Targowisko brudności
Korzystając z bytności na wsi postanowiłem ponownie (poprzedni taki rajd opisałem rok temu) odwiedzić okoliczne targowiska. W Ostrołęce dni targowe są we wtorki, w Serocku – w środy, a w Pułtusku i Wyszkowie w piątki. Ostrołękę i Serock odłożyłem więc na drugą turę a dziś (czyli w piątek 17 sierpnia) postanowiłem odwiedzić dwa pozostałe bazary.
Do Wyszkowa mam zaledwie 24 kilometry. Po wiejskim śniadaniu (własny twarożek, bazarowe pomidory, włoskie salami i własne konfitury z czarnych jagód oraz malin, herbata) wsiedliśmy do auta i po kwadransie byliśmy na miejscu.
Targowisko w Wyszkowie zajmuje spory teren (zwany przez miejscowych rubelplacem nie bez powodu, bo Rosjanie stanowią tu spory odsetek kupców). Handel spożywczy zajmuje tu zdecydowanie mniej miejsca niż część odzieżowa, meblowa, elektryczna i inne przemysłowe.
Uczciwie obeszliśmy wszystkie stoiska. Było mnóstwo świeżych warzyw (piękne pomidory już po 2 złote, kartofle ? niecałą złotówkę a jajka-te najmniejsze już od 23 groszy. Była duża apetycznie wyglądająca papryka, pory, selery i sporo owoców. I to nie tylko z okolicznych wiosek, bo nie sądzę by pod Wyszkowem rosły banany lub cytryny.
Sporo kramów (kto dziś jeszcze używa tego pięknego słowa?) z pieczywem, bardzo apetycznym i mile pachnącym, ciastkami i innymi słodyczami. Te ostatnie oczywiście fabryczne.
Spora sekcja kwiatowa i roślin ozdobnych. W jednym ze stoisk kwiatowych, w którym obok astrów i chryzantem stały egzotyczne przepiękne storczyki pani handlująca tym pachnącym towarem opowiadając coś klientce aż trzykrotnie użyła słowa „porażające” mając na myśli ceny u konkurencji. Tak to słownictwo polityczne wkracza na bazary.
W kilkunastu stoiskach masarskich można było kupić kaszankę własnej produkcji, wyroby wędzone – kiełbasy, polędwice i szynki oraz wołowinę, cielęcinę i wieprzowinę. Wędliny i pachniały i wyglądały smakowicie. Mięso zaś odstraszało. Choć przyznać muszę, że kupujących było sporo. Nam nie podobało się, że miejscowi rzeźnicy nieumiejętnie swój towar przygotowali do handlu. Mięso było źle podzielone (to specjalna umiejętność podział zabitej sztuki wołu czy wieprza, którą posiadłem w stanie wojennym kupując nielegalnie i dzieląc pod okiem rzeźnika i świnie i cielęta) przez co wyglądało nieapetycznie. Było poszarpane, miało sterczące ostre zakończenia kości i wyraźnie było widać, że jest świeżo po uboju. A jak wiadomo mięso po uboju musi swoje „odwisieć” czyli wystygnąć, stwardnieć w chłodnym miejscu dobę lub lepiej dwie.
W części nabiałowej i mleczarskiej były wspomniane już jaja w dużym wyborze, białe sery i mleko. Tyle tylko, że mleko gospodynie sprzedawały w plastikowych butelkach po napojach chłodzących, co skutecznie mnie odstręczyło od kupna.
Po godzinie wędrówek w błocie i kałużach, bo plac targowy w Wyszkowie bardziej przypomina nadbużańskie bagniska niż bazar, kupiliśmy tylko pół kilograma truskawek z inspektów (odmiana powtarzająca się) i wnosząc grudy błota do auta udaliśmy się do Pułtuska.
Rynek w Pułtusku, na którym mieści się targowisko, jest przepiękny. Bardzo długi prostokąt wyłożony stary brukiem z tzw. kocich łbów z jednej strony ograniczony jest pałacem biskupim (dziś to Dom Polonii) a z drugiej wspaniałą bazyliką. W samym środku zaś stoi budynek Ratusza z piękną wieżą z czerwonej cegły mieszczącą muzeum.
I na tym targowisku są kramy z butami, odzieżą, pościelą, garnkami, sprzętem wędkarskim i innym dobrem fabrycznym ale zdecydowaną większość stanowią stoiska z owocami, warzywami, kwiatami, chlebem i nabiałem. Ceny podobne jak w Wyszkowie ale towar zdecydowanie lepszy. A może tylko ładniej eksponowany i podany w milszych warunkach.
Kupiliśmy więc dwa piękne pory za 60 groszy (będą dziś duszone na obiad), kilogram malinowych pomidorów za 1 zł 50 gr i buraczki za półtora złotego – też na dzisiaj.
Zabrakło mi na bazarze tego co jeszcze w ubiegłym roku było: gospodyń proponujących kupno kur z własnego kurnika – zarżniętych i oskubanych. Nie było też gęsi (choć to może jeszcze nie sezon) i indyków. A te ptaszyska są hodowane w okolicznych wsiach. Czasem zdążały się i perliczki. Ale też gdzieś odfrunęły.
Musieliśmy więc po drodze zatrzymać się pod sklepem rybnym by kupić piękne okonie (Basia nie wierzyła, że mogę takie same złapać w Narwi) i to one będą dziś stanowić nasz wiejski obiad. Plus wymienione wcześniej warzywa. Nie będzie więc źle. Choć handel bazarowy widocznie zubożał.
Komentarze
A co to jest, żeby w srodku mojej nocy (po trzeciej) nie było żadnych komentarzy?!
Bardzo bym się bała kupować mięso na targowisku. Na takim targowisku, jak u mnie co 2 dni. Jak to wszystko w upale trzymać?! I przepisy nie pozwalają, bo tutaj nie daj Boże, żeby obywatel sprzedający zatruł obywatela kupującego, nawet niechcący. Jak mięcho, to musi być lodówa i tak dalej. Zaraz Wam tu zamieszczę zdjęcie z mojego Rynku sobotniego. Warzywka, mydło i powidło, ale żadnego mięcha! No, ludzkie. W nadmiarze.
http://alicja.homelinux.com/news/Targ_sobotni.jpg
P.S. Okoni zazdraszczam (nieważne, czy z uchem, czy bez). I udaję się doczytać, a potem tradycyjnie dospać.
Targ w Pułtusku jest wyjątkowy bo czy może być brzydki w mieście które świętuje w tym roku 750 lecie praw miejskich. Odnoszę wrażenie, że historia i zawieruchy wojenne obeszły się dość dobrze bo starych domów sporo i miasto sympatyczne . Niestety w Ostrołęce domów murowanych starszych brakuje bo Ostrołęka wielokrotnie ulegała pożarom a i ostatnie wojny zostawiały miasto zniszczone. Po pierwszej Wojnie Światowej oprócz kościołów Fary i Klasztoru oraz starego szpitala nic nie ocalało . Większość budynków w obrębie Starego Miasta pochodzi z lat 30 .
Targowisko na którym odbywają się wtorkowe jarmarki podzielone jest na dwie części oddalone od siebie około 300 metrów. Pierwsza ma wybetonowany plac gdzie handluje się wszystkim od warzyw i owoców po meble i dywany. Na drugiej części zwanej Końskim Targiem swoje produkty sprzedają rolnicy , można kupić zboże i produkty do produkcji rolnej. Tu sytuacja wygląda podobnie jak w Wyszkowie szczególnie podczas deszczu. No może trochę lepiej bo piasku więcej…
Musiałem przełożyć wyjazd do Zakopanego w ostatniej chwili i zdjęcia z Obrochtówki i Redykołki pod koniec tygodnia. Ale za to wczoraj na warszawskim Kole kupiłem znakomitej jakości porcelanę Eschenbacha i Hutschenrouthera. Sześć zestwawów śniadaniowych z najlepszej porcelany z Selb w Bawarii po 32 zł . Cudo za które w Desie trzeba zapłacić ponad 200 za zestaw. Kupiłem też wazę z przykrywką do ziemniaków w kolorze kości słoniowe za 30 i dwa duże talerze do ciast po 25 .
Panie Piotrze, dzięki za reportaż. Bardzo lubiłam zwiedzać targowiska, póki mogłam się przenmieszczać. Zwłaszcza w sierpniu i wrześniu kiedy to na straganach jest istna feeria kolorów. Podane przez Pana ceny warzyw są duuużo niższe, niż w mojej „wsi pod koziołkami”. Na przykład ładne, malinowe pomidory kosztują między 6 – a 7 zł za kilogram. Miasto, to miasto, wiadomo, ale wiem, że nasz Sanepid już od kilku lat pozwala handlować pieczywem i mięsem wyłącznie w Kramach całkowicie obudowanych (choćby i szkłem) z potężnymi lodówkami, bieżącą wodą i pod kontrolą sanitarną. Tak jest w całym wielkopolskim „virtlu”. Z podziałem mięsa kłopoty mają i wielkie sklepy. Nie tyle z prawidłowym rozdziałem tuszy, co z krojeniem porcji sprzedażnej. Nie dalej jak wiosną tego roku rzeźnik w sklepie poproszony przeze mnie o ukrojenie wołowiny na 4 zrazy, wbrew moim sugestiom, kroił mięso w z d l u ż włókien mięśniowych i był wściekły, gdy odmówiłam kupienia. A wydawałoby się, że to umiejętność elementarna.
Misiu 2. Jestem chora z zazdrości. Pisała Ci przecież – moją wielką miłością domową sa „skorupy”
Alicjo – prosiłam u DP, ale tu powtórzę : daj proszę link do tygodnika „Nie”, bo mnie zamiast gazety wyłażą oferty handlowo – erotyczne”, a na przeków większości Rodaków J.Urbana lubię i czytam od czasów jego pracy w „Politycxe”
Pyro, to dla Ciebie:
http://www.nie.com.pl/
Pyro:
http://www.nie.com.pl/
Pyro,
poczytaj sobie to „pod kreską” na dole, udostępniane artykuły, poklikaj na „wieści z kruchty” i tam jak leci.
Panie Piotrze! Bardzo apetycznie opisał Pan targ w Wyszkowie, nigdy na niego nie patrzyłam w ten sposób. Ale dodam, że rubelplac (przy ul. Wąskiej) jest czynny przez cały tydzień, nie tylko w piątki. Do końca wrzesnia lub października, bo po kilkunastu latach działalnosci ma byc zlikwidowany, gdyz w tym miejscu i o takim wyglądzie (sam Pan to zauważył) nie przynosi chluby miastu. Będzie przeniesiony na targowisko przy ul. Dworcowej (tu handluje sie we wtorki i piatki) lub do hali na terenie dawnej fabryki mebli.
I proszę jeszcze raz odwiedzić wyszkowskie targowiska – z przyjemnością czytam Pana wrażenia.
Dziękuję spółce szwajcarsko – kanadyjskiej. Okazuje się, że tego com. nie wpisywałam.
A mi targowiska, rynki i bazary kojarzą się automatycznie z orientem. Ale co ja się tam będę powtarzał. Zaczyna się toto od siódmej minuty.
http://mac-foto.net/kupper/f_6.html
pozdrowienia
Panie Piotrze
Mięso, gdy powisi po uboju z dobę (tak właśnie powinno być), traci na wadze. Dlatego oni sprzedają ze świeżo zabitej sztuki, takie jeszcze prawie żywe. Jednym słowem ze skąpstwa to robią, bo zawsze parę kilo do przodu na sztuce jest. No i nazwa „rąbanka” też ich zwalnia z dokonywania prawidłowego podziału mięsa. Rach, ciach – wszystko w podobnej, okazyjnej cenie a potem się okazuje, że większość zakupu to gnaty potrzaskane, żyły jakieś a gatunkowego mięsa to tyle co kot napłakał. Trzeba być czujnym na takich zakupach.
Pozdrawiam serdecznie i satysfakcji z okoni życzę.
Czy rozbiór tuszy przy popmocy siekiery („rąbanka”) jest jeszcze w Polsce prawnie dozwolony? Wydawało mi się, że został zabroniony kilka lat temu.
O ile wiem z opowiadań mojej babki nie był on również dozwolony przed wojną w Wilnie a być może i innych regionach kraju.
Co na to nasi eksperci?
Nie wiem jak „mięso” ale wołowina wymaga o wiele dłuższego „odwiszenia” niż doba lub dwie. Dwa tygodnie na przykład.
Dobre restauracje zaczynają same „odwieszać” zakupiona wołowinę, bo – jak pisze Wojtek – sprzedawcy niechętnie to robią ze względu na utratę wagi – nawet jednej trzeciej tejże.
Istnieje inna metoda dojrzewania wołowiny, „na mokro”. Mięso po uboju i rozebraniu na detale handlowe lub kulinarne pakuje się w folię i w takim opakowaniu w lodówce może poleżeć parę nawet tygodni. Z pożytkiem dla smaku i konsystencji.
http://www.extension.umn.edu/distribution/nutrition/DJ5968.html
Ja kupuję czasem w ten sposób pakowaną wołowinę argentyńską. Po przyprawieniu solą i pieprzem do pieca o temperaturze 125 stopni Celsjusza i tam trzymać z termometrem aż temperatura w środku mięsa osiągnie 57 tychże stopni. Nie trwa to nawet zbyt długo. Palce lizać!
Chce kupic pierzyne.
Autentyczna. Moze byc nawet puchowa ale nie musi, moze byc z dartych recznie pior. Byle byla z gesich pior. No i oczywiscie nie pikowana. Taka, ze noca wiekszosc pior zsuwa sie na nogi. Niektore potrawy naprawde dojrzewaja tylko w piorach. Zeby inlet byl w czerwonym lub rozowym kolorze tak scisly, zeby przez niego nie wylazily piora. No i zeby miala wszystkie inne pierzyny pod soba. Do tego dla uzupelnienia poducha albo dwie mniejsze. Moze jaski. Wszystko gesie.
Zaczelo padac i nastaoila przerwa w gruszkowaniu. Minie kilka dni zanim wyschnie. Dlatego we srode jedziemy do Grazu na zakupy przed szkolnym sezonem.
Byly banany prawie za darmoche, wyprzedaz. Czy prawda jest, ze mozna robic bananowa kuracje odchudzajaca.
Sprobuje
Pan Lulek
Muszę powiedzieć, że na moich okolicznych bazarkach bardzo zmieniło się na korzyść. Dawne kramy zostały zmienione w a la sklepiki, wchodzi się do środka, tam klimatyzacja, czyściutko, chłodnie, panowie (nie wiem, dlaczego jest przewaga mężczyzn) w białych fartuchach, mięso świeżutkie. A jeszcze rok temu odganiali muchy gałązką.
Ale się pan, Panie Lulku rozmarzył !!! Taka pierzyna to teraz nie do kupienia !!! Zeby jeszcze pierze zsuwało się w nogi… Teraz sie sypia pod pikowaną kodrą , często wypełnioną jakąś chemią.
Ale może ten adres coś pomoże :
agata.komasaral@neostrada.pl
Proszę spytać. Poduszki i jaśki to tam są, pierzynkę może skonstruują na zamówienie??
Powodzenia w negocjacjach !!
Pozdrawiam, antek
Ale się pan, Panie Lulku rozmarzył !!! Taka pierzyna to teraz nie do kupienia !!! Zeby jeszcze pierze zsuwało się w nogi… Teraz sie sypia pod pikowaną kodrą , często wypełnioną jakąś chemią.
Ale może ten adres coś pomoże :
agata.komasaral@neostrada.pl
Proszę spytać. Poduszki i jaśki to tam są, pierzynkę może skonstruują na zamówienie??
Powodzenia w negocjacjach !!
Pozdrawiam, antek
Arkadius, interesujący reportaż. Gratuluję. Obejrzałam z przyjemnością. Swoją drogą Dodatki do bloga Gospodarza, dzięki staraniom Jego Gości, są zachwycające. Pogratulować takich Gości można, jak i oryginalności blogu Pana Redaktora.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Pan Lulek, możliwe że schudnie Pan z tkanki… mięśniowej i ulegnie złudzeniu, że stracił co-nieco tłuszczowej.
Ilekroc jestem w Polsce, tylekroc nie odmawiam sobie przyjemnosci towarzyszenia w robieniu zakupow na miejscowych bazarach, gdzie zaopatruja sie moi bliscy. Rowniez u siebie jezdze co weekend na targ, zeby kupic swieze produkty od okolicznych dostawcow.
W Polsce nie zauwazylem wiekszych uchybien sanitarnych, a na stoiskach, gdzie bylo podejzanie po prostu nie kupowalismy. Zreszta jakie to ma znaczenie ?
W supermaketach byc moze jest klinicznie czysto w porownaniu z zabloconym targowiskiem, ale cuda, jakie dokonuja sie z miesem czy rybami na zapleczu duzych sklepow sa legendarne, a sposobow na „odswiezenie” miesa czy ryb jest calkiem sporo, jak to udowodnilli wielokrotnie dziennikarze z ukrytymi kamerami, ktorzy zaangazowali sie jako pracownicy supermarketow i sfilmowali co trzeba.
Targ jaki jest taki jest, ale na szczeblu ekonomii lokalnej tworzy on bardzo silna wiez miedzy miejscowym producentem i konsumentem.
Moi Ukraincy mokna w gorach, a ja sie zastanawiam nad ciastem dla 15 osob (!), Wczoraj na kolacje byl sagan ryzu z warzywami, miednica salatki z zielonej salaty, pomidorow, ogorkow, kukurydzy, mozzarelli i nie wiem, czego jeszcze, bo bylo ciemnawo, ale smakowalo wszystkim. Do tego moja fokaccia z 1 kg maki, 0,6 l mleka i 0,2 l oliwy, z suszonymi pomidorami, oliwkami, ziolami prowansalskimi i czosnkiem. Zniknela w ciagu minuty. Do picia bylo slodkie ukrainskie wino (podobno mszalne) i wodka, pod ostre kielbaski merguez z ogniska.
W mojej okolicy targ jest w sobote. Sprzedaje sie warzywa i owoce z upraw ekologicznych, jajka wedliny, sery. Wszystko masywnie drozsze, niz w zwyklych sklepach. Kupowanie na targu np. w centrum Berna, jest zajeciem ekskluzywnym, demonstracja pozytywnego stosunku do sredowiska, pielegnowaniem kontaktow towarzyskich, objawem zamoznosci (czas i pieniadze), celebrowaniem waznosci zdrowego odzywiania. Swiezego miesa w zachodniej Europie nie sprzedaje sie nigdzie na targu. W halach targowych musza byc stoiska z chlodniami, oslonami itd. Z czasow mojej mlodosci rzewnie wspominam Hale Targowa we Wroclawiu i chrapliwy glos starej handlarki przy wejsciu: „Pjawki, swieze pjawki!”, a w jej objeciach brudny sloj z pijawkami…
Mnie urzekl ostatnio targ w Redon w Bretanii, gdzie w wielkim akwarium plywaly dorodne wegorze. Gapilem sie na te czarne serpentyny jak dzieciak, z otwara japa zwisajaca z zawiasow.
No i te sery od lokalych rzemislnikow…
Ha! Pijawki przy Hali Targowej! Se ne vrati…
tss i wszyscy cierpliwi !
A jak mam sie pozby tkanki tluszczowej przy pomocy bananow. Nic nie poradze na to, ze je lubie. Pamietam w Brazylii jadalem banany gotowane ktore smakowaly jak ziemniaki. Podobno mozna bylo od nich schudnac. Nie potrzebowalem, nie probowalem. Te u nas sa z Poludniowej albo Srodkowej Ameryki.
Co zas sie tyczy bananow pamietam, kiedys w zamierzchlych czasach zwalila sie do nas w goscie stonka. Do Gdanska, z poludniowej Polski. Jakas daleka rodzina zony. Mialem akurat urlop i na mnie przypadl obowiazek zajmowanoia sie goscmi. W programia przewidziany byla Gdynia i oczywisci zwiedzanie od strony wody gdynskiego portu. Pogoda byla wspaniala nastroje takoz. Pan Przewodnik z tuba w reku pokazywal poszczegolne czesci portu. W pewnej chwili pokazal okazaly betonowy budynek dojrzewalni bananow. Fachowo zakomunikowal, ze banany przyplywaja statkami ktore nazywaje sie bananowce i maja specjalnie klimatyzowane ladownie, zeby banany sie w drodze nie popsuly. Potem w tej dojrzewalni specjalna maszyna wygina banany w luk i w tym stanie dojrzewaja. Publika, w prawie stu procentach stonkarska, kupila informacje za dobra monete.
Lata uplynely. Bylismy z moja druga slubna zona na wycieczce autokarowej na Helgolandzie i w Hamburgu. Oczywiscie nie moglismy sobie odmowic przyjemnosci przejazdki po hamburskim porcie. Pan Przewodnik, zupelnie jak w Gdyni, tyle, ze w jezyku niemieckim, opowiadal o poszczegolnych czesciach portu i w pewnej chwili pokazal duzy betonowy budynek przechowalni bananow. Objasnil publice, ze banany przyplywaja statkami w zielony stanie. Nastepnie, najwieksza w Europie maszyna wygina je w palak i w tym stanie dojrzewaja w specjalnych warunkach klimatycznych. Nie musialem tlumaczyc, bo moja malzonka doskonale znala jezyk niemiecki. Po wyladowaniu w hotelu zaprosila nasza wspolna znajoma do baru i tam dumnie oswiadczyla, ze Niemcy to taki utalentowany narod ktory nawet potrafi wyginac banany.
U nich na Wegrzech byly krzywe banany napewno wyginane w Hamburgu. Nie wyprowadzalem jej nigdy z bledu i zapewnw zmarla z przekonaniem, ze banany sa giete przed dojrzewaniem,
Skad ci dwaj, w roznych krajach, opowiadali te sama bajeczka. Moze to byly blizniaki albo ojciec przekazal wiedze synowi i wyslal go do roboty da Hamburga.
Moje banany sa tez krzywa ale wyglada na to, ze takie juz urosly. Jakis blad genetyczny czy co,
Przy okazji moja zagadka.
1. Gdzie zostal skomponowany obowiazujacy hymn niemiecki
2. W ktory miejscu zostal po raz pierwszy wykonany ten hymn
3. jakiej narodowosci byl burmistrz Hamburga ktory wpedzil miasto w olbrzymie dlugi.
Odpowiedz prosze kierowac do blogu pana redaktora Adamczewskiego ktory niewatpliwie ustanowi stosowna nagrode do osobistago odbioru na Walnym Zjezdzie blogowiczow.
Pan Lulek
antek!
Zgodnie z Twoja rada wyslalem maila pod wskazany adres z prosba o oferte. Czekam caly w nerwach cz przyjdzie jakakolwiek odpowiedz.
Pozdrowienia
Pan Lulek
Panie Lulku, Gott beschütze Franz, den Kaiser, ale z tym Hamburgiem i jego dlugami jest taki problem, ze w dziejach miasta byl tylko jeden burmistrz (Brauer), ktory zmniejszyl troche dlugi, wszyscy inni je zwiekszali, dwaj szczegolnie ekstremalnie (15 i ponad 9%). Aktualny dlug na glowe Hamburczyka wynosi ponad 17 000 euro.
Lulek, cfo ja z Tobą mam! W Swarzędzu pod Poznaniem jest znana fabryka wyrobów z pierz – kochają się w nich Japończycy. Nie wiem, czy reobią pierzyny. Natomiast jest pewne, że w Lipnicy Wiuelkiej i Otorowie jest Dom Zakonny ss Urszuulanek. Robią takie rzeczy na zamówienie dla panien na wydaniu. Zapłacisz, zamówisz, dostaniesz pierzynę z gęsiego, ręcznie dartego puchu. Możesz też u siostrzyczek zamówić pełną wyprawę dla wnuczki :
Haftowane obrusy, pościele itp
Ale jeśli to wyprawa to Pan Lulek będzie miał obawy czy nie będą się domagać by stanął przed ołtarzem.
No pięknie- wyprawa na zamówienie i to jeszcze z rąk zakonnych!
Byłam i ja dziś na rynku: biała cebula. kurki i pomidory- to mój łup. D. zdążyła dziś, w ramach ćwiczeń, wyrzeźbić kurki w glinie. Tak udatnie, że muszę uważać, tym bardziej, że odgraża się, że je łudząco pomaluje. I tak ryzykujemy zamianę czosnkowicy ( już pełnia zdrowia) na glinowicę…
Jutro niezmiernie ważny dla D. dzień dotyczący przyszłości zawodowej, obie jesteśmy i przejęte, i zdenerwowane.
Jeszcze troche poczekam zu rozwiazaniem zagadki. nemo jest dosc blisko prawidlowej odpowiedzi ale tylko na jedno pytanie. Pozostaja jeszcze dwie odpowiedzi. Gott beschütze Franz der Kaiser jest tym samym co God save the king albo Boze cara chrani. Spiewano to powszechnie na poczatku XX stulecia. Obecny hymn niemiecki brzmi jednakze nieco inaczej. Nota bene tekst ten byl kilka razy zmieniany ale melodia pozostala. W dalszym ciagu oczekuje prawidlowych odpowiedzi a Pan Adamczewski niewatpliwie lamie sobie glowe jaka to nagrode i komu bedzie wreczal na Super Blogu.
Droga Pyro, dziekuje za typ. Specjalnie nie jestem pobozny ale nie mam nic przeciwko ss Urszulankom. Sadze, ze na miejscu wyrobisz mi stosowne dojscia do wspomnianego Domu Zakonnego ponimo ze nie jestem panienka na wydaniu i chwilowo nie mam zamiaru zmieniac stanu cywilnego. Moja wnuczka musi sama dbac o swoje domowe pielesze. Na marginesie, ostatnio podarowalem siostrze zakonnej polskiego pochodzenia w klasztorze we Wloszech antyreumatyczna koldre i poduszke ale to, przysiegam, niema nic wspolnego z moja tesknota za prawdziwa pierzyna format 160 X 200 cm.
Ostatnio nocowalem w klasztorze franciszkanow w Katowicach, probowalem klasztornej kuchni ale szczegoly pozostawie chwilowo do wlasnej wiadomosci.
Pan Lulek
Co tu sie na tym blogu wyprawia, to ja już nie pojmuję.
Miało być o targowiskach, a tu pierzyny i poduszki fruwają, długi Hamburga, Ukraińcy moknący gdzieś pod Eigerem, no i pijawki pod Halą Targową we Wrocławiu. Ze o krzywieniu bananów już nie wspomnę.
Ludzie, opanujcie się!
Jeszcze ciepłe jak banany fotki z nemo_landu
http://www.greenpeace.ch/de/nc/fotos-videos/fotos/show-album/?tx_jmgallery_pi1%5BalbumUid%5D=8&tx_jmgallery_pi1%5BimageUid%5D=225
te pierwsze piec w prawo
Pan Lulek
Nie wiem czy na Helgolandzie pisano również gęsimi piórami, ale w Hamburgu to lubią śpiewać
Te fotki to już dawno zimne, Arkadiusu, obiegły świat.
Coś mało tych nagusów tym razem…. lodowiec odstraszył? 😛
Boooooring…
database error
Nemo gdzie stoisz?
Sceneria ciekawa tyle tylko ze temperatura nie ta.
http://weblogs.greenpeace.ch/blog/2007/08/bilder-von-der-gletscher-installation-mit-spencer-tunick/
teraz powinno lepiej odpalić. Zmienili stronę i stad te problemy.
Arkadiusu, wstyd, ale przegapilismy okazje 🙁 Wszystko przez tych Ukraincow! Jak dzis otworzylismy gazete, to moj osobisty az sie zachnal, jak moglismy nie pamietac! Tych 600 odwaznych mialo frotowe biale papucie, coby sie tak do cna nie odmrozic. Od nas to spory kawalek, bo po drugiej stronie gor, ktore nam zaslaniaja widok na poludnie.
Panie Lulku, Haydn jako nadworny muzyk cesarski wloczyl sie za dworem po rezydencjach min. w Eisenstadt. Czy to tam go natchnelo, by skomponowac „Gott erhalte Franz, den Kaiser”, z ktorego Niemcy zrobili „Deutschland, Deutschland über alles”, z ktorego spiewaja tylko trzecia zwrotke? Nie wiem. Gdzie grano pierwszy raz? Moze w Wiedniu? W 1797 w Wienerhoftheater? Tez nie wiem. Ale wiem, jak sie robi pierzyny! Prawidlowe wymiary 160 x 210 cm, bo takie wymiary maja potem poszwy. Pozdrawiam cieplo, bo u mnie chlodem wionie i deszcz nie ustaje 🙁
Jezus Maria,
zajrzałem do sąsiadki a tam…Sodoma i Gomora. Zgiełk, krzyk,,,
Alicja o mnie plotkuje i pisze , że tu (czyli u nas na blogu Gotuj się) się wyrabia Bóg wi co. Jakie wyrabia. Te golasy na skale to Bóg wi co!? To figury woskowe. I to niedożywione.
Na szczęście Pani Dorota napisła, że ja jestem zjawisko. A wie co mówi bo dziś spotkaliśmy się na redakcyjnym zebraniu.
Pani Doroto, mimo że pisze Pani iż nieobecność w rankingu Press nie boli to zrozumiałem, że jednak Panią choć trochę. A mnie nie. Naprawdę. Ponieważ my, choć dziennikarze , to zajmujemy się życiem a nie biciem politycznej piany. Słuchamy muzyki, czytamy książki, smakujemy świat. O tym mówił dziś Jacek Żakowski. Nieprawdaż?
Prawdaż 😀 😀 😀
A Haydn, droga nemo, napisał nie „Gott erhalte”, ale po prostu kwartet smyczkowy… 😉
No to się cieszmy życiem. Na zdrowie!
Ale plotkuję w gronie!!!
Bóg wi co wyrabia się tu, a nie tam!
(sprawdzam…) O cholera. Prawda. O tym oku! Ale to było tam, a nie tu! I zaznaczyłam, że powinnam tu… jestem uczciwa plotkara ! 🙁
Ale ale…
czyż nie uważacie, że dobrze, że są takie enklawy, jak nasz blog (ekskjuzże mła, Pana piotra Blog!), czy Owczarka, czy Pani Doroty?
A niech zaginą w rankingach, niech żaden ten tam niewyżyty się tu nie zwali i nie przeszkadza nam, spokojnym hedonistom, sybarytom 🙂
A my cieszmy się życiem!
Ja je (nasze blogi) już w redakcji nazwałam „świetlice” 😉 To znaczy, najpierw tak mówiłam o Owczarkowej Budzie. Potem drugą świetlicą stał się ten blog, a w końcu – co mnie nieopisanie cieszy – mój 😀
…co było do przewidzenia, Pani Doroto 🙂
o, ale patrzcie, jak się Gospodarz ucieszył, że Pani Dorota nazwała go *zjawiskiem*! A to paw!
Na szczęście od zawsze się do tego przyznaje 🙂
I dlatego Go kochamy.
http://www.gymmuenchenstein.ch/stalder/klassen/sa/kunsthtm/adstreich.mp3
Pani Dorotko, najpierw „lyrics” potem „music”:
Haydn komponierte die Hymne im Januar 1797 zu einem Text Lorenz Leopold Haschkas. Haschka hatte die Worte zu einer Hymne auf den deutschen Kaiser Franz geschrieben und Haydn vertonte sie. 1797 wurde die Kaiserhymne an allen Wiener Theatern gleichzeitig uraufgeführt. Am Burgtheater wurde sie vor dem Kaiser selbst als Huldigung zu seinem Geburtstag aufgeführt.
Faktem jest tez zmysl praktyczny pana Haydna:
1797 komponierte Haydn die Melodie zur ?Kaiserhymne?, die er zugleich im Kopfsatz des ?Kaiserquartetts? integrierte und variierte.
Pana dzisieszy tekst o przypomniał mi publikowane przed laty,przed duuużo laty w Życiu Warszawy,cykliczne felietony p. Marka Przybylika pod wszystkomówiącym tytułem „Dzień targowy”. Może Pan je pamięta?
Zawierały opisy targów odbywających się w okolicznych Warszawie miasteczkach.Było tam po ile jajka, ile kura, świnka, serek czy masło.Takie smacznie napisane relacje z tych ważnych dla tych miasteczek dni.Czytałem z ciekawością, tym bardziej że sam lubiłem i lubie wizyty w takich miejscach. Potrafiłem jechać kilkadziesiąt kilometrów gdzieś tylko po to aby odwiedzić targ, kupić jejka ,kaczkę czy gęś na świeta, a nade wszystko chłonąć tę targową atmosferę, te zapachy- niekoniecznie ładne, patrzeć na ludzi, na towary i zwierzęta które sprzedawali. Wspołczesne targi są już bardzo inne od tych sprzed dwudziestu paru lat.Są bardziej podobne do miejskich bazarów. Szkoda…
Brakuje na nich miejscowych rzemieślników, takich co to przywieżli koszyki,końskie uprzęże,gliniane dzbanki, sita i przetaki, trzonki do siekier, drewniane grabie,wyroby kowalskie Ach czego tam nie było ! A teraz ? Wiem, czas mija a wraz z nim Ci ludzie którzy to potrafili.
Kiedyś był sztywny podział na targ „babski” – jaja,sery.mleko, drób- i „chłopski”- zboże, świnie, krowy, kartofle. A teraz ?? Nawet się trafi na chłopa z jajami !!! Kurzymi oczywiście.
Moje pierwsze targowe wspomnienie; lata wczesne sześćdziesiąte,miałem jakieś 5-6lat, targ „babski”. Żywe kury w klatkach.Pamiętam widok przekupki biorącej wybraną kurę pod pachę, idącej za targowy kibelek i za chwilę wracającą z kurą trzymaną już tylko za nogi.Kura jeszcze lekko się trzepocze. To pamiętam…
-antek
A teraz bardzo serio do Alicji: nasz, nasz i nasz Pani Alicjo!
Pewnie, że pamietam. A niedawno odwiedziłem Marka Przybylika pod Drohiczynem. co opisałem w tym miejscu.
PS.
A patisony Marka sa nie tylkom urodziwe ale i smaczne w panierce na oliwie.
Pewnie, że pamietam. A niedawno odwiedziłem Marka Przybylika pod Drohiczynem. co opisałem w tym miejscu.
PS.
A patisony Marka sa nie tylkom urodziwe ale i smaczne w panierce na oliwie.
Panie Piotrze,
w sumie nasz, ale… kiedyś, nie tak dawno, Okoń (z uchem czy bez) napisał esej o tym. Gdyby nie Gospodarz, to biesiada nie byłaby taka smakowita!
… a my donosimy sałatki 🙂
No dobrze, co do Haydna, obie mamy rację – napisał jedno i drugie 😉 Jak słowo daję, myślałam, że kwartet był najpierw 😆
Och, jak to dobrze rankiem zagadać do Przyjaciół (później mnie już pewnie nie dopuszczą do klawiatury) Dzisiaj jest niemal słonecznie po wczorajszych chmurach, deszczach i pomrukach burzy, a teraz śliczne cirrusy snują się po niebie i słoneczko ma którędy do Pyry zamrugać. W charakterze porannej lektury czytałam sobie od świtu przysłaną przez Gospodarza dla Ani „Encyklopedię sztuki kulinarnej narodów Rosji” i ze zdziwieniem skonstatowałam, że oni chyba nie do końca zrezygnowali z Priwislańskiego kraju” Świadczą o tym np liczne mazurki w przepisach, biała kiełbasa w piwie czyli wereszczaka itp. Nic nie mam przeciwko zapożyczeniom kulinarnym ale dopisywanie nas do narodów Rosji, to niejaka przesada.
Dzisiaj dzień Heleny – niech się ziści najlepszy scenariusz.
Także wszystkiego dobrego dla Heleny! Zdrowia!
Okropna burza przetoczyła się nad naszymi głowami nocą. „Pilnowałam” więc, zeby piorun w nszą kamienicę nie uderzył.
Dziś mam urlop i towarzyszę D. w jej arcyważnych sprawach. Mam tremę.
Na osłodę- pomidor malinowy z rana, to było to!
Pozdrawiam.
Nie ulega watpliwosci, Haydn pochodzil z Burgenlandii. Polnocnej ale zawsze. Na bocznej uliczce w centrum miasta Eisenstadt znajduje sie muzeum jego imienia. W jego dawnym domu. byl kapelmaistrem na dworze Esterhazy. To jedni z 12 plemion ktore swego czasu przesiedlili sie z Azjii do Pannonii a ichny szef kupil od miejscowych plemion caly, bezludny zreszta kraj placac w naturze. Dal bialego konia. Losy plemion roznie sie potoczyly ale rodzina Esterhasy prawie do dzisiaj jest w wielkiej potedze. Jedna z ostatnich przyzenionych zreszta osob jest pani Melinda Esterhasy, zyjaca w Szwajcarii ale utrzymujaca bliskie kontakty z Burgenlandia. O ile sobie dobdze przypominam to chyba w Eisenstadt jest plac nazwany jej imieniem.
Przy okazji, jesli chodzi o owczesnych kapelmaistrow i muzykow to byl to prototyp recznego sterowania kultura. Wlasciciel dobr oswiadczal po prostu, ze spodziewa sie gosci i z tej okazji ma byc nowa muzyka. Silnie motywowanemu kapelmaistrowi nie pozostawalo nic innego jak tylko komponowac nowe arcydziela. Zadne wymowki, typu brak natchnienia, bol glowy, chwilowa niechec do komponowania nie byly brane pod uwage.
Teraz do rozwiazania zagadki. Podaje na odpowiedzialnosc przewodnika ktory pokazywal nam swego czasu Hamburg i byl z nami na wyspie Helgoland.
1. Obecny hymn niemiecki zostal napisany na wyspie Helgoland. Mial calkiem inne slowa. Skreslano i dopisywano do tego hymnu cale dlugie fragmenty. Poczatkowo byl znany jako Piesn Niemiecka.
2. pierwsze wykonanie mialo miejsce w Hamburgu na stopniach miejskigo ratusza.
3. Wsrod wszystkich nadburmistrzow Hamburga, najwieksze zaslugi w pracowitym budowaniu miejskiego deficytu mial po II wojnie swiatowej zawodnik wegierskiego pochodzenia. Nazwiska nie podaje, bo nie chce sie wplatac w proces o niesluszne przypisanie zaslug innym. Nie sadzilem, ze aktualny deficyt jest tak maly.
Nagrody niestety nie moga jako jenoosobowe Jury nikomu przyznac w zwiazku czym zasoby Pana Adamczewskiego pozostaja nienaruszone. Ze swej strony natomiast obiecuje, ale dla wszystkich, szczegolnie nie bioracych udzialu w konkursie nagrody pocieszenia. Sprawe tych nagrod powierzam Pyrze ale to juz inna histria do omowienia z Nia w rozmowach dwustronnych. Sadze, ze przyjmie te odpowiedzialna funkcje.
Teraz zas konkurs nastepny.
Przed odjazdem z wyspy Helgoland dobrze jest wpasc do malego przytulnego baru i wypic koktail dla unikniecie choroby morskiej. Pytanie brzmi.
Jakie kolory ma ten kokteil i dlaczego. Dla ulatwienie podaje, ze jest on trzykolorowy.
Dobrego dnia zycze
Pan Lulek