Zgadnij co gotujemy? (2)
Czytając książki kucharskie co jakiś czas natrafiamy na zupełnie nieznane nam terminy i określenia. Warto poszukać w encyklopediach, słownikach czy starych wydawnictwach by wiedzieć o czym piszą kulinarni znawcy. Oto zagadki, które znacznie zwiększą Wasz zasób słów i pozwolą czasem zabłysnąć towarzysko. Kto pierwszy przyśle na adres internet@polityka.com.pl trzy prawidłowe odpowiedzi – otrzyma książkę kulinarną z dedykacją i autografem. Dwie oficyny: Nowy Świat oraz Prószyński i S-ka przeznaczyły na nagrody książki nas obydwojga czyli Adamczewskich. Dziś kolejna porcja pytań.
Mimo że wyjeżdżam z wnuczętami na włoski urlop, w kolejne środy pytania będą publikowane. Tyle tylko, że zwycięzcy nieco dłużej będą czekać na nagrody. Dedykacje wpiszę bowiem dopiero po powrocie. Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość.
* Wigilijna kutia przywędrowała do Polski z:
a) Izraela;
b) Italii;
c) Turcji
* Wojciech Wielądko, z którego książki „Kucharz doskonały” korzystał Adam Mickiewicz pisząc „Pana Tadeusza”, to:
a) heraldyk i tłumacz;
b) kucharz rodziny Czartoryskich;
c) podkomorzy krakowski
* Tajine to:
a) gliniane lub metalowe naczynie z pokrywą używane w kuchni arabskiej do przyrządzania duszonych potraw z jarzyn, ryb lub mięsa;
b) imię słynnej kucharki z dwory sułtana Brunei;
c) soczyste i słodkie owoce z Karaibów.
Komentarze
Odpowiedzi na pytania:
kutia – z Turcji
Wojciech Wielądko – heraldyk i tłumacz
tajine – naczynie używane w kuchni arabskiej
Alicja
Brawo Pani Ewo! To już po raz drugi. Odpowiedź błyskawiczna i prawidłowa. Pozostałym uczestnikom zabawy najwięcej kłopotów sprawiła kutia, która przywędrowała nad Wisłę ze wschodu, a dokładniej z Turcji. Ulubiony autor kulinarny Mickiewicza czyli Wielądko był z zawodu heraldykiem, a tajine to oczywiście naczynie a zarazem i nazwa potrawy.
Ewo, z przyjemnością wysyłam do Pani kolejną swoja książkę (trochę przewrotnie) „Męskie gotowanie” wydaną przez firmę Prószyński i S-ka. Mam nadzieję, że zarówno moje opowiastki o słynnych ludziach jak i przepisy spodobają się. Książka – w drodze.
Bojąc się, by jeden uczestnik zabawy nie zgarnął wszystkich nagród wprowadzam modyfikację regulaminu: zwyciężać można tylko dwa razy. Później palmę pierwszeństwa będę przekazywał drugiemu na mecie.
Drogi Panie Piotrze,
czytając dzisiejszy blog, nie próbowałam nawet odpowiedzieć na zagadki, bo nigdy nie byłam w tym dobra, jedynie żałowałam, że jak zwykle zpomniałam o wtorkowym wieczorze. A tak lubie grzyby i wszystko co sie z nimi wiąże. No, może następnym razem. A podczas włoskiego urlopu z wnuczętami życze Państwu wielorakich doświadczeń smakowych i kulinarnych.
I nade wszystko szcześliwej podróży.
Anna
Ja nie jestem pani Ewa i odpowiedzialam na Panska zagadke po raz pierwszy.
Alicja
Ale wyslalam odpowiedzi na zly adres 🙁
Alicja
również dołączam się do zyczeń wspaniałego urlopu i troszeczkę zazdorszę – jeszcze parenaście dni i znowu szkoła:P
Pięknie dziekuję po raz pierwszy. Po raz drugi podziękuję, jak książki dotrą. 🙂 I bardzo dziekuję za obiecane „Męskie gotowanie”. Panowie mają często nowe spojrzenie na stare potrawy. Jak np mój pierworodny syn.
Zależy mi, oczywiście, na autografach, bo w Warszawie nie mieszkam, a do Pułtuska nie jeżdżę…
Czytam i podziwiam pańskie opowieści kulinarne. Bardzo fajnie Pan pisze. Czytam wszystkie wpisy.
Wróciłam ze stypy, na której byli również dawni koledzy ze studiów. Dawne czasy się powspominało… W domu przeczytałam zawieszoną opowieśc o herbacie i, w związku z tą opowieścią, przypomniała mi się ‚akustyczna herbata’ jaką robiłam w akademiku. Nie, nie parzyłam, a właśnie robiłam z, nieśmiertelnej w tamtych latach, herbaty ulung. /Chyba to była ulung./ Zalewałam wrzątkiem susz herbaciany włozony do porcelanowego czajniczka. Fini. Troche esencji wlewałam do szklanki albo filiżanki, i do pełna uzupełniałam wrzątkiem. A potem do szklanki wrzucałam 3-4 landrynki. Landrynki pękały i wydobywały się dźwięki jak wystrzały. Można herbatę było nazwać również ‚wystrzałową’. 🙂
Jak sie ją piło to doświadczało się na wardze – właśnie – „igiełek dziesieciu tysięcy wiosen”.
Jak było wiecej forsy, to do ‚zwykłej’ herbaty wrzucałam rodzynki.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Udanych wojaży!
Ewa
Szanowny Panie, proszę wybaczyć odświeżanie zamierzchłej notki, ale wkradł się błąd: Mickiewicz nie korzystał wcale z „Kucharza Doskonałego”, a z „Compendium Ferculorum” Czernieckiego. Polecam świetne teksty na ten temat dr. Dumanowskiego, który ostatecznie wyjaśnia tę kwestię.
pozdrawiam