Mój kolega z antypodów
Widać ten pomysł wisiał po prostu w powietrzu. I było tylko kwestią tego, kto go wywęszy. Nos mi dopisał i w 2006 roku ukazała się na rynku księgarskim książka zatytułowana „Krwawa historia smaku”. Opisałem w niej m.in. historię kakao, kawy, kartofli, pomidorów, pieprzu i innych przypraw. Krew z kart tej książki sikała ostro, bo wojny i pojedyncze morderstwa silnie naznaczyły historię opisywanych produktów. Aby zapowiedz nadmiernemu zdenerwowaniu czytelników każdy rozdział zakończyłem kilkunastoma stosownie dobranymi przepisami kulinarnymi.
Minęły trzy lata i oto na naszym rynku pojawiła się książka australijskiego autora o podobnym tytule „Historia smaku”. Bryan Bruce podróżuje po wielu kontynentach w poszukiwaniu nieznanych smaków i – znalazłszy coś, co go szczególnie interesuje – sięga w najodlegleszją nawet historię, by ją czytelnikom zaprezentować. W swej książce, okraszonej wspaniałymi anegdotami sprzed wieków i współczesnymi przedstawia rodowody kakao, kawy, pieprzu, pomidorów…
I mimo tego, że historia tych produktów jest mi doskonale znana, też przecież jeździłem tymi samymi szlakami i przesiadywałem w bibliotekach dogrzebując się do fascynujących faktów, to czytałem tę nową książkę z wypiekami na policzkach. Mój australijski kolega z takim talentem i znawstwem opisał swoje podróże, że aż mu często zazdrościłem. Zwłaszcza gdy przytaczał nieznany mi fakt lub relacjonował szczególnie atrakcyjną przygodę. Na dodatek Bruce opisał także historie mąki, oliwy, cebuli, tabasco,cukru.
Bardzo to smakowite opowieści. „Historia smaku” stanęła na honorowym miejscu w mojej bibliotece.A sięgać po nią będę by ugotować np. jambalayę lub colcannon.
Komentarze
Niech raz bede pierwszy. Historii samkow nie czytalem. Przypomnialo mi to ksiazke Felipe Fernandeza-Armesto „Wokol tysiaca stolow czyli historia jedzenia”. Tez podroze tylko przez czas bardziej niz kontynenty. I zdaje sie bez przepisow. Witam i ide spac.
Ciekaw jestem czy w tej ksiazce opisano tez historie tarchonii. Wedrowala z dalekiej Azjii najpierw z Mongolami, potem z Turkami. Osiedlila sie ostatecznie na Wegrzech w okolicy Budapestu w niewielkiej miejscowosci Üröm, gdzie mieszka mój szwagier i gdzie znajduje sie grobowiec ksiezniczki Anna Pawlowna. Sa to kuleczki makaronowe o srednicy okolo 3 mm. Podawac mozna do mies, salatek a dla takiego lasucha jak ja bez niczego to znaczy z bardzo kwasna smietana lub kaukaskim kefirem.
Pieknego dnia wszystkim. Dzisiaj donice wracaja do mieszkania. Czekam na przyjazd zaprzyjaznionej sily roboczej z która bedziemy ponadto szukac róznych rzeczy które moga mu sie przydac.
Pan Lulek
Mialem pomoc i nie pooglem. Donice Pana Lulkowe ogromne i ciezkie; Jedna osoba moze miec duzy problem. Zdecydowanie wolalem gniecenie makaronow.
Moze gdybym zostal na dluzej znalazlbym do gniecenia po wegierskiej stronie cos innego.
Przyklad Pana Lulka wskazuje , ze Polak , Wegier dwa bratanki , do gniecenia i do szklanki.
Na razie pozostaje mi gniesc sliwki wegierki na marmolade.
O innym gnieceniu na razie mowy nie ma , tutejsza maka nawet na makaron sie nie nadaje. Co kraj to obyczaj …
Z antypodow na kolacje bylo wino, na obiad jadlem najlepsze na swiecie badyle , a na sniadanie kawa i ciasteczko z malinami .
Wszystko w doborowym towarzystwie.
Zona kolegi miala na imie Okinawa….
Coz to byla za niewiasta !!!
Coz to bylo za ciasteczko !!!
O czym donosi wasz korespondent na wysunietej placowce jedzacy sliwke w czekoladzie z Solidarnosci.
Widzę jakie mam poważne zaległości w lekturze. Najpierw poszukam i przeczytam „Krwawą historię smaku” Gospodarza. Coraz bardziej wciąga mnie patrzenie na świat z perspektywy „rondla”. Fascynujące 🙂
Alicjo,
uśmiałam się po pachy z Twoich ostatnich wpisów, rozbrajający opis frustracji zawiedzianego smakosza budyniu, naprawdę mu współczuję. I te dlalogi po latach, możliwe dzięki sieci. Dziękuję 🙂 Dziękuję też za Niemena, Grechutę …
Leje 🙁 Od rana ponuro, mglisto i zimno…
Ten „smakosz” budyniu doprowadził prawie do procesu ze słynną firmą 🙄 Bez wulgaryzmów nie zaistniałby pewnie, biedny frustrat 🙁 No i dał przykład, jak ważne są uwarunkowania z dzieciństwa. Ja na przykład też wyniosłam z domu przekonanie, że kisiel się je łyżeczką, a w studenckiej stołówce był kisiel do picia 😯 Ale jakoś mi nie tęskno do aluminiowych misek i sztućców, a budyń potrafię ugotować sama, bez tych wszystkich pirofosforanów i sztucznych barwników.
U nas lalo się z kranu przez weekend. I w zasadzie nie były to wieczory, które zasługiwałby na jakieś większe przemyślenia. Ot, raczej cos takiego, po czym wzmożone jest bardziej pragnienie niźli myślenie.
Odwiedziny zaplanowane były na parę tygodni do przodu. Znajomy extremista kaicista powracał z gorących brazylijskich rytmów. Wędrowaliśmy w losowej kolejności. W końcu trafiliśmy niedaleko kościoła Gedächtniskirche do świątyni Guinessa.
Lokal jest duży, połączony z paru pomieszczeń. 36 metrowy bar gromadził już sporo rycerzy trzymających w dłoniach czary ze smolistą cieczą. W tym barze czy ludź chce czy nie, grają na żywca w ramach przekąski irlandzkie piosenki. Adekwatne do jesiennej atmosfery.
Młodzieniec z gitarą i półdługimi włosami i nudnym głosem opowiadał historie młodego mężczyzny, którego ukochana umarła. On usiadł nad jej grobem i dwanaście miesięcy i jeden dzień modlił się by ona powróciła do życia, po to, by on mógł ją jeszcze raz pocałować. Po dwunastu miesiacach i jednym dniu otwiera się rzeczywiscie planeta i ona wychodzi. Ale nie jest ona już tak sama jak przed rokiem. Moje usta są zimne jak glina, mówila przyjaciólka, a mój oddech czuć ziemią i jeżeli pocałujesz te zimne usta szybko znajdziesz się w moim grobie, z takim samym oddechem.
A wiec nie pocałował jej.
Przestał tez extremista kaicista tłumaczyć dalej na nasze, dodając tak od siebie, ze gdyby śpiewał ten pieśniarz tak nad grobem, to z pewnością po dziesięciu minutach wyszłaby jego wielbicielka i go śmiertelnie wystraszyła. Co byłoby znacznie najlepszym happy endem.
Młodsza twierdzi, że pomijając kropki, myśli to samo ” w temacie budyniu”.Ja za chwilkę szykować się będę na okresowy przegląd swojej życiowej maszynerii.
Nowa „Polityka”jak dotąd nie bardzo mi odpowiada – niczego nie mogę znaleźć. Ponadto wnerwiłam się tydzień temu na wersję papierową – reklamowano numer z dodatkiem religioznawczym. Poprosiłam Młodszą, żeby kupiła. Dobre dziecko kupiło dwa ostatnie numery , bez dodatku. Po moich cierpkich uwagach poszła z reklamacją do kiosku. Zaklinali się na wszystkie świętości, że żadnego dodatku nie było; do żadnego egzemplarza. Więc jak? Łapka na czytelników? To ja veto. Nie kupuję!
Arkadius podpowiedz temu spiewakowi, ze pomozesz mu zmienic tekst na bardziej prawdziwy. Z praktyki wiadomo, ze najlepiej jest wbic kolek wisniowy. Wtedy mozna spiewac ile wlezie i nikt nie wyjdzie.
Marek mozesz spokojnie szykowa
Chcialabym zauwazyc, ze z kropkami czy bez Prince Polo malo mnie wzrusza, bo u nas byla tylko princessa i od kiedy powrocila w wersji z gorzka czekolada, to ja juz jestem szczesliwa. Budyn Winiar tez wiele sie nie zmienil i ku mojemu szczesciu odkrylam, ze mozna go rowniez kupic w wersji bez cukru.
Nie mowiac juz o tym, ze kisiel o smaku malinowym, to mozna bylo tylko od wielkiego dzwonu dostac, a teraz prosze, lezy i na mnie czeka. I gesty tez jest.
Mleko w butelkach moze i kwasnialo, ale rowniez smierdzialo proszkiem do prania i mialam na nie uczulenie a u mlekopijnych czlonkow mojej rodziny wywolywalo rozne sensacje. Konczylo sie na wypadach do chlopa na wies i gotowanu mleka a nastepnie schladzaniu, bo o czystosci chlopskich krow, to ja juz nic nie powiem. Jak rowniez nie bede dyskutowac o skladzie owych cudownych parowek. Do dzis nie tykam, bo wstret mi pozostal.
Dodam, ze w 89 mialam lat 12 i jakos mi sentymentu wiele do poprzednich czasow nie zostalo. Jedyne, co bym sobie zjadla to ciasteczka BeBe, ale teraz to juz by pewnie tak nie smakowaly…
P.S. Coca Coli tez Nie bylo, bo Poznan mial przydzielona Pepsi. Do dzis wole Mirinde od Fanty 😀
cdn
Marek mozesz spokojnie szykowac sie do ugniatania Wegierek na zywo.
Kwiatki wniósl Rupert jak rycerz z „Piesni Niebelungów”
Jako dank otrzymal ostatnia butelke wina Furmint z Somlau. Popatrzyl i powiedzial, ze jak bedzie trzeba to gotów jest przestawic cala góre.
Podano na obiad zapiekanke z gotowanego ryzu, ostatnich swierzych pomidorów i jajek prosto od biologicznej kury.
Dobrego apetytu
Pan Lulek
Pyro Droga, nie denerwuj się prosze. Z tym dodatkiem religijnym jest tak, że on jest płatny. Wiekszość dodatków Polityki jest bezpłatna, ale raz po raz zdarzają się, te zdecydowanie większe pod względem objętościowym, płatne. Z reguły warte są płaconych za nie pieniędzy. Żurnalista też człowiek i z czegoś musi żyć
Mam nadzieję, że przegląd wypadnie pomyślnie, czego Ci życzę.
Nirrod,
dzięki za trzeźwe spojrzenie na dawne „smakołyki”. Zwłaszcza to mleko z kapslami 🙄 Budynie z Winiar smakują jak dawniej, a o gęstości kisielu decyduje ilość wody 😉 Z sentymentem wspominam cukierki „grylażowe” i „raczki”, które po latach zrobiły się obrzydliwe, ale inne przysmaki mojego dzieciństwa jakoś mi się nie śnią po nocach 😉 Najwyżej te, wyczarowywane w kuchni mojej Mamy, ale to se ne vrati 🙁
Patrz nemo o tych cukierkach, to zupelnie zapomnialam, a wcale nie byly takie zle. Czego nie mozna powiedziec o landrynkach, ble…
Rany, ale mnie naszla ochota na krowki! Nie wie ktos jak je zrobic domowym sposobem?
Ja w jednym szeregu z tymi,co nie tęsknią za smakołykami
z minionej epoki. Niechęć do mleka, pozostała mi chyba
od czasów właśnie mleka z kapslami.
A jedyny kisiel,który mi naprawdę smakował to był ten
domowej roboty z żurawin, zrobiony kiedyś na Wigilię
przez naszego przyjaciela.
Wczoraj wieczorem czytałam sobie cichaczem „Smak
Rosji „,co to swego czasu Gospodarz polecał i którą
to książkę mam podarować mojemu koledze lubującemu
się w tej kuchni.
A teraz ani chybi zamówię „Historię smaku”,
jako że pachnąco mi wygląda. I już nie będę jej
czytać cichaczem, bo będzie prezentem dla mnie 🙂
Jak robic krówki nie mam pojecia ale doskonale, polskie jadlem kilka lat temu w poblizu placu Sw. Marka w Wenecji. Gapa ze mnie, powinienem chociaz zostawic papierek na pamiatke. Wtedy nie mialem pojecia o istnieniu blogu i nie bylem taki grymasnik.
Wszystkich kogo zapamietalem powiadomilem o wyjezdzie. Mozna nie robic paniki, ze mnie nie bedzie kilka dni.
Otoczony donicami z zimujacymi kwiatami.
Pan Lulek
Nirrod,
Krówki
0.5 litra mleka
40 dag cukru
cukier waniliowy
2 łyżki masła
gotować do zgęstnienia (próba – kropla wylana na zimny talerzyk natychmiast zastyga). Wylać do płaskiego naczynia, kroić mokrym nożem po zastygnięciu.
Proste, ale wymaga wprawy, bo gotowane za długo będzie twarde jak kamień 😉 Na początek spróbuj z połowy surowców.
Zamiast mleka można użyć śmietanki.
W Polsce najlepsze krówki są z Solidarności, moim zdaniem, oczywiście 😉
Panie Lulku,
powodzenia! I nie omieszkaj powiadomić nas po powrocie.
Nemo, najlepsze krówki są z Milanówka! Jeszcze się tam ostała fabryczka produkująca starymi metodami.
do zgestnienia, tzn. mniej wiecej jak dlugo, bo ja tutaj gaz mam tylko w butli…
Córasek odleciała wczoraj 🙁 Była tylko 4 dni 🙁 Pasłam ją wszystkim naraz. Nalewki zjazdowe bardzo jej smakowały, najbardziej orzechówka. No i mirabelki Żaby 😀
U nas robią niezłe krówki. Tych z Solidarności nie znam, rozejrzę się. Kukułki też były dobre 🙂
Mam 60 dkg tarniny, trochę mało. Bardzo głupio w tym roku przycięli krzaki i biedactwa nie dały rady wyprodukować więcej. Waham się, czy robić czystą tarninówkę, czy dorzucić trochę róży albo nie wiem czego?
Krówek z Milanówka nie znam 🙁
Nirrod,
trudno powiedzieć, ja gotowałam na kuchence elektrycznej, ale dość długo i nie gwałtownie, i mieszać 😎
Pojadam mirabelki z nalewki i już są skutki, zapomniałam nastawić timer, a w piecu mam gruszki na tartę 🙄
Na kukułkach robiło się świetny „likier”. Zalewało się je wódką z czerwoną kartką (normalnie nie łykliwą) i gotowe. A propos słodyczy. Wczoraj znalazłem w tutejszym sklepie cukierki halloweenowe z lukru. Kunsztownie odrobione odcięte stópki, paluszki i móżdżek. Realistycznie zaczerwienione w miejscach cięcia! Aby wszystko było jasne nadruk brzmiał „Body parts – candy”. Wot, nastajaszcza kultura…
http://picasaweb.google.pl/cichal05/CzesciCiaA#5399152463333854802
MałgosiuW. W Milanówku nie tylko najlepsze krówki. Również: „Truskawki w Milanówku” ale to już przeszłośc… Teraz już tylko: „Kalarepa z Wołomina”…
a ja jestem ten tydzień z wnuczką i trochę mam zajęty czas … wnuczka już wprawdzie prawie zdrowa ale ma osłabioną odporność a grasuje grypa z Ukrainy i w sobotę zmarł szef mojej córki na sepsę i wszyscy trochę w panice jesteśmy …
ja się pochwalę, że w ramach przeglądania książek kucharskich u Pana Lulka odkryliśmy, że ma On podwójne egzemplarze niektórych książe Gospodarza i jego Małżonki … te z autografem zostały u Pana Lulka a ja mam teraz na własność:
1. Krwawą historię smaków,
2. Nowości na talerzu,
3. Kuchnia dla singla – bardzo ciekawa bo prawie przeczytałam w całości,
przy jakiejś okazji wyproszę autografy .. 🙂
z dzieciństwa to ja pamiętam smak sugusów i tzw. murzynków … i eklerek z bitą śmietaną z cukierni tuż przy szkole podstawowej na Mokotowskiej róg Koszykowej w Warszawie
Nowy miłego pobytu w Ojczyźnie … 🙂
Alino ja to bym chętnie na tą kawkę się spotkała ale jeszcze nie wiem jak to będzie w przyszłym tygodniu … jak byś podała kiedy ewentualnie jest to kawkowe spotkanie to bym się jakoś postarała być …
Zawsze do usług, Np. 16 listopada będziemy w klubie prowadzonym przez artystów rzeźbiarzy i malarzy na Bielanach, gdzie pogadamy o kuchniach Europy. Spotkanie jest otwarte.
czuję się zaproszona … 🙂 … a na jakiej to ulicy ???????????
Nirrod,
jeszcze inne krówki – helweckie
500 g cukru
1 dl mleka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
5 dl śmietanki
Wszystko razem gotować mieszając, aż masa stanie się brązowa i zgęstnieje (30-40 min.) Wylać na natłuszczoną masłem blachę, pokroić w kostkę przed zastygnięciem.
Dzień dobry!
Cesarska, tylko niestety – chłodno.
Wyście chyba nie wzięli wyznań frustrata na poważnie? Bo ja nie. Przytoczyłam, bo wydało mi się to trochę zabawne, a bez wulgaryzmów to faktycznie nie miałoby to tej wymowy.
Przepis na kisiel czy budyń jest chyba w każdej książce kulinarnej – wystarczy mąka ziemniaczana, ulubiony sok czy owoc, jednego podstawa to woda/sok, drugiego – mleko. Fizyka jadrowa to nie jest.
Nirrod, czasami dziecku robiłam krówki – sposobem jak wyżej, tylko dodam, że to trzeba gotować na małym ogniu i raczej długo. Specjałem były krówki-mordoklejki, eh… gdzie one są! Dziecko z Polski przywoziło pół walizki krówek 😯
Cichal,
przypomniałeś mi o „likierze” 🙂
Skoro o cukierkach, przypomniały mi się dropsy i landrynki, uwielbiałam te pospolite cukierki. Moje ulubione dropsy to były mleczne – mlekomalt. Wydawałam na to całą tygodniówkę i zeżerałam biegiem. Być może dlatego mam słodyczy dość na całe życie.
Grylażowe, raczki i kukułki – to już był schyłek mojego jedzenia słodyczy. Czasami zjem krówkę, są w polskim sklepie. Albo śliwkę w czekoladzie. Kiedyś bywała znakomita jarzębina w czekoladzie i czarna porzeczka, ale zniknęły. I chociaż wcale nie jestem amatorką słodyczy, muszę powiedzieć, że wszystkie polskie słodycze w czekoladzie, a i sama czekolada, są zdecydowanie lepsze niż jakiekolwiek czekoladowe wyroby amerykańskie czy kanadyjskie. Jak dla mnie, jest to „zaczekoladowiony” z lekka cukier.
Aż mną wstrząsnęło… brrrr!
Krówka była dobra, jeśli pod obcasem dała się rozpłaszczyć bez okruchów. Taki test 😎
Książka polecana dziś przez Gospodarza w oryginale nosi tytuł „A taste of history” czyli smak historii, ale w Polsce pewnie by się nie sprzedał 🙄
ja kupiłam dobre krówki w LIDlu i Biedronce … ale faktycznie były świeżo dostarczone bo jak kiedyś kupiłam i chyba były już z pól roku na półce to się trochę scukrzyły bo kruszyły się odrobinę gdy spadły na podłogę …
Jak nowicjusz jakis wysmazylam caly tekst i nie zrobilam kopii. Zjadlo oczywiscie. Mowi sie trudno, nie bede odtwarzac. Sprawozdanie z czarnego ladu bedzie jutro.
To Jolinku ulica Schroegera 15. Spotkanie zaś jest o godz. 19 w poniedziałek 16 listopada.
Dzień dobry Wszystkim,
Oddycham Polską. Jeszcze żywe przeżycia z wczorajszego dnia, a właściwie wieczoru na Powązkach. Świeczki tam gdzie serce kierowało i tam gdzie Syn powinien w przyszłości też zapalać. I miłe, że czytając niektóre nazwiska sam wyciągał znicz i zapalał, wiedząc u kogo – Ewa Szelburg Zarębina w Nałęczowie, Tuwim, Szancer (o Nim pamiętał z tamtego roku), Powstańcy, groby zapomniane na Powązkach.
Nie wiem gdzie jeszcze to Święto obchodzi się tak uroczyście, chyba nigdzie. Porównując z amerykańskim, spłaszczonym do granic możliwości Memorial Day, obchodzonym w maju, i przekształconym właściwie w powitanie sezonu letniego, nasz Dzień Pamięci jest czymś wyjątkowym.
Dzisiaj znowu piekna pogoda, korzystamy z niej z Michałem, głównie w ogródku.
Rano poszedłem po chleb, świeży i dobry, biały ser, świeże masło – nareszcie moje śniadanie. O tych moich skromnych upodobaniach pewnie wszyscy już wiedzą. Po śniadaniu pojechałem do pobliskiego centrum handlowego na małą kawę z pączkiem u Bliklego. Oczywiście to nie ten nastrój, co na Nowym Świecie, ale wystarczający.
Bardzo mi się podoba pomysł Aliny o kawce na Nowym Świecie, też pewnie przyjdę.
Jolinek, dzięki.
Pobyt z pewnością będzie super, tylko za krótki. Wciąż nie mogę przesłać zdjęć, bo komputer odmawia tak ciężkiej pracy. Korzysta z niego głównie Syn, więc załadował pamięć tak, że już nic nie wchodzi.
Pozdrowienia dla Wszystkich. Do następnego „dorwania” maszyny z łączem.
dziękuję Gospodarzu … hej Kochani a może wszyscy spotkamy się na tej imprezie a potem jakieś winko i kawka … co Ty na to Alino i Nowy i inni????
Nowy czy byłeś w Wola Park bo tam Blikle jest??
U licha z tymi odleglosciami. Oglaszam, ze poczynajac od przyszlego tygodnia mozna do mnie spokojnie wpadac. Piwniczka i honor domu wyreperowane.
Pomoc sasiedzka nie pozostawila rekonwalescenta na pastwe losu.
Lodówka, dzieki Jolce tez pelna. Spizarnia ma czym przyjac gosci. Zeby tylko ten, znakomity zreszta, lekarz nie polozyl szlabanu na wyjazd.
Za trzy godziny wznosimy. Za tych co wpadaja do ojczyzny i za tych których losy gdzies porozrzucaly.
Pieknego wieczoru
Pan Lulek
Panie Lulku,
to moze ja, jak go spotkam, zaproponuje mu pobyt w PanaLulkowce 😆
skoro znajdują się tam krople na dojrzenie aureoli to jest prawie pewnosc tego, ze pomoze mu na rozum
Panie Lulku przecież Pana nie ma w domu do końca tygodnia to goście w ogródku wylądują … jutro po wizycie u lekarza proszę nam sprawozdać jakie wyniki … Pyrka też nich sprawozda jak tam u lekarza było
naturalnie ze wznosimy Panie Lulku
Le Chajim
Niema pomylki. Wyjezdzamy jutro w poludnie a wracamy w piatek lub sobote.
Powtarzam jeszcze raz. Od przyszlego tygodnia. W biezacym tygodniu czyli od jutra Lulkówka jest zamknieta dla tych którzy nie maja klucza.
Jest kilka osób uzbrojonych w klucz osobistego uzytku. Ci maja wstep o kazdej porze dnia i nocy i wykorzystywania wszelkich dóbr doczesnych i ponadczasowych.
Pan Lulek
Jotko – wiem, że „Niezbędnik inteligenta” jest płatny i gotowa byłam zapłacić. Nie było na moim osiedlu, na Dworcu Głównym, ani dzisiaj w kiosku w Przychodni na Słowackiego. Nigdzie ani śladu – to po czorta reklama?
Pyro terz mi sie tak zdarza, cos zapowiedza, zainteresuje mnie, jak mnie nie ma w Polsce to dzwonie do ludzi i dodatku nima
No niestety Pyro, to tylko w niektórych wybranych kioskach i w EMPiKu. Ale sprawozdawaj co ze zdrowiem, bo to najważniejsze 🙂
Pyro najmilejsza !
Na zas podaje, ze wszystko jest w najlepszym porzadku. Ale kino. Dostalem wytyk, ze przeciagnalem stan konta w Polsce. Jak oni nie potrafia pilnowac swoich pieniedzy to kto ma to robic.
Ponadkontowy, aczkolwiek zasluzony emeryt
Pan Lulek
Ja widziałam „Niezbędnik” przed chwilą w Tesco…
Aktualnie poszukuję szatkownicy do kapusty. Takiej prawdziwej, drewnianej, z ostrymi nożami i ruchomą nakładką. Widziałam już jedną w austriackim internecie. W tym roku mam zamiar zakisić dwa duże słoje.
Witaj Nowy! Zazdroszczę Ci tych polskich klimatów. Ja, niestety zostałem skazany (chociaż nikt nie bił) na amerykański Halloween. Pisałem kiedyś o tym z wyrażną dezaprobatą. Ktoś mający przeciwne zdanie poczęstował mnie anegdotką (o lekkim dowcipie jak motyl) o problemach Eskimosów, którzy chcąc polski obyczaj kultywowac mieli kłopot z odpływającymi wraz z krą, mogiłkach…
Wystraszyłam się – nie przestawiłam zegara w mojej pracowni, patrzę ja, a tam już po toastowej godzinie 😯
Lecę ja po wino, nalewam w kuchni – a tam na zegarach stoi odpowiednio, komputerowo ustawiona godzina. Niepotrzebnie gnałam! Na ochłonięcie już łyknęłam, no bo jakże to.
Nowy,
cieszę się, że Ci tak dobrze, fajnie odwiedzić Ojczyznę, mnie o tyle łatwiej, że tu mam tę moja własną najbliższą rodzinę, no ale w Polsce jakby nie było – Mama, siostry i dalsza, choć bardzo bliska rodzina.
Wykorzystuj czas jak najlepiej!
To, co piszesz o Święcie Zmarłych to „święta” prawda, chociaż ja nie mam nic przeciwko Halloweenowi, to takie jakby „oswajanie” ze śmiercia, wisielczo-żartobliwe święto w przeddzień, ale fakt, że tu na groby chodzi rzadko kto. Jest na to wytłumaczenie, w Polsce i w Europie w ogóle jest wszędzie relatywnie blisko, a rodziny niejednokrotnie zasiedziałe od pokoleń. Tutaj wszyscy są mobilni i praktycznie nie ma tych miejsc, gdzie z dziada pradziada… i tak dalej. Dlatego nie ma tej tradycji.
Ja zapalam świeczkę u mnie w domu, dla wszystkich po tamtej stronie Życia i Wielkiej Kałuży, a u siebie znajomym Polakom, którzy się przenieśli na tamtą stronę.
A jeśli chodzi o Powązki, to nic nie robi takiego wrażenia, jak las brzozowych krzyży Powstańców,
i na każdej tablicy wiek…dzieci po prostu. Teraz łyknę druga lampkę, pora toastu akuratnie się zbliża, wypiję ku Czci i Pamięci tych Dzieci.
(*Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią im się płaci.
Marna waluta… nie ma dnia
by tej wieczności ktoś nie stracił.*
W.Szymborska)
http://alicja.homelinux.com/news/img_5515.jpg
nemo !
Mialem prawdziwa szatkownice do kapusty ale gdzies ja wcielo. Taka jaka jest Tobie potrzebna mozesz kupic u nas. Ja kupuje gotowa kiszona kapuste prosto od chlopa na rynku po drugiej stronie bylej granicy. Wpadnijcie, pojedziemy, nabedziemy.
Przypominam, ze niedlugo przyjedzie Swiety Marcin na bialym koniu i bedzie gesi pogrom. Nawet tych ze spóldzielni produkcyjnej nie mówiac o dzialce przyzagrodowej bylej Pani Minister Zdrowia.
Pan Lulek
Witam Gospodarza i wszystkich Blogowiczów ! Wpadłam na chwilkę, żeby w czasie „przerwy produkcyjnej” zrelaksować się, czytając wpisy 😆
Pyro, znalazłam dla Ciebie informację o „Niezbędniku”, przesyłam link :
http://skleppolityki.pl/pl,product,585596,wydanie,specjalne,polityki,nr,6,2009,niezbednik,inteligenta,religie,swiata.html
Pozdrawiam wszystkich i życzę cudownych snów 😀
Koniec przerwy 🙁
No, już dobrze, podzielę się swoim szczęściem ; moja „starsza” niebawem przyjeżdża na cały tydzień 😆 już rozumiecie moje „mrówkowanie”. Myślę, że już w środę będę już „wolniejsza”, to się odezwę 😉
Dziękuję za informacje o niezbędniku – kupimy z Polityki, przyślą do domu. Pani pulmolog była ze mnie zadowolona – natlenienie Pyry wzrosło o niemal 2%. Następna kontrola w styczniu. A tak w ogóle chcę się pochwalić; zrobiłyśmy dzisiaj papryki faszerowane i wyszły tak smaczne, że zamiast połowę zamrozić, to zeżarłyśmy wszystkie , najpierw na obiad, a potem na kolację, Zgago – wszyscy znamy to rzadkie szczęście nawiedzin naszych pociech. Wielka radość, wielkie gotowanie, prasowanie etc (i wielka ulga kiedy już można wrócić do normalnego trybu życia)
Kochani! Spłakałem się jak norka! Idę na kielicha a Wy płaczcie do woli: http://www.youtube.com/watch?v=QniDZy1jF0U&feature=related
Nie wyrabiam. Drugi Rewinski!
http://www.youtube.com/watch?v=Bw-5tbpARqk
O, jakieś pustki, chyba wszystkich wywiało?
Panie Piotrze, wielkie dzięki za przepis a pańską skórkę. Ta ze zdjęcia Antka wydaje mi się bardziej różowa niż ta sprzedawana na Koszykach, tamten różowy był lekko złamany niebieskim. Pewnie barwnik naturalny w zasadowym środowisku.
Chyba mi mózg wywiało.
🙂
Znajome blizniaczki 🙂
(Alicja porządkuje różne takie…)
http://alicja.homelinux.com/news/img_0549.jpg
To na Twoich terytoriach, Stara Żabo…
Basia Adamczewska, Blizniaczki z wiadomo, kim, Radyjko, Wojtek Druszcz fotocyka Twoje konie 😉
Wrzesień….
Oj! Krystynę pominęłam niechcący! Przepraszam!
Jolinku,
Byłem w Realu na Ursynowie, Blikle wszędzie. Cieszę się, że jest duża szansa na spotkanie przy kawie i winku.
Pyro,
„Niezbędnik” w Warszawie jest, i… nie wiem o czym to świadczy.
Alicjo,
Cieszę sie, że często sie zgadzamy.
Czytanie twoich wpisów może wkrótce przybrac dla mnie konkretne wymiary finansowe!!! Znalazłem dzisiaj starą, wydaną mnóstwo lat temu, a nigdy nie wykorzystaną książeczkę mieszkaniową – jutro biegnę do PKO z nastawioną kieszenią.
Cichal,
Halloween to coś innego, niech sobie będzie, ale to nie ma nic wspólnego z Pamięcią. Tej miał służyć Memorial Day, a zrobono z tego letnią zabawę, tak jak z Labor Day zrobiono zakończenie lata.
Dobranoc Wszystkim. Ten komputer jest niezwykle powolny, ale odwiedzę Was wkrótce.
Popijamy z Jerzem Lecha – a co 😉
Mam *interesujacą* książkę, która przytargałam z Polski w tej dodatkowej, książkowej walizce, i diabli mnie biorą, zawsze zbieram recenzje, czytam niejedną i jadę z listą, co kupić…i polegam na recenzjach, no to potem targam.
Cykl „Nowa proza polska”. 38 zł. (ta książka, na którą psioczę, reszta po tym, jak przeczytam, nie chcę być niesprawiedliwa, doczytam do końca).
O cenę mi nie biega, tylko o treść. I o formę, psiakość… Jasna dupa, czy naprawdę nikt z młodego pokolenia polskich pisarzy nie potrafi napisać zdania złożonego?!
Ale nawet nie to. Książka to jest dobrze opowiedziana historia , prosta definicja. Czy już nikt nie ma nic ciekawego do opowiedzenia, czy jaki grzyb?! Nie potrafimy o tym opowiadać, o życiu zwyczajnie?
Teraz koniecznie muszą to być szokujące historie, tak jak by wcześniej ich nie było, i język tak ubogi, że nogi bolą 😯
Nowy!
leć z tą ksiażeczką mieszkaniową, to nie żarty, PKO działa!
Idę poczytać i się troche powkurzać, a możliwe, że na koniec zmienię zdanie. Przyznam się, jakby co.
Branoc 😉
Nowy,
nasza była studencka z 1973 roku, ta książeczka. W rejestrach nic nie ginie, leć i działaj! Nie dość, ze nie ginie, to jeszcze jakieś nam naliczyli odsetki i te tam rewaloryzacje kiedyś… Jeśli się coś takiego ma, trzeba wykorzystać. W końcu to nasze pieniądze.
O tej porze spac ? Nie wiadomo czy spanie od wczoraj czy poczatek rannej pobudki. To dopiero bedzie dzien. Najpierw galazki jarzebiny do wody. Niech sie puszczaja, potem wizyta u lekarza potem bank i jazda w droge.
Katowice bierzemy od poludnia. Kraków od zachodu. Bytom jak sie da.
A potem do domu. Trzymac kciuki.
Pan Lulek
Nemo!
A szatkownik by Ci się nie przydał?
http://torlin.files.wordpress.com/2007/10/szatkownik.jpg