Damą być?
Na to pytanie chyba nie warto dziś odpowiadać. Nie znam żadnej młodej panienki, która by marzyła o właśnie o takiej roli. Znacznie fajniej być gwiazdeczką estrady, serialu TV lub po prostu znana osobą czyli tzw. „celebrytką”. Znana oczywiście z tego, że jest się znaną.
A jeśli przeczyta się poniższy cytat z książki Agnieszki Lisak „Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku” to niechęć do zdobywania szlifów i tytułu damy wydaje się w pełni uzasadniona.
„By wyrosnąć na prawdziwą damę, należało zaprawiać się w manierach już od najmłodszych lat. Panienki starały się skrywać wszystko, co wiązało się z fizjologią. Z tego też powodu przy stole nie najadały się do syta. Widok dziewczyny z policzkami pełnymi jedzenia był bardzo pospolity, by nie rzec ordynarny, i niegodny prawdziwej młodej damy. Takie miłe męskiemu oku pozory można było zachowywać do czasu. Gdy przychodziła noc, żołądek burczeniem upominał się o swoje prawa. A wtedy nie było wyjścia, trzeba było pójść nocą do spiżarni, by w końcu zrekompensować sobie przymusowy post. Jednym słowem, po zapadnięciu zmroku cała salonowa etykieta szła w kąt. M. Kietlińska wspomina, że nocą, gdy wszyscy poszli spać, razem z kuzynkami spotykały się w spiżarni, gdzie na półmiskach zostały pokaźne resztki kolacji w postaci zimnego drobiu i mięs. „Rzucały się panienki na smaczne kąski, wynagradzając sobie sowicie post przymusowy”. Niestety, po pewnym czasie cała prawda o wątłej naturze panienek wyszła na jaw jak wielkie szydło z worka. Jak wspomina dalej autorka: „Otóż jednej nocy, kiedyśmy w negliżu pochłaniały różne przysmaki, nagle za oknem, od góry otwartym, rozległy się głosy naszych kuzynów, winszujących nadobnym Krakowiankom dobrego apetytu, popierając życzenia urągliwym śmiechem”.
Podobnie na wsiach kobiety podczas spotkań towarzyskich starały się jeść mało. Nie chodziło tu jednak o etykietę – na wsi nikt nie znał tego słowa. Kobiety wierzyły, że w ten sposób będą atrakcyjniejsze dla przyszłych mężów jako mniej wymagające i tańsze w utrzymaniu. Jak pisał Łukasz Gołębiowski, jeden z pierwszych ludoznawców polskich: „Niejedna, będąc na jakimś posiedzeniu, mało je i pije, a zapytujących się upewnia, że syta, chociaż jej głód i pragnienie dokucza, ażeby się okazała niewiele wymagającą”.
W trosce o swój wizerunek kobiety nie powinny były naśladować mężczyzn, oddając się takim rozrywkom, jak szermierka, jeździectwo czy też polowanie. Nie mówiąc już o rozprawianiu w towarzystwie o mądrych rzeczach, to jest polityce, gospodarce czy nauce. Takie ekstrawagancje były dalece niestosowne. Jak głosił jeden z poradników: „Kobietę stworzył Bóg dla uprzyiemniania świata”. Męskiego – zapominał dodać autor. Niczego więcej od niej nie oczekiwano.”
A dziś każda panna może folgować swoim zachciankom przy stole. Chyba, że jest anorektyczką. Wtedy jednak na pewno by nie trafiła do naszego blogu, a tym bardziej do towarzystwa.
Komentarze
Dzień dobry Gospodarzu. Dzisiejszy temat przywodzi mi na myśl wspomnienia o mojej Babci i czasach, kiedy jako filigranowe dziewczątko bywała na balach a męższczyźni czuli się zaszczyceni towarzystwem dam.
Z głębokiego dzieciństwa pamiętam wielkie, niedzielne, rodzinne spotkania przy stole. Od ok 12- 20:00. Zawsze pieknie nakrytym i przy blasku świec. Jadało się długooo. Specjały kuchni ukraińskiej, poznańskiej i krakowskiej. Później kawa i desery w innym pokoju. Panowie skupieni razem przy cygarach czy papierosie… ale wizytowali od czasu do czasu siedzące przy mniejszym stoliku małżonki, odrywając się od rozmów o polityce. Później siadano do kart. Dzieci też miały swój mały stół i miejsce do zabawy. I znowu kolacja…
Wszyscy- jak sięgnę pamięcią- z latami coraz lepiej wyglądali. Moja Babcia odchudzała się przez 6 dni w tygodniu, 7 jadła po odrobinie…. ale talerzyki zmieniały się przez kilka godzin 😉
Jade do miasta wytłumaczyć jednemu facetowi jaka jest różnica między damą a wołem roboczym.
Blogowisku życze miłego dnia. Leje i jest 14 st C… cudownie!
witam 🙂 …. wróciłam … poczytam i coś napiszę …
Grupa z Texasu przyjechala dzisiaj do Seattle. Pierwszy segment filmu to przerwa przed koncowka trasy. W drugim segmencie wszyscy dojezdzaja do miejsca docelowego.
http://www.youtube.com/watch?v=Q99GBjPKVw4
Jutro (19) zwiedzimy miasto.
Wiecie co? Warto żyć. Ludzi dobrej woli JEST więcej 😀
Orca,
😆 😆 😆
Wanda TX,
gratuluję córki 🙂
Damą być? W pierwszej połowie lat 60-tych, w szkole do której chodziłam, miałyśmy regularne lekcje „dobrych manier”. Podawano nam, na przykład, ziemniaki i kwaśne mleko. Rzeczą niedopuszczalną było sięgnięcie po kubek z mlekiem lewą ręką. Należało odłożyć widelec, którym jadło się ziemniaki i wziąć kubek do prawej ręki.
W czasie tych lekcji zwracano się do nas per panienki. Działo sie to w moim ukochanym Wrocławiu.
Placku,
brylanty odnalezione 🙄
Wybrałam trzecie wariant i zakopałam je w ogrodzie. Uprasza się o nierozkopywanie całego ogrodu, brylanty są pod lipą 😎
Ten agent to z pewnością UFO albo ruski, innym alfabetem pisze 🙄
Dobre maniery przydają się nie tylko na salonach 😉 Mnie w szkole podstawowej też polecono przynieść nóż i widelec, talerzyk i… jabłko 😯 😉
Co do niekompatybilności bycia damą i rozprawiania w towarzystwie o mądrych rzeczach, to wiek XIX panuje w niejednej polskiej głowie, niekoniecznie tylko męskiej 🙄
Podziwiam wytrwałość kolarzy w drodze na Alaskę. Po ostatnich 2 tygodniach tym bardziej. Mnie utrzymywały przy życiu tylko spore dawki magnezu, ale oni są młodzi i mają wielkie wsparcie ze wszystkich stron. Od tygodni próbuję zarejestrować się na podanych stronach i głosować, ale nie udaje mi się wpisać w wymaganych rubrykach 🙁 To po prostu nie reaguje 😯 Czy to dlatego, że mój komputer jest Mac z przestarzałym systemem? 😯
Puściłabym Wam marzenia p. Maryli Rodowicz o tym że: „Tak bym chciała damą być” lecz przez następne 2 tygodnie jakiekolwiek filmiki, fotografie i co większe strony internetowe będą dla mnie niedostępne. Moje „maleństwo” wolno współpracuje z Internetem, czy też na odwrót. Nadszarpnęłam nasze miesięczne konto i takie są skutki.
Wyspy bananowe mnie nie interesują (chwilowo), bananówka za słodka. Zamiast tego przygotuję obiad w stylu meksykańskim. Jalapeno’s Mexican Food, bo to pierwsze wyrosło nad podziw. Włańnie dzisiaj zebrałam plony.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Nemo,
w jakiej formie brałaś magnez? Mam wrażenie, że mnie też by się przydał.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że wiem kim jest Agent i że wszyscy znamy go tu doskonale.
Echidno,
w środku zimy Ci rośnie? 😯 Moje peperoncino w ogrodzie ma na razie 2 zielone strąki, następne pączki ruszyły dopiero po obfitych deszczach…
echidna pisze:
2010-07-19 o godz. 10:48
Puściłabym Wam marzenia p. Maryli Rodowicz o tym że: ?Tak bym chciała damą być? lecz przez następne 2 tygodnie jakiekolwiek filmiki, fotografie i co większe strony internetowe będą dla mnie niedostępne. Moje ?maleństwo? wolno współpracuje z Internetem, czy też na odwrót. Nadszarpnęłam nasze miesięczne konto i takie są skutki.
Wyspy bananowe mnie nie interesują (chwilowo), bananówka za słodka. Zamiast tego przygotuję obiad w stylu meksykańskim. Jalapeno?s Mexican Food, bo to pierwsze wyrosło nad podziw. Włańnie dzisiaj zebrałam plony.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
jotka pisze:
2010-07-19 o godz. 10:50
Nemo,
w jakiej formie brałaś magnez? Mam wrażenie, że mnie też by się przydał.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że wiem kim jest Agent i że wszyscy znamy go tu doskonale.
nemo pisze:
2010-07-19 o godz. 10:52
Echidno,
w środku zimy Ci rośnie? Moje peperoncino w ogrodzie ma na razie 2 zielone strąki, następne pączki ruszyły dopiero po obfitych deszczach?
Dodaj komentarz
co ja zrobilem?
Juz kradne cudze komentarze?
Chcialem tylko zwrocic uwage moderatorowi na mozliwosc spamfiltra.
Mimo to, dobrego dnia zyczy
pepegor
Jotko,
Magnesium-Sandoz, rozpuszczalne tabletki kupione po drodze w jakiejś aptece. Dobre na nerwy i wysiłek fizyczny. Ostatnimi czasy miewam bolesne skurcze mięśni w nogach i to jest podobno objaw niedoboru magnezu. Po zażyciu takiego preparatu – jak ręką odjął. Przy zakupie preparatów magnezowych dobrze jest zwrócić uwagę, aby był to magnez związany organicznie, jest lepiej przyswajalny.
Dziędobry na rubieży!
Raz w życiu czułam się jak prawdziwa dama, ale skończyło się właśnie piciem bananówki… więc zaniechałam.
Było to dawno temu, kiedy robiłam reportaż o ostatniej szarży kawaleryjskiej pod Borujskiem w 45 roku i odnalazłam ówczesnego porucznika kawalerii, który jako ostatni w historii wydał komendę „lance do boju, szable w dłoń”. Był to już starszy pan i pułkownik w stanie spoczynku. Miał takie maniery, że nieomal poczułam, jak tren się za mną wlecze. Niestety, kiedy zaproponował nam trunki, kolegom dał koniak, a damie likier bananowy. Trzebaż było widzieć rozradowane gęby moich kochanych kolesiów!
Właściwie to jeszcze kilkakrotnie bywałam damą (już bez przesłodkiego likieru) – zawsze jakoś w okolicznościach mundurowych, np. w salonie kapitańskim Daru Młodzieży (gdy ówczesny pan komendant dziękował mi za zrobienie muzyki do widowiskowego podnoszenia żagli – koniaczkiem, którym toast wzniesiono uroczyście), albo u pilotów Marynarki Wojennej – szczególnie u pana dowódcy, admirała, albo u innego admirała MW, którego namawiałyśmy z koleżanką, żeby nam wypożyczył okręt wojenny… Wypożyczył, czemu nie. Kawę nam kapitan wtedy podawał, ze złotem do łokcia.
Myślę, że bycie damą zależy od okoliczności. Są takie, że się „normalny człowiek” od razu przestawia na damę…
Errata”
właśnie
nemo –
myślę, że lekcje dobrych obyczajów przy stole praktykowane były w większości szkół. Zajęcia praktyczne dla dziewcząt (szkoły podstawowe) obejmowały między innymi umiejętność przygotowania stołu na różne okazje, przygotowanie posiłku, ciast itp. W mojej szkole zapraszałyśmy na własnoręcznie wyprodukowane w szkolnej pracowni dania kolegów z klasy. I przy tej okazji nauczycielka dawała nam krótki kurs i wykład co, jak i po co.
Zwróćcie uwagę na sceny przy stole w większości filmów produkcji Hollywood`u – jedna ręka pod stołem. Przeważnie.
To nie UFO. To szpieg szoguna – albo tajny ajent internetowy. Nie, nie agent – ajent.
E.
Pepegorze,
tu chyba nie ma moderatora, a Gospodarz jest w wojażach, kto by miał tu instalować filtry? 🙄 Poza tym kod miał pełnić tę rolę…
Trzeba kodu uczynić wytyk służbowy… 😎
Echidno,
dawniej w tej ręce pod stołem znajdował się colt. Takie były tam maniery, i zaufanie 😎
nemo –
on mi rośnie cały rok. I owocuje. Mam wrażenie, że zimą nawet więcej bo słońce nie wysusza owoców.
E.
A co teraz trzymają?
Nawet nie będę zgadywać!
E.
Hi hi,
agent jest ruski – nie gniotsa, nie łamiotsa (te znaki zapytania to w rzeczywistości rosyjski tekst). I taki jakiś chytry, że nawet czasem przez poczekalnię się przebija. Ja miałam u siebie to samo, kasuję na bieżąco. Tu widać nie ma kto się tym zająć. Powiem w dziale internetowym.
Rzadko tu ostatnio wpadam, więc hurtem wszystkich pozdrawiam 😀
Może to Stirlitz?
😎
Ale Stirlitz umarł 🙁
http://www.filmweb.pl/person/Wiaczeslaw.Tichonow
Chyba że to tak jak z Elvisem… 😉
Stirlitz umarł,ale kawały o nim wiecznie żywe :
No, jeśli dalej pogna w tym tempie, to w Zurychu będzie raz dwa. pomyślał Stirlitz obserwując swojego kuriera oddalającego się z lawiną
– Stirlitz, mam dwie wiadomości: złą i bardzo złą – powiedział Mueller.
Od której zacząć?
– Od złej.
– Radziecka radiotelegrafistka wszystko powiedziała.
– A ta bardzo zła?
– Nie nam powiedziała, tylko Waszej żonie.
Agent jest ruski i lata z tym warezem po wszystkich blogach. Szczeniak jakiś pewnie…bez manier 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=P2L8EExwkuE
Stirlitz umarł? Niemożliwe.
Alicja – z czym lata? Co to znaczy?
Nemo,
dziękuję 😆
Ja też nie lubię likieru bananowego, ale bardzo mi smakuje zupa bananowa na ostro. Czy ktoś chce przepis?
Tu wyjaśnienie:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Warez
Jotka, nie pytaj, czy ktoś chce, dawaj ten przepis na bananówkę, zwłaszcza, że na ostro 🙂
O masz…. kolejna burza 🙄
Idę pod kordełkę.
Akurat wczoraj była przy żabiobłotnym stole mowa o amerykańskiej zasadzie trzymania lewej ręki pod stołem (Stara Żaba w roli ciotki mającej za złe tresowała dzieci – mój siostrzeniec nazwał mnie kiedyś Srogą Ciotką i dopiero jak się ożenił zmienił to na Ciotkę z Północy 🙂 ). Rozumiem, że oni (amerykanie) najpierw dokładnie kroją to co na talerzu, potem odkładają nóż, przekładają widelec do prawej, lewą chowają pod stół i spokojnie jedzą samym widelcem. Tłumaczenie z Coltem bym przyjęła, ale wielu miało tylko jeden rewolwer i to noszony z prawej strony
„cichal pisze:
2010-07-19 o godz. 02:51
Alicja, robić przelew czy na rękę. Wolę przez PayPal bo za darmo i bezpiecznie. Ile?”
Zapytaj Starą Żabę, my jeździmy na Zjazdy co roku i dajemy kaszolę na rękę, bezprzelewowo 😉
O ile się nie mylę, w tym roku stówka złociszy na osobę.
Alicja,
mówisz i masz:
Pikantna zupa bananowa, 4 porcje – 1 porcja ok. 285 kcal *
* 8 małych bananów
* 2 cebule
* 200 g jogurtu
* 1 litr bulionu warzywnego
* 2 łyżki curry
* 1 łyżka ostrej papryki
* 3 łyzki oliwy z oliwek
Cebule pokroić w półplasterki, podsmażyć na oleju. 6 bananów pokroić w plasterki, dodać do cebuli, zalać bulionem, wsypać curry i paprykę, gotowac około 20 minut. Zupę zmiksować, dodać jogurt i pokrojone w plasterki 2 banany. Podawać ciepłą.
Zalety zupy – banany zawierają dużo potasu, witaminy B oraz aminokwasu o nazwie tryptofan, niezbędnego przy budowie strukturalnego białka, przeciwciał i serotoniny. Zarówno ta ostatnia, jak i witamina B, łagodzą poziom depresji, pozytywnie wpływają na układ nerwowy.
———–
* kalorii wprawdzie nikt nie widział, ale one istnieją i są bardziej przebiegłe od Stirlitz’a
Żabo,
jak kto nie potrafił strzelać lewą, to przełożenie rewolweru z jednej ręki do drugiej szybsze pewnie i łatwiejsze było, niż wyciąganie go z kabury 😉
Amerykańska etykieta nakazuje:
” American Style: Knife in right hand, fork in left hand holding food. After a few bite-sized pieces of food are cut, place knife on edge of plate with blades facing in. Eat food by switching fork to right hand (unless you are left handed). A left hand, arm or elbow on the table is bad manners.” 😯
Nie do końca zgadzam się z Gospodarzem. Gospodarzowi to bez różnicy, podziwia sobie greckie świątynie lub kąpie się z ostroszami. Ale znam parę dam, w tym i całkiem młode. To nie jest tylko znajomość form towarzyskich czy trzymania przy jedzeniu łokci blisko korpusu. To raczej postawa życiowa, której maniery zwykle towarzyszą, choć nawet przy ich lekkiej niedoskonałości można damą być. Zauważyłem, że ich koleżanki i koledzy, choć sami nie zdecydowali się na taką ekscentryczność, jednak żywią dla dam pewien szacunek.
Orca wspaniale kibicujesz Basi … 🙂 … wszystkie zdjęcia i filmiki obejrzałam z ciekawością … 🙂
Alicjo widzę, że zjazd się bardzo udał … 🙂
jotko Wasze wojaże też bardzo udane … 🙂
Pan Lulek chyba się w lecie czuje dobrze … 🙂
antek znowu nadaje … się cieszę … 🙂
nemo pięknie tam u Ciebie … 🙂
Placek jedz więcej .. 🙂 … miło się Ciebie czyta … 🙂
Miś się zaszył w domu i pracuje na nowe podróże … 🙂
Paweł i Dorota wspólnie podróżują … i chyba im dobrze bo mało piszą … 😉
Tego sygnału na zakończenie posiłku uczono mnie również. Sztućce równolegle, trzonki na godzinie piątej, czubki – na dziesiątej 😉
Gdy próbowałem wszczepiać zasady właściwego zachowania przy stole mojej córeczce jako uczennicy szkoły podstawowej, miała mnie za świra. W liceum miała za dziwaka. Potem jakoś sama do nich wróciła.
ja ciągle zapominam być damą … sobie kupię jakąś książkę i poćwiczę … 🙂
Przed chwilą Nemo po angielsku, teraz po polsku. Czy łotr zamiast filtrować spam zajął się tłumaczeniem komentarzy?
Cofnąłem się trochę i widzę, że wykład Nemo jest obszerniejszy niż mi się wydawało. Dobrze, że w Ameryce uczą, jak jeść w Europie. Na razie zasady ogólne. Czekam na wyjątki.
Żabo, wyjaśnienie może być jeszcze inne. Może sakiewki nosili w lewej kieszeni i jedząc pilnowali, czy ktoś nie sięga.
Stanisławie,
dzieci chyba najlepiej uczą się przez naśladowanie. Pouczanie przy stole owocuje oporem, protestem i demonstracyjnym brakiem manier. Naszemu dziecku daliśmy po prostu wcześnie sztućce do ręki i już. Nigdy nie komentowaliśmy sposobu ich trzymania, samo jakoś wyszło. Teraz jest zgorszona, że jej Geolog potrafi ogryzać kotlet trzymany na widelcu 😯 Jego matka podobno oświadczyła, że poddaje się i manier niech go uczy towarzyszka życia 🙄 Nie wiem, czy to się uda, bo jego ojciec też tak właśnie zachowuje się przy stole 🙄 😉
Niedawno na pewnym stojącym przyjęciu w berneńskim ratuszu szukałyśmy obie Młodego. Jak jej powiedziałam, że widziałam go przy bufecie, zarumieniła się zażenowana i stwierdziła: plądruje, jak ojciec 😳 Moim zdaniem plądrował dyskretnie i z urokiem 😉 Da sobie radę w życiu 😀
dzisiaj mam wolne po urlopie z Amelką a od jutra do końca lipca wakacjujemy w Warszawie ..
ja od 10 lat raczej w lipcu i sierpniu nie jadę na wakacje bo mnie dołują te tłumy i korki .. i miałam rację bo Krynica M.to nie moje klimaty … ludzi od groma …. ceny z księżyca np. banany po 8 zł … przy takim upale plaża z dzieckiem ograniczona zresztą ludzik przy ludziku to mało przyjemność … dopiero po 17 godz. można było mieć trochę komfortu .. Amelka zadowolona bo znalazła miła koleżankę a atrakcji dla dzieci sporo ..
dom, w którym mieszkałyśmy mało przyjemny, jedzenie takie sobie … podobno (tak mówili ludzie, którzy od lat do tego ośrodka przyjeżdżali) było super ale zmienił się gospodarz i jest byle jak ..
przez upały mało ruchliwe byłyśmy… wycieczka do Fromborka w upał to połowa przyjemności .. ale pobyt w Kątach już mi odpowiadał bo mniej ludzi ..
cieszę się, że wróciłam do mojego domku kochanego i, że udało nam się bez urazów i chorób dotrwać do końca pobytu …
ps. Krystyno dziki były … podchodziły pod same okna, chodziły po placu zabaw .. 🙂
Przykład jest dobry, to prawda. Ale rodzice o tym nie wiedzą, zanim się nie przekonają i nie mogą zdzierżyć widoku dziecięcia wpychającego sobie jadło do buzi nożem. Teraz mam już więcej wiary w rozsadek latorośli.
Stanisławie,
cytat z amerykańskiej etykiety podałam Żabie na podparcie wspomnianej przez nią dyskusji przy rodzinnym stole. Potwierdziły się moje obserwacje w USA, u „prawdziwych” Amerykanów np. w Filadelfii – lewa ręka na stole uchodzi tam za brak manier. Łokcie na stole to brak manier również w Europie 😉
nie wiem czy jagody i wiśnie już się skończyły bo takie drogie a ja wiśniówki jeszcze nie nastawiłam …
Pozaglądałam wgłąb i wszerz. Nie, chyba nigdy nie byłam damą 🙁
Cichalu, wpisowe obgadałyśmy z Pyrą. Zostaw paypala w spokoju i przyjeżdżaj 🙂
Nigdy nie widziałam dziecka wpychającego sobie jedzenie nożem do buzi 😯 Widziałam za to ojców oblizujących ostrze noża 🙄
Łokcie na stole, owszem, zabronione były. Ale nie przykładam już tak wielkiej wagi do drobnych uchybień, skoro praktycznie dobrych manier nigdzie nie uczą, a przykład z domu nie każdy wynosi, jak to sama zauważyłaś. Jednak widać, kto się stara. I kto ma styl bycia pozwalający zaliczyć do „towarzystwa”. Ale i brak tegoż potrafię tolerować, jeśli inne walory równoważą.
Chyba rzeczywiście przekręciłem istotę rzeczy. Było to istotnie oblizywanie noża, ale czasem i podpieranie nożem kawałka mięsa wpychanego do buzi.
Jolinku,
ja w tym roku nie zjadłam ani jednej wiśni, ani czereśni 🙁 Są w sklepie czereśnie „premium” po 12 Fr 😯 Te na znajomych drzewach szlag trafił 🙁 Zapowiadały się pięknie, a potem taki kiepski czerwiec… Idę zebrać jeżyny.
Jagody w naszych górach dopiero od sierpnia.
Witaj, Jolinku. Ja też staram się nie wyjeżdżać nigdzie w pełni lata, chyba że na jakieś rubieże, gdzie jest mało ludzi. Ale sytuacja jest trochę inna, gdy są małe dzieci albo wnuki. Dobrze, że Amelce podobało się i miała towarzystwo. A upały wszędzie dokuczały. Takie wyjazdy pozwalają docenić uroki własnych pieleszy. Miło jest wrócić do zacisznego mieszkania.
Jagody widziałam już w sklepie, ale bardzo drogie. A wiśnie kupowałam chyba po 6 zł za kilogram i były bardzo dobre, mocno dojrzałe.
Jotko,
dobry na braki magnezu i potasu jest polski preparat Aspargin.
Jotko,
po tych belgijskich piwach jak znalazł 😉
Nemo,
te piwa były i są, bo trochę ich jednak przywiozłam, głównie wiśniowe. Wyrównuję w ten sposób niedobór witamin, bo moje drzewka nie owocują praktycznie wcale w tym roku. Takie piwko to jednak sama witamina, nie sądzisz? 😉
Wiśnia, jest wiśnia skąd ten cytat?
Jolinku,
witaj w pieleszach 😆
Krystyno,
czy Ty też wróciłas na rodzinny memłon? 🙄
Jotko, nigdzie nie wyjeżdżałam, czekam do jesieni, także dlatego, że mój mąż ze względów służbowych woli na razie nie brać urlopu. Ma u siebie w pracy jakieś reorganizacje i chce wszystkiego dopilnować. Ale czasami zdarza nam się jechać główną drogą trójmiejską i większość rejestracji jest spoza naszego województwa.
Stanisław bardzo trafnie okreslił istotę „bycia damą” . Nic dodać, nic ująć.
A co do dobrych manier, uważam, że należy je znać choćby z tego powodu, żeby nie czuć się źle w niecodziennych sytuacjach. W domu można pozwolić sobie na dużą swobodę, ale warto wiedzieć jak zachować się w towarzystwie. Przecież ” jak cię widzą, tak cię piszą”.
Jeszcze co do wczorajszych wpisów :
Alicjo, może co jakiś czas będziesz przypominać numer konta Żaby, bo nie wszyscy będą mogli doczytać wczorajsze wpisy.
Chyba Twój Jerzor miał wczoraj zły humor, skoro mówił Ci takie rzeczy. Nie wierzę zresztą , że mówił to serio. Chyba by oczu nie miał, czy co…
Muszle od Ciebie już znalażły właściwe miejsce. Jest ich wystarczająco dużo, ale jakbyś koniecznie chciała się pozbyć, to dwie lub trzy chętnie przyjmę. Ale naprawdę lepiej nie obciążać bagażu na tak długą podróż.
Pepegor,
no proszę, sam nie wiedziałeś, że taki dobry w Ciebie tancerz. Jeśli jest odpowiednia muzyka, to nogi same człowieka niosą. Cieszę się, że miałeś taki udany wieczór.
Pyra pewnie by nam przypomniała jak to Mistrz Wańkowicz swe córeczki dobrego zachowania przy stole uczył.
Jak zawiodły maminy instruktaż i pouczenia obiecał pannom kupno koni. Jednocześnie ogłosił listę „przestępstw” przy stole. Każde odstępstwo od reguł miało swoją stawkę. Pieniężną. Odliczaną od ceny kupna koni. I tak na przykład machanie widelcem podczas posiłku kończyło się ojcowską uwagą o utracie iluśtam włosów z końskiego ogona.
Ponoć metoda zaowocowała szybciej niźli pomysłowy tata oczekiwał.
Krojenie przed przystąpieniem do posiłku to nie tylko amerykańska domena. I w kraju kangurów panują podobne zwyczaje.
A wyobraźcie sobie nakładanie groszku bez pomocy noża. Satyra! Byłam tego świadkiem i omal nie udławiłam się ze śmiechu, bo przy tej okazji jak żywy stanęł mi przed oczami kadr z filmu „Czterej pancerni i pies”, kiedy to Gustlik próbował przekroić jajko. Jajko zaś umykało spod noża.
Echidna
ten obraz to mi:
stanął
i to była Errata
E.
I nie był to kadr lecz scena. O!
Echidna – nieuważna
Echidno,
nakładanie groszku na wypukłą stronę widelca nawet z pomocą noża przyprawia o zimny pot na skroniach 🙄 Tu już australijskie szuflowanie widelcem w prawej ręce jest relaksem 😉
Zjazdowicze:
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd-4.html
…ewentualnie…:
19 1140 2004 0000 3602 4333 2860
to jest konto w mBank
na nazwisko Ewa Karen Giebułtowicz
Witaj Jolinku, wlasnie rozstalam sie w Szczecinie, ktory nawet dobrze wyglada, z Pawlem i Jasiem i juz siedze na sofie w Berlinie. Wpadlam tu na chwile jak po ogien i potem dalej w krzaki.
Pawle podaj swoj link do albumu tu na blogu.
Pozdrowienia dla Zaby i zabich rezydentow.
Chyba przesadziłam z ostrym, meksykańskim obiadem. Teraz jestem dla odmiany w japońskim nastroju kulinarnym. „Suszi” mnie.
Pozdrowienia dla wojażerów w, po i podczas podróży.
Mówiąc ładnie dobranoc oddalam się
Echidna
nemo –
a ktoś tak jada?
Echidno,
Europejczyk z dobrymi manierami tak powinien.
Nie wiem, czy obejrzysz tę instrukcję przy wyczerpanym limicie 🙁
Groszek należy lekko zgnieść.
Moja teściowa tak jada. Mnie nauczono trzymać widelec i nóż jak sztylet albo kindżał, a nie jak obsadkę czy ołówek i tak mi zostało 🙁 Za to groszek nie spada 😉
W moim poprzednim życiu (czasy jaskiniowców) jadło się palcami 😉
Zdaje się, że wiele mi z tego zostało, przecież umarłabym z głodu, gdybym bawiła się z jedzeniem tak, jak ta pani z filmiku… chusteczka na kolanach na całość, a ta na pół… no wiecie co? 🙄
Moim skromnym zdaniem przy stole należy się tak zachowywać, żeby nikomu nie obrzydzać jedzenia, a z drugiej strony nie wbijać niepotrzebnie w kompleksy, że ten czy ów nie zna manier, a my jesteśmy tacy „ą-ę”.
Podstawowe, i moim zdaniem zupełnie wystarczające zasady, pewnie każdy zna. Czego nie znoszę, to mówienia z pełną buzią – celują w tym panowie, albo tylko ja na takich trafiłam.
Opiszę, a co mi tam… otóż znam jednego takiego BARDZO przystojnego faceta, cherubin po prostu, serdeczny przyjaciel zresztą. Przy stole nie przełknie, tylko opowiada. Z pięknie wykrojonych ust cherubina wypadają na wpół przeżute resztki jedzenia… wystarczy?
I mimo, że to bliski przyjaciel, jakoś nijak nie umiem mu zwrócić uwagi, choćby na boku. Żona mu zwraca uwagę, jak jesteśmy we własnym gronie – ale on, jak to mąż, jest głuchy na uwagi żony 🙄
„Drogi Kamyczku, co robić?”
Groszek należy podawać z puree ziemniaczanym. Troszkę tego, troszkę tego i nie spada.
Kompozycja co z czym, a czego nie, bo może być problem (kompot z wiśni – co z pestkami?). Co innego obiad domowy codzienny a co innego proszony – nie można stresować gości – to też należy do dobrych manier, tym razem gospodarzy.
nemo –
mój współbiesiadnki nabijał! Raczej próbował nabijać. Lewą ręką, bo mańkut lub jak wolisz leworęczny. I to okrągłe, małe i zielone uciekało na wszystkie strony. Nie tylko na obrus lecz i talerz sąsiada. Przyznasz, że to zabwne dla obserwatora – dla osoby wymagającej być może gorszące – ale niewątpliwie żenujące dla groszkowego bohatera.
Groszku nie rozgniatam. Językiem i podniebieniem wyczuwam jego krągłość zanim rozpłaszczony rozpłynie się w ustach.
Pewnie rozgniatanie jest praktyczne i nie gania się za warzywkiem po talerzu, stole i podłodze lecz wolę swój patent. Problemów ww opisanych nie miewam, a rozgniecuiony na talrzu groszek przypomina mi paćkę z dzieciństwa. Jakiej nie znosiłam. Wizualnie. I nie znoszę nadal.
No to idę spać. Dobranoc.
E-chidna
Większe zainteresowanie niż trzymanie widelca wzbudza zawiązywanie krawatów: Windsor, Half Windsor, Four in Hand…
dorotal ,
sprawdź poczte 🙂
Nieśmiertelne dylematy-jak i czy zwrócić uwagę,tak,by nie urazić ?
To są też czasem moje dylematy…Może Kamyczek zna sensowną odpowiedź.Ja nie znam.Uważam,że często dobrym rozwiązaniem jest uwaga
zwrócona lekko i z humorem,tyle że nie wszyscy mają poczucie humoru 🙁
Wieści z dóbr nadbużańskich :
– Jotko- Twoja juka kwitnie jak szalona i wzbudza powszechny zachwyt!
– zapewno jutro zostanie zakończone malowanie dachu na kolor rdzawo-
ceglasty.Dach będzie jak nowy.
– w kolejnym etapie do wymiany okna i odświeżenie elewacji
– gres ścieżki na przywieziony i zadekowany,poczeka na swój moment
– jagody na wyjeździe z Wyszkowa 10 zł/litr
Jak to dobrze,że nie mieszkamy w Helwecji 🙂
Czereśnie na straganach od 12 do 18 zł (przynajmniej na Ursynowie).
W dalszym ciągu zastępujemy tych szczęśliwców,co pojechali na urlop.
Chwilami nie wiadomo,w co najpierw ręce włożyć.Obyśmy przetrwali
do piątku !
Pepegor- na zjeździe sprawdzimy Twe umiejętności taneczne 😀
Osobisty ostatnio ćwiczył w czasie naszych krótkich greckich wakacji
sirtaki.Nieźle mu szło !
Numer konta Żaby odnotowany.
gres na ścieżki
Danuśka,
jukę ja tylko przywiozłam, wydłubała ją z ziemi już nocą i postawiła pod garażem nasza sąsiadka … Danusia 🙄
Cieszę się, że ładnie kwitnie a jak pozostałe kwiaty?
Uwaga Żaby o tym,by dania dla gości przygotowywać tak,by ich
nie stresować niezwykle słuszna.
Jotko- jeszcze kwitną dwa inne rodzaje,ale nie wiem,jak się nazywają.
A na zdjęcia i na Picassę potrzebuję trochę czasu.
Jak się uda to zrobię i prześlę.
Echidno,
groszku nie należy miażdżyć, tylko lekko przycisnąć nożem do widelca, w towarzystwie puree, jak podpowiada Żaba, żeby się piselli nie rozbiegły po stole i sąsiednich talerzach 😉
Oczywiście nie należy stresować gości nieznanymi lub niewygodnymi w spożywaniu potrawami. Nie stresujemy ich też uwagami na temat ich manier. Jak już zapraszamy to z dobrodziejstwem inwentarza 🙄
Ja stosuję zasadę, że pierwszą plamę na obrusie robi gospodarz lub gospodyni 😉
Co do manier przy stole (sztućce, serwetki) nikt nie musi się stresować we własnym gronie, ale pewna swoboda w obchodzeniu się z tymi utensyliami przydaje się, gdy jesteśmy zaproszeni na szczególnie uroczystą lub oficjalną okazję i nigdzie nie da się tego lepiej przetrenować jak u siebie w domu.
Dobrze wychowanego człowieka poznaje się po tym, że nie wyróżnia się zachowaniem w żadnym gronie i potrafi dostosować zarówno do „ą – ę” jak i do jedzenia śledzia na gazecie 😉
Mówienie z ustami pełnymi jedzenia nawet nie upchniętego w policzek jest obrzydliwe. Pewnie bym napomknęła, że poczekam na wypowiedź gościa, aż przełknie, bo nie chcę, by się zakrztusił 🙄 Pełne wymowy milczenie współbiesiadników powiązane z patrzeniem we własny talerz też bywa skuteczne. Jak się gość zorientuje, że wszyscy jedzą, podczas kiedy on peroruje, to może się zreflektuje 😉 Nietaktem jest podtrzymywanie rozmowy, kiedy wiadomo, że gość jest niecierpliwy i odpowie natychmiast, bez względu na zawartość jamy ustnej.
Kiedyś moja siostra skarżyła się na swojego teścia, że przy gościach notorycznie rozgryza kości ze swojej porcji kurczaka i ona nie wie, jak mu zwrócić uwagę. Poza tym ma wrażenie, że on tym gryzieniem demonstruje niezadowolenie z wielkości porcji 😯 Kiedy poradziłam podawać mu kawałki bez kości, była zdumiona, bo nastawiła się na konfrontację, a nie unik 😉
No to załatwiliśmy sprawy etykiety przy stole 😉
Jeśli chodzi o wiązanie krawatów, mój Dziadek Józef nauczył mnie sto lat temu tak zwanego podwójnego węzła. Do tej pory to pamiętam i potrafię, ale Jerzoru i Maćkowi zawiazałam tak, żeby mieli na stałe (mogą regulować „rozwiąz i podwiąz”) i nie zawracali mi głowy za każdym razem.
Jerzor potrzebuje od wielkiego dzwonu, Maciek – wcześniej do szkoły średniej, a teraz na codzień do pracy. Zdolny manualnie, ale też ma kilka zawiązanych „na zawsze”, słusznie, po co sobie tym zawracać głowę codziennie.
Swoją drogą, faceci ukrawatowani wyglądają całkiem nieźle 🙂
Witajcie przy stole 🙂
Czeresni na targu i w sklepach jest sporo, po 3 lub 3,50 euro. Na naszej czeresni wszystkie owoce pognily, nie bylo ich duzo w tym roku.
Dojrzewaja renklody i wegierki.
Jolinku, tez nie lubie byc w zatloczonych kurortach ale musialo Ci byc milo i dobrze z Amelka.
Spiesze doczytac o spotkaniu w Antwerpii i u Alicji.
Jeszcze o dobrym wychowaniu. Jestem przyzwyczajona, że mąż zawsze pomaga mi włozyc płaszcz. Jest to po prostu bardzo wygodne. I nawet gdy muszę chwilę poczekać, to czekam, bo zaraz by spytał : cóż to, sama się ubrałaś ? Czasem, gdy jestem u siostry, to biorę płaszcz z wieszaka i od razu wręczam go siostrzeńcowi, aby mi pomógł. Kiedyś mąż chciał być elegancki dla swojej koleżanki w pracy. Ona była tak zaskoczona i zdziwiona, że zaczęła mu wyrywać płaszcz, myśląc, że to z jego strony jakieś droczenie się. Potem przepraszała go za swoje zachowanie. A to skutek tego, że jej mąż nigdy nie podawał jej płaszcza.
„…on wiosną się uśmiechnie,
jesienią zagada…”
Wyszłam do skrzynki po pocztę, wpadłam do sąsiada, po drodze mi było przez drogę, akurat wpadła Elizabeth, jego stara przyjaciółka, przy zimnym piwie pogadaliśmy chwilę pod drzewkiem. Wygląda na to, że Frank lepiej się czuje, nawet mimo nieznośnych upałów. Bywało, że mnie nie poznawał, dzisiaj sam do mnie pomachał pod tytułem – wstąp na chwilę!
Słońce wyszło ostre i znowu upał 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=goQKddnPJ7Y
Witam z Poznania. Mój pokój w zasadzie skończony; brakuje tylko nowej lampy i pomalowana drzwi; o, jeszcze roleta na okno (zrezygnowałam z firanek).
Moja Młodsza jest leworęczna, ale podobnie jak jej siostra i brat, widelcem i nożem posługuje się od wczesnego dzieciństwa całkiem zgrabnie. Jest natomiast kilka potraw, które zjada wbrew wszelkim moim naukom paskudie, za to uparcie. Tak np rolady wszelakie zamiast kroić w plastry, najpierw wybebesza kompletie i dopiero potem kroi i zjada mięso. Drugą potrawą, przy której ja zamykam oczy, jest smażony albo pieczony ptrąg. Setki razy pokazywałam – odrzucasz skórkę w kierunku do góry , mięso ryby m wyraźną , wklęsła linię w połowie tuszki, opierasz bokiem widelec albo nóż do ryby , tę linię i ściągasz czyściutkie mięso z żeber w dół, do siebie, a z grzbietu od suebie w górę. Nawet okaleczonego Jarka tego nauzyłam, a Córci nie – diabie widelce z góry na dół robiąc z ryby sałatkę i wycągając pote z buzi ości. W żaden sposób nie da się powiedzieć, że tak je, bo iaczej nie umie, nie wie, nie nauczyli! No, w chyba rózgą…
Zacinają mi się klawisze i potem wychodzi robotą dla korektora.
Alina… 🙂
Charlie to je Charlie!
Krystyna,
ja też jestem zwolenniczką takich drobnych przysług ze strony męża albo innych panów – jak sie przyjrzeć, to nawzajem wyświadczamy sobie drobne grzeczności, wygodne dla obu stron.
Krawaty u panów skojarzyły mi się z pończochami u pań. Rajstopy to wygoda, ale pończochy, te wszystkie tam elegancja-francja… sam szyk 🙂
Trochę czasu brak na takie fanaberie 🙁
Dzień dobry, dobry wieczór i dobranoc (na antypodach). 😀
Już drugi raz zdarzyła się u nas 24 godzinna awaria sieci. Czułam się odcięta od świata i to do tego stopnia, że o 22:00 już chrapałam. 🙁
Od rana ganiałam po mieście, kupiłam sobie półbuty. 😯 Kupiłam też pojemniczek malin i upiekłam biszkopt, zrobiłam krem malinowy i w lodówce „siedzi” tort – malinowa pychotka. 🙄
Wniosek się sam nasuwa; gdy idę wcześnie spać, to na drugi dzień zapominam, żem leń patentowy. 😉
Zgago…
dawaj te delicje na blog! Ja biorę maliny 🙂
Moje marnawe 🙁
Jeśli chodzi o Kamyczka, to pamiętam, że pisał kiedyś o zasadach wchodzenia i schodzenia po schodach, tzn. pan schodzi przed panią a wchodzi za panią, żeby w razie potknięcia asekurować damę. Uśmiałyśmy się z koleżankami do rozpuku, bo było to w czasach mini i podejrzewałyśmy biednego Kamyczka o niecne myśli. 😯
…zakładam, że wiekowi jak ja wiedzą, że Kamyczek był kobietą… 😉
(Janina Ipohorska)
…takich nie sieją, a szkoda. Nieodmiennie kojarzy mi się z generacją, która odeszła, z Waldorfem na przykład, i tak dalej.
Ło matko, ziemniaki kipią!!!
spadła nam kotka z 6 piętra .. doszła sama do klatki schodowej ale coś jej się z płucami zrobiło .. jest w szpitalu dla kotków i jest nadzieja, że wyjdzie z tego .. Amelce nie powiedzieliśmy o spadaniu tylko, że brzuszek kotka boli ..
jotko przeczytałem, że mieliście jednak i niemiłe momenty w podróży …
Jolinku,
Koty zawsze spadają na cztery nogi, miejmy nadzieję, że to jeden z tych na cztery nogi. Trzymamy łapy za.
Jolinku,
może ta kotka miała szczęście w nieszczęściu, że z szóstego 🙄 Według doświadczenia nowojorskiej kliniki dla zwierząt najgorzej kończą się upadki kotów z wysokości do piątego piętra. Powyżej tej wysokości kot ma czas na opróżnienie pęcherza, co znacznie zmniejsza ryzyko obrażeń wewnętrznych, a te są o wiele bardziej niebezpieczne niż połamane kości 🙁 Swoją drogą ryzykowne jest trzymanie kota na wysokich piętrach bez odpowiedniej siatki zabezpieczającej 🙄
Moi goście spóźnią się o jeden dzień, samochód im się popsuł 🙄
Alicjo, ja z tym kremem kombinowałam jak „koń pod górkę”, bo chciałam mieć swój ulubiony krem z masłem i jajkami a gdy robiłam w zeszłym roku truskawkowy, to jak nabrał smaku truskawek, to się łotr zwarzył. A w dzisiejszym dałam niepotrzebnie o jedną łyżkę malin za dużo i też się zwarzył – fakt, że przed tą ostatnią łyżką już był bardzo malinowy ale ja jestem już taki ćwok, który nie zna umiaru.
Maliny w miseczce rozciapciałam widelcem, dodając cukru pudru (mniej słodki), potem wlałam do rondelka i na malutkim ogniu gotowałam, żeby trochę wody odparowało. Po całkowitym ostudzeniu, maliny już były bardziej gęste.
W garnku z gorącą wodą ubiłam kogel-mogel z 2 żółtek, jednego jajka i 4,5 łyżek stołowych zwykłego cukru. Jak się kogel-mogel porządnie ubił, to włożyłam naczynie z nim do zimnej wody i miksowałam jeszcze przez chwilę, żeby całkiem ostygł.
25 dkg. masła zmiksowałam na pianę i dalej miksowałam dodając po trochu kogel-mogel. Zauważyłam, że miksując masło z rzadkimi dodatkami trzeba mikser nastawiać na niskie obroty, wtedy się masa tak szybko nie warzy. Jak już się połączy masło z koglem-moglem, dodawałam po łyżce masy malinowej. Po dodaniu kilku łyżek trzeba skosztować, jeśli już jest smak wyraźnie malinowy, lepiej nie dokładać tej ostatniej łyżki – jak ja chitrus to zrobiłam. 😉
nemo może się uda przez to 6 piętro … kotka wyszła cichcem jak zwykle ale pecha miała bo padał deszcz i było ślisko … podobno ten upadek niczego jej nie nauczy i może jednak ochronią siatką ten balkon bo wystarczy sekunda nieuwagi i kotka na balkonie …
z reguły facet, który traktuje kobietę jak damę np. otwierając drzwi, podając rękę przy wychodzeniu z auta lub przypalając papierosa itd. uważa za normalne, że jest to tzw. kobieta domowa czyli prowadzi dom, wychowuje dzieci i najlepiej jakby nie pracowała … teraz jestem domowa kobieta i może czas zostać damą … 🙂
Jeszcze o manierach, choc w Polsce juz po godz. 22 i niewiele osob to przeczyta. W pamietnikach ktoregos z Czartoryskich czy innych Potockich wyczytalem o tym jak ich trenowano w utrzymaniu odpowiedniej postawy przy stole: jedna ksiazka na glowie, dwie pod pachami prowadzily do siedzenia prosto, bez rozkladania lokci. Testowalem na moich dzieciach i dzialalo!!! Zreszta sam tez sprobowalem. Taka nauka sprawdza sie zwlaszcza przy podrozach samolotem, gdy miejsca malo i trzeba trzymac rece/lokcie blisko ciala. Sprobujcie przy nastepnym posilku.
Co do Amerykanow to Ci, z tzw. lepszych sfer, albo po prostu obyci z Europa jednak stosowali sie do europejskiej etykiety i uzywali widelca i noza. Potwierdzam z wlasnych obserwacji. Do trzymania reki na podolku nadal nie moge sie przyzwyczaic po przezyciu juz 33 lat „po drugiej stronie stawu”, jak to mowia Anglicy.
Dobranoc
Jolinku, no co Ty, przecież już jesteś damą i to stu procentową.
Jolinku,
mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuację na kampingu pod Amsterdamem.
Adres kampingu wzięłam z przewodnika Pascala. Dotychczas nigdy nie zawiodłam się na ich rekomendacjach.
Tegoroczny wyjazd organizowałam na ostatnią chwilę ponieważ, z racji naszych wiosennych problemów, do końca nie było jasne czy dojdzie on do skutku.
Większość ciekawych miejsc noclegowych była już zajęta. Za ten kamping zapłaciłam z góry, co jest stosowane raczej rzadko. Zanim wyjechaliśmy dostałam już potwierdzenie z banku, że pieniądze zostały przelane.
Pierwszym zaskoczeniem było to, że mieliśmy do wyboru dwie opcje: albo wjeżdzamy za szlaban pod domki i nie mamy już prawa wyjechać samochodem przez cały pobyt, bo „nie ma czasu żeby ciagle podnosić szlaban”, ewentualne wyjazdy środkami komunikacji typu autobus, metro. Druga opcja zostawiamy samochód na parkingu zewnętrzynym i targamy bagaże – około 800 do 1000 metrów – do domku. Bagaży mieliśmy bardzo dużo, łącznie z jedzeniem na kolejny tydzień. Zdecydowaliśmy się wjechać, zwłaszcza, że czekaliśmy na Pepegora i zakładaliśmy, że jeden samochód będzie do użytku.
Ponieważ bagaże były bardzo ciężkie a my oboje mamy problemy z kręgosłupami Włodek podjechał pod sam domek. Fakt, były postawione słupki, które wskazywały, że raczej nie należy wjeżdzać pod domek. Nie było znaku zakazu wjazdu. Wypakowaliśmy bagaże. Włodek jest diabetykiem i zdarza się, że musi natychmiast coś zjeść, zaaplikować sobie insulinę, itp.. I tak się właśnie, po długiej podróży, zdarzyło. Zanim odstawił samochód na trawę za domkmi – z betonu przed nim – musiał usiąść przy stole i zrobic to co konieczne.
W tym czasie podjechał meleksem właściciel. Zaczął krzyczeć,żze niszczymy mu beton i mamy natychmiast przestawić samochód. jego prawo ustalać reguły i nie zamierzaliśmy ich łamać. Odpowiedziałam mu, że mąż zaraz to zrobi, ale w tym momencie nie może. I wtedy ten człowiek dostał „małpiego rozumu”. Krzyczał, że mamy się natychmiast wynosić z jego kampigu, rzucał naszymi bagażami, wyrzucając je na zewnątrz. Kiedy zaczął szarpać stół, przy którym siedział Włodek, powiedziałam, że jeżeli się nie uspokoi, zadzwonimy po policję. Stwierdził, że to jego prywatny teren i policja nie przyjedzie. Włodek wykrecił numer alarmowy i poszedł przedstawiać samochód. Ja wezwałam radiowóz, który przyjechał bardzo szybko. W międzyczasie właciciel krzyczał dalej, że mamy sie wynosić. Powiedziałam, że owszem zrobimy to zaraz jak nam zwróci pieniądze, ale on na to, że pieniędzy nam nie zwróci.
Policja zapytała nas o to czy doszło do rekoczynów. Skoro nie doszło, to nie mogli go zabrać. Przepytali sąsiadów, którzy to widzieli. Zapewnili nas, że własciciel odda nam pieniądze jeżeli zdecydujemy się opuscić kamping.
Zaczęłam obdzwaniać inne kampingi, schroniska młodzieżowe, hotele. Wreszcie znalazłam coś w samym sercu Amsterdamu. Pan obiecał rezerwować miejsca przez dwie godziny.
Poszłam do recepcji i powiedziałam, że wyprowadzamy się i proszę o pieniądze. Na co usłyszałam, że dostaniemy pieniądze (300 Euro), jezeli ktoś się wprowadzi na nasze miejsce. W tym momencie nie miałam oporów żeby mu przy jego pracownikach powiedzieć, że co innego mówił policji, że zostajemy i jeżeli ośmieli się zachowac niewłasciwie wobec kogokolwiek z nas, natychmiast dzwonię ponownie po policję.
Kacper był ciężko przerażony. Taka sytuacja nigdy nam się nie zdarzyła. A podróżowaliśmy za czasów nieboszczki komuny i po Rumunii i po Bułgarii i innych demoludach.
To był typowy facet z tych, dla których „zupa była za słona”. Potem widzieliśmy jak się wydziera na innych klientów. Kiedy wszystko układało się po jego myśli, był czarujacy. Kiedy ktoś nie spełniał natychmiast i literalnie jego żądań, wpadał w furię.
Wcześniej czy później kogoś pobije i wyląduje za kratkami.
Kiedy już przyjechał Pepegor z Laurą, dzieciaki świetnie się bawiły a Kacper stwierdził, że będzie miał o czym opowiadać.
W żadnym razie nie chciałabym już nigdy więcej przeżyc czegoś podobnego. Nigdy więcej nie zgodzę sie też płacić za noclegi awansem.
Generalnie wyprawa była jednak wyjatkowo udana, choć nie ukrywam, że równiez wyczerpujaca, głównie z powodu upałów.
Jolinku,
wedle Twoich kryteriów, Włodek zawsze traktował mnie i traktuje jak damę, ale nigdy nie oczekiwał, że będę „kobieta domową”. Co więcej nigdy nie mylił pojęć i zawsze rozumiał, że żona i gosposia to dwa całkowicie odmienne pojęcia i role.
Placku,
gdzie jesteś 🙄
Jotko, napisz do Pascala o tym incydencie, żeby go skreślili z przewodnika, przecież to istny horror.
Placku, przyłączam się do wołania Jotki; Placku, Placku, gdzie jesteś ?!?!?!?!
Jotka 😯
Ja za Zgagą powtórzę – zapodaj tego gościa do odpowiednich tych tam, no przecież to się w pale nie mieści!
Witajcie,
Melduję posłusznie:
1. zaległości w czytaniu odrobione;
2. ogórki się kiszą.
Dzisiaj było miodobranie. Korzystając z okazji nażarłam się (nie jak dama 😳 ) świeżego miodu. Rok kiepski, pszczoły chorują, zbiory słabe. Ale damy radę.
Nemo,
Przejrzałam twoje zdjęcia bodajże sprzed dwóch dni, i wychodzi na to że też mam bergamotkę vel pysznogłówkę. Oszczędzę ją jednak, bo pszczoły za nią (a raczej na niej) szaleją. To co im będę ulubione papu zabierać…
Krystyno,
Podziemia w Sandomierzu to pikuś – między 12 a 14 stopni. W Kamionkach Opatowskich było 8 stopni. Za to jak wyszliśmy na zewnątrz, miałam wrażenie że płuca mi się ugotują. Na podziemia w Opatowie się nie załapałaliśmy bo już zamykali. Może następnym razem…
Zdjęcia z Sandomierza się segregują, wkrótce je wrzucę na Picasę.
A ja sie musze przyznac, iz odkrylam inny, przydatny aspekt, tego wyjatkowgo blogowiska. Istnieja przeciez blogowe dzieciaki i tu tez mozna znalezc wspolnote interesow a z chetnymi wrazen blogowymi rodzicami przebyc troche wspolnych wakacji, co uczynilismy z Wiedenskim Pawlem.
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/Juli2010#
Nie w Kamionkach a w Krzemionkach Opatowskich.
O, tak, do Pascala napiszę. Chwilowo nie miałam na to czasu, ale z pewnością to zrobię. Być może redakcja przewodnika umieściła ten adres kiedy ktoś inny był właścicielem. Policjanci zapewnili mnie, że ich raport będzie dostępny w ich archiwum komputerowym. Nie wyobrażam sobie co zrobiłby ktoś nie znający angielskiego lub innego języka obcego. Jest to doświadczenie z rzędu tych, w które trudno wierzyć nawet wtedy kiedy się go samemu doświadczyło.
Dorotal ma rację. Świetne są te relacje pomiędzy dziećmi/wnukami blogowymi.
Dorotol, zdjęcia super.
Jotko, mam nieśmiałe pytanie; ilu masz ogrodników ? Następny piękny ogród. Wyrazy uznania.
Jotko, jak przeczytałam twoją relację, to też sobie pomyślałam i doszłam do wniosku, że u mnie w tym przypadku nie miałby zastosowania ani słowniczek, ani uśmiech tylko ręce – chybabym faceta zdzieliła i już nie musiałabym się martwić o zakwaterowanie.
Pojechaliśmy w trójkę na spacer do lasu – Paweł Wiedeński z Jasiem i ja. Muchy nas trochę zjadły. Paweł może zapoda więcej 😉
Dobranoc, jutro wyjeżdżają, rano jeszcze zjeżdżamy po pierogi.
Zgago,
przyznaję, że ogród był planowany i zakładany przez fachowca, z uwzglednieniem moich życzeń. Teraz pomaga mi dorywczo jedna osoba. Wszystkie aranżacje kwiatowe to mój projekt a wykonanie wspólne z Włodkiem i Pania Dochodzącą. Jej zasługą jest też to, że kwiaty nie wyschły na wiór w czasie naszej podróży. Utrzymanie ogrodu ułatwia automatyczne nawadnianie, choć nie wszystkie dysze działają prawidłowo. Sporo roslin straciliśmy z powodu mrozów. Teraz też niektóre chorują.
Dziękuję za uznanie 🙂
Czy Szan. Blogowisko zwróciło uwagę na „wysyp” mini zjazdów ? I to udanych !
I z tą pogodną myślą udam się do łózia, życząc wszystkim dobrej, spokojnej nocy i kwiatowych snów. 😆 😆
Zgago,
też tak myślę… spotykamy się w tak zwanym realu i wszystkich nas to zbliża. Przekazujemy sobie raporty, zdjęcia, wiadomości – na blogu, przecież nie za plecami. I przez to znamy lepiej tych, których jeszcze nie spotkaliśmy „w realu”, a chcielibyśmy.
Raczej nie ma szans, żebyśmy się WSZYSCY spotkali przy ognisku w Żabich Błotach, a wielka szkoda. Pozdrowienia…
…a jak jakiś Czesław nas czyta – wszystkiego najlepszego, wszak w Polsce już 20-go 🙂
Alicjo, cieszmy się kawałkami 🙂 Z nich robi się wielki puzzel 🙂 To lubię 😀
Nie wiedziałem, że na wakacjach tak trudno o wolną chwilę…
Wielokrotnie obiecywałem sobie, że wrzucę jakąś relację z podróży, ale…
U Doroty w krzakach jest prąd na kartki, a te wzięły były wyszły i prądu nie było. Prąda niet, intiernieta niet! A wremieni brakowało sowieso, bo najsamprzodkowo jedliśmy, piliśmy, byczyliśmy się nad jeziorem i w, budowaliśmy hamak, paliliśmy ognisko, znowu jedliśmy, piliśmy, gadaliśmy, graliśmy po ciemku w piłkę (na wszelki wypadek nie powiem, co nam służyło za bramkę )
Następnego dnia, po awanturze z kościelnym oraz wysmażeniu się nad wodą, ruszyliśmy.
Międzylądowanie u Jotki będziemy jeszcze długo mile wspominać, o kulinarnej oprawie pisała już Jotka (same cymesy, włączając w to Włodkową jajecznicę na śniadanie). O oprawie optycznej niech świadczą te nieliczne zdjęcia pstryknięte z kronikarskiego obowiązku. Było bardzo serdecznie, nagadaliśmy się do późnej nocy, naładowaśmy akumulatory dolodówkowe na -18 stopni i bez stresu wzięliśmy azymut na Żabie Błota.
Droga minęła bez przygód, jeśli nie liczyć kawy niewypitej w Wałczu.
Dojeżdżając do Starej Żaby słyszeliśmy w radio o burzach szalejących w koszalińskiem, ale te przeszły bokiem oszczędzając Błota.
W bramie powitała nas sama Gospodyni oraz pięć psów. Po sutym posiłku Jan dosiadł Avitę, Dagny poszła na łąkę szukać Nadira, a ja próbowałem uruchomić mój austriacki modem w służbie polskiego internetu na kartę. Udało się dopiero, gdy zacząłem rozbierać żabi internet na czynniki pierwsze. Potem postrzelaliśmy z Młodym ze śrutu do puszek po piwie i wróciliśmy do stołu i nocnych Polaków rozmów. Po nocce na strychu i śniadaniu usiłowaliśmy z Dorotą i dziećmi zabawić się w kowboi albo innych Indian i sprowadzić z pastwiska Nadira. Marchewki zjadł, złapać się nie dał. Dzieci pojeździły potem na innych koniach. Jan usiłował uprawiać woltyżerkę bez siodła, ale szybko zrozumiał, dlaczego tym sportem parają się raczej dziewczynki 😉
Dziś, tzn. wczoraj, zawieźliśmy Dorotole do Szczecina na autobus do Berlina. Ufff! Zdążyliśmy tylko dlatego, że nie wpadliśmy w jakąś pułapkę radarową.
Pod wieczór wyjechaliśmy ze Starą Żabą w teren. Ja na siwku Forever. Pierwsze chwile naszej znajomości były mało przyjemne. Forever poczuł, że jeździec kiepski i uznał za stosowne postraszyć mnie przeracając się na glebę. Wprawdzie nie wyleciałem z siodła, ale uderzenie było tak gwałtowne, że poczułem ostry ból w kręgosłupie i przez moment nie mogłem się ruszyć. Już widziałem oczyma duszy mej, że z Błot wyjadę na tych drzwiach, o których Żaba tu często pisała. Forever 😐
Po paru minutach autochiroterapii trochę się rozruszałem i dosiadłem siwka ponownie. Chciał zrobić mi taki numer jeszcze raz w szczerym polu, ale tym razem rozeszło się po kościach. Cięły nas muchy i bąki, ja cierpiałem z powodu pleców, Jan marudził z powodu uprzednio nabytych siniaków na tyłku, ale udało nam się wrócić cało i zdrowo, jeśli mogę tak mówić w obliczu bólu w kręgosłupie.
Kończę na razie, bo raniutko jedziemny z Żabą do Połczyna po pierogi, a po śniadaniu ruszamy w dalszą drogę, do Rowów nad Bałtykiem.
Trochę obrazków znajdziecie tu: http://picasaweb.google.at/picasso739
w albumach UDoroty, UJotki i UZaby
Dobranoc!
PaOlOre –
Jazda konno czasem boli. Mam nadzieję, że wybryk Forever, a raczej skutki jego działalności rozrywkowej rozejdą się po kościach.
Pierogów nie zazdroszczę, dzisiaj mam w planie jagodowe. Owoce ze zbiorów zeszłorocznych, z zamrażalnika. Nie są to prawdziwe polskie jagody ino to co nazywamy borówką amerykańską. Ale smaczne i nadają się praktyccznie na wszystko. Ostatnio były muffinki z ww. Pycha.
Na marginesie – sami zbieraliśmy na farmie. Jagody oczywiście, nie muffinki.
Konnej ekwilibrytsyki też nie zazdroszczę, ale tereny Żabobłotne …
Udanego pobytu w Rowach. I pogody.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
dzień dobry .. 🙂 … lecę do Amelki …
Znowu wzrastaja temperatury. W sam raz na pierogi z twarozkiem. Slifuja sie komienie metoda reczna.
Dnia pieknego letniego zycze.
Pan Lulek