Czy kaczka z prosiaczkiem zmieszczą się w jednej brytfannie
Nie tylko, ze zmieszczą się swobodnie ale jeszcze zostanie trochę miejsca na pyszny sos, który powstaje, jakby mimochodem, podczas tego spotkania. Tyle tylko, że kaczka musi być spora (zwłaszcza jeśli chcemy podjąć kilkoro gości) a z prosiaka wybierzemy poprzerastany tłuszczykiem kawałek karkówki. Wówczas mamy gwarancję, że danie się uda.
Kaczka faszerowana wieprzowiną z grzybkami
Kaczka, 25 dag mielonej wieprzowiny, 4 suszone grzybki mun, 2 łyżki oliwy, 3 łyżki sosu sojowego, 2 cebule, 4 ząbki czosnku, 2 jaja, sucha bułka, pół łyżeczki ostrej papryki, sól
1.Kaczkę umyć i osączyć. Sos sojowy zmieszać z solą i tą mieszanina natrzeć ptaka z zewnątrz i wewnątrz.
2.Drobno pokrojoną cebulę podsmażyć na oliwie, dodać pokrojone w paski (uprzednio namoczone) grzyby, czosnek wyciśnięty w prasce i zmielone z namoczoną a potem wyciśniętą bułką mięso wieprzowe. Smażyć aż mięso złapie kolor. Odstawić z ognia, wbić jaja, dodać sos sojowy i paprykę (może być inna ostra przyprawa np. cayenna).
3.Nadziać kaczkę farszem, zaszyć i piec w piekarniku do miękkości i zrumienienia.
Tak przyrządzoną kaczką można nakarmić sześć a nawet i osiem (o nieco mniejszym apetycie) osób. Farsz bowiem stanowi istotny dodatek zwiększający porcje na talerzu a zmielona wieprzowina z aromatycznymi dodatkami świetnie komponuje się smakowo z charakterystycznym smakiem kaczki. To – lekko zmodyfikowany – przepis z Birmy, który wykorzystuję od lat i nigdy się na nim nie zawiodłem. Mam jeszcze jedna recepturę z tamtej podróży, równie atrakcyjną choć kompletnie odmienną. To kaczka lakierowana miodem a nadziewana selerem gotowanym w rosole i doprawionym delikatnie cynamonem. Taką kaczkę można podawać niemal jak deser. Dziś jednak pozostańmy przy pikantnym spotkaniu kwaczącego ptaka i kwiczącego wieprzka.
Tak przyrządzona kaczka, moim zdaniem, wymaga wina o smaku i aromacie owocowym. Najlepiej gdy jego smak kojarzymy z leśnymi owocami. Takim właśnie jest, wypróbowano przeze mnie stosunkowo niedawno, wino z południa Włoch o wdzięcznej nazwie Primitivo di Manduria Bisanzio.
To szlachetne wino z Puglii. W jego aromacie można odnaleźć bardzo dojrzały czarny owoc jeżyn, zaś smak zaskakuje klasycznym ładunkiem typowych dla wielkich południowych win akcentów: skóry, dymu, smoły. Nadaje się szczególnie do wyrazistych w smaku dań mięsnych (właśnie kaczki i wieprzowiny na ostro), dziczyzny a także do deserów z ciemnej, gorzkiej czekolady. Najlepszy producent: Tinazzi – Tenuta Santa Croce. Cena do 60 zł ale można znaleźć sklepy sprzedające ten trunek poniżej 40 zł.
Fot. P. Adamczewski
Smacznego!
Komentarze
pewnie by mi smakowała taka kaczka bo lubię farsze i kaczkę … ciekawe czy można zrobić z mielonym kurczakiem lub indykiem żeby było trochę mniej kalorii a nie straciło tych wartości smakowych …
Inny farsz, to inny smak. I nie wydaje mi się, by indyk lub kurczak dobrze się czuły w brzuchu kaczki. Mniej kalorii daje natomiast mniejsza porcja.
Piotrze tak myślałam, że to już by było zupełnie co innego ..
a to zrobię sobie i na prezenty .. użyję likieru wiśniowego ….
http://www.smakolykialergika.pl/2013/01/zurawina-z-wisniowka-wg-nigelli.html
Uch, zapachniała mi ta kaczka, chociaż na razie nie będę robiła; nie przewiduję obiadu na 6 osób, a jak nawet przyjedzie na początku przyszłego miesiąca Ryba z Matrosem, to on i tak nie lubi nadziewanego drobiu, więc odpada. Nawiasem mówiąc nasz Matros pobił chyba rekord świata w dziedzinie „nie lubię, nie jadam”.. To tak jest, jak ktoś całe dzieciństwo i młodość był alergikiem i rodzice pozwalali na fanaberie. Np: bardzo lubi leczo, domaga się zrobienia – po czym spokojnie wyjada z niego całą (wcześniej podsmażoną) kiełbasę i kilka łyżek sosu z bułką. Pomidory, cebula i papryka zostają dla Ryby. Warzywa je wyłącznie w postaci surówek. Lubi grzyby, ryb niespecjalnie, zup praktycznie wcale, śledzi zupełnie. Czym takiego chłopa karmić? Zestaw prosty – mięsa smażone, grillowane, pieczone, ziemniaki, fura surówki i nic więcej. Ryba wyjeżdżając na kilka dni zostawia w lodówce np 4 gotowe schabowe, 4 nóżki kurczaka duszone, ew ze 3 porcje gulaszu i mężuś sobie sukcesywnie wpycha to w mikrofalówkę i zjada. Cały szczęśliwy.
Piotrze, mam wersje dla Jolinka, ktora wielokrotnie praktykowalem, farsz zamiast z wieprzowiny robie z surowych, kaczych watrobek rozgniatanych widelcem, reszta podobnie, jaja, bulka, przyprawy, nieco oleju i do tego sloiczek zielonego pieprzu ( taki z zalewy, prosto ze sklepu ) nie trzeba tego podsmazac, wystarczy zaszyc i upiec.
Henryku 47, wyszlo niezrecznie, jeszcze raz przepraszam, Cichal ma racje, czesto jakies dziwadla sobie aplikuje, a Kobietom nie wierz do konca, zdarza mi sie udawac,
udanego dnia
Spróbuję Twojej wersji Sławku, bo brzmi smacznie i mam zaufanie do autora. Ale Jolinek chce bezkaloryczny farsz a to raczej niemożliwe.
Piotrze może bezkaloryczny to nie ale mniej jest ok … oczywiście obie kaczki bym zjadła bez marudzenia na gościnnych występach .. 🙂 … a kaczych wątróbek to chyba u nas nie ma albo trudno dostać …
W handlu są indycze i kurze wątróbki. Kacze i gęsie można kupić jeśli się ma znajomych hodowców tego drobiu.
Zdarzylo mi sie nadziac kaczke cielecina z watrobka i kaparami, wg przepisu p.M.Disslowej z mojej stuletniej ksiazki „jak gotowac”, ale potrafie sobie wyobrazic ze kaczka nadziewana wieprzowina na ostro,po azjatycku jest rownie dobra. Komplement dla Gospodarza za dobrane wino, pierwszorzedne.
Jeszcze dwa zdania w sprawie opery, „napoj milosny” widzialam transmitowany na zywo w kinie w Niemczech. W przerwie, pani prowadzaca pokazuje co sie dzieje za kulisami i rozmawia z odtworcami glownych rol. Mariusz Kwiecien pozdrowil po polsku swoich znajomych, ktorzy ogladaja go wlasnie w kinie w Krakowie. Ucieszylam sie ze w Polsce tez transmituja.
14 lutego beda transmitowac na zywo „rigoletto” z Piotrem Beczala.
Po znajomości to kupowało się produkty trudno dostępne dawno temu , teraz wszystko jest do kupienia . Wątróbki, kacze, gęsie, indycze (mrożone) są do kupienia w Makro . Często wspominacie o smalcu z gęsiego tłuszczu , w Makro też jest do kupienia tłuszcz gęsi.
To nie jest Kaczka Dziwaczka,
to nie jest też kaczka z Bresse,
ona ci nasza,kochana,
nadwiślańska kaczka jest !
Z wiśnią całkiem i owszem
wyszedł nasz kaczy test.
U mamy zwyczajnie z jabłkiem
zawsze była the best.
Dzisiaj z prosięciem,proszę,
dwa razy więcej obiadu jest !
Kiedy ją zrobisz z truflami,
z miodem,z pomarańczami,
z kaszą oraz z grzybami,
to tylko w kaczym sosie
witasz się z kaloriami 😉
Kwiecień i Beczała, miast coś nadziać, nadzianym przekąsić i włoskim wychylić, nienawiścią zioną.
Do nadzienia z przepisu Sławka (to ten z platynowymi lokami) można dodać kieliszek zredukowanego porto. Można także niczego już nie dodawać. W wersji dla Jolinka można nazwać Prosiaczka Kalarepką 🙂
Nowy – Nie smuć się, już niedługo doznasz kolejnych radości w szczęście owiniętych. Czuwaj 🙂
Dziękuję za oceaniczną melancholię.
Wątróbki w Poznaniu można kupić w specjalistycznym sklepie drobiarskim, przy ul.28 Czerwca – zaraz na początku ulicy, w pierwszym kwartale budynków. I jest to jedyne znane mi miejsce.
Dzisiaj miałyśmy na obiad makaron z resztą tej wołowiny po koreańsku z kolacji Młodszej i dzisiaj smakowała mi znacznie bardziej. Widocznie oswoiłam nowy smak.
Evo47 – ja często korzystam z Disslowej i innych starych książek – zmniejszam tylko ilość tłuszczów do sosu, a jaj do ciasta ( w ramach rozsądku oczywiście).
a propos swinskich uszu gotowanych w grochu ( Gerson )
https://picasaweb.google.com/slawek1412/20130122#5836265324457551762
Placku, jak oni pięknie zioną…
Bardzo uwielbiam Łucję z Lammermooru, od pierwszego chóru począwszy…
https://www.youtube.com/watch?v=xTfQ7w9b0xY
Tfu. To jest pierwszy chór w Łucjii (po uwerturze, od 2 minuty…)
https://www.youtube.com/watch?v=fsvAo-wrCec
Ashton the best:
https://www.youtube.com/watch?v=0RI8G-oHH5o
Taki nawet jak śpiewa łajdaczynę, to jest genialny…
https://www.youtube.com/watch?v=OXyWgirEnGU
Chóry? Chóry Mussogskiego, a potem te z „Poławiaczy pereł i z”Zydówki”” albo nawet „Aidy”.
Wokół czosnku są ostatnio jakieś zawirowania, bo już podobno nie wyróżnia się szczególnymi właściwościami, o czym doniosła wczoraj Jolinek. A dziś czytam, że nie ma dowodów na to, że czosnek sprowadzany z Chin jest szkodliwy, a już od pewnego czasu w to wierzę. http://metromsn.gazeta.pl/Portfel/1,126512,13272023,Polak_boi_sie_chinskiego_czosnku.html
Ale i tak nie podoba mi się, że szybko pleśnieje i nie można go rozmnożyć. Musi być tego jakis powód, ale o tym nie napisano. I bądź tu człowieku mądry.
Czosnek z Chin zionie stęchlizną.
No właśnie. Od dawna go nie kupuję. Co prawda za sporą główkę polskiego na hali targowej płaci się 4 zł, ale przynajmniej wiadomo, że jest dobry.
Latorośl na wieść,że na blogu toczy się rozmowa o operowych chórach prosiła,aby podrzucić koniecznie chóralny kawałek z „Carmen”.
Zatem podrzucam :
http://www.youtube.com/watch?v=26xuAehgJrw
A czosnek mamy mazowiecki z bazaru z Wyszkowie.
Jeszcze jesienne zapasy 🙂
Smacznie dziś tutaj i muzycznie na wyżynach.
Mnie też się podobają wczorajsze zdjęcia Nowego.
Jolinku, podajesz kolejny ciekawy adres a ponieważ alergik w domu, na pewno wypróbuję jakiś przepis. Dzięki 🙂
Krystyno (17:28),
ja bym się niczym nie przejmowała i dalej używała tyle czosnku, ile dotychczas, a u mnie w mocno doprawianej kuchni schodzi go sporo.
Ze 2 tygodnie temu podałam na blugu sznureczek do artykułu w którym stało, że nie ma się co podniecać antyutleniaczami i zajadać jagody, bo te antyutleniacze to taki pic na wodę, a może jeszcze gorzej i zamiast robić to, o co je do tej pory podejrzewano, robią nawet nieco na odwyrtkę. Była to opinia noblisty.
Parę dni temu słucham dziennika tv i w kąciku o zdrowiu taka rewelacja, że kobiety powinny jeść jagody w słusznych ilościach, ponieważ w jagodach jest coś, chroni kobiety przed niektórymi rodzajami raka 😯
Ja to wszystko kulinarnie chrzanię (o, też zdrowa roślina!), nic nie zmieniam, a naukowcy niech nam dalej podają sprzeczne opinie, co jest cacy, a co be.
*blogu 🙄
Witam, coś dla amatorów domowego chleba i nie tylko.
http://www.delonghi.com/at_de/products/pangourmet-eob2071/
Alicjo,
przestałam się już przejmować tymi rewelacjami, tylko złości mnie , że podaje się pewne prawdy jako naukowo potwierdzone, a potem odwraca się kota ogonem. Wkrótce dowiemy się pewnie o nowych rewelacjach żywieniowych.
Być może z Pyry stara cyniczką, ale… Jeść muszą wszyscy. Rynek rolno – spożywczy to potężna fabryka pieniędzy, a jak doliczyć do tego infrastrukturę , logistykę, chemię, instytuty badawcze, obsługę prawną i marketing, to razem daje to sumy niewyobrażalne. A współczesny człowiek jest coraz bardziej konsumentem świadomym (albo mu się tak wydaje). A jeszcze mody, diety, mity, upowszechnianie i media. Ludzie! Dajemy z siebie robić marionetki.
Potrzebny jest umiar, zdrowy rozsądek, pożywienie mało przetworzone, różnorodne i możliwie świeże. Niczego mądrzejszego nie wymyślimy. Dobrze jest też wiedzieć, jak się odżywiały tradycyjnie społeczności na danym terenie. Przypominam sobie, co pisał prof.Michałowski po pierwszych kampaniach wykopaliskowych w Egipcie. Były lata 50-te. Polska nie była bogatym krajem i wyposażenie naszej ekipy też było skromne. Profesor bardzo bał się biegunek i innych chorób tropikalnych. A przecież przez 9 lat nie zachorował nikt w polskiej bazie, bo prof.Michałowski wprowadził ścisły reżim spożywczy – czym się odżywiali miejscowi zdrowi obywatele? Skąpo: ryż, oliwki, suszone daktyle, czosnek. To samo jedzono w polskim obozie tylko; wodę w plombowanych kontenerach przywożono badaną ze zdrowych źródeł.
Dzisiaj barszcz buraczany na żeberkach ze czterech, dużo warzyw, podprawiony zakwasem i zabielony śmietaną. Osobno ugotowane ziemniaki.
Pyro,
czy to Ty niedawno roznosiłaś po blogu jakieś zarazy? Straszliwie mnie łamie, smaku nie czuję, barszcz doprawiłam na tego czuja, co go nie mam, no i głowa zaczyna mi pękać 🙄
Wzięłam jakiś neocitran i wypiłam pół szklany zakwasu na gardło.
Zdrowie!
A u nas mroźno i słonecznie, teraz -10C, ale w nocy było dużo niżej.
Kuma zamieściła fotkę z dzisieszego spacerku po Złotym Stoku. PIĘKNA ZIMA!
http://alicja.homelinux.com/news/Z%C5%82oty_S-22Styczen,2013.jpg
Tak Alicjo, to ja. Ja już wylazłam z barłogów. Na dodatek znana Ci Marialka pocieszyła mnie bardzo; „Pyra, tak naprawdę to my nie umiemy tego leczyć. Żadnej choroby wirusowej nie umiemy. Leczymy tylko objawowo (obniżenie gorączki, gardło, oskrzela – te sprawy. I pilnujemy żeby nie było powikłań.
No i widzisz, Alicja – trzeba przeżyć – jak temperatura to odleżeć, jak bez temperatury, to ciepło się ubrać, posiedzieć w fotelu, za drzwi nie wychodzić. Dużo spać i cały dzień pić bardzo małymi porcjami . Nerki muszą usuwać toksyny, nawodnić ciałko trzeba, ale nie obciążać żołądka większymi porcjami napoju.
Powtórzyłam wiernie radę mojego blogowego lekarza. Ona jest mądra dziewczyna.
No dobra, to będę sie wylegiwać i podpijać małymi łyczkami, pewnie i barszcz, jak i imbirowa herbata z cytryna będą pomocne.
Lekturę mam morską „Skok w morze” – autorem jest kpt.ż.w. Marian Rzucidło, od lat 50-tych zamieszkujacy w Kanadzie. Rocznik ’29, od lat na emeryturze, ale jeszcze pływa w sezonie po rzece Ottawie na luksusowych statkach dla leniwych bogatych 😉
Marialce pozdrowienia przekaż serdeczne.
O, notatka na pierwszej stronie, że książka owa była wodowana na Darze Pomorza (nie mylić z Darem Młodzieży) 🙂
W moim ukochanym serialu Ranczo niejaki Czerepach, czarny charakter i ogólne menda tłumaczy wójtowi, na czym polega nowoczesny marketing. Otóż nie na zaspokajaniu potrzeb, ale na ich tworzeniu. Po czym wmawia ludności Wilkowyj, że nadchodzi plaga straszliwej meszki, na którą pomaga wyłącznie olejek goździkowy. W ten sposób upłynnia bezsensownie wielkie zapasy tegoż olejku, który mają w aptece, a któremu kończy się data ważności.
Dokładnie to jest ćwiczone na nas wszystkich, kiedy:
– wmawia się nam, że pomidory są rakotwórcze,
– twierdzi, że sztuczna margaryna lepsza jest od naturalnego masła,
– każe nam się spożywać jagody (pomidory, ogórki, bakłażany, kwaśne jabłka), bo się porobiło olbrzymie plantacje i coś z tym trzeba zrobić,
– wymusza się na ludziach obowiązkowe i pod sznurek „życie fit”, bo rynek suplementów witaminowych, ubranek do joggingu, najrozmaitszych akcesoriów est wielki i nienasycony (naszych pieniędzy),
– rozpętuje się szaleństwo odchudzania, bo z kolei rynek preparatów gwarantujących schudnięcie to dopiero żyła złota (gdyby któryś naprawdę skutkował, nie byłoby na świecie grubasów, a ja bym wygladała jak Klodzia Szyfer),
– śrubuje się „normy” różnych życiowych parametrów typu ciśnienie krwi albo zawartość czegośtam w organizmie, żeby sprzedawać więcej tabletek obniżających ciśnienie i innych kosztownych leków i paraleków… Lekarz mi o tym mówił, podając przykłady, to nie mój wymysł.
I tak dalej.
Proszę mnie dobrze zrozumieć – wiem, że zdrowe życie, sport, zdrowe odżywianie jest potrzebne, a nadwaga nie (sama walczę z własną wagą całe życie). Ale zwróćcie uwagę, jak takie czerepachowskie kreowanie potrzeb ponad miarę wpływa na nasze życie, jak generuje dodatkowe stresy i przede wszystkim – potrzebę „zaradzenia”, zrobienia czegoś – a w aptece czekają preparaty, w supermarkecie tony żarcia, w gabinetach lekarze z receptami…
Taki przykładzik: firma produkująca pigułki na cośtam organizuje masowe badania czegośtam, oczywiście darmowe, bo taka uspołeczniona – w rezultacie ludzie dowiadują się, że z czymśtam u nich nie halo i lecą do apteki po pigułki tejże firmy (a koszt badania wliczony w pigułki, nie taka ona charytatywna, ta firma).
A taka na przykład Jolinek nasza kochana, która ma figurę modelki, o 11.13 zastanawia się, czy Piotrowy farsz do kaczki nie jest zbyt kaloryczny przypadkiem. Jolinku, z Twoją figurą możesz wrąbać całe prosię na kolację i ono Ci nie zaszkodzi. Dziewczyny, jedzcie jagody, pomidory i co chcecie – Alicja ma rację – dziś jeden noblista napisze tak, a za tydzień inny noblista wręcz przeciwnie. Każdy z nas ma własny zdrowy rozsądek, który mu podpowiada, co jeść, jak żyć. Dopiero kiedy sami czujemy, że jest coś nie tak, idziemy do lekarza.
Ale nie jest to łatwe w naszej cywilizacji, która stanowi zgodny związek produkcji i konsumpcji… Kreowania potrzeb, żeby producenci mieli więcej szmalu, a ludzie musieli pracować tak dużo (no bo mają te potrzeby i muszą je zaspokoić!), żeby w ogóle nie mieli czasu i sił na myślenie – tylko żarli to co sami wyprodukują i grzecznie płacili swojemu panu.
No, fuj.
mialem tez barszcz, zaczalem podgrzewac o 9h, zeby doszedl, zapomnialem, Mlody kolo 17h wrocil i jeszcze wietrzy, strazacy z wiezy nie zauwazyli, tyle wegla, to ja ostanim razem widzialem na Wujku, zrobie wg Nisi, z torebki na raz, jesli znajde torebke, jak nie, to kebab i spac
Nisiu, Cie ciumkam, tak ladnie ujelas, jak nas robia w, tfu, po rogach, chcialem wyrzezic
@gospodarz:
kaczke w bardzo podobny sposob robie od wielu lat
(chyba nawet wspominalem o tym na blogu);
daje mniej czosnku, a zamiast papryki: czarny pieprz i oregano.
p.s.
najlepszy(malokaloryczny) farsz do kaczki to szare renety.
Dobry wieczor,
Nisiu, Pyro, brawo! Zdrowy rozsadek i umiar to jest to. Co do kreowania potrzeb, mam koszulke z nadrukiem w tutejszym narzeczu: ‚Bierzemy kredyty, zeby kupic rzeczy ktorych nie potrzebujemy aby zaimponowac ludziom ktorych nawet nie lubimy’. Smutna prawda odnoszaca sie do sporej czesci spoleczenstwa.
Też bym się nie odważyła Piotrowej kaczki wypchać „bele cym”. Drób faszerowany jest zawsze daniem odświętnym, a trudno święto urządzać pod hasłem „Bo ja się boję utyć i tu i tam”
Sławku,
przyjmij wyrazy. Ja w ten sposób zaprawiłam dwa garnki, nie do odzyskania, chociaż obydwa miały grube dno. Zagadałam się telefonicznie w drugim końcu mieszkania, a płyn w garnku się był tak zredukował, że dno się rozwarstwiło i od spodu stało się wypukłe. Połapałam się dopiero, jak kłęby dymu doszły mię aż tutaj, a że było to w grudniu, wietrzenie nie należało do przyjemności – całą chałupę wywietrzyć 🙄
Te dwa gary na straty, ale nie tak dawno znów prawie mi się udało, grube dno i nawet teflon (ponoć szkodzi, ten teflon!), ale się zorientowałam w porę, dopiero zaczynało dymić 😉
Co do Jolinka, mam podobną uwagę jak Nisia – kobito, jesteś ostatnią osobą na blogu, która musiałaby się martwić o kalorie, kokietko jedna!
Sławku, czuję się ciumknieta!
Ten barszcz to był z kartona, nie z papierka! Z papierka był żujek…
Ha! Jolinkowi nie tyle o tuszę, co o zdrowie idzie. I – jak zauważyłam – na tej nutce można ją w bambuko. Toż to sportsmenka, więc cały czas o kondycji myśli. A kobieta jest w formie, że ho,ho!
Oj, zapowiedzieli mi dzisiaj w nocy lekutkie -25C 🙁
Zima 🙄
U nas nareszcie troche zimy. Popudrowalo i kilka stopni mrozu.
Jelinek ma piekna figure, bo o to dba.
A ja rzucilabym sie na ten Alicji barszcz na zeberkach z dobieranymi na boku ziemniakami z… boczusiem. No i zeby zeberka byly podwedzane, a barszcz ukrainski z jaskiem i kapustka. Taka lubiezna jestem!
Czosnku uzywam „w ilosciach” jak sie tutaj mowi /pisze/. Jednak nie moze to byc w zadnym razie czosnek chinski.
Ale i tak grypa mnie dopadla i puscic nie chce. Do lekarza dzisiaj sie nie dostalam.
Boczusia nie było pod ręką, ani nawet kawałka kiełbaski wędzonej, a kiełbaska indycza to nie to.
Mam jasiek, ale za późno wpadłam na pomysł, trzeba było wcześniej namoczyć. Jaśka lubię w formie fasolki po bretońsku, o czym Bretończycy nie słyszeli. To też taka potrawa na zimne dni, a my mamy do końca tygodnia spore minusy. Całe szczęście, że w domu kwiatki kwitną, cyklamen, storczyki, kolorowe kalanchoe, zawsze to przyjemne dla oka.
Ja też nie kupuję czosnku chińskiego. Jak napisała Krysiade – wonie stęchlizną i pokrywa się pleśnią. Fuj!
Najlepszy czosnek w ostatnich latach dostała od Nowego. Słowo daję, przetrzymał prawie rok i był bardzo dobry. Dostałam w charakterze kwiatka na powitanie. Teraz natomiast idę pod kołderkę. Pilnujcie lampki, Dziewczyny.
Pilnuję. Wracam do „Morza…” na kanapkę przed kominkiem.
Pilnuję, pilnuję….lampka się pali.
czy kaczka z prosiaczkiem zmieszczą się w jednej brytfannie?
– niewątpliwie tak.
a gęś z prosięciem?
– zdecydowanie nie!
🙂