Panie Piotrze , ślinka cieknie. Ja rzeczywiście robię na odwrót i znacznie ostrzej. Na tłuszcz rzucam drobno siekaną cebulę, smażę do zeszklenia, na to rzucam kurki – solę, pieprzę, dodaję suchy majeranek (kurki wyjątkowo zyskują na majeranku) czekam 2 – 3 minuty, aż grzyby puszczą sok, jeszcze minutkę smażę same grzyby i dopiero w to wlewam jaja. Na wydaniu solę i wrzucam odrobinę szczypiorku. Ta sama jajecznica z kurkami na gorących tostach + sałata, to lekki południowy albo kolacyjny posiłek. Mniam, jak ja to lubię! I jak Pan Adamczewski wie, co ja lubię (dokąd nie każe mi jesć ośmiornicy itp okropieństw).
Szanowny Panie Gospodarzu !
Wszelkie przepisy czytam. Usilowalem nawet nadazac. Nie wyszlo, zbyt wiele. Ciekaw jestem co by bylo gdyby tak kazdy blogowicz zaraportowal aktualna wage w kilogramach. Moznaby zbadac korelacje tematycznych skutkow poszczegolnych blogow. Sadze jednak, ze blog Pana Adamczewskigo nie nalezy do zbyt ciezkich. Mam na mysli dane przecietne. Na poczatek proponuje ograniczyc sie tylko do jednego parametru, wagi. Potem moznaby poglebic badania uzupelniajac dane na przyklad o wzrost blogowicza. Inne parametry znajda sie same po drodze. Ja osobiscie stawiam na wadze 72 kilogramy.
Jaka to waga w boksie. Kto wie ?
Ta jajecznica z kurkami to prawdziwa bomba, kaloryczna. Dobrze jest dodac odrobine chudego mleka. Nie scina sie tak predko i mniej przykleja do patelni. Dzisiaj, przed chwila probowalem bo mialem jeszcze, wczoraj w lesie znaleziona kurki.
Ale jaja
Pan Lulek
pewnie srednia?, wazysz Pan jak wiekszy indyk i przejmujesz sie taka mala bombka?, poszukam w niedziele kurek na targu i tez se zrobie kaloryczne Nagasaki, slinyscie mi narobily
Borsuk – jeżeli będziesz mieszał – to dalej jajecznica. Jezeli natomiast będziesz smażył masę jajeczną „podlewając” ją pod spód zcietej masy, to bedzie omlet, enchilada itp
Ania_shmania (witaj!), przemowila rowniez w moim imieniu. Prosimy o odglosy natury, gdaczacych kurek i naszczekujacych psow oraz ewentualnie skwarek skwierczacych na patelni 🙂
Ja tymczasem dryluje czeresnie i wygladam jak ofiara odry, wszedzie czerwone punkty. Moja drylownica ma podobno wydajnosc 12 kg/h, ale ja nie stachanowiec. Pyro, dzieki za porade. Polowa owocow juz zjedzona, zrobie jeszcze kompot z czerwonym winem i ciasto na wieczorne zebranie klubu grotolazow (przy ognisku, jak nie bedzie lalo) i bedzie po ptakach. Kirsch mam obiecany od wlasciciela tej starej czeresni. Najpierw nastawia sie w beczulkach, jak to nazwalas – berbeluche. Potem w zimie pojawia sie licencjonowany destylator z przewoznym urzadzeniem i destyluje chlopu, co ten ma do destylacji. Chlop moze zatrzymac na uzytek wlasny i dla krow (tak!) odpowiednia ilosc alkoholu (sliwowicy, kirschu, calvadosu). Nie moze tym handlowac i sam destylowac, za to ma fachowo wyprodukowany bimber wysokiej jakosci.
Ta ilosc alkoholu na wlasne potrzeby, to 5 l na dorosla osobe i 1 l na krowe (konia) na rok. Przelicza sie na czysty alkohol. Za reszte nalezy zaplacic podatek w wys. 29 Fr/l czystego alk. lub oddac panstwu. Alkoholem, za ktory zostal uiszczony podatek, mozna handlowac.
To krowy i konie piją?
Człek się całe życie uczy! 🙂
Jak się kiedy zbiorę w sobie, to napiszę, jak mój dziadek różne jadalności rychtował.
Na razie nie mam siły, bo szykuję i wyrzucam jedzenie dla mojej Mamy. Tak mnie to dołuje, że słabo mi się robi, kiedy myślę o gotowaniu.
No to ja powiem jak ja robie OMLET z kurkami.
Zaczynamy tak jak Pyra powyzej – cebulka, kurki, sol.
Zgarniamy je z patelni na inny talerzyk. I przystepujemy do robienia omletu.
W miseczce LEKKO rozbeltujemy jajka, dodajac sol i ew. jakies swieze ziola jesli sa pod reka.
Na patelnie wlewamy lyzke oleju i czekamy kiedy zacznie sie on gotowac – na powierzchni pojawia sie malutkie pecherzyki i zacznie sie unosic z patelni malutki dymek.
Wtedy dodajemy lyzke masla, czekamy, az sie polaczy z olejem i na to wylewamy jajka.
Teraz – lapy precz od patelni. Czekamy cierpliwie kiedy jajko wokol brzegow patelni zacznie sie scinac, bielec. Wtedy zabkami widelca wszystlko co biale sciagamy na srodek patelni , i te czynnosc powtarzamy az cale plynne jajko sie zetnie.
Wtedy wykladamy nan grzyby i skladamy omlet na pol.
Gotowe.
Zsuwamy na talerz zlocisty, rumiany i pachnacy omlet.
mt7, a jak myslisz, od czego ta Milka taka fioletowa? 🙂
Widze, ze masz zgryz z zywieniem rodzicielki. Mozna Ci jakos pomoc? Na czym polega problem? Stosujesz jakas diete? Sprobuj wlaczyc Mame w proces przygotowywania posilkow, o ile jest w stanie i ma ochote cos robic. Moj znajomy prowadzi dom opieki dla bardzo starych staruszkow. Srednia wieku to 85 lat. Wiekszosc z nich ma Alzheimera, ale on integruje ich w ten sposob, ze pozwala na udzial w prostych zajeciach, jak obieranie marchewki czy krojenie warzyw. To bardzo uspokaja i daje staruszkom poczucie bycia waznymi i potrzebnymi. Nie chce sie tu wymadrzac i doradzac, ale martwi mnie przebijajace z Twoich postow zmeczenie i rozgoryczenie.
Nemo, to są problemy, których nie da się racjonalnie oswoić.
Ja to jedzenie wożę do Mamy z Jelonek na Bródno, gaz u Mamy jest wyłączony, pozostaje kuchenka, na której można coś podgrzać. Mama ponad rok temu zachorowała na urosepsę, szpital mi ją oddał i choroba się wróciła, nikt jej nie chciał przyjąć z powrotem. Nie będę opisywać horroru. Mama wyżyła, w międzyczasie doszła do wniosku, że chcę ją otruć, oskarżała mnie o kradzieże. Jest pod opieką psychiatry, ale co z tego?
Była już przez parę miesięcy w domu opieki u sióstr zakonnych, nie chciała u nich być, chce mieszkać u siebie. Ja nie chcę sprawiać jej bólu, ale z trudem zbieram się do życia. Mama nie ma poczucia czasu, myśli, że to ciągle ten sam dzień, a to już dwa dni minęły. Nic tu nikt nie poradzi, trzeba to jakoś przeżyć. W Polsce nie ma takich ośrodków, które mogą jakoś pomóc rodzinie. Są hospicja dla chorych na raka, ale w krytycznym momencie z odwodnioną, umierającą matką nie mogłam znaleźć pomocy w żadnej instytucji. Dopiero siostry koło Wyszkowa zgodziłym się przyjąć Mamę i udzielić jej pomocy.
Nie umiem się podnieść z tego doświadczenia, przeraża mnie przyszłość i beznadziejność moich wysiłków.
Przepraszam, naprzędłam smutków.
Trzymajcie się. 🙂
Ludzie, co Wy wyrabiacie.
Destyluje sie wedlug dwu terminow. Po pierwsze w sobote, bo wtedy Pan od akcyzy jest na weekendzie i nie zajmuje sie glupstwami. Po drugie podczas urlopu Pana akwizytora i wtedy zaprasza sie jego jako doradce bo on jest wtedy osoba prywatna. Odnalazlem niedawno stara ksiazeczke na temat robienia przetworow alkoholowych dla celow domowych. Rok wydania 1946, Miejsce wydania Wieden. Wtedy byl to rodzaj wydawnictw nie podlegajacy zadnej kontroli wladz wyzwolenczych. W roku biezacym rozpoczynamy w najblizsza niedziele o godzinie 8.00. Bedzie trwalo kilkanascie godzin. Swieto koscielne jest w tym roku w sobote, dnia 30 czerwca i pan Akcyzer musi w najblizszy weekend czynic wlasne przygotowania koscielne a zatem powietrze jest czyste. Czuje sie jak ornitolog ktory zna sie na ptakach teoretycznie. Zreszka zawsze bylo tak, ze jak pedzilem to nie probowalem swoich produktow. Dopiero jak sie ustaly, po kilku miesiacach czynilem degustacje.
Jak dobrze pojdzie to chyba trzeba bedzie dopisac cos do listy na wyjazd na Walne Zgromadzenie blogowiczow.
Prosze trzymac kciuki, zeby sie smak udal.
Pan Lulek
Droga Mario.
Opiekowałem się moją Mamą podczas choroby nowotworowej i wiem jak trudna jest opieka nad rodzicami gdy odchodzą . Mimo ogromnego cierpienia mama zachowała świadomość i normalne myślenie do końca. Zasneła dwa dni przed śmiercią .
Teraz opiekuję się ciotecznym bratem mojej mamy który mieszka z nami od pięćdziesięciu lat . Teraz ma 86 lat jest jeszcze w miarę samodzielny ale nie wiem co będzie dalej . Nigdy nie myślałem o domu opieki czy domu starców . Staram się jak mogę ale zdażają się momenty ,że mam dośc. Opieka nad starymi ludźmi to ciężki kawałek chleba. Ale może na tym właśnie polega człowieczeństwo i miłość do bliźniego.
Droga mt7,
podpisuję się pod Misia wpisem. Nie wiadomo, co nas na starość czeka. Serce boli, ale cóż, nie każdy z nas dożyje sędziwego wieku w pełni władz fizycznych i umysłowych. To nie jest beznadziejność Twoich wysiłków, bo chyba nic więcej nie możesz zrobić, i nic w tej sytuacji poprawić. Nie zmienisz stanu fizyczno-psychicznego Mamy. Ale jesteś w zgodzie ze swoim sumieniem, że robisz, co możesz. Znam (tutaj) takich, co bez oglądania się za siebie oddają rodziców do całkiem niezłych tutaj domów opieki, chociaż stać ich byłoby na utrzymanie i nawet dochodzacą opiekę. Ale nie chcą sobie psuć obrazka codziennego dostatniego życia, więc taką uciążliwą babcię do domu…
I jakkolwiek te domy u nas są na poziomie (bywałam), to starszych ludzi *dobija* to, ze są w takim samym towarzystwie. Jedni maja problemy mentalne, inni fizyczne – i nikt nie mówi tego głośno, ale wiadomo, ze to poczekalnia do tych tam niebios. Trzymaj się, Mario, a i nie martw się, że „naprzędłaś”.
C’est la vie.
mt7 – każdy z nas ten etap przechodzi. Ty masz o tyle trudniej, że musisz do Mamy dojeżdżać, a swój dom też czeka. Mnie się tak ułożyło, że przez kilkanaście lat zawsze miałam pod opieką kogoś ciężko poszkodowanego. Kolejno snuły się lata – 1976 – 77 umierała moja Teściowa dzień i noc głośno modląc się o śmierć i o zmiłowanie. Gdybym miała czym (albo była dostatecznie zdeterminowana) tobym jej pomogła umrzeć. Tu chcę powiedzieć, że była to osoba głęboko wierząca i bardzo mi bliska. Jej Bóg nie miał litości. Umierała w jednym pokoju z szalejącymi, zdrowymi 8 letnimi bliźniaczkami i dorastającym wnukiem, a także synową i synem. Ludzie też nie mieli litości, więc czemu Bóg miał ją mieć? W dwa lata potem przeniosła się do mnie moja Matka, bo po śmierci Ojca co to zawsze wszystko załatwiał i wszystko planował nie umiała sobie poradzić, a inne dzieci „nie miały warunków” Ja – jak już napisałam wyżej – warunki takie miałam. Nie trwało więcej, niż kolejne dwa lata i Matka wyądowała (po znajomości wielkiej) w szpitalu z udarem mózgu. Po 2 tygodniach uciekła stamtąd. Żyła jeszcze do 91 roku, a jak żyła, to ja tylko wiem. Na szczęście (dla mnie) nastał stan wojenny i komisarze wojskowi – więc dostałam wreszcie 3 pokojowe mieszkanie, na które czekałam 14 lat. Zapisałam się do spółdzielni kiedy zdecydowaliśmy się na 2-gie dziecko, dostałam, kiedy bliźniaczki przeszły do VIII klasy. A do komisarza napisałam pytając, skąd zarząd spółdzielni wie, że już prawie czas dać mi przydział w domu Złotej jesieni. Wprowadziliśmy się – no, luksus. Był lipiec 82 roku w maju 91-go, ledwie pochowałam Matkę, mój ślubny skończył z ciężkim, rozległym udarem mózgu (dwuogniskowym) Żył do listopada ub. r. z tym, że takich udarów przeżył jeszcze dwa. Zabił go czwarty i :Pogotowie ratunkowe, na które czekałam 45 minut patrząc, jak mi mąż umiera w wielkim cierpieniu. Być może jestem złym człowiekiem (nie wierzcie, że cierpienie uszlachetnia) ale ja dopiero od paru miesięcy czuję się emerytką – niczego nie muszę. Ja już swoje odsłużyłam. Mam dość. I trzeba by chyba (tfu, na psa urok) żeby nieszczęście dotknęło któreś z dzieci, żebym się znów dała zaprzęgnąć do kieratu.
Chyba każdy z nas ma swoje ciężkie przeżycia z rodzicami gdy Ci się postarzeją. Dla mnie cięzkim wyrzutem sumienia i dramatycznym wspomnieniem sa ostatnie miesiące mojej Mamy, która zamieszkała z nami, oddając swoje mieszkanie naszje córce. Mama miała raka i cierpiała strasznie a ja pomagałem pielęgniarce, ktora wstrzykiwała Jej morfinę by zelżał ból. Krzyk Mamy: to ty pomagasz mnie dręczyć tej babie – do dziś dźwięczy mi w uszach. Wiem, że Jej starłem sie ulżyć ale mimo to cierpię gdy mam takie sny. Nie da się tego uniknąć jesli się kocha swoich rodziców. Jeśli zaś zaniecha się pomocy to wyrzuty sumienia są jeszcze silniejsze.
Staram się tak zestarzeć (czy raczej nie zestarzeć) i nagromadzić tyle środków (czyt. pieniędzy), by moja córka i wnuki nie musiały tego przeżywać.
Pisz Sławku, pisz i przerwij tę naszą wspólną martyrologię. To jest blog radosny tylko czasem nostalgiczny i pocieszający zmartwionych. Ale życie musi toczyć się dalej – jak spiewł pewien nieżyjący juz wielki artysta!
Pisz Sławku, pisz i przerwij tę naszą wspólną martyrologię. To jest blog radosny tylko czasem nostalgiczny i pocieszający zmartwionych. Ale życie musi toczyć się dalej – jak spiewł pewien nieżyjący juz wielki artysta!
Słuchajcie – a wezmy się i mimo wszystko zacieszmy, że żyjemy i tyle życia, póki jest, a co będzie, to będzie. Zaprogramować się tego nie da! Chyba za cały blog mogę powiedzieć, że za podpórkę sobie służymy, jak potrzeba. Gospodarz powiedział – chyba każdy z nas ma takie doświadczenia poza sobą i przed sobą, dlatego rozumiemy się wpół słowa, ci, co maja takie doswiadczenia za sobą.
Cholera… u mnie trzecia burza! Zbliża się 15-ta, a ciemno jak o 21-szej. Pierony dookoła. Ja chyba taka odważna, bo rozmawiając z przyjaciółką z Polski wypilam dwie lampki wina za wiadome zdrowie.
Pomoże – nie pomoże… ale smakuje! Ojej! Ale walnęło! Zmywam sie pod biurko…
A pewnie
„Niech żyje Bal,
bo to życie to bal jest nad bale.
Niech żyje bal.
Drugi raz nie zaproszą nas wcale.
Orkiestra gra, jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień warty dnia,
a to życie toastu jest warte”
Chyba jedna z dwóch najpiękniejszych piosenek Osieckiej.
Aluniu! Twoje zdrowie (biezbyt elegancko Pyra pije – nie ma bąbelków, nie ma dobrego winka, ma likierek truskawkowy ale w prześlicznym kryształowym kieliszeczku poj.20g) No więc sączę sobie ten likierek w charakterze czekoladki (maczając tylko koniudszek własnego ozorka), smakuje mi, ciepło o Tobie myślę.
U nas też była burza. Jedna tylko, ale trwała 5 godzin. Nie mogła się ani na dobre rozszaleć, ani skończyć.
A! To już mam pełną jasność, z numeru telefonu J-23 skorzystam.
Pyro, a w zyciu z tego spirytu z lab-geolo, Ty wiesz, jak to śmierdzi?! Bynajmniej nie spirytusowo.
Burza chyba ciagle nad głową, ja mam nadzieję Nemo, że nie posiekalo mi tych golden cherry tomatoes heritage !!! Nie zdążyłam załapać donic pod daszek 🙁
Zrobilam zdjęcia z burzy, desperado jestem, chociaż się boję, zaraz włożę sznureczek, bo jeszcze grzmi, a ja musze sie czymś zająć.
Ja Was umalaju, izwinite. Nie chciałam nikomu psuć nastroju, Nemo zapytał, to się rozżaliłam.
Już mi lepiej.
Zdrówko Alecek (bo jest ich kilka) i Wasze. 🙂
Jaką ja kiedyś przeżyłam pięęęęęękną burzę w Czorsztynie nad Zalewem. Bajka! Otwarły się niebiosa. Że ja wtedy nie zrobiłam zdjęć, tylko stałam w nocy zachwycona. Gdzieś wybuchł pożar, zaczerwieniło się niebo, słychać było dramatyczne syreny straży. A pioruny były niesamowite. Biły w wodę. Pewnie poza domem bym się bała, bo jak mnie w górach burza przydybała, to niezłego stracha miałam. 🙂
Parasol wyciągnęłam z piwnicy dzisiaj, żeby przemyć i tak dalej, nic mu się nie stało, a zostało wstępnie umyte 🙂
… a patio nowe, pochwalę się, jak juz wszystko poustawiam na miejscu, bo dokumentację jak zwykle zrobiłam.
O, zdaje sie, że pan J. wreszcie się dotelepał na swoim dwukołowym porsche.
Idę chłopa nakarmić i napoić, ale dosuszyć to niech się już sam dosuszy.
Alicjo, toz to prawie zaby z nieba, ach, strach, rozszablilem flaszke na Twoja intencje, nie dasz sie przeciez byle piorunowi, wrocilismy wlasnie z Lepsza od Japonczyka, nieco byl podrabiany, ale pozytywnie jadalny, sacze reszte babli zaTwoje i Nasze, Panapiotrowa podroz ze szczupakiem, obudzila niektore wspomnienia i tu drobna precyzja odnosnie ww, szczupaczek powyzej ok. 1,5 kg, to jest prawie niejadalna podeszwa moj Stary :), nigdy wiekszych do chalupy nie znosil, wiedzial, co robi, a mnie sie kiedys trafilo wyciagnac zwierze 6-7 kg, bylem bardzo dumny i szczerze przekonany, ze banda glodomorow z roku, cosmy byli zacumowali na polu namiotowym pod Zielona Gora, nad jeziorem, rozwinie czerwony dywan, owszem, rozwineli i zwineli szybko po probie degustacji, cholerstwo suche, bez smaku i na granicy trawiennosci, przestawilem sie szybciutko na uklejki, do tego kosztowalo mnie to pare piw w celu zalagodzenia kulinarnych dyskomfortow, wiec szczupak tylko strzelczyk, tudziez niewiele wiekszy, inne do taxidermisty, na deske i na sciane, jesli ktos lubi, te male nieco osciste, ale za to jaki smaczek,
pozdrawiam,
taki tam, co lubi ryby
Sławeczku – bo te większe to właśnie nadają się na faszerowane delicje i do galarety. Ugotowane w wywarze i ostudzone w nim, gdzież tam suche! Nie nadają się natomiast do smażenia.Można także piec je w folii grubo wysmarowanej masłem i obficie polane mocnym alkoholem -np ginem, calvadosem, grappą i pozostawione w chłodzie na kilka godzin, a potem w piekarnik.
Alicjo piekę ciasto z truskawkami na grubej patelni berghofa. Zawsze robię na niej pizzę bo ciasto wyrasta bardzo ładnie i smakuje wszystkim nadzwyczajnie. Zdjęcia nie zrobię bo aparat został w pracy. Będą jeszcze dwie blaszki zwykłego drożdżowego z kruszonką. Będziemy świetować cały piątek. 🙂
Hej, jestem po ognisku i miedzy dwiema burzami. Sorry za sprowokowanie do smutnych refleksji, ale jak widac, kazdy z nas ma swoje zgryzoty i czasem ulzy opowiedziec komus, albo poczytac, ze nie tylko nam los nawkladal kamieni do plecaka.
Ze szczupakiem Pyra ma absolutnie racje, to w ogole nie jest ryba do smazenia. U mnie w domu (ojciec przynosil szczupaki dosc czesto) zawsze byla pieczona lub gotowana i w galarecie, a w Norwegii robi sie z niej delikatne gotowane klopsiki. Oczywiscie jest z tym duzo roboty, smazenie jest o wiele prostsze.
Panie Lulku, ja nie mieszkam w k.u.k. Monarchii! Tutaj ludzie sa subordynowani i nikt nie posiada nielegalnego urzadzenia do destylacji. Tylko specjalna licencja uprawnia do pedzenia, a te sie dziedziczy z dziada pradziada. 🙂
Aha i jeszcze jedno: 5 owiec to tyle, co jedna krowa (przydzial alkoholu na twarz).
Alicjo, pilnuj pomidorow, bo ja licze na nasionka! Gratuluje nowego patio, w sam raz na imieniny!
O burzach w gorach napisze innym razem, bo samo wspomnienie podnosi mi wlosy na glowie i nie zasne so pozna 🙁
Ciasto imieninowe wyszło bardzo dobre i ćwiartka z truskawkami została zjedzona. Dzwoniłem telefonicznie i chciałem złożyć życzenia osobiście ale wyszłaś do sklepu za rogiem, a potem zabrakło środków na koncie bo przegadałem z G.O 🙂 Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Zostało pół godzinki i wyjmę następne ciasto.
ciasto pewnie juz wystyglo i zaloga poszla spac, wiec tak szybciutko potwierdze tylko wiedze Pyrno-Nemowa, odnosnie pana szczupaka, jasne, ze tak, ale jak sie ma ok. 20 wiosen i ochote na zaimponowanie towarzystwu taaaka ryba, a do dyspozucji ognisko i maszynke benzynowa do gotowania wszystkiego, wiec rybka mogla byc tylko faszerowana moja duma, a galareta z moich lez niejadalnej hanby, mrowki za to, pewnie ciesza sie do dzis, temat zas prawie przestal istniec, z racji rzadkosci wystepowania gatunku w moich okolicach, przyparty do muru konkurencja sandacza i suma zszedl do podziemia i niechetnie udziela sie na haczyku,
a tak na dobranoc:
robakowa do robakowej: -gdzie maz?
– a, wyciagneli go na ryby
Jest rano. Upał zelżał i trochę popadało. To doskonały czas na zbieranie jadalnego zielska. Jadę więc na wieś i będę odżywiał się roślinkami. A jakimi to możecie zobaczyć w dzisiejszym tj. piatkowym felietonie. No i żebyście się nie martwili, że nadmierne schudnę albo wręcz szczezne na tych zielskach to dodam, że strawie roślinnej będą towarzyszyć i inne dania. A jakie to dopiero zobaczymy. Najpierw – na łąkę, potem – na rzekę, a w końcu do piwniczki marsz!
A ja Wam powiem moim bladym świtem i po piatej gwałtownej burzy z pieronami (juz sie zdążyłam naużalać w Budzie i nie tylko), że lubie rybę smażoną po pierwsze primo. Pieprz , sól, otoczyć w mące i na olej rozgrzany. Jak już poznam ten pierwszy smak danej ryby, to potem można z nią wyczyniać Bóg wi co.
Co z naszym przewodnikiem turystycznym po knajpach?! Dwa wpisy???
A swoja droga, Stefan wpadł, zadał temat, a sam nic nie napisał „w temacie”.
Ze też nie ma na takich kary!
P.S. Panie Lulek, wpisał się Pan u Doroty, ale zapomniał tutaj 🙂
Kochana Alicjo,
Ja nie jestem przeciwna pomidorom!
Moj syn mowi, ze mama jest rybno-pomidorowa.
Pa, pa ide grilowac z rodzinka. Nic wyszukanego, steki, pieczone ziemniaczki i kukurydza (takie bylo zamowienie rodzinki, nie maja wyszukanych smakow).
Buzia
Aby komentować, zaloguj się na konto portalu Polityka.pl
Komentarze
Panie Piotrze , ślinka cieknie. Ja rzeczywiście robię na odwrót i znacznie ostrzej. Na tłuszcz rzucam drobno siekaną cebulę, smażę do zeszklenia, na to rzucam kurki – solę, pieprzę, dodaję suchy majeranek (kurki wyjątkowo zyskują na majeranku) czekam 2 – 3 minuty, aż grzyby puszczą sok, jeszcze minutkę smażę same grzyby i dopiero w to wlewam jaja. Na wydaniu solę i wrzucam odrobinę szczypiorku. Ta sama jajecznica z kurkami na gorących tostach + sałata, to lekki południowy albo kolacyjny posiłek. Mniam, jak ja to lubię! I jak Pan Adamczewski wie, co ja lubię (dokąd nie każe mi jesć ośmiornicy itp okropieństw).
Prosty przepis, a jaki efekt! Sympatyczny filmik, tylko po co ta irytujaca muzyka? wilgi i zurawie mialo byc slychac..
Szanowny Panie Gospodarzu !
Wszelkie przepisy czytam. Usilowalem nawet nadazac. Nie wyszlo, zbyt wiele. Ciekaw jestem co by bylo gdyby tak kazdy blogowicz zaraportowal aktualna wage w kilogramach. Moznaby zbadac korelacje tematycznych skutkow poszczegolnych blogow. Sadze jednak, ze blog Pana Adamczewskigo nie nalezy do zbyt ciezkich. Mam na mysli dane przecietne. Na poczatek proponuje ograniczyc sie tylko do jednego parametru, wagi. Potem moznaby poglebic badania uzupelniajac dane na przyklad o wzrost blogowicza. Inne parametry znajda sie same po drodze. Ja osobiscie stawiam na wadze 72 kilogramy.
Jaka to waga w boksie. Kto wie ?
Ta jajecznica z kurkami to prawdziwa bomba, kaloryczna. Dobrze jest dodac odrobine chudego mleka. Nie scina sie tak predko i mniej przykleja do patelni. Dzisiaj, przed chwila probowalem bo mialem jeszcze, wczoraj w lesie znaleziona kurki.
Ale jaja
Pan Lulek
pewnie srednia?, wazysz Pan jak wiekszy indyk i przejmujesz sie taka mala bombka?, poszukam w niedziele kurek na targu i tez se zrobie kaloryczne Nagasaki, slinyscie mi narobily
czy jajecznica z papryką, pomidorami, cebulką i kawałkami kiełbaski to jeszcze jajecznica, czy już omlet?
Borsuk – jeżeli będziesz mieszał – to dalej jajecznica. Jezeli natomiast będziesz smażył masę jajeczną „podlewając” ją pod spód zcietej masy, to bedzie omlet, enchilada itp
Ania_shmania (witaj!), przemowila rowniez w moim imieniu. Prosimy o odglosy natury, gdaczacych kurek i naszczekujacych psow oraz ewentualnie skwarek skwierczacych na patelni 🙂
Ja tymczasem dryluje czeresnie i wygladam jak ofiara odry, wszedzie czerwone punkty. Moja drylownica ma podobno wydajnosc 12 kg/h, ale ja nie stachanowiec. Pyro, dzieki za porade. Polowa owocow juz zjedzona, zrobie jeszcze kompot z czerwonym winem i ciasto na wieczorne zebranie klubu grotolazow (przy ognisku, jak nie bedzie lalo) i bedzie po ptakach. Kirsch mam obiecany od wlasciciela tej starej czeresni. Najpierw nastawia sie w beczulkach, jak to nazwalas – berbeluche. Potem w zimie pojawia sie licencjonowany destylator z przewoznym urzadzeniem i destyluje chlopu, co ten ma do destylacji. Chlop moze zatrzymac na uzytek wlasny i dla krow (tak!) odpowiednia ilosc alkoholu (sliwowicy, kirschu, calvadosu). Nie moze tym handlowac i sam destylowac, za to ma fachowo wyprodukowany bimber wysokiej jakosci.
Ta ilosc alkoholu na wlasne potrzeby, to 5 l na dorosla osobe i 1 l na krowe (konia) na rok. Przelicza sie na czysty alkohol. Za reszte nalezy zaplacic podatek w wys. 29 Fr/l czystego alk. lub oddac panstwu. Alkoholem, za ktory zostal uiszczony podatek, mozna handlowac.
To krowy i konie piją?
Człek się całe życie uczy! 🙂
Jak się kiedy zbiorę w sobie, to napiszę, jak mój dziadek różne jadalności rychtował.
Na razie nie mam siły, bo szykuję i wyrzucam jedzenie dla mojej Mamy. Tak mnie to dołuje, że słabo mi się robi, kiedy myślę o gotowaniu.
No to ja powiem jak ja robie OMLET z kurkami.
Zaczynamy tak jak Pyra powyzej – cebulka, kurki, sol.
Zgarniamy je z patelni na inny talerzyk. I przystepujemy do robienia omletu.
W miseczce LEKKO rozbeltujemy jajka, dodajac sol i ew. jakies swieze ziola jesli sa pod reka.
Na patelnie wlewamy lyzke oleju i czekamy kiedy zacznie sie on gotowac – na powierzchni pojawia sie malutkie pecherzyki i zacznie sie unosic z patelni malutki dymek.
Wtedy dodajemy lyzke masla, czekamy, az sie polaczy z olejem i na to wylewamy jajka.
Teraz – lapy precz od patelni. Czekamy cierpliwie kiedy jajko wokol brzegow patelni zacznie sie scinac, bielec. Wtedy zabkami widelca wszystlko co biale sciagamy na srodek patelni , i te czynnosc powtarzamy az cale plynne jajko sie zetnie.
Wtedy wykladamy nan grzyby i skladamy omlet na pol.
Gotowe.
Zsuwamy na talerz zlocisty, rumiany i pachnacy omlet.
PS. Wybitna zaleta przyrzadzania omletow jest fakt, ze patelnia pozostaje czysta, wystarczy ja lekko splukac pod biezaca woda i odwiesic na miejsce.
mt7, a jak myslisz, od czego ta Milka taka fioletowa? 🙂
Widze, ze masz zgryz z zywieniem rodzicielki. Mozna Ci jakos pomoc? Na czym polega problem? Stosujesz jakas diete? Sprobuj wlaczyc Mame w proces przygotowywania posilkow, o ile jest w stanie i ma ochote cos robic. Moj znajomy prowadzi dom opieki dla bardzo starych staruszkow. Srednia wieku to 85 lat. Wiekszosc z nich ma Alzheimera, ale on integruje ich w ten sposob, ze pozwala na udzial w prostych zajeciach, jak obieranie marchewki czy krojenie warzyw. To bardzo uspokaja i daje staruszkom poczucie bycia waznymi i potrzebnymi. Nie chce sie tu wymadrzac i doradzac, ale martwi mnie przebijajace z Twoich postow zmeczenie i rozgoryczenie.
Nemo, to są problemy, których nie da się racjonalnie oswoić.
Ja to jedzenie wożę do Mamy z Jelonek na Bródno, gaz u Mamy jest wyłączony, pozostaje kuchenka, na której można coś podgrzać. Mama ponad rok temu zachorowała na urosepsę, szpital mi ją oddał i choroba się wróciła, nikt jej nie chciał przyjąć z powrotem. Nie będę opisywać horroru. Mama wyżyła, w międzyczasie doszła do wniosku, że chcę ją otruć, oskarżała mnie o kradzieże. Jest pod opieką psychiatry, ale co z tego?
Była już przez parę miesięcy w domu opieki u sióstr zakonnych, nie chciała u nich być, chce mieszkać u siebie. Ja nie chcę sprawiać jej bólu, ale z trudem zbieram się do życia. Mama nie ma poczucia czasu, myśli, że to ciągle ten sam dzień, a to już dwa dni minęły. Nic tu nikt nie poradzi, trzeba to jakoś przeżyć. W Polsce nie ma takich ośrodków, które mogą jakoś pomóc rodzinie. Są hospicja dla chorych na raka, ale w krytycznym momencie z odwodnioną, umierającą matką nie mogłam znaleźć pomocy w żadnej instytucji. Dopiero siostry koło Wyszkowa zgodziłym się przyjąć Mamę i udzielić jej pomocy.
Nie umiem się podnieść z tego doświadczenia, przeraża mnie przyszłość i beznadziejność moich wysiłków.
Przepraszam, naprzędłam smutków.
Trzymajcie się. 🙂
Ludzie, co Wy wyrabiacie.
Destyluje sie wedlug dwu terminow. Po pierwsze w sobote, bo wtedy Pan od akcyzy jest na weekendzie i nie zajmuje sie glupstwami. Po drugie podczas urlopu Pana akwizytora i wtedy zaprasza sie jego jako doradce bo on jest wtedy osoba prywatna. Odnalazlem niedawno stara ksiazeczke na temat robienia przetworow alkoholowych dla celow domowych. Rok wydania 1946, Miejsce wydania Wieden. Wtedy byl to rodzaj wydawnictw nie podlegajacy zadnej kontroli wladz wyzwolenczych. W roku biezacym rozpoczynamy w najblizsza niedziele o godzinie 8.00. Bedzie trwalo kilkanascie godzin. Swieto koscielne jest w tym roku w sobote, dnia 30 czerwca i pan Akcyzer musi w najblizszy weekend czynic wlasne przygotowania koscielne a zatem powietrze jest czyste. Czuje sie jak ornitolog ktory zna sie na ptakach teoretycznie. Zreszka zawsze bylo tak, ze jak pedzilem to nie probowalem swoich produktow. Dopiero jak sie ustaly, po kilku miesiacach czynilem degustacje.
Jak dobrze pojdzie to chyba trzeba bedzie dopisac cos do listy na wyjazd na Walne Zgromadzenie blogowiczow.
Prosze trzymac kciuki, zeby sie smak udal.
Pan Lulek
Droga Mario.
Opiekowałem się moją Mamą podczas choroby nowotworowej i wiem jak trudna jest opieka nad rodzicami gdy odchodzą . Mimo ogromnego cierpienia mama zachowała świadomość i normalne myślenie do końca. Zasneła dwa dni przed śmiercią .
Teraz opiekuję się ciotecznym bratem mojej mamy który mieszka z nami od pięćdziesięciu lat . Teraz ma 86 lat jest jeszcze w miarę samodzielny ale nie wiem co będzie dalej . Nigdy nie myślałem o domu opieki czy domu starców . Staram się jak mogę ale zdażają się momenty ,że mam dośc. Opieka nad starymi ludźmi to ciężki kawałek chleba. Ale może na tym właśnie polega człowieczeństwo i miłość do bliźniego.
Droga mt7,
podpisuję się pod Misia wpisem. Nie wiadomo, co nas na starość czeka. Serce boli, ale cóż, nie każdy z nas dożyje sędziwego wieku w pełni władz fizycznych i umysłowych. To nie jest beznadziejność Twoich wysiłków, bo chyba nic więcej nie możesz zrobić, i nic w tej sytuacji poprawić. Nie zmienisz stanu fizyczno-psychicznego Mamy. Ale jesteś w zgodzie ze swoim sumieniem, że robisz, co możesz. Znam (tutaj) takich, co bez oglądania się za siebie oddają rodziców do całkiem niezłych tutaj domów opieki, chociaż stać ich byłoby na utrzymanie i nawet dochodzacą opiekę. Ale nie chcą sobie psuć obrazka codziennego dostatniego życia, więc taką uciążliwą babcię do domu…
I jakkolwiek te domy u nas są na poziomie (bywałam), to starszych ludzi *dobija* to, ze są w takim samym towarzystwie. Jedni maja problemy mentalne, inni fizyczne – i nikt nie mówi tego głośno, ale wiadomo, ze to poczekalnia do tych tam niebios. Trzymaj się, Mario, a i nie martw się, że „naprzędłaś”.
C’est la vie.
mt7 – każdy z nas ten etap przechodzi. Ty masz o tyle trudniej, że musisz do Mamy dojeżdżać, a swój dom też czeka. Mnie się tak ułożyło, że przez kilkanaście lat zawsze miałam pod opieką kogoś ciężko poszkodowanego. Kolejno snuły się lata – 1976 – 77 umierała moja Teściowa dzień i noc głośno modląc się o śmierć i o zmiłowanie. Gdybym miała czym (albo była dostatecznie zdeterminowana) tobym jej pomogła umrzeć. Tu chcę powiedzieć, że była to osoba głęboko wierząca i bardzo mi bliska. Jej Bóg nie miał litości. Umierała w jednym pokoju z szalejącymi, zdrowymi 8 letnimi bliźniaczkami i dorastającym wnukiem, a także synową i synem. Ludzie też nie mieli litości, więc czemu Bóg miał ją mieć? W dwa lata potem przeniosła się do mnie moja Matka, bo po śmierci Ojca co to zawsze wszystko załatwiał i wszystko planował nie umiała sobie poradzić, a inne dzieci „nie miały warunków” Ja – jak już napisałam wyżej – warunki takie miałam. Nie trwało więcej, niż kolejne dwa lata i Matka wyądowała (po znajomości wielkiej) w szpitalu z udarem mózgu. Po 2 tygodniach uciekła stamtąd. Żyła jeszcze do 91 roku, a jak żyła, to ja tylko wiem. Na szczęście (dla mnie) nastał stan wojenny i komisarze wojskowi – więc dostałam wreszcie 3 pokojowe mieszkanie, na które czekałam 14 lat. Zapisałam się do spółdzielni kiedy zdecydowaliśmy się na 2-gie dziecko, dostałam, kiedy bliźniaczki przeszły do VIII klasy. A do komisarza napisałam pytając, skąd zarząd spółdzielni wie, że już prawie czas dać mi przydział w domu Złotej jesieni. Wprowadziliśmy się – no, luksus. Był lipiec 82 roku w maju 91-go, ledwie pochowałam Matkę, mój ślubny skończył z ciężkim, rozległym udarem mózgu (dwuogniskowym) Żył do listopada ub. r. z tym, że takich udarów przeżył jeszcze dwa. Zabił go czwarty i :Pogotowie ratunkowe, na które czekałam 45 minut patrząc, jak mi mąż umiera w wielkim cierpieniu. Być może jestem złym człowiekiem (nie wierzcie, że cierpienie uszlachetnia) ale ja dopiero od paru miesięcy czuję się emerytką – niczego nie muszę. Ja już swoje odsłużyłam. Mam dość. I trzeba by chyba (tfu, na psa urok) żeby nieszczęście dotknęło któreś z dzieci, żebym się znów dała zaprzęgnąć do kieratu.
Chyba każdy z nas ma swoje ciężkie przeżycia z rodzicami gdy Ci się postarzeją. Dla mnie cięzkim wyrzutem sumienia i dramatycznym wspomnieniem sa ostatnie miesiące mojej Mamy, która zamieszkała z nami, oddając swoje mieszkanie naszje córce. Mama miała raka i cierpiała strasznie a ja pomagałem pielęgniarce, ktora wstrzykiwała Jej morfinę by zelżał ból. Krzyk Mamy: to ty pomagasz mnie dręczyć tej babie – do dziś dźwięczy mi w uszach. Wiem, że Jej starłem sie ulżyć ale mimo to cierpię gdy mam takie sny. Nie da się tego uniknąć jesli się kocha swoich rodziców. Jeśli zaś zaniecha się pomocy to wyrzuty sumienia są jeszcze silniejsze.
Staram się tak zestarzeć (czy raczej nie zestarzeć) i nagromadzić tyle środków (czyt. pieniędzy), by moja córka i wnuki nie musiały tego przeżywać.
oj, chcialem cos popisac, ale pomilcze z Wami
pozdrowienia serdeczne
Pisz Sławku, pisz i przerwij tę naszą wspólną martyrologię. To jest blog radosny tylko czasem nostalgiczny i pocieszający zmartwionych. Ale życie musi toczyć się dalej – jak spiewł pewien nieżyjący juz wielki artysta!
Pisz Sławku, pisz i przerwij tę naszą wspólną martyrologię. To jest blog radosny tylko czasem nostalgiczny i pocieszający zmartwionych. Ale życie musi toczyć się dalej – jak spiewł pewien nieżyjący juz wielki artysta!
Słuchajcie – a wezmy się i mimo wszystko zacieszmy, że żyjemy i tyle życia, póki jest, a co będzie, to będzie. Zaprogramować się tego nie da! Chyba za cały blog mogę powiedzieć, że za podpórkę sobie służymy, jak potrzeba. Gospodarz powiedział – chyba każdy z nas ma takie doświadczenia poza sobą i przed sobą, dlatego rozumiemy się wpół słowa, ci, co maja takie doswiadczenia za sobą.
Cholera… u mnie trzecia burza! Zbliża się 15-ta, a ciemno jak o 21-szej. Pierony dookoła. Ja chyba taka odważna, bo rozmawiając z przyjaciółką z Polski wypilam dwie lampki wina za wiadome zdrowie.
Pomoże – nie pomoże… ale smakuje! Ojej! Ale walnęło! Zmywam sie pod biurko…
A pewnie
„Niech żyje Bal,
bo to życie to bal jest nad bale.
Niech żyje bal.
Drugi raz nie zaproszą nas wcale.
Orkiestra gra, jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień warty dnia,
a to życie toastu jest warte”
Chyba jedna z dwóch najpiękniejszych piosenek Osieckiej.
Aluniu! Twoje zdrowie (biezbyt elegancko Pyra pije – nie ma bąbelków, nie ma dobrego winka, ma likierek truskawkowy ale w prześlicznym kryształowym kieliszeczku poj.20g) No więc sączę sobie ten likierek w charakterze czekoladki (maczając tylko koniudszek własnego ozorka), smakuje mi, ciepło o Tobie myślę.
U nas też była burza. Jedna tylko, ale trwała 5 godzin. Nie mogła się ani na dobre rozszaleć, ani skończyć.
ALICJO – MASZ 2 WAŻNE WIADOMOŚCI POD PIJANYM SZCZUPAKIEM – WAŻNIEJSZĄ OD j23 WS.007, a drugą od Pyry – nalewek c.d.
Zaraz popatrzę Pyro.
Trzasnęło w transformator niedaleko, wysiadł prąd i komputer na chwilę, ale juz jestem
A! To już mam pełną jasność, z numeru telefonu J-23 skorzystam.
Pyro, a w zyciu z tego spirytu z lab-geolo, Ty wiesz, jak to śmierdzi?! Bynajmniej nie spirytusowo.
Burza chyba ciagle nad głową, ja mam nadzieję Nemo, że nie posiekalo mi tych golden cherry tomatoes heritage !!! Nie zdążyłam załapać donic pod daszek 🙁
Zrobilam zdjęcia z burzy, desperado jestem, chociaż się boję, zaraz włożę sznureczek, bo jeszcze grzmi, a ja musze sie czymś zająć.
Ja Was umalaju, izwinite. Nie chciałam nikomu psuć nastroju, Nemo zapytał, to się rozżaliłam.
Już mi lepiej.
Zdrówko Alecek (bo jest ich kilka) i Wasze. 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Stormy-weather/
To białe to grad. I ciagle sie burzy!
Komunikat dla Nemo: przetrwały. No ale to już spore krzaki, musiały przetrwać!
Jaką ja kiedyś przeżyłam pięęęęęękną burzę w Czorsztynie nad Zalewem. Bajka! Otwarły się niebiosa. Że ja wtedy nie zrobiłam zdjęć, tylko stałam w nocy zachwycona. Gdzieś wybuchł pożar, zaczerwieniło się niebo, słychać było dramatyczne syreny straży. A pioruny były niesamowite. Biły w wodę. Pewnie poza domem bym się bała, bo jak mnie w górach burza przydybała, to niezłego stracha miałam. 🙂
Czy to jest to nowe patio? Oj, coś mi się wydaje, że i parasol będziesz miała nowy.
Parasol wyciągnęłam z piwnicy dzisiaj, żeby przemyć i tak dalej, nic mu się nie stało, a zostało wstępnie umyte 🙂
… a patio nowe, pochwalę się, jak juz wszystko poustawiam na miejscu, bo dokumentację jak zwykle zrobiłam.
O, zdaje sie, że pan J. wreszcie się dotelepał na swoim dwukołowym porsche.
Idę chłopa nakarmić i napoić, ale dosuszyć to niech się już sam dosuszy.
Alicjo, toz to prawie zaby z nieba, ach, strach, rozszablilem flaszke na Twoja intencje, nie dasz sie przeciez byle piorunowi, wrocilismy wlasnie z Lepsza od Japonczyka, nieco byl podrabiany, ale pozytywnie jadalny, sacze reszte babli zaTwoje i Nasze, Panapiotrowa podroz ze szczupakiem, obudzila niektore wspomnienia i tu drobna precyzja odnosnie ww, szczupaczek powyzej ok. 1,5 kg, to jest prawie niejadalna podeszwa moj Stary :), nigdy wiekszych do chalupy nie znosil, wiedzial, co robi, a mnie sie kiedys trafilo wyciagnac zwierze 6-7 kg, bylem bardzo dumny i szczerze przekonany, ze banda glodomorow z roku, cosmy byli zacumowali na polu namiotowym pod Zielona Gora, nad jeziorem, rozwinie czerwony dywan, owszem, rozwineli i zwineli szybko po probie degustacji, cholerstwo suche, bez smaku i na granicy trawiennosci, przestawilem sie szybciutko na uklejki, do tego kosztowalo mnie to pare piw w celu zalagodzenia kulinarnych dyskomfortow, wiec szczupak tylko strzelczyk, tudziez niewiele wiekszy, inne do taxidermisty, na deske i na sciane, jesli ktos lubi, te male nieco osciste, ale za to jaki smaczek,
pozdrawiam,
taki tam, co lubi ryby
Sławeczku – bo te większe to właśnie nadają się na faszerowane delicje i do galarety. Ugotowane w wywarze i ostudzone w nim, gdzież tam suche! Nie nadają się natomiast do smażenia.Można także piec je w folii grubo wysmarowanej masłem i obficie polane mocnym alkoholem -np ginem, calvadosem, grappą i pozostawione w chłodzie na kilka godzin, a potem w piekarnik.
Alicjo piekę ciasto z truskawkami na grubej patelni berghofa. Zawsze robię na niej pizzę bo ciasto wyrasta bardzo ładnie i smakuje wszystkim nadzwyczajnie. Zdjęcia nie zrobię bo aparat został w pracy. Będą jeszcze dwie blaszki zwykłego drożdżowego z kruszonką. Będziemy świetować cały piątek. 🙂
Skończę piec około pierwszej jak na prawdziwego piekarza przystało.
Hej, jestem po ognisku i miedzy dwiema burzami. Sorry za sprowokowanie do smutnych refleksji, ale jak widac, kazdy z nas ma swoje zgryzoty i czasem ulzy opowiedziec komus, albo poczytac, ze nie tylko nam los nawkladal kamieni do plecaka.
Ze szczupakiem Pyra ma absolutnie racje, to w ogole nie jest ryba do smazenia. U mnie w domu (ojciec przynosil szczupaki dosc czesto) zawsze byla pieczona lub gotowana i w galarecie, a w Norwegii robi sie z niej delikatne gotowane klopsiki. Oczywiscie jest z tym duzo roboty, smazenie jest o wiele prostsze.
Panie Lulku, ja nie mieszkam w k.u.k. Monarchii! Tutaj ludzie sa subordynowani i nikt nie posiada nielegalnego urzadzenia do destylacji. Tylko specjalna licencja uprawnia do pedzenia, a te sie dziedziczy z dziada pradziada. 🙂
Aha i jeszcze jedno: 5 owiec to tyle, co jedna krowa (przydzial alkoholu na twarz).
Alicjo, pilnuj pomidorow, bo ja licze na nasionka! Gratuluje nowego patio, w sam raz na imieniny!
O burzach w gorach napisze innym razem, bo samo wspomnienie podnosi mi wlosy na glowie i nie zasne so pozna 🙁
Co by tutaj Wam powiedzieć, żeby nie popaść w takie tam…
SERDECZNIE DZIEKUJE ZA ZYCZENIA!!!
Nemo, dopilnowałam 🙂
Ciasto imieninowe wyszło bardzo dobre i ćwiartka z truskawkami została zjedzona. Dzwoniłem telefonicznie i chciałem złożyć życzenia osobiście ale wyszłaś do sklepu za rogiem, a potem zabrakło środków na koncie bo przegadałem z G.O 🙂 Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Zostało pół godzinki i wyjmę następne ciasto.
ciasto pewnie juz wystyglo i zaloga poszla spac, wiec tak szybciutko potwierdze tylko wiedze Pyrno-Nemowa, odnosnie pana szczupaka, jasne, ze tak, ale jak sie ma ok. 20 wiosen i ochote na zaimponowanie towarzystwu taaaka ryba, a do dyspozucji ognisko i maszynke benzynowa do gotowania wszystkiego, wiec rybka mogla byc tylko faszerowana moja duma, a galareta z moich lez niejadalnej hanby, mrowki za to, pewnie ciesza sie do dzis, temat zas prawie przestal istniec, z racji rzadkosci wystepowania gatunku w moich okolicach, przyparty do muru konkurencja sandacza i suma zszedl do podziemia i niechetnie udziela sie na haczyku,
a tak na dobranoc:
robakowa do robakowej: -gdzie maz?
– a, wyciagneli go na ryby
Jest rano. Upał zelżał i trochę popadało. To doskonały czas na zbieranie jadalnego zielska. Jadę więc na wieś i będę odżywiał się roślinkami. A jakimi to możecie zobaczyć w dzisiejszym tj. piatkowym felietonie. No i żebyście się nie martwili, że nadmierne schudnę albo wręcz szczezne na tych zielskach to dodam, że strawie roślinnej będą towarzyszyć i inne dania. A jakie to dopiero zobaczymy. Najpierw – na łąkę, potem – na rzekę, a w końcu do piwniczki marsz!
A ja Wam powiem moim bladym świtem i po piatej gwałtownej burzy z pieronami (juz sie zdążyłam naużalać w Budzie i nie tylko), że lubie rybę smażoną po pierwsze primo. Pieprz , sól, otoczyć w mące i na olej rozgrzany. Jak już poznam ten pierwszy smak danej ryby, to potem można z nią wyczyniać Bóg wi co.
Co z naszym przewodnikiem turystycznym po knajpach?! Dwa wpisy???
A swoja droga, Stefan wpadł, zadał temat, a sam nic nie napisał „w temacie”.
Ze też nie ma na takich kary!
P.S. Panie Lulek, wpisał się Pan u Doroty, ale zapomniał tutaj 🙂
Alicjo, wpisał się pod bieżącym wpisem autora.
Kochana Alicjo,
Ja nie jestem przeciwna pomidorom!
Moj syn mowi, ze mama jest rybno-pomidorowa.
Pa, pa ide grilowac z rodzinka. Nic wyszukanego, steki, pieczone ziemniaczki i kukurydza (takie bylo zamowienie rodzinki, nie maja wyszukanych smakow).
Buzia