Łyżką po mapie
Sezon turystyczny już startuje. Polski wynalazek czyli długi weekend będzie się powtarzał parę razy. Warto więc kompletować adresy miejsc dobrych dla łasuchów.
Oto one:
Gdynia, „Jack Fish”, ul. Jana z Kolna 55, tel. (0 58 ) 661 75 34 Czynne codziennie od 12 do 23. Jedną z zalet tej restauracji jest sąsiedztwo hal rybnych. Dzięki temu w karcie znaleźć można aż cztery zupy rybne, dorsza w sosie chrzanowym czy łososia z rusztu.
Gdańsk, „Kubicki”, ul. Wartka 5, tel. (058) 301 00 50, www.trojmiasto.pl Czynne codziennie od 11.00 do 22.00. Lokal otworzony w 1919 r. i cały czas w rękach tej samej rodziny. Bogate złocenia i pąsowe kotary przywołują nastrój międzywojennej Polski, a wódka z płatkami złota – goldwasser przypomina, że jesteśmy w starym Gdańsku. Smacznie!
Sopot, „Bar Przystań”, Al. Wojska Polskiego 11, tel. (058) 550 02 41, www.barprzystan.pl Czynne codziennie od 11.00 do 23.00. Pawilon stojący bezpośrednio na plaży, pośród łódek tutejszych rybaków. Godne polecenia rolmopsy po kaszubsku, filety ze świeżego dorsza, zupa rybna.
Łeba, „Wodnik”, ul. Nadmorska 10, tel. (059) 866 13 60, www.wodnik.leba.pl Czynne codziennie od 12.00 do 22.00. To Mekka amatorów węgorza smażonego na maśle. Wszystkie pozostałe dania nie umywają się do niego. Ale przyjść warto.
Sasino, „Ewa Zaprasza”, ul. Morska 49, tel. (058) 676 33 39, www.ewazaprasza.com.pl Czynne codziennie od 11.00 do 22.00. Kuchnia polska – w tym rewelacyjny móżdżek po polsku. Godne polecenia: pikantna zupa rybna i węgorz w sosie koperkowym. Wspaniała atmosfera, zwłaszcza pod parasolami lub w ogrodowej altance.
Malbork, „Zamkowa”, ul. Starościńska 14, tel. (055) 272 27 38. Czynna codziennie od 7.00 do 24.00. W Zamku Niskim, odbudowanej części krzyżackiej twierdzy, zlokalizowano kilka restauracji. Nie zrażać się tłumami turystów. Warto stracić trochę czasu dla zrazów zawijanych z kaszą gryczaną i żurku.
Elbląg, „Słowiańska”, ul. Krótka 4, tel. (055) 611 47 26. Czynna codziennie od 10.00 do 24.00. Przełamując niechęć do przeładowanego wnętrza jelenimi rogami i wypchanymi ptakami należy skorzystać z uroków kuchni staropolskiej, w tym zwłaszcza doskonałych zup i dziczyzny.
Smołdzino, „U Bernackich”, ul. Bohaterów Warszawy 26, tel. (059) 811 73 64, www.ubernackich.pl Czynny codziennie od 10.00 do 22.00. Chłopskie wnętrza przeładowane ozdobami ale karta zaspokajająca wyrafinowane gusta. Doskonałe pierogi z kurkami i ruskie. Z mięs – pieczeń Belzebuba.
Ustka, „Bar Korsarz”, ul. Limanowskiego 1A, tel. (059) 814 70 84. Rybacka knajpa zaaranżowana w pretensjonalnym kształcie żaglowca. Za to doskonale zlokalizowana w pobliżu portu. W karcie królują tutejsze ryby i sprowadzane owoce morza.
Kołobrzeg, „Pod Winogronami”, ul. Towarowa 16, tel. (094) 354 73 36, www.winogrona.pl Lokal mieszczący się obok latarni morskiej, kilka kroków od portu. Wnętrze stanowczo przeładowane. Warto jednak tu zasiąść dla rewelacyjnej rosyjskiej solianki i zapiekanki z sandacza po moskiewsku. Są także inne dania morskie.
Koszalin, „Gospoda Jamneńska”, ul. Młyńska 37, tel. (094) 345 09 82, adres internetowy www.gospoda.koszalin.pl Lokal w pobliżu wartego zwiedzenia muzeum. Kuchnia specjalizuje się w daniach polskich. W lecie czynny uroczy ogródek. Godne polecenia delikatne wątróbki z drobiu i golonka.
Frombork, „Akcent”, ul. Kościelna 2, tel. (055) 243 72 85. Jak na Zalew Wiślany przystało w karcie królują ryby. Godne polecenia: dorsz w sosie kaparowym. To chyba najtańszy z lokali tego regionu.
Świnoujście, „W Sieci”, ul. Żeromskiego 1B, tel. (091) 321 90 66. W karcie królują ryby, doskonała kapitańska zupa, a także niespotykane gdzie indziej gołąbki z rybnym farszem i bigos rybny. Bardzo tanio!
Lębork, „Karczma Rycerska” al. Wolności 9, tel. (059) 862 82 00, www.karczma-rycerska.pl Czynne od 8 do 22 ( w soboty do 5 rano). Tuż przy XIV wiecznych murach, lokal stylizowany na staropolską piwnicę. Bardzo dobre polędwiczki w sosie kurkowym i golonka w piwie. Doskonała zupa serowa.
Darłowo, „Eryk”, ul. Rynkowa 2 d, tel. (094) 314 36 86, www.eryk.com.pl Czynne codziennie od południa do ostatniego gościa. Lokal nazwany na część urodzonego w Darłowie księcia pomorskiego, będącego też królem Danii, Szwecji i Norwegii. Królewskie ambicje odbijają się w karcie. Ale godne polecenia są: bigos wikingów i zupa rybacka.
Gryfice, „Duet”, Ruta 10, tel. (091) 384 43 75, www.duet05.emeteor.pl Czynne codziennie od 11 do ostatniego gościa. W karcie – kuchnia polska, z przewagą ryb. Smaczne i na najskromniejszą nawet kieszeń.
Trzebiatów, „Ratuszowa”, Rynek 26, tel.(091) 387 48 97, www.eholiday.pl Czynne codziennie ( w sezonie letnim) od 8 do 22. Niedrogo, smacznie i rybnie. Danie popisowe – przysmak pomorski czyli schab w połączeniu z piersią kurczęcą.
Kamień Pomorski, „Pod Muzami” ul. Gryfitów 1, tel. (091) 382 22 40, www.podmuzami.pl Czynne codziennie od rana do ostatniego gościa. Z widokiem na morze, klasyczny pruski mur – same uroki. W kuchni – polskie smakołyki: sandacz faszerowany, żur w chlebie, pieczona golonka i pierogi.
Dziwnów, „Portowa”, ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 2, tel. (091) 381 42 70, www.pokojegoscinne.kbf.pl W pobliżu przystani wakacyjnej floty pasażerskiej lokal specjalizujący się w daniach rybnych: w cieście, z wody, smażone.
Jastrzębia Góra,”Kaszebe” ul. Rutkowskiego 2, tel. (058) 674 9404, www.kaszebe.com.pl
Czynne od maja do września. W pobliżu plaży, czynne od śniadania do późnej kolacji. Kuchnia kaszubska czyli krokiety z kapustą i grzybami oraz prawdziwa orgia rybna.
Komentarze
Sniadanie: riazenka ze szczypiorkiem i mloda rzodkiewka. Kawa Illy.
Ach, czuje sie jak jedna z tych melancholijnych dam z Czechowa – w ogrodzie pod parasolem, z dusznymi problemami.
U mnie mocna kawa i drożdżowe z masłem i konfiturą z wiśni. Zapomniałem wczoraj na kilka godzi o rozczynionym cieście i efekt przeszedł moje oczekiwania . Wyszło najlepsze jakie do tej pory zrobiłem . Jest takie jakie robiła moja babcia . Pośpiech nie jest wskazany przy robieniu drożdżowego. Dałem mało drożdzy bo tylko 3 dkg na kilo mąki ale czas zrobił swoje .
Miś2. Ty nam tu , mój drogi, chlebem drożdżowym głowy nie zawracaj, tylko pokaż wreszcie próbkę swojego kunsztu. To konieczny podatek dla nas wszystkich. Pokazała nam już swoje wytwory Alicja, Torlin, Wojtek z Przytoka, Helena jak ma dobry dzień, to potrafi strzelić takim felietonem, że się mistrzowie gatunku kłaniają, a Ty, Misiu co? Nie przemilczysz nas, nie ma mowy.
Zepsuł mi się telefon i nie mogę zadzwonić do mojej Leny po adresy dobrych knajpek w Świnoujściu. Ona miejscowa i ma niezłe rozeznanie. Ja nie pamiętam adresów, ale byłam z nią w chińskiej restauracji, w której kaczka po seczuańsku była godna królewskiego stołu, podobnie jak naleśniki z nadzieniem rybno – drobiowym i kilka innych dań. Ceny umiarkowane I taka jeszcze rybna knajpka „U szypra” czy jakoś tak , na wprost poczty – sandacz w sosie polskim i świeży dorsz smażony – cudo . Tam, niestety, już tak tanio, jak u Chińczyka nie było.
A teraz kilka słów do Alicji : Jak zwykle zdjęcia piękne. Te kwiaty są rozczulająco delikatne i piękne. Za fotografie ślicznie uławicowanych wapieni i skałki granitowe podziękuje Ci Ania, kiedy wróci z Wisły, czyli w piątek. Wiesz, ten bóbr wygląda na rannego. Może potrącił go samochód, kiedy przełaził w druga stronę? I, Kochanie, co Ty tak tego Przybocznego chowasz przed nami, że tylko jego tył każesz nam podziwiać?
Jak mówiłam (pisałam) wypróbowałam przepis Heleny, – ma ona „duszne” problemy a la Czechow, czy nie, przepis jest świetny. Mam tylko dwie uwagi : nie powinno się tego gotować i jadać w samotności, bo to grzech i nuda (nie wiadomo co gorsze) i jeszcze – kiedy będę po raz drugi to robiła, zrezygnuję z gałki muszkatołowej. Jakoś mi ten smak nie pasuje do szparagów.
Wszystkie niemal ciasta drożdżowe zyskują na powolnym wyrastaniu. Połowa drożdży i do zimnego pokoju albo nawet do lodówki.
W lodówce może ciasto stać przez noc. Zwłaszcza jak umieścić je w pudełku plastikowym z przykrywką lekko posmarowanym (od wewnątrz) jakimś neutralnym w smaku olejem.
Drugie wyrastanie po uformowaniu może też odbywać sie w chłodnym miejscu – ale niekoniecznie…
Bułeczki na śniadanie prosto z pieca robiłem kiedys wstawiając na noc ciasto do wyrośnięcia do lodówki.
Rano zajmowało to mniej-wiecej 45 minut i pieczywo jak od bulanżera albo – jak się u nas w dzieciństwie mówiło – od Nesterowicza, co miał najlepszą w miasteczku piekarnię do której sie rano biegało po kajzerki…
Oglądałem wczoraj w tv Gusto film o włosko szwajcarskiej piekarni i pokazywali rozczyn do chleba. Piekarz wyjmował z lodówki dość duży kawał ciasta rozczynowego zawiniety w folię spożywczą a potem w bardzo gruby brezent taki jakiego używa się do szycia plandek samochodowych . Wszystko było owinięte bardzo mocnym sznurem jak baleron. Połowa wędrowała do mieszalnika połowa zostawała by potem zostać wymieszana z nowym ciastem i zawinięta trafiała do lodówki. by dojrzewać przez kilka dni.
Pyro,
Przyboczny został wysłany przodem, bo niestety, na kamykach w słoneczku wygrzewały się węże, a czego jak czego, węży to ja nie bardzo. A nawet bardzo nie bardzo. I nie chciał mi pozować, tylko czasem się zaplątał pod obiektyw, stąd te tyły. Co do bobra, to raczej wyglądało na to, że ktoś go dziabnął przez grzbiet – może jakieś bobrowe porachunki? Bo nie wyglądało to na potrącenie samochodem, zresztą odserwowaliśmy jego przejście z jednej strony na drugą od początku do końca. Nie było śladów krwi (może się zmyła?), ale tak, jakby coś tam szarpanego na grzbiecie, trudno było dojrzeć dokladniej z powodu włosa dosyć długiego.
Oglądałam zdjęcia znajomej z wyprawy w Gorce z 27-28 kwietnia, wiosna w Polsce już całkiem rozbuchana, mimo starego śniegu tu i tam w górach, a u nas dopiero startuje nieśmiało. Dopiero pąki na drzewach, o liściach nie ma co mówić. Ale to już blisko, tuż-tuż.
Na dzisiaj też mam szparagi, jeszcze nie lokalne, ale od południowego sąsiada. 3.50 za kg, to tanio, bo nie w sezonie to można wiązkę 30dk sobie za tę cenę kupić. Lokalne będą jeszcze tańsze. A przyboczny mówi, że szparagi to „takie nic, bez smaku”. Przecież ja mu nawet tego z wody nie daję, tylko prosciutto, parmezan – i to jest bez smaku?! Niech sobie idzie do McDonald’s, piesek francuski…
A u mnie na dobry poczatek dnia zakwitla roza,pieknym zoltym kolorem!
Mloda to rozyczka,ale stara sie jak moze. 😉
A szparagi,to ja ide we wtorek kupic!Uwielbiam tradycyjnie z maselkiem i tarta bulka,no i do tego koniecznie mlode kartofelki 😀
Panu Piotrowi dziekuje za „pyszne” adresy.Zwlaszca te z nadmorskich miejscowosci beda przydatne.Serdeczne dzieki!
Ana.
Ano, to nieslychanie wczesnie jak na roze! Czy piekna zolta to Peace?
Dwa lata temu w polowie kwietnia zobaczylam na swej ulicy ogromna przepiekna zolte roze pelna kwiatow, podczas kiedy moje 25-letnie Queen Elizabeth oraz Pink Perpetue dopiero sie przymierzaly z pakami. Z domu wychodzila wlasnie mloda kobieta, wiec ja zaczepilam pytajac co robi, ze kwitna tak wczesnie i pieknie. Powiedziala, ze od roku sklada wszystkie skorki od bananow pod roza (byla to niezawodna Peace) i dlatego jest ona tak wydajna. Natychmiast zaczelam robic to samo (moja E. kolekcjonuje mi skorki, gdyz zjada jednego banana dziennie). Wiec po roku mialam pod rozami co najmniej 400 skorek z bananow (liczac ze zjedzonymi przez mnie). I faktycznie – w ubieglym roku mialam z pierwszego rzutu taki urodzaj kwiatow jakiego nie pamietam, odkad te krzaki zasadzilam . Niestety prawie wszystkie poszly na pogrzeb ulubionej kolezanki z pracy, ktora bardzo moje roze kochala i podziwiala.
Przed miesiacem dostalam od wladz dzielnicowych (mamy wreszcoie konserwatystow, ktorzy sie bardzo staraja) wspaniala kompostnice, do ktorej z wielkim zapalem wkladam smiecie zielone (scinki z jarzyn i owocow, scinki trawy, zwiedle kwaity z domu) oraz brazowe (skorupki po jajach, kartony po jajach, rurki po papierze toaletowym i papierowych recznikach). Wszystko to ma sie macerowac przez 6-9 miesiecy i zamienic sie we wlasny organiczny kompost! Cnota tryska mi nosem i uszami…
Jak każdy właściciel domu z ogródkiem kompostuję co mogę . Czasem idę do pobliskiego parku i grabię stosy liści i kolek. Potem dodaję skoszoną trawę i po roku kompost gotowy. Potem tylko wystarczy przerafkować i mam ziemię ogrodniczą najwyższej jakości . W ubiegłym tygodniu przerobiłem w ten sposób zeszłoroczną kupę kompostową będzie jak znalazł do przykrycia nasion trawy oraz pod kwiaty. Trawnik często koszę i w związku z tym nie muszę zwalczać chemicznie chwastów. Tylko mlecze mają centymetrowe łodygi i kwiaty przy samej ziemi 🙁
Kiedyś na kompoście z dodatkiem pozostałości po gołębiach wychodowałem mieczyki o wysokości 170 cm . Cebule wybrane w hurtowni też by ły wielgachne. O podlewanie nie muszę się martwić bo mój lokator 85 latek robi to trzy razy dziennie. Od soboty biega z laseczką i wężem po ogrodzie i jest cały szczęśliwy bo trawa rośnie jak oszalała a on ma co robić. Po zimie wraca w niego życie i kończą się jego choroby 🙂
Trudno uwierzyć Heleno w konserwatystów rozdających kompostowniki. Niesamowite!!! Nie wierzę, że dożyję czasów w których tutejsi konserwatyści będą takie podarunki robić. Po prostu osłupiałem czytając Twoją informację- jednak w innym świecie mieszkasz. Tylko pozazdrościć takiej prawicy. Przepraszam, że na politykę zbaczam ale te kompostowniki mnie po prostu oszołomiły.
Takie kompostowniki są świetnym interesem bo zmniejszają ilość odpadów na składowiskach. Mieszkańcy sami dbają o zieleń . Angielscy konserwatyści wiedzą co robią . U nas mały kompostownik z plastyku kosztuje ze dwie stówki a tam za darmo. Za te plastyki które oddaję co miesiąc tez mogliby dać kompostownik.
Misiu 2
Oczywiście, że zalety kompostowników są bezsporne i to świetny interes. Ale tylko dla ludzi, którzy umieją liczyć i wykazują choć minimum odpowiedzialności za środowisko w którym żyją. Podobnie jak torby na zakupy wielokrotnego użytku, torby papierowe lub butelki szklane na wymianę zamiast plastikowego świństwa. Fajnie, że choć konserwatyści z Heleny dzielnicy to rozumieją.
No, Wojtku, nasza prawica jest nad wyraz cywilizowana, czego nie zawsze sie da powiedziec o lewicy. Kiedy wperowdzalam sie do tej dzielnicy rzadzili tu torusi, podatki byly bardzo niskie, porzadek na ulicach, drzewka zadbane, smiecie wywoezione na czas – te rzeczy.
Potem nastala dluga noc laburzystowska – podatki podskoczyly w ciagu 3 laqt o 250 procent, bo musielki sobie zbudowac Kreml szesc razy wiekszy od ratusza nowojorskiego (Gracie Mansion), musili rozbudowac pion antyrasistowski (choc Ealing nie byl znany z jakichs ekscesow), wprowadzic wlasna polityke zagraniczna (wymiana z RPA) etc. etc. Zato drastycznie zmniejszono budzet policji i sluzb porzadkowych. W tym roku , po wygranej konserwatystow po raz pierwszy odkad tu mieszkam podatek dzielnicowy wzrosl do poziomu nizszego od inflacji (ok. 3%), no i dostalismy listy, ze kto chce dostac kompostownik, to niech wysle maila z adresem pocztowym. Nawet za dostawe nie policzyli. Oprocz samego kompostownika dostalam bardzo zgrabne zamykane kanciaste wiaderko, do ktorego skladam odpady, zanim wyniesione one zostana na zewnatrz.
Teraz przeczytalam, ze moja ulica startuje w ogloszonym przez Ratusz konkursie na najladniejsza i najbardziej zadbana ulice Ealingu i ze uczestnicza w tym takze wszystkie sklepuy i biznesy. No i wspaniale!
Zyt’ stalo luczsze, zyt’ stalo wiesielej! – jak powiedzial wiadomo kto.
Właśnie zabrałam się za produkcję placka z rabarbarem. Jeżeli ktoś miałby ochotę na taki placek, podaję przepis – ciasto jest b.smaczne, delikatne, udaje się zawsze i co ważne – jest tanie.
Placek z owocami (najlepszy z morelami, mogą być jeszcze rabarbar, śliwki – węgierki i truskawki. Inne owoce dają gorszy efekt)
Produkt : 2/3 kostki margaryny, 4 jaja, szklanka cukru, 2 łyżeczki proszku dpo pieczenia, 2 szklanki mąki :
Wykonanie – margarynę, cukier i jaja ucierać mikserem 4-5 min. Wsypać mąkę z proszkiem, zmienić końcówki z trzepaczek na mieszadła, ucierać dalsze 5 minut. Uwaga – ciasto jest b. gęste i takie ma być – nie dodawać, mleka, wody, śmietany. Rozprowadzić po blasze, ułożyć owoce, po wierzchu posypać dość skąpo cukrem brązowym albo kryształem. Piec w tem ok 150 stopni. Z termoobiegiem gotowe jest po 25 min. w normalnym piekarniku ok 35 minut.
Czyli cała robota to mikser – 10 min. i pieczenie. Stosuję jeszcze warianty – czekoladowy w zimie z łyżeczkami powideł zamiast owoców i z 1 szkl. maku, jako piegusa. Polecam. (Oczywiście nie polecam Alicji, bo wiadomo, woli łososia)
Przed chwilą wyjechała do Londynu córka mojej przyjaciółki. Mieszka i pracuje w Londynie od roku niedaleko Putney Bridge . Pewnie to niedaleko od ciebie Heleno patrzyłem w google earth . Dziewczyna jest świetną fryzjerką po najlepszych szkołach w Polsce . Szkoda ,że z kraju wyjeżdżają najlepsi i najładniejsi…
Heleno
Pisałem wczoraj u Owczarka o Kocie Mordechaju. Jest mi smutno , bo czuję się trochę odpowiedzialny za to że zaginął bez wieści i nie zagląda do Budy. Nie widziałaś go przypadkiem?
A ja z innej beczki. Pierwsze małosolne się pojawiły kilka dni temu. Kupowałem graperfruita na kolację (zbija ponoć cholesterol więc jem co wieczór połówkę)i nagle poczułem ich zapach. Taką intensywną woń czosnkowych małosolnych. Patrzę a wiadrze leżą maleńkie, zielone i jędrne. I nagle poczułem apetyt, poprosiłem kobiecinę by mi 3 zważyła i schrupałem je pod sklepem. Pycha!!! Warto się przez zimę przemęczyć by zaznać tego smaku! To tak jak pierwsza truskawka opiaszczona i rozgrzana słońcem albo pomidor zerwany prosto z pola. Że też przyroda tak potrafi wiosną człowieka dopieścić.
Heleno,
moja roza to „Golden Showers”.Normalnie powinna kwitnac w czerwcu,ale przez te super ciepla wiosne zakwitla juz teraz 😀
Niestety nie mam miejsca na kompost,wiec kazdego roku podsypije wszystkie roze taka odzywka.Niestety sztuczne swinstwo 🙁
Ale podsunelas mi swietny sposob z tymi skorkami bananowymi.Musze koniecznie wyprobowac.A kompostnicy tyz Ci zazdroszcze i to jak 😉
Serdecznosci.Ana
A propos kompostu – to samo u mnie za garażem spora plastikowa „beczka” bez dna, wrzucam tam wszystko roślinne i skorupki. Wszyscy posiadacze chałup kompostują, że o recyklingu nie wspomnę, bo to rozszerza się na coraz nowe rzeczy. Jeśli produkujesz więcej, niż jeden spory wór śmieci na tydzień, za każdy dodatkowy wór płacisz – niby 2$, ale zdziwilibyście się, jak szybko ludzie uczą się liczyć.
Wracając do kompostu, oglądałam kiedyś program telewizyjny, w którym mówiono o dżdżownicach, takie rosówy spore, z którymi na ryby… no więc jakiś człowiek uruchomił taki interes, sprzedaje te rosówy na słoje wręcz, wrzuca się to do kompostnika i dżdżownice przerabiają pięknie zawartość, całe szczęśliwe.
Kompost tak przerobiony wygląda pysznie i jest bezwonny. Nie wiem, gdzie szukać informacji o tym, ale pogooglam przy okazji, może trafię. Ja mam tutaj jakąś niebogatą glebę, w ogródku zaledwie 30-40cm warstwa na wapiennej płycie, i tak cud, że tu coś rośnie. Dlatego rok w rok tego kompostu dorzucam, przydaje się bardzo.
Skończyłam właśnie książkę Krystyny Kofty „Ciało niczyje”, zeskanowałam aromatyczne półtora stroniczki dla miłośników pigwy, konfitur i nalewek:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Pigwa/
Bardzo jestem ciekawa wycieczki pp Adamczewskich do Tykocina.Pewnie jutro napisze nam o zamku, skansenie i karczmie Rzym. Alicja cytuje nam p.Koftę i zanotowane przez Nią przepisy. Ja będę miała taki prezencik (wyłącznie dla pań) pojutrze. Bo muszę się do tych przepisów dokopać, a jutro wyjeżdżam do lasu.
http://en.wikipedia.org/wiki/Red_Wiggler
Znalazłam sznureczek do artykułu o tych dżdżownicach, co to pomagają z kompostem (vermicompost, również po holendersku, Ana), faktycznie, red wiggler to jest nasza poczciwa dżdżownica. Tyle, że ilość, potrzeba ich dość dużo.
Mogę przetłumaczyć co ważniejsze partie, jeśli ktoś zainteresowany. Pojemnik z odpadkami w mieszkaniu nawet w bloku, byle tylko był szczelnie zamkniety, też spełnia zadanie. Czyli chłopaki i dziewczyny, do roboty, na rosówki!
Bardzo smakowity program w tvp1.
Wróciłem przed chwilą od przyjaciela kóry w sobotę prezentował swoją książkę o projektowaniu graficznym. Przegadaliśmy prawie pięć godzin popijając wina przywiezione przeze mnie ze Słowacji i drugie z Włoch podarowane przez naszego kolęgę który miesiąc temy zwiedzał przez dwa tygodnie Italię od Wenecji do Rzymu. Pierwsze wino polecone przez Jacka z Kościeliska to półsłodkie które okazało się prawie wytrawne Nitrianskie Knieża za 8 zł kupione w Suchej Hoże a drugie wino to Velpolicella za kilkanaście euro kupione w specjalistycznym sklepie we Florencji. Pytanie dla blogowiczów które lepsze?
Dobrym winem które wypiliśmy z Kolegą okazało się wino Słowackie a Włoskie bardzo słabe . Czasami można się bardzo zdziwić. Wino Słowackie kupiłem tylko dlatego że kazał mi kupić Jacek. Nie miałem czasu pobiec do sklepu i na początku spotkania mówiłem że kupiłem dla spróbowania a tu okazało się że nie tylko Smadny Mnich, miód i czekolada są dardzo dobre.
JEST JAJO !
O 5:15 czasu polskiego – obserwowałam boćki od świtu, no i wreszcie Czantorka podskoczyła, i wyglądało na to, że aż się zdziwiła. Nie mogę być na 100% pewna, ale wcześniej jaja nie było, i zresztą boćkowa jest wyraznie poruszona.
PYRA proponuje jakis placek z rabarbarem i jak zobaczyłam, ze tam jest margaryna to scierpłam. Na początku Gierka zmarł mój ojciec, za Gomułki średnio nam sie powodziło, ale masło i szynka w domu była, były ogórki i kapusta kiszona, kompoty ze słoików. Piecioro dzieci powojennych, które wraz z matką dostały 1.400 zł renty. I zaczęła się margaryna PALMA. Dotychczas na widok margaryny jestem chora /notabene mój terrier je chleb z masłem, a u znajomych do chleba z margaryną nie podszedł/. Jestem po 50-tce, mam świetne wyniki i pani
laborantka pyta sie mnie co jem, a ja na to mięso, mięso /wędlin mało/, warzywa wszelakie, żółty ser, mleka od 20 lat ani grama, ogórki i kapustę kiszoną – własnej produkcji, zero owoców oprócz zerwanych z krzaka czarnych porzeczek i wiśni – nuieduże ilości. Od kilku lat nie zjadłam żadnego jabłka, banana, mandarynki. Ostatnio z 10 lat temu jadłam loda. Nic mi nie smakuje, lody nie są nawet zimne. Młode ziemniaki sa bez smaku, poledwica papierowa, jabłka jak kit bananowy, po rekach nie leje sie sok. Lubię podroby i wszelkie kasze. Nie jadam zupełnie słodyczy, przy mleku i smietanie mam odruchy wymiotne, a ciasto nie wzrusza mnie, raz na miesiąc zjadam ok. 2 cukierków czekoladowych. Ale w mojej rodzinie muszę mieć na obiad dużo surówek i ok. 20 dkg mięsa na osobę., czesto tłuste.Nie jedzcie tej chemii w margarynach, owocach, chudych szynkach, twarogach lajtowych. Za mojej młodosci na zime były tylko jabłka i pomarancze kubańskie na święta, niaraz cytryny. Byliśmy zdrowi, zahartowani i nie chorowaliśmy. Jedlismy prawdziwe masło
dzien dodry,
noclegi 1 osoba 295.-sk
wyzywienie sniadanie 100,-sk
kolacja-obiad 165,-sk
oplata klimatyczna osoba/noc 10,-sk
http://www.sindlery.sk http://www.sindlery.sk http://www.sindlery.sk