Wyznania wstrętnego obłudnika
Nigdy nie byłem na polowaniu. Widziałem tylko na filmach relacje z wielkich łowów. I zawsze na mnie robiły okropne wrażenie. Płaczące sarny, krzyczące zające…! Ale moja obłuda starego smakosza jest silniejsza niż oburzenie na na myśliwych. W gruncie rzeczy oni za mnie odwalają tę brudną, a właściwie krwawą robotę a ja tylko z tego korzystam. I w tym momencie przypomniał mi się mój ulubiony autor…
Anthelme Brillat-Savarin, XVIII-wieczny król smakoszy pisał: „Ze wszystkich okoliczności życia, w których jedzenie odgrywa rolę, jedną z najprzyjemniejszych jest popas na polowaniu; ze wszystkich możliwych antraktów ten może trwać najdłużej bez nudy.
Po kilku godzinach polowania najsilniejszy nawet myśliwy pragnie odpoczynku. Twarz owiał mu wiatr poranny, nie zabrakło mu zręczności w potrzebie; słońce stanie wkrótce w zenicie; czas więc na przerwę, której nie nakazuje nadmierne zmęczenie, ale ów instynktowny impuls, co nas uprzedza, że aktywność nasza nie może trwać w nieskończoność.
Przyciąga go miejsce cieniste; zasiada na murawie; szemrzące obok źródło zachęca, by ochłodził flaszkę, którą ugasi pragnienie.
Podczas tych przygotowań myśliwy nie jest sam; towarzyszy mu wierne zwierzę, które dla niego stworzyły niebiosa; pies patrzy na myśliwego z miłością; współpraca zniosła dystans, są teraz przyjaciółmi i sługa jest szczęśliwy i dumny, że może ucztować ze swym panem.
Posiłek spożyto ze smakiem; każdy miał w nim swój udział; minął w porządku i spokoju. Czemu nie poświęcić kilku chwil na drzemkę?”
Stary obłudnik piszący te słowa sam nigdy nie doznawał tych rozkoszy. ( I tu mam dobry wzorzec – P.Ad.) Nie polował. Owszem zjadał, i to chętnie, myśliwskie trofea. A tak lubił zapach dziczyzny, że w przepaścistych kieszeniach swego płaszcza nosił zawsze jednego lub nawet kilka ptaszków, by skruszały. Zaś zapach, jaki wydzielają kruszejące przepiórki czy kuropatwy, może łatwo co subtelniejszych przyprawić o mdłości.
Nie ma jednak w życiu żadnej przyjemności, która przychodzi łatwo. Mając ochotę na pyszną dziczyznę, trzeba liczyć się z trudną drogą do tego celu. Nie będziemy więc korzystać z rady francuskiego sybaryty i nie udamy się na drzemkę z psem nad szemrzącym ruczajem. Pora bowiem na zakupy.
Nie jest łatwo o dobrą dziczyznę. W Warszawie można ją kupić bez kłopotów tylko w hali bazarowej przy ulicy Polnej.
Znacznie łatwiej o pozostałe niezbędne produkty. Mając dwukilogramowy comber z dzika (co wystarczy na kolację dla 8?10 osób), potrzebujemy do zrobienia zalewy półtorej butelki czerwonego wytrawnego wina, cytrynę, cebulę, pieprz w ziarnach, ziele angielskie, owoce jałowca, goździki, pół łyżeczki startego świeżego imbiru, kilka suszonych śliwek, marchew, pietruszkę, kawał selera, ząbek czosnku i listek laurowy. Amatorom wina polecamy, by wybierali trunek podłego gatunku; tylko wówczas bez specjalnych emocji, zamiast wlewać je do gardła, przeleją krwisty napój do dużego rondla, a następnie wrzucą doń wszystko, cośmy przed chwilą wyliczyli, i doprowadzą płyn do wrzenia.
Mięso dzika po umyciu, pozbawieniu błon i grudek tłuszczu należy włożyć do gorącej zalewy i odstawić na kilka (3-4) dni w chłodny kąt. Co sześć godzin trzeba je obracać.
Gdy nadszedł dzień uczty, mięso wyjmujemy, osuszamy i ostro podsmażamy na smalcu ze wszystkich stron posypując solą. Zapach podsmażanego dzika wzmaga apetyt. Trzeba więc silnej woli, by go nie podskubywać. Do combra, który winien znaleźć się w brytfannie, dokładamy wyjęte z marynaty śliwki i pokrojoną w plastry cebulę. Wstawiamy naczynie do rozgrzanego (180-200 st. C) piekarnika. Piekąc polewamy mięso marynatą. Według starych przepisów pieczemy licząc 20 minut na każde pół kilograma. Lepiej jednak co pewien czas nakłuwać pieczeń ostrym patyczkiem sprawdzając jej miękkość.
Płyn wytworzony podczas pieczenia doprawiamy konfiturą z głogu. Głóg można zastąpić konfiturami z wiśni. Dodajemy cynamon, cukier i sól. Po zagotowaniu przecieramy sos przez sitko i polewamy nim mięso leżące na półmisku.
Teraz, zużywszy uprzednio podłe wino do pieczeni, sięgamy po dobrego burgunda, licząc jedną butelkę na jedną parę gości. Sukces gwarantowany. Spory uszczerbek w portfelu także. A wśród nas na blogu są myśliwi. Tylko – zdaje się – na chwilowej emigracji.
Komentarze
Dzień dobry Państwu,
Właśnie przeczytałem Kryminal Tango co to tu było pisane kilka dni temu. Czy ja też mogę coś dopisać?
Jeżeli mogę to ja bym chciał dopisać epilog:
* E P I L O G
Śniło mi się, że od dłuższego czasu ktoś wali mnie po gębie. Bardzo systematycznie. Trzask – prask, lewa – prawa, trzask – prask.
Leżałem na miękkim, dość wygodnie a z oddali jakby dochodził mnie krzyk. Powoli zaczynałem rozróżniać słowa.
– Wstajemy! No, wstajemy! Obchód jest – wstajemy!
Powoli otwierałem oczy. Pochylony nade mną naburmuszony babsztyl w białym kitlu i czepku z czarnym paskiem potrząsał mną bezlitośnie.
– No, wstajemy już zaraz, pan doktór czasu ma mało.
Obok babsztyla stał starszy mężczyzna niewielkiego wzroku ze stertą papierów w jednym ręku i stetoskopem w drugim.
– Nieźle żeśmy narozrabiali wczoraj, nie powiem. Trzech sanitariuszy trzeba było posłać i zastrzyk dać. W przeciwnym wypadku z warzywniaka nie zostałoby kamienia na kamieniu. He, he, he…
zaśmiał się zgrzytliwym , niezbyt przyjemnym głosem i kontynuował:
– No ale teraz to już będziemy mieli spokój przynajmniej z pół roku. Poleżymy sobie, wrócimy do siebie, pozbędziemy się tych manji prześladowczych, lęków, zkizofrenji, całego tego rozdwojenia jaźni, pójdziemy do łaźni, przybędziemy na wadze. No jak – lepiej już?
Poczem zaczął coś mamrotać do naburmuszonego babsztyla w białym kitlu. Zrozumiałem jedynie pojedyńcze słowa:
„streptomycyna”, „kroplówka”, „dieta”, „stolec”, „od Działdowa”
– Od Działdowa? – krzyknąłem – toż to całkiem blisko do domu!
– Nie od Działdowa tylko oddziałowa – odezwał sie babsztyl – siostra oddziałowa Helena, do tego przełożona.
Aha, w szpitalu jestem – pomyślałem sobie i zapytałem:
– A ten pan to lekarz?
– Pełnię obowiązki lekarza – odezwał się starszy mężczyzna zgrzytliwym, niezbyt przyjemnym głosem. – Po wojnie przeszedłem roczne kursy, służba zdrowia była w ruinie, ludzi było potrzeba. Bardzo są ze mnie zadowoleni.
– A to felczer! – westchnąłem. I ponownie zapadłem w sen.
Ocknąłem się w ciemnawym, nieco zatęchłym pomieszczeniu. Wyglądało na wiklinowy szałas….
*
Może być?
Pomyślałem sobie również, że gdyby nie doszło do napisania nastepnego rozdziału to poprzez ostatnie zdanie epilogu można by powrócic do początku opowieści i w ten sposób czytać ją przez dłuższy czas na okrągło.
Teraz muszę lecieć bo kierowca już czeka. Nie wiem kiedy wrócę a w poniedziałek idę na urlop.
Do widzenia Państwu.
Nie łowczyni Pyra, aleć córka myśliwego i z dziczyzną miałam wiele wspólnego w pierwszej połowie życia. I lubię dziczyznę pasjami, żaden zapach mi nie przeszkadza, żadne przestrzeganie reguł rozlicznych i ważnych. Od lat zresztą dziczyzny nie jadłam. Do tych reguł nasleży prawda absolutna – wątróbkę, kotlet z combra, comber jako taki albo z większych sztuk, polędwicę, piecze się albo bardzo krótko na ostrym ogniu , albo dusi czy piecze baaaardzo długo. W innym wypadku zamiast aromatycznego, kruchego mięsiwa, będziemy jedli podeszwę; dziczyzna z większych zwierząt (od sarny poczynając) musi kruszeć nie tylko w skórze czy w zamrażalniku, ale i w bejcy (pani Ćwierciakiewiczowa pisze „bez leżenia w occie nie bywa używane”), ponadto dziczyzna idealnie współgra z grzybami – i suszonymi i świeżymi – a także z owocami dzikimi :głogiem, tarniną, borówką itd. Nawet poczciwy zając przeznaczony do pieczenia (comber i skoki) znacznie zyskuje na jakości zabejcowany w zsiadłym mleku, maślance czy serwatce na co najmniej 2 doby.
Szczypiorze,
genialne 😆
Proponuję tytuł naszego thrillera:
1. Nas nie ugotują czyli z barszczu pod nóż
2. Tam, gdzie nie jedzą jarzyn
3. Wyrwani z ziemi
Moja Renata regularnie dostaje w sezonie dziczyzne od swej uroczej mlodej dentystki, pani Kingi, ktora namietnie poluje. Juz skruszala i pieknie obrobiona. Najczesciej jest to szynka z dzika upolowanego gdzies na Bilaorusi przez utalentowana dentystke.. Czesto czeka wiec taka szynka na moj przyjazd. Pamietam raz rozbilysmy jakas genialna potrawe z dzika gotowanego w mleku – ze znakomitej amerykanskiej ksiazki napisanej przez mysliwego i slynego reatsuratora z Kalifornii, nazwisk tych panow nie pamietam, bo ksiazke podarowalam Pani Kindze. Ale zkserowalysmy sobie pare przepisow i sa pod reka u Renaty.
Zawsze mnie zastanawia dlaczego lowczyni lata na Wschod polowac na dziki, skoro moglaby to samio robic w Gdyni na placu Kaszubskim, gdzie od czasu do czasu pojawiaja sie cale rodziny dzikow z przychowkiem. No, moze nie chce uzywac strzelby w centrum miasta i straszyc golebie…
Szkoda, bo moglaby strzelac z okna swego gabinetu.
„Wyrwani z ziemi” to piekny tytul, choc nieco XIX-wieczny na moje ucho..
To może „Wyrwani z korzeniami”, albo „Z korzeniami” ?
Komputer mi naprawili, ale dali nową klawiaturę, do której nie mogę się przyzwyczaić. 🙁
Fragment Szczypiora dałbym jako prolog, nie epilog, wtedy nie do końca byłoby wiadomo, czy narratorem jest Seler, czy, powiedzmy, Smiley przebrany za Selera. 🙂 A utwór modernistyczny lubi gubić tropy i trupy.
Tytuły nemo chyba byłyby lepsze do tradycyjnej, niespiesznej powieści o zwartej narracji. Thrillery lubią się nazywać inaczej. np. „Jarzyny wojny”, „Protokół Selera”, „Czwarty S.” albo „Akta Warzywniak”. 🙂 Można by też podkraść jeden dobry tytuł, zmieniając tylko jedną literę – „Bierny ogrodnik”. Z całkiem innej beczki mogłaby też być „Seleriada”.
Właściwie moglibyśmy również pisać powieści zaczynając od wymyślania tytułów. Powieść martyrologiczno-partyzancka – „Ziemniaki z ziemianki”. Powieść IPN-owska – „Posiani w teczce albo łakomstwo Naciarewicza”. Powieść dla panien z dobrego domu – „Nie patrz w stronę ogórka”. Kryminał dla urzędniczek – „Spinacz w szpinaku”. Itp, itd… 😀
Nie mam z kim wypić kawy, a nie lubię sam. Kto się ze mną napije kawy? Nescafe Espresso. Pączków nie posiadam, ale na życzenie gości mogę serwować kosteczki w formie ptifurków. 🙂
Witajcie,
Jeżeli chodzi o dziczyznę to polecam program „Ostoja” w TVP program 2 w niedzielę rano. Oprócz reportaży typowo łowieckich, na koniec jest gawęda dr Grzegorza Russaka na temat kuchni myśliwskiej. Bardzo sympatyczne, polecam.
Ja jestem za strzelaniem do myśliwych. Włóczą się tu po okolicy z tymi swoimi rurami, celując i paląc do wszystkiego, co popadnie i przez to na spacerach nie mogę być spuszczany ze smyczy! 👿
Czy tutaj towarzystwo do się napicia można znaleźć tylko wtedy, jak się oferuje procenty? Na kawę to chętnych nie ma? 🙄
Tu Pyra –
Bobiku – napij się kawy ze mną, proszę. Nie espresso, tylko plujkę polską albo „kawę na gruncie” Piję czerwoną Gevalię, lubię ją. Czarną. Z płaską łyżeczką cukru. Za ptifurki pięknie dziękuję, mamy placek jeżynowo – malinowy, niezbyt słodki ale smaczny i wystarczy.
Haneczka jest zagorzałym kibicem , więc wstaje o świcie, żeby niczego nie przegapić. Pyra zaś sportem się nie pasjonuje, więc ma niezłą zabawę z obserwacji kibica (cki?).
Prolog, oczywiscie, prolog.
Bobik moglby byc na stanowisku wymyslacza tytulow w gazevie codziennej.
Siwetne tytuly miewala Renata, kiedy pracoalysmy w gazecie.
!Bulgarski aniol zaglady” – o zabojstwie z pomoca zatrutej parasolki pracownika BBC.
„Wiec jednak sie kreci!” – o rehabilitacji Galileusza rzez JPII.
Lece. Weroce popoludniu
Bobik, ja wlasnie pije kawe i jem rogalika z marmolada morelowa,
moze byc zamiast paczka?
O, jednak się ruszyło! 😀 Ale jak już mam taką miłą kompanię do tej kawy, to muszę sobie zrobić jeszcze jedną filiżankę. Zaraz wracam. Za ciasta i rogaliki dziękuję, wolę swoje ptifurki z kosteczek. 😆
Bobik, zaraz robię kawę (bez %) i się przyłączam.
Nie znam myśliwych strzelających do wszystkiego, co popadnie, ale na pewno jestem za nie puszczaniem wolno ze smyczy psów, zwłaszcza w lesie i jego sąsiedztwie. Choć akurat psy na spacerze z właścicielem nie są najgorsze.
Często podczas spacerów w lesie i zbierania grzybów natykałem się na hordy psów z okolicznych zagród. Kilkakrotnie musiałem nieźle kombinować, żeby się bezpiecznie wycofać przed jakimś wilko- lub rottweileropodobnym psem. Raz widziałem zagryzioną przez takie psy sarnę. Widoku nie zapomnę do końca życia.
No, zdarza mi się za króliczkiem pogonić, przyznaję, ale złapać jeszcze nigdy żadnego nie złapałem. W przeciwieństwie do myśliwych, którym się to zdarza notorycznie. A i psa przy tym już niejednego ustrzelili, co zresztą bywało powodem ostrych medialnych chryj.
Ale co mi w tutejszych myśliwych najbardziej przeszkadza (oczywiście oprócz tego, że strzelają do zwierząt) jest obrzydliwa arogancja i traktowanie wszystkich niemyśliwych z buta. Myśliwi w Niemczech (nie wiem jak gdzie indziej) to jest bardzo specyficzna grupa towarzysko-lobbystyczna i podtrzymuję swoją tezę, że z wielu przyczyn należałoby ich powystrzelać. 👿
„Obcy w Zagonie czyli Smierć czyha w kotle”
„Stalowa szatkownica”
Z tego, co zdążyłem poznać to środowisko u nas, to bywa różnie. Jest tam sporo ludzi, więc można spotkać wszelkie typy osobowości. Mam wrażenie, że moi znajomi akurat należą do tych bardziej sympatycznych 😉
Fakt, że starają się podkreślić swoją odrębność i elitarność, ale jakoś bez przesady. Jednak gdy się spotka paru myśliwych to zaczynają się takie same przechwałki, jak pomiędzy wędkarzami 😉
Ja wystrzeliwanie kogokolwiek zacząłbym od pożal się Boże właścicieli wiejskich kundli biegających samopas, bo szanowny pan gospodarz twierdzi, że nie musi mu dawać jeść a pies sobie sam coś złapie ;-(
„Wszystko do zupy!”
„Wygrać z Ratatujem”
„Warzywa wyżej!”
„Seler i jego jarzyna”
„Stara wiara z gara”
„Trup w każdym kotle”
„Wykopani z okopów”
„Posępni mordercy jarzyn” (rzecz o wegatarianizmie)
Dla właścicieli wiejskich kundelków mam całkiem inną propozycję – uwiązać na łańcuchu przy nieocieplanej, ciasnej budzie i skąpa miska gruli raz na trzy dni. Tyle, żeby nie padli, ale żeby się dłuuuugo męczyli. 👿
Bobik, popieram, pomogę ich wiązać na łańcuch 😉
We dwóch wiązać zawsze raźniej 🙂 Ale jak znam życie, na tym blogu do wiązania ustawi się kolejka 😀
Tez pomoge w wiazaniu!
Moge rowniez topic w worku w rzece „opiekunow” malych kotkow.
Z psami to mam tak, ze jak bylam dzieckiem, to taki biegajacy samopas mnie pogryzl. I do dzis ogarnia mnie paralizujacy lek na widok psa bez smyczy, nic na to nie poradze.
A teraz ide na tradycyjne austriackie sniadanie i druga kawe. O ilez lepiej kawa smakuje, jak towarzystwo przy niej przednie!
Jak zwykle jestem zwolennikiem starych przykladów. Swego czasu w ZSRR byl wieloletni minister spraw zagranicznych. Nazywal sie Andrej Gromyko. Znany byl z tego. ze na osobiste polecenie Wielkiego Wodza regularnie uczeszczal w Nowym Yorku do kosciolów celem poglebienia podczas kazan, znajomosci jezyka angielskiego. Uczestniczac w posiedzeniach Rady Bezpieczenstwa ONZ ograniczal swoja aktywnosc do regularnego wetowania kazdej uchwaly. Nosil kapelusze borsalino i przydomek Mister „Niet”. Jakkolwiek by nie bylo przeszedl pod tym przezwiskiem do historii dyplomacji.
Czytuje czasami internetowe gazety i znalazlem nasladownika ówczesnego ministra. Cokolwiek by rzad nie wymyslil, to ten polityk zapowiada weto. Nawet wtedy kiedy tresc propozycji nie jest jeszcze znana.
Zeby nie powtarzac skompromitowanego przezwiska moze by mu dac jakie inne.
Ze swojej strony proponuje:
„A takiego”.
Brzmi w miare z warszawska, ze Zaliborza.
Pan Lulek
O, tak, do kawy towarzystwo znacznie lepsze niż rogalik! 🙂
Moją mamę dość paskudnie kiedyś napadnięto i obrabowano w paryskim metrze. I do dziś ogarnia ją paraliżujący lęk, gdy słyszy za sobą szybkie, nadbiegające kroki jakiegoś ludzia. Też nic na to nie może poradzić. 🙁
Tytuł relacji z akcji podsłuchowej: „Ucha u premiera” 😀
„Z patelnią lub przetakiem” – dla poszukiwaczy złota
„Na grzyby lub kozaki” – dla szukających na Ukrainie
„Stoją dziewczyny u leszczyny” – dla polujących na orzechy (np. dla wiewiórek)
„Co w zupie piszczy” – dla potraw niedogotowanych
Bobik !
Przywoluje CBie do porzadku. Tu jest mowa o mysliwych a nie o rybakach albo nie daj Panie Boze o wedkarzach. W zwiazku z tym tytul ” Ucha u premiera” jest zupelnie nie na miejscu.
Rozszerzam wlasnie szare komórki przy uzyciu nastepujacego plynu.
Cytuje z etykietki czyli naklejki na butelce
vinum academiae
welschriesling
04 weinhau
Stefan Schumich
neusiedlersee huegelland
trocken
Dalej rózne nieistotne informacje w rodzaju adresu, telefonu, maila itp.
Kto tam kupowalby ciagle takie same butelki. Mozna wpasc w nieuleczalny alkoholizm.
Dla przykladu. Jesli ktos z rana regularnie kupuje butelke brzozówki celem dokonania wewnetrznej ablucji, to albo jest juz zdeklarowanym albo na naijlepszej drodze.
Zeby tylko za szybko nie wyszla. Na wszelki wypadek zamknalem w lodówce celem uzyskania optymalnej temperatury.
Pan Lulek
Rumianek tutaj.
Dosyć tych tytułów, wszystkie zacne, trudny wybór! Do wieczora macie czas, żeby wybrać jakiś i ustalić, czy epilog na początku, czy na końcu, będzie to już ostateczna redakcja 🙂
Dziczyznę (w ub. roku pyszny pasztet z dzika) jadam u Tereski na Pomorzu, jej mąż jest szefem tamtejszego okręgowego koła łowieckiego. Dlatego co nieco wiem o tym, jak działalność myśliwych wygląda, oni robią sporo dobrego dla zwierząt, a polowanie nie jest bezhołowne – rocznie jest taka i taka pula do odstrzału i więcej ani sztuki (kłusownicy to inna sprawa). Gdyby nie kontrolować populacji dzikiej zwierzyny, mielibyśmy dziki nie tylko w Gdyni, czy gdzie tam one spacerują. W przyrodzie już tak jest – zjesz ty, albo ciebie zjedzą, ja wolę być przy stole, niż na talerzu 🙂
Koło łowieckie Terescynego wydzierżawiło ileś tam hektarów łąk i pól, koszą trawę, zbierają siano, zdaje się, że uprawiają kukurydzę czy coś tam, dokarmiają tym wszystkim zwierzynę zimą. Przy okazji dostają dotacje unijne za określone uprawy i w ten sposób to się kręci.
Ptactwo domowe, świnie, krowy i inne bydełko hodowlane też jest karmione i w końcu pod nóż, co tu dużo mówić… A rybka na patelnię sama też nie wskakuje 😉
Panie Lulku, to może coś z działki prezydenckiej? Na przykład „Strzeż się siemienia!”. O strzelaniu też może być: „Szczały w kancelarii” 😀
Prolog! Prolog! Prolog! 🙂
Tu Pyra – spokój, Dzieci, bo jestem świadkiem czynienia knedli serowych ze śliwkami. Dla mnie zupełna nowość, bo knedle były u mnie od zawsze ziemniaczane, a „po czesku” z bułek. A chała. Haneczka robi z samego nieomalże twarogu z dodatkiem jaja, kaszki manny , mąki pszennej. Sprawozdam po obiedzie, ale to może być bardzo interesujące
Alicjo,
Ja też wiele słyszałem i czytałem na temat tego, w jaki sposób myśliwi prowadzą gospodarkę łowiecką i wg mnie ma to głęboki sens i jest racjonalne. To właśnie myśliwi odtworzyli m.in populację żubra w Polsce po wojnie, teraz podobny program jast wdrożony dla głuszca.
Nie są w tym bezinteresowni („kto hoduje ten poluje”) ale przynajmniej zasady są jasne.
Żeby obrazek nie był zbyt cukierkowy, do kłusowników należy niestety dodać „czarne owce” wśród myśliwych, bo i takowe się zdarzają.
Knedle ze sliwkami w środku 🙂 Coś pysznego !!!! Ze smietaną, cukrem i cynamonem (mniam , mniam). Smacznego 🙂
Panie Lulku,
Zazdroszczę Panu lektury etykiety na butelce. Pocieszam się, że za chwilę wychodzę z pracy i już niedługo będę mógł iść w Pana ślady.
Jest jeszcze jeden powód do wyjścia – nad Starówką (i nad moim biurem)latają właśnie samoloty trenujące do jutrzejszej defilady. Boję się, żeby mi jakiś F-16 nie spadł na głowę.
Polowanie kojarzy mi się z :
1 mój stryj- myśliwy i wspaniałe dania z dziczyzny jego produkcji
2 moja mama kląca jak szewc przy zapchlonych kuropatwach, które mój tata przyniósł do domu z polowania
3 niedawne polowanie na łosia, które obejrzała cała Polska…
Dla poprawienia nastroju- dowcip Krzysztofa Dałkszewicza, zaprezentowany przed chwilą w radiowej jedynce- też o jedzeniu 😉
Pewien zakonnik pojechał w dalekie kraje nawracać ludożerców. Po jakimś czasie kontaktuje się z nim jego przełożony i pyta co słychać, jak sobie daje radę.
– Ojcze przełożony, ciężko z tymi ludożercami, ale widać już jakieś postępy!
-Postępy? A jakie?
-W piątki na przykład jadają już tylko rybaków….
A zeby Was wszystkich z tym mysliwstwem.
Jest miejscowosc na pólnocy Polski która nazywa sie Miastko. Sytuowalem tam filie zamiejscowa. Bylem prominentem w tym miescie. Przyjezdzalem z kasa. Nie moja, tylko panstwowa. Lenistwo nie pozwalalo mi czesto bywac w terenie. Ale bywalem. Zeby nadac znaczenie inicjatywie bawilem u miejscowej prominencji. Kiedys szef, czyli Dyrektor Generalny Samodzielnego Oddzialu Zamiejscvowego, mial tytul o klase wyzsza anizeli ja ale to byl wymóg miejscowych warunków, zapalony mysliwy, zaprosil mnie na wspólny spacer po okolicznych lasach. Wtedy jeszcze bylem w stanie chodzic o wlasnych silach. Najchetniej chodzilem zreszta do kasy. Poszlismy na ten spacer a on zabral ze soba dwururke. Normalnie jak to mysliwy. Po kilku kilometrowej wlóczedze natura mojego partnera dala znac o sobie. Krótko mówiac musial pójsc pod krzaczek. Dostalem do potrzymania te dwururke i poszedlem dalej, zeby nie przeszkadzac partnerowi w waznych czynnosciach. Nagle cos wieliego zagrzechotalo i w moim kieruku ruszyl zwierz dziki i okrutny. Nigdy w zyciu nie polowalem. Jedyna moja umiejetnosc, to bylo poslugiwanie sie Kalasznikowem wzoru AK-47. Sam nie wiem co sie dalej dzialo. Jak w Panu Tadeuszu, ksiadz Robak, podnioslem bron i walnalem z obydwu rur. Ucichlo w lesie a mój partner biegl podciagajac w biegu dolna czesc garderoby. Przed nami lezal dzik. Podobno olbrzymi odyniec. Mój towarzysz przechadzki dokonal ogledzin i gwizdnal z podziwu. Nie wiedzialem z poczatku o co chodzi. okazalo sie, ze trafilem w obydwa slipia. Dlatego padl na miejscu. Czy tak bylo napewno nie wiem. Podwoda sciagnela trofeum do mieszkania partnera. Wtedy nie rozliczano ani sztuk, a tym bardziej ludzi. W prezencie otrzymalem potem wyprawiona skóre oraz pieknie uwedzona szynke z zalecenie aby nie wspominac o incydencie. Zjadalem, nie wspominalem. Skóra jest do dzisiaj w Gdansku jako dowód przestepstwa w obronie wlasnej.
Rózne oblicza posiada gospodarka lowiecka
Pan Lulek
Pyra tu –
knedle serowe zjadłam, żyję i chyba przetrwam doświadczenie z niejakim zadowoleniem. Otóż ciasto serowe ma następujące zalety: nie rozmięka czekając na swoją porę w garnku, jest elastyczne, łatwe do formowania, łatwo się zlepia i jest dobrej konsystencji po ugotowaniu – ani za twarde, ani rozłażące się. Rozczarowaniem jest smak – nie smakuje serem. Zupełnie.
Ja po prostu kiedyś przez tego Lulka pęknę ze śmiechu 😆
Wiesz, Bobik, to ty moze lepiej juz rymuj. Co masz o myslistwie pisac, to lepiej rymuj…
A swiadkowal PanaLulianowej przygodzie sam Karol Radziwill „Panie Kochanku”.
A Ty, Bob, to rymuj. Rymuj o czym chcesz ale powazne sprawy zostaw na boku. Sorry ale wiesz – !”?$% 🙁
Pani Kierowniczko, lepiej nie! Pan Lulek jeszcze gotów rozwiesić gdzieś Pani skórę jako kolejne trofeum. 😯
O szynce z grzeczności nie wspomnę. 😆
Iżyku, nic nie wiem 😯
„W cieniu szatkownicy czyli tajemnice lochu pod chójką”
Na tytuł następnego rozdziału proponuję „Szaszłyk z Kartofla czyli gruzińskie zaloty”
Bobik pisze:
2008-08-14 o godz. 11:37
„Ja jestem za strzelaniem do myśliwych” itp, co potem zes raz jeszcze powtorzyl.
Ty, Bobas, myslisz, das (z innym „es”) majne dojcze jegerfronden ciebie nie znajdo??!! Naprawde tak, Bobalu jeden, myslisz se?? (i tu wysylam ci te diabelná gébé, co nie umiem).
Bym napisal o mysliwskiej kuchni walonów, ale mjé Bobik wybi by z rytmu i rymu, a jeszcze, ze Oni (tj. Walloni) game and venison znajá tylko z ksiázek i telewizji. Ot, czasem moze Walon upoluje se kawalek owieczki, ale polowanie odbywa sié za pomocá karty platniczej, a owieczka jest w kawalikach. Ciekawa rzecz, ze wallonia choc z owieczczyzny slynie, to walów swych nie owieczkami, a owsem tfu! – owsianká mialo byc, tfu, cholera,tfu!!! – poryczem nie owisianká! Poryczem karmi! Wal nie zna wlasnej owieczki, bo jest nawet dla niego za droga. Wal, proszé smakoszy, jada owieczké z nowej zelandii. Proponowalem nawet by z tego powodu zamiast New Zealand zaczeli na dostawcé mowic „New Zealamb”, ale spojrzeli tak jakos… Chyba to ta lekka ociéalosc od porycz.
Bobby. Jak nie odszczekasz… A juz cié mialem tak troché polubic.
Nemo – bez makabreski proszę bo jeszcze uniesieni romantyczną przygodą bajcy zechcą powąchać rozkwitłych róż Batumi. I dopiero będą mieli ropy do pilnowania (o rurociągach już nie mówiąc).
Tu Pyra (wyżej też. Gospodarstwo pojechali na DKF)
IZyku, zakało męskiego rodu!!! Cóż Ty sobie myślisz? Wcale się nie odzywasz, a gdzie rapsodia rzewna na rzecz sarniny dojrzałej ? Gdzie łosia szynka wędzona? Gdzie rolady z jelenia z borowikami? Gdzie zacny pasztet z szaraka w cieście wypieczony? Zupełnie się Waść zaniedbałeś. Do kąta i na grochu klęczeć (surowym, niemoczonym oczywiście)
MAdame. Jak ja tésknié…
Pamiétasz tekie, ze ” klezmer kazal mi grac takie rzeczy ze jeszcze m wstyd…” A tu gospodarz z mysliwiectwem podjezdza, a tu Bob (to samica), co na polowaniu w rzyciu nie byl, na mysliwych burczy…
A tu… Buro… Ponuro… Brzydko… Naprawdé – nie wierzcie helenie! Caly ten kraj to Jedna Wielka Brzytania!!!
P.S. Owszek, káty znajá, ale groch… Samomarszczácy, rozgniotliwy i róznokolorowy, choc wszystkie sá pochodná zieleni. Na grochu kléczec, to nawet nie przetlumaczysz, bo ich suchy po 3 minutach sié rozplywa! Tu nawet ukarac XIXwiecznie nie mozna.
Well… i niech mnie Cannada to „rzycie” daruje, co razi dopiero, jak juz cofnác nie mozna.
Od właścicieli latających kundelków gorsi są właściciele kundelków przywiązanych do budy grubym i krótkim łańcuchem, bez wody i żarcia, ale za to w pełnym słońcu.
Sklęłam Cię, Iżyku, bo sklęłam – ale tęsknię (i nie ja jedna) do Twoich opowiastek spod Piszu, rybnych, grzybnych i leśnych w ogóle. Nic to – mija pół roku, minie i drugie pół. A gdzieżeś ty Iżykowica, carewica podział? W przechowalni zostawiłeś? A Twoje Kierownictwo też takie smętno-dumkowate?
*W cieniu szatkownicy czyli tajemnice lochu pod chójką* – mnie się to podoba, kto za? Ostatecznie chójka tutaj wyrosła 😉
A Epilog Szczepka zmienię na Prolog.
Przystępuję do roboty, a Wy przedyskutujcie ten tytuł – wiadomo, tytuł rzecz ważna!
Iżyk, usiądz na rzyci i opowiadaj, co z tymi walonkami 😉
HM… Jednak zastanówmy się nad tym tytułem – powinien on być w miarę krótki, bo wtedy sznureczek się ciągnie a ciągnie. Poza tym w tytule nie mogę zastosować znaków diakrytycznych, bo mój filerunner, w którym tu wszystko przestawiam i rozstawiam, nie akceptuje polskich diakrytyków, szwed jeden 🙁
Iżyku, jeżeli Twoi niemieckomyśliwscy przyjaciele mają zamiar biednemu psu (to ja!) zrobić krzywdę, to znaczy, że wszystko co o nich napisałem jest prawdą i logika oraz uczciwość nie pozwolą mi niczego odszczekiwać. 🙁
A jeżeli nie mają zamiaru robić mi krzywdy, to po co będę odszczekiwał? 😀
Alicjo !
Daj tytul prosty, jasny niedorzeczny.
„CHOJAK”
Bedzie zaskok wsród recenzentów. Zachodzic beda w glowe skad sie to wzielo. Poza tym rozpisz sprzedaz wysylkowa za zoliczeniem pocztowym. Dla okraglosci proponuje setke. Kazdy w swojej walucie.
Pan Lulek
A ja proponuję : Warzywna rota.
patriotycznie
historycznie
wegetariańsko
kulinarnie
muzycznie, nawet podwójnie – taki ukłon w stronę Pani Sąsiadki
bandycko i
militarnie toże niemnożko.
Tylko mało śmiesznie.
A Szczypior w technikum to był pewnie prymusem z polskiego.
Na blogu wypadł jak chiński sportowiec, pierwszy start i pierwsze w powieści miejsce!!
A może był na dopingu?
Przed laty znajomy kelner z „Baszty” opowiadał mi, że przyglądał się bacznie wchodzącym. Jak widział, że para się nie zna, to po zamówieniu dzika przynosił wołowinę zrobioną na dziko. No bo skąd my biedni możemy wiedzieć, czy ten pasztet jest na pewno z zająca? A może z dzikiego królika?
Na razie zostaniemy przy starym tytule, bo ja wcześniej podałam Gospodarzowi sznureczek do powieści i nagle mi przyszło do głowy, że przecież jak zmienię, to mu się nie rozsupła sznurek.
Wyłapałam jeszcze kilka literó?wek i brak diakrytyków, chyba wszystkie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Teraz czekajmy na recenzję 😯
Hej, komu brak nakryć stołowych? Ponoć będzie tarcza, może się przyda na półmisek? Nie pójdę w marszu protestacyjnym, nie będę nosiła ulotek ani budowała barykad – nie wierzę w skuteczność. Ludzie! Nikt się z nami nie liczy – nie z Polakami. Z ludźmi, którzy giną w zabawach dużych chłopców.
vitajcie! byłam zajęta bardzo i nie przyłożyłam sie do powieści. Jednak co firma to firma, udało się dokończyć jak widzę. Nie przepadam za cebulą choć ten onion to poczciwina – warzywo. Generalnie wolę mlody szczypior . Co młode to młode jak doda elektoda. pozdrawiam !!! Do P.Adam…. myśliwi są w mojej rodzinie i nawet polują. To bardzo smutne, że wybrał Pan dziczyznę zamiast niewinnie po prostu gonić króliczka.
Haneczko,
Stojąc na skraju przepaści dokonaliśmy dużego kroku naprzód i po raz kolejny wbrew wszelkiej logice znaleźliśmy przyjaciela bardzo daleko a wroga bardzo blisko
Haneczko, wez sie w garsc. Tarcza przeciwrakietowa jest potrzebna zarowno swiatu jak i Polsce. Polska ne jest samotna wyspa w swiecie. Uspokoj sie, poczytaj wiecej na temat tarczy i co zostalo utargowane.
Nazwanie systemow bezpieczenstwa w swiecie „zabawa duzych chlopcow”, jest, najpgledniej mowiac, slabo przemyslane.
Tarcza zapobiegnie trzeciej wojnie swiatowej. A jesli ta wybuchnie, to nie mysl,ze Polska jej uniknie.
No i mamy „Przystawki po kaukasku czyli placek kartoflany na tarczy” 🙁
Moja telewizja doniosła właśnie o sojuszu PL/USA i budowie elementów Tarczy 😯 Innych wiadomości jeszcze nie znam, bo byłam na grzybach i nazbierałam kurek oraz kilka ładnych borowików. Na kolację były smażone rydzyki.
Morelo,
Podobno w myślistwie jest więcej gonienia króliczka niż zabijania 😉 dziczyzna wzbudza we mnie podobne emocje co zakupione w mięsnym produkty, z tą różnicą, że dziczyzna gatunkowo jest znacznie lepsza.
Wpis o szynce parmeńskiej też przecież jest smutny, te biedne prosiaczki 😉
Też jestem wstrętnym obłudnikiem, jak Pan Piotr 😉
Dobre mięso nie jest złe. Mięsożerna specjalnie nie jestem (bardziej rybo-żerna), ale u Tereski nie pogardzę, czym mnie tam poczęstują. Nie wiem, czy w tym roku będą cokolwiek mieli, bo dzielny myśliwy od pół roku kontuzjowany, skomplikowanie złamał obojczyk i coś tam jeszcze i dopiero niedawno powrócił do domu po długiej rekonwalescencji w jakimś ośrodku dla połamańców. Tak więc nie polował. Chyba, że jakiś kolega poratuje…
Niech żyje tarcza. Nareszcie!
Alicjo,
Na szczęście dziczyznę można też zjeść w jakiejś knajpce, chociaż oczywiście nie ma to jak home-made.
Ja właśnie skończyłem zabawę z robieniem wina z jeżyn. Już nawet umyłem kuchnię i przestałem się kleić do podłogi 😉 Najgorsze było wyciskanie soku, co prawda przez specjalny filtr woreczkowy, ale niestety ręcznie. Po wyciśnięciu ok. 30 litrów czuję się jak przeciągnięty przez wyżymaczkę 😉 W nagrodę naleję sobie żołądkowej i mleka.
Helenko – nadal Haneczka dostała po mordzie za mnie – Pyrę (po raz n-ty) Bo ja zapominam się dopisać do jej nicku. To mnie rozbawiła tarcza , którą wykłuwamy oczy Miedwiediewowi w retorsji za Gruzję. Nie chcę specjalnie gdybać, ale pewnie i tak jej nie będzie. Bush odnotuje sukceas, rząd RP odnotuje sukces, demokraci nie dadzą kasy, Berlin się skrzywi, Moskwa się wypnie i tyle tego będzie.
Pyskowała Pyra w kiecce Haneczki, ale i ona myśli podobnie w tej sprawie.
Wlasnie uslyszane w telewizji. Jakis sportowiec opowiada, ze jego piecioletnia coreczka rano przy sniadaniu pyta nagle: Tatusiu, co jest najlepsza rzecza na swiecie?
Tatus sie caly spreza i zapewnia corke ,ze ona wlasnie jest najlepsza rzecza , ktora mu sie przydarzyla kiedykolwiek.
Dziewczynka sie zamysla na chwile i oznajmia: A dla mnie najlepsza rzecza na swiecie sa kielbaski.
🙂 🙂 🙂
Nie podzielam entuzjazmu. Jestem zdeklarowaną pacyfistką.
Dlatego Alu, powinnas sie cieszyc, ze tarcza zapobiegnie wojnie. Czy jest ktos wsrod nas ZA wojna?
To mi przypomina jedna bliska kolezanke, ktora zadzwonila do mnie aby powiedziec, ze nie przujdzie na pogrzeb mojego Ojca, „bo nie lubi pogrzebow”.
No masz… Julia szpionem?! 😯
http://www.cnn.com/2008/US/08/14/spies.revealed.ap/index.html?iref=newssearch
Nie Heleno, nie cieszę się. Wolałabym współpracę, rozmowy i rozbrojenia, masywne rozbrojenia.
Jestem pacyfistką i *nikt mi nie przetłumaczy* (cp.ASzysz), że trzymanie kogoś na muszce nastawi go do mnie przyjaznie.
Zaznaczam, ze znam wszystkie argumenty tych, co za tarczą i zbrojeniami. Nie zmieniam zdania.
Ja tez wolalabym rozmawiac z Korea Polnocna i Iranem i wspolpracowac na niwie pokojowej koegzystencji. Podobnie jak chetnie widzialabym Europe w latach trzydziestych pokojowa rozwiazujaca konflikty z Hitlerem, Mussolinim Franco.
Wolalabym tez zeby Polska byla w 1939 roku przygotowana do wojny, gdyby rozmowy z Hitlerem nie doprowadzily do pokoju w Europie. Niestety nie byla, jesli dobrze pamietam..
Maz Julii byl agentem w czasie wojny i chyba zaraz po wojnie w Paryzu. Ona o tym nieraz wspominala. Mogla tez wykonywac jakies zadania, bless her soul.
Jeżeie być szpionem, to tylko angielskim. Oni są wsyscy tacy intelligentni… 🙂
Jak byłem mniejszy, bardzo chciałem zostać agentem JKMości i nawet zacząłem trenować picie martini w ramach nabywania niezbędnych umiejętności. Niestety, na tym moja przygoda ze szpiegostwem się skończyła. 🙁
Shaken or steered ? 😉
A Julia była – wczoraj CIA ogłosiło oficjalną listę, dotychczas utajnioną i ci szpiedzy byli zobowiązani o tym nie mówić.
„National Archives released declassified personnel records from the old Office of Strategic Services, the CIA’s predecessor.
The names include Julia Child, who would later become a famous chef. Child was stationed in Sri Lanka and China as a researcher for the head of the OSS, Gen. William Donovan.”
Na Cejlonach wysiadywała, herbatkę popijała 😯
A gdzie nasze Gospodarstwo?!
Dzień bardzo wczesne dobry!
Martini wyłącznie bełtane ogonem. O innym w ogóle nie warto mówić 😀
Gospodarze mieli byc juz wczoraj.
Chyba u licha niw wcial ich ten WP albo ObL
Powolutku w nerwach
Pan Lulek
Może dajmy im odespać? 😉
tarczy stanowcze:
buuuuuuuuuuuu
buuuuuuuuuuuuu
buuuuuuuuuuuuuu
buuuuuuuuuuuuuuu
buuuuuuuuuuuuuuuu
Dołączam do Alicji i Arkadiusa (i zapewne wielu innych na tym blogu), a Helenie i Torlinowi polecam blog Passenta, a w nim wpisy sogni d’oro 21:22 i Falicza (tak tak!) z 6:40
Smutne i przygnębiające perspektywy przed Polską, a ja mam tam rodzinę i przyjaciół 🙁
Smażone RYDZYKI u Nemo! Mało nie padłam ze śmiechu 😆
Stirred.
Falicza?! Jaka jeszcze totrure wymysli dla mnie dr Nemo?
Tu Pyra
No, Marialko – ja też lubię smażone, chociaż może lepiej zabrzmiało by „bite rydzyki robaczywki”
Buro, szaro, chłodno i ponuro, a mieliśmy pojechać do lasu. Bo, rozumiecie, ta wieś, w której mieszka Haneczka leży nad jeziorem i pod lasem i oni zanim się tu pobudowali, jeździli tu na grzyby i kąpiele. Tyle, że ja nie dojdę ani nad wodę, ani do lasu i mieliśmy pojechać. Pogoda spłatała figla. Może się potem wypogodzi, albo chociaż przestanie zacinać deszczem. Jutro wieczorem wracam do domu i następnym moim szaleństwem będzie Zjazd. Co tu dużo mówić – już jestem na Zjeździe duszą, sercem i umysłem.
A pp Adamczewscy dzisiaj pewnie z wolna przechodzą adaptację i najwcześniej jutro doczekamy się sprawozdania.
Danke (stirred). Poza tym – bełtane ogonem 😉
Idę dospać.
Marialko, 😉
Heleno,
kiedy ktoś demagogicznie pyta, czy jestem ZA wojną, to ja polecam mu Falicza 😉
W czasie agresji na Irak pod pozorem posiadania przez ten kraj broni masowego rażenia, odbyłam długie dyskusje z przyjacielem, polskim korespondentem różnych zachodnich stacji na ten temat. Nie mogę dotąd pojąć, jak ten wykształcony i inteligentny człowiek mógł wówczas w to wszystko uwierzyć 😯 Czy wszyscy dysydenci tak mają?
Cały obszerny wywód w tej sprawie dałem u Redaktora Szostkiewicza, nie bardzo chcę się powtarzać, jak już się ukaże, to dam link.
Arkadiusie!
A ja dla tarczy
Yes, yes, yes
Yes, yes, yes
Yes, yes, yes
Yes, yes, yes
Yes, yes, yes.
Mówcie sobie co chcecie ale na swiecie porzadek musi byc. Ordnung muss sein. Szkoda, ze Dorota z sasiedztwa gdzies sie zawieruszyla. Zdaje sobie sprawe, ze ten rodzaj muzyki to nie dla Jej wyrafinowanych uszu. Graja na pieciolinii ani na 12 liniach o juz zupelnie nie w atonalny sposób. Rzecz chodzi bowiem o Mistrzostwa Swiata. Wydawaloby sie, ze wystarczy Olimpiada. Zbyt malo, jeszcze potrzeba mistrzostw swiata. W Dolnej Austrii po pólnocnej stronie Dunaju znajduje sie zamek Graffeneg. Zbudowany z czyjejs fantazji nie tak dawno ale zabytek. Po wojnie byla tam komendantura Armii wyzwolenczej. Opuszczali ten zamek wyzwoliciele niechetnie po roku 1955. Przyczyna byly winne pola ciagnace sie az po horyzont. Jedne z najlepszych na swiecie win zarówno w kategorii bialych jak i czerwonych. Jednym z najlepszych, znanych, winiarzy jest Anton Bauer junior. Byl kiedys tak zwanym Kellermeister w klasztorze, którego nazwy ze zrozumialych wzgledów nie wymienie.
W tymze zatem zamku rozpoczely sie dzisiaj Mistrzostwa Swiata policyjnej muzyki. Grana przez policjantów dla wlasnych celów oraz dla szerokich kregów publicznosci. Wystepowac beda policyjne kapele z wielu krajów no i oczywiscie kontynentów. Radio miejscowe sprawozdaje dzwiekowo i wywiaduje z miejscowymi prominentami. Miejscowosc liczy lacznie 3400 mieszkanców ale niedlugo beda swiatowa potega w policyjnym muzykowaniu.
Ciekaw jestem przy okazji czy uprawiano muzyke z znanej uczelni, okreslonych formacj slusznie nieslusznych sil porzadkowych od dawna wyrzuconych do lamusa historii.
Przeciez oni palowali jak z nut wlaczajac w to sciezki zdrowia.
Pan Lulek
Nie wiem czy to czytaliście… ale nie mogłam się powstrzymać, dobry link na blogu kulinarnym, prawda? http://www.tvn24.pl/-1,1561260,0,1,sniadania-mistrzow,wiadomosc.html
Włączyłam Polonię na Wiadomości, a tam w ulewnym deszczu Prezydent chce się chwalić polskimi żołnierzami 😯 Gdzie?! Ja bym wolała by się chwalił polskim Noblem w medycynie, polskimi patentami, wynikami sportowców, Oscarem, najlepszą odmianą ziemniaka, czymkolwiek, ale nie wojskiem 😎 Kogo on chce przestraszyć, komu zaimponować?
Nemo, to nie demagogczne, tylko ironiczne, w odpowiedzi na deklaracje o pacyfizmie, ktora z kolei byla odpowiedzia na „tak” dla tarczy.
To propozycja czytania Falicza tez byla ironiczna?
Dzizaz! Zaluje, ze nie przyjedziesz na zjazd. Moglybysmy sie obwachac jak Bobik z Pickwickiem. W tym wypadku obwachiwalyby sie dwie zlosliwe malpy.
Dzizas -bis! musze chyba wstawic 🙂 🙂 🙂 , zeby znowu nie bylo…. 🙂 🙂 🙂
Nemo!
Mnie się wydaje, że mylisz pojęcia. Warszawska defilada nie jest pokazem siły, bo niby wobec kogo. Jak kiedyś powiedział mądry człowiek, Polska w ogóle nie potrzebuje armii, bo spośród naszych sąsiadów z Rosją i Niemcami i tak nie wygra, a z resztą sobie policja poradzi. Ludzie ubóstwiają defilady wojskowe, pamiętam rok 1966 ze wspaniałą defiladą historyczną, w naszej mają maszerować i Ukraińcy i Francuzi. Może po pewnym czasie będzie to taka międzynarodowa defilada?
Marialko – tu Pyra
Mnie się robi niewyraźnie na żołądku kiedy czytam opis jedzenia Mistrza. Większości tych potraw chyba nawet nie lubię o ilości nie wspominając. Jak ten pan będzie wyglądał kiedy skończy karierę?
Torlinie,
ja, zapewne w przeciwieństwie do Ciebie, wysłuchałam przemówienia Prezydenta. Tu nie chodziło o defiladę, ale o słowa, że na armii nie wolno oszczędzać i że on do tego nie dopuści 😯 I że chwali się i chce się chwalić polskim wojskiem 😯
Z jadłospisu Phelpsa zjadłabym french toasts 😉
Torlinie,
nie traktuj mnie jak idiotki, co myli pojęcia 😉 Kaczyński mierzy siłę kraju siłą armii, i to mnie przygnębia 🙁
A przed chwilą komentator z Jasnej Góry powiedział, że dziś jest święto Matki Boskiej ZIELONEJ 😆
Ciekawe ze w tym artylule o sniadaniu mistrza wyrazenie „przecietny czlowiek” uzywane jest wylacznie jako synonim „przecietnego mezczyzny” – co czeste i wielce dla mnei irytujace w polskiej publicystyce. Oczywiscie przecietny czlowiek plci zenskiej absolutnie nie potrzebuje 2 tysiecy kalorii, chyba, ze jest wielkoludem albo atleta. POtrzebuje srednio 1600 kalorii, czyli o jedno przecietne sniadanie mniej.
Nemo, czy naprawde oczekujesz, ze Kaczynski bedzie mierzyl sile kraju liczba obronionych doktoratow, zdobytych nagrod Nobla czy iloscia cnot obywatelskich? Moca jego glosu na arenie miedzynarodowej i szacunkiem dla jego demokracji? Oczywisce, ze bedzie to wymierzal wielkoscia armii. I moim zdaiem powinnas dziekowac losowi, ze nie np dlugoscia fiuta przecietnego Polaka.
Pyra – dla nas
” Pierwsza wojna, myślisz : Ech, to już tyle lat…
Druga wojna – jeszcze dziś winnych szuka świat,
a tej trzeciej co chce, przeciąć nasze dni
winien będziesz Ty, winien będziesz Ty!”
(Bułat Okudżawa, tłum. Osiecka
Heleno,
mierzenie długością fiuta byłoby równie imponujące, a o ileż tańsze 😉
To piekna piosenka, ale nie o wojnie. A raczej nie o wojnie z uzyciem broni .O poznej, trudnej milosci. I brzmi ona w oryginale tak:
Pierwsza milosc – serce spala ogniem,
Druga milosc – lgnie do pierwszej milosci ( w sensie jest podobna do pierwszej),
Trzecia milosc – klucz drzy w zamku, w reku (wynosisz) walizke.
A jak pierwsza wojna – niczyja to wina,
a jak druga wojna – wina czyjas tam,
A jak trzecia wojna – wylacznie moja wina, wszyscy to widza ( kazdy moze to zobaczyc).
A pierwsze klamstwo – jak zamglony poranek,
Drugie klamstwo – zachwialo sie jak pijany,
Trzecie zas klamstwo – czarniejsze od nocy, okrutniejsze od wojen.
(A kak pierwaja lubow’ – ona sierce zzot,
A wtoraja luiow’ – ona k pierwoj lniot.
A kak trietja lubow’ – klucz drozzyt w zamkie,
klucz drozzyt w zamkie ,
czemodan w rukie…
A kak pierwoja wojna – to niczja wina,
A wtoraja wojna czja nibud’ wina,
A kak trietia wojna – lisz moja wina,
A moja wina ona wsiem widna.
A kak trietij obman – na zarie tuman,
A wtoroj obman – zakaczalsia pjan,
A kak trietij obman – on noczi czerniej,
On noczi czerniej,
On wojny straszniej…)
W Warszawie defilada tekturowych wozów pancernych i sześciu husarzy z trzema parami skrzydeł – każdy po jednym, ze smętnie zwisającymi piórami 🙁 No, ale przynajmniej już nie pada 😉
Nie wiem, czy w tym bagnie, w które pcha się Polska zdolność Hummerów do brodzenia do głębokości 76 cm będzie wystarczająca 🙁
Alla byla moja kolezanka z sali dyplomowej w ?wczesnym Leningradzie. Mielismy obydwoje tak zwane tajne tematy. Dlaszego tajne ani ja ani ona nie mielismy pojecia. Potem troche sie domyslilem dlaczego bylem taki tajny. Plotkowalismy nad deskami kreslarskimi i gadalismy o naszych tajnosciach. Alla byla córka jednego z naszych docentów. On byl cholernie tajny i pewnie zalapala sie na to jego córka. Kiedys w stolówce zapoznala mnie ze wspanialym czupiradlem. Czupiradlo znalem wczesniej, bo trenowalismy gimnastyke przyrzadowa na tej samej sali, tyle ze w róznych katach. Okazalo sie, ze ona jest rodzona siostra Ally. Calkowite niepodobienstwo, chociaz podobno od tych samych rodziców. Otrzymalem zaproszenia na piatkowa herbatke. Mama dziewczyn urzadzala co piatek herbatka na która byli zapraszani koledza i kolezanki dziewczym. Byla studentka w instytucie strowania rakietami. Byla taka uczelnia. Potwornia tajna. Tak tajna, ze nawet nie wolno bylo studiujacym mówic czego sie ucza. Moze ktos to i przestrzegal ale nie ten piegowaty, chudy rudzielec. Byla na ostatnim roku i mówila, ze ani chybi czeka ja Sybir jako miejsce pracy. Bylo jej wszystko jedno. Brala juz rózne nagrody za rózne pomysly. Mialem szczescie, ze mnie do niej nie dopisali i nie poslali na wspólne miejsce pracy. Opowiadala kiedys o takim fenomenie, ze jesli rakieta zboczy z toru, to prawie napewno wróci na miejsce z którego byla odpalona. Wykonuje jakas podwójny petle i trafia w wyrzutnie. Dlatego rakiety te nalezy eksplodowac w powietrzy. Tlumaczyla to w matematyczny sposób a ja bylem jedynym sluchaczem, który udawal,ze cos z tego rozumie. Juz wtedy, a byly to lata piecdziesiate dyskutowano o przechwytywania rakiet balistycznych. Cos jak tarcza antyrakietowa. Zapamietalem z tego, ze przeciwrakiety mozna wystrzeliwac na przyklad z pokladu okretów a nawet spod wody.
Ja nie jestem specjalista od uzbrojenia tylko w naiwnosci zastanawiam sie dlaczego ulokowano te tarcze na ladzie. Tym bardziej, ze od pewnego czasu ziemia sie kreci. Chyba, ze znowu zrobila sie plaska i stoi w miejscu.
Ktos tam w Finlandii kiedys powiedzial
Nie szukajmy przyjaciól daleko a wrogów blisko.
Pan Lulek
Nemo, nigdy Cię nie uważałem za idiotkę. Co innego przemówienie Prezydenta (jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?), a co innego defilada. Francuzi też robią i nie jest to nic nadzwyczajnego. A każde państwo chce mieć silne i sprawne wojsko. Co w tym złego? Oczywiście można być pacyfistką, krzyczeć „Rozpuśćmy wszystkie armie, niech żyje powszechna miłość”, tylko czy to jest realne? Ja też mogę pokrzyczeć: „Niech wszyscy mają mnóstwo pieniędzy”. Tyle mojego.
A w sprawie Święta to jasnogórcom się nie dziwię, dla nich jest dzisiaj Matki Boskiej Zielnej, 15 sierpnia to ja nie mam pretensji, największe mam 3 i 1 Maja
Torlinie,
można być również pacyfistą, nie tylko pacyfistką 😉
Komentarz z Jasnej Góry wygłosił komentator telewizyjny, a nie jakiś paulin. Obawiam się, że kolejny raz nie zrozumiałeś, co mam na myśli 🙁
Defilady wojskowe, to specjalność mocarstw militarnych (we własnym mniemaniu) i skierowane są czasem do świata, a czasem do własnego narodu, by zobaczył, dlaczego nie ma pieniędzy na służbę zdrowia, edukację, oczyszczalnie ścieków i autostrady 🙁 No, nie ma, ale za to jakie ładne koniki, i szable błyszczące, i epolety 😎
Nie gniewajcie się, ale chyba część z was pozostaje w jakiejś dziwnej traumie, jeśli chodzi o naszego nieszczęsnego prezydenta.Odpowiada za wszystko co nie pasuje na niebie, ziemi i gdzie tylko. 😆 Słuchajcie, chyba nawet największe umysły tego świata nie miały takiego wpływu i zdolności jak L.Kaczyński 🙂 .Zacznę go chyba bardziej lubić jako szczególnie uciśnionego. Nie mamy szczęścia do prezydentów i już. Lepszy był Kwaśniewski z syndromem filipińskim, albo Wałęsa i jego „kawą na stół”? Tak u nas wygląda życie polityczne i cóż począć?
Jako córka wojskowego mam słabość do defilad . Ta warszawska robi się po mału międzynarodowa.Przyjmował ja nie tylko nieszczęsny Kaczyński, ale i Klich, czy Sikorski. Obu ostatnim buzie bardzo się śmiały więc chyba nie cierpieli z powodu głupich wymysłów prezydenta 😉 Nie bez wzruszenia przyjęłam obecność oddziału z mojego rodzinnego Hrubieszowa. Dziś przed telewizorem, ale rok temu- byłam w Warszawie. Komiczna część obchodów była gdy tłumy waliły Nowym Światem z uroczystości pod Grobem Nieznanego Żołnierza na pozycje umożliwiające obejrzenie defilady. Był straszny upał i niesamowity ścisk. Zwłaszcza na wiadukcie niedaleko Łazienek.Mężczyźni stawali na barierkach tego wiaduktu 😯
W pewnym momencie sie wystraszyłam ,ze tłumy mogą rozdzielić mnie z córką i dałam sobie spokój.Nigdy w życiu nie widziałam takiego zgiełku! No chyba , że w osiedlowym samie, gdy” rzucili „np. smalec, ale to było prawie trzydzieści lat temu 😎
Malgosiu, masz racje. To co czuje patrzac na Kaczynskiego to jest trauma. Poczucie, ze POlsce demokracja nie do konca wyszla, choc wydawalo se kiedys, ze wszyscy jej tak pragneli. Nie wszyscy. Nie ten czlowiek, ktory bedac prezydentem stolicy zakazywal wesolych pokojowych demonstracji, ale pozwalal demonstroac grupce faszystow. I niewielu ludzi na to reagowalo. Wole pijanego Kwasniewskiego niz kogos, kto wyciaga mape hitlerowskich Niemiec i daje do zrozumienia, ze nic sie w Nieczech nie zmienilo. Wole gburowatego (ale uczacego sie na bledach) Walese, niz kogos kto po przegranych wyborach swego brata, idzie na chojke i nie jest w stanie wydusic z siebie slowa Gratuluje Kto w pierwszych slowach po przegranych wyborach swego brata mowi slowa podle i nikczemne pod adresem politycznych oponentow.. Kogo nie stac na odznaczenie orderem jednego z ojcow polskiej pokojowej rewolucji. Kto jest posmiewiskiem w swiecie. Kto cynicznie urzadza sobie wiec przedwyborczy w miejscu, gdzie trwa prawdziwa wojna i leje sie krew setek, a moze tysiecy ludzi.
Mam czasami poczucie kompletnej kleski, choc oczywiscie kleska ta nie jest kompletna i mozemy np bezkarnie krytykowac to co sie nam nie podoba i wydawac wolne od naciskow gazety. I miec wolne wybory.
Mamy w Polsce demokracje, ale po 20 latatch od upadku komuny, nie chcialabym w niej wciaz mieszkac. Nie jest to jeszcze kraj, do ktorego bym wrocila z radoscia.
Niech prezydent bedzie pijakiem czy nieokrzesanym robotnikiem, ale niech nie bedzie szkodnikiem. Stad moja ciezka trauma zwiazana z tym rodzenstwem z piekla rodem. PIjanego moze otrzezwic, gburowatego mozna nauczyc manier, ale z tymi nic sie nie da zrobic.
Mam nadzieję, ze nikogo nie uraziłam! To po prostu taki odruch u mnie- stanąć w obronie kogoś , kogo główną winą jest to , że jest. A chyba o to chodzi- nie lubimy „Kaczorów” bo są” Kaczorami” 😉 Trzeba chyba przyjąć do wiadomości, że panowie K. nie będą robić nigdy do nas maślanych oczu i zapewniać nas o swej miłości. Mnie osobiście zresztą nie zależy na miłosci premiera, tylko na efektywności jego pracy. A z tym ostatnim jak jest to każdy wie….
Heleno,
nic dodać, nic ująć. Zgadzam się z każdym słowem. Dziękuję.
Heleno, tu prawdziwa haneczka. Ja tak jak nemo. Z każdym słowem.
Heleno,
Cóż mogę ci odpowiedzieć? Też z żalem wspominam początek lat dziewięćdziesiątych. Wtedy nawet słońce inaczej świeciło. Wielka, zaprzepaszczona szansa…..Wybór między mniejszym i większym złem jest bardzo trudny. Gafy zdażają sie wszystkim politykom, a Bush np. wybitnie z tego słynie. Prawda- od swojego chcielibyśmy wymagać, by zawsze zachowywał się jak należy. Fakt!
Osobiście jednak wolę, gdy ludzie pod wpływem alkoholu siedzą w domu, a nie- demonstrują swą niedyspozycję całemu światu. Ale to kwestia gustu oczywiście.Jeśli chodzi o Wałęsę- nie ma co tu roztrząsać.
Nieprawda, Małgosiu. Nie jesteśmy dziećmi, żeby „nie lubić Kaczorów za to, że są Kaczorami”. Nie chodzi o maślane oczy, chodzi o… tu dużo brzydkich słów, ale się powstrzymam i podpiszę się obiema ręcyma pod tym, co wyżej napisała Helena, z którą bywa, że czasem się nie zgadzam, ale tym razem – w stu procentach.
Na miłość boską!!! Nie o gafy tu chodzi!!! Tylko o stawianie pomników mordercom, o pogardę dla myślących inaczej, o hołdowanie wyłącznie brata i własnemu widzimisię i nie oglądanie się na to, czego kraj naprawdę potrzebuje!!!
A czy jest w naszym kraju choć jeden polityk patrzący dalej niż swój nos i własne interesy? 😯
W czasie kampanii Tusk pokazał, jak bliski jest mu los przeciętnego Polaka, prezentując znajomość cen ziemniaków. Chyba trudno o większą demagogię, nieprawdaż?
Z lekka zboczyłam z kulinarnego tematu 😉 . Przepraszam i lecę do kuchni rozprawić się z bakłażanem. 🙂
Znowu się zaczyna. A nie mówiłam, że poruszanie tych tematów tutaj jest niebezpieczne?
Małgosiu, argumentacja pt. a u nas biją Murzynów, nie jest argumentacją przekonującą.
A defilady i tak wszyscy lubią.
Pax hominibus bonae voluntatis!
Małgoś, uważaj z tym bakłażanem – to bułgarski specnaz z bandy Ratatuja 😉
Tymczasem ja tematy kulinarne zostawiam i idę sobie kupić torebkę, bo niedługo czegoś przyjdzie mi pilnować. Pytanie – czego w podróży pilnują panowie?
Miłego dnia wszystkim 🙂
A u mnie leje od wczorajszego wieczora i może się znowu powodzić 🙁 Poza tym zderzyły się dwa walce drogowe 😯
Torlinie, nieprawda, ja defilad nie znoszę.
Torlin, mów za siebie. Ja nie lubię defilad, zawsze zle mi się kojarzyły i tak zostanie. A teraz pomyśl, kto za to płaci. Może dlatego w Kanadzie nikt z defiladami się nie wygłupia – kasy szkoda. Co innego przeróżne parady i karnawały (np. doroczna Caribana) albo festiwale folkloru – tu organizacja należy do zainteresowanych grup. I tak powinno być.
Ja lubię tylko, jak defilują orkiestry dęte i przebierańcy 😉
Straszyc nie bede. Jak sie pojawi Gospodarz, tez nie doniose. Niech sam czyta skoro nas opuscil. W dobrej intencji oczywiscie.
Z ta Matka Boska Zielna, to chyba mialem racje.
W tym dniu najlepiej przesadzac chore rosliny
Pan Lulek
Gospodarze moi poświęcili część wolnego dnia i obwieźli Pyrę po najbliższej okolicy – ślicznej zresztą. Obejrzałam sobie ołowiano-szarą falę na jeziorze Wierzbickiem, przewiał mnie ostry wiatr „żeglarski”, podeptałam kilkadziesiąt metrów lasu, uskubałam kilka dojrzałych jeżyn. Było pięknie, ale nawet nie pachnie grzybami; ani jednego drewniaka, muchomora czy surojadki – null i zero. Mówiłam, że u nas było suchuteńko, a trochę deszczów sierpniowych, to nic i pestka
Żołnierze to mordercy.
A te wszystkie militarne defilady to o kant dupy i o…,
ale co ja tu będę klepał popatrzcie sami.
Opracowania dokonano przy współpracy francuskiego łącznika:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Poprawka/photo#s5217010869468170834
zrobiliśmy 16 kilometrów z wolnej stopy brzegiem morza. Doszliśmy do Wisełki. Tam w jednej z jadłodajni domowych wrzuciliśmy na ruszta zestaw pierwszy i jedyny. Jak dotychczas nie występują żadne sensacje. I to można nazwać wielkim sukcesem dzisiejszego dnia. A teraz czas by nadrabiać zaległości gospodarki płynnej w organizmie. Beck`s nadaje się znakomicie na realizacje tak ważnego zadania.
Aha Antku.
Te rzeźby w Pradze, to nie są takie statyczne jak się niektórym wydaje. W realu wygląda to bardziej interesująco. Zresztą sam popatrz:
http://www.youtube.com/watch?v=29-IbY85cZk
😀
haneczko czyli Pyrowa gospodyni !
Nie w celach reklamowych. Daleki jestem od tego. Poinformuj mnie prywatnie, inni tez moga czytac, czy u Ciebie moznaby zalapac sie na cos w rodzaju urlopu w siodle.
Przed wielu laty na szarach PTWK na Sluzewcu byla szkola podstawowa nr. 142. Wyjasniam zaintertesowanym skrót. Panstwowe Tory Wyscigów Konnych. Po Powstaniu nie bylo szkól i ktos wpadl na pomysl, zeby w mieszkaniach poleglych w powstaniu mieszkanców zarganizowac szkole podstawowa. Bylo troche dzieciaków a rekrutacja odbywala sie poprzez rozmowe z rodzicami i uczniami. Pytano, czy kandydat rozróznia litery i cyfry i jaki ma caloksztalt rozwojowy. Na tej podstawie trafilem od razu do drugiej klasy. Nie umiem zajac stosunku co do poziomu nauczania, faktem jest, ze w gimnazjum, w pierwszej klasie, mialem material w malym palcu. To bylo katastrofa bo od tej pory cale zycie przetrwalem w slusznym poczuciu wyzszosci w stosunku do otoczenia.
Z okna naszej klasy widac bylo tor treningowy gdzie biegaly konie, skakaly przez przeszkody, spadali z koni nasi starsi koledzy. Bywalo, ze musieli oni biegac w kozuchach dookola tego toru zeby zrobic wage. Wtedy nie bylo jeszcze tych nowoczesnych narzedzi tortur. Jesli ktos byl zbyt lekki musial dobierac do siodla handicap. Bylo to jedno z pierwszych zagranicznych slów które przyjalem do mojego slownika.
Marzeniem kazdego z nas bylo zostac dzokejem. Tak jak starsi koledzy. Te miejsca byly jednak zarezerwowane dla czlonków znanych rodzin. Tlumaczono mi, ze nie nadaje sie bo jestem zbyt maly i krótki. Stawalem na palcach, jadlem ile wlezie ale nie chcialem urosnac. Tym sposobem, zamiast zostac Mistrzem Europa, zarabiac, ówczesne krocie i rwac dziewczyny na peczki, zmuszony bylem pójsc do gimnazjum. Potem zapomnialem o dzieciecych marzeniach. Przyszly inne, mlodziencze. Dziewczyny tez byly jakby bardziej wyrosniete.
Teraz w super dojrzalym wieku chcialbym spróbowac starych marzen.
Dlatego, jesli jest to mozliwe, daj generalna odpowiedz czy taki urlop jest u Ciebie mozliwy. Z wyprzedzeniem ilu lat nalezy sie meldowac. Wez jednak pod uwage, ze ja zyje juz trzy lata ponad przecietny wiek schodzenia mojego rocznika w zaswiaty.
Jesli mozesz dac pozytywna odpowiedz, zapodaj na blogowym forum a wtedy, poprzez protekcje Pyry otrzymasz mój prywatny adres mailowy i dojdziemy do nawiazania komercyjnych stosunków. Terminy, ceny, warunki platnosci, ewentuale ubezpieczenia itp.
W oczekiwaniu na odpowiedz kresle sie
Pan Lulek
Torlinie jeśli ta twoja tarcza ma tak wyglądać: 😀
http://www.stern.de/bdt/614399.html?cp=24
to ja dla takiej tarczy też
yes, yes, yes
Ja też nie znoszę defilad i nie jestem odosobniona. Co tam oglądać i podziwiać? Przyczynę popytu na agresję? W końcu do tego fachu skądś się trafia… Myślałby kto, że w życiu najważniejsza jest manifestacja siły, napinanie muskułów. Teatr dla ubogich duchem? Pieniędzy żal.
Tu Pyra
Panie Lulku – Haneczka odpowie Ci osobiście ale pytanie należało zadać raczej Starej Żabie.
Teraz opowiem Wam, co widziałam stercząc nad głową pracującej w pocie czoła Haneczki w ciągu ostatniej godziny. Otóż przygotowywała na jutro jedną ze specjalności swego domu – roladę z kurczaka, a robiła ją tak:
kurczaka umytego rozcięła wzd łuż kręgosłupa na plecach i pracowicie wytrybowała kości, starając się nie uszkodzić skóry. W całości odcięła tylko końcówki skrzydeł. Uzyskany płat mięsa poobcinała ze strzępków, scięła nieco piersi w najgrubszym miejscu – w sumie okrawków zebrało się ok 30 dkg. Płat mięsa posypała vegetą, majerankiem, curry, ziołami prowansalskimi i pieprzem z obydwu stron, zawinęła zgrabny pakiet i włożyła w miskę i do lodówki do jutra. Okrawki + 30 dkg wątroby wieprzowej (kurza się nie nadaje) przepuściła przez maszynkę osoli ła, wpypała te same przyprawy co na mięso, kilka łyżek tartej bułki, 1 jajko i posiekany pęczek zielonej pietruszki. Wymieszała starannie i też włożyła do lodówki. Jutro wyłoży nadzienie na mięso, zwinie starannie i będzie piekła w keksówce. To na obiad. Do chleba zrobiła natomiast pastę z wędzonej makreli z siekanym drobno kwaszonym ogórkiem, równie drobno siekaną małą cebulą, 1 łyżką majonezu i pieprzem. Wyszło b.smacznie.
Jak dobrze obserwować inną gosposię przy kuchni – zawsze czegoś można się nauczyć. Nawiasem mówiąc dobrze, że Haneczka jest cierpliwa, bo nie każda gapia by tolerowała
Najpierw Pan Lulek. W okolicy konie są, ale musiałabym się dowiedzieć szkółkowych szczegółów. Moja córaska jeździła wprawdzie konno, ale w Walii i w temacie koni miejscowych jestem chwilowo raczej tępa. Możliwe, że Pyra ma rację i lepsza ode mnie byłaby Stara Żaba. Co nie wyklucza przyjemności jaką byłoby dla mnie goszczenie Pana L. 🙂
Teraz Pyra. Pyra nie jest gap, tylko cenny i aktywny obserwator. Ja się przy niej uczę. Niech Pyra się proszę Pyry od siebie odczepi.
Dzień dobry wieczór.
Helena 2008-08-15 o godz. 16:09
Heleno,
wyrazy uznania za bardzo emocjonalny, ale równocześnie precyzyjny i bezbłędnie uzasadniający opis „jak ja się czuję, jak ja to widzę i odbieram”.
Popieram i dziękuję za ten wpis.
Taka pasta może być nie tylko z wędzonej makreli, ale i z sardynek w oleju – oleju nieco odlać, ale może być trochę wilgotno. Do tego drobniutko ogórek kiszony, cebula również drobniutko i ja jeszcze dodaję kilka kropel tabasco. Wymieszać – i na chleb. Bardzo dobre są też wędzone szprotki w oleju (ja kupuję te importowane z Rygi), ten sam sposób przyrządzania, zamiast tabasco można pieprzu, bez obawy, że się spieprzy, co najwyżej przepieprzy 😉
p.s.Nie kupiłam torebki – nie będę miała czego pilnować 😎
Kupiłam jeansy (ile ja się nachodziłam za normalnymi jeansami!), buty na obcasie, lekkie i sandałkowato-odkryte, przecenione z 70$ na 29$ 🙂 oraz dwie bluzki trykotowe. Zakupy to nie mój sport – wchodzę, jak się uśmiechnie to, czego potrzebuję, kupuję i wychodzę. Tylko te cholerne jeansy – kiedy wreszcie wrócimy do klasycznych?! Czy wszystkie muszą być do półdupka, że tak się wyrażę?!
Ja chcę normalne!!! Znalazłam klasycznawe, powiedzmy…
Alicjo – klasyczne portki kupisz w Polsce. Są, moja Młodsza też biodrówek nie znosi ani rozszerzanych nogawek w stylu lat 70-tych. Nawet najzgrabniejsze nogi wyglądają w nich przy chodzeniu na krzywe. Jak kto lubi modne, to niech się umartwia. Torebkę kupisz za grosze w Niemczech – teraz są przeceny na jesieni i możesz nawet kupić markową za ćwierć ceny.
rady Alicji przesłała Pyra. Znowu się nie podpisałam.
Pyro,
portki kupione, więc po zawodach – w ub. roku szukałam takich klasycznych w Polsce (Wrocław, wielkie centra) i też nie znalazłam, mam w nosie, poza tym nie będę miała czasu na zakupy. Okazuje się teraz w praniu, że mi mniej więcej tygodnia zabraknie. No trudno. Torebki mam, ale zachciało mi się nowej, a co!
W Niemczech nie zabawimy, przylot-wylot, nie starczy czasu na Hamburg, żeby zwiedzać, albo choćby się przelecieć. Rano przylecimy zmęczeni i trzeba się będzie dalej tłuc samochodem, komu by tam latanie po mieście w głowie. Z powrotem przed południem wylatujemu – byc może przyjedziemy do H. wieczorem poprzedniego dnia, ale to się w praniu… Wolę Międzyzdroje u Arkadiusa, niż Hamburg, wszystkiego się nie da.
A było brać 4 tygodnie?! A było…
A co na to J?
Nie dajesz szans udania mu się za żelazną bramę w HH. 🙁
Pyro,
zerknij w pocztę.
Arkadius,
nie jedziemy zwiedzać Hamburga ! A poza tym co to w ogóle znaczy?! 👿
Niech się wykaże tam, gdzie powinien! Phiew….
To tylko dla orłów
Ale nemo lepiej toto wyjaśni.
🙂
Działa nawalony?! 😉
Odczytałem z całego dnia.
Defilady wzbudzają u mnie zgrozę pomieszaną z obrzydzeniem.
Bliźniacy j.w. Z powodów zarówno emocjonalnych, jak i całkowicie racjonalnych.
Zostają makrele i szprotki. Ale czy to starczy jako pocieszenie na cały długi, piątkowy wieczór? 🙄
Działa. 🙂
I jest wzywany do działania. 😆
Dobrej nocki zatem Wam. 😆
Bobik – dobrze, że dotarłeś na blogowisko, chociaż późno nieco.
I tym razem pod Haneczkę przypięła się Pyra. Nie wydziwiajcie z defiladami – a gdzie się mają prezentować orkiestry dęte, te co pod balkonem? I mali chłopcy, którym czasem pozwalają wleźć na „prawdziwy czołg”? A Dziadkowie, którzy wzruszają się do łez na widok maszerujących wnuków? Oczywiście nie należy w tej rozrywce upatrywać siły armii jakiejkolwiek – w końcu można mieć jedną kompanię marszową i jedną pancerno – zmotoryzowaną i urządzać defilady na okrągło. Ludzi i sprzętu starczy. Każdy ma taką rozrywkę, jaka go zadawala – jeden łowi ryby, a inny macha chorągiewką na defiladzie; jeden idzie z pielgrzymką, a inny zalicza panienki. Nasz Najpierwszy lubi sobie wyobrażać, że osobiście dowodzi w ostatniej bitwie z Bolszewią. To chyba jego jedyna rozrywka – raz w roku pewnie wytrzymamy.
Pyro, ja w ogóle mam lekką alergię na wszelkie rozrywki tłumne. Nie tylko zresztą rozrywki, nawet na demonstracje w jak najsłuszniejszych i popieranych przeze mnie sprawach ruszam się nader niechętnie. Indywidualnie i na własną odpowiedzialność – owszem, zaprotestuję. A w tłumie nie znoszę, chociaż rozum mi mówi, że czasem właśnie o liczebność chodzi. No a już defilady wojskowe odrzucają mnie do spodu, bo to jednak, było nie było, demonstracja siły w najczystszej postaci, albo przynajmniej jej próba.
Mój ludzki brat nigdy nie wyłaził na czołg i nigdy nawet nie wyrażał takiego pragnienia, a jakoś mu się udało osiągnąć wiek już prawie męski. Jego dziadek w związku z powyższym nigdy nie podziwiał maszerującego wnuka, ale też nie słyszałem, żeby się skarżył. Orkiestry dęte w Niemczech są używane do przygrywania dzieciom na pochodach świętomikołajowych, więc mogą się wyżyć pozamilitarnie. Czyli – można bez tego wszystkiego, albo też – można inaczej i nic takiego się nie dzieje.
Oczywiście każdy ma prawo do wyboru własnej formuły rozrywkowej, ale defilady i inne eventy defiladopodobne wydają mi się rodzajem opium dla ludu i dlatego futro mi się na nie jeży. Nie lubię ogłupiactwa, bez względu na to, z której strony przychodzi.
A na temat Najpierwszego obiecałem sobie, że dziś nie będę, bo a nuż znowu coś się rozpęta.
Ciekawe, jak długo wytrwam w swoim zbożnym postanowieniu 😀
A przywal mu, Bobiku, przywal. Albo obsikaj przy pierwszej nadarzajacej sie okazji.
A ja bardzo lubie defilady na Armstice Day 11 listopada, kiedy maszeruja weterani obwieszeni orderami, niektorzy tak starzy, ze maszeruja w wozkach inwalidzkich. I skladaja wience z papierowych maczkow na jednym wielkim pomniku Poleglych. Czuje wtedy wzruszenie i wdziecznosc. I lubilam kiedy parady weteranow odbierala Krolowa Matka – ponad sto lat, na wysokich obcasach, w tych swoich oblakanych kapeluszach z woalka. KIlka lat temu odbierala tak na stojaco defilade przez ponad trzy godziny. Na obcasach! Takich kobiet juz nie robia.
Weterani ja uwielbiali za postawe w czasie wojny, za to ze odmowila wyjechania z dziewczynkami z bombardowanego Londynu i za to ze powiedziala, kiedy bomby spadly na palac, ze moze teraz spokojnie patrzec w oczy mieszkancom East Endu.
Heleno,
nie szczuj pieska, bo się znowu zacznie 😯
Pyro,
malutka różnica… defilady wojskowe są na koszt podatnika (polskiego!), a wedkarz sam sobie sprzęt zapewnia, ten co na panienki – sam sobie finansuje i tak dalej 😉
Poza tym mnie się to zawsze zle kojarzyło i zle kojarzy, defilady wojskowe, zwłaszcza transmisje z Placu Czerwonego i z Placu Defilad, a teraz Korea. Pokazywanie siły, a cóż innego.
Złożyć hołd tym, którzy polegli we wszystkich wojnach i wreszcie zająć się tym, co ważne – tyle było wojen, wojsk, wystarczy może?
To jest zupełnie co innego defilady…), niż parada kanadyjskich weteranów, bohaterów 1-szej (zostało ich kilku!) i 2-giej wojny w Dniu Pamięci (Rememberance Day) http://pl.wikipedia.org/wiki/Dzie%C5%84_Pami%C4%99ci
A orkiestry dęte i wszelkie festyny mile widziane! Byle bez szabelki, wodzów i wodzusiów i takich tam.
Torlin niech się ze mnie wysmiewa, ale ja wierzę, że ludzi dobrej woli jest więcej i ten świat nie zginie nigdy dzięki nim!
Nie chodzi o miłość do wszystkich. SZACUNEK wystarczy, szacunek dla drugiego człowieka, którego nie znasz, ale on żyje na tym samym globie.
Można się dogadać, niech to wydaje się idealizmem, ale do tego ludzkość powinna dążyć.
http://www.youtube.com/watch?v=BTDQEPKKW5I
ooops… dwa sznureczki wsadziłam w poprzedni wpis 🙄
Piesek napił się merlot-cabernet barrique z 2003, nawet numer butelki może na życzenie podać i jest mu chwilowo tak rozkosznie, że w żadne rozwalanki nie chce się dać wciągnąć. Porozmawiajmy o Malinowskim. 😀
kto to jest Malinowski?! :shock
O matko!
To Wy pijecie, Bobik chłepce merlota, a ja nic nie mam?!
No i masz 😯
Antropolog – http://pl.wikipedia.org/wiki/Bronis%C5%82aw_Malinowski_%28antropolog%29 .
Cholera! Taki komentarz napisałam i bez przypadek wsadziłam dwa sznureczki, i Łotr trzyma w przedsionku 😯
Lecę po jakieś wino może…
Jak masz, jak nie ma? 😯
Mimo wszelkich przeciwności zrobiłam dziś 12 półlitrowych słoików przecieru pomidorowego i nastawiłam nalewkę na wiśniach. Niech mnie kto pochwali. Jutro już pewnie wiśni się nie kupi, więc ostatni dzwonek. A z przecierem jeszcze nie koniec. Trochę przecieru z wiśni też zrobiłam. W sumie – mnóstwo.
Zara wracam! Będę miała!
Czy otworzyc butelke, ktorej nie zdazyli obalic Pickwick ze swym Przyjacielem, czy zamieszac sobie margharite? Tequila jest, triple sec jest, limonka jest, sol jest, towarzystwo jest.
Wtedy porozmawiamy o Malinowskim.
Też się napiję, nalewki na ciemnych winogronach. Mój własny patent i dobry.
Tereso, chwalę śpiewając na melodię „Chwalcie łąki umajone”:
Chwalcie Stachurską Teresę,
co oszczędza swoją kiesę,
robiąc na zimę przeciery
i nalewek od cholery! 😀
Heleno, Saint Emillion? 🙂
Brawo, Tereso (za te słoiki) 🙂 Dołączyłaś więc do grona oprawców niewinnych wisienek 😯 Myślałam, że sezon już dawno minął (na wisienki, nie na tortury) 😉
🙂 , Bobiku, jakże miło. Ta na winogronach ma już trzy lata, jeszcze się nie zdarzyło, aby ktoś odgadł z czego jest, a równie dobra jak metaxa.
Melodii nie znam. Może jak poszukam to znajdę. Jeszcze raz dziękuję.
Stanelo na margaricie.
Sluchajcie dzisiaj bylo w Timesie bardzo duzymi literami, ze Marks & Spencer zaczyna sprzedaz „prawdziwego Lambusco”. Nie takiego w jakim sie kapalam w wannie na happeningu Sally Bowden (pisalam o tym dwa lata temu) , nie takiego, ktore sprzedaje sie jako sikacz w calej Europie, ale „prawdziwego”, ktory jest czerwony!, produkowany w malych ilosciach gdzies w malym wloskim regionie i jest znakomite. Caly artylul byl na ten temat. Slyszal kto o takim lambruscu?
Dziękuję, Nemo. Wiśni jest osiem słoiczków po 200 ml i tyleż samo śliwek mirabelek, starczy na dwa lata.
Teresko, to nierzadki przypadek, że bezbożnicy byli religijnie wychowani, w związku z czym łąk umajonych należy szukać na półce z pieśniami religijnymi.
No, ale do Matki Boskiej Zielonej pasuje. 😀
To skubaniec ma pamiec! Tak. Saint Emilion 2005. Wykradziony pod oslona nocy z kredensu E. Nietkniety.
Cholera! A było tknąć! 😀
Pikus by mi nie pozwolil. Postanowil schomikowac do nastepnego spotkania.
Jest – http://www.youtube.com/watch?v=31dp_F5PG4g .
Powinno byc chyba „usierpnione”?
Masz rację Helenko, ale ony na jedną nutę, żeby nie powiedzieć – baterię.
Tereso, to teraz sobie to wyobraź performowane tłumnie przez uczestników defilady, ale z rydzykowym zaśpiewem i powspółczuj mi, czego to ja się w dzieciństwie musiałem nasłuchać 😥
Bobiku, mnie też religijnie Babcia wychowywała, ale się zdegustowałam… Dawno było i już śpiewów nie pamiętam. Pretekst był żeby przypomnieć, co się i stało.
Heleno, czyżby Pikuś nie znał Pierwszej Zasady Bytu pod tytułem: „co masz wypić jutro, wypij dziś”? Nie wierzę! 😯
A mnie siostry uczyly:
Witaj Kostko Stanislaaaawie
mlodzienaiszku swiety w niebie!
Spiewam pesn te ku twej slaaaawie
bo serdecznie kocham ciebie!
Tez piekne.
Powspółczuwam, oczywiście.
Tereso, jak chodzi o degustację, to ja zasadniczo jestem za. Ale pieśni religijne jestem skłonny wyłączyć. 😀
Jasne. Ta, którą znalazłam jest z rozmachem. Nie widziałyście?
Wróciłam! Ale muszę rozpakować torby… prostituto jest i różne rzeczy, J. poleciał po wina.
Helenko, masz niezwykle bogaty życiorys. Czemu nie spiszesz? Już namawiałam…
Doigracie sie, Dziewczynki. Bedzie naruszenie uczuc.
Sorry. I Pieski.,
O, Kostka Stanisłaaaaw uzupełnił mi lukę edukacyjną. Dlaczego tak rewelacyjne teksty giną w mrokach niepamięci? 🙄
Tylko co czytałam „Jesteśmy” Teresy Torańskiej i brakowało mi tam wywiadu z Tobą. Może ja napiszę do T.Torańskiej prośbę o przygotowanie drugiego tomu?
Jak to gina? Ja je przechowuje jak Nadiezda wiersze Osipa w glowie.
Alu, dawaj tu to prosciuto! Czy sery sa? I oliwki?
Helenko, z moimi uczuciami niereliginymi też nikt się nie liczy. Nikt, ani jedna osoba spośród religijnych, co bezbrzerznie mnie zadziwia i czemu czasem daję wyraz. Np jak kto chce mnie „nawrocić” (tak się mowi?) na swoje wyznanie.
O! Bezbrzeżnie winno być. Na takim błędzie to się jeszcze nie złapałam. Przepraszam.
Teresko, nie „bogaty” zyciorys, tylko zabawny. Miejscami.
No, słuchajcie, jak dziewczynki (przez skromność nie dodam: i pieski) z butelkami się na blog wtarabanią, to jest znienacka cool. A, to niech będzie naruszenie. I tak już z Alicją za marychę mamy odsiedzieć, to parę dodatkowych miesięcy nie robi różnicy. Heleno, w paczkach poproszę o kawior. 😀
Kawior jak najbardziej. Rozumiem, ze nie reflektujesz na zanzibara? 🙁
A co Ty? Zanzibar cudny, ale jak takiego w paczkę wsadzić? Rozbełta się i klawisze wyliżą… 🙁
A w ogóle zadzwonić chciałem, ale na blogu nie widziałem, to zrezygnowałem.
Ech… 🙁
Heleno,
prostituti i owszem. Oliwek niet, nie bylo czasu. Z serów brie i gouda old oraz na szybko skroiłam melona, ananasa, truskawki, banan, do tego trochę cytrynowej bazylii. Wino chilijskie. Kto schował bagietkę?!
O, nikt za mnie nie idzie siedzieć – te marychy z Nepalu wzięły i nie wzeszły 🙁
Alicjo, prościutko bez oliwek? 😯
Helenko, rozumiem, że nie doceniasz siły swoich doświadczeń. Że wśród nich są i zabawne to dla literatury dobrze, chyba się nie mylę. A list napisalam, taki:
Szanowna Pani !
Czy mogę Panią namawiać by „Jesteśmy” kontynuować? Mogłoby być tej książki wiele tomów, warto by tak było. Nikt nie jest w stanie zrobić tego równie dobrze jak Pani, a robić trzeba, byśmy byli lepszymi ludźmi.
Proszę o chwilę uwagi dla mego wniosku.
Z poważaniem, Teresa Stachurska
A poza tym ja nie miałem iść siedzieć za Ciebie, tylko z Tobą. Jest różnica! W jakości siedzenia choćby! Nie mówiąc już o paczkach od Heleny. 🙄
Tereso, co trzeba robić, żebyśmy byli lepszymi psami? 🙂
Prościutko lubię sobie ot, tak… bez niczego 😉
Wyskoczylim tylko na chwilę do sklepu, bo juz nie pamiętam, co poza winem było potrzebne, i kupowalim bez głowy. A, owoce były potrzebne, dużo! I Brie.
Najgorsze, że zapomniałam o parmezanie 🙁
Ale ale… sursum corda?!
Zdaje sie, ze zapomnielismy ostatnio o toastach o godz. 20-tej, mojej 14:00 😎
Gdyby mnie ktoś chciał poprzeć to podaję stronę – http://www.toranska.pl/ , na której po kliknięciu na KONTAKT na górze strony, otwiera się taka możliwość.
Godzina nieważna, ważne uczucie! 😀
Nie wiem, Teresko. Moze Kral by lepiej napisala, ze nie wspomne o Nalkowskiej 🙂 🙂 🙂
Bobiku, lepszymi psami? Są świetne, chyba, że któremuś jakiś drań zniszczy osobowość, ale to nie pieska wina. Prawda, że sprawa z draniami ma się identycznie, dlatego wołam o powszechną edukację emocjonalną.
Kategorycznie natomiast protestuje aby ksiazke o mnie pisala Marsz Marsz Dabrowska! I dlatego de dolac mnargarity.
Krall też poważam, ale Torańska zaczęła i może kontynuować. „Jesteśmy” jest ładnie wydane.
Heleno! A dlaczego miałabyś wspominać Nałkowską!
(No, muszę mordkę dać, bo inaczej nawet sam John Cleese gotów nie zrozumieć, że to dowcip) 😀
Właśnie, Helenko, nie pisz o Nałkowskiej.
Dolanie margarity jest zaliczane do najsłuszniejszych posunięć w polityce światowej. Któż może nie być za? Pytanie było retoryczne, przepraszam, wycofuję.
Helena wywaliła Dąbrowską, chociaż – a co, wytknę – mnie obiecała przysłać! Interesowało mnie, co za zołza, bo dopiero po latach mozna było poczytać, a mnie tam wtedy juz nie było, teraz nikt nie wydaje (chyba).
Lepsze psy osiaga sie z pomoca Frontline’a. Jedna kropla na karku.
Alicjo, chyba tak jeszcze nie było, żeby Ciebie nie było? 😯
Alicjo, są antykwariaty i jest Allegro. Zaglądałaś?
Byłam, byłam, tylko nie wszędzie 😯
I te Dzienniki wydano na pewno nie za moich czasów w Polsce, tylko za dzisiejszej – nie mylić Dąbrowskiej zołzy z Nałkowską 😉
Heleno, moralny wpływ Frontline a pozostaje w sferze domniemań. Ale – my mamy sztywne karki. 😀
Aluniu, chyba przegapilas moj wpis. Czy byl to mail?
Dabrowska zostala zapakowana, zaadresowana i zaniesiona na poczte do zwazenia. I okazalo sie, ze wysylka kosztuje ok 70 funtow. Wiec uznalam, ze te jej mysli nie sa tego warte. Stoi wiec wciaz na polce 5 cholernych tomow i czeka na lepsza okazje. Ale wynioslam ja ze swojej sypialni i wsadzilam do pokoju dla gosci, zeby mnie nie irytowala nie nie psula feng shui.
Te „Dzienniki”, ktore ja mam są z 1988 roku. Były jeszcze następne.
Tereso,
a po co? Mam targać 6 tomów czy ile tam (a gdzie reszta książek ?!) w walizce z Polski, jak Helena mówi – wyrzucam na śmietnik? To ja – prześlij, do mnie, policzymy się. Helena jak nic zapomniała, ale to nie tragedia.
O, jasny gwint! Ja w tym pokoju spałem i nawet nie zauważyłem, że zaserwowano mi takie dziadowskie feng shui? 😀
Heleno, to poczekaj, aż będę w Londynie 🙂
Odbiorę osobiście:)
Ja myslałam, że to jest tom-dwa.
…za te funty to mozemy sobie zafundować cos dobrego do picia i obgadać , co tam jest 😉
Nie zapomnialam! Ja Ci o tym pisalam!!! MOge Ci perzywiezc na zjazd, ale bedziesz musiala to targac! Po calej Europie.
OK. Tego jest 5 tomow! W twardej ciezkiej okladce.
Heleno,
nie targaj tego, bo jak wyżej 🙂
Propozycja Alicji, żeby zafundować sobie coś dobrego do picia, znajduje we mnie chętnego słuchacza. No, trudno. Te typy tak mają. 🙂
Jak tam Wasze kielichy? U mnie chilijski shiraz. Zdrowie pijemy?
U mnie wciąż jeszcze ten merlot-cabernet. Ale niepodziel-o-ny jak liczba pi, więc chyba jestem usprawiedliwiony. A zdrowie bez wątpienia. Na budowie!
I pośród kwiecia.
Tereso! Czyżbyś i Ty była wielbicielką Monty Pythona?
No nie wiem, nie jestem amatorem telewizora i bywam z tego powodu zaniedbana.
Tereso, coś sobie przypomniałem, ale naprawdę najzupełniej na poważnie. Czy znasz Hankę Teutsch albo jej córkę Agatę?
Nie, nie było okazji.
A u mnie księżyc przez Collins Bay, ze tylko w mordę mu dać! Zrobiłam stosowne, nawet przeleciałam sie nad brzeg naprzeciwko.
Zwłaszcza Hanka jest bardzo interesującą osobą. Były z nią wywiady i relacje np. w „Wysokich obcasach” itd. Jakoś mi się z Twoją linią skojarzyła i dlatego pomyślałem, że możesz ją znać. Gdybyś chciała więcej się dowiedzieć, możesz napisać na okropnie zaszyfrowany adres 🙂
staramałparuderakropkade
Się rozumiemy, mam nadzieję 🙂
Pieski, Dziewczynki, wybila moja godzina. Dobranoc.
Tu coś mam – http://kobiety-kobietom.com/2005/art.php?art=3120 .
A żeby się to, kurczę, chciało spać! Sam bym się w wyrko najchętniej władował, ino mi grzechy całego dnia nie dają. Albo i co insze? 😯
Pewnikiem tylko na Alicję mogę liczyć.
Alicjo! Nie odchodź!
Zmniejszyłam…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4921.jpg
Bobiku, posłałam wieść, proszę o zwrotną. Pora rzeczywiście słuszna, zaraz świt, choć nie widać bo pluwas kaj pluwas. A u Alicji 21:09, dziwna historia.
Alicjo, fajne zdjęcie, nikt takiego nie miał jeszcze.
To jest właśnie problem, że wszyscy ida spać, jak ja zasiadam do życia wieczornego, Bobiku. Swiat nierówno rozłozył, okragły, i cholera, kreci się!
Tereso, to naprawdę jest zdjęcie z dopiero co – mój aparat nie robi najlepszych nocnych zdjęć, ale… 🙂
Bobiku, jak się czyta nazwisko Teutsch?
Mniej dobre technicznie, nie znaczy że nieurokliwe, albo i niemalarskie, czy niepoetyckie. Tak?
Tereso, się czyta tojcz. Odpowiedź w drodze.
Alicjo, ja z tej nierówności świata czasem profituję. Zwłaszcza wtedy mianowicie, jak ni cholery spać nie mogę, a wiem, że po tej drugiej stronie Wielkiej Wody tyż kogoś do socjalizacji pcha. To wtedy dzwonię bez litości. 🙂
Nalezałoby mieć statyw (stabilna ręka nie wystarczy), a ja robiłam z ręki, po prostu wybiegłam z domu i trzasnęłam kilka, i tyle. O statywie myslę od dawna, ale nigdy nie jest to moja pierwsza potrzeba, dopóki się nie zdarzy taki właśnie moment 🙂
Dziękuję. Znaczy, że doszło.
… trzeba mi Wielkiej Wody
tej dobrej, i tej złej
na wszystkie moje pogody
niepogody duszy mej 😉
O tej porze to ja, nieboże, absolutnie nie śpię 🙂
Bobiku, i przyszło. Idzie, jak u wiedźmy piwo. Dziękuję bardzo.
Zara… o jakich wiedzmach mowa?! Co prawda księżyc wielgi, ale chyba jeszcze nie całkiem pełnia?!
Alicjo, do jasnej ciasnej! Właśnie usiłowałem zrealizować swoją groźbę i zadzwonić, ale nikt nie odbiera. Czy wszyscy cykają zdjęcia jezioru? (jeziorowi?) 😯
Alicjo, fajnie, że fotografujesz i się dzielisz. Jak nie pójdę zaraz spać to jutro będę nie do życia, więc z żalem – dobranoc.
U przysłowiowej wiedźmy piwo się warzy w try miga!
Byla piekna burza ale wyszla i rozoczal sie dzien w którym bedzie swieto naszej wsi. Jak wiadomo, jako prawdziwa wies mamy prawa miejski, wlasny herb i uprawnienia organizowania 6 razy w roku jarmarków.
Cos tam mamy jeszcze. Zagoszcze i sprawozdam. Poczatek uroczystosci o godzinie 17.00. Teraz juz dalsza burza nie jest na nic potrzebna. Co miala umyc, to umyla.
A co polamac, polamala. Ide dospac
Pan Lulek
Raport z frontu
Melduję, iż bakłażan został ujęty. Dzięki zaskoczeniu nie stawiał większych oporów.Zanim zdołał wezwać posiłki- oskalpowałam, ściągnęłam skórę, kroiłam i sypałam rany solą. Potem wystawiłam zwłoki na widok publiczny ku przestrodze, a w tym czasie stoczyłam potyczkę z klanem Pommodori. Muszę przyznać, że dzielna to drużyna. Ich przelana krew trysnęła mi na ścianę! W moje ręce wpadła też Blondyna i Papryka. Paprykę wprost poszatkowałam na kawałki. Blondynę oszczędziłam. Oskalpowałam tylko i poddałam torturom jej zielone włosy. Ona sama zaś ponoć skryła się w mojej lodówce. Chodzą słuchy, iż Botwinnikow rozgłasza wszem i wobec, że łysych nie lubi i co za tym idzie- odkochał się w Blondynie (o czym uprzejmie donoszę).
Podejmuję się mieć oko na eks-narzeczoną tego buraka i wyciągnąć z niej rozległe zeznania zanim zdąży popełnić z rozpaczy sepuku.
Poległa też Miss Onion. Najpierw rozebrałam, a potem zaszlachtowałam nożem. Dzielna sztuka była. Uroniłam łzę nad jej ciałem…..
Jestem jeszcze bardziej uboga duchem niż myślałam bo nie dość, że nie mam nic przeciwko defiladom, czyli wyjściu paradnemu wojska zza ogrodzeń oznaczonych- Obcym wstęp surowo wzbroniony to oglądając ich wcale nie myślałam o agresiji na inne państwa i wojnie tylko patrzyłam na wojsko jak na ludzi wykonujących swą robotę. Chyba nikt z was nie twierdzi, że wszyscy żołnierze przez całą służbę w armii bezustannie zabijają? 😉 Pamiętam mojego ojca w zimę stulecia, jak jeździli odśnieżać okolice swym ciężkim sprzętem. Raz ledwo doszedł do domu , tak miał zmarznięte nogi. Osunął się przy drzwiach i tam mama próbowała mu je rozcierać…..
Trud żołnierski to nie tylko strzelanie, zapewniam was o tym! A w niebezpieczne rejony lepiej chyba posłać do pomocy ludności cywilnej ludzi, którzy będą umieli się obronić. Choć oczywiście też jestem za utopijnym postulatem- nigdy więcej żadnych konfliktów! Pełna zgoda z Torlinem. Możemy powygłaszać takie hasła a realia i tak się nie zmienią bo nie my decydujemy.
Tereso,
Tak chodzą za tobą inni i nawracają? 😯 Czy raczej reagują na dość częste w twoim wykonaniu przytyki do ich wiary 😉 ?
Małgosiu,
Witaj w klubie. Defilade obejrzałem i nawet mi się podobała. Wojskowych miałem / mam w rodzinie paru, więc jest to dla mnie temat oswojony. Jako dzieciak bawiłem sie w wojsko. Sam nie miałem okazji tam trafić (do dzisiaj nie mogę się zdecydować, czy to dobrze, czy źle) bo korzystając z faktu studiowania, po cichu przeniesiono mnie do rezerwy. Podobno nie było pieniędzy na szkółki dla podchorążych rezerwy.
A obecnie parę razy w miesiący odwiedzam strzelnicę i traktuję to wyłącznie jako sport.
Co do dopisku pod adresem Teresy – ludzie niewierzący też mają prawo do wyrażania swojego zdania. A ludzie wierzący tak często naruszają moje uczucia „niereligijne”, że nie mam skrupułów, żeby im robić to samo. Zwłaszcza tym osobnikom zionącym miłością bliźniego i czekającym na każde potknięcie innych.
Tu Pyra
Napadło Was z tym nocnym pisaniem, czy co? Czytam razo i czuję się niesłusznie wyobcowana! Skrzywdzona godzinowo! Rozumiem tych za kałużą, ale tych z tej strony już nie. Wielka miłość spać nie daje, innych okoliczności nie przyjmuję do wiadomości. Przecież epidemii wielkich uczuć nie ma….Dobra, ponarzekałam sobie. Dzisiaj wieczorkiem porzucam miły i gościnny dom Państwa R. i wracam na blokowisko ( Blogowiska nie porzucałam). Po przyjeździe mam odebrać Radka od sąsiadki, bo Młodsza będzie weseliskowo nieobecna. Ponoć psiak wielki deszcz zobaczył po raz pierwszy, zdecydował się na szybkie siusianie, uciekł pod daszek, wrócił pędem do suchego mieszkania, wyszukał przytulne miejsce na dywanie i natychmiast załatwił resztę potrzeb. Powinien zarobić klapsa, a uszło mu na sucho.
Pyro,
ja też spałam…
Czy ktoś drży przed potęgą militarną Helwecji? Z braku defilad nikt pewnie nie wie, że w ramach zbrojnej neutralności pod bronią jest już zaledwie 200 000 chłopa, w tym 2 brygady pancerne po 10 000 żołnierzy, 687 czołgów i 483 pojazdy opancerzone. Nieba strzegą 33 F/A-18 Hornet, 110 Tiger’ów, koło setki helikopterów i różne inne latające badziewie 😎
Wprawdzie za całkowitą likwidacją armii jest ponad 1/3 społeczeństwa, ale lobby „dużych chłopców” jest narazie zbyt silne. Kiedyś straszyli Iwanem, później terrorystami, ale jak zwalczać czołgami faceta z bombą pod turbanem 😯 , więc jest kryzys doktryny 🙁
Ostatnio dyskutuje się nad nabyciem nowych latających zabawek, ale już nie amerykańskich, tylko europejskich, choć nie jesteśmy w Unii.
Pyreczko, tu policja Jej Krolewskiej Mosci, oddzial specjalny ds wychowywania zwierzat.
Klaps za zlozenie kupy w domu jest kompletnie, ale to kompletnie nieczytelny dla psa. Nawet iledy pies jest karany natychnuast po zrobieniu kupy, a co dopiero jak minie minuta czy dwie.
Jedyna skuteczna metoda oduczenie psa robienia w domu ( ale wypadki i tak beda sie zdarzac), to gwaltowne, ekstrawaganckie i glosne chwalenie syneczka kiedy zrobi kupe tam gdzie trzeba. I natychmiastowa nagroda wyciagnieta z kieszeni – w postaci psiego ciasteczka.
Nasza telewizja tu pelna jest programow o wychowywaniu wszelkich zwierzat i w kazdym programie podkresla se, ze kary sa malo (lub wcale) skuteczne, natomiast tzw. Positive Reinforcement czyli nagradzanie „dobrych uczynkow” potrafi zdzialac cuda nawet z psami bardzo zdemoralizowanymi i trudnymi. A Radek taki nie jest. Jest mlodym szczeniaczkiem ktory nie ma zlych nawykow, chetnie i dobrze sie uczy.
Wiec ktokolwiek wyprowadza go na spacer, powinien miec kieszenie wypchane smakolykami.
Przyjdzie na zawlanie – chwalic i nagradzac!
Zrobi kupe – chwalic i nagradzac!
Usiadzie przed przejsciem na komende „Siad!” – chwalic i nagradzac!
Tu Pyra
Z jednym pewnie zgodzimy się wszyscy – wojna stała się nieefektywnym sposobem uprawiania polityki. Jest kosztowna, rodzi zarzewie przyszłych konfliktów, licznych resentymentów, zniszczenia materialne i cywilizacyjne rujnują materię społeczną i infrastrukturę – jednym słowem wojna przestajew się opłacać. Tylko nie wypracowano odpowiednich mechanizmów eliminujących konflikty. Organizacje międzynarodowe im liczniejsze, tym bardziej zbiurokratyzowane i nieruchawe, procesy decyzyjne niemiłosiernie rozciągnięte w czasie, wymagające rozlicznych i wielostronnych uzgodnień, są raczej hamulcowym niż maszynistą. Do tego bałaganu jeszcze dpkładają się media, które pod bzdurnym hasłem „Ludzie mają prawo wiedzieć”, polują na sensacje i podbechtują najgorsze instynkty. Całość ładu międzynarodowego wtedy zawodzi – zanim przyjdą siły ONZ-tu, rozjemcze czy inne, wojna szaleje na całego i akcja jest spóźniona o rok w najlepszym razie , a często o kilka lat. Żadne państwo nie jest w stanie dzisiaj samodzielnie udźwignąć większych działań zbrojnych. No i coś z tym trzeba zrobić.
Ktoś u p. Passenta napisał, że Polska z Niemcami czy Rosją musi przegrać – siły nie te, natomiast na innych sąsiadów wystarczy policja… Hm, coś w tym jest.
Małgosiu!
Chyba nie rozwaliłaś całego bułgarskiego specnazu?! Bo musi nam cos zostać do następnego odcinka!!! Blondynę nie do lodówki, tylko na grządkę, no i resztki Miss Onion, niech odrośnie! Wszystkich wybić do nogi nie mozemy, bo czym się pożywimy?!
Ojej… cos mi wlazło w krzyże (biodro raczej) wczoraj i nie chce wylezć, połamanam okropnie 🙁
A! Wczoraj zakupiłam ogórki małe, takie do kiszenia – i dzisiaj będę zakiszać trochę, na tyle, zeby za parę dni doszły i zeżremy jeszcze przed wyjazdem.
Nemo,
Ty pilnuj nasion – juz widzę, że wszystkich z klanu Pommodores sie nie doczekam i nie zdążę zebrać nasion, a z tomatillos – lampioniki piękne, ale zeżarłam dopiero jednego 🙁
Za mokro w tym roku albo co… wszystko bedzie dojrzewało, jak mnie tu nie będzie 👿
Dzień dobry ( choć pochmurny)!
Oderwałam się od porządków kuchennych elementarnych. W planach zupa- jesień idzie- no i zagospodaruję jakoś fasolkę szparagową, już nie w zupię tylko jako danie główne ( ale nie z bułką i masłem, coś wymyślę). Poza tym przesmażę jabłka, będą nadzieniem do moich pysznych piwnych naleśników.
Tyle mini-planów kulinarnych.
Alicjo,
mam niejasne wrażenie, że złapałam podstawionych sobowtórów 😉 🙂 !
Te ciągłe burze u nas to chyba twoja sprawka, co? 😎 Wcale się nie dziwię, że je przegnałaś.
Pawle, ja jako wierząca też nie trawię „zionących miłością bliźniego”. Każdy oczywiście ma prawo do swego zdania. Mi w słowie do Teresy chodziło raczej o to, iż zajmując stanowisko w jakiejś sprawie od razu wartościuje. Pomyślałam ,ze może to właśnie na niej się mści w kontaktach z ludźmi.Nie ma co daleko patrzeć- wczoraj stwierdziła, że defilady to „teatr dla ubogich duchem”. Ja nie lubię jako mądra, rozsądna osoba, a ci co lubią- „ubodzy duchem”, czytaj- gorszy sort.
Jeszcze sie trochę wytłumaczę z obrony pana K. Wyobraziłam sobie (porównujemy ten blog do kawiarni) pięknie zastawiony stolik, przy nim wytworne towarzystwo, które powiesiło sobie na ścianie zdjęcie prezydenta i co jakić czas ktoś chwyta nóż i wali między oczy uśmiechającego się Lecha. Wy byście sie nie śmiali nad takim skojarzeniem? Litość by was nie ogarnęła? Osobiście dowiesiłabym tam jeszcze parę fotek, by nie było tak monotematycznie! 😆 Zboczenie w kierunku umiłowania równowagi 🙂
Co do argumentacji Heleny- rozumiem, w paru punktach się całkowicie zgadzam, w paru- częściowo.
Alicjo,
te kanadzkie Pommodores, to jeden w drugiego Koktajlowe Kurduple, ale bardzo plenne, zwłaszcza te żółte 😉 Tomatillos mam tyle, że rozważam zrobienie jakiegoś mariażu z Miss Peperoncino, może razem zatańczą salsę 😉
Podrzucę Ci Małgosiu inną metaforę.
Siedzi sobie towarzystwo przy pięknie zastawionym stole, czytają wspólnie prasę codzienną i zaśmiewają się szczerze- do łez- z niektórych cytatów.
Brak równowagi bo nie wszystkie (i wszystkich) wypowiedzi tak śmieszą? 😯
Zupa się gotuje. Po przejrzeniu pokaźny pęczek włoszczyzny baardzo musiałam przerzedzić. Kupując nie zauważyłam że środek pokaźnej zieleniny ( ładnie owinięta liśćmi selera i pietruszki) stanowi nać… marchewki! 😆
Ale gapa ze mnie!
Małgosiu,
gdyby ten Lech na portrecie rzeczywiście się uśmiechał i nic poza tym, rozumiałabym Twój odruch współczucia. Niestety, nieszczere grymasy, podłe i paranoiczne wypowiedzi oraz pogardliwe gesty – to nie są elementy budzące moją sympatię 🙁 Ktoś nazwał już go gwizdkiem na lokomotywie dziejów, co uważam za bardzo trafne 😎
Marialko,
to nie Ty jesteś gapa, tylko ten sprzedawca – podły oszust. Sprawdź czy to nie mason, cyklista albo inny bezbożnik. Uczciwy katolik by tego nie zrobił 😎
Kupowanie na targu, to nie powinna być zabawa, kto kogo wykiwa, a kto się nie da nabrać 🙁 Na drugi raz zapłać zeskanowanym banknotem 😉
Marialka !
Nie torturój opowiadaniem o jakis nalesnikach piwnych. Na to zeby wysylac poczta niema sensu. Publikowanie przepisu jest poglabianiem bolesnych przezyc. Pozostaje tylko to, ze zameldujesz sie osobiscie na Zjezdzie ze stosownymi surowcami. Ze swojej strony przyjezdzam z oprzyrzadowaniem czyli patelniami.
Za niedlugo ruszam w teren czyli na wioskowe swieto. Poczatek imprezy o godzinie 17.00. Opady atmosferyczne odwolano. Trawniki w miescie wykoszone a w moim ogródku posadzono rosline która nazywa sie Blau Regen. Podobno rosnie jak zwariowana. W przeciwienstwie do bambusa nie zastosowano beczkowej oslony.
Pieknej soboty i niedzieli zycze Wam.
Pan Lulek
Kiedyś w przybazarowym sklepiku udało mi się kupić masło z podrobioną data gwarancji. Stara była starta , a w jej miejsce- nowy stempelek, który się w domu rozmazał pod palcem. Środek był zjełczały. Na pewno jakiś cyklista! Ateiści co najwyżej nie chcą przeceniać 🙂 .
Panie Lulku,
Blauregen to glicynia, piękna ale niebezpieczna roślina 😎 Rośnie bez opamiętania i może rozsadzić dachówki, jeśli pnie się po ścianie domu. Będziesz miał się na kim wyżywać sekatorem 😉
Cos Ty, Nemo, naprawde? Dziwie sie, bo mieszkam przy ulicy, na ktorej tak na oko polowa domow opleciona jest glicynia. Domy budowane byly na poczatku XX w oraz w latatch trzydziestych, niektore glicynie maja bardzo gruby pien i rozgalezienia, a i zupelnie nie widac aby cokolwiek niszczyly. Widzi sie takze w tym kraju glicynie zasadzone w XVIII lub XIX wieku i nic!
Niedaleko mnie, w Krolewskich Ogrodach Botanicznych Kew jest altanka upleriona z glicynii, ma dobrze ponad sto lat (nie pamietam dokladnie ile) i wciaz kwitnie co roku. Jest to bardzo tajemnicza altanka, z dala od glownych sciezek, uwielbiam siedziec w jej cieniu, zastanawiajac sie jakie damy w niej sie spotykaly z kochankami. Oczywiscie ta w Kew nie ma juz zadnej innej struktury, tylko rozgalezienia idace z jednego chyba pnia. Nigdy jednak nie widzialam jej kiedy kwitnie.
Glicynia ma tez piekna angielska nazwe – wistaria.
Wisteria Lane – ulica, na której mieszkają Desperate Housewives 😉
Heleno,
te glicynie na Twojej ulicy są na pewno właściwie pielęgnowane 😎
Z pewnoscia. Oczywiscie Wisteria a nie Wistaria. Dowiedzialam sie ze strony Royal Kew Gardens, ze altanka ma 250 lat, niestety nie ma ladnego zdjecia.
Tu Pyra
Rolada z kurczaka się dopieka, ryż zastawiony, w charakterze warzywa do obiadu ma być zasmażany kalafior. Haneczka twierdzi, że taka rolada, to 8-9 całkiem sporych porcji. Pewnie ma rację, bo keksówka pełna i jak się cała sprawa potwierdzi, to byłby to jeden z najbardziej ekonomicznie użytych kurczaków.
Skorzystałam z obfitości jeżyn i mimo deszczu naskubałam sporą porcję dla Młodszej. Owoce były mokre i mogłyby nie wytrzymać podróży do Poznania, zostały więc przesypane cukrem i mogą sobie nawet puścić sok. W pudełku zmieściły sie jeszcze 2 figi. Wczoraj zebrałyśmy kolejne 10 sztuk i jeszcze ze 20 jest na krzewie w różnych fazach wzrostu. Ponoć krzew ma 3 lata, owocuje po raz pierwszy i od razu dosyć obficie. Fajnie jest mieć ogród, chociaż te hektary pp.R. wymagają mnóstwa pracy.
Alicjo – będę wiedźma i napiszę Ci coś obrzydliwego – oni tu mają lepiej wytresowane zwierzaki, bo z jedynego krzewu czarnej porzeczki zebrali 8 kg owocu. W ogóle wszystko mają pojedyncze – po jednej porzeczce, figach, winorośli czarnej i białej, czereśniowym i innych drzewkach owocowych, tylko malin pewnie ze 6 krzewów i tych jeżyn ze trzy czy cztery. Żadnych warzyw, kwiaty i krzewy ozdobne na brzeżnych rabatach i te kilometry trawnika. Kosiarka ma tu co robić i ludzie też.
Ja tez bylam kiedys namietna producentka rolad z kurczaka , choc nie byly to rolady w zadnym wypadku ekonomiczne. Najpierw z kurczaka wycinalam malym ostrym nozem i nozyczkami caly szkielet, starajac sie nie poprzerywac skory i jak najmniej uszkodzic mieso.. Potem robilam nadzienie: mielona cielecina, pokrojona w kostke szynka, orzechy pistacjowe, swieze ziola, maslo i jajko, zawijalam nadzienie wiotkim ochlapem kury. smarowalam z wierzchu maslem i do piekarnika.
Bylo to wspaniale danie gosciowe. bo latwo sie dawalo porcjowac przy stole, na ktory wjezdzalo pieknie i zlociste na polmisku, oblozone czym tam. Wszystkich zachwycal zawsze dodatek pistacji, choc przeciez jest to pospolity dodatek do roznych pasztetow.
Nie wiem dlaczego przesta;am to robic. Chyba ze starczego lenistwa….
Pyra
Po obiedzie, syta i leniwa. Kalafior surowy smażony w tłuszczu bardzo dobry, rolada rzeczywiście ogromnie podzielna. Oczywiście, Heleno, że Twoja rolada ekonomiczna nie była (cielęcina mielona, pistacje i reszta) ale wierzę, że była pierwszorzędna. Pomyślałam nawet, że taka rolada wyporcjowana, pieknie udekorowana i zalana galaretą, mogłaby wspaniale wzbogacić zimny bufet.
Teraz już jestem na wylocie – książki spakowane, wycinek gazetowy i dżemy dla Alicji tkwią w torbie. Czekam na Stasia, który ma Matkę zabrać do domu. Następny wpis będzie już z Poznania – chyba, że Synuś przyjedzie późno.
Ale zostawalo, Pyro, sporo kosci, skrzydelek etc na zupe. Lub strannie owiniete w sreberko doi zamrazalnika, w oczekiwaniu na dalsze ochlapy 🙂
Sa wisterie w trzech kolorach. Mówie o tych które sa mi znane. Niebieska czyli ta moje, Zólta czyli tak zwany Goldenregen oraz lososiowa. Ta ostatnia znakomicie nadaje sie na szpalery. Chyba tej jesieni poprzestane na tej jednej. Chociaz djabli tam wiedza. Mam zaprzyjaznione ogrodnictwo po drugiej stronie czyli u St. Gotharda. Zawsze kusi mnie zeby tylko popatrzec a tam zawsze cos mi wcisna. Widzialem niewielkie sadzonki tej lososiowej. Rosnie podobno piekielnie szybko. W roku ubieglym wykonalem pogrom w ogródku syna. Rznalem czym sie dalo. Poprzycinalem do samej ziemi a w tym roku puscila sie od nowa i calkiem na calego.
Czas sie przebrac i isc swietowac.
Pytanie do P.T. publicznosci. Czekamy cierpliwie na Gospodarzy czy juz organizujemy zgodnie z podpisanymi ukladami, wspólny gruzinsko – rosyjski desant na Sri Lanke i Ceylon celem uwolnienia zakladników z herbacianych pazurów.
Pan Lulek
Nemo,
czyzbym ja nie wspomniała, że ten klan Pommodores jest koktajlowy? 😯
Jeden w drugiego. Te żółte mam od znajomej, która rok w rok je sadzi i ma ich tyle, że po znajomych rozwozi koszami, a krzaków wcale nieduży zagon ma. Lubię, jak one już takie prawie w pomarańcz wchodzą i pękają – wspaniały smak. Pierwszy raz dostałam w zeszłym roku te czerwono – zielone. Atrakcyjne draństwo 😉
Normalnie coś mi w te krzyże… Ból ostry, jak przy korzonkach nerwowych. Wizytę u lekarza (przegląd techniczny zawsze przed wyjazdem!) mam w czwartek, chyba wytrzymam. Diabli nadali…
A tu balety dzisiaj po południu u znajomych i obiecałam sobie nowe buty nadużyć, żeby się wykazały, i żeby ewentualne usterki wykryć.
Te rolady kurczacze to zbiorę do przepisów, i co mi tam po drodze w rękę wpadnie przepisowo.
Przypomniała mi się z dzieciństwa jakaś książeczka, w której występował Doktor Ojboli. Moze ktos pamięta?
Nawet diakrytyków nie mogę dobrze odbijać 🙁
Chyba pora odbić Gospodarzy!
Jestem za.
To u mnie w takim razie może być punkt łącznościowy czy jak to zwać, bo z fotela się nie ruszam – i jak tu odbijać?! 😯
Na razie będziemy ich odbijać wirtualnie, Twój fotel, Alicjo, w niczym Cię nie ograniczy.
Odbijamy zatem czy najpierw jakaś dyplomatyczny list protestacyjny w sprawie przetrzymywania państwa Adamczewskich w Sri Lance lub też w innym kraju w herbacianych okowach?
Ja jestem za dyplomacją najpierw. Z zastrzeżeniem – nie wysyłać do negocjacji Heleny, bo ona zamiast negocjować, sfermentuje przeciwnika i zgranuluje (a herbaty granulowanej nie pijamy!), wywiesi transparenty, walnie zgniłym jajcem albo jakimś Pommodorem, a nie o to nam chodzi, nie o to!
Kurka…zapomniałam o soli do kiszenia ogórków!!! Nie ma kto przywieżć, a tu trzeba je zalać zaraz… może być morska?! Bo tylko taką mam na stanie.
Alicjo! 😯
A ja właśnie chciałam zaproponować, żeby ww list Helena ułożyła… z naszym rzecz jasna wsparciem. A Ty tu herbatę granulowaną sugerujesz…
Marialko 😯
Ja bym Pana Lulka – jak zacznie zalewać, to ci herbaciani nie dość, że Gospodarzy z jasyru (no, przynajmniej Basię, a Gospodarza z loszku jakiegoś) wypuszczą, a i jeszcze obdarują wagonami najlepszej cejlońskiej 😉
Ja nic nie sugeruję, ale wszyscy znamy Heleny temperament 😉
Nemo miesza w Warszawie , sami zobaczcie. Wysłała tam swojego:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5595215,Watahy_wilkow_zawyja_przed_bramami_osiedli.html
Ufffffff…
Jak to dobrze, że „nikt” nie zna mojego temperamentu! 😡
Nie zagadywać, tylko wypowiadać sie w sprawie soli!
A swoja drogą… może Gospodarz wybrał wolność?! 😯
I normalnie w tych herbacianych zasmakował i poprosił o azyl?! Diabli wiedzą, czym oni tę herbatę szpikują…
W razie czego, czyli ucieczki Gospodarza na herbaciane pola, proponuję plan B. Opanować blog. Adminować może Dorota z sąsiedztwa, która już udowodniła, że ma talent, pozbywając się felernego słowa, przez które to słowo PanaLulkowe niektóre wpisy szły w kosmos.
O ewentualnej kandydaturze na Gospodarza(dynię) można pomyśleć. Ja wystawiam kandydaturę Pyry.
Moja pozycja jest niezachwiana od dawna – sekretarzuję 😉
Nie!
Najpierw odbijać!
Oświadczam niniejszym, że to nie mój talent, ale adminka z Działu Internetowego „Polityki” za moim poduszczeniem poprawkę zrobiła 😀
Pyra – po raz ostatni
Alicjo – sól morska może być(?) ale mogą ogórki przypadkiem być gorzkawe. Najlepsza jest sól kamienna. Jak musisz, daj morską. Potem sprawozdaj. Może wyżrecie zanim zgorzknieją
A po wpisie Pyry nabralam tak przemoznej checi na galantyne z kurczaka, ze poszlam i zakupilam wszystko co potrzeba. To znaczy nie wszystko tak jak opisalam,aler podobnie. Rzeznik nie mial mielonej cieleciny, wiec zakupilam triche mielonki wolowej, zamiast szynki wzielam w polskim sklepie kawalek dosc chudego aromatycznego boczku, zas pistacji nie szukalam, uznawszy ze uzyje orzeszki z pinii, ltyore ialam w domu.
Do nadzienia ktore opisalam dodalam posiekane swieze ziola: tymianek, estragon oraz trybulke. Dodalam takze tlusty zabek czosnku, pokrajany byle jak.
Kiedy rozcielam kure do wyjecia wszystkich kosci, przypomnialam sobie, ze nalezalo ja ciac z innej strony, tzn. naciecie robic na grzbiecie, a nie od strony piersi. Mimo to poradzilam sobieA tak sie to robi w sposob wlasciwy (do polowy filmu, bo potem robi juz cis zupelnie innego):
http://www.youtube.com/watch?v=Qe4qSPojwtw&feature=related
Kiedy nadzienie bylo juz w srodku. a galantyna w piecu, przypomnialo mi sie cos jeszcze: ze zapomnialam dodac jajko i orzeszki. Trudno.
Z kuchni dochodzi bardzo mily zapach, z wyrazna nuta estragonu. Mam nadzieje, ze nie dalam estragonu za duzo. To bardzo asertywne zielsko i potrafi zdominowac potrawe jesli sie go uzyje za duzo.
Galantyna jest juz pieknie zrumieniona w 220 st. C. , teraz skrece gaz do 180st. C.
A jajko i orzeszki moge zjesc oddzielnie.
Podpuszczanie to też talent 😉
Haneczko,
na pewno bedziemy wyżerać, jak tylko zaczną zakisać 😉 i smród po nich nie zostanie, zanim wyjedziemy , to tylko 5-litrowy słój. Dzięki, to zaraz robię zalewę, z czym mam pod ręką w sprawie soli – jak mialam sporo własnych ogórasów do kiszenia, zawsze kupowałam kamienną, W tym roku 5 krzaczków pnie się po drabinie, ale ile ja z tego zbiorę do wyjazdu – nie wiem, bo jak tylko jaki urosnie, zaraz go zeżeram prosto z drabiny, nawet Plasteryzatora nie wzywam 😉
Marialka pokazała swój temperament – już chce odbijać, a rozpoznanie nie zostało przeprowadzone. Najpierw musimy wiedzieć czy:
-po primo, uwięzieni (jasyr, loszek)
-po drugie primo, czy nie poprosili o azyl w Kraju Herbaty
-po trzecie primo, a co nam szkodzi zawładnąć blogiem? 😉
Ja bym tam nie odbijała 🙂
… miało być -Pyro,
mnie się udzieliło rozdwojenie jazni , tu Pyra, tam Haneczka.
Wszystkie zlosliwosco pod moim adresem przepuszczam (tymczasem) mimo uszu. Policzymy sie na zjezdzie. Niektorzy jeszcze pozaluja.
Heleno,
będziemy się naparzać? 😉 Wyobraz sobie, będzie gdzie, bo oni (Gospodarze) maja saunę na włościach 🙂
Zabrakło kilka z klanu Cucumbers, więc jak tylko wróci J. jedziemy do sklepu po lekki zapas, i przy okazji sól kamienną, o której zapomniałam wczoraj.
Jerzor bardzo ostatnio pracuje, żeby wyrobić się przed wyjazdem dla najważniejszych *klientów*, tak zwanych nie cierpiacych zwłoki.
A propos ogórków kiszenia, moja mama zawsze dokładała liście z czarnej porzeczki. No, w tym roku i ja mogę, tym bardziej, że owoców zjadłam ze trzy 🙁
Co dalej do kiszonych – chrzan, czosnek, liście dębu, kopru baldachimy, no i przyprawy typu kolendra (nasiona)
A Pyra jest wredna wiedzma, opisując mi uroki ogrodu Haneczki! Zdjęcia proszę, bo nie uwierzę!!!
Niech ta Pyra się odezwie, bo w niepokoju trawamy, czy aby bezpiecznie dojechała. Jeszcze trochę a pomyślę, że ze łzami w oczach obchodzi domowe kąty, uszczęśliwiona wybrnięciem z ciężkich opresji w naszym domu.
Żeby dobić – Pyro, następnym razem zostaniesz bezwzględnie wykorzystana. Kuchnia spocznie w Twoich rękach i to w sposób dosłowny. Ty będziesz warzyć, my spożywać.
Alicjo, a skąd ja Ci zdjęcia wezmę? On skromny bardzo i cyfrówki nie mam.
Heleno, bardzo mi miło, że Cię roladowo natchnęłyśmy. Czuję się zaszczycona.
Jedni goście ode mnie poszli, drudzy właśnie dzwonili, że nadchodzą. Coś czuję, że dziś nie pobloguję… 🙄
Goscie, koście…
Nabylam drogą kupna sól kamienna i więcej z tego klanu Cucmbers, upchałam słój, a tera mimo kontuzji nie wiadomo skąd (te krzyże) lecę na balety. Buty płaskie. W zasadzie powinnam sie podpierać laską.
Niekoniecznie nebeską. O doloż ty moja!
Te wasze rolady i galantyny mnie natchnęły. Ale to na zimowe dni. Lecę!
Dzwonię do Pyry, a tam głucho i wpadam w drgania. Niech ona się jakoś ujawni.
Haneczko – właśnie odebrałaM Radka i weszłam do domu. Dotarłam dopiero teraz, bo u rodziny Synowej jedliśmy kolację, a droga była koszmarna – dosłownie pływaliśmy po drodze na poduszkach wodnych. Ten mój Synuś chyba jeździ na łysych oponach. Na dodatek coś mu tam źle ładowało i samochód rzęził, jak zaawansowany gruźlik. Telefon był głuchy bo nikogo w domu nie było.
Jeszcze raz dziękuję za przemiły pobyt
Odetchnęłam. I niech już tak zostanie. Niech ja nie musze drgać!
Pyro, Słoneczko, już jest dobrze 😀
Witajcie,
Właśnie wróciłem z grilla u sąsiadów. Dopadła nas burza i końcówka dopiekania mięsa odbyła się na werandzie. Nawet nam się udało już wywietrzyć dom 😉 Do tego odbyła się akcja „Szklanka mleka” razem ze szklaneczką żołądkowej, potem odrobinę wiśniówki.
Do mięsa zrobiłem trzy wersje kolorystyczne ryżu zapiekanego – czerwony z pomidorami i papryką, zielony ze szpinakiem i rokpolem i żółty z curry, orzechami nerkowca i jajkiem. Chyba było dobre, bo wszystko poszło 😉 Fajnie (i malowniczo) wyglądały na talerzu nałożone łyżką do lodów.
Jak mi się uda wstac wcześnie rano to jade na grzyby – wczoraj było raptem pare garści kurek i jeden prawdziwek. Po dwóch deszczowych dniach mam nadzieję, że jutro zbiór będzie znacznie lepszy.
Alicjo, ja cucumbersy mam już za sobą. Dzisiaj na lokalnym targu zakupiłem pomidory gruntowe w cenie śmiesznej, więc zaczynam robić przeciery pomidorowe, sosy do pizzy i leczo. I znowu kuchnia będzie zapaćkana jakimiś czerwonymi plamami ;-(
Dobry wieczór,
byliśmy na grzybach, znalazłam 3 wielkie pieczarki zaroślowe (tak nam się zdaje, bo pachniały lekko anyżkiem i migdałami), zjedliśmy na kolację 😯
Moje kukumbry rosną i rosną, muszę znowu zakisić. Dojrzewają maliny, zrobiłam 2 słoiczki konfitur. Posadziłam jarmuż. Na niebie zaćmienie księżyca.
Ten nasz pies to jest zdrajca, bucefał i paskuda. Wcale nie chciał ze mną iść, musiałam go w torbie, jak maluszka nosić. Po wejściu do domu kiedy tylko sąsiadka przyniosła jego zapomnianą smycz, z miejsca zwiał pod jej drzwi na wycieraczkę i ani myślał wracać do domu. Do tej sąsiadki też się zresztą nie pali, tylko do jej kota – ganiał go podobno, aż padł ze zmęczenia. Czy to małe tałatajstwo nie wie, kto go karmił, sprzątał po nim i na trawniki prowadzał? Sześć dni mu starczyło żeby zapomnieć?
Pyro, dla pieska Ty prawdopodobnie jesteś zdrajca i paskuda. Jak mogłaś tak wyjechać i tak go z kimś tam obcym zostawić? Znaczy, na ludzi liczyć nie można, no to przynajmniej się nawiąże jakiś związek emocjonalny z kotem. Gonienie u psów jest jak najbardziej formą związku emocjonalnego.
Moi nie rozstawali się ze swoimi psami nigdy na dłużej niż na dzień. Czyli indywidualnie ktoś mógł wyjeżdżać, ale zawsze choć jeden członek rodziny był z pieskiem. I wszelkie urlopy tak były planowane, żeby pieski mogły towarzyszyć. No, trudno – bierze się pieska (albo innego zwierza), bierze się odpowiedzialność. Dziecko prędzej zrozumie, dlaczego starzy muszą czy chcą wyjechać, niż zwierz. Odwrotną stroną medalu było to, że pieski nawet krótkie, kilkugodzinne rozstania znosiły bardzo źle, ale to się przyjmowało jako nieuniknioną konieczność.
W każdym razie wymaganie od szczeniaczka, żeby był emocjonalnie dojrzalszy od Ciebie, uważam za trochę wygórowane. Nie wątpię, że Radek jest ósmym cudem świata, ale nie aż takim przecież, żeby od doświadczonej kobiety w leciech być mądrzejszym. 😀
Bobik, na poslanko!
No, czy ja po wyjściu gości nawet szczeknąć sobie nie mogę? 😀
Szczekac jak najbardziej. Bardzo nawet pochwalam szczekniecie w odpowiednim momencie. Ale jest pozno i zaloze sie, ze pies jest lekko zmeczony 🙂
Ja tez zreszta.
Czy wizyta sie udala?
PS
A mnie sie tak zal zrobilo Pogorelicha. Nie ze zle gral, tylko ze jest chory. To brzni jak PTSD.
Mnie też żal Pogorelicha. Bardzo to smutne.
Bylismy poza domem długo, wrócilismy niedawno, a tu wreszcie nasz Wojtek – surfiarz sie zadomowił, porządził się, siegnął do lodówki i tak dalej mimo, że nas nie było!
Jutro bedę miała duzo zdjęć dla Dagny i Starej Zaby.
Idę spać 🙂
Odespalem Swieto. Bylo z przeszkodami. Najpierw poprzedniego dnia czyli nocy piekna burza. Olbrzymia liczba piorunów i geste podlewanie. Wymylo wszystko jak trzeba. Komitet Organizacyjny czyli szefowa Towarzystwa Upiekszania Miasta Podjal decyzje przenosin uroczystosci do hali Muzeum Maszyn Rolniczych. U nas jest pelna demokracja, jednoglosowa. Szefowa podejmuje jednoosobowo decyzje i ponosi raz na cztery lata odpowiedzialnosc w postaci wyborów. Jak dotychczas od kilku kadencji nie znalazl sie samobójca który chcialby wystartowac w charakterze kontrkandydata. Przesuniete uroczystosci rozpoczely sie o godzinie 18.00. Obsluga kelnerska w pelni znajoma. Uwage zwracala postac Karin, która biega maraton a prywatnie jest maklerem ubezpieczeniowym. Trenowala do nastepnych wystepów z taca w reku. Obsluga pracuje za darmo w tym sensie, ze wynagrodzenie stanowia napiwki. Grala oczywiscie orkiestra deta. Wiele prywatnie znajomych z publicznoscia. Na uroczystos przyjechalo kilka delegacji innych miast w tym jedna zagraniczna z Dolnej Austrii. Wegrzy z sasiedztwa nie sa liczeni jako cudzoziemcy. Czesto sa to po prostu czlonkowie rodzin a poza tym nie przyjezdzaja autobusami. Wstep na impreze, dobrowolne datki.
Korzystajac z okazji rzucilem sie w wir dzialalnosci politycznej. Do stolika przy którym siedzialem dosiadl sie szef miejscowej partii czerwonych z cala rodzina. Cos czuje, ze przy najblizszych wyborach zagoni mnie do roboty. Tym bardziej, ze on opiekuje sie moim samochodem i jesli trzeba daje wiekszy na podmiane. Czasami z obsluga. Chodzi o transport wiekszych ladunków i przedmiotów.
Tradycyjna mowe trzymal burmistrz. Nikt nie rozumial o co chodzi. Bardzo dobrze bo nie bylo glupich komentarzy.
Byla loteria fantowa. Kupilem dwa losy czerwony i zielony. Najpierw wylosowano wygrywajacy kolor. Byl czerwony. Los kosztowal 2 Euro.
Wszyscy wiedza o tej zasadzie i jest to dodatkowy zarobek dla organizatorów. Oczywiscie wygralem. Zaskok ale na cale szczescie wygrana mozna bylo doniesc do domu. W torbie znalazlem miedzy innymi dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze talon na mycie samochodu w stacji BMW.
W piatek przyjezdza mój syn pochwalic sie nowa gablota. Po raz pierwszy moja wnuczka udostepnila rodzicom samochód do dyspozycji na weekend. Pewnie bedzie chcial zadac szpanu i pojedzie sie umyc a ja sfinansuje. Poza tym wygralem jerseyowe przescieradlo. Szukalem w torbie telefonu jakiejs pani z która móglbym wprowadzic przedmiot do eksploatacji. Niestety albo na szczescie nic nie znalazlem ale rozpuscilem dyskretnie wiadomosc, ze jest nowe nieuzywane przescieradlo do zagospodarowania. Co mi tam, niech plotkuja.
Z historii loterii fantowych przypomina mi sie, ze kiedys w Innsbruck bylismy na jakims balu dobroczynnym. Na drugim koncu miasta. Pogoda na cale szczesie byla piekna. Odrobie zimno. Jak to w karnawale. Na leterii fantowej wygralem rower. Nowiutki, jeszcze w kartonach. Bal sie skonczyl i byla pora wracac do domu. Z góry postanowilismy, ze bedziemy wracac romantycznie na piechote. Na rozgrzewke zachomikowalem flaszeczke, gdyby po drodze bylo zimno. Moze to i szczescie, bo po rozpakowaniu roweru i doprowadzeniu jako tako do porzadku wracalismy na piechote do domu. Jechac sie nie dalo. Zmordowani wrócilismy wczesnym switem do domu. Rower postawilismy przed domem, zeby nie wlec na podwórze i nie budzic sasiadów. Zmordowani, po goracej kapieli padlismy spac. Po poludniu wyszedlem przed dom i wyobrazcie sobie, ku mojej radosci, roweru nie bylo.
Pewnie sie na nas obrazil, ze musial nocowac na dworzu i sobie pojechal.
Niedziela, to i pora isc do roboty. Dla zmiany nastroj bedziemy pedzic. Zaplanowano dwa przebiegi gotowca.
Idea odbijania Gospodarzy padla na nienajgorszy grunt. Oczekujemy konkretnych propozycji
Pan Lulek
Nie będziemy odbijać Adamczewskich. Z pewnością znajdą się sami i jak zwykle potoczy się życie blogowe pod światłym, acz dosyć dorywczym kierownictwem.
Dzwonił Miś czyli Marek wracający z Francji – pojeździli trochę ze Sławkiem, małże i żabnice jedli, byli w Normandii, do Heleny pomachali, ale nie odmachnęła im.
A dzisiaj o 20.00 bardzo proszę przygotować toast jubileuszowy – moi gospodarze Haneczka i tamtejszy Jerzy obchodzą dzisiaj rocznicę ślubu. Małżeństwo to najprawdziwsze z prawdziwych , więc i wypić jest za co.
Bobiku – nasz pies był bez rodziny tylko 5 godzin, czyli między wyjściem Młodszej na ślub kuzyna, a powrotem Pyry z wojaży. Nikt go bez domu na tydzień nie zostawiał.
Ktos do mnie machal? Chyba z samolotu? Mam astygmatyzm, to nie zauwazylam.
Chcialabym umiec tak powiedziec.
Matka Kurka napisal:
Mamy do wyboru egzemę PO i raka jelita grubego PiS. Pisać można wiele, jak brzydko wygląda egzema i jak fajnie lśnić gładką skórą, jednak szybko mija wena kiedy do okrężnicy dobiera się rak z przerzutami bliźniaczych wrzodów na pośladkach.
Dzień dobry! Zainteresowanym – http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=reportaz&name=231 .
I – http://www.martapiekarz.org
Dzień dobry.
Jestem trochę wczorajsza. Boli mnie to cholerstwo, chociaż już nieco mniej. Starość nie radość 🙁
U tych wczorajszych znajomych były konie. Jeden ćwierć krwi arab, klacz, a drugi piękny ogier, powiedzieli mi, co za rasa, ale zapomniałam. W każdym razie to koń, który startował w wyścigach i wygrywał. Może Stara Żaba, jak sie przyjrzy, okresli, co to za.
Konie miały założone specjalne „czapki” z takiej ochronnej siatki, bo much od cholery, no i specjalne okrycia na grzbiet. Dopiero jak Tori (córka gospodarzy) wprowadzała je do stajni i do boksów, zdjęła te „ubranka”. A potem dała popis pięknej jazdy. Idę ja obrobić zdjęcia, może zdążę, zanim surfiarz wstanie – trzeba będzie jakieś śniadanie zrobić, zanim pójdzie się moczyć. J. w pracy od świtu, bo musi zdążyć z pewnymi rzeczami przed wyjazdem.
A ja inwalidka 🙁
Przypomniało mi się i zaraz poguglałam, okazało się, ze to gorącokrwisty anglik 🙂
To lecę te zdjęcia moje…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%84_pe%C5%82nej_krwi_angielskiej
Pyry zjadły obiad – pyzy drożdżowe z sosem pieczarkowym, takim, jaki Ryba nas ugościła. A sos ten robi się tak :
Sos pieczarkowo – pietruszkowy do pyz albo makaronu :
30 dkg pieczarek zasmażyć na tłuszczu z posiekaną małą cebulą wsypać pieprz, sól i majeranek, kiedy wysmaży się sok grzybowy podlać pół szklanki wody albo bulionu warzywnego, chwilę pogotować , potem wlać mały pojemnik kremówki z dobrze rozbełtaną łyżką mąki pszennej. Dodać drobno posiekany pęczek zielonej natki, łyżkę sosu cytrynowego, sprawdzić smak i ew.soli i pieprzu dodać. Gotować do zgęstnienia (ok 3 minuty). I już. Ryba dodawała sporo tartego żółtego sera – ja wolę bez sera.
Wyżej podana proporcja jest na 2-3 osoby.
Zmarła prof. Świderkówna. Bardzo mi żal. Pamiętam, jak z zainteresowaniem czytałam jej rozważania nt Biblii. Któregoś roku w okresie Bożego Narodzenia „Polityka” (?) publikowała jej esej nt legendy Narodzin. To był bardzo mądry i uroczy tekst. Pamiętam, że uczciwie przytoczywszy wątki podobne z innych religii, wskazując na wyraźne kompilacje, jednocześnie prosiła, żeby nie drążyć, nie badać zbyt wnikliwie „Bo to taka piękną historia i tak mocno w nas osadzona. Po cóż to burzyć?” A była jedną z osób, które dysponowały konieczną wiedzą do tego burzenia (biblistka, papirolog, tłumaczyła z greki, łaciny, sanskrytu, staroegipskiego, aramejskiego) I znowu ubył ktoś z panteonu naszej inteligencji.
Tu sprawozdawczość z wczorajszego dnia:
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Horses
Whooohoooo! Alicja będzie miała nową zabawkę! Nie potrzebuję, ale uległam perswazjom, podobno ma to być moje. Już to widzę. A niech kupuje!
Wojtek surfiarz zrobił sniadanie, zjadł i poleciał do pracy do J. – stamtąd na zakupy. Wiatr dzisiaj słaby, nie pofruwa za bardzo, o ile w ogóle uzna, ze warto wyjść na dechę. Zwykle we wrześniu wieje dobrze, więc mam zapewnione, że przynajmniej raz na tydzień kwiatki będą podlane.
A was co, wywiało?! Cisza, jak makiem zasiał…
http://www.trustedreviews.com/notebooks/review/2008/06/14/Asus-Eee-PC-901-20G-Linux-Edition/p1
No ładna maszyna do pisania. Oczywiście będziesz pisać do nas, prawda?
Posiliłam sie właśnie fasolką szparagową. Wciągnęłam pomidora i wracam do pracy.
Więc chyba mam usprawiedliwione niepisanie dzisiaj?
Nie wiem, czy pamiętasz Marialko, ze ja w ub. roku ciągle was męczyłam raportami z pobytu w Polsce, bo przecież wszyscy, gdziekolwiek jedziemy, maja komputery – i to był mój argument „a po co nam”.
To-to mogę wsadzić do torebki, a podnieść można na jednym palcu. No to mnie przekonali… i baterie są na 8 godzin, a poza tym można podłączyć do wielkiego monitora. Przyznam, że jestem pod wrażeniem, bo to maszyna 1.6 Megahertz, 1 GB RAM, ma właściwie wszystko, czego dusza… i jak nie w podróży, to podłączona do większego monitora robi za całą maszynę – i skrzynki nie potrzeba 🙂
Obudziłam się wcześnie rano, by sprawdzić, czy żyję po tych pieczarkach 😎 Zaraz potem przyjechali przyjaciele z Bazylei i trzeba było w góry. Po południu spadł deszcz i to był pech; goście przywieźli ze sobą DVD z podróży po Mongolii, chyba kilka tysięcy zdjęć na podkładzie z monotonnej muzyki mongolskiej, ale nie ludowej 😯 Nadzieja wstąpiła w nas, kiedy odtwarzacz DVD wyłączył się po pierwszych stu obrazkach, ale goście wiedzieli, że mamy komputer…
Nemo,
czuję Twój ból! Nie ma to, jak ktoś katujący fotografiami i nie daj Boze, przy każdym zdjęciu opowiastki (a tu Krysi zachciało sie siku, i nigdzie nie było toalety!). O wiele lepiej wrzucić sznureczek i niech każdy osądzi, czy mu się chce oglądać, czy sobie odpuscić. Goscie byli „na goraco” z podróży, pewnie dlatego. Ale to nie powód, żeby ludzi katować?!
Sadzilem, ze tylko dorosle chlopaki bawia sie zabawkami, które nie byly dostepne w mlodosci. Okazuje sie, ze panie równiez. Alicja teraz niewatpliwie da czadu. Niech daje i szybko zdrowieje.
Nowa rzecz do wypróbowania. Gruszkówka. Swoiezutka. Stoi w butelce i do Zjazdu bedzie calkiem dostala. Juz zameldowala swoja obecnosc. Pracowalismy caly dzien jak mrówy. Narobilismy pelno butelek. Nawet jest wisniówka. Tyle, ze nie nalewka ale przepedzanka. Jedni nalewaja, drudzy przepedzaja a ja jedno i drugie.
Niestety nie bedzie gotowa na Zjazd. Nie dojdzie. Jezynówka w nalewanej postaci. Caly 5 litrowy slój. Gotowca bedzie okolo 2 litrów a do tego dzemik nie dla oseków. Poza tym znalezlismy beczke jablkowego zacieru do kompletnego przepedzenia a tu juz nowe zbiory gruszek na glowe spadaja. Oj losie, losie. Jak ja dam rade ze wszystkim. Winogrona uhudlerowe dobiegaja. Dobrze, ze ja nie jestem winiarzem.
Jutro nowy tydzien. Marek wrócil z Paryza obladowany podobno jakims lukiem i strzalami. Czyzby zaczal robic za Wilhelma Tella. Na wszelki wypadek nie bede stal z jablkiem na glowie. Powiem, ze jablek nie ma bo wszystkie zostaly przepedzone.
Pan Lulek
Alicjo,
dzięki za zrozumienie 🙂 Te zdjęcia były piękne, opowieści ciekawe, a ja walczyłam z sennością na twardym krześle i nie mogłam powstrzymać ziewania 🙁 To trwało chyba ze 2 godziny 😯
Goście pojechali, za tydzień wybierają się do Rumunii. Te aparaty cyfrowe, to jest przekleństwo w rękach ludzi nie potrafiących dokonać wyboru 🙁 Ach, gdzież podziało się dawne oglądanie slajdów… I jeszcze człowiek narzekał 😯
Pan lulek bardzo mnie zrozśmieszył. Skoro tutaj wszyscy litujemy sie nad zwierzątkami to jak nic , trzeba zacząć jeść rosliny. Wiem Pawle, że szynka to świnka płacząca ale ja bardzo się staram aby jej nie jeść, na razie bez skutku. Mam pytanie do p. lulka jak robił gruszkówkę. Gruszek chyba nie upolował w sadzie? Ponoć rosliny też czują..
Morelo,
twarda zasada Natury – albo ty zjesz, albo ciebie zjedzą 😉
Tertio non datur
Alicjo,!! Co masz zjeść dzisiaj zjedz jutro , co masz jutro zrobic zrób dzisiaj. Postępując wg. zasady Twojej, większość społeczeństwa cierpi na niestrawność, dobrej nocki
Ja nie cierpię na niestrawność, jem w miarę, przecież jak jest obiad na stole, to nie po to, żeby go oglądać, tylko zjeść. Tym bardziej, że ja ten obiad gotuję!
Przy wzroście 163 ważę 57 kg, co dzisiaj sprawdziłam!!!
Czy to jest niezdrowa waga, a nawet nadwaga?!
Myślę, że wątpię 🙂
Postępując według wyżej wymienionej przez Ciebie Morelo zasady, jedzenie jest be. A my tu, zasiadający przy stole uważamy, że i owszem, jest cacy. Obżarstwo to jest zupełnie inna para kapci. Smakosze to nie ten sam klub, co obżartuchy.
Z nowej zabawki klikam 😯
A teraz do kuchni 🙁
Jak trzeba, to trza!
Jak zwykle wieczorem miałam kłopoty z łącznością. Dwie godziny z hakiem próbowałam wejść w internet bez skutku, ale prócz Alicji i jej nowej zabawki i tak, bodajże,nikogo nie było?
Nemo – zdjęcia, jak zdjęcia , ale tej mongolskiej muzyki Ci serdecznie współczuję. Wiem, co mówię – kiedyś musiałam zorganizować koncert ichniego centralnego zespołu armijnego. Wielka hala „Arena” 3 tys miejsc, 2 koncerty z 2 godzinną przerwą między nimi,40 wykonawców + 22 osobowa orkiestra. Siłą rzeczy towarzyszyłam im w przejazdach przez miasto, przy posiłkach, na próbach i na koncercie. Do dzisiaj uważam, że były to 2 najczarniejsze dni w moim zawodzie ówczesnym.O sprawach mentalnych różnic nie będę pisać, bo to oczywiste, o różnicy obyczaju też nie ma co mówić. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, że uroczyście na scenę wnoszone oficjalne kosze z kwiatami sa natychmiast rozszarpywane – kwiaty rozdawane szatniarkom, sprzątaczkom i komu tam wpadło, natomiast gałązki świerkowe z owych koszy łamane drobno i z pietyzmem umieszczane na dnie kosza i zabierane do hotelu, to zgłupiała. Koszy dostali 5 – z każdym zrobili to samo. Dobra – ich kwiaty, ich wola. A muzyka? Pierwszy kawałek , drugi numer, trzeci numer itd poznawaliśmy po tym, że zmieniali się soliści, było inne ustawienie chóru, albo zgoła tancerze zastępowali wokalistów. Po pół godzinie wydawało mi się, że spiewają wszystko od początku. Niektóre instrumenty ciekawe – widzieliście kiedyś flet czy może fujarkę z dzwoneczkami? Nawet przyjemnie to brzmiało, przez jakiś tam czas. Ja tego słuchałam w sumie przez 6 godzin.
Pyro,
nie dowiedziałaś się nigdy, co oni zrobili z tymi gałązkami? 😯 Zabrali na opał do jurty, albo na paszę dla jaków, a może na posłania w jurcie? Po obejrzeniu 3 000 km bezkresnych stepów i pustyni oraz transportów cennego drewna na dwukółkach ciągnionych przez jaki – jestem gotowa uwierzyć w każdą możliwość 😉
Wrocilam, mylam sie dwie godziny, gdyz spedzalam czas wsrod gruzu i deszczu, delektuje sie przeswietnymi ogorkami kiszonymi, zakupionymi przy plocie na drodze Kostrzyn – Gorzow Wlkp. u pani spontanicznej uprawiaczki zieleniny, pani jest „miastowa”, wysiadla ze spolecznosci miejskiej i przeniosla sie na wies, potrafi hodowac prawdziwe pomidory, robic ogorki itd.w przeciwienstwie do zasiedzialych mieszkancow wsi.
Może ja też zacznę sprzedawać moje ogórki? Ale kto tu kupi? 🙁 Goście po prostu wyjedli pół słoja i pojechali. Mamy paru przyjaciół lubiących ten egzotyczny specjał, ale im przecież nie sprzedam 😯 Na razie kiszę i składuję w piwnicy, a ogórki rosną i rosną… Z grona amatorów kiszonek ubędzie niebawem jeden znajomy, przyjaciel Osobistego z lat młodości. Dostaliśmy zaproszenie na pożegnalne party przed jego wyjazdem na stałe do Tajlandii 😯
Nemo, do Tajlandii? Nowe życie z dala od korzeni? Z wielkiego dala. Ma tam jakichś przyjaciół?
Ma żonę stamtąd i od lat tam jeździ, a teraz postanowił osiedlić się na stałe. Lubi ciepło, choć kiedyś nie znosił upałów 😉 Inny kolega zagnieździł się w Hongkongu, tak mu się spodobało na delegacji.
Żona będzie się tam lepiej czuła niż w Szwajcarii?
Może trzeba przyjąć, że będzie dobrze. Przecież jeśli pomysł się nie sprawdzi będą mogli wrocić?
Sądzę, że to przemyślana decyzja. Nasz bliski przyjaciel ożenił się przed laty z Brazylijką, która źle znosiła alpejski klimat i po kilku latach mieszkania w Lucernie podjęli decyzję o zamieszkaniu na stałe w Brazylii. Oboje są tam szczęśliwi, odwiedzają Helwecję raz na 2 lata. Żeby było śmieszniej, to córka z jej pierwszego małżeństwa – 100-procentowa Brazylijka, świetnie się czuje w Szwajcarii, gdzie założyła rodzinę, natomiast ich wspólny syn woli mieszkać w Brazylii.
Nemo, skompresować i na dysk:)
Cholera, nakarmiłam, a oni dalej koło MOJEJ maszyny.
Nemo, podoba mi się i imponuje ta swoboda wyboru.
Na mnie pora. Miłych snów wszystkim, szczególnie którzy już śnią.
Napisałam i mi uciekło. Chyba nie lubie tego laptopa, jak nie trzeba to jest mimozowato wrazliwy a jak mi sie spieszy to mlotkiem nie pogoni.
Zeby mi znowu nie uciekł: wszystkiego najlepszego dla HELEN!!!!!!!!!!
pamietam o Helenach, bo moja sroga Babcia byla Helena – nazywalam ja Babcia Potwór w odróżnieniu od macochy mojego Taty, która byla Babcia Anioł.
Bede pisac cala noc, bo jutro odwoże urobek z dwoch tygodni do biura. Ciekawe co sie kolezenstwu kierownictwu nie spodoba. Kierownictwo dziala w charakterze nowej miotly i wszystko co dotad bylo jest be. Nowe druczki i pomysły. Wrrrrr…
Dobranoc
163cm/57kg?
I hate you, woman.
morela
Jaka byla w ubieglym roku gruszkówka, zapytaj Pyre. Ona odrobine sie zalapala. W tym roku przyjade z nieco wieksza butelka. Beda inne tez. Jak dojade albo nie porwa mnie po drodze. Dla okupu oczywiscie. Gruszki same spadaja z drzew które maja kilkadziesiat dobrych lat. Zbiera sie je i przerabia na zacny trunek. Pisalem kiedys cos na ten temat. Gruszkówka sprzedaje sie najlepiej z wykonywanych przez nas produktów, dlatego mój przyjaciel niezbyt chetnie oplaca w ten sposób moje wysilki. Ponadto w najblizszy piatek przyjezdza mój syn i synowa w krótkie odwiedziny i zapowiedzieli, ze koniecznie ma byc gruszkówka i olej z pestek dyni.
Poza tym kolekcja wegierskich czerwonych win. Onnych nie biora do twarzy.
Ot taka rozbrykana mlodziez i tyle.
Spokojnej nocy. Ide dospac.
Pan Lulek
Miś Paryski
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Mis
Heleno,
ja tez siebie nie bardzo…, wolałabym byc taka wiotka z lat 70-tych;)
Popatrz na te zdjecia powyzej, Kanadyjki nie mają żadnych tam – są, jakie są i swietnie się czuja.. A ja nadal połamana 🙁
Alez mnie Wojtek surfiarz komputerowiec przejechał (pouczał, skonfigurował itd)wobec tego asusa eee-901!
Hej, faktycznie, świetna zabawka 🙂 Przywiozę i pokażę, bo to-to sie naprawdę mieści w torebce:)
Panie Lulku, ja sie zapisuje na piersiówke gruszkówki, o czym juz wspominałam.
Z serca płynący moc serdecznych życzeń imieninowych dla Heleny ; Uśmiechu , zdrowia , spełnienia wszystkich dotąd niespełnionych marzeń- życzy Grażyna
Heleno !
Z samego rana najpiekniejsze jakie tylko potrafie zyczenia przesylam Tobie. Jak zwykle znakomitych, niekonwencjonalnych pomyslów na które mozna sie wsciekac ale kolo których nieda sie przejsc obojetnie.
Jeszcze raz najlepszego w ten piekny jak na zamówienie poranek przesyla
Pan Lulek
Alicjo !
Z piersiówka beda klopoty, bo wszystkie wyszly. Jesli znajde jakas do kupienia to nabede i dowioze. Przy okazji piers ( ówki ), jaki numerek, zeby pasowalo.
Pan Lulek