sie wie. 😎
A na sposób z pierwsza nagroda dla Leny, to ja znalazlem sposob. Jak sie ona wykaraska z pieleszy to Jej napisze kolejna informacje w sprawie nagrody.
Pyro, czy Ty musisz zawsze drzaznic smakolykami. Az slina cieknie na sama mysl 😀
Juror
Pan Lulek
Also,
Tak, chodzi mi wlasnie o pierzyne. W Polsce sp. Pani Jadwiga Paczesniak miala w rynku wspanialy zalkad. Szyla kobiece szmatki, ale glownie posciel, robila pierzyny i koldry.
Juz nie pamietam do jakiego filmu, chyba Lalka (????) szyla piekny zestaw koronkowej poscieli, jednym slowem byla bardzo znana niewiasta, a do tego bardzo mnie lubila. Juz nie pamietam z jakiej bylo to okazji dostalam od niej koldro/pierzyne, na wierzchu byl zielony atlas, a w srodku puch, wszystko pikowane recznie w kwadraty ca 15 x 15 cm. Co sie stalo z moje pierzynka nie wiem…rodzice odeszli i nie mam kogo zapytac.
Dosyc wspominkow, bo zaczelam sie rozczulac nad soba. Wracam do luli.
Panie Lulku, tak, pamietam.
Buzia,
Lena
Alicjo, dzieki za przypomnienie i utrwalenie dla przyszlych pokolen 😆 To byly produkty wielkiego cierpienia 😉
Lena moze sobie spac pod czym chce. Jak sie nie dba o pierzyna, to takie sa skutki. 😐
Jadac do Wiednia autostrada A2 mniej wiecej w polowie drogi widac olbrzymia sciane skalna. To jest kamieniolom na terenie Dolnej Austrii. Srednica 188 centymetrów, czyli wzpost Pana nemo, to po prostu male piwo w porownaniu do tej sciany. We wnetrzu jej, w polowie wysokosci zostala ulokowana wygrana kula. Do wykucia i zabrania ze soba. Kiedy beda nadal odcinac te sciane, to kula bedzie stopniow zaglabiala sie i czekala na wydobycie. Takie przypadki mialy juz miejsce w historii. Michal Aniol Buonarotti dostal kiedys w prezencie blok carraryjskiego marmuru. Obejrzal ten kamien i zadal sobie pytanie: cóz jest tam w srodku ? 😮
Potem zaczal kuc mlotem i wyszedl David. Do dzis stoi, tylko zapomnialem w jakim miescie we Wloszech. 😐 Tak samo jest z kula Leny. Siedzi sobie w kamieniolomie i czeka na lepsze czasy. 😉 💡
Za chwile jade z wizyta do mojej 83 letniej przyjaciólki Karoliny do domu spokojnego zycia. Dowiem sie najnowszych wiadomosci o okolicy z pierwszej reki. 😕
Trenuje ten nowy buziakowy jezyk. Za pomylki przepraszam
Pilny uczen
Pan Lulek
We Florencji, stoi na placu , ale to kopia. Męża Nemo trzeba by było trochę powiększyć do wielkości 5 metrów. Ze skały o której pisze Lulek trudno byłoby wyrzeźbić . Detale mogłyby się kruszyć i odpadać 🙂
Misiu 2 – dajże spokój. Niech Pan Lulek podaruje Nemo kulę ziemską, a ona ją sobie weźmie. A jak – Lena – właściecielka świata. A my ją znamy. Nie ma to jak właścviwe znajomości.
Tfu – dwie niewiasty mi się zazębiły jakoś. Dziewczyny wybaczcie!
-13C świtem bladym podobno było. Jezioro paruje, Jerzor zapowiada, że pójdziemy do sklepu za rogiem, ja już się trzęsę. Trzeba się naubierać.
Nemo,
ja specjalnie – no bo sama powiedz, talent w narodzie jest, trzeba im tylko przypomnieć, może się skuszą? 🙂
Szufladka w każdym razie czeka, ale jest to szufladka nie na „twórczość do szuflady”, bo do tej szuflady się będzie zaglądało! Do roboty, poeci!
Arkadius,
Sniłeś mi się! Tak to jest, kiedy się wspomina, a i jeszcze zdjęcia poogląda. Otóż był Zjazd, ale w jakimś dziwnym miejscu i zjazdowicze-blogowicze gdzieś w tle się snuli, a Arkadius znowu przeganiał mnie po jakichś niezmiernie szerokich ni to szosach, ni to ulicach. I teraz wyobrazcie sobie coś na kształt czteropasmowej autostrady, brukowanej! To chyba jakieś reminiscencje z Pragi, gdzie podziwiałam te idealne i przemyślne bruki Starego Miasta. Wracając do snu, część tego była w budowie, ciężarówki jezdziły z piachem i kostką, koleiny jak diabli, trudno się szło, a Arkadius objaśniał, jak to-to się buduje. I ciągle gdzieś mnie gnał. Wreszcie za jakimś wybrukowanym wzgórzem ukazał się krajobraz podkarpacki, ale nie całkiem, ot pagóry przedgórza. A jeszcze potem nagle ukazał się Jerzor i kazał mi iść po piwo, i wszystkich wcięło, a ja zaczęłam się zamartwiać, ile mam kupić tego piwa i jak ja to będę targać. Piwa im się zachciewa, a nosić siatek nie ma komu. Tak się przeraziłam perspektywą targania 10 puszek piwa – nie wiem, skąd liczba, ale wymyśliłam, że zapuszkowane będzie lżejsze niż zabutelkowane – że się zbudziłam, zlana potem.
Zanotowałam, co zapamiętałam, było jeszcze parę epizodów, ale pominę milczeniem 😉
Alicjo – mój Tato często (oglądając się nerwowo, czy nieletni nie podsłuchują) przytaczał starą anegdotę ”
– Śniłaś mi się Pani dzisiaj – cmok w łapkę, niski szept.
– Nie szkodzi, to się wypierze – radosny głosik Pani.
No to komu się śniło i kto robi pranie?
A swoją drogą Arkadius musiał Ci zafundować marsze jesienne jeżeli snisz koszmary o brukowanych wzgórzach.
To pomieszanie z poplątaniem Pyro, czyli szerokie ulice Berlina i te wszystkie Unter der Linden, plus brukowana kostka starej Pragi 🙂
A wzgórze było brukowane, jak słowo daję, wyglądało to zdumiewająco, nic, ino te bruki. Gdzieś w oddali była jakaś zielona oaza jak wyspa, drzewa i takie tam okoliczności, a wśród tego podświetlona na niebiesko (!) fontanna. Teraz dawać mi tu jakiegoś tłumacza snów! Ja nic nie piorę, jest weekend 🙂
A, Pyro, skoro jesteś – jak zdrowie?
I jeszcze jedna sprawa, bo wczoraj zrobiłam placki ziemniaczane – otóż żeby ucierane ziemniaki nie ciemniały, należy raz utrzeć ziemniaka, a potem trochę cebuli, znowu ziemniaka, trochę cebuli i tak dalej, za każdym razem wymieszać, żeby cebula weszła w całe „ciasto” Gwarantuję, że nie ściemnieje. Ja lubię dodać do placków sporą cebulę (na miskę startych ziemniaków) nie wiem, jak Wy. Idę się odziać, bo jeszcze nieprzyzwoicie w szlafroku, a tu jedenasta się zbliża ❗
A ja nie lubię placków z cebulą. No, zjeść to zjem ale wolę bez. Pieprz obficie, a cebuli nie. Pytasz o zdrowie? Jest podejrzenie, że mam jakąś niezbyt ciężką odmianę półpaśca. Swędzi i boli jak cholera, więc jestem zołzowata wiedźma, ale na to pozwalam sobie tylko kiedy nikogo nie ma. Trzymam fason bo nie gorączkuje. Jak jednak mam gorączkować kiedy jestem opchana prochami antyzapalnymi po dziurki w nosie? I nawet na pocieszenie niczego wypić nie mogę, to się boję po tych farmaceutykach. Jak pech to pech.
O diabli. No to współczuję. Nie dość, że boli, to i swędzi! Walcz z diabelstwem, napijesz się po zwycięstwie, którego serdecznie Ci życzę, i oby jak najszybciej! Marialka wróciła z Turynu?
A u mnie właśnie sypie śnieg.
A ten co tak dlugo gadal, to nie musial siusi ani na klo! Hauu! To prawdziwy mezczyzna!
Taki jeden z broda, grubym cygarem i w olivkowym uniformie zaczynal od siedmiu gadulogodzin po zwyciestwie revolucji. Cubanczycy sluchajacy gadaniny liczyli ze chlopina oslabnie. I faktycznie w N.Y. przed zgromadzeniem ONZetu dal popis tylko na cztery i polgadulo godzin bez papieru!
Alicjo,
coz ty wczoraj jadlas? Taaaaaaaaaakie sny. Czytam i zabarwiam sie. To fakt, troszke polazikowalismy, ale to zaden nadludzki wysilek. Zostalo jeszcze sporo do zdeptania na nastepne razy jeśli Wam podloga nie za twarda.
Moje dwie siedziby będą wolne od polowy grudnia do polowy stycznia. Jeśli ma ktos ochote to nie będę przeszkadal w pobycie.
U mnie snieg padal ostatni raz w pierwszego dnia wiosny.
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zima/photo?authkey=cjXq57Kx5ZI#5136018299341685970
ide na lodowisko poslizgac sie
Podaje nowa metoda stosowania swiezych ziol. U Karoliny w domu Spokojnej Starosci, zebrali sie ludzie wytworni. Mieszkancy, czesciowo na wózkach i goscie. Niektórzy nawet na chodzie. W duzej sali spotkan a za jednym zamachem jadlodajni spotkanie z Pania Docent z Uniwerytetu Rolnictwa w Wiedniu. Temat spotkania. Jak sie obchodzic ze swiezymi ziolami. Na duzym stole w doniczkach rozne ziola. Rozmaryn, bazylia, tymianek, melisa, szczypiore, pietruszka i inne. Pani Docent, typ duza kobieta. Wzrost chyba ponad dwa metry. Wszystko proporcjonalne, tylko duze. Pelna werwy. Tlumaczyla zebranym do czego jakie ziola stosowac. Na koncu pokazala jak robic inhalacje bez inhalatora. Robi sie to w nastepujacy sposób. Zielone, swieze listki wciera sie w dlonie. Mozna mieszac rozne rodzaje. Mocno wcierac i potem wdychac zapach trzymajac dlonie przed nosem. Mocno wciagac. Nie zapomniec chustki do nosa, bo czasami kicha sie jak z armaty. Rece pachna potem pieknie i dlugo. Dobra metoda, podobno lepsza anizeli zaparzanie w czajniczku.
Mam wiele ziól w ogródku i na lace, bede probowal. 🙂
Od jutra swiezo pachnacy
Pan Lulek
Placki ziemniaczane w ilości sztuk 4, Arkadiusu, oraz jakąś kromuchę wieczorem (ze 3 dobre godziny przed snem) z serem gouda i na to sporo ostrej marynowanej pepperoni. Napojów wyskokowych nie było, herbatka, a do placków maślanka.
Dodam, że ja często mam „fabularne” sny, a że w kolorze, to fakt, o czym świadczy niebiesko podświetlana fontanna, chciałam jej zrobić zdjęcie, właśnie mi się przypomniało. Chyba nie wyszło 🙁
Nasz surfiarz planował weekend na desce w Kingston, ale we środę zmienił plany, jak zapowiedzieli pogodę.
W Ottawie dzisiaj było -15C, u nas -13. Z tego wszystkiego zdecydował, że święta i Nowy Rok na Margaricie, nawet nas namawiał, ale jak tu jechać, kiedy smarkate zapowiedzieli się na 22-go. Jeszcze nie omówiliśmy minionych wakacji!
@Pan Lulek 2007-11-24 o godz. 18:03
„( … ) Zielone, swieze listki wciera sie w dlonie. ( … )”
Metoda naprawdę bardzo dobra, ale nie do zastosowania do wszystkich roślin n.p. pokrzywa, chyba że przy okazji reumatyzm lub gościec … albo przy skłonnościach masochistycznych 🙂 .
KoJaK Moguncjusz !
Podobno na reumatyzm skuteczne jest smaganie pokrzywa. Nie próbowalem i nie mam ochoty 🙁
Salatka ze swiezej, wiosennej, parzonej, pokrzywy to jest cos pysznego i bomba witaminowa, to robie zawsze wiosna i polecam innym. 😉
Nie parzy
Pan Lulek
Specjalnie dla Pana Lulka.
Polecam (recepta, chyba już znana 😉 )
http://www.chefkoch.de/rezepte/130561056109415
Nie eksperymentowałem, ale podobną zupę gotowała moja Babcia, … pycha!
Specjalnie dla Pana Lulka.
… o smaganiu nie słyszałem, ale „kąpiel” w pokrzywach sam widziałem.
W czasach mojej młodości na wakacjach w Opaleniu u mojego wujka miałem możliwość zobaczenia jak to się robi. Sąsiad wujka, Pan Matysiak ( naprawdę) wyszedł pewnego dnia z domu ubrany tylko w kąpielówki, poszedł w stronę ogrodu i wskoczył w wysokie na 2 metry pokrzywy w których zaczął się tarzać wydając „bojowe” okrzyki. Kolor sparzonego prosiaka tylko w przybliżeniu oddaje obraz tego jak Pan M. wyglądał.
Wujenka nam wyjaśniła, że akcja ta odbywa się bardzo regularnie i właśnie z powodu cierpienia na reumatyzm. Pan Matysiak podobno o masochiźmie nigdy nic nie słyszał.
Nie bede probowal, chyba, ze Piotr ma na swojej dzialce pokrzywowe rosliny i da cos na znieczulenie ❗
Brr
Pan Lulek
Znieczulenie jak najbardziej wskazane, polecam piołunówkę lub/oraz? pokrzywówkę 😉 .
Poszliśmy, mimo wrednego zachodniego wiatru. Podjęłam wygraną 10$, zainwestowałam 7$, to znaczy trzy zakłady plus banderolka, 3$ schowałam do kieszeni. Trzeba mieć coś na zaś, a nie tak od razu roztrwonić wszystko na hazard.
Jerzor zakupił magnum Montepulicello D?Abruzzo.
Teraz rozgrzewam się herbatką, popijaną z Rosenthala od Misia 2.
Na obiad makaron capellini cieniutki, bo taki lubimy, oczywiście al dente nietuczący, bo o linię dbamy, więc użyjemy przynajmniej dwa razy po 85gr suchego na twarz, dla Jerzora może trzy 😎
Do tego kombinuję jakiś sos z polędwicy wieprzowej pokrajanej w paski, podsmażonej na oliwie, papryka do tego, pory w zapałkę, czosnek obowiązkowo, zioła się doda i pomidory z puszki rozciapciane na koniec. Parmezan starty, ale to już na gotowe na talerzu.
Hm. Z makaronem zrobimy tak, że dla mnie 1.5 raza 85 gr. suchego, a dla Jerza niech będzie 2.5 raza te 85 gr. suchego.
Jednak nie róbmy jaj i dbajmy o linię ❗
P.S. Z tym smaganiem prawda, ale jako stara reumatyczka jeszcze z czasów dzieciństwa, nigdy się nie skusiłam. Raz wysmagało mnie moje dziecko, odkrywszy pokrzywę w Europie (u nas nie ma) – odpłaciłam się pięknym za nadobne i oboje przez jakiś czas cierpieliśmy. Moja przyjaciółka, świadek zajścia, nie mogła uwierzyć, że tak potraktowałam dziecko. Nie czyń drugiemu…
ARKADIUS,
duże litery, żebyś zwrócił uwagę. Opisywałam dzisiaj temperatury i marsz do sklepu za rogiem i tak dalej. Wyobraz sobie, wiadomość od surfera, że on by chętnie zakończył sezon u nas, co my na to. Bo wiatr ma być spory. To musi być masochista! Ale niech przyjeżdża, co mi tam, moja d… będzie w wodzie 🙂
Normalnie mam gęsią skórkę na samą myśl!
No dobra, gość będzie za jakieś 2 godziny, idę gościnny pokój ogarnąć. Jutro zdam relację, może nawet zainstaluję w aparacie datownik, żeby nie było, że łżę, bo jeśli rzeczywiście pójdzie na tę dechę, to ja to chcę mieć udokumentowane.
Kochani, a moi goscie juz wyszli. Poszpulalo mnie po sklepach i po kuchni a wszystko odbylo sie w ostatniej chwili, ale uszlam z zyciem i do tego dostalam najwyzszy order „gosc niespodzianka”, czego i Wam zycze.
Buzia,
Lena
Oczywiście Panie Lulku, że rosną u mnie pokrzywy. Wiosną – smaczne, jesienią – parzące.
A Jerzor to chyba kupił Montepulciano a nie to co napisała Alicja. Chyba, że w drodze przez ocean poprzelepiali winne etykietki.
Hurra! Marialka wróciła i zanim od jutra podejmie orkę w szpitalu, dzisiaj przyjdzie obejrzeć Pyrę i może coś zaradzić. Nie ma to jak Przyjaciele!
Alicjo, może Ci oraz innym toto pomoże zrozumieć surfistow.
to tekst słuchowiska z mojej strony www, który z przyczyn nie zależnych ode mnie przestał być w całości prezentowany. mała wskazówka: czytać bez pośpiechu.
swego czasu rozmawiałem z nie – surfistą.
przedstawiałem mu właśnie w najmilszych kolorach moją fascynacje surfingiem, kiedy nagle przerwał mi:
– człowiekuuu, czyżbyś chciał mi powiedzieć, ze surfowanie lepsze jest od sexu!?…
zatkało mnie, zatkało mnie na tyle,
że ze zdumienie otworzyłem oczy i usta równie szeroko,
a on, zauważywszy to szedł za ciosem:
-…nooo, mój kochany, to znaczy, że w swoim życiu nie miałeś jeszcze nigdy prawdziwego sexuuu…!
przed oczyma mojej wyobraźni następowały niekończące się po sobie obrazy,
….jestem, zaskoczony jak dobrą mam pamięć,
miałem wrażenie, że chciał mnie tym co mówi znokautować….
po chwili, ocknąłem się
ok.
to nie podlega dyskusji,
że seks z osoba która się kocha jest super i optymalny pod słońcem,
ale surfowanie jest definitywnie najlepsze z tego co możesz robić sam i nie złamiesz nikomu przy tym serca,
a poza tym, sport ten, mimo że uprawiany jest na wodzie,
pomaga lepiej stąpać po tej planecie ? odparłem.
Był to rewelacyjny i bardzo ważny argument,
nie do zbicia,
tak myślę i dzisiaj
I jeżeli ktoś pokręci głową i uśmiechnie się pod nosem,
to ja i tak zaświadczam,
że ja arkadius moje żagle gana
oraz mojego JP-eya kocham ponad wszystko………….
i pytam się Ciebie, drogi czytaczu,
czy ty przeżyłeś kiedyś taką radość z zabawy:
z dala od cywilizacji……..
turkusowa woda……..
ciepły wiatr i dwumetrowe fale, a ty na nich
co, nie chciałeś nigdy czegoś takiego spróbować?…..
Albo wyobraź sobie cos takiego,
Z dala, na oceanie,
Unosisz się nad fantastycznie święcącą powierzchnią słonej wody
Tylko ty w towarzystwie fruwających mew i łatających ryb.
Nie, nie,
takich momentów się nie zapomina się,
pozostają na zawsze w pamięci,
czujesz się wtedy jak nowo narodzony,
czysty i niewinny, wówczas nie jesteś jednym z wielu stąpających po planecie….
……ja czuję się wówczas elementem natury.
samo myślenie o tym, powoduje uśmiech na mojej twarzy.
to pomaga, przetrwać zimne i deszczowe miesiące,
Pomaga w oczekiwaniu na kolejny wyjazd
by przeżyć to, jeszcze raz,
tylko w innym miejscu,
na innej wyspie szczęścia.
Mieć cos, co wywiera tak mocne wrażenie,
Mieć cos, co rajcuje ciebie, tak samo mocno od tylu lat,
To jest genialny podarunek od świata.
To lepsze od każdego narkotyku,
A zależne jest tylko, od wiatru od wody i od natury.
jest to przygoda, która odbywa się na jej łonie,
I dlatego jest tak ważne by ja chronić…..
surfingowi zawdzięczam najszczęśliwsze momenty w moim życiu…
cudownie spędzany czas, wraz z przyjacielem mojego życia,
na odległych plażach tej planety.
nieraz jestem nim tak sfrustrowany,
że jest już, tuż tuż, przed tym, by go zostawić.
Ale jak można to zrobić kiedy to on właśnie
pokazuje mi moje granice i jednocześnie otwiera nowe horyzonty.
Zdarza się, że złamie mi żebro, ale innym razem wypożycza mi skrzydła.
Nigdy mnie nie rozczarował, nie pozostawił, nie oszukał.
Krótko mówiąc:
surfing jest taki jak mój przyjaciel
można na nim polegać i jest najważniejszy w moim życiu.
tak tak, przyznaje ze brzmi to dość patetycznie,
ale nie ma w tym nic przesady…..
i jestem pewien ze niektórzy z was powiedzą:
– wiesz co?,……. u mnie jest dokładnie tak samo!!!!
do zobaczenia na wodzie
Ja tam posurfowalem na jarmark. My jestesmy wsia, ktora wie swoje. Jestesmy wsia, ktora od kilku lat ma prawo prowadzic 6 razy w roku jarmark i robi to skrupulatnie. 😐 W zwiazku z zakretami kalendarzowymi prawie wszedzie od dzisiaj rozpoczynaja sie jarmarki Bozenarodzeniowe. 🙂
U nas nie, mamy wlasny, planowy. Zgodnie z wczesniej opublikowanym rozkladem jarmarków. Ot gospodarka planowa. 😀 Jak zwykle musi byc, pokazac sie. Kiedys Panie o tej porze pokazywaly futra z norek. Futra spaly od ostatniej wiosny a teraz powinny wyjsc na przewietrzenie. Dzisiaj naliczylem tylko trzy sztuki. 😯 Po pierwsze, zbyt cieplo a po drugie, wychodza zdecydowanie z mody. Mlode dziewczyny calkowicie zapomnialy o starych sposobach ubierania sie. Znalazlem jednak stisko gdzie mlode dziewczyny ogladaly z wielkim zainteresowaniem pantalony w stylu jakie nosily prababcie. Dlugie, prawie do kolan, powinny wystawac spod spódnicy, ktora dla odmiany zrobila sie krotka, zeby pokazac koronki tej super modnej czesci garderoby. Czy ta moda przyjmie sie czy jest to tylko przejsciowy kaprys trudno powiedziec. Ja nie jestem arbiter elegantiarum. 😥
Skoro jarmark, to i jedzenie. Zafundowalem sobie sluszna kielbase z reki, wielkosc, dla doroslych, z chrzanem, musztarda i bulka. Bardzo dobra. Grzanca o dziwo nie bylo. On pasuje bardziej do jarmarku swiatecznego. Byly za to pieczone kasztany. W biezacym roku bardzo smaczne i zdrowe. 1/4 litra kosztuje 2,20 Euro. W papierowym trójkacie. Mus to mus, cala nasza i okoliczna smietanka towarzyska byla obecna, wlaczajac burmistrza i pana doktora wraz z malzonka. Pelno dzieciaków w tym moje sasiadka Lena, pelna temperamentu 4 latka. Lena i Sonia to sa u nas imiona niezdrobniale. Mam obydwie w naszym domu. Jarmark trwa do poludnia a potem wiele osób laduje u „Bociana”, dzisiaj do jedzenia Dzika Deska.
Podobno najlepsze kasztany sa na Place Pigall, ale my wiemy swoje.
Pan Lulek
Dzika Deska?!
Dzika deska to będzie u mnie, jak mój gość około południa rzeczywiście wybierze się na tę deskę!
Obudziłam się o 6-tej i z ulgą stwierdziłam, że po pierwsze primo, nie wygrałam nie dość, że tych 26 milionów (ale byłby kłopot, co z tym zrobić!), to przerżnęłam w hazardzie całą inwestycję z poprzedniej wygranej, czyli 7$. Nic to, zostały mi 3$ na następny raz, jak poczuję pociąg do hazardu, a poczuję około środy.
Po drugie primo, jest 0C, czyli mój gość ma szanse na przeżycie na tej dzikiej desce, bo pewnie temperatura powietrza zwiększy się koło południa. Nic mi nie wiadomo o temperaturze wody, ale może być całkiem przyzwoita o tej porze roku, na pewno wyższa, niż temperatura powietrza. Wiatr ma być 32km/godz.
Będę wszystko dokumentować i zdam sprawę.
Arkadius, ja słyszałam Twoje wywody na temat dechy i w całej rozciągłości popieram, chociaż sama nie uprawiam. Tego tu osobnika obserwuję od jakichś 8 lat i widzę, jak *wy* macie. To tylko ja, zmarzluch, jak sobie pomyślę, to mi się zimno robi przy buzującym kominku 🙂
Znowu przekręciłam to Montepuli… ?! Chyba mi tak zostanie 🙁
Gość przytargał bardzo mi pasujące Cahors rocznik 2002, Chateau du Cedre – nie ma z tyłu etykietki opisującej co za cabernet, ale pogooglowałam i znalazłam, że to malbec. Znalazłam wino, które mi wyjątkowo posmakowało, teraz trzeba , by z hazardu coś wyszło, bo najtańsze to ono nie jest.
Pyro,
cieszę się, że Marialka Cię wezmie w swoje obroty, bo diagnozowanie samej siebie nie jest wskazane. Już tam ona niech Cię wezmie w swoje obroty ❗
Pan Lulek jak zwykle prowadzi bardzo intensywne życie towarzyskie. No i tak ma być 🙂
Korzystając gościnnie z furtki internetowej
cesarsko-królewskiego Wojtka Warszawsko-Wiedeńskiego
donoszę, żem żyw i w jednym kawałku, czyli zdrowy i cały,
do Warszawy zajechał, gdzie roboty wprawdzie multum,
ale już stacjonarnie, bez ekwilibrystyki na polskich drogach,
pełnych wariatów, furiatów i innych bubli ewolucji.
Panie Lulku, to Ty już nawet kasztany na litry mierzysz? 😉
A tą słuszną kiełbasą dla dorosłych z ręki toś mię Waćpan zbił z pantałyku, zaiste. Dobrze, że doczytałem, iż z chrzanem była, musztardą i bułką.
Smacznego życzę nad Dziką Deską w gospodzie „Zum Storch”!
Alicjo! pytałaś, czym się zajmuję, że mnie tak nosi, „wteiwewte”?
Nie, nie jestem domokrążcą. W zasadzie pracuję siedząc na czterech literach przed monitorem komputera po trochu jako software developer oraz admin systemów informatycznych. W razie potrzeby jestem też „lekarzem od IT” i podejmuję się „wizyt domowych” w celu postawienia diagnozy i zastosowania kuracji.
Piotrze, Gospodarzu!
Słowo się rzekło, jestem w stolicy. Zostanę prawdopodobnie do soboty. Jeśli kalendarz dopuszcza taką ewentualność, to chętnie zająłbym godzinę Waszego cennego czasu celem uzyskania „Kuchni dla singli” z wpisem dla mego dorastającego potomstwa. Może da się to zsynchronizować z pobraniem „Rodaka”? Tak czy owak jutro zadzwonię do Wydawcy.
Czy mogę w razie potrzeby dzwonić na Twój telefon komórkowy z końcówką 404? Nie wiem, czy dzisiaj będę miał jeszcze dostęp do internetu, ale jutro jestem cały dzień w sieci.
Misiu2!
Nie wiem, jak Twoje plany, ale, gdyby kalendarze nam wszystkim sprzyjały, moglibyśmy spotkać się wspólnie z Mistrzem? U mnie w grę wchodzą głównie wieczory, chociaż nie powinienem mieć problemu z wyrwaniem się w ciągu dnia na godzinkę.
paOLOre,
czekamy na telefon. W grę nie wchodzi tylko wtorek i sobota. Reszta – wolna. Książka dla córki czeka.
Dzięki Piotrze,
teraz lecę do Mamy (bezinternetowej!), odezwę się najpóźniej jutro po rozmowie z Wydawcą. Zawęźmy w takim razie możliwy termin spotkania wstępnie na środa do piątku, uściślimy jutro. A może Misiowi2 będzie akurat po drodze do Warszawy? Smacznego!
Mam nadzieję, że i Miś2 wpadnie.
Nie odmówię przyjemności spotkania się w tak zacnym gronie 🙂
A u mnie dzisiaj Totensonntag – nie podejmuje się wyjasniac cokolwiek by to nie znaczylo, przekracza moje uprawnienia. Tak jest i niech pozostanie. Można fantastysznie obyc się bez sluchania glosnej muzyki i innych zbytkow tym bardziej ze z tego, co jest emitowane i tak polowa tylko dociera.
Jest to cisza przed burza, jaka od jutra się tu rozpocznie. Rokrocznie tak juz jest i pewnie pozostanie na dlugo. Każdy ma w tym interes.
O tubylcach mozna się roznie wyrazac: to ze samochod kochaja bardziej od zony, to ze uwazaja ze kielbasacurry i hamburger nadaje się do jedzenia i to ze naprawde maja wyrzuty sumienia, kiedy za flaszke wina zaplaca powyzej pieciu euro. Tez mam weza w kieszeni przy tej granicy, ale to pewnie zgodne z powiedzeniem, kto z kim przystaje takim się staje.
Ale pare razy w roku pozbawiaja się tutejsi skrupulow i zamieniaja się w smakoszy. Jest to zawsze wtedy, kiedy sa swieta. To od jutra rusza tutaj maszyna reklamy i sprzedazy. A powiedzenie Geiz-ist-geil-Mentalität skapstwo jest podniecajace idzie na ten okres w zapomnienie.
Panie Lulek,
Pan tu przepisy ze sredniowiecza wyciagasz. Oj lubje i ja toto, również na slodko. A mi się troche glupio przyznac. Ale niech tam. Od trzech dni wcinam kartofle. Caly czas w tej samej postaci. Sa dobre, ale nie wychodza tak jak bym tego sobie zyczyl. I prawde mowiac tez już mam ich dosyc, podobnie jak przyjaciel. Podobno od jutra mam sam się nimi raczyc.
A po jakie licho Arkadius Ty się tymi kartoflami raczysz od trzech dni? Jakaś nowa dieta robiąca na coś dobrze?
Pozdrowienia dla Przyjaciela. Od Jerzora tyż.
Wszystko wskazuje, ze tworzy sie uklad, nowy uklad.
Trzeba by zastosowac system analizy sieciowej. Tu na cale szczescie jest komputerowiec paOlOre. 🙂
Zaczynaja latac róznego rodzaju tajne hasla, typu Dzika Deska. Oczywiscie kazdy rozumie pod tym haslem co innego. Podaje dwa znane mi znaczenia. Cytuje. ❗ Alicja sadzi na przyklad, ze jest to deska do surfowania. Tylko kto tu dziki. Deska, morze, wiatr czy uzytkownik.
Drugie znaczenie to oczywiscie Dzika Deska „Pod Bocianem”. Jest to powierzchnia drewniana z nietrujacego drzewa najlepiej cieta na skos z grubego pnia grubosci co najmnie jednego cala. Zadne milimetry ani centymerty nie wchodza w gre. Sezon polowan w calej pelni. Wkolo pelno samochodów usmarowanych w glinie po dach. Im bardziej usmarowany, tym wiekszy szpan. W samochodach druzyny strzeleckie. Uzbrojenie dwururki a bywa, ze nawet trilingi. Miny marsowe, bojowe i pelne ochoty do selekcjonowania dzikiej zwierzyny. W te czasy jest troche niebezpiecznie udawac sie samemu do lasu, bo moga czlowieka wziasc za jelenia i odselekcjonowac. Plony skupuja restauracje ktore w tym czasie serwuja dziczyzne. ;neutral: Taka Dzika Deska, to po prostu spotkanie w gronie zacnych przyjaciól, niekoniecznie mysliwych, którzy oceniaja jakosc serwowanej zwierzyny jak i umiejetnosci kucharza. Deska ta nie sluzy do surfowania. Prawdopodobnie ma zbyt mala wypornosc i jest zbyt krótka. Ta nasza miala zaledwie, na oko biorac, 120 centymetrów i byla calkowicie plaska. Pomimo szczerych checi we czterech nie dalismy rady. Cale szczescie, ze jeden z uczestnikow spotkania przyszedl z mysliwskim psem toarzyszacym, który zalatwil reszte.
Nastepne terminy, to
Piatek, dnia 30 listopada, Sobota, 1 grudnia od godziny 19.00
Niedziela 2 grudnia od 11.00 do 14.00
Stroje mysliwskie lub wieczorowe nieobowiazujace. Wstep wolny po uprzednim zarezerwowaniu stolika. Liczba miejs ograniczona. Protekcji ani rodzinnych powiazan nie uwzglednia sie.
Sa podobno inne znaczenia pojecia Dzika Deska. Chwiowo mi nieznane
Niedouczony
Pan Lulek
Zamiar ,neutral: mialo byc 😐
😳
PL
Niemiecki Totensonntag (w Szwajcarii tzw. Ewigkeitsonntag), to Niedziela Zmarlych, ostatnia niedziela w protestanckim roku koscielnym, swieto rownolegle do dzisiejszego katolickiego swieta Chrystusa Krola. Ustanowione przez pruskiego krola Fryderyka Wilhelma III w 1816 roku, jest ewangelickim odpowiednikiem Wszystkich Swietych. Dzis w kosciolach wspomina sie i odczytuje nazwiska wszystkich zmarlych w przeciagu ostatnich 12 miesiecy czlonkow parafii i odbywa modly w ich intencji. Protestanci nie maja zwyczaju „dawania na msze” czyli placenia ksiedzu za szczegolne wstawiennictwo. Po dzisiejszej mszy w niektorych regionach parafianie udaja sie gremialnie na cmentarz, jest tez zwyczaj zapalania pojedynczych swieczek na grobach. Ogolnie – swieto nie rzucajace sie w oczy (i uszy).
Ja mam za soba wczorajsze bierzmowanie z kolacja po chinsku (na zyczenie bierzmowanej panienki) i spotkaniem starych przyjaciol. Do picia bylo wino szwajcarskie – biale i czerwone. W wielkim kosciele tlum gosci, setki zapalonych swiec do dekoracji i mlodziezowy chor spiewajacy „You’ve got a friend”, „With a little help of my friends”, „Happy day” itp. I biskup proszacy na poczatku, by komorki nastawic na mozliwie ciche dzwonienie 😯 W ciagu poltorej godziny nie zadzwonil jednak ani jeden telefon, ani nie blysnal zaden flesz. Zdjecia robil oficjalny fotograf. Dzis mial padac snieg, ale chyba sie spoznia…
Marialka Pyrę pocieszyła „Na razie cię swędzi. Potem będzie boleć”
Żeby mi się taka perspektywa bardzo podobała, to nie powiem. NBic to, pewnie przeżyję. Pamiętacie?
„gdy się człowiek robi starszy
to wszystko w nim po trochu parszy
wieje…”
Z dzisiejszego kucharzenia udała się surówka w palącym sosie i ryż. Schaboszczaki były do kitu. Za grubo ukrojone, przekroić jeszcze raz nie dałam rady, a mięcho twarde, jak z plastyku. Do bani taka świnia ekologiczna.
Koczana Pyro, A ja sie martwie Twoim stanem zdrowia, moze Marialka przywlecze jakiegos lekarza do domu???
He he he…
Surfera przed południem na deche nie puszczę, ale wpuściłam go w w cuś. Może Was zaskoczę pózniej.
Dzika Deska, Panie Lulek – niech Pan doda znaczenie według mnie, przecież się nie pobijemy 🙂
Akurat mi to spasowało, bo kto to widział o takiej porze roku , i udokumentuję zdjęciowo potem, jak śnieg leży na ziemi, iść na dechę, o której Arkadius wie?!
Będziemy go pilnować, ale w razie draki przecież go nikt z nas nie uratuje! No nic, zobaczymy. Za pół godziny ubiera się w tak zwany *dry suit*.
Temperatura powietrza +6C. Wody – pewnie więcej.
Wiatr wzrasta.
Wasz reporter przy tym będzie. Paszminy na szyję, futra (sztuczne!) może nie, ale ciepłą kurtkę i buty.
Panie Lulek, zainteresowała mnie ta nowa staroświecka moda 🙂
Pyro,
Marialka potwierdziła Twoje podejrzenia?
Nic nie rozumiem. ❗
Przeciez Marialka jest lekarzem od bólów. Chyba jako anastezjolog wie w którym momencie zaczna sie te objawy i powie, ze choroba rozwija sie i przebiega w prawidlowy sposób. 🙂
Zostalem zaproszony na krótko do ogrodu sasiadów na próbe nieznanych mi owoców. Z wygladu podobne do duzych porzeczek ( 40 milimetrow srednicy) meszkiem pokryty owoc. Szukalem nazwy polskiej i nie znalazlem. Podobno zawlekli je rzymscy legionisci i zadomowily sie. Je sie w ten sposó, ze wysysa zawartosc i wypluwa pestki. Mozna na ziemie 😳
Podobno bomba witaminowa. Teraz zbieram te pestki, wielkosci groszka, i spróbuje zahodowac. Zaczynaja owocowanie po trzydziestu latach. Postanowilem doczekac i zobaczyc. 😎
Pan domu jest niezwykle wazna osoba. W Urzedzie Powiatowym odpowiada za integracje cudzoziemców i udziela zezwolen na stale osiedlenie sie i placenie podatków. 😈
W zamian za to mozna brac udzial w wyborach municypalnych. :eck:
Wylacznie czynny wyborca
Pan Lulek
😮 trudne sa te nowe jezyki obce
PL
Panie Lulku, a jak brzmi nazwa niemiecka? I jaki kolor maja te owoce?
Panie Lulku, o tym opowiadasz?
http://de.wikipedia.org/wiki/Mispeln
Nieszpułka. Dobre na nalewki 🙂
Panie Lulku,
Prosze .sie nie naigrywac z chorych osob.
The anastezjolog to chyba lekarz od luli luli la co by sie Panu Lulkowi przydalo bo taka Marialka przy boku to zbawienie na wsze czasy.
Buzia,
Lena
Alicjo
surfisci, w przypadku wystepowania warunkow atmosferycznych które opisalas sumuja dwie wartosci. temp wody + temp powietrza = jak by nie patrzal w najlepszym przypadku ok. 1cala. Druga metoda jest bardziej obrazowa i na pytania ogladaczy, jaka jest woda?, rozdziela sie palec wskazujacy od kciuka na dystans max 2cm. Przy zachowaniu powagi.
Mam dokumentację, Arkadius. Wrzucę za chwilę. Myślałam, że mi głowę urwie, a ręce mi zgrabiały kompletnie. Jerzor pojechał po butelkę Montepulciano (wreszcie dobrze?!), Wojtek nadal wiatr w żaglach (duje niezle!), a ja zaraz al dente, bo sosu przytomnie zrobiłam dosyć na dwa dni.
nemo !
Niezbyt dobrze zapomietalem. Chyba jakosc Misspel, czy cos podobnego.
Nie uzywam scharfe s bo boje sie, ze mi wetnie wpis. W slowniku nie znalazlem . Krzaki rosna do wysokosci okolo 5 metrów, liscie juz opadly. Zapomnialem zapytac o pisownie, bo nie mialem przy sobie kawalka papieru ani pisaka.
W kazdym przypadku moge przywiezc ze soba kilka ziaren do eksperymentowania.
Spokojnej nocy zyczy ogrodnik
Pan Lulek
nemo !
Tak, to jest to, spróbuje sam zahodowac i przywioze troche pestek na Zjazd. Moze u kogos innego tez wystartuje. Nie wiedzialem, ze sie to pisze przez jedno s. 😎
Doinformowany
Pan Lulek
http://alicja.homelinux.com/news/Big_Surf/
Lena, kochanie !
Nie przypuszczalem, ze i Ty zajmujesz sie uzdrawianiem ludzi. Lekarstwo bardzo mi sie podoba, pewnie by tez smakowalo. Tylko co powie na to lekarstwo. Chyba powie „dziadku Lulku”. 😉
Czego, aczkolwiek juz dziadek obawia sie
Pan Lulek
Antek, internet zawraca list wysyłany na Twój adres. Tak zostanie?
Pozdrawiam, Teresa
Vini, vidi dobranoc
Panie Lulku,
Ja z uzdrawianiem nie mam nic wspolnego (ze stala o tak o tak), wiem do czego sluzy aspiryna, olej rycynowy, suszone czarne jagody, syrop z cebuli, herbata zielona i to by bylo na tyle. Za to mam wspanialych przyjaciol i tez rodzine obeznana w „tem temacie” dostepnych 24h na dobe i do tego na dwoch polkulach. Jak narazie sie poruszam bardzo wartko, znaczytsia do przodu.
Buzia,
Lena
Marialka !
Cale szczescie wrócilas. W sprawie Pyry, to moze wartoby zorganizowac jakis sympzjon, czyli zebranie wesolego towarzystwa z tancami, spiewami, dobrym jedzeniem i winem. Napewno postawilo to by ja od razu na nogi a pólpasiec chyba nie przeszedlby w caly okragly pasiec gdzie jedna polowa swedziala by a druga bolala a ona smialaby sie z tego do rozpuku i od tego smiechu natychmiast wyzdrowiala.
Czego napewno w imieniu wszystkich zyczy
Pan Lulek
Lulku Drogi!
Twoje ozdrowieńcze pomysły godne są publikacji- dobrze, że w tym celu używasz internetu. Choć wolałabym ( i nie ja jedna! ), żeby Pyra nie miała żadnych chorobowych doznań, nawet gdyby to nasze blogowisko pozbawiało okazji do wyżej opisanego sympozjonu.
A propos wina- moja D. chomikuje jakieś ( pyszne ponoć) hiszpańskie w szafce… z pustymi słoikami. Takie mam po przeglądzie kuchennych kątów spostrzeżenia.
A po cholerę Marialko zaglądasz, gdzie nie trzeba, ha?!
A jak już zajrzałaś… no!
Pozdrowienia dla D.
Hm… Nic sie nie stało. To wino i tak dla nas. A jego widok wśród słoików dość mnie rozbawił.
Marialka !
Pólnoc minela a ja czuje sie jak ten szejk arabski, który mial sto palaców, w kazdym palacu sto sypialni, w kazdej sypialni sto lózek a jasna cholera ciskala go z lózka na lózko i nie mógl zasnac. Miedzy nami mówiac , najbardziej ze wszystkich trunków smakuja te zachomikowane. Z winami trzeba troche ostroznie zeby nie przechomikowac. Pozdrowienia dla D. i zyczenia spokojnej nocy sklada.
Pan Lulek
Pan Lulek,
100 palacow x 100 sypialni x 100 lozek to jest tego od gradobicia! A po jaka ch….e Panu az tyle tych lozek? Nie wystarczy jeden maly palacunio z dwoma sypialniami i ladnym ogrodkiem?
Leno,
dzięki temu ma gdzie Pan Lulek chomikować 🙂
A z drugiej strony się dziwi, że spać nie może. Przy takiej ilości komnat i pałaców chyba się nie da ❗
Alicjo, racje po Twojej stronie, ja bym sie tez pogubila.
Ja tam mam slownie jedna sypialnie, tam wlasnie maszeruje i bardzo sie ciesze, ze nie jestem sultanem.
… a ile sprzątania 🙄
No, chyba, że cysorz, co to ma klawe życie (oraz wyżywienie klawe).