Kuchnia w operze
Już po wszystkim. Trema gawędziarzowi minęła w połowie pierwszego koncertu. Bo to i publiczność dobrze reagowała na kulinarne opowieści o kompozytorach, i artyści śpiewający arie, duety i kwartety najwybitniejszych włoskich twórców operowych zdawali się słuchać tychże z ciekawością. Słowem – gawędy o włoskich smakach towarzyszące włoskim kompozycjom były całkiem na właściwym miejscu.
Od lewej: akompaniatorka – Justyna Skoczek, ja, tenor – Łukasz Gaj, sopran – Monika Michaliszyn, sopran – Agnieszka Maciejewska, tenor – Przemysław Borys.
Koncert w Świdnicy (kolejny miał miejsce w Lubinie) zgromadził komplet publiczności a młodzi wykonawcy z miejsca podbili publiczność. Agnieszka Maciejewska (sopran) mimo młodego wieku jest już dobrze znana na scenach europejskich. Monika Michaliszyn (także sopran) stojąca u progu kariery swoim głosem – jego barwą i siłą – wprost zachwyca wszystkich, którzy znajdą się choćby w pobliżu gmachu teatru. Dwaj tenorzy – Łukasz Gaj i Przemysław Borys są równie dobrzy śpiewając arie z oper Rossiniego czy Donizettiego jak i wykonując popularne pieśni neapolitańskie. Zaś bas – Jarosław Zawartko rozweselał widownię zarówno śpiewem jaki dowcipnym komentarzem wygłaszanym jako zapowiedzi poszczególnych utworów.
Śpiewakom akompaniowała pianistka (i to jak!) Justyna Skoczek. Publiczność zaś nie szczędziła braw i jej. Tak jak wrocławskiemu kwartetowi smyczkowemu w niezwykłym składzie: wiolonczela i trzy kontrabasy czyli „Bessiona Polacca”.
Gawędy na temat turnedo a la Rossini czy też ulubionej przez Donizettiego zupie pavese a także rosole, który uratował życie Verdiemu – co pozwala nam do dziś słuchać „Trubadura” i „Nabucco” – snute przeze mnie pozwoliły dolnośląskiej publiczności bawić się podwójnie. Raz – dzięki pięknej muzyce i rewelacyjnym wykonawcom; dwa – z powodu rozbudzanemu apetytowi i wizjom równie wspaniałej kolacji, którą należało po powrocie do domu zakończyć ów wieczór.
Muszę dodać (a powściągam pióro i temperament, by nie wyjść na nadmiernego samochwałę), że owo wydarzenie artystyczne wymyślone przez wrocławską agencję impresaryjną Pro Musica zorganizowała perfekcyjnie Jagoda Gutorska. I na Jej cześć wychylaliśmy podczas kolacji (prawdziwej a nie operowej) toasty winem Barbera d’Alba. A posiłek ów – wcale nie skromny – zjedliśmy w raju. Tak jest, w raju. Najlepszym bowiem włoskim lokalem we Wrocławiu jest Secondo Paradiso, w którego kuchni króluje Paolo. Jego zuppa ai pesce była równie wspaniała jak arie Pucciniego.
Na koniec tej relacji byście mogli lepiej wczuć się w klimat koncertu dwie anegdoty, które rozbawiły i publiczność.
Rossini, który jako artysta miał niezwykle delikatną skórę obraził się gdy krytycy „zjechali” po premierze jego ostatnie dzieło czyli „Wilhelma Tella”. Zawiesił pióro na kołku i zajął się kuchnią. Komponował przepisy, wydawał przyjęcia, podróżował. Ale nie płakał. Gdy kiedyś wieziono go łodzią przez Lago di Como kompozytor podziwiał widoki pogryzając upieczone z truflami udko kurczęcia. Po pierwszym kęsie przysmak wypadł mu z ręki i… utonął. Artysta zaś też utonął w potoku łez. Smak udka był bowiem niepowtarzalny.
Tym razem artyści biją brawo gawędziarzowi.
Donizetti, który objął po autorze „Cyrulika sewilskiego” tron króla oper włoskich a słynął z pracowitości i szybkości tworzenia, gdy dowiedział się, że mistrz Rossini na „Cyrulika” poświęcił ponad dwa tygodnie powiedział: „Nie dziwię się. On jest taki leniwy!”
Na pożegnanie chcę jeszcze wyrazić nadzieję, że z całym zespołem muzyków i śpiewaków będę miał zaszczyt i okazję jeszcze choć raz znaleźć się na deskach teatru. To fascynujące przeżycie dla miłośnika opery i amatora dobrego jadła.
Smacznego!
Komentarze
Gratulacfje. Tak się cieszę, że „chwyciło”. W zalewie niewybrednej rozrywki i mass-koncertów, to musiała być prawdziwa uczta.
A w mojej kuchni dzisiaj też włoskie klimaty. Będzie spagetti z sosem mięsnym, groszkiem i pieczarkami.
Limoncello w butelkach. Stan piwniczki – wiśniówka, malinówka, cytrynówka. Sezon na tarninówkę i jarzębinówkę, głóg i dereń. Niestety – spriu niet. Skończył się Antek ma rację – nalewki muszą być dobrze wystałe. Pół roku to minimum. Lepiej rok. Zawsze staram się jakąś butelczynę czy dwie dobrze schować przed rodzinnymi łakomczuchami żeby szlachetności odpowiedniej nabrała.
Miś 2 i paolore szykują się w podróż do Lulkowa, w większości rodzin zaczynają się peregrynacje cmentarne, my teŻ kupiłyśmy już rozmaite przystrojki i wkłady do lampionów, w czawartek przyjeżdża Ryba tuż po angielskiej wycieczce, ioj będą pogaduchy. Właśnie wyprały się firany, piorą się obrusy. życie toczy się, jakby cmentarzy wcale nie było.
Miałem wielką ochotę wybrać się do Krakowa ,odwiedzić Gospodarza i Panią Dorotę na targach oraz połazić w ostatni październikowy weekend ale pogoda nie dopisała. Jak zwykle po pełni załamanie i może lać . Mam nadzieję, że w piątek w Wiedniu będzie jako tako i da się coś sfotografować.
Gratulacje !
Silna odpowiedz na „Krakowiakow i Gorali” Pani Doroty z sasiedztwa. Pomysl znakomity i oby Ci Piotrze nie zabraklo sily. Publicznosc napewno dopisze. Tylko kwestia odrobiny reklamy. U nas jest bardzo powszechna rzecza, ze rozne miejscowe organizacje, czesto o charytatywnym charakterze robia takie koncerty zapraszajac wielkie gwiazdy z calej Europy lub dalej i one nie odmawiaja i z zasady spiewaja lub graja gratis. Sale koncertowe daja miejscowe wladze a cale wplywy z biletow ida na cele dobroczynne. Bilety sa dwojakiego rodzaju. Jedne dla szerokiej publicznosci, cena waha sie w okolicach 20 Euro i drugie dla wybrancow czyli swoich na koncert a potem wspolna kolacje z wykonawcami w jakieims okolicznym lokalu i cena biletu wynosi wtedy ponas 50 Euro. Kiedys chcialem sie dostac na te druga impreze ale wszystkie bilety byly juz wyprzedane. Sprzedaz biletow odbywa sie poczta pantoflowa. krotko mowiac sami swoi. Poziom tak jak i u Ciebie wysoki. Inicjatywa znakomita i sadze, ze kolejny Zjazd blogowiczow polaczony bedzie z takim koncertem no i oczywiscie degustacje tych potraw ktore lubili prezentowani kompozytorzy.
Zazdrosna jestem, ze nie bylem i pozdrowienia dla Barbary
Pan Lulek
Gratuluje pomysłu :]
Wspaniałe połączenie ludzkich namiętności 🙂
Mialo byc napisane „zazdrosny” jeszcze plci nie zmienilem. Przepraszam .
Pan Lulek
Witajcie z rana! Powróciwszy wczoraj wieczorową porą z Warszawy spieszę donieść, że w Wiedniu zimno i brzydko, ale moja Właścicielka przywitała mnie znakomitymi zawijanymi zrazami z indyka ze strąkami fasoli w bułce, do tego Chardoney… i jakoś przestałem zwracać uwagę na niepogodę.
Gospodarzowi Mistrzowi Gourmet Melomanowi Gawędziarzowi (GMGMG) gratuluję kolejnej udanej produkcji i wielce żałuję, że nie mogłem być świadkiem naocznym sukcesu.
Lulkowi dziękuję za pomalowanie trawnika wokół habitatu na kolor zielony. Można by tak jeszcze przymocować pozostałe na drzewach liście oraz zainstalować wielką lampę nad ogódkiem, coby udawała słońce i przyjemnie grzała. I będzie wiosna 😉
A gdyby przekraczało to Panalulkowe możliwości, pragnę Lulka uspokoić, że chętnie dam się udobruchać słynną już Lulkową śliwowicą.
Zmiana płci, którą skwapliwie zdementowałeś, byłaby dla mnie akurat bez większego znaczenia, ponieważ Pierzynę Lulkową postrzegam jako sacrum i wcale nie planowałem pod nią wskakiwać.
Misia2 proszę, żeby do piątku intensywnie potrenował ze skakanką. To na wypadek, gdyby nie udało mi się uwolnić podłogi mojej pracowni od zalegających na niej stosów papierów oraz mniejszych lub większych szczątków komputerów i musiałby poruszać się tam metodą konika szachowego.
A w ogóle to będziemy z Misiem2 jechać chyba na azymut, a w Guessingu zapytamy w gospodzie: „wo geht’s hier zum Herrn Lulek?”, bo adres to ja znam, ale jeno emaliowy.
Pyro droga, nekropolie rodzinne odwiedziłem już w miniony łykiend po krótkiej kłótni z kalendarzem świąt. Bo życie toczy się, jak sama skonstatowałaś, (także) poza cmentarzami, i nie mogąc się rozerwać (w sensie: sklonować) trzeba mieć elastyczny stosunek do sztywnego kalendarza. Dla równowagi pójdę może podumać w rzekomym miejscu pochówku W.A.Mozarta.
Wszystkim życzę udanego dnia i lecę zarabiać pieniądze na benzynę do Lulka.
Oj, Sysop się leni, nie przestawił zegara na czas zimowy…
paOLOre, w drodze do Lulka nie da sie zabladzic. Pierwszy niebieski dom po prawej, na trasie Güssing – St. Michael. Lulek bedzie stal w ogrodzie i Was wygladal.
Dzięki, Nemo! W takim razie trafię z zamkniętymy oczamy 😉
Droga Pyro !
Zwracam sie do Ciebie na forum publicznym a nie prywatnie, sprawa bowiem o ktorej bede pisal zatacze coraz szersze kregi. Dzisiaj z rana mialem ze tak powiem degustacyjna wizyte. Gosposia wpadla bez zapowiedzenia. Ma do tego pelne prawo jako posiadaczka klucza od lulkowki. Powodem wizyty byla jakas miotla ktora zostawila u mnie we srode przez pomylke. Wpadla nie sama tylko w towarzystwie pani ktora okazala sie byc jej siostra. Obie panie w analogicznym wieku. Ta siostra wygladala jak poltora nieszczescia. Okazalo sie, ze w ubiegly piatek slubny malzonek zabral swoje lary i penaty i wyprowadzil sie do innej pani. O ile wiem ichne malzenstwo bylo zawsze burzliwe. Pan malzonek porzucal domowe pielesze a potem skruszaly wracal po pewnym czasie do domu. Tym razem wyglada to podobno calkiem inaczej i szance na powrot sa niewielkie albo zadne.
Podjalem obie panie kawa, austriacka, robiona na wegierski sposob. Na cale szczescie, kotka nie wypila calego mleka, miod tez byl w domu i z mojej strony sytuacja byla uratowana. Pani szefowa od porzadkow, czyli gospodyni bez trudu odnalazla pozostawione przedmioty a przy okazji postanowila pokazac swojej siostrze swoje cosrodowe miejsce pracy. Kiedy panie weszly do sypialni, to siostra patrzac na to co lezy na lozku zapytala co to jest. Pierzyna odpowiedzialem w najczystszym poludniowo burgenlandzkim narzeczu. Szefowa domowych porzadkow wytlumaczyla do czego sluzy ten sprzet. Wrocilismy we dwoje dopic kawy a tu z sypialni wolaja. Chodzcie, chodzcie. ( Podaje w tlumaczeniu ). Spod mojej pierzyny, wyobrazcie sobie wystawala usmiechnieta damska glowa. Zostalismy wyproszeni do innego pokoju prawdopodobnie dlatego, ze na podlodze lezaly porozrzucane czesci damskiej garderoby. Dopijalismy kawe a tu przyszla ta siostra zapieta pod szyje i usmiechnieta. Z zaduma powiedziala, gdybym miala taka pierzyne to ten moj napewno by do mnie powrocil. No pewnie. Drugiej takiej pierzyny niema w calej Burgenlandii. Co najwyzej w Tyrolu mozna spodziewac sie spotkania z pierzyna ale chyba z kurzego pierza. Zostalem przesluchany na okolicznosc skad pierzyna i za ile i postawiono mi dodatkowe pytanie. Czy mozna nabyc pierzyne o wymiarach 200 X 200 centymetrow. Taka dwuosobowa, przeprosinowa, rodzinna.
Nieco sie rozpisalem ale tylko ze wzgledow motywacyjnych.
Droga Pyro! Jak zwykle mam nadzieje, ze wybawisz mnie z opresji. Jesli jestes w stanie, zapytaj tych pierzyniakow z ulicy Roosvelta czy sa w stanie zrobic pierzyne o podanych wymiarach, nieco grubsza i ile by to kosztowalo. Nie zamawiaj jeszcze bo ja bede w Polsce nie predzej jak podczas nastepnego blogowiska i nie chcialbym ludzi narazac na koszty i zamrozenie kapitalu. Jak malzenstwo tych dwojga ma sie rozleciec a nie jest to tylko drobny epizodzik dla odswiezenia uczuc, to i tak sie rozpadnie i zadna pierzyna tu nie pomoze. Jesli jest to zbyt wielka fatyga to nie rob sobie zachodu.
Dziekuje za cierpliwosc i przesylam pozdrowienia dla Ciebie i Twoich dziewczatek. Jak na razie, to swojej pierzyny obcym ludziom nie oddam.
Pan Lulek
Ten Misiowy autokar drze pewnie z Warszawy do Wiednia prosto na południe. Szkoda, bo gdyby jechał przez Poznań, podrzuciłabym pierwszy w tym sezonie piernik planowany na święto. Bardzo go (piernik oczywiście) lubimy – taki z całymi, zapieczonymi w cieście orzechami, pachnący czekoladą polewy, przyprawami i przełożony domowym powidłem. Dałabym naszym Panom, ale nie ma jak.
Pan Lulek – muszę Cię zmartwić, niestety. Pierzyna 160 x 200 to jest właśnie podwójna, dwuosobowa. Technologia małżeńskiego snu pod pierzyną wymaga hm… pewniej bliskości obiektów. Nie chcę też zapeszyć, ale chyba większa by się w Twoim pojeździe niebiańskim nawet nie zmieściła.
Pyro, tak sugestywnie opisałaś ten przysmak, że pobudziło to moje receptory smakowe siłą wyobraźni. Teraz smak Twojego piernika będzie nam towarzyszył w podróży do Burgenlandii Południowej.
Może przy innej okazji dokonamy konfrontacji z piernikiem w realu.
Pyro kochana !
Dziekuje za blyskawiczna reakcje. Wynika z tego, ze zalapalem sie na najwiekszy format. Twoj komenterz przetlumacze na jezyk burgenlandzki i przekaze zainteresowanym. Z jakim skutkiem nie wiem. Mojej pierzyny jednak nie dam.
Podzielam smutek paOlOre w sprawie piernika. Nie rozpaczam jednak, bowiem pierniki moga dojrzewac latami. Podobno w Toruniu panny otrzymywaly w wianie od rodzicow beczke odstalego ciasta piernikowego.
Wynika z tego, ze co sie odwlecze, to nie uciecze.
Jako mnie uczono. Wiele korzeni i miodu prosto od pszczoly.
I dlugo gniesc
Pan Lulek
Uwazam, ze malzenstwo wychodzi najlepiej w jednym lozku z dwoma koldrami (pierzynami) o formacie 160x210cm. Bo co robic, jak jedno lubi spac przykryte z glowa, a nogami „na dworze” a drugie odwrotnie? Albo odwracaja sie do siebie tylem (we snie) i obojgu zimno w plecy? Najwieksza pierzyna na to nie pomoze.
U mnie dzis piekna pogoda, weekend w gorach tez byl udany. Wedrujac nad zamglona dolina napotkalismy stada kozic w ilosci ponad 40 sztuk! Tam chyba trwaja jakies gody, bo slychac bylo czeste parskanie i odpedzanie samczych konkurentow. W lesie tokowaly zacietrzewione gluszce, a z daleka dobiegalo pohukiwanie gluchego cietrzewia. Dla zobrazowania jesieni w mojej okolicy polecam:
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/JesienWMojejOkolicy
Nemo – piękna jesień, jak z obrazka. Wszystkie kozice i jeleniowate na jesieni mają gody, a myśliwi uciechę.
owszem, ale tylko, gdy kulturalna zwierzyna zechce współpracować
Gospodarzu, na koniec wpisu czytam:
„Na poż..nanie* chcę jeszcze wyrazić nadzieję, że z całym zespołem muzyków i śpiewaków będę miał zaszczyt i okazję jeszcze choć raz znaleźć się na deskach teatru”.
Wyglada na to, ze bakcyl sceny zadzialal 🙂 Zycze serdecznie, aby ta przygoda z muzyka i teatrem miala dalszy ciag i jeszcze wiele przedstawien!
Dzis nastawilam likier pigwowy z soku wycisnietego z utartych pigw, koniaku Remy Martin, troszke cukru i nasion kolendry. Niech sobie stoi. Lubie go od czasu, kiedy poczestowana nim we francuskojezycznej Helwecji nabralam tyle animuszu, ze zjechalam na nartach biegowych z jednej dosc powaznej gory 😉
* slowo trefne w WordPressie (moze wyzwala gdzies ladunki wybuchowe?)
Iżyku – a z Tobą współporacują? Czy musisz kupować dziczyznę do Kuchni Iżykówki?
nemo !
Ja pisalem o ludziach normalnego wzrostu a nie o dwu metrowych grotolazach. Pewnie dlatego jest te 210 centymetrow. Jesli chodzi o te zimne plecy to moze Ty i masz racje. Sadzisz zatem, ze powinno byc
2 X 160 centymetrow. W takim razie jakie szerokie ma byc loze i czy potrzebny jest deska rozdzielcza.
Ciagle cos nowego na tym swieci
Pan Lulek
A nie było to premierować we Wrocławiu z miesiąc temu?! Gratulacje, to się nazywa uczta!
Secondo Paradiso ma bardzo ładną stronę internetową.
http://www.secondoparadiso.pl/
Należy oglądać po spożyciu posiłku, może być przy lampce wina. Nasturcje często wrzucam do sałat. Niestety, adios nasturcje – dzisiaj nad ranem był mróz, całe -3C i sciął mi wszystkie 🙁
A takie ładne były. Przechodziłam koło tej restauracji, ale zdaje się, że po obfitym posiłku. Zresztą, knajp i knajpek, barów i restauracji mnóstwo we Wrocławiu, a gdziekolwiek się nie wstąpi, serwują znakomite jedzenie. Nic dziwnego, czuć oddech konkurencji!
Co do wystroju, nie jest to restauracja przytulna, jak dla mnie, zbyt *sterylne* wnętrze. A jak z cenami?
Panie Lulku,
miałam Pana za mądrzejszego – wpuścił Pan kobitę, i to jeszcze w dodatku porzuconą przez męża, pod własną pierzynę?! Czy Pan sobie zdaje sprawę, jakie mogą być następstwa?! Trzymam za Pana kciuki i mam nadzieję, że to koniec pierzynowej afery.
Nemo, przyslalas bardzo dobre zdjecia. Gratuluje.
Panie Lulku, lozko minimum 160cm szerokosci, lepiej 200x200cm, a najlepiej dwa lozka zestawione ze soba, ale bez szpary. Deska wedle uznania. Mozna dobrac materac wg upodoban, a nawet lozka rozsunac i przeniesc do oddzielnych pomieszczen i juz sama swiadomosc tych mozliwosci polepsza znacznie sen dwu osob w jednym pokoju 🙂 Pozostaja jeszcze dyskusje na temat okna (zamkniete, otwarte), drzwi (zamkniete, otwarte), rolety (podniesiona, spuszczona do polowy, spuszczona calkowicie, ale ze szparami, spuszczona calkowicie i bez szpar) 😉
Przynajmniej jeszcze dwa razy w innym terminie możemy zjeść spagetti – wyszedł gar sosu (udany), który teraz muszę zamrozić. Gdzie te czasy, kiedy rodzijna wykłócała się o wylizywanie gara? To se ne wrati. Za cholerę nie umiem ugotować na 2 osoby.
Pyro!
Nie żartuj. Jak można nie potrafić? Gotuję na co dzień tylko dla siebie (najczęściej na 2 dni), jak przyjdą dzieci z osobami przybocznymi to na 5 (Oleńka ma indywidualne żywienie u mamy), a jak przyjedzie mój kompan z gór z rodzicami, to na 8. Za każdym razem gotuję inną ilość.
Co poprawię swój adres blogowy u Pana Piotra na WordPress, to mi przerzuca z powrotem do Interii. Przywiązało się, czy co?
nemo
Jesień w twojej okolicy piękna, że aż mdli. Niektóre kozice podobne nawet do tej Milki, co to ciągle się wciska we wszystkie zawody narciarskie z Małyszem.
Zdjęcia przepyszne – maz chyba niezły aparat……
http://www.wrocek.pl/miejsca/pokaz/539/Secondo_Paradiso
tutaj tez, plus komentarze, Piotr o piersiach z tatuazem nic nie wspomina, co to za rosol, co Verdiemu pozwolil pozyc dluzej?
pavese, juz wiem, nie bardzo rozumiem, czym sie tak Donizetti zachwycal, ale pewnie wiedzial, co robi, no i chyba krowy na bulion byly bardziej krowie niz te w kostkach
Nemo, jeszcze ze dwa takie seanse i sie przeprowadze w Twoje okolice, klopot tylko z owocami morza
Andrzeju, sorry za kiczowaty wybor obrazkow, ale na innym blogu byla dyskusja, gdzie jesien ma piekniejsze kolory: w Polsce czy w Kanadzie. Moim zdaniem najpiekniejsze kolory sa pod koniec sierpnia i na poczatku wrzesnia w finskiej Laponii, ale te obrazki mam tylko na slajdach 🙁 Moze nie uwierzysz, ale wszystkie te zdjecia w albumie zostaly wykonane aparacikiem-zabawka Nikon coolpix 5200, ktorego juz oczywiscie nie produkuja.
Torlinie – smażyć 2 kotlety albo ugotować 4 kawałki ziemniaka to nie sztuka. Ugotowanie wieloskładnikowego sosu w minimalnej ilości za nic mi nie wychodzi – podobnie, jak ugotowanie 2 talerzy zupy. Już ilość wody, która musi pokryć mięso czy kości, to z reguły 1,5 – 2 litry. Trochę się wygotuje ale niewiele (nie znoszę ostrego gotowania z dużą ilością pary w domu) Żebym nawet na rzęsach stanęła mniej niz podwójna w stosunku do potrzeb ilość mi nie wychodzi. Gotowanie na 8 odób +- 2 też mi nie sprawia trudności
uwierzem,
to była taka podpucha z tym aparatem.
Sam mam Coolpix 5700 którego też już nie produkują. Szczere wyrazy uznania za oko, bo to ono te zdjęcia ten-tego a nie żaden aparat….
U mnie piękne kolory jesienne w garnku.
Nagotowałem właśnie gulaszowej. Dla odmiany wrzuciłem garściami pokrojonej papryki czerwonej, zielonej, źółtej i ( węgierskiej ) białej.
Aż przyjemnie popatrzeć.
Dobry pomysł, gulaszowa. W sam raz na porę roku i solidne jedzenie *w jednym*, od lat robię to na podstawie przepisu Tadeusza Olszańskiego (no, może czosnkuję bardziej, tak z pół główki na 5 litrów). Czerwonej papryki nie dodaję, bo kolor robią pomidory, natomiast zielona i żółta i owszem. Cyknij fotkę 🙂
Ja to się muszę ostro nakombinować żeby zrobić takie kolorowe fotki. Mój Nikon d80 nie chce ubarwiać rzeczywistości. 🙁
Nemo
Zaczynam mieć kompleksy…
Może użyj jakiś windowsowski photoshop albo cuś, Misiu?
🙂
Używam do zdjęć zawodowych, które potem są wykorzystywane dalej. Jak miałem kompakta i używałem tanich negatywów to zdjęcia były bardzo kolorowe. W d 80 można ustawić profil osobisty . ale wymaga to kombinowania. W tanich aparatach zdjęcia mają się podobać od razu. U Phila Askeya zdjęcia z Coolpixa5200 też są bardzo kolorowe…
Jak ktoś napisał : W robieniu dobrych zdjęć przeszkadza mi ( …brzydkie słowo… ) aparat fotograficzny
To co w fotografii lubię najbardziej:
http://www.paulpolitis.com/slideshow.html
Ha, ha !! Pyro ! Mój brat , ten co teraz z kurami na wsi spać chodzi , to wprost przeciwnie !!
On dla dwóch osób nagotuje!! Nawet dla jednej.
Taaak.
Ale na tydzień!!! 🙂
Ja potrafię bardziej kameralnie.
Okładka nowej Polityki kulinarnie dzieli Polskę. Będziesz miała Pyro chlebek z masłem…….
A ja, Miś, Pan Piotr, andrzej.jerzy i wszyscy pozostali z Azji – …..czaaaarny chleb i czaaaarna kawa…….. Pokuta jakaś czy co??
Z Panem Piotrem przesadziłem – on da radę….Do Włoch wyjedzie.
Albo do Wrocławia.
Spijcie dobrze !!
Alicjo ! Ty za parę godzin też!
ps.
nemo – wczoraj , biegając po sąsiednich podwórkach, zauważyłem Cię
w weneckiej masce Don Alfreda!!??
Może to już karnawał w Alpach. Zmiana czasu przecież była.
Panie Lulku – lewa
Juz wrocilam z pracy, oj naczytalam sie o tej pierzynie…dziewczyny maja racje, trudno sie z tego wytlumaczyc. Fatalaszki na podlodze, usmiechnieta buzia damy, pierzyna, widze, ze Pan Lulek szaleje!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Kornik_suplement/img_2521.jpg
Ty się nie śmiej, Lena, na zdjęciu Barbara sprawdza PanaLulkową pierzynę, zapakowaną do bagażnika. Fotograf przy tym był!
Nie jestem pewna Pyro, czy było dobrym pomysłem *załatwiać* Lulkowi tę pierzynę. Rozbisurmanił się od tego czasu, czyż nie? I nie ma dnia, żeby nie było wpisu o pierzynie.
na marginesie, photoshop nie jest windowski, tylko adobski, co oczywiscie sa pierdoly, Mis wie, co gada, swojego czasu negatywy byly robione pod konsumenta i jego wizje otoczenia, wersja USA i europejska bardzo ciepla i przesaturowana, slynny kodak 64 diapozytyw, tudziez negatywy amatorskie w czulosciach ( ladnie brzmi ) roznych, na rynek japonski duzo zimniejsze w tonacjach, maszyny do obrobki kalibrowane byly tez pod miejscowe gusta, Norweg, Szwed, czy Japonczyk dostawal w kolorach zimnych, bo takie jest ichnie otoczenie i w zw. z tym kryterium oceny, teraz sie wybiera profil w aparacie i kazdy ma, co chce
swojego czasu Okon wypowiadal sie na temat estetyki i odbioru fot 5:7 itp, urodzilem duzy elaborat, ale maszyna lykla, dzis streszcze tylko do analogii z winem: jesli mi smakuje ( sie podoba ), to jest dobre, poza tym cala reszta jest tylko naszym indywidualnym bagazem,
patrz pierzyna
Slawek, Mis2
Skoro Mis dal swoje typy na niedziele, to i ja dorzuce: 19 – 30 z galerii alpejskiej. Podobala mi sie tez Cyganka slawkowa. Moglbym uzasadniac, ale wiecie w czym rzecz. Bardzo ciekaw jestem uwag Slawka, bo zaczal jak trza: de gustibus…Ale w jakiej mierze wspolne nam kryteria przewazaja, a w jakiej sie rozchodza ?
Znalazłem kilka zapomnianych fotek z Kórnika. Robione telefonem komórkowym, więc proszę dyżurnych fotografów blogowych o powściągliwość w krytyce:
http://picasaweb.google.de/picasso739
Sławuś, daj cynk Rudemu, bo występuje tam w roli głównej…
Dobranoc!
Krulu, toz to tylko jakis pijak w jednym egzemplarzu, co mam Rudemu mowic?
Sławuś, toć na to zdjęcie trzeba przecież kliknąć myszą, to i egzemplarze się pomnożą…
radzę jednak iść już spać, z rana wróci jasność umysłu 😉
na przykład:
http://picasaweb.google.de/picasso739/KRnik/photo#5126905743172617586
Okoniu, sprobuje :
Poniewaz niecom w branzy, to sobie troche o fotach pozwole, wprawdzie nie sadze, zeby miejsce bylo nie po temu, wszak jestesmy przy stole, nieco wirtualnym, ale zawsze to stol z ludzmi, ktorzy maja przyjemnosc ze soba przebywac, na wszelki jednak wypadek prosze o wybaczenie zanudzonych.
Masz po mojemu stokrotna racje, wracajac do Twojego wpisu sprzed paru dni, fota, to nie co, ale jak, od siebie doloze jeszcze i po co?
moze tez byc dlaczego? ewentualnie dla kogo. Nie ograniczal bym fotagrafii tylko do aspektu niechodzenia z lodami do muzeum, owszem lekcje typu 5:7 sa bardzo przydatne, ale wydaja sie, jesli juz nie archaiczne, to z cala pewnoscia niewystarczajace, w dobie totalnej demokratyzacji wydzielania obrazkow, a nawet komunikacji wylacznie przez ten nosnik uproszczonej informacji,
za Arkadiuszem, patrzac na to samo, wcale nie musimy widziec tego samego, doswiadczenie, wrazliwosc, wiedza, ochota, czy kac, powoduja, ze z tych miliardow produkowanych codziennie obrazkow cos nam w danej chwili robi gre, odnosnikow i kryteriow kazdy z nas posiada dokladnie tyle, na ile sobie zapracowal, pomijajac oczywiscie strone osobisto-sentymentalna, ktora czasem tez nie pozostaje bez znaczenia.
Fotografia jest dla mnie jak wino, nawet jesli nic o nim nie wiem, wystarczy, ze mi smakuje, glebsze analizy zostawiam tym, ktorzy musza, co oczywiscie nie znaczy, ze spontanicznosc wyklucza refleksje, do tego czym starsze ( zarowno wina, jak i fotografie ) tym bardziej wydaja sie nabierac walorow innych, niz w dniu produkcji, w zw. z tym zakladam, ze sa nosnikiem nie tylko estetyki, ale czasem rowniez skojarzen, wspomnien, czy jeszcze bardziej niezdefiniowanych ulotnosci, ukrywanych na nasz wlasny, intymny uzytek.
jak juz sie rozkrecilem, to doloze jeszcze o naszej, „cywilizowanej” kulturze postrzegania otoczenia, ktora zostala wyraznie zdominowana przez zmysl oczny, przy rownoczesnej utracie, w kazdym razie silnej redukcji sluchu, dotyku, powonienia, czy smaku, oczywiscie ustatystyczniam grubiansko, ale…
tutaj, z Wami znalazlem kacik, ktory pozwolil mi odskoczyc od wszechobecnej obrazkowosci, na korzysc smakowosci, brzmi to byc moze nieco niespojnie, bo jako fotopstrykacz, usiluje aparatem zarobic na bulke i ciazy mi to niezle, ale coraz bardziej nabieram przekonania, ze wszystkie istotne foty swiata zostaly juz zrobione, zostalo tylko powielanie, estetyczne, uwzlotnione, nawiedzone, nasaczone czymstam, aparat stal sie klatka, szyba, zza ktorej pozieramy nie uczestniczac sila rzeczy w tym, co fotografujemy, tu moj dylemat: byc, uczestniczyc, czy robic zdjecia?
czy fota nie jest oszustwem? opisem zza szyby, autor jako maszyna od uwieczniania, wiec „neutralna” w zalozeniu, no chyba, ze mu sie przypomni zlota proporcja i cos tam jeszcze z dziecinstwa, czy innych szkol. ( tu miejsce na rozwlekla dygresje ).
Sadze, ze fotografia jest na etapie bladzenia miedzy obiektem, tematem, ktory ma pretensje uchwycic na wiecznosc, a jego demistyfikacja, ktora wymaga wyzwolenia sie ze wspomnianej klatki i osobistego uczestnictwa w tej probie inaczej skazanej na niemoc ukazania ich w calosci, ale naplotlem, moze chociaz Okon doczyta do konca?
Jak sie przespie, podesle ? cos?, co przynajmniej dla mnie jest proba polaczenia widzialnego z dotykalnym, dotknietym, namazanym obecnoscia nie tylko aparatu, a jeszcze lepiej, bez jego udzialu.
Uf
Okoniu, jestem pewien, ze kryteria nam sie nie rozeszly, sa tacy, co lubia ogorki i inni, co wola ogrodnika corki, ja tam wybralem opcje, ze jak dotkne, to wiem lepiej nizbym obejrzal, jakos tak lepiej mnie sie utrwala, a jak juz powacham, to mam na wiecznosc, slyszec nie musze, wszyscy to juz slyszeli, no i nie jeden posmakowal ( tu wole pikantne ).
Krul, Ty wredoto informatyczna, z gory chchcesz mnie brac? przeciez wiesz, ze jestes lepszy, a ja coz biedna ofiarka, teraz wiem lepiej, dzieki
swoja sciezka, Krul, czemu jeszcze nie spisz? toz Ty w Europie i do tego po zmianie czasu
dodranoc
jak tu spać, gdy teraz akurat Sławek zza Sekwany płodzi takie elaboraty, jak powyżej. Toż to mój obywatelski i kronikarski obowiązek czytać, a nawet zadumać się nad nimi.
Chyba już nie warto mówić „dobranoc”, mówię tako „dzień dobry”.
a co do zmiany czasu,
to bóg Blogosys też jej nie zauważył
czy istnieje mozliwosc skontaktowania sie z pania monika michaliszyn sopran almam identyczne nazwisko po ojcu bronislawie jest to raczej nie spotykane a