Ruchem konika szachowego skakał Bourdain po świecie

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Czytanie jest zajęciem zgubnym. Nigdy nie jest dość. Zwłaszcza gdy wybiera się książki, które przenoszą czytelnika w nieznany świat nowych krajobrazów, fascynujących obyczajów, powalających smaków i podniecających zapachów.
Inni nie czytają nic i nigdy. Niektórzy nawet tym się szczycą. Spotkałem niegdyś w pułtuskiej księgarni młodą i atrakcyjną kobietę kupującą podręczniki dla córeczki. Zagadnięta o jej własne lektury odpowiedziała oburzona i dumna: – Od czasów matury nie miałam żadnej książki w ręku!
Teraz rozumiecie dlaczego tyle czytam. Także dla wyrównania statystyki owej mamy z mojego ulubionego miasteczka.
Właśnie  skończyłem lekturę (331 stron było nie było!) świeżo wydanej książki  „Świat od kuchni. W poszukiwaniu posiłku doskonałego”. Autorem tego amerykańskiego bestsellera jest Anthony Bourdain, którego przedstawiać nie ma potrzeby. Znają go smakosze z obu stron Atlantyku. A także na paru innych poza Ameryką i Europą kontynentach.
Ta książka w odróżnieniu od poprzedniej czyli „Kill  grill” nie jest relacją z zaplecza kuchennego nowojorskich knajp nierozważnie zatrudniających faceta, któremu dawanie noża do ręki jest po prostu lekkomyślne. Tym razem Anthony (raz nawet z bratem Chrisem) podróżuje po świecie skacząc po kontynentach i państwach ruchem konika szachowego. Trochę w przód, trochę w bok, czasem do tyłu i znowu parę kroków do przodu. Wybór miejsca jest zawsze uzasadniony chęcią odkrycia czegoś nowego w kuchni i na talerzu. I tylko raz podróż ma podłoże sentymentalne: powrót do krainy dzieciństwa czyli na plaże i łowiska ostryg w pobliżu Arcachon. Pozostałe wyprawy są mniej romantyczne, często bardzo męczące (zarówno dla autora jak i jego czytelników) a czasem ociekające wręcz krwią i brutalne do granic odporności. Taka jest na przykład wyprawa do Portugalii, gdzie Bourdain uczestniczy w świniobiciu  zakończonym gargantuiczną ucztą. Podobnie wygląda wyprawa do Wietnamu i Kambodży.
Nie będę tu przytaczał drastycznych opisów z azjatyckich targowisk i kuchni. Nie zacytuję także fragmentów rozdziału portugalskiego. Nie chcę narazić się na miano sadysty dręczącego uczestników blogu. Obawiam się zresztą, że takie cytaty mogłyby niektórych zniechęcić do sięgnięcia po tę książkę. A naprawdę godna jest ona lektury. Dlatego też przedrukuję anegdotę z Wietnamu, która mnie samego zaskoczyła i zdumiała. Mam nadzieję, że nawet wiedzący wszystko o wszystkim (a są tu tacy w niemałej liczbie) też historyjki tej nie znają. Oto cytat: „To miasto nazwano na cześć kucharza. Pewnie o tym nie wiedzieliście. Ho Chi Minh był wysoce cenionym mistrzem kuchni klasycznej. Zanim założył wietnamską partię komunistyczną, pracował w hotelu Carltons w Paryżu, w kuchni samego wielkiego Auguste’a Escoffiera. Mówi się, że Ho Chi Minh był ulubieńcem mistrza. Pracował tam jako specjalista od sosów, później jako kucharz na statku transatlantyckim, potem jeszcze jako cukiernik w Parker House w Bostonie. Był – pomijając epizod komunistyczny – jednym z nas. Krótko mówiąc, to gość, który spędził setki godzin na nogach w zatłoczonych kuchniach hotelowych i restauracjach, który w każdym calu był profesjonalistą, zaabsorbowanym sztuką kulinarną. A mimo to znalazł czas, by pisać manifesty, zabiegać o względy Chin i Rosji, przechytrzyć Francuzów, walczyć z Japonią (z pomocą Stanów, nawiasem mówiąc), pokonać Francuzów, pomóc stworzyć nowy kraj, utracić ów kraj i zorganizować zwycięską w ostatecznym rozrachunku wojnę partyzancką przeciw Stanom Zjednoczonym. Może i komunizm jest do bani, ale Wujek Ho to na pewno postać godna uwagi.” Z wypiekami na twarzy czytałem także rozdział baskijski czyli relację z wyprawy do San Sebastian. Podobnie atrakcyjnie wypadł rozdział dotyczący zimowej podróży po Rosji. W obu przypadkach Bourdain (może lekko nawet koloryzując) przedstawia niebezpieczeństwa obcowania z bojownikami ETA oraz petersburskimi gangsterami zwanymi tu Nowymi Ruskimi. Choć niektórym  czytelnikom bardziej dramatyczne może wydać się spotkanie z japońską rybą fugu albo zajadanie się sercem kobry.
Przyznać musze, że Anthony Bourdain jest nie tylko wybitnym kucharzem ale także niebywale utalentowanym pisarzem. Warto sprawdzić tę moją opinię.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj