Kurczak na zagrodzie…
Na dźwięk słowa „zagrodowy” przed oczyma staje mi oczywiście ser. Ponieważ sery zagrodowe szturmem zdobyły sobie miłośników i podbiły rynek smakoszy.
A tymczasem nie tylko serom należy się ta nazwa. Siedlecki Drosed, także przebojem, wkroczył na rynek spożywczy ze swoim zagrodowym kurczakiem. W dodatku kurczak zagrodowy ma większe szanse niż ser zdobycie wielkiej klienteli, bo jest – w odróżnieniu od wyrobów mlecznych – jest niedrogi.
Kurczak zagrodowy – produkt Grupy DROSED – hodowany jest w małych, rodzinnych fermach położonych na wschodzie Polski w czystym ekologicznie rejonie Podlasia. Genetycznie pochodzi od wiejskich kur. Zagrodowego z Podlasia wyróżnia dłuższy tzw. ekstensywny chów (56 dni a nie 32) oraz specjalny sposób karmienia – wyłącznie naturalną, niemodyfikowaną genetycznie paszą roślinną, bogatą w surowce mineralne i witaminy. W efekcie jest mniej otłuszczony i regularniej umięśniony niż zwykły kurczak, a jego skórka jest cieńsza. Mięso kurczaka zagrodowego jest delikatne, ma tradycyjny smak, wyróżnia się wyjątkowo kruchą strukturą. Z tych względów polecane jest osobom dbającym o zdrową dietę, dzieciom, kobietom w ciąży i osobom starszym.
Zagrodowy to produkt dla świadomych konsumentów, którzy wybierają zdrową, bezpieczną żywność bez GMO, o sprawdzonym pochodzeniu. Kurczak zagrodowy idealnie nadaje się do smażenia i pieczenia. Natomiast kurczak zagrodowy rosołowy z podrobami i saszetką zawierającą specjalną kompozycję przypraw ułatwi przygotowanie aromatycznego bulionu o tradycyjnym, domowym smaku, jak u babci.
Ludzi o czułych sercach spieszę uspokoić, że polecane tu kurczaki zagrodowe są wręcz rozpieszczane od dnia wyklucia aż do łagodnej śmierci. Hodowcy, kontrolowani systematycznie przez przedstawicieli Grupy Drosed, stwarzają swoim kurczakom tzw. dobrostan. Robią to rzecz jasna dla zysku, bo zwierzę nie przeżywające stresów ma smaczniejsze mięso. Wszyscy, którzy jedli gotowanego, pieczonego czy duszonego kurczaka zagrodowego twierdzą, że jego mięso jest znacznie smaczniejsze niż brojlerów z tradycyjnych hodowli a nawet niż wiejskich kur tzw. wolno chodzących.
Fot. Piotr Adamczewski
Potwierdzam to, bo jadłem i rosół, i pieczone udka. Kupiłem bowiem oba rodzaje kurczaka zagrodowego z Podlasia.Teraz wypróbuję przepisy zaprzyjaźnionego kucharza ze słynnego rodu Birków. Konrad Birek, dyplomowany szef kuchni, został bowiem Kulinarnym Ambasadorem Marki Zagrodowy. A jego przepisy znaleźć można pod adresem www.zagrodowy.pl
Na koniec tej laurki dla kurczaka parę informacji cenowych. Zagrodowy z Podlasia i Zagrodowy Rosołowy w nowych opakowaniach z granatową etykietą dostępne są od października 2012 roku, zarówno w postaci całej tuszki w cenie ok. 11,99 – 12,99 zł/kg, jak i elementów z kurczaka – filet, noga, skrzydła, udo, podudzie – w cenie od ok. 13,50 zł/kg do ok. 23,99 zł/kg (w zależności od elementu). Produkty wytwarzane w Międzyrzecu Podlaskim, przez należącą firmę Sedar SA, posiadają atest Instytutu Zootechniki Kraków-Balice.
Komentarze
Dzień dobry Blogu!
W dobrostan kurczaka zagrodowego uwierzę, jak zobaczę zdjęcia „zagrody”.
Kurczak tradycyjny:
„Najpierw kurnik obsadza się kurczątkami. Jest ich jednorazowo około 40 tysięcy sztuk. Codziennie się je dogląda, karmi, podaje leki, dwa razy dziennie usuwa się martwe sztuki. Z jednego rzutu jest średnio 500 do 1500 sztuk odpadów. Wszystkie trafiają do firmy utylizacyjnej.
Cykl hodowlany, w zależności od gatunku drobiu i potrzeb odbiorcy, trwa od 28 do nawet 45 dni.”
Laurkę Sedar wystawił sobie sam 😉
Na Podlasiu jak w Bresse?
Dobrze by było. Miejsca jest dosyć.
Po drodze od granicy z Litwą do Białegostoku nie widać jakoś kur na zielonych podwórkach i łąkach 🙁
Sandy – Kołysanka. Zaśnij.
Yurku – Sam nie byłeś i sam nie jesteś. Staram się jak mogę. Pomyśl o srebrnych chustach. Nie ma się czego bać.
Na dźwięk słowa „zagrodowy” staje mi przed oczyma Polski Fiat 508 III Junak z zagrodowym szlachcicem za kierownicą.
– Jadę po niedrogą tuszkę genetycznie pochodzącą od kury kontrolowanej przez przedstawicieli Grupy Drosed. Wskakuj 🙂
Na dźwięk słowa „zagrodowy” staje mi przed oczyma Polski Fiat 508 III Junak z zagrodowym szlachcicem za kierownicą.
Ten? — Bardzo słuszne skojarzenie, bo całkiem podobny do kurczaka 😈 – tylko dopraszam się, by się też czasem kojarzyła za kierownicą szlachcianka zagrodowa… może być Żaba Złota… 😉 😀
Dodajmy, że to tuszka genetycznie pochodząca od kury wiejskiej 😎
W odróżnieniu od kury miejskiej zwanej turbo, która już bez GMO nie przeżyje 🙄
Uważam jednak, że propagator zagrodowego kurczaka nie powinien go kupować sam. To jest nadużycie dobrej woli dobrodusznego człowieka.
Innym dają tytuły Ambasadorów, a on za swoje te udka i rosół… 🙁
Od razu wyobraziłam sobie tego zagrodowego kurczaka przyrządzonego w miedzianym rondlu Marka.Byłby w smaku pięciogwiadkowy 😉
Marku-jestem pełna uznania dla Twojej kuchni.Widzę,że nawet fugi masz pod kolor do garnków i innych naczyń 🙂
jeszcze w nawiązaniu do wczorajszego wpisu …
http://poszukiwaniasmaku.blox.pl/2012/10/kuchnia-film-food-fest-Wtajemniczeni.html
Jak to milo, ze polski handel juz garsciami czeroie z oszukanczych taktyk promocyjnych handlu np. brytyjskiego!
Roznica jest taka, ze wielu znanych brytyskich kucharzy (jamie Oiver jest jednym z nich) i dzennikarzy od kuchni takie taktyki w sposob bezczelny demaskuje, odslania, zamiast je promowac.
Oczywoscie slowo „zagrodowy”, pisane nawet w niektorych materialalch promocyjnych duza litera, nie znaczy absolutnie NIC. Jest tylko i wylacznie zabiegiem promocyjnym. Nie ma jak dotad zadnej legalnej definicji przymiotnika „zagrodowy” – w odroznieniu na przyklad od slowa „organiczny”. Stad zapewne rozczulajace wyznanie producenta, ze sam osoboscie nadzoruje spelniania warunkow „zagrodowosci” na tym „czystym ekologicznie” terenie Podlasia. Nikt inny go nie nadzoruje, sam sie nadzoruje, skubany.
Jak wielkie sa „niewielkie farmy” na tym Posdlasu? Od ilu setek tysiecy kur farma z „niewielkiej” staje sie wielka przemyslowa fabryka hodowlana? Tego akurat materialy promocyjne nie podaja.
Mind you, ja nie mam pojecia czy sa to kury dobre czy niedobre. Ale jesli sa tanie – pochodza z produkcji przemyslowej i na ma na to sily. Nie da sie wyhodowac kurczaka za bezcen. Hodola naprawde humanitarna i „ekologiczna” kosztuje.
Moje koty też takie malkontenckie 🙄
Mordechaju,
więcej ufności!
„Grupa Drosed wprowadza nowe, odświeżone etykiety Kurczaka Zagrodowego z Podlasia i Kurczaka Zagrodowego Rosołowego, które podkreślają walory smakowe produktów i ich naturalny charakter. Nowy kolor tacki – niebieski – wskazuje dodatkowo na bezpieczeństwo produktów.” 😎
Po łagodnej śmierci – do (zagrodowego?) nieba…
😆
Odświeżanie etykiet może być z cieńsza tylko zawoalowanym pars pro toto odświeżania miąsa – procederu ponoć powszechnego w polskich supermarketach…
I jak tu nie stawać się – powoli acz konsekwentnie – coraz większą wegetarianistką?…
Mordechaju, ja jednak mam nadzieję dożyć tej pociechy, że w miejscowych gazetach lub czasopismach przeczytam nie tylko „zaprosili mnie, zjadłem, chwalę”, ale i „nasz panel [ 😉 Byku] pięciu dociekliwych, nieustraszonych, wysezonowanych koneserów, po wnikliwym zbadaniu pięciu anonimowych próbek, zapoznaniu się z opinią labów toksyko a także cenami det., etyką w biznesie, etc, etc. — ogłasza, że w sezonie (2040/41) najlepszą tanią zieloną czystą… czarną perfumowaną jest… najlepszą luksusową… najlepszą marką własną…”
A potem będziemy drążyć dalej… Jak to społeczeństwa mniej-więcej syte…
A więc nie do nieba, ale przynajmniej na niebieską… tackę 😉
Widzę, że Nemo ma dzisiaj dobry dzień – wyjątkowo jadowita.
To bardzo wygodnie (i jak elegancko!), siedząc w zamożnej Szwajcarii, szydzić z tego, co w dorabiającej się Polsce udało się zrobić. Tym bardziej, że Drosedowego kurczaka „zagrodowego” nie widziało się na oczy, a tym bardziej nie miało w garnku. A jest to rzeczywiście bardzo smaczny kurczak, znacznie różniący się od zwykłych fermowych. I jednak jest o połowę droższy, drogi Mordechaju, od fermowego, który w drogim sklepie (Piotr i Paweł) kosztuje niecałe 8 złotych, a można go kupić o wiele taniej. Cudów, jak sam powiedziałeś, nie ma. Lepsze = droższe.
My tu w Polsce cieszymy się z tego, że komuś udało się osiągnąć dobrą jakość. Nie jest prostą sprawą odkręcić pół wieku gospodarki socjalistycznej.
Ech, Nisiu…
też masz dobry dzień, widzę 😉
Co w moim i Mordechajowym komentarzu wskazuje na to, że te kurczaki nie smakują lub nie mają „dobrej jakości”?
Ja po prostu powątpiewam w „dobrostan” tych kurczaków za życia, bo nigdzie nie widać zdjęć tych „zagród”.
I tyle.
„Nie jest prostą sprawą odkręcić pół wieku gospodarki socjalistycznej.”
Co to znaczy?
Że za komuny kurczaki były podłej jakości i tylko spod lady w sklepach z żółtymi firankami?
Jak już bronić polskich osiągnięć, to na całego.
Może uda mi się jeszcze coś zaszargać 😉
Ale dopiero po obiedzie i napisaniu listu dla Pani Olgi.
Będę ją pocieszać koniakiem, to może się jednak wstrzymam z dalszymi komentarzami, bo wolę jednak trzeźwe sądy 😉
Nie chciałem wdawać się w tę awanturę, bo jak tu napisano jestem człowiekiem dobrodusznym. Nie biorę też prezentów lecz to, co chcę zjeść, to sobie kupuję. Zwłaszcza te produkty, o których dobrej jakości jestem przekonany.
A podlaskie gospodarstwa to nie są fermy przemysłowe i kurczaki w nich biegają po zagrodzie tak jak we Francji. I nie ma powodu do dziennikarskiego śledztwa.
Zdjęcie wiszących kurczaków jest zaś obrzydliwe.
Dostałam radosną wiadomość. Moja przyjaciółka wróciła cała i zdrowa spod Annapurny!
Tak, Nisiu!
Z Polski pojechała, gdzie ponad połowę życia cierpiała pod jarzmem socjalistycznej gospodarki.
Ale dała radę!
I z tego się cieszę, że komuś pod sześćdziesiątkę udało się pokonać słabości i niedobory (gospodarcze i zdrowotne) i przeżyć przygodę życia (po Kilimandżaro i Ladakhu). Juhu!
Gospodarzu,
zdjęcia kurczaków jeszcze opierzonych, ale już bez głów są jeszcze bardziej drastyczne, nie zamieszczę.
Przepraszam za urażenie uczuć estetycznych. Przyznaję, kurczak na niebieskiej tacce prezentuje się znacznie mniej obrzydliwie.
wiecie co robię sobie małą przerwę .. jak w piaskownicy … szkoda … 🙁
Jolinku,
przykro mi, to ja raczej sobie zrobię przerwę, bo nic tu po mnie 🙁
Jak się mieszka w Szwajcarii, to nie należy zabierać głosu na temat umęczonej Ojczyzny i jej kurczaków 😎
Na koniec tylko dodam:
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.
Ja pozostanę przy swoim sceptycyźmie opartym na dziwnym braku zdjęć z podlaskich zagród kurczaczych i braku adresów dumnych hodowców, jak np. we Francji.
A co ma wspólnego hodowla drobiu z Annapurną? Zawsze mieliśmy doskonałych alpinistów i himalaistów, w dowolnym ustroju.
Ja dziękuję Panie Piotrze za informowanie o tego typu nowościach, nie mam czasu na poszukiwanie w sklepach a dzięki Panu wiem i kurczakach, gęsiach i o serach Rubin i Bursztyn i innych nowościach. Nie potrzebuję też zdjęcia „zagrody” żeby wierzyć, że to co Pan poleca sprawdził Pan wcześniej osobiście. Proszę o więcej 🙂 a komentarze niezaspokojonych krytyków proszę omijać wzrokiem 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Nemo, sztukę insynuacji masz opanowaną do perfekcji, to Ci trzeba przyznać.
A ja nie wierzę, że przestaniesz psuć krew, nazywając to przekłuwaniem balonu samozadowolenia albo jakoś tak. Pojawisz się prędzej czy później pod innym nickiem, co już masz sprawdzone.
To co robisz nie jest krytyką twórczą, konstruktywną, pożyteczną. To wyszydzanie wszystkiego i wszystkich, którzy nie zachwycają się Tobą i Twoim sposobem bycia.
Ej, rozbieracie włos na czworo. Bo ja gotuję rosół dzisiaj – wielki gar rosołu, z pospolitego kuraka kupionego w osiedlowym sklepie, rozebranego przeze mnie osobiście (udka i filety na inną okazję, pudło dróbka, skóry i gnaty do gara) Kurczak był bardzo duży, to i porcja rosołowa wielka, a do niej hojnie potraktowany gnat od rostbefu mięso wykroiłam do pieczeni mieszanej (mam jeszcze ponad kilogram łopatki, upiekę razem) sporo włoszczyzny, gałązka lubczyku i sobie mruga na malutkim ogniu. Za godzinę wyciągnę kurczaka , a dołożę skrzydło indycze. To powinien być naprawdę świetny rosół. W osobnym garnku ugotuję lane ciasto na 1 jajku, 1 dodatkowym żółtku i niewielkiej ilości mąki. Pieczeń zrobię jutro z przeznaczeniem na święta, a i część rosołu pozostawię na te dwa dni „cmentarne”. Włoszczyzna przyda się w sałatce i tak kurczak pospolity posłuży za przyzwoity posiłek.
Nisiu,
jakoś tak czasem bywa, że zarzucamy innym to, w czym jesteśmy (może nieświadomie) mistrzami.
Insynuacje, powiadasz?
Może konkretne przykłady, również tych nicków, pod którymi się pojawiam na tym blogu.
Poza tym dłużna mi jesteś odpowiedź na temat socjalistycznych kurczaków i ich jakości. Przypuszczam, że nie odpowiesz, bo tak Ci się wyrwało z tą obroną honoru Ojczyzny, ale się nie przejmuj.
Duże M ufa, że Gospodarz sprawdza osobiście to, co rekomenduje i w tym nasza nadzieja 😉
Miłego i owocnego dnia życzę wszystkim Bywalcom.
Mój obiad już gotowy.
Zagrodową kurę na tym kontynencie jadłam dawno temu. Taką prosto z zagrody. Moja kuma uczyła gry na skrzypcach dzieci posiadaczki owej zagrody, a ta płaciła jej za lekcje kurami.
Lucyna zapraszała na te kury, bo sami nie byli w stanie przejeść i tak się załapaliśmy 😎
A poza tym to tylko podczas pobytu w Polsce zajadam takie frykasy. U mojej bratowej jest zawsze kilkanaście kur, dziobiących coś tam na podwórku. Wieś jest duża, ale na mało którym podwórku spacerują kury, wieś nauczyła się kupować drób i warzywa w sklepie. Ano, tak łatwiej 🙄
Duże M,
niektórzy uważają, że Gospodarz prowadzi tutaj kryptoreklamę. Ależ to nie jest krypto – to jest reklama całą gębą, co sam Gospodarz niejednokrotnie podkreślał. Czemu nie pochwalić to, co się spróbowało i co uważa się za dobre? I proszę, Te wskazówki się przydają, jak choćby Tobie 🙂
Ode mnie trochę za daleko na zakupy do Polski. Zgadzam się z Nisią i jak krytykuję, to swoje tutaj, jak się natknę na coś, co mnie nie zadawala.
Osobiscie nie nazywalbym tego awantura. Nazwalbym to absolutnie uparwnona reakcja na tekst bardziej reklamowy niz dziennikarski. 🙁
Bo czasami serce mnie boli , ze ruch konsumencki w Polsce jest po wszustkich tych latach transformacji, uczenia sie demokracji, wciaz w powijakach i ze prpstodusznemu polskiemu klientowi mozna wcisnac wszelki kit o malych zagrodach, w ktorych sie hoduje mimo to kurczaki na skale przemyslowa – sadzac z poteznej kampani promocyjnej towarzszacej odslonieciu kurczaka „Zagrodowego”. Wystarczy wuggoglac sobie nawet nie nazwe firmy, lecz haslo „kurczak zagrodowy – co to znaczy?” , a pojawia sie dziesiatki tych samych tekstow podpisanych roznymi nazwiskami „niezaleznych dzienikarzy” z tym samym przepisem podanym przez producenta i tymi samymi cytatami. Nie sposob bedzie natomaist znalezc ani jednego wyjasnienia terminu „zagrodowy”.
Mowiac brutalnie, ale z caly szacuniem, dla mnie znaczy to, ze zaden „niezalezny dziennikarz” nie zadal sobie trudu zapytania, co to znaczy „zagroda” i ile kurczat miesci sie na takiej zagrodzie, i czy sa jakies zagrodowe zdjecia z hodowli, ktore mozna pojsc i zobaczuc na wlasne oczy. Bo ja cynicznie podejrzewam, ze te „zagrody” wygladaja jak hale produkcyjne i zaden kurczak z nich na oczy nie ogladal kawalka nieba.
Z pewnoscia kuczaki „zagrodowe” (albo „Zagrodowe”) moga byc hodowane pare tygodni dluzej niz te 23-dniowe – stad nieco wyzsza cena i nawet moze lepszy smak. Ale udawac, ze sie kupuje kury hodowane lepiej niz gdzie indziej, przebywajace w bardziej humanitarnych warunkach i nie szpikowane antybiotykami i sterydami, to wolno producentowi (jesli nie narusza prawa), ale nie dziennikarzowi. Zwlaszcza takiemu, ktoorego target audience nie jest wylacznie prostoduszny krajowy Polak, wyzbyty cienia zdrowego cynizmu i znajomosci technik promocyjnych, ale w duzej mierze czytelnik zzagranicy, ktory zyje w kraju z przyzwoitym ruchem ochrony konsumenta.
Prosze mi wierzyc, ze ja wiele razy powstrzymywalem sie przed napisaniem tych slow – z sympatii dla Gospodarza, ktory jest uroczym czlowiekiem, nie ma dwoch zdan, ale juz troche nie wytrzymalem, bo to nie jest, obawiam sie, rzetelne dziennakarstwo. Rzetelne dziennikarstwo bowiem nie bierze na wiare okolnikow rozsylanych przez producenta do prasy, tylko weryfikuje zawarte w nich stwierdzenia i zadaje pytania.
A tez zdaje sobie sprawe z tego, ze za taka cene naprawde nie daje sie wyhodowac kurczaka tak jakbysmy tego chcieli. Jest to smutny fakt, ale te lepsze hodowle sa znacznie drozszymi hodowlami niz fabryki kurczat i to ma odzwirciedelnie w cenach rynkowych. Tak, samotna matka z trojka dzieci rzadko kiedy moze sobie pozwolic na dobrego kurczaka z ekologicznej hodowli, choc sa takie matki, ktore raczej kupia rzadziej i mniej, ale nie beda faszerwac siebie i dzieci sterydami, bez ktorych nie da sie hodowac na taka skale.
Jest mi bardzo przykro, jesli zdenerwowalem, ale jesli my Wam tego nie powiemy, to kto Wam powie?
Mordechaju,
dziękuję!
I tak na mnie się skupi cała nienawiść i agresja Nisi, bo przecież Tobie nie podskoczy 😉
A skąd przepraszam wy wszyscy wiecie jak to z tymi kurczakami w Polsce jest, ze Szwajcarii, Anglii itp? Rozumiem, że Kot i nemo są wysokiej klasy specjalistami w tej dziedzinie tak? Nie mogę czytać tych durnych komentarzy, traktujących nas jak idiotów przez Oświeconych Polaków z za granicy, którzy z racji mieszkania poza granicami mają patent na Prawdę. Kocie ile według Ciebie powinien kosztować zdrowy polski kurczak? 100 zł/ kg? Podana cena ok 24 zł jest ceną za organicznie hodowanego kurczaka, choć nie znam z nazwiska i peselu hodowcy. Podważanie bezpodstawne uczciwości, rzetelności czy wiedzy Gospodarza uważam za co najmniej brak wychowania.
Jeszcze, zanim zamilknę na dłużej, pozwolę sobie zwrócić się do Nisi.
Przykro mi, Nisiu, że kierowana prywatną awersją do mojej osoby i zapewne mściwością za onegdajszy brak zachwytu nad Twoją twórczością, nadużywasz tego forum do zamieszczania tu insynuacji na temat moich blogowych obyczajów i mojego rzekomego wyszydzania wszystkich, którzy nie zachwycają się mną i moim sposobem życia.
Niskie instynkty miewamy wszyscy, sztuką jest ich powściąganie.
Übung macht den Meister.
Sorry, Duze M, ale na tym poziomie chyba jednak nie bedziemy prowadzic rozmowy. 😈
Powiem Ci tylko, ze oczywscie, ze jestesmy „specjalistami” od technik promocyjnych, bo nasi dzienniakrze oraz nasze ruchy ochrony konsumenta, a nawet rzady ciagle, niestrudzenie od lat ucza nas rozpoznawac kit na kilometr.
Okropnie mi zalezy, zeby i w Polsce sie tak dzialo. Ale nalezy o to walczyc. 😈
Dzień dobry,
Jeszcze raz dziękuję bardzo za przedwczorajszy Festiwal. Bardzo to było miłe. 🙂
Dzisiaj, zamiast zastanawiać się czy kurczaki zagrodowe na pewno takimi są, z niepokojem czekam na wieści z Long Island. Nawet galeria „Polityki” pokazuje zalane kompletnie Southampton, miejscowość mojej pracy. Wciąż nie wiem, jak wygląda samo miejsce w którym pracuję, zerwana jest łączność. Z pewnością dojazd tam jest zamknięty i jeszcze długo tak pozostanie. Nie wiem też w jakim stanie zastanę mój samochód – zostawiłem go niestety pod drzewami. Mam nadzieję, że jakoś przetrwał, chociaż firma ubezpieczeniowa już przesłała mi mailem informację co mam robić, gdyby jednak….
Wczoraj odwiedziłem jedną z warszawskich przychodni stomatologicznych. Przyznaję – tanio tam nie jest, ale za to jak! Każdy szczegół lśni czystością, sprzęt, kupiony za unijne pieniądze, najnowocześniejszy z możliwych, kwalifikacje lekarzy i pielęgniarek wzbudzają zaufanie. W Stanach odwiedziłem niejedną przychodnię stomatologiczną, ale ta polska przewyższa każdą z nich, a ceny, chociaż wysokie i tak trzykrotnie niższe niż za oceanem. Nie na wszystko można narzekać.
Jak ja nie lubię pyskówek…Przecież możemy mieć inne zdanie na jakiś temat, na zjawisko gospodarcze, a nawet pojedynczego kurczaka. Demokracja zapewnia nam wolność wypowiedzi i lepiej niech tak zostanie. Nie można zaraz każdego podejrzewać o złą wolę. Przecież to na tym polega piekło polskiego życia politycznego, na totalnym braku zaufania do pozytywnych chęci, uczuć i działań naszych przeciwników. Łatwo wtedy potraktować przeciwnika, jak wroga. Chce KOT pilnować ekologi o ochrony konsumentów – a, niech pilnuje; chce Nemo wychwytywać wszelkie potknięcia, śmiesznostki i słabostki współblogowiczów – rzadko lekarstwa bywają rarytasem. W jednym ani drugim wypadku nie ma cienia złej woli (choć bywają upierdliwości). Jednocześnie bez bicia przyznaję się do szeroko pojętej reklamy dobrych produktów, dobrych restauracji i szlachetnych napitków.
Jest jeszcze jedna sprawa – kiedy ktoś szykuje szpile na mnie, to ja się albo odgryzę (jeżeli napastnika chwilowego lubię i szanuję) albo zaczepkę zignoruję zupełnie. Gospodarz tego nie potrafi -nie ma tak grubej skóry i zupełnie nie widzę powodu żeby Mu dokuczać. Nie ten kaliber.
Każdy ma prawo do własnego zdania, natomiast uporczywe, celowe wyszydzanie wpisów Gospodarza nie ma nic wspólnego z demokracją, wolnością wypowiedzi itd. za to dużo z kulturą osobistą. I tu chodzi o to Pyro, o bezpodstawne poddawanie w wątpliwość każdej informacji podanej przez Pana Piotra, przecinka, kropki itd.
masz racje Nowy —> Nie na wszystko można narzekać.
ale dopiero kiedy jest sie samemu w podrozy zaczyna sie dostrzegac na jakie to niebezpieczenstwa jest sie narazony. samotne wyjazdy moga byc i przyjemnoscia i jednoczesnie kara.
cumbuco lezy w ceara ( federalna republika brazylii ) i w zasadzie jest to wiaska pozostawiona sama sobie w dawnym stylu. dookola niej jest juz wszystko okey, z zachowaniem nowoczesnych technologii, podobnie jak w domu, w berlinie.
tutaj wiejskie domki, uliczki, zapachy i klimaty przypominaja karaiby. na ulicy totalna gastronomia. w kazdym domu restauracja w niej kurczaki w karcie i na talerzach, kafejka albo bar, lub club, a zanim miesci sie kolejna restauracja, albo cafe, albo bar i wszystkie lokale ze stolami na zewnatrz. z kazdego dochodzi inny rodzaj muzyki.
bylbym z Przyjacielem, to ja bym sie zachlystywal mieszanina podziwu respektu i zazdrosci w oczach innych mezczyzn podczas wspolnego spaceru wzdluz rynsztoku.
siedlibysmy przy stoliku na chodniku dokad rowniez dochodza tamtamy z bebnow. z lewej dwoch gitarzystow znecajacych sie nad flamenco, z prawej dochodzi tubylcza bosanova. fajnie jest, kosmomuzykalnie.
wczoraj druga szklaneczka rumu byla znacznie lepsza od pierwszej, ale nie tak dobra jak w towarzystwie Przyjaciela. mimo wszystko tubylczanki zaczynaly mi sie podobac.
Nie na wszystko można narzekać —> masz racje Nowy.
Ja mysle Pyro, ze pomimo pewnego… eee… iskrzenia sie w trakcie naszej rozmowy o Zagrodowych, byla ona potrzebna i ze byc moze Goscie i Czytelnicy tego blogu beda ociupinke bardziej krytycznie podchodzic do ekstrawaganckich ponad wszelka miare zapewnien roznych producentow zywnosci, ze dostarczaja nam produkt ekologiczny choc absolunie NIC na to nie wskazuje. NIC. Bo nie sposob wyhodowac kury, ktorej kilogram bedzie kosztowal zaledwie 13 zlotych, a zarobi na tym nie tylko producent i urzad podatkowy, ale sluzby weterynaryjne, transportowe oraz handel detaliczny. Takoe cuda zdarzaja sie tylko w przemysle drobiowym, a jak ten przemysl wyglada, lepiej nie wspominac przy stole (Dlatego ja osobiscie stawiam na dzikie bazanty, ktore wypadaja znaczaco taniej niz organiczny kurczak, nikt ich przynajmniej nie tuczy sterydami ani maczka rybna, choc zdarzaja sie im sruty w kuprze).
Takie tematy nalezy podnosic zwlaszcza chyba na blogu kulinarnym. Ale ja tu nie jestem stalym gosciem, raczej bardzo okazjonalnym, wiec to od Was zalezy o czym chcecie miedzy soba rozmawiac. 😈
Duże M przed chwilą powiedziało, o co chodzi. Mnie również.
Nemo, wisi mi luźniutko Twoje zdanie o mojej twórczości, a poza tym nie chce mi się już bić piany.
Kocie, z całym szacunkiem – my też mamy jakieś tam rozumy tu, w Polsce. I nawet jeśli Wy nam nie powiecie jak żyć – jakoś przeżyjemy. Co do dziennikarstwa uprawianego przez Gospodarza – nie sądzę aby w Anglii istniało wyłącznie dziennikarstwo śledcze. Jacyś spece od lekkich felietonów też są. Gospodarz ma prawo pisać jak chce. Ma swoich szefów, którzy nie są idiotami i wiedzą, co się na łamach Polityki ukazuje.
Pyro droga – złośliwości Nemo nie są lekarstwem na nic. Są tylko trucizną.
O, bardzo mi się podoba wizja dzikich bażantów na każdym polskim stole.
Kocie pisz , pisz , pisz ! otwieraj innym oczy 🙂
ps. Skąd ja znam podział na ; my i wy ? hmm…
Rozmarzyłam się…bażanty… a jeszcze zrobione przez Żabę z Eską (takie pyszne, bo po wyjęciu z marynaty nacierane tą masłową śmietaną Eski…
Ja tam przywykłam do krytycyzmu Nemo i osobiście przekonałam się, że to dobry człowiek, tylko kolczasty. A znów Piotr jest słowiańska, przyjazna dusza – staram się pilnować, żeby żadne z nich nie ucierpiało niesprawiedliwie.
Witam, dziękuję za wsparcie! Dzisiaj spokój, nikt nie wychodzi z domu, dopóki służby porządkowe nie uporają się z bałaganem po huraganie. Śmieszą mnie zdjęcia pustych półek w sklepach, akurat jest przebranżowienie z Halloween na Merry Christmas.
Nie uwazam, Nisiu, polskich konsumentow za idiotow, ale owszem uwazqm za znacznie mniej przygotowanych na odroznianie reklamowego writeupu od rzetelnej informacji o produkcie. Uwazam tez, ze gdyby polowa tych dziennikarzy, ktora zajmuje sie na codzien katastrofa smolenska przerzucila sie na pisanie na tematy konsumenckie, Polska bylaby fajnieszym krajem, zas Polacy mniej przeczuleni na punkcie tego ze „nie sa idiotami”. Po prostu wiedzieliby natychmiast kiedy sa robieni w konia.
Tak dokladnie jak wiedzialem natychmiast ja, nemo i a capella. Nemo byla pierwsza, ktora sie slusznie, moim zdaniem, zachnela.
Kazdy oczywiscie ma prawo pisac jak chce. I kazdy ma prawo czytac jak chce. Ja akurat przeczytalem dzisiejszy wpis Gospodarza i zrobilo mi sie przykro, ze uzywa swego niewatpliwego autorytetu do akcji reklamowej cytujac kompletne androny i w dodatku nie swoje wlasne androny tylko czyjes. .
Nie, nie oczekuje, ze bedzie dziennikarzem „sledczym”, ale owszem oczekuje, ze zamiast napisac , ze kurczaki sa hodowane w ekologicznych i humanitarnych warunkach , powie, ze „producent kurczakow zapewnia ze sa hodowane etc…” Albo ze pchnie maila do producenta pytajac go by wyjasnil czym jest „zagroda” – kluczowe slowo w jego promocji.
Bo przeciez to nie jest tak, ze Gospodarz kupil sobie przypadkowo dwie kury, wyproboal je i napisal czy mu smakuja. Nie! Siegnal po material marletingowy i staranie wkleil go do wlasnej narracji.
A tak nie nalezy robic.
Och, kurka, Nisiu!!! Daczego ja Ci to tlumacze? Co, Ty nie wiesz?
Dzieki, Franko 😳
Ja cały dobrostan 😉 naszego Blogu lubię i cenię.Myślę,że Pyra ma rację mówiąc,że komentarze Bywalców naprawdę rzadko wynikają ze złej woli.
Po prostu mamy dosyć często inne spojrzenia na rzeczywistość,co jest przecież zupełnie zrozumiałe.To,że Gospodarz zwrócił dzisiaj naszą uwagę na smaczne kurczaki,to dla mnie jest cenna wiadomość.Wolę oczywiście kupić nie do końca „zagrodowego” niż tego całkowicie przemysłowego.Do tych prawdziwie wiejskich mam w Warszawie dostęp bardzo ograniczony.
To że Nemo i Kot Mordechaj prostują nazewnictwo to chwała im za to.Myślę,że jesteśmy jednak na dobrej drodze i za parę lat doczekamy się w Polsce większej ilości uczciwych sprzedawców i większej oferty prawdziwie ekologicznej żywności.
I będę żałować,jeśli po dzisiejszej dyskusji(a właściwie kłótni) znowu zamilkną i Nemo i Nisia 🙁
No i jeszcze Strasbourg w deszczu (słowo, że ostatni)
A może Nemo dotrzyma słowa danego w „High noon”
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/StrasbourgWDeszczu#slideshow/5805104416586939090
Kurka (zagrodowa), Kocie, nie wiem, czy Naród jest przeczulony, ale ja osobiście strasznie nie lubię, kiedy mi ktoś okazuje wyższość. Może to tylko kwestia stylu? Bo ja na przykład nie mam w ogóle problemu z przyjmowaniem krytyki rzeczowej i życzliwej, ale jestem uczulona na złośliwości, niedomówienia, pouczanie i besserwisserstwo.
No Kocie, po co ja Ci to mówię? Przecież wiesz!
(Czy ja Ci już podskoczyłam, czy jeszcze nie???)
A w ogóle, kurczę (zagrodowe), muszę się odspawać od Towarzystwa i zająć własną twórczością, bo mnie terminy gonią brutalnie.
Bażanta bym zjadła, łaj not…
Niusiu, co do bazantow na kazdym polskim stole. Miala moja Stara kolege, bardzo milego, ktoremu sie marzylo, ze jak pojdzie na emeryture, powroci do Polski i zostanie rolnikiem-spolecznikiem – ze zalozy wielki sad owocowy, a w sadzie beda miedzy dzrewami biegaly sobie dzikie bazanty. Z dochodow z tych drzew i bazantow bedzie podtrzymywal miejscowa szkole wiejska. Co wymyslil, to zrobil. Zasadzil wlasnorecznie chyba dwa tysiace drzew bodaj czeresni, wpuscil do sadu bazanty. Tknieta zlym przeczuciem moja Stara (prorokini jakas czy co?) poslala mu na gwiazdke powiesc Jean de Florette. Ale bylo juz za pozno. Ostra zima sciela mu wszystkie drzewa, a tez nie byla laskawa wzgldem bazantow.
Krotko mowiac chyba nie zostal rolnkiem, choc spolecznikiem jest nadal. Zalozyl z tego wszystkiego portal Racjonalista.pl
I od tego nalezalo zaczac. 😈
Witajcie,
Nolens volens czuję się wywołana do tablicy. W latach 1999-2004 pracowałam w katowickim Geancie i widziałam od drugiej strony jak wygląda sklepowa praktyka. Oszczędzę Wam szczegółów. W każdym razie od lat nie kupuję mięsa w hipermarketach. Absolutnie nie wątpię w dobrą wolę i smak Gospodarza, natomiast mam trochę wątpliwości co do stuprocentowej „zagrodowości” tych kurczaków.
1. Nigdzie na stronie Drosedu ani zagrodowy.pl (strona stworzona specjalnie dla propagowania zagrodowych kurczaków Drosedu) nie znalazłam ani listy dostawców ani jakichkolwiek zdjęć z tych ekologicznych farm. Dziwne, jeżeli firma tak się „szczyci” tymi ekologicznymi dostawcami. Opinia samego p. Birka to dla mnie trochę za mało.
2. Co to znaczy „żywność bez GMO”? Na stronie zagrodowy.pl znalazłam informację, że chodzi o paszę roślinną wolną od GMO, bogatą w surowce roślinne i minerały. Czy/w jaki sposób jest sprawdzane, że dostawcy nie karmią kurczaków np. paszą sojową GMO bez oporów kupowaną w sąsiednich Czechach przez naszych rolników?
Nieco mnie dziwi, że wielu dziennikarzy bezkrytycznie podchodzi do informacji (de facto reklam) producenta, nie zadając sobie trudu sprawdzenia tych informacji…
Być może jestem przesadnie nieufna, ale po aferze z solą drogową juz nic mnie nie zdziwi.
Nisiu nie odspawuj się bardzo proszę :), zajmuj pracą ale pisz tutaj też.
Danuśka, ale problem w tym, że oni niczego nie prostują, tylko wszędzie widzą kłamstwo, fałsz, zupełnie bez powodu. Dlatego, że nie ma zdjęcia? Cała kłótnia jest idiotyczna i wpisuje się niestety w model znany z innych blogów. Jak kurczaki to faszerowane antybiotykami, jak ser żółty to pewnie podróbka, jak szynka to nie ten kolor tłuszczyku. W ten sposób nie warto o niczym pisać, wszystko jest jednym wielkim oszustwem, jeśli producent dvd z życia kur nie przedstawi to się nie liczy jako dobry drób itd. To zakrawa na paranoję.
Nigdy Ci Nisiu nie okazywalem wyzszosci. Ani Cie nie pouczalem, ani nie bylem zlosliwy, a nawet przypominam sobie, ze wrecz przeciwnie, stawalem w Twojej obronie gdy bylas bez powodu napastowana.
Ale to przeczulenie na punkcie „nie bycia idiota” okropnie zawadza w komunikacji. Kot musi chodzic na paluszkach aby nie dostac w morde. Co, sama rozumiesz, nie jest Kocim sposobem chodzenia.
Ewa, nie wydaje mi sie, zebys byla PRZESADNIE nieufna. Masz tej nieufnosci dokladnie tyle ile zdrowy rozum sie domaga. Ani krztyny wiecej. 😈
Nisia, Duże M,
pełna zgoda.
Pyro,
ja nie przywyknę, bo według mnie to jest wredna złościwość, a nie „kolczastość dobrego człowieka”. Bez jaj, kulinarnie rzecz biorąc.
Nigdy nie ukrywałam, że mnie to drażni i zwyczajnie wkurza, bo nie przychodzę na blog po to, żeby czytać złośliwości pod adresem Gospodarza i nie tylko, pod swoim adresem też się naczytałam. Nie napadam na nikogo, jeśli ktoś nie zacznie napadać na mnie. Przecież krytyczną uwagę można napisać bez złośliwości. Potrzebne to?
A bażanty to ja chętnie, ewentualnie dzikie kaczki na przykład 😉
Nisiu, Naród jako taki może przeczulony nie jest, ale Ty na pewno. Od początku czytam bloga i nie dopatruję się złośliwości w Nemowych wpisach. Przeciwnie są do imentu pragmatyczne i rzeczowe. Ale może ja się mylę?
O, przepraszam drogi Kocie, moja kotka chodzi na paluszkach i wali w mordę Rumika kiedy tylko ma na to ochotę.
Jesteśmy jacy jesteśmy. Ja – bliżej teriera…
W kwestii złośliwości, besserwisserstwa itd. miałam na myśli wcale nie Ciebie, tylko Nemo, która jest w tym Mistrzynią. Nasze zaś stosunki wzajemne zawsze były miłe, co mnie bardzo cieszy. I mam nadzieję, że nic im nie zaszkodziło.
Krycho, tak. Mylisz się.
Ale jakiez to niepolskie, niepatriotyczne: „Ale może ja się mylę?” 😈
Musi jakas wynarodowiona… 😈
Oj, Kocie, przeginasz.
A cappello – Tak, to ten Fiat. Gratuluję jubileuszu 🙂
Jak zwykle mają Państwo racje. Nie widzę w tym nic zdrożnego.
Wyobraziłem sobie niebiański smak bażanta karmionego polskimi czereśniami i wszystkie me zmysły załkały – chcę, pragnę, oh yes, yes, yes….a tu masz Placku racjonalistę.pl 🙂
Tak się nie robi. Skandal. Hańba 🙂
Ale jakież to,/b> arcydzielne! — zero autorytarnego tonu czy innego (wrażego) besserwisserstwa, pokora sama i spokój rzeczowej, wyważonej (samo)oceny…
Placku, dziękuję 😉 😀
Podobno muzyka……,
http://www.xpn.org/player/player.php?LiveStreamGUID=77af76dd-cb65-4dee-a8a9-bcb747cb4aa2CategoryGUID=c747c304-8a34-4649-8b76-05462b8923d
A cappello, jak miło, że tak to oceniasz.
A to czerwone b>, co znaczy?
Wejdź na concerts, Mississippi Blues.
Yurek, mnie łagodzi taka: http://www.youtube.com/watch?v=PakU0Tyot5M
To jest pomysł. Kupiłam sobie DVD z wszystkimi koncertami Beethovena, zapuszczę na porządnym sprzęcie, a nie z jutubki.
I dam Wam spokój.
Czerwone b> – małego byczka w preparowaniu odnośniczka*. Który to odnośniczek jednakowoż, mimo swej ułomności, zadziałał, bo — wiedząc, iż nobody and nothing ever is perfect — czasem nawet html wybacza potknięcia… 🙂
_____
*przybieganie z jednych zajęć do drugich 🙂
Uff co za dzień – skomentował przed chwilą prowadzący TOK FM….
Czy Brzucho opatentował określenie ” zagrodowy ” ?
Jak nie opatentował to straszna gapa.
Poza tym, jak żyć , gdy człowiek kocha miłością bez zastrzeżeń – dwie kobiety jednocześnie …
Nisiu i Nemo – błagam …
Serce mnie boli- chyba muszę zażyć nitroglicerynę a potem się rozerwę bawiąc się trotylem.
Myślałam,że Marek mnie trochę też kocha,ale okazuje się,nie 🙁
Ani ciut,ciut 🙁
Z muzyką jest tak jak z jedzeniem, jeden lubi sałatę drugi grać w tenisa.
Tu są wszystkie koncerty.
http://www.allmusic.com/album/beethoven-the-piano-concertos-mw0001812979
Danuśka, no co Ty, wszyscy kochamy tylko potajemnie.
Nowy, zrób reklamę i podziel się która warszawska przychodnia stomatologiczna zrobiła takie dobre wrażenie?
potrzebuję dla dziecka 🙂
yurek-potajemnie? To jeszcze lepiej 🙂
Bo to takie romantyczne 😀
prosze wstać -sąd idzie!
http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=SWhXcCqn3Zo&feature=endscreen
Marek, tak się nie da.
Ale jeśli naprawdę cierpisz – dla Ciebie – dam spokój.
Dobry wieczór Blogowisku.
Pozwolę sobie stwierdzić, że jedni lubią rybki, inni pipki – jedno drugiego niech lepiej nie „nawraca”, bo tego nawracania w naszym życiu społecznym, jest zbyt dużo. Jak się kogoś nie lubi, to się go nie czyta – proste ? Proste.
Kocie Mordechaju zwróciłeś uwagę na bardzo ważną rzecz – brak jakichkolwiek działań stowarzyszeń konsumenckich. Nie wiem czy pamiętasz niedawną aferę z suszonymi jajkami, które okazały się być wszystkim, tylko nie suszem jajecznym a wiele firm spożywczych je kupowało jako składnik swoich wyrobów (oczywiście nie wiedzieli, że to nie jest susz z jajek – ale był tańszy! ). Ludzie domagali się informacji, które firmy kupowały ten fałszywy susz i co ? I nic, Sanepid nie miał prawa podać nazw tych firm, bo ustawa nie zezwala (pod groźbą sankcji). 😯
Myślę, że wyjaśniłam Ci, na czym polega marność naszych praw konsumenckich. Taka jest różnica, między krajami o co najmniej 100 letniej praktyce demokracji a naszą raczkującą. Może moje dzieci się doczekają rynku konsumenckiego z prawdziwego zdarzenia, ja tylko klnę pod nosem, że kawa tej samej firmy, kupiona w Polsce jest dobra a kupiona na tzw. zachodzie jest pyszna.
Najbardziej mnie wściekają akcje typu „nie wyrzucaj żywności – podziel się z biednymi”, czyli jak mi wędlina po jednym dniu w lodówce robi się oślizła, to zamiast ją wyrzucić mam nakarmić tym czymś biednego ? Tylko dlatego, że biedny, to ma jeść odpady ???
Marku – Nie błagam, ale proszę byś kochał wszystkie kobiety jednocześnie.
Skłamałem – błagam 🙂
Jeśli nie uda się nam osiągnąć kompromisu na temat ptaków grzebiących, jak zostaniemy tą kochającą się Rodziną Człowieczą ? Dzięki GMO?
Kurczak dla kobiet w ciąży? A kobieta w ciąży to gorszy gatunek kobiety? Zwracam się z tym pytaniem do profesory Środy. Gospodarz jest niewinny. Winna jest, jak zwykle, Francja 🙂
Drób podzielił kraj, a teraz dzieli blog.
Ja też chcę trochę Markowej miłości!
Yurek,
mnie ominęło wszystko, bo poszło na zachód. Tylko wiater nieco mocniejszy niż zwykle w porywach – na szczęście nic nie porwał.
Około południa spadł jakiś kapuśniaczek i tyle emocji, a co było gdakania w telewizorni 🙄
Teraz spozieram na waszego Dopplera, pokazuje, gdzie to się kręci. No dostaniemy deszczu jednak…a zaraz za nim przyjdzie śnieg 🙁
Dzisiaj 16C.
W nocy poszłam do kuchni po łyka wody, na szczęście nie zdążyłam zaświecić światła – spozieram za okno, a tam skunks ponury grzebie w trawie 😯
Potem odwiedził komposter, nie wiem, czy mu się coś nadało, chyba nic nie znalazł, bo dość szybko oddalił się do lasu.
Dzisiaj sola. Posolona i popieprzona, i w rozgrzany olej. Taką lubię – cieniutkie filety akurat się nadają. Sałatka z porów.
Resume Haneczki,jak zwykle esencjonalne,jak rosół z prawdziwej kury zagrodowej i wyśmienite 🙂
Haneczko,
nie zapominaj, że drób ocalił swego czasu Rzym 😉
Przyszła paka z książkami, hurraaaaa (7 tygodni, poczta zwykła)! Pani listonoszka podjechała karocą pod same drzwi, a i to chyba w duszy klęła w żywy kamień nadawcę nie wiedząc, że to odbiorca sobie nadał.
Ale pytałam, jaka waga dozwolona i na poczcie powiedziano mi, że do 20kg. Miałam w zapasie jeszcze 4 kilogramy!
Na wszelki wypadek nie chwaliłam się, ja to nadawca i odbiorca w jednym, bo a nóż z widelcem pani listonoszka przestałaby się usmiechać…
Placku – no przecież się nie rozerwę .
Haneczka za najlepszy komentarz w Polityce dostaje nagrodę pulitzera albo półlitra.
Nagrodę komitet wyśle pocztą.
Rodzina człowiecza? Z kurą ? Z kotem to i owszem. Zdjęcie z wystawy które wisi u mnie na ścianie:
http://lens.blogs.nytimes.com/2011/02/03/the-woman-in-the-family-of-man-family/
Wiem, wiem że nie to samo ale 16 kg mniej.
http://www.amazon.com/Kindle-Wireless-Dolby-Audio-Dual-Band/dp/B008GFRDL0/ref=r_kdia_h_i_gl
Też zmartwienie – drób. Cietrzew to też drób i drop też, nawet struś…Jak chodzi o mnie oddam drób za dobrą wołowinę z cielęciną. Wiadomo – Pyra lubi solidne żarełko. Drób jest u mnie w rubryce „jadalny” i wystarczy.
Nastrój mam już listopadowy i gdybym miała czym zgrzytać, to koncert byłby nielichy, chociaż wyłącznie perkusyjny.
Zaraz naleję sobie wytrawnej wiśniówki i może mi przejdzie.
Haneczko – 😀
Nemo – szkoda, że pani Olga nie zdążyła się spotkać ze swoim ukochanym z młodości. To na pewno duże rozczarowanie. Też znam podobną historię. Opowiadał nam ją starszy pan, który jako młodziutki chłopak został wcielony do Wermachtu i wysłany do Francji, a konkretnie do Bretanii. Tam poznał młodą Francuzkę Marię, która przychodziła gotować obiady dla wojska. Bardzo się polubili, a może to było coś więcej 🙂 . Po ofensywie aliantów ten pan wraz z kilkoma innymi Polakami znalazł się we Włoszech, w naszej armii (to też inna, dłuższa opowieść), po wojnie wrócił do Polski, założył rodzinę. Po sześćdziesięciu latach postanowił odwiedzić Bretanię i oczywiście spotkać się z Marią. Niestety spóźnił się kilka miesięcy. 🙁 .
https://www.youtube.com/watch?v=8rezdJzRO_A
Ten film wideo zawiera treść od partnera EMI, który zablokował go w Twoim kraju na mocy praw autorskich. Czas się przenieść?
Yurku, który film? Piszesz o moim linku? To tylko krótka piosenka Nohavicy, a w tle zdjęcie jesiennego parku.
Też mam historię romantyczną – Claude Paul z Kingston był w desancie, który lądował w Normandii w czerwcu ’44 roku. Został ranny podczas desantu, przewieziono go do polowego szpitala wojskowego, gdzie odbywał długą rekonwalescencję po kilku operacjach.
Poznał uroczą, a jakże – Marie, ochotniczkę pomagającą w szpitalu, bo Marie z zawodu była modystką, właśnie skończyła szkołę.
Ale Paul był nie w ciemię bity i zabrał Marie z sobą do Kanady! Ślub wzięli jeszcze we Francji.
Z Marie pracowałam u Helenki i przyjaźniłyśmy się, spotykałyśmy się w ramach sklepowej załogi, a także „po chałupach”, czyli u każdej z osobna drobne imprezy z okazji, szlajałyśmy się też po knajpach, gdzie nas szefowa Helenka zapraszała na doroczne Christmas Party.
Marie nauczyła mnie fachowego szycia, bo ja owszem, szyłam, ale byłam samoukiem. Od niej nauczyłam się, że wiele rzeczy można zrobić prościej i fachowo. Marie zawsze miała bardzo mocny akcent francuski, taki uroczy. Była zawsze absolutną elegantką. Marie odeszła 6 lat temu, a w rok później Claude.
Żyli długo i szczęśliwie.
http://www.youtube.com/watch?v=pokmNjUB9TM&feature=related
Samokrytyka
http://youtu.be/t6qDEidleqg
Znalazłam jedno ze zdjęć naszej silnej załogi, to było doooobrych parenaście lat temu. Szefowa Piękna Helena (też urodzona Paryżanka! I jest romans!) z prawej zaprosiła nas na koszt firmy na Christmas Party. Marie jest w czymś czerwonym, obok niej Dolores w białym w pasy. Helenka, Marie, Dolores i ja byłyśmy w firmie zawsze do końca istnienia, a inne dziewczyny z doskoku.
http://alicja.homelinux.com/news/0047.jpg
Helenka znalazła się w Kanadzie dlatego, że jej mama była włóczykijem i akurat była w Kanadzie. Helenka przeżywała ciężko rozstanie z narzeczonym, który był narozrabiał z inną panienką na boku i w tamtych czasach jako „honorny” człowiek, powinien był się ożenić, żeby dziecko miało ojca. To sie ożenił.
Mama Helenki zakrzyknęła – córko, pakuj szmaty i przyjeżdżaj do Kanady, zamiast płakać. No i przyjechała.
Jakiś czas temu (ze 20 lat albo cuś) żona owego niecnego narzeczonego odeszła. Helenka jeździła do Paryża co roku, a tam jak w Koziej Wólce, wszyscy o wszystkich wiedzą w kręgach zbliżonych. Były narzeczony, od paru lat wdowiec, poprosił ją o spotkanie. Z ciekawości poszła i doszła do wniosku, że dobrze, że ją wtedy rzucił. Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…
Zamiast mojej „perkusji” – Rimski – Korsakow
http://youtu.be/Q443Q0LoJJk
Yurku, jak to miło, że kataklizm Cię ominął 🙂
Ciekawe, co z Miodzio? Trzymam kciuki.
JBcomm – Smak jak u babci? Stać Was na więcej. Jestem tego pewien.
Czasami żyć się odechciewa. #%&*(^(#$
Marku – Dziękuję za zdjęcie.
jeszcze astry – pazurki, paznokietki
otwierają oczy w sennej, porannej mgle
wypatrują wiosny?
Uff….ja się skaleczę. Wystawiłam gar z żurkiem (14 litrów, w tym cztery kilo białej kiełbasy) na dwór, ale nie mialam już siły zanieść go na stół, postoi do rana na schodach. Od jutra zaczyna się zjeżdżać młodzież (ca 30, + – 3) na urodziny Leśniczyny, imieniny Sylwii, urodziny Alutki od Werbeny – kazdy znalazł sobie jakiś pretekst i żąda tortu. Impreze potrwa do niedzieli. Nie takie w Żabich przeżyliśmy!
Leśniczyna stawia dzika, ale ja mam go piec, dzieki Bogu w częściach. Na razie żurek jest, bigos jest, trzy torty będą (są połowicznie, trzeba przełożyć), różne ciasta i babki też już częściowo są, pierogi są.
Ja też jeszcze jestem.
BRA! (czy się komu podoba, czy nie)
Marku, Zdjęcie od Ciebie znalazło sobie bardzo pasujące miejsce w dużym pokoju. Tak jak kredens – ono zawsze tam było! Haneczka potwierdzi.
Placku — ta „grupa docelowa” Osoby w wieku 25 ? 55 lat, o średnich i wyższych dochodach, głównie kobiety, mieszkanki dużych miast, dbające o zdrową dietę swoją i najbliższych, zwracające uwagę na pochodzenie produktów spożywczych., na ile ja ją znam*, wyczuje natychmiast w zalinkowanym przez Ciebie tekście „Kampanii promocyjnej Kurczaka Zagrodowego z Podlasia” kilogramy PRowego kitu…!
➡ Wszystko na słowo: zaprosimy dietetyków, powiemy, pożerujemy wspólnie na lękach, obsesjach, snobizmach… Wypromujemy!…
A gdzie uwiarygodnione fakty? Kurniki, wybiegi? Certyfikaty paszowe? (Plus nasza wiara, że pasza z reklamy to pasza całego chowu :twisted:)
Na południu Polski wiele młodych i średnio-młodych kobiet jeszcze doskonale wie (na przykładach ‚zagród’ mam, babć, cioć-babć), ile przestrzeni potrafi małe stado kur (20-30 sztuk) szybko wygolić do klepiska… i asertywnie domagać się co wieczór wypuszczania „dalej”, np. na śliczniusie przeddomowe trawniki 🙂
To jest punkt odniesienia, dobrostan, sytuacja idealna (i też wspomagana kilkoma typami dopingu, by stadko nie padło)…
Dalej są zyski firm i korporacji versus nasze decyzje. Moje własne od lat są oczywiste: mało ale z idealnego (optymalnego) źródła.
Mało oznacza niewielką porcję mięsa raz-dwa razy w tygodniu; wraz z rybami, nabiałem, etc. nikt rozsądny nie nazwie tej diety wegetariańską… gdyby ktokolwiek widział coś złego w konsekwentniejszym wegetarianizmie 😈
Z idealnego źródła oznacza też codzienne wyzbywanie się łatwowierności. I oznacza konieczność dyskusji, takich jak wczorajsza (tylko lepszych – bez konieczności świadkowania faktowi, iż wybitny insynuator (i wielokrotny, niepohamowany zaczepiacz** :)) insynuuje komuś innemu insynuowanie :P)
Oczekiwanie, że lepsze standardy konsumenckie załatwi nam i da na talerzu sanepid, premier, biskup czy rzecznik praw obywatelskich, jest mniej więcej tak realistyczne, jak tęsknoty naszych wschodnich sąsiadów do jakiegoś dziadka mroza, który wreszcie kiedyś siądzie na Kremlu i wszystko posprząta…
…Nie, my to musimy wywalczać-zdobywać sami i co dnia. Patrząc na ręce rozmaitym uczestnikom ‚wymiany społecznej’. Także naszym kumom, szwagrom, znajomym szwagrów i dobrym kolegom z podstawówki.
Wówczas różnym Drosedom i JBcomm będzie nieco trudniej, ale my będziemy – stopniowo (i wciąż na nowo broniąc-zdobywając wywalczone stany rzeczy) – pić lepszą kawę***, prać za mniejsze pieniądze wydajniejszymi proszkami, kupować bardziej cywilizowane mięso, etc.
______
*no, powiedzmy, że na podstawie ponadprzeciętnie wyedukowanych i światowo-obytych przedstawicielek!… 😎
**nawet ja zauważyłam, choć mam przegląd może jednej pięćdziesiątej, może jeszcze mniejszej części tutejszego przemiału…
***co zrobiłam w marcu 1999 (po powrocie z trzyletniego UK), gdy kawa nescafe clasic zapachniała mi ekstraktem zbożowym – ano napisałam natychmiast oburzony i sarkastyczny (to nie to samo, co jadowity, zaznaczam dla filologicznego porządku :P) list do ich kwatery głównej… i nawet otrzymałam odpowiedź: że polski konsument taką lubi (podobnie lubi sypać dużo proszku do pralki, dlatego trzeba mu wciskać ‚rozrzedzony’… :roll:)
Kocie Mordechaju, szacun za wczoraj (to i pozostałe)!!!
Tak się ostatnio na Ciebie zagapiam, że aż widzę w komciach własnych nadpodaż ulubionej przez Ciebie emotikonki [ :twisted:]…
…ale powiedzmy, że w okolicach Halloween ujdzie… 😀