Co nam dała Ameryka?
Nie jest to tekst polityczny i nie dotyczy żadnej tarczy. To felietonik historyczny i obyczajowy. Ale jako że od polityki uciec nie sposób, pewien mądry człek powiedział już dawno, że wszystko jest polityką (o czym – niestety – znowu się przekonaliśmy) więc muszę stwierdzić, iż znowu uprawiam to samo poletko anty.
Ameryka dała nam Europejczykom rzeczy smaczne acz czasem ciężkostrawne, a często wręcz szkodliwe. Oto pisze Józef Kuliszer: „Kakao jest darem Ameryki. Ziarna kakaowe (po meksykańsku kakahuat) przywieziono do Europy w r. 1528 z Meksyku gdzie służyły aż do połowy XIX w. za monetę. Nazwą „czekolada” (po meksykańsku chocolatl, od choco – kakao, latl – woda) określano tam mieszaninę kakao, kukurydzy, pieprzu i innych korzeni. Choć Europejczycy początkowo odnosili się do tego napoju lekceważąco , uważając, że nadaje się raczej dla świń niż dla ludzi, czekolada zaczęła się rozpowszechniać w Hiszpanii już połowie XVI w., gdzie oczywiście przyrządzano ją nowym sposobem: do kakao dodawano zamiast pieprzu wanilię lub cynamon oraz cukier lub miód. Napój ten z początku stanowił tajemnicę Hiszpanii, został jednak potem wprowadzony we Włoszech, i stamtąd tez kardynał Mazarini i Marszalek Grammont około połowy XVII wieku sprowadził do Francji dwóch doskonałych kucharzy, szczególnie dobrze obznajomionych z przyrządzaniem herbaty, kawy i czekolady.
Czekolada nie spotkała się z taka opozycją, jak kawa. Ceniono ją jako lek przeciwko reumatyzmowi, bólom gardła, bezsenności, czerwonce, cholerze, kolkom. Tylko niektórzy lekarze nie uznawali jej twierdząc, że jest ciężkostrawna i nadaje się tylko żołądków Indian. Za to duchowieństwo wypowiadało się za czekoladą, pozwalając ją spożywać w czasie postu. „Dziś – czytamy u Hequeta w r. 1709 – uważą czekoladę za królową wszystkich napojów, za boski napój”. Wnet konsumpcja jej weszła w modę w wytwornym świecie. ?Dzięki swym właściwościom przewyższa ona herbatę Chińczyków i kawę Persów i Turków.”
Z Ameryki przywieziony został również tytoń – po raz pierwszy przez Krzysztofa Kolumba. Podobnie jak inne towary kolonialne używany był początkowo jako lek, któremu przypisywano swoistą moc. W Hiszpanii, potem we Francji zaczęto uprawiać tytoń już w XVI w. (nasiona sprowadzano z Ameryki), początkowo w ogrodach jako roślinę ozdobną , następnie zaś, gdy zapoznano się z jego oszałamiającymi właściwościami (lekarz Nicot – stąd nikotyna), rozpowszechnił się tytoń najpierw jako tabaka, potem do palenia w fajce i żucia. Już na początku XVII wieku „palono tytoń i zażywano tabaki w Starym Świecie od Lizbony do Pekinu i od Islandii do Przylądku Dobrej Nadziei”. Zwyczaj ten wprowadzili marynarze, którzy odbywali podróże do Ameryki. W r. 1685 pojawiły się w Anglii tabachouses , i to „śmierdzące, ku obrazie boskiej używane zielsko” zaczęło rozpowszechniać się nie tylko w wytwornym świecie, lecz wśród szerokich kręgów społeczeństwa. Duchowieństwo angielskie było zdania, że tytoń szkodzi zdrowiu i wpływa ujemnie na zdolności umysłowe człowieka. W Niemczech teologowie twierdzili, że konsumenci tytoniu tracą zbawienie wieczne, gdyż ziele to jest wymysłem diabelskim. Do przykazania „nie cudzołóż” dodano nowe: „nie używaj tytoniu”. Jakub I angielski napisał dwa traktaty przeciwko nowemu zwyczajowi; palaczy i zażywających tabakę napastowano na ulicach Londynu. Szlachtę, której dowiedziono tego grzechu śmiertelnego, skazywano na wygnanie z miasta. W Szwajcarii (Nemo to ważna wiadomość – przyp. P.Ad.) stawiano palaczy pod pręgierz. Jednak te surowe środki niewiele pomogły. Trzeba je było wnet złagodzić. Odrzucając represje rządy przeszły do wyzyskania konsumpcji tytoniu dla celów skarbowych. Ustanowiono monopol tytoniowy, naprzód jako zarządzenie prohibicyjne, potem jako środek czysto fiskalny – rodzaj opodatkowania.”I tak świat czyli historia toczy się kołem. Ja nie palę i nigdy nie paliłem. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego. Ale okazało się, że to dobrze, bo dzięki temu smak mam subtelniejszy. Czyż nie?!
Komentarze
Dzień dobry Państwu – na tym blogu ktoś się pode mnie podszywa!!!
W poniedziałek rano kierownik wysłał nas w delegację i wróciliśmy wczoraj późnym wieczorem. Czytam ci ja dzisiaj wpisy z poniedziałku i oczom nie wierzę co tam się wyprawiało.
Zapewniam państwa, że Szczypior to ja a nie kto inny. Ja się na nikogo nie obrażam ani nikogo nie czepiam. Ja piszę jak jest. Do tego w technikum miałem niemiecki a angielskiego nie znam. Koty też lubię. U brata jest od wielu lat stary kocur Zenek. Dziwne imię jak na kota – prawda? Ale zawsze jak ja tam przychodzę to on do mnie podchodzi, ociera mi się o nogi i mruczy. Ja jego lubię.
Ale nie o tym chciałem napisać. W delegacjii byliśmy, bo właściciel otwiera drugą taką samą hurtownię jak ta u nas tylko o siedemdziesiąt kilometrów stąd. Budowa jest na ukończeniu i zakładaliśmy magazyn. Z tym zawsze jest dużo kłopotów na samym początku.
Mieszkaliśmy w hotelu i jedli w restauracji. Za wszystko płacił właściciel. Właściciel to jest właściwie syn kierownika naszego. Jego prawie nigdy nie ma ale właścicielem jest.
Problem jest w tym, że kierownik chce żebym ja tam do tej nowej hurtowni dojeżdżał dwa razy w tygodniu na początku. Mówi, że mógłbym tam jeździć samochodem ale ja musiałbym zrobić prawko, bo nie mam. Do tego droga tam jest wąska, kręta i pełno wybojów. Kierownik mówi, że „nie ma złej drogi dla mej niebogi” i się śmieje. Sam nie wiem.
Wczoraj tu było o kawie. Ja kawy nie lubię ale czasami piję. A brat to kupił sobie turystyczny ekspres do kawy. On jeździ dużo do Włoch – wozi tam konie – i teraz pije tylko kawę z ekspressu.
Ten turystyczny ekspress to śmiechu warte. Najpierw go trzeba napompować taka pompką jak do roweru. Potem wkłada się torebkę z kawą. Wlewa gorącą wodę z termosu. Odwraca do góry nogami i kawa się leje, Mało tego, nawet z pół kubka nie będzie. On zawsze tak – kupi coś, pobawi się a potem to leży w piwnicy.
Znalazłem w internecie filmik z tym ekspresem. Sami Państwo zobaczcie:
http://www.youtube.com/watch?v=QbMrfUYDHyI
A miód lubię. I czekoladę!!! Kakao nie bardzo.
Dzień dobry
Dzisiaj miły i dobry dzień – będzie u nas Alicja z Jerzorem. Czasu mam mało, bo zaraz placek ze sliwkami robię, potem jeszcze do sklepu musze pokustykać i nieco odgruzować mieszkanie. Alicji ciut lepiej i Marialka nie była pilnie potrzebna. Mówiąc nawiasem Marialka wróciła z gór porozbijana i z kontuzją i w tym stanie „świadczy usługi” Chodzi do pracy, bo ludzi mało i ktoś pracować musi. Taka nam młodzież pracowita wyrosła.
Szczypior – Ty, czy nie Ty – lubię stosowaną przez Ciebie stylistykę. Pisz , Chłopie, pisz, czytam prawie jak rozmówki pana Kierownika z Malinowskim. Pyra sobie przyswoiła dary amerykańskie ze wskazaniem na tytoń w pierwszym rzędzie, ale nie pogardzi ani gorzką czekoladą (nie lubię szwajcarskiego wynalazku czyli czekolady mlecznej), ani chili, ani kakao (co prawda do ciast i deserów, nie dopicia) W dalszym ciągu nie mam internetu, więc kradnę czas, kiedy Ani nie ma. Ona ma teraz mnóstwo roboty i nie mogę jej włazić na maszynę kiedy jest w domu.
Herr Lauch rulez! 🙂
Gdzie dają taki ekspress do kawy? Idealnie nadaje się jako ersatz porannej gimnastyki. Można robić „pąpki” pod kawusię. Dla mnie „bąba” 😉
Dzień dobry! Kakao sprzedawane w Polsce różni się jakoby zawartością tłuszczu od sprzedawanego w Niemczech i mnie to intryguje. Chciałabym spróbować nieodtłuszczonego, bo różnica w smaku może być jak między mlekiem a śmietanką. To a’propos jakości smaku. Choć palę (nauczyłam się w pierwszej pracy, gdzie wszyscy, tak się złożyło, palili), to lubię dania wręcz aksamitne, delikatne, w smaku. Przypraw z cukrem i solą na czele – nie nadużywam.
Ciekawa też jestem papierosów bez… cukru, bo ponoć w „naszych czasach” do fermentacji tytoniu się go niestety dodaje.
Dobrego dnia!
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-09-04.html
Ja osobiście palaczem nie jestem (od dłuższego czasu), ale obserwuję, że wieki później to przykazanie potępiające palenie znowu weszło do dekalogu, ciekawe tylko, na miejsce jakiej innej cnoty? 😉 , a jeszcze ciekawsze, że jest ekumeniczne, bo dotyczy wszystkich wyznań, z ateizmem włącznie 😀
Czekolada dla świń? Czy mnie tu ktoś nie obraża? 😉
A teraz, całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę…
Panie Piotrze Mily –
wczoraj wyslalam Email do Pana. Czekal bardzo dlugo na akceptacje i jak widze jeszcze sie nie doczekal. Czy jest jakas inna mozliwosc kontaktu z Panem? Kiedys podal Pan na blogu adres Email. Czy moge jeszcze raz prosic bo niestety nie znalazlam.
Echidna
Drink coffee! Do stupid things faster with more energy!
Gospodarzu,
ja też próbowałam stawiać palaczy pod pręgierzem, ale to było w czasach, kiedy czułam misję i chciałam poprawiać świat w jego interesie 🙄 Teraz po prostu staram się unikać biernego palenia 😎 Moje własne doświadczenia z paleniem skończyły się na kilku próbach w nastoletnim wieku. Nie nauczyłam się zaciągać i nawet marihuanę muszę zażywać w herbatce 🙁
Pręgierz w Szwajcarii chyba wraca, bo jest już tyle zakazów palenia w miejscach publicznych…
Potępianie palenia drogo, bardzo drogo, palaczy kosztuje. To manewry marketingowe służące sprzedawaniu akcyzy uwzględniające „ekumeniczne” zapotrzebowanie na chęć pozyskania wroga z możliwością ulokowania palca w jego oku, albo chociaż ręki w kieszeni.
Sprostowanie – to nie byl Email lecz komentarz na Panskiej stronie www.
Echidna
A ja dalej przewracam delikatnie kartki przepisów Babci Michaliny, które w końcu wypożyczyła mi siostra z Poznania.
Dotarłem do najstarszych, starszych niż zapiski Babci.
Lekko pochyłe, prawie ozdobne pismo, wyglądające jakby było pisane cieniutkim piórkiem, czarnym atramentam. Kartki są postrzępione, pozaginane; z cienkiego papieru ze stron rosyjskich ksiąg rachunkowych.
Niektóre przepisy są świetne, przeważają ciasta i słodycze, ale znalazłem coś dla Pań…
Pomadka do ust</b.
2,5 uncji białego wosku, 8 uncji migdałowego olejku i 3/4 uncji olbrotu włożyć do porcelanowego kubeczka i wstawić w rądel z gotującą się wodą.
Mieszać dopóki się nie rozpuści zupełnie olbrot i wosk połupany w drobniutkie kawałki, a potem, gdy się wszystko rozpłynie i połączy doskonale, wyjąć z wody i gdy przestygnie, wlać dla zapachu kroplę różanego olejku.
Wymieszać i zlać w słoiczek, w ktorym pozostawić do całkowitego zastygnięcia.
🙂
Znowu nie zamknąłem. Przepraszam!
Tereso,
w mojej pierwszej pracy też wszyscy palili, a ja siedziałam przy otwartym oknie, nawet w środku srogiej zimy. Ja się nie zaziębiałam, a palacze – tak 😎 Kiedy koledzy się skarżyli, proponowałam, że będę wychodzić na dwór na „niepapierosa” 😉
Staram się osobom nie palącym nie dymić prosto w twarz i raczej wychodzę na papierosa – tym sposobem większość imprez towarzyskich spędzam poza towarzystwem. Na pociechę kurzącym powiem, że właśnie lekarze doszli do wniosku, że palenie co prawda szkodzi, ale rzucenie palenia może być śmiertelnie groźne dla zdrowia. Trudno, na coś umrzeć trzeba.Jeszcze raz przytoczę (w samoobronie) stary kawał :
pyta pacjent lekarza co zrobić, żeby żyć 100 lat. Proste – odpowiada lekarz – niech pan przestrzega diety, nie pije, nie pali, unika kobiet. I będę żył 100 lat? A, tego to nie wiem, ale że czas się będzie Panu cholernie dłużył, to pewne”
Mówi Pan olbrot? Musiałam poszukać – http://www.jaworek.net/kosmetyki/surowce_stabilizatory.php .
Rzuć palenie, umrzesz zdrowszy 😎
Najpierw dobra wiadomosc. Znalazla sie Tuska, jeszcze troche chora ale w okresie rekonwalescencji. Chyba taki dlugi lot to nie byloby na jej kregoslup. O ile ja znam, to ona dojdzie do siebie. Mocna i twarda sztuka.
Przygotowania do wyjazdu w pelnym rozwoju. Wyjazd jutro o godzinie 4.00 potem ostatnie zakupy w firmie w której kiedys pracowalem, poderwanie Magdaleny, która jedzie ze mna i w droge. Niestety zmuszony bylem podjac trudna decyzje pozostawienia wszystkich patelni w domu. Spuszczam sie na Gospodarzy. Zabieram za to aparature do gotowania gulaszu. Ciekaw jestem kto zapewni surowce a kto bedzie sila fachowa i czy nie przypadkiem na kolejnym Zjezdzie albo w miedzyczasie dojdzie do wprowadzenia w eksploatacje. Snuje sie jak Marek po piekle i zastanawiam o czym jak zwykle zaponme.
Rzeczy wartosciowe jak dokumenty samochodowe i moje, pieniadze, lekarstwa, w ty krople przeciwko alergii dla Alicji, a przede wszystki rolka papieru toaletowego zapakowane.
Jesli komus wpadnie do glowy jakis pomysl prosze o informacje.
Caly w rozterce. Brac zwis czy nie brac. Decyzja ostateczna zalezy od Gospodarzy.
Pan Lulek
Ja też lubię czytać Szczypiora. Jak Pyra namawiam do udzielania się. 🙂
Bardzo podoba mi się przykazanie o niepaleniu. Sama nigdy nawet w ustach nie miałam i nie będę miała. Nie wyobrażam sobie, jak można coś tak cuchnącego dobrowolnie włożyć sobie w zęby. 😯 Już o kolorze paznokci, zapachu ubrań i włosów, cerze etc nie wspomnę 😎
Co to za zwis, Panie Lulku?
Ten „męski elegancki” może? To raczej nie brać. Przerabialiśmy to w Kórniku.
Nemo, byłam zbyt nieśmiała by się upierać, a kolegom i koleżankom zależało żebym się nie różniła, bo namawiali jakby mi to na co mogło pomóc. Fakt, że żadnych dolegliwości papierosy mi nie przynosiły, za to, miałam wrażenie, miałam czego się trzymać, papierosa mianowicie. Szybko poszło, kawa i papierosy to przypadłości zawodowe. Pierwszy alkohol też w pracy, jednak bez sukcesów, bo zdecydowanie nie odpowiadał moim kubkom smakowym. Pamiętam jednak, że pito tam soplicę i winiak, i jarzębiak. Bez upijania się, na szczęście. Parę lat póżniej polubiłam wytrawne wina.
Panie Lulku,
najpierw była dobra wiadomość.
I zabrzmiało to jako zapowiedź złej.
Skróć więc męki nasze i wal prosto z mostu!
Małgosia pisze:
Sama nigdy nawet w ustach nie miałam i nie będę miała. Nie wyobrażam sobie, jak można coś tak cuchnącego dobrowolnie włożyć sobie w zęby.
Tego się nie gryzie!!!
Małgosiu, to jak ja glutenu. Też do ust nie biorę i odczuwam pożytki, także dla cery.
Do wyjazdu czasu pozostało niewiele. Mało jest i miejsca w samochodzie. Są śpiwory, suchy prowiant, mokry prowiant itditp. I tak na dobra sprawę nic już się nie zmieści. A tu dzisiaj czytam o przykazaniach i nie cudzołóż.
Ja naprawdę nie mam miejsca by zabrać jeszcze swoje lóżko.
Ale cóż, na wszystko jest rada. Sprawdziłem pogodę na najbliższe dni, o jest tutaj:
http://www.windfinder.de/forecast/warszawa
i wygląda na to, ze może być i gorąco i ciepło w nocy. To bardzo dobra prognoza. Nie ma problemu, w takim razie to ja mogę, tak jak z Marychą, w stogu siana. A co mi tam.
Nawet nie wiedziałem ze i po hiszpańsku i po meksykańsku czekolada tak samo się nazywa > chocolate
Nemo, a jak jest po szwajcarsku?
paOlOre !
Jak walic to walic. Tuska dochodzi do siebie i dojdzie. Trzeba Jej dac troche czasu.
To nie moja wina, ze to ja a nie Ty poderwalem Magdalene. Jadac ode mnie ona jest pode droga a na dokladke jest kobieta z przeszloscia bo jezdzila w rajdach samochodowych. Jak sie zmecze to rzuca ja za kólko i sprawa z glowy. Pytanie czy mój samochodzik bedzie w stanie wszystko zabrac. Nazbieralo sie tego przez caly rok tymbardziej, ze Alicja zapragnela na koncu dostac piersiówke a ja nie mialem takiego opakowania. Pewnie przeciwko alergii. Ona chyba dostaje uczulenia na mysl, ze mnie zobaczy na wlasne oczy.
Chce przejechac na miejsce spotkania jednym ciagiem. To bedzie okolo tysiaca kilometrów.
Zobaczymy czy jeszcze Polak potrafi.
Pan Lulek
Cerze można zaszkodzić także nie biorąc nic do ust.
Ja unikam słońca, jak diabeł święconej wody.
To znaczy lubię słońce, ale nigdy nie opalam się leżąc wśród stonki na plaży. Z kilku względów.
Po pierwsze primo: uważam, że nie muszę udawać ciemniejszego, niż jestem, a zresztą wszelkie za młodu w tym kierunku podejmowane próby kończyły się miernym efektem,
po drugie primo: nie umiem leżeć godzinami bezczynnie, w słońcu nawet poczytać nie można,
kolejne primo, czyli już tertio: daję wiarę naukowcom, którzy dowodzą szkodliwego wpływu słońca na skórę.
Niestety rzucając się w niedzielę na łąkę nad jeziorem Stubenberg nie wziąłem pod uwagę, że:
1. tarcza w postaci chmur chroniących mnie przed promieniowaniem odfrunie z wiatrem,
2. mnie zmoży głęboki (bo deficytowy) sen,
3. miałem na sobie krótkie spodnie, koszulkę bez rękawów, nie nakryłem się buźki czapką
4. nie wysmarowałem się kremem przeciwsłonecznym dla niemowlaków (faktor 30)
No i stało się, co się stać musiało. Ja zasnąłem, chmurki się rozstąpiły, słońce zemściło się na mnie za całe minione lato. Jestem kaleką. Od kolan w dół i od nosa do prawego ucha. Ledwo się ruszam. No i na sam Zjazd zrzucam skórę, co może wyglądać mało apetycznie. Żeby nie było, że nie uprzedzałem! 😉
Byłam wczoraj w zaprzyjaźnionym ogrodzie i dostałam – figę, a nawet 2 kilogramy fig! Na 3 wielkich krzakach dojrzewa ich całe mnóstwo, a ptaki wydziobują, co najsłodsze 😯 Uwielbiam świeże, dojrzałe figi i mogłabym wchłonąć ich każdą ilość na surowo. Gotuję teraz kofitury z fig i soku pomarańczowego – do jogurtu na zimę.
Zamrażarka ciągle jeszcze nie wybrana 🙁 Trudno skoordynować optymalny model z optymalną ceną. Czy ktoś z Was ma doświadczenie z Miele no frost?
Arkadiusu,
Schoggi 😉
Panie Lulku!
Myśl o podrywaniu Magdaleny zablokował mi rzut okiem na jej Tomasza. Przeliczywszy prędko masę na moment siły, skierowałem myśli na bezpieczniejsze tory 😉
paOlOre,
Z tym słońcem to ja mam tak samo. Jak byliśmy w Sopocie to akurat wyszło i po paru godzinach to ja cały czerwony byłem. W dzieciństwie jak jeźdiliśmy nad morze to ja zawsze sie spiekłem na raka i zachorowałem na świnkę.
Jeszcze jedną sprawę mam. Jakby ktoś wiedział gdzie się pani Dorotal podziała to ja bym chciał wiedzieć. Ona coś wspominała o deskach podłogowych z Niemiec po siedem euro i brat sie pytał. O te deski znaczy.
P.S.
Kierownik obiecał, że mi prawko załatwi jak bym chciał.
Zawsze klepię ze szwajcarzy to mądry naród. Rozmawiają tyloma językami i bez problemu się dogadają.
Dorotal podział się w Berlinie, o rzut beretem od Arkadiusa.
W sprawie desek, to akurat ma słuszną rację, bo deski po wielu latach będą wyglądać porządnie, nawet jeśli podniszczone będą ostrymi obcasami i porysowane przez dzieci lub fotele na kółkach. W razie czego zawsze można przeszlifować, bo są grube, i będą jak nowe. Panele, jak się podniszczą, to wstyd ludziom pokazywać, perskie dywany trza wtedy na te panele rzucić, a to kosztowna sprawa może być, jeśli nie mamy wujka w Iranie 😉
Szczypior!
Napisz coś więcej o załatwianiu prawka. Ja akurat prawko już mam, a poza tym takie polskie prawko to dobre jest chyba tylko na polskie nierówne drogi.
Ale myślę sobie, że to fajny temat do rozwinięcia, no i super-kulinarny. Bo jak się ma prawko, to wystarczy jeszcze tylko zdobyć autko i sruuu, do sąsiedniej wsi na kolację można pojechać albo i wywieźć dziewczyny na piknik lub śniadanie na trawie 🙂
Ja wujka w Iranie nie mam. Kiedyś miałem sąsiada na kontrakcie w Iraku. Mam za to ciotkę w Kowarach.
Te deski to można by połozyć na górze u brata. Na dole się nie dało bo było tylko centymetr grubości. Inaczej trzeba by było zmieniać drzwi i progi.
Dziekuje paOlOre za informację. Może ktoś wie adres emailowy?
Szczypior, adres kierownika warto ogłosić. Uzyskanie prawa jazdy w Polsce to nie jest łatwa sprawa, bo instytucja egzaminująca chętnie na sprawdzaniu kwalifikacji zarabia ile się da, egzaminując amatorów nawet po dziesięć razy przez – bywa – parę miesięcy, bo egzaminy nie odbywają się często. Kierownika wiele osób całowałoby więc po rękach.
Dziekuję Nemo za informacje o II Zjeździe. Teraz już wiem, o co chodzi, a cgyba byłem akurat kilka godzin w Kórniku w czasie pierwszego. Takie miłe spędzenia czasu w parku.
W Krakowie na rogu Rynku i Szewskiej, a może już na Szewskiej blisko Rynku, była kawiarnia, która nazywała się Wiedeńska. Przynajmniej tak ją zapamiętałem. Teraz jest Kwiarnia Wiedeńska przy Sławkowskiej w Hotelu Grand.
Zaraz, zaraz! Szczypior! To ile razy tyś już chorował na świnkę?
„W dzieciństwie jak jeźdiliśmy nad morze to ja zawsze sie spiekłem na raka i zachorowałem na świnkę.”
Czy Marialka może potwierdzić moje przypuszczenia, że świnka przysługuje tylko raz w życiu, a i to nie każdemu?
Koklusz podobno też przysługuje raz, a Osobisty miał dwa razy 😯 ja zaś ani razu 🙁
To może ja o tym kierowniku niepotrzebnie tu piszę.
N świnkę chorowałem za każdym razem. Chorowity byłem i delikatny. Nic innego nie mogłem jeść tylko gotowana na miękko marchewkę bo gardło mnie bolało i taką wielką gulę miałem na szyi pod brodą.
A może to nie była świnka? Babcia mówiła, ze była. Ale babcia na chorobach się chyba nie znała bo była ksiegową w rzeźni. Do tego na wszystko zalecała czosnek. Kiedyś na weselu u brata stryjecznego zrobił mi się wrzód nie powiem na czym bo sie wstydzę. Ławki były twarde i nie mogłem siedzieć.
Babcia zrobiła mi na ten wrzód okład z bułki namoczonej w gorącym mleku i przeszło.
Ciężko było się zabrać do odpowiedzi Zlewowi.Krwi. Ciężko, bo płaszczyzna dyskusji trochę trudna do uzgodnienia. Dla mnie ateizm to uznanie, że czynnik nadprzyrodzony we wszechświecie nie istnieje. Jest to nawet pojęcie szersze niż sama negacja istnienia Boga, choć różnica sprowadza się racej do problemu definicji. Zlew.Krwi, jak wynika z wpisu, raczej jest obojętny na to, czy Bóg istnieje, czy nie. Religia jest szkodliwa, więc należy ją odrzucić nawet, jeżeli istnieje jakiś czynnik nadprzyrodzony. Tak Twój komentarz, Zlewie.Krwi, zrozumiałem. Ale dla mnie to jest postwa antyreligijna a nie ateizm. Zresztą i taka postawa zawiera czynnik wiary. Wiary w wyjątkowość pozycji człowieka i założenie, że człowieka nikt nie ma prawa ograniczać. Jest tu dla mnie jeszcze pewne założenie fałszywe. Mianowicie, jak zrozumiałem, ludzie wierzący są dobrzy ze strachu, a tylko dobroć ateistów ma prawdziwą wartość, bo nie jestpodyktowana nakazem zewnętrznym. Tylko doświadczenie wykazuje, że ludzie mieniący się wierzącymi rzadko są lepsi od niewierzących. A jeśli są, to nie ze strachu, tylko z decyzji podyktowanych wolną wolą. Ale też skłaniałbym się do uznania „dobroci” ateisty za bardziej wartościową niż wierzącego, tylko nie wycigałbym stąd wniosku o szkodliwości religii. Przepraszam pozostałych Blogowiczów za nudzenie.
Informacja dla Echidny:
p.adamczewski@polityka.com.pl
Nemo,
Jeżeli chodzi o zamrażarkę to ja kupiłem 2 lata temu w zaprzyjaźnionej firmie zamrażarkę sklepową do lodów z demobilu. Otwierana od góry dwiema przesuwnymi szybami. Ma chyba jakieś 600l pojemności i mieści się w niej wszystko, co tylko mi przyjdzie do głowy do niej wrzucić. Na zimę mam już przygotowane kalafiory, fasolkę, śliwki do ciasta, wiśnie do nalewki, parę połówek chleba, grzyby, bigos, truskawki, kropelki dla niespodziewanych gości 😉 i wiele innych.
Jedyną wadą tego sprzętu są jego rozmiary – u mnie stoi w garażu na styk z samochodem.
Pozdrawiam,
Mam małe pytanie do Pana Piotra – znalazłem kiedyś w Pana dodatku do Polityki przepis na galaretkę z jarzębiny. Chciałem się spytać, kiedy należy zebrać jarzębinę? Ta rosnąca koło mnie wygląda już na dojrzałą, jednak nie jestem tego pewien.
Myślisz, Stanisławie, że lęk przed karą boską i nakaz miłości bliźniego są zupełnie nieskuteczne? 🙁
Kiedy w Zakopanem pewna góralka zapewniała mnie o czystości sprzedawanych oscypków, zapytałam, czy przysięgnie, że te oscypki są z czystego mleka owczego, odparła: Pani, tego tu nikt nie przysięgnie! 😯
Teraz trochę o Maroko. Wielu blogowiczów zna ten kraj, ale wiem z doświadczenia, że chętnie się czyta o znanym sobie. Najbardziej w Maroku zaskoczyli mnie ludzie. Najbardiej ich szczerość i przyjazny tosunek do obcych. Znalazłem jedno tylko miasto – Marrakesh, gdzie w sposób nachalny nagabywano turystów i na wszystko znacznie zawyżano ceny, a za objęcie kogoś zdjęciem żądano zapłaty. Gdy zabłądziliśmy w jednej z Medin wprowadzeni w błąd przewodnikiem Michelin, młody człowiek prowadził nas przez 15 minut do celu i kategorycznie odmówił przyjęcia bakszyszu. W Taourdant zaparkowaliśmy samochód poza murami przy dworcu autobusowym. Moje Panie poszły naprzód, gdy kończyłem parkowanie. Zaczepił mnie sprzedawca soku pomarańczowego wyciskanego na miejscu proponując napiłek niezbędny przy ponad 50 stopniach w słońcu. Odparłem, że nie mam pieniędzy, które ma przy sobie moja żona. Sprzedawca się zmartwił i wręczył mi litrową butelkę po wodzie mineralnej do połowy napełnioną sokiem rezygnując z zapłaty. Nieprzyjąłem, wróciłem potem z rodziną po normalny zakup w szklankach, ale ten gest zdumiał mnie ogromnie. Zresztą z życzliwością i pomocą spotykaliśmy się na każdym kroku. Ludność w 60% to czyści Berberoie, 10% Arabowie, trochę mniejszości francuskiej (w Marrakeshu 65 tysięcy), a reszta to mieszanka berberyjsko-arabska. Berberowie posługują się dotychczas swoimi narzeczami i alfabetem arabskim, ale już zaczęto uczyć w szkołach oryginalnego alfabetu berberyjskiego, który stopniowo ma zastępować alfabet arabski. Gdzieniegdzie można już spotkać inskrypcje w tym alfabecie. Alfabet berberyjski ma chrakter antropomorficzny, czyli znaki mają przypominać figurki ludzkie w różnych pozach różniących się przede wszystkim ułożeniem kończyn. Nie ma jednego języka berberyjskiego. Ponoć Berberowie z południa Maroka mogą się łatwo porozumieć z mieszkańcami południa Tunezji, natomiast nie mogą z Berberyjczykami z północnego Maroka. Po francusku mówią ludzie wykształceni i pracownicy handlu oraz obsługa hotelowa. Inni na ogół nie znją francuskiego w ogóle. Nie zauważyłem żadnych oznak złego stosunku do zwierząt. Nie znacy to, że nie zdara się, ale w większości krajów, gdzie zwierząt domowych czy hodowlanych widać dużo, zazwyczaj przykłady złego odnoszenia się do nich można spotkać stosunkowo szybko. W połączeniu z dobrym stosunkiem do obcych zakładam, że Marokańczycy są raczej łagodni, chociaż ich partyzantka bywała groźna dla najeźdźców bądź protektorów. Ciekaw jestem, jakie zdanie mają na temat Marokańczyków inni Blogowicze, którzy znają Maroko lepiej ode mnie.
bardzo sie cieszę że szczypior pisze, bo śmiesznie. Poczucie humoru to skarb wyjątkowy i zawsze poprawia relacjie miedzy bliżnimi. Panie Stanisławie dobrze Pan to ujął w ostanim wpisie. Ateizm to jedno a antyreligijnosc to drugie. Jak słyszę wokoło, coraz i więcej ludzi pragnie zmian w codziennych relacjach katolik- Kościół. Są to różne oczekiwania, jednak w czasach gdy ludzie szczególnie starsi, czuja się badziej osamotnieni i biedniejsi , rola Kościoła jest ogromna. To trudny temat ale jak jeden z mądrych księzy powiedział , nauczanie i pracę zacznij od siebie i to własnie jest najtrudniejsze.
Szczypior
Wrzuciłem adres do sieci. Jak potrafisz grzyby szukać to i adres znajdziesz.
Nemo, nakaz miłości może być skuteczny tylko wówczas, gdy w pełni zostanie wewnętrznie zaakceptowany. Czyli może stanowić wskazówkę a nie formalny nakaz. Natomiast strach przed karą jest skuteczny u dzieci i osób w podeszłym wieku, które zaczynają bać się kary boskiej. Inni raczej obawą kary się nie przejmują, co zrestą widać gołym okiem.
dzisiaj upieke placek ze śliwkami .. Oj będzie sie działo . pozdrawiam
Morelo, w tym roku Moja Ukochana jakoś placków ze śliwkami nie robi. Może nie było kiedu. Nie podrzuciłabyś kawałeczka?
Panie Lulku, Pan sie spuszcza na Gospodarzy?!
😮
Stanisławie . Jestes w błędzie. to nie ma nic wspólnego z wiekiem .
prosze sie zdać jednak na ukochaną , moje talent kulinarne i cukiernicze są marnej jakości. No może kiedyś . Lubie jednak czytac i rozmawiać o jedzeniu.
Stanisławie,
Potwierdzam. Dodam jeszcze od siebie przykład, który mną naprawdę wstrząsnął. Kolega po zwróceniu mu uwagi że to, co właśnie zrobił (świństwo straszne zresztą) jest uważane za grzech i że jako osoba wierząca nie powinien tak postępować, stwierdził, że się czepiam a poza tym pójdzie do spowiedzi i będzie miał znowu czyste sumienie.
W zasadzie przypominam sobie wiele podobnych zdarzeń, może nie zawsze to było wypowiedziane w ten sposób, ale sens był ten sam. Jedną z takich osób był też ksiądz, chociaż akurat po nim się tego mogłem spodziewać.
Nirrodku, uważaj, nie wpadnij ze śmiechu w tę swoją depresję 😉
Pan Lulek użył kalki językowej. Cisnęło mu się na usta niemieckie „ich verlasse mich auf die Gastgeber” i powiedział to polskimi słowami. A że „sich verlassen auf…” jako czasownik zwrotny łatwiej skojarzyć z polskim „spuszczać się na…” niż z „polegać na…” albo „liczyć na…”, wyszło jak wyszło.
Placek ze śliwkami, hmm.. idę zamówić taki u żony 😉 chociaż najpierw będę się musiał uporać z połową blachy szarlotki 😉
Pawle ; odpuszczone ale nie zapomniane ; trzeba naprawic zło. Spowiedz to tak jak spotknie u psychoanalityka . Jestes uspokojony ale problem pozostał. Nie bardzo znam sie na tematach religijnych ale jako katoliczka tak to pojmuję, W obecnych czasach relacje miedzy ludzkie sa bardzo powierzchowne. Brakuje też umiejetnosci słuchania ze zrozumieniem. Ja tę umiejetnosc posiadam ze wględu na dluuuugą liczbe lat przepracowanych miedzy ludzmi.
Stanislaw => widziałem te kozy, o których pisałeś. A może raczej ich przodków, bo było to ładnych parę lat temu. Jak się toto na drzewie widzi to nie chce się wierzyć własnym oczom.
Kozy posiadają cos w rodzaju lepiących przyssawek na podstawie stopy. Tym sposobem są w stanie utrzymać się na konarach. Ale jak się tak trochę zastanowić to nie jest to nic nadzwyczajnego. Skaczą kozy po skalistych prawie pionowych stokach i nie robi to żadnego wrażenia. Trzeba przyznać ze widok ich na drzewie w Marocco jest raczej rzadkim. Dotychczas nie widziałem nigdzie indziej czegoś takiego.
Paolore, domyslilam sie, ze to cos takiego musialo byc, ale wyszlo pieknie.
Depresja od razu pojasniala.
Z innej beczki. Ulubiony zostawil mi przewodik po Zambii, cobym sie mogla przygotowac do wakacji. Paskud jak bilet kupowalam nie pisnal nawet, ze pod koniec pazdziernika temperatura moze dojsc do 40C w cieniu. Oszalal chyba masochista!!!
Pawle . kolega zrobił swinstwo ; piszesz . Ostatnio Pan Gospodarz pisał o handlu;; . Jeżeli ktos Ci sprzedał samochód za zawyzona cenę i ucieszyl sie że ma na wakacje dla dzieci a Ty wydałeś ostatni grosz a własnie
Twoje się pochorowały i odczuwsz ich brak. To to jest swinstwo z jego strony czy spryt i biznesowa żyłka do interesów? Kto się ma spowiadać Ty ze swojej głupoty że nie znasz sie na cenach czy on, że mu sie udało sprzedac wyjatkowo drogo. I tak mozna bez konca. pozdrawiam ide coś zrobic pozytecznego mniam. No cóż literat ze mnie żaden.!!!
Wina marokańskie mają różną jakośći różne ceny. Dobre wino kosztuje około 180 dirhamów, czyli 54 złotych. W unipixmożna kupić wino za 9 złotych, w uniwersalnym hipermarkecie za 12. Ale najważniejszy jest nie producent lecz rocznik. Ponoćnajlepszym rocznikiem w ostatnim 10-leciu był 2003. W hipermarkesie Marjanne znalazłem wino z roku 2003 w cenie właśnie 180 drh i tyle samo kosztował rocznik 2005, najmłodszy, bo wino Chateaux Raslane 1er Cru AOC „Coteaux de l’Atlas” wyprodukowane przez Celliers de Meknes dojrzewa 14 miesięcy w dębowych beczkach i 18 miesięcy w butelkach. Wino było bardzo dobre, ale otwarte zbyt wcześnie. Nie powiem, że się nie zdąrzyło otworzyć, bo bukiet i bogactwo smakowe były znaczne, natomiast jeszcze się czuło nadmiar tanin i związaną z tym pewną cierpkość. Ale gorąco polecam, jeśli ktoś znajdzie. Dostępne w większości krajów europejskich. Inne wina pite w Maroku nie znalazły uznania mojej rodziny.
Nemo,
Zgadzam się. Wydaje mi się, że też umiem słuchać ze zrozumieniem co znakomicie ułatwia życie, bo też pracuję między ludźmi i z ludźmi.
Przepraszam, nie Nemo, ale Morelo 😉
Musze jeszcze popracować nad czytaniem ze zrozumieniem 😉
Morelo,
Gdyby chodziło tylko o taki przykład, to nawet bym się nie skrzywił.
Biznes się rządzi swoimi prawami.
Bez rozwijania wątku dalej – to chodziło o zdradę.
bardzo mi przykro ze Cię to spotkało ale jak wiesz nie zawsze sprawy się maja na jakie wygladają . Nie kochała Cie widocznie , ,,
Rozpocząłem wykańczanie szarlotki. Zrobiłem ją sobie na ciepło z kulką wygrzebanych w przepastnej zamrażarce lodów. Do tego espresso. Jest bosko.
Arcadiusie, wiem, że widziałeś te kozy. Robi to wrażenie. Z drugiej strony polskie przysłowie o pochyłym drzewie musiało się z czegoś wziąć, więc może i unas kiedyś kozy po drzewach chodziły.
Morelo, zgadzam się, że to nie ma nic wspólnego z wiekiem, tylko w tym sensie, że i na starość nie wszyscy „wierzący” się karą boską przejmują. A przekonanie, że po spowiedzi wszystko idzie w niepamięć, jest w gruncie rzeczy herezją. Według doktryny katolickiej spowiedź odpuszcza grzechy w sensie odzyskaniua stanu łaski, natomiast nie zwalnia wz kary w czyśćcu. Już wolę tych, którxy nie przejmują się karą, bo wierzą w nieograniczone miłosierdzie. Tak czy inaczej cnoty zależą od chęci pozostawania cnotliwym a nie od wyznania. Dlatego też krzywo patrzę na chęć nawracania kogokolwiek na cokolwiek zwyjątkiem nawracania na poczciwość (w dobrym sensie tego słowa).
Morelo, spokojnie, na szczęście nie dotyczyło mnie to osobiście.
Pawle. nie wiem czym sie zajmujesz ale wiem ze jako zwierzeta stadne/ /cudzysłów/ wszyscy jestemy między ludzmi i pracujemy miedzy nimi co generalnie o niczym nie świadczy. Nie przegaduj sie ze mna bo na nic Twoj tród vel trud..pozdrawiam .
Morela o placku ze śliwkami, Paweł o szrlotce z lodami, a ja musiałem dzisia zacząć pracę o 7, czyli jestem już ponad 6 godzin od śniadania i te teksty są dla mnie torturą. Muszę przestać czytać kolejne komentarze, albo wyskocyć i poszukać czegoś smacznego.
Stanisławie! jestes mądrym człowiekiem . ide do placka ..
Miele to chyba dobra firma, ale piekielnie droga. Można liczyć na niezawodność i cichą pracę. No frost jest już powszechnie stosowane przez większość firm w droższych modelach.
Wino nazywa się Chateau Roslane nie Chateaux Raslane. Nie wiem, skąd mi przyszła do głowy liczba mnoga.
Morelo,
Już się zamykam 😉 i wracam do dzisiejszej pracy, od której już powoli dostaję „cyfrozy” i niestety końca nie widać.
sprawdziłem wino w „wine searcher”. Rocznik 2000 można dostać w Anglii w cenie 200 funtów za 12 butelek z dostawą. Chyba mają rację, żepóźniejszych roczników jeszcze nie sprzedają. To musi być pierwszy rocznik w ogóle, bo domain Chateau Roslan została zainaugurowana w roku 2004.
Nemo,
od znajomej Niemki uslyszalam ostatnio, ze „Miele to juz nie to co kiedys”.
Nirrod,
40 gradusów w cieniu?
To mniej niż połowa tego, co w saunie.
Ja bym się już prędzej martwił, czy w tej Zambii wszędzie znajdziesz kawałek cienia… Czy na cienie jest cło? Nie ma?
To weź cień ze sobą (cienie z depresji są zupełnie fajne) i nie rozstawaj się z nim. Przyda się na zambijskiej patelni 😉
Nirrod, rada jest dobra, tylko trzeba jeszcze wziąć kogoś z cieniem. 40 stopni to nie jest źle. W Maroko poza samym wybrzeżem było w cieniu 41-43, a w słońcu około 55-57. Ale to się wytrzymuje, jak jest sucho. Bardzo źle znoszę gorąco na ogół, ale w Maroko jakoś dawałem sobie radę bez kłopotów.
Flo,
a co Twoja znajoma mówi o Boschu?
Pawle,
taka zamrażarka, ale napełniona lodami, śniła mi się dzisiaj 😯 Nie masz problemu ze znajdowaniem potrzebnej Ci mrożonki?
Zamrażarki skrzyniowe są tańsze w zakupie i eksploatacji i trzymają dłużej zimno w razie awarii, ale są wg mnie niewygodne w użyciu, zwłaszcza że ja mam tendencję zastawiania każdej wolnej powierzchni 🙁
Stanisławie,
czy to nie miała być wycieczka grupowa? Nic nie piszesz o współtowarzyszach…
Heh… Moje ostatnie wspomnienia z 40C sa z Kenii i moze inni to wytrzymuja, ja nie za bardzo. apatia mnie ogarnia. O cieniu tez sobie poczytalam i owszem, musze wziac wlasny, bo to wlasnie koniec pory suchej i liscia nie uswiadczysz.
Jakies przenosne drzewko bede musiala znalesc.
Dzisiaj na sniadanie, wracajac do tematow kulinarnych, mialam frankfurterki. Polski frankfurterki. Czy one powinny w trakcje gotowania barwic wode na kolor..hmmm.. takie cos pomiedzy zoltym a brazowym?
Jeszcze o Maroko. Drzewa, po których chodzą kozy, nazywają się arganie i wydają twarde owoce, z których ziarem można wytłoczyć olej. Olej możebyć jadalnu lub kosmetyczny. Zupełnie inna technologia produkcji. Jadalny jest bardzo smaczny, ale nie można na nim smażyć. Kosmetyczny ma właściwości lecznicze i przeciwzmarszczkowe. Coraz więcej firm kosmetycznych wypuszcza kosmetyki przeciwzmarszczkowe zawierjące olej arganiowy. Firmy z górnej półki wypuszczają produkty z kilkunastoprocentową zawartością tego oleju, a z nie co niższej kilkuprocentową. Ostatnio popularna firma Yves Rocher wypuściła całą serię kosmetyków ze śladową zawartością oleju arganiowego. W Maroku można kupić olej arganiowy w sukach i na ulicach, najprawdopodobniej fałszowany. Można go kupić w damskich kooperatywach, w których kobiety produkują go korzystając z dotacji UNESCO. Jest tam pomimo dotacji dość drogi. Ostatecznie pewny olej jadalny można kupić za 120 dirhamów (36 złotych) za pół litra. Olej kosmetyczny kosztuje 120 dh za 100 ml w sprayu lub 260 za pół litra w butelce. Sałatkom olej arganiowy dodaje smaku orzechowego. Rzeczywiście jest bardzo smaczny. Olej kosmetyczny poza działaniem antyzmarszczkowym jest bardzo dobry na bóle reumatyczne i na niedomogi krążeniowe. Ponoć medycznie potwierdzony i te informacje o działaniu leczniczym są ponoć wiarygodne.
o Boschu tez chce wiedzic, bo planuje zakup lodowko zamrazarki…
Helena się nie pokazuje, czy nie zauważyłam?
Bosch jest właściwie produkowany przez Siemensa. Mają te same modele, tylko w Siemensie na ogół są lepsze podzespoły i materiały. Ale zdarają się przypadki odwrotne. Ważne też, gdzie są produkowane, bo mają zakłady w wielu krajach i nie wszystkie są jednakowe. Siemens wykupił w ostatnich kilkunastu latach wiele firm, a czasami tylko zakłady wyspecjalizowane w jakimś produkcie (np. systemy zabezpieczeń od szwajcarskiego Cerberusa i wysokiej jakości telewizję Philipsa). Sam mam pralkę Siemensa i funkcjonuje idealnie, gdy jest sprawna, ale nie jest niezawodna.
Może Helena już w drodze na Zjazd?
Morelo, odmówiłaś mi ciasta ze śliwkami, a tu właśnie koleżanka przyniosła ze śliwkami i kruszonką. Czasami marzenia się spełniają
Czy ten Bosch, Miele, Siemens etc. ma w końcu stać, czy leżeć?
W każdym razie polecam Liebherra, jeśli idzie o chłodzenie wszelkiego rodzaju. Nie widziałem jeszcze niezadowolonego nabywcy, mimo że do tanich Liebherr nie należy.
Tu jest linka do szaf:
http://www.preissuchmaschine.at/kat2-95-213.html
a tu do skrzyń:
http://www.idealo.at/preisvergleich/ProductCategory/10292F800827.html
Na stare lata, kedy czlowieka zaczyna przesladowac altzheimer zaczynaja sie mieszac rózne rzeczy. Miedzy innymi z obcych jezyków zaporzycza sie gramatyczne i slowne konstrukcje i przenosi do innego jezyka uzywajac slów które dziwnie brzmia. Cytuje z glowy okreslenie Pana Wolodyjowskiego, który kiedys cos opowiadajac uzyl zwrotu „wystaw sobie wacpan” no i sobie wystawil. We Fraucymerze Ksieznej Pani. Nie dodaje, czym to sie skonczylo.
W pedzeniu gorzaly sa trzy stadia. Mam na mysli drugi przebieg.
Vorlauf czyli spedzanie metanolu z przeznaczeniem dla slepych którym i tak wszystko jedno.
Zwieschenlauf czyli czesc pomiedza 80 a 42 procenty z którego robi sie wlasciwy produkt,
Nachlauf ciagniety az do 5 % który idzie, po ustaniu, w nastepnym roku jako dodatek do pierwszego przebiegu.
Kiedy byl z wizyta mój syn i synowa wciagneli mnie w dyskusje na temat technologii pedzenia. Pokazalem dumnie cala aparature i tlumaczylem nieswiadomym co i jak. Nie krylem zadnych sekretów bo tego i tak nie mozna nauczyc sie inaczej jak tylko w praktyce. Wieleletniej.
W pewnej chwili moja synowa popatrzyla na mnie ze zrozumieniem i powiedziala. Wiesz tata, zrozumialam twoja opowiesc a szczególnie kiedy opowiadales na temat „miedzylaufu”.
Okazuje sie ze czasami chcac mnie zrozumiec w trzecim jezyku nalezy posiadac znajomosc dwu jezyków wyjsciowych.
Na pytanie dotyczace jarzebiny odpowiadam nastepujacym pytaniem.
A do czego ?.
Jesli na bezposrednie pedzenis gorzaly, mozna juz zbierac jagody. Wrzuca sie je do beczek razem z ogonkami, ubija tluczkiem, mozna dodac troche czystej wody a nawet piwnych drozdzy. Pedzenie jast malo wydajne ale trunek jest znakomity. Z tegorocznych zbiorów pedzi sie poczynajac od czerca roku nastepnego.
Jesli na nalewki to nalezy poczekac do pierwszych mrozów. Zalewa sie spirytusem z zyta, pszenicy lub kartofli i najlepiej z kremem miodowy, Moc spirytusu niemniej jak 70 %. Stac musi kilka miesiecy stale mieszane drewniana lyzka z lipowego drewna. Po zlaniu nastoiki filtruje sie ja przez filltry do kawy i pozostawia do sklarowania. Niesklarowana czesc mozna stosowac do wyrobu ciast, pieczenia chlega z suszonymi owocami albo czestuje osoby którzy pija jak leci, byle bylo mocne.
Pozostale jagody mozna smazyc na konfitury.
Z podmrozonych jagód mozna równiez robic galaretki i kisiele.
To jednak nie jest moja specjalnosc
Pan Lulek
No Frost to już standard. Nowością, o ile można tak powiedzieć, jest BioFresh. Tak się składa, że również muszę zmienić lub poszerzyć mój park maszynowy w tym kierunku. Na razie na celowniku mam http://www.liebherr.com/hg/en/products_hg.asp?menuID=101405!266699-0_20679-0.
Liebherr jest stosunkowo drogi, ale w czasach postglobalizacji prawdopodobnie ten sam sprzęt, być może z drobnymi odchyleniami, produkowany jest przez tak zwaną konkurencję, która tak się nazywa chyba tylko ze względów historycznych.
Ostatnio (maj 2008) wymienić musiałem pralkę i zmywarkę, i zostałem wyleczony z Miele. Kiedyś była to firma nr.1 jeżeli chodzi o pralki. Obecnie nic wyjątkowego, poza ceną.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
PaOlOre,
dzięki za linki. Preferuję model stojący z drzwiami i półkami. Porównuję nie tylko wygląd i cenę, ale i klasę energetyczną (najlepiej A++) czyli zużycie prądu w stosunku do pojemności, a także wydajność zamrażania w ciągu 24 godzin.
Ja też bymMiele nie kupował. Ale rozwiązań znanych z dobrej firmy nie szukałbym u konkurencji, bo jednak mniej renomowane firmy bywają zawodne. Niby to samo, ale jednak nie do końca. Jeśli jest coś sprawdzoneg, nie warto oszczędzć 30%. I to nie tylko kwestia materiałów czy poddzespołów. W komputerach z tych samych podzespołów jedna firma robi doskonały produkt, a firma składakowa robi coś, co doprowadza użytkownika do pasji.
Panie Lulku,
Jarzębina miała być do galaretki ale z tym chwilę poczekam. Z nalewką też. Na razie, zgodnie z radą, nazbieram na gorzałę 😉
Pawle,
możesz zebrać już teraz i przemrozić w Twojej zamrażarce.
Nemo, dzięki. Pomyślałem sobie, że wrzucę je tam na tacy, aby mróz przy okazji je lekko przesuszył. Dam znać o efektach.
Pozdrawiam,
ja mam coś takiego do chłodzenia…
A Zlewkrwi ma też świetny sprzęt na celowniku. Jeszcze tylko muszkę zgrać ze szczerbinką, i… Ognia!
Jak nie trafisz w to, co nam pokazałeś, musisz odwiedzić [okulistę/rusznikarza] (niepotrzebne skreślić).
miało być [okulistę/rusznikarza/bank] 😉
Nemo,
znajoma mowi to, co juz napisal Stanislaw: albo Bosch albo Siemens.
Nie miala jednak tak szczegolowych informacji na temat podzespolow 😉
U nas coraz bardziej rozpowszechnia sie liesing. Przed ponad rokiem musialem wymienic pralke. Stara zaczynala dostawac drgawek. Wzialem Siemensa. Sam jestem, wiec niewielka, z funkcja wirowania. Na lat 5, poczym bede mógl kupic za 1 Euro. Miesiecznie place 14,10 Euro i mam z glowy service itp. Gdyby cos nawalilo to mam zatelefonowac i powiedziec, ze ich pralka nie dziala. Jak na razie wszystko jest w porzadku. Tak samo bylo z moim samochodzikiem. Byl w liesingu i dostalem go w spadku. Ubezpieczenie kosztuje 97,2 Euro. Tyle, ze ja mam specjalne uklady z Fordem, nie mówiac juz o innych niebianskich silach które przebudowaly go na model „Nazareti” egzemplarz numer 2.
Czy na Zjazd mozna ubrac sie jak czlowiek, czy musi byc na super szpan czyli Elegancja Francja.
Pan Lulek
Odpinam się od komputera na dzisiaj. Wszystkim Zjazdowiczom życzę udanej zabawy i czekam na relacje na blogu.
Pozdrawiam,
Witajcie,
dzisiaj mam labe,idziemy do restauracji indonezyjskiej i bedziemy sie objadac ichnimi przysmakami.
Poczytuje,wiec Wasze wpisy i musze sie przyznac,ze kiedys palilam 🙁
ale jak tylko zapadlam w stan blogoslawiony od razu rzucilam ten paskudny nalog i udalo mi sie wytrwac do dzisiaj i zyje!!!!!!!!!!!!!!!
Za to nalog do slodkosci pozostal i np.kazde sniadanie Musze zakonczyc buleczka z miodzikiem 🙂
Pozdrawiam i zycze udanego pobytu na wlosciach u Gospodarza!
Szanowny Panie Stanisławie,
Odnośnie Pana wpisu z 11:07.
To może nie tylko płaszczyzna, ale całkiem skomplikowana, ?wielopłaszczyznowa? przestrzeń. Jak Pan zauważył, już definicje podstawowych pojęć sprawiają pewne kłopoty.
Historycznie do tematu podchodząc, można mówić o negacji bogów, czy też ogólniej czynnika nadprzyrodzonego. Nie jest to jednak ?wyznaniem? ateisty. Nie jest to negacja.
Nie można mówić o negacji w kontekście żółtego nietoperza, czy innego , nawet bardzo rozbudowanego systemu z kilkutysiącletnią tradycją. Czy neguje Pan boskość faraonów lub magiczną siłę kła tygrysa?
Co do szkodliwości. Ująłbym to może inaczej. Jeżeli skutkiem jakiejś ideologii są miliony ofiar, to taki system należy odrzucić. Bardzo delikatnie powiedziane. Rozszerzając, komunizm to bardzo piękna ideologia.
Co do założenia o wyjątkowości pozycji człowieka i prawie do ograniczania.
Nie sądzę, by jakakikolwiek inny gatunek był w stanie nas sapiensów, jako całość, ograniczać. Prawnie lub bezprawnie. Jeszcze nie tak dawno istniała realna groźba ?samoograniczenia?. Chyba Dawkins, w którejś ze swoich książek napisał ? gdyby, w wyniku jakiegoś kataklizmu zostało unicestwione całe życie na Ziemi, to tylko kwestia czasu, być może, kilku miliardów lat i na tej planecie znowu tętniłoby życie. W tej perspektywie tych 5,5 mln lat od rozstania się naszych przodków z szympansami, czy 7,5 mln od pożegnania się z gorylami to ułamki sekund. A już ?synchroniczne? posługiwanie się, jakby nie było blog kulinarny, nożem i widelcem, to jakieś nanosekundy. Wyjątkowość?
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Ana, mówią, że suma nałogów jest zawsze taka sama…
Akurat wczoraj miałem przyjemność obejrzeć dokumentację:
Manufactured Landscapes
Serdecznie polecam.
zlewkrwi
Cicho cuś się zrobiło, jakby wszystkich wzięło na Kurpie wymiotło 😉
O kurczę. A ja? Przecież ja też na Kurpie!
Zobaczymy się jutro przy narwiańskim ogórku!
Gdzie Brzucho?
Kiedyś sugerował, że może zrobić rekonesans w sprawie tych ogórków i kapusty kruszewskiej.
Czy ktoś inny wie, gdzie to Kruszewo (czy ta Kruszewa?). Daleko od Piotragrodu?
Właścicielka zaprosiła mnie na pieczeń z polędwicy. A może z czego innego? Jutro opowiem. Teraz spadam.
Lecę na kolację, a potem w długą, czyli do Polski. Bulbaaaaa!
Może tu – http://www.wrotapodlasia.pl/pl/region/produkt_regionalny/Ogorki_z_Kruszewa__Herbowa_Perla.htm ?
Udanego Zjazdu. Kciuki trzymam za pogodę (w przyrodzie i w duszach).
Nie bądźcie wiśnie, rzućcie choćby ochłapek informacji 🙁
Misiu,
Czyżbyś nie słyszał o powiedzeniu- „z papierosem w zębach”?
Nie widziałeś nigdy nikogo z przyklejonym petem do wargi, lub mówiącego no właśnie! z papierosem w zębach? Bo niby jak utrzymuje sie papieros w ustach, jeśli nie przytrzymywany zębami? 😉
ach paOLOre!
właśnie wróciłem ze wschodu
(miałem pokaz w Białej Podlaskiej)
Kruszewo jest gdzieś tam, ale wyżej
bo bliżej Białegostoku
:::
w sobotę będę na Zjeździe
jakoś dogadamy ogórki
:::
zawszeć tam ktoś jeździ
Małgosiu sorki , wredny jestem i czasem pozwalam sobie na Teddy Bear Jokes 🙁
Małgosiu, myślisz, że w zębach? Mówi się, że w zębach można, a nawet trzeba, coś przynieść, ale czy dosłownie się takie powiedzenie realizuje?
A ogórki są koło Choroszczy, a Choroszcz w bezpośrednim prawie sąsiedztwie Białegostoku, no i pewnie w wielu hurtowniach spożywczych. Podałam stronę, pewnie wiedzą w firmie, w których hurtowniach swój towar sprzedają.
Tereso,
Dokładnie nie wiem, trzeba by kogoś kto empirycznie…… 😀
Misiu, wybacz, że się nie poznałam 🙁
Tak, Małgosiu.
Małgosiu!
Paliłem ostro ponad 20 lat! 🙁 Od 22 lat nie palę! 🙂
Wytrawnemu palaczowi pet sam się przykleja do dolnej wargi i palenie nie wymaga udziału ani rąk, ani zębów. Niektórzy jeszcze potrafią różne sztuczki z takim petem wyrabiać.
Teraz mam odruchy… na samą myśl o paleniu, ale kiedyś… 🙁
Jędrzeju, gratulacje.
I tak moja teoria legła w gruzach! 😀
Pardon, Andrzeju 😉
dobry wieczór. upieklam placek wg. Malgosinego przepisu ze sliwkami. Dobry. Moj syn stwierdził że całkiem dobry tylko jakieś coś ma na spodzie.. to była spalenizna.ehhh. Małgosiu czy ten przepis jest dla krasnali?? Zrobiłam podwójnie a i tak wydal mi się płaski. Czakałam aż dobrze się upiecze bo dawno tego nie robiłam i przedobrzyłam. Ciesze się tylko z efektów wychowawczych / czasami / bo łagodnie sie zdziwił a matki nie krytykował. Pewnie żeby nie zapeszyć.
Cieszę się Morelo ,że smakuje. Też mnie dziwiła informacja w książce,że proporcje są na dużą blachę.Robiłam na znacznie mniejszą i grubość była maks.4-5 cm ze wskazaniem na 4 🙁 .Taka jego uroda. Za to pyszny i delikatny, prawda?
no coż , delikatny on nie jest bo jak wspmniałam trochę go przypaliłam . Ale może w przyszłym tygodniu spróbuję jeszcze raz. Nie mam zbyt wiele czasy na pieczenie ale domownicy bardzo lubia i w jeden dzien dadzą mu radę. Ja sie odchudzam wiec sama rozumiesz , tylko trochę zjem. Zrobie jeszcze papryczkę wg waszego przepisu.
czasu a nie czasy . no wiem, robie błędy , przepraszam
Nie chcę uchodzić za autorytet, bo w Polsce Liebherr jest chyba mało popularny, a wiem, że to dobra firma i chyba przede wszystkim nie produkuje, gdzie tylko tańsza siła robocza. Siemens to, jak mówił ktoś w moim dzieciństwie o oplach i peugeotach, „przyzwoita tandeta”. Liebherr jest jednak trochę wyżej.
A co do dyskusji „teologicznej” przyjmuję, że może być ateizm bez jakiejkolwiek wiary w cokolwiek. Miomo wszystko wolę żółtego nietoperza od komunizmu. Zleiwkrwi, serdecznie pozdrawiam.
Artykuł o kakao jest ciekawy i musze dodać że jest ono wykorzystywane nie tylko jako przysmak ale tez w lecznictwie i kosmetyce podobnie jak kawa. Kakao kojarzy mi sie z dzieciństwem . Teraz juz go nie pijam ale lubie ten miły zapach. dobrej nocki
Stanisławie czy znasz kogoś kto w nic nie wierzy ? To chyba nie jest mozliwe.
To ja też mówię dobranoc.
P.S.
Morelo ten placek u mnie piekł się chyba nie dłużej niż 25 min. W każdym bądź razie- krótko. Powodzenia.
Bardzo intensywny dzien w Poznaniu – u Pyry
znowu krotko, bo zanim mysmy-cosmy- tutaj z mloda rodzina, to potem Klan rodzinny Lotnika, a tam zebraly sie trzy pokolenia i tez nam braklo czasu 🙁
Niedawno wrocilismy i teraz czas isc spac, wszak jutro na Zjazd!
Stanisławie,
mój Osobisty też się skłania do Liebherra, zwłaszcza że pasujący model ma wysokość 125 cm i nie będzie musiał przemeblować garażu. Tylko dlaczego w Szwajcarii nie sprzedają modelu zużywającego 25 % mniej prądu? 😯 Taka zamrażarka jest dostępna w Austrii, Niemczech, Włoszech, Beneluksie, a u nas – nie 🙁
http://www.liebherr.com/hg/products_hg.asp?menuID=101405!266710-0_12369-0
Dziadowskie te linki 👿
Chodzi o model Liebherr GNP 2076
Morelo,
ja w dalszym ciągu polecam najprostsze i najlepsze ciasto ze śliwkami:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/CiastaRozne#5097840445229094722
Blachę o dowolnym formacie wyłożyć pasującym ciastem francuskim, nakłuć je widelcem, posypać cienką warstewką mielonych migdałów, ułożyć ciasno śliwki pokrojone w ćwiartki, posypać cukrem i cynamonem. Piec 30 minut w temp. 210 stopni. Można podawać ciepłe z kulką lodów.
francuskie ciasto a kruche to roznica! Dobre kruche to dopiero poezja ze sliwkami. Narobilyscie mi smaku a tu musze zbedne funty zrzucac (funty mniejsze niz kilogramy, latwiej sie zrzuca).
Jesli chodzi o cieple z zimnym mialam kiedys okropna wpadke z mloda Polka od lat mieszkajaca we Francji, ktora chcialam w Teksasie przyjac czyms lokalnym. No i to bylo takie tutejsze odwrotne ciasto (cobbler): sliwki a raczej brzoskwinie na dole, na to ciasto i do cieplego lody waniliowe – zanim donioslam do ogrodka… ufff zostalo waniliowe „mleczko” a i to pokrojone ciasto nie mialo zdefiniowanego ksztaltu. Do dzis pamietam reakcje 🙁 choc to tylko widok byl no… taki sobie, zjesc sie dalo…
Mnie kiedyś tort zjechał z patery na chodnik… Niezbadane są wyroki niebios.
Ojej! Pierwszy raz mam jakiś ciekawy kod: 4a4a
Nie mam całkowitej pewności, ale wydaje mi się, że Helena odwołała wyjazd na Zjazd, z kilku powodów