Opowieść o prawdziwym Ryszardzie
Znam Ryśka od 33 lat. Od dzisiejszej nocy muszę mówić i pisać – znałem. To brzmi pretensjonalnie. A On pretensjonalności nie lubił. Dlatego też dalej będę pisał tak jak by nic się nie stało. Jak bym mógł się spodziewać, że zajrzy do mojego blogu, przeczyta anegdotki o sobie i choćby uśmiechnie się. Lubił być bohaterem śmiesznych historyjek. Sam też je czasem opowiadał. A ja mam ich spory zapas. I to z różnych epok. Bowiem nasza znajomość, a potem przyjaźń, też przeszła przez różne epoki.
Początek był w PRL. Obaj pracowaliśmy w tygodniku „Kultura”. On jako czołowe pióro, ja jako zastępca sekretarza redakcji (była nim energiczna Ewa Staśko), a potem sekretarz. Byłem więc niejako akuszerem „Cesarza” i „Szachinszacha”. Ryszard pisał obie książki z tygodnia na tydzień, a my je drukowaliśmy w odcinkach. Byłem też odbiorcą jego wspaniałego reportażu ze Stoczni Gdańskiej w pamiętnym roku 80.
Potem nasze drogi zawodowe rozeszły się. Przeszedłem do „Polityki”. Nadszedł grudzień 1981 r. „Kulturę” w stanie wojennym zamknięto i nigdy nie reaktywowano. Minęła kolejna epoka i powstała m.in. „Gazeta Wyborcza”. To była ostatnia przystań Ryśka. Znowu pisał z tygodnia na tydzień swoje wielkie książki. Najbardziej lubię spośród nich „Podróże z Herodotem”.
Nasze spotkania nabrały intensywniejszej częstotliwości gdy „Polityka” przeniosła się w pobliże Pl. Narutowicza. Rysiek mieszkał kilka przecznic od Placu i bywał u mnie systematycznie, przynosząc swoje manuskrypty do przepisywania. Przy okazji dużo gadaliśmy. O wszystkim. O sprawach ważnych i błahostkach. Uwielbiałem te spotkania. Rysiek bowiem był jedynym człowiekiem jakiego znam, który potrafił słuchać. Oto dowód.Co jakiś czas daję się nabrać na pytanie (zadawane przez nawet bliskich kolegów) – co u ciebie słychać? Jak żona, córka, wnuki? – i zaczynam opowiadać. W chwilę później widzę znudzenie w oczach pytającego, gaśnie mój zapał a on odchodzi w połowie zdania.
Gdy to samo pytanie zadawał Rysiek widziałem w jego oczach ciekawość i życzliwość. On chciał usłyszeć odpowiedź. Była dla niego tak samo ważna jak i dla mnie. Na tym właśnie polegała jego wielkość jako człowieka, przyjaciela, reportera wreszcie. W taki sam sposób bowiem rozmawiał z przyjaciółmi i z ludźmi dopiero co poznanymi. Słuchał ich i poznawał świat po okruszynie.
Mam chyba wszystkie książki Ryszarda z dedykacjami dla mnie i dla mojej żony Barbary. Serdeczne i dowcipne. Stoją na półce, na którą można sięgnąć bez szukania. Teraz sięga po nie mój wnuk Kuba. On też poznał Ryśka, który usłyszawszy, że czternastolatek (dodatkowo, poza programem szkolnym) uczy się hiszpańskiego błyskawicznie przeszedł w rozmowie na język Cervantesa czym najpierw speszył chłopca, a potem – jak się okazało – zachęcił go do intensywniejszej nauki. Kuba o tej rozmowie dobrze pamięta.
Na koniec moment samochwalstwa. Nikt i nigdy nie sprawił mi takiej frajdy jak Rysiek, który podczas promocji „Smakosza wędrownego” kupił książeczkę i poprosił mnie o autograf. Podpisałem ją drżąc z dumy i podniecenia. Najwybitniejszy polski Autor, Sława Światowa chce mieć moją książkę i to z moim podpisem. I to jest największy honor jaki mnie spotkał w życiu zawodowym.
Mam nadzieję, że Żona Ryszarda przyrządziła Mu choć jedno danie według przepisu z tej książki.
Komentarze
Panie Piotrze,zazdroszcze Panu takiej przyjazni!
Ja mam tutaj trzy Jego ksiazki-Cesarza,Imperium i Heban.Jaka szkoda,ze wiecej ich wielki pisarz nie napisze.Jego slawa dotarla rowniez do Niderlandow.Byly z nim wywiady.Prasa recenzowala jego ksiazki.Byl chluba Polski.
Ana
Z książek Ryszarda Kapuścińskiego wyłania się postać wiecznego podróżnika, filozofa, samotnika w końcu, chociaż ciągle był pomiędzy ludzmi. Taki ja mam jego obraz i zdumiewa mnie wiadomość, że miał jakieś życie osobiste i żonę, o której Pan wspomina. Mgliście przypominam sobie jakiś artykuł o Kapuścińskim i zdaje się że autor wspomniał coś o córce Pana Ryszarda w Vancouver… ale nie jestem tego pewna. Jak mało wiemy o prywatnym życiu wielkiego człowieka! Nie, żeby mi tego brakowało, bo przecież książki wystarczą, by sobie wyobrazić, co to był za człowiek – tylko przy okazji dowiedzenia się takich faktów nagle zdumiewam się, że za życiem książkowym jest jeszcze inne, prywatne.
Przypomniała mi sie taka historia sprzed ok.15 lat – w kanadyjskiej telewizji raz na miesiąc pojawiał sie w programie publicystycznym Klub Książki, panel 4 osób omawiał jakąś książkę, ktorą ubiegłego miesiąca kolejno zadawała do przeczytania osoba z panelu. Pewnego dnia padło na „Wojnę futbolową”, więc wyczekiwałam następnego zebrania Klubu. Wszyscy mieli wysokie mniemanie o książce, a pan, który „zadał” książkę do czytania – wyjątkowo dużo wiedzy o twórczości Kapuścińskiego i pięknie o tym mówił, a ja siedziałam przed telewizorem cała dumna i blada z przejęcia. No ale przyszła kolej na jedną panią która z jakichś sobie tylko wiadomych powodów przyczepiła się takiego tematu: czy ten facet nie ma nic do roboty, tylko latać po świecie tam, gdzie są wojny, czy to taka dziwna żądza krwi, czy on nie ma rodziny?! Nic, absolutnie nic baba (bo jak ją nazwać?!) nie zrozumiała z przeczytanej książki, w ogóle mówiła nie o książce, tylko o autorze, nic o nim tak naprawdę nie wiedząc. Wyobrażacie sobie, jak się wściekłam na te wywody! Na szczęście pan, który o Kapuścińskim wiedział bardzo dużo, obronił go i wyjaśnił, kim on jest. Bynajmniej nie poszukiwaczem krwawych jatek.
Alicjo. I tu, na gościnnym blogu p. Piotra i w innych miejscach na tej kolumnie dajesz dowód, że i dla Ciebie to wielka strata. Dla mnie też. Nie miałam tego szczęścia, żeby znać Go blisko – jak nasz Gospodarz. Zetknęłam się z Nim tylko raz , zawodowo i spędziłam na rozmowach kilka godzin (piszę o tym u DP) ale książki mam wszystkie, oprócz „Podróży z Herodotem”. Tę czytałam z wypożyczalni. Ja po prostu kocham reportaż (Churchill, Wańkowicz, Kapuściński). Niech Mu tam, w Elisium, będzie pięknie i ciekawie, kolorowo i mitycznie. Oby.
A teraz z innej beczki (to pytanie mojej Ani) – czy ten kawałek terczy kanadyjskiej (30 kim od Twojego domu) , to tylko świadomość, że gdzieś tam, o 3 km poniżej chodnika ta tarcza jest, czy są wychodnie skał? Ona jest chora z zazdrości i to pomimo tego, że jeździła nad Bajkał , w Sajany i inne miejsca gdzie Diabeł mówi dobranoc.
Alicjo,
teraz wszystkie media będą pełne wiadomości o Ryszardzie. Dowiesz się o Nim wszystkiego. Gorzej, że już dziś internet pełny jest plwocin jakie wydalają z siebie ludzie mali, którzy usiłuja do swojego poziomu sprowadzić ludzi większych od siebie.
Dajmy temu spokój. Te plwociny w końcu spadają na plujących.
A teraz Twoje pytania. Tak, Ryszard ma (miał) żonę. Jest Ona lekarką i Ryś zawdzięcza Jej wiele. Uratowała Go przed laty gdy wrócił z podróży po Afryce ciężko chory na jakąś tropikalną chorobę.
Ma też córkę, która od lat mieszka w Vancouver. Jest więc Twoją krajanką. Ryszard ją odwiedzał i pomagał.
PS. Właśnie przyszła wiadomość, że zmarła Krystyna Feldmen. Tak bardzo żal… A ja, na przekór śmierci będę pamiętała zabawnego, wróblopodobnego, uroczego stworka, który mimo 80-tki z hakiem na karku, wyśpiewywał na melodię dziarskiego kujawiaka
„Na kapuście wielkie liście,
nie dam dupy komuniście….
Taaak – a w ręku palący się papieros (zawsze cudzes), bo p. Krystyna , owszem, paliła, ale była oszczędna w stopniu nieznanym poznaniakom z krwi i kości.
„Uratowała Go przed laty gdy wrócił z podróży po Afryce ciężko chory na jakąś tropikalną chorobę.”
Chorował na malarię.
Witam
Zwykle nie zaglądam na pański bolg bo przypalony omlet na uniesionej patelni jakoś odstrasza. Przełamałem strach i jestem mile zaskoczony, byłbym pewnie bardziej gdybym siegał po książki Pana Kapuścińskiego;[. Z pańskiego dzisiejszego wpisu na blogu wnioskuje, że Pan Ryszard był przede szwszystkim (przed wielkim pisarzem) Człowiekiem, który szanował drugiego człowieka. Taka „recęzja? to chyba najlepsze, co mógł Pan napisać o zmarłym przyjacielu.
[*]
i jeszcze jedna dla Pani Krystyny Feldman [*].
A to dobrze sobie kojarzyłam, że córka Kapuscińskiego mieszka w Vancouver!
Pyro, oczywiście że są odsłonięcia, pogrzebię w zdjęciach, coś powinno się znalezć… W ogóle to jest uroczy krajobraz, drobne skałki i od licha jezior i jeziorek i praktycznie nic innego- jedzie się na zachod 2000km (jak nożem uciął na granicy Manitoby zaczynają się prerie) i nic, tylko te granitowe skałki , lasy (krzaczki raczej…) i jeziorka polodowcowe. Podam Ci linkę, jak znajdę trochę zdjęć.
Gdyby Ania wybierała się za ocean (niech nie choruje z zazdrości!), służę pokojem gościnnym „na górce” i wszelkim przewodnictwem po okolicy blizszej i dalszej.
A co do legendarnej oszczędności p.Feldman – może miała w sobie krew szkocką, krakowską i kapkę poznańskiej? 🙂
Swietna aktorka, dożyła pieknego wieku.
Jadac dzisiaj rankiem do pracy, sluchalem radia. I co? Meksykanskie media trabia o smierci znamienitego pisarza, geniusza. Szczegolnie ze sie ta informacja pojawila w pierwszym czytaniu. To mile, napawa mnie duma, ze jestem obywatelem kraju w ktorym zyl i tworzyl wspanialy dziennikarz Ryszard Kapuscinski! Dlatego kocham Polske jeszcze bardziej. Bo wiem ze mamy ludzi formatu niezwyklego! Docenia Mistrza pokolenia, i wiem ze stanie sie to rychlo. Czesc Jego pamieci, wspanialego Czlowieka, rycerza o lwiej duszy, co nie bal sie zycie spedzic w slumsach trzeciego swiata, byle dostrzec nedze i ja umiec interpretowac na swoj sposob, i opisac rzetelnie.
Jesli my Polacy pograzeni jestesmy w nieodzalowanym smutku, jak to sie ma do Meksykanow? Czasem zdaje sie ze Czlowieka zobacza dopiero ci, co wyrobili sobie niajaki dystans do zdarzen i ludzi. Jesli Meksyk zaluje Pisarza, jak my Polacy to widzimy? Przeciez to nasz Czlowiek, nasz kochany geniusz, nasza radosc…
Lzy mialem pozniej w oczach. I dobrze!
Pozdrowienia, dzis gotuje lazanki, po polsku…
Giganci ducha, myśli, intelektu odchodzą spośród nas, Polaków.
Pozostają karły i karzełki, które wdrapawszy się na jakąś kupę gnoju usiłują z wysokości tej pozornej „góry” nas pouczać…
Nam pozostaje pamięć o Ludziach takich jak Jan Paweł II, Stanisław Lem czy Ryszard Kapuściński!