Paros wydała nam się rajem
Także i kulinarnym. I to mimo prostoty kuchni greckiej. Wszystko tu bowiem opiera się na kilku zaledwie składnikach i paru technikach przyrządzania. Oliwa (ale jaka!), czosnek, cebula, bazylia, serek feta, baranina i wszystko co pływa w morzu to produkty, które codziennie trafiały nasz stół. Raz były grillowane, raz smażone we fryturze, czasem duszone, a zawsze – podlane aromatycznym winem – pyszne.
Prawdę powiedziawszy jadaliśmy głównie w portowych knajpkach to, co złowili w nocy rybacy. Morskie produkty na szczęście były w takiej obfitości i wyborze, że przez 14 dni nie udało nam się zapewne skosztować wszystkiego co przywoziły kutry.
Zaczęliśmy od ośmiornic. Wiszą one bowiem jak girlandy kwiatów, przed każdą restauracją w porcie, obsychając z morskiej wody zanim trafią na grill i wabią smakoszy swym niesamowitym wyglądem. Każdy, nawet ci którzy ośmiornicy nie oglądali potem na talerzu, fotografował się na tle wiszących, suszących się oktopusów. Ich mięso zaś zarówno pieczone jak i smażone jest wprost doskonałe. I tylko właśnie na Paros, rybacy z miasteczka Naoussa potrafią ośmiornicę oporządzić tak, by była miękka i delikatna. Pewnego dnia udało nam się zobaczyć jak to robią. Technika zmiękczania jest prosta i stosowana od dwóch tysięcy lat. Zanim ośmioramienny okaz zawiśnie nad wejściem do knajpy rybak 20 razy uderza nim o betonowe nabrzeże. Gdy słychać więc o świcie charakterystyczny stukot budzą się kucharze i restauratorzy, bo wiedzą, że kutry przywiozły to, co oni, wkrótce będą podawać swoim gościom.
Równie smaczne i niemniej egzotycznie prezentujące się na talerzach są kalmary. Cała zgrillowana tusza kalmara przypomina dwubarwny, białofioletowy kwiat pachnący morzem i…czosnkiem.
Prawdziwą grecką kolację należy zacząć od tzatziki. A jest to jogurt (zupełnie inny niż w Polsce) z czosnkiem, świeżym, drobno pokrojonym ogórkiem i oliwkami. Równie dobrze można rozpocząć ucztę od greckiej sałatki czyli pokrojonych i zmieszanych razem: cebuli, pomidorów, oliwek i wielkiego kawałka sera feta posolonego i posypanego bazylią, a wszystko to mocno skropione sokiem z cytryny. Obie przekąski przegryzane są doskonałym, chrupiącym chlebem i popijane białym winem.
Przyzwyczajonym do polskiego stołu i przywiązanym do tradycyjnej kolejności dań można polecić zupę cytrynową. W upalna noc, a innych tu nie ma, gasi pragnienie i… rozbudza apetyt.
A potem? Potem można zamówić maleńkie sardynki z frytury, które zjada się w całości z głową, ogonem i wszystkim co rybka ma w środku; krewetki z grilla lub z patelni; płat tuńczyka albo ryby-miecz; karmazyna w ziołach, a jeśli kto woli to pieczoną doradę o przerażającym zębatym pysku.
Królewskim daniem jest oczywiście homar. Świeży i na ogół gigantyczny skorupiak morski pieczony na grillu, tylko lekko posolony i ozdobiony gałązką zielonej pietruszki, wymaga wielkiej zręczności i uwagi jedzącego. Krusząc twardą skorupę specjalnymi obcęgami można spowodować taką fontannę soku, że wystarczy jej na opryskanie paru sąsiednich stolików. Co gorsza, brak umiejętności w posługiwaniu się narzędziami tortur jakie podaje kelner wraz z homarem, może skończyć się bolesnym skaleczeniem palców. Wszystko to jednak warto zaryzykować by zjeść ten przysmak. Dwa homary, które zamówiłem na pożegnalną kolację na wyspie ważyły 1,8 kg. Były ogromne. Po prostu wyskakiwały z talerzy. Ich smak natomiast był wprost proporcjonalny do wagi. Kolacja trwała ponad dwie godziny.
Po uczcie obowiązkowy spacer. Tylko tyle, by przejść z restauracji do kawiarni na filiżankę kawy po grecku czyli parzonej w metalowym dzbanuszku. Do tego obowiązkowa szklaneczka zimnej wody i kieliszek metaxy. Dopiero wtedy grecka uczta jest pełna.
Niektórzy dają jeszcze skusić się na słodycze. Tylko z reporterskiego obowiązku zamówiłem najbardziej klasyczne greckie ciastko czyli bakławę. Wstążeczki cienkiego ciasta francuskiego owijały nadzienie z orzechów, rodzynek i czego tam jeszcze, A wszystko było nasączone wonnościami i ociekające oliwą. Zjadłem. Pamiętałem o tym fakcie przez trzy dni. I zdecydowanie odradzam. Nawet godzinny marsz lub tyleż pływania nie pozwala człowiekowi pozbyć się uczucia kamienia w żołądku.
Komentarze
W Naussie knajpki znajdują sie tuż nad morzem tak ,że widać wszystko co się dzieje na nabrzeżu. Wiszące nad wejściami do tawern „oktapusy” sprawiają niesamowite wrażenie.
Z tym zmiękczaniem ośmiornic to ciekawa sprawa. Pierwszy raz widziałem to w Nauplionie (Peloponez).
Zupę cytrynową można spróbować w Warszawie (Primavera róg Rejmonta i Broniewskiego).
Panie Piotrze!
Nie byłem nigdy w Grecji, ale za to bywałem wielokrotnie w Bułgarii. Czy te kuchnie chociaż w minimalnym stopniu są podobne?
ja w Grecji jadłem najbardziej obrzydliwe danie w swoim życiu – musakę. Coś okropnego…
Jezdzac cale zycie po swiecoe nie spotkalam narodu okrutniejszego i bardziej bestialsko traktujacego zwierzeta niz Grecy. Te osilki z krwawiacymi kopytami zmuszane do pracy, te psy przywiazane w upale i bez wody plometrowym sznurkiem do zardzewialej beczki (budy) po oleju, te niechciane szczenieta masowo zostawiane w worku na torach aby przekjechal je pociag, to wytrucie wszystkich bezdomnych kotow i psow przed olimpiada, te brudne w ciasnych klatkach i wyglodzone zwierzeta w zoo. Kiedys w czasie trwania programu radiowego na zywo z udzialem Pani Ambasador Grecji w Polsce powiedzialam jej, ze nie jezdze juz do jej kraju, bo nie moge patrzec na okrucienstwo wobec zwierzat. Odpowiedziala mi, ze ludzi nalezy oceniac wedle stosunku do innych ludzi, a nie bezdomnych psow czy kotow (!). A usluzna pani prowadzaca audycje natychmiast przelaczy;a sie na muzyke.
Ja do Grecji nie jezdze od dwudziestu lat. Radze wejsc na strone internetowa Greek Animal Rescue, prowadzone przez bardzo prosta dziewczyne, Slowenke, meiszkajaca pod Londynem, Vesne Jones. Vesna sprowadza z Grecji i umieszcza po calej Europie nie tylko psy czy koty (czesto z odrabanymi lapami),. ale takze sprowzdala juz lwy i tygrysy wykupywane (!) za wlasne pieniadze (jest ogropdniczka) z ogrodow zoologiocznych i umieszczane w polrocznej drogiej kwarantannie w brytyjskich portach. Vesna od lat prowadzi akcje apelow do greckich wladz aby wprowadzily jakies prawa ochrony zwierzat. Bez skutku.
Niech sie Grecy zmaza w piekle.
uff, Heleno, ja mam szwagra Greka, i siostrzeńca pół-Greka, małego Lazarosa, zwanego z polska Lazusiem. Nie mógł bym mu tak źle życzyć, ani jemu, ani szwagrowi Jorgosowi.
Z okrucieństwem wobec zwierząt w Grecji osobiście się nie spotkałem, ale nie poddaję w wątpliwość Twoich słów. Niestety, okrucieństwo wobec zwierząt (jak i dowody dla nich miłości i współczucia) zdarzają się na całym świecie.
A co do greckiego jedzenia, to lubię tylko gyros i metaksę – z tego co próbowałem. Niestety rodzina szwagra nie ma tradycji przygotowywania owoców morza.
W ramach wymiany kulturalnej poczęstowałem szwagra żołądkową-gorzką, mrożoną przez 3 dni w zamrażarce. Od tej pory Jorgo nic innego nie uznaje 🙂
Heleno,
a co powiesz o naszych rolnikach (np. u mnie na Kurpiach), którzy trzymają psy przykute do stodoły lub obory na równie krótkim łańcuchu ale często bez budy. Śpiące w błocie lub śniegu. A w momencie gdy sztywnieją z reumatyzmu zabijane są przy pomocy drąga.
Pierwsze budy dla takich nieszczęśników sam budowałem. Potem budy weszły w modę.
A jak Ci się podoba moda na wywożenie psów przed wakacjami do lasu i przywiązywanie ich do drzew przy szosie, bo przeszkadzają w wyjeździe na wakacje! A robią to mieszczuchy wszelkiej maści i zamożności. Także wykształciuchy!
Czy to bestialstwo upoważnia do skazania wszystkich rodaków na męki piekielne? Nawet tych, ktorzy przeciwstawiają się bestialstwu wobec zwierząt?
Przejdźmy jednak do spraw miłych. Grecka kuchnia ma parę wspólnych cech z bułgarską – właśnie zapiekanki takie jak musaka, która wg. mnie jest pysznym daniem, gołąbki zawijane w liście winogron czyli dolmedakia, no i fantaystyczne wykorzystanie baraniny. Także desery w obu krajach są podobne (to wpływy okupacji tureckiej) oraz najlepsze w Europie jogurty. Dodać muszę, że wszystkie te zachwyty (ale i nagany) wyrażają tylko i wyłącznie mój gust. Każdy przecież ma własne kubeczki smakowe i swoje sympatie. I dlatego wymiana zdań na blogu jest taka interesująca.
Ma Pan rację, Panie Piotrze – każdy ma swój smak. Ja jednak aż się wzdrygam na wspomnienie musaki pływającej w oliwie…brrr…
Moja nie pływa w oliwie. Czyli trafił Pan na kiepskiego kucharza. Radzę ponowić próbę lub zrobić samemu. Oto przepis:
Musaka
2 cebule, 2 ząbki czosnku, 8 łyżek oliwy, 50 dag ugotowanej baraniny, 10 dag pieczarek, 2 łyżki siekanej natki z pietruszki, 2 łyżki przecieru pomidorowego, sól, świeżo zmielony pieprz, 3 łyżki maki, 10 dag żółtego sera, 3 jaja, 2 szklanki jogurtu
Cebulę pokrojoną w plasterki i czosnek drobno posiekany podsmażyć na połowie oliwy, starając się nie zrumienić. Baraninę zmielić. Pieczarki umyć, drobno pokroić, dodać mięso i zmielić dodając przecier pomidorowy, cebulę i czosnek oraz posiekaną natkę pietruszki. Zetrzeć ser. Masę mięsną włożyć do nasmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego i posypać połową startego sera. Rozbełtane jaja zmieszać z jogurtem i posypać z wierzchu drugą połową sera. Wstawić do piekarnika i piec w temperaturze 180 st. C aż do zrumienienia wierzchu.
Hm, kucharzem była szwagierka, zrobiła tę musakę pod okiem i według recepty mamy Jorgosa, zgodnie z tradycją rodzinną. Ale ta musaka nam wszystkim z Polski nie za bardzo pasowała. Moniśce (szwagierce) też 😉 Właśnie ze względu na tę oliwę.
Za Pana pozwoleniem, przekażę Pana przepis szwagierce. Może następna musaka w jej wykonaniu będzie smaczniejsza :-).
Acha, Jorgos uwielbia polskie zupy i ciasta 🙂
Wiem jak okrutny dla zwierzat moze byc polski „lud”. Ale w Polsce przynajmniej sa ludzie, ktorzy zwierzetom pomagaja – ze wszystkich wrastw spolecznych. W Grecji takich szukac ze swieca. Wiem cos o tym, bo chcialysmy z E umiescic kociaka, ktorego podkarmialysmy w jakims schronisku. Okazalo sie, ze na calej duzej wyspie Zante nie ma ANI JEDNEGO schroniska dla zwierzat. Jedyny miejscowy weterynarz wysmial nas kiedy chcialysmy powiesic w jego poczekalni ogloszenie. Z bezdomnymi zwierzetami radzi sie tam droga radykalna – rozrzucajac wszedzie trucizne, a jesli przy okazji zatruja sie takze jakies zwierzeta „domne”, no to trudno. Vesna prowadzi schronisko w Grecji. Ale w ciagu ponad 20 lat sposrod Grekow udalo jej sie znalezc jedynego wolontariusza – meza mieszkajacej tam Angielki. Reszta personelu schroniska przyjezdzala w charakterze ochotnikow z Anglii, Holandii, Niemiec, nawet USA.
To co sie dzieje w Grecji jest nieporownywalne z niczym co sie widzi w Polsce (a widzi sie duzo, zgoda). Czy zreszta wyobraza sobie Pan najglupszego sposrod polskich ambasadorow, ktory odpowiedzialby mi tak jak odpowiedziala – publicznie!- Pani Ambasador Grecji?
W Polsce o odnotowanych przypadkach okrucienstwa wobec zwierzat pisze sie w gazetach, a nawet zdarzaja sie procesy sadowe. W Grecji takie procesy NIE ZDARZAJA sie, bo zwierzeta nie sa chronione i NIKT, zaden rzad jak dotad nie uwaza ze jest to jakis problem.
Nie da sie schowac glowy w piasek. Sorry. BYlam w Grecji siedem razy. Ale po ostatnium pobycie czara goryczy sie przelala. PO wytruciu wsyztskich kotow na wyspie monstrulanej wielkosci szczury spacerowaly miedzy stolikami w tawernie, wyskakiwaly ze smietnikow i dobieraly sie do kremow do opalania. PO powrocie spotkalam Vesne JOnes. Wplacamy z E., co roku po 100 funtopw na jej dzialalnosc i oddajemy mase rzeczy na kiermasze, przez nia organizowane. Trzeba zobaczyc w jakiej biedzie ona sama zyje. Ten dom sie lada moment rozwali, bo nie ma na naprawe dachu. Ale pomaga zwierzetom i dzieki niej swiat jest odrobine lepszy, odrobine mniej okrutny. Ona chodzi i naprawia to, co sie Panu Bogu nie udalo.
.
Heleno
dobrze że na świecie są tacy ludzie jak pani Vesna (swoją drogą, piekne imię)
Panie Piotrze,
Wczoraj odebrałem nagrodę za wygraną w zeszłotygodniowym konkursie. Przyznam się, że jak padło moje imię to przypuszczałem, że chodzi o mnie, ale pewności nie miałem:o) Dziękuję serdecznie za książkę oraz zebranie autografów.
Coz za nieslychany zbieg okolicznosci. Wlasnie przed tygodniem nabylam „droga kupna” grecka ksiazke kucharska . Wzbogacona o wiedze w tym zakresie mam mala zagadke: co to jest „lachanosarmades”. Odpowiedz znam oczywiscie, ale zupelnie nie wiem co to jes „boukovo”. Bede wdzieczna za rozwiklanie tego drobnego dylematu.
Rozdzial deserow w wyzej wymienionej ksiazce ocieka slodycza az do niemozliwosci. Nic zatem dziwnego, ze Pan Piotr serdecznie odradza ich probowania. Jeden jednakze wyglada bardzo plastycznie i smakoszom lodow przypadlby zapewnie do gustu. Juz sama nazwa jest intrygujaca: „Lody pistacjowe w gniazdku z kadaifi i czeresni”. Kadaifi, szalenie cienkie kluski (porownywane do „wlosow anielskich”), splecione w luzny warkocz i ulozone w okrag na srodku talerzyka stanowia gniazdko dla kulki lodow. Ta z kolei oblana jest minimalna iloscia soku (syropu) czeresniowego z ulozona na szczycie kandyzowana czeresnia. Wienczy dzielo odrobina syropu rozlana dookola „gniazdka” i kilka czeresni dla dekoracji. Acha, i jeszcze listek miety na obrzezu gniazdka, tuz przy kulce lodow, stanowi odmienny w kolorze akcent dekoracyjny. Pytanie tylko gdzie mozna dostac kadaifi.
Czy UE nie ma żadnego wpływu na przepisy dotyczące traktowania zwierząt w Grecji? Jeszcze nie byliśmy w Unii, gdy na całą Europę podniósł się krzyk w sprawie przewożenia koni z Polski. Pomogło. A tu co? Cisza?
Co do kuchni greckiej, którą tak smakowicie przedstawia Gospodarz, to owoce morza nie są moimi ulubionymi daniami. Tzatziki robię z serka homogenizowanego, jogurtu, ogórka i czosnku – to niezbędny dodatek na spotkaniach przy grillu u mnie. Nie dodawałam nigdy oliwek; trzeba będzie spróbować. Sałatkę „grecką” podaję z winegretem – ma być z sokiem z cytryny? No, cóż, nie zaszkodzi sprawdzić.
Coś nieprawdopodobnego! Mój wpis czekał na akceptację CZTERY ! godziny.
Co w nim było takiego, nie mogę pojąć.
Bardzo lubie kuchnie grecka,ale rowniez nie znosze mussaki 😉
szkoda,ze ci Grecy,ktorzy u nas kucharza nie maja w swoim menu ryb?!
Lubie prostote tej kuchni,salatki i slynne tzatziki.
Ale z przykroscia musze sie zgodzic z Helena.U nas nawet,w mojej krainie wiatrakow,ostrzegaja co wrazliwszych ludzi,przed wyjazdem na wakacje do Grecji.To prawda,ze w innych krajach tez sa przypadki maltretowania zwierzat,ale tam na skale masowa niestety 🙁
Moussaka jest pyszna. Domyslam sie, ze pewnie sa rozne przepisy na to danie ale i tak sie zastanawiam gdzie podzialy sie baklazany w Pana przepisie. Ja osobiscie najbardziej lubie kotlety mielone od Greckiej mamy (nazywaja sie bodajrze biftekia). No fantastyczne. I oczywiscie Retzina.
Na deser, czekolada, ktora poki co spotkalam tylko w Grecji. Nazywa sie Lakta, goraco polecam.
Panie Piotrze,
a jak sie ma do kuchni greckiej nasza tradycyjna, poczciwa, polska „ryba po grecku”. Pytam dlatego, ze jest to jedyne danie rybne, ktorego nie znosze.
Maltretowanie zwierzat… byc moze Grecy maja w tej dziedzinie jakies „zaslugi”, ale prawde mowiac nic nie pobije moim zdaniem przemyslowego chowu zwierzat na uboj: swinie w boksach, w ktorych nie moga sie nawet polozyc, a o kurach scisnietych w klatkach nawet nie wspomne. Caly dowcip polega na tym, ze tego akurat nie widzimy. Za to bezdomne psy i koty – owszem.
Pozdrawiam,
Jacobsky
Kuchnia grecka – te wszystkie ośmiornice mnie nie interesują, natomiast bardzo mi odpowiadają dania z baraniny, dolmadakias, mousaka,suflety szpinakowe, ziemniaki tłuczone chyba pół na pół z czosnkiem – tak „aromatyczne”, tzatziki, grecka sałata – i grecke wina. UZO ! Bez kieliszeczka uzo na zakończenie nie ma posiłku.
Metaxa… nie dla mnie raczej, ale uzo i owszem.
Nigdy nie byłam w Grecji, jedno z moich jeszcze nie spełnionych marzeń, ale sporo Greków u nas mieszka, restauracji jest od groma. Raz na rok „nasi” Grecy organizują festiwal greckiego jedzenia, mają pyszne rzeczy. Desery – nie moja bajka w ogóle, a juz na pewno nie greckie desery. Bakławy skubnęłam z talerza J. kiedyś, bo kelner zachwalał i zachwalał. W życiu!
Alsa, chyba dlatego tak długo czekałaś na wpis, że wpisałaś się po raz pierwszy.
Grecy o rybie po grecku nigdy nie słyszeli. Tak jak Bretończycy o fasolce po bretońsku. Te nazwy sa wymyslone tu czyli nad Wisłą.
W sprawie oczekiwania na pojawienie się wpisów mało wiem, bo się tym nie zajmuję. Ale może jest to rezultat opuszczenia redakcji przez całą załogę. Wydaliśmy tygodnik na 2 tygodnie i w nogi na zieloną trawke. Zostały same komputery i teraz szaleją.
Ale wrócimy, wrócimy, Ja już 4 maja, bo robię nastepny czyli 19 numer.
No to do zobaczenia.
miłego wypoczynku Pani Piotrze
No i właśnie – kto może wyjeżdża i ja będę sobie siedziała w ogromnym, niemal opustoszałym bloku, korzystając ze słoneczka w naszym parku, książek i szparagów. Poza miasto wyjadę dopiero na jeden dzień we wtorek, za to będę stosunkowo blisko Wojtka z Przytoka, bo jadę do Prtzydroża – to jest osada leśna przy szosiie Głogów – Sława, gdzie mój Brat kilka lat temu kupił budynki i resztówkę ziemi. Pooddycham leśnym powietrzem, w rewanżu zawiozę jakieś ciasto, bo Brat lubi, a Bratowa nie piecze. Na dłużej w lasy do Andrzeja pojadę w sierpniu. Jutro sobie poczytam o Grecji – temat wywołany O kuchni greckiej wiem niewiele, znam i lubię sałatkę grecką, doradę pieczoną w ziołach, zupę cytrynową, desery to ja robię, ale nie jadam, owoców morza jak wiadomo, też nie. Inne wytwory greckie? Owszem, uzo, retsiny nie znoszę. Acha – znakomite są wielkie, nadziewane fetą oliwki (można kupić taką konserwę) Jadłam jeszcze takie gołąbki znane mi z Balkanów , takie jak kebabczeta, lubię je. I to już wszystko. Heleno – przecież kultura grecka miała ogromny ładunek okrucieństwa; to jeden z jej wyznaczników. Idealistom może wydawać się, że Grecja to Partenon, Perykles, mity greckie w wydaniu dla młodzieży. Naprawdę zaś znacznie lepiej opisuje Grecję historia o siedmiu przeciwko Tebom, procesie Sokratesa, wychowawczym zwyczajom Dorów. Dobrze, że przestali ćwiczyć na karkach własnych pobratymców i ograniczają się do psów.
Jacobsky: warunki hodowli zwierzat na uboj to jeszcze oddzielny rozdzial. Sama od lat stram sie nie kupowac zadnych produktow – ani miesa, ani nabialu, jesli nie mam pewnosci, ze zwierzeta hodowane sa w humanitarnych warunkach. Moj supermarket Waitrose absoluytnie mi taka pewnosc gwarantuje. Bylam okropnie zadowolona, kiedy rok temu zrezygnowal ze sprowadzania polskich przetworow masarskich, gdyz jego inspektoprzy wykryli, ze swinie sa hodowane w warunkakch uwlaczajacych wszelkim cywilizowanym normom (Tak mnie poinformowal sprzedawca w dziale miesnym, kiedy sie zdziwilam, ze zabraklo polskich kielbas). Import polskich produktow byl wstrzymany na 9 miesiecy i dopiero te kielbasy znow sie pojawily po ponownej inspekcji i upewnieniu sie, ze sytuacja hodowanego bydla sie poprawila.
Waitrose byl pod tym wzgledem pionierem, ale inne sklepy tez sie znaczaco podcoiagnely – w pierwszym rzedzie zawsze wsluchany w spoleczne trendy i troski Marks & Spencer, ale nawet Tesco, za ktorym nie przepadam.
Placimy u Waitrose’a ( czy Marksa i Specera) nieco wiecej, ale kupujemy nieco mniej i na to samo wychodzi.
Na szczescie nie sprowadzamy miesa z Grecji ani innych dzikich krajow.
Spiesze z odpowiedzia: lachanosarmades to po prostu golabki.
Ale co to jest boukovo? Czy ktos wie?
Jestem w pracy, wlasnie mam przerwe na kawe to moge wystukac male co-nieco.
Heleno, a czy Ty aby na 100 % jestes pewna iz zapewnienia Waitrose?a sa czysta li i tylko czysta prawda? W naszych supermarketach w dzialach warzywno-owocowych spotyka sie informacje na produktach: organiczne, swieze itp. Ale tak na prawde to nikt poza zainteresowanymi handlowcami (a i to nie wszyscy) zna ich rzeczywiste pochodzenie. Widze te „Swieze” warzywa rosnace tuz przy glownych drogach – Melbourne ma przedziwna zabudowe, nadal w wielu dzielnicach (okolo 20-30 km od centrum i dalej) dzialaja gospodarstwa. Oczywiscie powoli ida pod mlotek lecz poki co oferuja nam nieskazona, swieza zielenine. Tak naprawde to klienci nie wiedza sami skad tak pochodza produkty oferowane przez sklepy. A co powyzsze reklamuja – to juz inna para kaloszy. Zajmujac sie niekiedy reklama z racji wykonywanego zawodu mam powazne watpliwosci jesli chodzi o prawdomownosc tych ostanich. A ze zywnosc jest podstawa naszego bytu….
Niedowiarek – Echidna
No maoze nie ostanich lecz ostatnich
Echidna
Pospiech nic dobrego nie czyni. Mialo byc:
Zajmujac sie niekiedy reklama z racji wykonywanego zawodu mam powazne watpliwosci jesli chodzi o prawdomownosc tych ostatnich.
A „maoze” …
Echidna
Kiedyś po piątej rano słuchałem w radio ekologicznego szwedzkiego sadownika który chwalił się ,że u niego w przeciwieństwie do sadów niemieckich jest ekologicznie bo on pryska swoje jabłonie tylko 14 razy a w Niemczech to 25 …
A propos gotowania. Moja Mama i jej siostry uznawane są (były) w całej rodzinie za doskonałe kucharki. Jestem szczęśliwa, że Mama nie uczyła mnie gotować! Pewnie i moja kuchnia byłaby ciężka, tłusta i „zasmażkowa”. Uczyłam się sama, a właściwie życie mnie uczyło, z książek i czasopism. Z wagą w ręku, bo np. określenie „2 dag mąki” do zagęszczenia sosu musiałam za jej pomocą zweryfikować.
Dopiero, kiedy w miarę poprawnie poruszałam się po kuchni, zaczęłam modyfikować Mamy przepisy, dostosowywać je. Gotuję nietłustą czerninę, „chude” szare kluski ziemniaczane (to Kujawy). Pierwszą „obcą” kuchnią była kuchnia kresowa – mojej Babci. Oczywiście przede wszystkim potrawy świąteczne – kutia, ucha, smażone uszka, a też pascha czy forszmak ze śledzi.
Bardzo lubię nowe przepisy. Gotowanie jest pasjonujące, pod warunkiem, że nie jest nudne. Podejrzewam, że gdybym miała co dzień przygotowywać to samo (albo prawie to samo), nie chciałoby mi się.
Poza tym, dzięki tym nowościom kulinarnym, czuję się trochę tak, jakbym podróżowała. Do tej pory niewiele świata widziałam, jeżdżę głównie po Polsce – a i tu jeszcze dużo miejsc i smaków do odkrycia.
Pozdrawiam wszystkich.
Echidna,
Tak, mam pelne zaufanie do prawdomownosci Waitrose’a z kilku wzgledow:
kazdy producent zywnosci (miesa, nabialym jarzyn i owocow) jest wymieniony z imienia i adresu. Mozna pojechac i sprawdzic.
Do Waitrose’a trafiaja wszystkie produkty ekologiczneych farm Ksiecia Walii, ktore tez mozna zwiedzac.
Wlasciscielami Waitrose’a sa jego pracownicy – jest to partnbership – ktorym zalezy na dobrym imieniu firmy.
Jesli jakiosc sie psuje lub Waitrose ma jakies zastrzezenia do producenta, przestaje kupowac – tak, jak bylo to w przypadku polskich producentow kielbas. I kazdy z kupujacych moze sie o tym dowiedziec – sprzedawca byl znakomicie poinformowany, kiedy go zapytalam – na tym polega partnership.
W chorwacji poznalem inny sposob na zmiekczenie osmiornicy – trzeba ja na kilka godzin wlozyc do zamrazarki.
Heleno
bedac na Krecie faktycznie widzialem mnostwo psow uwiazanych na krotkich sznureczkach przy metalowych beczkach. czesto w szczerym polu (nie wiem jaki byl tego cel bo uwiazane mogly tylko szczekac co zlodzei upraw raczej by nie odstraszylo). kiedy sie dalo do pustych misek nalewalismy z zona wody. nie wiedzialem ze to w grecji norma – myslalem ze akurat taka barbarzynska okolica nam sie trafila.
Probowalysmu z przyjaciolka odkupic jednego takiego psa od gospodarza. Oferowalysmy najpierw 200 funtow, doszlysmy do 400 (20 lat temu!). Nie zgodzil sie, bo mial „honor” i uwazal, ze psu nie dzieje sie krzywda. Pamietam jak noca w czasie strasznych burz latalam do tej beczki i tulilam psa (szczeniaka 7-miesiecznego wyzla) i podkladalam jej plazowe reczniki, ktore natychmiast nasiakaly woda. Siedzialam przy niej nieraz cala noc, aby sie nie bala. Zabieralam potajemnie tez do swojego pokoju lub prowadzilam do tawerny i kupowalam obiad. Uchodzilysmy na Zante za dwie ekscenbtryczne, sentymentalne Angielki. Ale wiecej nie moglysmy zrobic. Godpodarz nie zgodzil sie sprzedac Lindeczki. To byl nasz ostatni pobyt w Grecji.
Helena,
postepuje podobnie jak Ty, kupujac mieso, ktore to mieso i tak spozywam w niewielkich ilosciach. Generalnie rzecz biorac rolnictwo przemyslowe i przemyslowa produkcja zywnosci wywoluja we mnie conajmniej mieszane uczucia, jesli nie sprzeciw. Temu ostatniemu daje wyraz w swych wyborach dokonywanych jako konsument. Na szczescie dookola Montrealu jest sporo farm ekologicznych i certyfikowanych bio. Produkty z tych farm mozna latwo kupic w sklepach o podobnym profilu oraz na lokalnych targowiskach.
Agielski stosunek do zwierzat domowych jest legendarny, choc dla przykladu opor wobec polowan na liski z udzialem pieskow byl szeroko dyskutowany w mediach, glownie jako kuriozum zza granicy. W Kanadzie zwierzeta sa chronione przez prawo i okrucienstwo wobec nich jest scigane. Nie rozumiem tylko, w jaki sposob zwierzeta hodowalne wymykaja sie spod tej kontroli. Z pewnoscia nie na wszystkich fermach hest az tak zle, ale mysle, ze potezne lobby agro-biznesu ten ma swoj udzial w ochronie producentow niezbyt koszernych pod wzgledem etyki.
Pozdrawiam,
Jacobsky