Mały stół
Jeszcze dwa lata temu wydawałoby się to kompletną science fiction , niezbyt udanym wytworem czyjejś literackiej wyobraźni. Od kilkunastu miesięcy wiemy już, że nasza rzeczywistość stała się horrorem i musimy sobie jakoś w tym koszmarze dawać radę. Nawet jeśli wśród bliskich nie dzieje się nic dramatycznego, czai się pesymizm i bliższe lub dalsze ryzyko. Dajemy sobie z tym radę różnie, lepiej, gorzej. Jedną z naszych pociech jest z całą pewnością dobre jedzenie.
Słyszymy o upadkach różnych dziedzin gospodarki, na pewno nie dotyczy to jednak przemysłu spożywczego. Pełne półki (coraz droższych jednak towarów), dostatek owoców i warzyw (częstokroć z najdalszych stron świata), mnóstwo nowych produktów, spośród których dziwią mnie najbardziej półprodukty i gotowe dania w epoce, kiedy mamy więcej czasu na domową kuchnię.
Ale widać ktoś lepiej ode mnie wie, jakie są realne potrzeby. Ludzie kupują dużo a w końcu tygodnia bardzo dużo. W domach więc pewnie bywa dużo jedzenia. Ciekawe, jak wobec tego będziemy się przedstawiać wiosną, kiedy zdejmiemy ciepłe ubrania.
Na razie nie martwmy się tym. Przed nami święta. W wielu domach jedynym widomym znakiem Wielkanocy będzie obecność kilku świątecznych dań na mniejszym niż zwykle świątecznym stole. Już po raz drugi w Wielkanoc raczej nie będzie kompletu biesiadników. W ubiegłym roku wydawało nam się dość zabawne, że ustawiony na stole laptop dawał złudzenie obecności całej rodziny. W tym roku nie będziemy dostrzegać w tym nic do śmiechu. Raczej odczujemy złość. Pandemia skradła nam także radość przygotowań, które muszą być zupełnie inne, mniej obfite, mniej różnorodne czy wymyślne. Może jednak na przyszły rok…
Wszyscy wiemy, że z powodu licznych religijnych postów, obowiązujących w przeważającej liczbie dni w roku, od staropolskich czasów, nasza kuchnia oferowała doskonałe potrawy bezmięsne. Szczególnie wiele podawano ryb, chwalonych nawet przez wymagających obcokrajowców. Myślę, że obecnie tylko cena jest przeszkodą dla powszechnego zajadania się rybami, bo kilkakrotnie przewyższa koszt mięs. Wiemy jednak, jaka jest wartość ryb dla zdrowia. Ostatnio wypróbowałam potrawę rybną, która nie pogrąży nas w nadmiernych wydatkach, a jest naprawdę pyszna. Już postanowiłam, że stanie się popisowym daniem na Wielki Piątek, który lubię obchodzić postnie, jako wstęp do świątecznego łasowania. Przepis znaleziony w jakimś piśmie (nie pamiętam jakim) wypróbowując nieco zmieniłam, ale potrawa wyszła godna pochwały.
Podaję porcję na dwie osoby
Polędwica z dorsza zapiekana z ziemniakami
30-40 dag polędwicy z dorsza, 8 średnich ziemniaków, kopiasta łyżka pokrojonej w paseczki białej części pora, sól, pieprz, łyżeczka soku cytrynowego, szczypta suszonej szałwii;2 łyżki oleju z pestek winogron(lub dowolnie wybranego oleju)
Na sos: ½ szklanki śmietany 12 proc.,1 jajko,sól,pieprz,2 łyżki startego żółtego sera
Ziemniaki obieramy, kroimy na centymetrowe plasterki gotujemy na wpół miękko. Odcedzamy. Rybę gotujemy na parze lub pieczemy w pergaminie nie dłużej niż 10 minut. Dzielimy na kawałki, kropimy sokiem cytrynowym, posypujemy solą i pieprzem. Pora podduszamy na łyżce oleju.
Smarujemy olejem „dwuosobowej” wielkości naczynie do zapiekania, po czym układamy warstwę ziemniaków, na nich rybę ,potem pokrojonego i podduszonego pora .Ostatnią warstwę powinny stanowić ziemniaki.
Mieszamy składniki sosu i zalewamy potrawę. W temperaturze 200 st. Zapiekamy około 30-35 minut. Taki post to ja lubię!
Komentarze
Przepis zanotowałam, spodobał mi się.
Tak, post w takim wydaniu wydaje się być całkiem przyjemny i też zanotowałam przepis 🙂
Opowieści kawiarnianych cd
Ozdobne lampy, freski na suficie, złota sztukateria oraz marmurowe kolumny, Jeśli zdjęcie zrobicie tak, by nie było widać stolików:
https://www.bestwestern.pl/images/New_York_Cafe_na_W%C4%99grzech.jpg
to wydaje się, że znalezliście się na sali balowej w jakimś zamku, a nie w kawiarni.
“The most beautiful cafe in the world”-to zdanie znajdziemy na serwetkach najwspanialszej kawiarni Budapesztu-„New York Cafe”.
Myślę, że warto zajrzeć na jej stronę (jest też wersja angielska): https://newyorkcafe.hu/
Gospodyni też już myśli o Wielkanocy zatem do przepisu na Wielki Piątek( i nie tylko) dorzucam nietypowy mazurek na słono do podania w na przykład w wielkanocną niedzielę:
https://www.kuchniamagdaleny.pl/2018/02/wytrawny-mazurek-wielkanocny.html
Ta wspaniała węgierska kawiarnia w czasach peerelowskich nazywała się „Hungaria”. Ja byłam tam kilka razy z rodzicami a potem z mężem. W kawiarni oprócz znakomitych ciast jadłam po raz pierwszy krem kasztanowy.
Restauracja była na dole, serwowali tam m.in. 6cio centymetrowej grubości befsztyki z polędwicy, które wspominam do dzisiaj.
Płaciło się za te delikatesy bonami turystycznymi, mieliśmy też wtedy tzw. książeczki walutowe.
Kawiarnia została otwarta w 1874 roku i była chętnie odwiedzana zarówno przez cyganerię artystyczną, jak i przez zwykłych mieszkańcow miasta. Po II wojnie światowej „New York Cafe” popadła w ruinę(w naszej, rodzimej historii znamy niestety doskonale takie przypadki) i służyła jako sklep z artykułami sportowymi. W roku 1954 lokal otwarto ponownie pod nazwą „Hungaria”, tak właśnie jak wspomina Eva. Natomiast dopiero w roku 2006 zakończono gruntowny remont i przywrócono kawiarni dawny splendor.
Wiadomości powyższe znalazłam na stronie Madame Edith.
To może teraz trochę węgierskiej muzyki?
https://www.youtube.com/watch?v=IPYHy8k9Z34
Te kawiarnie to mozemy sobie ogladac wirtualnie a kawe to pazymy sami w domu.
Od wczoraj dowiedzielismy sie, ze jest nowa odmiana covidu 19 – odmiana bretonska, ktora pochodzi z mojego miasteczka. Testy sa negatywne a osoby sa chore. W naszym szpitalu jest okolo 80 przypadkow. A wydawalo nam sie, ze jestesmy zielona wyspa.
Małgosiu – przypuszczam, że to życie na „poniemieckim” dla Twoich dziadków nie było łatwe. Dlatego postanowili wrócić do Warszawy, mimo dobrej posady. U nas ludzie lubią zapuścić korzenie i takie przymusowe przesiedlenia czy nawet świadome przeprowadzki są takie trudne.
Elapa – dlaczego stwierdzono, że to covid, a nie grypa jeżeli testy wszystkich osób były negatywne? Typowe objawy? Może ta partia testów była wadliwa?
Przepis na dorsza zapisałam. Lubię wszystkie składniki, zastanawiam się tylko nad tą szałwią. 🙂
Asiu, moi Dziadkowie byli zakorzenieni w Warszawie, chociaż urodzili się zupełnie gdzie indziej. Dziadek przed wojną miał swoją firmę, więc kierownicze stanowisko, ale „państwowego” to nie było to.
Podobno pojawiła się kolejna wersja wirusa i właśnie ta nie wychodzi na testach PCR.
Ja bym nie podduszała pora, tylko dodała go żywego, bo podczas zapiekania przez 30-35 minut on wystarczająco ducha wyzionie i będzie miękki 😉
U mnie wczoraj była ichiban, japońska zupa z pudełka, trochę przeze mnie wzbogacona pieczarkami i jajkiem na twardo, a dzisiaj Echidny makaron z pieczarkami i serami zapiekany, ciekawa jestem, kiedy nam się znudzi, jak dotąd nic na to nie wskazuje, że szybko.
To też szybko się robi i jak najbardziej jest to danie postne.
Z postnych ryb najbardziej kojarzą mi się śledzie solone w postaci ze śmietaną i cebulą (wersja jeszcze z dzieciństwa), a poza tym wszelkie marynowane, w oleju i tak dalej.
Poza tym wreszcie jest +2c.
Patrykom i Patrycjom – najlepszego 🙂
Stosowna muzyka
na Dzień Patryka:
https://www.youtube.com/watch?v=A3Erhhwt9kg
Asiu, mam nadzieje, ze lekarze ze szpitala ptrafia odroznic covid od grypy. 8 osob mialo robione trzy razy testy, wynik byl negatywny a oni mieli covid, pozostali mieli testy pozytywne. My tez tutaj i chyba w calej Francji czekamy na wyjasnienia, bo wiadomosc poszla w srodkach masowego przekazu. Znajomi dzwonili z Wloch i rodzina z Niemiec, bo czytali wiadomosc w tamtejszych gazetach.
New York Café poznalem jako Café Hungaria, jeszcze za Janosa Kadara.
Wspaniała ta węgierska kawiarnia. Zazdroszczę Evie i Pepegorowi. Wprawdzie byłam w Budapeszcie, ale nie wiedziałam o istnieniu Cafe Hungaria.
Ciekawe, że polędwica z dorsza ma zupełnie inny zapach niż zwykły filet z dorsza, bardziej delikatny. Ponieważ dorsz smażony smakuje mi bardziej niż pieczony lub gotowany/ wiadomo, że trochę tłuszczu dodaje smaku/ może wypróbuję potrawę Gospodyni właśnie z dorszem lekko podsmażonym.
Alicjo,
jakiego makaronu używasz do swojej zapiekanki ? Pewnie była o tym mowa, ale nie pamiętam.
Asiu,
wywiad z p. Karoliną Kuszyk oczywiście obejrzałam. W moim rodzinnym mieście na Mazurach także nastąpiła po wojnie całkowita wymiana mieszkańców, przy czym oprócz Polaków wysiedlonych z Lidy i okolic większość to byli młodzi ludzie z różnych regionów kraju, przeważnie z rodzin chłopskich, którzy przybyli tu dobrowolnie po lepsze życie. Wszystko, o czym opowiadała p. Karolina mogłam odnieść do moich własnych obserwacji.
W naszych mediach mówi się o różnych odmianach Covidu-19, m.in. podlaskiej. Choć temat nie jest zupełnie do śmiechu, ale trochę kpiliśmy sobie z mężem z Gdyni, która wg swoich PR- owców jest we wszystkim najlepsza na świecie, a tu proszę, nie ma nawet swojej odmiany wirusa. To humor wisielczy, ale co nam pozostaje. Od tygodnia w naszym województwie znów wszystko pozamykane, a reszta kraju za chwilę dołączy do nas.
Asiu,
czy siostra i szwagier już zaszczepili się pierwszą dawką ? Pytam, bo ciekawa jestem, jak się po tym czuli. Wiem, że u nas większość zaszczepionych nauczycieli miała poważne, choć krótkotrwałe problemy. Ja też otrzymam tę samą szczepionkę, czy Astra Zeneca, więc mam trochę obaw.
Krystyna,
śrubki, ale pewnie kolanka, kokardki, muszelki, rurki i tym podobne się nadadzą, w każdym razie „krótkie formy” 🙂
Dziękuję, Alicjo. To naprawdę musi być dobre.
Krystyno – siostra i szwagier oraz szwagier szwagra 🙂 następnego dnia mieli lekką gorączkę, dreszcze i bolące miejsce szczepienia. Wszystko minęło po kilku godzinach i apapie. Siostra szwagra i kilka koleżanek siostry miało silniejsze objawy grypowe. Nauczyciele z pobliskich miejscowości mieli te same problemy.
Natomiast jeden z nauczycieli z innej szkoły w naszym mieście udał się na szczepienie najprawdopodobniej już z covidem i leży pod respiratorem. Zresztą krążą po mieście różne opowieści. Wydaje mi się jednak, że warto się zaszczepić nawet Astrą. W Anglii szczepią tą szczepionką nawet 70+.
Moi rodzice nadal czekają. Kwalifikują się na Pfizera lub Modernę. Mama jest rocznik 49, a tata 43. Astry nie dostaną.
Żona szefa, ale z osłabioną odpornością, miała typowe objawy covidowe – temperaturę ponad 39 stopni, bóle mięśni. Przez 4 dni, potem minęło.
A zamykają nas, co jest znamienne, do 9 kwietnia.
Teściowa kolegi, położna, po covidzie miała przeciwciała w wysokości ok 40 jednostek, po szczepieniu ok 400. Tu widać, że szczepienie daje ochronę.
Asiu,
dzięki za informacje. Nasłuchuję różnych wieści, żeby wiedzieć, czego mogę się spodziewać, ale generalnie jestem umiarkowaną optymistką.
U nas, jak na razie, na pierwszą dawkę szczepienia zapisany jest Osobisty Wędkarz, Datę na pewno będziemy dobrze pamiętać, bo to 1 kwietnia 😉
Alicjo-por oczywiście zmięknie w zapiekance, ale jeśli go najpierw lekko podsmażymy to będzie jeszcze smaczniejszy. My podobnie postępujemy z warzywamy dodawanymi do zupy-najpierw lekko podduszamy na maśle i dopiero potem wrzucamy do zupowego garnka. Oczywiście każdy gotuje, jak mu w duszy, albo raczej na podniebieniu gra 🙂
Zima nie odpuszcza, w nocy nadal przymrozki to może dzisiaj wybierzemy się
na kawę do Nicei. Kawa, morze, słońce……ech!
https://tiny.pl/rn8q6
…warzywami
Co do czarnego humoru to proszę uprzejmie:
https://tiny.pl/rn8tw
Zatem znowu mamy lockdown w całym kraju, wszystko pozamykane oprócz kościołów. Matka Boska czuwa, by żaden wirus tam się nie wcisnął.
Od rana próbuję dodzwonić się do punktów szczepień, oczywiście bezskutecznie.
Dorsza odnotowałam, ale gdzieś mi wcięło makaron Echidny i nie mogę go znaleźć. Podrzućcie proszę.
O, ja też tego makaronu nie mogę znaleźć, więc również proszę o przypomnienie.
Może być z mojej pamięci, ten makaron?
-Ugotować makaron
-w międzyczasie zeszklić pokrojoną cebulę
-osobno pieczarki pokrojone w spore kawałki podsmażyć, pod koniec dodać do nich zeszkloną cebulę, kilka łyżek sosu sojowego, pieprzu i soli
– zetrzeć na dużej tarce żółty ser (ja używam 3 różne – gouda, stary cheddar, gruyere)
Do naczynia żaroodpo-rnego włożyć odcedzony makaron, na niego pieczarki, a na to ser. Ja to wrzucam do piekarnika na ok. 5 minut na funkcję „broil”, czyli grill ostro! Jak ser się roztopi i zacznie się przypiekać na złoto – wyciągać!
https://photos.app.goo.gl/9ivk6ZSMQWbJRvmp6
Jednego razu dodałam troszkę pokrojonej cieniuteńko kolorowej papryczki, też było niezłe.
+2c, pada deszcz, za oknem panowie z odpowiednim sprzętem ścinają nasze drzewa, które po pamiętnej wichurze sprzed kilkunastu tygodni połamały się częściowo.
No cóż, prawie zniknie osłona drzew od ulicy 🙁
Miasto zresztą przyczyniło się do „upadku” tych drzew, bo z racji zakładania jakichś rur „podgoliło” świerki na kilka metrów w górę i wtedy one straciły tak jakby równowagę, a poza tym dobrały się do pni dzięcioły. No trudno.
Dzisiaj odgrzewane wczorajsze (i tu przydaje się mikrofala!).
p.s. Na dzisiaj w mojej wsi i okolicach – 53 przypadki chorych, nikt nie wymaga hospitalizacji. Status – strefa zielona!
Dziękuję, Alicjo 🙂
Wieści z frontu szczepień. Wczoraj z Ewą około godz. 18 otrzymaliśmy Pfizera. Do południa było ok. Potem pojawiły się objawy jak przy silnym przeziębieniu / bóle mięśni, stawów, uczucie zmęczenia/ . Teraz u Ewy pojawiła się gorączka 37,6. Ja o 16 wziąłem 2 apapy i już jest ok. Ewa teraz się zdecydowała na apap i zobaczymy jaka będzie reakcja.
Już zaszczepionym i wszystkim niezaszczepionym życzę zdrowia!
Kilka zdjęć z dzisiejszego spaceru po nadbużańskich rubieżach:
https://photos.app.goo.gl/7XJVm8QApX4Nebcm6
haneczko,
czy udało Ci się dodzwonić w sprawie szczepienia ?
Moje dwie znajome otrzymały druga dawkę Pfizera. Jedną bardzo bolała ręka, czuła się grypowo, całą noc miała nieprzespaną. Po dwóch dniach wszystko wróciło do normy. Druga czuła się cały czas dobrze, tylko bolała ją dość mocno ręka; nie mogła na niej spać. Poza tym żadnych innych nieprzyjemnych doznań. Tak więc nawet u osób w podobnym wieku reakcje są różne.
Danuśka,
nad Bugiem zawsze jest ciekawie. Dziś wędrowałam w lesie i wokół jeziora w okolicach Koleczkowa. Pusto i cicho. Po śnieżnej zimie widać sporo połamanych sosen; niektóre straciły tylko mniejsze lub większe gałęzie, ale niektóre mają złamane czubki; zostały tylko sterczące kikuty. Inne drzewa nie mają takich problemów. Szkoda mi tych sosen.
Nad Bugiem jeszcze trochę zimowo. Ładnie uchwycone sarenka i jelonek.
W Warszawie była niesamowita śnieżyca , ale nie już ma po niej śladu
Krystyno, dodzwoniłam się, ale na mnie jeszcze nie czas.
U nas tylko trochę pośnieżyło. Teraz tylko -3, a mroźno, jakby było znacznie niżej.
Dzień dobry,
W poniedziałek zostałem zaszczepiony szczepionką Pfizera, po długich poszukiwaniach terminu i miejsca. Zapisywanie się na jakieś listy nie dawało żadnych odzewów. Na tzw. online wciąż ukazywało się, że jest to w tej chwili niemożliwe. Po chyba trzech tygodniach pojechałem do miejsca szczepień z pytaniem – co mam robić? Poradzono mi szukać „online”, ale tuż po północy. Sprawdziło się tej samej nocy, miałem do wyboru godzinę, ale nie miejsce ani datę. Zapisałem się i dalej poszło bardzo sprawnie.
Oczywiście, będąc stuprocentowym facetem bać się zacząłem na trzy dni przed wizytą. No nie lubię gdy ktoś mnie nadziewa na krótką metalową rurkę przytwierdzoną do pojemnika z płynem. Na miejscu okazało się, że nadziewać mnie będzie Azjatka o urodzie dużo powyżej przeciętnej, bardzo krótko ubrana. Łatwo się można domyśleć, że strach gdzieś uciekł przenosząc uwagę gdzie indziej.
Noc po szczepionce była bolesna – ręka naprawdę bolała, wszystko przeszło po 24 – 30 godzinach. Teraz czuję się dobrze, myśląc tylko kiedy zacząć się bać przed drugą dawką, ponoć znacznie gorszą. Wizytę mam na 5 kwietnia – kiedy Wy będziecie świętować Wielkanoc.
Asia – dziękuję za link Poniemieckie. Wysłuchałem od pierwszej do ostatniej sekundy, po czym od razu zamówiłem sobie książkę. Już tutaj kiedyś nadawałem – dla wszystkich mieszkających zagranicą, a zainteresowanych – Book Depository wysyła książki do wszystkich zakątków świata nie pobierając opłaty za wysyłkę. Ceny, uważam, bardzo przystępne.
Danuśka – dziękuję za wszelkie kawiarniane obrazki i wieści! Tak trzymaj!
Irek i Ewa – dużo zdrowia, mam nadzieję, że to złe samopoczucie zaraz przejdzie!
Bardzo, bardzo mnie martwią wirusowe wieści z Polski. Tutaj też jest bardzo źle, ale ciut lepiej niż dwa – trzy tygodnie wstecz, ale tam w Polsce wirus szaleje na całego.
Pilnujcie się bardzo! Ja z domu prawie nie wychodzę, w sklepach i na ulicach noszę podwójne maski, to nic nie boli.
Nowy-pilnujemy się jak możemy. Na spacery chodzimy najchętniej po pustych o tej porze roku lasach okołowyszkowskich. Po śnieżnej i mroźnej zimie łąki zalane wodą zatem zapewne aż do przełomu kwietnia/maja będziemy je obserwować jedynie z daleka. Dzisiaj znowu śnieżna biel dookoła.
W poszukiwaniu prawdziwie ciepłej i słonecznej wiosny jedziemy dzisiaj na kawę do Barcelony i wpadniemy do „Café de l’Opera”.
Kawiarnia położona jest przy sławnym deptaku-dokładny adres to La Rambla 74. W miejscu kawiarni najpierw funkcjonowała tawerna. W XIX wieku została przekształcona w pijalnię czekolady, a w roku 1929 przybrała obecny, modernistyczny wygląd. Wejście do kawiarni wygląda tak:
http://www.cafeoperabcn.com/fotos/pint_acuarella.jpg
Ale widziane oczami artysty (Javier Montesol) trochę inaczej:
https://www.javiermontesol.com/uploads/2/1/9/6/21967556/img-0380_orig.jpg
Zatem nie zwlekajcie, cafe con leche już zamówiłam!
-7c, słońce.
…czyli z przeróżnych relacji poszczepionkowców możemy założyć, że najprawdopodobniej możemy oczekiwać mniejszych lub większych niedogodności po szczepieniu, ale nie takie my ze śwagrem przechodzili 😉
Po obejrzeniu nadbużąńskich okoliczności przyrody stwierdzam, że nie tylko u mnie zima jeszcze trzyma! Niemniej jednak okoliczności, sarenki, jelonki – są bardzo obiecujące. U nas jeszcze żaden chipmunk nosa nie wychylił, jedynie wiewióry biegają, ale one biegają całą zimę, więc się nie liczą.
Józefom i Józefinom – Najlepszego 🙂
Oraz Wędkarzom, bo to ponoć ich dzień 🙂
*nadbużańskich – do białej gorączki doprowadza mnie to, że komputer sam „poprawia”, jak powinnam napisać 👿
I to niepoprawnie mnie poprawia 👿
https://youtu.be/ndseNmYb4s0
https://youtu.be/-efIjZ_1yQg
https://youtu.be/i3yqhzeoAos
O kurczę! Zapomniałam wysłać dzisiejszym solenizantom stosowną piosenkę!
https://www.youtube.com/watch?v=dAOtPpj-HDY
Zagladam, aby zobaczyc co nowego na blogu i widze, ze tematem sa kawiaranie. Pewnie inspirowane artykulem w „Polityce” z 10 lutego. Moja obsesja to kawiarnie Wiednia i plan na 2021 byl taki, ze przechodze na emeryture i lece na trzy miesiace do Wiednia. Od kilku lat corocznie odwiedzalem Wieden i studiowalem osobiscie rozne kawiarnie oraz czytalem sporo ksiazek na ten temat. Myslalem nawet o zrobieniu wystawy w moim muzeum, jako ze w 2011 roku UNESCO zadeklarowalo „wiedenski styl zycia kawiarnianego” swiatowym dziedzictwem niematerialnym:
https://www.youtube.com/watch?v=k0o5ov3lPnY
No i legenda glosi, ze to nasz rodak, Kolczycki, zalozyl tam pierwsza kawiarnie.
Covid wszystko zrujnowal, wiec jeszcze z rok popracuje, ale dzieki Danapoli dowiedzialem sie o wspanialej „New York Cafe” w Budapeszcie wiec dodalem ten lokal do mojej listy miejsc do odwiedzenia.
Teraz trzeba przede wszystkim dbac o zdrowie. Przy okazji nieco spoznione zyczenia dla Krystyn i Jozefow.
Tutaj ten sam filmik o wiedenskich kawiarniach, ale w wersji angielskiej:
https://www.youtube.com/watch?v=3YmAqeS2Ei0
Wspominaliście o nadchodzącej wiośnie, o nieśmiało wychlających swe głowki, spoza resztek brudnego już śniegu, kwiatach i nnnych roślinkach, zatem:
zza węgła szatka wiosenna powiewa
by malić zielenią kwiaty, krzewy oraz drzewa
trochę pluchy i szarugi
ale dzionek teraz długi
w Europie tak to bywa
że Wam nocki wciąż ubywa
my odwrotnie, jak przystało
długich dni już mamy mało
w Marcu Jesień tu przybyła
choć na tyle była miła
że nas słońcem powitała
błękit nieba pokazała
Wypadłam z blogowych pogawędek bowiem:
gdy lumbago czeka złamie
czym ubrana, czy w piżamie
kręcę się po domu smętnie
tam poleżę, tu “przysiędnę”
w Przychodni mi powiedziano
że mi mięsień gdzieś zawiało
dwa tygodnie się męczyłam
ale jakoś to przeżyłam
nadal ruszam się niemrawo
skręcić się nie mogę w prawo
ale chodzę, ale siedzę
i choróbskiem się nie “biedzę”
Nie biedź się Echidno niczym,
biedy mamy już od roku sporo przyczyn 🙁
Zdrowia życzę Ci dobrego,
a jesienią słońca i błękitu codziennego!
Kemor-covid popsuł różne plany chyba prawie wszystkim, mam jednak nadzieję, że z opóźnieniem, ale uda się je w końcu zrealizować. Twój pomysł dotyczący wystawy jest wyśmienity i bardzo mi się podoba. Oby się udało!
Powracając zaś do Waszych wcześniejszych dyskursów:
Przede wszystkim dziękuję Danuśko za uroczy wierszyk.
Twoje, Wasze ostatnie wędrówki po nadbużańskich błoniach zaowocowały wspaniałymi plenerami rzeki budzącej się z zimowego snu. A szczęście uchwycenia smukłych sarenek buszujących w zimowych jeszcze rozlewiskach Bugu wynagradza aromat kawy w niejednej, nawet najwspanialszej kawiarni.
Alicjo – cieszy gdy podane przepisy przypadną do gustu, a przede wszystkim smaku.
Przyznam szczerze, że nie pamiętam kiedy przepis podałam. Ostatni z pieczarkami w roli głównej to nieszczęśliwie nazwany ryż z pieczarkami. Nieszczęśliwie, bowiem dowcipnie przyrównałam do risotta jakim rzecz jasna owo danie nie jest. Nie tylko gatunek ryżu lecz i przygotowanie różnią się zasadniczo.
Ryż z pieczarkami też jest daniem prostym, smakowitym i szybkim w przygotowaniu.
A że zbliżają się święta z jajkiem w herbie, prosta, błyskawiczna i smaczna słatka do zimnych wędlin lub jako samodzielna przekąska do bagietki (przepis na dwie osoby).
• dwa jajka
• mała puszka groszku konserwowego
• 1 – 2 łyżki majonezu
• sól, pieprz grubo mielony do smaku
Ugotowane na twardo jajka po wystudzeniu kroimy w kostkę i wrzucamy do salaterki, dodajemu odcedzony groszek, majonez, sól i pieprz. Delikatnie mieszamy. Gotowe.
Można wymienić majonez na jogurt lecz wtedy trzeba doprawić ociupiną cukru by sałatka nie była mdła.
Danuśko, dzięki i za wierszyk i za dobre słowo. Światowid Ci zapłać „dobra Kobito”.
Kawa w towarzystwie Lenina? Nie, to nie jest moje marzenie. Dobra kawa, a obok nas Erich Maria Remarque, dlaczego nie? Tym bardziej, że był z niego całkiem przystojny facet: https://cdn-lubimyczytac.pl/upload/authors/30164/789186-352×500.jpg
Ale z Erichem należałoby raczej napić się calvadosu 🙂
W kawiarni „Odeon” w Zurichu bywało wiele sławnych osób, o czym można poczytać tutaj: https://odeon.ch/en/history/
Zatem kto wyrusza do kraju Helwetów? Sprawdziłam nawet pogodę, w Zurichu będzie dzisiaj słoneczny dzień, a poza tym to bardzo ładne miasto.
Echidno 🙂
Kemor-moje wpisy o kawiarniach nie były inspirowane artykułem z „Polityki”, ale dzięki za wiadomość-postaram się odszukać ten tekst.
Czytam teraz bardzo ciekawą opowieść o Szwajcarii:
https://wydawnictwopoznanskie.pl/produkt/szwajcaria-podroz-przez-raj-wymyslony/
Pomysł dotyczący kawiarni „Odeon” to rezultat tej lektury, choć nie tylko…
Pozdrowienia dla Nemo, jeśli czasem tu zagląda!
Gwoli wyjaśnienia Danuśko, podziękowawszy poprzednio za wierszyk o mych pedantycznych skłonnościach do porządku na stole (i nie tylko) oraz mą kulinarną ekwilibrystykę.
Pytasz Danuśko „Kawa w towarzystwie Lenina?” i sama sobie odpowiadasz iż to nie Twoje klimaty. A co powiesz na:
https://www.youtube.com/watch?v=dUQtw22du6A
mnie zatkało.
-2c, ciemno jeszcze
Na dobry początek powitajmy Panią Wiosnę (ja zawsze witam astronomicznie!):
https://www.youtube.com/watch?v=3NQnnhlRWmc
Na po drugie primo:
https://www.youtube.com/watch?v=YscYZl-nziY
No, trochę przesadzają, u mnie nic nie kwitnie wkoło poza forsycją w wazonie, ale niech ta! I Gwiazda Betlejemska też jeszcze kwitnie, ale już powoli ją odstawiam do kąta, bez przesady – ile ma kwitnąć? Od jednych świąt do drugich i chwatit!
Mała uwaga co do Makaronu Echidny – otóż ja robię go w takim naczyniu, że zostaje na jutro i Jerzor zrobił taką uwagę, że to jutrzejsze jest jeszcze lepsze od dzisiejszego. Bierzcie to pod uwagę, róbcie tyle, żeby zostało na jutro 🙂
Ja chętnie odwiedziłabym kawiarnie w Moskwie, zwłaszcza jak przejrzałam je wirtualnie 😉
https://pl.tripadvisor.com/Restaurants-g298484-c8-Moscow_Central_Russia.html
Poza tym, że nadeszła Wiosna, dzisiaj jest także Międzynarodowy Dzień Wróbla!
A zatem:
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
Kochajcie wróbelka dziewczęta,
Kochajcie do jasnej cholery!
(K.I.G.)
Mnie Lenin też zatkał. Nie przeszedłby mi przez gardło. Od samego patrzenia zrobiło mi się zwrotnie.
Echidno, Twoje lumbago ma towarzystwo. Mnie łupie od tygodnia. Jutro przeciwbólówki i jedziemy do Śnieżycowego Jaru.
Rabarbar się wychyla, reszta jeszcze śpi.
Ja ostatni tydzień ledwo chodziłam tak zwana rwa kulszowa. Dopiero dzisiaj ze mnie zeszła nieco. Co z nami jest, do cholery?!
Żeby tam jedna – ale trzy osoby połamane to już trochę przesada! Użyłam ibuprofenu, bo tak zalecają, a jak nie przejdzie po tygodniu, to do lekarza i antybiotyki. Tymczasem dostęp do lekarza nieco utrudnion, więc rwa się wystraszyła i oderwała. Niech wyrywa stąd 👿
O fuj, ten Lenin! Gdzie to-to serwują? Dopiero dzisiaj zerknęłam na ten sznureczek…
W nowozimowy poranek astronomicznej wiosny poszliśmy szlakiem od wody do wina:
Bielany (bardzo zabytkowe i wciąż czynne Wodociągi Miejskie; nb, od B. Narodzenia’19 właśnie z tego ujęcia mamy hadwao, wcześniej z dobczyckiego na Rabie) – Las Wolski z Kopcem Piłsudskiego – powrót na parking wzdłuż Winnicy Srebrna Góra…
10 km, 250 m deniwelacji, śnieg, mróz, wiatr arktyczny
wróble i insze czupiradła, widoki, lśnienia,
banan, kawa i słodycze al fresco
mnóstwo ludzi, nawet zoo najwyraźniej otwarte
czyli normalka
… albo cud dnia, który nie powtórzy się NIGDY!… jak kto woli 😎 😎 😎
Komplet linków na dole niniejszego wpisu:
https://basiaacappella.wordpress.com/2021/03/17/spychacz/
A anonsy zdjęciowe tamże, w ostatnich komentarzach.
➡ Tylko dla Pozytywnie Zainteresowanych… OK, jak koniecznie chcą, negatywnie zainteresowani też mogą kliknąć 😈 …na swą wyłączną odpowiedzialność… 🙄 [na stronie: i tak zaglądają… co poniektórzy… a potem jak ich co wkurzy… tooo… 😆 ] —
Alicja19 marca 2021.15:53
Win 10. Wyłącz auto uzupełnianie.
Echidno-Lenin w postaci tortu? Toż to jakiś koszmar!
Przypomniała mi się w tym momencie nasza szkolna wycieczka do Moskwy oraz długie kolejny do wiadomego mauzoleum-jedna dla Rosjan, bardzo długa i druga dla inostrańców, krótsza, ale też długa. W tej właśnie staliśmy całą klasą w czerwcowym, upalnym słońcu. Przy wejściu dziewczyny w bluzkach na ramiączkach były zatrzymywane i wejść do środka nie mogły. Jak w kościołach czy meczetach-ubiór musi być stosowny!
Haneczko-poczytałam o Śnieżycowym Jarze i zazdroszczę wycieczki. Sprawozdaj koniecznie!
yurek
20 marca 2021
19:08
Win 10? Jako windows? To nie u mnie 😉
Danapola,
były za moich młodych lat wycieczki do Kraju Rad, nigdy nie pojechałam z prostego finansowego powodu. Na pewno teraz z dystansu na to się patrzy inaczej, masz doświadczenia z tamtych lat. Teraz, świadomi „tamtych czasów” i jak bywało, inaczej patrzyłoby się na te lata. Z przykrością obserwuję, że dzisiejszy car na tronie coraz bardziej się na tym tronie rozsiada, a taki miał być niby nowoczesny. Kocha pokłonników, a jakże. Indoktrynacja jak zawsze…
Nic, ale to nic dobrego z tego nie będzie. Tylko dalsza izolacja i pretensje, że „nas nie lubią”.
https://www.youtube.com/watch?v=jO08pAXiNvs
p.s. Aljiasku zawratim, naszyj krim, kurylskij … i tak dalej.
Elapa, odwrotna sytuacja jak w meczu z Anglią. Wyję.
haneczko – o tej porze (23:04)? Poczekaj do północy. To ponoć odpowiednia pora do uskuteczniania wycia wszelakiego.
Odnośnie linku jaki podałam – oboje z Wombatem zniesmaczeni byliśmy ogromnie. Na marginesie – wcale nie szukaliśmy, samo podłączyło się do listy podczas Wombatowego surfowania po necie. Z ciekawości zajrzał i osłupiał. Ja też.
Z wiadomości okołokuchennych: nabyliśmy wiadomą drogą komplet sztućców na osiem osób (56 sztuk) płacąc jedynie jedną trzecią oryginalnej ceny. I to prawie że przez przypadek.
Rozmiawialiśy o wymianie sztućców od jakiegoś czasu lecz nie było to konieczne już i teraz. Traf chciał, że w dniu gdy wpadło mi do głowy poszukanie jakichś estetycznych i dobrych wyrobów, trafiłam na jednodniową obniżkę cen w całkiem niezłym sklepie. Pojechaliśmy, obejrzeliśmy i kupiliśmy. Przedostatni komplet.
Haneczko, a ja sie ciesze.
Echidno-teraz są Ci jeszcze potrzebne odpowiednie serwetki 🙂
https://www.sklep.inspirello.pl/materialy/prod/big/3172.jpg
Dzisiaj poranna kawa w Gdańsku:
„Kawiarnie są codziennie tłumnie odwiedzane; mają piękne pokoje z obrazami i podłogi wyłożone marmurem. W niektórych z nich jest na tyle pięknie, że zakazano palenia tytoniu w fajkach. Ta kawiarnia, która przewyższa wszystkie inne w Gdańsku to kawiarnia Mombera” (taka była jej właściwa nazwa)
Więcej na temat dawnych gdańskich obyczajów znajdziemy tutaj:
https://atlastrojmiejskichosobliwosci.pl/4-sceny-z-xviii-wiecznego-gdanska-kawiarnie-spacery-i-parasolki/
Kawiarni Mombera już dawno nie ma zatem robimy skok w czasie i zabieram wszystkich chętnych do kawiarni:
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35635,24477465,nowy-stary-kadr-na-lawendowej-miejscowka.html
Podoba mi się pomysł pt. dwa w jednym-bardzo małej, kameralnej sali kinowej i klimatycznej kawiarni. Krystyno-kiedy powrócą normalne czasy musimy wybrać się tam na kawę i dobry film 🙂
Więcej szczegółów na temat tego miejsca znajdziemy oczywiście na stronie „Starego Kadru”.
Tarta juz upieczona. Na ciasto francuskie polozylam pokrojone w kostke jablka i posypalam kruszynka. Terz perliczka jest w piekarniku. Podam z marchewka i groszkiem.
Danuska, dzieki za wirtualne kawiarnie. Kiedy nasze beda otwarte ?
Ale jestem #$@%&*** Przed chwilą uslyszałam jakiegoś idiotę z partii wiadomej twierdzącego, że osoby z grup 70 i 80 + nie są zaszczepione do tej pory, bo nie chcą i nie zarejestrowały się! Moi rodzice i rodzice znajomych nadal czekają, są zarejestrowani od pierwszego dnia. Przychodnie nie podają terminu, bo nie otrzymują odpowiednie szczepionki. Pfizer, który teraz dotarł został przekazany do dużych miast. Najlepiej zrzucić winę na społeczeństwo, jak zwykle. Paskudna zmiana zawsze zrzuca winę na innych. Popsuli mi dzisiejszy dzień – Światowy Dzień Poezji. Wrrrrrrr
Obchodzimy:
Światowy Dzień Zespołu Downa i Dzień Wagarowicza <– tako rzecze gazeta.pl
Zapomnieli o poezji 👿
Ale my nie zapominamy!
-2c i słońce wstało.
Śniadanie zjedzone, można myśleć o obiedzie. Zanim co, na popołudniową herbatlę wpadnie Lisa, która ma dość siedzenia w domu. Życie towarzyskie zamarło 🙁
Jestem za bardzo wściekła na wizytę w kawiarni. W takim razie pozostaje bar:
Rafał Wojaczek
Bar „Piekiełko”
Dwaj mężczyźni przed barem
Bar „Piekiełko” neon
Przechodzi kobieta z czerwonymi dodatkami
Buciki torebka rękawiczki
Kobieta pachnie niebem
„Wieczór paryski”
Mężczyźni zapalają papierosy
Wracają do piekła
Uroda barów jest nieskończona
Jak uroda kobiet
Mężczyźni patrzą po sobie
Kobieta się w nich porusza
17.IV.1968
No dobrze, niech już będzie ta kawiarnia 🙂
Peter Paul Wiplinger*
W Praskiej Kafejce
obca twarz
starego mężczyzny
za oknem
w białej ramie
na fotografii
w Praskiej Kafejce
przygląda mi się badawczo
i ciekawie
na dworze błyska
szaroniebiesko wieczór
ostatnim blaskiem
ludzie idą
śpiesznie albo znużeni
dokądś
dziewczynka stoi
na przystanku
tramwajowym
i oto myślę nagle
o odległej wiośnie
o dawnej miłości
w gazecie widzę
zdjęcie ludzi
w piwnicy
i wiem
w Czeczeni
wciąż jeszcze jest wojna
Praga, 19 I 2000
Z tomu „Lebenszeichen. Gedichte/Znaki życia. Wiersze”, 2003
tłum. z niemieckiego Dagmara Michalska
https://youtu.be/2wMYpKRHUns
Danusko, dolaczam do Was na film i kawe, marzenie!
Asiu, to rzeczywiscie skandal. Moja siostra i szwagier probuja zapisac sie na szczepienie, na razie bez skutku.
Znalazłam w sieci wiersz napisany przez panią Elę Gruszfeld. Bar, blues, jazz… Nowy 🙂
event
wypiję wódkę – bruderschaft z muzą.
jazz w pubie wchłonie, wkręci w synkopy…
poczuję blues’a. rytmy obudzą.
o świcie ciszą wybrzmią akordy.
zaszumi w głowie. odsłucham pamięć
– znajdę zgubione w pospiechu nuty.
w zwieńczeniach ulic zgasną latarnie,
z ciszą poranka zleją się kroki.
codzienność zagra starym szlagierem
– przywróci rześkie tony odbiornik.
prognozy aury spłyną z eteru,
że wszystko zwykle wraca do normy.
Alino – jeden z moich ulubionych – wspaniale poprawia nastrój:
K.I.Gałczyński
„Prośba o wyspy szczęśliwe”
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.
1930 r.
https://youtu.be/jzGYAmfl4ww
Asiu, Alino-oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru bronić „dobrej zmiany”, ale muszę szczerze powiedzieć, że wśród nas i naszych znajomych zapisy na szczepienia odbywają się bez żadnego problemu. Najpierw wszyscy zgłosiliśmy chęć szczepienia na stosownej stronie internetowej. W miarę, jak akcja szczepień obejmuje kolejne roczniki jesteśmy zawiadamiani mejlowo, telefonicznie i esemesowo o możliwości i terminie szczepienia. Być może szczepienia odbywają się szybciej i sprawniej w dużych miastach, tego nie wiem.
Ubolewam i jest mi przykro, że Wasze rodziny mają inne i złe doświadczenia 🙁
Poczytałam przy okazji o grypie hiszpance, bo pandemię z tamtych czasów porównuję się często do naszej. Wydaje mi się, że niekoniecznie należy porównywać, wtedy było tragicznie i zdecydowanie gorzej. To, między innymi, dzięki odkryciom z tamtych czasów dzisiaj lepiej radzimy sobie z grypą i innymi wirusami: https://tiny.pl/rkq45
Kiedy czytam tego rodzaju artykuły jakoś mniej mam ochotę skarżyć się na to, że od kilku miesięcy nie mogę wypić dobrej kawy w sympatycznej kawiarni, co oczywiście nie znaczy, że nie tęsknię za taką kawą….
https://tiny.pl/rkq48
Grupę 70+ rejestrowano od razu, nie można było wyrazić chęci na stronie. To było możliwe tylko dla roczników młodszych. Niestety dostawy Pfizera i Moderny są na razie niewielkie, więc ta grupa jest szczepiona bardzo powoli. Do malych miast przybywają chyba mniejsze ilości. W naszej przychodni teraz dostają głównie astrę, więc szczepiono nauczycieli. Ja rozumiem, że Pfizer okresowo zmniejszył dostawy, tylko zdenerwowało mnie zrzucanie winy przez ministra na ludzi, którzy grzecznie się zarejestrowali i cierpliwie czekają. Mówienie, że te roczniki nie chcą się szczepić, podczas gdy są to osoby, które w zimnie i w nocy stały w olbrzymich kolejkach do przychodni, jest nie do przyjęcia. Obraża się ludzi, którzy w większości uważają, że to nie tylko zapewni im bezpieczeństwo, ale jest również ich społecznym obowiązkiem.
Asiu, przecież to PiS. To inni są zawsze winni, zawsze.
Tak, Haneczko, przecież w tej sprawie wystarczyłoby przyznać, że Pfizer okresowo zmniejszył dostawy, ale nie – oni muszą kłamać i zrzucać winę na innych. To kłamanie i obarczanie winą za swoje błędy i nieudolność mają we krwi.
A ich elektorat wybacza im wszystko. Ja już kiedyś pisałam, że według mnie oni pogardzają innymi, a swoimi, zwykłymi wyborcami najbardziej. Tymi, którym podobno zwracają godność.
Bo tak jest.
Dzisiaj pogodowo tak marnie, że odłożyliśmy śnieżyce na przyjemniejszy czas. Jakoś tak się ostatnio dzieje, że soboty są słoneczne, a niedziele padające i bure. Może wyskoczymy w tygodniu.
Obiadowo zapiekanka Gospodyni. Pełna akceptacja! Na deser sernik na zimno z brzoskwiniami.
Zgadzam się z Asią w sprawie stosunku pisowców do innych, w tym do własnych wyborców.
Haneczko-to prawda, pogoda dzisiaj mało wycieczkowa.
Ja również zrobiłam wczoraj na obiad zapiekankę ziemniaczano-dorszową wedle przepisu naszej Gospodyni. Zgodną decyzją naszego dwuosobowego gremium 🙂 wchodzi na stałe do domowego jadłospisu.
Asiu, dziekuje 🙂
Pogoda kiepsko nastraja, szarość i deszcz ze śniegiem, mglisto.
Zgadzam się oczywiście z Asią, teoretycznie we wtorek ruszają zapisy na szczepienia dla moje grupy wiekowej. Zobaczymy czy będą próbowali przydzielić mi Szczecin.
Obiadowe lenistwo, czyli spaghetti bolognese.
+7c, słońce.
Mojej znajomej, która od zawsze mieszkała i była zameldowana we Wrocławiu, przyznano wycieczkę do Kamieńca Ząbkowickiego, ponad 70km od Wrocławia. No co – może „se” przy okazji zwiedzić Pałac Marianny Orańskiej 🙂
Chociaż chyba jest zamknięty.. ale po parku przypałacowym, cudnej urody, może sobie pochodzić 🙂
Wycieczka jest na własny koszt, oczywiście, bo jak wycieczka to wycieczka!
Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny Lublin wita śnieżycą, która jeszcze trwa. Byliśmy więc na spacerze miejskim i tak wyglądało niebo nad centrum miasta 🙂 Setki żurawi przelatywało z klangorem zagłuszającym nawet ruch uliczny 🙂
Warto wychodzić z domu nawet przy gorszej pogodzie. Zawsze zobaczy się coś ciekawego przyrodniczo. Ale takiego widoku, jaki pokazał Irek, jeszcze nie widziałam. Za to często widzę i słyszę nasze miejscowe żurawie.
Danuśka,
kino, kawiarnie i towarzyskie spotkania to na razie marzenie. Bardzo mi tego brakuje. Kemor przypomniał nam o tym, że wiedeński styl życia kawiarnianego uznany został za światowe dziedzictwo niematerialne. A wpływy wiedeńskie sięgnęły także do nas 🙂
Na obiad był ryż z pieczarkami wg Echidny. Mniej więcej, bo według tego, co zapamiętałam i z małym dodatkiem kurczaka na prośbę męża, choć uważam, że bez mięsa potrawa byłaby nawet lepsza.
krystyno – ryż z pieczarkami? Proszę bardzo:
Ryż z pieczarkami – ostatnia, zmodyfikowana wersja*
(składniki na dwie osoby)
• zwykły, długi ryż, nieco więcej niż pół szklanki
•pieczarki, około 25-30 dkg (może być mniej)
• 1 cebula
• sół, pieprz według smakowych potrzeb
• 3 płaskie łyżki masła
— gotujemy ryż
— podczs gotowania ryżu kroimy w kostkę pieczarki i wrzucamy na dużą patelnię z rozpuszczonym masłem (2 łyżki), solimy, przykrywamy by na wolnym ogniu pieczarki puściły sok, nie dolewamy wody!
— kroimy w kostkę cebulę i wrzucamy na małą patelnię z rozpuszczoną 1 łyżką masła, delikatnie solimy i jedynie „szklimy” cebulę
— gdy pieczarki „puszczą” sok dodajemy zeszkloną cebulę i delikatnie mieszamy, doprawiamy solą (jeśli jest to konieczne) i pierzem
— w tym czasie ryż powinien być już gotowy, wkładamy na patelnię z pieczarkami i cebulą, delikatnie mieszamy
* poprzednio najpierw szkliłam cebulę i dodawałam do niej pieczarki ale: po pierwsze pieczarki puszczały za mało soku, a po drugie smak zdominowany był cebulą. Zaprzestałam.
Można podawać jako osobne danie lub z mięsem, kurczakiem albo rybą. Z moich doświadczeń:
— ryba gotowana na parze jest najlepsza
— kurczak – najlepsza pierś pokrojona w plastry
— z mięsiw najbardziej pasuje cielęcina lub wieprzowina – najlepiej nie smażone lecz duszone
I uwaga: nie dodawać NIC do dania na patelni podczas przygotowania potrawy.
Rybę, kurczaka, mięso przygotowujemy osobno i pokrojone w plasty podajemy bez sosów.
W dwuosobowym gospodarstwie często po upieczeniu kurczaka czy mięsa zostaję co-nieco mięska. Za mało na drugi obiad lecz doskonałe do wykorzystania jako dodatek do sałatek bądź właśnie do pieczarek z ryżem. Niezależnie co mi zostaje, nawet pieczenie, kroję w plasterki, wrzucam na patelnię z niewielką ilościa masła, dolewam trochę wody i podgrzewam na małym ogniu. Czasem doprawiam coby smakowo „podchodziło” do pieczarek.
U nas nie klęgorzy jeszcze za bardzo, ale wkrótce pewnie zacznie. Te gęsi, które zostają u nas w Kingston na zimę, już ćwiczą skrzydełka do odlotu, a te z amerykańskich Karolin będą się przemieszczać za jakieś 3 tygodnie na daleką północ. Nie ma się co spieszyć – kalendarz kalendarzem, ale ptaki dokładnie wiedzą, kiedy rzeczywiście nic im nie grozi w czasie przelotu.
Była Lisa, oczywiście najpierw o dzieciach, wnukach, prawnukach Lisy, ale potem zbawiałyśmy świat według najlepszych naszych receptur. Powątpiewam, czy ktoś nas posłuchał, nawet Jerzor się urwał z dyskusyj „w temacie” na komputer.
Mężczyźni 🙄
Lisie dolega samotność, to widać – ale jak była u nas, po niedługim czasie rozkręciła się i doszła do wprawy w wydawaniu głosu. To pozytywne. Lisa to twarda kobieta i nie poddaje się byle czemu. Przyjemne spotkanie.
Zmarł Adam Zagajewski – poeta moich czasów. Pamiętam go ze spotkań podczas Kłodzkich Wiosen Poetyckich. Początek lat 70-tych, wielkie już wtedy nazwisko.
Z prasy:
„W Tomaszowie Lubelskim powstanie łuk triumfalny, który ma upamiętnić 100. rocznicę Bitwy Warszawskiej. Akt erekcyjny w sprawie budowy monumentu podpisał wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. – Będzie młodemu pokoleniu przypomniał o dokonaniach naszych przodków – powiedział Sasin.”
Nie, pewnie nie ma większych potrzeb, niż stawianie kolejnych pomników i upamiętnianie. Nie wystarczą lekcje historii? Nie wystarczy jakaś tablica, kamień upamiętniający? Musi być łuk triumfalny???
Moja głowa za mała, żeby zrozumieć 🙄
Nie tylko Tobie Alicjo. Ta głowa puchnie.
Wydaje mi się, że jeśli ktoś od zawsze odmawiał pomocy w meblowaniu domu nie powinien teraz krytykować, że złe meble wybrano i nie pasują do całości. Umeblowano tak, na ile sił wystarczyło, a że nie wystarczyło praktycznie na nic to jest jak jest.
Trzeba było nas nie zostawiać samym sobie gdy był na to czas.
Nowy2: nie wiem dokładnie do kogo adresujesz swe zgorzkniałe słowa – takam niegramotna chwilami – ale wiem, że niejedna osoba w „mieszkaniu” nie pochwala wyboru mebli i boleśnie obija się o nagromadzone rupiecie.
Adrezsat (-atki) wie dobrze do kogo te słowa. Przypuszczam, że Ty również wiesz.
Kawiarnianych wędrówek ciąg dalszy
Kawa w miejscu, do którego z upodobaniem zaglądał Mozart? Z przyjemnością! Jedziemy zatem do Salzburga i odwiedzamy „Cafe Tomaselli”-najstarszą kawiarnię zachodniej Europy, która przetrwała do dzisiaj. Piszą o tym nie tylko austriackie przewodniki- https://tiny.pl/rkm7q
Co do daty założenia jest trochę wątpliwości-przy wejściu figuruje rok 1703, na filiżankach i serwetkach wydrukowano rok 1705, a niektórzy historycy uważają, że kawiarnia powstała w roku 1700. Najpierw spotykała się tu brać studencka, miejsce stało się modne i eleganckie w drugiej połowie XVIII wieku. Od roku 1852 lokal należy do rodziny Tomaselli z przerwą na czas powojenny, kiedy była tu „Forty Second Street Café” dla amerykańskich oficerów i żołnierzy. Rodzina Tomaselli odzyskała swoją własność w roku 1950.
Poza historią i świetną kawą „Cafe Tomaselli” słynie z niezmiennego sposobu serwowania ciast: przynoszą je na dużych tacach kelnerki w tradycyjnych sukniach i fartuszkach, ciastko wybieramy z owej tacy siedząc przy stoliku. Nawet, jeśli zamawiasz tylko kawę to podejdzie do ciebie „cake lady” i ulegniesz słodkiej pokusie https://tiny.pl/rkmtz
Już od ponad roku panuje na świecie pandemia. Miliony ludzi zmarły, zachorowały, zostały osierocone. Ludzie nie mają z czego żyć, popełniają samobójstwa, przedsiębiorstwa plajtują, dzieci nie chodzą do szkoły.
Od roku nie możemy swobodnie się poruszać, nie widujemy naszych bliskich żyjących za granicami.
Jakby tego było mało, na kuchennym blogu, który dla wielu jest oazą spokoju,
melduje się Nowy 2, i próbuje wszcząć kłótnię. Czepia się Bogu winnej Alicji.
Naprawdętrudno zrozumieć.
A może to tylko za dużo czerwonego wina było.
Miało być „Bogu ducha winnej”.
Przyznam, że nie zamierzałam zabierać głosu w sprawie komentarza zamieszczonego przez Nowego o „meblowaniu domu”. Ostatnio nie mieliśmy na blogu nieprzyjemnych kłótni, nie lubię ich i nie chciałam, aby znowu do nich doszło. Komentarz Evy skłonił mnie do zmiany zdania.
Od dawna znamy opinię Alicji oraz Nowego w sprawie nieuczestniczenia czy też uczestniczenia w wyborach w Polsce. Myślę, że wszyscy mamy prawo do własnych opinii w tej sprawie i każdy postępuje zgodnie ze swoimi przekonaniami.
Nowy-nie rozumiem po co ZNOWU poruszasz ten temat i to jeszcze w ten zaczepny i nieprzyjemny sposób?
Brawo Eva i Danuska za reakcje na wpis Nowego.
Alicjo, prosze nie odpowiadaj na zaczepke.
+2c, piękne słońce.
Obchodzimy:
Światowy Dzień Wody i Dzień Ochrony Bałtyku
Placki ziemniaczane z musem jabłkowym? Mus mam nabyty drogą kupna, ale można też samemu się zmusić do zrobienia musu 😉
Swoją drogą, muszę się wreszcie zmusić do przerobienia dyni, którą zakupiłam jesienią. Miałam zamiar marynować, ale chyba zrobię puree, podzielę na porcje i zamrożę – będzie na zupy dyniowe.
Kiedys zamrozilam dynie, ale pozniej zupa miala dziwny smak. Nie wiem czy zmrozona dynia traci troche smak czy moze ja cos sknocilam.
12° c i chmury. Ide po chleb.
Ja znalazłam przepis na puree – najpierw upiec, potem potraktować blenderem i zamrozić. Może to upieczenie jest istotne?
U mnie poranek, więc temperatura jeszcze podskoczy o kilka stopni. Zapowiadają ciepły tydzień do +13c. Ale tylko 3 dni słońca, potem deszcze niespokojne.
A propos deszczów niespokojnych – wiedzieliście, że tekst tej piosenki dla Czterech Pancernych i Piesa napisała Agnieszka Osiecka? Ona jest także autorką piosenki do filmu „Prawo i pięść” – „Nim wstanie świt”, pięknie wykonanej przez Edmunda Fettinga.
*Nim wstanie DZIEŃ !
Uff, udało mi się zapisać na szczepienie, co prawda dopiero za miesiąc i tą wredną AZ, ale już wiem na czym stoję.
Echidno,
okazuje się, że przepis zapamiętałam dość dobrze, w końcu jest on dość prosty. Potrawa szybka w wykonaniu i bardzo smaczna. Smakowo wg mnie nie różni się od risotto pieczarkowego.
Małgosiu,
miesiąc oczekiwania oznacza chyba, że zgłasza się bardzo wielu chętnych. Ja szczepię się w piątek po 2 tygodniach od zarejestrowania, z którym, ku mojemu zdziwieniu, nie miałam żadnego problemu. Czeka mnie wycieczka na peryferie Gdańska do Amber Expo, czyli stadionu na Letnicy.
Krystyno, będę zerkała bo wiem , że robią się wolne miejsca, tylko nas jest dwoje. Zobaczymy, ważne, że jakiś termin mam.
Danuśka 9:19
Napisałem, bo uważałem, że tak powinienem zrobić. I z żadnego słowa się nie wycofuję!
eva47 – o pandemii wiem dużo, bardzo dużo. Przez długi czas, przez wiele tygodni rejon w którym mieszkam był światowym, absolutnym centrum zakażeń. Żyłem w ogromnym strachu i odosobnieniu.
PS – wina ani żadnego trunku nie dotykam, jestem po pierwszej dawce szczepionki, trzymam się zaleceń mądrych lekarzy. To Twoje zdanie staje się więc podwójnie obraźliwe.
A teraz znowu biorę długą, nieokreśloną w czasie przerwę. Pijcie spokój z tej „kulinarnej oazy”.
Oazy – azyle są niezbędnie potrzebne, zwłaszcza teraz. Kropelki spokoju też.
Nowy, Twoja racja jest najtwojsza, a Twój strach najstrachniejszy. Zadowolony?
Kochani-poniższe przesyłam absolutnie bez żadnych blogowych podtekstów!
Po prostu uważam, że to znakomite podsumowanie naszej sytuacji pandemiczno-politycznej:
https://i.pinimg.com/originals/b9/a1/b1/b9a1b1e3ca051bb1fee5b10a1c5c9293.jpg
Nabyłam główny składnik do zapiekanki z dorszem, czyli polędwiczkę. Reszt dokupię jutro.
Danuska, super !!!!!
Danuśka, rozum poszedł na L4 z powodu wypalenia.
MałgosiuW., dałam więcej sera i pora (kroiłam w półtalarki, bo łatwiej o równe). Szałwii szczyptę szczypty. Ziemniaki, następnym razem, pokroję na 0,5 cm.
Rozpracowałam dynię – wyszło 3 litrowe pojemniki, zamroziłam. Powinnam to była zrobić jesienią, bo zupa dyniowa z dodatkiem imbiru (i planuję dodać tajską ostrą papryczkę!) jest rozgrzewająca. Nie szkodzi, u nas jeszcze można liczyć na powrót zimy!
Ugotowałam kapustę, namoczyłam grzyby – jutro pieroguję.
Wieczorem wpadli przyjaciele Moskale – jakiś czas temu przeprowadzili się w bliskie sąsiedztwo (ok.km) i już dawno obiecywali wpaść – nie wyszło. Dzisiaj spacerowali i się zdecydowali. My do nich obejrzeć chałupę wpadniemy w sobotę. Pandemia pandemią, ale życie toczy się dalej, chociaż bardzo ostrożnie. Oni pracują z domu, też im doskwiera brak towarzystwa.
Teraz kanapka i Henning Mankel 😉
Haneczko-ale przecież kiedyś wróci???
Alicjo-wpadam na pierogi!
Cd kawiarnianych opowieści
A gdyby tak dzisiaj zostawić te eleganckie, nobliwe, historyczne czy mniej historyczne kawiarnie w Europie i wyskoczyć do Marrakeszu? Noce tam jeszcze chłodne 8-10 o C, ale w ciągu dnia słońce i 26 stopni. Siadamy więc wygodnie na tarasie „Cafe des Epices”- w sercu mediny, z widokiem na kolorowy suk i w oddali na góry Atlas: https://cafedesepices.ma/fr/photos/
Zamawiamy co kto lubi-albo doskonałą kawę albo marokańską herbatę zwaną czasami berber whisky, bo mocna i wyrazista w smaku, zaparzana ze świeżej mięty i zielonej herbaty, obowiązkowo słodzona, innej nie dostaniemy.
Przy okazji podobno najlepszy przepis na herbatę w marokańskim wydaniu (proporcje na 2 osoby):
-2 łyżeczki zielonej herbaty (chińska gunpowder)
-garść świeżej mięty
-cukier wedle upodobań-marokańskie upodobania wymagają dużo cukru
Przepłucz czajniczek wrzącą wodą, wrzuć zieloną herbatę, zalej ją połową szklanki wrzącej wody, zamieszaj, wylej ten pierwszy napar. Dorzuć świeżą, rozgniecioną w dłoniach miętę, dodaj cukier, zalej czajnik wrzącą wodą i poczekaj 10 minut. Rozlewaj do szklanek w ten sposób:
https://www.kanbrik.com/wp-content/uploads/2019/12/why-is-moroccan-tea-poured-from-a-heigh-.jpg
Oczywiście poza Marokiem da się przygotować i wypić tę herbatę bez cukru 🙂
+3c, na wschodzie się lekutko różowi…
Mam akuratny dzbanek na herbatę, jak ten na zdjęciu – ten sam styl, ale bardziej ozdobny. Stoi nieużywany od lat w towarzystwie cukierniczki i dwóch dzbanuszków, pociemniały znacznie, ale nie chce mi się go odświeżać, bo tak wygląda dostojniej 😉
Arabowie z reguły piją bardzo słodką i gorącą herbatę, tak opowiadają bywalcy tamtych stron. Gorąca herbata jest szybciej wchłaniana przez organizm i szybciej gasi pragnienie, podobno.
A prosz bardzo, wpadaj na pierogi, jak zwykle będę robić w ilościach 🙂
Danusiu, z Tobą herbata na każdym końcu świata!
W krajach arabskich ta gorąca słodka herbata jest ogromnie popularna i podawana w tych małych szklaneczkach. Pierwszy raz się z tym zetknęłam w Turcji, nie dało się nic kupić jeśli się najpierw nie wypiło szklaneczki herbaty, ale tam przynajmniej pytali ile cukru. Przywieźliśmy wtedy sobie dużą paczkę herbaty i o dziwo w domu też dobrze smakowała.
Byłam na spacerze z kijkami, ładnie , słonecznie i dość ciepło +9 . W lesie coraz więcej ptasich śpiewów, dzięcioły było słychać ale niestety nie chciały pozować.
Małgosiu-mam nadzieję, że wspólnie wypijemy jeszcze niejedną herbatę, gdzieś na bliższym czy dalszym końcu świata 🙂
Ja pamiętam tę miętowo-zieloną herbatę właśnie z Maroka i z pozostałych krajów Maghrebu zresztą też. Najwspanialsza była na Saharze, w górach Hoggar, parzona nad ogniskiem przez Tuaregów. To już bardzo dawne czasy, ale to był jeden z takich momentów w podróży, które zapamiętuje się na całe życie.
W zasadzie mniej więcej wiemy, ale może warto sobie przypomnieć, dlaczego w ciepłych krajach pija się gorącą herbatę, nosi długie rękawy i jada ostre przyprawy:
https://www.focus.pl/artykul/nie-spodziewalbys-sie-ze-to-pomaga-na-upaly-najlepszy-dlugi-rekaw-i-goraca-herbata?page=1
Danusiu, też mam taką nadzieję 🙂
Zrobiłam zapiekankę z dorszem. Pora podsmażyłam na maśle klarowanym, a do szczypty szałwii dodałam jeszcze troszkę większą szczyptę ziół śródziemnomorskich. Uznajemy, że danie jest smaczne i warto go powtórzyć, chociaż ta porcja dwuosobowa jest raczej dla czworga. To tego była surówka z kiszoną kapustą.
Dla nas też dla czworga.
Tu lasy i pola ciche, jeszcze śpią. Jedna sójka i sroki.
Ja pieroguję, jestem na półmetku – że też mi się zachciało?!
Cierp ciało…
Porcja zapiekanki jest dla dwojga na dwa dni 🙂
Haneczko-wiosna jeszcze bezobjawowa, jak donoszą różne internetowe źródła.
Alicjo-ile pierogów zrobiłaś? Czy część do zamrożenia?
Dzisiaj skok przez Atlantyk z Marrakeszu do kawowego zagłębia czyli do Brazylii. Najpierw drobna degustacja, zwana w języku fachowców cupping(od cup tasting), bo przecież tyle tu rodzajów kawy, że można dostać zawrotu głowy:
https://tiny.pl/rkc5n
Skoro dotarliśmy do Rio de Janeiro to musimy obowiązkowo zobaczyć Copacabanę albo po prostu zjeść porządne śniadanie z widokiem na tę sławną plażę. Idziemy zatem do” Cafe da Manha”, to chyba najbardziej eleganckie miejsce w tej okolicy: https://tiny.pl/rkc1h
Przy okazji sprawdziłam cenę pokoju ze śniadaniem w”Copacabana Palace”, gdzie mieści się ta kawiarnia-drobne 1500 zł/noc, ale kiedy nie poszaleć jak podczas pandemii i na dodatek wirtualnie
Potem powędrujemy uliczkami starego miasta i wypijemy tradycyjne cafezinho. Przypomina w smaku znane nam espresso, jest jednak inaczej przyrządzane. Parzenie polega na dość długim gotowaniu ziaren w wodzie z cukrem, a następnie przefiltrowaniu ich przez bawełniane sitko. Napój ten jest na tyle popularny, że jego dostępność nie ogranicza się wyłącznie do kawiarni i restauracji. Bardzo często rozlewany jest przez ulicznych sprzedawców prosto z termosu.
PS. W czasach, kiedy w Polsce podróżowali tylko nieliczni brazylijskiej kawy można było spróbować za darmo na targach w Poznaniu. Zdjęcie z czerwca 1962 roku: https://tiny.pl/rkc1f
Danuska, dzieki Tobie pijemy nie tylko wirtualna kawe ale tez wirtualnie zwiedzamy. Podoba mi sie sniadanie z widokiem na Copacabane.
W zeszłym roku w marcu Plaża Copacabana była tak samo pusta jak na tym zdjęciu Danuśki, a to nie jest normalne. Mieliśmy hotel przy tej plaży, ale właśnie wtedy , przy nas, wchodziły różne zakazy pandemiczne, między innymi zakaz wjazdu na Głowę Cukru i Statuę Chrystusa Zbawiciela, zakaz plażowania itd.
Danapola
24 marca 2021
8:36
Ile? Mało, bo tylko 130. Nigdy nie robię „na dzisiaj tylko”, bo jak już się rozkładam z całym tym mącznym bajzlem, to na ileś tam godzin. Podzieliłam na 4 porcje i zamroziłam, trochę będzie na dzisiaj.
+5c i popaduje…
Alicjo i tak podziwiam Twoje zacięcie. Ja jak raz do roku robię te 100 uszek to potem mam dość do następnych świąt. Pierogi to nie moja bajka, bo trzeba przy nich stać a ja tego nie lubię a właściwie nie mogę.
Ja właściwie też nie powinnam stać (lewa noga ciągle dokucza), kiedyś miałam stołki barowe, ale jednak nie umiem pracować na siedząco w kuchni 😉
Dlatego pierogi robię ze dwa razy w roku i w takich ilościach, żeby je zamrozić. Mogę kupować w polskim sklepie, ale ja lubię cienkie ciasto, no i co swoje, to swoje.
Można też kupić pierogi w innych sklepach spożywczych sieciowych, ale to są pierogi robione taśmowo, zawsze grube ciasto.
Nigdy nie gotuję pierogów przed zamrożeniem, uszek też. „Myk” mam taki, że sklejam, układam na dużej desce plastikowej do krojenia warzyw, wcześniej papier woskowy na deskę i posypuję mąką:
https://photos.app.goo.gl/H7Qw775zkDUfksmu6
… i taki większy pluton uszek 😉
https://photos.app.goo.gl/k7DJRZW6fCodMxYY6
To-to wkładam do zamrażarki, zazwyczaj po 2 godzinach jest zamrożone na kość, wtedy wkładam partiami do plastikowego pojemnika i z powrotem do zamrażarki.
W ten sposób zamrożone nie sklejają się, każdy pieróg czy uszko jest osobno, jak potrzeba, wrzucam zamrożone prosto na wrzątek i gotuję, mniej więcej 8 minut.
A pierogowo w sensie spożywania wyżywam się na wakacjach w Polsce i znam wszystkie „Zapiecki” na Nowym Świecie w Warszawie, a także inne pierogarnie w okolicach Śródmieścia 😉
Z całą odpowiedzialnością polecam wszystkie – gdybym mieszkała w Warszawie, odpuściłabym sobie robotę.
Nigdy nie zrobiłam więcej niż 80 pierogów. Wyrabianie ciasta i wałkowanie – na stojąco, klejenie na siedząco. Lubię zamrozić trochę ciasta i farszu, samo formowanie pierogów idzie wtedy szybko.
Sama kawa jest ważna, towarzystwo także, ale kawa z widokiem jest najprzyjemniejsza. Na Capacabanę nie zanosi się, ale i miejscowe widoki mogą zadowolić, np. moja ulubiona kawiarnia w parku w Wejherowie, kawiarnie z widokiem na Zatokę Gdańską. A z zagranicznych mile wspominam kawiarnię w widokiem na operę w Wilnie. Na razie wszystko jest w sferze wspomnień.
Dla mnie 130 pierogów to nie jest mało. Pierogowo najchętniej zamieszkałabym w Ostrołęce, składałabym regularne zamówienia u Misia Kurpiowskiego:-) Jego ciasto też jest bardzo cienkie, że nie wspomnę o dopracowanych proporcjach na różne farsze.
Irek zamieścił kilka dni temu wspaniałe zdjęcia wielkiego klucza żurawi, który udało mu się uchwycić nad Lublinem. Ptasie migracje obserwujemy również nad Bugiem. Jak dotąd przelatują nad nami przede wszystkim klucze gęsi, ale nie udało mi się jeszcze ich sfotografować.
Dzisiaj w ramach kawiarnianych opowieści obraz z kawą w roli głównej:
https://tiny.pl/rk1bh
Autorem jest Ernst Ludwig Kirchner, tytuł „Kaffetisch”, rok powstania 1923.
To nie jest jedyny obraz tego malarza związany z kawą, namalował ich jeszcze kilka.
A poza tym bardzo ciekawy, moim zdaniem, artykuł o kawie w Polsce od czasów Sobieskiego do współczesnych. Najbardziej podoba mi się fragment z „Opisu obyczajów i zwyczajów za czasów Augusta III” księdza Jędrzeja Kitowicza:
Kto się raczył „najulubieńszym” trunkiem? Przede wszystkim… kobiety: „tak z rana, jako też po obiedzie i wieczerzy, osobliwie, gdy w kompanii jakiej albo podczas tańców długo w noc dosiadywały”. Upatrywano w tym pozytywną zmianę cywilizacyjną. Wcześniej bowiem kobiety na poranny posiłek spożywały wspomnianą polewkę piwną z winem, cukrem i cynamonem. Potem przechodziły do apteczki, by „zakropić mdlącą poleweczkę wódeczką”. W efekcie się rozpijały i „na rozmaite jędze, dziwiaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodziły”.
Caly tekst do przeczytania tutaj:
https://culture.pl/pl/artykul/czy-kawa-jest-diabelska
Danusiu, toż to już powstał cały cykl kawowo-kawiarniano-malarski. Można pozwiedzać, popatrzeć, szkoda tylko że ten zapach kawy jest taki ulotny i komputer w tym nie pomoże.
MałgosiuW – wystarczy zaparzyć kawę, zasiąść przed komputerem i wstąpić wirtualnie do Danuśkowych kawowych klimatów.
Echidno, masz rację, często tak robię, ale na zawołanie się nie da.
W okolicach Sydney podobno okropne powodzie, do Was nie dotarły?
Dziewczyny-wstępujcie, wstępujcie do kawiarnianych klimatów!
Inaczej niż wirtualnie na razie się nie da 🙁 Sama nieźle się wkręciłam się w ten kawowy research, że użyję modnego określenia.
W Sydney nie dosyć, że powodzie to jeszcze plaga pająków:
https://podroze.onet.pl/aktualnosci/sydney-obawia-sie-plagi-niebezpiecznych-pajakow-lejkowatych/5yymc4v
Po przeczytaniu tego artykułu nasze plagi komarów, mrówek czy ślimaków wydają się być zupełnie nieszkodliwe.
+8c, słońce.
Spojrzałam na Rynek:
https://www.cityofkingston.ca/explore/webcams/springer-market-square
Chyba demontują lodowisko? Na to wygląda… Dzisiaj dzień targowy, toreż już przyjechało kilka samochodów dostawczych i montują swoje stoiska z towarem. Poza tym trwa szczyt zbierania soku klonowego i gotowania z niego słynnego syropu klonowego. Nasz sąsiad sam to robi – nie wiem, dlaczego my nie zbieramy ze swoich klonów soku?! Przecież mamy ich kilka! Przedsiębiorcy ci z nas żądni, a na pewno na własne potrzeby by się dało zebrać…
https://www.puremaplefromcanada.com/about/how-its-made/
p.s.Jak się da kamerkę z Rynku na cały ekran, to prawie widać, co sprzedawcy oferują 😉
Zalało Sydney i New South Wales. U nas padało, jutro ma być bezdeszczowy dzień, a na środę zapowiadają nawet 28 stopni.
Opady w NSW były największe od lat pięćdziesięciu. Rzeki wystąpiły z brzegów, woda zalała prawie wszystko. Tragedię ludzką po niedawnych pożarach spotęgował kolejny żywioł.
https://www.youtube.com/watch?v=1_anp1Q_8Js
Słynnym Aborygeniskim kamieniem Uluru spływały kaskady mini wodospadów – rzadkie zjawisko:
https://www.youtube.com/watch?v=AXQLKNWDhRQ
Pająki, ślimaki, węże wyglądają na plagę, jaką w gruncie rzeczy nie są – po prostu uciekają przed wodą.
Danusiu – dołączam się skromnie do kawiarnianych opowieści 🙂 Ponieważ pisałam dzisiaj w pracy, przed piętnastą, długie zarządzenie wiązane z nowym lockdownem, potem w domu pismo do ZUS-u, to postanowiłam jeszcze trochę postukać w klawiaturę i znalazłam mały fragment „z bruku”. 😉
Z Kuryjera Stanisławowskiego, 1905 r. , pisownia oryginalna.
Z bruku
„La donna e mobile”… śpiewał swego czasu pan hrabia w Rigollecie. Gdyby tak jak ja „feljetonował” – aleje Parku miejskiego w styczniu bieżącego roku, to szyję daję, że śpiewałby „la zima (nie wiem jak to będzie po włosku) e mobile”. Co do mnie, to się temu wcale nie dziwię; zima jest – bądź co bądź – osobą rodzaju żeńskiego, więc zmienność leży już w jej charakterze. W południe słońce przygrzywało, jak za majowych czasów, o godzinie 3 po południu było już porządnie zimno, a już o piątej wieczorem tak mi z mrozu palce zgrabiały, żem nie mógł przeliczyć otrzymanej zaliczki a’conto: „Z bruku”. To też taki mię robak toczyć począł, żem go na gwałt postanowił utopić w szklance gorącej herbaty z koniaczkiem.
Poszedłem więc za przykładem naszych rad miejskich wydziałów i innych sejmów i jak one odkładają ad calendas Graecas wszelkie niewygodne c.k. rządowi wnioski, tak ja odłożyłem przechadzkę po Parku do maja i z ulicy Lipowej skierowałem swe szanowne kroki ku linii A – B. Za małą chwilę byłem już w pasażu Gartenbergów, gdzie przed kawiarnią „Edison” spostrzegłem wielkie zbiegowisko. Właśnie otwierano podwoje tej wspaniałej kawiarni; wstąpiłem więc i ja do wnętrza.
Tam przy herbatce z koniaczkiem i skocznych dźwiękach orkiestry wojskowej wygrywającej pod batutą p. Soutschka – zapomniałem na śmierć o ciężkich obowiązkach reporterskich a tem samem i o sprawozdaniu z otwarcia tej luksusowej kawiarni.
O ile sobie przypomnąć mogę w wieczór ten było w kawiarni jakich 1000 osób. Śmiał się do nich wtedy świat cały! Śmiały się i lampy żarowe i lustra secesyjne i szklane stoliki, śmiały się kieliszki napełnione winem. Uśmiechał się i p. Ensel „kontent” z pierwszego powodzenia, uśmiechała się czule i złotowłosa kasjerka z poza bufetu.
Jeden tylko płatniczy był poważnym zdradzał najwyższe skupienie umysłu…
Zegar bił na ratuszowej wieży dwunastą godzinę, godzinę duchów, gdy wracałem na łono rodziny…
https://www.youtube.com/watch?v=zH68LYBNL-o
🙂
Asiu-skromnie? Jakie skromnie 🙂 skoro na otwarciu kawiarni „Edison” było 1000 osób! Feta, jakich nie pamiętamy od roku! Ale herbatę, kawę, koniaczek pijało się nie tylko w takim tłumie i przy secesyjnych lustrach. Podawano je również do tego legendarnego stolika:
https://publicystyka.ngo.pl/kontrkulturowe-kawiarnie-warszawy-czytelnik
A dzisiaj? Wieść gminna niesie, że w kawiarni „Czytelnik”nadal panuje „klimat peerelowski-szatniarz przy wejściu, boazeria, atmosfera stołówkowa…. Ogólnie pachnie trochę nostalgią, w końcu lokal istnieje nieprzerwanie od ponad 60 lat, w gastronomii stołecznej to rzadki przypadek”.
W sierpniu 2016 zmarła Jadwiga Włodek, barmanka z „Czytelnika” bywalcy wspominają, że była to wyjątkowo dobra i ciepła osoba, pracowała w tym miejscu 33 lata. Tak wspomina ją Krystyna Kofta: ”Jadzia miała kontakt ze wszystkimi, którzy odwiedzali „Czytelnika”. Opiekowała się Tadeuszem Konwickim, gdy pozostał sam. Dbała, żeby jadł, żeby przychodził. Jego stolik zawsze na niego czekał…..Nie miała łatwej pracy, ale nigdy nie narzekała. Zawsze żartowała, miała wielkie poczucie humoru….z nikim się nie kłóciła, kłócili się pisarze w „Czytelniku”, ale nigdy nie z Jadzią”.
Na Wielkanoc 2021 można w tej kawiarni zamówić: https://tiny.pl/rklk8
A przedwielkanocną kawę już podaję: https://tiny.pl/rkl2j
+8c, ciemno jeszcze… Do wysłuchania poniższe, bo dzisiaj dwudziesty szósty to już dzień 😉
https://www.youtube.com/watch?v=brzroO1q9Z8
Pozostając w kawiarnianej atmosferze…
Nostalgiczne wspomnienia: warszawskie kawiarnie
https://artmuseum.pl/pl/archiwum/archiwum-eustachego-kossakowskiego/912
Stolik Tadeusza Konwickiego w kawiarni „Czytelnik”?. Proszę bardzo
https://artmuseum.pl/pl/archiwum/archiwum-tadeusza-rolke/2117
Dzięki za podsunięcie zdjęć z najbardziej chyba podobnej do stołówki studenckiej niż do kawiarni – „Czytelnik” 😉
Trochę zgasiłaś moje wyobrażenia o tym miejscu, jak chyba wiadomo, Konwicki to mój naj-najulubieńszy pisarz, inaczej sobie wyobrażałam to miejsce.
Rozpoznaję większość osób, tylko pan Janek P. mi tam nie pasuje, nawet wtedy podglądał, co się kryje w gazetach 😯
Wyobrażałam sobie to miejsce jako przytulny kącik, a nie takie byle jakie coś, nawet trudno to nazwać kawiarnią (stołówka studencka – w porywach!)
Było jak było 😉
Kawiarnia kojarzy mi się z przytulnym miejscem, gdzie można sobie zasiąść w kąciku, wypić kawę, herbatę, lampkę wina lub dobre piwo, Za moich czasów (znowu!) wspaniałym miejscem była kawiarnia „Pod muzami” na Kuźniczej, sto metrów od głównego budynku Uniwersytetu Wrocławskiego.
Przytulna, niedroga, dla braci studenckiej… i nawet szafa grająca tam była!Już dawno jej nie ma, ani nawet nie znalazłam zdjęć z tamtych lat. Ale Wrocław ciągle ma do wyboru, do koloru… tyle tylko, że będąc tam raz czy cztery, nie możesz liczyć na to, że za rok będzie ta kawiarnia istnieć. A sieci kawiarniane typu Green Caffe, Costa caffe czy coś „w tej podobie”, to są kawiarniane macdonaldy i nic nie mają wspólnego ze specyficznym klimatem ulubionej kafejki. Są wszędzie na świecie 🙄
https://www.google.com/search?sxsrf=ALeKk02ljXSiui4J_0WNa_EnPD1_lIPjgQ:1616776723439&source=univ&tbm=isch&q=kawiarnie+wroc%C5%82awskie&client=firefox-b-d&sa=X&ved=2ahUKEwjh85_Sss7vAhXZF1kFHQn8Bg8QjJkEegQIEhAB&biw=1291&bih=534
Alicjo, kawiarnia „Czytelnik” to Hilton w porównaniu do naszej akademikowej stołówki.
Haneczko,
bardzo możliwe, że „mnie się zdaje, co się zdaje”, bo z wiekiem pudrujemy wspomnienia. Nasza stołówka to były byle jakie krzesła, byle jakie stoliki i nic przytulnego 😉
Natomiast kawiarnię „Pod Muzami” wspominam jako przytulne, niewielkie miejsce z malutkimi stolikami, szatnia (obowiązkowa!) w ciasnym, „przedpokojowym” wejściu, i malutkie, najprostsze foteliki zamiast krzeseł. Pewności nie mam, może coś przypudrowałam, ale było to miejsce bardzo przytulne, bo było go mało – tego miejsca 😉
A stołówka była blisko, obiady po 11 zł (kupowało się bloczki na każdy dzień miesiąca), bardzo dobre, zupa za darmo i bez ograniczeń. Stołówka była właśnie mniej więcej tak urządzona, jak ten „Czytelnik” – tak mi się skojarzyło. Bardzo przaśnie.
Jeśli w końcu będziemy zaszczepieni, ta cholerna pandemia się skończy i nareszcie wrócimy do normalnego życia to, czy dobrym pomysłem byłoby spotkać się w kawiarni „Czytelnik”? Szczerze mówiąc nie wiem….Nigdy nie byłam w tym miejscu, ale przechodziłam parę razy obok i jakoś nie za bardzo miałam ochotę wstępować. Nawet z zewnątrz ten budynek wydaje się być mało przyjazny. Alicja ma rację pisząc, że kawiarnia kojarzy się raczej z przytulnym miejscem, a”Czytelnik” do takich nie należał i nadal nie należy. Ten lokal miał swoją legendę po prostu z racji tych wielkich i sławnych, którzy tam bywali.
A przy okazji znalazłam takie wspomnienia Gustawa Holoubka:
„Odpoczywam prostacko: staram się nic nie robić, myśleć o jedzeniu, po południu zasypiać w fotelu, czekając – z dreszczykiem emocji – na kolejną partię brydża. Tak wygląda mój odpoczynek w mieście. Na wsi staram się wymyślać niestworzone historie, żeby tylko nie iść na spacer, do którego moja żona stale mnie namawia. Namiętnie spaceruje więc sama. A ja lubię siedzieć w cieniu i gadać z moimi przyjaciółmi – góralami z Bukowiny Tatrzańskiej… albo czytać. Interesuje mnie historia, dużo czytam książek historycznych, ale kiedy nikt nie widzi – a zwłaszcza ci, którzy mnie nazywają „intelektualistą” – ukradkiem przy lampce nocnej czytam kryminały”.
„Przekrój” numer 2505/1993 rok
Mam książkę Magdaleny Zawadzkiej „Gustaw i ja” – dużo się o Guciu dowiedziałam 😉
Pyra uważąła, że biografii i autobiografii „wielkich ludzi” wszelkiego autoramentu nie należy czytać, bo się człowiek może rozczarować. Ja się zawsze sprzeciwiałam – dla mnie to odbrązowienie postaci, uwiarygodnienie, że wie, o czym pisze, bo sam przeżył, wysłuchał wspomnień bliźniego, potrafił to „podać dalej”.
Znakomite biografie czy autobiografie – mam ich całą wielką półkę i zawsze dzieliłam się tu na blogu moimi spostrzeżeniami, że warto poczytać, bo to są unikalne rzeczy. Dają wgląd w kawałek duszy autora i skąd się wzięło, dlaczego napisał, co napisał. Dotyczy to pisarzy i poetów z najgórniejszej półki, z najgórniejszej półki aktorów, oraz oczywiście niewątplywie piosenkarzy, dla turnusu trzeciego od pana Wojtka dla panny Krysi – pucio… pucio.
Klasyka muzyczna! Doceńcie dramat!
https://www.youtube.com/watch?v=eB_U10J9fO8
„Tonący brzydko się chwyta”
A. Słonimski
Kawiarnie na zdjęciach z archiwum Eustachego Kossakowskiego pokazane przez Echidnę były ciekawie zaprojektowane. Fakt, że wszystkie były obszerne, ale wtedy taki panował trend. Bardzo podobała mi się kawiarnia ” Błękitna”, poszukałam więcej informacji o niej. Mieściła się w Pałacu Błękitnym w Ogrodzie Saskim. Na zdjęciach z 2011 r. widać, że pałac jest w bardzo złym stanie i wygląda na opuszczony. A miejsce było urocze.
Danuśka,
ja także wybieram jakieś ładniejsze miejsce na nasze przyszłe spotkania.
Tymczasem dziś zaszczepiłam się pierwszą dawką Astra Zeneki, następna dopiero 11 czerwca. W takim tempie i przy tak długim oczekiwaniu na druga dawkę szczepienia będą trwały baaardzo długo.
Myślę, że w szkole też chętniej uczylibyśmy się historii, gdyby wielkie czy znane postacie zostały ściągnięte z piedestału.
A propos-Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, z którego pochodzą archiwalne zdjęcia Eustachego Kossakowskiego podrzucone nam przez Echidnę ma ogródek kawiarniany z pięknym widokiem na Wisłę 🙂
No psiakość, akurat nie mam potrzeby zmieniać zastawy stołowej, a tu taka pokusa:
https://czterykaty.pl/inspiracje/7,153170,23285939,najpiekniejsza-zastawa-stolowa-na-wiosne.html?utm_source=hp&utm_medium=BOKSczterykaty#s=BoxLSDLImg1
Widze, ze temat kawiarniany jest ciagle obecny. Krystyna wspomina kawiarnie z widokiem w Wejherowie, a ja kilka lat temu bylem w uroczej malej kawiarence w Orlowie przy molo. Tam tez chyba miesci sie izba pamieci Zeromskiego. Za to w Wiedniu zwiedzam kawiarnie systematycznie. Unikam slynnej „Cafe Central” z uwagi na tlumy turystow, ale lubie elegancka „Cafe Landtmann”, dosyc artystyczna, literacka „Cafe Museum”, doceniam bardzo zachowanie stolow bilardowych w „Cafe Sperl”, a „Cafe Hawelka” przypomina mi nastrojem kawiarnie zapamietane z lat dziecinnych (n.b. wiedenski Hawelka nie ma nic do krakowskiej kawiarni o tej samej nazwie). „Cafe Mozart” uwieczniona w filmie „Der Dritte Mann” i tak moglbym ciagnac, bo odwiedzilem juz ich sporo. Do tego dochodzi kolosalna rola wiedenskich kawiarni w rozwoju zycia naukowego (nie mowiac juz o politycznej i spolecznej roli). Zreszta tak samo bylo we Lwowie z kawiarnia „Szkocka” gromadzaca matematykow. Najwieksza zmiana to zakaz palenia. Choc sam nie pale i nie znosze palenia to jednak brak mi tego zapachu (smrodu) i dymu tworzacego te specjalna kawiarniana atmosfere.
Kemor,
wiele lat temu paliłam, nałogowo i w ogóle ponad miarę. Znam ten smród i te klimaty.
Nie ma nic gorszego, niż kryjące się smrody kawiarń w ciężkich, solidnych kotarach, jakie miała kawiarnia Monopol we Wrocławiu. Już nie wolno było palić, ale nikomu nie wpadło do głowy, że należałoby wyprać kotary 😉
No ale to wspomnienia byłej palaczki, paczka dziennie, a czasem więcej.
Dlaczego mi przeszło palenie? Dlatego, że już nigdzie nie można było od pewnego czasu znaleźć miejsca, gdzie można było zapalić, a przecież zapalenie papieroska to była TA przyjemność.
Ostatnie papierosy jakie paliłam, to były długie, piękne papierosy, które kupowałam w USA, u nas nie bywały:
https://www.google.com/search?q=cigarette+Eve&client=firefox-b-d&sxsrf=ALeKk00L3rSTYxisy8CLFHokb918RETMsw:1616811848320&tbm=isch&source=iu&ictx=1&fir=1fjuVFJBoW7JgM%252CcieOcxTxefaQUM%252C_&vet=1&usg=AI4_-kTb9SczOjjHjyJk22gFo6mCGaZBww&sa=X&ved=2ahUKEwjEvYy_tc_vAhVdElkFHVldCMIQ_h16BAg8EAE#imgrc=1fjuVFJBoW7JgM
Tak, te piękne, z kolorowym obrazkiem kwiatowym 🙂
Kemor-z przyjemnością odnotowałam nazwy Twoich ulubionych, wiedeńsich kawiarni. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wypić kawę( a właściwie wiele kaw) podążając Twoim tropem 🙂
Dzisiaj o Skandynawach, bo to oni przodują w statystykach spożycia kawy na głowę mieszkańca. Finowie ze swoimi 12kg/ rok/osobę dzierżą palmę pierszeństwa. W Polsce bardzo skromnie, bo zaledwie 2,3 kg. Finowie popijają kawę przez cały dzień, a przerwy na kawę w pracy są wymogiem większości związków zawodowych. Najpopularniejsze kawy w Finlandii są jasno palone, dzięki temu są znacznie delikatniejsze w smaku niż w innych zakątkach świata. Prawdopodobnie tradycja ta utrzymuje się jeszcze z okresu, kiedy Finowie sami wypalali w domach zielone ziarna kawy.
Ciekawy jest również fenomem fika w Szwecji:
https://hygge-blog.com/hej-hej-ze-szwecji-fika/
Na koniec zapraszam do ulubionej kawiarni mieszkańców Oslo:
https://timwendelboe.no/about?v=9b7d173b068d
Kawiarnia mieści się w dzielnicy Grunerlokka, przez tubylców nazywanej norweskim Soho. W niewysokich kamienicach mieszkają artyści, na parterach mieszczą się butiki lokalnych projektantów, galerie i kawiarnie, w których często odbywają się koncerty.
O, to ja jestem jak Finowie. Ponieważ kawę kupuję zwykle przez internet to dość łatwo mogę policzyć średnią roczną i myślę, że jest to co najmniej 12 kg 🙂
Byłam na spacerze, ptaki śpiewają, a wiewiórka spokojnie przechodziła po pasach na zielonym świetle i jeszcze w połowie jezdni się rozejrzała, a potem weszła sobie szybciutko na drzewo.
Małgosiu-domyślam się, że jesteś jak Finowie, bo jeśli ktoś podróżuje ze swoim mini turystycznym ekspresem do kawy to znaczy, że bez dobrej kawy obejść się nie może 🙂
Wiosna pokazała dzisiaj swoje miłe oblicze-w ogrodzie nareszcie są krokusy i aby uczcić to wydarzenie posadziłam jeszcze bratki. Ropuchy też poczuły zew boży i podążają wszystkie w kierunku rzeki, gdzie będą się rozmnażać, Właśnie przeczytałam, że ich okres godowy przypada na kwiecień i że wracają co roku do tego samego zbiornika wodnego, potrafią go odnaleźć z odległości nawet 4 do 5 km.
Danusiu 🙂
Ja jeszcze dziś trafiłam na śliczną kępkę przebiśniegów.
Danusko, brawo ! Pieknie rozwinelas kawiarniany temat.
I nie sposob nie usmiechnac sie czytajac podanego przez Asie Kuryjera 🙂
I zdjecia z Czytelnika sa wzruszajace, taki byl klimat.
U mnie +3 zaledwie 🙁
https://photos.app.goo.gl/Lvi7Wo4wWienYUmn7
…oraz takie:
https://photos.app.goo.gl/grbfA711YZPLfdEk8
Wracając do herbaty, co 2 tygodnie kupujemy 200 gram zacnego suszu. W skali rocznej bijemy kawiarzy na głowę 😉
Nie liczę okazyjnej zielonej czy wyrafinowanej matcha, która ciągle jeszcze jest w kąciku i czeka na wypicie. Jest i kępka – dobre i to na początek…
https://photos.app.goo.gl/Ev6z4MDfsvbhXZ8H7
p.s.Herbata jest lżejsza od kawy, wypadałoby liczyć filiżanki 😉
Kemor wspomina kawiarnię w Domku Żeromskiego w Gdyni Orłowie. Danuśka też zna te okolice. Obok mieści się restauracja także z widokiem na morze/ bywała tam Nisia/, a w pobliskim budynku dawnej oberży – pizzeria, gdzie letnią porą przy stolikach pod lipami wśród zieleni można także wypić dobrą kawę.
Na marginesie tematu biografii i dzienników znanych ludzi: ciekawy artykuł w dodatku GW Wolna Sobota Jacka Szczerby o Gustawie Holoubku, a przy okazji także o Tadeuszu Konwickim i Andrzeju Łapickim. Autor pisze m.in.” To ja redagowałem ” Dzienniki” Łapickiego, więc wiem, ile jego córka Zuzia, jako cenzorka, z nich wyrzuciła. Moim zdaniem niesłusznie. Oj, był tam zwłaszcza jeden kawałek bezpardonowy względem Holoubka.” Tak więc nawet jeśli sam bohater jest szczery w swoich wspomnieniach, to rodzina i tak czuwa na dobrym imieniem, obyczajnością itp.
Do księgarń trafia właśnie książka Zofii Turowskiej ” Gustaw. Opowieść o Holoubku”
Pamiętacie, że dziś w nocy nastąpi zmiana czasu na letni ? Już miał być koniec z tymi zmianami, ale tego końca jednak nie widać.
Jeszcze w ramach przypomnień: najwyższy czas posiać rzeżuchę, jeśli ma urosnąć do świąt. Nie mam takich oryginalnych pomysłów jak kuzynka Magda, więc po prostu wysiałam nasionka na talerzyku i w skorupkach jajek.
Dziś sprzątałam trawnik wokół karmnika. Łupiny po słoneczniku w wielkich ilościach. W dzień było + 15 st. C, dopiero po deszczu ochłodziło się. Krokusy i przebiśniegi już kwitną, niedługo zakwitną hiacynty, ale przeważa jeszcze kolor brązowy. Będę wypatrywać żab.
U mnie czas letni nastał tydzień temu. Nie zauważyłabym, gdyby nie komputer…
Dzienniki Łapy („Jutro będzie zemsta”) są ciekawe, ale właśnie – wyglądają na ocenzurowane. Na pewno zakupię książkę Turowskiej – Gustaw Holoubek jest postacią nietuzinkową i na pewno spojrzenie osoby „z zewnątrz” jest inne, niż Magdaleny Zawadzkiej.
O Konwickim najwięcej można się dowiedzieć, czytając jego książki – a tę wiedzę dopełnia wywiad-rzeka „Pamiętam, że było gorąco”. Przy okazji przypomniałam sobie, że od dawna czatuję na wspomnienia Marii Konwickiej „Byli sobie raz”.
Zaraz sprawdzę w sieci 🙂
Publio tego nie ma 🙁
Koncert: „Nie masz już w Polsce żydowskich miasteczek”
https://www.facebook.com/watch/?v=2894790627510468
Sprawdźcie, bo nie wiem czy ten link nie działa tylko dla użytkowników FB?
A propos zarazy i absurdów z tym związanych – zadzwoniałm do Lisy, co słychać i tak dalej. Ano słychać. Lisy wnuczka mieszka w Szwajcarii, ale ponieważ jej druga babcia jest bardzo chora, Beverly zdecydowała, że należy babcię odwiedzić (babcia w szpitalu). Beverly już przed wylotem ze Szwajcarii porobiła wszystkie potrzebne testy, żeby w ogóle wpuścili ją na pokład samolotu. Szwajcarzy słyną z dokładności i przestrzegania reguł. Na lotnisku w Montrealu skierowano ją na kwarantannę, mimo stosownych papierów, bo przecież porządek w kanadyjskich papierach też musi być.
Testy, testy, 3 dni w hotelu, który opłaciła Beverly (bo musiała), na koniec wystawiono jej rachunek nieco poniżej tysiąca tutejszych $ za dodatkowe testy.
Bezhołowie, jednym słowem.
Asiu,
link działa. Obejrzę później na spokojnie. Nie wiem, z którego roku jest ten koncert, ale wielu z wykonawców nie żyje, a ci żyjący są bardzo młodzi. Obejrzałam na razie tylko fragmenty.
Wspomnienia sprzed roku dokładnie:
Alicja-Irena
27 marca 2020
20:55
U mnie cisza. Siedzimy, nosa nie wychylamy.
Chociaż owszem, przeszłam się do drug store’u (farmacja, 5 km w obie strony jak obszył) i tam mnie zatrzymano w drzwiach pytając, co se życzy. Se życzyła szampon, acetaminofen, dowiedziała się, że środków odkażąjących jeszcze nie dowieźli. No to jeszcze odżywkę do tego szamponu. Pani przyniosła co trzeba, skasowała (akurat jak rzadko – była równa suma, dwie dychy!).
Następnie poszłam do spożywczego, gdzie mydło i powidło też, oraz można zagrać w lotto.
Mydła nie było, a jak chciałam zagrać w lotto, to mnie przegonili, że tamto stoisko z maszyną nieczynne. Pozbawiona możliwości uprawiania hazardu, skierowałam się do wyjścia
W tym sklepie na wejściu i wyjściu dezynfekowało nadstawione łapy dwóch pięknych młodzianów. Jeden z wejścia, drugi z wyjścia, ma się rozumieć. Nadstawiłam, z wejścia i z wyjścia, co mi tam…
Zrezygnowana, udałam się do LCBO, czyli naszego monopolowego – jak wiadomo, u nas alkohole sprzedaje tylko ta wyznaczona sieć sklepowa oraz piwo w tzw. Beer Store, też monopol. Coś się mówiło o piwie w sklepach spożywczych, ale na mówieniu się skończyło.
Jak wspomniałam, wszystkie sklepy zamknięte oprócz spożywczych, farmacji i monopolowych – podobno lepiej, żeby alkoholicy mieli dostęp do wodopoju, bo skutki gwałtownej odstawki byłyby katastrofalne (delirka i te rzeczy), tak więc uznano te sklepy za niezbędne, bo nie potrzebujemy takiego armagedonu. Czuję się zaopiekowana od tej strony
W sklepie tym wyznaczone odległości 2m, żeby klient wiedział, gdzie ma stać. I przestrzegali, klientów było czterech.
Przechodząc obok stacji benzynowej zauważyłam napis, że ostatnio wygrano tam w jakieś lotto 1 856 273$.
Wstąpiłam i wydałam na hazard całe 15$, ucieszona, że mam taką możliwość. Jednocześnie wyraziłam nadzieję do pani sprzedającej mi bilety (tak, na dwa konie postawiłam, a co!), że ten przybytek benzynowo-hazardowy przyniesie mi szczęście. Ona mi tego życzyła, bo w razie takiej draki ona też by się załapała na niezłą premię.
Wracając do domu, natknęłam się wreszcie na parę starszych ludzi, wyminęliśmy się zachowując należytą odległość i pozdrowiwszy się, zgodziliśmy się co do tego, że następną rzeczą, jaka nam będzie potrzebna, to dwumetrowy kij, żeby wiedzieć, że dokładnie i przykładnie się mijamy. I to by było na zrazie.
Asia
27 marca 2020
23:33
W podziękowaniu za wszystkie rady – Julian Tuwim
Kuracja
Serce bystre, serce spalinowe,
Jak łomocą odmęty twoje!
Biorę krople walerianowe,
Ale już się nie uspokoję.
Bo i jakże się uspokoić
W takim świecie, gdzie z każdą wiosną
Nawet kwiaty, zamiast ukoić,
Już tem straszą, że znowu rosną.
Doktór pilnie przy sercu sapie,
Słucha, jakie tam głębie płoną
I doradza hydroterapię;
A ja mruczę: „Wodą święconą”…
Urodzinowe życzenia dla Pepegora!
Toast wypiję z wiadomego kufla (ale w stosownej porze teraz zaledwie minęła północ)
🙂
https://photos.app.goo.gl/Hj4g1endQAPnPG8t9
Pamiętacie taką piosenkę Skaldów – „Szanujmy wspomnienia”?
No właśnie!
https://photos.app.goo.gl/L7csKAW99MdEDBc28
Dla Pepegora specjalna urodzinowa kawa i moc serdeczności!
https://tiny.pl/rk8w3
Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle czasu od tych zjazdowych spotkań i przyjemności, które tym razem Alicja przypomniała na zdjęciach.
Cd kawowych opowieści
W historiach o kawie nie może zabraknąć Etopii, bo to przecież tam się wszystko zaczęło. Tak jak Japończycy mają swoją ceremonię parzenia herbaty, tak Etiopczycy mają ceremoniał parzenia kawy:
https://kawaiherbata.com/blog/etiopska-ceremonia-parzenia-kawy
Przysłowie o kawie rodem z Etiopii:
„Kawa i miłość tylko na gorąco”.
Buna dabo naw-oznacza w języku etiopskim „kawa jest naszym chlebem”.
Bunna tetu to-napijmy się kawy! Takiego zaproszenia nie wypada odrzucić.
Kawa jest w Etiopii lekiem na wszystko i dlatego:
„Jeśli się smucisz -napij się kawy, jeśli się cieszysz -napij się kawy, jeśli ci ciężko- napij się kawy!”.
Zatem za chwilę zaparzę, ale….na europejski sposób 🙂
https://tiny.pl/rk8c7
Pierwsza kawa wypita, parzona przez ekspres, tradycyjnie po włosku. Lubię kawę i różności o kawowym smaku, w odróżnieniu od czekolady którą lubię, ale już nie jestem miłośniczką czekoladowych smaków.
Bardzo brakuje mi tych spontanicznych wypadów do knajpek czy kawiarni. Ile z tych miejsc zostanie jeszcze , gdy będzie już można tam się udać? Ach. to się porobiło 🙁
Zostają nam tylko wirtualne wizyty w nieczynnych obecnie kawiarniach i wirtualne desery z widokiem 😉
Pepegorze – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://youtu.be/U44u4BSn8BI
https://youtu.be/wVoJgwLIuNA
https://youtu.be/d59wsd9JsuA
https://youtu.be/h58VPSk4-WI
https://youtu.be/N8mpPrcJrdk
https://youtu.be/diLM-iJ8LYQ
Pepegorze,
najserdeczniejsze życzenia urodzinowe ! 🙂
Małgosiu,
jaką kawę kupujesz ?
Wiewiórka na przejściu dla pieszych to zabawny widok.
Bociany już przyleciały. Do mnie chyba jeszcze nie dotarły, ale w Przygodzicach, gdzie można obserwować ich gniazdo, już są : http://www.bociany.przygodzice.pl/
+7c, leje 🙁
Wygląda to bardziej na listopad, niż marzec. Niedługo zakwitnie miesiąc maj, więc jakbyście się wybierali na majówkę, to proszę bardzo:
https://czasnawywczas.pl/wyjazdy/ziemia-klodzka-atrakcje-dolny-slask/
W Ustroniu na Górnym Śląsku też jeszcze nie ma bocianów, z moich obserwacji wynika, że przylatują na początku kwietnia. Te przygodzickie mają ładną okolicę i pogodę 😉
Pepegorze – dużo zdrowia, pogody ducha. Wszystkiego najlepszego!
Krystyno przez lata kupowałam Maragogype dopóki sprzedawała ją Astra i wypalała ją na moje zamówienie. A potem różności, głównie Yellow Bourbon , z Gwatemali, Brazylii, Meksyku (Maragogype). Próbowałam oczywiście Blue Mountain i Kopi Luwak, ale to nie są kawy do codziennej konsumpcji.
Pepegorze – serdeczności urodzinowe, zdrowia przede wszystkim 🙂
Pepe, życzę jeszcze wielu urodzin 🙂
Tutaj bocianów jeszcze nie ma. Żab też nie słychać. Za to muchy już się obudziły i chcą nękać.
U mnie w ogóle nie ma. Ale klęgor gęsi kanadyjskich słychać, chociaż to miejscowe, te z południa dopiero za jakieś 2-3 tygodnie będą się przemieszczać na północ.
Mieliśmy się przespacerować do Przyjaciół Moskali, ale w taką pogodę…może przestanie siąpić, zobaczymy.
Zrobiłam sobie wirtualną wycieczkę po Watykanie, wcześniej przeczytałam reportaż, że taka wycieczka w realu to prawdziwy koszmar. Wyobrażąm sobie, jak w realu musi wyglądać Kaplica Sykstyńska… ale nie w tłumie!
Hop, hop, jestem i przewidziałam na dzisiaj kolejną opowieść o kawie, ale z rana musieliśmy udać się na szczepienie. Udało mi się zapisać nas oboje na jeden termin, na czym bardzo mi zależało. Zatem jesteśmy po pierwszej dawce AstryZeneci, następna wyznaczona na 20 czerwca. Ufff! Nieprzyjemne reakcje organizmu zaczynają się podobno dopiero wieczorem( jeśli są nam pisane) zatem pożyjemy, zobaczymy….
W dzisiejszych kawowych opowieściach trochę dat:
Jako pierwsi na świecie małą czarną raczyli się w kawiarniach Arabowie.
Przykład wzięli z nich Turcy, którzy w 1554 roku w Konstantynopolu otworzyli pierwszy tego typu lokal w Europie.
Najstarsza, otwarta w roku 1654 i działająca do tej pory kawiarnia znajduje się w Oksfordzie:
http://www.qlcoffeehouse.com/history-oxford-coffee-house
Dwa lata później kawa trafiła do lokali w Londynie.
We Francji pierwsze bary kawowe powstały około 1660 roku. Ale dopiero w 1669 smak kawy poznały paryskie elity. Było to na przyjęciu wydanym przez posła tureckiego Mustafa Paszę. Za pierwszą prawdziwą paryską kawiarnię uważa się „Cafe Procope” otwartą w 1689 roku.
Poniżej portrety sławnych bywalców tejże kawiarni:
https://tiny.pl/rks3w
„Procop” działa do dzisiaj, jest restauracją i serwuje klasykę francuskiej kuchni.
Jest nowy wpis 🙂
Danusiu, życzę bez skutków ubocznych!
Dziekuje jeszcze raz!
Asiu, Twoje sznurki sprawdze , z pewnoscia beda mnie zabawialy ; pozniej jednak.
No, jest nawal. Dzien moich urodzin odbyl sie wbrew wszelkiej dyscypliny kovidalnej pod postacia objadu na 8 osob. To jest nasz staly sklad – rodzina i dwuch innych. Jeden to staly przyjaciel rodziny, drugi to boyfriend wnuczki. Tak spotykamy sie od roku, od roku w glowne swieta. Glupio jakos, ale nie wiem jak inaczej.
Na obiad byla kaczka. Kaczka wlasciwie tylko tytulowa, bo dokupilismy jeszcze szesc nozek, aby bylo dla wszystkich. Dodatki wlasciwie dyzurne i nie warte wzmianki lecz, nadzienie inne niz takie, ktore by sie moze nasuwalo, bo z kaszy gryczannej. Zapytalem kiedys nieodzalowanego naszego Piotra Gospodarza o nadzienie do gesi, ktore mogloby sie obyc bez jablka i watrobki (wariatstwa z okregu ww osemki). Przypomnialem sobie o tym nadzieniu z kasza gryczanna, ktora mi poradzil. Zapamietale tylko ta kasze, ale postanowilem to rozbudowac. Zagotowalem wiec szklanke kaszy, zeszklilem cebule, dorzucilem 300 g wlasnorecznie nazbieranych grzybow z zamrazarki, zasmazylem i – po smazeniu – zamieszalem szczypiorkiem i pietruszka, tez z zamrazarki. Trzeba oprozniac, bo nowe beda za niedlugo.
Nadzienie mialo wielkie powodzenie!