Chyba się przejadłem
Niezbyt często mi się to zdarza, ale czasem nie potrafię się powstrzymać i przesadzam z obżarstwem. Za każdym razem potem sobie przysięgam, że to się już więcej nie powtórzy. Ale mam taki słaby charakter.
Gdy przesadzę i potem cierpię to sięgam po opowieści z czasów np. cesarstwa rzymskiego. Jak oni się objadali. I jak potem cierpieli. No i co z tej lektury wynika? Czy potrafię się ograniczyć. Ależ skąd! Po prostu cieszę się, że to nie tylko ja tak cierpię od czasu do czasu. Inni to nawet umierali z tego powodu. I to jest dowód, że porzekadło: Historia nauczycielką życia jest idiotyzmem. Nikt niczego z historii się nie nauczył.. Popatrzcie na te opowiastki.
Tyberiusz lubił ogórki. Pilnował też, stary skąpiec, by na stół podawano resztki z dnia poprzedniego. Jego następcy Kaligula i Klaudiusz obżerali się mocno lecz nie zasługiwali na miano smakoszy. Prędzej tytuł ten można by przyznać Neronowi lub Witeliuszowi, który w czasie swego panowania przepił aż 9 milionów sesterców.
Dobrą kuchnię cenił cesarz Trajan, który świeże ostrygi kazał sobie przysyłać podczas wojen partyjskich wprost na pole bitwy.
Aleksander Sewer, uchodzący za człeka cnotliwego, ograniczał dostawy na swój stół do 15 litrów wina, 10 kilogramów mięsa i podobnej porcji chleba. Oprócz tego cesarz zjadał codziennie dwa koguty i jednego zająca. Niemało!
Największym żarłokiem na rzymskim tronie był – jak twierdzi Aleksander Demandt w „Prywatnym życiu cesarzy rzymskich” – był morderca Sewera Maksymin Trak. Ten obżartuch pochłaniał co dzień 40 funtów mięsa, popijał to 62 litrami wina i mimo to potrafił nieźle rządzić.
Na cesarki stół podawano zwykle kilka dań. Wśród zimnych przekąsek królowały jaja. Powiedzenie Horacego: ab ovo usque ad mala znaczy: ” od przekąsek z jajek do deseru z jabłek” czyli po prostu od początku do końca. Potem na stół wjeżdżały małże, ryby i drób. Kucharze starali się przyrządzić je tak, by nie zdradzić składników potraw. Do przysmaków zaliczano wówczas wątróbkę nagozęba, języki pawi, flamingów lub słowików, móżdżek bażanta i strusia. Dania główne stanowiły mięsa i jarzyny. Desery zaś – owoce.
Na koniec – o braku dobrych manier wśród rzymskiej elity. (Przynajmniej w odczuciu dzisiejszych gentlemanów – to wtręt dla Akadiusa).Cesarz Klaudiusz, który stale miał wzdęcia i bóle brzucha, kazał się piórkiem łaskotać w gardle co powodowało wymioty i możliwość pochłonięcia kolejnych dań. Specjalnym zaś edyktem zezwolił na puszczanie bąków przy stole. Tłumaczył to naukowo stwierdzonym faktem, że gazy wstrzymywane dochodzą do mózgu i zakłócają trzeźwość myślenia. Inni cesarze – Witeliusz i Neron – dołożyli do tego edykt o lewatywach.
Dzisiejsze uczty rzymskie, na szczęście dla nas estetów – wyglądają zupełnie inaczej. Różnego typu lokale – od małych rodzinnych trattori z kuchnią domową, przez enoteca czyli bary z przekąskami i winem, do ristorante, które już od samego szyldu przypominają, że są wytworniejsze i droższe niż leżące na ogół na peryferiach lokaliki z napisem vino e cucina, gdzie można smacznie zjeść i popić – są przystosowane do portfeli różnej grubości. Rzymskim wynalazkiem jest spaghetti alla carbonara czyli makaron z drobno krojonym i przysmażonym boczkiem, czosnkiem i sosem z surowych jaj, odrobiny śmietany i tartego parmezanu oraz sporej ilości pieprzu. Dobre to bardzo, choć przyznam, że wolę spaghetti alla marinara.
Tu boczek zastępują krewetki i małże z odrobiną morskiej wody.
Dziesiątki rodzajów makaronów, risotto, sałat i jarzyn, ryb i wszelkiego pływającego tałatajstwa powoduje, że każdy gust i największy nawet apetyt można tu zaspokoić. Na przekąskę w biegu doskonała jest bruschetta czyli nieduża grzanka z pomidorem, czosnkiem i oliwą.
No i wracamy do rzeczywistości dnia dzisiejszego. Po weeeeekendowym obżarstwie wróciliśmy do Warszawy z silnym postanowieniem dietetycznego obiadu. Kupiłem więc dwie świeże tuszki dorszy (po 45 dag każda) i po zrobieniu z nich filetów obficie skropiłem je cytryna. Podsmażyłem na oliwie pokrojone szalotki i zalałem je przecierem pomidorowym. Dorsze obtoczyłem w mące i podsmażyłem na złoto. Doprawiłem solą, pieprzem i cukrem, ułożyłem w naczyniu żaroodpornym i zalałem sosem szalotkowo pomidorowym dodając do niego kilka łyżek śmietany. Teraz do piekarnika na 20 minut w temperaturze 200 st. C.
Potem na talerz w towarzystwie zimnego chateauneuf-du-pape i sałaty zielonej z płatkami marchwi w winegrecie. Acha, zapomniałem o przekąsce. To była bruscchetta z ciemnego chleba pestkowego z pomidorami z czosnkiem. I co tu mówić o skromnym, postnym posiłku?
Komentarze
Zapowiadal sie u Pyry wielki Dzien, czyli wprowadzenie, po generalnym remoncie windy do eksploatacji. Zainteresowana czyli Pyra, zapodala, ze nalezy liczyc sie z przesunieciem terminu na czwartek. Podala przy tym wykaz sankcji jakie zostana nalozone przez mieszkanców na generalnego wykonawce. Zasmucilo mnie to i calosc komunikatu Pyry, po przetlumaczeniu na jezyk niemiecki, wyslalem do szwagra z prosba o zajecie stanowiska. Szwagier pracowal z polskimi ekipami w róznych krajach i stad pozostal mu sentyment i zrozumienie dla bylych partnerów. Kiedy on zajmie stanowisko, niewatpliwie kompetentne, doniose otwarcie na blogu, zeby nie tylko Pyra ale i inni ludzie mogli skorzystac ze swiatlych rad.
Tymczasem melduje, ze po raz pierwszy w biezacym roku temperatura przekroczyka 30 stopni Celsjusza. Oczywiscie w cieniu.
Pan Lulek
Chyba się Gospodarz nie przejadł. Chyba, że jest masochistą. Po przejedzeniu nikt nie potrafi pisać tak smakowicie. Może przypominanie niektórych rzymskich zwyczajów, stosowanych nie tylko przez Klaudiusza, nieco bardziej uwiarygodnia nastrój po przejedzeniu, ale końcówka wyraźnie świadczy o ustąpieniu objawów przesytu, jeżeli w ogóle wystąpiły. A spaghetti alla carbonara bywa często mdławy. Boczkiem i pieprzem się tego nie zwalczy bez szkody dla potrawy. Wydaje mi się, że dobry efekt daje trochę dość ostrej gorgonzolli. Parmezan jest niezbędny, ale nie wystarczy. Trzeba tylko pamiętać, żeby dać mniej soli, albo w ogóle nie solić. A południowy Rodan do zapiekanego dorsza bardzo popieram.
A ja sobie pożyczyłem z biblioteki i czytam Mireille Guiliano „Francuzki nie tyją (Sekret jedzenia dla przyjemności)” Wydawnictwa „Albatros” z 2005 roku. Francuzem nie jestem, tym bardziej Francuzką, ale tak mi się to skojarzyło w tekstem wpisu Gospodarza. Autorka właśnie pisze – jeść wszystko, ale się nie przejadać.
Jak pisałam, u Pyr dzisiaj naleśniki z truskawkami. Truskawki króciutko przesmażone na masle z cukrem, potem włożone w naleśnik złożony na połowe, jak omlet i polany z wierzchu sosem ze smażenia. Normalna duża porcja, to 3 naleśniki na twarz. Kiedyś podawałyśmy do tego bitą śmietane i gorzką czekoladę siekaną, ale to już nie ten obwód w biodrach.
Radek wyposażony w suchą karmę, wodę, miseczki, kocyk i torbę, pojechał taksówką na strajk. Do taksówki dokładał się jeszcze dwie osoby. Coś mi się wydaje, że będzie to najweselszy strajk w historii związków zawodowych.
A jak się nie przejadać, kiedy dobre towarzystwo, niezłe wino i mnówstwo potraw do spróbowania. Młody człowiek może zjeść dużo. Na starość wystarczy wszystkiego po odrobince i przejedzenie murowane. Najgorzej, jeśli deser wyśmienity, bo w okolicach deseru spożyte winogrona zrywają hamulce i nie odmawia się dokładki. Można liczyć tylko na Osobistą, ale Ta nie zawsze ma sumienie powstrzymać.
Obejrzałem zdjęcia z kolekcji Nemo z okolic Taorminy. Co za tęsknota do tych okolic.
Czekałem na kolejny wpis bez powodzenia. A zaraz trzeba jechać na konferencję. Prawie cały tydzień konferencyjny. A wczoraj na obiad były naleśniki z truskawkami z dodatkiem twarożku homogenizowanego. Zjadłem siedem i nie mogłem się ruszać. Ale obiawów przejedzenia nie było. Następnym razem spróbujemy przesmażyć truskawki na maśle z cukrem, jak radzi Pyra. Z twarożkiem je się surowe.
Ryba zrumieniona, szalotki na oliwie z koncentratem pomidorowym plus śmietana to potrawa dietetyczna tylko dla wielkiego smakosza 😀
Ogólnie śmieszno i straszno. Graves w swej powieści dodał jeszcze nie powstrzymywanie tego co z nosa ścieka! 🙂 A te 62 litry wina i 40 funtów mięsa to chyba nie na głowę 😉 😆
PS. Nie pamiętam kto, ale ktoś z tydzień temu mniej więcej napisał, że przepada za truskawkami na surowo, a żadnych przetworów nie toleruje. Czy dotyczy to także przesmażonych truskawek w naleśnikach?
A na mnie czekaja w domeczku: zupa szczawiowa z jajkiem i ziemniakami, kolpsy w sosie grzybowym zrobione przez Wombata, salatka jakas (jeszcze nie wymyslilam – wczoraj do obiadu byly buraczki i zzarlismy wszystkie).
Poki co siedze jeszcze w pracy i mysle o smakowitosiach w domu. Alem glodna! Nieslychanie – lunch byl b. skromny, nie przewidywalampoznych powrotow.
Wombat przygotowal fotke dla Was – to juz wysle po obiedzie.
Echidna
Panie Lulku
Tak bardzo mi przykro.
Echidna
Od rana na stanowisku. Z bólem głowy i gardła. Segreguję zdjęcia z wczorajszych uroczystości. Wieczorem będę mógł pokazać zdjęcia z Austrii i Węgier.
errata:
…nie przewidywalampoznych… = …nie przewidywalam poznych…
moja luba uwielbia truskawki w postaci naturalnej
aż do pierwszego zejścia szkliwa z zębów
dopiero wtedy myśli o naleśnikach
:::
ja się pakuję, jadę jutro do Poznania
pojutrze do Wolsztyna (tam mam pokaz kulinarny dla banku)
stamtąd nocą do Krakowa i w piątek w Pieniny
do bacówki Wojtka Komperdy
(robimy taki wypad z warszawskim convivium Slow Foodu)
Pyrko, gdzie mieszkasz, może bym się wprosił na kawę
czwartkowym przedpołudniem?
będę stacjonował na Chwiałkowskiego (G.Wilda)
Brzucho – os. Tysiąclecia 6 m 14. W lini prostej nie więcej niż 2 km ale bezpośredniego tramwaju nie ma. Zapytaj miejscowych jak dojechać – – osiedle, „deska”, 2 wejście od Malty, przedostatnie od tramwaju, prawa strona, domofon 14. Jesteś oczywiście oczekiwany z otwartymi ramionami.(tel. 061 – 870 – 10 – 73)
Małgosiu, Graves pisał bardzo oględnie. Jest taka powieść angielska, gdzie satyra na naśladowanie rzymskich zwyczajów kulinarnych i „bankietowych” stworzyła niezapominalne sceny. To chyba Dzieje Pendennisa Thackereya, ale mogę się mylić, bo bardzo dawno to czytałem.
Polacy nie gorsi…
Za króla Sasa, co to; jedzono, pito i popuszczano pasa, Jędrzej Kitowicz pisał:
(…)”Trafiało się i to, że komu trunku aż po dziurki (jak mówią) pełnemu nagle gardło puściło i postrzelił jak z sikawki naprzeciw siebie znajdującą się osobę, czasem damę po twarzy i gorsie oblał tym pachnącym spirytusem, co bynajmniej nie psuło dobrej kompanii. Niezdrowy z resztką ekshalacji uciekł co prędzej za drzwi albo gdzie w kąt, dama także, ustąpiwszy na bok, jako tako się naprędce ochędożyła, a resztę w śmiech obrócono i wszystko znowu do pierwszego ładu powróciło.”
Marku – posiałam Twój adre, a dzięki uprzejmości Haneczki mam ksera nalewek, wódeczek itp zapasów. Podaj na mój e-maile proszę (j.kodyniak@wp.pl)
Rzeczywiście Polacy nie gorsi! 😆
Zaraz przypomniała mi się scena z restauracji w „Sensie życia”? Monty Pythona.
Znowu mam kłopot z ptakami, już nie tylko gołębie nauczyły się wlatywać do mojej kuchni, teraz dla odmiany sroki. Wleciało ich 5 do miski psa, narobiły takiego rabanu skrzekiem, że pies uciekł z podkulonym ogonem, zbiły mi wazon. A nie bardzo chcę zamykać drzwi, bo na zewnątrz jest cieplej niż w domu. Pieruńskie ptaki, od kiedy nie mam kotów, to się tak rozbestwiły, że hej.
Ciekaw jestem, czy Gospodarz poda szczególowy spis potraw na ucztach u Lukullusa. Jesli niema nalesników to ja nie ide. Chyba zeby kucharzowali Brzucho albo Marek albo ktos inny. Ale wtedy, to bylyby nalesniki.
Pan Lulek
Panie Lulku, nikt z nas na owych ucztach nie chciałby być. Z naszego punktu widzenia (a zachowało się dużo przepisów, w tym księga w X tomach) było to jedzenie dość paskudne i z najdziwniejszymi połączeniami smaków. Wina z hojnie dodawanymi zapachami (retsina jest bladym wspomnieniem) mięsa w słonych sosach ze sfermentowanych ryb, słodycze na bazie miodu i mąki Nie dziękuję. Chleb, owoce i sery -no i oliwa oczywiście. Tyle mi z tamtej kuchni wystarczy.
O ucztach Lukullusa pisał nigdyś Pan Piotr…
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=58
Nalesników raczej tam nie podawano. 🙂
Moje wczorajsze pytanie do Małgosi wywołało ciekawą dyskusję. Po jej przeczytaniu pochodziłam po internecie za „białym kłamstwem” i znalazłam a’propos białego i czarnego kłamstwa, że czarne zaspokaja potrzeby kłamiącego, białe – osoby okłamywanej. Problem – dla mnie – się powiększył.
Właśnie zasięgnęłam wieści strajkowych i udziału Radka w strajku. Nie wiadomo czy z nerwów, czy z ukontentowania psiak sika po całej szkole co chwila, a jego pani gania ze ścierą. Nie spał wcale, oszalał kiedy chłopcy grali w piłkę, ganiał od jednego do drugiego, a kiedy mu się udało dopaść piłki, to się o nią przewrócił. Jest drugi piesek, z którym można urządzać polowanie na swoje łapy i ogony i dzieci i młodzież. Ania mówi, że nie poprawiła ani jednego sprawdzianu, a zabrała tonę makulatury w tym zbożnym celu. Wzdycha, że jeszcze jeden taki dzień, a szczeniak znarowiłby się zupełnie. No cóż. Nie codzień strajkuje oświata, może i Radek coś wywalczy.
Wreszcie jestem w domu. Obiad na kuchni powoli „dochodzi”, niedlugo zasiadziemy do stolu.
A oto obiecana fotka
http://picasaweb.google.com/okotazaglossus/FotkaOdWombata/photo#5205011757062546002
Phillip Island slynie z najwiekszej koloni pingwinow. Nawet wybudowano specjalny amfiteatr dla turystow by mogli podziwiac wieczorne powroty z polowow tych przesympatycznych nielotow. Prosze sie nie obawiac – wstep na plaze wzbroniony, turysci sa dobrze odgrodzeni od sciezek pingwinow i ich domkow.
Ale i na innych plazach wzdluz wybrzeza nieliczne rodziny maja swe jamki. Na odcinku znanym jako 12 Apostolow, gdzie plaza jest zamknieta, mozna spotkac samotne ptaki. I takie wlasnie szczescie mial Wombat.
Echidna – ja nic nie widzę na tej fotce. Oczy chyba nie takie. Jak tam zima w Twoim ogródku? Pada w reszcie? Masz gdzie gromadzić wodę deszczową?
Jak to nie widac nic – tlo to piasek, a tak lekko w kierunku lewej strony fotografii „drepta” sobie pingwin – taka samotnosc dlugodystansowca na plazy.
Ogrodek, dziekuje, miewa sie calkiem niezle. Szczawiowa z wasnego zielonego byla, burakow jeszcze sporo na grzadkach pospolu z marchewka, cebula biala i czerwona, a takze papryka. Pomidory juz zostaly „skasowane”, szklarnia w garazu czeka na zlozenie, kwiaty doniczkowe rowniez czekaja by je przesadzic.
Ostatnio troche popadalo. Ot tyle tylko by zmoczyc ziemie i zaspokoic pragnienie roslinek. Gorzej, bo zbiorniki wodne miasta niewiele na tym skorzystaly.
Mamy zbiornik na wode lecz nie deszczowke. Zbieramy wode spod prysznica. Wystarcza na nasze potrzeby. Szczegolnie teraz gdy upalow nie ma i ziemia nie wysycha tak szybko po porannej rosie.
A tego pingwina to „przytne” nieco cobys mogla zobaczyc lepiej. Wombat nie bedzie tego lubil bo dowcip polega na tej malej plamce w bezmiarze piasku.
Chyba lepiej widac?
http://picasaweb.google.com/okotazaglossus/FotkaOdWombata/photo#5205027712866050658
Mam chyba spozniony zaplon – jak juz kliknelam to dopiero przyuwazylam jaki rewolucyjny kod mi przypadl – 1917
Echidna – ja to czarne coś widziałam. Biedny Wombat – najlepiej wyszedł mu ten bezmiar piasku. Nie mów mu, bo się zezłości. Mała, robię dla Ciebie ksera róznych dziwnych rzeczy i jak nazbieram, to wyślę. Będziesz miała prezent gwiazdkowy. Chyba dojdzie, jak w czerwcu wysłane?
Zezloscic to sie nie zezloscil, obsmial sie ino. A o to wlasnie chodzi – bezmiar piasku i mala istotka jak plamka. Oryginalna fotografia jest b. duza i efekt lepszy.
Czy Ty w koncu zinstalowalas sobie Adobe Reader na komputerze?
Echidna – nie mam pojęcia. Muszę Ani zapytać. Idę robić obiad i nie będą to naleśniki z truskawkami. W sklepie zabrakło truskawek. Kupiłam cienkie parówki, młodą kapustę na surówkę, a zjemy z chlebem.
Nie jest to regułą, ale obżarstwo zdarza się często i gęsto na planecie. Gospodarz przytacza nam tutaj wspaniałym blogofelietonem o wielkich i małych tej planety nie pomijając siebie samego.
Pamiętam jak dziś, był to słoneczny ale chłodny jesienny poranek. W domu nie dało się wytrzymać. Głowa pękała od giganta kaca, a kiszki grały głodowego marsza.
Wyjście na świeże powietrze uaktywniło receptory smaku i węchu. Ten ostatni skierował nas do rosnącej w ogrodzie gruszy. Jej gałęzie nisko ugięte pod ciężarem owoców. A na nich gruszeczki, jedna w jedną taka sama. Jednakowego kalibru i barwy w przedziale od zielonego do pomarańczowo jasno brązowego.
Odchodząca z nocy mgła stworzyła gruszeczkom możliwość porannej kąpieli. Oderwałem ogonek i stożek owocu powoli wsuwałem poprzez spragnione usta, dla których osadzająca się poranna rosa była zbawieniem.
W gębie niebo szczęścia. Chłodnawy soczek rozpływający się po uzębionej szczęce koił rany po maratonie. Miąższ wypełniał luki parodniowego odchudzania. Nadmiar soku znalazł ujście w lewym kąciku ust. Po chwili pojawił się i w prawym. Na nic zdało się jego wycieranie. Było tylko pragnienie jedzenia i picia. Wszystko inne nie istniało.
Ta przyjemność trwała ponad pól godziny, kiedy to widocznie mózg zareagował ze wystarczy. I stop. Po dwóch kęsach ostatniej gruszeczki jej reszta zderzając się z planetą krzywdy nie wyrządziła. Więcej po prostu nie weszło.
Teraz zaczęły się męki. Brzuszek puchł i zaczął boleć a bekanie nie miało końca. Zapowiadała się cofka. Ale oszczędzę tu opisu, co było dalej. Mógłbym pomylić fakty, było to w końcu ponad trzydzieści lat temu. A poza tym, w końcu jesteśmy tutaj przy stole. Naklepię tylko w skrócie. Srałem dalej niż widziałem. I było toto pierwszy i ostatni raz z mojej przyczyny. Z obżarstwa. O innych bodźcach innym razem.
Wszystko wskazuje na to, ze Radek bedzie znakomitym strajkowiczem. Kiedy w Warszawie moi zagrozili strajkie, do którego niestety nie doszlo, zawolalem szefowa spod znaku miotla i szczotki i zapytalem ja publicznie, czy bedzie tez strajkowala. Oczywiscie odpowiedziala. W takim razie polecam w trybie nadzwyczajnym i blyskawicznym, jeszcze przed strajkiem wysprzatac wszystkie ubikacje i uruchomic rezerwowe rolki kapieru toaletowego chowanego na przyjazd waznych gosci. Po zakonczeniu sprzatania zapraszam Komitet Strajkowy celem przyjecia oficjalnego meldunku o rozpoczeciu akcji strajkowej. Zamurowalo zebranych a szefowa od czystosci powiedziala, ze one, te panie zrobia wszystko akuratnie ale to bedzie trwalo.
Strajk nie odbyl sie z zupelnie innych przyczyn ale co bylo posprzatane, to bylo. Komitet Strajkowy odmówil ku oburzeniu pan od czystosci, przyjecia oficjalnego meldunku o gotowosci do akcji.
Radek zareagowal w znakomity sposób.
Nie jestem pewien, czy taniec Ani ze scierka byl tak naprawde potrzebny.
Doswiadczony w bojach klasowych
Pan Lulek
Bajki to oni opowiadają w tych książkach, które Gospodarz przytacza. NIKT nie jest w stanie wypić 62 litrów niczego w ciagu dnia, żeby to był najlepszy płyn na świecie i najbardziej ulubiony. To jest fizycznie niemożliwe.
Kilka lat temu głośny był wypadek (każda prasa o tym pisała, szczególy jak zwykle zapomniałam), że jakaś kobieta wypiła bodaj 13 litrów wody w ciągu dnia i zeszła z tego świata. Nie wierzycie chyba w to, że można w nieskończoność pochłaniać?! Ja w te bajki nie wierzę i już. W 62 litrach wina można się co najwyżej wykąpać i upić co nieco.
A teraz idę poczytać komentarze 🙂
Echidna,
czuję się pominięta. Zerknij poniżej – co widzisz? A widzisz! To nie siedzi sobie ot, tak – po nico, to jest oficjalne logo Linuxa!!!
http://alicja.homelinux.com/
Kochajcie pingwinka, dziewczęta!
Kochajcie, do jasnej cholery!
http://alicja.homelinux.com/news/hpim2239.jpg
Kochamy, Alicjo. Czemu nie mamy kochać? Moi strajkowicze wrócili. Radek pochłeptał trochę wody i śpi snem sprawiedliwego. Jego pani pochłonęła parówki i zabrała się do poprawiania sprawdzianów. Zazdrości Radkowi.
Alez nie czuj sie pominieta Alicjo – a coz to znowu za pomysly! Linux’owe logo tp przedstawiciel calkiem duzego, rozrosnietego gatunku, zas to malenstwo z plazy to jeden z najmniejszych na swiecie pingwinow. I ta przytlaczajaca wielkosc plazy czyni go jeszcze mniejszym.
http://www.penguinfoundation.org.au/aboutlittlepenguins.asp?pg=5
Dobranoc
Echidna … idzie spac
Na mój dusiu! A na Dzikim Zachodzie to piknego apetytu nie mieli? Mieli! Mioł go sam hyrny Davy Crockett, o cym pisoł podobno w swoim Sketches and Eccentricities of Col. David Crockett of West Tennessee. Godom: „podobno”, bo nika tej ksiązki zdobyć nie moge. Do inksyk ksiązek jego (lub rzekomo jego) autorstwa udało mi sie dotrzeć, a do tej jednej sie nie udało krucafuks!!!!
Pyro,
przyznam się, ze też mam jamnika, i to od paru dobrych lat. Nie jest tak ruchliwy, jak Wasze Radyjko, nie wymaga nawet miseczki. Przy drzwiach pełni bardzo ważną rolę. Ponieważ ostatnio trochę jakby…no, przyrdzewiał, postanowiłam go oczyścić i doprowadzić do ładu. Może nawet czas, by nadać mu jakieś imię?!
I jeszcze dodam, że o 7-mej rano było 18C , a nagle przed południem zrobiło się 10C. Ogrzewanie poszło w ruch.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4544.jpg
Alicjo – pokazywałaś już tego kumpla Radka. Czy on jest rudy z natury, czy zardzewiały? Drzwi pilnuje wzorowo, nie siusia, nie zżera kwiatów, nie trzeba z nim wychodzić. Same plusy, a pies jest.
Niestety, zardzewiały. Właśnie wyszczotkowałam tę rdzę metalową szczotką, oczyszczę jeszcze papierem ściernym i pociągnę farbą nierdzewną – powinnam była to zrobić na początku. Mam zagwozdkę, której użyć – czarnej, czy szaro-zielono-prawie czarnej? Przecież nie będę kupowała puszki farby specjalnie dla pieska 😉
Pilnuje, a i jeszcze można sobie bucik z nadmiaru błota czy sniegu obetrzeć o grzbiecik, nawet nie jęknie 😉
Dla tych co znaja niemiecki, Klub polskich Nieudacznikow w Berlinie, Club der polnischen Versager, na niedokonczonej stronie http://www.berlin-polen-info.de
Nie nalezy sie zrazac nazwa, klub radzi sobie swietnie i odnosi sukcesy!
Alicjo! Nie maluj, jamnik powinien być rudy! 🙂 Rudzik?
andrzeju.jerzy,
a jak mi go rdza przeżre?! Chociaż… on z solidnego żelaza, ciężki jak pieron.
Dorotko l, gratuluję, strona prezentuje się nobliwie i mnie się podoba. Może będzie dwujęzyczna, czyli wchodząc na stronę będzie można wybrać język (niemiecki/polski) w jakim się zechce tekst przeczytać? A miejsce na przepisy kulinarne z Polski też tam będzie? Myślę, że nie tylko ja mogę Ci ich dostarczyć dużo do tłumaczenia na niemiecki język i niemieckie warunki handlowe. Pozdrówka, T.
Upiekłam chleb sąsiadom:
– 350 g mąki pszennej
– 150 g mąki żytniej
– 50 g ziarna słonecznika
– 50 g orzechów włoskich
– 30 g siemienia lnianego
– 50 g drożdży
– łyżeczka soli
– łyżeczka cukru
– 400 g mleka.
Wszystko do thermomixa na 3 minuty i do piekarnika. Bez zawodu. Nadaje się do Berlina? Thermomix jest niemiecki (Vorwerk).
Patrzę tak na tego biednego pingwinka na środku pustyni… Gdzie on idzie? Do oazy?! Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdzieś jest zimno 😯 U mnie +32 stopnie w cieniu i porywisty halny, że nic, tylko sianokosy robić i pranie suszyć, co właśnie robię (pranie, nie sianokosy). Wichura czyni szkody, już mi połamała jeżyny, słabe po gradobiciu 🙁 W międzyczasie usiłuję spakować walizki i przygotować dziecku instrukcje, co ma robić z kotami, kwiatami i pomidorami. I co ma jeść 😯 Upiekłam chleb pszenno-żytni na zakwasie i maślance, z pestkami słonecznika i dyni. Zaczęłam robić syrop z kwiatu dzikiego bzu, bo właśnie zaczyna kwitnąć… Oj, pracowita noc przede mną 🙁 A rano trzeba będzie wrzucić graty do auta i hajda w podróż 🙂
Kochani, życzę Wam miłego czasu beze mnie, wygrywajcie środowe konkursy (Stanisławie, musisz czyhać od 8:00 ) i nie piszcie za dużo, żeby się dało przeczytać po 10 dniach nieobecności. Jedziemy przez Stuttgart i Rybnik do Bukowiny Tatrzańskiej, a potem się zobaczy…
Nemo, miłej podróży, sprzyjającej aury jak najbardziej też.
nemo !
Czegos tu nie rozumiem. Wstapil do piekiel po drodze mu bylo. Na ile ja pamietam mape Europy, to ten Twój Stuttgart jest na pólnoc od Bodensee. Niedaleko Karlsruhe. Rybnik natomiast bywal na poludniu Polski. No niezupelnie. Tak na poludniowym posrodku. Chyba, ze po drodze Góry Harzu, Sudety. Szklarska Poreba z doskonala restauracja Pod Skocznia.
Szerokiej drogi i zadnych drzew. Gdyby w drodze powrotnej zanioslo Was do Czech a dalej na poludnie az do Poludniowej Burgenlandii, to serdecznie zapraszam. Markowi sie podobalo i pracowicie wspinal sie na wieze zamkowa pokonujac cale 141 stopni. Stopni schodów oczywiscie. Piwnica, niestety byla jeszcze zamknieta.
Pan Lulek
Nemo, teraz się włóczysz po Europie, a co ze Zjazdem? Przyjedziesz?
Nemo, szerokiej drogi. Pozdrów Bukowinę i jej mieszkańców
Nemo kto ma czas temu > w drogę:
http://www.youtube.com/watch?v=4OLh-r2lHmM
Portal intrnetowy TVN24 pl. podał właśnie, że kolega Brzucha, p.Pascal Brodnicki na kolację „prezydencką” pp Kaczyńkiego i Sarcosego poda m.in. rydze, pierniki toruńskie i wiśniówkę. Reszta jest tajemnicą.
Panie Lulku,
dzięki za zaproszenie, ale wracać będziemy wprawdzie przez Czechy, ale znowu przez Stuttgart, a właściwie Ludwigsburg, gdzie mamy starych przyjaciół. W tamtą stronę zawieziemy pomidory do ich ogrodu, a z powrotem – „wurszt” z Polski. Lubią Krakauera 😉
Arkadiusu,
bardzo stosowna piosenka, dziękuję 🙂 Odsłuchałam 3 razy.
Pyro,
terminy zjazdów są ustalane odgórnie, w najmniej pasujących dla mnie momentach 🙁 Zobaczę, co się da zrobić.
Nemo,
Radosnych spotkań, wspomnień przy watrze….przyjemności jakie daje spotkanie starych znajomych!!
Szerokiej drogi!
@owcarek podhalański 2008-05-27 o godz. 17:14
Jedyne co na ten temat znalazłem, to biblioteki w MOJEJ OKOLICY (tak twierdzi Yahoo! ) które to dzieło posiadają :
Rhode Island, New Hampshire, Massachusetts, Vermont, Connecticut, New York, Pennsylvania, Ontario Canada, Delaware, Michigan
🙁 Alicja? Ontario?
Kod d13d muszę wykorzystać. Nemo, w Bukowinie pozdrów wszystkich Stokfiszów. To takie ładne góralskie nazwisko, szczególnie dla mnie, mieszkańca Gdyni
OK. Dzis tylko dowcip opowiedziany przed chwila przez moich robotnikow:
Bardzo poczciwy i swiatobliwy czlowiek idzie do Nieba. Wita go tam serdecznie sw. Piotr, pytajac, czy ma jakies zyczenia. – Mam – odpowiada swiatobliwy czlowiek. – Zawsze marzylem o tym by spotkac i porozmawiac z Matka Boska.
Piotr aranzuje takie spotkanie.
– O czym chcialbys pozrozmawiac ze mna? – pyta lagodnie Matka Boska.
– Dreczylo mnie od lat takie pytanie – mowi swiatobliwy czlowiek. – Dlaczego na wszystkich obrazach jestes taka smutna?
– Hm… – odpowiada Matka Boska… Nie jest to cos co rozpowiadam na prawo i na lewo, ale poniewaz zawsze byles bardzo swiatobliwym czlowiekem, to ci powiem w najwiekszej tajemnicy: mysmy z Jozefem naprawde chcieli dziewczynke…
Wszystkich wywiało? A więc kolejne subiektywne zestawienie nieobecności :
Marialka odsypia dyżury albo zakuwa do następnego coloqium,
Nemo i Brzucho szykują się do podróży,
Marek odsypia podróż i szaleństwa Lulkówki,
Sławek nie wrócił jeszcze z połowów,
Iżyk i Wojtek – bez internetu,
Magdalena w nowym locum jeszcze nie osadzona, jak trzeba
Haneczka pewnie dalej walczy ze świniakiem
a gdzie Dorota z Poznania?,dlaczego obijają się Antek i Andrzej Jerzy? I czy Heleny nie przytłukła drabina? I co z Kanadyjkami? i dziewczynami spod wiatraków : Nirrod i Aną? PaołOre – przypominam, że blog to świetne antidotum na smuteczki . Dawno już nie pisała Justyna i druga nasza Helwetka. Nie ma dzisiaj ASzysza
Chyba muszę udzielić nagany albo co? Karniaka naszykować?
Antku, Stanisławie,
dziękuję, rozejrzę się za Sztokfiszami, a potem za jakimś oscypkiem w Witowie. Dwa lata temu strasznie lało w Tatrach, może teraz pogoda dopisze. To będzie 30-lecie dyplomu i kolejny zjazd mojego roku, który odbywa się co 2 lata, za każdym razem gdzie indziej. Poprzedni był na Roztoczu, strasznie daleko stąd 😯
U mnie wiatr się nieco uspokoił, ale o 21:30 było +25 stopni, a przez cały dzień niebo szarożółte od pyłu znad Sahary, więc ten pingwinek… 🙁
Skoro Nemo o świątobliwych, to zapytam czy zna ktoś wzór na aureolę?
A propos wczorajszych narzekań na tłumaczenia:
wydawnictwa strasznie oszczędzają na honorariach tłumaczy, proponują dziś te same stawki co 10 lat temu, nie płacą zaliczek, a na koniec bardzo często – co znam niestety z własnego doświadczenia – płacą honorarium za wykonaną pracę z opóźnieniem, częściowo albo wcale. Procesowanie się sądowe jest uciążliwe. Dlatego coraz częściej biorą się za tłumaczenia amatorzy, którzy zarówno język obcy, jak i swój znają tak sobie.
Smaczna jest ryba zapieczona z sosem ze śmietanki wymieszanej z ajvarem.
Pyro,
dzięki za pamięć.
Nemo,
szerokiej drogi i samych miłych wrażeń.
A to już zajętym nie można być?!
Skoro się tak oziębiło, to ja chwyciłam za druty 🙁
Zdążyłam dwa razy spruć, bo koncept mi się jednak nie sprawdził. Ale trzeciego nie pruję, co wyjdzie, to będzie. Jutro ma być jeszcze chłodniej, niż dzisiaj. Cholera z takim majem!
Do Gospodarza mam pytanie: co to takiego, ten pestkowy chleb?
4666 – taki kod.
Puchala – widzisz? Uderzyłam w stół pięścią i się znalazłaś. Co to jest ajwar? Tereso – nie znam wzoru na aureolę, ale znam kilkaset dowcipów z lat 50-tych – do końca ub. w. Aureola należy mi się bezwarunkowo. Choćby za wiedzę, dlaczego nie wyrażono zgody na pochowanie tow. Stalina, Soso, Chorążego Pokoju i Językoznawcy w Izraelu. Międzynarodówka była „za” Biuro Polityczne WKP(b) wyraziło sprzeciw ustami tow. Susłowa. Dlaczego „Nie możemy ryzykować, Towarzysze. Tam już jeden zmartwychwstał!”
Szerokiej drogi Nemo. A zjazdy wcale nie są dekretowane odgórnie tylko w powszechnym plebiscycie uwzgledniającym żądania mas. Tym razem szło o wolny termin wszystkich Pyr. I co? Okazało się, żę będą zdekompletowane! A w dodatku wina za termin spada na mnie! Nie ma sprawiedliwości.
p.s. Przy okazji (jak drutuję, zawsze coś oglądam) obejrzałam „Plac Zbawiciela”. Bardzo przygnębiający film, zrobiony prawie jak dokument.
Co ciekawe, wszyscy grają jak niezawodowi aktorzy, takie naturszczyki (ale dobrze to wypadło). Zaraz pogooglam, wiem, że film zdobył jakieś nagrody, ale nic o nim nie czytałam.
Witam, uff, u mnie do wszystkich spraw doszlo jeszcze dodatkowe zajecie, ktore pochlania mi wiele godzin co dnia. Ale nie narzekam, przeciwnie, lubie wlasnie, jak dzieje sie duzo roznych rzeczy.
Pyro, pozdrawiam serdecznie i dziekuje za pamiec. Przyznam, ze coraz bardziej mnie kusi, zeby zagladnac do Poznania na herbatke alboco:)
Panie Lulku, dziekuje, po prostu 🙂
A tak a propos – czy w Perchtoldsdorfie ta orkiestra w galowych ubraniach, ktora chodzi po miasteczku, zatrzymujac sie przed kazdym domem i grajac skoczny kawalek, to czesty zwyczaj? Strasznie mnie dzis zaskoczyli, szli sobie moja waska uliczka i o malo mi nie zaparkowali w otwartym bagazniku auta 🙂 Strasznie zaluje, ze nie mialam aparatu, a najlepiej kamery, bo wrazenia estetyczne i sluchowe bardzo przyjemne.
O jedzeniu nie wspomne, bo od kilku dni jem tylko chleb z czyms tam. Ale za to chudne! Ha!
Tereso, nie znam wzoru na aureole, ale znam wzór na jej obwód!!!
2PIr. 😉
Pyro, moja absencja jest jak najbardziej usprawiedliwiona.
Po powrocie z roboty czeka na mnie wiele domowych obowiązków.
Muszę założyć kapcie, coś zjeść, poczytać gazetę, wypić piwo – ciepło jest przecież, poleżeć, podenerwować Antkową, choć ociupinkę poirytować…
To ostatnie to już tak na granicy obowiązku i przyjemności, więc nazwijmy to przyjemnym obowiązkiem, stąd już płynne przejście do czystych przyjemności na które skladają sie różnorodne prace ogródkowe, tu coś wyrwać, przesadzić, pogrzebać, pozłościć na tępotę sekatora, popodlewać. I tak to trwa póki widno, a sama wiesz że dni coraz dłuższe, więc i tu jest mnie mniej. Po powrocie znowu obowiązki, pojeść truskawek, poczytać wasze komentarze – rany!! to już przyjemności!!
A teraz już 22,50 i pora poczytać w łóżku.
Wczorajsze Nemowe prymulki spowodowały że nie wyspałem się nadmiernie i dzisiaj mam chęć na dłuższy sen.
A takiej 100 procentowej białej i tak nie znalazlem…
Ale ją dorwę!!
Dobranoc. 🙂
Gospodarzu,
ja gotowa jestem na siebie wziąć część winy, bo naprawdę, najdogodniejszym dla mnie terminem na podróżowanie jest wrzesień i pamiętacie, że co do pierwszego Zjazdu to ja podsunęłam wrzesień, a potem zobowiązałam się do przywiezienia pogody i tak dalej. I wszystkim jakoś tak przypadł do gustu wrzesień – nie ma już stonki turystycznej, a pogoda zazwyczaj ładna 🙂
Szerokiej drogi i pogody dla Nemo i Jej kompanii.
No i udanego Zjazdu !
Jan Nowicki w Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/JanNowicki
Antku, 2 PI r, tak jest. Ciekawe, że na klawiaturze nie ma tego [PI].
Pyro, też dobrze. Podrzuć co czasem, skoro masz się czym podzielić.
Dobrze jest się poweselić. Dla zdrowia sercowcom to jak okłady na ból
głowy.
Wzór na szydełkowego aniołka
(…)
Aureola
*1 rząd – przerabiamy półsłupkami w poprzek głowy żółtym lub złocistym kolorem (mi wyszło 13 oczek)
*2 rząd – po 2 półsłupki w każde oczko (26 oczek)
*3 rząd – same półsłupki
🙂
Magdaleno – chyba warto na festiwal teatralny „Malta” (chociaż on się coraz bardziej cywilizuje) – po przedstawieniach awangardy pobiegasz, u Pyr się dożywisz, herbatę wypijesz albo kawę albo coś Wina masz u siebie) Adres i telefon podane wyżej. Ciebie (boś Baba z przeproszeniem) mogę nocować. Tomasza musiałabym chyba komuś podrzucić
Moją wirtualną nagrodę zdobył Andrzej Jerzy! Uśmiałam się do łez.
Alicjo, widziałam „Plac Zbawiciela” w kinie. Dla mnie – wstrząsający i profesjonalny.
Andrzej.Jerzy, aureola cudna 🙂 .
Film dobry. Ale bardzo przygnębiający.
By,by, idę spać.
No, to mi się udało – miało być lu, lu a wyszło by,by była baba baranem, czy jak?
Może miało być – bye bye? 😉
Plac Zbawiciela – na pewno ważny punkt w historii polskiego kina. Obowiązkowy. Przygnębiający? A kto mówi, że kino musi bawić. Matka Boska też była smutna na wszystkich obrazach, jak zauważyła Helena. Mistrzowie malowali przeczucie męki. Z takim przeczuciem mogła nieraz myśleć, że lepiej było mieć córkę. Ale poważniej – jest taki obraz, na którym nie jest smutna. Antonello da Messina: Annunziata w Museo Nationale w Palermo. Może ktoś zna inne?