Miłość niejedno ma imię
Z kuchni do sypialni jest bardzo blisko. Kto potrafi docenić rozkosze podniebienia, jest smakoszem również w miłości. Wspólne przyrządzanie i delektowanie się smakołykami może być podniecającym preludium do miłosnej nocy. Lepiej natomiast, gdy menu romantycznej kolacji nie jest nadmiernie obfite. Pełny żołądek i namiętność nie idą w parze.
Od wieków szukano środka pozwalającego zachować młodość i pełnię sił seksualnych. Rozmaite specyfiki miały zapewniać płodność i chęci do spełniania małżeńskich obowiązków. Przecież po to, by ludzkość nie wyginęła jak przedpotopowe gady powinno rodzić się jak najwięcej dzieci. W starożytności rozmaite specyfiki poświęcano bogini Afrodycie i stąd ich nazwa – afrodyzjaki. Największy rozkwit produkcji napojów miłosnych przypada na średniowiecze. Mieszanki z jąder zwierząt znanych z jurności, krwi menstruacyjnej i ziół dodawano po potraw i wina. Miały gwarantować dozgonne uczucie i niesłabnące pożądanie. Potem obyczaje zmieniły się i miast tych mało apetycznych kompozycji zaczęto podniecać się dostępnymi choć na ogół drogimi i wyszukanymi potrawami. Zwłaszcza tymi, których kształty przywodzą na myśl erotyczne skojarzenia, np. szparagi, figi, czy korzeń żeń – szeń. W spisach znanych afrodyzjaków można znaleźć też nos hipopotama, język gęsi, ogon aligatora, a także tradycyjny chiński przysmak czyli zupę z jaskółczych gniazd.
Dziś wiadomo, że wprawdzie dieta ma wpływ na życie erotyczne, ale – choć brzmi to całkiem nie romantycznie, miłość jest sprawą chemii.
Co więc nam przeszkadza w łóżku? Tłuszcze zwierzęce nie tylko są tuczące, ale źle wpływają na układ krążenia i gospodarkę hormonalną. Obniżają poziom męskiego testosteronu i kobiecego estrogenu. A to automatycznie pogarsza sprawność seksualną. Nadmiar kawy i alkoholu wypłukuje z organizmu magnez. Niedobór tego pierwiastka powoduje szybkie męczenie się i spadek zainteresowania seksem. Wrogiem miłości są też papierosy, bowiem palenie zwęża naczynia krwionośne i utrudnia przepływ krwi. Namiętności nie sprzyjają też potrawy mączne i desery, które działają jak tabletka nasenna.
A co pomaga? Ostrygi zawsze królowały w miłosnym menu. Casanova przed każdą randką pochłaniał cały półmisek. Najlepsze są na surowo. Ostrygi to prawdziwa bomba białkowa. Zawierają cynk, który chroni przed niepłodnością i wzmaga pożądanie, a także inne substancje pobudzające siły witalne. Podobnie, choć już w mniejszym stopniu działają krewetki, homary i kawior. Uczeni (co prawda radzieccy!) udowodnili jego wpływ na imponująca płodność rodzin rybaków z największych na świecie łowisk jesiotrów czyli z delty Wołgi i znad Morza Kaspijskiego. W tych rejonach dwadzieścioro dzieci to norma!
Ostrożnie więc z planowanym weekendowym jadłospisem!
W starych księgach pisano (np. Fizjologia smaku Brillant-Savarina), że trufle kobietę czynią podatniejszą na zaloty, a mężczyznę bardziej namiętnym. Gdy Napoleon zaczął mieć kłopoty w sypialni, zaufany medyk polecił mu dużą porcję trufli każdego dnia. Te pikantne i aromatyczne grzyby zawierają pewien alkohol obecny również w ludzkim pocie i moczu. Gdy przenika do organizmu wywołuje silne podniecenie.
Karczochy zawsze wywoływały silne skojarzenia erotyczne, Włosi nazywali je ziemniakami miłości. O niewiernych i żądnych przygód panach mawiało się, że mają karczochowe serce, po jednym liściu dla każdej damy. Kiedyś wierzono, że przedłużają atrybut męskości, a to dlatego, że są przysmakiem osłów hojnie wyposażonych przez naturę. Karczochy są bogate w witaminy i minerały i mało kaloryczne. Obniżają poziom złego cholesterolu i poprawiają samopoczucie, a także zwiększają zdolność przeżywania orgazmu.
Komentarze
Witam :]
O tych truflach nie miałam bladego pojęcia- przyznaję ;]
a co do wspólnego gotowania…cóż…podobno „przez żołądek do serca” ;]
Jestem w posiadaniu (prezent od gości) 2 makłowiczowych płyt z podróży do Włoch i Hiszpanii. Lubię cofać i iodtwarzać wielokrotnie niektóre ujęcia, szczególnie gdy we włoskiej restauracji narrator asystuje przy wykonywaniu potrawy prawdziwemu kucharzowi. Dzięku temu dostrzegam szczegóły, które umykają przy prędkim oglądaniu; a to, że makaron handmade był z paczki, że unikalną paprykę konfekcjonuje jakiś ichni dyskont plus i inne drobiażdżki ukazujące kuchjnie od kuchni… Nie czepiam się wcale, bo jeśli produkt jest dobry, to dobry jest, a makłowiczowe widowisku musi mieć dramaturgię i aurę, a jeśli idzie o paprykę, to włoski plus, lidl i biedronka są pewnie lepsze. Są?
Jeden z przepisów zawierał trufle i prócz piania nad ich naturalną mocą, zachwalał oliwę truflową, jako doskonały erzac, surogat i namiastkę. No to kupiłem, odkręciłem i… bez zachwytu. Brak owego ostrego i wyrazistego zapach, który miał uderzyć w nozdrza mię. Buteleczka poszła do kąta szafli i wysycha. Gdyby miała być przyczyną sypialnianych manewrów z przemarszami tudzież ekwilibrystycznych akrobacji pod sufitem, to ja, ehem, bardzo chętnie. Jakiś pomysł?
Pogoda rzeczywiście pościelowa (albo barowa jak kto woli); zimno, wietrznie, mglisto i trochę ludzkiego ciepła obok to zupełnie niegłupi pomysł. Jestem jednak ogromnie sceptyczna w sprawie afrodyzjaków. Po prostu nie znam lepszego niż młodość, a tej nie podają ani na fajansie, ani na srebrnych półmiskach. Każde westchnienie typu „Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła…” pozostaje tylko westchnieniem, ale ponoć wiara czyni cuda. Latami hojnie używałam (i używam) w kuchni lubczyku, a jego zbawiennego wpływu nie zauważyłam. Znani mi z towarzystwa panowie – kobieciarze nieodmiennie okazywali się przedstawicielami gatunku „Gawędziarz seksualny” (pokrewny do gatunku wędkarz teoretyk), a jeden z nich zwierzał mi się kiedyś, że najlepszym afrodyzjakiem jest młoda panienka. Tym sposobem ma już ,bodajże, piątą żonę. Ostatnia jest młodsza od jego syna o 8 lat i na zadowoloną wygląda jedynie wtedy, kiedy wychodzi z butiku obładowana nowymi ciuchami. Nie, nie, nie wszystkie przypadłości lokuję po męskiej stronie życia. Tortury, jakim poddają się kobiety, żeby chociaż troszeczkę oszukać czas, nie wuymyśliłby nijaki diasek w piekle. Jednego nie mogę poąć w żaden sposób z naszych współczesnych obyczajów. Otóż przeszkadza mi wszechobecny podtekst seksualny w naszej kulturze masowej – te panienki skręcające się z pożądania z kawałkiem sera w ręce, albo czekoladką albo i wodą mineralną, ci chłopcy chwytający się za genitalia na estradzie, te miłe pary częstujące się poranną kawą. Na zdrowy rozum to każdy sex shop powinien być zapchany serkiem topionym po sufit. Słowo harcerki – najlepszym środkiem antykoncepcyjnym wydaje mi się współczesna reklama. Wszystkiego się człowiekowi odechciewa.
Droga Pyro !
Za komentarz do tematu : Medal szczerozłoty 🙂
Tak, Madame, taaa… Eurypides, taki dawny dramaturg, słynął ponoć przez całe życie z wysokiego libido. Gdy na starość podczas jakiejś uczty, tak mówi anegdota, pewien młodzian rzekł, że pewnie brakuje mu teraz tego wszystkiego, E. odparł, że ten chyba oszalał, bo E. bardzo jest otóż zadowolony, że wreszcie się od „Niego” uwolnił.
A reklama wykazuje poziom zidiocenia. Uważam, że nie imputuje, tylko wykazuje, bo skoro taka jest, tzn. że działa zajadanie czekoladek dove, wraz ze smarowaniem kremem tejże marki, orgazm czyni z pewnością podwójnym. Ale jak ma nie działać, skoro daje i do myślenia?
http://www.youtube.com/watch?v=iYhCn0jf46U
Iżyku
Poziom reklamowego zidiocenia przekładający się na normy zachowań ludzi określa poziom udawania w zachowaniach seksualnych. Zasadniczym pytaniem jest więc o ile współczesne zachowania są naturalne a o ile są kwestią gry aktorskiej w łóżku. Seks to nie tylko wyraz radosnego współdziałania którym kręci dopamina, adrenalina i serotonina. To często poczucie samotności, alienacji i smutku. Zastanawiam się co kryje się pod manifestowanym powszechnie poczuciem zadowolonia seksualnego. Pewnie jak w reklamie erotyzujących czekoladek pod błyszczącym sreberkiem bywa cieżkostrawna maź.
Pozdrawiam
Gospodarzu, zaintrygowal mnie ten nos hipopotama 😯 Dotad tylko rog nosorozca uchodzil za skuteczny afrodyzjak, glownie w Chinach, przez co ten gatunek jest zagrozony wyniszczeniem. W bazylejskim ZOO przyczynil sie do dymisji wieloletniego dyrektora placowki, ktory ulegl pokusie zarobienia 100 000 frankow na rogu wlasnego (ogrodowego) nosorozca 🙂
Droga Nemo, te wiadomości znam oczywiście z lektury. Czytam i bawię się. Sam mam do afrodyzjaków stosunek taki jak Pyra. Jem trufle bo mi smakują. Z tych samych przyczyn pochłaniam ostrygi. Życie uczuciowe i konsekwencje z niego płynące oddzielam od stołu, choć lubię je harmonijnie łączyć. Ale nie w sposób sztuczny. A picie surowych jajek (b.lubię) czy zajadanie się szparagami (też uwielbiam) i czekanie na rezultaty budzi mój śmiech.
Ale anegdotki są zabawne. Mam nadzieję.
Szefie, ja tez sie bawie i nie moralizuje, absolutnie! Ja tylko chce wiedziec, dlaczego nos hipopotama?! Mnie sie on nie kojarzy erotycznie 🙁
Chyba trzeba jednak wrócić do sprawy wychowania. Może, gdyby młodym wtłoczyć w lepetyny, że ludzkość nie na darmo wykształciła w rozmaitych cywilizacjach symbol welonu, zasłony, wahlarza i to bezbłednie działalo, to coś w tym jest. Tajemnica bywa potężnym bodźcem – poznać nieznane, zajrzeć za horyzont codzienności. Może, gdyby się tak udało, przekonać młodych (a i starszych niektórych), że sex może być grą radosną albo chociażby miła, a w żadnym wypadku nie sprawdza się jako lekarstwo na samotność i poczucie obcości? Że w żadnych okolicznościach nie może być traktowany jako swoisty „obowiązek towarzyski” Chrześcijaństwo sakralizując sex przyniosło masę nieszczęść i zakłamania, ale współczesny bunt przeciwko tym ograniczeniom także nie przynosi równowagi. Patrzeć na ludy, które wydają sie „niecywilizowane” i uczyć się od nich – zachowały najbardziej naturalny i zdrowy stosunek do spraw ciała. Nikt nigdy nie słyszał, żeby ktoś w Polinezji, żeby Aborygeni czy Innuici cierpieli na frustracje seksualne albo nie potrafili sobie ułożyc życia w tej dziedzinie.
Moze te nozdrza…?
http://www.mause-arbeiten.de/nilpferd.jpg
Jakoś mało ekscytujący to widok choć nie niesympatyczny!
Sorry, Wojicech, ale ja nie za bardzo pojmuję, co Ty tak naprawdę piszesz. Czy to twierdzenia, czy pytania w formę zdań kategotrycznych ubrane? Nie mam pojęcia, jakie są wsp. zachowania seks., bo o to trzeba pewnie pytać młodzież lub współczesnego Kinsey’a (lub pisma kobiece 🙂 ), climax damy śmigającej ze szczotą, gąski sypiącej ziarenka smaku i matrony przekonującej się do mycia szyb nowym środkiem, bieże się stąd, że kura „domestica” reklamie nie wierzy, ale kupi. Bo co? Bo naprawdę nie wierzy? Ja przecież nie wierzę, ale gdyby laski leciały na mnie, jak na tego młodziana spryskanego deo axe, tobym pewnie na producenta się nie pogniewał. Jaka alienacja i smutek?! Zrobię se włosy, kupię kieckę, pożrę prince polo i pojadę „rwać towary” nową laguną przez nową komórę.
P.S. Czy to jest kulinarny blog? Naprawdę? No to może o tej oliwie na truflach o zapachu identycznym z naturalnym? 🙂
A nie lepiej pić samą oliwę najlepszej marki (ostatnio znalazłem w Abruzzo oliwę Ranieri, a z Ligurii kocham oliwę Carli – to nie reklama, bo w Polsce niedostepne) a trufle osobno? Jesli nawet nie całe , to chociaż strugane drobinki?
http://www.pilzversand.de/tricksereien_mit_trueffeln.php
Izyku, nie wiem, czy znasz niemiecki. Ten tekst traktuje o trickach stosowanych przy produkcji specjalow o aromacie truflowym, „identycznym z naturalnym”. Aromat ten powstaje w Niemczech (Holzminden) lub w Holandii i jest tak identyczny, jak aromat truskawkowy z welny drzewnej (naturalnej przeciez). Masz racje i dobrego nosa 🙂
Iżyku – pewnie, że kulinarny blog. A jaki niby ma być? Ja też się kiedyś nabrałam na towary „truflopodobne”. Oliwę nabyłam i wyrzuciłam ( a raczej wydałam, bo jadła nie wyrzucam) oliwa ta nie pachniała mi truflowo, a raczej z lekka amoniakiem. drugim takim produktem był proszek truflowy, drogi jak jasna cholera {malutki słoiczek 28 zł.p.) Kupiłam, bo miałam zamiar nim aromatyzować pasty i sosy. Zużyłam ale niczego nie „napachniałam” . Kudy tym truflom było do proszku prawdzikowego od pp Adamczewskich. Nie wiem czy to ja nie potrafiłam się proszkiem posługiwać czy w rzeczywistości trufle suszone maja taki niezbyt przyjemny kwaśny zapach i posmak, w każdym razie zawiodłam się srodze
Iżyku chciałem po prostu napisać, że seks jest dużo bardziej ciekawy i frapujący aniżeli przedstawiają go zidiociałe reklamy i pisma kolorowe. I tyle.
Pozdrawiam
http://de.wikipedia.org/wiki/Tr%C3%BCffel%C3%B6l
Izyku, olej truflowy jest aromatyzowany zwiazkiem (rowniez wystepujacym w truflach) otrzymywanym z cieklego gazu ziemnego. W 1874 roku pewien niemiecki chemik uzyskal substancje z soku kory swierkowej, ktora zapoczatkowala wielki rozwoj produkcji tanich aromatow identycznych z naturalnymi. Byla to etylowanilina, aromat waniliowy, ktory dotad nieswiadomi konsumenci myla z prawdziwa wanilia. Kto jednak mial do czynienia z wanilia w laskach lub chocby cukrem waniliowym z prawdziwej wanilii burbonskiej, ten nigdy nie pomyli cukru wanilinowego z waniliowym.
Jeszcze nikt się dzisiaj nie wyspowiadał, co do garnika kładzie, więc zaczynam :
gotuję rosół na drugiej części szpondra, bo dziecko wraca b.późno, będzie zziębnięte i zmęczone i wtedy rosołek to jest balsam dla spracowanej osoby. Mięsako czyściutko obrane z wszelakich błon i powięzi zostanie podane z piklami i chrzanem. Ot i wszystko. Gorzej będzie miała moja Rybsa, która skoro świt wyruszyła z uczniami do Londynu. Wiadomo – do Anglii na jedzenie się nie jeździ ale córcia naciągnęła męża na dodatkowe 50 funtów, bowiem ma zamiar wtedy, kiedy młodzież ruszy w miasto w celach prywatnych, zwiedzić dwie iunteresujące wystawy archeologiczne.
Witam, po kilkudniowej przerwie, wstyd przyznac, ale spedziłam dużo czasu przed telewizorem. Obejrzenie kilku twarzy moich ulubienców – bezcenne!!
Co do trufli się nie wypowiadam, nigdy nie jadłam, a co do ostryg to b. lubię. Kiedyś na południu Francji w Maze, kupiliśmy z moim przyjacielem cala skrzynke, 36 szt. Za 100 FF ( nie weim le to bedzie 15 -20 Euro??) Zjedlismy bez problemow, we dwoje, z pomoca dwoch butelek wina. Było miło, choc mam wrazenie ze opowiesci o afrodyzjakach to po prostu wczesna faza reklamy i PR stosowana przez sprzedawcow i producentow róznych pysznosci od trufli po karczochy. Szeptana propaganda jest zazwyczaj b. skuteczna.
U mnie dziś żurek z jajkiem i – to dla mojego M specjalnie , ja nie lubie – z biala kiełbasą. A potem nalesniki ze szpinkiem. Smak na żurek sie gotuje, ciasto na nalesniki odpoczywa.
A na koniec mam pytanie: czy ktos z Was gotował/jadł skorzonerę. U mnie na „placu” sprzedają, czytałam troche w internecie o tych „szparagach jesieni” ale może cos z pierwszej ręki..
Pozdrawiam serdecznie.
Jada goscie, jada !
Chyba tutaj nawet nie wypadaloby zapytac skad pochodza te slowa. Ci goscie, to Mis 2 i paOlOre. Maja przyjechac w dniu 3 listopada okolo poludnia. Zeby im tylko nie wpadl do glowy jakis pomysl jedzenia czegos pode droga. Pokus przy autostradzie do mnie jest od liku. Wedlug moich doswiadczen, praktycznych oczywiscie, najlepsze zajazdy w Europie sa w Austrii. Najgorsze zas. Stop, bez polityki, epoka ta juz minela. Tyle, ze jadac do domu we wtorek, po raz pierwszy w zyciu spotkalem na terenie zaprzyjaznionego kraju automat obslugujacy odwrotna strone medalu. Automat jest czesciowo automatyczny. Krotko mowiac aby wejsc do swiatyni dumania, trzeba uiscic 50 centow. Placic mozna monetami, przyczym bramka wydaje reszte jesli placi sie 1 lub 2 Euro. Jak to dokladnie funkcjonuje nie musialem sprawdzac, bo posiadalem na skladzie monete 50 centow. Przy sasiednim stoliku jakis pan, przypuszczam z technicznej branzy, dosyc glosno zachwalel swojej towarzyszce podrozy zalete takiego rozwiazania w porownaniu do babci klozetowej.
Po uiszczeniu oplaty, dalsza czesc dzialalnosci odbywa sie w czysto klasyczny, reczny, powiedzieliby inzynierowie sposob. Ta nowoczesna technika jak na razie jeszcze do nas nie dotarla. Wracajac jednak do podrozy moich gosci z Wiednia do mnie, dopuszczam krotki postoj w ktoryms zajezdzie w wiadomych celach i ewentualnie mala kawke.
Przygotowania u mnie w pelnym toku chociaz przyznam z przeszkodami.
Trawe i liscie zaczalem malowac na zielono a tu ciagle wylaza inne kolory. Niektore liscie nawet spadaja z dzew. Zla farba albo jakas dziwna pora roku. Niektore drzewa stoja w ogole bez lisci. Jak ja sie wytlumacze. Moze goscie pojda na odpuszczenie grzechow. W planie, po krotkim oddechu wyjazd za granice. Najblizsza czyli na Wegry. W roku ubieglym byla u nich ptasia grypa i gesi w biezacym zameldowaly znacznie wyzsze ceny.
Przed wyjazdem, bedzie przygotowana austriacka kawa na wegierski sposob.
Przy okazji prosze, o informacje, moze byc publicznie, tu niema czego ukrywac, informacje, czy pijecie kawe z mlekiem, czy miodem czy bez niczego. Na wszelki wypadek przygotuje rozne warianty.
Zamek w Güssingu jest niestety czynny tylko do konca wrzesnia, ale i tak z zewnatrz jest co ogladac.
Jesli ktos ma jakies pomysly jakby tu dodatkowo uswietnic pobyt znakomitych gosci prosze o propozycje na blogu. Jesli zyczenia beda przekraczaly moje finansowe mozliwosci, pomyslodawcy udostepnie numer konta na ktore mozna bedzie przesylac stosowne srodki niezbedne dla realizacji pomyslu.
I to by bylo na dzisiaj, na tyle.
Pan Lulek
Kup Żono sąsiada. Skorzonera bardzo smaczna. Inna jej nazwa to wężymord. Skorzonera jest czarna a jej biała kuzynka to salsefia. Tez pyszna. Można smażyć lub gotować, dusić i podawać z tartą byłką przyrumieniona na maśle. Nie dość, że smaczne to jeszcze zdrowe. Moim zdaniem Twój M. będzie zachwycony.
Tak, Gospodarzu, ale roczek prawie będzie, jak sam Pan podał cenę 10 dkg trufli, a cienia Św. Mikołaja z oliwą (ten sam roczek) nad Iżykówką nie widać. Jesli jest cierń jaki, to świętego Bepeha, a św. BPH woli raty brać, niż oliwę lać 🙂
Bardzo tez pocieszające są Pyra i Nemo, bo zawsze się głowiłem jak by tu amoniakiem i ciekłym gazem ziemnym doprawiać kartofle. No i proszę- wystarczy mieć oliwę na truflach 🙂
Jadłam kilkakrotnie i nie przepadam. Dlaczego ? Bo jest subtelnie słodkawa. Nie lubię słodkawych warzyw. Zjeść się daje, mniej może z masłem i bułeczką, więcej pod beszamelem i zapiekana z serem. Jak mam inna jarzynę do wyboru, to skozonery nie kupię.
http://www.truffle-and-truffe.com/boutique.htm
dla Izyka, coby se mog zamowic, jak trafi sw. M.
Skorzonera jest swietna, ale ta obrobka przed gotowaniem 🙁 Rece sie kleja i farbuja, trzeba uzywac rekawiczek i obierac pod woda, to korzonki nie sciemnieja. Do wody (do gotowania) dodac soku z cytryny. Kiedys juz tu wspominalam, ze w latach 60-tych Jan Kalkowski z „Przekroju” propagowal warzywa malo znane i rozsylal chetnym probki nasion. Moja Mama, wielka entuzjastka nowinek, uprawiala m.in. brokuly, melony i ten wezymord. Smakowal mi od dziecinstwa, jesli korzenie byly mlode i nie za grube.
Piotrze, mój M ma do warzyw stosunek raczej chłodny, kiedy sie poznaliśmy ,bedzie już pod 25 lat temu, jadł tylko ziemniaki, teraz jest troche lepiej, ale generalnie to Go nie zachwyca, A ja chetnie spróbuje, dzieki za rady: w rekawiczkach, pod wode, a potem, pod beszamel!
Gotuje ten żurek i ta sie zastanawiam ( zreszta nie pierwszy raz ) czy jest jakaś różnica między żurkiem a białym barszczem, czy to tylko dwie regionalne nazwy?
Nie ma żadnej, jesli biały gotujesz na żytnim zakwasie, zamiast na kapuścianym kwasie. Absolutnie żadnej 🙂
tez tak myslalam, a zakwas oczywiscie mam zytni, mam nadzieję ze będzie smakowalo, idę nakrywac do stołu,
Pyro, ja tez wyciagnelam kawalek rosolowego, a tu slonce wyjrzalo, niebo zniebiescialo i swiat ozyl po dniach zimna i ponurosci 🙂 Rosol ugotuje wiec jutro, a dzis na obiad byla marchewka (wlasna) z groszkiem (mrozonym), ziemniaki (z Polski) puree i sznycelki z czosnkiem, ze swinki, ktora nadal jest niezaplacona, bo rzeznik na wczasach. Na deser – gruszki Konferencja, bardzo dojrzale.
Nemo – u mnie pogoda nadal rosołowa, więc tylko makaron dogotować, pietruszkę usiekać, mięso poobierać. Gruszki tej odmiany są świetne, ale ziemniaki z Polski? Helweckie niedobre?
Pyro, te ziemniaki to tak dla odmiany 😉 Kupione po drodze, bo bylo miejsce w samochodzie, okazaly sie znakomite, odmiana Lord.
Wojtku,
Tez bym tak chciał. Aktiv urlop to jest to, co najbardziej lubię. Nie powinno się mopsić jak się ma czas wolny. Tylko nastukaj gdzie można taki zamówić, może są jeszcze wolne miejsca w tym sezonie?
Kobiet bym w to nie mieszał. To podobnie jak gotowanie. Meskie zajecie. Robimy to znacznie lepiej. Tak to juz jest.
To prawda, Arkadiusu. stary prowokatorze 😉 Robicie to znacznie lepiej, tylko wam sie nie chce, tak codziennie. Odkurzacie tez lepiej 😉
I chcecie, by was za kazdym razem chwalic i sie zachwycac 😉
Oj Nremo – przecież już kiedyś pisałam o wielkiej tajemnicy prawidłowego hodowania mężczyzny w domu, którą mi Matka dawno temu zdradziła – „Jest jeden , jedyny warunek racjonalnej hodowli męskiego osobnika – pochwalić przynajmniej raz dziennie. W ramach premii można pochwalić 3 razy, ale nie więcej, bo uwierzy w swoją wyjątkowość”. Sprawdza się w odniesieniu do ojców, braci, mężów i szefów.
Dla mnie to nie są żadne argumenty, to stare i nieaktualne w XXI w frazesy.
Proszę bardzo, oto mały przykład, ze przyrządzenie potraw to męskie zajęcie.
Squad ten był już niejednokrotnie na wspólnych wypadach. Znają się jak dwa łyse konie. Tym razem na spocie, na którym jesteśmy zrobiło się tłoczno. Tu na weekendy o tej porze roku przyjeżdża cala masa nam podobnych. Dlatego postanowiliśmy udać się dalej na północ.
Dziś za kierowca robi Michael, jest już po pięćdziesiątce i pewnie dlatego wlecze się teraz po wiejskich drogach. Ale nie bez przyczyny. Mówi ze wie, co zrobi. Zna tutejsze wertepy.
Bus przyśpiesza pełną parą. Słychać puknięcie. Teraz dla odmiany hamuje. Reszta płynu wraz z blaszanym kubkiem opada na podłogę wohnmobila.
Za drzwiami pojawia się uśmiechnięta morda Michaela.
Buddyści nie jedzą krowy, inni nie jedzą świni, ale kurę szamają wszyscy. I pokazuje mi dorodną sztukę. Tyle tylko, ze pularda trzepie skrzydłami coraz wolniej.
To ptak dla każdego, wszyscy biedni i bogaci na całej planecie mają go w jadłospisie. Jest bezklasowy. A my, mamy go teraz na podłodze. Dla pewności przykryłem głowę skrzynka piwa.
I pewnie gdybym znał w tamtym czasie najlepszy przepis na kurę po zanzijakośtam tez bym się nie garnął do roboty. Jego łup, jego sprawa.
W przydrożnym sklepie dokupił brakujących squadników: cztery worki lodu w kostkach, pęczek szczypioru, imbir, główkę czosnku, limety, podłużny ryz i sól. Reszta miał w aucie.
Oczyszczone zwłoki wypełnił szczypiorem i pokrojonym w paski imbirem. Piersiami na dół wsadził do wrzątku. Ogień zredukował do minimum. A my żeby nie siedzieć bezczynnie przez kolejne 40 minut redukowaliśmy zapasy piwa.
Teraz czas na zredukowanie temperatury ptaka. Wyłowiony z gorącego rosołu trafia do lodowato zimnej wody i pozostaje tam do całkowitego oziębienia.
W tym czasie do podsmażonego czosnku dodał ryz i zatopił to rosołem. Gotował tak długo aż zaczęły pokazywać się dziury. Odstawił na długość kolejnych dwóch browarów.
Pokrojone w paski mięso i poświecone sezamowym olejem położył na ryżu. Do tego trzy plasterki zielonego ogórka. W osobnych miskach znajdowały się sosy. Chilijski i sojski oraz drobniutko posiekany imbir.
Ten szok termiczny dało się wyczuć przy spożywaniu. To on sprawił, ze kurzyne mięso zrobiło się delikatne i elastyczne.
„Lepiej natomiast, gdy menu romantycznej kolacji nie jest nadmiernie obfite. Pełny żołądek i namiętność nie idą w parze.”
No, ale zbyt ubogie to meni tyz być nie moze. Bo burcący z głodu zołądek tyz z namiętnościom nie idzie w parze 🙂
Kura, oczywiscie, byla bezpanska 😉
to nie było 24.12 i pewnie dlatego wystąpiły trudności komunikacyjne
Arkadius – mój Ojciec należał do pokolenia mężczyzn, którzy do kuchni niemal nie wchodzili. No i zdarzyło się, ża Matka wylądowała na 2 tygodnie w szpitalu, a my jakoś jeszcze nie byliśmy obeznani z gotowaniem ( 10-6-3 lata) I mój Tato sobie poradził. Jak? – po prostu : przytargał do domu ok 10 kg mięcha i upiekł w 2 brytwannach (lodówek jeszcze nie było, były piwnice albo loszki) i codziennie gotował paczkę makaronu, który nieodmiennie był rozgotowany. I tak karmił siebie i potomstwo 10 dni. Nie wiem dlaczego mój Brat do dzisiaj nie chce jeść makaronu z sosem.
Każda reguła ma wyjątki. Miałaś pecha.
Kobiety są bardziej kreatywne w mowie, potrafią barwniej opisywać. Ba uwielbiają malownicze opisy. Maja lepsze wyczucie / nie tylko powonienie / i być może więcej smakowych organów i ponad przeciętna pamięć. Ale co do przyrządzanie posiłków pozostaje przy swoim. Tu kreatywność jest złożona. Kuchnia wymaga koordynowania do licha i ciut ciut czynników. Tak jest i tego nikt nie zmieni na tej planecie.
Pyra kochana !
Chyba cos poplatalas z tymi mezczyznami. Moja tesciowa jest zdania, ze: po pierwsze, mezczyzny nie wolno draznic,
po drugie, dobrze karmic,
po trzecie, od czasu do czasu na noc samemu wypuszczac.
Moi tesciowie maja 93 lata, kazda osoba i od 1943 roku sa malzenstwem.
Wyglada na to, ze obydwoje znalezli jakis skuteczny przepis na zycie.
Dobrych przepisow zycze wszystkim
Pan Lulek
Proszę- otwieram i patrzę: o seksie i o jedzeniu.
Po pierwsze o jedzeniu- dziś odgrzewam wczorajszą zapiekankę ( temat główny- kapusta włoska i ziemniaki ), ostrą i aromatyczną. Marzą mi się winogrona… Jutro na rynek marsz!
Co do seksu, cóż. Zastanawiałam się czy nie pominąć wątku. Ale nie. Różne się tu uwagi pojawiły- stanowczo seks to nie atrybut młodych, tak nie uważam! Sądzę natomiast, że seksualność w „jesieni życia” jest, przynajmniej w Polsce, ogromnie stabuizowana. Nie wypada. Tego nie ma itd. Smutne.
A w afrodyzjaki miło mi powierzyć sobie troszkę. W siłę uwodzenia lekkich i aromatycznych kolacji. W poduszki napełnione bazylią i lubczykiem. W lawendowe materace…
Przed chwila dostalam od kolezanki:
„Kobieta idzie spać”
Rodzice oglądali TV i mama powiedziała: „Jest już późno, jestem zmęczona, pójdę spać”. Poszła do kuchni zrobić kanapki dla nas na jutrzejszy lunch,wypłukała kolby kukurydzy, wyjęła mięso z lodówki na dzisiejszą kolację, sprawdziła ile jest płatków śniadaniowych w puszce, nasypała cukru do cukierniczki, położyła łyżki i miseczki
na stole i przygotowała ekspres do zaparzenia kawy na jutro rano.
Potem włożyła już upraną odzież do suszarki, załadowała nową partię do pralki, uprasowała koszulę i przyszyła guzik. Sprzątnęła ze stołu pozostawioną grę, postawiła telefon na ładowarkę i odłożyła książkę telefoniczną do szuflady. Podlała kwiaty, opróżniła kosze na śmieci i powiesiła ręcznik do wysuszenia. Potem ziewnęła,
przeciągnęła się i poszła do sypialni. Zatrzymała się przy biurku i napisała kartkę do nauczyciela, odliczyła trochę kasy na wycieczkę w teren i wyciągnęła podręcznik schowany pod krzesłem. Podpisała kartkę urodzinową dla przyjaciółki, zaadresowała kopertę i nakleiła znaczek oraz zapisała, co kupić w sklepie spożywczym. Obie kartki
położyła obok torebki. Potem Mama zmyła twarz mleczkiem „trzy w jednym”, posmarowała się kremem „na noc i przeciw starzeniu”, umyła zęby i opiłowała paznokcie.
Ojciec zawołał: „Myślałem, że poszłaś do łóżka”. „Właśnie idę” – odpowiedziała Mama.
Wlała trochę wody do miski psa i wypuściła kota na dwór, potem sprawdziła czy drzwi są zamknięte i czy światło na zewnątrz jest zapalone. Zajrzała do pokoju każdego dziecka, wyłączyła lampki i telewizory, powiesiła koszulki, wrzuciła brudne skarpety do kosza i krótko pogadała z jednym z dzieci, jeszcze odrabiającym lekcje.
W swoim pokoju Mama nastawiła budzenie, wyłożyła ubranie na jutro, naprawiła stojak na buty. Dopisała 3 rzeczy do listy 6 najważniejszych czynności do wykonania. Pomodliła się i wyobraziła sobie, że osiągnęła swoje cele.
W tym samym czasie Tata wyłączył telewizor i oznajmił „w powietrze”: „Idę spać”. Co też bez namysłu uczynił. Coś nadzwyczajnego w tej historii? Zastanawiasz się, dlaczego kobiety żyją dłużej?
„BO JESTEŚMY SKONSTRUOWANE NA DŁUGI PRZEBIEG”…. (i nie możemy umrzeć wcześniej, bo tyle mamy jeszcze do zrobienia!!!)
Marialka !
Balsam mi lejesz w dusze. Wlasnie dzisiaj nasadzlem troche krzakow lawendy. Czy na materac starczy trudno powiedziec. Pod poduszke napewno.
Przy okazji. Sposrod tych lawendowych woreczkow ktore dostalismy podczas Zjazdu, jakims sposobem zaplatal mi sie jeden z napisem Mis 2. Przyjedzie, odbierze. Co sie odwlecze, to nie uciecze.
Zimnocha na calego. Jesien zaatakowala. Nasadzenia na ten rok skonczone.
Teraz tylko Hu, Hu, Ha,
Nasza zima zla…
Chyba, ze masz jakies specjalne ziolowe zyczenia
Dobrej nocy na dzisiaj
Pan Lulek
Marialko, podasz mi przepis na te zapiekanke? Mam mnostwo kapusty wloskiej i wegetarianskie dziecko, ktore kapuste lubi, ale nie chce kolejny raz jesc lazanek z duszona kapusta i orzeszkami piniowymi. Mowi, ze dobre, ale obrzydlo.
Marialko – u mnie też jest Twoja własność, której zapomniałam przekazać i cały czas leży na parapecie okna w kuchni – mianowicie słoik kremu miodowego od p.Lulka i lizak z cukru klonowego od Alicji. Przypomnij sklerotyczce kiedy do mnie przyjdziesz.
Ja też fasolówkę odstawiam na taki dzień, jak wczoraj – ponury. Dzisiaj chłodno (8C) ale słońce swieci.
Co wymyślę, jeszcze nie wiem, tymczasem wracam do roboty.
P.S.Panie Lulku, Pana Teściowa, z całym szacunkiem dla Niej, ma przedpotopowe poglądy na mężczyzn, to się nie sprawdza już teraz! Gdyby moja synowa to usłyszała, miałaby niezły ubaw. U nich w domu jest tak, że jak jest jeden ziemniak do obierania, to obierają go po połowie, mówiąc obrazowo.Tyle mojego starania było, żeby nauczyć dziecko porządku i różnych pożytecznych czynności domowych – i nic, w próżnię, pojąć nie mógł nauk. A tu pojawiło się takie chucherko i nagle okazało się, że dziecko wszystko potrafi, bez szemrania sam z siebie robi nawet z dokładką, nie wspominając o dogadzaniu chucherku pod każdym względem, nawet kosztem wymuszania różnych rzeczy na innych, czemu napatrzyłam się podczas wspólnej wyprawy do Polski. O, nie myślcie, że uważam synusia za ciemiężonego i wykorzystywanego! Wręcz przeciwnie – zuch dziewczynka, podczas gdy ja głupia przed wielu laty raz podniosłam z podłogi skarpetkę… I zbieram do dziś. I dobrze mi tak 🙁
Proszę, Lulku drogi. Nie zapomnij też o bazylii ( może w przyszłym sezonie). W wersji minimum- woreczki pod poduszkę. Pozdrawiam ciepło!
Nemo – a gołąbki wegetariańskie w kapuście i w pomidorach? A kapusta włoska faszerowana? Może spróbuj na sposób chorwacki – farsz z twarogu, przypraw, kilku łyżek oliwy i krojonych czarnych oliwek wpychany w Ćwiartkę luźnej główki między liście, przyklepać, udusić w sosie. Dzisiaj nie mam czasu ale mam książeczkę z lat 70-tych pt „Kapusta” a tam sporo potraw z tego warzywa. Jak będzie coś ciekawego, to ci jutro podam.
Pyro! Przypomnę się, a jakże!
Nemo! Generalnie biorąc ostatnimi czasy zapiekanki robię tak: warzywa gotowane na parze. Tym razem były to ziemniaki i kapusta włoska, po ugotowaniu ułożyłam w brytfance- uprzednio wymieszane z piklami z zielonego chili, drobno posiekanymi.
Przygotowałam sos ( passata pomidorowa, zredukowana na małym ogniu, tymianek, sól, czarny pieprz- na końcu, już do gotowego: oliwa). Zalałam warzywa gęstym sosem, nie mieszałam, został na wierzchu. Na to starta mozarella i parmezan i camembert w plastrach. Zapiekłam.
Smakowalo nam bardzo. Czego i Tobie i Twojej latorośli życzę!
I jeszcze coś takiego wyszperałam- skoro masz, Nemo, nadmiary kapusty włoskiej: http://www.kuchnia.tv/html/kuchnioteka/przepisy.php?0,0,672
Mmmm Marialko, brzmi smakowicie! Pyro, dziekuje za porady, ale te glowki kapusty nadaja sie tylko na pokrojenie, bo z jednej strony sa bardzo scisle, a z drugiej – spekane, wiec calych porzadnych lisci na nich nie ma 🙁 Taka moja uprawa – ekologiczne, ale pokazac wstyd 🙁
Dobry wieczór Wam!!
Młodzież zgodnie z moją prośbą , a sugestią Heleny i p.Piotra przyfrunęła
z opakowaniem ”Andouillette troyes royale”. Są tego dwa kawałki, hermetycznie zafoliowane, ale i tak aromat przenikający przez folię daje pole do popisu zapachowej wyobraźni….
Pachnie toto jak……no właśnie jak?
Może jak taka niewymyta kaszanka?
Młodzi stanowczo i grzecznie oznajmili że ich kontakt z w/w ” Ando…” uważają za zakończony. Innych wrażeń nie są ciekawi.
Że te lotniskowe, narkotykowe psy nie pomdlały z wrażenia. 🙂
Heleno ! Panie Piotrze !
Proszę o radę, co z tym dalej??? Cobym nie popsuł efektu….
Podgrzewać?, podsmażać?, na zimno?
Okna otwierać?
Wiecie, co jest najlepsze ? Ze wszyscy, pod tymi wpisami, byli cholernie powazni ! I – same zlote mysli. Jak to u ekspertow bywa…
Podsmażyć na oliwie. Zapach zelżeje. Popijać winem. Ja to uwoelbiam. A jesli idzie o polskie dania to przypominam np. flaki, albo kiszoną kapustę. (Też lubię i to, i to).
Dziękuję błyskawicznie !!
Flaki bardzo lubię – w domu ja je gotuję, kapustę kiszoną lubię też!
Będzie więc dobrze!!
A jakaś winna sugestia?
-dostaliśmy Chateau les Mondines – Bordeaux Superieur.
No to superieur!
Czas na epilog.
Zdanie otwierające dzisiejszy dzień brzmi: „Z kuchni do sypialni jest bardzo blisko”. Zmierzyłem i jest to 6 i pół iżykowego kroku. W kuchni:
1. Pociapałem średnią cebulę i kawałek pora, które wylądowały na patelni z odrobiną kujawskiego.
2. Wrzuciłem w to dwie garści pieczarkowych ogonków-nibynóżek i lekko posoliłem.
3. Odparowałem sok, przetrzymałem do zeszklenia i dodałem drobno pokrojonej mazurskiej szynki parmeńskiej (kawałek schnącego bez celu baleronu).
4. Przetrzymałem do zezłocenia i wrzuciłem spory ząbek czosnku, a gdy tylko opadł pierwszy zapach, wsypałem kubeczek ryżu.
5. Mieszając poprosiłem Kierownictwo, przekazałem mieszadło i sprawdziłem sytuację na froncie walki z zimnem (piwnica) i domieszałem do zeszklenia ziarenek (zbielenia-pewnie były już prekukt ale bez info na torebce), po czym chlusnąłem w to wodą, sypnąłem oreganem, solą ziołowym.
6. Odczekałem tak mniej-więcej, zamieszałem, sparzyłem gębę, dolałem wrzątku i sypnąłem świeżo mielonego białego. Odczekałem jeszcze mniej, znów sparzyłem gębę i chlupnąłem oliwy na truflach z polichlorku winylu. (tu spostrzeżenie – to nie jest żaden płynny gaz ziemny, ani amoniak, tylko gęsty propan-butan do zapalniczek).
7. Zaprosiłem grzecznie Kierownictwo, które po spytało, czy jest jeszcze. Nie, odparłem, bo to trufle, czyli afrodyzjak, a nie jakaś pasza treściwa. Aha, odpowiedziało Kierownictwo i zatrzepotało rzęsami…
Koniec
P.S. Proszę nie czekać, nie odświeżać ekranu i nie sprawdzać. Ciągu dalszego nie będzie. Dobranoc się z Państwem.
Antek, to jest pyszne! Andouillette albo zbacznie grubszy andouille, to jest to. Kiedys nasza przyjaciolka Nicole zabrala nas do crepperie, gdzie dawali crepe’y z adndouillette. Zamowielam sobie na pierwsze danie, a potem po krotkim namysle takze na deser. Kelner nie mrugnal. Wiesz jacy oni tam potrafia byc, we Francji. Jeden mnie kiedys ochrzanial przez 5 minut en francais za to ze osmielilam sie poprosic dekafa. Serio ochrzaniac, a nie tak zabawowo.
Dziękuję za informacje!! Jestem ciekaw bardzo .
A więc będzie jutro pyszna kolacja !!
Trzymajcie kciuki!!
I zazdrośćcie 🙂
Dobrej nocy!!
Jutro czeka mnie wcześniejsza pobudka, a jeszcze chcę co nieco poczytać.
Antek, a moze tak:
przygotowanie 10min.
gotowanie 20min
skladniki:
1/2 szklanki bialego wina
3 lyzki drobno pokrojonej szalotki
1 lyzka mocnej musztardy
4 andouillettes
musztarde wymieszac z winkiem w miseczce
andouillettes podziurawic widelcem, zeby uniknac pekania, po czym zlocic na patelni lekko naoliwionej przez 5 min.
wsypac szalotke
odlac tluszcz i wprowadzic wino z musztarda
podpyrczec jeszcz 10 min.
podawac z ziemniakami z wody
smacznego
http://www.isaveurs.com/recettes/recette_andouillettes_de_troyes.php?keyw=andouillette
Spicie? Spicie!
Sławek,
czy masz pomysł, co zamiast andouillettes mogłabym wykorzystać do Twojego sposobu przyrządzania powyższego? Brzmi niezle, ja nie znam andouillettes i nie wiem, z czym by to pokojarzyć, możliwe, że coś w Quebec by się znalazło (za daleko!), ale tak po polsku – jak myślisz? Biała kiełbasa? Zupełnie nie mam pomysłu…
Alicjo –
spia, spia i afrodyzjaki Im sie snia. A to ostrygi, a to lubczyki, a bardziej wybredni a nosach hipopotamow. Wzgledem pytanka-porady o andouillettes poczekaj na przebudzenie ekspertow. Ja Ci nie pomoge, bo choc nie spie „jelop w tem zakresie jezdem”.
Arkadius –
„z czem do goscia?”. Zapytaj pierwszej lepszej gospodyni domowej jak to jest z tym koordynowaniem. Gdyby tej umiejetnosci nie posiadaly, dzieci lazilyby glodne i obszarpane, mezowi brakowaloby prawie wszystkich guzikow w poszczegolnych czesciach garderoby, sniadanie podawane byloby kole poludnia, a obiad przepadlby w pomrokach czasu.
Generalnie sprowadza sie to do faktu iz mezczyzni sa bardziej smiali w laczeniu smakow, podczas gdy kobiety sa bardziej tradycyjne.
Za to balagan jaki panowie zostawiaja w kuchni po gotowaniu, niejednej pani domu zjezyl wlos na glowie. I z koordynacja niewiele to ma wspolnego.
nemo –
a probowalas: warzywa gotowane na parze (groszek, marchewka, kukurydza, papryka i co tam Twoje dziecko lubi) polaczone z kluskami. Zmieszac delikatnie z majonezem, dodac pieprzu grubo zmielonego, posiekanej zielonej pietruszki, cienkie plasterki pieczarek i gotowe. Wersja dla niejaroszow zaklada dodanie podpieczonego boczku (bez wytopionego tluszczu).
Ach, Panie Piotrze –
ja z kuchni do sypialnie mam kawalek drogi i czesto-gesto laduje jak bohaterka powiastki przeslanej przez nemo. A z afrodyzjatykow i nie afrodyzjatykow najlepiej lubie szampana. I kolduny – zasmakowaly mi okrutnie, I kurczaka po zanzibarsku. I…
I ide do pracy
Pozdrawiam
Echidna