Kuchnia japońska jest tylko w Japonii
Znów wpadła mi w ręce książka dotycząca kulinariów Japonii. Tym razem to dzieło wybitnego brytyjskiego autora Michaela Bootha, a wydane przez warszawską oficynę Carta Blanca. Przeczytałem tę książkę – zatytułowaną „Sushi i cała reszta. Wszystkie smaki Japonii” – w ciągu jednego wieczoru i nocy, bo nie mogłem się od niej oderwać, jak by to była powieść sensacyjna. Oprócz dreszczyków emocji, które wzbudzały opisy targowiska ryb i owoców morza, prób zjedzenia wątroby ryby fugu lub robienia zakupów podczas tajfunu książka po prostu wciąga każdego kogo interesuje kuchnia całkowicie odmienna od jego własnej a na dodatek nieznana. Po lekturze tej książki jestem przekonany, że by poznać smak Japonii trzeba, tak jak jej autor, spędzić na wyspach co najmniej kwartał. A najlepiej jeszcze dłużej.
Michael Booth wie jak przyciągnąć czytelników. Przy głębokiej znajomości problemu i podawaniu dziesiątków nowych informacji kwestionujących dotychczasowe opinie o prezentowanym temacie, nie robi on tego w sposób mentorski. Nie wyśmiewa naszej niewiedzy. Chętnie natomiast żartuje sam z siebie. Ten autoironiczny styl charakteryzuje zresztą wielu brytyjskich autorów. Booth opanował go do perfekcji. Dzięki temu, choć czasami boimy się o los reportera i jego rodziny (podróż odbył bowiem w towarzystwie żony i dwóch paroletnich synków), to w każdym rozdziale znajdujemy rozśmieszające anegdoty i świetne odprężające czytelnika żarty.
Pisze więc Michael: „Tego wieczoru w restauracji Osamu ucztowaliśmy po królewsku, a obok żywych krewetek, których ciałka poruszały się nam na językach w ogromnie denerwujący sposób, gdy je zjadaliśmy, atrakcją wieczoru były uni. Osamu przygotowywał jeżowce, gdy były jeszcze żywe, rozłupując ich kolczaste czarne pancerzyki końcem noża pod kątem prostym, jakby były ugotowanymi jajkami, i wyciągając ich puszysty „język”. Kawałki skorupki drgały na desce niczym czułki. Gonady okazały się przepyszne – nigdy nie spodziewałem się, że użyję takiego zestawienia słów – tłuste, kremowe i bez wyczuwalnego amoniaku, który tak mnie odrzucił w Paryżu, lecz o dojrzałym, słodkawym wręcz posmaku morza.”
Znajdziemy też wielce przydatne ( zwłaszcza jeśli wybieramy się do Japonii) rady: „Jeśli chcecie naprawdę dobrej obsługi ze strony japońskiego mistrza sushi, potrzebujecie tylko jednego słowa: omakase, czyli „Proszę wybrać za mnie”. A jeśli naprawdę chcecie go wkurzyć, wystarczy zamówić tuńczyka, którego wiele restauracji sprzedaje ze stratą, w celach promocyjnych. Jeśli na początek przyniosą miso, lokal prawdopodobnie prowadzą Koreańczycy lub Chińczycy. Miso powinna pojawiać się na koniec sushi, ponieważ jej zadaniem jest wspomaganie trawienia ryby. Natomiast jeśli bierzecie sushi z ruchomej taśmy, wybierajcie na początek białe lub lżejsze ryby, nim przejdziecie do łososia i tuńczyka. Pomijajcie mocno przyprawione maki, ponieważ ostrość często maskuje smak starej ryby.”
I na koniec relacja z przetwórni fugu: „Podszedłem bliżej, uśmiechnąłem się do nich. Odpowiedzieli uśmiechem. Najwyraźniej nie przejęli się tym, że patrzyłem na ich zajęcie. Wskazałem na kubeł z wnętrznościami. Chciałem się upewnić, że są toksyczne. Wpadła mi właśnie do głowy niezmiernie głupia myśl: zapragnąłem spróbować wątroby. Dopóki nie stała się nielegalna, ludzie jedli przecież jej malutkie ilości. Podobno powoduje przyjemne mrowienie i drętwienie języka.
Wskazałem na wiadro i odegrałem na migi scenę duszenia z dłońmi zaciśniętymi wokół szyi, wystającym językiem i wywróconymi oczyma, co zakończyłem pytającym gestem zwróconych ku górze dłoni. Potaknęli. Zatem to było wiadro toksycznych części fugu.
Mężczyźni wrócili do filetowania, a ja kucnąłem koło wiadra i udawałem, że wiążę sznurowadło. Nie zamierzałem wziąć wnętrzności do ust, tylko dotknąć czubkiem palca i go oblizać – taka ilość nie mogła mnie zabić (…) dotknąłem kawałka wątroby i szybko polizałem palec.
Wstałem z niewinną miną. Wtedy poczułem coś dziwnego. Pomieszczenie zaczęło wirować. Przed oczyma miałem mgiełkę i mroczki. Zacząłem panikować. Co ja najlepszego zrobiłem? Jak można być tak głupim? Czy mój język zrobił się suchy? Byłem niemal pewien, że następne będą skurcze i za moment zacznę się wić po podłodze i toczyć pianę, po czym skończę jako jeszcze jedna ofiara fugu. Ale to doznanie minęło równie nagle, jak się zaczęło. Nic mi nie było. Koniec paniki.”
Też bym chciał to wszystko zobaczyć i przeżyć. Zwłaszcza zazdroszczę wizyty w restauracji Mibu – lokalu, który się nie mieści w przewodniku Michelina, bo nie ma takich ocen, ktorymi obdarzyć można dzieło genialne. Całkiem serio więc myślę o podróży na Daleki Wschód. Właśnie dzięki tej książce ciekawej, mądrej i pięknej.
Komentarze
Kochamy w tym domu kuchnie japonska, znana nam takze z samej Japonii, ale po zacytwoanych kawalkach raczej po te ksiazke nie siegniemy. Nie chceny sobie obrzydzac tej kuchni i nie chcemy pamietac, ze Japonczycy wlasnie ciesza sie opinia najokrutniejszego z narodow swiata. Ludzi (np jencow wojennych) tez lubia troche potorturowac, nie tylko krewetki i jerze morskie.
Jeśli nie poczuliście się zbyt dobrze po lekturze dzisiejszego artykułu naszego Gospodarza to mam dla Was na pocieszenie swojski przepis na super szybkie ogórki małosolne.Wczoraj wieczorem,jak na prawdziwe łasuchy przystało, gawędziłyśmy też o różnych ciekawostkach kulinarnych.
Magda podpowiedzała nam poniższe rozwiązanie.Już testowała,wychodzi wyśmienicie: http://kresy24.pl/35800/ogorki-malosolne-dla-leniwych/
Tym niemniej kuchnia japońska jest dla mnie fascynująca,co nie znaczy jednak,
że wszystko chciałbym w tamtejszych restauracjach spróbować.
Nie jestem miłośniczką kuchni „ekstremalnych”, nie muszę próbować ryby fugo, a na sushi wolę patrzeć niż je jeść. Kuchnia japońska jawi mi się jako szalenie dbająca o wygląd potrawy, ale do jej składników jeszcze się nie przekonałam 🙁
Dla Zgagi uściski imieninowe i życzenia wszystkiego najlepszego!
Dzien dobry,
Zgago, najlepszego!
Kuchnia japonska poza sushi jest mi raczej nieznana. A z Kotem sie zgodze, detale przyrzadzania pewnych potraw sa raczej zniechecajace.
Danusko,
pedze kupic koperek, jak wyjda to Cie wirtualnie ozloce!
W domu mam zakaz przyrzadzania prawdziwych malosolnych – Jeffowi zapach przeszkadza :(, a moj polski sklep, a raczej dostawcy sie zbiesili i kupic nie moge.
ciekawe czy „pietruszka” to natka czy korzeń? … przepis zapisałam …
Jolinku, myślę, że jak w towarzystwie koperku i szczypiorku to raczej natka 🙂
Jolly Rogers-ozłocić 🙂 proszę kuzynkę Magdę,bo to ona wynalazła ten przepis.
Jolinku-wedle mnie chodzi o zieloną pietruszkę,czyli natkę.
Wspominałam już o rozpoczętym sezonie kurkowym,oto zdjęcie z piątkowych zbiorów:https://plus.google.com/photos/100680991464484982167/albums/5887734405794834545/5887734451901040786?banner=pwa&authkey=CJO27ffuq69Z&pid=5887734451901040786&oid=100680991464484982167
Zdjęcie raz jeszcze,bo cosik nie wyszło:
https://plus.google.com/photos/100680991464484982167/albums/5887734405794834545/5887734451901040786?banner=pwa&authkey=CJO27ffuq69Z&pid=5887734451901040786&oid=100680991464484982167
Czy Japończycy są najokrutniejszym narodem, tego nie wiem. Z naszego punktu widzenia w określonych okolicznościach są okrutni na pewno. Ale warto zważyć stosunkowo niską wartość nadawaną w Japonii jednostce i nie tak bardzo wysoką życiu. Na ogół odnosi się to nie tylko do innych ale i do siebie. Poza tymi okolicznościami nie wydają się szczególnie okrutni. Potrafią być wrażliwi. Wystarczy poczytać japońską literaturę, na przykład Murakamiego.
To jest zapowiedź prawdziwej kuchni. A u nas? California maki hitem…
Zapewne nienajlepiej wybrałem cytaty, bo mnie zafrapowały. Książka jest przepełniona kultem piękna i subtelnym teatrem, którego sceną jest stół. I zamiast zarzekać się, że nie weźmiesz Kocie książki do ręki, to ją przeczytaj. Zmienisz zdanie.
A Japończycy jawią mi się jako ludzie sympatyczni i subtelni choć całkiem różni od nas. Np. nie bałbym się wejść do knajpki na japońskiej prowincji, gdy w niejednej gospodzie w naszym pięknym kraju strach mnie ogarnia już od progu.
Nie, dziękuję! Widać taki już mam pszenno – buraczany gust. Podziwiam Gospodarza, który bohatersko nadstawia własną wątrobę i język w poszukiwaniu nowych doznań smakowych., potem nam to wiernie opisze i ja już nie muszę. Jak sam nie skosztuje, to źródła pisane znajdzie i ciekawość rozbudzi. Rozumiem chęć odwiedzenia i zwiedzenia Japonii, bo to kraj zdumiewający – ale jeść na co dzię to, co Japończycy ? Jeszcze raz dziękuję.
UWAGA, UWAGA – przed kwadransem dotarła do mnie paka z komputerem i gadżetami do niego. Jeszcze nie rozpakowałam. Staram się uspokoić rozedrgane wnętrze babcine … Boziu! Jak ja się cieszę! Wieczorem wgramy na niego programy operacyjne i być może jutro napiszę do Blogowiska pod własnym imieniem PYRA!
Hip, hip, Hurra!!!
Dzień dobry, kuchni japońskiej nie znam, nawet sushi jeszcze nie jadłam 🙂 Nie było okazji. Książkę chętnie przeczytam.
Zgago – wszystkiego najlepszego! I odezwij się do nas chociaż od czasu do czasu 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=LxrqyPk8caI
Ja też obcych kuchni się nie boję. Kuchnię francuską, włoską i hiszpańską w różnych ich odmianach pokochać łatwo. Walory smakowe są nieodparte. Grecką częściowo, nie wszystko tam mi smakuje w pełni, ale wiele potraw znakomitych od mussaki poczynając. Marokańska cudowna. Indie i Meksyk zbyt słabo rozeznane. To, co u nas za indyjską robi, chyba nie w pełni oddaje potrawy oryginalne. Chińska łatwo przyswajalna i po zapoznaniu się z nią w gruncie rzeczy bardzo prosta. Może mieć mnóstwo odmian ale pewne podstawowe zasady są łatwe do zrozumienia. I smaczna potrafi być bardzo. Ponoć wietnamska jeszcze lepsza, bardziej złożona, ale tego nie można ocenić na podstawie polskich wersji.
Japońska wydaje się najbardziej egzotyczna. Córeńka ukończyła kurs sushi i coś była w stanie nam wytłumaczyć. Ale sushi to tylko sushi i aż może. Ja na razie o kuchni japońskiej nie odważyłbym się wypowiadać.
Są jeszcze kuchnie, które niby niczym szczególnym się nie wyróżniają. Na przykład Belgia. Potrawy znane w innych krajach, a jednak Belgię cenię bardzo wysoko może nie za przepisy ale za kulturę gastronomiczną czyli jakość podawanych potraw.
Jeszcze o okrucieństwie Japończyków. Był sobie film chyba chiński, a na pewno dalekowschodni o ruchu oporu w Mandżuko. Co prawdo bohaterami byli Chińczycy, a Japończycy tylko nadzorowali rodzime władze i cesarza, ale hierarchia wartości była podobna. Nie mogę sobie tytułu przypomnieć i bardzo nad tym boleję. Bohaterka filmu nawiązuje romans z tyranem – bodajże pułkownikiem, który jest odpowiedzialny za terror i wysługiwanie się Japończykom w regionie. Celem romansu – zamach na kochanka. Film według mnie świetny dużo mówi o dalekowschodniej mentalności i uznanych tam hierarchiach wartości. Jednocześnie pokazuje, jak wiele też między nami podobieństw. Pozwala też lepiej zrozumieć ich okrucieństwo. Kto mi pomoże tytuł filmu przypomnieć?
Dzień dobry,
Japonia od dawna jest dla mnie czymś tak egzotycznym, że aż nieosiągalnym, dlatego z przyjemnością przeczytałem kolejny wpis Gospodarza o tym kraju.
Nie mam „Sushi i cała reszta”, ale jeśli znajdzie się w moim zasięgu z pewnością przeczytam. Japońskich specjałów skosztowałem kilka razy w tutejszych restauracjach, ale przypuszczalnie są one bardzo daleko od tego co można zobaczyć i posmakować w Japonii. Wszystkim, którzy się tam wybierają polecam „Japoński wachlarz. Powroty” J.Bator, w której jest również obszerny rozdział kulinarny. Autorka wspomina w nim również o tych żywych krewetkach rzucanych na talerz tuż po wypatroszeniu przez stojącego obok mistrza. Danie nazywa się „tańczące krewetki”….. Są również inne opisy… ale nie wszystkie dotyczą jedzenia. Bardzo ciekawe.
Dzisiaj staram się polubić poniedziałek, czego i Wam życzę. 🙂
W japońskiej kuchni lubię też bardzo tempurę :
http://3.bp.blogspot.com/-_8GS1fQ0Muc/TcdybNKQxoI/AAAAAAAAAUU/c_ONPutw_uI/s1600/te1.jpg
Belgia? FRYTKI! CZEKOLADA! Oraz taka jedna tradycyjna potrawa, nazwę dawno zapomniałam, ryba zapiekana w iluś tam serach, ogromnie kaloryczne danie.
A propos sushi – uwielbiam,
jest tego do wyboru, do koloru, z surową rybą i bez – wegetariańskie, nasza Japonka od herbaty wskazała nam knajpę, gdzie naprawdę można zjeść prawdziwą, niepodamerykanizowaną japońszczyznę.
Dodam jeszcze piwo. Ale ani frytki ani czekolada nie są potrawami zdecydowanie belgijskimi. Decyduje ich jakość. Jeszcze frykadele.
Belgia cykorią stoi,to niewątpliwie jarzyna numer 1 na tamtejszych talerzach.
A ja chciałam oddać hołd ofiarodawcy mojej nowej maszyny – nie za sam komputer nawet, ale za niezwykle elegancką i delikatną formę tego gestu. Otóż wyglądało to mniej więcej tak :
„Słuchaj, ja Ci tego ofiarować nie mogę, nie ma takiej możliości. Jednak wiesz, ja Ci go pożyczę – pożyczę na zawsze! I co Ty na to?”
A ja chylę głowę.
Dzisiejszy temat to kuchnia egzotyczna, której mogę spróbować od czasu do czasu, ale raczej z ciekawości niż upodobania. Pan Booth jest dziennikarzem specjalizującym się w kulinariach, podróżuje dla przyjemności ale przede wszystkim zawodowo a wtedy można jechać i daleko i na długo, co dla przeciętnych śmierteników jest raczej tylko marzeniem 🙂 Pozostają nam jego relacje a na bieżąco udziela się na swoim blogu:
http://www.michaelbooth.typepad.com/
Danuśko ( i Magdo 🙂 ), dzięki za przepis na ogórki, „dla leniwych”. Tam jest też przepis na zapiekankę „dla leniwych żon” ( z pierogami ). Ciekawa jest ta Kresowa strona i smaki też mi bliższe.
Alino – Trzy minuty które, zdaniem autora, są najlepszym streszczeniem jego książki. Do zobaczenia w Tokyo 🙂
Jesteś niezwykła.
Zgago – Ty także.
Od czasu do czasu lubię komuś wygarnąć 🙂
To nie o Japonii, ale mi się nawinął wpis o Belgii sprzed 6 lat, więc jako uzupełnienie tego, co wcześniej powidedziałam:
” Alicja
26 lutego o godz. 11:39
Belgijskie piwo? Moje ulubione to duvel, leffe oraz niezrównany chimay ciemny, w butelkach jak szampan, podobnie otwieranych, popularne na stołach w okolicy świąt Bożego Narodzenia podobno. Że najlepsze na świecie, to bez dyskusji, co tam czekolada 🙂
Moi przyjaciele są z Leuven, a to stolica belgijskiego piwa ze słynną Stella Artois. Ale gdzie tam Stelli do piw trapistów! Już mnisi dobrze wiedzieli, jak odtworzyć niebo w gębie!
Z belgijskich potraw pamiętam jedną, zarekomendowaną mi jako bardzo tradycyjną: belgijska endywia owinięta plastrami tej ich wspaniałej szynki, zapieczona w trzech różnych serach. Niby to był jeden talerz (głęboki), ale potrawa tak sycąca, że nie mogłam zjeść ani połowy.
Frytki też wymyślili Belgowie i jadają je w różnych kombinacjach ? to powtarzam po moich Belgach, chyba wiedzą, co mówią! A co do uliczek przylegających do Grand Place? jedna z nich to uliczka, przy których są same restauracje (być może ta, o której Pan Piotr wspomina). Zapachy, zapachy, zapachy, stoliki na zewnątrz wystawione mimo póznego pazdziernika, kelnerzy prawie siłą wciagają przechodzących mimo. Jak tu się nie skusić?
A architektura? jak koronki barbanckie! Belgii ominąć nie wolno, trzeba wstąpić na piwo!
Czekoladę w Belgii jadam nawet ja, za słodyczami wcale nie przepadająca.”
Co do Japonii – wszystko przed nami 🙂
Kot M… ma racje 😆
dla zobrazowania podepre sie tutaj noblista m.v.llosa – z moich czytelniczych doswiadczen wynika, ze jedynie mezczyzni potrafia pisac pieknie o milosci 😆 . panienki piszac o milosci, zbyt wiele wzdychyja, stekaja, jecza. do znudzenia 😛
kto czytal chcby „das böse mädchen” nie znam polskiego tytulu 🙁 nie bedzie spostrzegal japonczykow jako ludzi sympatycznych i subtelnych, lecz jedynie nie calkiem, lecz zupelnie roznych od nas.
zaoszczedze panstwu tutaj opisow, jak to subtelny japonczyk by uzyskac aplauz u wspolbiesiadnik dodawal panience srodkow chemicznych powodujacych przyspieszone wydalania gazow dolnymi drogami wydechowymi itd itp …
kto nie by w kraju kwitnacej wisni, ten moze klepac co tylko chce. ja wiem jedno. w pieknym kraju miedzy bugiem a odra nie obawiam sie wejsc ani do burdelu ani do dowolnej gospody. pomiedzy tymi dwoma rzekami ludz nie jest wstanie mnie juz niczym zaskoczyc. w japonii -> TAK
😆
Japonia już za mną, niestety. W czasie pobytu w hotelach w czasie śniadania zawsze korzystałem z części dla Japończyków, próbując przeróżne wodorosty, ryby etc. Wieczorem wypuszczałem się na miasto, wchodziłem do miejsc, gdzie Europejczyka nie uświadczysz i mówiłem tylko ” omakase”. Podano mi nawet wieloryba. Na szczęście nie w całości 😉
Danuśka, wspaniały ten przepis na masolne dla niecierpliwych 🙂
Ireku nastepnym razem jak podadza tobie rekina to nie zastanawiaj sie i odmow. rekiny nie pachna lecz smierdza moczem. ale nie przecze, byc moze moja subtelnosc idzie w zlym kierunku 😮
Rekina próbowałem między Bugiem a Odrą i się wyleczyłem 😈
a czym sie @byk wyleczyl ze tu juz nie lukruje 😆 ? 😆
Wieloryba miałam przyjemność spożywać w Islandii, ani mnie nie zachwycił, ani nie odrzucił, ot, mięso całkiem zjadliwe, podano z borówkami. Inna ciekawostka – już na lotnisku kupiłam zamrożonego harkla, bo żadna knajpa nie dysponowała. Jest to zgniły rekin, gnije sobie w piachu około pół roku. Pudełeczko szczelne było, małe a drogie jak pieron, spróbowałam dopiero w domu.
Wszelkie opowieści o potwornym smrodzie są mocno przesadzone (jak z durianem!). Rozmroziłam tak na pół (mięso było pokrajane w kostkę) i pożarłam sama oraz w samotności, bo Jerzor na wszelki wypadek wybył z domu. Ani znakomite, ani złe – dla mnie kawałek surowej ryby o dziwnym zapachu, ale zapach a smród to dwie różne rzeczy.
W tym roku jadłam świnkę morską – bardzo dobra z grilla.
Nie jadam wijców, żab nie próbowałam i raczej wolałabym nie, chociaż ponoć pyszne żabie udka są pyszne. Ślimaki zaliczyłam, popijając winem przed i po spożyciu.
Wszystko mi się wydaje warte spróbowania oprócz tego, co Gospodarz kiedyś wspomniał – baraniego oka w mongolskiej jurcie, jako wyraz najwyższego szacunku dla gościa 😯
Założę się też, że japońskie sushi czy inne japońskie przysmaki na pewno lepiej smakują w Japonii, niż w najlepszej i najprawdziwszej japońskiej knajpie tutaj. Pochodzenie składników też coś znaczy.
Na przykład tutejsze wasabi to podrasowany chrzan. Pewnie w Vancouver czy tam, gdzie jest spora populacja Japończyków można dostać prawdziwe wasabi, ale u nas na wsi nawet Japonka kupuje, jaki jest. I marynowany imbir – pyszny dodatek nie tylko do sushi.
Irek,
Dzięki za dobre słowo o fotce staruszków sprzed kilku dni.
Nie wiem czy alicja lub Pyra mają Twój email adres, jesli tak to może mi za Twoim przyzwoleniem prześlą.
Rekina to jadłam i tutaj – jak jeszcze był sklep rybny. Pan sklepowy mi poradził, żeby odkroić ten ciemniejszy pas mięsa od grzbietu (kupiłam steki rekinie), potraktować mocno cytryną i niech w tej cytrynie tak sobie się tapla 2-4 godziny. Potem dyżurne, obmączyć deczko – i usmażyć na oleju. Rekin też ryba 🙄
I smakuje jak ryba. A oto rzeczony wieloryb:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/IslandiaMarzecKwiecien2011#5600768635672124754
Nowy, adres jest u Pyry
p.s. Irek – w sprawie posrednictwa mailowego możesz tu napisać:
alicja.adwent@gmail.com
Łajza minęli 😉
Dzieki
Zgago – serdeczne uściski! 🙂
A stosowna muzyka już była?
Zdrowie Zgagi i wszystkich Małgosiek 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=fS11oYme9Rw
Eh…te spódnice bananówy! Nie miałam. I bardzo dobrze!
Zgago, wszystkiego najlepszego 🙂
Małgosiu Katowicka,
ściskam mocno i serdecznie, i – życzę powodzenia i szczęśliwości!
Kochana, weż coś na (Z)gagę. I tą z dużej, i tą z małej litery.
Zmień najlepiej nick i wychyl się z zaułka, i nadawaj dalej.
Pyro, gratuluję sprzętu!
Gdybyś dziś nie nadała co i jak, zaraz bym zapytał, gdzie Ty w końcu zamawiałaś, że stale jeszcze nie dostarczyli.
Tak ale, wszystko jasne.
Powodzenia!
O nie! Ja się nie zgagam, żeby Zgaga zmieniała ksywę!
Zgaga to jest Zgaga i Zgagi zdrowie po raz pierwszy, niech żyje, żyje nam!
Zgago – Wszystkiego najlepszego imieninowego!!!!
Nie obrażaj się na nas, każdy ma jakieś słabe strony, trzeba z tym żyć.
Twoje zdrowie za godzinkę będę pił!
A o zmianie ksywy też zapomnij, zresztą, jak mnie pamięć nie myli, już to kiedyś próbowałaś.
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję za pamięć i życzenia. 😀 😀
Wskoczę do Was na dłużej, ale za jakieś 10-14 dni, jak wszystko co mam do załatwienia, załatwię. Jak na razie, to nabijam kilometry w nogach, chodząc po urzędach. Kilometry w nogach, bo calutkie centrum miasta (dość spore) jest totalnie rozkopane i szybciej dojdę, niż dojadę. 👿
Pyreńko, ogromnie się cieszę, że będziesz miała swoją maszynę. 😆 😆
Upiekłam sobie wczoraj torcik orzechowy (same orzechy, cukier i 3 jajka – więcej jajek nie było w lodówce – krasnoludki się zbiesiły) i i od wczoraj do teraz została mi marna ćwiartka. 😳 Myślę, że jestem w pierwszej setce łasuchów. 😆 😆
Życzę Wam słonecznej pogody i miłych snów. 😀
Zgłoszę się jak już będę wracała do domu o przyzwoitej porze. 🙂
Nowy, dobrze pamiętasz i wiesz co z mojej próby wyszło. 😉 😆
Dobrej nocy. 😀
To lataj, lataj Zgago miła, ale się odezwij, od czasu do czasu.
Kilka słów o rekinach
http://www.save-wildlife.com/pl/obszary-dziaania/save-ratuje-oceany/morze-umiera-bez-rekinow
Drastyczne!!!
Tylko dla o-d-p-o-r-n-y-c-h!!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=j9URyArM_bs
Dzieci też się dziwią…
http://www.youtube.com/watch?v=LMxwZO43lYE
Dobranoc 🙂