Ozór wcale nie na szaro
Trzeba umieć trzymać język za zębami i wiedzieć co i komu można powiedzieć. Nadmierne gaduły zawsze popełniają gafy. Wiem to najlepiej, bo sam jestem gadułą nieutulonym. Jednak wieloletnie doświadczenie pozwala mi – od pewnego czasu – unikać większych wpadek. Tym bardziej śmieszą mnie one u innych. Z mojej skarbnicy anegdot literackich przytoczę jedną z najwspanialszych. To jest dopiero gafa piętrowa. Wielopiętrowa!
Druga historyjka to opowiastka z amerykańskiego Dzikiego Zachodu. Westerny bowiem to moja prawdziwa kinowa (ale i literacka) miłość.
A w dodatku obie historie dotyczą jadła. Oto one:
Chlapanie ozorem
Film „Cztery wesela i pogrzeb” bił w kinach rekordy popularności. I dziś stacje telewizyjne często go pokazują. Podobnie z książkową wersją pióra Richarda Curtisa. Zresztą przekonajcie się państwo sami. Oto krótki fragment opisującu kolejne wesele:
– Byłem tego lata na ośmiu weselach – powiedziałem, żeby nawiązać rozmowę.
– Naprawdę? – zapytała blondynka, uśmiechając się przyjaźnie. – Więc pewnie ma pan już dość szampana i kanapek z łososiem, prawda?
– Tak. Zresztą jedzenie na weselach na ogół bywa podłe. W maju wybrałem się na wesele, które w całości urządziła siostra panny młodej. Pieczeń była tak twarda, że chyba wolałbym pałaszować własny but. Ale potem wszyscy kłąmaliśmy jak najęci, mówiąc, że dawno nie jedliśmy takich frykasów. Szczyt hipokryzji, ale co było robic?
– Fakt.
– A niech pani tylko spojrzy na te kiełbaski na moim talerzu; są tak suche, że wyglądają jak odchody cierpiącego na zatwardzenie pawiana. Z kolei szparagi wyglądają i smakują jak dyndaski Marsjan, natomiast wiosenną sałatkę chyba rzeczywiście zrobiono na wiosnę i trzymano w lodówce aż do teraz. No ale dość o jedzeniu, pomówmy o czymś przyjemniejszym. Kim pani jest? Czym się zajmuje?
– Prowadzę restaurację – odparła.
– Ach to napewno świetnie pani wie, o czym mówię – ucieszyłem się. – A obsługuje pani wesela?
– Tak.
– Więc szkoda, że nie poproszono pani, żeby urządziła to.
– Poproszono – oznajmiła.
Węc szkoda, że pani odmówiła.
– Nie odmówiłam. Wszystkie potrawy pochodzą z mojej restauracji.
Przez chwilę czułem się jak kretyn.Nie miałem pojęcia jak zareagować.(…)
Odstawiłem talerz i poszedłem do baru.
I słusznie.
Nie ma żywego ducha w Ten Sleep
„Gdy przybyli do Ten Sleep, rozczarowani stwierdzili, że bar < Gwiazda Poranna> jest całkiem opustoszały, podobnie jak miasteczko – wszystkiego trzy budynki na krzyż – było wymarłe. Jedynym mieszkańcem było najwidoczniej tu pozostawione czarne kurczę, które żyło sobie za barem i zagdakało z irytacją gdy pojawili się trzej mężczyźni.
– Nienawidzę tych czarnych gdakaczy – powiedział Bartle. Ukręcił kurczakowi szyję i zjedli go na kolację. Bezuchy zjadł żołądek i szyję, dwie części kurczęcia, za którymi przepadał. W młodości hodował na prerii kury, głównie dla przyjemności jedzenia smakowitych żołądków.
– Kiedyś to było gwarne miasteczko – powiedział z żalem Jim Ragg, gdy zobaczyli, że w Ten Sleep nie ma żywego ducha. – Przejeżdżaliśmy tędy przed ponad dziesięciu laty. Były tu wtedy trzy bary. Nie znoszę widoku takich opustoszałych miejsc.
– Myślę, że Ten Sleep poprostu przestało istnieć – skomentował Bartle. – Nawet mi się podoba, że tu nie ma nikogo. Moglibyśmy je zająć bez walki i byłoby nasze. Bezuchy mógłby zostać burmistrzem, ja byłbym sędzią, a ty szeryfem i mógłbyś aresztować każdego, kto by się tu pojawił i nie przypadł ci do gustu. Zwoływalibyśmy sąd raz w tygodniu i nakładali wysokie kary za wykroczenia lub plucie na ulicy. Mając takie miasto, szybciej można by się wzbogacić, niż łowiąc bobry czy szukając złota.”
Tak rozmawiali trzej bohaterowie książki „Dziewczęta z prerii” Larry’ego McMurtry, autora „Czułych słówek”, ” Wszystko dla Billego” i paru innych wspaniałych amerykańskich powieści obyczajowych, w których bohaterowie często dają się spotkać także w kuchni i przy stole. Nie zawsze jednak jadali oni tak dobrze jak Państwo. Dziś na obiad u Was też czarny kurczak?
Komentarze
Szanowny Panie Piotrze!
Pozwolę sobie zadac Panu techniczne pytanie,ponieważ widząc Pana /chodzi o sylwętkę/ w filmikach a czytając Pana recenzje z poszczegolnych „lokali gastronomicznych” i serdeczne umiłowanie i cenienie dobrej kuchni,jak radzi Pan sobie z dietą i szczególnie mnie interesuje,jak Pan z kolegę recenzentem udajecie się na drgustację i potem opisujecie,co było a jest tego zazwyczaj dań nie mniej niż 4 zjadacie to wszystko,czy tylko próbujecie,ponieważ dla mnie są to jakieś góry a wręcz Himalaje jednorazowego jedzienia.Dla mnie Państwa przystawka zaspokoiłaby potrzeby obiadowe. Przepraszam za tak trywialne pytanie,ale jestem smakoszem,ale również dbam o sylwetkę /mało urozmaiconego pożywienia o sport/ i fakt ten mnie ciekawi.
Larry McMurtry – „Dziewcząt z prerii” nie czytałem ale wrażenie na mnie zrobiło „Na południe od Brazos” jego autorstwa. Świetna książka, zaczytana niestety na amen przez rodzinę i przyjaciół więc nic nie zacytuję o upodobaniach kulinarnych – a sporo było o tym. Klimaty jak z filmów mego ulubionego Sama Peckinpaha. „Dzika banda” ogarnięte rewolucją pogranicze meksykańskie na ktorym szuka wolności i pieniędzy ekipa szlachetnych degeneratów ściganych w Stanach za liczne i krwawe zbrodnie. No i nocne imprezy w pueblach – jedni kąpią się w kadziach wina z ladacznicami, inni doświadczają pierwszej w plugawym życiu niewinnej miłości. Mięso skwierczy na rożnach, trunki leją się strumieniami z podziurawionych kulami beczek – dzika fiesta. Rankiem gringo odjeżdżają a całe pueblo śpiewa im „Palomę”. Stary jestem i ciągle mnie to wzrusza.
Ech, Panie i Panowie! Stara jestem, a wzrsza mnie nadal „Wirgińczyk”, „Biały Canion”, „W samo południe” i nadal śmieszą mnie opowiadania Curwooda o poszukiwaczach złota Sceny handlu jajkami w zimującym na Alasce mieście poszukiwaczy, to jest coś przepięknego. Sam pomysł, że najpiękniejsza diva w ramach uwielbienia dostaje codziennie na śniadanie dwa świeże jajka, jest wart wszystkich współczesnych rozśmieczywaczy (vide tekst p.Daniela).
p.Piotrze umiłowany, nie zjem czarnego kuraka na obiad. Wszelakie kuraki ostatnio obrzydły mi kompletnie. Ileż można? Nauczyliśmy się ten drób nieszczęsny robić na 150 sposobów, jest (ponoć) dietetyczny, zawsze dostępny, niezbyt drogi, ale i tak kurczaki i piersi z indyka wyłaża mi nosem pomalutku. Już nawet wypróbowałam meksykańskiego indyka w czekoladzie! Na razie mam dosyć. Ponieważ córa pojechała na wycieczkę geologiczną ze swoją klasą w Góry Świętokrzyskie, ja mogę pożyć 4 dni na wariackich papierach – np żywić się tylko szparagami albo tylko truskawkami, zrobić sobie sałatkę z łososia (Ania nie lubi) i w ogóle, co mi tam przyjdzie do głowy.
Panie Lulku i wszyscy inni uzurpatorzy ! Nieskromnie polecam swój ostatni wpis pod wczorajszym tekstem Gospodarza ! A odstosunkujcie się od naszych pyz drożdżowych i nie plećcie herezji o zjadaniu ich ze słodkimi sosami!
„Twoj jezyk, to twoj najwiekszy wrog” – mawiala moja mama w czasach mej wczesnej mlodosci. Probuje o tym pamietac, ale gafy sie zdarzaja, choc staram sie unikac mielenia ozorem po proznicy. Natomiast ozorkow, zwlaszcza cielecych nie unikam, choc duzo roboty z nimi. „Cztery wesela…”zostanie pewnie zakazane, przynajmniej dla mlodocianych, bo propaguje, choc czerwonych torebek sobie nie przypominam 🙂
Nie mam czarnego kurczaka, ale 8 udek kurzego pochodzenia i wlasnie sie zastanawiam, co z nimi zrobic. Sa to dolne polowki (podudka?), ca 1 kg. Ma ktos jakis pomysl?
Do Ani Z.
Pies gosci Pana Lulka to prawdopodobnie Bernenski Pies Pasterski, ktory wlasnie obchodzi (ta rasa oczywiscie) stulecie jej powstania. Pies w swiecie bardzo modny, bo piekny, dobrotliwy i nieagresywny. Najlepiej by bylo, aby Pan Lulek potwierdzil lub zaprzeczyl.
Stronka o psie berneńskim
http://www.hodowla.yoyo.pl/viewpage.php?page_id=1
Potwierdzam. Istotnie tak sie nazywa ta rasa psow.
Wielkie zwierze i nieslychadnie lagodne. Zupelnie nie boi sie obcych ludzi. Kiedy dzisiaj mlodziez wyjechala, w piekna pogode, na rowerach i przyjechala Pani pocztowka z poczta, Jolly usilowala wsiasc do jej sluzbowego zoltego samochodu. Znowu nie udalo sie, samochod byl zbyt maly. Ona ma stale klopoty ze swoim wzrostem i waga. Pod udka najlepiej udusic w jarzynach dodajac wiele ziol i olej z oliwek.
Dzisiaj przypomnialem sobie, ze moj dziadek byl mlynarzem i we wsi Wilga, tej prominenckiej kolo Garwolina posiadal drewniany wiatrak w ktorym do polowy lat 50 – tych robil wsponiale maki i kasze a babcia piekla niezapomniane wypieki. Z tej okazji pieke domowy chleb z maki marki Farina, gatunek 480, uniwersalna. Wiele ziolowych przypraw idzie do ciasta. Raz juz pieklem dla mlodziezy i bardzo smakowalo. Dzisiaj troche inaczej. Do pieczenia uzywam arabskiej wody mineralnej.Ciasto jest wtedy bardziej kruche.
Zycze wszystkim gadula pieknego dnia
Pan Lulek
Najpierw w sprawach pierwszej pomocy. Oto mój ulubiony przepis na udka kurczęce:
Udka kurczaka z miodem i tabasco
4 udka kurczaka ze skórką, zielony sos tabasco, czerwony sos tabasco, ? szklanki miodu, 3 łyżki octu balsamicznego, 2 łyżki oliwy extra vergine, sól, pieprz
Umyte udka natrzeć solą, pieprzem i czerwonym tabasco. Odstawić. Wymieszać miód z octem, oliwą i zielonym tabasco. Na rozgrzanym grillu postawić specjalną aluminiowa tackę, nasmarować ja oliwą i ułożyć udka polane miodem z przyprawami. W czasie pieczenia polewać sosem spód udek i obrócić je kilka razy. Jeśli brak płynu uzupełnić białym winem. Piec ok.25 minut.
A teraz odpowiedź dla Stefana. Zamawiamy zwykle kilkanaście dań. Połowę wybieram ja, a drugą mój towarzysz przy stole czyli profesor Garlicki. Sięgamy do swoich dań na przemian i wymieniamy uwagi. Ja zjadam zwykle połowę tego co zamówiłem. Mam na myśli porcje. Andrzej jako solidny uczony (oraz człek znacznie większej niż ja postury, bowiem ważę dokładnie połowę tego co on) zjada wszystko. Często też i moje. I tak sobie wędrujemy przez lokale.
Pisałem już o tym, że moja metoda zapobiegania tyciu polega nie tylko na pływaniu, wiosłowaniu, wędrówkach pieszych i rowerowych ale głównie na tym, że zawsze wstaję od stołu z uczuciem pewnego niedosytu. Nie przejadam się.
Profesor zaś jest wyznawcą innej koncepcji. Wszystkie jego komórki domagają się żywności. I on im jej dostarcza!
Mis 2,
Piekna stronka.
Prawdziwa Jolly. Tyle, ze ona bije wszelkie wielkosci wzorca nie tylko damskiego ale i meskiego. Chyba psi wyrodek. Byla sterylizowana, pewnie dlatego. Nie bedzie sie zatem rozmnarzac. Jesli chodzi o inne psy to zachowuje sie w nieznosny sposob. Uznaje, ze one nie istnieja i usiluje je przedeptywac. Niezaleznie od wielkosci. Kiedy idzie, to idzie i wszystko musi schodzic jej z drogi. Inaczej gotowa rozdeptac.
Chleb udal sie bardzo dobrze. Skorka gruba i chrupiaca. Dolszy ciag obiadu w rekach mlodej generacji, ktora wrocila prosto pod prysznic. Pogoda nadal jak w bajce.
Przyjemnego popoludnia
Pan Lulek
Oh, wróciłam z comiesięcznych zakupów. Teraz to całe mięsiwo trzeba poporcjować, co nieco zmielić, co nieco zamarynować Cżęść porcji od razu zamrozić i przynajmniej z grubsza zaplanować obiady (potem przesunięcia albo inne pomysły mogą być, dlaczego nie) W ramach prywatnej rozpusty kupiłam sobie 4 potężne płaty leszcza. Lubię leszcze. Czasem udaje mi się usunąc większość ości , czasem nie. Jeden filet usmażę na jutrzejszy obiad, a trzy pozostałe wylądują w sosach – prowansalskim i może cytrynowym? Będą na zimno do kolacji.
Pies jest świetny. Lubię duże psy, nie lubię szczekliwych drpbiażdżków.
Dziendobry,
Panaredaktorowy przepis na nozki z kurczecia uzywam raczej do pieczenia skrzydelek… Z tymi nozkami rzeczywiscie niewiele daje sie zrobic, chyba ze ugotowac na nich dobra zupe a potem oddac Jolly… Oczywiscie po usunieciu kosci.
Jak Pyra zjadlam w zyciu chyba o jednego kurczaka za duzo i teraz musze sobie zrobic przerwe.
Jak Bartle lubie wciaz jednak kurze zoladki. Duszone w smietanie lub a la flaczki.
Pyro, te parowqnce mojej mamy to byly bez ziemniakow, na drozdzach.
Wylatuje dzisiaj w niemiecko/polskie rejony i spodziewam sie poprobowac lokalnych frykasow…min cielecych ozorkow…
ciao,
a
Witam.
Leszcz, tak samo jak każda inna ryba, smakuje jak jest świeży. Prosto z kutra, z łajby albo od kłusownika. To fakt, im większy tym lepszy i łatwiejszy w oprawie. Nie potrzebne jest szkło powiększające do wyciągania ości. Przy wędzeniu z dużych osobników tłuszcz się wytopi. Na patelnię natomiast, chciał czy nie chciał, trzeba filetować. Tu mam na myśli oddanie tego co się szewcom należy, bez żalu zdjąć obowiązkowo skórę. W innym przypadku zapach mułu wsmaży się w tak bardzo delikatne mięso.
Posypać mąka kukurydzianą. Położyć na rozgrzany tłuszcz. Do ryb nadaje się znakomicie olej z orzechów. Tak tak z orzechów. Ma najwyższą temperaturę spalania, poprzez co na patelni ryba się nie spali. A aby uzyskać rdzawo – złocisty kolor, posypać należy przed położeniem na patelnie mąką kukurydzianą. Solić na patelni, ale dopiero po obróceniu na druga stronę, inaczej puszcza soki ? traci walory smakowe. Tak zrobione ryby – sandacze, dorsze, okonie…. -, nie obciążają naszych wnętrzności, a smak pozostaje na długo, nie tylko na podniebieniu.
Pozdrawiam łasuchów.
Witam.
Leszcz, tak samo jak każda inna ryba, smakuje jak jest świeży. Prosto z kutra, z łajby albo od kłusownika. To fakt, im większy tym lepszy i łatwiejszy w oprawie. Nie potrzebne jest szkło powiększające do wyciągania ości. Przy wędzeniu z dużych osobników tłuszcz się wytopi. Na patelnię natomiast, chciał czy nie chciał, trzeba filetować. Tu mam na myśli oddanie tego co się szewcom należy, bez żalu zdjąć obowiązkowo skórę. W innym przypadku zapach mułu wsmaży się w tak bardzo delikatne mięso.
Posypać mąka kukurydzianą. Położyć na rozgrzany tłuszcz. Do ryb nadaje się znakomicie olej z orzechów. Tak tak z orzechów. Ma najwyższą temperaturę spalania, poprzez co na patelni ryba się nie spali. A aby uzyskać rdzawo – złocisty kolor, posypać należy przed położeniem na patelnie mąką kukurydzianą. Solić na patelni, ale dopiero po obróceniu na druga stronę, inaczej puszcza soki ? traci walory smakowe. Tak zrobione ryby – sandacze, dorsze, okonie…. -, nie obciążają naszych wnętrzności, a smak pozostaje na długo, nie tylko na podniebieniu.
Pozdrawiam łasuchów.
Pyro!
A niech Ci będą pyzy – dla mnie są to parki Pani Domaradzkiej i koniecznie na słodko! No i co mi zrobisz?! Ha!
Aniu Z., przy hot chicken wings więcej roboty, niż hot chicken legs. Ja czasami robię na b-b-q, jak mi się przypomni i bardzo je lubię. Pyszne do piwa, nie darmo w wielu knajpach sie je serwuje (i też bardzo dobrze zrobione).
Tymczasem ja kupiłam wczoraj dwie wielkie pieczarki, idealnie nadaja się do zapieczenia czegoś w ich wielkich kapeluszach, bo brzegi sa ładnie zaokrąglone i tworzą takie spore naczynie.
Zresztą, rzućcie okiem – ma to średnicę 12cm!
Jakieś pomysły? Mam w lodówce prosciutto, parmezan… co jeszcze można walnąć do tego? Szkoda pokroić przecież!
http://alicja.homelinux.com/news/Pieczarki.jpg
Aniu,
Byla bys uprzejma podac przepis na kurze zoladki duszone w smietanie?
Czytajac Twoj email dostalam smakow….
Ucalowania
Alicjo,
czego to wpływ, ze jaja jak truskawki ? dawniej mówiono,…. jak balony -, a pieczarki jak talerze?
Leno, oczywiscie zamieszcze przepis po konsultacji z Mistrzynia Rodzicielka.
pa,
a
Alicjo. Ja bym chyba z tych pieczar (bo nie pieczarek przecież) zrobiła kotlety panierowane. Z każdej wyszłyby 3 – 4 potężne kotleciska ewentualnie można włożyć tam trochę podsmażonej szynki czy boczku, wbić po jajku (albo i po dwa – ostrożnie) trochę masełka i pod koniec zielenina + ser. Też robota na 10 – 15 minut.
Ania Z – życzę Ci wspaniałego pobytu, świetnej wycieczki, szałowego wesela. Witaj Aniu w naszym grajdole. A nasze pyzy są tylko drożdżowe. To, co reszta Polski nazywa pyzami dla nas jest kluskami śląskimi.
Alicjo, Twoje monstra mozna nadziac tym, co masz w domu. Ukrecic trzonki i drobno posiekac, dodac posiekana cebule i czosnek, podsmazyc wszystko na masle, dodac siekana pietruszke, smietane (creme fraiche), sol, pieprz, chili, tarty ser (gouda bylaby lepsza niz parmezan), napelnic kapelusze, wlozyc do posmarowanej maslem foremki i piec posypane reszta sera, ca 15 min. Do nadzienia mozna dodac szynke.
A te kurze nogi to faktycznie tak zrobie dzis wieczorem, tyle ze w piecu, bo znowu ma byc deszcz 🙁
Dziekuje Pyro za mile zyczenia…
jesli chodzi o pyzy to co region to obyczaj, ale, moja droga, czy to nie jest troche tak jabkby nazywac jablka pomaranczami?
W moim slowniku (region Ponidzie) pyzy to ciasto pszenne z tartymi surowymi ziemniakami, jesli nadziewane miesem to zwa sie dziwnie kartaczami, bez drozdzy. A kluski slaskie sa z gotowanych ziemniakow polaczonych a jedna czwarta maki ziemniaczanej, robia sie wtedy takie nylonowe i sa pyszne ze schabowym z kapusta. Schabowego, jak twoj maz, mozna odpuscic i zamienic skwarkiem bez zadnej szkody dla smaku.
Bardzo tesknie za kuchnia mojej Mamy i Tesciowej (rzeczone nylonowe knluski) i ciesze sie, ze juz niedlugo zasiade z nimi do gotowania.
a
No popatrz Aniu – nie dogadamy się z tymi kluskami, bo każda zna inne. Mój Tato (Ślązak rodowity) nie wyobrażał sobie niedzielnego obiadu bez rolady wołowej w mocnym, esencjonalnym sosie z kluskami (okrągłe, wielkości dużego orzecha , a nawet trochę większe, gotowane po połowie z tartych surowych, odciśniętych ziemniaków, połowy gotowanych, zmielonych + jajko i mąka) Do tego obowiązkowa modra kapusta. Ewentualnie mogła być i zasmażana , kwaszona, ela to już niwe było to. Kluski (u nas zwane hanysowymi musiały być co niedzielę. Dla Taty hanysowe, a dla nas pyzy drożdżowe. Że też się Mamie chciało.
Przyjemnej podróży, Aniu!
Przemówił do mnie przepis Nemo, jutro zrobię na lekki lunch, bo mają znajomi wpaść. Jakąś sałatę, bagietkę do tego – w sam raz. Nawet goudę mam.
Też mi przyszło do głowy, że można i jajo wbić, dodać pokrojonej szynki… ale najpierw spróbuję to pierwsze.
U mnie burza mija, grzmoty i błyski były, a pod drzewami sucho. Gdzie jest deszcz?!
O widzisz Pyro,
to jest to (hanysówki), co moja Mama robiła i nazywała pyzami (tym z kieleckiego wszystko się mieszało?) – dzisiaj dostawa w polskim sklepie, pojadę po chleb, to przy okazji zajrzę do ich zamrażarki.
Arkadius,
wygląda na to, że teraz pieczarki jak berety, a jaja jak truskawki !
Nie wiedzialem, ze wspolczesna mlodziez jest az tak zdolna. Do gotowania.
Podaje przepis na dzisiejsze danie obiadowe w wykonaniu mojej wnuczki.
Na trzy osoby. Trzy wolowe sznycle ciete w poprzek niezbyt grube, ca. 7 mm. Nie tluc, nie walkowac. Krotko podsmazyc na oleju. Moze byc rzepakowy ten nowoczesny bez cholesterolu, albo slonecznikowy. Podsmazac krotko, ostro z obydwu stron. Na oddzielniej patelni, bez dodawania oleju, zbrazowiec pestki pinii. Mozna uzyc migdalow lupanych ale wtedy trzeba dac troche oleju. Kiedy pestki troche zbrazowieja dodac suszone pomidory drobno pokrojone. Na przyklad firmy SASSO. Olej od pomidorow zostawic na potem. Do tego drobno pociety nozem swiezy czosnek. Czosnku nie wolno wyciskac bo wtedy traci smak i zapach. Tylko ostry noz. Drobno pokrojona zielona cebula, ta czesc podziemna.
Wszystko krotko dusic pod przykrywka, uzywajac sosu od pomidorow, zeby zapachy nie pouciekaly.
Podsmazone kotlety wolowe uklada sie na brytfanne. Przygotowane, podduszone warzywa uklada sie na miesie. Na wierzch listki swiezej bazylii, tej zielonej cebulki, szalwi ogrodowej i tymianku, najlepiej z wlasnego ogrodka. Calosc zlekka osolis i popieprzyc. Solic nalezy w ostatniej chwili aby mieso nie zrobilo sie twarde. Na wierzch kazdego kotleta plaster wloskiego twardego sera. Moze byc Grano Padane. albo inny. Calosc do piekarnika i w zaleznosci od grubosci miesa 20 do 25 minut w temperaturze 175 stopni bez przykrycia. Najlepiej jesli piekarnik jest wczesniej nagrzany. Talerze podgrzac w piekarniku lub specjalnej podgrzewarce i stawiac na drewnianych podstawkach zeby nie uszkodzic stolu.
Niestety moi mlodzi goscie nie pija alkoholu. To osobna historia. Przy tej okazji wpadlem rowniez w abstynencje. Uzywalbym ciezkiego wytrawnego czerwonego wina. A tak, do picia byla woda arabska.
Obiecywalem napisac jak w Hamburgu byl ustanowiony rekors swiatowy w jedzeniu mietusow. Nie zapomnialem, tylko wnuczka wybila mnie z pantalyku.
Jako jedyny zafundowalem sobie na deser czarna kawe z pszczelim kremem miodowym. Oni pozostali przy wodzie. Co za mlodziez.
Pieknego wieczora
Pan Lulek
Trochę racji to ta Pani od dzieci w Polsce ma.
Jest to troszkę zastanawiające:
http://www.youtube.com/watch?v=k45CeBlNB7w
Szanowny Panie Piotrze!
Dziękuję za odpowiedź,mój podziw jest ogromny, szczególnie dla Pana Profesora Garlickiego.
Kolejne pytanie i prośba.
Kilkakrotnie zachęca Pan do różnych marek win,głownie włoskie.
Nie pamiętam,albo przeoczyłem,ale nie wspominał Pan o winach Nowego Świata,czy Pan ich nie uznaje???
Czy przy Pana blogu niemógłby powstać kącik WINNY – porady i sugestie – polecenia,opis degustacji,propozycje.
Z uszanowniem
S/P
Rzeczywiście, mimo obietnic, zaniedbuję tematy winne. Spróbuję to odrobić w przyszłym tygodniu. Teraz odpowiedź na konkretne pytanie: bardzo długo nie mogłem przekonać się do win innych niż z naszego kontynentu. Kocham wina z regionu Bordeaux, Doliny Rodanu, Toskanii, Piemontu, Puglii i Basilicaty. No i oczywiście Sycylii. Ale ostatnio dałem się namówić na wina z Urugwaju, Chile, Argentyny. I o dziwo bardzo się w nich rozsmakowałem. Potem okazało się, że producentami tych fantastycznych win są Włosi, Hiszpanie i Francuzi. Jedni osiadli za oceanem od półtora wieku, inni – prowadzący tam winnice od kilkudziesięciu lat zaledwie. W gruncie rzeczy nie ma to znaczenia. Najważniejsze, ze ich wina są równie pyszne jak i te które znam i lubię od lat.
Do tych podróży za ocean (przy stole rzecz jasna) namówili mnie sasiedzi czyli właściciele sklepu winiarskiego Dominus (mieści w domu w którym mieszkam ku mojej zgubie finansowej) Paweł i Tomek oraz właściciel Winarium czyli Marek Kondrat. Ale nie mam im tego za złe. Dzięki temu mój smak doznaje nowych wrażeń. Podzielę się z Wami tymi wrażeniami. Tymczasem w weekend, na wsi, czeka mnie porcja nowych doznań i w tej oczywiście dziedzinie.
Z
Helena zamieściła najkrótszy komentarz z jakim mamy wszyscy do czynienia. Ciekawe tylko czy to pochwała, czy też przygana do poprzednich wpisów?
Bo mam rozwalony komputer, dzizaz!
Artek. Dales sie wpuscic w truskawki. To co ogladales na youtube, to pastiche, a nie oryginal programu dzieciecego.
Stefan,
co do win, na blogu Gospodarza są „Varia” i *Alfabet moich ulubionych win*. (patrz lista z prawej strony, jak wejdziesz na blog).
My, starzy bywalcy blogu pamiętamy, jak Gospodarz sceptycznie się odnosił do chilijskich, argentyńskich, australijskich… Wierz mi, zmienia się to, zmienia!
I Gospodarz daje temu wyraz, czyli jest otwarty na wszelkie propozycje. Plotkujemy o winach od czasu do czasu – zaglądaj częściej!
Alicji,
barzo dziekuję za zwrocenie uwagi,ale przeoczyłem…ale po zapoznaniu się,nie jestem usatysfakcjonowany zawartością strony,za mało o winach o smakach o wrażeniach o poleceniach i sugestiach,przecież mówimy o Winie…
Z pozdrowieniem
Wpadlem przypadkowo do blogu muzycznego i znalazlem tam wpisy Jakobsy. Dobry jest ten blog tylko nie do sluchania. Ale przyjdzie czas. Do blogu kulinarnego mozna nazbierac mnostwo tematow muzycznych od nas ale pewnie i z innych stron swiata. Wszak to od nas jest: Kobieta, wino i spiew. Ale tez dobre jedzenie. O ile sobie przypominam Beethoven urodzony w Bonn na polnocy Niemiec uciekl od niemieckiej kuchni i wyladowal w Wiedniu. Za swego dlugiego zycia znany byl z dlugich spacerow na przedmiesciach Wiednia i wizyt w tamtejszych Heurigerach. Lubil dobrz zjesc i popic a legendy jego kulinarnych sukcesow pozostaly do dzis. W rodzinie Sztraussow tez pieknie biesiadowano a w poblizu Palacu Schoenbrunn, letniej rezydencji cesarskiej, znajduje sie kawiarnia Dollmayer w ktorej muzykowal Johann Strauss. Miejs podobnych mozna znalezc wiele nie tylko w Wiedniu i Austrii ale i przypuszczam na calym swiecie. Moze ktos mialby ochote kreowac nowa dziedzine wiedzy tak zwana kulinaria muzyczna albo cos w tym rodzaju. Zebralaby sie pewnie spora biblioteka i wzorce, ze wspomne tylko o wycietym stole przy ktorym zasiadal podobno Swiety Frasnciszek z Asyzu.
Przy okazji, zauwazylem, ze wszyscy podajac recepte pisza wage poszczegolnych produktow. W gramach, litrach itp. Nie rozumiem po co. Ja czytam przepisy, siadam w fotelu, nastepnie robie remanent w szpizarni i gotuje do smaku. U nmie jest bowiem gotowanie na winie. Co sie nawinie pod reke a pasuje do potrawy to uzywam. Jak na razie nikogo nie wyprawilem na tamten swiat a i goscie wracaja tyle,ze nie potrafie dwa razy ugotowac identycznej potrawy. To potrafia tylko profesjonalisci i dlatego kazda w kazdej restauracji albo stalowce wszystkie potrawy maja identyczny smak i zapach. Dlatego nie rozumim jak mozna gotowac z ksiazka kucharska i nie daj Boze waga w reku. Albo zegarkiem. Za czasow Lukullusa nie bylo niczego poza produktami a slawa kuchni przetrwala do naszych czasow.
O mietusach w Hamburgu nie zapomnialem, tylko czas jeszcze nie dojzal. Wyglada mi na to iz bedzie to roprawa polityczno historyczna. Haslo wywolawcze: Jozef.
Dnia tak slonechnego jak u nas zycze
Pan Lulek
Nieusatysfakcjonowanemu Stefanowi podrzucam adresik:
http://www.kurdesz.com/
Mam nadzieję, że przynajmniej w zakresie win Cię usatysfakcjonuje 🙂
Pozdrowienia.
Helenko,
Zgadza się, z tym linkiem wylądowałem w truskawkach, a do tego przykryty ogromną pieczarą.
Przeglądając youtube, skojarzyłem ten żart, z tym o czym jakiś czas temu pisałaś. Pewnie gdybym gapił się w telewizorek nie doszło by do potknięcia. W dzisiejszych czasach fałszuje się wszystko.
Tak, tu można mówić o winie, które amis za oceanem od jakiegoś czasu produkują. Całkowicie syntetyczne. Tylko woda plus chemia. Rynek europejski broni się jak może przed ich sprzedażą. Ale pewnie jak producenci zaznaczą na etykietkach skład chemiczny to nie będzie przeszkody w ich dystrybucji. Z wypowiedzi smakoszów można wnioskować, ze swoim bukietem, smakiem, kolorem, bla, bla, bla, nie ustępują oryginałom. I jeżeli cena nie będzie zaporowa, to dlaczego nie, zostanie trochę pieniędzy na inne przyjemności.
Pozdrawiam spragnionych łasuchów, a sobie życzę dobrych wiatrów.
Aj tu tylko przejazdem między Wami. Prowadzę pewną stronę www, i co jakiś czas szperam po sieci w poszukiwaniu wzmianek o jej przedmiocie, i z racji, ze przedmiot ów pojawił sie w komentarzach – trafiłem tutaj. Jest nim powieść wybitna Larry’ego McMurtry’ego „Na południe od Brazos” i oparty na niej niemniej wybitny miniserial. Chciałbym – jeśli jeszcze ktoś zagląda do starych komentarzy – zaprosić wszystkich w podróż pod adres http://www.lonesomedove.prv.pl . Miło będzie mi Państwa gościć na moim szlaku do Montany.
jeszcze raz
bo mam rozwalony komputer, dzizaz!
Artek. Dales sie wpuscic w truskawki. To co ogladales na youtube, to pastiche, a nie oryginal programu dzieciecego.
W „Na południe od Brazos” było sporo o jedzeniu. Kucharz nr 2, Po Campo, smażył pasikoniki na chrupko i serwował maczane w miodzie. Jajecznicę kucharza nr 1, Bolivara, można było ciąć piłą (opinia kapitana Calla), w dodatku śmierdziała przypaloną kawą, która chlapała z dzbanka na patelnię w trakcie gotowania. Natomiast w fasoli było tyle chili, że jej każda łyżka smakowała niczym łyżka czerwonych mrówek. Natomiast niezrównane były bułki na zakwasie (w polskim przekładzie jest „placki”, ale w oryginale „biscuits”, wreszcie w filmie wyglądają na bułki raczej niż placki). Ciasto na nie rosło całą noc („radośnie parkotało”), a o świcie Augustus piekł je na ognisku w garze typu „dutch oven”, paląc fajkę i czytając Biblię.