Półmisek usmiechów
Uctumque ferculum, eximii et bene noti saporis, appositum fuerit, fiat autopsia coviae; et nisi facies eius ac occuli vertantur ad ecstasim, notetur ut indignus.
Blogowicze, których ominęła łacina w liceum niech nie ulegają pozorom, a zwrot fiat autopsia niech im nie podpowiada, że zdanie powyższe dotyczy samochodów włoskiej produkcji. Pozwólmy więc autorowi biblii wszystkich smakoszy Anthelme Brillat-Savarinowi przetłumaczyć ową kwestię: Ilekroć zostanie podana potrawa o smaku wybornym i cenionym, należy obserwować uważnie biesiadników i za niegodnych uznać tych wszystkich, których fizjonomie nie wyrażają zachwytu.
Moc sprawdzianów jest względna – kontynuuje swe rozważania smakoszowskie i towarzyskie Savarin. Tak więc danie, przeznaczone na stół skromnego rentiera nie stanowi sprawdzianu u średniego urzędnika i nie będzie nawet zauważone na obiedzie dla wybranych u bankiera czy ministra. Jak więc dokonać selekcji wśród ludzi, jak wybrać tych, którzy godni są wraz z nami zasiadać do stołu?
Wymieńmy teraz dania – czytamy w „Fizjologii smaku” – które uznaliśmy za sprawdziany; podzieliliśmy je na trzy grupy w porządku wstępującym, stosownie do omówionej wyżej metody.
Grupa pierwsza. Domniemany dochód 5000 franków. (Średnia zamożność):
Spory zraz cielęcy szpikowany słoniną, we własnym sosie;
indyk wiejski nadziewany kasztanami z Lyonu; gołębie z ptaszarni tłuste, szpikowane i upieczone w sam raz; danie z kwaszonej kapusty utkane kiełbaskami i przybrane wędzonym boczkiem sztrasburskim;
Grupa druga. Domniemany dochód: 15 000 franków. (Dostatek)
Polędwica wołowa różowa w środku, szpikowana, we własnym sosie; ćwiartka sarny, sos z siekanymi korniszonami; turbot au naturel; udziec barani a’ la provnecale; indyk nadziewany truflami; groszek zielony, nowalijka.
Grupa trzecia. Domniemany dochód: 30 000 franków i więcej. (Bogactwo)
Sztuka drobiu wagi siedmiu funtów, nadziana perigordzkimi truflami; wielki karp reński a la Chambord, z bogatym garniturem i przybraniem; przepiórki nadziewane mózgiem, na grzankach z masłem bazyliowym; szczupak rzeczny szpikowany, nadziany, w kremie z raków; bażant dojrzały, ze szpikowanym czubem, na grzance, a’la Święte Przymierze; sto szparagów mierzących pół cala w obwodzie, nowalie, sos mięsny; dwa tuziny ortolanów a’ la provencale, wedle przepisu z dziełka „Sekretarz i kucharz”.
Kto jedząc te frykasy nawet się nie uśmiechnął niech nie próbuje wejść do naszego towarzystwa. Rozumiejąc jednak, że dziś – nawet tym których Savarin zaliczyłby do trzeciej klasy zamożności – trudno byłoby wydać kolację-sprawdzian z wyżej wymienionym menu proponuje pewną modyfikację. Kandydatów na przyjaciół domu zapraszamy do dobrych restauracji i tam pilnie obserwujemy wyraz ich twarzy podczas spożywania podawanych dań. Wyrafinowani to smakosze czy też nie? Tą metodą możemy zweryfikować listę naszych gości i przyjaciół.
I to jest jedyny typ lustracji, którą akceptuję!
Komentarze
Panie Piotrze!
Wyrażony zachwyt kulinarny może być złudny w kontekście ilości wydanych pieniędzy. Mnie się gęba śmieje od ucha do ucha, szczególnie we Włoszech, na widok spaghetti (nie wiadomo dlaczego u nas w domu od lat nazywane „makaronami” – a muszę powiedzieć, że ciotka mieszkająca w sąsiednim domu miała męża Włocha, który właśnie tę nazwę wprowadził), cappuccino, lodów – a wszystko to nie wymaga olbrzymiej ilości pieniędzy.
Torlinie
Mnie się gęba śmieje we Włoszech do ” makaronów” włoskich ręcznie robionych , a te są najlepsze i najdroższe . Spagetti jest tanie bo robione w maszynce. Swego czasu nagrałem z TV Alice kilka programów o tradycyjnym robieniu Past . Niestety podstawowym problemem jest dostępność mąki takiej jakiej używa się we Włoszech. Prawdziwa kuchnia włoska nie jest zbyt wyszukana . Może wynika to z innego temperamentu południowców. Nikt tam nie robi wyszukanych zup, mięs które trzeba przygotowywać godzinami a czasem kilka dni. Nie ten klimat co u nas . Wyobraż sobie bażanta który kruszeje przez tydzień we włoskim cieple.
Pięknie witam. Tam i sam jadacie Moi Drodzy i niech Wam będzie na zdrowie. Byłabym sceptyczna wobec metody lustracyjnej p. Piotra, a i Savarina. Przecież każdy z nas lubi często coś innego. Nawet w najbliższej rodzinie trudno czasem uzgodnić menu, które wszystkim odpowiada w podobnym stopniu, nawet wina nie zawsze lubimy takie same. Stół obfitszy pozwala po prostu każdemu wybrać coś dla siebie. Znam przeuroczych ludzi nie jadających dziczyzny, albo ryb, albo (na odmianę) czerwonego mięsa. Ja nie jadam owoców morza, ale poza tym jestem raczej człowiekiem przyzwoitym, choć otrząsam się na myśl o tych setkach ortolanów na grzankach, łowionych w siatki jak motyle. Owszem, przy wspólnym stole można ocenić zalety towarzyskie, intelektualne, kulturowe i kulturalne towarzystwa, ale po zadowoleniu z doboru potraw bym jednak nie oceniała.
Bocianowa przyleciała!!!
http://www.bociany.edu.pl/#
Brawo bocianowa. Czas się do roboty brać.
Pyra!
Ale tam mogą być „elementy drastyczne”.
To nic. Ja już jestem duża dziewczynka ( złośliwi powiedzieliby nawet, że nieco przeterminowana) Torlinie. Słoneczko na niebie, więc ja jestem w zgodnym nastroju.
Panie Piotrze
Taką mam anegdotę na temat sprawdzianów kulinarnych. Rok temu zostałem namówiony na zorganizowaną działalność społeczną. Nie znaczy to oczywiście, że do tego czasu byłem kompletnie aspołeczną jednostką – po prostu nie przepadam za organizacjami. Tak więc zostałem członkiem zarządu lokalnego stowarzyszenia udzielającego pomocy chorym na Alzheimera i ich opiekunom. Organizowaliśmy wigilię dla chorych i każdy z członków władz miał przygotować jedną potrawę. Ja gotowałem kapustę z grzybami. No i miałem pietra, bo ta ciężka choroba objawia się też często absolutną szczerością zachowań. Myślę sobie: Mój Boże a jak smakować moim dziadkom i babciom nie będzie? Jak dobitnie swą opinię wyrażą to co ja wtedy zrobię? No i przyłożyłem się do tej kapusty, całe serce w nią włożyłem. I proszę sobie wyobrazić, że smakowała! Z jakim apetytem jedli! I komplementowali! Cały garnek papusty zniknął w oka mgnieniu. Serce mi rosło gdy na nich patrzyłem. To była jedna z lepszych recenzji moich kulinarnych umiejętności.
Pozdrawiam
No więc właśnie! Jest drugi bocian i co nam tam łacina! Teraz klekotanie ważniejsze…
Z elementami drastycznymi jest tak, że jak młode się wyklują i rodzice będą przynosić jedzenie – a klekotania nie będzie ze strony jakiegoś młodego, to zostanie wyrzucone z gniazda, jako nieżywe. Ale dzieciaki, które są współtwórcami tego projektu, już o tym wiedzą. No dobra, teraz czekamy na pierwsze jajka!
A wiecie, że bociany całkiem niechętnie zajadają żaby?! Tylko wtedy, kiedy muszą! O!
I ja się tu do Pyry przytulam, bo z owoców morza to lubię rybę . A jak sobie wyobrażę bażanta kruszejącego w italiańskim cieple… no właśnie, Misiu2!
Swoją droga niewyszukana kuchnia jest, co tu dużo gadać, najlepsza 🙂
U mnie też słoneczko, chyba jakieś fluidy przesłaliście wczoraj w moją stronę.
Witam po dlugim „niepisaniu”. Mam nadzieje iz spedziliscie spokojne i pogodne Swieta – bo nam dopisala i aura, i goscie i smakowitosci na Wielkanocnym stole.
Mimo jesieni nadal jest slonecznie i cieplo („circa-about” 25-28 stopni) lecz niestety laczy sie to z brakiem opadow, a co za tym idzie kolejna restrykcja wody. Obecnie „stage 3A” – wzbronione jest mycie smochodow, podlewanie trawnikow, drobne rosliny i warzywa mozna podlewac jedynie pomiedzy 6-8 rano i generalnie zalecana jest wstrzemiezliwosc w uzyciu wody.
Jubilatom Alicji i Gospodarzowi sle serdeczne zyczenia pomyslnosci wszelakiej, a zamiast kwiatow, szampana, kawioru i cyganskiej muzyki fragment przepieknej „Kroniki Olsztynskiej” imc pana Ildefonsa:
„Gdybym tkaczem byl, na imieniny*
taka tobie utkalbym tkanine:
W samym srodku rozlegle jezioro,
nad jeziorem gwiazd modrych kilkoro,
a na brzegu posepna olszyna:
na olszynie nieruchome ptaki,
a w zatocy zebate szczupaki,
ksiezyc, noc i gwarliwa trzcina.”
* – czytaj: urodziny
Serdecznie wszystkich pozdrawiam
Echidna
Echidno,
Gospodarz to dopiero za równy miesiąc będzie Szanownym Jubilatem! Wczoraj żeśmy moje obchodzili
A Ty chyba z wschodniego aussielandu, sądząc po pogodzie i jesieni! Jeśli tak, to dzieli mnie i Ciebie jakieś 16 godzin (Sydney, Brisbane, Melbourne?), z tym, że Ty do przodu, bo mnie się nie spieszy.
Co prawda, bez kawioru, ale tymi zębatymi szczupakami to chyba obudziłaś w nas wszystkich i rybaków, i kucharzy! Tylko te modre gwiazdy nas powstrzymuja, bo jednak co poezja, to poezja. Chwała Konstantemu. I Srebrnej Natalii.
Natalia byla wiedzma, a on mial zupelnie inna pania.
Do Wojtka z Przytoka:
Parę dni temu wspomniałeś, że córka chce studiować w Szkocji. Na wszelki wypadek daję znać, ze córka mojej Tereski od grzybów studiuje w Irlandii, w ramach jakiejś fundacji (nie jestem pewna, czy Erasmus, czy jakaś inna), dziewczyna dostała stypendium i dofinansowanie z EU całkiem spore – piszę o tym dlatego, ze jakby co, wypytam Agnieszkę, gdzie i co załatwiać, bo mozliwości są naprawdę duże, dlaczego z nich nie skorzystać! Daj mi znać, gdybyś był zainteresowany, możemy skontaktować panienki ze sobą, niech jedna poinformuje drugą.
Powiadasz, Heleno? A to hipokryta z Ildefonsa! A taka muza niby, ta Srebrna Natalia na piedestale!
Heleno, obrazoburczyni nasza!!! A może jakieś szczegóły?…
Co do lustracji przy stole – stanowczo odmawiam testów w restauracjach, nie stać mnie. Poza tym mam swoje grono przyjaciół domu, spotykamy się często, jemy, pijemy, gadamy – najczęściej u mnie, bo najwięcej miejsca.Albo razem gotujemy, albo ja sama, a reszta donosi jakieś sałatki i napitki i jest wspaniale.
Oraz bób gotowany, TeżAlicjo,ważne danie.
Też chciałam zapytać Helenę o szczegóły, co z tą wiedzmą Natalią podobno Srebrną, no i ta druga baba! Ale ugryzłam się w język, nie chcąc wyjść na ciekawą plotek. No oczywiście, żem ciekawa i ciekawska!
No to teraz Heleno, cough it up!
Panie Piotrze,
w zakonczeniu Panskiego wpisu jest pewien blad metodologiczny. Jesli rzeczywiscie ZAPRASZAMY znajomych do restauracji, to z reguly my placimy, a wiec gdyby nawet podano kalosz pieczony w oleju „Selectol”, to zaproszonym nie wypada marudzic, bo to nie oni bede placic za zmiane oleju.
Natomiast jesli ZAPROPONUJEMY znajomym, zeby wybrac sie razem do restauracji (konczac „Co Wy na to ?”), to powyzsza propozycja z definicji zawiera w sobie warunek, ze kazdy placi za siebie. Tylko w takich optymalnych warunkach eksperymentalnych mozna zmierzyc obiektywnie stopien docenienia podawanych dan.
Ale tak naprawde, to chyba nie na tym polega przyjazn domowa…
Pozdrawiam,
Jacobsky
Trafiłeś w sedno, Jakobsky.
OK. Jedna moja przyjaciolka jest corka bliskiego przyjaciela KIG, wiec cale dziecinstwo swoje krecila sie po domu KIG (do ktorego zreszta bardzo lubila chodzic, bo bylo tam mase ciekawych bibelotow, takie jak uliczne latarnie.). Byla tez zmuszana do przyjazni z Kira, krtora oplywala w dostatki, miala ladne, drogie sukienki, podczas kiedy moja przyaciolka nosila bure sweterki udziergane ze sprurtych amerykanskich skarpet. I Kira wcale sie do tej przyjazni nie palila. I ona (moja przyjaciolka) mi tez opowiadala troche o Natalii, ale nie moge wiecej powiedziec.
Natomiast sprawa powszechnie wiadoma jest to, ze Galczynski wrocil z oflagu z inna pania, z ktora spedzil zreszta cala wojne. Dla niej tez pisal ladne wierszyki. Ale Srebrna N. zrobila z nimi porzadek, to znaczy wszystkie spalila i KIG trzymala odtad na krotkiej smyczy. Zapewne slusznie.
Sluchajcie. Jestem chora – straszny katar i goraczka. W tym ogromnym domu nie moge znalezc apteczki. Pewnie sa tu jeszcze jakies lazienki, ktorych nie odkrylam. Jutro pojade do apteki.
Ale dzis bylam na plywaniu i dwie godziny ganialysmy sie po parku. Kot KC trzyma Poppy ostro za twarz. Wczoraj biednego psa spoliczkowala i chciala zagryzc, ale ja ich rozdzielilam. KC jest na mnie nadeta i zapowiada, ze ze mna tez sie rozprawi. Jak Srebrna Natalia z tamta pania.
podpisuje sie pod Jakobskym, przyjaciel o kromce chleba, zostanie przyjacielem, a palant nawet w bardzo wytwornej jadlodalni, zeby nie wiem jak sie prezyl, zostanie palantem, test Savarinowy jest nieco nieadekwtny do naszych czasow, no chyba, zeby chciec miec aspiracje arystokratyczno-wybiocze
Powiem krótko, moje pokolenie nie chodziło po restauracjach, bo byliśmy biedni jak myszy. Ale jakie imprezy się w domu robiło! I to są „domowi” przyjaciele. Nieważne, czy dzieli nas Wielka Woda.
Wspomnienie Pani Domaradzkiej, czy Babci Marysi zawsze pozostanie.
Dobry wieczor,
od kiedy przekroczylam 50-tke (trzy lata temy) jedynym testem na przysmaki jest moje wlasne podniebienie…
Przyznam tez, ze i przysmaki coraz mniej wyrafinowane sa coraz bardziej w moim guscie. Mniej kawioru a wiecej salcesonu, krupnik na zeberkach raczej niz consomme… etc.
a.
Co robia Panstwo Mlodzi noca: ona wypoczywa po dlugiej podrozy, lezy w gniezdzie jak niezywa. On stoi i albo sie jej przyglada, albo sie czochra pod skrzydlami. Dalabym glowe, ze patrzy na nia milosnie.
Dobranoc, Panstwo Mlodzi, dobranoc Blogowicze i Gospodarzu, dobranoc John John*
*Walton.
Mam nadzieję, że tę opowiastkę potraktowaliście zbyt serio. To cytat sprzed 250 lat i wówczas też traktowany przez autora z pewną autoironią. Nie zwróciliście też Drodzy Przyjaciele uwagi na to, że nie napisałem, że oczekuję od gości przy stole pochwał. Poprostu obserwuję wyraz ich twarzy. Jeśli radosne – to smakosze, jeśli zacięte – to nudziarze. I tyle. A w dzisiejszych czasach lepsze takie sprawdziany niż wszelkie inne.
P.Piotrze, nie, nie nabraliśmy się na pański sprawdzian, tylko przymierzyliśmy go do własnych możliwości. Podobnie jak TeżAlicja i Alicja Prawdziwa, raczej nie mam możliwości testowania restauracji, a czas kiedy było mnie na nie stać (też zresztą skromnie) minął mi nieodwołalnie. W domu przyjmuję osoby dobrze znane, nowych znajomych jakoś nie mam. Goście mojej córki to towarzystwo sałatkowe, czyli też niezbyt wyrafinowana kuchnia. Oczywiście jest kilka uroczystości w roku, kiedy to „chata bogata”. Rację ma Pan niewątpliwie w jednym: ludzie z którymi dobrze czujemy się przy stole, sa nam sympatyczni i w innych okolicznościach.
Heleno, dawno już to stwierdziłam; wszystkich „znanych i wielkich” znacznie lepiej oglądać z daleka, a oceniać [po twórczości. Rzadko kto z tego grona zyskuje na zbliżeniu kamery. Mają wady, jak każdy, tyle, że z jakiejś racji widzimy je ostrzej, oceniamy surowiej i być może w ten sposób rozładowujemy swoje rozczarowanie. Milej jest myśleć o zawianym Konstantym w zaczarowanej dorożce, niż o zapijaczonym facecie wypijającym wodę kolońską gospodarzowi domu w jego łazience.