Na staropolskie apetyty
Dzikie gęsi już odleciały co tu opisałem. A te hodowane w wielkich i mniejszych gospodarstwach same sobie winne, że nie uciekły tylko zawierzyły ludziom. Ci wiarołomcy przecież często ulegają swemu wrodzonemu łakomstwu i wówczas gęsiom biada. Nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że parę tysięcy lat temu to gęsi Rzym ocaliły. A w dodatku gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie sprawa polska.
Zwłaszcza, że październik i listopad to czas od stuleci gęsiną na stole słynny. Teraz zresztą nie jest pieczona gęś na polskim stole tak często prezentowana. Bo to i cena spora, i kłopot z przyrządzeniem, i apetyty już nie takie. Dawnymi czasy, to dopiero bywały apetyty! Kiedy nasi dziadkowie przystępowali do stołu dawali, jak zaświadczali kronikarze, istne popisy żarłoczności. Bo to i postów było tak wiele (ponad sto dni w roku!), że po każdym z nich apetyty wprost eksplodowały. Nawiasem mówiąc rodacy nasi i do postów mieli różny stosunek. Potrafili je cudownie obchodzić, by nie zgrzeszyć ale i nie jadać zbyt skromnie. Różnie traktowano nawet wielki post w różnych sferach, w uboższych bardziej skrupulatnie przestrzegano zakazu jadania mięsa, w wyższych, zamożniejszych wymyślność postnych dań sprawiała, że prawdziwi amatorzy stołu nie cierpieli 40 dni chudych.
Ale w normalnym czasie, gdy można pałaszować dowoli i bez grzechu, a był to akurat październik czy listopad po gęsinę sięgano szczególnie chętnie. Zróbmy więc to i my.
Gęś świąteczna
Niezbyt tłusta gęś, 2 cytryny, pół szklanki oliwy, cebula, 1 marchew, ząbek czosnku, 6 goździków, pół łyżeczki suszonego tymianku, pół łyżeczki suszonej bazylii, nać pietruszki, sól
Nadzienie: 4 filiżanki grzanek, 1 kg jabłek, 5 dag masła, 5 dag rodzynek, pół łyżeczki tymianku, pół łyżeczki soli, pół łyżeczki pieprzu
Sprawioną i umytą gęś osączyć, polać sokiem z cytryny, obłożyć pokrojonymi warzywami i przyprawami. Marynować w chłodnym miejscu dobę. Wyjętą z marynaty gęś nafaszerować obranymi i pokrojonymi jabłkami, kostkami grzanek, rodzynkami, masłem, solą pieprzem i tymiankiem. Zaszyć. Włożyć do brytfanny polać wrzącą wodą i piec pod przykryciem w 200 st C licząc 1 godz. na 1 kg wagi ptaka. Podczas pieczenia polewać sosem. Ostatni kwadrans piec bez przykrycia polawszy zimną wodą by skórka zarumieniła się.
Komentarze
Na Zjezdzie Blogu pokazywalem artykul na temat 16 hodowcow ktorzy zawiazali kolchoz hodowli gesi. Teraz u nich zniwa. Podobno w roku biezacym beda wspaniale gesi. Te odlatuja tylko na stol.
Ja odlatuje dzisiaj do domu. Dosyc gosciny. Oni pracuja albo ucza sie. Ichny ogrodek przygotowalem do zimy a przy okazji zabieram do swojego troche roslin a nawet dwa krzaki. Nie chce dluzej siedziec bo pogoda moze sie w kazdej chwili zalamac. Jak dojade do domu napisze.
Stary lazik
Pan Lulek
Dzień dobry.
Do gęsi mam stosunek bardzo ambiwalentny. Ptaszysko duże, potrzebuje i brytwanny wuelkiej i miejsca w piekarniku i czasu, a mięsa na tym tyle, co na większym kurczaku. Z drugiej strony piekąc gęś człek wzbogaca się o świetny smalec gęsi, ma smakowity posiłek c-ca dla 6 osób i świąteczną atmosferę w domu. Nie piekłam gęsi już pewnie z 15 lat. W ogóle gęś mi kiedyś obrzydła ze szczętem, a było to tak, że gęsiną zakrztusiła się moja, wtedy 70-letnia Teściowa. Nie był to czas dostępnych wszędzie telefonów i taksówek, z przedmieścia Poznania, na którym mieszkaliśmy do szpitala trzymającego ostry dyżur udało mi się dotaszczyć duszącą się starszą osobe po 2 godzinach. W szpitalu jeszcze z godzinę trzeba było odczekać w zatłoczoinej poczekalni i wreszcie o 1 w nocy została nieszczęsna oifiara gęsiny zaabrana do gabinetu zabiegowego. Po 15 minutach dowiedziałam się, że ż a d e n z dyżurnych laryngologów zabiegu się nie chce podjąć, bo mięso utknęło dość głęboko w tchawicy, a osoba stara, wszystko u niej kruchę i łatwo ją skaleczyć. Biedna moja Teściowa musiała w Izbie przyjęć czekać do rana dusząc się, krztusząc i ze ślinotokiem, aż przyszedł pan Docent o 8.00, zrobił obchód szpitalny o 9.00 i i 9.30 wyciągnął nieszczęsny kawałek gęsiny. Po tym prztypadku nie robiłam gęsi przez następne 10 lat, bo Stasia (tak miała na imię) stanowcfzo protestowała. Potem , kiedy wszystko było na kartki człowiek cieszył się jak głupi, jeżeli udało mu się gęś kupić, bo to było mięso bez kartek. Na dodatek w latach 80-tych kiedy to powstawały prywatne pracownie wędliniarskie (operowały tylko podrobami i drobiem) zaczęłam kupować półgęski wędzone – piersi albo udka. Nie była to wędlina tania ale była.Zachwytu kawalera Kmicica dla półgęsków raczej nie podzielam. Teraz nie kupuję już całej tuszki ale piersi albo udka i robię na świąteczny obiad z rzadka – z czerwoną kapustą, jabłkami i kopytkami albo pyzami drożdżowymi. Zdarza mi się kupować także grzbiety, szyje i skrzydła jako materiał do pasztetów. W każdym bądź razie gęś jest najrzadziej robionym u mnie rodzajem drobiu. Antkowi zazdroszczę bliższej znajomości z perliczkami. Lubię je pasjami, a w sklepach są niezwykle rzadko.
Są gąski u sąsiada ale sobie za nie, że ho, ho! liczy. A gesi prawdziwe są. Chodzą sobie, a właściwie o tej porze roku przelewają z łapy na łapę, skubią i gęgają przymilnie.
„Same sa sobie winne, ze nie uciekły, tylko zawierzyły ludziom”- pisze p. Piotr 🙂 B. Russell w książeczce o podstawach filozofii (1906r.) wyjaśnia różnicę pomiędzy rozumowaniem dedukcyjnym, a indukcyjnym i pisze, ze dedukujemy, gdy z praw wyciągamy wnioski o konieczności pewnych zdarzeń, a „indukujemy”, gdy z powtarzalności zdarzeń wyciągamy wniosek o istnieniu jakiegoś prawa. Pozwala sobie w tym miejscu na dowcip: (z pamięci, więc pewnie niedokładnie) gdy dospodarz wchodzi do zagrody indyków, te biegną myśląc, ze jak zwykle przyszedł je nakarmić, a tymczasem on łby im poucinał, z czego wniosek, że przydałoby sie indykom znać zasady dedukcji, zamiast zawodną indukcję życiem przypłacić 🙂
Niech mi bedzie wolno jeszcze jedną ciekawostkę ctrl+C, ctrl+V z J. Kitowicza „Opisu obyczajów za panowania Augusta III”:
„…gęś czarna, którą u pomniejszych panów zaprawiano tak: kucharz upalił wiecheć domy na węgiel, w niedostatku czystej z bota czasem naprędce wyjęty, przydał do tego łyżkę lub więcej miodu praśnego, przylał podług potrzeby jakiego octu mocnego, zmięszał z ową słomą spaloną, zasypał pieprzem i imbierem, a zatem stała się gęś czarna, potrawa dobrze wzięta owych czasów i podczas największych bankietów używana. Nicht mi nie zada, iż taką przyprawę słomianą zmyśliłem na wyszydzenie staroświecczyzny, kiedy sobie wspomni na tarnosolis, płatki, których po dziś dzień kucharze do farbowania galaret i cukiernicy do farbowania cukrów używają; wszak te płatki są to zdziery starych koszul i pluder, które gaciami zowią, płóciennych; jeżeli mi nie wierzy, niech sobie ich każe dać funt w korzennym sklepie, znajdzie między tymi płatkami kołnierze od koszul i paski od gaci. Jeżeli powie, że te płatki, nim poszły do farby, wprzód musiały być czysto wyprane, to też uważyć powinien, że ogień, którym stoma do gęsi była palona, bardziej wyczyszczał wszelkie brudy niż woda płatki.” 🙂
Witajcie
Podobnie jak Pyra mam do gęsiny stosunek ambiwalentny. W ponurych latach osiemdziesiątych głównym dostawcą gęsi na mój stół był krewny – lekarz – któremu pacjenci przekazywali drób, głównie właśnie gęsi w ramach honorarium za usługi. Miałem więc zwykle w zamrażarce zapas ich zamrożonych kadłubów. Zapas był na tzw „czarną godzinę” lecz ponieważ nie przelewało się nam więc wpylaliśmy te ptaszyska bez końca. No i przejadły mi się, podobnie zresztą jak kurczaki – brojlery, które mama „organizowała” w zaprzyjaźnionej spółdzielni „Drobiarz”. Tak to jest gdy jadło na szczególne okazje staje się normą. Chyba kawior i szampan też by się znudził gdybyśmy go musieli spożywać dzień w dzień bez żadnej alternatywy.
Wczoraj popołudnie w lesie. Gajowy przydzielił mi kawałek lasu do trzebierzy na którą miejscowi mówią „gałęziówka”. Teren niestety podmokły, bo żeremia bobrów utworzyły rozlewiska. Malowniczo to wygląda ale ziemia niepokojąco ugina się pod nogami. Zwykle trzebierz w takich warunkach robi się zimą, gdy mokradła zamarzną ale nie chce mi się na mrozie pracować – przemęczę się w gumofilcach. Las jest olchowy a olcha nawet niewysuszona nieźle się pali więc kilka przyczep drewna przyda się zarówno wczesną wiosną jak i na przyszłoroczne jesienne chłody. Więc od jutra biorę kilka dni urlopu i szaleję na bagnie z piłą. Nawet mam ochotę bo zgnuśniałem zupełnie za biurkiem i straciłem formę. Jest tam bardzo pięknie więc zrobię zdjęcia i przekażę Wam za pośrednictwem Alicji.
Specjalna wiadomość dla Heleny. Wpuszczam koty do domu. Zima idzie na całego i polne myszy jak co roku migrację do ludzkich siedzib. Nocą słyszałem jak buszują pod podłogą. Więc koty, nawet Czarny głupol będą musiały zarobić na swoje parówki mordując nocami mysich najeźdzców. Zwykle ta jatka trwa koło tygodnia więc mają siedem dni wypoczynku w luksusowych ( dla nich ) warunkach.
Pozdrawiam
Wojtku, czyzbys stosowal zasade: Murzyn zrobil swoje, Murzyn moze odejsc? Mam nadzieje, ze te koty nie beda glupsze od indykow i wydedukuja, ze nie ma sie co spieszyc z tym mordowaniem 😉
Nemo – koty (jak na drapieżniki przystało) są bardzo inteligentne, ale czytać nie potrafią!
Pyro, moje koty czytaja w myslach 😉
Slawku, Nirrod, wielkie dzieki od mojej siostry znad morza. Kawior udal sie znakomicie, ale teraz juz wie, dlaczego jest taki drogi 😉 Poradzilam zastosowanie sita o odpowiednich dziurkach, ale te podobno wyrabiaja nad Bajkalem…
nemo nie ma za co.
Sama nie wiem, czy kibicowac Wojtkowi (coby mu myszy szybko zniknely) czy kotom(im wolniej, tym cieplej). Z jednej strony miejsce kota jest na zapiecku, a zdrugiej leniwych kotow nie lubie…
Gesi za to lubie, w szczegolnosci wedzone polgeski. jak sie ten podwedzony tluszczyk wytopi i pyreczki podleje albo wrecz w owym tluszczu usmazy… niebo w gebie.
mój komenmtarz z 09.43 czeka na akceptację. uzyłem słowa WrONa (te duże litery). pewnie Cerber wyłapuje słówka i ktośtam musi sprawdzić treść wpisu,czy spełnia wymogi polit. poprawności.
Nemo – ja wtedy , kiedy było o kawiorze nie załapałam się na maszynę, ale znalazłam w „Przepisach spiżarnianych” (jeden z naszych reprintów) następujący przepis techniczny – na drewnianej ramce rozpiąć gęstą osnowę z nici jedwabnej, pod nia umieścić misę na lodzie i płaty ikry „przecierać przez ramkę – czyste jajeczka wpadają do misy, a sznury białkowe zostają na niciach. Można je usunąć. Dalej jak w każdym przepisie – solić, szczelnie ubijać (żeby baniek powietrza nie było) w słojach czy baryłkach, szczelnie zamknąć, domownikom skrzętnie wydzielać, trzymać pod kliuczem. W przepisie ogromnbą uwagę zwraca się na temperaturę – „urządzanie” kawioru radzą zacząć przed świtem kiedy chłodnio, wszystko wykonywać na lodzie, gotowy kawior trzymać w lodowni.
Pyro, bardzo Ci dziekuje, z ta osnowa to jest pomysl. Przekaze dalej. Mnie bardzo korci ten kawior i jak pomysle, ze moim krewnym w Polsce wkrotce sie przeje… 🙁
Pyro, Nemo
Przepraszam, że się wtrącam ale o jakim kawiorze piszecie bo nie rozumiem.
Wojtku – teraz, gdy powstały hodowle ryb jesiotrowatych, po odłowieniu dużych ikrzaków zostają płaty ikry. Hodowcy nie mają możliwości jej przetworzenia więc często rozdają to albo sprzedają niezbyt drogo. Można jeść ikrę wszystkich jesiotrowatych – od bieługi po pstrąga, łososia, sielawy itd Siostra Nemo została obdarowana 5 kg ikry i swego czau radziła się co z tym zrobić. Dodam, że w jesiotrze hodowlanym albo dużym pstrągu waga ikry sięgo 40% osobnika. Więc z jesiotra 10 kg jest ok 4 kg ikry.
Wojtku, to bylo w sobote po poludniu. Moja siostra, na wczasach w Krynicy Morskiej, przyslala blagalny SMS i gdyby nie sprawna pomoc blogowych fachowcow, to by sie 5kg ikry zmarnowalo. Tak wiec kawior sie udal, a my mozemy sie tylko oblizac 😉
Niech zyje nowoczesna komunikacja! Moje dziecko przyslalo SMS, ze na obiad nie przyjdzie, bo musi nakarmic myszy (tak, Wojtku!) i wyczyscic ich klatki, a maz zadzwonil, ze jest w tajnym obiekcie wojskowym i tez nie przyjedzie. No, to nie gotuje! Tzn. gotuje, ale pigwy, ktorymi zewszad obdarowuja mnie dobrzy ludzie. W niedziele zagonilam corke i Geologa do czyszczenia owocow z futerka i teraz przede mna krojenie i tarcie surowych pigw na nalewke, a pokrojone na galaretke juz sie gotuja.
A u mnie nie wszystkie gęsi odleciały, od jakiegoś czasu spore stado pozostaje w okolicach więzienia-Disneylandu. Nikt stada nie umniejsza, jakoś nie wypada. W sprawie gęsi jako takich nie mam żadnego doświadczenia, wiem, że czasem w domu bywały, bo nawet mieliśmy stadko. I pamiętam, że te włóczące się stadkami po wsi były wielką przeszkodą dla małego dziecka, udającego się po nauki do szkoły.
Szczypały po nogach bezlitośnie i bez potrzeby.
W Europie panuje gęś, a w Ameryce indyk, od Thanksgiving po Boże Narodzenie i Wielkanoc, oraz pomiędzy. Może się skuszę na gęś, jak mi przejdzie mięsowstręt.
Pan J. wypluwa płuca, jednak chyba coś podłapał, bo od czasu powrotu pochrząkuje i nawet pokasłuje.
A na dworze nadal lato i tak ma być, powiadają.
Wojtku!
Człowiek się całe życie uczy. Nie znałem słowa „trzebież”, zajrzałem do SJP, teraz już wiem i mam małe pytanie. Mam nadzieję, że gajowy wpuścił Cię do lasu celem realizacji punktu pierwszego, a nie trzeciego?
http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=trzebie%BF
Pyro droga, pstrag, czy losos nie naleza do jesiotrowatych, ale tez dobre, przyjelo sie na kazda ikre mowic ” kawior „, niechby nawet z lososiowatych, ktory na marginesie nie ma sie co wstydzic jesli chodzi o walory smakowe,
Nemo – nie ma mowy, żeby im się przejadł. W zamkniętym naczyniu, w chłodzie i dobrze zasolony wytrzyma z rok co najmniej. A gdzie tam wytrzyma – prędzej zjedzą. A swoją szosą jak pomyśle o salaterce pełnej kruszonego lodu, a na niej miseczka, pucharek „czy cóś” z kopczykiem kawioru, z ćwiartkami cytryny i przepiórczymi jajkami jako garnitur, to zaraz czuję się elegancka i cywilizowana. Eh, co sobie będę żałować; moga być do tego jeszcze gorące, pszenne grzanki. Szampan może być też.
Torlinie
No i mamy problem ortograficzny. Słownik języka polskiego podaje „trzebież” a wikipedia „trzebierz”. Według niej trzebierz to :”karczowanie lasu pod nowe pola, wieś, miasto (potocznie na surowym korzeniu). Za takie wykarczowanie dostawało się 20 lat wolnizny, czyli zwolnienia ze świadczeń na rzecz pana.” Do definicji wikipedii mogę tylko dodać, że nie dostanę od Pana nawet miesiąca wolnizny a wręcz przeciwnie muszę za krwawicę w błocie zapłacić jak za turnus „szkoły przeżycia”. Co do definicji słownikowej to oczywiście dokonam trzebieży drzew. Jeśli zaś chodzi o zwierzynę to mam obawy czy ona nie dokona mojej trzebieży.
Pozdrawiam serdecznie
ZSAławku – mea culpa. Masz rację. Już kiedy napisałam, wiedziałam, że błąd – lososiowate z jesiotrowatymi się pokićkały. Jedno pewne – widzę ostatnio jesiotry hodowlane w sklepach. Nie stać mnie na nie, więc nie wiem, co tracę.
A dla mnie nie ma lepszego drobiu niz ges. W moim wspanialym supermarkecie gesi pojawiaja sie w okolicah Bozego Narodzenia i kosztuja w okolicach 50 funtow! Nie kupuje zatem, natomiast pare lat temu w przedzdien Wigilii zakupilysmy z Renata w gdynskiej hali targowej wspaniala ges za… 50 zl. I robilysmy „po staropolsku”, choc nie pamietam jak, ale tak sie przepis nazywal. Dalysmy troche gosciom, ale potem jeszcze dlugo ogryzalysmy kosci, za przeproszeniem, z tej gesiny.
Historia z Tesciowa Pyry wstrzasajaca. Tu, gdyby starsza pani tyle godzin czekala na wyciagniecie kawalka z przelyku, to by o tym nazajutrz gazety pisaly jako o skandalicznej niekompetencji sluzby zdrowia, a szpital w obawie przed procesem, oferowalby przeprosiny.
Wojtku, pochwalam wpuszczenie kotow, ale na 7 dni? A potem w czasie mrozow co? C’mone!
witam
Tak jest, to pod koniec grudnia, tu gdzie żyję przychodzi czas na gęś.
Kupiłem kiedyś i ja, na rynku, bowiem ze sklepu wybyła. Sprzedawczyni mówiąc o świeżości powoływała się na wszystkich świętych. Była naga i ciężka / gęś / i niczym mi nie przypominała tych sympatycznych stworzonek srających po każdym kroku.
Przytaszczyłem ją do domu i rzuciłem na stół / gęś nie sprzedawczynie / i chciałem odciąć jej głowę. Ale to jest łatwiej napisać niż toto opisać. Jak już to miałem za sobą to odkryłem w niej pokłady tłuszczu. Moja gęś była cała obłożona tłuszczem jak wieloryb. Pomyślałem o rybie, ach mógłby być nawet wieloryb. Wiem wiem o tym besserwissery ze wieloryb to nie ryba.
Ten ptak był drogi i ciężki. Wsadziłem do niego to co uważałem za słuszne i zamknąłem w klatce po raz ostatni.
A teraz krótko: gęś to zamach terrorystyczny na smaki. Lecz ta nie przypominała mi zapachów z dzieciństwa. Poza tym mięso pozostało twarde i suche pomimo powstałej kałuży tłuszczu. A ta tłuszczem ociekająca skora podczas jedzenia przyprawiała mnie o wymioty.
Co gorsze, poważne kłopoty miałem z dopasowanie odpowiedniego trunku do tej bomby tłuszczowej. Po czasie, jak otworzyłem białe, czerwone, słodkie i wytrawne, przyszło mi na myśl by otworzyć portweina.
I to nie było takie złe rozwiązanie. Ale prawdziwa przyjemność i ochota na życie przyszła dopiero wtedy gdy flaszka Finlandii zawierała tylko powietrze.
dobrego dnia
Trzebic tych „ortografow” z Wikipedii!
Heleno
A potem do sianka, do stodoły! A gdy ścisną mrozy do domu, pod piec. Taki zły to znów nie jestem
Heleno,
Chude koty nie smakują, już kiedyś o tym stukałem.
Torlinie
Jest jeszcze jedno znaczenie:”wytrzebić – wyciąć gruczoły płciowe u zwierząt, głównie samców, przeznaczonych na tucz.” Złowieszczo brzmi.
Wojtku ja bym zmienila Pana twego, badz tez obrzucila go pomidorami. Co to, zeby tak nie szanowac staropolskie tradycji i nie dalac 20 wolnizny. Skandal!!! 😉
Skoro o kawiorach i szampanach, pozwolę sobie zauważyć, że na wielką rocznicę Alsa przygotowała odpowiednie śniadanie:
http://alicja.dyns.cx/news/Wroclaw-2007.Rocznica/
Arkadiusz, ja chyba jadlem blizniaka twojej gesi, bo wspomnienia mam podobne, od tej pory, jak se zaoszczedze, to z gesiny tylko fois gras
A i one sztucznie nadęte.
No juz dobrze, Wojtus, dobrze,,, przecie wiem….
Lece do dentysty, zostawiam Was samych na gospodarstwie, wroce pod wieczor, bo to centralny Londyn i nalezy zrobic inspekcje na Oxford Street.
Zachowujcie sie. Alicjo, Ciebie to tez dotyczy.
O?! A co ja takiego robię?!
Ja tylko po cichutku podczytuję prasę 🙁
Już dawno po rocznicy…
Arkadius
Podwójna zgoda zarówno co do walorów smakowych tych tłustych ptaków jak i przetrącania tłuszczu alkoholem. Tylko mocna i dobrze zmrożona czysta pomaga.
Pozdrawiam
Mioi Panowie – jest dość prosty chwyt dotyczący tłustego drobiu – otóż należy na spód brytwanny nalać 2 szklanki wody. Woda wygotuje się w trakcie pieczenia gęsi, ale para zrasza gęsinę. Potem już w naczyniu zostaje wytopiony smalec gęsi Podlewa się ptaka często tym, co w brytwannie. Po upieczeniu ptaszka zlewamy tłuszcz do innego naczynia, a napozostały w rondlu „nagar” zalewa się szklankę gotującej wody starannie rozprowadzając w tej wodzie sos. Doprawiamy jak trzeba, zagotowujemy, podprawiamy (albo i nie sos), ptaszka kroimy na porcje i już. Uwaga – ptak powinien być dobrze skruszały. Świeżo zabita gęś jest twarda, jak zelówka. Najlepiej potrzymać choćby 3 dni w zamrażalniku.
Z gesi najlepszy jest wytopiony w czasie pieczenia smalec, o ktorym juz byla mowa, a takze nadziewana gesia szyjka, o czym tez juz debatowalismy. Ges wychodzi najlepiej pieczona metoda niskotemperaturowa. W pierwszej godzinie – 100°C, ponakluwac skore, w drugiej – 150°, ponakluwac gesciej i obrocic, zebrac wytopiony tluszcz, w trzeciej – 175°, podlac podgrzanym bialym winem. W czwartej godzinie podniesc temperature do 200°, ges powinna lezec na brzuchu i nie byc wiecej obracana, podlac woda, polewac sosem wytworzonym w czasie pieczenia. Przez naklucie udek sprawdzic, czy gotowa.
Mozne owa ges polac rzed wsadzeniem odrobina goracej wody, to skorka sie zrobi bardziej chrupka.
Generalnie Pyra ma racje, swiezo zabite musi odwisiec albo skruszec w zamrazarce.
Mam znajomych ktorzy po zabiciu zajaca wieszali go za uszy w stodole. jak spadl, znaczy gotowy do pieczenia.
Pyro, informacje pod poprzednim wpisem. Pozdrawiam, Teresa
Izyku, Twoja czarna ges farbowana i ten tarnosolis ze spalonych brudnych pludrow, to jest nic w porownaniu z tym, cos narobil doszukujac sie aspergillusa na drozdzowym od Gospodarza 🙁 Nie wiem, czys zauwazyl, ale mamy szlaban na rok! Nie poczestuje i juz! Nie ma przebacz 🙁
Tss – cholera, coś jednak mało w skali kraju. Co to jest 45 tys. ludzi? Coś by trzeba zrobić, żeby się do świadomości przebić. Uprzejme gesty pannów Miecugowa i Passenta jednak nie wystarczą.
45tys?
Gdzies tam gesi odlecialy, gdzies tam zbieraja sie do drogi, a u nas porankiem nawalnica malych zielonych i krzykliwych papuzek. Niezly akompaniament do kawy pitej na pergoli – jesli pogoda pozwala. A ostatnio „cusik” cieplo sie robi. W miniona niedziele raptowny skok – az 32 stopnie – i mysmy pracowali w ogrodzie. Kompletni idioci!
A z gesi najbardziej udala mi sie robiona w prodizu. Doskonale podpieczona skorka, mieso kruche i wpros rozplywajace sie w ustach. A z dodatkow wlozonych w polowie pieczenia: winogrona, morele i brzoskwinie plus oczywiscie przyprawy typu sol, pieprz, majeranek i.. . czubryca. A do stolu podalam czerwone wytrawne wino na ginie-dzinie (chinskie – nigdy przedtem ani potem nie spotkalam w zadnym sklepie).
Sluchajcie – jak sie sieje rzodkiewke? To znaczy ile nasionek w rowku i czy gesto? Ot zagwostka.
POzdrawiam w duchu powyborczym
Echidna
Nirrod – tylu głosów doliczyła się łaczniew Partia Kobiet w 5-ciu okręgach wyborczych
Echidna
Dość gęsto, potem tylko poprzerywaj. Jest też metoda by rozsiewać „z garści” tak jak kiedyś siano zboże. Oczywiście na grządkę. To trochę ekscentryczny sposób ale mówiono mi że dorodne warzywa rosną.
Pozdrowienia
Nasiona rzodkiewki sieje się płytko w odstepach 2-3 cm.
Odstęp między rządkami 10-20 cm.
Można również siać dość rzadko „wstęgą” o szerokości 10 cm.
Echidna, rowki co 10-15cm, glebokosc siewu 1cm. Siac dosc rzadko, po wyrosnieciu na kilka cm przerwac, by odstep miedzy roslinkami wynosil ca 5cm. Przy dobrej pogodzie powinny wykielkowac po tygodniu i byc do jedzenia po 4 tygodniach. Zazdroszcze Ci wiosny. Ide zebrac moje rzodkiewki zanim zamarzna 🙁
Jak widzisz Echidno – są przynajmniej dwie szkoły……
Andrzeju Sz. – ależ ten Twój młody piękny, chociaż trochę krępy – chyba nie jest przekarmiony ? Lubi biegać?
Andrzeju, szkola prawie ta sama, o siewie szerokim nie wspominalam, bo Echidna pytala o rowki 😉 Moze chce miec grzadki pod sznurek?
Nemo,
Chodziło mi o szkołę Wojtka „dość gęsto” i moją „dość rzadko”.
Twój wpis pojawił się później.
Dość niedokładnie. Do tego nie wiadomo czy w Australli są centymetry czy cale że o sznurku już nie wspomnę.
Kilka lat temu na tutejszy rynek wprowadzono wynalazek:
Na taśmę z łatwo rozkładającego sie materiału naklejone są nasionka w pożądanych odstępach. Taśmę taką układa się na grzadce i przysypuje oraz podlewa. I już.
Są nawet „tapety nasienne”. Z podobnego materiału robi się coś o wyglądzie rolki tapety. Na niej poprzyklejane są odpowiednio nasiona różnych kwiatów. Taki klomb w rolce.
Czego to ludzie nie wymyślą…
Pyro,
Młody ma taką budowę. Przekarmiony nie jest choć apetyt ma. Do tego futro zimowe mu zaczyna rosnąć. Pomimo to można dopatrzyć się żeber:
http://130.238.96.26/gallery/view_photo.php?set_albumName=Cisza_Wyborcza&id=DSCN3193
Zresztą ja też krępy….
Andrzeju, te tasmy sie u mnie nie sprawdzily 🙁 Wyprobowalam z marchewka i niewiele wyroslo. Metody tradycyjne jesli nie sa lepsze, to przynajmniej tansze. A Wojtek jest romantyczny literat, wiec nieprecyzyjny 😉
Andrzeju
Piękny jest. A z jakim apetytem trawę z kwiatkami wcina. I to naturalnie wysianą a nie z rolki.
Ach Nemo
Tak pięknie napisałaś o mojej niedokładności i pewnym bałaganiarstwie, że aż ciepło w zmęczonym sercu poczułem. To najbardziej cenię u kobiet – pełną zrozumienia tolerancję. Dzięki
Wojtek – ale ileż czułości w tych naszych trzeźwych sądach. Wzrusz się troszkę.
Dzieki za porady – bom w tej materii „nowa”. W grzadkach robilam rowki bo cos mi gdzies dzwonilo. Nie pod sznurek bom az taka estetka nie jest. Ot po prostu – na oko, niby prosto. Centymetry mamy i cale tez, a nawet jardy – to zalezy od generacji jaka miara operuja.
Andrzeju Sz. – zwierzonek jest cudowny. A na zdjeciu z zagajnikem brzozowym prezentuje sie ulansko-romantycznie. Wizje jakichs „Lotnych” i „Brzezin” przelecialy przez glowe.
Pozdrawiam – romantycznie spiaca
Echidna
Wzruszam się Pyro. Co tam będę wzruszenia ukrywał. Milo mi z Wami i właśnie ciepło na sercu.
Pozdrawiam i do jutra – i ile klawiaturę wolną gdzieś na wsi odnajdę. Jutro siekierezada.
Witam w ten szary dzień. Wstyd się przyznać, ale gęsi nigdy nie piekłam i nie wiem, czy się zdecyduję po tych Waszych wspomnieniach i doświadczeniach.
Piękną opowieść o pieczeniu gęsi w glinie czytałam u Chmielewskiej – popłakałam się ze śmiechu. U mnie dzisiaj naleśniki z farszem mięsno – pieczarkowym. Smakowitego dnia życzę.
Alsa daj sobie spokój z całą gęsią ale jej części możesz zrobić świątecznie z powodzeniem. Weź tylko pod uwagę, że gęsina wymaga czasu/
Ruskim rosnie cisnienie i ciagnie od nich wichrem lodowatym, ze nawet w rekawiczkach zimno. W mojej mlodosci mawiano, ze jak wieje wiatr ze wschodu, to nalezy wiac razem z nim, ale gdzie ja, nieboga, mam wiac? No, moze do Kanady, tam podobno cieplej. Moj przyjaciel w San Diego juz ma za cieplo 🙁 Gore w Kalifornii.
Zebralam rzodkiewke, bardzo mloda i apetyczna. Fasolka indianska zdazyla jeno pieknie fioletowo zakwitnac i padla chlodem zwarzona. Mam garsc malutkich ogoreczkow, poslac w korniszony?
Wreszcie mi palce odtajaly, a jak czytam komplementy od Wojtka, to mi az goraco 😉
A te kawałki to jak? Podobnie, jak całą, tylko bez jabłek w środku?
Pewnie, że tak samo, tyle, że trzeba najpierw osmażyć na tłuszczu, potem dusić z przyprawami ( sól, pieprz, cebula, majeranek) Kiedy będzie dochodzić w sosie udusić jabłka
Alsa – jeszcze jedno mi się przypomniało. Drób lubi owoce. Możesz skrapiać np sokiem pomarańczowym albo podlewać lekkim białym winem.
Wielkie dzięki, Pyro.
I jeszcze za jedno – zgodnie z zaleceniem, zmieliłam ogonki suszonych prawdziwków(ależ się kurzyło!). Sprawdza sie doskonale. 🙂
Alsa, juz w slynnej Ecole de Salerne zadekretowali, ze ges chce byc pojona; zywa chce wody; martwa chce wina, wykopalem dwa przepisy z okolic Tuluzy, ktore ida w te strone, oczywiscie ges w kawalkach, jesli sie piszesz, to zapodam
Sławku, jeśli bez tłumaczenia, to nie, bo nie znam francuskiego. Ale dzięki wielkie za życzliwość.
Also,
a spróbuj tak:
Pierś pijanej gęsi
1 kg piersi gęsi, 1 łyżka majeranku, łyżeczka szałwii, ćwierć łyżeczki tymianku, 3 ząbki czosnku, 4 soczyste twarde jabłka, kieliszek wódki, cukier, sól, smalec, masło
Piersi gęsie włożyć do lodowatej mocno osolonej wody i trzymać tam 3 godziny. Wyjąć, osączyć, natrzeć majerankiem, szałwią, tymiankiem i czosnkiem roztartym w soli. Owinąć w folię i ułożyć na noc w lodówce. Po tym czasie włożuć do brytfanny wysmarowanej smalcem. Piec w piekarniku w 170 st. C przez trzy kwadranse polewając sosem spod gęsi. Utrzeć pół łyżeczki cukru z łyżką masła dodając majeranek. Tym farszem napełnić pozbawione gniazd nasiennych jabłka. Ułożyć wokół piersi i piec kolejne trzy kwadranse. Pod koniec pieczenia skropić gęsinę wódką. Podawać z ułożonymi jabłkami lub przetartymi przez sito w postaci sosu.
Ges idzie z kwasnymi jablkami w srodku, a na dodatek czerwona kapusta. Piecze sie na rack – podstawce stojacej w misce z woda, zeby para zwilzala ptaszka. Skora ponakluwana, zeby nie elsplodowala tluszczem w piecyku. Przed pieczeniem naciera sie wodka z curkrem i skorka wychodzi bardzo ladnie. Prosta robota, a jedzenia dosc na 4 osoby z okladem. Miesko swietne, tylko babraniny z dzieleniem masa. Kazde czerwone wytrawne jest dobre.
Cały dzień dziś na blogu pachniało świąteczną gęsią, ja na koniec dnia chcę zejść z górnych regionów kulinarnych do poziomu izby czeladnej. Mam do wyboru na jutrzejszy obiad albo racuszki drożdżowe z jabłkami albo placuszki serowe (na twarogu). Składniki są i na jedno i na drugie. Ogłaszam referendum : co jutro smażyć do obiadu?
E tam, pierś gęsi upije się kieliszkiem wódki… słyszane rzeczy?!
Pierś pijanej gęsi? Dla samej nazwy warto spróbować. Dziękuję za sugestie.
Pyro, placuszki serowe, ale najpierw podaj przepis. Mam dość mięsa na jakiś czas, może właśnie one się do mnie „uśmiechną”?
Pyro !!
Le-ni-we! Le-ni-we! Le-ni-we!
Z przyrumienioną bułeczką , masłem i cukrem.
mniam mniam
U mnie były wczoraj. Oj lubie ci, ja, je 🙂
Niech gęś się schowa. Może tak tylko na dwa miesiące. U mnie gęś to ptak świąteczny. Bożonarodzeniowy. Pieczony.
Pyro,
a co to jest placuszki serowe (na twarogu)?
Właśnie mi pożarło wpis . Za nic nie mogłam wysłać. Ciasto na placuszki robię jak na leniwe tylko daję więcej sera i białka ubijam na sztywna pianę. Placuszki panieruję w sezamie, orzechach, albo bułce i słoneczniku – co tam mam i jak chce je podać : na słono z kwaśną śmietaną, czy ze słodkim sosem typu żółtko z cukrem na kogel – mogel i dalej ubijać z kwaśną śmietaną. Taka odmiana znanej potrawy
Nie mogę wysłać tekstu. Nie wiem co jest
dla Alsy i nie tylko, przetlumaczylem ten krotszy
Pierwszy, prostszy :
Oyonnade Languedocienne
1kg gesi w kawalkach
150g chudego, pol- slonego boczku
150g cebuli
lyzka maki
3 lyzki lepszego bimbru
butelka mocnego, czerwonego wina
20cl wywaru z drobiu
3 glowki czosnku
galazka tymianku
lisc laurowy
10cl smietany
sol, pieprz
w rondlu na srednim ogniu obsmazyc kawalki gesi ze wszystkich stron, bez tluszczu, jej wlasny wystarczy, odlozyc na bok , niech czeka, w rondlu, na lagodnym ogniu smazyc drobno pokrojony boczek i takaz cebule, 7-8 min, przypudrowac maka, zalac bimbrem, winem i bulionem, wymieszac, wlozyc kawalki gesie, czosnek, tymianek, lisc laurowy, sol, pieprz, przykryc i niech se pyrczy min. 1,5h, po zmacaniu, ze juz dobre, wyjac, ulozyc na polmisku, wyrzucic tymianek i lisc l. Wymieszac smietane z powstalym sosem, polac nim mieso na polmisku i zjesc
O, przeszło ciasto, jak na leniwe tylko sera znacznie więcej i białka na sztywną pianę. Panierować jak tam fantazja podpowiada : w sezamie, orzechach, bułce, słoneczniku. Smażyć. Jeść gorące z kwaśną śmietaną albo ze śmietaną ubitą z ukręconym na kogel mogel żółtkiem. Czyli wtedy na słodko.
Pyro, nigdy nie rogiłam „leniwych” w formie placków, może być fajne.
Leniwe zawsze podawałam polane bułką z masłem – mówisz, antek, że na to jeszcze cukier? Czego to się człowiek nie dowie z tego internetu…
nemo!
Wczorajsze nocne zajęcia z drobiem spowodowały że nie dokonałem wpisu
o nowym pokojowym nobliście.
Myslę że zaiteresowanie tym co czynią inni jest w tej rodzinie dziedziczne.
On ciekawi się emisją gazów, jego protoplaści ciekawili się życiem prostego człowieka. Laaata temu w naszej telewizji był cykl krótkich filmów opatrzonych tytułem „Opowieści niesamowite” ???
Bohaterem jednego z nich był niejaki Pogorzelski, rzecz się działa chyba w XVII wiecznej Polsce. I wtedy to już wszystko co ten biedny Pogorzelski było komentowane tekstami typu :
Pan tu panie Pogorzelski wino pijesz, a ja Gore!!
Pan tu panie Pogorzelski dziewki za kolana obłapujesz, a ja Gore!!
nawet jak zmarł to usłyszał : Pan tu panie Pogorzelski spoczywasz
w pokoju a ja Gore!. Wszedzie słyszałem duże G!!!! Słowo!
Czepliwy to ród, ci Gore.
Co mi się wydaje , czy słyszę: Pan tu panie antek swoje dyrdymały nemo opowiadasz, a ja Gore!
Ooooooooooooooee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Alsa ,ja leniwe zawsze z cukrem.
Herbata bez, a leniwe z.
Pyro,
Obydwa vorschlagi to wspaniałości. Jedno lepsze od drugiego. Szkoda tylko ze to dopiero środa. Byłby weekend rzekłbym: przyjeżdżam, rób obydwa.
A tak, to pierwsze lepsze.
Smacznego
Slawek!!
trzy glowki czosnku??? na kilo gesi….
A jaki np. wino??
Bimber jakis mam , wiec o marke nie pytam. 🙂
Do gęsi wspaniałe jest gigondas z doliny Rodanu.
Arkadius – nie ma sprawy. Powiedz, na który weekend przyjedziesz i już Kropka. Możemy smażyć
Pan tu, panie antku, film z 1967 roku wspominasz, a ja Gore trospektywnie biorac, tez pamietam! Wczesnie ten rod za kampanie prezydencka sie bral, ale US-narodu jakos do siebie nie zapalil 🙁 a szkoda.
Prawda, prawda, że jeszcze pewnie ze dwa lata póxniej ludzie mówili do siebie tekstem „A ja gorę!” tak, jak w parę lat później „Kocham pana, panie Sułku!”. Ileż razy mój biedny szef musiał tego wysłuchać…?
Sławek, toż to ta Twoja, a nie Panapiotrowa gęś, powinna nazywać się pijana!
A to gigondas z doliny Rodanu, to do picia czy, o zgrozo! gotowania?
Czterdziesci lat minelo jak jeden dzien…….
1967 rok…
Wtedy lecieli w TV Czterej pancerni.
Po raz pierwszy oczywiscie.
A Goretexem to trzeba przyznac ze im sie udalo!
Ps.
onet podal njus z ostatniej chwil:
Wklejam :
„”””Zulu Gula otworzy pierwsze posiedzenie Sejmu
Tadeusz Ross, satyryk znany jako Zulu Gula, obecnie radny Warszawy otworzy pierwsze posiedzenie Sejmu – informuje „Metro”.
Posiedzenie Sejmu otwiera marszałek senior – wcześniej był nim Józef Zych. Jednak stracił on tę honorową funkcję, bowiem parlamentarzystą został starszy od niego o 9 dni Tadeusz Ross.
– Bardzo mnie to cieszy, ale szczerze mówiąc byłem na to przygotowany – mówi Ross w rozmowie z „Metrem”. Tadeusz Ross 14 marca skończył 69 lat. 5 listopada uroczyście zainauguruje prace Sejmu VI kadencji.”””””
Teraz w Sejmie beda „Rosss-mowki” Co to tak syczy ??
bedzie sssssyczec
A teraz? Przestalo!
giRondas. Do picia 🙂
Antku, Also, czosnek,, tak jak stoi, ja tylko na nasze przerobilem, wino, oczywiscie do gotowania, ja lalbym jakies Corbier, tudziez inne z doliny Rodanu, Gigondasa, zal by bylo, do kieliszkow owszem, ew. cos z Korsyki, tez do kieliszkow
Gigondas tez z D. Rodanu, ale z wyzszej polki
O. Korsykę piłam u Arkadiusa. Z kieliszków, krzywych.
i jak bylo? pewien jestem, ze tyle slonca, to i w krzywym smakuje
slawku,
to z Korsyki to za szkoda do gasiora.
do szklaneczki
nemo,
przestalo
Pyro, dam znac
a teraz ide spac.
Alicjo,
pamietasz?
Ba! Oczywiście że było słońce, nieważne, że krzywy kielich od J.P. Chenet 🙂
A tak w ogóle, to pogodę mieliśmy w Berlinie na zamówienie. Gospodarze zamówili 🙂
co racja to racja
Alicjo,
p. J. Jak kicha i psika to piersią przytulić.
byle nie z gęsiny.
Starałam się *serdecznie*. Arkadiusu! Powoli dochodzi do się. Już nawet tak nie chrapie, pardone moi 🙂
A to tez pamietacie……
Misiek,cesz cukerka??
gaska Slawka juz zarchiwizowana…..czeba sprobowac, te czyy glowki czosnku i flaszka wina. I te kilo gesi oczywiscie. Czeba sprobowac…..
To musi smakowac!!!
Antku, tego z Misiem nie znam 🙁 Slawkowym przepisom mozesz zaufac, czosnek wcale nie bedzie dominowal. Tez mam ochote to zrobic, jak beda goscie. Za tydzien w piatek zjada goscie z Niemiec wracajacy z Malty do domu. Dzis wieczorem dokonalam nie lada wyczynu logistycznego, by doprowadzic do spotkania naszych niemieckich przyjaciol (prawie sasiadow Panalulkowego syna) z siostra mojego szwagra mieszkajaca na Sycylii. Skomplikowane troche, ale nie bardzo 🙂 Przyjaciele zatrzymali sie na 2 dni na campingu nad morzem, ale mieli wylaczona komorke (prepaid, a mamusia za czesto dzwoni), a kuzynka miala im przekazac oliwe dzis tloczona, dla nas i dla nich. Kuzynka juz byla w drodze z olejarni w poblizu Katanii, oni – w poblizu Taorminy. Dla utrudnienia: oni mowia po niemiecku i angielsku, kuzynka – po wlosku i polsku. Telefon do wlasciciela campingu (nasz stary znajomy), on przywoluje Niemcow, ja im daje opis kuzynki (atrakcyjna blondynka, biale alfa romeo), po pol godzinie sprawa zalatwiona. Uff…
Misiek,cesz cukerka?? to jest z Kabareciku Olgi Lipińskiej
Misiek to byl Janusz Rewinski – prezes kabaretu, a z takim tekstem latala do niego spoufalajaca sie kabarecikowa artystka
Nemo popatrz, popatrzcie wszyscy na Miska –
http://www.youtube.com/watch?v=HZF_ELt86lE
A teraz razem zaspiewamy:
http://antyradio.wojewodzki.patrz.pl/
Na święty Marcin gęsi tuczone dobrze smakują, gdy upieczone.
Gdy Marcinowa gęś po wodzie, będzie Boże Narodzenia po lodzie.
Na świętego Marcina najlepsza gęsina.
Na Marcina, gęś do komina.
albo Wyszedl jak Sultan na gesiach.
Polacy nie gesi,iz swoj jezyk maja.No i pokazali jezyk wladzy.
W 390 r. p.n.e. Rzym przed całkowitym zajęciem przez Gallów uratowały podobno gęsi ze Wzgórza Kapitolińskiego.
To bylo copy and paste.
Brawo, Alex 🙂
Antku, o matko, salatko, zem zbaraniala ze zgrozy 🙂 Misiek bardzo sympatyczny, ja pamietam Tureckiego (na kasetach), a potem, to juz nic 🙁
Jestem jeszcze winien wyjasnienie co do wczorajszego drobiu.
To nie moj niestety. Kury i kaczki mojego brata, indyki sa swietokrzyskie- bylismy u nich w trakcie urlopu.
Moj brat, czlowiek miastowy, po smierci zony, wynajal swoj dom a sam wyemigrowal rok temu na wies. Te kury, kaczki i perliczki to tegoroczny przychowek. Jest ich w sumie kolo setki. Ma co przy nich robic. Pracowac juz nie pracuje, czlowiek wysokocisnieniowy, na rencie.
Zyje sobie tam tak jak lubi, w zgodzie z soba i natura.
Nasza ziemia jest zaraz niedaleczko – kury juz po niej chodzily, ale od kiedy staly sie latwym lupem dla jastrzebi, ograniczyl im brutalnie terytorium.
Zielononozki potrafia odejsc od domu na odleglosc kilometra!!! I wroca.
Te jako mlode wyprawialy sie na jakies 500 metrow.
Dla kupujacych jajka zielononozek!!!
Te jajka sa w barwie od mleczno biale – do lekko kremowe. Nigdy ciemniejsze!!!
Wielkosc jest rozna , zalezna od wieku kury.
W ktoryms z ostatnich swoich gotujacych programow, Maklowicz zachwalal jajka zielononozek pokazujac lezace w misce jajka koloru jasno brazowego- takiego jak jajka fermowe.
W telewizorze nie wygladaly mi na jajka zielononozek!!!!!
Antku, wbiles mnie klin z tymi czosnkami, co jezyk, to nieprecyzja, po tutejszemu, glowka, czy zabek, tego, jak mu tam czosnku, to jeden grzyb, interpretacja przypada czytaczowi, zrob z tym co Ci sumienie podpowie, na ludzki rozum, chcialoby sie obstawic zabek, ale Oni na poludniu tyle tego mloca, ze i glowka mnie nie dziwi, bede sie doksztalcal,
winko z Korsyki, bezwzglednie w szklo, chocby krzywe,
wiecie, co znaczy okielznac ges? w przenosni:
wcisnac komus co sie chce, a ten ktosik w to uwierzy,
a serio wlozyc gesi pioro w nozdrza, prostopadle do dziobu, zeby nie przelazila przez zywoplot, glupia mysli, ze sie nie zmiesci
A cicho tam!
„Na Kapitolu, wzgórzu wspaniałym,
gęgały gęsi, gdy straże spały.
Drób gród ocalił swoim gęganiem (…)”
i więcej nie pamiętam, bo to wierszyk z dzieciństwa 🙁
Une w Kabarecie O. L. mowily: ” Myszek, chcesz cukerka?” A chyba lizaly lizaki-kojaki. I kiedy on chcial – a chcial zawsze – to opowiadaly: „To se go wez” przy akompaniamencie glupiego rechotu.
A z Pogorzelskim to chyba bylo tak: ” Pan tu Panie Pogorzelciu figle-migle wyprawiasz, a ja gore”.
A pamietacie „Duch’a z Canterville” (rez. Ewy Petelskiej) z poznych lat 60-tych?. Jak Czeslaw Wollejko, jako umeczony duch, z rozpacza w glosie i rozpacza na twarzy, bo nikt sie go nie boi, zawyl – Uuuuuu – bolesnie?
No to wracam do pracy
Echidna
Nareszcie mozna sie wyspac !!!
Pod wlasna pierzyna. Spalem jak zabity. Dzisiaj po podrozy czas na rozpakowanie do konca samochodu i jesli nie bedzie mocno padalo, do ogrodu. Poniewaz w domu nie bylo chleba, na raniotkie sniadanie piekielna mieszanka wzmacniajaca.
Platki owsiane z owocami
Orzechy wloskie
Mak czarny
Cynamon mielony
Rodzynki
Powidla z mirabelek wlasnej roboty
Calosc dobrze wymieszac w salaterce a potam zajadac lyzka. Doskonale na przebudzenie sie przed startem do dalszych czynnosci i od nowa ukladania roznych rzecza jako, ze przybylo mnostwo drobiazgow
Oczywiscie przygotowanie w ciagu dnia odpowiedzi na rozne listy ktore wyladowaly w poczcie
Wszedzie dobrze ale w domu najlepiej
Pan Lulek
te ploteczki sa super ale ja proponuje do tej gesiny i kaczki nalewac na dno rondla esencje z czarnej herbaty …..