Do zobaczenia w przyszłym roku
Ufff! – to dźwięk, który może chyba wydać z siebie Stara Żaba. Najazd Hunów (chyba!?) już się skończył. Ale ktoś, kto hoduje kilkadziesiąt (chyba pół setki) koni, sforę psów i mieszka z dala od ludzkich zabudowań, pośród dziczyzny, która czasem wpada do jej kuchni i na stół, jest w stanie zdzierżyć nie takie naloty.
Ewa była wspaniałą gospodynią pod każdym względem. A Żabie Błota jeszcze wypiękniały od ubiegłego roku. No i są bardzo rozległe. To przecież kilkadziesiąt hektarów. Ale Zjazd koncentruje się pod drzewami obok dworku. Tam jest ognisko, na którym Alain zwykle piecze swoje pstrągi. Tym razem łowił je z Cichalem i dlatego były znacznie mniejsze niż te ubiegłoroczne. Cichal nie może bowiem dźwigać ciężarów. Szklaneczki z trunkami zaś podnosi zgrabnie i bez kłopotów.
Ewa (czyli Żaba) i jej konie…
Jak już donieśli liczni korespondenci w tym roku na stole królowała dziczyzna w różnej postaci. A każde danie na kulinarnego Nobla.
… oraz psy
Były oczywiście i ciasta ale zniknęły jeszcze przed daniami głównymi. Tak się jada w Krakowskiem i na Śląsku – najpierw torty, potem pieczeń. A tu mimo, że Zjazd Międzynarodowy, to liczna reprezentacja z Krakowa nadawał ton przy stole.
W stajni z Basią
Nie będę się rozpisywał, bo każdy powinien dodać coś od siebie. Pokażę więc kilka zdjęć i wszystkich zjazdowiczów i tych, którzy będą dopiero zjazdowiczami serdecznie wyściskam (także w imieniu Basi).
Dodam tylko, że brak było reprezentacji Austrii (z zaprzyjaźnioną Warszawą) i Francji ( która podejmowała Nisię) oraz prawdziwych Kurpi (a nie podrabianych jak my). Były zaś dwa nowe stadła małżeńskie czyli Stanisław i Cichal z żonami, które jak słychać już połknęły blogowego bakcyla czyli rodzina nam się rozrasta. To cieszy.
Niżej: panie przy ognisku
Tu – prawdziwie międzykontynentalne towarzystwo
A to pełna delegacja Trójmiasta i Hanoweru…
…i Kanady, Francji oraz Polski
Żabo i cała pozostała blogowa bando: DO ZOBACZENIA! Za rok.
Komentarze
😀 😀 😀
Nb, donoszę uprzejmie, że kilka minut temu „upubliczniłam” (pod weekendowym wpisem P.Red) mój wieloletni, myślny nick Żaby – Złota Żaba… 😉 😀 — tak i tylko tak! 😀
A czemuż te fotki się nie powiększają? 😮 – czy zawsze Politykowy wordpress musi tak odstawać in minus od ogólnej (darmowej) platformy — ja się pytam (cichutko i nieco demagogicznie)… 😉 🙄
o to Stanisław stał obok Krystyny i teraz pisze, że jej nie poznał … ale foto nie kłamie … 😉 .. a Krystyna nie zaprzecza .. to jak to było? …
Piotrze chyba duma Cię rozpiera, że takie zjazdy Twoi blogowicze organizują … 🙂
Tak się jada w Krakowskiem i na Śląsku – najpierw torty, potem pieczeń.
Jak to się człowiek uczy przez całe życie: mimo zaliczenia wieeelu imprez: wesel, bankietów, komunii, imienin, urodzin, parapetowek, etc, etc — nigdy(!) się z czymś takim nie zetknęłam… ani w Małopolsce (płaskiej ni górzystej), ani na Śląsku… 😮 😮 😮
Basiu to było z przymrużeniem oka … chyba … 😉
w dążeniu do dalszych milionów … 😀
a Pana Lulka chyba znowu wcięło …
Cieszę się, że Pyra wydobrzała, bo w Jej komentarzach wyczuwa się pełną sprawność.
Czytam wczorajszego Placka i zadziwia mnie komentarz do filmu. Gdzie Twój humor, Placku? Wiem, że ten humor bywał ciemny, że nie powiem: czarny. Ale tak wprost o ciemnych stronach tego świata. Takie rzeczy od czasu do czasu są potrzebne, gdyż powodują zaspokojenie ważnych potrzeb ludzkich. I to bardzo różnych. Jednemu potrzebne jest czasem przypomnienie, że są większe tragednie niż pęknięty wąż od pralki albo niechętna synowa. Czasami takie przypomnienie pozwala przewartościować to i owo na dłuższy czas. Ktoś inny po takim filmie czuje się lepiej widząc, że miał szczęście żyć w stosunkowo dobrych warunkach. Istota jest taka sama – pokazanie ważnych punktów odniesienia. Reakcja oczywiście indywidualna.
A potraktowanie tego filmu jako odskoczni do reklamy swoich bardziej prozaicznych wytworów… Taki jest świat i natura ludzka, nie warto się tym przejmować.
A co do Tity, nigdy nie był moim ideałem, chociaż potrafił dużo. Utrzymać razem w zasadzie w zgodzie kilka nienawidzących się narodów. Musiałem trochę poczytać o Jugosławii zbierając materiały do pracy doktorskiej pod koniec lat 60-tych. Spotkałem wówczas wiele wypowiedzi dobrych zachodnich politologów, którzy twierdzili, że najdalej kilkanaście lat po śmiercui wodza Jugasławia musi się rozpaść, bo nie ma innego czynnika spajającego. Tymczasem w kilka miesięcy po śmierci Tity powstała Solidarność. Będą tacy, co powiedzą, że to przypadek. Ale podobno na świecie nie ma przypadków. -:)
Tito nie tylko dobrze jadł. Lubił też bogatą biżuterię, jak np. złote papierośnice wysadzane brylantami, które rozdawał wizytującym go ważnym towarzyszom z zaprzyjaźnionych krajów. Dostał taką m. in. Gomułka. Pienił się ze złości po powrocie zamiast się cieszyć.
Dawno nie używałem i coś pokręciłem. Miało być chyba tak: 🙂
Rzecz w tym, że każdy przywozi swoje ciasta popisowe, a reszta wie, co dobre… Keks Krystyny chowany skrzętnie na sobotę został wykończony bardzo szybko, ale ktoś przełożył kilka kawałków na koszyczek z pieczywem i była nadzieja, że jeszcze w niedzielę rano można będzie uszczknąć plasterek. Ale tam – byłam świadkiem, jak któryś z Panów wyłuskał ostatnie dwa kawałki przy śniadaniu, pracowicie wysmarował masłem i zjadł do zimnej dziczyzny w towarzystwie pomidora !!!
Kochani, nic nie kłamię. W zeszłym roku zawitaliśmy na zjazd dopiero w niedzielne południe, gdy już Krystyny nie było. Moja Ukochana usłyszała dokładnie, że Krystyna to Krystyna, ale Ukochana przy stole nigdy nie siadała, więc mało Jej to mówiło.
A Złota Żaba trafiona w dziesiątkę. Tylko żeby sama chciała się przemóc i tak podpisywać.
Gulasz z dzika i jelenia pożarty w niedzielę ze smakiem w towarzystwie córeczki i pod wino Pata Negra, które tak smakowało Pepegerowi.
Jeszcze wracam do buziaczka, który się nie udał. Musiałem go wstawić, żeby ktoś nie wziął sąsiedniego zdania na poważnie, co spotyka mnie dość często. Ja sobie żartuję, a ludzie mówią, że mam dziwne poglądy. 🙁
Jolinku 😉 😀
Stanisławie, możemy w Żabę „wmusić” ten nick… 😉 😀
Pana Piotra rozpiera duma, a ja np. czuję pewien niedosyt. Pan Piotr wpada, pobędzie parę godzin i wypada. Chyba przy okazji Zjazdu I, gdy Pan Piotr był gospodarzem, bardziej się odczuwało obecność Osoby Centralnej. W sobotę towarzystwo obradowało w grupkach i tylko zjazdowicze o najdłuższym stażu jak np. Alicja śmieli przysiąść się do Pana Piotra.
Może w przyszłym roku uda się namówić Gospodarza chociaż na jeden nocleg i wtedy będzie inaczej. Mam nadzieję, że my także zdołamy wreszcie zanocować na Zjeździe. Są perspektywy, bo wszystko wskazuje, że będę wówczas retired, a nie tylko na emeryturze.
Oczywiście, że w Małopolsce obowiązuje zasada jedzenia pieczystego przed tortami. Tylko w Małopolsce piecze się sporo i próbuje. I jada się tzw. podobiadki. Na podobiadek można zjeść kanapeczkę, ale jak już jest upieczone ciasto, to się je wtranżala. A prawie zawsze jest. Jak smaczne, to się jej i je. A potem już pora obiadu, więc trzeba pieczyste. Tak to z grubsza funkcjonuje. Podobnie bywa we Francji, gdy ma się dużo wolnego czasu. Zdarzyło mi się kilka razy uczestniczyć w posiłku trwającym od 8 rano do 1 w nocy. I jadło się słodkie oraz wytrawne na przemian. W Małopolsce był w podobnych przypadkach jeszcze dobry zwyczaj wychodzenia w przerwach na spacery.
Ladnie Pan Gospodarz podsumowal Zjazd, ja jestem pelna podziwu dla poswiecenia Zaby i do dzielnej grupy ja wspomagajacej: Haneczki, Inki i Jurka – za ta elektryke oraz Danuski, ktora tez pomagala ile mogla, podejmowali nas z poswieceniem i zyczliwoscia (wiedzieli wiecej, gdzie co stoi) odczytywali kazde pragnienie i nigdy nie byli zmeczeni.
Można chyba załatwić z Łotrem, żeby zamieniał Starą na Złotą
Chociaż raz byłby z łotra jakiś pozytek
To że Żaba jest Złota,zasługuje na pomnik,medal oraz noszenie
na rękach to wszyscy wiemy i jeszcze raz Jej dziękujemy
za gościnę,serdeczność i cierpliwość dla takiej hałastry.
Zaznaczę jednak,że gdyście checieli zorganizowac kiedyś u siebie
jakieś zloty,zjazdy czy też inne biesiady i zaprosić ponad 20 osób
to pamiętajcie,że bez pomocy HANECZKI i KRYSTYNY,które nieustająco
sprzątają,nakładają,częstują,zamiatają,pomywają,układają …..
SIĘ NIE OBĘDZIECIE !!! DZIEWCZYNY- DZIĘKI 😀
Że już nie wspomnę PANA MĘŻA HANECZKI,który naprawi i technicznie
pomoże rozwiązać każdy problem. Chapeau bas !
No wiesz co Stanisławie .. do Piotra i Basi bałeś się podejść i nie zapytałaś każdego kto jest kto .. no nie Stanisławie popraw się na następnym zjeździe … 🙂
chałupa prawie posprzątana teraz się biorę za renowację własnej osoby … 😀
Nie jest tak dobrze : piekielny wirus nadal sobie w Pyrze hasa, tylko 5 dzień opycham się aspirynami i innym dobrem aptecznym, więc i nie telepie mną od rana do nocy. A teraz wieści z dalekiej Afryki: napisała do mnie Nirrod, a nawet przysłała dwie fotki panny Sofii. Dziewczyneczka już wspaniale siedzi, a nawet próbuje wstawać, co jednak jest jeszcze sztuką zbyt trudną.Tatuś brzdąca napisał swoją dysertację doktorską i rodzinie ulżyło. Idąc za ciosem Nirrod wynalazła sobie jakieś kursy akademickie, podyplomowe w Bath i za miesiąc zaczyn kolejny etap edukacji, tym razem korespondencyjnie. Nie chce utknąć w dziwactwach żon dyplomatów, które skazane na częste nieobecności mężów, a jednocześnie odcięte od środowiska miejscowego, są niejako skazane na różnego typu dewiacje. Dla wszystkich Blogowiczów Nirrod przesyła pozdrowienia.
O właśnie – INKA !!! Stale przecież kręciła się pozytecznie po kuchni.
Stanisławie,
naprawdę warto pomyśleć o nieco dłuższym pobycie w Żabich Błotach w przyszłym roku. Kilka godzin to stanowczo za mało. W ubiegłym roku byłam od soboty do niedzieli, w tym roku przyjechałam już w piątek. Wyobrażam sobie lekki szok Krystyny, kiedy znalazła się wśród tylu nieznajomych osób, które jednak już o niej trochę wiedziały, a po kilku godzinach na pożegnanie wycałowały ją.
A nieśmiałości w Żabich Błotach należy koniecznie się wyzbyć. Mnie to udało się całkiem dobrze.
Stanisławie, wprawdzie byłem krótko ale i tak zdołałem wszystkich nowych namówić byśmy mówili sobie po imieniu. Obszedłem też gospodarstwo (co widać) popróbowałem niemal wszystkiego. No i gadałem, gadałem, gadałem…
Prostuję też drobną pomyłkę: I Zjazd był w Kórniku a organizowała go Pyra. Dopiero II Zjazd był u nas nad Narwią. Prawdą zaś jest, że na tym II spędziliśmy z Basią pełne trzy dni. I nie tylko dlatego, że to blisko Warszawy gdzie mamy stałe obowiązki radiowe lub telewizyjne.
A obyczaj jedzenia tortów na początku przyjęcia jest bardzo stary lecz często stosowany i dziś. Ostatnio byłem na weselu na Opolszczyźnie, na którym na wstępie obiadu były kołacze a potem zupy i dania. Na zakończenie – znów słodycze.
Jolinku, to nie do końca tak. Do Pana Piotra podejść się nie bałem i bardzo miło wspominam rozmowę na stojąco. Mieliśmy wspólny temat czyli Włochy. Gdy jednak grupki sie porozsiadały, nie wpychaliśmy się pomiędzy Pana Piotra a osoby bardziej dla bloga zasłużone. Kto jest kto też wiedzieliśmy. Tylko jako osoba niedosłysząca źle zrozumiałem Krystynę i nie miałem o tym pojęcia 🙁
Oczywiście, że nie umiem policzyć do czterech. Wszak IV Zjazd to był, czego mam pełną świadomość.
A niedosyt Pana Piotra będzie zawsze niezależnie od Jego najlepszych starań.
Miło się gawędziło, ale teraz czas na posiedzenie, gdzie coś tam muszę przedstawić. Mam nadzieję, że nie potrwa długo.
Haneczko,
mam nadzieję, że po swoim wczorajszym rekordowym co do długości wpisie, nie zamilkniesz na miesiąc, bo uznasz, że wyczerpałaś limit. 🙂
Tego bym Ci nie wybaczyła.
Krysyno, moja Krystyna była w zeszłym roku ze mną, ale przyjechaliśmy dopiero w niedzielę, już po Twoim wyjeździe. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy w ogóle uda się przyjechać. W tym roku też w sobotę miało odbyć się ważne zebranie, które zostało przeniesione częściowo na następną sobotę, a częściowo na ubiegłą niedzielę. Ale w zeszłym roku Krystyna poznała Złotą Żabę, Pyrę (i Młodą Pyrę), Inkę i Pepegora.
Szoku więc nie było, tylko: „imię nic mi nie mówi, powiedz coś więcej”.
A gdybym przed wyjazdem zajrzał do zeszłorocznej fotorelacji, jak to zrobiłem przed chwilą, nie miałbym kłopotów z rozpoznaniem Krystyny.
Rzeczywiście Haneczka dziś milcząca. Pewnie pracuje. Ale już właśnie po mnie dzwonią, więc żegnam na razie.
Haneczka jest nam winna przepis na roladę kurczakową,
więc zapewne się wkrótce odezwie.
……………………………ale żeby tak zamiast zająć się chorą Dziewczyną, rzucać się na keksy z dziczyzną i pomidorem zagryzać ? Który to Pan ? 🙂
Stanisławie – Masz rację, masz rację, masz rację 🙂
Jadłem cytrynową szpajzę , przed obiadem, jadłem też pyszne małe ciastka.
A właśnie, że jadłem, ten blog JEST najlepszy i Jugosławia się rozpadła.
Stanisławie – Cały jesteś w skowronkach, do takich imprez tęsknię, a nie do dętych markietingowych perfekcji. Czy to Cichal zjadł ostatnie keksy ?:)
W imieniu tylko i wyłącznie swoim dziekuję Państwu za krzepiącą strawę duchową. Pokreślam, że nie czytam z kartki i mam na myśli wszystkich bez wyjątku.
Pada w każdym oknie (w Warszawie), tym bardziej miło obejrzeć takie ładne zdjęcia i przeczytać relację ze zjazdu.
Widać, miło czas Państwo spędzali. Może za rok i ja dołączę…?
Tymczasem umieram z nerwów, bo ukochany wyjechał na tydzień i zostawił mi samochód do dyspozycji, i pierwszego dnia na parkingu … zarysowalam!
Pyro –
Czy dygawica jaką próbujesz powstrzymać dręczy Cię w domowych pieleszach? A pani dochtórki była?
Nirrodka proszę pozdrowić.
Placku –
Co to jest szpajza?
Wiem, że jakieś papu (pewnie słodkie) i smaczne skoro przed obiadem …
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
PDByk /
Jeśli jesteś w internetowej czaso-przestrzeni – wcale się nie boczyłam ani też gniewałam. To była forma żartobliwa.
E.
Się odzywam w przelocie 🙂 Młody wyjeżdża dzisiaj do Wrocławia i zaanektował komputer w celu załatwienia spraw ostatnich. Teraz poleciał w jezioro i miałam chwilkę na doczytanie i dooglądanie.
Ludzie, już tęsknię do przyszłorocznych posiadów! Uwzględnijcie, proszę, nocleg, kilka godzin dnia to za mało 🙂
Danuśka, roladę zapodam, niech tylko Młody wyjedzie 🙄
Minutkę będę poważna, a nawet posnuję dydaktyczny smrodek (jak mawiał p. Melchior). Jako niezwykle cenne uważam przywożenie na zjazdy współmałżonków (jeżeli takowi są). Nie tylko dlatego, że się lepiej poznajemy i integrujemy, ale i niezwykle wzbogacamy zestaw umiejętności i talentów. O pracach elektrycznych Pana Męża Haneczkowego była tu mowa; Lucjan Inki pomagał przebudować dawną kancelarię Żaby na garsonierę dla panienki Sylwii, Alan został blogowym królem ryb i od połowu, poprzez czyszczenie, przyrządzanie itd dostał domenę w samodzierżawie. Pomaleńku przełamują opory i inni panowie – Krystyna mówiła, że jej Mąż, który ludzi ma po dziurki w nosie, w przyszłym roku do nas dołączy; z Krystyną Stanisława można było pogadać o muzyce, podróżach, kuchni, językach i na sto innych tematów, dobrze też zapisała się Ewa Cichalowa i Pasztetnik Jotki. Ludzie – jacy MY jesteśmy fajni!
Echidna – po co mi doktórka? Czy to pierwszy raz mnie cosik grypopodobnego dopadło? Antybiotyków nie chcę, a aspirynę, chlorchinaldin, witaminki, miód i cytryny (a nawet odrobinę rumu do herbaty) sama sobie potrafię zaordynować. Umierać się na to raczej nie umiera, tylko kilka dni się podle żyje. Dzisiaj jest ciut lżej.
Osobistego to już do zjazdów nie muszę przekonywać.
Sam się rwie,jak trzeba będzie,to i beze mnie przyjedzie 😉
Pyro – życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
A Dorotol – czy jesteś już w lepszej formie ?
Idę po śmietanę, a po drodze „wysiusiam psa”. Dzisiaj na obiad zupa ze świeżych kurek i ziemniaki tłuczone z masłem. Jeden z moich ulubionych obiadów jarskich. Przepis na tę zupę podawałam już kilkakrotnie, więc czuję się zwolniona z obowiązku.
Mój obiad też był wegetariański – spaghetti ze świeżymi pomidorami, oliwą i czosnkiem oraz parmezanem, duszony kabaczek i jeszcze mizeria dla niedostatecznie nawodnionych 😉
Po wczorajszej kolacji (ziemniaki w kostkę usmażone na oliwie, antrykot z dzika, sałatka pomidorowa) miałam jakieś makabryczne sny ze spadaniem w wielką przepaść wraz z jakimś dziwnym pojazdem-platformą 😯 Zderzenia z ziemią nie doczekałam, ale obudziłam się z kołaczącym sercem 🙄 Dziś na kolację filet z jelenia z kurkami. Ciekawe, co mi się przyśni tym razem 🙄
Antrykot z dzika był znakomicie soczysty i delikatny, spać poszłam kilka godzin po kolacji, nie wiem, skąd takie sny 🙄
U nas na obiad też były wczoraj kurki,zakupione w czasie drogi
powrotnej z Żabich Błot.Lasów na tej trasie nie brakuje !
No proszę, Alan, rwie się do ciężkiej pracy, gdzie na dodatek Danuśkę dziadkowie po rękach obcałowują. Ale zauważyliśmy z Ukochaną, że Alan pracuje z satysfakcją daną ludziom utalentowanym.
Szmajza waniliowa:
Kokoski, lub upieczona płyta kokosowa; 1 l kremówki, 10 łyżek cukru, 8 jaj, 8 łyżeczek żelatyny, wódka, bakalie: owoce z puszki, orzechy, rodzynki, czekolada;
Kokos nasączyć wódką i pokruszyć. kremówkę ubić, dodać cukier.
Jaja ubić. Do ubitej śmietany wlać ubite jaja i rozpuszczoną żelatynę, dodać pokruszony kokos, dużo bakalii i posiekaną czekoladę. Wszystko delikatnie wymieszać, nałożyć do miski i schłodzić w lodówce
waniliowa? 😯
ślonskie jodło
Stanisławie- świstaki podobno mają talent do zawijania czekoladek
w sreberka,a Osobisty do zawijania ryb w folię aluminiową 😉
Czy Ty widziałeś na Zjeździe jakichś dziadków ? Ja nie widziałam ;-?
Spotkałam jedynie ludzi pełnych werwy i humoru.
Nemo- zapewne przyśni Ci się jeleń na rykowisku.
Jeśli w poniższej wersji,to może być całkiem wesoły sen,czego Ci życzę 🙂
http://www.pl.touchofart.eu/Dariusz-Grajek/dgr35-Jelen-na-rykowisku/
Zjazd się udał znakomicie a teraz pora do pracy. Obowiązków multum.
Wczoraj „wzięłam do galopu” – wpływ Żabich Błot – koleżankę. Opieprzyłam ją (kulinarnie) z góry na dół i pod górę. Powiedziłam jej, że się rozpada, jak przeterminowany galart (kulinarnie). I tym podobne komplementy jej prawiłam. A wszystko na okoliczność tego, że zaczęła sobie, do braku dyscypliny i organizacji czasu, dorabiać depresyjną ideologię. Poza „komplementami” dałam jej też kilka bardzo prostych wskazówek co do sposobu organizacji czasu.
Dzisiaj spotkałyśmy się znowu. Jej pierwsze słowa brzmiały: „dziękuje za wczorajszy opieprz”. O depresji, niemożności i braku wiary w siebie zapomniała.
Chyba otworzę gabinet terapii bardzo krótkoterminowej albo cóś podobnego 😯
Idę robić obiad 😆
Nemo czuwa, nic się nie przemknie durnego. Jak dodać wanilii, będzie waniliowa, choć nie przepadam za mieszaniem wanilii z kokosem.
Tylko Osobisty Danuśki istnieje naprawdę, a świstaki zawijające raczej nie.
Pan Lulek mówił o rozwodzie . Jak powiedział tak zrobił. Mam nadzieję ,że długo w samotności pozablogowej nie wytrzyma.
Wisłę widziałem, na Dworcu Gdańskim kupiłem gazetę i bułkę, i udałem się w drogę powrotną. Mam nadzieję , że szkło przyjedzie w całości.
Miś półkrwi kurpiowskiej na zjazd nie dojechał – za daleko. Normę tygodniową w ilości przejechanych 2 tysięcy kilometrów też
Zupa zjedzona, zostało trochę na jutro. Wzbogaci jutrzejszy obiad, na który przewidziano pierś kurczaczą z warzywami z patelni na sposób azjatycki. Dziecko tyra i po rocznym urlopie wraca codziennie rozdygotane, bo wg programu uczy dwóch przedmiotów i dodatkowo prowadzi jeden z programów UE. Czasu nie starcza na oddech. Za miesiąc wszystko będzie uładzone, udeptane w koleinach. Teraz tylko trzeba to przeżyć możliwie bez pomieszania zmysłów. Od Ryby wymagają kolejnych studiów podyplomowych (czwartych – tym razem wiedzy o kulturze Matka nieco złośliwie podpowiada, że może za dwa lata każą jej studiować wychowanie seksualne.
Dzien dobry,
Haneczko 0:11, Twoje pozjazdowe wrazenia warte sa zapisu w Kalendarzu Zjazdu, naprawde 🙂 Pisz czes ciej!
Nemo 13:10, czy Twoj senny koszmar nie ma nic wspolnego z tym ?
Wrócę jeszcze do teryny z ryb, a konkretnie do tej kąpieli wodnej. Przyznam, że nigdy praktycznie tego nie stosowałam. Nie wiem, czy do tego służy specjalne naczynie, czy wystarczy włożyć naczynie mniejsze do większego ? Tylko że masę teryny wkłada się do podłużnego naczynia, a to z kolei też do podłużnego, ale większego. Myślę, że mała keksówka zmieściłaby się w podłużnym garnku, jaki posiadam. Czy dobrze wykombinowałam ? Czy foremkę do masy należy posmarować masłem i posypać bułką tartą i ile wody wlać do większego naczynia? Czy ta kąpiel ma odbyć się w piekarniku, czy też może na płytce elektrycznej ? O odpowiedzi poproszę Danuśkę i inne osoby doświadczone w przyrzadzaniu teryny / Nemo , Alina ? /
Danuśka, czy ta pomarańczowa foremka służyła tylko do przewozu teryny,czy też do jej ugotowania ?
Tez jestem za ZLOTA Zaba! Mam nadzieje dolaczyc do Was w przyszlym roku a na rozne mini zjazdy tez bym sie pisala 🙂 Chcialoby sie duszy do raju ale realia szybko sprowadzaja mnie na ziemie…
Danusko, wspominalas wczoraj o rybnych terynach. Ta, ktora robie najczesciej, nie jest pieczona. W jej sklad wchodzi swieza ryba (halibut albo podobna) i wedzony losos. A drugi przepis (tez sprawdzony) dotyczy teryny pieczonej i serwowanej na goraco. Jesli Cie interesuja (moze kogos jeszcze), chetnie podam tylko jutro bo bede miala wiecej czasu a przepisy sa dosc dlugie. Oczywiscie moge strescic ale niektore szczegoly wydaja mi sie wazne.
Krystyno, widze, ze jestes tym zainteresowana. Chetnie podziele sie z Toba moim skromnym doswiadczeniem ale teraz niestety musze odejsc (z zalem) od komputera. A wiec do jutra 🙂
o jakby nie trzeba było piec to może i ja coś takiego zrobię …
Dorota ładnie Ci w nowej fryzurce .. 🙂
Witam, Danusko dzieki za zapytanie o forme, latam, obowiazki mnie obliguja, czuje sie lepiej, gdyz po takim poswieceniu i pielegnacji jak Haneczka i co. trudno nie czuc sie lepiej.
Jolinku teraz spostrzeglam, dzieki, dzisiaj poprawilam sobie te fryzure na wystrzalowa u pani Andrzejewskiej, potomkini Andrzejewskich co przybyli tu za chlebem w 1902
Pełny tytuł (niech nawet blogowy) / trademark/ slogan reklamowy:
Żaba Złota w Żabich Błotach
– odstampiam oczywiście gratis 🙄 😀 – …i idę zerknąć jeszcze raz na te konie, zachody słońca (i wschody) tudzież ludzie(ż)… też gratisowo… 😎 😀
Alino, nie mogłem przejść obojętnie obok Haneczkowego sprawozdania i uwieczniłem je na żabiej stronie.
Jak również kilka innych.
Niestety, na wszystkie reportaże nie starczyło mi czasu. Niech Szanowni Autorzy się nie boczą 😉
Krystyno-do kąpieli wodnej wystarczy dowolna foremka.
Mniejszą wkładamy do większej,tę ostatnią napełniamy w 1/3 wodą.
Foremkę do pieczenia albo smarujemy masłem i posypujemy tartą
bułką albo wykładamy papierem do pieczenia.Ja wykładamy papierem,
bo potem łatwiej wyjąć.Mój żółty półmisek służył jedynie do transportu.
Alino- czekamy zatem cierpliwie na przepisy na rybne teryny.
U nas,z racji pasji Osobistego, ryby goszczą na talerzach dosyć często,
a więc wszystkie sposoby na ich przyrządzanie są dla nas cenne 🙂
Dorotola widziałam na Zjeździe po raz pierwszy w życiu,a zatem o nowej
fryzurze nic mi nie było wiadomo.Nie wiem,jaka była poprzednia,ale ta obecna jest bardzo młodzieńcza 🙂
PaoLOre – nie boczą się, a jeżeli skleroza mnie specjalnie nie łupie, to pamiętam 3 (słownie : trzy) toasty za zdrowie Autorow strony
PaOlOre (19:18), zauważę niezmiernie skromnie 🙄 , że to ja* pierwsza pochwaliłam dziś wczesnym rankiem Haneczkowe sprawozdanie (a inni nawet/ być może to przeczytali i podchwycili temat 🙄 …)
😉
__
*jak się sam ludziu nie pochwalisz, to… – przypomniał tu niedawno Klasyk 😀
…siem oczywiście nie boczę… z moją asertywnością dam se radę… 😐 😀
bez orkiestry: „Nadmierna skromność mnie nie obarcza…” 😉
Reportaż Haneczki obudził mnie już w środku nocy.
Ale, ponieważ odwzajemnić się chciałem czynem, nie tylko słowem, zajęło mi to nieco więcej czasu niż pean pochwalny 👿
oops, diablę mi wskoczyło, nie to co chciałem 😈
Blogowisko kochane!
Przeczytałam wczorajsze i dzisiejsze wpisy i chyba pęknę. Wyglądam nadęta duma jak taka wiosenna zielona żaba.
Dzisiaj po południu wyjechala Inka z Lucjanem, zdążyłyśmy jeszcze wyskoczyć konno do lasu pooglądać Wilcze Jary ubiegłorocznym szlakiem yyc’a. Wczoraj pojechałyśmy w przeciwną stronę, zabierająć cichala, tez nam się bardzo spacer udał, ale cichal dzisiaj odpadł, lumbago go zmogło. Rano było tak ponuro, ze Ewa cichalowa z Lucjanem natychmiast wrócili z lasu – było za ciemno na zbieranie grzybów. Potem wyszło słonce i nam z Inką sie udało!
Rano wpadła Eska na pogwarki, potem zabrała Ewe cichałowa do Połczyna.
Lucjan zjadł na sniadanie sledzie Pyry. Wszystkie co sie ostały!
Rano byłi też panowie naprawić lodówkę co się była w niedzielę popsuła. Włożyli nową sprężarkę, filtr i pompkę, zainkasowali stosowną sumkę i jeszcze dali gwarancje na rok. Czyli do nastepnego zjazdu powinna dotrwać.
Stanisławie!!! Gulasz był z dzika i jelenia, ale klnę się na Żabie Błota, ze nie było w nim kropli octu! Natomiast było nieco dzemu z mirabelek, ale naprawde nie dużo, ze dwie łyżki.
Wzrusza mnie być nazwaną Złotą, ale ja pozostanę przy Starej. Jednak bardzo to doceniam i moja ambicja jest tym nazwaniem niezwykle miło połechtana, ach ta nadeta żabia próżność!
diables, diablots, diabotins (N’allez pas au bois d’Ormonde!)
[Ronde, M.Ravel – bez orkiestry, ma się rozumieć 🙄 ]
😉
Wygląda na to, że trzeba będzie nad trwałym Ozłoceniem Żaby nieco popracować… ale pierwsze koty… przy dzisiejszym zaawansowaniu sztuk perswazji… 🙄 😎
PaOlOre I Echidna!
Echidna i PaOlOre!
JESTEŚCIE WSPANIALI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Żabo, miło Cię usłyszeć (uczytać)! 🙂
Wspaniały to był Ferdynand, a mnie rosną rogi 😉
A Mercedes to nie Złoty Sedes…
Żabo, nie daj się ozłocić! Tylko Stara Żaba jest Stara Żaba. I o!
PaOlOre, Jasne, ze sie nie dam! Stara, to Stara, a Złotą zawsze mozna Odbrązowić i co wtedy? 😀
No i masz,
mało mi Polski było i już jestem znowu na wyskoku. W czwartek na noc jedziemy do Białej Podlaskiej. Moja LP ma zjazd na tamtejszym AWF, a ja nie mam sumienia aby sama tłukła się te dobre 1100 km. Garnitur jak widzę wyjęty z szafy, tudzież koszule, będą więc dance. Potem obligatoryjny objazd przez Lublin, Puławy i oczywiście: nieodzowna Gmina Wilków. Zobaczę, jak wysoka woda na Wiśle. Planujemy powrót piątek/ sobotę następnego tygodnia, zahaczywszy uprzednio o Wrocław.
Wznoszę za Złotą Żabę, bo przy starej i tak od dawna dostaję przykurczu palców.
Echidno – Stara złota szpajza bez farfocli to moja ulubiona szpajza, a warstwa szpajzy na biszkopcie to wręcz szpajzowa rozpusta.
Szpajza to takie Speise, czyli danie, potrawa, ale suss, Nemo z pewnością zna szczegóły, takie jak nazwa Śpichlerz, po niemiecku, a ja to jadłem – to jest Stara Złota Baśń, lekki, puszysty krem, pyszna legumina – na weselu wylądowała na stole w tym samym czasie co inne dania, czyli że nie było początku, środka czy końca 🙂
Ferdynand Palmd’Ore, baronet – Podoba mi się, ale Stare jeszcze bardziej 🙂
Pepegor,
prezent od Ciebie bardzo się w domu spodobał, chociaż wolałabym go nie używać. Wyjaśnię, że dostałam od Pepegora małą maszynkę spirytusową, czyli prymus. Jemu niepotrzebny, mnie może przydać się w razie wyłączenia prądu, od którego jestem całkowicie uzależniona. Chciałam kupić małą butlę gazową, ale to urządzenie zapewni mi spokój i kubek goracej herbaty w razie czegoś niespodziewanego. Ale lepiej niech pozostanie na półce nieużywany.
Zdaje się , że jutro jest zagadkowa środa. To tak dla przypomnienia zainteresowanym, po letniej przerwie.
Krystyno – Mam nadzieję, że Gospodarz spyta o prymus i szpajzę 🙂
Pepegor-gdybyś w tych podróżach po Polsce przejeżdżał przez Warszawę,
to koniecznie daj znać.Zrobimy kolejny mini zjazd 🙂
Danuśko, dziękuję.
Wychodzi mi na to, że chyba faktycznie przez Warszawę. Przymierzałem się na różne wersje ale po tym, jak moja nowa nawigacja przeprowadziła mnie precyzyjnie przez cały Berlin, to i Warszawy się nie boję. To było by ale dość rano, nie mam jednak pojęcia o tym kiedy i trzebaby to przekalkulować. Nie byłoby źle wpaść na kawę i pogadać trochę.
Danuśka, Alino,
jeśli mi się przyśni DiCaprio z wielkim porożem, to będę wiedziała, kto zasugerował 😎
Zjadłam polędwicę jelenią z kurkami i kluseczkami spaetzle, popiłam winem z Austrii (Blauer Zweigelt) i czekam na efekty 😉 Mięso pokroiłam w plastry, oprószyłam mąką, usmażyłam krótko na oliwie z masłem, wyjęłam z patelni, pozostałość zagotowałam z porządnym chlustem zweigelta, dodałam soli i mielonego ziela angielskiego, dolałam śmietanki, a kiedy sos zawrzał włożyłam ponownie mięso i… gotowe. Mmm…
Jolinku,
chyba pytałaś kiedyś, jak to nie myć kurek jak zapiaszczone 🙄 Otóż, tutejsze kurki we mchu rosną i czyste są na ogół, a jak jest piasek, to Aszysz uczył – pędzelkiem 😎
Placku,
narobiłeś mi apetytu na szpajzę, bo też ją znam ze Sląska, a nawet z jednej kawiarni w Kłodzku (jako krem cytrynowy) i się tak zastanawiam, czy zrobić 🙄 Mam silną awersję do surowych jajek, nie wiem, jak ja to mogłam kiedyś jadać i to jeszcze w lokalach publicznych… 🙄 Może za komuny nie stać nas było na salmonellę… 🙄
Pepegor- to jesteśmy umówieni na kawę mniej lub bardziej poranną 🙂
Szczegóły do ustalenia mailem albo telefonicznie -Pyra i Dorotol
mają moje namiary.Może dołączą do nas inne Warszawianki.
Danusiu, może dołączę, ale jak wiesz muszę znać wcześniej datę, godzinę i ewentualnie popertraktować z opiekunką.
Plackowa szpajza cytrynowa też wydaje mi się bardzo kusząca 😀
A Pepegor sugerował,że po Zjeździe przechodzimy na dietę
i walczymy dzielnie z (jedynie lekką,chłe,chłe) nadwagą.
Ten bój odłożymy na później.I nie będzie to bój nasz ostatni 😉
Jedną zagadkę już rozwiązałam. Wiem dokładnie, gdzie zostawiłam u Żaby ładowarkę 🙂 Żałuję, że nie mogę zaraz natychmiast po nią wrócić. Mój duch ciągle jeszcze unosi się ponad Błotami…
I proszę mi nie kadzić, bo się zakrztuszę 😉 A poświęcona zostałam raz, dawno temu i starczy 😆
Już widzę, że Pepegor nawet o mnie nie zahaczy 🙁
Małgosiu-wiem !
Myślę,że Pepegor uprzedzi nas odpowiednio wcześniej o swoich planach.
A jest to postać,którą naprawdę warto poznać osobiście 😀
A zatem będę trzymała rękę na pulsie i postaram się skrzyknąć całe
towarzystwo na mini zjazd pt.” Warszawska,poranna kawa z Pepegorem
i małżonką „.
PaOlOre, pozawracam Ci jeszcze przez moment głowę, bo nie mogę pojąć dlaczego Firefox nadal się na mnie boczy i wygryza zdjęcia z Żabich. W IE się objawiły, Operze też. Obsługa JavaScript jest włączona. Były Hubertusy i inne a teraz pustka… Wrr….
Nemo – Nigdy bym sobie nie wybaczył Twej krzywdy z rąk kapitalistycznych jajek, a o północno-koreańskie w Szwajcarii trudno. Nic nie jedz i nie śpij, wróg czai się wszędzie, a jeśli już musisz coś przekąsić, tatar i sushi to też egzamin wiary i zawadiackiej odwagi 🙂
Proszę nie jeść surowych jajek. (wpis asekurancki)
Tutaj nie muszę się martwić, mogę się zatruć sałatą, serem, wędlinami, owocami – parę surowych jajek na deser to przy tym wszystkim drobiazg.
Jajeczna kłótnia
A to żeście mnie zastrzelili.
Komitet powitalny? Właśnie myślałem jak mógłbym po cichu przejechać tą trasę i nieśmiało zapytać, kiedy z rana mogę zawitać na Ursynowie, z lekką nadzieją, że panie sobie pogadają a ja się położę na jakiejś kanapie na półtorej godziny i pojedziemy dalej. A tu projekt minizjazdu. Obawiam się, że trzeba będzie jeszcze negocjować po obu stronach.
Placku, 😀
Ja się nie boję salmonelli, ale brzydzę surowym białkiem 🙄 Gdybym wiedziała wtedy, że te szpajzy są z surową pianą, to bym pewnie nie jadła 🙁 W dzieciństwie często jadałam kogel-mogel, ale tylko z żółtka i cukru, jajko smażone musi być odwrócone albo choćby przykryte pokrywką w trakcie smażenia, aby białko się scięło etc. 🙄
Nie jadam też mousse au chocolat, zwłaszcza gdy jest takie trochę półpłynne, bo piana się zrobiła wodnista, brrr…
Witam serdecznie, czytam wrazenia pozjazdowe i zazdraszczam. Piękne zdjęcia, relacje, oj dobrze Wam było! U mnie znacznie gorzej, na równej drodze potknęłam się o własnego psa i jestem nieco uszkodzona. Na domiar złego, od jutra zaczyna się u mnie remoncik niewielki, ale dom już przewrócony do góry nogami, ledwie żywa salwuję się znów ucieczką w nadpiliczne krzaki, mam nadzieję na poprawę pogody, w końcu to jeszcze kawałek lata 😀
Nemo – Awersję do surowych białek można wyleczyć bardzo świeżymi bezami , ale musisz je spożywać z zamkniętymi oczami.
Robi sie,
narazie dobranoc.
Małgosiu, brakuje mi już fantazji, żeby wymyślić, co temu ognistemu lisowi dolega. Oczywiście może to być jakaś nieszczęśliwa konstelacja wersji Javascriptu użytego na stronie i wersji Twojego Firefoxa, ale przedwczoraj podobno jeszcze funkcjonowało, a wersje programów nie zmieniły się ani u Ciebie ani u mnie (chyba!). Na wszelki wypadek mogłabyś pobrać firefoxa w nowej wersji i zainstalować na nowo. Przyczyna może jednak leżeć też w programach antywirusowych, zaporach itd. Paleta możliwości szeroka.
Jeśli nas wcześniej nie olśni jakaś myśl złota, to możemy się kiedyś umówić na zdalną pomoc, bo łatwiej leczyć pacjenta, gdy można sobie go obejrzeć.
Jak dotąd, nikt się jeszcze nie poskarżył na bezowocność takiej sesji, chociaż często przypomina to Wielkią Improwizację 😉
Zbudziłam się chwilę temu i poczułam, ze coś nie jest w porządku. Zeszłam na dół i znalazłam dożycę na mniejszym psim materacu pozornie śpiącą, ale już nie żywą.
Wczoraj piła wodę i wymiotowała, umówiłam się z psim doktorem, że dzisiaj rano ja przywiozę, według doktora objawy wskazywały na serce albo wątrobę.
Z tymi dogami już tak jest, nagle.
Żal dożycy, Żabo. Poczciwe psisko było…
Rzeczywiście dogi często schodzą przed czasem (znajomi przeżywają to co i rusz ze swoimi dogami). Ale zawsze szkoda przyjaciela. Trzymaj się!
Dzień dobry Wszystkim,
Spełniając prośbę Haneczki z 22:38, nie chcąc by się zakrztusiła, dodam tylko dwa słowa od siebie – wielbicielem Jej wpisów, a tym samym – Haneczki, jestem od bardzo dawna. Swoim sprawozdaniem zjazdowym tylko to przypieczętowała.
Zawsze podziwiałem jak można w jednym, dwóch, czasami kilku słowach zmieścić tyle treści. Tego nikt z nas tak nie potrafi.
Także wielkie dzięki za relacje i zdjęcia dla – Pyry, Krystyny, Danuśki, Stanisława, Pepegora, Dorotol, Żaby, Alicji, Cichala i oczywiście Gospodarza. Dzieki Wam wiemy jak tam było i wiemy czego mamy zazdrościć (chyba ostatni raz pozwoliłem Wam zrobić Zjazd beze mnie).
Zdjęcia przybliżają bardzo osoby. Zdjęcie Stanisława najbardziej odbiega od sylwetki jaka powstała w mojej wyobraźni czytając Jego wpisy. Zupełne przeciwieństwo. Pozostali też inni, ale nie aż tak.
paOlore i Zwierzątko – z ogromną przyjemnością ogląda się Wasze dzieło. Piękne.
Tyle pochwał na dzisiaj.
Dobranoc 🙂
Żabo – przykra wiadomość. Widać tak miało być.
dzień dobry .. 🙂
Żabo ciężką noc miałaś … 🙁
Danuśka ja bym mogła ale trzeba brać pod uwagę siły pepegora …
Barbaro mam nadzieję, że nic poważnego Ci się nie stało .. a wyjazd z domu na czas remontu to dobry pomysł .. ma być ładna pogoda od dzisiaj ..
Oj, Żabo! Dopiero co to psisko właziło wszystkim pod nogi i usiłowało się wpakować siedzącym na kolana. Teraz mam wyrzuty sumienia, bo przecież sugerowałam, że byłby z niej piękny dywanik. Spokojnych snów Agawo.
Ci odlatują, ci zostają… Dobra, kochana psica była 🙁
nemo może w Szwecji i Szwajcarii to dobry sposób bo powietrze czyste i ludzie dbają o przyrodę ale jak sobie pomyślę o naszych lasach to jakoś mi się wydaje, że muszę umyć .. ostatnio oglądałam jakiś program o kuchni we Francji oni też grzybów nie mają tylko otrzepują ..
nie myją miało być …