Zgadnij co gotujemy? (54)
W miniony piątek sporo emocji wzbudziła dyskusja o potrawach, którymi karmiły nas mamy a zwłaszcza babcie. Te zapamiętane z dzieciństwa smaki zawsze wprawiają nas w dobry nastrój i zachęcają do tego, by je odtworzyć. A to jest wielce trudne. Czy wręcz niemożliwe. Czas dzieciństwa bowiem minął bezpowrotnie i możemy tylko o nim opowiadać: pamiętasz babcine pyzy, albo zwykłą gotowaną kurę w potrawce. Teraz nie ma takich kur, a o pyzach nikt nawet nie mówi… Ta dyskusja podsunęła mi pomysł na dzisiejszy quiz. A nagrodą będzie – to oczywiste jak mawia pewien polityk – książka Barbary Adamczewskiej i Beaty Meller „W kuchni babci i wnuczki” wydana przez Nowy Świat. A oto pytania:
1. Czy wiesz co to jest kulesza?
2. Zupa nic to jest coś ale skąd ta nazwa?
3. Czy mrowisko można zjeść i jak to wygląda?
Nie powinny te pytania sprawić specjalnego kłopotu. Czekam więc na odpowiedzi by przekazać listonoszowi książkę dedykacją autorki i autografami nas obydwojga. A przepisy tam opublikowane są w użyciu w naszych rodzinach i przyjaciół od ponad 150 lat. I to z dobrym skutkiem. Przypominam więc adres: internet@polityka.com.pl
Komentarze
Dzień dobry Gospodarzowi i Gościom .
Nie wiem co prawda, czy ten dzień będzie dobry, bo wczorajszy okazał się fatalny dla wielu ludzi. Pogoda nam się zbiesiła. Zostawiam inicjatywę odpowiedzi na konkurs młodszym od siebie, boć i tak mam wyrzuty z pozbieranych do tej pory książek – nagród. Niech trafią i na inne półki. Panie Piotrze, do Wydawnictwa napoisałam sygnalny liścik, czekam na odzew.
Zginął mi gdzieś Miś 2 i martwię się, bo chciałam położyć go na nocleg z Panem Lulkiem, a tu Misia niet. Po rozmaitych przymiarkach domeczkowych, wyszło mi, że w domku czynnym już od piątku zamieszka w małej sypialni Lulek z Misiem, w dużej – Pyry z Rybą. W drugim domku Adamczewscy z Wojtusiami, trzeci domek zajmie Sławek z towaryzstwem, a w czwartym Alicja i druga sypialnia na razie wolna. W każdym domku mamy ponadto trzy miejsca rezerwy dla niespodziewanych gości, albo spóźnialskich, albo przygarniętych.
Wcale się nie dziwię, że Dziadek puszył się wnuczki zdolnościami do pokonywania „przeszkód wodnych”. Jestem jednakże przerażona na myśl, że wczorajsza burza mogła spotkac takich młodziuteńkich surferów na wodzie. Taki już jednak los Babć i Dziadków, żeby martwić się o przychówek.
Droga Pyro,
Dzięki za szybką reakcję. Cieszę się z nadchodzącego spotkania. My przyjedziemy na nie prosto z Pescary (Abruzze). Nawet nie wiem czy zawadzimy o Warszawę. A więc wrzesień zapowiada się dla nas nad wyraz atrakcyjnie.
A teraz czekam niecierpliwie na sygnał od Heleny. Może jej przyjaciółka, jesli zagląda do naszego blogu, da nam sygnał.
Dzień dobry
Połowa urlopu za mną. Dużo mam czasu dla siebie, tym bardziej że odłączyłem piekielne telewizory i w końcu odrabiam zaległości czytelnicze. No ale nie o tym chciałem napisać tylko o wczorajszym gotowaniu. Mielonym z łopatki wypełniłem cukinię i upiekłem klopsa. Cukinię, niewielką – akurat na cztery porządne porcje, wydrążyłem w środku i nafaszerowałem mięsem wymieszanym z podgotowanym ryżem. Wcześniej doprawiłem mięso turecką przyprawą do kebabów od znajomego Turka, zeszkloną na patelni cebulą i czosnkiem. Tak przygotowane warzywo obłożyłem plastrami surowego, wędzonego boczku i zawinąłem w aluminiową folię zostawiając na górze szparę by się swobodnie przypiekało i włożyłem do rozgrzanego piekarnika. Gdy cukinia zmiękła a boczek się przypiekł obłożyłem potrawę pomidorami i kolorową papryką a pod koniec zalałem śmietaną. Wyszło super – co miało być upieczone upiekło się elegancko, warzywa też w sam raz no i sosik pyszny do tego. Zjadłem ćwiartkę cukiniii byłem pełen. Resztę wykończyła Wojtkowa z córcią. Nawet się nie spodziewałem, że na tyle je stać.
Równolegle robiłem klopsa. Rynienkę wyłożyłem cienkimi plstrami
Dzień dobry
Połowa urlopu za mną. Dużo mam czasu dla siebie, tym bardziej że odłączyłem piekielne telewizory i w końcu odrabiam zaległości czytelnicze. No ale nie o tym chciałem napisać tylko o wczorajszym gotowaniu. Mielonym z łopatki wypełniłem cukinię i upiekłem klopsa. Cukinię, niewielką – akurat na cztery porządne porcje, wydrążyłem w środku i nafaszerowałem mięsem wymieszanym z podgotowanym ryżem. Wcześniej doprawiłem mięso turecką przyprawą do kebabów od znajomego Turka, zeszkloną na patelni cebulą i czosnkiem. Tak przygotowane warzywo obłożyłem plastrami surowego, wędzonego boczku i zawinąłem w aluminiową folię zostawiając na górze szparę by się swobodnie przypiekało i włożyłem do rozgrzanego piekarnika. Gdy cukinia zmiękła a boczek się przypiekł obłożyłem potrawę pomidorami i kolorową papryką a pod koniec zalałem śmietaną. Wyszło super – co miało być upieczone upiekło się elegancko, warzywa też w sam raz no i sosik pyszny do tego. Zjadłem ćwiartkę cukiniii byłem pełen. Resztę wykończyła Wojtkowa z córcią. Nawet się nie spodziewałem, że na tyle je stać.
Równolegle przygotowywałem klopsa. Rynienkę wyłożyłem cienkimi plastrami słoniny. Na to warstwa mięsa, też z cebulą, czosnkiem i odrobiną namoczonej w mleku suchej bułki. Do tego jaja na twardo, trochę oliwek, kiszony pocięty w słupki, troszkę ostrej papryki. Przykryłem to resztą mięsa, uformowałem zgrabnie i obłożyłem z góry słoniną jak pierzynką. Gdy się przypiekł i zbrązowiał wychłodziłem. Degustacja będzie dziś bo wczoraj, po cukinii nie mieliśmy już siły. I tyle u mnie.
Pozdrawiam i czekam na jakieś informacje o Helence
Przepraszam, że dwa razy korespondencję o klopsie i cukinii wysłałem ale piszę nie na swoim komputerze – korzystam z uprzejmości przyjaciół.
Jeszcze raz miłego dnia
Kurdybanek! A ja tu wyglądam niecierpliwie deszczu!!! Ziemia na ogródku popękana i mogę spokojnie w szczeliny włożyć dłoń – to znaczy, że jest bardzo sucho, Sycylia maleńka taka. Podlewam, co trzeba, wielkich strat nie ma, ale juz widać, jak rośliny baaaaardzo spragnione.
Co do sygnałów od Heleny to wydaje mi się, że trzeba będzie poczekać na Renatę, która, z tego co pamietam, przyjedzie mniej więcej o czasie, kiedy Helena wróci ze szpitala. Znając Helenę, pewnie sama się rzuci na klawiaturę, jak tylko będzie w zasięgu 🙂
O, a wszystkie odpowiedzi znam! Ino już teraz nic nie mówię, bo chociaż nie mam tej książki, wstyd mi za zeszłotygodniowe wyrwanie się przed szereg. I będę książkę musiała targać z Kanady do Wrocławskiej Alicji – będzie to nagroda z przygodami i podróżami dookoła świata! Nic nie szkodzi, Wrocławska Alicja od zawsze zaopatruje mnie w książki, należy Jej się z nawiązką.
Dopiero co przegląd prasy i zrozumiałam, o czym Pyra napisała z tym wczorajszym niedobrym dniem.
To tak bez ostrzeżenia, 12 w skali Beauforta?! A i nad Warszawą jakieś dziwne wyładowania atmosferyczne, oglądałam właśnie zdjęcia w GW.
A u mnie „niebo skąpi suchej ziemi kropli deszczu….”
Ja tam się nie znam, Pyro, ale Pan Lulek już się do Ciebie przytulał przez pierzynę, a Ty go chcesz położyć z Misiem 🙂
Zarty żartami, powiem Wam, że skoro tak, to wrzesień nie ma wyjścia i pogodę na Zjazd będziemy mieli cudną. Zabieram szmatę do pływania, bo o ile mnie pamięć nie myli, jakaś woda w pobliżu jest?
„W kuchni babci i wnuczki” Barbary Adamczewskiej i Beaty Meller wydana przez Nowy Świat zmieniła właściciela. Został nim Pan Andrzej C., który pierwszy przysłał trzy prawidłowe odpowiedzi. A brzmią one tak: kulesza to babka z maki kukurydzianej czyli z mamałygi; zupa nic jest z mleka,cukru, jajek i wanilii a jej nazwa pochodzi od słowa „nice” czyli bezy; mrowisko to suwalskie faworki (w kształcie kopca) polane miodem i posypane makiem. A więc koniec dzisiejszej zabawy. Miłej lektury i pozytku z książki Panie Andrzeju. Mogę dodać, że przepisy z tej książki udają się nadzwyczajnie. A szkic polskiej kuchni dziewiętnastowiecznej jest bardzo ciekawy i kompetetny. Napisały go bowiem świetne znawczynie tematu.
Kolejna zabawa – za tydzień.
Panie Piotrze!
Dziękuję!Cieszę się podwójnie;druga wygrana,a i książka ta sama! 😀
ha ha!
To andrzej.jerzy wpuścił się w taki kanał, jak ja tydzień temu 🙂
Znaczy się, nie pierwszam i nie ostatniam 🙂
andrzeju.jerzy – patrz, o co grasz 🙂
No to ma Pan prezent dla zaprzyjaźnionego Andrzeja. Dedykacja bowiem jest właśnie z tym imieniem. Ważne aby książka trafiła w dobre ręce i nie leżała bezużytecznie na półce.
Dziekuję!Moje dziecko coprawda nie ma na imię Andrzej ale już poprzednią „Kuchnię babci…..” chciała mi buchnąć.Niech ma! 🙂
PS.
A przepisy są stosowane!
Wyglada na to, ze Pyra nie wziela pod uwage zalecen MEN i jednak uklada mnie z chlopem. Niech tam bedzei, tym bardziej, ze pierzyna bedze i tak po Zjezdzie do wykorzystania. Dzisiaj byla gosposia i powiedziala mi, ze u nas pierzyna nazywa sie Tuchen. Ma jedna na strychu ale nie oddalaby jej za zadne skarby. Taka do niej przywiazana. Dostala ja kiedy we wianie, troche uzywala ale przeszla na inne bardziej nowoczesne systemy spania.
Przyniosla drozdzowe ciasto ze sliwkami i znana skadinad informacje, ze milosc zaczyna sie od zoladka.
Pogoda jak drut a we wrzesniu bedzie jeszcze ladniej.
Optymista jak zwykle
Pan Lulek
Alicjo, Alicjo !
Chyba sie nie pomylilem, ze Ty mieszkasz na Sycylii. Jesli tak, to moze w Taorminie. Jesli gdzie indziej, to napisz, czy chciala bys wpasc do Taorminy odwiedzic moich przyjaciol. Troche stracilem z nimi kontakt i wypadaloby go odswiezyc. Znajdziesz ich bez trudu a ja dam Ci namiary.
W domu mam kilka kamieni z Etny. Jeden z nich przeslany byl poczta. Kamienie wulkaniczne bardzo pobudzaja wzrost i kwitnienie roslim
Jak zwykle ogrodnik
Pan Lulek
Oj Panie Lulku roztargniony. Toż ta Alicja mieszka w Kanadzie, w Kigston. A pisząc Sycylia miała na myśli upał i suszę. Chyba da Panu wciry w Kórniku, bo też przyjeżdża z silna ekipą.
No, no fajnie sie zapowiada Zjazd – Pan Lulek domaga sie pierzyny jednoczesnie mamiac likierami, Alicja odgraza sie iz przyjada Silna Grupa pod Wezwaniem, Gospodarz zapowiada wciry (i to nie w swoim imieniu – a to podzegacz-niecnota) i jedynie Pyra czuwa nad caloscia coby kazdemu dogodzic.
A ja sie nieprzyzwoicie objadlam bobem. I co z tego ze ponoc ma duzo fosforu jak obzarstwo zostalo ukarane. Wegla! Albo goracej herbaty prosze!
Pozdrowiatka od obzartego zwierzatka
Echidna
Alicja,
jesli regularnie podlewasz, to dlaczego myslisz, ze rosliny sa spragnione ?
Jesteście przemili wszyscy razem i każde z osobna. Pan Lulek – nie martw nic. Miś 2 położy między Wami słomkę i już będzie obyczajnie (za mojej odległej młodościu tak się mówiło, jeżeli dzieliło się namiot, siano w stodole itp z płcią inną, niż własna). Z mojego mielonego zrobiłam kotlety mielone i resztę jednak też usmażę w tej postaci, bo Ani b.smakowało i mówi, że chętnie za parę dni powtórzy. Żal mi, bo opis Wojtka był smakowity ogromnie, ale cóż – dziecko raczej nie lubi mięsa i jak jej juz coś zasmakowało, to niech ma.
Pyro Droga
Jak trzeba przywiozę swoje łóżko z deską pośrodku.
Jestem grzeczny chłopczyk i Panu Lulkowi nic nie grozi . No chyba ,że wiśniówki nam zaszkodzi . Częstowałem ostatnio znajomych i mówią , że bardzo dobra. O chrzanie pamiętam.
No i jak zwykle – zaczęło sie od kuchni, a skończyło w pościeli, czy raczej pod pierzyną. Rozpusta! Ruja i porubstwo (nie ma tego u Doroszewskiego, a mnie się zdaje, że wbrew mojej logice, przez *u* zwykłe, oświećcie, jakby co)!
Jacobsky,
u Ciebie taka sama susza, wszak to rzut kuflem ode mnie. Podlewam pomidory i kwiatki w doniczkach, a co do reszty, tej trawnikowej i leśnej, niech sobie sama radzi – albo odżyje, albo… Ja nie myślę, że są spragnione, ja to widzę, one po prostu padają. Niech sobie Natura z tym radzi.
Pyro,
a nie dogadzasz Ty za bardzo dziecięciu? Ja bym tam rzuciła mielone w cukinię chociaż raz… jak nie spróbuje, to nie wie, co ją minęło!
Moja Mama nadziewała też kabaczki i papryki takim farszem, jak sie nadziewało gołąbki z ryżem : w skrócie, przesmażone z cebulą mielone mięso, czosnek, pieprz, sól i co tam komu się z przypraw usmiecha, wymieszać z niewielka ilością podgotowanego prawie jak pasta dentystyczna (copyright Andrzej Szyszkiewicz
), ale nie do końca, bo to ładujemy w cukinię-ogórki-papryki-kabaczki i jeszcze zapiekamy, żeby warzywo zmiękło, więc ryż dojdzie po drodze.
Tu mi do głowy przyszła wersja z kaszą gryczaną i grzybami zamiast mięsa….
Z Wami nie należy sie zadawać, bo zawsze jakieś wariacje na temat. Dobrze, że zjadłam kromuchę. Najgorzej, jak człowiek świtem bladym w środku nocy wyczytuje komentarze, co to już zjedli, ugotowali, i co jeszcze planują. Litości!
Alicja,
noce sa dosc chlodne i rankiem wszystko pokrywa obfita rosa, ktora ma szanse nagromadzic sie przez noc. To moga przetrwac florze trawnikowej i lesniej, choc moze nie wystarczyc dla pomidorow.
Rosa to chyba w domyśle, Jacobsky, bo tak w książkach pisali, że ma być – a ja wyszłam dzisiaj o piątej rano, bo zostawiłam ręcznik na sznurku do wieszania bielizny , myślałam, że za chwilę coś lunie – no więc biegnę ci ja boso….
Zadnej rosy! Mimo paru chłodnych nocy ostatnio. I mimo jeziorka zaraz tuż-tuż.
Alicja,
widac idzie na deszcz….
Dobry wieczór
Klops wyszedł, pomidorówka na świeżych pomidorach również – ale nie o nim tym chciałem napisać tylko o pogodzie i ziemiance. Zdaje mi się, że burze, które kataklizm na Mazurach wywołały zbliżają się do zachodniej granicy. Duszno, chmury wysokie, jakby z bitej śmietany szalony cukiernik góry na błękitnym niebie postawił na pomarańczowo podświetlone. No i kręci w kościach. Kilka tygodni temu wyczytałem w „Polityce” duży artykuł o zmianach klimatycznych. Przyznam,że coś w tym jest. Zaczepiają mnie tutejsi seniorzy i pytają:”Panie Wojtku, co się dzieje? Nigdy takich wiatrów tu nie było.” W GW pani profesor od klimatu sugerowała, że będzie jeszcze gorzej. Nawet polecała kopanie ziemianek za domami na wypadek trąb powietrznych. Pomysł mi się podoba. Ziemianka na łące ma w sobie coś z partyzantki i nie wykluczam, że wkrótce przystąpię do budowy. Moj Boże- ziemianka, łączniczki, bimber, nocne chodzenie na akcje – to pociągające klimaty znane z narodowej literatury. A teraz radzą kopać schrony i ziemianki z powodu wiatrów. Ziemianka z aneksem kuchennym i węzłem sanitarnym (np sauna) mogłaby pełnić rolę np garsoniery w ciężkie burzowe noce. Ściany obwieszone wędzonymi szynkami, ogień z piecyka rozświetlający wnętrze a wiatr tłucze klapą w suficie, chce ją wyrwać i nie może. Już widzę rozbitków- mężczyznę i kobietę po przejściach- których trąba powietrzna porzuciła gdzieś obok takiej opuszczonej ziemianki. I miłość budząca się między nimi na przekór żywiołowi. Samotni, w porwanych przez trąbę ubraniach i zdani tylko na siebie. Tyle mam romantycznych refleksji urlopowych po obserwacji nieba i lekturze artykułów o zmianach klimatycznych.
Miłych snów wszystkim
Alicjo – Anka doskonale wie, jak smakuje nadziewany kabaczek albo papryka, bo ja robię od czasu do czasu, ale jej się ostatnio coś gust zmienia. A niech tam. Jutro mam maszynę dla siebie, to popiszę. Dzisiaj żegnam się z Wami. Pa
przepraszam, ze sie wtracam, zupelnie nie na fali, ale korzystam z uprzejmosci rybaka i Jego komputra, wiec tylko po to, zeby powiedziec, ze jestem, niestety u mnie lichota, leje od tygodnia, tylko dwa razy bylem na morzu, petam sie, jak lew w klatce, a do lwa mi mocno daleko, wiec pozwole wam zgadnac moj nastroj, rozpacz i kleska, sadzac po falach i wietrze, Arkowi pewnie by pasowalo, u mnie niestety intensywna depresja, zeby jednak zostac w kulinariach, dzis na kolacje rekin-kret, Mlody Rybaka wlasnie wrocil z trzytygodniowego polowu w okolicach Irlandii i przywlokl i sie podzielil, taki grzeczny,
pozdrawiam mocno
przepraszam, ze sie wtracam, zupelnie nie na fali, ale korzystam z uprzejmosci rybaka i Jego komputra, wiec tylko po to, zeby powiedziec, ze jestem, niestety u mnie lichota, leje od tygodnia, tylko dwa razy bylem na morzu, petam sie, jak lew w klatce, a do lwa mi mocno daleko, wiec pozwole wam zgadnac moj nastroj, rozpacz i kleska, sadzac po falach i wietrze, Arkowi pewnie by pasowalo, u mnie niestety intensywna depresja, zeby jednak zostac w kulinariach, dzis na kolacje rekin-kret, Mlody Rybaka wlasnie wrocil z trzytygodniowego polowu w okolicach Irlandii i przywlokl i sie podzielil, taki grzeczny,
pozdrawiam mocno
przepraszam, ze sie wtracam, zupelnie nie na fali, ale korzystam z uprzejmosci rybaka i Jego komputra, wiec tylko po to, zeby powiedziec, ze jestem, niestety u mnie lichota, leje od tygodnia, tylko dwa razy bylem na morzu, petam sie, jak lew w klatce, a do lwa mi mocno daleko, wiec pozwole wam zgadnac moj nastroj, rozpacz i kleska, sadzac po falach i wietrze, Arkowi pewnie by pasowalo, u mnie niestety intensywna depresja, zeby jednak zostac w kulinariach, dzis na kolacje rekin-kret, Mlody Rybaka wlasnie wrocil z trzytygodniowego polowu w okolicach Irlandii i przywlokl i sie podzielil, taki grzeczny,
pozdrawiam mocno
przepraszam, ze sie wtracam, zupelnie nie na fali, ale korzystam z uprzejmosci rybaka i Jego komputra, wiec tylko po to, zeby powiedziec, ze jestem, niestety u mnie lichota, leje od tygodnia, tylko dwa razy bylem na morzu, petam sie, jak lew w klatce, a do lwa mi mocno daleko, wiec pozwole wam zgadnac moj nastroj, rozpacz i kleska, sadzac po falach i wietrze, Arkowi pewnie by pasowalo, u mnie niestety intensywna depresja, zeby jednak zostac w kulinariach, dzis na kolacje rekin-kret, Mlody Rybaka wlasnie wrocil z trzytygodniowego polowu w okolicach Irlandii i przywlokl i sie podzielil, taki grzeczny,
pozdrawiam mocno
przepraszam, ze sie wtracam, zupelnie nie na fali, ale korzystam z uprzejmosci rybaka i Jego komputra, wiec tylko po to, zeby powiedziec, ze jestem, niestety u mnie lichota, leje od tygodnia, tylko dwa razy bylem na morzu, petam sie, jak lew w klatce, a do lwa mi mocno daleko, wiec pozwole wam zgadnac moj nastroj, rozpacz i kleska, sadzac po falach i wietrze, Arkowi pewnie by pasowalo, u mnie niestety intensywna depresja, zeby jednak zostac w kulinariach, dzis na kolacje rekin-kret, Mlody Rybaka wlasnie wrocil z trzytygodniowego polowu w okolicach Irlandii i przywlokl i sie podzielil, taki grzeczny,
pozdrawiam mocno
sie narobilo, maszyna jest mi nieco obca, przepraszam, smacznego
Cosik Sławka zarzucowuje. Sztorm?
Wojciechu, z moich obserwacji wynika, że rzadko cokolwiek się przemieszcza w atmosferze ze wschodu na zachód, bo to tak jakby przeciwnie do tej Ziemi, która się kręci w kierunku. Bywają zawirowania, ale rzadkie.
Co do tych w porwanych przez trąbę powietrzną ubraniach, rzuconych obok siebie, zdanych i tak dalej… temat na książkę.Nadajmy im imiona 🙂
Wojtek z Przytoka,
mysl jest znakomita, jezeli chodzi o saune. Klimat moze sie zmieniac ale sauna powinna zostac. u mnie zaczelo sie w zamierzchlych latach saunowanie oczywiscie i szlo latami. Moja slubna zakochala sie nie tylko w saunowaniu ale rowniez we mnie. Bywalismy w roznych miescach na ziemi ale zawsze jesli sie tylko dawalo saunowalismy. Piekna sauna jest w Innsbrucku gdzie narciarskie polamance grzeja kosci i przygotowuja sie do nastepnych wyczynow. Mysle sobie, ze moze wartoby namowic Gospodarze Blogu, zeby gdzies na swoich wlosciach pobudowal saune na powiedzmy 100 osob. Licze na wszystkich blogowiczow i generacje nastepcow. Zrzutke moznaby zrobic albo rozpisac stosowna narodowa pozyczke i sprzedawac obligacje. Widze mozliwosc zalapania sie na publiczne dotacje pod haslem: w saunie jestesmy bez oslonek i nie zabieramy ze soba dyktafonow.
Sauna w Innsbrucku, poza sauna jako taka, dysponowala niewielkim ale nieslychanie wygodnym barkiem ze stolikami przy ktorych wypocone golasy palaszowaly drobne przekaski i popijali dobrym miejscowym piwem nazwy ktorego tradycyjnie nie wymieniam. Kiedy Pan sauniarz zakrzykiwal Aussguß, co oznacza ostre saunowanie cala publika biegla do komory. nie do koryta, i on, mistrz ceremonii wymachiwal recznikiem, mysmy polewali sie woda i zabawa byla na calego. Tu gdzie obecnie mieszkamy jest sauna w poblizu, mozna zamowic saunowanie na kilkanascie osob ale zamieniono pensjonat na schronisko dla uchodzcow a oni nie maja serca do tego rodzaju uciech zajeci innymi sprawami.
Gdyby tak jeden z nastepnych Zjazdow odbyl sie z udzialem sauny to moze i dalby sie zaprosic do udzialu Duch Swiety zeby bylo bez oslonek na zasadzie naguscy blogowicze jak ich Pan Bog stworzyl.
pomiedza mnie i mojego wspolspacza nie potrzebna jest slomka oni deska rozdzielcza. Ja na ogol wieksza czesc nocy nie spie i czasami siedze sobie jak ten nocny Marek przed telewizorem.
O czym donosze
Pan Lulek
A roztargnieni Panie Lulku jesteście niemożliwie!
Nie zanotowaliście, jak to Gospodarz opisywał, kiedy w saunie sobie… słuchając… popijając, a tu Pani Barbara znalazła pierwsze prawdziwki za Sławojką (mogę się mylić co do miejsca) i zakrzyczała, aż Pan Piotr wyleciał w adamowym (czewskim) stroju z sauny na odsiecz Basi?!
tss i Panie Lulku, dzieki za podzielenie sie rada i doswiadczeniem w sprawie nerkowych kamieni…
Jesli chodzi o kulinarne konkursy to jakos nigdy nie moge wiele zgadnac. Skad wy to wszysto wiecie: Pyro/Alicjo/andrzej.jerzy/ i inni posiadacze wielu nagrod?
Kulesza i mrowisko… nigdy o nich nie slyszalam…
Dzisiaj moja Mlodsza Siostra zrobila nam pyzy (masa z mieszanych gotowanych i surowych ziemniakow, nadziewane miesem z grzybami- to nazywamy pyzy) ze sloninka.
Nie jadlam pewnie 25 lat.
Troche moze zimowe danie, ale jakie pyszne!
a.
Alicjo !
Czy jestes zdania, ze jakos mialbym szanse wprosic sie do sauny panstwa Adamczewskich czy tez za ichna Slawojke na grzyby. Z dwojga wolalby saune. W Finlandii byla taka sauna nad jeziorem, ze zima otwierala sie sciana i cale towarzystwo bieglo prosto do jeziora w ktorym byl wyrabany przerebel pelniutki zimnej wody. To byla uciecha a ja nigdy nawet nie mialem sladu kataru ani innych przeziebien. inni tez byli zdrowi jak ryby.
Wczoraj bylem w Grazu na zakupach z moim przyjacielem, tym od gruszkowania. Ogladalem rozne woki. Jeden byl z elektrycznym podgrzewaniem i plaskim dnem. Calkiem mi sie nie podobal, Drugi byl aluminiowy pokryty teflonem o srednicy 46 cm tez z plaskim dnem i drucianym rusztem na wierzchu. Jak na moje mini gospodarstwo to starczyloby jedzenia na tydzien. Sam nie wiem co robic. Moze przyzenic sie do jakiejs chinskiej rodziny. Tyle, ze mlode damy napewno nie chcialyby zadowac sie z takim zgredem jak ja zeby jeszcz uczyc go wogowania. Chyba, ze bylbym Gill Gates ale to tez na krotko. Nauczyla by mnie jak uzywac woga, potem zabrala go wraz z co najmniej polowa fortuny i tyle bym ja widzial.
Moze na Zjezdzie ktos zademonstruje mi jak ten wog dziala i jaki jest najlepszy dla takiego talenciarza jak ja.
Dzisaj zmieniamy repertuar. Robimy przerwe w gruszkowaniu, zaczynama jablkowac. Na horyzoncie, pomimo sasiedzkiej pomocy zarysowuje sie deficyt beczek.
Pogodnego dnia
Pan Lulek