Nóż do chleba
Na tylnej okładce tej książki można przeczytać: „Zbrodnie doskonałe i wyśmienite dania? Tak, w tej książce zostały w sposób inspirujący, wręcz ‚przepysznie-kryminalny’ sposób. Zbiór trzymających w napięciu opowiadań i pasujących do nich przepisów, obok których żaden wielbiciel kryminałów i dobrego jedzenia nie przejdzie obojętnie!”
Wprawdzie nie mogę o sobie powiedzieć z całkowita pewnością, że jestem wielbicielem kryminałów ale dobrego jedzenia na pewno. Spełniam więc połowę wymagań wydawcy, by sięgnąć po tę książkę. Ważne dla mnie było aby opowiadania były zgrabnie napisane, zabawne lub chociaż ciekawe.
Zacząłem banalnie bo od początku. „Nóż w chlebie” Martina Bicka spełniał moje kryteria. Zgrabnie napisane opowiadanie, wartka akcja, zaskakująca pointa. Do tego dobre tłumaczenie i jako prezent proste a smakowite przepisy. Sam piekę chleb, choć zupełnie inny niż proponuje autor, i robię smalec zapewne niemal identyczny w smaku jak ten z przepisu.
Warto czytać dalej – pomyślałem, choć głód już się cicho odzywał. Na chybił trafił otworzyłem książkę w drugiej części i zagłębiłem się lekturę „Nadchodzi Święty Mikołaj” Billa Pronziniego. Nie wiem co mnie przyciągnęło do tekstu o Bożym Narodzeniu w końcu gorącego maja. Myślę, że to styl autora – ironiczny i dowcipny. No i to znów zaskakujące rozwiązanie. I to bez trupa. Przepisy nie nadzwyczajne ale strawne.Po trzech kolejnych byłem już tak głodny, że nie byłem w stanie ocenić czy są dobre czy złe, czy mają zaskakujące zakończenia, czy można wszystko przewidzieć już po pierwszym akapicie. Odłożyłem więc tomisko i sięgnąłem do przepisów. Podobały mi się tak bardzo jak lektura pierwszych opowiastek.
Aż tu nagle licho mnie skusiło by popatrzeć na moje ukochane włoskie kluchy. Spaghetti al burro, Spaghetti aglio e olio, Spaghetti z truflami czy najukochańsze i najczęściej przeze mnie robione Spaghetti vongole.
I to był koniec lektury. Dlaczego do tłumaczenia książek mających związek z kuchnią biorą się ludzie, którzy zapewne nigdy w kuchni nie stali. O gotowaniu już nie wspomnę.
Parę dni temu obsobaczyłem tłumacza i wydawcę książki fantastycznego kucharza Jaimiego Olivera za wypuszczenie byka, który może naiwnego adepta kuchni przyprawić w najlepszym przypadku o kompromitację ale może i o śmierć z przeżarcia. No bo co się może wydarzyć gdy po lekturze „Moich obiadów” zastosuje on w przepisie funt mąki lub czegokolwiek innego według przelicznika translatora. Ten zaś stwierdził że funt to dwa kilogramy!
W „Morderstwach między nożem a widelcem”, w przepisie Spaghetti Vongole tłumacz uparcie twierdzi, że vongole to ostrygi. Gdy przecież każde dziecko wie (takie, które bywało we Włoszech oczywiście) iż vongole to po prostu małże. I to niewielkie ale za to uwielbiane przez Włochów. Kto by zresztą psuł taki delikates jak ostrygi (w pięknej mowie Dantego ostryga to ostrico) i pchał je do makaronu. A gdzie w tym smak morskiej wody? Brr!
Książka wróciła więc na półkę z napisem: Lektura przerwana z ważnych względów. Zapewne do niej wrócę ale dopiero wtedy gdy zapomnę o tej gafie.
O holender, nawet nie wiedziałem, że jestem takim złośnikiem. No cóż – starość nie radość. Zwłaszcza dla ludzi o których piszę.
Komentarze
Tłumacze mają ciężki żywot, bo muszą się na wszystkim znać. Inna rzecz, że jeżeli się bierze za książkę ? la kucharską, to powinien to wiedzieć i znać.
Ja nie chcę się Panu narazić, Panie Piotrze, ale zrobiłem eksperyment. Idąc rano po gazetę do swojego sklepiku spytałem się 12 znajomych osób, czym się różnią małże i ostrygi i nikt nie wiedział. A to jest dzielnica domków jednorodzinnych, więc nie taki znowu dół społeczny.
Torlinie
Nie wiedzieli bo są gnuśni umysłowo. Człowiek się uczyć powinien całe życie i być ciekawym świata. Ja na przykład nie wiedziałem co to są minogi. Powiem szczerze – nawet o minogach nie myślałem przez 48 lat. A teraz już wiem i mnie to cieszy! Nawet je sobie staram wyobrazić – takie długie, z przyssawką zamiast pyska. A pomyśleć, że człowiek mógłby przeżyć kupę lat i umrzeć bez świadomości iż warto spróbować marynowanego minoga. Swoją drogą to Twoi znajomi zabawne musieli mieć miny, gdy się ich z rana o małże i ostrygi wypytywałeś pod sklepem. Ale zapewniam Cię, że będą się zastanawiać nad Twoim pytaniem i część z nich poszpera w internecie. I o to chodzi!
Pozdrawiam
Torlin mnie ośmielił więc zapytam się o rzecz pewnie dla większości bligowiczów oczywistą a dla mnie od lat niewytłumaczalną. W kalafiorowej, którą gotowałem wieczorem zwarzyła mi się śmietana. Jak to się dzieje, że raz na jakiś czas w zabielanych zupach śmietana się ścina. Kupuję zwykle 18-stkę, z górnej półki, staram się, rozcieńczam ją ciepłą zupą powoli w kubeczku, nie wlewam do gorącej zupy a mimo wszystko się ścina. Jak temu zapobiec w prosty sposób?
Moi Kochani. Tłumacze też ludzie i mylić się mogą. Inna sprawa, że lenistwo okazali redaktorzy wydawnictwa, ale nikt z nas alfą i omegą nie jest. Należę do pokolenia, które w miarę sprawnie posługuje się mową Puszkina, a i tak co rusz natykam się na kwiatki translatorskie w tekstach od lat znanych i tłumaczonych nie po raz pierwszy. To języki obce; a polszczyzna? Wczoraj, oglądając wiadomości bieżące w TVN24 trafiłam na wypowiedź rzecznika strażaków, zmagających si.ę z podtopieniami gdzieś w Kieleckiem. Otóż pan strażak ogłosił całej Polsce, że zgłoszenia zostały „zakolejkowane” i będą sukcesywnie rrozpatrywane. Sic. I co z tym zrobić? Chyba tylko zapić, bo innej rady nie widzę. W tej chwili Sejm obraduje nad projektem kolejnej ustawy „wiejskiej” i popisują się posłowie z łona Samoobrony. To dopiero język! Nie dość, że biedni dukają co im urzędnicy napisali (czytanie jest trudną sztuką) to jeszcze dodają własne komentarze. Sama radość.
Na pytanie Wojtka – ja lekko solę taką śmietanę i dodaję łyżeczkę mąki pszennej, bardzo starannie rozbijam i wtedy dopiero pomalutku dodaję gorącego płynu. Zwykle się udaje. Coś mi się wydaje, że mleczarne ułatwiając sobie robotę dodają do wytworów chemiczny, krystaliczny kwas mlekowy i jeżeli sypną zbyt hojnie, to śmietana nam się warzy.
Torlin dolozyl wyksztalciuchom z blokow. Teraz juz wiedza, ze sa dolem spolecznym 🙂 Ale moze jednak (teoretycznie) niektorym z nich wiadomo, ze nie kazdy malz jest ostryga 🙂
Panie Piotrze, ludzie dzielacy sie wiedza z innymi lub nie znoszacy ignorancji i niechlujstwa u fachowcow lub osobnikow pozorujacych fachowosc (i bioracych za to pieniadze) zawsze beda atakowani mniej lub bardziej zlosliwie. I na to trzeba byc odpornym lub dac sobie spokoj. Od Pana oczekuje odpornosci i wytrwalosci w nazywaniu niechlujstwa po imieniu. Przewaznie jest to groch o sciane, ale czasem…
No proszę. Człowiek sobie śpi spokojnie, a tu tymczasem Pan Lulek pod człowiekiem dołki kopie (pod wczorajszym wpisem „Co gotujemy”)!
Panie Lulek, ja, żeby zdążyć odpowiedzieć na pytania (bo tu cała zgraja gotowa do wyścigu) muszę albo nad ranem chodzić spać, albo przed świtem się budzić, gdy tymczasem Pan może sobie o porannej kawce poczytać pytania i spokojnie odpowiedzieć! Uczciwie, sprawiedliwie i poświęcając się wygrałam, a Pan tu protestujki urządza!
Niemniej jednak dziękuję Panu za gratulacje i życzę szczęścia w następną srodę!
A propos śmietany, w zamierzchłych czasach śmietana od Minki nigdy się w zupach nie warzyła, czyli to co piszesz, Pyro, ma chyba sens. W kwaśnej smietanie 14% którą tutaj kupuję, jest chyba wszystko, oprócz śmietany. Ostatnio pojawiła się 1% kwaśna „śmietana”, kiedyś chłop-gapa to zakupił. Oj, rzadkie świństwo!
Ludzie zamiast jeść mniej, więcej się ruszać, fundują sobie takie dziwadła jak masło bez masła i śmietana bez śmietany, cukier bez cukru – a potem się dziwią.
No właśnie Alicjo. Tu też takie wynalazki popularność zyskują. Np.piwo bezalkoholowe – bezsens kompletny. A z drugiej strony piwa naalkoholowane do granic możliwości. Kolega mnie ostatnio poczęstował takim specyfikiem. Puszka piwa dała kopa jak dwie setki na czczo. Siedziałem w upał czerwony jak burak i sapałem.Człowiek musi być ciągle czujny i ostrożny!
Czy slowo „zakolejkowany” mozna zglosic do konkursu Antyslowo miesiecznika Polityka. Jesli tak, to prosze zglosic. Ja tego nie zrobie, bo byloby to ukradzenie cudzego pomyslu czyli „odpomyslowienie” kogos.
W blogu pojawila sie nowa postac pod imieniem Minka. Jesli mozliwe prosze o przyslanie zdjecia. Co tam Panie w Polityce. Kaczki trzymaja sie mocno, jak u Wyspianskiego w Weselu. Oczywiscie chodzi o kaczke po seczuansku. Pychota, jesli dobrze przygotowana.
Smacznego zatem
Pan Lulek
Dziendobry,
kolezanka inzynier powiedziala mi kiedys, ze jakis anglista przetlumaczyl moment obrotowy jako wirujaca chwilka. Znacznie ladniej niz to co poprawne, prawda?
Jesli chodzi o roznice miedzy malzami i ostrygami to oczywiscie nie ma ona znaczenia dla ludzi, ktorzy ich nie jedza.
Sadze, ze i muszle i ostrygi zawitaja wkrotce pod strzechy, a wblogach bedziemy sobie przypominac co to byla np. watrobianka…
Panta rei…
a.
Panie Lulek,
już Panu służę podobizną Minki.
http://alicja.homelinux.com/news/A.%20i%20Minka.jpg
To ta od lewej. Od prawej, wiadomo, kto. Ja!
Ja kiedys czytalam ksiazke w ktorej jeden z bohaterow wyciagna z kieszeni „lekka marke” zeby zrobic zdjecia. Toz to nowa nazwa switlomierza!!!