La finanziera czyli genitalia w winie
Proszę nie gorszyć się tym tytułem. To prawdziwa atrakcja kulinarna, która jest jeszcze przede mną, Nie byłem bowiem Dotąd nigdy w Piemoncie. Ale po przeczytaniu jakie atrakcje kulinarne tam na mnie czekają postanowiłem, ze w przyszłym roku w drodze nad morze zawadzę o okolice Turynu, bo niewątpliwie warto. Tamtejsza kuchnia różni się diametralnie od pozostałych regionalnych kuchni Italii. I kusi mnie zarówno winem Barolo jak i truflami z Alby, serem Castelmagno czy karłowatymi karczochami, które można jeść na surowo. Ale najbardziej ciekawi mnie spotkanie z trzema daniami: bagna cauda, gran bollito i wspomniana już la finanziera.
Zanim poznam ich smak muszę napawać się tylko opisem. Siłą rzeczy i wy także. Wszystkie te dania wykluczają smakowanie ich jednocześnie w czasie jednego posiłku. Są na to nadmiernie sycące. Oto ich spis alfabetyczny:
1.Bagna cauda – to danie jednogarnkowe w skład którego wchodzą sardele (3 rybki na każdego biesiadnika), czosnek (10 ząbków na ucztującego), oliwa (kieliszek na osobe), siedem gatunków piemonckich jarzyn np. karłowate karczochy, papryka, rzepa, topinambur, różne kapusty, cykoria, endywia, pory, szalotki. Gotowanie trwa krótko, mimo, że na małym ogniu. Do tego dużo piemonckiego chleba, parę plasterków surowego salami konserwowanego długo w słoiku z wieprzowym smalcem. No i parę kieliszków młodego wina Barbera.
2. Gran bollito – to półmisek gotowanych mięs. Przy jego gotowaniu obowiązuje reguła siedmiu: siedem rodzajów mięsa, siedem ozdób i siedem sosów. Mięsa to cielęca karkówka, pręgi, łaty, tylna część udźca, środek łopatki, mostek z podgardlem, rolada czyli plaster z tzw. górki z farszem ze słoniny, salami, jaj, marchewki, ziół, pieprzu. Siedem ozdób zaś stanowią głowizna z pyskiem, ozór, faszerowana nóżka wieprzowa, ogon, kura, kiełbasa cotechino i tłusty płat mięsa pstro przypieczony na ogniu
3. La finanziera – wołowe flaki i genitalia gotowane w mieszance octu z winem Marsala. W końcowym etapie doprawione najlepszym miejscowym winem Barolo. W kociołku muszą znaleźć się także cynaderki, móżdżek cielęcy, wątróbka, mleczko cielęce, grzebienie kogutów i dowolne leśne grzyby. Danie to podaje się bądź na cieście francuskim, bądź w białym risotto
I to wszystko czeka na mnie a ja na te nowe smaki. Pocieszam się, że do kolejnej wyprawy już tylko 11 miesięcy.
Komentarze
To ja poproszę danie nr 2; zdecydowanie. Owa podrobowa finansjera jest chyba okolicznościową potrawą po jesiennym biciu zwierząt – wykorzystuje wszystkie mniej przydatne (albo występujące w małej ilości) części tuszy. Stanowczo odmawiam jedzenia genitaliów – czyichkolwiek. Mam szacunek do nich.Nie przeczę, że rezultat może być smakowity; a to proszę bardzo – niech Piotr je, nie zazdroszczę. Natomiast danie nr 1 – rybki w czosnku? Jest takie danie austriackie pstrąg w czosnku. Kiedyś pokazywał Makłowicz, a właściwie kuchmistrz wiedeński w programie Makłowicza. Proste to było, produkty dostępne i Pyra popełniła we własnej kuchni. Rezultat nie powalał na kolana. Owszem, jadalne, ale to stanowczo za mało na zachowanie w sałym jadłospisie.
…”też” właśnie doszłam do odkrywczego wniosku ( 💡 ), że może nie muszę popróbować wszystkiego… osobiście… 🙄 … 😉
Pewnie a cappella – ja też nie chodzę po górach i tylko wędruję po Twoich fotoreportażach. I jestem zachwycona. Niech więc cny Gospodarz prowadzi nas po stołach Europy, a ja się chętnie dowiem czy mu smakowało.
Miło mi, Pyro… bardzo…jeśli się troszkę przydaję jako przewodniczka (są bardziej kompetentni, ale nie zawsze mają czas na opisywanie itd.)… jeśli sprawiam nieco radości… 🙂 🙂 🙂
A wiedzieć o wszelkich wymysłach i ciekawostkach kulinarnych warto i to bardzo… Nasze dziedzictwo przecież – cywilizacja i kultura (się mi poleciało górnolotnie o świetlistym poranku po deszczowej nocy… 😉 ) 😀
Kochani wrócę do Was pewnie za jakiś czas … teraz nie chce mi się prawie z nikim gadać .. Pan Lulek zrobił larum i co ja mam teraz napisać ..
Paweł, Małgosiu, antku i Misiu i inni bardzo przepraszam, że wprowadziłam Was w zaniepokojenie … dzięki …
Nisiu okropna historia .. pies to taki mądry przyjaciel człowieka ..
Alicjo i cichalu lećcie ponad chmurami …
Alino miłe wakacje były .. mam zamiar tam być bo Kreta mi nie znana ..
Krystyno czy gratulacje przyjmiesz za urodziny wnuczka .. 🙂
Dzień dobry 🙂 Wybieram dwójkę 🙂
Co to jest mleczko cielęce?
Haneczko – to grasica cielęca (jest położona pod mostkiem) gruczoł wysoko ceniony w kuchni. Przed gotowaniem trzeba wymoczyć w zimnej wodzie.
Dzien dobry,
Z trzech proponowanych dan wybralabym pierwsze bo bardzo lubie warzywa. Wyczytalam, ze „bagna cauda” oznacza w dialekcie piemonckim „goracy sos”. Jest to rodzaj wloskiej fondue bo surowe warzywa macza sie w cieplym sosie, przygotowanym z sardeli, chleba, czosnku, mleka i oliwy z oliwek, zmiksowanych razem.
Dla zainteresowanych:
http://www.cuisine-libre.fr/bagna-cauda
Jolinku, witaj.
Jolinku, nie znikaj 🙁
Witam Szanownych, witaj Zgago, milo, ze jestes, Jolinek wziela sobie na wstrzymanie a gdzie jest Danuska. Grypa mnie neka, mam stosy nierozpakowanych rzeczy w kartonach pietrzacych sie w pokojach i nie mam sily na to wszystko.
Dostałam w prezencie wspominaną często przez Gospodarza książkę i jadąc dziś do pracy czytałam o Piemoncie właśnie. I ja nabrałam ochoty na odwiedzenie tego regionu, ale żadna z 3 wymienionych potraw nie wzbudziła we mnie nadmiernego entuzjazmu. Ostatecznie, może bagna cauda …
Z piemonckich frykasów najbardziej zafrapowała mnie trufla, której do tej pory miałam tylko mały okruszek w oliwie aromatyzowanej tym grzybem. Nie wiem, czy to rzadkość występowania, czy cena (do 15 tys euro za kg!) czynią dla mnie truflę produkem magicznym, mitycznym… jak złote runo.
Chleb opieczony na grillu z masłem i kilkoma plasterkami trufli to od dzisiaj moje kulinarne marzenie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=i_yBa9DH7xQ&feature=related
witam i zapisuję się na jedynkę, podobnie jak Alina, lubię jak jest duuużo jarzyn. A że do rybki czosnek, nic to, zwykle jak smażę filety, wrzucam na patelnię kilka przepołowionych ząbków czosnku dla zapachu.
Jolinku, miło Cię widzieć, zostań 🙂
Alicji i Cichalowi – szczęśliwej podróży!
A capello, przyznam się, że i ja z wielką przyjemnością „wędruję” Twoimi szlakami. Jesteś naprawdę świetnym przewodnikiem, podziwiam zdjęcia i staranność dokumentacji 🙂
Witaj Dorotolu, Danuśka jeszcze urlopuje 🙂
Witam Szan. Blogowisko i życzę wspaniałego dnia. 😀
Dorotol, życzę Ci bardzo szybkiego powrotu do zdrowia – nie daj się. 😀
Gospodarz w dzisiejszej pogadance (TOK FM) „skrytykował” moje ulubione śniadania. 😉 Wygląda na to, że jestem materiałem na „śniadaniową włoszkę”. 😉
Odnośnie wymienionych specjałów, już się nie mam zamiaru zarzekać, że nie skosztuję. Też sobie nie wyobrażałam, że wezmę do ust ostrygi a zjadłam.
Danuśko gdzie jesteś ????? Mam tylko nadzieję, że w dobrym zdrowiu, zrobiłaś sobie wakacje od Blogowiska.
Dziędobry na rubieży.
Z niejakim trudem przyzwyczajam się do spokojnych poranków. Jest pięknie, chociaż wieje wiatr, ale ja wiatr lubię.
Jutro pewnie skoczę do Świnoujścia na Famę, gdzie fajni ludzie siedzą.
Signum temporis: nastały takie lata, że na festiwalach człowiek ma znajomości głównie w sferze jurorów…
Jolinek, Danuśka, Jotka – Blog się pruje – myślę, że po prostu wakacyjnie i niedługo za stołem będzie zasiadało całe zacne grono Biesiadników.
Zgago, Danuśka jest na urlopie, we Francji 🙂
Witaj Jolinku.
Piemoncka jesień tuż tuż, sprawdziłem listę przodków i jak zwykle nikt nie miał ogromnych majątków na kresach i nikt nie wżenił się w Sawojów. Cóż, trzeba się podnieść, otrzepać i zanurzyć w jezioro wspomnień.
Desery, orzechy, sery, desery, wina, mgła. Grzyby, kasztany. Wspaniały tatar. Jesienią nie można gonad w winie skosztować, trzeba tam po nie przyjechać w zimie. Pomyślałem, że „gonady” brzmią bardziej gourmet 🙂
Do tej pory nie znałem słowa „sardele”, jest bardzo przyzwoite, ale od tylu już lat moje centrum rozkoszy reaguje na „anchovies”, że mogę tylko pójść na kompromis – „ancovicky”. Zapach tych rybek i czosnku wymaga intymności partnerów rozkoszujących się „bagna cauda” . Piemoncka mgła otula, ale sweter nie zaszkodzi.
A co to sa „gonady”?
Nisiu – blog się nie pruje, blog jest w rozjazdach. Jak znam życie, Alicja zaraportuje z Toronto, potem ze Szwecji,Jolinek wróci na „łojczyzny łono”, Danuśka wypisze nową rymowankę już w sobotę albo w niedzielę, a Jotka uprzedzała, że będzie nieinternetowa przez kilka tygodni. Lada dzień wróci Stanisław i zanim się obejrzymy, blog będzie zwyczajny, nie urlopowy. Dorotol wychoruje się pięknie, a za tydzień to Ty, Nisiu nam znikniesz na plażach bretońskixh – my pojedziemy na zjazd, wrócimy – i już będzie jesień.
Pyro, no, jaż pisałam, że blog się pruje WAKACYJNIE. Znaczy, się rozjechał i jest rozjechany.
To jeden ze składników La finanziera. Wiem, bo swego czasu zajadałem, aż mi się uszy trzęsły. Danie przypominało ragu lub gulasz, wystawały z niego małe czegoś czubki. Musiałem spytać co w tym jest. Odpowiedziano mi słownie i przy pomocy gestów. Skończyłem jeść już nieco wolniej, ale przyznaję, że bardzo mi smakowało, zwłaszcza grzebienie. Trzeba się nad nimi napracować, lubią być marynowane w soku cytrynowym.
Gonady były kogucie – gonadi..coglione 🙂
Niewinnym pytaniem rozpętałem burzę. Kucharz przyznał, że poza kogucimi, zjadłem też jedną gonadę cielęcą, prawdziwki, a poza winnym octem warzywa także były marynowane w occie.
Właściciel twierdził, że nazwa financiere pochodzi od rodzaju fraka noszonego przez księcia który był ministrem finansów Piemontu i wręcz przepadał za tym daniem, jego żona wspomniała legendę głoszącą iż tymi flakami opłacano skorumpowanych strażników wydziału skarbowego, a pan przy stoliku obok wtrącił, że ich wszystkie dania przeskoczyły góry, czyli jest francuskie ragu. Opera.
W takim genitaliowym piekle wino bardzo pomaga 🙂
Gonady (rzeczywiście nazwa lepiej wygląda) bycze podawane też są w Hiszpanii i Portugalii, a wieprzowe na Litwie i Łotwie. Zadnej solidarności w tych facetach nie ma.
Financjer na znaczku – Camillo Benso Conte di Cavour, ukochany w Piemoncie, jeden z czterech ojców zjednoczenia Włoch. Włochom aż czterech potrzeba. Pojechał do Anglii, porozmawiał z królową Wiktorią, wrócił do króla i zjednoczył. Mimo to La Finanziera nie podbiła jeszcze Europy. Potrawa, znaczy 🙂
Pomyśleć, że do kawioru zabrakło mu jednej litery.
Pyro – Bardzo słuszna obserwacja, od niepamiętnych czasów tak było. Bezwzględna rywalizacja, ja te plemniki.
Witam o świcie.
Wiele lat temu w byłej Jugosławii, dokładniej w Prisztinie, poczęstowano mnie szaszłykiem (bo na szpadce) z naprzemian jasnego i brązowego mięsa. Było znakomite! Po zjedzeniu dowiedziałem się, że te jaśniejsze krążki to…właśnie baranie! Nazywało sie to chyba „beli bubrezi, albo bybrci”. Dla mnie, prowincjusza z przaśnego PRLu, to był szok kulinarny…
A my juz dopakowujemy i za parę godzin wiuuu!
Dzien dobry Szampanstwu!
Melduje sie z Toronto – cesarska jest, a jak!
Alez nam Gospodarz serwuje dania 😯
Na razie koncze, bo chce dziecko poprosic, zeby mi cos w moim komputerku zakombinowal.
Pomyślnych wiatrów 🙂
Dzieci sie przydaja czasami… juz mi zakombinowal i po drodze czegos nauczyl. Dziecko po sniadaniu (rogalik z maslem) i zaraz zasuwa do pracy, synowa juz zasiadla do swojej, to ja moze pod prysznic…
Jerzor mial zamiar biegac, ale chyba na razie odpuscil, tez nos w komputer…
Z radoscia mysle o tym, ze po raz ostatni zabieramy rower. I ma on zostac w Polsce. Zawsze zawracanie glowy z rowerem, psiakosc! Z drugiej strony tez mnie to za bardzo nie cieszy, bo stan polskich drog (waskie3, brak poboczy czesto…) no a przede wszystkim szaleni uzytkownicy – to prawdziwe wyzwanie dla rowerzysty. I moje nerwy!
Dzieki, Placku i wszyscy, zdaje sie, ze bedziemy lecieli z wiatrem 🙂
Alicjo – Na nerwy tylko piemoncka czekolada.
Dziękuję wszystkim za dobre słowa! Ewa jest wzruszona: „Przecież Oni cię nie znaja a tacy serdeczni”…
Alicjo, pozdrów „dzieci” od dziadka-kapitana i do zobaczenia u Nisi! Spokojnej podróży.
Alicjo, Cichalu –
Udanej podróży, pogodnych i obfitujących w miłe niespodzianki wakacyjnych dni
Echidna
Dzień dobry, cześć i czołem –
Wesoły Romek to ja nie jestem. Zrobiłam sobie ?kuku? w oczko i nie powinnam siedzieć przed monitorem ani komputera, ani telewizora. Czego, jak widać na załączonym obrazku nie przestrzegam.
cd nastąpi
Może wyrażę niepopularną opinię i zostanę zakrzyczana, ale czytając bloga od kilku tygodni, nie mogę się nadziwić zamieszczanym „komentarzom”. I daję tu cudzysłów celowo, ponieważ większość z wypowiedzi czytelników to różnego rodzaju plotki, pozdrowienia, oderwane od tematu posta informacje, linki. Często toczą się tu dyskusje, których temat pozstaje znany tylko wąskiemu gronu, a pozostali odwiedzający blog czują się trochę „out of space”.
Przyznam, że trudno tu zagrzać miejsce, ponieważ „komentujący” widać znają się, jak przysłowiowe łyse konie i z komentarzy bloga zrobili swoisty komunikator. Przez co robi się to miejsce hermetyczne.
Jest tyle miejsc (Skype, GaduGadu, Twitter, Facebook itd), które stworzone są do takich właśnie dyskusji.
A blog i komentarze służą raczej dyskusji, wymianie opinii na zadany przez Autora temat.
I tyle moich spostrzeżeń. Mam nadzieję, że się nikt nie obrazi, a jak się obrazi to z góry przepraszam i zamilknę (zostanę nieaktywnym czytelnikiem wybornych wpisów Pana Piotra).
Z dań jakie poleca nam Nasz Guru Wspaniały lekkomyślnie (?) lecz zdecydowanie (!) rezygnuję.
Za to opowiem Wam co Wombat przygotował dziś na obiad.
cd nastąpi
Mięsko – wieprzowina. Na rozgrzaną oliwię rzucił czosnek, cebulę, paprykę i chilli. Dodał słodką i ostrą paprykę w proszku, kminek i majeranek. Podsmażył na tym pokrojone w kostkę mięso. Chlusnął wino i po odparwoaniu alkoholu dodał pokrojone w kostkę pomidory bez skórki. Dusił 40 mniut. Przełożył do innego naczynia kładąc na wierzchu plasteki cienko pokrojonych ziemniaków – 1 milimetr. Zapiekał 20 minut.
cd nastąpi
Bardzo dobre. I co najważniejsze sam wymyślił!
Od dzisiaj do naszego jadłospisu dołączama nowe danie: wieprzowina a`la Wombat,
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
żar
Chesel,
nie denerwuj sie, my tu tak od czterech lat plotkujemy, pozdrawiamy sie nawzajem, spotykamy pozablogowo i zjazdowo, i tak dalej 🙂
Gospodarz nam nie ma za zle, wiec rozrabiamy i piszemy, o czym kto chce. Moze i nie na temat, ale ludzie pisza o roznych rzeczach i mozna sie czegos ciekawego dowiedziec, obejrzec to i owo, chociazby wspominane ostatnio Basine fotoreportaze z Jej wedrowek. Do tej pory nikt nie narzekal na tak roznorodne wpisy… wiec chyba nikomu to nie przeszkadza?
Komentarzy mozna nie czytac, musu nie ma.
Ja przepraszam, ja sprawdzam dlaczego nie mogę podrzucić tekstu.
E.
Echidno,
ja Cie bardzo prosze, przypomnij mi o tym po powrocie z wojazy, wrzuce do przepisow. W maluchu nie mam zainstalowanych programow do tej operacji. Przepis brzmi znakomicie, a skoro Tobie smakowalo (mamy nadzieje, ze przezyjesz 😉 ) to i niejednemu z nas posmakuje.
Wszystkie uwagi na czasie i przestrzeni, pod warunkiem, ze Guru wie sam o co mu chodzi.
Erratre humorum est.
Pan Lulek
Chesel 15:27,
Kiedy pobedziesz dluzej na blogu zorientujesz sie sama, ze niczemu nie przeszkadza, ze obok dyskusji na proponowany przez Gospodarza temat, pojawiaja sie komentarze bardziej osobiste, jak Ty to nazywasz, blog staje sie „komunikatorem”. Czemu nie? Jest to nieuniknione poniewaz poznajemy sie w miare uplywu czasu a dzieki spotkaniom „na zywo”, tym szybciej i lepiej. Sama zauwazysz, ze wzajemna zyczliwosc obecna na blogu jest ( z nielicznymi wyjatkami ) bardzo cenna i raczej rzadka na innych „plaszczyznach spotkan” (nie wiem, jak to nazwac inaczej).
Echidno, juz skopiowalam te „wieprzowine a la Wombat” 🙂
Alicjo, Alino, nic dodać, nic ująć. 😆
Alicjo, Cichalu, powtórzę swoje wczorajsze życzenia dla Was i Waszych Osobistych; szczęśliwej i spokojnej podróży. 😀 😀
Zgłoście się, jak już wylądujecie na stareńkiej Europie. 😀
Echidno, ja też już sobie skopiowałam – oczywiście pod właściwą nazwą. 😆
Nie wiem dlaczego skasowało mi nie wysłany plik – niczego niby nie nacisnęłam, a zrobiło brzdęk i pooooszło….
Tłumaczyłam zaś Chesel, ze formułę blogu zaproponował Gospodarz 4 lata temu (patrz archiwum, wpis 1) Idea jest taka,że kulinaria są częścią kultury społecznej i nie można ich bez niepotrzebnego spłycania, w kultury tej wyabstrahować. Tak więc Gospodarz proponuje nam lektury, przewodniki i ciekawe postacie, my rozmawiamy o wszystkim (jak to przy stole na kolacji u przyjaviół) – o tym co czytamy, słuchamy, co w pracy , jak nam się żyje, co gotujemy (przepisy też podajemy) czym nas poczęstowano, co nas uwiodło ostatnio. Normalnie – jak między pogodnymi i życzliwymi znajomymi. Nie tylko żyjemy kuchnią ale i salonem; stąd dedykacje muzyczne i poetyckie, reprodukcje sztuki i fotoreportaże. Kiedy ktoś siądzie wśród nas i pozostanie dłużej, zawsze może liczyć na życzliwą radę,pomoc w ramach możliwości i codzienną porcję uśmiechu. To dużo w dzisiejszym świecie. A, jeszcze jedno – szanujemy to miejsce i nie pozwalamy na brzydki język i brzydkie zachowania. Nie martw się , nikogo nie uraziłaś, jeżeli Ci forma salonu odpowiada – zostań z nami
Alicjo, Cichalu życzę „pomyślnych” lotów.
Żal mi serce ściska, że nie mogę do Was w Żabich Błotach dołączyć. Może za rok …
Chesel –
Dodam słów kilka do tego co powiedziała Della znana także jako Alicja.
Towarzystwo Blogowe – Blogową Bandą pieszczotliwie zwane – zasiada przy stole przy jakim jest miejsce dla każdego. A przy stole jak to przy stole, rozmowy toczą się na wiele tematów.
I co jest unikalną cechą Blogu Pana Piotra – rozmowy nie tylko toczą się wokół poruszonego przez Autora tematu. W nawiązaniu doń, jak w każdej rozmowie wpadają do głowy inne tematy …
Nie wszyscy znamy się osobiście – jak mówisz – co wcale nie przeszkadza to w rozmowie, przekomarzaniu się, dyskusji. Czasem ktoś z kimś się umawia lub kogoś poszukuje lecz jest no normalne.
Dzięki blogowi „Gotuj się” poznajemy nowe dania, nowe regiony, zwyczaje itp.
Forma Blogu i akceptacja Autora na taką formę komunikacji z blogowiczami i pomiędzy nimi, wykształciła swoisty rodzaj wirtualnej pogawędki. Unikalnej pogawędki. A że przy okazji ludzie poznają się osobiście nie powinno być ziarnem soli w oczach innych.
Panu Piotrowi wielkie DZIĘKI za tak wspaniale prowadzone rozmowy przy wirtualnym stole, za ciekawe i niekiedy nietypowe kulinarne tematy, za przybliżanie kuchni świata i za cierpliwoś względem czupurnych czasami stołowników.
Blogowej Bandzie DZIĘKI za ciekawostki, fotoreportarze, ciekawe linki, dawno zapomniane filmy i muzykę. I za to że jesteście gotowi służyć pomocą i wsparciem w chwilach smutku lub zwykłej chandry.
Zawistnikom polecam kropelki do oczu – powinno pomóc.
Z poważaniem
Echidna
Małgosiu, to tak jak mnie. 🙁 🙁 I też żyję nadzieją – jak to fajnie, że ona jest nieśmiertelna. 😆 😆
Echidno, koniecznie różowe kropelki. 😆
Errata:
fotoreportaże
Echidna*
* usprawiedliwiona bo na jedno oko nie widzi
Pyro –
Ta moja dzisiejsza powieść w odcinkach spowodowana była łotrzykowskim zachowaniem „Łotra”. I do tej pory nie wiem czego nie akceptował. A podchodziłam doń kilka razy.
Łagodnie.
Chyba ma dzisiaj wapory na łączach.
E.
echidna, Pyra, Alina, Della
Bardzo dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi na frapującą mnie kwestię wykorzystania blogowych komentarzy.
Swoim wpisem chciałam wyrazić zdziwienie nad niecodzienną formą tychże.
Chętnie czytam wszystkie wpisy komentujące, opisujące, informujące. A o te pozdrawiające jestem trochę zazdrosna, bo nikogo tu nie znam. No, ale mam nadzieję, że i to się zmieni, bo blog jest fantastyczny i „współbiesidnicy” ciekawi 🙂
Chesel (Cheselo ?) – Masz rację, bardzo trudno, ale na podstawie mego stosunkowo krótkiego pobytu przy tym wirtualnym stole, warto. Myślę, że przy prawdziwym, nawet rodzinnym stole, jest podobnie – dziadek opowiada o partyzantce (tam to były poziomki), babcia strofuje go za siorbanie, siostrzenica je na stojąco i pyskuje, bo za chwilę musi wyjść, ksiądz spiera się z ateistą o to po której stronie powinien być nożyk do owoców, sąsiad pożycza cukier na bimber – istny dom wariatów, ale warto, byleby pogodnie i łagodnie było, bo tacy powinniśmy być.
Wyraziłaś to co myślisz w bardzo kulturalny sposób, mogę się tylko tego od Ciebie uczyć. Zostań, proszę, i pomóż mi poznawać tych…tych…których może kiedyś poznam osobiście.
Ivrea to miasteczko w pobliżu Turynu – 40 ton pomarańczy. Czasmi mam ogromną ochotę na owoce. Masz rację, ale starsi bywalcy tego blogu przeszli już swoisty chrzest i zapomnieli. Starość 🙂
Wiem, że na czytanie wpisów musu nie ma, ale w moim przypadku to żadna rada. Czytam, a potem jest już za pózno. Oczywiście mam na myśli tylko swoje wpisy.
Echidno – oko to nie żarty. Powinnaś się leczyć. Tak, nieznajomy Cię strofuje 🙂
Więc zostaję i będę wtrącać swoje trzy grosze 😛
Echidno – Wiemy już, że nie przepuszcza wpisów z podwójnym S S.
Echidna – kuruj oczęta nadobne, bo piekielnie potrzebne. Dotad czasem Łotr mi pożerał pod pozorem niepoprawnego kodu, podwójnej opinii i innych tego typu opowieści, ale żeby z kompa znikał cały tekst przed wysłaniem? Nic nie rozumiem.
Chesel, jak najbardziej, jak najbardziej.
Ja tym czasem idę sobie zrobić brzoskwinie „Barbórki”, mam nadzieję, że mi się udadzą. Oczywiście sprawozdam. 😀
Ojej, teraz mi się nawet trochę glupio zrobiło… Wyrzucam tu zgromadzonym, że nikogo nie znam, a sama się chyba dobrze nie przedstawiłam.
Jestem Chesel, mieszkam w stolicy, uwielbiam podróże (szczególnie Polskę, Sycylię i Portugalię), mam nudną pracę w marketingu, ale za to odbijam sobie różnymi hobby: gotowanie, pieczenie chleba, jubilerstwo, garncarstwo, blogowanie i podróże, a jakże 🙂
I tyle o mnie, bo nie chcę zanudzać. Reszta sama wyjdzie.
Pozdrawiam i jeszcze chyba trochę popracuję do 17:00.
Cheselo – Możesz też wspiąć się na krzesło i powiedzieć parę słów o sobie 🙂
Jestem z Toronto, mam wiele paskudnych wad i bardzo lubię wiśnie, a za piemoncką czekoladę zapłaciłbym fortunę, ale chwilowo wyszła. Interesuje mnie dosłownie wszystko. Na przykład, jeśli przepaloła Ci się w kuchni żarówka, chętnie o tym przeczytam 🙂
Toronto, stary, bez grosza, gotować nie umiem, nie gram na skrzypcach. Nadal kocham byłą żonę, jedzenie, muzykę, psy i jednego kota (sąsiadów).
Mój najbliższy przyjaciel jest niższy od królowej Wiktorii, ale ma jej apetyt i nazywa się Hannibal Maria. Poważnie 🙂
Wiem, że mogę być za to wyrzucony z blogu, ale żyje się raz. Jeśli pozostanę, będe nudził o leszczynie i czekoladzie.
P.S. Wierzę w Boga, ale zaczynam się obawiać, że jest to wiara jednostronna. Kończe wynurzenia łaciną Pana Lulka.
No i jak takiego Kłamcę nie kochać?
Placku –
Oko kuruję, kropelki zapuszczam i jutro mam kolejną wizytę u pani okulistki.
Podwójnego „s” nie miałam. Było podwójne „o”. Myślisz że też nie lubi?
Podoba mi się diagnoza o waporach na łączach. Innego wytłumaczenia nie widzę.
Dobranoc z mojej połówki
kaprawa na jedno oczko
Echidna
Chesel, pocieszę Cię. Podsłuchuję blog od ponad 3 lat, a też czasem „nie łapię” o co chodzi. Jeśli czegoś nie rozumiem, nie przejmuję się, czytam dalej, bo mam długi przewód myślowy i czasem potrzebuję przespać się z tematem. Mam tu swoich ulubieńców lub ulubienice, podglądam zdjęcia, wirtualnie znam większość. I dziwne, rzadko mam ochotę włączyć się do rozmowy, wolę słuchać. To blog inny niż większość, może dlatego wciąga?
Krycha
Zatrzymała mnie policja 😯
Jadę sobie rowerem, dojeżdżam do przejazdu kolejowego przy naszym dworcu, a tu włącza się czerwone światło i sygnał, że bariera się zamyka… No to ja – gazu! 50 m za przejazdem jest rondo, a przy rondzie, pod dużym platanem dwóch policjantów. Jeden robi krok w stronę jezdni i daje mi znak, żebym się zatrzymała. Staję, a on: proszę, proszę, tu do nas. Mamy dla pani prezent.
Aha, jasne, prezent czyli mandacik 🙄 myślę sobie.
Czy pani wie, jak się jeździ rowerem po rondzie?
Po rondzie? 😯 No… jak mam zamiar skręcić w następną ulicę, to jadę po brzegu ronda, a jak w dalszą, to bliżej środka, bo jak jadę brzegiem, to mi auta jadące za mną lub wjeżdżające na rondo drogę zajeżdżają, a tego nie lubię 👿
Ma pani rację! A tu prezencik: plakietki odblaskowe na szprychy, samozwijająca opaska odblaskowa na nogawkę i broszurka „Jak jeździć rowerem po rondzie” 😉 Życzymy miłego dnia!
W tej broszurce, jak się okazuje, narysowane są sytuacje kolizyjne rowerów i samochodów takie, jak sama zaobserwowałam 🙂
Ochłonąwszy z wrażenia zapytałam, czy by nie mieli jeszcze jednego kompletu tych kocich oczek na koła dla Osobistego. Mieli i dali.
Szczęściara z Ciebie nemo.
Mandacika nie dali
Choć pod platanem zatrzymali!
E.
Echidno, 😀
Tych plakietek na szprychy domagałam się kiedyś od mojego handlarza rowerów, obiecał, a potem sprzedał cały interes… 🙁 W Niemczech i innych krajach takie odblaski na kołach są montowane fabrycznie, ale nie w Helwecji 🙄 A dobrze jest być widzianym także z boku.
Za chwilę ruszam na grzyby.
Myślę, że redakcja Polityki powinna wysłać Gospodarza do Piemontu tuż po zjeżdzie, oczywiście z wypchanym portfelem. Rozumiem, że białe trufle to nie kartofle, ale czekoladowe są nieco tańsze. Przy okazji zawiadamiam, że rejestruję nazwę genItalia, genItalia.pl, eu, org i genItaliada.
Teraz parę słów na temat, czyli Commedia dell’arte. Maską reprezentującą Turyn jest Gianduja, szczera piemoncka dusza, wielbiciel wina, gatronomii, pięknych kobiet i przecudnej Giacometty, której jest wierny nad życie.
(Czyli, że gdyby naprawdę istniał , prowadziłby blog kulinarny)
Gianduja jest nie tylko twarzą turyńskiego karnawału, ale i nazwą piemonckiego wynalazku, czekolady z pastą orzechową. Leszczyna opiekuje się zatem truflami i czekoladą. Myślę, że Włosi we snach marzą, wymyślają nazwy, a pózniej dopasowują do tego produkt – arię, wędzoną świnię, genitalia, samochody.
Turyn – pyszne szmochody, Piminfarina….Ach. Czekolada – Caffarel, Venchi, Ferrero, Pernigotti, Domori, Amedei – od samych nazw firm można oszaleć. Włosi produkują więcej dobrej czekolady niż Francja i Belgia (przepraszam).
Proszę o wyrozumiałość – czekoladki MonViso, kawowe, są w kształcie góry którą widać z okien fabryki. A gdzie zrodził się ruch Slow Food ? W Barolo, Bra, Serralunga d’Alba – w Piemoncie.
Towarzysze…Wybaczcie Państwo gigantyczny wpis. Castro Syndrom, dziedziczny. Niech żyją genitalia, niech żyje Piemont !
Echidno, podwójnego o o też nie lubi. Ostatnio uparcie zżerało mi wpis ze słowem ‚ż a r o o d p o r n y’ 😀 W ogóle nawet kawałki tego słowa są na indeksie
Nemooooo !!!! Jesteś niesamowita !!! 😆
Placku, już się nie dziwię skąd taki tłum wielbicielek jest wokół Ciebie. 😆
Krycha (17:01) „To blog inny niż większość, może dlatego wciąga?”
Właśnie dlatego. 😀
Alicjo, Barbórko, gratuluję przepisu na brzoskwinie ! Niesamowita pychota. Miałam tylko koniak, dlatego ociupinkę dodałam. Syropu mi się sporo zrobiło i „musiałam” wylizać 😳 miseczkę.
Zła dedukcja, to nie ‚oo’ jest winne to coś z tym żarem 🙁
O już wiem to ‚p o r n y’ mu się nie podoba, nawet schowany w słowie!
Chesel, nic a nic się nie przejmuj 🙂 Właziłam tu na sztywnych łapach i wsiąkłam nie wiadomo jak i kiedy, za to na amen 🙂
Acha, i nie bój Żaby, jak raz zjedziesz, będziesz wracała w podskokach 🙂
Mówi, że mi da26, no to czekam…
Czyli, że porografia i żaroznawstwo przejdą. Odetchnąlem.
Placku,
macham Ci spod CN Tower 🙂
O prosze – chesel juz sie zadomowila 🙂
I tak trzeba, miejsca nam nigdy nie zabraknie, lawa (l z kreseczla) wokol stolu jest magicznie rozciagliwa.
Wydziwianie z wlosami przed podroza odradzam, zapamietajcie sobie, dziewczyny, uczcie sie na moim bledzie 🙁
Jak zawsze Malgosi wychodzilo, tak teraz jednak nie. Mam za swoje. Pieron w mietle strzelil, a tak suchych slosow, doslownie kupa siana nie do ogarniecia, jeszcze chyba nie mialam. Poszlam do sklepu kupic jakies ratunki i zaraz ide ratowac. Ha! Dobrze, ze jest co ratowac, bywaja gorsze nieszczescia!
Jerzor poszedl do sklepu z rowerami 🙄
Mam nadzieje, ze nie kupi nastepnego!
Uczestnicy I Zjazdu poznali Marialkę. Moją ukochaną Marialkę – panią doktor, którą sobie Pyra przywłaszczyła na wyłączność. Wierzę w nią, jak w Zawiszę, dlatego mi zawsze pomaga, kiedy medycyny pilnie potrzebuję. Od niemal dwóch lat Marialka już u nas nie pisze, bo zarobiona po stetoskop zisający z szyi,
Dzisiaj Marialka ma imieniny i ja wypiję dzisiaj zdrowie świetnej lekarki, uroczej kobiety i mądrego człowieka.
Jeszcze nie pojechałam, ale za chwilkę.
Marialce – zdrowia, sił i powodów do radości!
Placku,
we włoskiej czekoladzie tylko nazwy są ładne 🙄 😉
Łotr nie lubi p o r n? Zakichany świętoszek 🙄
Gdyby ktoś chciał w domu zrobić bagna cauda (łatwe) to starzy Piemontczycy radzą czosnek podgotować w mleku albo choćby wymoczyć, nie będzie się tak przypominać po zjedzeniu 😉 Sos (oliwa, sardele, czosnek) musi być gorący, są do tego specjalne urządzenia do podgrzewania. To jest rodzaj fondue, warzywa mogą być surowe lub obgotowane, można nawet zanurzać kawałeczki obsmażonej wątróbki lub podpieczonego mięsa.
A teraz idę…
*wlosow, gapo jedna…
Wypije zdrowie Marialki kanadyjska whiskey, zaraz potem bede wychodzic na autobus do lotniska. Przed lotem lekki luzik jak najbardziej wskazany, nie jestem zwolenniczka latania, ale jak trzeba…to trza!
Pewnie tu jeszcze dzisiaj cos naklepie, a meldunek z drugiej strony Wielkiej Kaluzy nadam z Fano Island (Dania), od blogowiczki sasiedniego blogu Owczarka, u ktorej najpierw zacumujemy.
O wlasnie, chesel
to wartosc „dodana” do blogu, mowisz, ze gdzies wyruszasz, a tu zaraz ktos rzuca propozycje – wpadnij, to po drodze! Powiem Ci, ze bezczelnie z tego korzystam, ale i moj dom jest otwarty dla wszystkich, ktorym po drodze, oraz „znajomych krolika”, czyli dla tych, co nam podrzucaja znajomych. Tu mi sie Dorotol przypomnial, dzieki niej poznalismy chirurgow (wpadli na herbate, nie wypuscilismy, az po trzech dniach, kiedy juz MUSIELI wyjechac). Dzieki yyc poznalismy ROMka, dzieki…no i tak dalej i tak dalej.
A najpiekniejszy (i najpierwszy w zyciu) REJS jachtem po Atlantyku przezylismy dzieki Cichalowi, ktorego nigdy w realu nie widzielismy, a i on na blogu nie tak dlugo.
I poznalismy dzieki niemu legendy polskiego zeglarstwa, Ewe i Jerzego Tarasiewiczow…
W ogole, zarazili nas zeglarstwem! Mnie na pewno, Jerzor tak na pol gwizdka.
Dziekuje wszystkim, ktorzy nas goscili, beda goscic i – da Bozia laskawa – wpadna do nas w gosci. Zivot je cudo! (Kusturica).
Jak sie powtarzam, to wezcie poprawke – reisefeber!
serdeczności dla zapracowanej Marialki 🙂
Zgago, bardzo się cieszę, że deserek udany, tremę miałam, sama rozumiesz…
Witaj Krycho, miło, że dołączyłaś 🙂
Cie choroba! Alicja ledwo ruszyła już nadaje.
Prawda to, zrozumiałem dobrze, tzn. 1:1, że Jerzor podróżuje z rowerem?
No to, 30 tysięcy stóp pod podwoziem!
Cichale!
Dobrego lotu i wiele przygód, ale po wylądowaniu.
Do zobaczenia!
Marialko tęsknię za Tobą. Napisz tylko jedno słowo. Nie zmuszaj mnie do zachorowania, bym mógł Cię wezwać zamiast pogotowia. A zdrowie Twe wypiję ja i moi przyjaciele, z którymi dziś będę świętował także urodziny znanego na blogu z moich wpisów i zdjęć Andrzeja H. mistrza filmowej scenografii.
Na urodziny urwał się z planu filmu o wojnie z 1920 roku. Uciekał za nim strzelano. Na szczęście naboje były ślepe. A może strzelcy. Sam nie wiem.
Sto lat Marialko!
Dla pani Doktor i Nemo – Pere Al Barolo , a dla Alicji podziw. Ona samolotem, mąż wodnym rowerem.
Placku…niechby tak bylo, ale gorzej, ze on ten rower zabiera ze soba na poklad, i zawsze jest tak, ze on piesci ten swoj rowerek az do czasu, kiedy zdajemy bagaz, i ja targam walizke, no bo przeciez bezcenny rower 👿
Wymoglam, ze owszem, ale ma targac oba dwa!
Ustalilismy, ze wychodzimy za godzine, wiec toast za Marialke wczesniej. Nalezymy do tych szczesliwcow, ktorzy Marialke poznali osobiscie na pierwszym Zjezdzie Lasuchow 🙂
Szkoda, ze taka zabiegana 🙁
Za Marialkę, niech jej stetoskop lekkim będzie 😀
Za Zdrowie Marialki, by go za dużo nie straciła ratując go innym!
Za zdrowie i niespożyte siły dla dr Marialki. !
Napisałam u p. Kowalczyka i napiszę tutaj, bo inaczej mnie rozniesie na kawałeczki – czcigodni purpuraci właśnie wymierzyli kopa Prezydentowi, rządowi i , po trosze, nam wszystkim. „Nadejdzie jednak dzień zapłaty….”
Pyreńko, oddychaj głęboko. Sobie wymierzyli kopa, sobie 😎
Barbara wspominała, że pomysł na brzoskwinie zaczerpnęła z programu. Może to też niektórych zainteresuje, chociaż nie ma tam mowy o żadnym alkoholu 🙁
http://www.kuchnia.tv/kuchnia_przepis_0-0-2379_smazone-brzoskwinie.html
Chesel nie przejmuj sie, owszem czasami co poniektorzy „przeczukrza” konfitury. Jak bylam w Warszawie to tez trafilam na plan filmowy (boczkiem, boczkiem) 1920 Bitwa o Warszawe, krecono na Krakowskim Przedmiesciu i w zwiazku z tym pod krzyzem bylo bardzo malo ludzi, wiec myslalam, ze prasa przesadza.
Zdrowie Marialki!
Chesel,
szkoda, że nie zagladałaś na nasz blog wcześniej, bo byłaby doskonała okazja do osobistego spotkania z niektórymi blogowiczami. W końcu maja w Warszawie odbył się minizjazd zorganizowany przez koleżanki warszawianki .A uczestnicy przybyli z różnych stron Polski, a Alicja specjalnie przyleciała z Kanady. Mam wielką nadzieję, że powtórzymy takie spotkanie w maju przyszłego roku. Jeśli wytrzymasz z nami do tego czasu, może będziesz chciała nas bliżej poznać.
Kto komu dokopał?
Byłam w lesie.
Smażę grzyby. W trzy osoby uzbierało się na jedną kolację. Przypadło na mnie.
Małgosiu, zapewniam Cię, że wersja „Alicjo-Barbórkowa”, jest mniam, mniam. Nigdy nie próbowałam polewać owoców alkoholem i nie wiem, czy dobrze zrobiłam, bo ten kielonek koniaku wlałam, gdy cząstki brzoskwini skwierczały sobie na patelni – zrobił się cudowny w smaku sos. Wylizałam miseczkę super dokładnie. 😉
W przepisie, do którego podałaś sznureczek, jest (jak dla mojego cholesterolu) za dużo śmietany. 😀
Pyro, dostałaś liścik. 😉
Nisiu, dokopali ci co zwykle, tym co zwykle. 😉 Czyli wszyscy, wszystkim, czyli jest „normalnie”.
Jolinku 🙂
Co do przepisów na smażone brzoskwinie – rozumiem, że równie dobrze mogą być nektarynki. Dziś na hali targowej jakaś pani stojąca przede mną poprosiła o brzoskwinie. Sprzedawczyni na to, że może raczej nektarynki. A pani mówi, że jednak brzoskwinie. Ja się wtrąciłam,mówiąc, że skórka brzoskwiń jest taka chropowata, a ta pani mówi, że ona bardzo lubi ,jak ją ta skórka drapie w gardle. Do tej pory myślałam, że to miąższ jest główną zaletą brzoskwiń. Aby być konsekwentną kupiłam sobie dwie nektarynki. Mąż nie je ani jednych, ani drugich, bo go szczypią. Dla niego kupiłam piękny kawałek arbuza.
Nisiu, myślałam , że w środku tygodnia i po częstych deszczach jest sporo grzybów w lasach. Może nie trafiliście na dobre miejsce.
Krystyno, ja lubię brzoskwinie bo ich skórka, po rozgryzieniu, jest trochę kwaskowata a same brzoskwinie (dojrzałe) są o „całe niebo” bardziej soczyste od nektarynek. Tak mi się przynajmniej zdaje.
Zgago przeczytałam, ale nie jestem w stanie odpisać – może jutro mi się uda; coś mi dzisiaj poczta się biesi i nie otwiera się ani „odpowiedz” ani nowy list.
Pyro, nic nie szkodzi, nie przejmuj się, myśl jak fajnie będzie w Żabich Błotach i tylko o tym myśl. 😀
Marialko ! czyli Mario Luizo, opiekuj sie Pyra a czasami podrap Radka za uchem albo lepiej za obydwoma. Ja niestety wysiadam, czuje po prostu jak krok po kroku ucieka ze mnie zycie. Dzien po dniu jest przecietny. Kazdy poprzedni lepszy od nastepnego. Powoli pozbywam sie wszystkich klamotów których nazbieralo sie w moim zyciu. Dobrze, ze mam kilku przyjaciól w poblizu na których moge liczyc. Przygotowalem sobie nowa wersje testamentu i zalatwilem mozliwe ubezpieczenia. Bedzie kiedys wesolo, kiedy obydwie urny wyladuja na dnie Baltyku w moim starym marynarskim worku z kamieniem z Poludniowej Burgenlandii.
Jeszcze raz najlepszego w Twoim Dniu.
Pan Lulek
Krystyno, lasy podobno gwarantowane, a byłam z dwiema tubylkami. Wysyp się skończył, trzeba czekać na następny.
Zjadłam te grzyby. Teraz pęknę.
Nieznanej mi Marialce – wszystkiiego najlepszego!
W Necie krąży nowe słowo EpiskoPIŁATY
Pyro, miałaś oddychać 😉
Panie Lulku – kocham Pana, jeżeli Pan nie bzdurzy, nie stosuje emocjonalnego szantażu i wymuszanych „pieszczot” blogowych. Zęby – nowe, Caritasówki – nowe, okulary? orzechówka nabiera mocy, pyszne opowieści publikowane, więc przestań płakać.
Pyro (21:30)
i jeszcze http://www.nie.com.pl/art23630.htm
Tak, wiem Matahari, ale to jeszcze nie teraz.
Moi Kochani-grzyby zbieraja wszedzie.Tutaj w Sabaudii tez.
My przez przypadek tez wczoraj nazbieralismy troche borowikow.
Poszlismy sobie na taki banalny spacer przez las i prosze- grzyby!
A zatem trafila nam sie kolacja z wlasnych zbiorow i polowow-
duszone borowiki i pstragi z patelni.Domyslacie sie,kto zlowil te
pstragi w tutejszych,gorskich potokach 😀
Tak,jeszcze jestesmy na wakacjach.Zgago,jestem zdrowa i cala,
a zatem spij spokojnie! Milo mi jednak bardzo,ze czekacie na
moj powrot z urlopu.Wracam w sobote poznym wieczorem,
a zatem zapewne w niedziele odezwe sie juz z domu, powakacyjnie.
Danuśko – jeszcze masz kilka dni żeby złapać oddech . Korzystaj, pozdrów Alana.
Kiedyś uważałam się za ortodoksa … Od pewnego czasu wszystko stanęło na głowie 😥 , a może to ja 😯
Po prostu, Matahari, żyjemy w czasach, które nie sprzyjają ortodoksji. Poza wszystkim nie widać pasterzy, za którymi człek by chętnie podążył. Selekcja negatywna?
Barbaro (17.41)
Tak naprawdę dołączyłam ponad 3 lata temu, nawet ze 3 razy pisałam. Dobra średnia: raz na rok. Tegoroczny limit wykorzystany z nadmiarem.
Krycha, nie limituj tylko wpadaj. Tu jest szwedzki stół. Każdy chwyta, co lubi i dorzuca swoje 🙂
W mojej rodzinie było kilku księży. Niestety, już nie żyją … Z jednym z nich żyliśmy nieco bliżej, był fantastycznym duszpasterzem. Nie zmieniły go nawet bliskie kontakty z przełożonymi, nigdy nie godził się na awanse …
A później zaczęłam pracować w dużej szkole i 😯 🙁
Przeczytałem…
Zacytuję co powiedziałby papież w sprawie naszego blogowego kolegi: Jezus Maria …
Jak dojadę wkrótce to dam takiego kopa ,że się nie pozbiera. Czy będzie bolał?
Tak – w takich sytuacjach musi boleć. Znaczy jak boli to się żyje. Stary chłop a zachowuje się jak nastolatek. Kolejny raz już nie dam się nabrać.
Na miejscu jakiejkolwiek kobiety dałbym dyla po zapoznaniu się w okolicznościach i całokształcie. Ja cie nie mogie. Już się rozpędzam i zakładam kamasze z blaszką.
Zrozumiał ?
Z poważaniem przyjaciel co stracił cierpliwość . Wrrrry….
Misiu, wiedziałam, że na Ciebie można liczyć. Dołóż blaszkę ode mnie. Wrrrry
Pyro-dzieki,oczywiscie pozdrowie 🙂
Masz wakacyjny rozklad dnia jest najczesciej nastepujacy-
Osobisty wyrusza codziennie ok.6.00 na ryby,wraca 10-11.00.
Poranki mam zatem przenaczone na zajecia wlasne-jem niespieszne
sniadanie,czytam,gawedze z sasiadami na kemipingu,ide na spacer
nad jezioro,robie zdjecia.A kiedy Osobisty wraca z ryb (musze powiedziec,
ze najczesciej wraca dumny i radosny z pstragami) wysluchuje cierpliwie
jego wedkarskich opowiesci i zaluje,ze nie moglam mu towarzyszyc.
Naprawde nie moge,bo wybiera jakies niezwykle trudno dostepne
strumienie,a ze mnie nie jest zadna gorska kozica,wiec zdecydowanie
wole czekac na jego powrot, gdzies w poblizu naszego, wynajetego
na czas wakacji domku.
Zlowione pstragi hop do lodowki,na kolacje.Szykujemy drobny obiad,
albo tez jemy obiad w jakiejs oberzy na trasie i po poludniu wycieczkujemy. Sa dni kiedy wycieczkujemy od rana do wieczora,
z programu wypada zatem poranne wedkowanie.Osobistemu jest
ciezko na duszy,ale trzyma fason.
Fotoreportaze z wycieczek po alpejskich,a raczej glownie okolo alpejskich szlakach przewidziane.
Fotoreportaze kulinarne tez sa w przygotowaniu.
Sabaudia to ziemniaki,kielbasy i sery.
Sery ! Wiecie,ze pyszne sa,
ale ida w brzuchy i cztery litery 🙁
Panie Lulku drogi!!
Pan który przez lata jest naszą Latarnią, Magnesem, Kompasem, Sindbadem Żeglarzem, Podporą i Żarem blogowego ogniska rozmazgaił się tak niespodziewanie!?
Normalnie, jak parę lat od Pana młodsza, moja wnuczka Agatka.
Panie Lulku, ma Pan jeszcze zapewne w pamięci parę fajnych wspomnień, kilka zapamiętanych obrazków, jakieś wskazówki dla młodziaków.
Zbierz się Pan w kupę i jak ten rozczochrany opowiedz nam jeszcze kilka fantastycznych historii a zapewniam że będziemy tańczyć tak jak nam Pan zadyrygujesz! Bo to Panie Lulku nie jest do wytrzymania, w jednym miejscu, w jednym czasie, na jednym blogu takich dwoje zdołowanych : Jolka i Pan.
A jeszcze na dodatek Alicja nie pisze o majtkach.
Tak się dalej nie da, bądź Pan jak Majewski: nie memłaj, nie zaciemniaj horyzontu, zerwij z tym rozchwianiem, skoryguj postawy i nie spoglądaj zanadto do przodu…
Z uszanowaniem, antek.
Przepraszam za literowki,ale tak to jest pisac na cudzym
komputerze i jeszcze na dodatek na francuskiej klawiaturze.
Ja tez z petycja do Pana Lulka :
uprzejmie prosze nie smecic i nie zegnac sie z zyciem.
My kochamy Pana Lulka za jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru
i za dystans do siebie i do swiata.I niech tak zostanie!
Na wieki wiekow amen !
Panie Lulku, nie znam Pana, ale Pana kocham.
Proszę nie gadać takich strasznych guuupot!
Czytać hadko.
Uwielbiam Pana Panie Lulku, dlatego ogromnie Pana proszę, żeby się Pan nie poddawał. Proszę sobie zjeść dobrej, gorzkiej (najzdrowsza) czekolady – mnie pomaga w wyłażeniu z dołków i dołów. Czekolada zawiera serotoninę, która daje siły do walki z życiem i pozwala dojrzeć, jak miłe i ładne są „Caritasówki”. 😉
Z nadzieją, że rano obudzi się Pan w pogodniejszym nastroju, życzę pięknych snów.
Blogowisku też życzę spokojnej nocy i kolorowych snów.
Uprzejmie prosze o nieprostowanie mi pleców. Byl swego czasu znany w Polsce Pan prof. Dega, który wszystkie dowody wdziecznosi otrzymywane od pacjentów, nota bene a´conto, przeznaczal na zakupy srodków leczniczych. Klasy byl swiatowej. Dzisiaj jest oczywiscie o wiele prosciej. We wszystkich krajach. Jezeli korumpowanie wzajemne jest norma zachowania sie, to kolo zamyka sie i wszyscy jakos zyja.
Najlepszymi sposobami na zycie sa jednak Przemyt i Korupcja.
Doswiadczony w tych wzgledach.
Pan Lulek
Pozwólcie Panu Lulkowi powiedzieć, co Mu w duszy doskwiera, bo od czasu do czasu doskwiera każdemu z nas 🙄 Ale nie każdy ma jasno sprecyzowaną wizję i wyraźnie sformułowane dyspozycje w razie czego. Jużeśmy tu kilka razy sobie z Panem Lulkiem dyskutowali o ostatnich życzeniach, błękitnych diamentach etc. a potem wracaliśmy do teraźniejszości, bo ciągle jeszcze nas interesuje tu i teraz, jutro, a nawet pojutrze.
Panie Lulku,
mam nadzieję, że śpisz teraz pod Twoją wspaniałą pierzyną, a rano wstaniesz ze świeżymi siłami, błyśniesz nowymi zębami do lustra i powiesz: Ale im wczoraj napędziłem stracha 😉
Widzę, że nie śpisz…
Cale zycie przebiegalo u mnie pod znakiem gospodarki planowej. Sadze, ze jeszcze bawiac we wnetrzu Mamusi czyli Rodzicielki, ukladalem pierwsze plany z perspektywa do konca dni moich. Zmienialem te plany ustawicznie oj zmienialem. Nasluchalem sie tez obrad przywódców KPP podczas gdy reperowali okna inspektowe na terenie ogródków POD na tak zwanym starym terenie.
Jestem bowiem czlowiekiem którego kazdy moze oszukac.
Raz ale ostatni.
Machne jeszcze kielicha czerwonego i moze uda sie zasnac.
Pan Lulek
A gdzie Wanda TX, Orca, Nowy? Dlaczego nie pilnują lampki kiedy my śpimy?
O dziwo udalo sie usnac az do porannej kapiólki i sniadanka. Czekajac na dzisiejsza wizyte pani z Caritasu przytaczam historyjke rodzinna. W historie te zamieszana jest poprzez swojego brata Dorotol. Brat ten a mój kolega klasowy mieszka na Lomiankach na pólnoc od Warszawy i jest znanym milosnikiem koni.
Tatus mój byl nieco wyzszego wzrostu ode mnie ale nieslychanie silnym czlowiekiem. Kiedy zapudlowali go w czerwoniaku na Mokotowie za wspólprace z kulactwem, zostal doprowadzony do wieloosobowej celi. Historie znam z opowiadania wspólkuracjusza. Rodzic mój wszedl do celi, dokonal ogladu i zdecydowal jakie jest dla niego optymalne miejsce zamieszkania. Aktualnie zajmujac te koje na okrecie juz wtedy na kursie reform gospodarczych wstal i zlozyl oswiadczenie kto tu rzadzi. Tatus niewiele myslac wzial go za orzydla, doniósl do drzwi i powiesil na kracie na drzwiach z zakazem poruszania sie. Podczas kolejnego ogladu zewnetrznego cel stwierdzono, ze krata jest zaslonieta. Wiezienna karetka pogotowia odwiozla delikwenta zabarwionego na czerwono. Ogladacz zewnetrzny, jeszcze z doswiadczeniem XIX stulecia od razu pojal, ze nastapily zmiany w hierarchii wewnetrznej.
Ponadto zwracam uwage, ze dostarczany z zewnatrz chleb winien miec odpowiednia strukture aby nadawal sie na tak zwane gnioty.
To jest jednak calkiem inna historia
Pan Lulek