Czyżby krowa była smakoszką?
Dorośli ludzie mają około 10 000 kubków smakowych, zgrupowanych według smaków, na jakie reagują (słony, kwaśny, słodki, gorzki), w różnych miejscach jamy ustnej. Wewnątrz każdego z nich około 50 pręcikowatych komórek smakowych pracowicie przekazuje informacje do neuronu wysyłającego podnietę do mózgu. Środek języka nie jest bardzo czuły na smaki, pojedyncze kubki smakowe występują na podniebieniu, w gardle i migdałach, uczepione jak nietoperze na wilgotnych oślizłych, wapiennych ścianach jaskini. Króliki mają 17 000 kubków smakowych, papugi tylko około 400, a krowy aż 25 000! Ciekawe czym delektuje się krowa? Może potrzebuje aż tylu kubków, żeby móc znaleźć coś przyjemnego w wymuszonej diecie składającej się z trawy?
Czubkiem języka czujemy smaki słodkie, tyłem języka – gorzkie, bokami – kwaśne, słony smak rozchodzi się po powierzchni, lecz szczególnie w przedniej jego części. Język przypomina pod tym wzgledem królestwo podzielone na księstwa według kryterium wrażliwości zmysłowej. (…) I w całym tym królestwie nie ma dwóch miejsc, w których jeden i ten sam smak byłby odczuwany tak samo. (…)
Kubki smakowe zużywaja się po tygodniu – dziesięciu dniach i są zastepowane nowymi, ale w wieku powyżej czterdziestu pięciu lat już nie tak często – nasze podniebienia, w miarę starzenia się, też robią się „spracowane”.Wtedy trzeba silniejszego bodźca smakowego dla wywołania tego samego wrażenia. Najczulszy zmysł smaku mają dzieci.
To był cytat z książki Diane Akerman – „Historia naturalna zmysłów”. Autorka wprawiła mnie w pewną konsternację. Zacząłem martwić się, że wraz z upływem czasu mogę stracić smak. Pocieszyłem się jednak inna opinią naukową twierdzącą, że tylko organy nieużywane ulegają zanikowi. Moje kubeczki zaś mają stałe zatrudnienie. I to powiedział bym, że bywają nawet mocno obciążone pracą. Wydaje mi się, że z biegiem lat smak mi wręcz wysubtelniał. Rozwinęła się też pamięć smakowa. I dotyczy to np. smaku wina (im więcej prób ? tym lepiej rozróżniam i zapamiętuję gatunki win) ale także i potraw.
To mnie cieszy. Życie bez smaku byłoby wprost przerażające!
Komentarze
W imieninowy czas
kubki smakowe wraz
z innymi zmysłami
żyją podnietami
Bo dla ciała i dla ducha
bez nich wielka jest posucha.
Wszystkie kuchnie
niech współgrają,
Panu Piotrowi sie kłaniają. 🙂
Do ulubionych blogów Polityki wielu internautów należą blogi dwóch Piotrów (jeden z nich jest Owczarkiem Podhalańskim). Przypadek? Nie wiadomo, ale coś „jest na rzeczy” 🙂
Serdeczne życzenia imieninowe dla Pana Piotra zza Wielkiej Wody przesyłam!
Zdrowia i coraz bardziej wysubtelnionych kubków, bo w nich smak życia!
Och Piotrze Panie, opoko Ty nasza.
Kwiatów najbarwniejszych, druhów najwierniejsxych,
Basi uśmiechniętej, wnucząt najwdzięczniejszych,
kalety zasobnej, biesiady nadobnej
Niech się Waści darzsy, blogu Gospodarzu!
Do andrzeja jerzego Kotku, wiadomo, że ślepe ryby to kartoflanka zabielana. Osobiście lubię.
W POEZJI:
Do Pana Piotra!
W Dniu Imienin!
„Prosty, wyraźny, kochany, trochę śmieszny, w sam raz tyle,
by być bardziej miłym;
chudy – wpada łatwo w melancholię; lepiej dlań być
cokolwiek otyłym.
Choć podobny do świętego Piotra, dusza na wskroś
odważna i szczera,
nigdy, nawet w godzinę słabości, swych przyjaciół Piotr
się nie zapiera. ”
(-) Kazimiera Iłłakowiczówna, ?Piotr”
PANIE PIOTRZE, ZDROWIA MOC I MOCNO ZAPRACOWANYCH KUBKOW KU NASZEJ WSPOLNEJ RADOSCI
Panie Piotrze !
Panie Piotrze !
pozwalam sobie zwrocic sie po imieniu nie cytujac wszystkich tytulow.
Najpierw osobiste imieninowe gratulacje dla najlepszego meza panny od Zmichowskiej. Dalej zas, miliona zdrowych kubkow smakowych i mozliwosci stalego ich uzywania bez szkody dla innych organow.
A u nas, od Piotra i Pawla zaczyna sie wiele wiejskich obyczajow. Niektore sa takie same jak w Polsce ale bardziej kaszubskie, bo my jestesmy ziemia wulkaniczno-polodowcowa. Jakby malo bylo klopotow z wulkanami to potem nas zalodowcowalo, potem byli Keltowie, ktorzy przeniesli sie czesciowo az do Irlandii a w ogole to jestesmy wspaniala mieszanka roznych narodow, ras i wyznan. Dlatego, co kawalek kazdy jest inna mniejszoscia. O ile sie orientuje to u nas niema wiekszosci. Mam na mysli szczegolnie Poludniowa Burgenlandie.
Jak wszyscy, ostrze sobie zeby na Walne Zgromadzenie i mysle, moze ktos palnalby jakis reportarzyk i zmajstrowal teczke do przechowywania na wieczna rzeczy pamiatke. Za lat kilkadziesiat moglibysmy sobie zafundowac samolustracje. Jako punkt pierwszy, tradycjonalnie proponuje odczytanie Protokolu Poprzedniego spotkania i przyjecie jego tresci w glosowaniu jawnym.
Pan Lulek
Panie Piotrze
Opisując krowie kubki smakowe nie wziął Pan pod uwagę wielkości języka 🙂
Wszystkiego co najlepsze i najbardziej smaczne w dniu imienin.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Congratulations/photo#5081403201162875746
Gdy ci się kiedyś przyśni
na przykład gałązka wiśni,
to wiedz,
że to znaczy szczęście
Rano wstalam, wisnie rwalam
Uslyszalam glos ptaszyny
Ze dzis Piotra Imieniny
Wisniowych snow, smakow wszelakich i fantazji w ich opisywaniu zycze Gospodarzowi i wszystkim Piotrom 🙂 i Pawlom 🙂
Krowy są nie tylko smakoszkami,używają także innych zmysłów i nie są obojętne na bodźce estetyczne!
Wracałem kiedyś ze spaceru po łąkach z Bajką(taka psica).Na skraju łąki rosła kwitnąca akacja.Pod akacją leżała wspaniała,czarno-biała krowa ,a nad jej pyskiem zwisała pokaźna kiść kwiatów.Od czasu do czasu krowa unosiła głowę do kwiatów i wąchała je z lubością.Na pysku miała taki wyraz błogości,że nie możną było mieć najmniejszych wątpliwości co przeżywa.
Pozdrawiam!
a,j
Jest jeszcze piaty smak – umami (po japonsku – dobry, pelny, miesny, smakowity) wspolny dla wywarow miesnych, serow i niektorych warzyw np. dojrzalych pomidorow, grzybow shiitake, sosu sojowego. Jest to smak glutaminianu, a jego odkrycie na poczatku XXw. zapoczatkowalo tryumfalny pochod glutaminianu sodu jako przyprawy wzmacniajacej smak potraw. Notabene, dojrzaly parmezan zawiera 1,2% naturalnego glutaminianu.
nemo,
nie wiem, czy pamiętasz taka piosenkę lat chyba siedemdziesiątych:
umami, umami mami blu, umami blu
Czy to było o serach pleśniowych?
pamietam, 🙂 🙂 🙂
Andrzeju, otwierasz mi nowe horyzonty i nowe spojrzenie na nasza historie.
Ricky Shayne – Mamy Blue
Po polsku spiewalo sie: szukaja wszyscy tego Blu… a w refrenie odpowiadalo: o mamy, o mamy mamy blu, o mamy blu. Tak mi sie wydawalo, bo to bylo w czasach, kiedy niewiele mielismy, ale blu – tak! Moze to bylo blu pozyczone albo za pozyczone pieniadze, jak to za Gierka… ale mielismy!
Panie Piotrze!
Zdrowia!
Z resztą spraw z pewnością wybornie sam Pan sobie poradzi!
Po angielsku spiewal Demis Russos.
Do wszystkich serdecznych zyczen dolaczam i ja, Solenizancie.
Stare wraca, nie daje sie wyplenic i chyba naduzywa.
Ledwo przed kilku dniami zaczelo sie lato a tu pora myslec o jesieni, ze nie powiem o zimie. O zimie bedzie troche potem. Najpierw ludzie podniesli temat jesieni. Prasa ruszyla w boj. No bo jak jesien to i Pierwszy listopada i Swiety Marcin przyjedzie na bialym koniu. Jak Swiety Marcin to i gesi pod najrozniejszymi postaciami. Faska smalcu zachowala sie jeszcze z poprzedniej jesieni. Beda dawac, gesi pieczone jako takie, udzce gesie, piers mloda dorodna. czerwona kapuste, knedle i napitki w tym na trawienie. Jutro ruszam do boju, trzeba zrobic drugi przeped nie na zadnej przenosnej tylko na normalnej stacjonarnej, czesciowo przedwojennej aparaturze.
W lokalnej gazecie przeczytalem, ze 16 rolnikow zalozylo Spoldzielnie Produkcyjna. Chytrusy naciagac beda Wspolnote Europejska. Razem hoduja 2600 gesi biologicznych. Na lace ktora powstala wskutek ograniczenia obszarow pod zasiew. Te ograniczenia to czyste pieniadze, premia za stan spoczynku. Na pojedyncza ges przypada 200 metrow kwadratowych. Wspolna laka zostala, dla unikniecia kosztow dozoru, ogrodzona druciana siatka wysokosci 2 metry. Siatke produkuje firma zatrudniajaca niepelnosprawnych, tez dotowana. Pokazano nawet zdjecie grupy kolchoznikow, pardon, spoldzielcow produkcyjnych wraz z przedstawicielami gesiej populacji. Nie zaszkodzila nawet ptasia grypa, znaczna czesc ptactwa uratowala sie z lat ubieglych. Celem zapewnienia karmy biologicznej trzeba bylo na premiowanej czesci odlogow, celem ochrony przed czwastami, zasiac czyste genetycznie rosliny kasujac odpowiednie dotacje za genetyczna czystosc upraw.
Ludzie maje pomysly a wprowadzenie do obiegu EURO jakby pobudza stale wyobraznie i wyzwala inicjatywy jakby tu skasowac.
Weta ani pierwiastka nie bedzie. Wazna kasa.
Dobrze, ze Walne Zgromadzenie jest we wrzesniu. Inaczej moglbym byc zobowiazany do przyjechania z zywa gesia a na granicach moglbym byc posadzony o przemyt ptasiej grypy.
Najmniejszy gesi standard ( ptactwo mrozone ) jest 2,4, najwiekszy 4,8 kilograma. Te duze beda porcjowane i podawane w Wiedniu na Grinzingu dla turystow. Oni i tak wszystko zjedza.
Jak chcecie to moge Wam przywiezc gazete. Gesi moze sobie ktos hodowac sam.
Jeszcze latowy ale juz z jesienna przyszloscia
Pan Lulek
Ja również ślę życzenia – sukcesów w kuchni i przy klawiaturze – tworząc nowe książki. 🙂
Panie Piotrze
Wszystkiego najlepszego! Pisze Pan, że z biegiem lat smak Panu wysubtelniał i rozwinęła się pamięć smakowa. To cecha koneserów. I tego wytrawnego znawstwa rzeczy pięknych – dla własnej i naszej satysfakcji – Panu życzę.
Pozdrawiam
Podobno smakowa mapa jezyka jest juz przestarzala i specjalisci sklaniaja sie do teorii kontinuum smakowego. Jeden kubeczek smakowy jest w stanie rozpoznac wszystkie smaki. Jednakowoz gorzki rozpoznajemy szybciej w tylnej czesci jezyka, a kwasny po bokach. Sprawa zalezy od szybkosci obrobki danych przez mozg. Smak slony i kwasny identyfikowany jest za pomoca kanalikow jonowych, a slodki i gorzki – komorek receptorowych. U ludzi znany jest tylko jeden rodzaj receptorow slodkiego i 25 receptorow gorzkiego. Gorzki rozpoznajemy w koncentracji 100 000 razy mniejszej niz slodki! Dyskutuje sie tez nad rozroznieniem smaku alkalicznego, metalicznego i wodnistego. Natomiast ostry jest raczej mierzony w kategoriach odpornosci na bol! Poza tym zmysl smaku scisle powiazany jest z wechem i wzrokiem. Sprobujmy rozpoznac jakis smak, gdy mamy katar i jest ciemno!
Panie Piotrze,
Wszystkiego najleprzego, radosci, szczescia moc, sloneczka wesolego, snow pieknych co noc!
Lena
Arkadius,
Przegladnelam wczorajsze wpisy, i za 10 krewetek bardzo dziekuje. Jak bys dorzucil nastepne 10 to bym byla jeszcze szczsliwsza. Ja je uwielbiam!
Buzia, Lena
Panie Piotrze,
dołączam się do wszystkich życzeń imieninowych, wszystkiego dobrego!
Kochani Przyjaciele,
dziękuję za życzenia prozą i wierszem. Mam nadzieję, ze wszystkie spełnią się i dzieki temu bedę żył długo, zdrowo, smacznie i przy pieniądzach.
A teraz popsuję Wam swój obraz. Muszę się przyznać, że jestem cynicznym naciągaczem. Ale może mnie zrozumiecie – to tak przyjemnie odbierać wyrazy serdeczności i przyjaźni. Nawet takie, które się nie należą. A tym razem nic mi sie nie należy. Jestem wprawdzie Piotrem ale nie czerwcowy. I już raz mi życzenia składaliście (choć nie w takiej liczbie i natężeniu). Było to 19 maja czyli w dzień moich urodzin i imienin jednoczesnie. Mama, gdy przyszedłem na świat, zajrzała do kalendarza a tam widniały dwa imiona: Piotr i Mikołaj. Wybrała to, które noszę.
Uff, jaki ciężar spadł mi z serca gdy się wreszcie przyznałem, że jestem sam Piotr bez Pawła.
Zemstę będziecie mogli wywrzeć na spotkaniu w Kórniku. Chyba, że się jakoś wykupię.
Jeszcze raz więc dziękuję za wszystkie serdeczności i uciekam na wieś.
Gadanie!
Ja urodziłam się 18 kwietnia i w kalendarzu jak nic stało – Alojzego, Alicji. Rodzicom nie bardzo pasował Alojzy do mnie, więc wybrali Alicję. Myśleli, ze mnie przechytrzą i będzie dwa w jednym. A ja i tak przeniosłam sobie na 21-go czerwca, bo okazji nigdy nie za wiele! Niestety, mojej siostrze Barbarze taka sztuka sie nie udała, bo Barbary jest raz w roku, a urodzin przenieść nijak się nie da.
Co i Gospodarzowi dobrze radzę – przyjmować zyczenia i już! Sto lat!
Panie Piotrze!
Cyniczne naciągactwo w pańskim rozumieniu popieram serdecznie. Życzenia jw.
i ja tez, jak sie komu dobrze zyczy, to i nawet pretekstu szukac nie trzeba, tak wiec dalej najlepszego na dobrej drodze zycia
Slawku, Ty tajemniczy czlowieku, dostales Eiger?
gore do paczki upchlas? zubozajac szwajcarski krajobraz?
zwiedzilem jednak wirtualnie, Arkadiusz miedzy czasie zapodal, ze ” tylko” 3h50min i juz szczyt masz pod nogami, wiec zostawiam to dla tych, co sie mniej poca
A ja się tam nie przejmuję i składam Panu najserdeczniejsze życzenia imieninowe. Wszystkiego dobrego.
Dorzucam kwiatka dla Solenizanta. Niech bierze i się nie wzdraga! Wymusiliśmy, że trzeba obchodzić, choćby bez Pawła, na co on nam!
A kwiatek kulinarny jak najbardziej, pierwszy ogórecznik mi dzisiaj zakwitnął.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/imieninowo…jpg
Świętowania nigdy dość a my jak starzy Gruzini wzosimy toasty od ponad miesiąca za zdrowie Szanownego Gospodarza. Niech żyje, niech żyje!!!
No to jeszcze raz i jeszcze mocniej dziękuję i wsiadam do auta, bo droga czeka. A tam stół wiejski i chłodne rose.
A cóż to za sztuki?! Jak to „not found”?!
Chwila, przetestuję:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/imieninowo.jpg
Brawo. Ładny chwaścik.
Panu Piotrowi, wszystkiego co najlepsze życzę. 🙂
Ostatnim rzutem na taśmę.
Mojemu bratu życzenia złożyłam SMS-em.
Świat i ja zwariowaliśmy. 🙁
Alecko, a co to za cudak?
Ogórecznik, mt7. Przyznaj, ze ładny 🙂
U mnie wciaz 29, wiec przylaczam sie do zyczen 🙂
Co do kubkow smakowych – zawsze podejrzewalem, ze moja kroliczyca ma smak niezwykle wysublimowany. Kiedys zaobserwowalem, z jakim apetytem oblizuje zaschniete wino z szyjki butelki, ktora znalazla sie przypadkiem na podlodze…
Ja też życzeń nie wycofuję, niech Piotr ma i na wi i w mieście nasze życzliwe myśli przy sobie. To może zorganizować Państwu w Poznaniu jakieś spotkania autorskie w poniedziałek po zjeździe?
Nemo – placek z czereśniami bardzo smaczny. Nie miałam migdałów i dałam włoskie orzechy grubo siekane. Bardzo dobrze wyszło. Dzisiaj ten placek będie piekła Ryba. Z naszego już nic nie zostało. Trzy baby wrąbały placek w dwóch podejściach. Warto było. Wczorajszy obiad opędziłyśmy jajecznicą z kurkami, dzisiaj nie wiem jeszcze co zrobię, ale pewnie zupę ( tę do gryzienia) z kurek z zieniaczkami pod skwarkami, na niedzielny obiad ni mam jeszcze pomysłu. Dalej chłodni i szaro. Alicjo – ogórecznik śliczny i Alicja też niebrzydka ( fotoreportaż pokazów) Ech, za wcześnie jeszcze na długie rozmowy blogowe. Pa.
Hallo Pyro !
Oczywiscie, ze zorganizowac. Spotkanie autorskie w Poznaniu. Moze przy Rynku albo gdzies w pieknym plenerze ze sprzedaza dedykowanych ksiazek. Prosze tylko, zeby byly pisane poznanska gwara. Albo po polsku. Wszystko jedno. Trzymaj za mnie kciuki. W nocy z poniedzialku na wtorek przyjezcza do mnie gosc z Kwidzyna z Polski. Oby tylko nie bylo klopotow na granicach. Niestety jeszcze bywaja. Ludzie probuja przewozic najrozniejsze zakazana rzeczy jak na przyklad papierosy i celnicy
„przetrzepuja” autobus. Potem do mnie to tylko zabi skok i w domu. Na cale szczescie ruch na drogach zwiazany z feriami wakacyjnymi znacznie sie uspokil a w nocy ciezarowki, z niewielkimi wyjatkami, nie maja prawa jezdzic.
Zazdroszcze Wam nie tylko pomyslow ale i sily na stale gotowanie nowosci i zycze smacznego.
Pan Lulek
Panie Lulku – kciuki trzymać mogę od południa, bo wcześniej mam nieco roboty. Austriackie granice mają u nas b.złą prasę i to wcale nie przez przemytników. Zdarza się, że nieznośnie traktowani są turyści polscy w pociągach, jadący samochodami itd iniczego „kazionnego” nie przewożący. Pogranicnicy i celnicy bywają nie tylko dokuczliwi, ale i zgoła bezczelni i niegrzeczni.
Jestem roztrzepana, jak 16-latka w maju (alibo skleroza się kłania). Pieniądze – wpłata nr 1 – od pp Adamczewskich były na koncie Ani już w piątek
Droga Pyro !
Masz racje z tymi celnikami ale i podroznymi tez, jechalem kilka razy pociagiem z Wiednia do Warszawy i z powrotem i przezylem wesole miasteczko. Obydwie strony to nie sa janiolki. Prosze mi wierzyc. Byc moze teraz cos zmienilo sie na lepsze. Oby. Ciesze sie, ze wplata na koncie Ani byla. Tylko jak to zrobic kiedy numer konta jest nieznany i nie wiadomo gdzie go znalezc. Chcialbym to zrobic mozliwie wczesnie tylko czekam na instrukcje.
Dzisiaj u nas jest swieto koscielne. O ile pamietam to u dziadkow nazywalo sie to Odpust. Tu nic nie odpuszczaja. Zauczestnicze od godziny 17 – ej a potem, byc moze dopiero jutro sprawozdam.
Ciesze sie, ze zachowujesz sie jak nastolatka. Pora najwyzsza.
Pan Lulek
Dzień dobry!
Ptaszki jak zwykle dzioby drą juz od rana. Ciekawam, co nadaja , bo brzmi to jak z taśmy, ten sam powielany „zaśpiew”. Jak pan J. może chrapać spokojnie, kiedy się ta chmara wydziera – pojęcia nie mam.
Moja synowa wczoraj zadzwoniła – nie wiem, czy mówiłam Wam, ze mamy to rodzinne polsko-chińskie spotkanie 28 lipca. Jej mama to organizuje (na ok.50 osób). Ma byc chińskie jedzenie, łącznie z całym pieczonym prosiakiem i tak dalej (jak mnie znacie – bedą zdjęcia kulinariów!). Myślałam o polskim akcencie, ale trudność taka, że jak to dowieżć do Toronto w upały. Jennifer uwielbia pierogi z kapustą i grzybami. Muszę pomyśleć, jak to wszystko rozpracować… a może zakupić po prostu na Ronceswólce gotowe?! Co Lena i Ania Zybura na to ?
Hm. Nie jestem zobowiazana, żeby coś robić, ale poczuwam sie, zeby jakis polski akcent jednak… Jerz powiada, wódkę kupić. Ale wymyślił! Swoja drogą, też można. Ale nie po to siedzę na kulinarnym blogu, zebym do stołu chińsko-polskiego tak bez niczego sie zjawiła!
Jestem otwarta na sugestie, tylko bierzcie pod uwagę, że to trzeba na ok. 50 osób i jakoś przewiezć (3 godziny jazdy minimum) w upale do Toronto. Mamy dużo czasu, prawie miesiąc 🙂
Panie Lulek, tu są instrukcje, proszę kliknąć, otworzyć i poczytać:
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Zjazd.html
Droga Alicjo,
milo mi, ze zapytalas o moja opinie i chetnie zglosze swoje trzy grosze…
Moze byloby OK pozwolic mamie synowej sie wykazac i byc odpowiedzialna za cale menu przyjecia skoro juz tak zostalo ustalone.
Mysle ze trudno ci bedzie „wejsc” w to menu z polskimi pierogami bo chinskie won-ton moga byc calkiem podobne do polskich uszek i pierogi nie beda wtedy sie wydawaly wtedy czyms specjalnie polskim. A won-ton musza byc w kazdym chinskim menu…
Na pewno beda jeszcze wspolne rodzinne okazje na ktorych ty bedziesz mogla wiezc prym tradycyjnymi polskimi potrawami.
Zaproponowalabym wziecie na siebie deseru i wtedy mozna przywiezc (chyba tez zamowic przez internet) ciasta od Granowskeij z Roncesveilles.
Plus swieze owoce i kawa.
Jestem pewna, ze przyjecie bedzie udane a ty bedziesz mogla poznac i polubic potrawy, ktore sa cenione i lubiane w rodzinie twojej synowej…
Musze tez ze smutkiem stwierdzic, ze nigdy i nigdzie nie udalo mi sie kupic w sklepie dobrych pierogow z kapusta i grzybami. Zwykle nadzienie to jakies maziste glue a ciasto a to za miekkie, a to za grube, a to bez soli…
Pierogi beda pyszne tylko jesli ty sama (z czytania twoich wpisow mysle, ze jestes bardzo kulinarnie savvy) albo osoba nadzwyczaj zaufana cie je ulepi.
a.
Alicjo – nie widzę możliwości przewiezienia na tę odległość i w takiej temperaturze potrawy na 50 osób. Wyjście „akcentu” widzę dwa : albo opędzisz potrzebę wędlinami typu polskie kabanosy, myśliwska, sucha krakowska, albo upieczesz (czy kupisz) dwie potężne blachy ciasta (np piernika czy makowca. Jerzor trochę racji w tej sytuacji ma. Jest jeszcze taka możliwość, że pożyczysz gdzieś dużą, samochodową lodówkę i wtedy możesz ją wypchać pierogami czy gołąbkami. Alke to raczej kłopotliwe i nie warto skórki za wyprawkę.
Kochani!
Pierogi pierogami!W sobotnie popołudnie;młody bób + zimny(prawie)Dortmunder!
Polecam!
a.j
Alicjo,
Wierz mi, Chinczyk upija sie jak prosie jednym malym kieliszkiem wodki. Ale pic bedzie, uparty taki. Tylko, ze potem bedziecie wynosic – trzech pod pache i jeden w butonierce… Moze „polski akcent” zrobilby dysk z Szopenem, ktorego w Chinach uwielbiaja ? Poza tym, pierogi czy co innego – beda dwie tesciowe w jednej kuchni. III-cia swiatowa murowana ! Won ton raczej nie podadza. Zbyt trywialne. Pozdrowienia.
Alicja,
Pyre przepraszam, ale slodkie rzeczy z tym towarzystwem nie przejda, nie uzywaja, wogole.
Alicjo, posłuchaj rady byłego teścia. Nie przywoź nic. To nie Twoja rola (tym razem). Jedz, smakuj, zachwycaj się. Wygladaj pięknie i pachnij rozkosznie. Co w Twoim przypadku nie trudne. ty masz być tylko podziwiana, a zadziwiać smakami stołu ma zupełnie inna pani. Polskie smakołyki pokażesz gdy przyjadą do Ciebie. Więcej pouczeń nie będzie ale pomyśl chwilę i uznasz, że mam rację.
A w sprawie wódki Okoń ma rację. Chińczycy i Japończycy wódką wysokoprocentową upijają się po pierwszym łyku, a po drugim chorują. I to sprawa genetyczna. Niby dlaczego sake ma 10 proc. alkoholu?
O wódce to ja wiem – jeden kieliszek i odlot, ale jakąś „jubileuszową typu Belvedere czy Królewska można kupić. Z tymi pierogami mnie wzięło, bo synowa jakos tak nostalgicznie wspomniała – nauczyłam ja przy okazji którejś Wigilii, jak to robić, a lepiąc je dzień przed Wigilią, upiłyśmy sie obie na wesoło chyba ze trzema butelkami wina (podejrzewam, ze G.Okoń mnie tu zaraz na odwykówę wyśle, ale ani mi sie śni!). Ale też pracowałyśmy pół dnia! Won tony to nie to – ciasto jest zupełnie inne, a ja robie takie polskie, jak Babcia Eufrozyna – ani grube, ani za cienkie, ale to ciasto ma smak, niech sam Gospodarz przyzna!
Przemyśliwałam, a w końcu doszłam do jedynego słusznego wniosku – jako Pyra rzecze. Zajedziemy, skoczymy na Ronceswólkę, kupimy trochę smakołyków typu kabanosy, kurki marynowane i inne, i będzie akcent. To nie tak, ze ja w paradę mamie Jennifer będę wchodzić, Aniu Z., tylko jak wczoraj rozprawiałyśmy na ten temat, to tak wyszło, że a moze coś dorzucić z naszej strony. No to Jennifer o tych pierogach, a ja, że trudności logistyczne. Przyjedzie do Kingston, to ją nakarmię! A tymczasem, to będzie sie dobrze prezentować:
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Munchies/hpim1344.jpg
Miłej soboty! I nie zapominajcie, że jutro Canada Day! Długi weekend i będę miała gości z Krakowa na lunch. Serwuję gigantyczne pieczarki oraz sałatę Gospodarza – szpinak młody plus truskawki (dorzucę maliny i jagody, a co!) i ten pyszny sosik z dijon mustard. A propos truskawek, nieszczęście, z powodu suszy ledwo-ledwo, dzisiaj w sklepie mała kobiałeczka, taka dosłownie ćwiartka, 4$ !!! A połowa z tego podgniła! W ogóle nie dopisał sezon truskawkowy , dobrze się nie zaczął, a już się skończył. Susza okropna. A ja swoje maliny podlewam codziennie. Jak szpaki… to kupię dwururkę!
A póki co zabezpieczam tymi dyskietkami i zdam sprawę, jak to działa, bo na razie znam z opowiadań, nigdy nie stosowałam. A na myśl o porzeczkach do dzisiejszego dnia mnie trzęsie!!!
No to ja pokrzepiona poradami – nic nie będę 🙂
Macie rację!
A z tym alkoholem to dziwna sprawa u Chińczyków, Japończyków , Koreańczyków i tak dalej. Podobno nie maja jakiegoś tam enzymu brakuje, serów też nie bardzo… a moja synowa i sery, i wina, a nawet żubrówkę! Wyrodziła sie czy co?! Ale ona sama powiada, że jej rodzice pół kieliszka mocniejszego alkoholu – i kompletnie pijani.
Przez co w barku niewiele ubywa 🙂
Chińczycy jedzą wszystko. To co ma dwie i cztery nogi (z wyjątkiem stołu i krzesła) i to co pływa i lata (z pominięciem surfistow, samolotów i helikopterów).
Piją podobnie jak inne nacje i takież same mają tego konsekwencje.
Trzeba być nowym Leonardo da Vinci by przed nimi błyszczeć.
Troche nieprawda Arkadiusu,
bo nasza Chinka urodzona tutaj i zjada co my zjadamy, natomiast jej rodzice maja problemy. A z piciem, to jak powyżej. Jeśli chodzi o to „co ma cztery nogi” i tak dalej, to chyba Japończycy opracwali to do głębi. Flaki bez oleju nawet, ze tak powiem, niedobrze sie robi, jak sie czyta! Aczkolwiek przyznaję, że sushi, sashimi i takie różne maki zajadam bez zajaknięcia, bo lubię. Oraz zupę miso! Tylko byle bez tofu…. (jakoś nie cierpię).
Z relacjami mojej synowej na temat kuchni chińskiej też trzeba przyjąć współczynnik i podzielić przez 10, bo ona w Chinach nigdy nie była. Jej mama co parę lat jezdzi i wraca chora z powodu jedzenia. Też sie przyzwyczaila do tutejszej, a zjechała nastolatką bedąc, to nawet wcześniej, niz ja. Już kiedyś wspominałam, że rodzice byli restauratorami – ale ta chińska kuchnia była robiona pod północno-amerykański smak. Chińczycy opanowują świat. Dowód?
Chinki się biorą za polskich chłopaków:)
Ciekawam, co z tego wyniknie!
Droga Alicjo
Może chłopak to już nie jestem ale w ramach TPPCH dałbym się zbałamucić młodej Chince 🙂
Kiedyś kupiłem obrazy namalowane przez młodą dziewczynę Hui Ting Zong.
Matko ile się musiałem klientom natłumaczyć…
Panie Piotrze, alkohol moze byc w sake znacznie wyzej niz 10%, to zalezy od gatunku, powszechnie znane tutaj to 15-17 %. W Chinach
robi sie na przyklad wodke ryzowa, albo ryzowe whisky bardzo mocne, jak polska sliwowica paschalna. W Japonii bardzo mocne sake pija sie lodowato zimne. W ciagu kilkunastu lat nie widzialem Chinczyka, ktory by lubil sake natomiast wielokrotnie wspolczulem tym co sprobowali. Ma Pan absolutna racje – genetyka. Podobnie jak American Indians. Pozdrowienia.Okon.
Misiu2,
Przypomniales mi o miasteczku na obrzezach Shanghaju, ktore nazywa sie Nahui i kierunek jazdy wypisany jest pieknie lacinskimi literami przy drodze. Zwaz, ze sluchalem wielokrotnie chinskich opowiesci rodzinnych i co ciekawe, wielokrotnie mezczyzni spieszyli sie bardzo do domu po pracy ze strachu przed zona. Przyznawali, ze niektore malzonki zwyczajnie bija meza za niesubordynacje. Widzialem, jak zona znajomego szczypala meza, przy innych, ze zlosci. Slady, duze sino – krwiste siniaki mial na calym ciele. Zona jest boss i tego nikt nie kwestionuje. Widzialem, jak zony wlascicieli firm wchodza na rozmowy, przerywaja, przejmuja kontrole i maz natychmiast „wchodzi pod stol”. Z drugiej strony, kobiety pracuja, jak mezczyzni. Po tych rodzinnych zwierzeniach, jak wyzej, mialem satysfakcje kiedy cztery Chinki niosly mnie w lektyce pod gore, jakies cwierc mili za $8. Tak mi sie spodobalo, ze jezdzilem tam i z powrotem. Im tez. Jesli tak rozumiesz „balamucenie” to O.K. Daj Ci Boze zdrowie.
Ja wszystkich serdecznie przepraszam i idę spać Mam nadzieję, że to co zrobiłem nie spłynęło w strugach ulewnego deszczu 🙁
No to ja niech się pośmieję na koniec z tych nazwisk! (Nahui?! Hui Ting Zong?!)
Nasze też nielepsze, a Chinka je przyjęła. Ale ale! Polacy dokopali Brazylijczykom!!!
Piłka jest okrągła, bramki są dwie, a gol był jeden, ale wystarczył!
Alicjo, o poznej porze doloze moje 3 grosze. Sluchaj rady doswiadczonego Gospodarza i innych. Trudno jest sie powstrzymac i nie wnosic „akcentow”, ale polskim akcentem bedziecie Wy, i to wystarczy. Dalszym milym akcentem bedzie podziw (szczery!) dla wydajacych bankiet i zaproszenie ich (nie calej piecdziesiatki) na polska kolacje do Was.
PS. Podobno Chinczycy jedza wszystko, co nie jest szybsze od nich 🙂
No to też własnie posłuchałam rad!
Ale Chińczyk w Chinach a Chińczyk tutaj to chyba różnica, co powtarza moja synowa od lat (w Chinach nigdy ne była).
Oglądnęłam dzisiaj teleexpress z Krynicy Morskiej. Obśmialam sie po pachy 🙂
A propos akcentów, to nie ja chciałam wnosić, a sprawić mojej synowej przyjemność, bo tak jakby lekuchno, ale sugreowała, czy te pierogi z kapustą i grzybami ewntualnie bym nie… Wybiłam jej z głowy.
Jutro mam Krakowiaków, a tu jak na złość zimno i deszcz pada! I jutro ma też tak być 🙁
Wszystko jedno, gigantyczne pieczarki, sałata szpinakowa, no i kawior według Heleny. Nie będę podawać łyżek, bo żreją łychami! Kultury trochę….
Idę miksować kawior, dobranoc wszystkim i dobrego dnia jutro!
Alicjo, kalkulacja usprawiedliwiajaca, dla Synowej: 50 osob x 6 pierogow = 300 pierogow.
1 pierog (z farszem,gotowaniem,lepieniem itd)= 1 minuta.
5 godzin ciezkiej pracy. ?!
A poslac te pierogi na szanghajskie przedmiescia…
Nemo, Wszystko. Zadawalem pytanie wprost – odpowiedz zawsze byla: wszystko. Bez wzgledu na szybkosc.
tak zupelnie, bez powodu, ale sie wtrace, bo wlasnie wrocilem i poczytalem, Jerzu ma racje, szybko, sprawnie i bez klopotu, jesli nawet, to nie Twoj, Okon wie, a Pan Piotr podpiera, tylko Pyra, jakas taka na dwoje babka, zeby wilk i owieczka, biore to za dyplomacje
spijcie cieplo
Ludzie kochani:
Chińczycy w Chinach, a urodzeni tutaj to jednak różnica, wierzcie mi, a Ty Okoniu powinieneś te różnicę znać, mieszkając tyle lat w Stanach, gdzie Chińczyków jak w Kanadzie – bez liku!
Ale słuchajcie! Zdarzyło mi się nieszczęście – wiadomo, jak człowiek się stara, to diabeł siedzi w pobliżu(Murphy’s law). I miesza w garach. Poszłam miksować ten kawior. Mikser stanął i ani rusz. Jerzor poleciał do sklepu i kupił poważniejszy mikser firmy Black&Decker. Poważnie to ten mikser wyglądał, a napisane miał też poważnie:
Power Pro (trademark)
Food processor
Procesadores de alimentos
Robots culinaires .
Nie przestraszyło nas to, ja znam tylko dwa języki a pan J. siedem. Na zdrowy rozum ustawiłam jak należy, niechżesz miksuje. Ani drgnęło, chociaż swiatełko według instrukcji świeciło jak trzeba. No to ja kopa – też nic. To wołam chłopa, podobno oni dobrzy w tych technicznych sprawach. Tu wyłączył, tam włączył – i dalej to samo. Swiatełko jest, a nic nie kręci się. To na odwyrtkę, on czyta instrukcję, ja robię co każe – dalej nic. Zmiana, ja czytam, on ustawia. To samo. Zaczęliśmy kopać ustrojstwo z prawa, lewa, też nic. Przynieśliśmy stare, które wyrzuciliśmy na śmietnik do garażu i na wyrzucenie, przeprosiliśmy za takie traktowanie – włączamy, chodzi zaraza! Połowa zmiksowana, wrzucam następna porcję. Nic nie działa. Ani się nie ruszy. No przecież nie będę siekać, żebym nie wiem jak wściekła była! Wyłączyłam maszynę z sieci ( z kontaktu), rzuciłam paroma ciężkimi słowami i coś mnie natchnęło, z powrotem do kontaktu. Maszyna ruszyła bez włączania „on”, chodzi. Wystraszyliśmy się – duchy?! Bardzo byc może 🙂
O Canada!
Our home and native land!
True patriot love in all thy sons command.
With glowing hearts we see thee rise,
The True North strong and free!
From far and wide,
O Canada, we stand on guard for thee.
God keep our land glorious and free!
O Canada, we stand on guard for thee.
O Canada, we stand on guard for thee.
Podsyłam Wam, bo tak samo się wzruszam, jak przy Mazurku Dąbrowskiego. A i kolory te same – biało-czerwone, a 1 lipca Canada Day!
Wy tu gadu, gadu, blogu, blogu a ja caly wieczor balowalem na Swiecie Koscielnym. Teraz jest sezon tych Swiat Kosciolowych. Kazda wioska musi obowazkowo miec remize strazacka, kosciol i cmentarz. Reszta jest mniej potrzebna. Bywa, ze jeden ksiadz obsluguje kilka wsi. Jest grafik a on jezdzi z kosciola do kosciola. Wazna jest remiza strazacka na przypadek niepogody. My mamy remize i Muzeum Maszyn Rolniczych. Zawsze znajdzie sie miejsce pod dachem. Zabawa zaczela sie o godzinie 16.00 wczoraj czyli w sobote uroczysta msza spiewana. Spiewaly rozne chory i zespoly miejscowe. Cztery Panie zalozyly przed laty amatorski kwartet spiewaczy i teraz jezdza po calej europie w przerwach od zajec gospodarskich. Czasu bylo wiele gdyz nikt poza nami w okolicy nie swietowal. Stoly byla ustawione pod drzewami pomiedzy kosciolem i Domem Kultury gdyz i taki mamy i jest ten dom siedziba najrozniejszych miejscowych organizacji i towarzystw. Kazdy do czegos nalezy, niektorzy do kilku. To osobny temat ale my wszyscy jestesmy dumni z naszej miejscowosci. Od czasu do czasu zazdrosni o sasiadow. Przed dwoma laty wieksza od naszej miejscowosc Pinkafeld uzyskala tytul najpiekniejszej miejscowosci Europy. Wysadzili sie, pelno bylo kwiatow ale pierwsza nagroda byla wysoka. Dobra inwestycja. Mysmy natomiast w roku ubieglym zdobyli tytul najpiekniejszego klombu w Burgenlandii i wzmocnienie budzetu Towarzystwa Upiekszania miasta.
We wczorajszym swiecie uczestniczylo kilkaset osob. Chyba wiecej anizel jest mieszkancow. Przyjechaly rodziny z innach miejscowosci jak Wieden, Graz i inne wioski ktore maja rozwiniety system swiat ulicy, dzielnicy i wszystkiego co tylko mozna wymyslec. Grala kapela, taka ktora obsluguje caly region. Do stolu serwowalo doborowe towarzystwo, ze wspomne o miejscowym lekarzu, jego zonie, zonie szefo banku, przyjaciolce ksiedza proboszcza i tak dalej. Oczywiscie cala Rada Koscielna. Pieniedze z dochodu kasuje ta rada, tak samo jak i zbiorki na tace, proboszcz zas zyje z wyplacanej mu z pensji, nienajgorzej ale zadne luksusy.
Napitki, bo od tego zaczynala sie karta dan, to bylo wino, uhudler, piwo, napoje bezalkoholowe i woda mineralna. Wszystko w stanie czystym albo najrozniejsze mieszanki. Do jedzenia roznego rodzaju kotlety, kielbaski z rozna, saltki, bulki, w sumie cztery rodzaje potraw. Jako dersery kawa, torty, ciastka. Wszystko wlasne wypieki miejscowych pan i mlodziezy, ktora za mlodu zdobywa odpowiednia wiedza. Napojow mocnych nie bylo w ogole. Wina mszalnego tez nie bylo.
Pogoda dopisala w pelni i zabawa trwala do poznego wieczora.
Dzisiaj z rana bedzie wielkie sprzatanie i w kosciele dzien wolny od pracy.
To jest to co ludzi trzyma razem i zadna najmniejsza wioska nie jest zadupiem.
Niedziely Pan Lulek
Niedzielny poranek, ponoć dzisiaj już będzie trochę cieplej, bo wczorajszego wieczoru zziębły mi w domu nogi. Słowo daję, zrobiłam sobie nawet herbaty z cytryną i całkiem poważnie zastanawiałam się, czy nie wzmocnić tejże herbaty czymś rozgrzewającym. Wczoraj miałam ucztę muzyczną, bo na tv Kultura obejrzałam cały (i wysłuchałam oczywiście) koncert zamykający FKŻ. Sześć godzin od 18.00 do północy wspaniała, rytmiczna i melodyjna muzyka w znakomitym wykonaniu. O różnych , poza rozrywkowych wrażeniach napiszę dzisiaj u p.Doroty, bo to jej działka (a i Rodziny dotyczy). Niedzielny obiad zrobimy sobie dzisiaj z filetów kurczakowych, fasolki szparagowej i surówki z marchwi i chrzanu. Po uczcie plackowej w piątek, żadnych deserów, wypieków, ani tym podobnych rozpust. Pokroję w sporą kostkę dobrze schłodzonego arbuza, skropię cytryną, i możemy sobie widelcem wyjadać, jeżeli jakaś chcica nas dopadnie.
Do Okonia – a cóż ty o Chińczykach i słodyczach, że niby nie używają? A te ochydne ciasteczka ryżowe, co to mogą znakomicie zastępować polskie irysy zwane również mordoklejkami? To nie słodycz?
Pyro, kiedy przychodzi taki moment w zyciu kobiety, ze sie zastanawia czy nie wzmocnic czyms herbaty, odpowiedz brzmi zawsze: wzmocnic!
A ja jadę zmęczyć się trochę w Polskich Tatrach (a może i Słowackich). Jak wrócę, to się odezwę.
Pozazdrościłam Panu, Panie Lulku!
Do Pana Lulka:
A na co dzień ludzie też są życzliwi i pomocni?
Tylko proszę nie koloryzować. Pytam poważnie.
Alicjo
a może przegrzaliście miksera i bezpiecznik mu się wyłączył? A może on był na inny woltaż i nie założyliście przejściówki?
Co do chińskich nazwisk, czytałem gdzieś ostatnio, że jest ich tylko parę tysięcy na przeszło miliard mieszkańców, chińskie władze rozważają ponoć nadanie nowych, żeby się nie mieszało ;-). Aa, moim najlepszym kolegą w Tuluzie był Liu Yong Hui :-). Świetny facet, bardzo miły i gościnny. Uczył mnie chińskiego alfabetu (ze średnim powodzeniem), a jego żona uczyła mnie tai-chi. Mili ci Chińczycy.
Ten nowy poważnej firmy mikser w ogóle nie zastartował mimo włączonego światełka, borsuku, a ten stary jak wyżej. Najważniejsze, że zadziałało na tyle, żeby zmiksować, co było do. Poza tym tu wszystko jest na jeden woltaż (110), żadna przejściówka niepotrzebna :
mt7,
w Austrii mieszkałam cały jeden rok bez tygodnia – krócej niż Pan Lulek, ale mieszkałam w dość biednym jak na Austrię Steiermarku, w takiej sporej wsi. Jacy ci Austriacy? Bardzo pomocni i życzliwi. A kiedy nastał stan wiadomo jaki – trzeba ich było widzieć w akcji. Paczki , pomoc dla Polski, jakieś msze w kościele w intencji, a nas to prawie na rękach nosili nie wiadomo, czemu. Nie wiem, czy to było „ach, stać mnie na życzliwość!” czy jakos tak, ale naprawdę złego słowa o Austriakach nie mogę powiedzieć – jak sie mieszka wśród nich nie jako okazjonalny turysta na chwilę, tylko dzień w dzień przez rok, to wydaje mi się, że można wyrobić sobie opinię 🙂
Tutaj ludzie też są życzliwi.
Idę do sklepu za rogiem (spacer 2.5 km w jedną stronę), spotykam po drodze sąsiadów, których nie znam, oprócz tych najbliższych. Nikt nie przejdzie bez słowa, każdy zagada, usmiechnie się, powie coś na temat pogody albo fali na jeziorze, albo wczorajszą śnieżycę wspomni i ponarzeka. To nic nie kosztuje, a robi tyle dobrego, bo od razu człowiek się lepiej czuje. Polakom też tego nie brakuje, tylko myśmy się przyzwyczaili do tego, że mamy byc ponurzy i umęczeni, a więc zgryzliwi. I wydaje mi się, że kreujemy o sobie taki obraz nieprawdziwy.
Nie jest tak zle z nami 🙂
Ach… a kto pamięta taką piosenkę „Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej!”
Zapomniałam, która to z naszych pań śpiewała 🙂
Usmiechnij sie, jutro bedzie Lepper!
Oryginal spiewala Barbara Krafftowna 🙂
A jako hasło audycji używała Irena Dziecic w Tele-Echu! Ale to było chyba w epoce bitwy pod Grunwaldem. I ja to pamiętam.
Alicjo,
Pierogi to dobry pomysl! Co bys powiedziala o duzym cooler?
On „robi przez wiele godzin”. Drugie wyjcie sa mrozone, moze rzeczywiscie u Brudasa ma Ronces. Zapraszam do Mississauga, Dundas/Hurontario, mamy tu cztery duze sklepy, a najleprze pierogi sa w Karpatach.
Buzia, Lena
Chwila chwila!
Tele echo (..echo…echooo) to ja też pamietam, a bitwy pod Grunwaldem nie 🙂
Kojarzyło mi się z Krafftówną, ale pewności nie miałam.
Nemo!!! Nie strasz, bez przeróbek, proszę!
Lecę do kuchni, bo za 2 godziny Krakowiacy, a pieczarki w lesie. To znaczy, w lodówce!
Lena, ten problem juz rozwiązany – nic nie robię! Mam wyglądać , pachnieć i podziwiać, i chwalić! I kulinarnie, na pewno będzie co 🙂
Pofatygują sie do mnie, to ich podejmę, tak Rada Kulinarna ustanowiła.
No to lecę i miłej niedzieli życzę, a Lenie i Ani Z. – happy Canada Day!
No, dorwałam się wreszcie do maszyny. Z piosenek optymistycznych pamiętam jeszcze dwa fragmenty nie wiem czego… Jeden rozbawił mnie w taksówce, którą usiłowałam nie spóźnić się do pracy, a z głośnika radiowego płynęła dobra rada
„spokojnie chłopie, jadaj szpinak na śniadanie”. Więcej nie pamiętam, ale tekst ten służy mi do dziś w sytuacjach awaryjnych. Drugi taki urywek zapamiętany, to fragment jakiegoś duetu – pan i pani śpiewali na zmianę, z tym, że pani w pewnym momencie zadeklarowała :
„Przyjdę, przyjdę, pewnie, że przyjdę,
będę ci gotować ryż”
Tyż piknie. Kto wie, co to za piosnki były?
A propos bitwy pod Grunwaldem; kiedyś przygwoździłam okropnie pewnego siebie podpułkownika. Taki kawał ludowego snoba był, że w zęby łupało. No i kiedyś palnął „A mój przodek pod Grunwaldem był.” No i to spojrzenie do tego, ten lisi uśmieszek i to oczekiwanie na Achy i Ochy. No i Pyrę poniosło „Tak? – zdziwiła się pokornie – A po czyjej stronie?” No i faceta wymiotło z pokoju.
Dzien dobry, w niedziele !
Mam ciezka prace w ten dzien – ponakrecac zegary. I zajrzec na Blog. Dzieki Alicji cos zawsze od Niej jest i bardzo to apreszejtuje. Z nowym robotem kuchennym bylo to samo. Nawet nadworny slubny inzynier nie mogla wlaczyc i zajela sie techniczna analiza przypadku. Nie ruszal. Radzilem, zeby sprawdzic swiece, karburator, akumulator i sprawdzic cisnienie w oponach, ale dostalem po lbie i „pszol won z kuchni, illiterate !” Trzeba bylo dokladnie „czapke zalozyc”. Cos tam musi wejsc w cos tam i kliknac. Eureka !
Pyrowe ciasteczka z ryzu to jest to ! I cukiereczki – to samo co ich cookies ze zlotymi myslami w srodku. Tam nikt o tym nawet nie slyszal, a wymyslil restaurator w San Francisco w 1938, „pod nas” wylacznie.
A propos, co to jest „tai – chi” ? Mozesz mnie Borsuchku oswiecic ? U siebie mialem tylko dwoch mentorow w chinskich sprawach: John, ktory juz dwadziescia lat temu przyjechal do LA, przewodnik i tlumacz, i mr.Mingh, genialny inzynier, bez ktorego guzik bym przez te dwadziescia lat zrobil. Do tej pory dbaja bym sie zanadto nie nudzil. Reszta, co o nich wiem, to z autopsji. Macie racje, zyczliwi sa bardzo, ale moje mentory tlumaczyly, ze tak jest kiedy sie ma sie status cudzoziemca i zapewniali, ze sam bez zadnego zaplecza, nie przetrwalbym na ich prowicji nawet jednego dnia, tacy wredni na codzien. Wolalem nie probowac. Zeby odswiezyc orientalna baze pod nasz blog i Alicji akceptacje zupki miso, wczoraj wieczorem pojechalem do Japonczykow na pozny obiad. Ogromny zestaw morskich sushi i sashimi podlany miso (zamiast herbaty), tunczykiem na ostro w wodoroslach i goraca sake. Starczylo mi do teraz. Namawiam Cie Alicjo na tofu (w zupie). Robia to z osadu po soya beens przy produkcji soya sauce. Tofu nie ma smaku, przybiera smak potrawy, zadnych tluszczow a ogromny zapas protein. Mozna na tym zyc w nieskonczonosc. I nie tyc ! Wystarczy popatrzec na ich tlum. Szczuplutkie to wszystko do obrzydzenia. Jednego grubasa nie widzialem. A ze „Chinki biora sie za polskich chlopakow” jak pisze Alicja, to swieta prawda. I nie tylko polskich. Kazdy „long nose” (tak nas nazywaja), a jeszcze wyksztalcony, to obiekt zainteresowania i marzen kazdej chinskiej dziewczyny. Moj synalek przebral chyba cztery czy piec taiwanskich, taiskich, japonskich „narzeczonych” i kazda odprawil z bukietem roz, kiedy uslyszal ” musimy pogadac o przyszlosci”. Deske do prasowania mozesz sobie kupic w sklepie, zgrzytal mu ojciec, uwazaj. Plany i rodzine na podparcie miala kazda. Zeby tylko zalapac sie na dlugi nos. Ze wszystkimi konsekwencjami.
Alicjowe stwierdzenie, ze ludzie sa tu przyjazni, potwierdzilo sie kiedy zaczalem czytac o Polsce w internet i wrocily wspomnienia. Jest na swiecie kraj, gdzie ludzie zatruwaja sobie zycie chamstwem i obcesowym traktowaniem innych, to Polska. Niestety. Wyjatkowy kraj. Dosc juz na niedzielne kazanie. Moze mi ktos odpisze, bardzo bede rad. Serdecznie pozdrawiam. Ten wredny Okon.
>G.Okon godz.19:13
Tai Chi Chuan to Chiński system ćwiczeń służący rozwojowi ciała i umysłu.
TAI CHI TO:
ZDROWIE
ZGRABNA SYLWETKA
LEPSZA KONDYCJA
ENERGIA
POGODA DUCHA
WEWNĘTRZNY SPOKÓJ
Ćwiczenia wykonywane pod okiem doświadczonego instruktora gwarantują szybkie efekty i właściwe opanowanie formy.
Tai Chi Chuan jest jednym z najdoskonalszych osiągnięć chińskiej filozofii i kultury. Opiera się na starochińskiej formie tańca klasycznego, sztuki walki, filozofii TAO i Księdze Przemian – I Cing.
Jest systemem zharmonizowanych, płynnych ruchów obrotowych praktykowanych dla:
zdrowia,
jako forma medytacji,
dla osiągnięcia właściwego krążenia wewnętrznej energii Chi
oraz jako doskonały środek samoobrony.
Ruch w tai chi jest wykonywany bez napięcia mięśni, wyciszony umysł działa w zjednoczeniu i harmonii z ruchem ciała. Rozluźnienie mięśni całego ciała powoduje zwiększony efekt szybkiego odpoczynku. Tak wykonywany ruch wpływa na umysł, który kształtuje rzeczywistość wewnętrzną oraz otaczający nas świat.
Fizjologicznie tai chi przeciwdziała:
napięciu,
przeciążeniu,
nadciśnieniu,
niedotlenieniu organizmu,
polepsza przemianę materii,
harmonizuje wagę ciała,
zmniejsza uzależnienie od nałogów,
powoduje pogłębienie oddechu a co za tym idzie – lepszy metabolizm tlenowy organizmu,
wzmaga ogólną kondycję psychofizyczną.
Ruch, sam w sobie, zgodny z naturą wszystkich organizmów żywych, jest środkiem do osiągnięcia zdrowia. W „Księdze Przemian” znajdujemy wskazanie natury jako wzorca do naśladowania: „Natura jest w ciągłym ruchu i przemianie – tak też człowiek powinien działać wzmacniając się nieustannie. Woda będąca w ruchu nie ulega zepsuciu, człowiek, który naśladuje płynącą wodę spędza długie życie w całkowitym zdrowiu. Oś często otwieranych drzwi nigdy nie rdzewieje”.
Takich zaleceń dotyczących ruchu w tradycji chińskiej znajdziemy bardzo wiele. Jeżeli ruch oddziałuje nie tylko na fizyczną sferę ale również na mentalną i duchową, to można powiedzieć, że jest on doskonały. Wypełnia wtedy harmonijnie trzy sfery ludzkiej aktywności: sferę fizyczną ciała, mentalną umysłu i poetyczno – filozoficzną duszy.
„Duch i ciało stanowią jedność i mogą tak trwać nie rozdzielając się. Koncentrując swoją uwagę na regulacji oddechu i harmonijnym osłabieniu swoich sił, osiągamy stan ufnego w swoje bezpieczeństwo noworodka.
Usuwając przygodne myśli, poświęcając czas na uważną obserwację otaczającego nas świata, pozostajesz czysty bez skazy. Bramy niebios otwierają się i zamykają, powodując liczne przemiany, wtedy ty możesz zachować się biernie jak poranek.
Blaks mądrości rozchodzi się we wszystkie strony świata, a więc możesz działać, nie działając.”
/Lao Tsy/
Trzeba również zauważyć, że ten system ruchowy jest ściśle powiązany z innymi dziedzinami kultury chińskiej tworząc razem spójny obraz człowieka, jego zdrowia fizycznego i duchowego. Tai chi związane jest z ideą yin yang, Pięcioma Elementami, energią Chi, medytacją, a to wszystko z takim dziedzinami wiedzy jak: medycyna chińska, kuchnia Pięciu Przemian, Feng Shui, kaligrafia, filozofia. W kulturze Chin, jak w żadnej innej kulturze, mamy dany dość spójny system wiedzy dotyczącej aktywności człowieka, i to system praktyczny, wart zastosowania. Wie o tym każdy, kto choć raz próbował potrawy przyrządzonej wg. Pięciu Przemian, czy doświadczył harmonii pomieszczenia urządzonego według zasad Feng Shui.
Pozdrawiam!
a.j
A mnie, pozwólcie, tkwić w moim zaścianku. Owszem – setki Chińczyków ćwiczących rankami w parkach, na podwórkach, a nawet przystankach autobusowych, to miły widok. Cóż robić, ja się po prostu źle czuję w ludzkim mrowiu. Nie lubię przypadkowych dotknięć czy otarć ludzi o siebie w tłumie, ani wielkich, masowych zgromadzeń na codzień. Przez lata całe korzystałam z miejskiej komunikacji w godzinach szczytu i tłok w nich występujący był dla mnie największą uciążliwością dojazdów. Jedyną chyba okolicznością gdy ciżba jest nie tak irytująca, są zabawy taneczne; a i tak wolę, żeby mnie wyłącznie własny partner po palcach deptał. Pewnie dlatego nie ciągnie mnie do Azji. Ich jest jak na mój gust, trochę za dużo. Co , oczywiście nie znaczy, bym chciała jakoś tę liczbę zmniejszyć. Aż taka wredna nie jestem. Razem z modą na wschodnią ezoterykę, filozofię i religie, przyszła moda także na sztuki walki, ćwiczenia ciała i umysłu, szkoły medytacji, techniki zdobnicze. Minimalizm może być skandynawski, a może być i dalekowschodni (urządzanie wnętrz)
No i jedzenie – suhi inne tego typu przysmaki… W tym tygodniu przeczytałam na portalu onet nauka, że jeżeli mody te nie miną i nadal będziemy poławiać tyle stworzeń morskich, co obecnie, to za sto lat w morzach zostanątylko ludie i medusy. Słyszysz Okoń – Ty japońskie obiadki, a tam meduzy rosną.
Jezeli Steiermark jest biedny, to ja jestem ten co to wszystkich bardzo przeprasza. Najbardziej uprzemyslowiony Land ktory ostatnio sprzedaje sie turystycznie jako kraj wulkanow.
Z ta sympatia, to jest prawda. U nas ludzie sa zyczliwi chyba z natury i wychowania. Kiedy zmarla moja zona to cala miejscowosc rzucila sie do pomocy. Teraz wszystko doszlo do rownowagi i na mnie przyjdzie kolej jesli ktos wpadnie w tarapaty.
Niedziela ma sie ku koncowi a my gonilismy, pardon, pedzilismy. Wyszly trzy gatunki. Razem ponad 20 litrow. Sliwowica, gruszkowica i brzoskwiniowka. Najbardziej wydajnym owocem sa jednak sliwki, potem gruszki a najslabsze sa brzoskwinie. Wystarczy na czysta konsumpcje, na nalewki, do ciast i tortow i na domowe lekarstwa. Robilem juz samodzielnie za gorzelanego a 16 letni syn przyjaciela robil za pomocnika.
Gonie nastepujacymi parametrami. Wszystko do 80 % idzie jako paliwo biologiczne do samochodu. Dalej do 40 % czesc spozywcza. To co pozostaje czyli fuzle idzie do nastepnej nalewki w nastepnym roku. Zacier razem z tymi fuzlani stoi co najmniej rok czyli do nastepnego sezonu. W intrnecie daja wiele przepisow ale kudy im do wiedzy tajemnej przekazywanej z pokolenie na pokolenie albo uzyskanej w drodze praktyznych cwiczen.
Okazuje sie, zbadali uczeni, ze odsetek wpadnietych w alkoholizm jest najmniejszy wsrod pedzacych. Badajac dosc duza populacje nie znaleziono ani jednego pedzacego alkoholika. Rozni ludzie mowia, zeby zlikwidowac niestety zbyt duzy alkoholizm wypadaloby zniesc wszelkie ograniczenia wyrobu szlachetnych trunkow w domu.
Nie wiem czy korelacja jest taka prosta. Sprobowac wartoby. Ludzie mieliby wtedy wolne niedziele kiedy akcyza nie pracuje.
W dalszym ciagu intensywnie pracuje nad skonstruowaniu optymalnej listy towarow do wziecia. Jutro wieczorem ide na lowy. Na porywanie Sabinek. Porywanie a nie podrywanie za przeproszeniem.
Przyjemnego wieczoru
Pan Lulek
Kczhana Alicjo,
Dzis nie robie nic. Polaczylam weze do podlewania trawy i JUZ, i to by bylo na tyle mojej ciezkiej pracy na dzisiaj.
Buzia
andrzej.jerzy,
Wlasnie czytam. Wiedzialem, ale nie wiedzialem, ze to Tai Chi Chuan. Oni mi tlumaczyli, a przede wszystkim moja zona, ale kto by sluchal…Bardzo pouczajace. Dziekuje.
@Torlin
Daj znać jak najszybciej. Wracając do siebie, o 20.oo słyszałem o tragedii w Tatrach. Mam nadzieje ze to nie ty.
Pyro, „Spokojnie chlopie” spiewal Pietrzak. Tego drugiego nie kojarze, ale fajnie brzmi. Czy pamietasz, z ktorej to dekady?
@mt7
Jak zechcesz to dam parę przykładów o uprzejmości i życzliwości.
Z przeżycia wzięte.
Wszyscy pewnie poszli spać, albo mają ciekawsze zajęcia np towaryzskie. Ja natomiast korzystam z rzadkiej w wakacje okazji dostępności do komputera (Ania poszła balować). Nie mam co czytać, dziecko muszę wysłać w tym tygodniu do biblioteki, słucham sobie Wielkiej Uwertury Rosyjskiej Prokofiewa i piszę do Was. Taki jakiś mam dzisiaj dzień rosyjski. Najpierw razem z córcią posłuchałyśmy z godzinkę zespołu „Liube” to chyba nasz ukochany od kilku lat zespół rosyjski. Mnie tam nie przeszkadza, że nacjonaliści, za to jak i co śpiewają! Hej, zazdroszczę Ruskim – to jest folk dopiero i to jest blues. I tym sposobem ja, raczej pokojowo nastawiona osoba podśpiewuję sobie nacjonalistyczny toast „Dawaj , za nas, dawaj, za was! / I za Sybir i za Kawkaz. Za swiet daliokich gorodow/ i za druzjej i za liubow” A jak! A nawet o sołdatach specnazu, co to szykują się do akcji.Śmieszna historia z tym zespołem. Mój Zięć, co to nijakich naszych sąsiadów nie kocha (no, może Szwedów, bo za wodą) oszalał na punkcie zespołu „Liube”. To on go dla nas odkrył, ściągnął z internetu całą dyskografię i nam przesłał. Sam słuchał „na okrągło” przez rok. Tak to jest, kiedy się młodzież języków nie chce uczyć. Gdyby trozumiał, co oni śpiewają, to chyba rzucałby głośnikami o ścianę. Oczywiście nie każda piosenka jest o specnazie. Jest tam sporo właśnie folku, piosenek z przedstawienia dla dzieci, młodzieżowego rocka i w ogóle różności. Jeden z programów kończy się żartobliwą piosenką „Nie waliaj duraka , Amerika” czyli w wolnym przekładzie – „nie rżnij głupa, Ameryko’ Sama radość. No, to teraz już kończę. Jutro kolejny dzień. Dobrej nocy
Nemo – jedna i druga piosenka gdzieś z przełomu 70-tych i 80-tych lat.
Mnie zdarzylo sie kilka lat temu poznac i goscic grupke grotolazow z Krasnojarska. Jeden z nich, bardzo sympatyczny, mial za soba sluzbe w specnazie na granicy chinskiej. Na pytanie, czy nauczyl sie przy okazji troche chinskiego, odpowiedzial: „My nie gawarili, my strielali!”
Droga Pyro
Ja miałem cały tydzień rosyjski , a to dzięki Radio Rossija. Dawno nie słuchałem rosyjskiego radia . Przez przypadek włączyłem tuner satelitarny szlifując gips na suficie i malując pokój. Spore zaskoczenie bo muzyka inna niż dawniej. Coś się stało bo takiego optymizmu i radości w muzyce dawno nie słyszałem. Dużo świetnych kawałków zagranych i zaśpiewanych tak, że daj Panie Boże naszym wykonawcom. Rosja się zmienia a my ciągle swoje…
Ci sybiracy przywiezli ze soba mnostwo jedzenia min. wedzonego jesiotra , wodke, a nawet ziemniaki(!) Pilismy te wodke pod arbuza, calkiem niezle polaczenie. Nie udalo mi sie sprzedac im mojego sztandarowego dowcipu o wielojezycznosci Szwajcarii. Ja im mowie, ze ze wzgledu na wielojezycznosc nawet miasta maja nazwy w 3 jezykach. Jak miasto po niemiecku nazywa sie Luzern, to po francusku – Lausanne, a po wlosku – Lugano. A oni mi na to: „To sa trzy rozne miasta. My to wiemy z internetu!” 🙂
A ja po wizycie Krakowiaków 🙂
Nostalgicznie było, bo jakżesz inaczej.
„…wielkich wypraw pod Kraków
nocnych rozmów Polaków…
wysokopiennych lasów
i bardzo dużo czasu!”
I wyobrażacie sobie, że deszcz popadał?! Ale poradziliśmy sobie i nie przejmowaliśmy się deszczem.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany moimi ukochanymi „Liube”, to prześlę via Alicja. Cieszę się, że jej się udało krakowskie przyjęcie. Misiu kochany – jak ja Ci zazdroszczę tych wiśni. Dla mnie to owoc przetwórczy nr 1 – bo i jedyne konfitury zjadane u mnie to wiśniowe (inne robię dla Krewnych – i – znajomych – Królika) i sok i nalewki i kompoty. Mam obiecane od kuzynki ale to tak za dwa tygodnie. Maliny już są, ale jeszcze w totka nie wygrałam (4,80 za 250 g) są względnie tanie brzoskwinie (5,50 / kg) i jeszcze drogie morele (9,80) Cenie porzeczek się nie dziwię, bo kto tak, jak ja rwał je wiadrami, to wie, ile roboty trzeba, żeby je zebrać.
Pyra, jeśli możliwość udostępnienia do posłuchania płyty nie sprawi zbyt wiele kłopotu, to ja poproszę. Chętnie posłucham i poznam.
Pozdrowienia, tss
Pyro,
rwalam porzeczki na wakacjach pod Gora Kalwaria jako 17-latka pewnego lata z szescioma kolezankami z licealnej klasy. Chcialysmy zarobic na wakacje, spalysmy w wiejskiej stodole przez tydzien.
Harowka to byla i podziwialysmy wiejskie kobiety, ktore potrafily nazrywac dwa razy wiecej od nas.
Praca byla po 12 godzin dziennie, a wieczorem oczywiscie chichotalysmy brudne i glodne do zasniecia. Wytrzymalysmy 10 dni. Nie z tego powodu, ale jakos porzeczek nie lubie…
Alicjo, happy Canada Day, ten kraj przyjal mnie i moja rodzine bardzo zyczliwie juz ponad 20 lat temu. Lubie poludniowe Ontario, jego male miasteczka i starenkie wioski… Z przyjemnoscia slucham odglosow wybuchow sztucznych ogni dzis wieczorem, tylko moj pies sie jezy…
Slucham wybranej muzyki operowej (Operamania, London’s Decca Music), nie mam talentu do muzyki, ale serce mnie do nie rwie), mysle ze jezyk rosyjski jest taki „muzyczny”…
Znalazlam serbskie mozelskie wino w pobliskim sklepie, przepyszne…
Probuje sie przestawic na klasztorne menu od powrotu z wakacji z Polski/Niemiec dwa tygodnie temu i jakos nie moge sie zebrac. Kazdy dzien to nowa porazka… Dzis upieklam nizwykle chudy plat surowego boczku. Do tego chleb z kminkiem i musztarda…
Temperatura za oknem spadla do 18 C i mowie wam, ten boczek smakuje nadzwyczjnie…
Za porada mojej Mamy dodalam galaz lubczyku do kapusniaku z mlodej kapusty, polecam…
Gratulacje dla polskiej pilkarskiej mlodziezy, niestety kanadyjska padla plackiem w walce z Argentyna.
ciao,
a
Aniu Z. – ja tu już 25 lat, i właśnie wspominaliśmy sobie dzisiaj z Krakowiakami, rodzicami naszych przyjaciół (w miare często przyjeżdżają do starych dzieci!), z którymi los nas tu gdzieś rzucił niechcący ćwierć wieku temu.
Nasze dzieci były malutkie, a myśmy chyba też tacy młodzi byli, albo mi się zdaje 🙂
Ale zgodziliśmy się co do tego, ze Kanada to wyjątkowo przyjazny kraj dla każdego.
Prawda? Założę się, że Lena też by się pod tym podpisała!
A propos trzymania kciuków za jakąkolwiek drużynę sportową. Po pierwsze trzymam za Polaków, po drugie za Kanadyjczyków , a jak juz byliby naprzeciwko, no to… za Polaków 🙂 No ale Polacy z Brazylią, to nawet ja, niekoniecznie sportem interesująca się, wiem , ze to naprawdę coś.
Ale na zakończenie pokażę Wam parę najlepszych przyjaciół z dzieciństwa, bo o tym było powyżej. Maciek i Weronika (Weroniki komunia).
http://alicja.homelinux.com/news/31.jpg
Holender jasny, dzieci nam wyrosły , postarzały się wręcz:)
Serbskie Mozelskie wino. O rany. Wina mozelskie oryginalne o ile mnie pamiec nie zawodzi rosna w dolinie rzeki Moza. W Niemczech. Bardzo podobne w gatunkach byly wina na Ziemi Lubuskiej. Ale w Serbii?. Ciekawe. Moze zawlekli sadzonki i nie majac innej nazwy tak ochrzcili. Mozelskie wina, te ktore najbardziej lubie to jasne, lekkie odrobine musujace. Sa i inne, kwestia smaku.
Dzisiaj pieke chleb na pomylce. Pomylilem sie i do sloika z mielonym kminkiem wrzucilem suszone sliwki. Teoretycznie mozna jesc i jest zdrowe jak to kminek ale nie bylo w moim guscie. Jako oszczedny czlowiek kupilem drozdze i zastanawialem sie co dalej robic. Zrobilem remanent co jest w domu i znalazlem. Przyprawy do pieczenia chleba.
Pieczenie chleba, podobnie jak rodzenie dzieci jest coraz bardziej w modzie. To, ze autor potomstwa bierze aktywny udzial jako pomoc zaczyna byc standardem. Zawod poloznej zaczyna odzywac. Podobno dzieci lepiej wychowuje sie przy zastosowaniu metod naturalnych.
Dalej oczywiscie maka. Znalazlem kukurydziana gatunek 700 i grysik wiedenski. Ten jest dobry na podsypke.
Kiedy byla w gosciach moja wnuczka przypomnialem jej, ze jej pradziadek mial we wsi Wilga kolo Garwolina wiatrak i robil do dzis legendarne maki i kasze a babcia wypieki. W rodzinie byl tez piekarz, autentyczny. Agnieszka, moja wnuczka, poprosila, zebym dla nich, mlodych, upiekl chleb albo bulki. Upieklem. Po dwu dniach nowy postulat. Teraz cos na droge i bylo.
Wracajac jednak do chleba. Drobno pokrojone nozem sliwki z kminkiem i przyprawe do pieczenia chleba zagniata sie z drozdzami, lepsze sa swieze anizeli suszone i koniecznie piwne. Dobrze jest uzywac wody mineralnej z babelkami wtedy ciasto bedzie bardziej kruche. Zagniatac rekami a nie zadnym mikserem. Rece dobrze jest umyc przed zagniataniem. Podobno jednak niekoniecznie. Wtedy chleb jest bardziej biologiczny a potem rece czyste. Ja jednak rece umylem. Tak bardzo biologiczny to ja nie jestem. Kiedy ciasto odchodzi od dloni, nalezy fomowac gotowe wypieki. Chleby, bulki, rogaliki, ciasteczka.
Moj dzisiejszy chleb bedzie troche podobny do miejscowego do ktorego dodaje sie wiele suszonych owocow. To jest taki chleb swiateczny. Teraz czekam w nerwach czy odpowiednio urosnie, im wolniej tym lepiej a potem pojdzie do pieca, 175 stopni Celsjusza do zrumienienia, potem lekko skropic woda i dalej piec. Robie to pedzlem. Jak drewniany szpikulec po wyciagnieciu podczas proby jest suchy wylaczyc piec, troche odczekac i wyciagnac chleb do ostygniecia. Smarowanie woda podczas pieczenia zwieksza grubosc skorki.
Jak uda mi sie porwac dzis wieczor Sabinke z autobusu Gdynia Neapol, to jutro na sniadanie dostanie swiezy chleb z maslem i miodem.
Jak nie bedzie smakowalo, to wsadze ja w nastepny autobus i niech sobie jedzie do samego chociazby Neapolu.
Tydzien sie zaczal, napewno wspanialy dla Was wszystkich.
Pan Lulek
Panie Lulku, a ja proszę niech Pan spróbuje tak:
Chleb Piotra
1 kg mąki szymanowskiej, 3 paczki otrąb pszennych prażonych, 3 paczki suchych drożdży lub 10 dag zwykłych, garść pestek ze słonecznika, garść orzechów laskowych, garść orzechów włoskich, 1łyżka majeranku,1 łyżka oregano, 1 łyżka kminku, 1 łyżeczka czarnuszki, 1 czubata łyżka soli, 1 l ciepłej wody, 1 łyżeczka cukru plus ? szklanki ciepłej wody do wyrośnięcia drożdży
Drożdże rozczynić i odstawić do wyrośnięcia. Wszystkie suche produkty wymieszać i dodać wyrośnięte drożdże oraz 1 l wody. Wyrabiać ciasto rękami 5 i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 30 min. Przelać (nie za gęste) ciasto do wysmarowanego i wysypanego mąką prodiża. Piec 60 min. Po tym czasie przykryć z wierzchu folią aluminiową i piec kolejne 6o min. Wyjąć z prodiża i ułożyć na kratce by chleb odetchnął i wystygł