Królowa Bona w polskiej kuchni
Nadchodzące święta są doskonałym okresem do sięgania po książki o historii naszej kuchni. Jedną z najbardziej przeze nie lubianych jest dziełko Krystyny Bockenheim „Przy polskim stole” wydanej pięknie przez Wydawnictwo Dolnośląskie. Tym razem sięgam do wieku XVI, który nazywany był Złotym. Dotyczy to także i stołu.
„Właśnie w XVI w. zarysowuje się dwoistość polskiej kuchni. Niepośledni wpływ na to wywarł przyjazd do Polski w 1518 r. nowo poślubionej żony Zygmunta Starego, Bony Sforzy. Urodziwa księżniczka pochodziła z bardzo odległych w tym czasie kulturowo Włoch. Miała dobre chęci i wielkie ambicje. Choć w owym czasie wielu Polaków kształciło się w Padwie i Rzymie, przyjazd kobiety wychowanej wśród wyemancypowanych włoskich arystokratek spowodował pewien szok na polskim dworze. Królowa mieszała się otwarcie do rządów, zarówno do polityki wewnętrz?nej, jak zagranicznej, w stopniu, który dotychczas był nie do pomyślenia. Teściowa Bony, zmarła przed przyjazdem Włoszki Elżbieta Rakuszanka, żona Kazimierza Jagiellończyka, zwana „matką królów”, nie zajmowała się zbytnio polityką, ograniczając się do spraw dynastycznych, a przy tym nauczyła się mówić biegle po polsku i z dziećmi rozmawiała tylko w tym języku.
Bona nie zaakceptowała obfitej i tłustej kuchni polskiej, opartej głównie na mięsie, ubogiej – w porównaniu z jej rodzimą – w warzywa. Gotowaniem na dworze zajęli się kucharze włoscy, co nie spotkało się z powszechną aprobatą. Wystarczy przytoczyć za Marią Bogucką menu uczty wydanej w Neapolu z okazji ślubu Bony per procura z Zygmuntem Starym. „Podano 25 potraw w następującej kolejności: nugat z orzeszków z serem śmietankowym, przybrany marmoladą i konfiturą z różnych owoców; galareta mięsna z sałatą; sztuka mięsa z białym sosem i musztardą; pieczone gołąbki; pieczeń wołowa z sosem winnym lub octowym do wyboru; francuskie ciasto nadziewane serem; dziczyzna gotowana z przyprawą węgierską; paszteciki mięsne; pawie duszone we własnym sosie; ciasteczka florenckie; pieczeń z dziczyzny z białymi kluskami; galeczki z mięsa; ostra zupa z pieprzem, uważana za „potrawę polską” (?); bażanty pieczone; słodki hiszpański placek z sera; kapłony szpikowane słoniną; galareta mięsna w specjalnych garnuszkach; króliki we własnym sosie; „guanti” – weselna potrawa neapolitańska z ciasta francuskiego z farszem słodkim przygotowanym z dodatkiem miodu i cukru; kuropatwy z małymi kwaśnymi jabłuszkami i konfiturą z pigw; ciasteczka ryżowe obwarzanki i płaskie nadziewane ciasteczka na wszystkie stoły, a na stół honorowy, przy którym siedziała Bona – smażone kasztany; wreszcie „nevole” – neapolitańskie delikatne ciasto posypane cukrem. Do potraw podano wino – białe i czerwone, a także białe wino gotowane z miodem i korzeniami. Służba roznosiła wodę różaną do obmywania rąk i haftowane ręczniki”.
Przeniesienie takiego menu na polski dwór królewski nie mogło wzbudzać entuzjazmu. Była to kuchnia zbyt wyrafinowana, za bardzo trąciła fraucymerem. Nie widać w niej było gór mięsiwa, mimo że nie nosiła cech wegetariańskich. Kamień obrazy stanowiła sałata. Przytaczano anegdotę o szlachcicu, który przyśpieszył po?wrót z podróży zagranicznej tłumacząc to obawą, by go zimą nie karmiono sianem, sko?ro w lecie dają mu trawę. Uczcie weselnej Bony bliżej do współczesnego przyjęcia niż do biesiady naszych przodków z czasów Zygmuntowskich.”
Królowa Bona była uparta i konsekwentna. Dzięki temu jej wpływ na dworską a potem i magnacką, szlachecką oraz mieszczańską kuchnię utrwalił się. Dzięki czemu i my dziś jadamy np. włoszczyznę.
Komentarze
Vivat Bona! Ja sobie nie wyobrażam kuchni bez warzyw, i to w ilościach, ilościach!
Dosyć wredna była ta księżniczka z Bari, ale dobrze, że sałatę , kalafiory, kardy, włoszczyznę i włoskie sosy przywiozła i zostawiła. O tym co wywiozła przypominać nie trzeba. Też chętnie sięgam do tej książki
Sama radość – wróciła z niebytu Nemo, Dorotol, odezwał się Pan Lulek.
A dzisiaj się piekielnie denerwuję, bo Żaba ma wyznaczoną wizytę kontrolną w Szczecinie, a tu okolica zasypana i kierowcom radzą zabrać w trasę koce, łopatę, termosy i żywność. Nad Poznaniem mgła i zadymka. Radek próbował sobie w ponowie kopać tunele – teraz śpi.
Jadłospis godny uwagi. Ale mnie nie kwiaty kapuściane (cavole-kapusta, fiore-kwiat) i sałata tak pociągają, tylko ta cała reszta, właśnie mięsna lub ciastowo-mięsna, a także słodkości.
Zapowiedzi rzeczą godną uwagi, ale ich nie znam. Czy ktoś wie, kiedy ten film (Rozmowy przy stole – kuchnia polska) można obejrzeć?
Pyro, „z niebytu”? — A może wprost przeciwnie, z intensywniejszego, pełniejszego, radośniejszego, perspektywiczniejszego bytu?… 😉 😀
„Wróciła”? — A może tylko sprawdzała (sobie udowadniała), że już jest u o d p o r n i o n a — ergo, może zaglądać i nie zaglądać kiedy zechce, z wielotygodniowymi przerwami też? A nawet dłuższymi… … … 🙂
„Lubię”* Nemo bardzo… i dlatego życzę jej dobrze. Także, aby jej teksty (obserwacje, przemyślenia) były wyeksponowane, zauważane, doceniane… tak, jak na to zasługują. A ona sama, gdy JEST a nie bo jej NIE MA…
Inaczej coraz bardziej będzie działać tu i ówdzie kopernikańskie prawo monetarne…
Oki-doki — bo się znów rozpiszę, a czas goni…
O warzywach nie będę, bo to oczywista-oczywistość (i jeszcze to zaśmiecanie języka naszego rejowego włoskimi zapożyczeniami! — ruja i porubstwo po prostu!… 🙄 😉 😀
______
*jeśli można bezkarnie powiedzieć coś takiego o Istności, z którą nie zamieniło się słowa w jednej przestrzeni fizycznej… ani nawet prywatnego listu żadnego typu
Do Stanisława , skopiowałam z informacji z piątku:
TVP Info – 23:49:00 – 63 min. 2010-12-22
Rozmowy przy stole- Film dokumentalny
Stanisławie, to film zrobiony dwa lata temu. Był emitowany w TVP Kultura. A teraz ma być w środę w TVP Info o godzinie 23.45. „Gazeta Telewizyjna” poświęciła mu spory artykulik, co mnie mile zaskoczyło. Ale ta godzina…
Gospodarzu – poświęcimy się: będzie film + łuskanie orzechów.
Czy na pewno wiadomo, co Bona z Polski wywiozła? Tzw. sumy neapolitańskie są dość mgliste. Żródła określają ich wartość na kwoty od 430 do ponad 600 tysięcy dukatów. Zastanawia mnie, dlaczego Bona miała je pożyczyć Filipowi II Habsburgowi, skoro całe życie Habsburgów zwalczała. Część długu, prawdopodobnie maksymalnie 10%, odzyskała Anna Jagiellonka. Ale wszystko jest bardzo niejasne. Pożyczka była zabezpieczona na dochodach Habsburgów z ich posiadłości neapolitańskich i stąd „sumy neapolitańskie”.
Mam niejakie podejrzenia, że pożyczka mogła być udzielona z inicjatywy dworu polskiego, który w przeciwieństwie do Bony wchodził w układy z Habsburgami. Bona osobiście stronnictwo prohabsburskie zwalczała.
Poza tym, jeżeli było, co pożyczać, to tylko dzięki zasługom Bony, która najpierw większość zastawionych dóbr królewskich wykupiła, a potem gospodarowanie nimi tak przeorganizowała, że zaczęły przynosić spore dochody. Przedtem zastawione przynosiły dochody tym, u których były zastawione. Pozostałe dochodów prtaktycznie nie przynosiły albo przynosiły minimalne, ponieważ były oddawane w dzierżawy za symboliczne kwoty albo dochody z nich były przyznawane różnym magnatom. Po wyjeździe Bony powoli wszystko zaczęło wracać do polskiej normy i to stanowiło jedną z przyczyn upadku państwa.
Bona oprócz reformy finansów ma na swoim koncie także rozbudowę miast i ich porządkowanie. To ona zakupiła prawie 150 arrasów na Wawel. Można powiedzieć, że to rozrzutność, ale sama pieniądze do skarbu królewskiego organizowała i to bardzo skutecznie. Dlatego pogląd, że na Bonie Polska straciła jakieś sumy to lekka nieścisłość. Nawet jeśli formalnie prawdziwa.
Co jeszcze dobrego można powiedzieć o Bonie? Na pewno to, że była królową cnotliwą i nie wdawała się w romanse czy przelotne uciechy, co w owych czasach było rzeczą wśród panujących rzadko spotykaną. Niejednokrotnie próbowała wpływać na małżonka w sprawach państwowych ale jednocześnie niewątpliwie go szanowała.
Co złego? Na pewno ambicje dynastyczne, które doprowadziły do nienaprawialnego konfliktu z synem. Konflikty z możnymi zapisuję na plus, bo to pozbawienie dochodów z królewzczyzn największy opór wywołało.
Co do gospodarności Bony, to święta racja podatek w miodzie od bartników, sprzedawanie urzędów, podatek od miast. Jasne, że tak było w Europie. Mnie chodziło raczej o trudny charakter, konflikty, lekceważenie obyczaju i mowy kraju, w którym żyła, obsesje, ambicje dynastyczne i budowanie stronnictw politycznych w opozycji do władzy.
Witam wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy powrócili. Wielka radość. Życzę wspaniałego dnia, mimo złego biometu.
Królowa Bona jest mi szczególnie bliska. Warzywa stanowią podstawę w moim jadłospisie. A kalafior w jajku to jest to.
Dziękuję za informacje. Do GT jeszcze nie zaglądałem. Pora rzeczywiście taka sobie biorąc pod uwagę, że to okres przygotowań świątecznych. Ale jest nagrywarka, więc będzie można obejrzeć w stosowniejszym czasie.
Z lekceważeniem obyczajów do pewnego stopnia zgoda. Zwalczała przede wszystkim bardzo szkodliwe zwyczaje, zarzucano przy tym brak poszanowania tradycji. Ale język polski przecież znała i to stosunkowo niedługo po przybyciu do Polski. Wśród pism zabranych ze sobą do Bari było wiele dotyczacych historii Polski. Chyba tak całkiem tego kraju nie lekceważyła. A co mówiła krytycznego na jego temat, było na ogół uzasadnione. Jakoś mało się pamięta, że czyniła starania w kierunku zamiany swoich księśtw dziedzicznych – Bari i Rossano na Śląsk, aby go przyłączyć do Polski. To król tego projektu nie poparł, bo chyba rzecz mogła być realna. Do rzeczy nierealnych Bona się na ogół nie brała.
Konfliktowość Bony to tez sprawa skomplikowana. Na pewno bardzo silna osobowość. Przyjeżdża, zaslubiona per procura (był potem ceremonialny ślub z koronacją w Krakowie), do kraju zupełnie sobie obcego, w którym zastaje sytuację dla siebie szokującą – król we wszystkim jest posłuszny możnowładcom, bo bez ich zgody niczego nie może, a możnowładcy ciągną kraj do upadku przede wszystkim poprzez rozgrabianie skarbu królewskiego. Za każdą zgodę na cokolwiek król płaci nadaniami, przywilejami. Jeżeli chciała jakieś reformy przeprowadzić, a przecież przeprowadziła, musiała być konfliktowa. Ile we wszystkich opowieściach o niej jest prawdy a ile złośliwości, trudno obiektywnie ocenić. Dla mnie to, co zrobiła dobrego, jest pewne. To co złego, pewne w bardzo niewielkim zakresie.
Zresztą już jej matka, Izabella Aragońska, wyzuta z mediolańskiej ojcowizny, walczy o pozycję sposobami, które trudno uznać za jakieś niegodne. Wydawanie córek za panujących królów czy udzielnych książąt świadczyło o zapobiegliwości i sporych zdolnościach. Zapewniła córkom świetne wykształcenie, znajomość kultury, którą Bona wykorzystała do podnoszenia kulturalnego poziomu dworu polskiego. To był szczyt włoskiego renesansu, gdy przybyła do Polski.
To prawda, że nie wszystkie renesansowe obyczaje były godne przyjęcia. „Postępowa” obyczajowość, łatwość w posługiwaniu się trucizną na pewno nie budzą entuzjazmu. Ale tych elementów obyczaju Bona nie zaszczepiała. Otrucie Barbary Radziwiłłówny wydaje się czystym pomówieniem.
Nie, nie otruła, chociaż już nie można tego samego powiedzieć o dworskich lekarzach. Nie był to jednak zamach trucicielski, tylko leczenie choroby „francuskiej” związkami rtęci i arsenu. Chorobę dostała w prezencie od ukochanego męża (podobnie jak Marysieńka Sobieska)
tutaj artykulik o którym wspomina p.Piotr Adamczewski o 08:55 http://wyborcza.pl/1,90539,8817196,Kuchnia_zwierciadlem_epoki.html
Mężowie obdarzali różnymi rzeczami. Tylko dla porządku uściślę, że to nie Sobieski obdarzył Marysieńkę, tylko I mąż Zamoyski, który nie był aż tak ukochany jak Jan III. Ale ta darowizna miała i dobre strony. Marysieńka wyjeżdżała do wód się kurować i stąd pochodzi większość Listów do Marysieńki.
Tak tu miło a trzeba na sesję Sejmiku. Ostatnią w tym roku.
Pozdrawiam
Zaległości weekendowe przeczytane.Urokliwe Clamecy naszej Aliny planujemy kiedyś odwiedzić.Już wiemy,gdzie kupić pyszne czekoladki 🙂
Choinki już widzę u niektórych ubrane.U nas jedna choinka ubrana jedynie
w światełka stoi na balkonie.Druga,jak należy z bombkami,ale bez łańcucha własnej roboty,w pokoju latorośli.W niedzielę natomiast dostaliśmy od naszego miłego gościa bombki malowane osobiście i własnoręcznie.Może uda mi się dzisiaj lub jutro wieczorem zrobić im sesję fotograficzną.Ten sam gość uraczył nas również domowymi pierniczkami oraz pierogami z kapustą i grzybami.
W czasie weekendu mieliśmy też już okazję zjeść u naszych przyjaciół wyśmienitego karpia-dzwonka panierowane w bułce tartej i smażone na klarowanym maśle. Poezja !
Dzisiaj wieczorem przewidziana kolejna biesiada w „Kuźni smaku”.
Wybieramy się tam na przedświąteczne (broń Boże wigilijne) spotkanie z moimi szkolnymi koleżankami.Relację zdam po powrocie.
Alina zna zresztą to miejsce 😉
Nemo- hop,hop !!!
😀
A Zgaga już się znowu zapewne od rana miota.
Uprasza się Zgagę,aby zdała relację,co wynika z tego miotania :
Ile pierogów już ulepionych ?
Ile ciast już upieczonych ?
Czy pasztety i bigosy już zamrożone ?
Czy goździki na pierniki już przemielone ?
Czy mak utarty ?
Czy kurz wszędzie starty ?
Dzień dobry,
Lubię wspomnianą przez Gospodarza książkę (pierwsza półka mojej krzywej biblioteczki 🙂 ) Czytam w niej, że ” dopiero pod koniec XVII w. Stanisław Czerniecki, kuchmistrz Aleksandra Michała Lubomirskiego, w pierwszej polskiej książce kucharskiej zaleca uprawiać lubiane przez Bonę warzywa: kaulefiory, karczochy, kardy, szparagi, kaularepę, kapustę włoską, brochul, szpinak, sałaty różne, melony…”
Danuśko, bardzo miło wspominam Kuchnię Smaku. Byliśmy tam z Mamą, z okazji jej urodzin. Opierała się bardzo, bo nie lubi restauracji, nade wszystko przedkłada domowe posiłki ale tym razem czuła się tam dobrze i smakowało jej.
Poszłam do sklepu i zabrałam pieska. Szkoda, że nie miałam kotwicy – wieje tak, że mimo słusznej wagi Pyrowej omc nie wzlatywałam nad poziomy.Przed sklepikiem Radka puściłam luzem, żeby nie marzł. Kupiłam, wychodzę, czarcika nie ma./ Wołam, nic. Pytam przechodniów – nie widzieli.Pomyślałam, że odniosę zakupy i wróce go szukać. Pan wychodził z bloku i mówi – a pani piesek grzecznie czeka w holu. Rzeczywiście; łapki pewnie zziębły, wiatr chce duszę wyrwać, więc malec wrócił, gdzie cieplej i nie wieje. Pewnie ktoś go przypadkowo wpuścił. Zakupiłam b. ładne pieczarki. Część posłuży jako baza jutrzejszej zupy, większość uduszona czekać będzie na święta.
Pyro-Radek czekał w holu,bo pewnie wykombinował,że jak Pani z zakupów wróci,to może znowu się jakiś śledzik trafi na obiad 😉
Natomiast Piksel wszedł dwa dni temu pod zaparkowany samochód,
by dopaść kota,który tam się przed nim schował.
Kot oczywiście uciekł,a pies śmierdział wszelakimi smarami samochodowymi i nadawał się jedynie do kąpieli.
Witam wszystkich serdecznie i … prawie wiosennie. 😯 Tylko „Klarci” brak.
Danuśko, bigos się mrozi na balkonie, mak zmielony i zrobiony a’la makówki, pierniki upieczone, kurz (chyba wszędzie) starty, firanki pachną, mieszkanie przygotowane na przyjazd Starszej i Zięcia. Tort będę piekła w środę a masę do niego zrobię w czwartek. Najgorsze jest, że od wczoraj „cuś” się do mnie próbuje przyplątać. Na razie aspiryna daje odpór ale chodzę wściekła, bo nienawidzę chorować – jak każdy. 👿
a cappello, to, że blogowisko zauważyło brak Nemo a co ważniejsze tęskniło za Nią, jest najlepszym dowodem na to, że Jej wpisy były, jak najbardziej, doceniane.
Poniżej zdjęcia niektórych dekoracji zdobiących nasz dom :
bombki w szklanej salaterze,bombki-prezenty własnoręcznie malowane
oraz dekoracja czworonożna 🙂
http://picasaweb.google.com/109990791430941218162/OzdobySwiateczne?authkey=Gv1sRgCPLLmJSJ1K7CsAE&feat=email#
Danuśko,
piękne te ozdoby 🙂
U nas też jakby wiosennie, temperatura plusowa, chodniki mokre, wiatr głowy urywa, czyżby chciano nas pozbawić śniegu na święta?
Zapisuję się do klubu zwolenników królowej Bony, energiczna i z charakterem, no i jeszcze takie pozytywne zamieszanie w naszych kulinarnych tradycjach przeprowadziła, z dobrym skutkiem!
Podziwiam dekoracje świąteczne i czworonożne u Danuśki. Piksel świetnie się prezentuje na kanapie, brak mu tylko czapeczki mikołajowej 😀
Zgago, jesteś nadzwyczajna, rozumiem, że perspektywa przyjazdu Dzieci była radosnym napędem 🙂 do tych szaleństw! Ja dopiero się zabieram, dzisiaj, żeby sie nie przepracować, zagniotę ciasto na pierniczki i zrobię listę – co którego dnia, a od jutra będę sie rozkręcać kuchennie 🙂
Wśród książek o naszych kulinarnych tradycjach jest jeszcze inna, też ciekawa, Józefa Szczypki „Kalendarz Polski” (ta sama półka 🙂 ).
Alojzy Żółkowski tak pisał o Wigilii:
” A zasiadłszy do stołu w godzinę zmierzchową
Jadł polewkę migdałową.
Na drugie zaś danie
Szedł szczupak w szafranie
Dalej okoń, pączki tłusto,
Węgorz i liny z kapustą;
Karp sadzony z rodzynkami.
Na koniec do chrzanu grzyby
I różne smażone ryby
kończyły skromny posiłek.”
Zapomniał wspomnieć o kutii a „bez kucyi nie było w Polsce uczty wigilijnej ani u kmiecia ani u magnata”.
Czy ktoś z Was przygotowuje kutię? Chyba Eska (a może haneczka?) o niej wspominała.
Głosuję na Piksela.
Pyro, podziwiam Twojego piesa, że tak dzielnie sobie poradził (jak przystało na Radzia), sam wrócił do domu, ale te historie zawsze mnie przyprawiają o zawrót głowy. Nigdy, przenigdy nie zostawiam psów pod sklepem, umarłabym z niepokoju. Czy nie martwiłaś się, że ktoś zwyczajnie może go ukraść, albo, że przytrafi mu sie coś złego?
Barbaro – to wyjątkowo spokojne osiedle i nikt ani jego, ami innego psa nie ukradnie. Kiedy w wieku 1 roku czasem uciekał, gdzie pieprz rośnie, odprowadzano go do domu. Teraz nie ucieka. Może najwyżej pobiec na sąsiedni trawnik. Jedyne niebezpieczeństwo, to kot, albo jego wróg osobisty ( trzy psy). Wtedy gna za wrogiem albo kotem i jest ślepy i głuchy na wszystko inne i mógłby wpaść pod samochód. Sklepik przy sąsiednim wejściu do bloku, a ja była, krótko – po najpotrzebniejsze zakupy/
Pyro 😀
Ten uśmiech oczywiście od Piksela.
Barbaro- właściwie to nawet mamy taką czapeczkę.
Trzeba będzie mu przymierzyć 😉
… u mnie osiedle ruchliwe, wykluczone żeby pieski chodziły luzem. Ma to taka dobrą stronę, że zmusza nas do bardzo długich spacerów, a i tak, gdy wracamy, Gucio sprytnie usiłuje jeszcze gdzieś skręcić, żeby tylko nie do domu, a nawet zaprzeć się czterema łapami i rób co chcesz! Najczęściej daję się oszukać, że może to sprawa poważniejsza, ale nic z tych rzeczy, po prostu spacerek mógłby trwać cały dzień, a do domu na małąd rzemkę albo sprawdzić co tam w miseczce 😀
…małą drzemkę – oczywiście
Alino,
Ja przygotowuję kutię, bo to potrawa wigilijna z domu Mojego Osobistego. Już weszła do naszej domowej tradycji 🙂
Haliczek, przepraszam, że nie pamiętałam, że to Ty o niej pisałaś.
Czy to jest skomplikowane? Nigdy nie robiłam.
U nas NIGDY nie było Wigilii bez kuti. Gdy dorosłem Babcia Eufrozyna przekazała w moje ręce przyrządzania tej potrawy.
W czwartek więc ugotuję łuskanę pszenicę, sparzę i zmielę trzykrotnie mak, dodam rodzynki, orzechy i migdały oraz poleję miodem. Potem dokładnie wymieszam i wystawię do schłodzenia.
W piątek kutia będzie gotowa a koledzy, których nią po trosze obdarowuję będą pchać się w drzwiach.
Alino przepis jest w blogowych czeluściach a także w naszej witrynie czyli http://www.adamczewscy.pl
Jeśli dostaniesz pszenicę to zaryzykuj, bo warto!
Alinko, nie jest skomplikowane, ale trochę pracochłonne. Szczególnie przygotowanie maku ponieważ po uprzednim sparzeniu trzeba go przynajmniej 2 x zmielić. Wymaga także krojenia bakalii. Gotowanie pszenicy również trochę trwa.
Rzadko mnie boli głowa (zatokowo), ale jak raz…się nie wyspałam, ciśnienie jakieś nie takie czy co?
-2C u mnie i bardzo drobny śnieżek popaduje. Pogoda krupnikowa lub plackowo-ziemniaczana. Ewentualnie golonkowa, tylko do Poznania daleko 🙁
U mnie w ogóle nie ma psów i kotów chodzących luzem (jak pisałam już o tym, to zrzućcie na sklerozę postępującą i nie czytajcie). Pies czy kot ma być zarejestrowany, z obrożą, gdzie jest odpowiedni numerek i łatwo znaleźć właściciela, gdyby się zwierzątko zawieruszyło przypadkiem. Szczepienia i te rzeczy – wiadomo, jak wszędzie. Zwierzątko może sobie pobiegać luzem w obrębie posesji właściciela, ale w miejscach publicznych musi być na smyczy.
Zwierzę to zwierzę, robi, co mu się podoba, to pan ma myśleć za zwierza. Po mojej drodze ludzie spacerują z psami i spuszczają je ze smyczy wbrew zakazowi, bo rzadko kto tu chodzi. Niejeden raz właściciel się zagapił i nie spostrzegł, że piesek dobiera się do moich portek, bo kto tu na nogach do sklepu Za Róg czy na pocztę, od czego jest samochód 🙄
Ale znam już wszystkich właścicieli tych piesków i jakoś udaje nam się uniknąć dramatycznych zajść.
Co innego na polskich wsiach. Jeszcze ciągle biegają tak zwane bezpańskie pieski, raczej nieszkodliwe, choć często obszczekujące, ale to chyba obowiązek? 😉
A tego roku pod szykownym barem piwnym o dużo mówiącej nazwie „Piekiełko” wysiadywał piękny pies, do którego nikt się nie przyznawał. Skądś przywędrował i po prostu tam zajął terytorium. Mam nadzieję, że na zimę ktoś go zaadoptował. Skąd się wziął – nie wiadomo, bo przecież wszyscy z okolicy znają swoje psy. Bywalcy „Piekiełka” przynosili mu jedzenie.
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Polska2010PoznanDolnySlaskCzechy#5533907334792618930
Gospodarzu, dziękuję, może się odważę. Gapa ze mnie, powinnam była sprawdzić w przepisach. Taką pszenicę dostanę chyba w tutejszym sklepiku „La Graineterie”.
Haliczku, dziękuję 🙂 Najgorsze to mielenie maku. W domu robił to Tata, do makowców.
Alinko, dla mnie też, bo cała kuchnia jest w maku 🙁 ale jak trza (to za Alicją) to trza 🙂
Kochana Pyro,
Co do Radzia mialas szczescie. Jezeli moge cos zasugerowac…maszeruj do sklepu sama, a na spacer z psem. Tak robi moja latorosl z bardzo rodzinnym piesiakiem. Przepraszam Cie Pyro, ale tak ma byc.
Buziaki
Radzio chodzi na smyczy. To przez mróz nie chciałam go wiązać. Szczęśliwym psem to on był u Żaby. Czasem, kiedy nie ma nikogo w naszym mini – parku, pozwalam mu pobuszować po trawnikach jakiś kwadrans, a Młodsza puszcza go wolno daleko za miastem. Zawsze trzyma się blisko, ale raz zauważył sarnę. Nie mogli go potem złapać przez godzinę.
Lena – nie na moje możliwości spacery. Kiedy Młodsza w pracy, to ja muszę go wyprowadzić, ale co to za chodzenie dla ruchliwego zwierzaczka? Co druga ławka – przystanek.
U nas maku nie ma w sprzedaży – nie wolno, bo z tego się wyrabia opium i różne takie. Jedynie, gdzie widziałam, to w polskim sklepie, ale zdaje się, że to robią bez rozgłosu i przed Bożym Narodzeniem. Pewnosci nie mam, ale legalne to nie jest, podobnie jak uprawa, choćby we własnym ogródku.
Wszelkie uprawy w celach medyczno-jakichś tam są ściśle kontrolowane.
Teraz można kupić mak w puszce już przemielony i z dodatkiem bakalii.
To bardzo ułatwia życie.Mój wczorajszy placek zrobiłam właśnie z takiego
maku.
Sprawozdania z „Kuźni smaku” dzisiaj nie będzie.Nasze spotkanie zostało przełożone na po Świętach.Może to nawet lepiej.
Producentom opium z nasion maku życzę powodzenia 😎
Przy zawartości 0.005 proc. potrzeba 10 kg maku, aby uzyskać 50 mg opium. Tyle można uzyskać upuszczając sok jednej makówce. Z tego można uzyskać max. 11 mg morfiny.
Egzystencjalne bóle łatwiej chyba przezwyciężyć przebieżką na świeżym powietrzu niż liczyć na opium z makowca 😉
U mnie odwilż, niestety, a będzie jeszcze gorzej, bo deszczowo 🙁
A cappello,
dziękuję za dobre życzenia 😀 😳
Zgago,
mam prawie nowy komputer, bo powiększyłam mu pamięć z 80 giga do 1 tera, dostał też nowszy program i już mu You Tube nie mówi, że jest przestarzały 🙄
Kutii nigdy nie robiłam i nie próbowałam, u mnie tradycyjnie na wigilię – łazanki z makiem, ale któregoś dnia w Leclercu natknęłam się na paczuszki pszenicy, na których napisano – na kutię, w dodatku załączono przepis. A że juz od dawna ciekawa jestem tego smaku, zakupiłam i mam szczery zamiar wypróbowania i wprawienia w zachwyt domowników (taką mam nadzieję) 🙂
Moje doświadczenie z kupnem maku w Stanach było bardzo śmieszne, nigdzie nie mogłam go znaleźć, ale wreszcie wypatrzyłam, na półce, wśród przypraw, w maleńkim pojemniczku jak solniczka. Oczywiście ilość ani na makowiec, ani na łazanki, wyłącznie jako dekoracja ciasteczek, które można tym makiem poprószyć 🙂
Bona jest OK, nie lubiłam tylko wąsatej Donny Papacody, bo mi przypominała jedną nielubianą ciocię 🙄
Kto czytał „Paziów króla Zygmunta”, wie o czym mówię 😉
Odbyłam kiedyś długą dyskusję z jednym Czechem na temat warzyw i sałat w naszych (polskiej i czeskiej) kuchniach. Doszliśmy do zgodnego wniosku, że to dzięki włoskim koneksjom Polska miała szczęście wcześniej się pod tym względem „ucywilizować”. Co nie zmienia faktu, że latem w polskich restauracjach i tak króluje surówka z kapusty 🙄
Kutię jadało się u mojego dziadka i jego najstarszej córki, mojej chrzestnej. Czasem robi ją moja siostra. W małych ilościach da się zjeść.
Barbaro,
z makiem w Helwecji było podobnie. Gdy 30 lat temu szukałam go po sklepach, patrzano na mnie podejrzliwie, bo tu nie ma tradycji dodawania go do czegokolwiek. Z czasem pojawił się w małych i drogich porcyjkach, teraz bywają paczki po pół kilo (nadal dosyć drogo) ale tutejsza kuchnia zbytnio go nie zaakceptowała. W Niemczech i Austrii wypieki z makiem należą do tradycji, więc mak nie jest w sklepach rarytasem. Najpiękniejsze i największe pola makowe widziałam w Czechach.
Muszę kupić tonę maku, może dotrwam do przyszłego roku. Pappacodę pamiętam, bardzo wycierpiała od „niedobra chlopaka”, pamiętam nawet ogródek warzywny Estery i Kazimierza Wielkiego, ale niewiele więcej – mam zaledwie 1.5 GB pamięci, czyli 666.66 razy mniej 🙂
Pamiętam także poczciwe i bezustanne narzekania Reja na nową dietę. Z kolei Batory nie mógł oprzeć się pokusie by w czasie biesiad wtrącać – „to zielone i chrupiące przywiozła moja teściowa”. Tak to w życiu bywa.
Wiele lat pózniej Pappacoda miała operację i otruł Bonę.
Dziewiczo białe, w posagu.
YYC – Szczęśliwej podróży.
do przyszłego roku można też dospać (przespać)… z chmielowymi szyszkami * 😉 😀
Co nie zmienia faktu, że latem w polskich restauracjach i tak króluje surówka z kapusty
Trzeba wiedzieć, gdzie wejść… I nie tylko do „Chimery” (krk) 😆
A jeśli jeszcze Międzynarodowy Piąty Zlot Łasuchów Dwudziestego Pierwszego Wieku wykreuje trynd — wówczas już nigdy i nigdzie (nad Wisłą i Odrą, i Wartą) nie będzie sałatkowej jesieni średniowiecza… 😉 😀
____
„Jesień Średniowiecza bardzo 😎 jest… – żeby nie było 🙄 😉
Placku – to nie Calgarczyk wylatuje, to nadobna Barbara do niego leci /jeżeli latacze polecą, bo w Europie pono stan klęski śniegowej/. Z Paziów ukochałam scenę z pobudką zacnej Ochmistrzyni i jeszcze kiedy przekupka garnki na Rynku wybijała „zaczarowana” – nie pamiętam, który tam czarował : Ostroróg, czy Kmita.
Dopiero pierwsza, mnóstwo czasu na zakupy w szyszkomarkiecie, skromny jasiek …nie, człowiek się rozmarzewia,człowiek się rozczarowywuję, a za piwem nie przepadam 🙂
W XVI-tym wieku równouprawnienie kobiet było na tym samym etapie co dzisiaj, a Bonie zachciało się tańczyć, śpiewać, czytać. Szatan nie kobieta.
Co do szynszyli – Pepegorze, gdy wnuczęta pokochają zwierzęta za młodu, może im tak na całe życie zostać. Inni mogą sobie biernie stać, a ja ostrzegam 🙂
Zmarł Brian Hanrahan z BBC. Podkochiwałam się w nim, a raczej w jego dziennikarstwie i obrazie wizyjnym. Bardzo szkoda. Odchodzą miastrzowie.
errata – mistrzowie.
Pyro – A gdyby to Ciebie i rozkosznego Radka ktoś tak do stawu wypuścił – lubiłabyś ? Cytując Garkomna – Empatia. Podobało mi się 🙂
YYC – Wybacz, że nie skończyłem, przerwano mi – Szczęśliwej podróży nadobnej osobie 🙂
Pyro,
Ja nie chcialam nic zlego……
Moja rodzina ma psiaki i wiem czym „to pachnie”, przepraszam jezeli urazilam! Wiesz, ze Cie kocham….
Co do Pana Julka sa jakies nowosci?????
Lena
Lena – ja nie mimoza i wiem, że itd. Po prostu nie ma mi kto tego psa wyprowadzać, kiedy Młoda tyra na chleb i zejść z nim muszę, ale z chodzeniem gorzej. Całe szczęście, że to takie przylepne bydlątko i ludzie go lubią. Właśnie wróciłam z kolejnej wyprawy arktycznej.
Placku dzieki. Jak Pyra pisala to Basia leci a wlasciwie nie leci tylko jest w hotelu na lotnisku w Poznaniu. Leci jutro tylko ze teraz przez Warszawe zamiast Frankfurt i do Toronto zamiast Calgary. Z Toronto oczywiscie tutaj. Poki co i Poznan i Warszawa wygladaja OK (pogodowo i odlotowo). Do Wigilii jeszcze pare dni 🙂
Znajac zamilowanie Sforzow do trucizn to szatana nie kobiety mieli za zony, matki i kochanki 🙂
Placku,
po ten mak (czerwony) to raczej na Ronceswólkę będziesz musiał… 😉
U mnie -2C i wilgoć w powietrzu, do tego wiatr. Nieprzyjemnie.
Idę przesadzić różyczkę, taką miniaturową, doniczkową. Właściwie to taka jednorazówka niby, jak przekwitnie, to można ją wywalić. Ja wepchnęłam gdzieś w kąt i nagle patrzę, wyrosła ci ona i chyba nie chce być wywalona. Nie pora na przesadzanie kwiatów, ale jak teraz nie przesadzę, to nie wiem, kiedy znowu sobie przypomnę i zabiorę się za.
Co do maku to zdawalo mi sie, ze tu mozna kupic juz zmielony w puszkach. Tylko nie wiem w jakich sklepach.
yyc-o maku w puszkach napisalam o 17.29 🙂
W Polsce jest on praktycznie w kazdym sklepie spozywczym.
Po nieprzespanej nocy jestem wiec pewnie nieuwaznie czytam 🙂
Chodzilo mi jednak o mozliwosc nabycia maku w Kanadzie.
Nemo 😀 😀 😀
Dzisiaj choć na słówko, może dwa słówka : nemo, witaj!
Naostrzyłaś sobie pewnie zapas piór, pamięci masz teraz bez liku, więc dasz nam popalić, oj dasz.
Biedne my ludkowie prości niewarci Twej miłości…
Muszę jeszcze podziękować Garkomanowi za dbałość o porządek i walkę o zasady, z takimi gośćmi jak Ty, blog nie szczeźnie.
Wczorajszy dzień, jak popatrzyć do tyłu, wniósł wiele optymistycznych i dobrze rokujących zdarzeń i treści.
Zainspirowany wspomnieniem Jotki, dla chętnych na jakąś małą awanturkę, podstawiam drabinę
, można się pospierać o ilość szczebli.
Już zupełnie na koniec, chwila prywaty, pochwalę się, byłem u fryzjera!
Yyc
sklepach nie widziałam, w Toronto w polskich sklepach owszem, w naszym Baltic Deli też chyba bywa przed świętami, tylko ja nie piekę ciast i właściwie do niczego nie jest mi mak potrzebny.
Jakieś uprawy muszą być, skoro na Ronceswólce zawsze można dostać makowce, a i u nas z importu z Toronto.
Ale na pewno są to uprawy rejestrowane i monitorowane, żeby nie poszły na te inne sprawy, ilekolwiek by ton nie trzeba było na wyprodukowanie opiatów.
Dlaczego w normalnych supermarketach nie ma? Pewnie nie ma zapotrzebowania, a ci, co potrzebują, wiedzą, gdzie kupić – w sklepach polskich, ukraińskich, niemieckich itd.
Podobnie, jak ogórki kiszone z beczki czy kapustę, śledzie solone oraz inne specjały. „Do Chińczyka” też biegamy po specjalności chińskiej kuchni, przyprawy itd.
Trwala na swieta robiles? 🙂
Bardzo trwałą mam fryzurę, tak aby starczyła do sylwestra, wtedy popryskam się jeszcze brokatem.
Musiałem już, musiałem, Antkowa mówiła że już na mnie patrzeć nie może.
Teraz natomiast wprost przeciwnie, jak w obrazek…. 😉
Zeby ci Antkowa za bardzo plerezy nie wytargala tym patrzeniem. Do Swiat, nie mowiac o Sylwestrze jeszcze pare dni zostalo 🙂
Irokez czy bardziej tradycyjnie?
Mielony mak w puszce przyniosła i moja LP z polskiego sklepu, a do tego w takiej samej puszce kutję – więc proszę! Będą i makówki, i ew. kutja, i znowu norma przekroczona, jeśli chodzi o ilość potraw na polskim, wigilijnym stole.
Sławku, współczuję Wam i mam nadzieję, że Basia tam jakoś przed wigilią do Ciebie dotrze.
Placek, jeśli chodzi o gryzonie, to najgorsze już się stało, wszyscy je kochamy i nie wiem, jak się z tego jeszcze wogóle wycofać, bo powody są. Nie wyjawiłem jednak wszystkiego, trudniejsze sprawy nas czekają.
Nemo, nareszcie jesteś. Wróciłaś jak należy, lekkimi palcami wyliczyłaś ile kilogramów Placek np., musiałby czegoś tam, aby mu zadzwoniło od makowca. Za to właśnie zawsze Cię ceniłem i cieszę się, że mogę znowu rzucić kość tego typu: A ile myślisz, te dzisiejsze sorty maku – niech mu będzie spożywczego – mają tego opium. Jest to jeszcze tyle ile za dziadka czasów? A globalizacja? Nie chciałbym wiedzieć ,ile genów tych środkowowschodnich sortów dotarły do maku, który my spożywamy. Spożywamy w ogóle jeszcze europejski mak? Dotrzymuje nasz mak w ogóle jeszcze obowiązujące normy. Może czynniki, w takich sprawach zwykle miarodajne, w naszym wypadku przysłowiowo machają ręką, traktując nasze zachody w okół maku jako środkowoeuropejskie circenses, w tym wypadku nie warte wzmianki?
Miłego wieczoru jeszcze.
Dzieki Pepegorze. Jestesmy dobrej mysli. Bardziej meczaco ale mysle doleci 🙂
Yyc’u trochę bardziej tradycyjnie niż Kazik.
Spotkałem go kiedyś na ulicy pod bankiem, on wychodził, ja wchodziłem, nie powstrzymałem się, lubię faceta, widziałem kilka koncertów, słyszałem parę płyt, zagadałem, uścisnęliśmy sobie prawice, miał uśmiech jak Gioconda.
A dla znających Warszawę, to co wyżej to fragment koncertu Kultu dla MTV, całość zrealizowana i nagrana w byłym Kinie Ochota, obecnym Och Teatrze który prowadzi Krystyna Janda z córką Marią Seweryn.
Pepegorze,
chyba Cię dziś rozczaruję 🙁 Nie wiem, jaka dawka opium potrzebna jest, aby Plackowi zadzwoniło od makowca 🙄 Potrzeby są indywidualne, odpowiedź konkretnego organizmu na bodźce trudno z góry ustalić 😉 Nie wiem też, czy europejskie uprawy maku zaspokajają rozbuchane apetyty tutejszych nałogowców. Proponuję zapytać lokalnego dealera (w najbliższej cukierni) skąd sprowadza „Stoff” do swoich skrętów 😉
Antku, 😉
ten Kazik chyba jednostronnie się odżywia (szyszkami, makowcem?), jedna strona nigdy się nie budzi… 😯
Antku,
zastanawiam się, pod wpływem Twojego zdjęcia, czy ci, było nie było faceci, pobili się o szczeble drabiny, czy może o anioły na tych szczeblach? 😯
Wysłałam pierwsze zdjęcia kubańskie do Alicji z prośbą o zamieszczenie na blogu.
Zdjęcia pokazują dobre serce i zainteresowanie mojego męża wszystkim co żyje na plaży. Sami ocenicie jaki z niego dobry człowiek 😉
Jotka,
zaraz wrzucę. Właśnie odeszłam od stołu i podeszłam do maszyny. Chwila.
Wrzuciłam następne zdjęcia.
Ta miła pani miała za zadanie, wystawianie owoców i wyciskanie soku.
Bywało jednak, że pani z czarującym uśmiechem odmawiała wyciskania soku mówiąc, że ma dużo pracy. Fakt, była zajęta twórczością artystyczną 🙄
29 szczebli w poprzek, mak w Alpach, w przeciwienstwie do Nemo nie wystepuje i chwala Nemu za to, po co komu mak?
Antek, tez bylem kiedys u fryzjera, teraz to juz jes fryzjerka, ale zupelnie mi juz nie zalezy, wszak swieta, co sie bede wychylal z komentarzem, w Brazylii i tak karpi nie paluja, a piranie i tak sa wszedzie
Jotka,
zostały cztery, dorzucę później, bo mam pilne sprawy i muszę odejść od maszyny na jakiś czas.
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/JotkaKuba2010#
Cóś się Alicji zacieno w tym przesyłaniu moich zdjęć. A ja w międzyczasie znalazłam w internecie to:
http://kubazapiskizpodrozy.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?526501
opis dokładnie takiej samej wycieczki, z tą samą przewodniczką.
Różnica w kolejności „objazdu” i „pobytu”, inny hotel w Varadero.
Jutro to doczytam i dodam swoje komentarze. Podeślę trochę naszych zdjęć.
Dobranoc 🙂
Ta pani nie jest od owoców. Ona jest z plaży 😆
Jotko
sprawdź jutro. U mnie nic nie pokazuje, że są jakieś problemy…może siecia się zaciena? Rekiny po drodze głodne? Licho nie śpi 😉
Jotko, pozwole sobie na nieco wscibstwa odnosnie fot zamieszczonych za posrednictwem Alicji, najlepsze jest oczywiscie z ta pania nie od owocow, ale po kolei: czy to pierwsze, to cos jakby pousse pied? w tamtejszej wersji? jesli jadlas, to moge tylko pozazdroscic, kolejne, dla mnie intrygujace, to z tym chlopem, co „sardynki” obtacza w piasku, wyglada, jakby chcial je tam suszyc, co dalej sie z nimi dzieje?, krab tez dla mnie dziwny, opowiedz
niestety, to co znalazlas w internecie, to siano, oprocz przepisu na pina colada, zalosna kondensacja wycieczki z autobusu dla niezainteresowanych niczym wiecej, niz checia zaimponowania sasiadom, ktorych na to nie stac, a juz komentaz przy ktoryms zdjeciu: „a na przeciwko slamsy z bielizna na sznurkach”, ktorych nie zobaczymy tnie wybiorczo, dla mnie oszukane pod slajdowisko dla znajomych, ktorym trzeba zaimponowac, pocztowki bez sensu i o niczym, do tego on „myslal”, ze flota rosyjska na Kubie to dziwadlo, a juz w Misiu pisali, ze nie takie swinie tam po zatokach sie petaja, ech,
Jotko, Twoje zdecydowanie nieliczne, jednak bezsprzecznie bardziej w temacie, daj wiecej, plz
Przepraszam, że się wtrącę, Sławku, ale każdemu wolno zamieszczać, co chce. Mnie się podobają wszystkie zdjęcia znajomych, ponieważ nie są gazetowe, reporterskie, tylko widziane własnym okiem…i niekoniecznie muszą to być zdjęcia pretendujące do National Geographic Magazine.
Nie zniechęcaj ludzi do pokazywania świata swoim obiektywem. Ty w tym pracujesz, a my sobie cykamy fotki z wycieczek, imprez i tak dalej. Na pamiatkę i do podzielenia się wrażeniami – co w tym złego? Wrażliwi mogą nie oglądać, prawda?
Bardzo możliwe, że nie zrozumiałam sensu Twojej wypowiedzi, ale masz wyjątkowo zawiły sposób wypowiadania swoich myśli. Albo niepojętna taka jestem, co bardzo możliwe.
z wczoraj,
w drodze powrotnej przepraszali, ze nie moga jechac szybciej niz 220 km/h, bo sniegu nasypalo na szyny, spoznienie sieglo 15 minut, a co? sie jezdzi, mam sasiadow, to tez sie chwale
http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2112100107?pli=1#
Jotko – Także sobie pozwalam, bardzo dziękuję za posmak przygody 🙂
Napisałem „posmak przygody” żeby zaimponować Sławkowi, a na wizytę u fryzjera już za póżno. Więcej, proszę, z opisami dla tych którzy opiekanych piranii nie potrafią na plaży rozpoznać.
A propos ciemnoty – Dzisiejsza noc będzie w tym roku najkrótsza, w dodatku z pełnym zaćmieniem księżyca. Cytując Bonę – cozza nocca. Mając blisko 8 godzin do szczytu (dna ?) pełni nicości będę się wpisywał jak zepsuta płyt z hejnałem mariackim. Googlowy teleskop „SLOOH” nie jest niestety jak chiński rower, trzeba zań płacić.
A propos ciemnoty cz. 2-ga – Czy pousse pied to morskie szparagi czy fasola i czy rosyjscy marynarze jedzą to na śniadanie ?
Proszę wybaczyć chaos w mych zwykle precyzyjnych jak polskie maki i chabry wpisach, ale zaćmienie podnieca.
Alicja, czuj duch, zawily jestem do tego stopnia, ze sam siebie nie rozumiem w wiekszosci przypadkow, jesli komus sie uda, to skacze pod sufit,
jestem ostatni do zniechecania kogokolwiek, do pokazywania czegokolwiek,
Jotka byla, pokazala ulamek i prosilem o reszte, moj komentaz dotyczyl tylko!
tego Goscia, co go trafila na pajeczynie, pewnie, ze On tez moze, a wrecz powinien, ale przeciez, ktos tez moze na tej samej zasadzie powiedziec, ze moze niekoniecznie, Mietek z wasem na tle wiezy Eifly, piramidy, Watykany, czy innej Havany nikomu niczego nie pokazuja, oprocz Mietka, ze byl, pocztowki, duzo lepsze sa w kazdym kiosku Ruchu, fota przekazywana prywatnie powinna cos opowiadac, jakis duperel, usmiech, atmosfere,stach, zachwyt, nostalgie, kicz, cokolwiek, ksero z wasem wylamuje sie z tego i mnie sie robi obstrukcja,
poza tym przepraszam, jestem z pewnascia najlepszym przykladem na odwyrtke, ale te zabe chetnie polkne
niektorzy juz tylko, albo odwrotnie, poza tym do tego niezbedny jest mlotek, co juz w polowie jest, a przynajmniej bylo, przecinak zastapi inne narzedzia zniewolenia, do tego lina, czekan i odplyw
http://www.google.fr/imgres?imgurl=http://olharfeliz.typepad.com/photos/uncategorized/pousse_pied.jpg&imgrefurl=http://olharfeliz.typepad.com/cuisine/2006/04/percebes_pousse.html&h=333&w=500&sz=44&tbnid=SgXaQFgYnVRUCM:&tbnh=87&tbnw=130&prev=/images%3Fq%3Dpousse%2Bpied&zoom=1&q=pousse+pied&hl=fr&usg=__OaDxAlqEBGVT7xgRnFzcwvtFpkI=&sa=X&ei=x_oPTaOmL4Sk8QOYqpCHBw&ved=0CBwQ9QEwAA
czekajac na akceptacje, wyraze opinie, ze pirania klinem sie wbija w wyobrazenia moje o niej, chyba, ze piasek sluzy do jej solenia?
a poza tym co ona tam robi? ( znaczy je ) maja juz kartki dla piranii?
robie z siebie durnia, Floryda wszak blisko i podobno juz niektorzy moga wspomoc piranie slonolubne
Odwyrtka czy nie, mam dzisiaj siedzieć (albo wstać) o mniej więcej 1:30 i gapić się w ten księżyc złoty. Młody napisał, żebym się nie fatygowała, bo nad Kingston niebo ma być zachmurzone do jakiejś czwartej nad ranem czy jakoś tak i będzie po zawodach, czyli nie skorzystam i nie zobaczę. On zabiera swój sprzęt astronomiczny i jedzie ze szwagrem Heńkiem gdzieś tam poza Toronto.
Sławku,
oglądaj pocztówki z kiosku Ruchu, obstrukcja nie będzie Cię męczyć. Proste.
Nie ma musu oglądania zdjęć zamieszczanych przez znajomych – o to mi biegało, oraz krytyki, co na takich zdjęciach powinno/nie powinno być.
Każdy ma inne oko. Dla mnie każde spojrzenie z obiektywu znajomych jest ciekawe i cieszy.
Sławku – Wiem, że Antek był u fryzjera, chwalił się tym bezwstydnie, ale założę się z Tobą, że jeśli kiedykolwiek miał wąsy, zabójczo w nich wyglądał.
Pappacoda miała wąsy, Bona miała wąsy.
Tak na marginesie – Jotka poszła spać, zdjęcia się zacięły, a do zaćmienia księżyca pozostała wieczność – egoizm, okrucieństwo, obojętność. Nieładnie, bardzo nieładnie.
Sławku – Raul Castro także ma wąsy. Czy Twoim zdaniem nie ma prawa przejechać się na wielbłądzie ? Tłumacz się przed aktywem partyjnym, a ja będę robił zdjęcia. Cudem udało mi się uniknąć uwagi o rosyjskich okrętach. Pan Mieczyław (szacunek) napisał „trzy” a na zdjęciu jest jeden.
Już miałem o to w jego miejscu na komentarze spytać, ale pomyślałem sobie – może cierpi na nieuleczalną chorobę wzroku i co wtedy, co ?
Alicjo – Pocieszam się się tym, że to najkrótsza noc w roku, w dodatku ciemna, ale i tak wyć się chce.
Mecyje…
najdłuższa czy najkrótsza (noc), niech sobie jest…i księżyc jak znak zapytania, choćby chwilowo.
http://www.youtube.com/watch?v=MMZc_oDqyMo
„Czytanie ze zrozumieniem ma we współczesnym świecie bardzo duże znaczenie w życiu każdego człowieka. Istotą czytania jest zrozumienie treści, które polega na analizie znaczenia poszczególnych słów, wyrażeń i zdań. Rozumienie czytanego tekstu jest więc procesem ?przekładania? języka symbolicznego, odzwierciedlonego w tekście pisanym, na język wyobrażeń.”
Z tym niektóra ma problemy.
PS . Nie ma musu tego czytać i takie tam