Grzebień koguta
Kończąca moje tegoroczne wakacje wędrówka z wnuczętami po ruinach starożytnego Rzymu co i rusz przypominała mi postać jednego z najsłynniejszych obywateli tego miasta. Zwłaszcza wieczorne wyprawy na kolacje w cieniu Colosseum natrętnie przywoływały jego imię: Lukullus.
W 118 roku przed naszą erą urodził się człowiek, o którym wszyscy smakosze i kucharze powinni wiedzieć jak najwięcej. Spróbujmy więc rozsnuć opowieść o Lucjuszu Licyniuszu, znanym pod swym trzecim imieniem Lukullusa. Rzekomo pochodził z rodu plebejskiego. Jednak jego dziad – także trojga imion: Lucjusz Licyniusz Lukullus – był w 151 roku konsulem rzymskim i namiestnikiem w Hiszpanii. A nie były to funkcje przyznawane byle komu. Również ojciec naszego bohatera pełnił zaszczytną funkcję pretora w 104 roku.
Gdy Lukullus wchodził w wiek dojrzały, został pozostawiony sam sobie. Ojciec bowiem musiał opuścić Rzym na mocy wyroku sądowego. Skazano go na wygnanie za zdzierstwo. Młody Rzymianin uczył się retoryki czyli sztuki wymowy, występując często na Forum, a także w sądach.
Pierwsze głośne wystąpienie sądowe Lukullusa nie skończyło się powodzeniem. Oskarżonego o nielegalne wydawanie publicznych pieniędzy kwestora Serwiliusza Augura uniewinniono. Oskarżyciela przygarnął konsul Katon, a po jego śmierci – Sulla. Od tej pory przez wiele lat Lukullus służył pod jego rozkazami. Obaj ruszyli na wyprawę przeciwko Mitrydatesowi.
Wojna trwała wiele lat i przewalała się z jednej części basenu Morza Śródziemnego na drugą. Wreszcie w 70 roku udało się Lukullusowi rzucić przeciwników na kolana. Mitrydates zbiegł do Armenii, a jego pogromca zaczął myśleć o powrocie do Rzymu. W 66 roku na czele 1600 żołnierzy dotarł nad Tybr, gdzie przywiózł gigantyczny majątek i postanowił zakończyć swą karierę wojskową.
Teraz przez najbliższe kilka lat miały miejsce uczty Lukullusa, a pierwsza odbyła się w dniu jego triumfu w roku 63. Uroczystość zaczęła się na Polu Marsowym i przetoczyła się przez Cyrk Flaminiusza, Forum Boarium i Cyrk Wielki, by dojść na Kapitol. Kronikarz zanotował:
Czoło pochodu tworzyli jeźdźcy w kolczugach i wozy bojowe zbrojne w kosy oraz sześćdziesięciu wodzów i doradców Mitrydatesa. Za nimi wieziono sto dziesięć krytych brązem dziobów okrętowych. Samego króla Rzymianie nigdy nie zdołali poprowadzić w pochodzie ku pośmiewisku gawiedzi, podczas triumfu Lukullusa zastępował go złoty posąg wysokości sześciu stóp. Za nim niesiono wykładane złotem lektyki i srebrne puchary. Dalej szły muły: osiem dźwigających złote łoża, pięćdziesiąt sześć obładowanych sztabami srebra oraz sto siedem niosących łącznie 2 700 000 srebrnych monet.
Rzym szalał. Podziwiano wielkiego wodza. Ale – prawdę rzekłszy – jeszcze bardziej go wielbiono po uczcie dla ludu, na której wypito 100 000 amfor wina. Współcześni rachmistrzowie przeliczyli, że popłynęło w gardła Rzymian cztery miliony litrów tego napitku.
Od tej pory Lukullus zajmował się głównie ucztowaniem. Do jego największych zasług należy sprowadzenie do Rzymu bażantów, brzoskwiń i wiśni, a symbolem najbardziej wyrafinowanego jedzenia jest danie jego kompozycji i nazwane od jego imienia: jaja a la Lukullus. Były to jaja na twardo, umieszczone na karczochach, przyozdobione kogucimi grzebieniami i truflami. Wśród wielu uczt zapamiętano taką, na której goście Lukullusa zjedli:
ostrygi północnych mórz, drozdy ze szparagami, pulardy, potrawkę z małży morskich, perliczki zapiekane w cieście, kasztany białe i czarne, dzika w całości złożonego z części różnorako przyrządzanych. Do tego rzepka, sałata, rzodkiew, i ostry sos z ryb morskich czyli garum, ogromna murena garnirowana rakami morskimi, do niej zaś sos z oliwy, octu, makreli i różnych gotowanych na starym winie jarzyn. Były też wątróbki gęsie, zające z Hiszpanii, kaczki figami tuczone i wreszcie owoce. W końcu jabłka.
Lukullus zmarł w 56 roku. Dziś historycy twierdzą, że zachorował na Alzhaimera. Dla nas pozostanie niedościgłym wzorem organizatora uczt, człowieka o najsubtelniejszym smaku. Spróbujmy, choć czasem, go naśladować. Acz z umiarem.
Komentarze
Czy to ten Lukullus,który podbił kolonię grecką Apolonię Pontikę czyli dzisiejszy bułgarski Sozopol ?. Jeśli tak to miał gust nie tylko kulinarny.Wszak to piękne miejsce na spędzenie wakacji,chociaż prawdę mówiąc tłok tam olbrzymi.
Anegdota powiada,że gdy zasiadł sam do uczty – nasyciwszy uprzednio lud rzymski – miał rzec:A teraz Lukullus częstuje Lulullusa…
Panie Piotrze,fajnie mieli ci starozytni Rzymianie!! Obiadali sie takimi frykasami,o ktorych my mozemy tylko marzyc.Mysle,ze kucharze tamtych czasow mieli by sporo gwiazdek Michelin na swoim koncie?!
Zastanawiam sie jak te dania kiedys smakowaly?Jakie przewazaly przyprawy.No i jak przechowywano wszystkie produkty.Wszak taka wielka uczte przygotowywano na pewno dluzej niz jeden dzien?
Poki co ,dogladam kury w piekarniku,ktora zjemy z pieczonymi kartoflami i buraczkami.Ale jak to ma sie do uczty Rzymian,no jak ……….
Pozdrawiam Ana.
ah… lunch time!
Ciekawa jestem, jakie porcje sobie starozytni Rzymianie nakladali, nie spodziewam sie, zeby tak naprawde kazdej potrawy mozna bylo sprobowac z calego zestawu, chociaz z drugiej strony te uczty chyba trwaly i trwaly? Pytanie zasadnicze – a te grzebienie kogutow byly zjadane? No to ide sobie jakas kromuche na lunch przygotowac…
P.S. Wracajac do porcelany, musze powiedziec, ze takie opowiesci z osobistym watkiem bardzo mi sie podobaja, a poza tym to ciekawa rzecz, skad sie rozne hobby biora, podejrzewam, ze ta ocalona porcelana stala sie zaczatkiem kolekcji z przypadku.
A potem juz poszlo 🙂
knk. 10.12.
Czy dotarles rowniez do Ahtopol, kilka kilometrow bardziej na poludnie, tuz przy granicy tureckiej ? Jest tam unikalna plaza z czarnym piaskiem i stal, przed laty, wielki wrak statku, ktory werznal sie w przybrzezny reef. I piekna mala zatoka Ad Liman, z tureckiego Liman – zatoka i Ad – kon. Kiedy bywal tam starozytny okon, do Ahtopol nie wpuszczali, granica, ale za bakszysz – bulgarski pogranicznik wpuszczal i jeszcze przynosil wino, i brzoskwinie, na plaze. A w Sozopol pamietam restauracje, na wysokiej skarpie, nad morzem i domki, do ktorych wchodzilo sie, albo przez drzwi, albo po daszkach sasiednich domkow. Jadalo sie noca, z rybakami, na plazy. Oni przynosili bely hek albo palamut z sieci, a przybleda okon – czerwone wino marki Vinprom. Byl stary rybak Panama, co wyplywal zabka w morze na spacerki po 2-3 kilometry. Na brzegu czekala go suka Gina, kundel, ktora zawsze sadzal na stole, obok talerza i mamrotal: Gina ti si mrsno dushe. Teraz, to juz zapomniane czasy.
Ser zgliwiały nie wyszedł. Powstało coś o konsystencji na kształt piasku z wodą. Chyba był za mało zgliwiały, chos śmierdział należycie. Nic to spróbujemy ponownie. Pozdrawiam.
do G.Okon: niestety,nie dodarłem do tych miejscowości ale Twoja opowieść o Sozopolu jest fascynująca.Z pewnością tam kiedyś powrócę i pójdę Twoim szlakiem.Dzisiaj to głównie kurort nadmorski,pełen turystów od Basków po Moławian i Macedończyków.Nieznajomość j.bułgarskiego pozbawiła mniepoznania wielu niuansów właściwych kolorotowi tego regionu i kraju.
KNK
Fascynujace to nie jest, ot – gledzenie starszego pana. Jesli uczyles sie rosyjskiego, latwo sie porozumiesz. Bulgarski jest bardzo prosty. Bedziesz juz troche mowic po jednym tygodniu. Pojedz sobie we wrzesniu i do jakiegos miejsca ledwie widocznego na mapie. Czym mniej znane – tym lepiej. Oni sa bardzo goscinni i latwo znajdziesz lokum tam, gdzie nie ma zadnego hotelu. Napisz kiedy bedziesz jechal to podrzuce pare rad. Pozdrawiam. Okon.
do G.Okoń:niestety jestem nauczycielem(w gimnazjum)i mogę jechać tylko w wolny czas(ferie,wakacje),ale każdą radę przymuję z serdecznością.Mam 46 lat,ergo języka rosyjskiego się uczyłem,ale nie za bardzo mi to szło…młodzieńcza przekora,która się teraz odbija…Sozopol postaram się odwiedzić w przyszłym roku.Pozdrawiam.KNK
download full oem Steinberg Nuendo v2.2.0.33 incl Surround Edition