Grzyby, ryby itp.
Grzyby są wprawdzie niezbyt bogatym w wartości odżywcze składnikiem potraw, w dodatku nie lekkostrawnym, mają jednak cechę, którą trudno przecenić: ich smak i zapach są wyborne. Bez grzybów trudno sobie wyobrazić tradycyjną kuchnię polską, w której były one jednym z najbardziej charakterystycznych składników, wyróżniającym tę kuchnię od stuleci na tle innych kuchni europejskich. Grzybów używano do nadawania smaku zupom, daniom mięsnym, rybnym, bezmięsnym, z kasz, mąki, serów czy jaj. Tylko w deserach nie używano tego doskonałego produktu.
Grzyby rosły w polskich lasach w wielkiej obfitości, zresztą dotąd jest ich tam wiele. Przechowywano i przechowuje się je w najprostszy sposób – soląc, marynując lub susząc – aby także w innych sezonach nie brakowało ich smaku. Ostatnio zaczęto również je zamrażać, co pozwala jadać na przykład grzyby w śmietanie przez cały rok.
Okresem, kiedy bez grzybów, zwłaszcza suszonych, nie można sobie wyobrazić kuchni, jest Boże Narodzenie, szczególnie zaś Wigilia. Grzybowa zupa, pierogi z grzybami, grzybowe uszka, grzyby smażone w cieście, kapusta z grzybami – to przysmaki, które choć gotuje się i przy innych okazjach, tego dnia smakują zupełnie inaczej.
Kuchnia polska zawsze konserwowała grzyby, aby zimą, aż do wiosny, napawać się ich smakiem i zapachem. Z suszonych, marynowanych czy solonych przyrządzano wspaniałe potrawy. Wiosną jednak, kiedy w lasach pojawiały się pierwsze grzyby, ruszali od razu amatorzy grzybobrania.
Jaja zawsze były w Polsce popularne, kosztowały tyle co nic, mówiło się nawet o rzeczach nic nie wartych, że są „za jaje”. Stąd może szczodrobliwość dawnych gospodyń, które dodawały je do wszystkich potraw. Jaj nie liczyło się na sztuki, lecz na mendle (15 sztuk) i kopy (60 sztuk). Dodawano je nie tylko do ciast, ale suto doprawiano nimi wszelkie zupy i sosy. Uważano je zresztą za niezwykle lekkie danie (choć to mit), raczono się jajecznicą nie z jednego lub dwóch jaj, ale co najmniej z ośmiu lub dziesięciu, traktując to jako porcję zaspokajającą przeciętny, męski apetyt.
Niemal w każdej kulturze jajom przypisywano funkcje magiczne. Fakt, że rodziło się z nich nowe życie, nadawał im znaczenia, zaczynało się je bardziej cenić, zwłaszcza w okresie świąt Wielkanocy, kiedy to pobożne parafianki obdarowywały nimi proboszczów. Pewien osiemnastowieczny pamiętnikarz wspomina swoją wielkanocną wizytę na probostwie, gdzie naznoszono dobremu księdzu… pięć tysięcy jajek. Czy można się było potem dziwić szczodrości księżej gospodyni w używaniu tego nadmiaru?
Choć jaja gościły na stołach cały rok, były jednak produktami sezonowymi. Największa ich obfitość przypadała na wiosnę, stąd owe wielkanocne prezenty; dużo bywało ich przez całe lato, a jesienią i zimą rosły nieco w cenie. Skrzętne gospodynie latem, przy najniższych cenach, gromadziły zapasy jaj i przechowywały je przez miesiące chłodu: w soli, wysmarowane tłuszczem, w wodzie wapiennej, w trocinach. Nie były to oczywiście metody niezawodne i tych jaj nie podawano na miękko, lecz jedynie dodawano do potraw.
Ryb zawsze było w polskich rzekach, stawach i jeziorach w bród. Były też, jak twierdzili podróżujący po Polsce cudzoziemcy, wyjątkowo smakowite. Na dodatek jeszcze polscy kucharze i kucharki przyrządzali je w sposób wyjątkowy i urozmaicony. Nie poprzestawano jednak tylko na wykorzystywaniu tego, czym obdarzyła natura. Na przykład hodowlę karpia rozpoczęto na terenach polskich jeszcze we wczesnym średniowieczu i ryba ta weszła na stałe do kuchennych przepisów.
Brak dostępu do morza powodował, że większość receptur uwzględnia jedynie ryby słodkowodne, ale przecież śledzie na dobre zagościły na polskich stołach i wiele przepisów z ich udziałem godnych jest najwyższego uznania. Poczciwe śledzie były jadane od dawnych czasów. Już woje Krzywoustego śpiewali pieśń o „rybach starych cuchnących”, bo woń tego smakołyku nie jest nadzwyczajna. Ale przecież śledzie niezwykle ludziom smakowały i o tym, ile ich zjadano, niechaj świadczy fakt, że na przykład w Jędrzejowie kupcy opodatkowali się na korzyść tamtejszego klasztoru w ten sposób, że z każdej beczki ofiarowywano jednego śledzia. A żyło się w klasztorze dzięki tej daninie dostatnio. Śledź był symbolem postnych dni, tak więc psotni chłopcy w Wielką Sobotę wieszali go na suchym drzewie, aby nie „morzył” ich dalej postnym głodem.
Komentarze
Panie Piotrze!
Mogę nie mieć racji, ale wydaje mi się, że chodziło Panu o wojów Krzywoustego:
„Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!”
Jeżeli miałbym odpowiedzieć w ankiecie, jaki grzyb i jak przygotowany uważam za najsmaczniejszy – odpowiedziałbym – posolony rydz usmażony na blasze kuchni.
Ryby słodkowodne czysto polskie jednak powoli odchodzą w kulinarną przeszłość, może z wyjątkiem karpia – i to tylko w galarecie.
Och, jaki smakowity temat dzisiaj. Nie wzniosę się niestety na poziom prozy gastronomicznej Heleny (piękny wpis w ostatnim liście) ale ryby i grzyby są dla mnie natchnieniem przy rondlach. Grzybów używam mnóstwo w najróżniejszej postaci , od przystawek poczynając, na proszku z grzybów suszonych, używanego do poprawiania smaku mięs duszonych kończąc. Ryby to sama pryjemność. Szkoda wielka, że takie drogie, ale od czasu do czasu można sobie na lina w czerwonej kapuście albo pstrąga w migdałach albo sandacza po polsku pozwolić. Za dwa dni Popielec, więc tradycyjnie będzie w domu więcej potraw postnych. W środę będzie u mnie zupa grzybowa i jajka w sosie koperkowym z drążonymi ziemniaczkami. A u Was?
Grzybów wbród również w kuchni fińskiej a i we włoskiej sporo. Zapewne tam gdzie grzyby w lesie – tam i na talerzu.
Pamiętam jak moi znajomi całymi dniami chodzili po lasach w okolicach Tampere i zbierali prawdziwki. Mieszkali w dużym mieszkaniu w centrum miasta z wyjściem na dach. Nawleczone na sznurek grzyby suszyły się i w mieszkaniu i na dachu. Było tego dziesiątki metrów. Wieźli je potem ususzone do Polski (!).
Tu gdzie mieszkam grzybów sporo. Pierwsze prawdziwki zaczynają się parę metrów od domu i na własne potrzeby zawsze nazbieram. Rydzów niestety – jak na lekarstwo a i tak trudno zdążyć przed robakami.
Interesująca odmiana kurki:
http://grzyby.strefa.pl/Pieprznik_trabkowy.html
zarówno do zbierania – bo występuje późną jesienią, nie ma robaków i rośnie gromadnie, można zbierać garściami – jak i w kuchni. Suszy się łatwo, można użyć do zupy, sosów, nadzienia do pierogów.
Najlepsza potrawa z grzybów moim skromnym zdaniem:
http://kuchnia.na102.com/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=271
O rybach zapewne Alicja napisze…..
Tuzin -12 sztuk
Mendel -15 sztuk
Kopa – 60 sztuk
Nie wiadomo czy woje bratobójcy, Bolesława Krzywoustego śpiewali wzmiankowaną pieśń, bo autorem jej łacińskich słów był Anonim zwany Gallem. Pewne jest że zaśpiewał ją Czesław Niemen w filmie Grzegorzza Królikiewicza o kronice Galla Anonima z 1978 r.( polskiej kinematografii pozostała do nakręcenia Bogurodzica, choć do wzięcia jest jeszcze w kolejności satyra na leniwych chłopów i wiersz o zachowaniu się przy stole). Pana dobrej pamięci polecam zatem wydobycie wspomnienia czy w latach 70. ubiegłego wieku śledzie cuchnęły, bo o ile wiem pieśń wcześniej nie była wykonywana
Pozdrawiam
Szanowny Panie Redaktorze! (to do wpisowicza, a nie do Pana Piotra)
Czy Ty czytasz po napisaniu własne teksty? Kto Ci powiedział, że autorem tych słów jest Gall Anonim?. On żył w tych czasach, historycy dotąd nie złapali go na żadnym kłamstwie, skąd w takim razie wiesz, że on wymyślił ten tekst?
A tak nawiasem mówiąc jest już podejrzenie, kto się kryje pod tym określeniem. Gall Anonim był mnichem z klasztoru św. Mikołaja na Lido w Wenecji.
http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,3161923.html
O rybach – ano, w kraju Klonowego Liścia jest ich sporo, wczoraj na stole była pyszna tilapia zapiekana z parmezanem. Wspominałam kiedyś, że jezioro wielkie mam pod nosem, ale ryb z niego nie jadam, bo rzadko kto tu łowi „na stół”, predzej dla sportu. Ohyda! Jak łowić ryby, to w określonym celu, a nie kaleczyć je hakiem, stresować, a potem łaskawie wypuszczać! Niedaleko ode mnie w Bay of Quinte latem odbywają się zawody w połowach na sandacza, bywają wielkie sztuki. Sandacz pyszny! Nie chce mi sie powtarzać o tych wszystkich okoniach, szczupakach i tak dalej; kiedy dziecko chodziło tutaj do szkół, połowę lata spędzało u kolegi na włościach sporych, dwa jeziorka pełne ryb. Przywoził odfiletowane, sprawione rybki, tylko smażyć i zamrażać. Teraz kupuję, najczęściej solę, tilapię lub łososia. Torlinie, chyba przesadzasz z tym, że ryby słodkowodne powoli odchodzą w przeszłość w Polsce, trudno w to uwierzyć, gościły na stołach zawsze, poza tym są pyszne. Sandacze, szczupaki, liny, klenie, sumy, nawet płotki i okonie – ze stołów nie znikną. Założymy się ? 🙂
Ale – nie o rybach chciałam! Właśnie! Rydze! Gdzie są te zdrowe rydze, kto ukuł to powiedzonko?! Własnymi rekami bym takiego…
Andrzeju, u mnie są takie miejsca, że można rydze kosić kosą, ale zanim wyrosną, już są od środka przeżarte, robal na robalu! Na 10 rydzów ze dwa będą się nadawały, resztę trzeba wywalić, tzn. zostawić na miejscu. U mnie w ogródku rok w rok wyrastaja morele. Niestety, tylko jedna zaraza wyrasta – ani to usmażyć, ani do wazonika wstawić.
Myślałam, że z czasem będzie więcej – ale nie, w tym samym miejscu w kącie ogródka pod rabarbarem z końcem maja pojawia się samotnik.
http://alicja.homelinux.com/news/Morel.jpg
Jest sposób na rozmnożenie tej dobroci?
No skoro bylo o grzybach i rybach,to ja o jajach!
Jak siegam pamiecia zawsze uwielbialam jaja.I tak mi zostalo do dzisiaj.Wszystkiego moze w domu brakowac,ale jaj nigdy.W dziecinstwie tak duzo jadlam jajek,ze co i rusz dostawalam wysypek roznych,ze maminka biegala ze mna po lekarzach.Ale i to mnie nie odstraszylo.
Teraz tez zjadam je kopami,chociaz od czsu do czasu robie przerwy.
Lubie je pod kazda postacia,no moze za wyjatkiem jaj gotowanych na parze.
W Holandii ludziska rzadko np jedza jajecznice.Jaja sadzone i gotowane na miekko sa tez popularne.Polubilam ich „wykidajle”
Wiecie kochani co to jest? Sprobujcie zgadnac!
Tymczasem …….
A ja dostałam dzisiaj książkę p. Włodyki i jestem cała w skowronkach. Aktualnie (czytając) wchodzę właśnie z Redakcją w epokę E.Gierka. Ta cała „Polityka” to przecież więcej niż 3/4 mojego życia. Ja pamiętam materię opisywaną inaczej – z innej perspektywy, innego miasta, innego środowiska, normalne, prawda? Nawet te pierwsze numery nazywane „paskudnym początkiem” były dla mnie i moich kolegów ważne. Bo wtedy nie kupowaliśmy tygodnika w kiosku. Stosiki gazety leżały w uczelni na stoliku, a warowały przy nich różne aktywistki młodzieżowe. Kupowaliśmy jeden numer i czytaliśmy kolejno, w grupie. Naprawdę nie przeszkadzały nam „kobyły” pisane przez A.Schaffa czy Kołakowskiego. Daj Boże socjalistów, żeby każdy żurnalista pisywał takie kobyły. Oczywiście to było moje pokolenie, mój czas „naprawiania świata”. Ogromną przyjemność sprawiły mi też autografu – p. Piotra, p.Janiny Paradowskiej i Naczelnego. Błagam Was tylko, czcigodni Jubilaci – nie dajcie się zapędzić w magazynową kulturę obrazkową – ( a dostrzegam takie tendencje). Dziękuję
Pyro,
chyba czasy się zmieniają i nie da się uniknąć magazynowej kultury obrazkowej, jak to nazywasz. Parę dobrych lat temu Polityka weszła na sieć (psiakostka… byłabyż to sieć szara?!) i wyglądała całkiem, całkiem. Spoziram na tę nową odsłonę sieciową Polityki i serce mi się kraje, chodzi to-to jak krowa na ocieleniu (okreslenie Taty-weterynarza), żeby człowiek nie wiem jak szybki komputer miał, przyspieszyć sie nie da. Reklamy, reklamy, reklamy…
Rozkład paskudny, w imię – im bardziej namieszane, tym lepiej. No dobra, ale mówią, że testuja, to niech im będzie…
Poczekam na efekt końcowy, ale początkowy nie wróży dobrze.
No dobra. Miało być o rybach i grzybach, a nie o nostalgiach starszej pani, to będzie. Otóż przyznam tu się do wielkiego grzechu popełnianego przeze mnie co roku z wielkim ukontentowanie. Otóż jest w Polsce grzyb pod zupełną ochroną. Nazywa się purchawka olbrzymia i jest to cymes nad cymesami. Mam zaprzyjaźnioną łąkę w zaprzyjaźnionej zagrodzie i tam, co roku w dwóch rzutach (przełom lipca i sierpnia i miesiąc później) wyrasta kilkanaście egzemplarzy. Niektóre wielkie, jak spory telewizor Wyglądają, jak obłe kawały wapienia. Otóż właściciel tej łąki corocznie obdarowuje mnie jednym albo dwoma grzybami ( z każdego rzutu jeden) a jak bardzo duże, to połową tego rarytasu. Wybiera grzyby gdzieś o wadze 3-4 kg. Tu zaznaczę, że rosną zawsze pojedynczo. Można je jeść, póki młode i śnieżno białe na przekroju. Zdziera się tylko wierzchnią skórkę, kraje w ok 1 cm – 1,5 cm plastry, panieruje i smaży. Trzeba plastry przekrawać, bo nijak nie mieszczą się na patelni. Do jajek pod panierkę daję sól, pieprz i majeranek. Grzyby solę dopiero po usmażeniu. Smak – jakiegoś doskonałego mięsa i grzyba jednocześnie. Nikt nie jest w stanie całego grzyba wykorzystać jednorazowo, więc kraje się tyle, ile potrzeba, reszta zawinięta w sreberko ląduje w lodówce. Nic innego z nich zrobić nie można. Ususzone są paskudnie kwaskowate i mały kawałek potrafi zepsuć sos albo zupę. Wiem, bo kiedyś taki błąd zrobiłam. Nie chciałam, żeby zepsuła mi się końcówka, bo wszyscy najedli się po dziurkim w nosie, ususzyłam i efekt nie był dobry. Gdyby w okresie dostępności rarytasy przytrafiło się małe przyjątko na 15 os ób, to taki grzyb byłby nader przydatny. Wada – potrzeba bardzo wiele jajek i tłuszczu z uwagi na duże powierzchnie panierowane.
Uuuuu, jakie to ciekawe z ta purchawka!… A czy probowalas zamrazac – pokrojona w plastry albo jakos inaczej poporcjowana? Nawet nie potrafie sobie wyobrazic, choc kiedys ususzylam zebrane w Ruchmond Parku male purchawki (pod okiem wytrawnego grzbiarza). I oczywiscie byly do niczego. Slusznie gadasz, ze potrafia zepsuc cala potrawe.
I powiadasz, ze te gigantki sa pyszne?
Dołączam do grona miłośników purchawicy olbrzymiej. Tyle, że ten czyn niegodny (zrywanie i jedzenie) popełniam na własnej łące i w tajemnicy. Nie ma nic pyszniejszego niz plaster usmażonej na maśle purchawy.
A te małe należy zostawić. To nie to samo.
W atlasach polskich grzybów purchawica występuje wysoko na liście grzybów smacznych i zdrowych. Może wymyślą jej hodowlę?
Na „moim” uniwersytecie prowadzone były (są?) badania nad hodowlą niektórych gatunków grzybów „leśnych”. Zajmował się tym m.in. Eric Danell a ja kiedyś mu uruchamiałem jakąś bazę danych.
Pierwszym była bardzo tu popularna – niektórzy „grzybiarze” zbierają wyłącznie – kurka. Następnie zajęto się występującym na Gotlandii burgundzkim truflem. Wiem, że wynikło z tych badań kilka patentów i przedsiębiorstwo.
Dla zainteresowanych a upartych znalazłem „sznurek” :
http://www-mykopat.slu.se/Newwebsite/mycorrhiza/kantarellfiler/texter/home.htm
Są tam m.in. adresy ludzi zamieszanych w podobne badania w innych krajach. Naukowcy też ludzie i zjeść lubią….
Nieco pod naciskiem podtrzymywanej przez średniowiecze poetyki kronikarzy, którzy każda niemal kronikę zaczynali zaczynali od bajkowych informacji od początków swiata,załozenia Rzymu,czy poczatków dynastii, pisze Pan anegdoty histroryczne. Thietmar wiele kajetów poświęcił ale, wiele dziejom starożytnym(nikt dziś tego nie ceni), choć najciekawsze dla obecnych historyków jest to co napisał o czasach sobie współczesnych(a na to nie starczyło biskupowi czasu) Badacze szczery żal odczuwają, że nie napisał, o dziejach wojen z Bolesławem Chrobrym więcej. Pan niestety czyni podobnie.
Przelicza Pan mendle na kopy,a znacznie ciekawsze chyba byłoby wspomnienie że na Białostocczyźnie dziś jaja kupuje się na …kilogramy (i to często bez ważenia). Kilogram to ok. 17-19 jaj (ale jeśli jaja są duże to 16). Możliwe, że zaczynając tekst od słów „już starozytni Etruskowie..” dodaje się mu nieco fałszywej historycznej perspektywy, ale już dla mnie ciekawsze, i znacznie bardziej pewne byłoby wyjaśnienie czy „śledż po japońsku” z czasów gdy Czesław Niemen wykonywał przetłumaczoną na polski z łaciny pieśń Anonima(póżny Gierek) – coś naprawdę miał wspólnego z Japonią, i skąd Grecja wzięła sie w przepisie ryby po grecku (Od greckich uchodźców?, z kuchni żydowskiej? ) W Grecji tej potrawy nie znają. Zamiast gawędy o cuchnących rybach- które pamięć anonima mogła przywlec na karty kroniki z jego węgierskich podobno doświadczen, mógłby Pan coś wspomnieć z czasów gdy mieliśmy jedną z większych flot rybackich na świecie a w naszym smaku dokonał się przełom po odkryciu w latach 60-tych nowych gatunków ryb o białym mięsie z mórz wokół Antarktydy, rozczarowań gdy na stoły trafiły (dożywające 15 lat przed schwytaniem w sieci) śledzie iwaszi z Pacyfiku i Morza Ochockiego. A ten cuchnący zapach obgotowywanych wstępnie kalmarów, które po zdjeciu skóry dobrze dzieląc sie na obwarzanki dały się panierować jak dziwne schabowe.
Szanowny Panie Redaktorze,
Nie zwraca Pan na procesy masowe w teraźniejszości, ale podobnie dzieje się w Pana podejściu do przeszłości. Naprawdę tanie, solone śledzie w dużych ilościach na polskie stoły w ładowniach niderlandzkich żaglowców w których beczki ze słonymi śledziami uzywano jako balast, gdy płynęły do Gdańska po zboże za póżnych Jagiellonów i Wazów.
Ze smutkiem stwierdzam, że formuła aborygeńska (od ab orygine- od poczatku) stosowana przez Szanownego Pana pobudza też niestety ostry historyczny analfabetyzm. Historia średniowiecza- do którego zdarza się Szanownemu Panu sięgać – jest nauką wymagającą pracy myślowej, wątpienia w źródła pisane, uważnej krytyki i zestawiania relacji i dokumentów, a nie wiary w każde zdanie na słowo honoru.(Jest wprawdzie, taka współczesna szkoła w historii, której przedstawiciele dają słowo honoru, że każda czcionka w dokumentach tajnej policji jest prawdziwe, ale jest to historia wystrychnięta na dudka i do pisania współczesnej historii smaku nie będzie Panu do niczego potrzebna) Kronika Polska Anonima – jest dziełem literackim pisanym (w średniowiecznej łacinie), o funkcjach propagandowych, prezentująca dzieje dynastii na użytek m.on. przybyszów z obcych dworów. Autor mógł w niej sobie pozwolić na pewną licentia poetica. Anonim z niej korzystał.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Redaktorze
PS. Torlin-Czy też Wielce Uprzejmy Panie Jacku – bitwy na Psim Polu nie było(u Anonima to wielka bitwa, żadne inne źródło nie wspomina o poległych po stronie Niemców )psy nie szarpały zwłok poległych, Niemcy nie „peklowaki”(konserwowali soląc) zwłok poległych rycerzy wywożąc je jako jedyny trybut ” , bo trybut Krzywousty jednak zapłacił (patrz art. o Bolesławie III w Poczcie Krolów i książąt”). Ty wierzysz w każde słowo Anonima,dosłownie. W tym momencie mając odrobinę honoru już powinieneś popełnić seppuku.Słuchaj uważnie historyków – prof. Henryk Samsonowicz wielokorotnie mówił o Kronice Polskiej w audycjach popularnonaukowych – to ominie Cię popełnianie honorowego harakiri z powodu ujawnienia tajemnic poliszynela.
Szanowny Panie Redaktorze
z pokorą przeczytałem Pańską reprymendę. Pragne tylko wspomnieć, że blog Gotuj się! nie jest stroną naukową, lecz zabawą kulinarną. I do tego naszą wspólną. O cenie kilograma jaj na Białostocczyźnie piszą więc blogowicze (dziękuję Panu za tę cenną informację). O śledziu po japońsku, rybie po grecku, fasolce po bretońsku, jajkach po wiedeńsku – polskich wynalazkach – pisałem już wielokrotnie. Być może, że wkrótce przypomnę sobie i inne podobnie zabawne nazwy – to o nich napiszę.
Dzięki Panu i innym uczestnikom blogu możemy wszyscy pogłębić swoja wiedzę kulinarną, historyczną, socjologiczną i rozszerzyć horyzonty kulturalne. I wspaniale! Byle tylko nie ciskać na siebie gromów, nie wątpić w poczucie honoru itp. Nie ma potrzeby upodobniać się do blogów politycznych, w których poziom agresji przekracza znacznie poziom znajomości rzeczy, o których się pisze.
Nie znaczy to, że nie powinniśmy ze soba spierać się, polemizować czy nawet kłócić. Byle bez nadmiernej nerwowości. Przecież Anthelme Brillat-Savarin twierdził, że smakosze mają łagodny charakter. A ten król dobrego smaku – moim zdaniem – we wszystkim miał rację!
Kucharka ze mnie raczej średnia, ale uwielbiam czytać o gotowaniu i jedzeniu. Ten blog to balsam dla mojej duszy, zwłaszcza że tak smakowicie i z pasją pisany. Szkoda tylko, że nawet mały kawałek purchawicy wielkiej potrafi zepsuć smak całej potrawy.
A właśnie, czy ktoś ma zdjęcie tego niezwykłego daru natury? Nigdy w życiu nie widziałam i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wygląda grzyb, którym można nakarmić 15 osób!
Pyro, jak się robi drążone ziemniaki?
Ana, chyba nikt nie zgadnie, co to wykidajło. Może już czas zdradzić tajemnicę?
Już Środa Popielcowa, a więc smacznego śledzia. Pozdrowienia.
Panie Redaktorze,
jest cos takiego w smacznych, najswiezszych jajkach, taka ulotna smakowitosc… Tzeba je zjadac zaraz po ugotowaniu.
Gotowane, smazone, sadzone… najlepiej na wolnym ogniu…
Na miekko na sniadanie, quiche lub a la Benedict na lunch , omlet z warzywami lub szynka na obiad,
na twardo z kawiorem lub anchoise jako przekaska… coz wiecej trzeba?
Ja moge znakomicie obejsc sie bez miesa i ryb, ale prosze zostawcie mi smaczne jajeczka…
Nota bene: jajecznica z grzybami kurkami na masle z krucha pszenna buleczka…
W nadchodzacym poscie to jajka beda moim wybawieniem.
Mniam, mniam…
Panie Piotrze, ten klasztor w Jedzejowie, ktory Pan wspomnial w swoim „rybnym” blogu to chyba byl klasztor ojcow Cystersow, Wincenty Kadlubek byl jednym z jego mnichow…
Moi rodzice pochodza z tamtych stron i to malo dech zapierajace Ponidzie jest moja ukochana czescia kraju.
Tradycje kulinarne tam znakomite…
Prosze napisac kiedys o tradycji wyciskania (lub „bicia” jak to sie dawniej mowilo) olejow: makowego, orzechowego, rzepakowego, slonecznikowego, siemienia lnianego itp…
Rodzaj oleju jest determinujacy w uzyciu do niektorych potraw, prawda?
a.
Sięgnąłem po pastisz.
„Pastisz-[to](…)odmiana stylizacji, utwór lit.(..) powstały w wyniku celowego naśladowania jakiegoś twórcy,szkoły lub epoki(…) niekiedy w zamiarach żartobliwych, przez wyostrzenie cech naśladowanego stylu pastisz potęguje
jego wyrazistość i syntetyzuje jego formułę.(Encyklopedia Powszechna PWN)
Wydaje mi się, że – zgodnie z regułami sztuki- wyostrzyłem cechy stylu tak powszechnego we wpisach do –
„blogów politycznych, w których- jak Szanowny Pan to ujmuje – poziom agresji przekracza znacznie poziom znajomości rzeczy, o których się pisze”. Uciekłem do pastiszu, na pierwszą oznakę.że styl ten żywcem przenosi się również na strony blogu Szanownego Pana Redaktora. Oczywiście jest do rozważenia, czy i na ile posługiwanie się pastiszem -jest w stanie przywrócić równowagę wypowiedzi(zwykłą grzeczność w formułowaniu pytań), i jest w ogóle dopuszczalne na Pańskim blogu. Pastisz jest w Polsce trudną w odbiorze formą literacką, o czym przekonał się Daniel Passent i redakcja „Polityki” po felietonie o Gustawie Holoubku(pastisz stylu napastliwych artykułów ówczesnej prasy)
Pozdrawiam
Wyszukiwarka nie odnalazła na tym blogu ani słowa o śledziu po japońsku, ani o rybie po grecku ( swoją droga skąd się wzięły moskaliki – których też nie widziałem w Moskwie?). Nie traktuję, inaczej niż Szanowny Pan Redaktor, tych
nazw – jako tylko wyrazu zabawnej pomysłowości rodaków. Widzę w tych nazwach głód świata, z czasów gdy podróżowanie dla przyjemności było dostępne dla nielicznych. Obecnie zresztą pojawia się problem. Jak nazwać rybę po grecku, gdy już wiadomo, że nie jest z Grecji, a wciąż jest smaczna. Jak ją odróżnić od innych ryb? Może zaproponuje Pan – w oparciu o swoją wiedze kulinarna jakąś odróżniającą, dobrze pasującą nazwę, która nie byłaby litanią składników.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Redaktorze,
czy nie jest Pan przypadkiem nauczycielem akademicki? To piękny zawód ale skrzywia czasem człowieka i zmusza go do ciągłego pouczania innych. Prawdę mówiąc często z dobrym rezultatem (mam tu na myśli siebie i moją reakcję na uwagi innych). Nigdy nie stawiałem – i nie będę tego robił nadal – ograniczeń: co wolno a czego nie wolno i w jakiej formie mają pisywać uczestnicy blogu. Stanąłem w obronie szarpanego za honor ( z sugestią, że może go nie ma) blogowicza.
Jak sam Pan zauważył pastisz jest trudną w odbiorze formą literacką. Jest też (chyba jeszcze trudniejszą) bardzo trudną sztuką, wymagającą wielkiego talentu. Jeśli zaś jest on odbierany wprost to znaczy, że albo nie dostosowany do odbiorcy, albo mało czytelny. Radzę dalsze próby, do czasu aż zareagujemy właściwie.
do ” Szanownego Pana Redaktora”
czyzby, az do tego stopnia mial Pan klopoty ze sluchaczami? i ten blog jest dla Pana deska ratunku na lapanie ucha, udawadnianie czegos tam?, pytal Pan o moskalika? mam jednego ( definicja w madrych ksiazkach):
kto powiedzial, ze madrala,
kope jaj potrafi wkrecic,
z greckim sledziem, na Psim Polu
ten juz cierpi brzuchowzdeciem, na Podolu
nie mam pewnosci, co do wlasciwej reakcji, ale jakos tak mnie naszlo, przepraszam Pana Piotra,
suppuku zostawie na pozniej
smacznego