Szybka relacja ze skróconego kursu gotowania

Na trzy dni Dom Pracy Twórczej „Polityki” w Niborku koło Nidzicy zamienił się w szkołę. Dziesiątka bardzo młodych ludzi z jednej z większych na świecie kompanii piwnych postanowiła zgłębić wiedzę dotyczącą kontaktów z mediami, fotografii, nowych technik funkcjonujących w Internecie i paru innych dziedzin,  bez  których nowoczesny pracownik PR obejść się nie może.

Taki pobyt i szkolenie bywają bardzo wyczerpujące a czasem wręcz stresujące. Nic zaś lepiej człowieka nie odstresowuje niż praca w kuchni. Na zakończenie każdego dnia piwowarska młodzież zakładała (przyznać trzeba, że twarzowe i eleganckie) fartuchy i udawała się do kuchni. Tu pod moim okiem przechodziła szybki kurs gotowania.

Wprawdzie kuchnia była dość ciasna jak na tak dużą ekipę ale udało się wygospodarować trzy oddzielne stanowiska pracy, tak usytuowane, by adepci kucharscy nie przeszkadzali sobie nawzajem. Wszyscy dostali niezbędny sprzęt najwyższej jakości. Były to garnki, patelnie, durszlaki, obieraczki, deski i – co napawało mnie sporym niepokojem – noże. Zwłaszcza, że te Fiskarsa wyróżniają się niebywałą ostrością.

Jak twierdzili moi uczniowie ich umiejętności kulinarne były bardzo ograniczone, by nie powiedzieć żadne. Pełni jednak byli zapału i dobrych chęci. Zwłaszcza, że przez godziny wykładów zdążyli mocno wygłodnieć. A kolacja zależała od sprawności ich działania.

Aby jednak tortury głodowe ograniczyć do minimum zaproponowałem zrobienie najprostszej przekąski jaką jest pasta jajeczna. Jej produkcję nieco przyspieszyłem gotując wcześniej jaja na twardo, które kandydaci na kucharzy bardzo sprawnie przy pomocy widelców połączyli w jedną masę z topionym białym serkiem i drobno posiekanym szczypiorkiem. Niektórzy ową pyszną pastę (kto nie wierzy niech sam spróbuje) podostrzali pieprzem samodzielnie utartym w wielkim kamiennym moździerzu. Posmarowane kawałki bagietki zaspokoiły pierwszy głód i pozwoliły dalej pracować bez trzęsących się rąk i rosnącego groźnie apetytu.

Kolejnym wyzwaniem była zupa pomarańczowo-pomidorowa na bulionie, doprawiana imbirem i na koniec odrobiną cynamonu w proszku. Ponieważ pracowały trzy drużyny i gotowały w trzech sporych garnkach, powstały trzy trochę od siebie różne zupy. Jedna była nieco bardziej kwaskowa (przewagę tu miały pomidory), druga – słodka (przewaga pomarańczy) a trzecia – pikantna (to zasługa startego imbiru). Wszystkie trzy były nie tylko jadalne ale po prostu smaczne.

I wreszcie danie główne: risotto ai funghi porcini czyli risotto z prawdziwkami. I tę barierę zawieszoną wysoko (zwłaszcza dla niewprawnych gotujących) zespół pokonał gładko.

Szkód nie zanotowano. Uszkodzeń ciała też nie. A ocena umiejętności adeptów była taka: – Tak pysznej kolacji jeszcze nie jedliśmy!

Prawdę powiedziawszy i mnie kolacja  smakowała. A jestem dość wybredny. Ale zważywszy, że daniom towarzyszyły naprawdę doskonałe wina (niektórzy z poczucia zawodowego obowiązku sięgali po piwo) to nie mogło być inaczej.

Po kolacji, przy tiramisu, rozmowy o gotowaniu, produktach dostępnych na naszym rynku i  historii kuchni świata trwały do późnej nocy.

Kolejny wieczór był – jak sądzę – jeszcze bardziej ekscytujący, bo dotyczył historii wina, jego doboru do dań, metod przechowywania i picia. Punktem kulminacyjnym wieczoru była tzw. ślepa  degustacja czyli próbowanie win nalewanych z butelek z przesłoniętymi etykietami i porównywanie indywidualnych wrażeń z  powszechnymi ocenami poszczególnych rodzajów.

Myślę, że dzięki szkoleniu w Niborku grupa smakoszy i miłośników gotowania powiększyła się o tę dziesiątkę. Przybyło także amatorów dobrych win. A to mnie cieszy.

Zdjęcia: Karol Woźniak